Nowa AeriaKlient w parze z kłopotami...

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        Na myśl o czekającej ich trójkę podróży, Mikao czuł wyraźną ekscytację. Ile to już lat minęło, odkąd razem z żoną porzucili wędrowny tryb życia…? Tyle, ile liczyła sobie ich córka, czyli… chyba dziewięć. Chyba. Tai bywał tak roztargniony, że zupełnie zapominał o istnieniu czegoś takiego jak kalendarz. W każdym razie, wiele liści opadło z drzew i wiele śniegów stopniało od tamtej pory i mężczyzna zastanawiał się, czy jeszcze choć trochę pamięta, jak to jest nocować pod gołym niebem, podziwiając gwiazdy. Albo kąpać się w leśnym strumieniu, krystalicznie czystym, ale za to zimnym jak lód. No i uważać na to, aby nie usiąść na jakimś mrowisku, nie wejść w gąszcz trującego bluszczu czy nie wpaść w łapy przygodnych rzezimieszków...
        Cóż, teraz miał okazję wszystko to sobie przypomnieć. A przy okazji pokazać Svecie życie inne niż to, które znała do tej pory.
        Na razie jednak wciąż szli przez nieobce im uliczki Nowej Aerii, mijając znajome budynki i twarze. Wiele osób, znając Mikao ze względu na dobrą reputację jego warsztatu, pozdrawiało maga uprzejmym skinieniem głowy lub machało w jego stronę. Speszony tą jawną atencją mężczyzna uśmiechał się pod nosem z zakłopotaniem i nieśmiało odpowiadał na te serdeczności, w charakterystycznym odruchu drapiąc się za uchem. Jego uwadze nie uszedł fakt, że spora część tych osób obrzucała Fenrira podejrzliwymi spojrzeniami. Na to jednak nie mógł nic poradzić. Mikao rzadko widywany był na mieście w towarzystwie, zwłaszcza tak… rzucającym się w oczy, więc obraz maga, idącego ramię w ramię z postawnym smokołakiem, był dość nietypowym zjawiskiem.
        Na słowa Fenrira, dotyczące możliwych nieprzyjemności, Tai zmarszczył lekko brwi i westchnął.
        - Czymże byłaby wycieczka w nieznane bez kilku dodatkowych atrakcji? - mruknął, niby półżartem, jednak w jego głosie dało się wyczuć delikatne napięcie. Przez chwilę milczał, zastanawiając się, jakiej odpowiedzi powinien udzielić towarzyszowi. - Nie martwię się o siebie. Ja sobie jakoś poradzę. Ale ona… - Ruchem głowy wskazał Svetę, podskakującą żywo na ścieżce, kilka kroków przed nimi. - Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało. Nie mówiąc już o tym, że jeśli choć włos spadnie jej z głowy, Nadye przerobi mnie w domu na gulasz… Dlatego chcę, żeby między nami była jasność. W trakcie podróży możesz liczyć na moje wsparcie w niektórych kwestiach. Gdyby doszło do… konfrontacji i gdyby któryś z nas w niej ucierpiał, co oczywiście mam nadzieję, że się nie wydarzy, postaram się posklejać nas ładnie do kupy. Ale moim priorytetem jest zapewnienie bezpieczeństwa mojemu dziecku. Więc jeśli będzie to wymagało wycofania się z obszaru walki, to tak właśnie postąpię.
        Mikao mówił bardzo poważnie. Nie był tchórzem - i nie chciał, by Fenrir miał go za takowego - ale jego doświadczenie w bójkach było niemal zerowe. Poza tym miał miękkie serce i nie był pewien, czy byłby w stanie umyślnie kogoś skrzywdzić. Choć gdyby przyszło mu zrobić to w obronie córki… Miał nadzieję, że nie będzie konieczności, by się o tym przekonać.
        Czuł jednak, że może zaufać smokołakowi. Gdyby tak nie było, nie zdecydowałby się na podróż w pierwszej kolejności. A skoro klamka zapadła, trzeba było zmierzyć się ze wszystkimi konsekwencjami tej decyzji.
        Wychodząc poza mury miasta, Tai obejrzał się jeszcze za siebie. Chwilowo porzucił swój stateczny i na swój sposób satysfakcjonujący żywot miejskiego rzemieślnika i uzdrowiciela w jednym. Czy czuł się z tego powodu źle? Tego jeszcze nie wiedział. Wiedział natomiast, iż Sveta była w siódmym niebie. Podskakiwała w miejscu jak mała sprężynka, a jej ciekawski umysł zapewne już miał w zanadrzu lawinę pytań, którymi dziewczynka ich zasypie, lecz póki co, nie odzywała się ani słowem i wszystkimi zmysłami chłonęła pozamiejską atmosferę wolności. Prawdopodobnie była zbyt podekscytowana, żeby w ogóle móc się odezwać.
        - Wracają stare wspomnienia… - odezwał się cicho Mikao, robiąc nosem głęboki wdech. W myślach cofał się do czasów, gdy razem z Nadye przemierzali piechotą Alaranię, nie wiedząc, gdzie znajdą się za rok o tej samej porze. To były dobre czasy. Co nie znaczy, że te, które nadeszły po nich, w czymkolwiek im ustępowały.
        “No, Sancia, zgadnij kto niebawem wpadnie z wizytą” - pomyślał mag, cofając się jeszcze dalej, w lata swojej młodości i dzieciństwa. Próbował wyobrazić sobie, jak mogła w chwili obecnej wyglądać jego siostra, ale po chwili porzucił te próby. Sanaya nie była osobą, której zachowanie umiałby kiedykolwiek przewidzieć. Trudno więc było powiedzieć, w jaki sposób mógł zmienić się jej wygląd na przestrzeni lat. Mikao dowie się tego dopiero, gdy ją zobaczy.
        Wędrowali kawałek w ciszy, każde najwyraźniej zatopione we własnych rozmyślaniach. Przez chwilę Tai miał ochotę po przyjacielsku zagadać Fenrira, ale ostatecznie wygrała nieśmiałość maga… I jego córka, która zaczęła już zadręczać smokołaka swoją paplaniną, której zdania najczęściej kończyły się znakiem zapytania.
        - … Będziemy polować na jedzonko? Umiesz polować? Nauczysz mnie, jak się to robi? Przyjaciółka mi opowiadała, że w lesie można znaleźć dużo smacznego jedzenia. Skąd ono się w nim bierze? I dlaczego w mieście trzeba za nie płacić, skoro tutaj można je znaleźć i nie płacić nic? Gdybym mogła, zamieszkałabym w lesie i nie musiałabym mieć pieniążków, tato nie musiałby tyle pracować i mógłby swoją magią tworzyć dla mnie tyle fajnych rzeczy…!
        Mikao przysłuchiwał się tej mocno jednostronnej rozmowie, czując jak dopadają go wyrzuty sumienia. Ostatnio rzeczywiście tak dużo uwagi poświęcał pracy - i tej za pieniądze, i tej w ramach bycia dobrym człowiekiem dla innych - że istotnie nieco zaniedbał ojcowskie obowiązki. Cóż, może podczas podróży zdoła nadrobić czas, który powinien był poświęcić swojemu dziecku… I zapewnić jej wspomnienia, które zostają do końca życia.
        Oby tylko jak najlepsze.
        - Jak długą drogę zamierzamy dzisiaj przebyć? - odezwał się nagle w stronę Fenrira. Nie zamierzał narzekać, ale ani on, ani Sveta, nie byli przyzwyczajeni do długodystansowych wędrówek i miał nadzieję, że nie będą zbytnio opóźniać marszu. - I jak długo w zasadzie zajmie nam droga do… gdzie Sanaya obecnie przebywa?
        Czy Fenrir wspominał coś wcześniej o miejscu zamieszkania San? Możliwe. Mikao jak zwykle zapomniał, żeby to zapamiętać… Ech. Musiał się skupić. Nieuwaga czasem może słono kosztować, o tym mag wiedział doskonale. A przysparzanie problemów było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Smokołak – przyzwyczajony już do różnych spojrzeń, którymi obdarowywali go mieszkańcy miast i podróżnicy, których spotykał – nie przejmował się tym, jak patrzą na niego i jego towarzysza osoby, które chyba znały Mikao. Co prawda, ludzie ci nadal witali się z mężczyzną, jednak uwadze Fenrira nie umknęło też to, że ich nastawienie zmieniało się momentalnie, gdy tylko spoglądali na niego i jego łapę. Nie przejmował się tym, chociaż w takich sytuacjach przypomniały mu się dawne lata, gdy jeszcze źle się czuł z tym, że wyglądał inaczej i tym, że ludzie patrzyli na niego raczej nieprzychylnie, a przynajmniej zdecydowana ich większość, bo zdarzali się tacy, którzy zdawali się po prostu tego nie widzieć albo nie patrzyli na łapę jak na coś odmiennego, a bardziej, jak na coś normalnego, co po prostu jest częścią jego ciała. Wtedy też – lata temu – w takich sytuacjach najczęściej od razu kierował się w stronę bramy wyjściowej, przyspieszając kroku na tyle, żeby poruszać się szybkim marszem, ale też nie tak mocno, żeby przejść do truchtu lub biegu, bo tym mógłby zwrócić na siebie jeszcze większą uwagę – i to nie tylko zwykłych mieszkańców, lecz także strażników miejskich.
         – Nie będę miał ci za złe, jeśli postanowisz schować się gdzieś razem z córką albo uciec z niebezpiecznego miejsca. Zdaję sobie sprawę z tego, że jej bezpieczeństwo jest dla ciebie najważniejsze – odpowiedział smokołak. Mówił spokojnie, a w jego głosie dało się wyczuć to, że mówi prawdę, co jeszcze bardziej powinno uświadomić Mikao, że Fenrir rzeczywiście tak uważa. Zdawał sobie sprawę, że Sveta jest dzieckiem, które – w razie czego – będzie wymagało ochrony i zapewnienia jej bezpieczeństwa, o które sama nie będzie mogła się postarać. Fenrir już wcześniej mówił, że ma zamiar ochraniać zarówno ją, jak i jej ojca – i miał zamiar dotrzymać tej obietnicy do samego końca, czyli do momentu, w którym dotrą do miejsca, w którym mieszka Sanaya.

        W końcu dotarli do bramy wyjściowej z miasta, a smokołak kolejny raz poczuł się trochę lepiej, będąc na terenach znajdujących się poza siedzibami ludzkimi. Widział też, że córce Mikao taka wyprawa naprawdę się podoba – widać to było po jej zachowaniu i sposobie, w jaki się poruszała. Zmiennokształtnemu nie przeszkadzało to, że dziewczynka nadal szła… a raczej podskakiwała, kilka kroków przed nimi, dopóki otaczały ich jeszcze jakieś ślady cywilizacji. Takie, które były czymś więcej niż tylko drogą, na której widać było ślady kopyt, butów i przejeżdżających tędy wozów.
        Po jakimś czasie przekroczyli niewidoczną granicę między jednym obszarem i drugim. Fenrirowi właściwie nie przeszkadzała ta cisza, która zapanowała, bo sam nie był też osobą, która jako pierwsza zaczynała rozmowę tylko po to, żeby właśnie pozbyć się tego braku głosu w powietrzu.
         – Lepiej byłoby, gdyby szła bliżej nas – odezwał się, mówiąc o córce Mikao, która nadal wyprzedzała ich o dobrych kilka kroków. Już miał dodać, żeby może zawołał ją w ich stronę i powiedział jej, żeby nie oddalała się za bardzo, jednak Sveta sama się do nich zbliżyła, zanim jeszcze Fenrir zdążył odezwać się ponownie.
         – W lesie żyją zwierzęta, które można upolować i później upiec ich mięso nad ogniskiem. W lasach można też znaleźć różne rośliny jadalne jak jagody, poziomki albo maliny. Myślę, że wzięliśmy ze sobą spore zapasy jedzenia i nie będziemy musieli polować… ale jeśli się uda, możemy poszukać owoców leśnych – odpowiedział zmiennokształtny. Już wcześniej, poprzedniego dnia, gdy jadł kolację z Mikao, jego żoną i Svetą, na własnej skórze przekonał się, że dziewczynka lubi zadawać dużo pytań.
         – Lasy… hmm… jakby to powiedzieć… Są miejscami, w których panują inne, naturalne zasady. Są też schronieniem dla zwierząt, które żyją tu, pożywiają się i zwiększają swoją liczebność, co także dotyczy roślin. Oczywiście, można szukać ich i polować samemu, nie płacąc przy tym za mięso, skóry czy właśnie owoce leśne, ale jeśli kupuje się je, to wtedy tak naprawdę płaci się za pracę innych, jak na przykład myśliwych, którzy musieli wytropić i upolować zwierzę, którego mięso i skórę później albo sprzedają sami, albo sprzedaje je handlarz, który wcześniej kupił je właśnie od nich – dopowiedział. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie rozmawia z osobą dorosłą, więc musiał mówić trochę prościej tak, żeby dziewczynka zrozumiała go. Nie był pewien, czy mu się to udaje, ale cóż, starał się mówić w sposób, który uważał za odpowiedni.

        Przeniósł spojrzenie na Mikao, gdy zapytał go o to, jak długo będą podróżować.
         – Myślę, że was zmęczenie marszem dopadnie szybciej niż mnie, więc to ono będzie wyznacznikiem tego, jaką odległość pokonamy danego dnia. Po prostu mówcie otwarcie, gdy będziecie zmęczeni i wtedy poszukamy jakiegoś miejsca na krótki albo dłuższy odpoczynek – odparł. Nie czuł potrzeby dodawania, że on jest przyzwyczajony do długich marszy, bo Mikao na pewno domyślił się tego po wypowiedzi, która przed chwilą padła z jego ust. Z drugiej strony, Fenrir nie miał im też za złe tego, że podróż w takiej grupce może zająć więcej czasu niż wtedy, gdy odległość tą pokonywałby sam. Wiedział, że na świecie żyją ludzie, którzy mają swój dom, rodzinę i obowiązki, no i przez to wolą osiedlić się w jednym miejscu, zamiast podróżować po wielu, w żadnym z nich nie znajdując sobie kąta dla siebie. Znaczy… od jakiegoś czasu właściwie miał osobę, do której chciał wracać i też dom, w którym alchemiczka mieszkała, jednak już tak bardzo był przyzwyczajony do podróży, że najpewniej minie trochę czasu, zanim powie jej, że właściwie to może z nią zamieszkać i to na dłużej.
         – Sama droga powinna zająć nam… kilka dni. Na pewno nie więcej niż dwa tygodnie marszu, a jeśli spotkamy jakiś wóz, którego właściciel będzie chciał nas ze sobą zabrać, to może dotrzemy na miejsce jeszcze szybciej – odpowiedział, wcześniej chwilę zastanawiając się nad odległością i tym, ile – mniej więcej – będą w stanie przejść w ciągu jednego dnia. Postanowił też nie wspominać o tym, że prawdopodobnie komuś takiemu będzie trzeba zapłacić i to właśnie on zajmie się kwestią opłaty. Był najemnikiem, który zajmował się różnymi rzeczami, jednak jeśli chodziło o rodzaj pracy to… był dość elastyczny i przez to prawie zawsze udawało mu się znaleźć coś do zrobienia, przy czym będzie mógł też zarobić – dlatego też nie narzekał na brak ruenów lub małą ich liczbę.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

         “Co właściwie stało na przeszkodzie, żeby kontynuować taki tryb życia po narodzinach Svety?” - zastanawiał się Mikao, kiedy jego córka zajęła się dręczeniem rozmową ich towarzysza podróży. Opuściwszy warsztat, odkrył, że ma teraz aż nadmiar czasu na rozmyślanie i zbyt mało spraw, o których mógłby rozmyślać. Poza, oczywiście, wyszukiwaniem w głowie najgorszych możliwych scenariuszy, które mogłyby przytrafić się jego rodzinie.
         O dziwo, czuł się całkiem dobrze, wędrując w nieznane, z dala od zgiełku miasta i wszędobylskich żebraków, którym nigdy nie umiał odmówić. Może i nie był już tym samym żądnym przygód młodzieniaszkiem - chociaż zapałem Sveta nadrabiała za ich oboje, a nawet więcej - lecz zachowywał niezłą kondycję, a świeże powietrze i zapach natury zdecydowanie mu służyły. Błądził myślami po niesprecyzowanych ścieżkach, jednym uchem słuchając rozmowy córki z Fenrirem. Uśmiechał się pod nosem. Był pewien, że podczas tej podróży dziewczynka wiele się nauczy; na pewno więcej, niż biegając całymi dniami po mieście z lokalnymi urwisami, robiąc kawały staruszkom i strażnikom miejskim…
         - Chciałabym zobaczyć polowanie. Chciałabym upolować dzika! - oświadczyła Sveta, nadal na krok nie odstępując Fenrira. - O, a mogłabym sama go wypatoczyć? Pochwalę się potem Gohanowi, bo on ciągle opowiada, że kiedyś wypatoczył wiewiórkę, ale ja jestem pewna, że nigdy niczego nie patoczył, bo to zwykły cienias - wydęła usta w ciup.
         - Sveta… - mruknął Mikao pod nosem, posyłając córce karcące spojrzenie.
         - A ty, tato, wypatoczyłeś kiedyś jakieś zwierzę?
         - Wypatroszyłem niejedno, owszem. Ale to było dawno temu - dodał szybko, widząc, że dziewczynce już zaświeciły się oczy - i nie wiem czy teraz umiałbym zrobić to tak wprawnie jak kiedyś. Choć, jeśli będzie okazja, możemy się o tym przekonać, co ty na to?
         - Tak! - Sveta wyszczerzyła ząbki i ponownie zwróciła się do Fenrira pseudokonspiracyjnym szeptem. - Wiedziałam, że mój tato wcale nie jest cieniasem…!
         Mikao pokręcił głową z mieszanką zażenowania i niedowierzania. Poprawił rzemyk zarzuconej przez ramię torby, nasunął okulary głębiej na nos i westchnął głęboko, acz pogodnie. Pokiwał głową, przyjąwszy do wiadomości informacje na temat planowanej długości podróży. Nie odezwał się w odpowiedzi, gdyż po prostu nie było już chyba nic do dodania, a sztuczne podtrzymywanie rozmowy nie leżało w charakterze maga.
         Słońce świeciło jeszcze wysoko, chowając się co jakiś czas za pojedynczymi chmurami; dzień był nadal bliższy swemu początkowi niż końcowi, podobnie jak wędrówka, która czekała podróżników. Na pewno będą musieli jeszcze dzisiaj zrobić kilka mniejszych przerw, ze względu na Svetę, która jakkolwiek energiczna i pełna zapału by nie była, nadal pozostawała tylko dziewięciolatką i ograniczały ją możliwości jej drobnego ciała. Na razie jednak się nie zapowiadało, by entuzjazm miał ją szybko opuścić. Zostawiwszy w końcu w spokoju smokołaka, biegała od jednego krańca ścieżki do drugiego, zbierając wszystko, co uznała za godne zainteresowania i chowała swe znaleziska do sakiewki, w którą matka wyposażyła ją dokładnie w tym celu. Co jakiś czas jeden z mężczyzn upominał ją, by zanadto się nie oddalała, jednak droga przed nimi póki co była prosta i jakieś większe zagrożenie raczej byłoby widoczne z daleka. Sytuacja ulegnie zmianie, kiedy wejdą do lasu, więc tak długo, jak środowisko sprzyjało, Mikao chciał pozwolić córce korzystać z poznanej właśnie swobody. Poza tym… chciał móc porozmawiać z Fenrirem bez bądź co bądź wścibskiej dziewięciolatki, która nie powinna słuchać wszystkich dorosłych spraw.
         - Kim są ludzie, bądź nieludzie, którzy na ciebie polują? - spytał bez ogródek, nie spuszczając wzroku z rzucającej kamieniami do potoku Svety. Nie chciał być wścibski, ale wiedząc zawczasu, z czym może mieć do czynienia, mógł lepiej przygotować się na różne ewentualności. Wątpił w swoją wartość jako wojownika, ale przecież dobra drużyna nie składała się wyłącznie z osób nastawionych na zadawanie obrażeń. Jako medyk mógł okazać się równie przydatny, chciał więc wiedzieć, jaki rodzaj urazów wchodził w grę. Rany cięte, kłute, szarpane, poparzenia, połamane kończyny, trucizny, szeroko rozumiane zaklęcia ofensywne lub klątwy… Z tymi ostatnimi Mikao miał nadzieję nie mieć styczności, bo długotrwałe efekty magiczne potrafią być upierdliwe i ciężkie do odwrócenia, chociaż w zasadzie w warunkach polowych każde z wyżej wymienionych obrażeń mogło okazać się katastrofalne w skutkach. Na szczęście mag zawsze miał przy sobie awaryjny zapas przydatnych narzędzi - jak scyzoryk, igła z nićmi czy niewielkie cążki - poupychanych w kieszeniach ubrań.
         - Nie muszę wnikać w szczegóły konfliktu, ale nie jestem szczególnie silny fizycznie, dlatego im więcej wiem o zagrożeniu, tym większą mam szansę, żeby obrócić sytuację na swoją korzyść. A na razie mogę się domyślić, że jest mowa o gościach, którzy nie są “cieniasami” - uśmiechnął się niemrawo, stukając się palcem w obojczyk, co miało symbolizować uszkodzoną wcześniej zbroję smokołaka.
         - Cóż, mam nadzieję, że uda nam się uniknąć bliższej konfrontacji.
         Miał jednak złe przeczucia w tej kwestii.
         Mniej więcej po dwóch godzinach od wyruszenia z miasta, Sveta zaczęła przejawiać pierwsze oznaki zmęczenia. Widać było jednak po niej, że starała się trzymać dzielnie i nie pokazywać po sobie, że potrzebuje przerwy. Biegała jeszcze bardziej chaotycznie i - o ile to w ogóle możliwe - zadawała mężczyznom jeszcze więcej pytań, od czasu do czasu chwaląc się tym, co udało jej się do tej pory znaleźć. W końcu jednak musiała się poddać.
         - Czy możemy stanąć na chwilkę? Tylko na pięć minut, obiecuję!
         Okolica wydawała się spokojna, a leżące tu i ówdzie kamienie wielkości ludzkiej głowy nie były najgorszym miejscem, by przycupnąć na chwilę i nawodnić organizm. Ostateczna decyzja odnośnie postoju jednak należała do przywódcy tej wycieczki; rzemieślnik nie chciał i nie zamierzał się rządzić. On sam nie odczuwał jeszcze konieczności odpoczynku, ale w końcu był dorosłym mężczyzną i wytrzymałością daleko przewyższał cztery razy młodsze dziecko, które nigdy nie miało do czynienia z tego typu wysiłkiem fizycznym. Postanowił jednak trochę się podroczyć z córką.
         - Czyżby ktoś tu się zmęczył? - spytał, unosząc brew.
         Wywołało to natychmiastową falę gniewu, widoczną na twarzy Svety.
         - Chyba ty! Ja mogę iść tak cały dzień! Iść i iść, i iść, i tak aż na koniec świata! Tylko… moje nogi nie chcą działać… O nie,a jeśli moje ręce też przestaną działać? Nie będę wtedy mogła niczego wypatoczyć…!
         Mikao powstrzymał szczerą ochotę, żeby parsknąć śmiechem i jedynie poczochrał rude włosy córki (za co otrzymał zirytowane prychnięcie). I zastanawiał się, po kim, na Prasmoka, to dziecko odziedziczyło takie zamiłowanie do krwi i przemocy...
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Dlaczego miał wrażenie, że w trakcie tej podróży będzie mówił tyle, ile wcześniej nigdy nie mówił w tych wszystkich, które miał już za sobą? No tak, Sveta, córka Mikao. Dziewczynka była rozgadana i jednocześnie ciekawiło ją właściwie wszystko, co ją otaczało albo, co było związane z nim samym lub miejscem, do którego się udają. Może wyjdzie mu to na dobre? Teraz jeszcze tego nie wiedział i pewnie dowie się dopiero wtedy, gdy zacznie widzieć jakieś zmiany w sobie, które mogłyby być z tym powiązane. Poza tym… nadal miał małe wątpliwości co do tego, czy w ogóle dobrym pomysłem była ta propozycja i, czy nie okaże się, że Sanaya nie zareaguje pozytywnie na takie spotkanie z bratem i jego córką. Jeśli tak będzie, to nie będzie miał nic przeciwko wzięciu winy na siebie – chociaż wydawało mu się, że tak źle nie będzie.
         – Dziki są zbyt niebezpieczne dla małych dziewczynek – odpowiedział jej smokołak. Nie miał zamiaru jej okłamywać i mówić jej, że na pewno uda jej się upolować takie zwierzę. Leśne, dzikie zwierzę, z którym spotkanie może być groźne dla dorosłego mężczyzny, a co dopiero dla kogoś, kto ma przed sobą jeszcze całe życie.
         – Mogłabyś też nie dać rady naciągnąć odpowiedniego łuku lub kuszy. Bo, widzisz, łuk musi mieć odpowiedni naciąg i być odpowiedniej wielkości, żeby móc rozpędzić strzałę tak, żeby przebiła grubą skórę dzika – dopowiedział, przy okazji tłumacząc też jej, o co chodziło mu w pierwszym zdaniu. Wolał nie zostawiać tego jej domysłom.
         – Patroszenie zwierzęcia też nie jest czymś przyjemnym – dodał na koniec, jednak tego już nie rozwinął. Niekoniecznie chciał opowiadać o zapachu krwi, wnętrzności czy nawet martwego ciała. Mógłby jedynie wspomnieć, że zajęcie brudzi ubrania i ciało, jednak to też zostawił dla siebie i nie wspomniał o tym słowem. Niektórych rzeczy nie powinno się mówić małym dziewczynkom, nawet tak ciekawskim, jak Sveta.

         – Grupa bandytów grasujących w okolicznych lasach. Napadli na mnie w drodze do miasta, może myśleli, że będę dla nich łatwym celem. Starłem się z ich przywódcą, wcześniej pozbawiając życia tych, którzy rzucili się na mnie w pierwszej kolejności. Ten człowiek musiał skądś zdobyć magiczną buławę i walczył nią naprawdę dobrze. Uszkodził mi pancerz, co zresztą widziałeś na własne oczy. Wycofałem się za mury miasta, ale krzyczeli za mną, że mnie znajdą i dokończą to, co zaczęli – odpowiedział towarzyszowi podróży. Nie wyglądał na przejętego tym wszystkim, nawet tym, o czym wspomniał na koniec tej krótkiej opowieści.
         – Nie przejmowałbym się tym, że w czasie podróży natkniemy się na nich… Tacy ludzie rzadko kiedy dotrzymują takich „obietnic” - dodał jeszcze. Nie chciał oczywiście, żeby Mikao się tym przejmował. Co prawda, w jego głowie kłębiły się też myśli związane ze scenariuszem, w którym ci bandyci robią jednak to, co mu powiedzieli, że zrobią, ale nie miał zamiaru wspominać o tym bratu Sanayi. Po chwili westchnął, co było nie tylko sygnalizacją tego, że zmienił zdanie na temat czegoś, o czym – na razie – on sam wiedział, lecz też było związane z tym, co powiedział mężczyzna.
         – Jeżeli doszłoby do starcia z nimi, to tak naprawdę musielibyśmy się wtedy przejmować tylko ich przywódcą… którego wezmę na siebie. Reszta walczy bardzo przeciętnie, czyli tak, jak typowi bandyci, którzy walki uczyli się albo samodzielnie, albo od kolegów „po fachu”, którzy też znajdowali się w ich grupie – odparł, nawet wtedy był nie do końca przekonany, czy na pewno chce o tym mówić i może niepotrzebnie straszyć towarzyszy podróży, a także sprawiać, że w ich głowach – zwłaszcza w głowie Mikao – może pojawić się myśl o zagrożeniu, które jest szansa, że może nadejść.
         – Tak… Też wolałbym, żeby nasza podróż przebiegła spokojnie – dodał jeszcze. Nie przeszkadzałoby mu to, że bandyci i ich przywódca rzeczywiście mogliby zaatakować, jeśli podróżowałby sam. Teraz, gdy musiałby bronić życia nie tylko swojego, lecz także dwóch osób, z którymi podróżuje… taki scenariusz nie jest czymś pożądanym.

        W swoich obliczeniach odnośnie czasu podróży, chyba niekoniecznie przewidział to, że będą musieli zatrzymywać się więcej niż dwa razy w ciągu dnia. Nie przewidział, że Sveta będzie ciągle biegała, zachwycała się przyrodą i zbierała to, co akurat wyda jej się ciekawe – może myślał, że dziewczynka będzie bardziej spokojna, zwłaszcza wtedy, gdy będą odpowiadali na jej pytania.
         – Poszukajmy jakiegoś odpowiedniego miejsca i zatrzymajmy się na chwilę – odparł, zgadzając się na odpoczynek. Wiedział, że Sveta nie będzie mogła podróżować tak długo, jak on czy Mikao, ale, cóż, jednak zakładał nieco mniej postojów. Nie miał też zamiaru zmuszać ją do marszu i do tego, żeby odczuwała jeszcze więcej zmęczenia, dlatego też zgodził się na zatrzymanie się w jakimś dobrym do tego miejscu.
        Kamienie na jednej ze stron pobocza wydawały się odpowiedniej wielkości, żeby można było na nich usiąść, jednak Fenrir chciał znaleźć też jakieś drzewo, które będzie nad nimi rosło i zapewni im trochę cienia, aby nie musieli siedzieć bezpośrednio na słońcu. Dojrzał je już kilka kroków później, wyłoniło się zza niewielkiego wzniesienia, po którym biegła droga.
         – Myślę, że tam możemy się zatrzymać – powiedział to i wskazał dłonią drzewo, a także spore kamienie, które znajdowały się w jego cieniu. Już z tego miejsca było widać, że jest tam trochę chłodniej niż na drodze, na którą padają promienie słońca. Chociaż… gdy podeszli bliżej, smokołak zauważył, że trawa tu rosnąca wydaje się na tyle długa, że można usiąść bezpośrednio na niej, a plecy oprzeć o pień drzewa. Jak postanowił, tak zrobił.
         – Bezpośrednio na ziemi siedzi się wygodniej niż na kamieniu – odezwał się, a słowa te jednocześnie były wytłumaczeniem tego, co zrobił, a także propozycją związaną z tym, żeby pozostała dwójka może też zrobiła podobnie, nawet jeśli plecami opieraliby się o kamienie, a nie o drzewo, jak on. Nie był też głodny, jeszcze nie przynajmniej, jednak nie był jedynym, który nosił zapasy jedzenia, bo przecież Mikao też na pewno zabrał je zarówno dla siebie, jak i dla swojej córki.
         – Cisza, spokój… Czasem chciałoby się zostać w takim miejscu na dłużej – powiedział trochę ciszej, jakby słowa te kierował bardziej do siebie.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

         Gdyby Nadye podróżowała razem z nimi, zapewne nie pozwoliłaby Svecie na taką ilość swobody, na jaką godził się Mikao. Mag był tym bardziej wyrozumiałym z rodziców - nie potrafił utrzymać surowej postawy względem córki, nawet jeśli bardzo się starał - w związku z czym to do niego dziewczynka zawsze przybiegała, kiedy zdarzyło jej się coś napsocić. Wyjątkiem były chwile, w których rzemieślnik oddawał się eksperymentom w stolarni, gdyż wtedy nikt nie powinien ryzykować zakłócania jego pracy, o czym wiedzieli wszyscy, którzy choć trochę znali Mikao. Teraz wprawdzie Sveta nie psociła aż tak, lecz nie sposób było nie odczuć jej obecności i od matki już dawno dostałaby reprymendę za robienie wokół siebie zbytniego zamieszania. Tai jednak przez większość czasu nie ingerował w jej poczynania ani też w rozmowę z Fenrirem; rozumiał głód wiedzy, przepełniający teraz dziewczynkę, jak niegdyś jego samego i podejrzewał, że gdyby smokołakowi istotnie przeszkadzało zachowanie Svety, sam w jakiś sposób zwróciłby jej uwagę.
         Mag czuł się nieco niezręcznie, poniekąd zrzucając ciężar mentorowania dziewięciolatce na Fenrira, ale nie do końca było to od niego zależne. Svetę interesowało wszystko, co nowe, więc nowy towarzysz podróży chwilowo stał się dla dziewczynki wyższym autorytetem niż ojciec, którego widziała na co dzień i znała od tej całkowicie zwyczajnej strony. Mikao odnotował też, z niejakim zdziwieniem, że smokołak miał zaskakująco dobre podejście do dzieci - a przynajmniej doskonale zdawało ono egzamin w przypadku Svety, której zapału nie ostudziły odpowiedzi Fenrira; wręcz przeciwnie, dziewczynce zdawał się podobać fakt, że mężczyzna nie mamił jej obietnicami dobrymi dla małych dzieci, ale otwarcie mówił o zagrożeniach związanych z polowaniem na leśną zwierzynę, mimo iż części słów - zwłaszcza związanych z technicznymi kwestiami użytkowania kuszy - zwyczajnie nie rozumiała.
         - A jak będę duża i silna to będę mogła upolować dzika? - Nie dawała za wygraną. - A czy ty umiesz upolować dzika? Albo niedźwiedzia? Na pewno tak, bo jesteś duży i silny. Gdybym była taka jak ty, chłopcy z miasta nie mogliby mi dokuczać, ale jestem mała i jestem dziewczyną. Niedobrze jest być dziewczyną, wiesz? Chłopcy próbują cię ciągnąć za włosy albo szczypać, a tobie nie wolno nikogo szczypać, bo grzecznym dziewczynkom nie wypada się tak zachowywać. - Sveta westchnęła ostentacyjnie. - Mama ciągle tak mówi i się złości, że jestem łobuzica i że powinnam więcej się bawić z innymi dziewczynkami, ale one są nudne i tylko by gadały zamiast zrobić coś ciekawego. Może oprócz Kuny, Kuna jest w porządku. I nikt jej nie dokucza, chociaż też jest dziewczyną, ale jest prawie jak chłopak, bo wszystko jej wolno i z nią zawsze są jakieś przygody…! Tylko nie mów o tym mamie, bo znowu będzie zła - dodała szybko, kładąc palec na ustach.

         - Hm… - mruknął Mikao, analizując informacje o wrogach Fenrira. Buława czyli zmiażdżone lub poszarpane tkanki, możliwe złamania, krwotoki wewnętrzne… Niezbyt przyjemne obrażenia i nie najłatwiejsze w leczeniu, ale zazwyczaj nieskutkujące natychmiastową śmiercią, jak na przykład precyzyjne pchnięcie mieczem czy włócznią. Martwić się trzeba tylko przywódcą, zatem Tai mógł wstępnie założyć, że jego umiejętności samoobrony okażą się wystarczające i nie będzie musiał przechodzić do ofensywy. Nie znał się na sztukach walki i zupełnie nie umiał się bić, ale… posiadał asa w rękawie w postaci znajomości magii życia. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się użyć jej w celach innych niż uzdrawianie, lecz miał świadomość tego, iż może ona być wykorzystana do osiągnięcia dokładnie odwrotnych efektów. Na samą myśl, że miałby kogoś skrzywdzić - lub, nie daj Prasmoku, zabić - czuł zimny dreszcz, idący od klatki piersiowej w kierunku dłoni. A jeszcze gdyby Sveta była tego świadkiem… Mikao nie chciał, żeby widziała w nim mordercę, nawet jeśli uśmierciłby kogoś w obronie własnej.
         Na szczęście Fenrir uważał, że ryzyko ataku jest znikome. I dobrze. Im dłużej trzymali się z dala od kłopotów, tym lepiej.

         Zacieniony kawałek terenu pod drzewem rzeczywiście wydawał się odpowiednim miejscem na zatrzymanie się. Idąc za przykładem smokołaka, Tai usiadł na trawie, opierając się o kamień. Podłoże było przyjemnie ciepłe, mimo tego, że na tę część nie padały bezpośrednio promienie słońca. Sveta, która obrała sobie za cel naśladowanie Fenrira we wszystkim, w czym tylko była w stanie go naśladować, również przycupnęła na ziemi obok innego kamienia i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Mag zdjął z ramienia torbę i wyjął z niej bukłak z wodą, podając go córce. Sam jeszcze nie zamierzał pić. Nie wziął ze sobą tygodniowych zapasów, a nie wiadomo, kiedy wędrowcy natrafią na możliwość uzupełnienia ich, dlatego starał się oszczędzać wodę, póki pragnienie jeszcze mu nie doskwierało. Nieprzyzwyczajony do bezczynnego siedzenia, sięgnął po grubszy patyk, leżący obok jego nogi i wyjąwszy z kieszeni scyzoryk, okroił gałązkę z kory, po czym zaczął strugać w drewnie, pogwizdując przy tym cicho.
         Uśmiechnął się w reakcji na stwierdzenie Fenrira. W czasach, gdy podróże stanowiły jego codzienność, Mikao często wygłaszał podobne komentarze, gdy razem z Nadye zatrzymywali się w jakiejś miłej okolicy. Wtedy jednak owe podróże nie miały większego celu niż wędrówka sama w sobie, co stanowiło dość wygodny tryb życia dla dwojga ludzi bez zobowiązań. Tymczasem aktualne zobowiązanie chyba zapomniało, że dosłownie przed chwilą twierdziło, iż ze zmęczenia nie ma siły dalej iść. Bardzo szybko znudziwszy się odpoczynkiem, Sveta wstała i skacząc po kamieniach, zbliżyła się do drzewa, pod którym siedział Fenrir, by po chwili chwycić pień w próbie wspięcia się na jedną z gałęzi.
         - Dziecko kochane - odezwał się Mikao, na razie jedynie przyglądając się poczynaniom córki. - Spadniesz, połamiesz się i kto cię będzie potem niósł przez całą drogę, hm?
         - Nikt. Bo ty mnie poskładasz i wyleczysz, jak Kunę - odparła rezolutnie dziewczynka.
         - To ci mądralińska… - Mag pokręcił głową. - Skoro masz tyle energii, to chyba znaczy, że możemy iść dalej.
         - Ależ ja jestem zmęczona! Tylko że chciałam być zmęczona na drzewie, a nie na ziemi, bo z góry na pewno widać całą okolicę, a ja chcę ją zobaczyć. Pomożesz mi się tam wspiąć? Proszę - zwróciła się do smokołaka, wyciągniętą ręką wskazując gałąź, która znajdowała się niezbyt wysoko nad nimi. - Kuna umie sama wchodzić na drzewa, nawet na takie duże, bo robiła to już wiele razy. I ja też chcę się tego nauczyć, bo Gohan mówi, że dziewczyny są za słabe, żeby umieć się wspinać, ale mówi tak dlatego, że na pewno sam tego nie potrafi i jest zazdrosny. I mówi też, że dziewczyny nie umieją się bić. Czy to prawda? Biłeś się kiedyś z jakąś dziewczyną?

         Mikao musiał przyznać, że czuł ulgę, kiedy wyruszyli w dalszą drogę. Mimo iż Sveta zarzekała się, że naprawdę była zmęczona, nie umiała spokojnie usiedzieć w miejscu i podczas postoju była jeszcze bardziej męcząca niż zazwyczaj, zwłaszcza nie dając spokoju smokołakowi. Mag zastanawiał się, jak daleko sięga cierpliwość mężczyzny i kiedy się ona wyczerpie.
         - Polubiła cię - stwierdził w pewnym momencie, gdy szedł obok Fenrira, a Sveta akurat oddaliła się od nich na parę kroków, pozostając jednak w zasięgu ich wzroku. - Jeśli masz jej dość lub będziesz miał, a jestem przekonany, że w końcu dojdzie do takiej sytuacji, po prostu powiedz, bym zwrócił jej uwagę lub sam ją upomnij. To dobre dziecko, na pewno cię posłucha… na jakiś czas.
         - Ciekawi mnie, jak Sancia zareaguje na mój widok. No i na widok Svety… Nie miałem z nią kontaktu od lat, więc biedaczka chyba nie ma pojęcia, że została ciotką. - Tai zaśmiał się lekko i podrapał się po karku. - Trochę się denerwuję tym spotkaniem - przyznał. - Po ucieczce z akademii magicznej nie mogłem do niej pisać, bo wówczas to mnie i Nadye ścigali dość nieprzyjemni ludzie i nie chciałem ryzykować, że wpadną na nasz trop. Ale tego Sanaya nie wie i mam nadzieję, że nie jest na mnie śmiertelnie obrażona za to wieloletnie milczenie…
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

         – Pewnie, tylko najpierw będziesz musiała mieć narzędzia potrzebne do tego, żeby upolować dzika, a później znaleźć miejsce, w którym można spotkać dziki. Zwierzynę, na którą się poluje często, trzeba najpierw wytropić, chociaż dziki akurat występują na tyle często, że odnalezienie ich nie jest trudne – odpowiedział dziewczynce. Nie wiedział, kim będzie chciała zostać Sveta, gdy już dorośnie. Pójdzie w ślady jednego z rodziców, czy może obierze swoją własną ścieżkę, która będzie czymś nowym i jednocześnie czymś, co jej się naprawdę spodoba? Trochę dziwnie poczuł się, gdy zaczął się nad tym zastanawiać. Dlaczego? Bo wydawało mu się, że takie myślenie pasuje bardziej do rodzica, a nie do kogoś, kto nie ma dzieci i póki co niekoniecznie myśli o tym, żeby je mieć.
         – Umiem, pewnie, chociaż nie jestem myśliwym i nie zajmuję się polowaniami na zwierzęta – udzielił odpowiedzi na jej pytanie. Przypomniał sobie też polowanie, w którym brał kiedyś udział i, które zorganizowali mieszkańcy wioski, w której mieszka Sanaya. Wioska ta zresztą przecież była też celem ich aktualnej podróży i, cóż, Fenrir raczej pozytywnie reagował na to, że będzie mógł ponownie spotkać osoby, które mieszkają w Sadach. I cieszyła go też wizja ponownego spotkania z samą Sanayą, z tego akurat cieszył się najbardziej i nie było to niczym dziwnym.
         – Dziewczyny też mogą się bronić, według mnie niczego złego nie ma w nie pozwalaniu na to, żeby chłopcy ci dokuczali – odparł, co również było odpowiedzią na pytanie Svety. Kolejne pytanie. Jedno z wielu, które smokołak już usłyszał i na pewno usłyszy ich jeszcze więcej. Było to nawet trochę męczące, może głównie dlatego, że nie do końca był przyzwyczajony do długich wypowiedzi, których on sam był źródłem. Przy okazji spojrzał też w stronę Mikao, może po to, żeby upewnić się, że może tak mówić do jego małej córki. Nie chciał niepotrzebnie wpajać czegoś, czego nie pochwalał jej ojciec.

        Gdy już dotarli na miejsce, w którym mogli odpocząć i wygodnie się tam ulokowali, Fenrir postanowił zaspokoić narastające pragnienie, które możliwe, że bardziej spowodowane było przez ilość słów, które wypowiadał niż przez to, że świeci słońce i przez to powietrze jest ciepłe. Zauważył, jak Sveta próbuje go naśladować, jednak w ogóle się tym nie przejął i raczej nie będzie zwracał na to uwagi, dopóki dziewczynka nie postanowi naśladować go w czymś… po prostu niebezpiecznym. Gdy siedzieli w ciszy, zmiennokształtny przez chwilę dał się porwać swoim myślom, które krążyły przy tej podróży i także przy złodziejach, których spotkał wcześniej. Niby powiedział, że jest raczej mała szansa na to, iż ich zaatakują, to i tak obawiał się tego i to prawdopodobnie właśnie dlatego, że podróżują z małą dziewczynką. Osóbką, która właśnie się do niego odezwała – dlatego też Fenrir spojrzał na nią. Na szczęście w porę usłyszał jej pytanie, a raczej prośbę, bo pomoc we wspięciu się na drzewo była bardziej tym drugim, niż tym pierwszym.
         – Użyj mojej dłoni jako stopnia – powiedział do niej, a po chwili wstał i otworzył Smoczą Łapę. Łuska, która ją pokrywała, zapewniała większą przyczepność, niż skóra na tej normalnej dłoni.
         – Daj nam znać, jak zobaczysz stamtąd coś ciekawego albo, jeśli będziesz chciała stamtąd zejść – powiedział do niej, gdy Sveta siedziała już na gałęzi, na którą chciała się dostać. Na szczęście gałąź ta była dość gruba, a samo drzewo nie wyglądało na martwe, więc nie było szansy na to, żeby ta nagle złamała się pod tym niewielkim ciężarem dziewczynki.
         – I… Spotkałem wiele dziewczyn, które umiały czymś walczyć. Rzadziej z jakimiś walczyłem, ale to też mi się zdarzało – odpowiedział, raczej krótko. Wolał nie wchodzić w szczegóły z tym związane i raczej nie będzie też odpowiadał na jej pytania związane z takimi walkami, jeśli córka Mikao je zada. Cóż, po prostu istniała wiedza, której mała dziewczynka nie powinna posiąść w wieku, w którym teraz się znajduje.

        Po jakimś czasie, gdy wszyscy już odpoczęli, a Sveta z powrotem stała na ziemi, trzyosobowa grupa mogła ruszać dalej. W tym czasie na niebie pojawiło się kilka chmur, które czasami zasłaniały świecące słońce.
         – Tak myślisz? Tak… To może być prawdą, chociaż z drugiej strony to troszkę dziwne – powiedział do Mikao. Oczywiście, jeszcze nie skończył mówić, bo chciał też wyjaśnić mu, dlaczego wydaje mu się to właśnie takie.
         – Nigdy nie sądziłem, że jestem osobą, którą lubią dzieci – dopowiedział i odruchowo spojrzał na swoją Smoczą Łapę. Może nie chciał tego zrobić, a może chciał, ale w porę się nie powstrzymał, ale, cóż, prawda była taka, że ludzie często oceniali go właśnie na podstawie tej jednej części ciała i też nieprzychylnie na niego patrzyli właśnie przez to. Pokryta łuską kończyna, tak różniąca się od tej drugiej, która była normalna, często sprawiała, że robił niewłaściwe pierwsze wrażenie, jednak na szczęście już dawno się do tego przyzwyczaił. Znaczy… nadal mu to mogło przeszkadzać, ale nie powodowało w nim niepotrzebnych emocji, co miało miejsce kiedyś.
         – I zapamiętam, chociaż nie jestem pewien, czy sam zwrócę jej uwagę, czy może poproszę ciebie, żebyś to zrobił – dodał jeszcze. Naprawdę nie był pewien i nawet nie wiedział, od czego będzie to wtedy zależało. Ostatecznie mogłoby też być tak, że z jednej strony jej pytania będą mu przeszkadzały i go męczyły, ale może jednocześnie nie będzie też chciał sprawić jej przykrości… Chociaż, to też będzie zależało od tego, jak wtedy będzie się czuł.
         – Ja jedynie obawiam się, że propozycja spotkania z nią może okazać się nie tak ciekawa, jak wydawało mi się wtedy, gdy o niej opowiadałem. Naprawdę mam nadzieję, że Sanaya nie zareaguje na to wszystko negatywnie i, że jednak ucieszy się ze spotkania z tobą i twoją córką – powiedział do niego. Nie widział nic złego w dzieleniu się z nim swoimi przemyśleniami, bo przecież wcześniej, na początku podróży, też myślał właśnie o tym i najpewniej tego typu myśli pojawią się w jego głowie kilkukrotnie w czasie tej wędrówki. Przynajmniej kilkukrotnie.
         – Może w czasie następnego postoju będę mógł nauczyć cię kilku prostych chwytów do obrony przed chłopcami… Jeśli twój tata się na to zgodzi oczywiście – powiedział do Svety, gdy przebiegała obok niego. Wiadome było to, że na pewno nie miałby zamiaru uczyć jej czegoś, co sprawiłoby, że nagle zaczęłaby łamać ręce swoim rówieśnikom i podejrzewał, że Mikao także o tym wie. Mimo wszystko, i tak nie chciał podejmować tej decyzji za niego i jednocześnie wskazał też, że jednak liczy się z jego słowem.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

         Mikao dawno nie widział swojej córki tak szczęśliwej - jeśli kiedykolwiek. Wiedział, że ten nadmierny entuzjazm w końcu zmęczy wszystkich, z samą Svetą włącznie, ale nie mógł zmusić się do tego, by go gasić. Przyglądał się towarzyszącej mu dwójce, z ciepłym uśmiechem na twarzy, pozostając parę kroków w tyle, by nie robić za piąte koło u wozu w konwersacji dziewczynki ze smokołakiem. Zdarzało się, że zrównywał krok z Fenrirem, gdy przyszło im zamienić kilka zdań, lecz przez większość czasu, aż do postoju, zachowywał nieznaczny dystans i pogrążał się w przemyśleniach.
         W jego głowie pojawiła się szalona myśl: a gdyby tak po powrocie zaproponować Nadye wspólną podróż? Albo może zmienić coś w życiu i… przeprowadzić się w jakieś nowe miejsce? Zaraz jednak głos rozsądku odegnał te niedorzeczne pomysły. Przyjemnie było znów poczuć smak swobody, ale Tai był realistą i, w przeciwieństwie do dziewięcioletniego dziecka, wiedział, jakie niedogodności wiązały się z takim stylem życia. Niestabilność finansowa, nieprzewidywalne okoliczności i niepewność jutra. Dla jakiegoś poszukiwacza przygód nie stanowiłoby to może problemu, ale zdecydowanie nie było to coś, na co Mikao chciałby narażać swoją rodzinę, zwłaszcza kiedy ich życie w mieście było raczej spokojne i uporządkowane. Czasem może nawet za bardzo…
         Wyczuł na sobie pytające spojrzenie Fenrira i poszerzył uśmiech, przytakując.
         - Płeć nie ma znaczenia; kiedy ktoś sprawia ci przykrość, bądź robi krzywdę, nie można mu na to pozwalać.
         “... Bo skończysz tak, jak ja”, dopowiedział w myślach, przypominając sobie swoją bezsilność, gdy na studiach dawał sobą pomiatać chuliganom, którzy dręczyli również Nadye i przed którymi potem przyszło im uciekać. Wprawdzie dzięki temu poznał miłość swojego życia i w konsekwencji zyskał najcenniejszy skarb, jakim była Sveta, ale nie zmieniało to faktu, że bycie ofiarą przemocy nie było postawą, którą mężczyzna chciałby przekazać swojej córce. Dlatego w głębi ducha magowi odpowiadało to, że nadarzyła się okazja, by poruszyć ten temat i pokazać Svecie przykład osoby bardziej asertywnej niż Mikao.

         Melodyjka, którą wygwizdywał przy struganiu gałązki, urwała się, gdy mag przeniósł wzrok i skupienie na Fenrira i Svetę, która wpadła na kolejny, zapewne świetny w jej przekonaniu, pomysł. Ciekaw był, jak zareaguje smokołak i nie protestował, gdy ten zgodził się pomóc dziewczynce wejść na drzewo. Choć, w przeciwieństwie do Nadye, nie wypytywał córki o każdy szczegół tego, co robiła w ciągu dnia, zdawał sobie sprawę z tego, iż Sveta najpewniej robiła wiele rzeczy, których raczej by nie pochwalał - jak każde dziecko. Nie miał z tym szczególnego problemu. Sam miał dwójkę rodzeństwa i pamiętał, jak to było robić rzeczy zakazane przez rodziców, by następnie starać się uniknąć konsekwencji z ich strony. Jak każdy ojciec, Tai martwił się o bezpieczeństwo swojej jedynaczki, ale nie widział powodu, by zabraniać jej wchodzenia na to drzewo. Nie było to szczególnie ryzykowne, był przy niej Fenrir, poza tym dziewczynka miała słuszność, gdy stwierdziła, iż Mikao “poskłada ją i wyleczy” w razie gdyby faktycznie jakimś zrządzeniem losu niefortunnie spadła z gałęzi.
         Svecie nie trzeba było dwa razy powtarzać polecenia. Natychmiast zrobiła to, co kazał jej Fenrir, wskakując nogą na jego dłoń, dodatkowo podekscytowana faktem, że może z bliska obejrzeć jego łapę, a nawet wejść z nią w interakcję. Większość grzecznych dziewczynek w jej wieku pewnie bałaby się takiej anomalii, jednak ona czuła jedynie fascynację, a nawet pewien rodzaj dziecinnego żalu, iż sama nie posiadała tego typu “ulepszeń”. Nieco niezgrabnie, ale z wielką determinacją, wspięła się na gałąź, by z nieskrywanym podziwem rozejrzeć się po okolicy i… rozpoczęła relację z góry, bowiem sam Fenrir polecił jej mówić, jeśli dostrzeże coś ciekawego - a dla niej wszystko było ciekawe.
         - Widzę drogę, o, stamtąd przyszliśmy! Jakbym wyszła jeszcze wyżej, pewnie mogłabym zobaczyć Nową Aerię i pomachać mamie, i Kunie, i nawet Gohanowi...!
         - Ani mi się waż - mruknął Mikao. Gałęzie bliższe wierzchołkowi były zdecydowanie cieńsze i mniej wytrzymałe, a upadek z większej wysokości mógłby skończyć się nieprzyjemnie, zwłaszcza gdyby dziewczynka uderzyła w któryś ze znajdujących się pod drzewem kamieni.
         - Widzę jakichś ludzi! … A nie, to chyba tylko jakieś krzaki. A może to dzik? O, a jeśli po drodze spotkamy dzika, to go upolujesz? - Sveta znów zwróciła się do smokołaka. - Będę mogła popatrzeć? Z drzewa na przykład. Stąd wszystko dobrze widać, a u góry byłabym też bezpieczna, bo żaden dzik mnie tu nie dosięgnie - stwierdziła, wyraźnie starając się zaimponować mężczyźnie. - Jakbym miała przy sobie kilka kamieni albo takich dużych szyszek, mogłabym nawet w niego porzucać i trochę ci pomóc. Skoro widziałeś dziewczyny, które potrafią walczyć, to znaczy, że ja też mogę się tego nauczyć, jak już będę duża i silna, a wtedy na pewno ci pomogę walczyć ze złymi ludźmi i polować na dziki! Czym mogę nauczyć się walczyć? Mieczem? Dzidą? O, a może tą… bulwą? Tą, co te złe niecieniasy popsuły twoją zbroję? Nie podsłuchiwałam! - zawołała szybko, w strachu, że Fenrir mógłby posądzić ją o taki niegodny postępek i przestać się do niej odzywać. - Tylko słyszałam trochę jak z tatą rozmawiacie… Jak wygląda bulwa? Czy można nią kogoś mocno łupnąć?
         Mikao poczuł ukłucie niepokoju, kiedy wydało się, że Sveta słyszała jego dialog ze smokołakiem. Jak wiele z tego do niej dotarło i co mogło uroić się w tej główce pełnej galopujących myśli? Nie chciał, by tworzyła sobie jakieś scenariusze albo bała się zagrożenia, które na razie nie było wysoce prawdopodobne. Na szczęście jednak najwyraźniej dziewczynka nie wyłapała z treści rozmowy niczego, poza nazwą broni, którą w dodatku przekręciła. Ale na wszelki wypadek mag zanotował w myślach, by na przyszłość zachować większą dyskrecję podczas dyskusji, których mała dziewczynka nie powinna być świadkiem. Posłał też Fenrirowi spojrzenie, które w połączeniu z przygryzioną wargą dość jasno sugerowało obranie takiej strategii.
         - To dziecko jest niereformowalne - pokręcił głową, przenosząc karcący wzrok na córkę, która jednak nie zdawała sobie z tego sprawy i nadal rozglądała się wokół. Mikao w końcu wstał i podszedł do Fenrira, zwracając się w końcu do niego. - Dlatego właśnie Nadye jest dla niej surowa. Inaczej zupełnie nie dałoby się jej opanować. Ktoś musi pilnować porządku w domu, a ja… kompletnie się do tego nie nadaję.

         - Napatrzyłam się dość! - oznajmiła Sveta po pewnym czasie. - Nudno się robi na tym drzewie. Idziemy dalej? - Popatrzyła na stojących na dole mężczyzn, potem na ziemię pod drzewem. Potem znowu na mężczyzn, głównie Fenrira. Zmarszczyła brwi, wyraźnie niezadowolona z tego, co miała następnie do powiedzenia. - … Czy pomożesz mi stąd zejść? Kiedyś nauczę się sama to robić. Ale teraz chyba bym spadła i narobiła kłopotu, a nie chcę robić kłopotu, chcę iść dalej.

         Kiedy kontynuowali wędrówkę, Mikao postanowił w końcu przełamać się i zagaić rozmowę. Nie był mistrzem konwersacji i bynajmniej nie czuł się źle w ciszy, która na jakiś czas zapadła, ale wydawało mu się, że nawiązanie kontaktu z osobą, która była ważna dla jego siostry, nie jest złym pomysłem. Zaczął więc od wyjawienia spostrzeżenia, które poczynił w głowie już dawno i uznał, że podzielenie się nim ze smokołakiem to całkiem dobry początek. Uśmiechnął się lekko, słysząc reakcję Fenrira.
         - Może i jest coś w tym, co mówisz, ale Sveta jest dość… specyficznym dzieckiem, co pewnie zdążyłeś zauważyć. Nie mówię, że nie ocenia osób po wyglądzie, bo wydaje mi się, że każdy w pewnym stopniu to robi, ale nie ma uprzedzeń i reaguje ciekawością zamiast niechęcią, z czego chyba mogę powiedzieć, że jestem dumny. Tę jedną rzecz udało mi się w niej zakorzenić - odwrócił skromnie wzrok. - Chcę, żeby wyrosła na dobrego i szczęśliwego człowieka.
         - Na pewno ciebie prędzej posłucha, jeśli powiesz jej, by wstrzymała konie - zaśmiał się. - Do ignorowania ojcowskich poleceń już przywykła, ale ty jesteś teraz jej najwyższym autorytetem. Gratulacje. Już ci współczuję.
         Powstrzymał chęć, by poklepać Fenrira po ramieniu, gdyż nie był pewien czy takie zachowanie było już stosowne na tym etapie ich znajomości, a wrodzona nieśmiałość Mikao skutecznie hamowała każdą iskierkę ekstrawersji. Komunikacja interpersonalna była dla niego największą tajemnicą wszechświata; wszystko robił na wyczucie, a tego czasem mu brakowało, dlatego wolał się nie wychylać. I dlatego odczuwał delikatny dyskomfort na myśl o nadchodzącej konfrontacji z siostrą. Układał sobie w głowie wypowiedzi, którymi mógłby się posłużyć, gdy już dojdzie do spotkania, ale wszystkie zdawały się brzmieć potwornie głupio i niezręcznie. “Witaj, kochana siostro, jak ci się powodzi?” - zbyt patetycznie. “Hejka, Sanciu, kopę lat!”- zbyt nonszalancko. “Niespodzianka!” - tak, jasne… Będzie to musiał jeszcze przemyśleć, zanim dotrą do miejsca zamieszkania Sanayi.
         - Ciekawe to będzie na pewno, co do tego nie mam wątpliwości - zapewnił Fenrira. - Sama podróż dostarcza mi wielu zapomnianych dawno emocji, o Svecie nie wspominając… Oby tylko Sancia nie była zła na mnie, za pokazywanie się bez zapowiedzi po tylu latach. Albo na ciebie, że tak znienacka nas przyprowadziłeś… No cóż, może prezent, który Nadye mi dała, abym jej przekazał, trochę ją udobrucha… - dodał tajemniczo, nie zamierzając na razie wyjawiać, co było owym prezentem.

         - Patrz, tato, co znalazłam! - Sveta podbiegła do Mikao, pokazując mu… kamień. - Prawda, że ładny? Ma kształt wątroby! Chyba… Kuna kiedyś znalazła kamień w kształcie serca, więc też chciałam mieć podobny… chociaż może jej chodziło o sercowate serce, a nie takie, co bije - zamyśliła się na chwilę.
         - Moim zdaniem wygląda bardziej jak żołądek, jeśli koniecznie musi to być jakiś narząd - skomentował mag, biorąc kamień do ręki i przyglądając mu się. Doprawdy, Sveta była dziwnym dzieckiem. Mogła wymyślić wszystko: księżyc, rogalik, bakłażan - ale nie, ona musiała myśleć o wnętrznościach…
         - Schowasz mi go do torby?
         - Przecież masz swoją sakiewkę na skarby.
         - Ale w mojej już nie ma miejsca!
         - A zatem lekcja druga (pierwszą było wspinanie się na drzewa): musisz nauczyć się dzielić przedmioty na te, które są dla ciebie niezbędne i te, bez których możesz się obejść - oświadczył Mikao, stanowczo, acz łagodnie. Dobrze by było, aby i on w końcu przekazał córce jakąś wiedzę, a nie tylko zrzucał ten ciężar na Fenrira.
         Sveta zrobiła nietęgą minę i widać było, że trybiki w jej głowie pracują na pełnych obrotach. Zerknęła w stronę smokołaka, jakby i jego zamierzała poprosić o pomoc, ale najwyraźniej zrezygnowała z tego pomysłu, bo po chwili wyrzuciła wątrobowaty kamień i znów zajęła się bieganiem przy ścieżce, póki Fenrir nie zwrócił się bezpośrednio do niej - a jego słowa sprawiły, że dziewczynka niemal zachłysnęła się powietrzem i otworzyła szeroko oczy. Nie była tak powściągliwa jak jej ojciec, w związku z czym w ułamku sekundy rzuciła się na zmiennokształtnego, obejmując go drobnymi rączkami.
         - Tak! Naucz mnie! Proszę! - odsunęła się od niego, by niemal podskakiwać w miejscu. - Wreszcie będę mogła pokazać tym łobuzom, że ze Svetą Tai nie można zadzierać! Nauczysz mnie, jak podciąć komuś nogi albo nabić guza? O, albo wykręcić rękę, o tak? - Zaprezentowała jakąś bardzo dziwną pozę. - O, wiem! Albo przerzucić przez plecy! Widziałam jak chłopcy robią tak sobie nawzajem, ale ich to nie chciałam prosić, żeby mi pokazali, jak to się robi, bo jeszcze by sobie pomyśleli, że chcę, żeby mi tak robili… Ale ty to co innego. Jak już nauczysz mnie walczyć, będę silna i niepokonana, i będę bronić innych dziewczynek, które nie umieją bronić się same! Mogę, tato? Mogę, prawda?
         - Prasmoku, gdyby twoja matka to słyszała, miałabyś szlaban do pełnoletności… - Mikao potarł dłonią czoło, ale nie wyglądał na zdenerwowanego. - Ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, a Fenrir chce ci w tym pomóc i uważa, że to bezpieczne, to nie widzę przeszkód. I wcale nie dlatego, że jestem półślepy.
         Sveta aż pisnęła. I, o dziwo powstrzymała swoje rozgadanie, całą nową energię przekładając w jeszcze bardziej gorączkowe bieganie po szlaku i markowanie ciosów pięściami w powietrze, z towarzyszącymi temu, okazjonalnymi okrzykami bojowymi. Mikao, jak zwykle, obserwował to, uśmiechając się pod nosem. Zdjął okulary, by przetrzeć je końcówką szalika.
         - Wiesz, że teraz się już od niej nie uwolnisz - zwrócił się do Fenrira. - Dziękuję, że chcesz poświęcić trochę czasu, by pokazać jej takie rzeczy. Na pewno będzie to dla niej cenna lekcja, której ja sam nie potrafiłbym jej udzielić - westchnął znowu, wsadzając z powrotem na nos wyczyszczone okulary. - Chyba muszę przyznać, że jestem trochę zazdrosny. Nie umiem wzbudzić w swojej córce takiego podziwu jak ty, bo jestem mięczakiem i konformistą - zaśmiał się, ale był to raczej gorzki śmiech. - Nie najlepszy ze mnie materiał na ojca, ale staram się, jak mogę…
         Uszli jeszcze kawałek, gdy Sveta nagle ucichła. Mikao, który wiedział, że takie zachowanie u niej jest co najmniej podejrzane, przyglądał się jej czujnie, gotów w każdej chwili interweniować, gdyby dziewczynka postanowiła zrobić coś nierozważnego. Ona jednak tylko zrównała swój krok z Fenrirem, wpatrując się w niego uporczywie, by w ten sposób zwrócić na siebie jego uwagę, aż w końcu wzięła głęboki wdech.
         - Mogę teraz mówić do ciebie “Mistrzu”? - wypaliła.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Tuż przed tym, jak ruszyli w dalszą podróż, Fenrir pomógł Svecie zejść z drzewa. Możliwe, że gdyby wiedział, że dziewczynka nie będzie wiedziała, jak zejść, to może spróbowałby jakoś odwieść ją od pomysłu wspinania się tam po to tylko, żeby móc popatrzeć sobie na okolicę. W każdym razie, chwilę później wrócili na drogę i poszli dalej.
         – Tak, zdążyłem to już zauważyć… A także to, że rzeczywiście ciekawi ją moja ręka, a nie odstrasza i sprawia, że się mnie boi – odpowiedział mu Fenrir. Nieczęsto spotykał takie osoby, dlatego najczęściej szybko udawało mu się dostrzec taką reakcję, która była przecież tak inna od tych, które widywał przeważnie u osób, które widzą go pierwszy raz.
         – Jesteś jednym z jej rodziców, więc myślę, że zawsze będziesz dla niej autorytetem. Ty i twoja żona – dopowiedział po chwili. Trochę zdziwiło go to, że Mikao nazwał jego właśnie kimś, kto może być aktualnie na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o osoby, które chciałaby naśladować Sveta. Po niej spodziewał się, że takich osób będzie szukała wśród kobiet, dlatego prędzej myślał, że może Sanaya w pewien sposób mogłaby nawet stać się dla niej autorytetem. Tymczasem wydawało mu się, że dziewczynka nie patrzy na to, jak ktoś wygląda, a na to, czym się zajmuje, jaki ma charakter i, czy przeżył już coś ciekawego, coś, o czym warto byłoby opowiedzieć. I wychodziło na to, że uważała go właśnie za kogoś takiego. Sam smokołak uważał siebie za raczej przeciętnego, jeśli chodziło o to, na co mogłaby patrzeć Sveta. Owszem, mógł żyć dłużej niż zwyczajny człowiek, a także był pewnego rodzaju poszukiwaczem przygód czy podróżnikiem, ale jednocześnie również najemnikiem, który albo przyjmował zlecenia, albo oferował komuś swoje usługi w zamian za odpowiednią opłatę. Oczywiście, przeżył już sporo przygód i był w wielu miejscach, ale także wiele razy zabijał – i to nie tylko potwory albo dzikie zwierzęta, bo przecież zagrożeniem dla zleceniodawcy mógł być też przedstawiciel jakiejś rasy rozumnej.
         – Może nie będzie się na nas złościła… Sam nie widziałem się z nią jakiś czas i zwyczajnie za nią tęsknię, chociaż jednocześnie zrobię jej też małą niespodziankę samym swoim przybyciem, bo nie mogłem powiedzieć jej, kiedy wrócę. Po prostu nie byłem pewien, ile czasu zajmie mi uporanie się z problemem, dla którego musiałem ją opuścić – powiedział do mężczyzny. Naprawdę miał nadzieję na to, że Sanaya nie zareaguje złością na to, że przyprowadził ze sobą jej brata i jego córeczkę. Nie chciał, żeby coś takiego się stało, bo duża część winy spadnie właśnie na niego. W końcu to on był pomysłodawcą tego przedsięwzięcia, więc nie widział nic dziwnego w tym, że to właśnie on zostanie tym obarczony i, że na niego spadnie duża część gniewu alchemiczki.
         – Prezent? - zapytał nagle i spojrzał w stronę Mikao.
         – Ciekawe… Chociaż nie zaskoczyło mnie to, że masz coś dla niej. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej – dopowiedział od razu. Nie zapytał też o to, jaki jest to podarunek. Z jednej strony ciekawiło go to, jednak z drugiej może nie powinien o to pytać i poczekać na to, aż na własne oczy zobaczy ten przedmiot, gdy Mikao będzie wręczał go swojej siostrze.

        Fenrir kiwnął tylko głową, co oznaczało, że zgadza się ze słowami ojca Svety. Tak, dziewczynka powinna nauczyć się, że powinna dzielić rzeczy w sposób, o którym powiedział jej Mikao. Może dzięki temu odzyska trochę miejsca w swojej sakwie, którą miała już pełną. Może przejrzy wszystko to, co już w niej schowała i pozbędzie się czegoś wedle tego, czego przed chwilą nauczył ją ojciec.
        Czy spodziewał się, że jego towarzysz zgodzi się na to, żeby uczył jego małej córki tego, co zaproponował? Nie miał pojęcia. Zresztą, chwilę później może nawet – w myślach – zaczął trochę żałować tego, że tak wyszedł do przodu. Taka nauka na pewno nie wyglądałaby tak, że Sveta by mu przy niej pomagała jako asystentka. Dziewczynka była zwyczajnie za mała, więc… kogo mógłby poprosić o pomoc dorosły mężczyzna? Innego, który akurat idzie przecież tuż obok i jeszcze dodatkowo jest też rodzicem osóbki, która teraz aż paliła się do nauki nowych rzeczy i to takich, które jej się spodobają.
         – Myślę, że tak. Chociaż z tego wszystkiego, chyba, najłatwiejsze jest nabicie komuś guza. Do tego wystarczy właściwie dość mocno uderzyć, nie trzeba wiedzieć niczego na temat walki wręcz, czyli… bicia się bez broni właśnie – odpowiedział jej. Tego tak naprawdę nawet nie musiałby jej uczyć, bo właśnie wytłumaczył jej to, na czym polega jedna z rzeczy, których chciałaby się nauczyć. Chciał już zamiast tego zaproponować, że pokaże jej miejsca, w które wystarczy lekko uderzyć, żeby mocno zabolało, ale… powstrzymał się, bo po krótkim namyśle uznał, że może lepiej nie uczyć jej czegoś, czym mogłaby tymczasowo albo nawet trwale uszkodzić ciało rówieśnika.
         – Ale zawsze możesz mi pomóc w prowadzeniu takiej lekcji – odparł i już chciał tłumaczyć, o co mu chodziło.
         – Będę potrzebował asystenta, a Sveta jest za mała, żeby mogła grać rolę osoby, na której będę prezentował to, czego będzie chciała się nauczyć – dodał, chociaż zorientował się, że Mikao może to źle odebrać, dlatego też postanowił, że powie coś jeszcze.
         – I spokojnie, nic ci się nie stanie. W końcu to będzie prezentacja tego, jak takie przerzuty albo ciosy mają wyglądać, a nie prawdziwej walki – dopowiedział na sam koniec. Teraz jego wyjaśnienie chyba było odpowiednie i nie ryzykował tym, że mężczyzna nie zgodzi się na to, bo pomyśli, że może coś jeszcze mu się stanie.
         – Poza tym, bez różnicy na to, jak patrzy na mnie teraz twoja córka, to i tak ty jesteś jej ojcem. Tej roli akurat nie pozbędziesz się nigdy i nie spotkasz też kogoś, kto jej ciebie zastąpi – powiedział po chwili ciszy. Może szukał wtedy odpowiednich słów, którymi chciał… Właściwie co? Na pewno nie pocieszyć Mikao, bo tego chyba on nie potrzebował. Może chciał po prostu uświadomić mu to, że mimo iż Sveta mu tego nie okazuje, to i tak jest on dla niej kimś naprawdę ważnym.
        Chwilę później poczuł na sobie wzrok dziewczynki, której także przyglądał się jej ojciec. Mimo że znał ją krótko, to i tak wydawało mu się, że ta cisza – w której nie było słychać głosu dziewczynki – jest zwyczajnie czymś dziwnym i niepasującym do niej. Zaskoczyło go jej pytanie i to na tyle, że nawet uniósł brew, gdy tylko na nią spojrzał.
         – Nie musisz. Dziwnie bym się czuł, gdybyś się tak do mnie zwracała. Myślę, że możemy po prostu zostać przy tym, że dalej będziesz nazywać mnie po imieniu – powiedział do niej i uśmiechnął się lekko. Później chciał pogłaskać ją po tej rudej czuprynie, ale dziewczynka akurat szła po tej stronie, po której znajdowała się jego smocza łapa – dlatego też powstrzymał się jakoś w połowie ruchu ręki w stronę włosów Svety, a później zabrał rękę i westchnął cicho. Cóż, starych nawyków i przekonań raczej nie pozbędzie się tak szybko.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

         Każda podróż niesie ze sobą wiele okazji do nauki poprzez zdobywanie nowych doświadczeń. O tym Mikao zdążył przekonać się doskonale w trakcie swoich kilkunastoletnich podróży; wiele z tych rzeczy zatarło się już nieco w jego pamięci, lecz wciąż gdzieś tam tkwiły i mag nie wątpił w to, że w razie potrzeby szybko sobie przypomni informacje, które mogłyby się przydać. Czego natomiast był pewien to to, że również doświadczenie jego córki bardzo się wzbogaci podczas tej wyprawy. Jeśli uda im się wrócić w jednym kawałku - a Mikao nie podejrzewał, że mogłoby być inaczej, choć kto tam wie, co Svecie może przyjść do głowy… - to po takiej lekcji życie w mieście zapewne będzie wydawało się jej zupełnie inne niż do tej pory. Tai zastanawiał się czy w związku z tym będzie spokojniejszy - dzięki temu, że Sveta zdobędzie pewne doświadczenie - czy wręcz przeciwnie, powinien martwić się tym, że do głowy będą przychodziły jej coraz bardziej ryzykowne pomysły…
         To jednak były myśli zbyt daleko wybiegające w przyszłość. Na razie należało skupić się na bezpiecznym dotarciu do Sanayi.
         - Podczas następnego postoju - mówił do Svety - może spróbujesz uporządkować swoją sakiewkę? Odłożyć te rzeczy, które nie są aż tak potrzebne lub wyjątkowe i zrobić miejsce na zupełnie nowe.
         Dziewczynka przytaknęła.
         - Jak już będę duża i silna, to będę mogła nosić większą torbę, jak ty i Fenrir. Wtedy będę mogła zbierać więcej skarbów. Co muszę zrobić, by być duża i silna?
         Mikao nie mógł się powstrzymać, by nie wykorzystać okazji do rodzicielskiej manipulacji. Uśmiechnął się i uniósł lekko brew.
         - Dobrze się odżywiać. Jeść mięso i warzywa, pić mleko… Zażywać ruchu, ale tego ci akurat nie brakuje.
         Na wzmiankę o warzywach Sveta prychnęła i odwróciła się w stronę Fenrira, w nadziei, że ten zaprzeczy i poda jej warunki łatwiejsze do osiągnięcia.

         Mikao nie mógł zaprzeczyć, że w pierwszym odruchu nieco zaskoczyła go propozycja Fenrira, by został jego asystentem w nauczaniu Svety. Jednak kiedy się nad tym zastanowił, doszedł do wniosku, iż to, w rzeczy samej, jedyna sensowna możliwość. Smokołak nie mógł demonstrować żadnych chwytów na dziewczynce z dwóch przyczyn. Po pierwsze, z jej małym ciałkiem mógłby zrobić jej krzywdę, nawet nieumyślnie. A po drugie, ważniejsze nawet, by nauczyć się podejścia do przeciwnika, Sveta powinna najpierw móc dobrze zaobserwować konkretne ruchy, co byłoby trudne, gdyby to na niej były dokonywane. Jeśli więc Mikao chciał, by jego córka nauczyła się podstawowych technik walki - a wyrażając na to zgodę, jednoznacznie określił swoje stanowisko w tej sprawie i nie mógł się z tego wycofać - musiał poświęcić się w roli królika doświadczalnego.
         - Czego się nie robi w imię nauki - zaśmiał się były student i pasjonat eksperymentów. - Tylko uważaj na ręce - zastrzegł. - Wiem, że wiesz co robisz, ale wypadki chodzą po ludziach. A ja… będę zupełnie bezużyteczny z choćby jednym niesprawnym palcem.
         To mówiąc, uniósł ręce nieco poniżej wysokości swojej twarzy, spoglądając na swoje pokryte białymi tatuażami dłonie. Choć czuł lekkie ukłucie niepewności, zdradzając swoją największą słabość, uznał że szczerość jest ważniejsza dla dobrej współpracy i większym ryzykiem byłoby zatajenie takich informacji. A prawda była taka, że jego magiczne inkantacje opierały się na sekwencjach bardzo dokładnych ruchów dłoni; odpowiednie ułożenie palców było kluczowym elementem każdego z zaklęć, dlatego jeśli cokolwiek niedobrego przytrafiłoby się rękom Mikao, mężczyzna byłby całkowicie bezbronny. A tego zdecydowanie wolałby uniknąć, zwłaszcza na szlaku - i zwłaszcza gdy gdzieś z tyłu głowy nadal czaiło się ostrzeżenie smokołaka o polującej na niego bandzie zbirów.

         Sveta wyglądała na rozczarowaną odpowiedzią Fenrira, gdyż zrobiła buzię w ciup.
         - Chciałam mówić do ciebie “mistrzu”, bo chciałam być twoim uczniem, tak jak robią to magowie. Tato mi opowiadał, że w szkole miał swojego mistrza, który go uczył magii. Też chciałam, żeby tata nauczył mnie magii, ale mówi, że jak przyjdzie odpowiednia pora. Czym jest “odpowiednia pora” i jak poznać, że jest odpowiednia? Myślisz, że to będzie niedługo? Magia jest jeszcze fajniejsza, niż bicie się rękami albo bronią, bo biciem tylko bijesz, a magią możesz też wyleczyć, możesz zbudować i naprawić, możesz robić kule ognia i inne super rzeczy! Jak będę duża, zostanę magiem... Nie! Magiczną wojowniczką! Ty mnie nauczysz walczyć, a tata mi pokaże jak czarować… Mogłabym mieć magiczny miecz? Taki, co płonie? O, albo z piorunami! Będę podróżować po calutkim świecie i karać złych ludzi.
         Mikao pokręcił głową z uśmiechem i westchnął, słuchając tych entuzjastycznych wywodów. Zastanawiał się, jak powinien zareagować na rosnące ambicje córki. Z jednej strony czuł dumę, że dziewczynka dogłębnie przyswoiła sobie wartości moralne, które jej przekazywał i przejawiała altruistyczne zapędy, z drugiej strony jednak… zabawa w bohatera niekoniecznie była tym, co chciałby widzieć w jej przyszłości. Chwalebna i interesująca, to na pewno, ale też niebezpieczna i, w gruncie rzeczy, niewdzięczna. Do maga wróciły wspomnienia rozterek z lat jego młodości: żyć życiem niepewnym, ale pełnym przygód czy spokojnym, ale monotonnym? Jak wiadomo, Tai ostatecznie opowiedział się za drugą opcją, ze względu na brzemienną wówczas małżonkę, jednak gdyby nie potomstwo w drodze, wcale nie powiedziane, że dokonałby tego samego wyboru. Być może nadal włóczyłby się po świecie z ukochaną u boku, żyjąc z dnia na dzień… Może gdy Sveta się usamodzielni, oboje z Nadye będą mieli jeszcze na tyle sił witalnych, by porzucić stateczny żywot mieszczan? … Teraz jednak podróż w odwiedziny do siostry była największym możliwym porywem na jaki Mikao mógł sobie pozwolić. Zamierzał więc czerpać z tej okazji jak najwięcej.
         - Już od dawna mnie męczy, żebym jej pokazał kilka “magicznych sztuczek” - odezwał się Tai w stronę smokołaka, gdy Sveta chwilowo oddaliła się poza zasięg stłumionego głosu. Chciał przy tym palcami nakreślić w powietrzu symboliczny znak cudzysłowu, ale zrezygnował z tego pomysłu, by przypadkiem nie uruchomić sekwencji do inkantacji jednego z zaklęć. - Ale nie wydaje mi się, by była na to gotowa. Ma zbyt wiele zapału i to, w przypadku magii, mogłoby ją zgubić. - “Podobnie jak niegdyś prawie mnie” - dodał w myślach. - Zakładając, że w ogóle posiada predyspozycje do władania nią… Tak czy inaczej, dobrze, że chociaż ty możesz choć trochę zaspokoić jej głód wiedzy praktycznej. Jako rodzic nie pochwalam przemocowych zapędów córki, ale jeśli już koniecznie chce się uczyć spuszczania łomotu, to wolę, by zrobiła to w kontrolowanych warunkach, pod okiem kogoś, kto się na tym zna, zamiast wdawać się w bójki z chłopcami w mieście.
         W ten sposób przynajmniej nie napyta sobie biedy, a będzie umiała się bronić, gdyby zaszła taka konieczność.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Zamyślił się nieco, gdy Mikao rozmawiał ze swoją córką i dlatego też nie od razu zorientował się, że dziewczynka spogląda prosto na niego. Wydawało mu się, że wiedział, o czym rozmawiali i dzięki temu mógł też coś odpowiedzieć. Coś innego, zamiast tego, że myślał o swoich sprawach i nie przysłuchiwał się ich rozmowie.
         – Twój tata ma rację. Poza tym, żeby być silna, powinnaś też regularnie ćwiczyć – powiedział do niej. Nie robił tego na złość, co to, to nie, po prostu Mikao nie okłamywał jej, mimo że dziewczynka może nie chciała mu wierzyć. Może poparcie ze strony Fenrira, czyli kogoś, kto jest silnym wojownikiem, sprawi, że Sveta uzna te słowa za prawdziwe i kiedyś rzeczywiście zacznie się do tego stosować, o ile wtedy nadal będzie chciała zostać osobą, którą chce zostać teraz.
         – Ale za to powinnaś zabrać się dopiero po tym, jak będziesz większa i przestaniesz rosnąć. Treningi siłowe mogłyby źle wpłynąć na rozwój twojego ciała – dodał jeszcze. To jest kolejna rzecz, o której powinna pamiętać, wziąć ją pod uwagę i może zdecydować, że stawanie się silną podróżniczką i wojowniczką rozpocznie nieco później. Z drugiej strony, nie był pewien, czy ostudzi to jej zapał… Podejrzewał, że może się to nie udać.

         – Nawet nie myślałem o tym, żeby wyrządzać ci jakąś krzywdę, gdy już będziemy w czasie następnego postoju – uspokoił mężczyznę. W końcu chciał na nim wyłącznie zaprezentować kilka chwytów i ciosów, nawet nie miał zamiaru ich na nim używać, jedynie pokazać małej, jak je wykonać i, gdzie konkretnie uderzać. Ewentualnie może przerzuci go sobie przez ramię, chociaż nie był jeszcze pewien, czy będzie pokazywał jej coś, co będzie z tym związane – możliwe, że byłoby za wcześnie na to, żeby dziewczynka mogła to zrobić na kimś, kto stawiałby jej się i, kto byłby obiektem jej tymczasowego gniewu lub czegoś innego, co byłoby skutkiem tego, co ta osoba jej zrobiła.
        Przyjrzał się też białym tatuażom na rękach Mikao. Domyślał się, że mogą mieć one związek z magią, którą posługuje się mężczyzna, jednak nie był do końca pewien, na jakiej zasadzie to działało. Były one zapisanymi zaklęciami? Pomagały mu przy samym procesie zaklinania, może stabilizując całość lub dając mu więcej energii magicznej, niż posiada on w rzeczywistości? Nie był pewien. Właściwie nie wiedział nawet, czy jego przypuszczenia są chociażby trochę prawdziwe, ale jednocześnie nie chciał też o to pytać. Już samo to, że Mikao tak otwarcie pokazał mu je, świadczyło o tym, że obdarzył go zaufaniem. Według niego samego, znali się zbyt krótko, żeby mógł zasłużyć na coś takiego. W zamian niby mógłby powiedzieć mu, kim naprawdę jest i, że może zmieniać swoje ciało na dwa sposoby, z czego wynikiem każdego z nich była inna istota – hybryda człowieka i smoka albo mniejsza wersja pradawnych, latających i magicznych jaszczurów. Dlaczego nie chciał tego robić? Z oczywistego powodu. Był pewien, że gdyby tylko Sveta to usłyszała, jej małe oczka zaświeciłyby się z podekscytowania i od razu zaczęłaby prosić go o to, żeby zmienił się w smoka i na pewno robiłaby to regularnie i tak długo, aż w końcu Fenrir albo zdenerwowałby się i zrobiłby to, o co mu tak ciągle jęczała nad uchem, albo zacząłby na nią krzyczeć, żeby przestała, bo i tak tego nie zrobi. Nie miał ochoty na znalezienie się w takich sytuacjach, więc wolał o tym nie wspominać. Ewentualnie zrobi to, gdy akurat będzie miał pewność, że małej nie ma w pobliżu i, że nie usłyszy ich rozmowy.

         – Musiałbym zostać twoim nauczycielem na… długi czas, żebyś mogła tak do mnie mówić. Tymczasem ja chcę pokazać ci tylko kilka rzeczy, które mogą ci się przydać, gdy ktoś większy i silniejszy będzie ci dokuczał – powiedział do niej, nawet uśmiechnął się lekko. Nie chciał też raz jeszcze wspominać o tym, że po prostu czułby się dziwnie, gdyby mała, rudowłosa dziewczynka zwracała się do niego „mistrzu”, a nie zwyczajnie po imieniu.
         – Może chodzi o to, żebyś była starsza i bardziej odpowiedzialna. Nauka magii jest trudniejsza od nauki walki wręcz, bronią białą lub strzelania z broni dystansowej – zaproponował, ale spojrzał też w stronę Mikao, żeby sprawdzić, czy może mieć rację, czy niekoniecznie i za jego zdaniem kryje się jeszcze coś innego.
         – A o samej „odpowiedniej porze” na pewno poinformuje cię twój ojciec – dodał jeszcze. Nie był pewien, czy dziewczynka w ogóle miała predyspozycje do tego, żeby uczyć się magii. Był wojownikiem, a nie magiem, więc nie znał się na czytaniu aur, co więcej nie znał też żadnych zaklęć, więc jego jedyną bronią był jego miecz, łapa, umiejętności i pozytywy, które zapewniała mu możliwość zmiany formy, w jakiej znajduje się jego ciało.
         – Jest spora szansa na to, że predyspozycje magiczne mogła odziedziczyć po tobie – to powiedział do Mikao po tym, jak ten zaczął rozmowę o możliwościach magicznych własnej córki. Nie wiedział, czy go to pocieszy, czy może niekoniecznie, ale właśnie taka była prawda. Znaczy, proste było powiedzenie tego, jednak kryło się za tym wiele czynników – między innymi to, jaki potencjał magiczny miał sam Mikao na samym początku, jak ma się to w przypadku jego całej rodziny, a nawet to, jakiej rasy był sam mężczyzna.
         – Może najlepiej byłoby sprawdzić to przez nauczenie jej jakieś prostego zaklęcia, które jednocześnie nie mogłoby wyrządzić wielu szkód zarówno otoczeniu, jak i jej samej – zaproponował. Tutaj pojawiła się kolejna rzecz, której nie wiedział smokołak. Mianowicie to, jaką magią posługuje się jego rozmówca. Zapomniał też o rozejrzeniu się i sprawdzeniu, gdzie podziewa się córka mężczyzny, więc nie był pewien, czy go usłyszała, czy może nie. Chyba lepiej by było, gdyby nadal znajdowała się w pobliżu, jednak nie na tyle blisko, żeby mogła usłyszeć te słowa.

        Jakiś czas później, gdy byli w drodze, rozmawiali na różne tematy i odpowiadali na pytania Svety, w końcu musieli też szukać miejsca na kolejny odpoczynek. Tym razem Fenrir postanowił zboczyć nieco z drogi, którą szli i zaledwie kilka minut chodzenia po lesie zaowocowało tym, że znalazł dla nich niewielką polanę. Otaczały ją drzewa z tak rozłożystymi gałęziami, że zakrywały cieniem większość skrawka terenu. Na samym jej środku znajdowało się martwe drzewo przecięte w pół, a obrażenia na nim wskazywały na to, że kiedyś trafił je piorun – przynajmniej tyle mógł stwierdzić sam smokołak, ale wydawało mu się też, że Mikao również powinien dojść do takich wniosków. Poza tym, całą polanę gęsto porastała miękka trawa, a także kilka kwiatów, rozmieszczonych na niej zupełnie losowo i różniących się od siebie kolorem, jednak wystarczyło przyjrzeć im się przez dłuższą chwilę, żeby zauważyć, że prawdopodobnie należą do tego samego gatunku. Wskazywał na to chociażby kształt płatków kwiatu i ich liczba, a także kształt samych liści.
         – Chyba na ten postój czekałaś najbardziej, prawda? - zapytał Svetę, spojrzał na nią i uśmiechnął się w jej stronę.
Szkoda, że żadne z nich nie mogło wiedzieć, iż są obserwowani przez grupę ludzi. Niebezpieczeństwo było coraz bliżej i nie było nawet nieznane. Grupa bandytów, którzy napadli wcześniej na Fenrira, rzeczywiście zamierzała dotrzymać słowa danego mu przez ich przywódcę i faktycznie chcieli go dopaść. I raczej nie przeszkadzałoby im to, że przy okazji ucierpieliby także jego towarzysze. Najgorsze było to, że ci bezwzględni ludzie nie mieli skrupułów co do tego, żeby tak samo potraktować małe dziecko.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

         Podróż, choć dopiero stosunkowo niedawno miała swój początek, do tej pory przebiegała spokojnie. I przyjemnie. Sveta, wiadomo, była… Svetą; Mikao zaś czuł, że humor mu dopisuje. Po raz pierwszy od dawna czuł się zrelaksowany, wędrując przez las. W pewnym momencie zaczął nawet bezwiednie pogwizdywać melodyjkę zasłyszaną gdzieś w mieście, jednak kiedy uświadomił to sobie, speszył się i zamilkł, uśmiechając się pod nosem z zakłopotaniem. Wrócił myślami do rzeczywistości, włączając się w rozmowę między jego córką, a Fenrirem.
         - Co to znaczy “źle wpłynąć”? - spytała dziewczynka, przekrzywiając głowę na bok, jak zaciekawiony ptaszek. - Mogłaby mi wyrosnąć druga wątroba?
         Słysząc to, Mikao, mimo najlepszych chęci, nie zdołał powstrzymać parsknięcia. Postarał się jednak opanować wzbierający weń śmiech.
         - Albo stałabym się taka krzywa jak Dagastol? Dagastol to czarownik, który nie był czarownikiem i kłamał. - Sveta pospieszyła z wyjaśnieniami. - Mówił, że jest… tym… driadem? No tym takim, co umie magię natury. Ale on wcale nie był driadem, tylko dziadem. Chciał leczyć ludzi i brać za to pieniądze, żeby nie płacili tacie, ale wcale ich nie leczył, tylko udawał. Więc ludzie wzięli grabie i wygonili go z miasta. No i on był taki krzywy właśnie. - Dziewczynka zgarbiła się i powykrzywiała ręce pod różnymi dziwnymi kątami. - Taki krzywy, że nie wiem czy nawet tata mógłby go naprawić. Ale był dziadem, więc dobrze mu tak.
         - Sveta…! - Mikao w końcu uznał za stosowne wtrącić się w jej dywagacje. - Co ci zawsze z matką powtarzamy o byciu dobrym dla drugiej osoby?
         - Ale on był zły! Kłamał i kradł. Czemu mam być miła dla kogoś, kto kłamie i kradnie?
         - Nie musisz być miła. Ale nie wolno nikomu źle życzyć. Złorzeczenie jest jak magia, bardzo brzydka magia. Jeśli używa się jej w stosunku do kogoś, ona najczęściej wraca do tego, kto jej użył. Jakbyś rzucała w lustro kulkami z korka. Lustro pęknie lub nie, ale kulka tak czy inaczej odbije się od niego i uderzy w ciebie albo kogoś, kto stoi obok.
         - Ale jakbym rzuciła kamieniem, to kamień się nie odbije, bo jest za ciężki - stwierdziło dziecko, rezolutnie, choć okrutnie. - Wiem, bo razem z Kuną próbowałyśmy...
         Mikao westchnął.
         - Jeśli ktoś robi złe rzeczy, nawet złym ludziom, to wcale nie jest lepszy od nich.
         - A jakby ktoś chciał mi zrobić złe rzeczy?
         - Wtedy się bronisz, oczywiście. Obrona nie jest niczym złym, jest koniecznością. Ale nie atakuj pierwsza. Ten, kto pierwszy podniesie rękę na drugiego człowieka, jest odpowiedzialny za wszystko to, co stanie się potem. A odpowiedzialność potrafi być ciężka.
         - Jak ciężka? - spytała dziewczynka. - Taka jak twoja torba? A może jak torba Fenrira?
         - Jak nasze torby, razem wzięte, wypchane kamieniami.
         Sveta zamyśliła się na chwilę.
         - Nie chcę nosić takiej torby.
         Po tym oświadczeniu, nie odzywała się przez dłuższy czas. Mikao nawet zaczął się odrobinę martwić tą niespotykaną chwilą ciszy, ale uznał, że powinien cieszyć się nią, póki trwa. Wiedział, że niedługo za tym zatęskni.
         Nie pomylił się.
         - A co masz w swojej torbie? - Sveta przerzuciła się na molestowanie smokołaka. - Co nosisz ze sobą, jak podróżujesz po świecie? Powiesz mi? Chciałabym wiedzieć, bo kiedyś też będę podróżować, tak jak ty. Muszę być trochę starsza i silniejsza, ale chcę wiedzieć już.

         Podczas dalszej wędrówki Mikao nawiązał rozmowę z Fenrirem, rzecz jasna przez wzgląd na Svetę. Inaczej pewnie mag zamknąłby się w swoim introwertyzmie i szedł przed siebie w milczeniu, bojąc się wychodzić z jakąkolwiek inicjatywą.
         - Obawiam się, że mogła coś takiego odziedziczyć, owszem - zgodził się z mężczyzną. - To znaczy, nie twierdzę, że to źle; magia to wspaniała rzecz, jeśli zrobić z niej dobry użytek. Po prostu… z jej charakterem trochę się o to martwię. Ciekawość popycha ją do rzeczy, przez które może napytać sobie biedy. Moja magia w przeszłości była dość… niestabilna, a ja byłem spokojnym chłopcem. Z kolei ona… Sam rozumiesz - uśmiechnął się nieznacznie. - To może być mieszanka wybuchowa.
         - Wolałbym na razie nie angażować jej w takie rzeczy. Jeszcze nie teraz. Wiesz, jaka jest Sveta; jedno proste zaklęcie nie zaspokoi jej ciekawości, a jest zbyt mała i chaotyczna, by móc udźwignąć bardziej skomplikowane... Może Sanaya będzie miała chwilę i ochotę pokazać jej coś z alchemii - rzucił nagle, pomyślawszy o takiej możliwości. - To chyba trochę bezpieczniejsze, bo bez składników za wiele nie zwojujesz, zaś magią można napsocić w każdej chwili. Poza tym… Alchemia jest trochę bardziej podobna do gotowania, więc łatwiej będzie przekonać Nadye do rozwijania takich umiejętności. Właściwie… Czy San w ogóle nadal w tym siedzi? - spytał, przypominając sobie z bólem po raz kolejny, jak mało wie o tym, co działo się z jego siostrą. - Pamiętam, że odeszła z domu z tym dziwnym mężczyzną, żeby pobierać od niego nauki. Potem widziałem ją jeszcze raz czy dwa… Założyłem, że rozwijała się dalej, bo wytrwałość w naszych pasjach jest u Taiów rodzinna. Ale równie dobrze mogę się mylić. Zdecydowanie muszę nadrobić zaległości… - mruknął, już bardziej do siebie, niż do Fenrira.
         - Mam jeszcze pytanie! - zawołała Sveta, nagle do nich podbiegając. W dłoni dzierżyła już jakąś oryginalnie wyglądającą gałązkę. - Dlaczego broń biała nazywa się białą? Tato naprawiał nieraz miecze i inne takie rzeczy, i one nie są białe, wcale a wcale, tylko srebrne. Raz widziałam nawet czarny! Nie lepiej, jakby nazywała się szarą? Dlaczego ludzie nadają rzeczom nazwy, które im nie pasują? Po co w ogóle wymyślać trudne nazwy? Na przykład ta… bulwa. Czemu ktoś nazwał to bulwą, a nie na przykład kolcokulą? Wtedy każdy by wiedział, o co chodzi, a tak to jest trudniej.

         Kiedy kolejny, tym razem dłuższy postój został zarządzony, Mikao wyciągnął z torby niewielki kocyk, który rozłożył córce obok zniszczonego przez piorun drzewa. Nie wiedział jeszcze, jak jej organizm zareaguje na ciągnący od podłoża chłód, wolał więc nie ryzykować przeziębieniem już po pierwszym wieczorze. Ale Sveta najwyraźniej nie była jeszcze na tyle zmęczona, by posłusznie usiąść. Zaczęła biegać po polance, zaglądając niemal pod każde źdźbło trawy.
         - Mogę nazbierać tych kwiatków?
         - Kwiaty powinno się zbierać tylko do sporządzania z nich mikstur lub potraw albo jeśli chcesz je komuś podarować. W przeciwnym razie niepotrzebnie skraca się im życie - uznał mag.
         Sveta zastygła na chwilę w bezruchu, z rączką wyciągniętą w stronę łodygi… i po chwili szarpnęła za nią, chwytając kwiat w dłoń. A potem drugi. I jeszcze kolejny. Zebrała ich tyle, że w obu dłoniach trzymała po kilka sztuk, po czym podeszła do ojca i przysunęła ten skromny bukiecik do jego twarzy.
         - Ten jest dla ciebie.
         Mikao uśmiechnął się.
         - Nie musiałaś ich dla mnie zbierać, stąd też je widzę. Ale dziękuję. Schowam je do torby i zasuszę na pamiątkę.
         Następnie dziewczynka podeszła do smokołaka i uczyniła podobny gest w jego stronę.
         - Masz - powiedziała, bez zachowania jakichkolwiek manier. Nie chciała urazić go tym brakiem ogłady, po prostu na łonie natury, w obliczu przygody, całkowicie zapomniała o zasadach dobrego wychowania, które wpajała jej matka.
         Przez pierwszą chwilę nie chyba nie docierało do niej pytanie Fenrira. Jednak gdy zrozumiała, o co mu chodzi, aż podskoczyła w miejscu.
         - Tak! - pisnęła. - Nauczę się spuszczać łomot chłopcom z miasta! I złym ludziom też. W obronie, oczywiście - dodała, patrząc na ojca, by na pewno usłyszał dobrze, że dziewczynka wcale nie zamierza rzucać się z pięściami na każdego, kto ją zdenerwuje...
         Mikao pokręcił głową z uśmiechem i wyprostował ręce, strzelając kostkami. Podszedł do stojącej obok dwójki, gotowy do działania.
         - Mówcie, do czego mogę się przydać. Jestem cały do waszej dyspozycji.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Zastanawiał się, jak ma odpowiedzieć dziewczynce tak, żeby było to łatwe do zrozumienia. Wiedział, co chciałby jej powiedzieć, jednak musiał ubrać to w słowa przeznaczone dla kogoś takiego, jak ona, a nie – na przykład – dla Mikao. Tylko, że zanim się za to zabrał, Sveta zaczęła opowiadać historię pewnego czarownika. Poczekał na to, aż skończy i dopiero wtedy się odezwał.
         – Może nie aż tak, ale… właściwie do czegoś takiego mogłoby dojść, gdybyś przemęczała ciało ćwiczeniami w młodym wieku. Mogłabyś też nie urosnąć tak wysoka, jak powinnaś – odparł. Tyle chyba powinno wystarczyć, możliwe, że mała przejmie się tym na tyle, że właśnie takie krótkie wytłumaczenie będzie dla niej wystarczające. Później przysłuchiwał się rozmowie, którą Mikao odbywał ze swoją córką, a która nadal dotyczyła tamtego staruszka, o którym wspomniała dziewczynka. Nie wtrącał się, nie próbował też dołączyć do ich rozmowy – jedynie słuchał. Zgadzał się z niektórymi słowami mężczyzny, raz nawet pokiwał głową, co zrobił mimowolnie, bo zorientował się, że to zrobił dopiero po fakcie. To było chyba wtedy, gdy Mikao opowiadał o tym, że obrona swojego życia jest koniecznością. Przez jakiś czas cisza wisiała nad nimi, jednak podejrzewał, że Sveta nie wytrzyma długo bez odzywania się, nawet jeśli nie byłyby to kolejne pytania, które miałaby do niego lub do swojego ojca.
         – Co mam w torbie? - powtórzył jej pytanie, może nawet lekko zaskoczony tym, że zdecydowała się zapytać właśnie o to.
         – Pieniądze, prowiant na podróż, krzesiwo z hubką, trochę bandaży, maści na rany otwarte, oparzenia i otarcia… Mam też specjalną nić i igłę, którą można zszywać otwarte rany, kawałek cienkiej linki na wnyki też by się znalazł. Trochę podstawowych składników alchemicznych, chyba zostały mi też jeszcze jakieś mikstury, które dostałem od siostry twojego taty, gdy widziałem się z nią ostatnim razem – odparł, a raz nawet zajrzał do swojej torby, żeby upewnić się, że dana rzecz na pewno się tam znajduje. Widać, że nie chciał jej okłamać i rzeczywiście zdradził jej, co kryje się w skórzanym pojemniku, który nosił ze sobą.
         – Oczywiście, niektóre rzeczy, które ze sobą zabierasz, zależne są też od tego, co sama umiesz, ale inne są… uniwersalne, czyli takie, które możesz znaleźć u każdego podróżnika – dodał jeszcze.

Później porozmawiał trochę z samym Mikao, a temat zszedł na możliwość tego, że Sveta mogła posiąść jakieś zdolności magiczne. Sam właściwie niespecjalnie się na tym znał, bo nigdy nie miał predyspozycji do używania magii. Czasem tego żałował, bo znajomość nawet kilku zaklęć mogłaby okazać się przydatna w czasie walki, a może nawet i nie tylko w sytuacjach bojowych.
         – Jeśli obie będą ku temu chętne, to myślę, że nie jest to zły pomysł – zgodził się z kwestią nauczania alchemii. Nie chciał już nic mówić, ale wiedział też, że dzięki alchemii również można stworzyć mniej lub bardziej wybuchowe rzeczy. Chociaż tutaj zależało to też od tego, czy zna się recepturę, czy nie lub – inaczej – czy osoba ucząca cię, chciała ci taką zdradzić, czy może niekoniecznie. Ostatecznie wychodziło na to, że alchemia rzeczywiście wydawała się – póki co – bardziej bezpieczna od nauki magii.
         – Siedzi, siedzi. I ciągle rozwija się w tym kierunku, chociaż już teraz jej wiedza jest niezwykła… - odpowiedział, ale przerwał też na chwilę. Zupełnie, jakby chciał coś dopowiedzieć, jednak w ostatniej chwili zdecydował się na to, że tego nie zrobi. Tylko, że Fenrir uświadomił sobie właśnie, że już tak naprawdę to za nią tęskni i z chęcią przyspieszyłby ich wędrówkę, gdyby tylko mógł to zrobić. Nie tylko ciekawiło go to, jak Sanaya zareaguje na swojego brata i jego córkę, lecz także… po prostu chciał ją przytulić, poczuć jej zapach i jej ciało w swoich ramionach, gdy będą się ze sobą witać. Westchnął cicho sam do siebie, nie upewnił się, że pozostała dwójka tego nie zauważy, więc jedynie liczył na to, że tego nie usłyszą.
Spojrzał nagle na Svetę, gdy ta podbiegła do nich i ogłosiła, że ma kolejne pytanie. Ciekawe, co też tym razem zaprząta jej głowę. Fenrir dostrzegł to już wcześniej, ale chyba wtedy nie przyznał przed samym sobą, że jest ona ciekawskim dzieckiem i zadaje naprawdę dużo pytań.
         – Szczerze mówiąc, sam nie jestem pewien, skąd ta nazwa. Może stąd, że przeważnie walczy się nią z przeciwnikiem twarzą w twarz, bez ukrywania się, co można zrobić, gdy używa się broni dystansowej – odparł, ale naprawdę nie był pewien pochodzenia tej nazwy. Co więcej, jakoś nigdy nie skupił się na nazewnictwie i nie zgłębiał się w to, nie szukał informacji na temat tego, dlaczego broń do walki wręcz nazywana jest właśnie „bronią białą”.

Gdy zatrzymali się na kolejny odpoczynek, Fenrir właściwie pozbył się większości zbroi. Został w koszuli, spodniach i butach – reszta jego uzbrojenia leżała w pobliżu miejsca, w którym usiadł. Jego Smoczej Łapy również nic już nie zasłaniało. Usiadł, aby trochę odpocząć i spokojnie napić się wody. Słyszał rozmowę Mikao i Svety, jednak pogrążył się nieco we własnych myślach i wrócił do rzeczywistości dopiero wtedy, gdy usłyszał głos dziewczynki blisko siebie i zarejestrował, że mówi ona do niego.
         – Dla mnie? Dziękuję – odpowiedział i uśmiechnął się do niej. Bukiecik położył tuż obok swoich rzeczy i na pewno planował zabrać go ze sobą, a później zasuszyć go i – jakby się udało – mógłby nawet nosić kwiatki ze sobą, tak na pamiątkę. Tylko, że odpoczynek nie miał trwać długo, bo przecież obiecał małej, że pokaże jej parę ruchów i nauczy nieco samoobrony. Fenrir w międzyczasie wstał i pomyślał o tym, co też mógłby pokazać Svecie. Nie chciał, żeby było to coś… niebezpiecznego, zwłaszcza dla jej rówieśników, na których mogłaby stosować takie chwyty, a jednocześnie, aby miało to większe predyspozycje do obrony własnej, a nie do atakowania.
         – Tobie, Sveta, najłatwiej będzie, jeśli wykorzystasz pęd przeciwnika, czyli to, że jest on w ruchu i to nawet wtedy, gdy stoicie naprzeciw siebie, a on próbuje się zamachnąć i cię uderzyć. Tak możesz powalić – a także ośmieszyć, co chyba jest jeszcze lepsze – kogoś większego i silniejszego, niż ty sama – powiedział do dziewczynki. Patrzył na nią i brzmiał nawet w pewnym stopniu, jak prawdziwy nauczyciel, który rozmawia ze swoim uczniem i liczy na to, że uczeń ten zapamięta lekcję.
         – Zaatakuj mnie pięścią – to powiedział już do Mikao. Teraz czekał na to, aż mężczyzna wykona swój ruch. Gdy zobaczył pięść lecącą w swoją stronę, zadziałał już instynktownie, jednak nadal pamiętał o tym, że nie jest to prawdziwa walka i, że nie chce zrobić krzywdy osobie, z którą „walczy”. Zgiął się i złapał Mikao za przedramię, a później pociągnął w swoją stronę i przerzucił go nad sobą. Nie użył do tego dużej siły, ale nie tylko dlatego, że mężczyzna nie był ciężki, a też z powodu tego, że nie chciał zrobić mu krzywdy. Ojciec Svety przez chwilę znajdował się w powietrzu, a później wylądował plecami na trawie, tuż za Fenrirem.
         – Przy takich manewrach używasz małej ilości siły własnej, a korzystasz głównie z tego, co mimowolnie podrzuca ci atakująca cię osoba. Możesz też sprawić, że przeciwnik wyląduje na ziemi na brzuchu i… cóż, twarzy. Wygląda to podobnie, jak to, co zrobiłem teraz, przynajmniej na początku – znów mówił do dziewczynki. W międzyczasie podejrzewał też, że Mikao wstał już i jest gotów do następnej prezentacji. Odwrócił się do niego.
         – Zaatakuj mnie raz jeszcze – polecił mu i znów czekał. Wiedział, co chce pokazać dziewczynce, więc znów działał wedle własnego treningu i tego, co robił już nie jeden raz. Gdy Mikao zaatakował, najpierw znów złapał przedramię tej ręki, którą się zamachnął, znów zgiął się, jednak tym razem skoczył do przodu i pociągnął mężczyznę za sobą. To sprawiło, że ten wywrócił się nagle i upadł przodem ciała na trawę, ale nic nie powinno mu się stać, bo Fenrir znów nie zrobił tego tak, żeby rzeczywiście wyrządzić komuś krzywdę, a użył minimalnej ilości siły, która była wymagana, aby pociągnąć za sobą drugą osobę.
         – To jest chyba łatwiejsze od poprzedniego, bo właściwie wystarczy, że skoczysz w przód pod ramieniem atakującej osoby i pociągniesz ją za sobą – wytłumaczył dziewczynce.
         – Trzecie będzie podcięcie – powiedział do niej, znów czekając na to, aż jej ojciec wstanie. Później odszedł kilka kroków od tej dwójki i odezwał się lekko podniesionym głosem.
         – Zaszarżuj na mnie – musiał mówić trochę głośniej, żeby mieć pewność, że Mikao go usłyszy, ale z drugiej strony nie odszedł też tak daleko, żeby Sveta nie mogła obserwować. Tylko, że… właściwie nie zdziwiłby się, gdyby dziewczynka poszła za nim, żeby obserwować to wszystko z bliska. Zaczekał, aż Mikao zrobi to, o co go poprosił, a gdy ten biegł i był już blisko, najpierw zrobił jedynie krok w bok i złapał go za rękę, a później lekkim, niskim kopnięciem w nogi podciął go i sprawił, że mag kolejny raz wylądował na trawie porastającej polanę. To, że Fenrir złapał go wcześniej za rękę sprawiło, że upadek nie był tak nagły i na pewno zminimalizowało też ból – którego właściwie teraz nie było – który mógłby poczuć w momencie zderzenia jego ciała z ziemią.
         – W prawdziwym starciu raczej nie będzie zależało ci na tym, żeby zderzenie z podłożem było dla przeciwnika jak najmniej bolesne, więc nie musisz wtedy używać ręki tak, jak zrobiłem to ja, aby zatrzymać trochę ciało twojego taty. Najważniejsze jest, żebyś była zdolna utrzymać się na jednej nodze, gdy drugą będziesz podkładać pod nogi nadbiegającego przeciwnika – tłumaczył jej to podobnie, jak Voro tłumaczył to jemu, chociaż zauważył to dopiero teraz. Liczył na to, że dziewczyna zrozumie i zapamięta wiedzę.
         – Chociaż… jeśli chcesz przerzucić nad sobą kogoś, kto na ciebie biegnie, wtedy, zamiast podcinać go, możesz złapać taką osobę za rękę i pociągnąć w górę i za siebie. Resztę zrobi siła pędu tamtej osoby – dodał jeszcze.
         – Dobrze by było, żebyś spróbowała na kimś to zrobić, aby przyswoić się z częścią praktyczną, ale między mną i tobą, Sveta, jest zbyt duża różnica wzrostu, siły i ciężaru ciała. Podobnie wygląda to, jeśli chodzi o ciebie i twojego tatę – dopowiedział na sam koniec.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

         Sveta niemal zachłysnęła się powietrzem, słysząc odpowiedź smokołaka.
         - Nie chcę nie urosnąć! - pisnęła ze strachem. - Chcę być taka duża, jak tata! Czy ty tato dużo ćwiczyłeś, jak przyszła ta… odpowiednia pora?
         Mikao po raz kolejny powstrzymał śmiech, wzbierający w głębi jego trzewi. Bawiły go wywody córki, teraz też dodatkowo fakt, jak bardzo były nietrafione. On i ćwiczenia? Dobry żart. Dbał o swoje ciało, owszem, starał się poprawnie odżywiać, ale aktywność fizyczna nigdy nie była jego mocną stroną. Wzrost i szczupłą sylwetkę zawdzięczał dobremu metablolizmowi, który z kolei był dziełem korzystnych genów. Nie było w tym większej filozofii. Niemniej jednak, takie stwierdzenia nie byłyby szczególnie pedagogiczne w stosunku do uczącej się życia dziewięciolatki.
         - Nie ćwiczyłem w pełnym rozumieniu tego słowa, jak wojownicy z prawdziwego zdarzenia, ale sporo podróżowałem, w tym większą część na piechotę - odpowiedział po chwili, przemyślawszy treść tego zdania. - Na brak ruchu nie mogłem więc narzekać.
         Choć w jej wieku był zdecydowanie mniej aktywny od Svety. Przypięto mu wówczas łatkę dziwaka, co najchętniej by się uczył lub majsterkował, pozostawiony sam sobie, zamiast łobuzować z rówieśnikami. Nie był nielubiany, ale… nie należał także to samozwańczej śmietanki gangu biegających po mieście dzieciaków. Nie zależało mu też na społecznym poważaniu w tym gronie. W przeciwieństwie do jego córki. Te cechy zdecydowanie odziedziczyła po matce - tę zadziorność i odwagę - i najwyraźniej charakterem było jej bliżej do żądnej przygód chłopczycy, niźli do grzecznej dziewczynki na salonach. Mikao nie miał nic przeciwko i starał się nie hamować tych zapędów, dopóki nie stwarzały one zagrożenia dla samej Svety lub jej otoczenia.
         Dziewczynka wpatrywała się jak zahipnotyzowana w torbę Fenrira, gdy ten opisywał jej zawartość. Nachylała się przy tym w jej stronę, usilnie starając się zajrzeć do środka.
         - Ja mam tylko kamienie, patyki i trochę szyszek - mruknęła. Pomyślała przez chwilę, po czym pomysł, który najwyraźniej przyszedł do jej główki, rozjaśnił jej twarzyczkę radością. - Jakbym miała trochę sznurka, mogłabym zrobić procę! Procą nie upoluję dzika, ale może mogłabym upolować coś mniejszego, niż dzik? Co mogłabym upolować procą? Ptaka? Wiewiórkę? Zająca? A może węża? Boję się węży, ale z procy mogłabym trafić go z daleka.

         Mikao pokiwał głową i uśmiechnął się na wieść o tym, że Sanaya nadal zajmuje się alchemią. Ucieszyło go to. Poza tym, to oznaczało, że prezent, który jej niósł, mógł okazać się nie tylko ładny, ale i użyteczny.
         - Ja bym ją nazwała bronią czerwoną. A wiesz, czemu? - drążyła tymczasem Sveta. - Bo jak kogo taką ciachniesz, to leci krew. Dużo krwi. A krew jest czerwona. Więc broń, która robi krew, powinna być czerwona. Głupi pomysł z tą białą.
         - A czemu serce nie jest w kształcie serca, hm? - spytał Mikao przekornie, unosząc kącik ust w uśmiechu, który w jego wykonaniu można by nazwać zaczepnym. - Czy profesor Sveta Tai na to też ma jakąś teorię?
         Dziewczynka zmrużyła oczy, świadoma drwiącego tonu wypowiedzi ojca. Po chwili jednak zdecydowała się potraktować pytanie poważnie i zamyśliła się.
         - Mówiłeś kiedyś, że serce jest takie jak pięść, prawda?
         - Podobnych rozmiarów u człowieka, prawda - zgodził się mag, nie bez dumy z bystrości córki.
         - A jak złączysz dwie pięści to jest taki kształt, taki o - sercowaty! - Dziewczynka przysunęła do siebie dłonie, demonstrując, o co jej chodzi. - O to chodzi?
         - Któż to wie… Jeśli to prawda, co mówią, że dwa serca połączone miłością stają się jednym, to może i twój pomysł jest całkiem sensowny.

         Po wybraniu miejsca na postój, Mikao odłożył torbę i przeciągnął się, wolny od jej ciężaru. Domyślając się, czemu owa przerwa w wędrówce miała służyć, przezornie zdjął okulary i schował je w bezpieczne miejsce. Niewiele teraz widział; obraz był niewyraźny i mężczyzna nie byłby w stanie odróżnić twarzy stojących przed nim osób, ale na krótką chwilę był gotów na to poświęcenie. Nie potrzebował wzroku do bycia kukłą treningową. Odłożył na bok również i szal, bowiem ten miał dla maga znaczenie sentymentalne i Tai nie chciał, by przy rzucaniu się po trawie, materiał uległ zniszczeniu.
         Stanął obok Fenrira i Svety, której błyszczące z ekscytacji oczy wpatrywały się w smokołaka, jak w obrazek. Mikao niemal widział, jak pracują trybiki w jej mózgu, usiłując zapamiętać każde słowo i gest mężczyzny.
         - O tak, ośmieszyć to bym chciała, tych łobuzów, co sobie myślą, że jak jesteś dziewczyną, to im wszystko wolno. Ja im pokażę! - zacisnęła rączkę w pięść i skupiła na dalszej części lekcji.
         Mikao zamrugał oczami, słysząc polecenie, które Fenrir skierował w jego stronę. Miał go uderzyć? Nawet na pokaz, takie działanie zdawało się pokojowo nastawionemu magowi brutalne. Jak wcześniej powiedział córce, brzydził się przemocą, która nie byłaby formą obrony. Nastawił się na to, że to nim smokołak będzie poniewierał, ale wyprowadzenie ciosu w jego stronę zaskoczyło go. Ale czego się nie robi w imię nauki… Walcząc w narastającym poczuciem dyskomfortu, Tai wziął lekki zamach i bez przekonania pokierował pięść w stronę mężczyzny.
         Niemal natychmiast, nie wiedząc nawet jak to się stało, wylądował na wznak na trawie. Jego kręgosłup zaprotestował chrupnięciem, ale Mikao powstrzymał się od tego, by stęknąć. Nie chciał, by Fenrir pomyślał, że robi mu krzywdę i być może zrezygnował z dalszych ćwiczeń, tym samym rozczarowując Svetę. Nie, Tai przeżyje te drobne niedogodności. To już po prostu nie ten sam wiek, gdy się skakało po wielu miejscach i z równie wielu spadało, bez poważniejszych konsekwencji. Uśmiechnął się nawet, podnosząc się z ziemi. Sveta gapiła się na nich z otwartą szeroko buzią.
         Mag nie otrzepywał się nawet, gdyż wiedział, że to nie koniec atrakcji. Na kolejną prośbę Fenrira zareagował już trochę mniej niezręcznie, ale uderzenie twarzą w glebę było również mniej przyjemne. Na szczęście smokołak był ostrożny, sam Mikao zaś zdążył osłonić się nieco wolną ręką i zamortyzować siłę upadku.
         - Na trawie tego nie widać, ale jakbym tak Gohana w piach rzuciła, to by się mógł go nażreć.
         - Sveta!
         - Przepraszam! - zawołała szybko dziewczynka, pomna rodzicielskich ostrzeżeń, jaki otrzymywała za brzydkie słownictwo. Zaraz zresztą uciekła poza zasięg ojcowskiej reprymendy, biegnąc za oddalającym się smokołakiem. Obserwowała wszystko, co ten robił.
         “Zaszarżuj?”, powtórzył Mikao w myślach i pokręcił głową z niedowierzaniem. Na całe szczęście teren był w miarę równy i brak było wystających korzeni czy też kamieni, o które mag mógłby się potknąć. Z jego niezdarnością i przy zdjętych okularach można było być niemal pewnym, że skończyłoby się to mniejszą lub większą katastrofą. Podbiegł truchtem w stronę zmiennokształtnego i poczuł solidne, acz nadal ostrożne kopnięcie w nogi. Któryś ze stawów znów odezwał się dość boleśnie, ale nie na tyle, by wykrzywić twarz Mikao. Po raz kolejny uderzył ciałem w ziemię. Przypomniał sobie czasy, kiedy lądował w ten sposób na podłożu wiele razy; gdy jego “przyjaciele” z uczelni chcieli przypomnieć mu, kto tu rządzi. Wtedy czuł upokorzenie, kompletne pozbawienie godności - teraz upadkom nie towarzyszyły żadne negatywne uczucia. Podniósł się po prostu, tym razem otrzepał ubranie i z lekkim uśmiechem obserwował radość Svety z przeprowadzonej lekcji. Na chwilę jej twarz zasępiła się, kiedy okazało się, że brak tu odpowiedniego kompana dla niej, ale zaraz na powrót dziewczynka się uśmiechnęła.
         - To nic! Poćwiczę z Kuną, jak już wrócimy do miasta! - oświadczyła. Stanęła naprzeciw smokołaka i, wbrew temu, o co prosił ją przedtem, ukłoniła się ostentacyjnie. - Dziękuję, mistrzu! - zawołała.
         Po czym podbiegła do Mikao, uderzając w niego z impetem, który niemal ponownie zwalił go z nóg. Przywarła do niego, obejmując go ciasno rączkami.
         - Dziękuję, tato! - wyszczerzyła ząbki, zadzierając nosa, by spojrzeć ojcu w twarz.
         Tai poczochrał czuprynę dziewczynki.
         - Tylko pamiętaj: matce ani słowa.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Wrócił do miejsca, w którym wcześniej siedział i, w którym też pozostawił te części zbroi, które nie były mu potrzebne, gdy prezentował te kilka ciosów Svecie, co robił zresztą na jej ojcu. Nie dziwił się, że Mikao na początku nie był chętny, żeby go zaatakować, nawet jeśli przecież i tak nic by mu nie zrobił, ale dobrze, że w końcu zdecydował się na to, a Fenrir starał się wtedy, żeby i tak nie wyrządzić mu dużej krzywdy. Jak tak teraz siedział i o tym myślał, to wydawało mu się, że co najwyżej przez krótki czas będą bolały go nieco plecy albo klatka piersiowa, ale nie będzie to coś, co będzie utrudniało mu oddychanie czy coś takiego… Już on sam o to zadbał. Żałował też nieco, że Sveta nie mogła na nikim przećwiczyć tego, co jej pokazał. Nie chodziło o to, że dziewczynka tego nie zapamięta, bo smokołak akurat był pewien, że ten pokaz zostanie w jej głowie i będzie tylko czekał na moment, w którym będzie mogła użyć jednej z tych rzeczy, które jej zaprezentował. Tylko, że przy tym pomocne też było próbowanie chwytów na żywym celu, w czasie inscenizowanej walki, w której nikt nie ucierpi – przynajmniej nie tak bardzo, jak w prawdziwym starciu – a trenująca osoba będzie mogła wypróbować to, o czym wiedzę zdobyła.
Wspominał jej też, żeby nie zwracała się do niego „mistrzu”. Nie był jej mistrzem, więc lepiej, gdyby zwyczajnie mówiła do niego po imieniu, ale ona ostatecznie i tak zrobiła swoje… Trudno. Mniejsza z tym, chociaż miło patrzyło się, jak podbiega do swojego ojca i rzuca się na niego, dziękując mu przy okazji za to, co zrobił i za to, że był jego, cóż, żywym manekinem.
         – Proponuję, żebyście coś zjedli i odpoczęli, bo następny postój zrobimy wieczorem, gdy będziemy szukać miejsca na nocleg – zaproponował zmiennokształtny, spoglądając na ojca i córkę. On akurat był przyzwyczajony do wszelakich trudów podróży i z tego, co wiedział, również można było to powiedzieć o samym Mikao. Jedynie Sveta była młodziutką dziewczynką, która prawdopodobnie nigdy nie wychodziła dalej, niż miasto i jego najbliższa okolica, a to, co robiła teraz, było pierwszą jej długą podróżą. Ostatecznie, on także posłuchał swych własnych słów. Co prawda, usiadł już wcześniej, ale dopiero teraz wyciągnął kawałek suszonego mięsa i zaczął je jeść.
         – Możliwe, że kolacja będzie lepsza i mniej… sucha, jeżeli uda mi się coś upolować po tym, jak już się zatrzymamy – odparł, chociaż nieco niepewnie. Nie mógł przewidzieć między innymi tego, czy uda mu się to zrobić i, czy w ogóle na terenie ich postoju będzie zwierzyna, którą będzie mógł złapać i użyć jako posiłku dla trzech… Nie. Nie dla trzech, bardziej dla dwóch i pół osoby. Tylko, że wizja zjedzenia zajęczego mięsa z rusztu, pieczonego nad ogniskiem, nie była czymś złym. Na pewno brzmiała bardziej smakowicie, niż to, co nosił w racjach żywnościowych.
W międzyczasie, widać było też, że Fenrir zaczął coś majstrować. Wyciągnął kawałek sznurka i uciął go, a resztę schował. Fragment sznurka przeciął ponownie, podzielił go tym samym na dwie, równe części. Z torby wyciągnął też mały, ale kwadratowy, kawałek tkaniny i sięgnął też po patyk w kształcie litery „Y”, który wygiął porządnie. Drewno nie złamało się, a smokołak pokiwał głową z uznaniem. Jednym ze szponów Smoczej Łapy zrobił w kawałku materiału cztery dziury, przez dwie z nich przeplótł jeden fragment i to samo zrobił z dwoma następnymi i drugim fragmentem sznura. Następnie przywiązał je do obu ramion patyka. Na sam koniec napiął konstrukcję i ponownie pokiwał głową, gdy nic nie pękło. Przyszedł czas na ostateczną próbę. Fenrir sięgnął po niewielki kamień, włożył go w materiałową miseczkę, a później przyciągnął ją do siebie, w ten sposób napinając też linę. Wycelował gdzieś w przód, prosto w linie drzew i puścił kamień. Pocisk poszybował prosto w zarośla ze znaczną prędkością i wleciał w liście ze świstem, z którym również przedzierał się przez nie. W końcu cała trójka mogła usłyszeć głuche uderzenie – to świadczyło o tym, że kamień musiał zderzyć się z drzewem.
         – To dla ciebie – odezwał się smokołak i rękę z procą skierował w stronę Svety. To była solidna konstrukcja, w końcu sprawdzał ją trzykrotnie, a jeśli siła jego mięśni jej nie złamała, to ręka dziewczynki również tego nie dokona.
         – Tylko nie strzelaj z tego w ludzi – dodał jeszcze. Fenrir wiedział, że proca – zwłaszcza taka inna, którą trzeba było kręcić nad głową – może być śmiercionośną bronią, jeżeli odpowiednio się jej użyje.

Jakiś czas później, gdy smokołak był już pewien, że jego towarzysze odpoczęli i są gotowi do drogi, zaczął zakładać swój pancerz z powrotem.
         – Czas ruszać, mamy jeszcze sporo drogi do pokonania – powiedział do nich, jeżeli nie zauważyli tego po tym, że zwyczajnie zaczął się zbierać i przygotowywać do dalszego marszu. Niedługo po tym podszedł też do Mikao, gdy upewnił się, że jego córka nie słucha i, że biega po polanie, zbierając jakieś ciekawe – według niej – rzeczy.
         – Mógłbym przyspieszyć naszą wędrówkę i to znacznie, ale byłoby to trochę ryzykowne. Wiesz, do jakiej rasy należę, prawda? - zagadał do rzemieślnika. Nie czekał na to, aż ten to potwierdzi lub temu zaprzeczy. Mówił dalej.
         – Mogę zmienić się w… istotę latającą i odległość z tego miejsca do okolic wioski, w której Sanaya ma swój dom, moglibyśmy pokonać w czasie równym połowie dnia, tak mi się wydaje przynajmniej – kontynuował i jeszcze nie skończył, chociaż teraz chciał się podzielić z nim tym, co sprawia, że niespecjalnie rozważa taką możliwość.
         – Tylko, że to mogłoby być niebezpieczne dla ciebie i dla małej, ale jeśli Sveta za bardzo się zmęczy albo stanie się coś, co sprawi, że będziemy musieli wybrać szybszy sposób podróży, to… Cóż, możemy polecieć – dokończył i już się nie odezwał. Czekał na to, aż Mikao coś powie i naprawdę liczył na to, że dziewczynka nie słyszała ich rozmowy. Mógłby się od niej nie odpędzić, jeżeli dowiedziałaby się, że może on zmieniać się w „małego smoka” i latać w takiej postaci.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

         Perspektywę odpoczynku Mikao powitał z niekłamaną ulgą.
         Nie był wprawdzie jakoś szczególnie zmęczony podróżą; choć w ciągu dekady zdążył się trochę zasiedzieć w mieście, nadal pamiętał doświadczenia wędrówek po Alaranii. Jednak po pokazowej pseudowalce - czy może raczej: jednostronnym łomocie - nawet mimo wyraźnych starań Fenrira do nierobienia magowi krzywdy, mężczyzna czuł się trochę obolały. W końcu, niezależnie od stosunkowo młodego wyglądu, miał na karku prawie czterdziestkę. I podejrzewał, że trudy podróży jeszcze zdążą trochę dać mu w kość.
         Ale nie ma co się nad sobą rozczulać! Mikao usiadł w wygodnej pozycji, zdjąwszy torbę, by poszukać w niej czegoś nadającego się na coś w rodzaju obiadu. Uśmiechnął się przy tym i westchnął lekko.
         - Chodź, urwisie - zawołał do córki, która nadal stała tam, gdzie ćwiczyli chwyty i dźwignie. A nawet nie tyle co stała, to skakała w miejscu, przybierając przeróżne pozy bojowe. - Pora coś zjeść, bo inaczej nie urośniesz na tyle silna, żeby móc walczyć.
         Svecie nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Natychmiast przybiegła do siedzących obok siebie mężczyzn, zaglądając ojcu przez ramię. Kiedy Mikao podał jej pasek suszonego mięsa, dziewczynka wzięła go w obie rączki i przysunęła do twarzy, wąchając podejrzliwie.
         - To wygląda jak kora z drzewa - stwierdziła, po czym koniuszkiem języka polizała mięso i skrzywiła się. - Fujka. Dlaczego to jest takie okropnie słone?
         - Sól sprawia, że mięso jest lepiej zakonserwowane i dłużej nadaje się do spożycia. Bez tego szybko by się zepsuło, zwłaszcza w cieple, i nie nadawałoby się na dłuższą podróż, taką jak nasza - wyjaśnił jej Mikao, ze spokojem przeżuwając swoją porcję.
         Sveta nadal przyglądała się jedzeniu, a w jej spojrzeniu nie było widać sympatii.
         - Muszę to jeść?
         - Nie musisz. Ale niczego innego nie dostaniesz. - Mag był ciekawy, jak na taką sytuację zareaguje jego córka. - W domu możesz grymasić, o ile nie boisz się narazić na gniew matki, ale na szlaku nie ma wybrzydzania. Jesz to, co masz, albo jesteś głodny i opadasz z sił. A wtedy daleko nie zajdziesz. Nie wspominając o polowaniach czy innych ćwiczeniach…
         Sveta prychnęła z niezadowoleniem i zabrała się za spożywanie posiłku, choć dźwięki, jakie przy tym wydawała, wyraźnie sugerowały, że nie jest zadowolona z takiego obrotu spraw. Nie odezwała się jednak ani słowem, dopóki nie przełknęła ostatniego kęsa. Wówczas ostentacyjnie otrzepała ręce, jedną o drugą i posłała ojcu spojrzenie pełne determinacji. Mikao pokiwał głową z aprobatą i wręczył dziewczynce garść rodzynek, w formie deseru. To spodobało jej się znacznie bardziej. Mag zaś wyciągnął w stronę Fenrira rękę, w której trzymał papierową torebkę z większą ilością suszonych owoców.
         - Poczęstujesz się?

         - Będziemy polować? - Oczka Svety ponownie rozbłysnęły płomieniem entuzjazmu. - Upolujesz nam kolację? Co będziemy jeść? Dzika? Chcę pomóc! Nigdy nie byłam na polowaniu i założę się, że żaden z chłopców w mieście też nie był. Byłabym pierwsza od nich, to może w końcu przestaliby mówić, że nie mogę zagrać z nimi w wojnę, bo jestem dziewczyną. Czasami wolałabym być chłopcem, bo chłopcom się nie mówi, że nie wolno im się w coś bawić, bo są chłopcami. Nieładnie tylko płakać, ale płakać to ja akurat nie lubię. Byłabym dobrym chłopcem. A jakbym była chłopcem, to pozwoliłbyś mi zapolować z tobą na dzika?
         Skończywszy męczenie Fenrira, Sveta zajęła się tym, co planowała zrobić podczas najbliższego postoju: porządkowała swoją sakiewkę. Zostawiła w niej głównie kamienie o różnych kształtach i kolorach, a z odrzuconych patyków ułożyła na trawie kanciaste litery swojego imienia. Nie widziała więc całego procesu tworzenia procy, jakiego podjął się smokołak. Może to i lepiej. Obserwował go za to Mikao, nienachalnie, acz z życzliwą ciekawością. Przez myśl przeszło mu odrobinę niemiłe uczucie zazdrości, że nie wpadł na ten pomysł pierwszy. Jako mag-rzemieślnik mógł z łatwością stworzyć taką procę, może nawet nadać jej jakieś magiczne właściwości. Ale cóż, Svetę z pewnością znacznie bardziej ucieszy prezent od ich nowego towarzysza podróży. I w zasadzie nie miał jej tego za złe. Nowe było zawsze bardziej ekscytujące, zresztą widać było, że dziewczynce zależało na uwadze i poważaniu Fenrira.
         - Rozpieszczasz ją - zaśmiał się Mikao, starając się, by jego głos zabrzmiał wesoło; tak, żeby smokołak nie pomyślał, że mag ma mu to za złe. A wręcz przeciwnie.
         Jak można się było domyślić, Sveta była w siódmym niebie. Po otrzymaniu narzędzia do walki, przez chwilę wpatrywała się w procę jakby to była jakaś cenna relikwia, po czym pisnęła z radości, wykonała kilka energicznych skoków w miejscu i podziękowała Fenrirowi, szczerząc drobne ząbki.
         - Będę celować tylko w drzewa. I w węże, jeśli jakiegoś zobaczę. Albo w dzika - zamyśliła się na chwilę. - A jakby się pojawili źli ludzie z bulwami to w nich mogę celować?
         Niebawem odbiegła od mężczyzn, by móc w bezpiecznej od nich odległości postrzelać w drzewa kamieniami, które zostawiła w swojej sakiewce. Mikao przyglądał się jej w zamyśleniu.
         - Coś czuję, że ten duch przygody długo nie usiedzi w domu - mruknął. Nie bardzo wiadomo, czy te słowa skierował do Fenrira, czy też do samego siebie. - Mam tylko nadzieję, że zanim ruszy w świat, zdążę ją choć trochę do tego przygotować…
         Skinął głową, gdy smokołak oznajmił, że czas zakończyć postój. Sam był tego samego zdania, tym bardziej, że Sveta zaczynała poczynać sobie z procą coraz odważniej, w związku z czym kontynuacja wędrówki, aby zająć dziewczynkę czymś innym, była jak najbardziej wskazana. Zamrugał oczami na następną propozycję Fenrira, połączoną z pytaniem. Oczywiście, że wiedział, do jakiej rasy należy mężczyzna, domyślił się tego przy pierwszym ich spotkaniu, ale takiej oferty się nie spodziewał.
         - Dobrze wiedzieć, że istnieje taka ewentualność - stwierdził. - Nie chciałbym jednak cię wykorzystywać w ten sposób dopóty, dopóki okoliczności nas do tego nie zmuszą. Choć podejrzewam, że gdyby to urwisiątko usłyszało, jakiej propozycji właśnie odmówiłem, obraziłaby się na mnie na śmierć - dodał półżartem. - Nie wspominaj jej o tym. Inaczej do końca podróży nie da ci spokoju.
         Rozmowę przerwał kolejny pisk dziewczynki. Tym razem jednak nie brzmiał tak wesoło, jak ten poprzedni. A powód był widoczny jak na dłoni: cienka strużka krwi, spływająca po nodze Svety. Córka maga przykuśtykała do nich niezdarnie.
         - Celowałam w drzewo, przysięgam! - zawołała. W jej piwnych oczach zbierały się łezki.
         Mikao westchnął i pokręcił głową. Choć to nie tak, że się tego nie spodziewał.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Mógł iść dalej, ale na postój zdecydował się głównie przez osoby, które mu towarzyszyły, zwłaszcza o najmłodszej z ich trójki. On też rozsiadł się wygodnie i zbroja zdawała się w ogóle mu w tym nie przeszkadzać. Nie było się czemu dziwić, w końcu długi czas nosił na sobie to „odzienie” ochraniające ciało i wiedział, jak usiąść, aby nic nie gniotło i nie wbijało się tam, gdzie nie powinno. Miał też ze sobą zapasy, dlatego postanowił je nieco uszczuplić i posilił się tym, co miał ze sobą, a co było ogólnie nazywane racjami. Między innymi było to suszone mięso różnego rodzaju i w różnej formie, a także suchary, lecz nie tylko te dwie rzeczy wchodziły w skład jego podróżniczych racji żywnościowych. Była tu też, na przykład, mieszanka suszonych owoców w papierowej torebce.
         – To, co masz albo to, co upolujesz – odparł Fenrir. Mógł sprawiać wrażenie, jakby niekoniecznie obchodziła go rozmowa mężczyzny z jego córką, jednak i tak ich słuchał.
         – Polowanie jest trudniejsze, bo najpierw musisz się go nauczyć, żeby móc skutecznie upolować coś, co nada się na posiłek… A jeśli chcesz kiedyś zostać poszukiwaczką przygód, będziesz musiała przyzwyczaić się do smaku suszonego mięsa – dodał jeszcze, nawet uśmiechnął się lekko. Przez krótką chwilę wyobraził sobie spotkanie po latach ze Svetą, gdzieś na szlaku, gdy faktycznie stała się kimś podążającym po świecie za przygodą. Oczywiście, nie było łatwo wyobrazić jej sobie jako dorosłej, w końcu nie miał pojęcia, na kogo wyrośnie… i najpewniej, w takiej sytuacji, to ona mogłaby rozpoznać go pierwsza, ale i tak spotkanie takie wydawało mu się czymś ciekawym. Pokręcił głową, gdy Mikao chciał poczęstować go rodzynkami. Zaspokoił głód tym, co zjadł w czasie postoju, nie potrzebował niczego więcej.

         – Nie. Ja będę – poprawił dziewczynkę. Nie pozwoliłby jej iść ze sobą, nawet gdyby towarzyszył im jej ojciec. Znał swoje umiejętności, jeśli chodzi o tropienie zwierzyny i polowanie na nią, ale to samo nie tyczyło się umiejętności Mikao – tych smokołak nie znał. Nie chciał też o to pytać. Musiał przyznać sam przed sobą, że najlepiej pójdzie mu w pojedynkę.
         – Nie zabrałbym cię ze sobą na polowanie, bez różnicy na to, czy byłabyś chłopcem, czy dziewczynką. Nie teraz przynajmniej. Może rozważyłbym to, gdybyś była kilka lat starsza, ale teraz nie ma mowy o tym, żebym powiedział coś innego niż „nie” - oznajmił, starając się zachować raczej łagodny ton głosu. Dziewczynka powinna to zrozumieć, a jeśli nie, to ojciec powinien jej to wytłumaczyć lepiej niż ktoś taki jak on. Ktoś, kto zna ją bardzo słabo.
         – Może przez to uwolnię się z lawiny pytań, którą raz na jakiś czas mnie zalewa – odpowiedział, gdy Mikao odezwał się do niego akurat wtedy, gdy skończył tworzyć procę. Uśmiechnął się lekko, znowu, choć teraz akurat dlatego, że miał to być drobny żart; to, co właśnie powiedział.
         – Tylko uważaj, żeby sobie czegoś nie zrobić – powiedział tylko. Proca była prostym narzędziem, przynajmniej ta, która wyszła spod jego rąk. Miała prostą konstrukcję i dość łatwo się nią operowało, ale o to właśnie chodziło, gdy tworzył ją z myślą o tym, kto będzie jej używał.
Pokiwał głową na następne słowa mężczyzny, który możliwe, że miał rację. Znaczy, na pewno miał ją, gdy wspominał o tym, żeby nie wyjawiać tego Svecie. Fenrir nie miał takiego zamiaru, chyba, że sytuacja będzie tego wymagała – choć wtedy dziewczynka i tak dowiedziałaby się o tym w momencie, w którym zmieniłby postać i stałby się pokrytym łuską stworzeniem ze skrzydłami, dzięki którym bez problemu mógł wznieść w powietrze siebie i pasażerów.
         – Może ta proca nie była takim dobrym pomysłem, jakim wydawała się na początku… - powiedział cicho, ale tak, żeby Mikao mógł go jeszcze usłyszeć. Westchnął też, również cicho. Wyglądało też na to, że postój przedłuży się, ale tylko na chwilę, w której będą musieli zająć się raną małej.

         – Dlatego powinnaś uważać i za cel obierać sobie coś, co znajduje się nieco dalej. Dzięki temu nie tylko sprawisz, że będzie mniejsza szansa na powtórkę z tego, co stało się wcześniej, lecz także poprawisz swoją celność i z czasem łatwiej będzie ci trafiać to, co znajduje się w takiej odległości… i może nawet jeszcze dalej – powiedział do dziewczynki, gdy ponownie szli drogą. Nie minęło wiele czasu od małego incydentu z procą, którego skutkiem była ta niewielka rana na jej nodze, którą zresztą zostawił samemu Mikao. Jednak to jej ojciec powinien się zajmować takimi rzeczami. Nie, żeby on nie mógł tego zrobić, ale czułby się ku temu zobowiązany dopiero, gdyby akurat jego nie było w pobliżu.
         – Jeżeli miałbym zapolować, będziemy musieli zatrzymać się nieco wcześniej. Wolę nie robić tego po ciemku – odparł chwilę później. Te słowa akurat kierował głównie do Mikao. Nie narzekał na swój wzrok, może był nawet lepszy niż wzrok przeciętnej osoby, jednak nie był na tyle dobry, aby pozwalał mu widzieć w ciemności. Niestety.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości