[U podnóża Gór Druidów] W poszukiwaniu sumienia
: Nie Lip 09, 2017 11:28 pm
Rubinowy wzrok białego wilka wynurzył się z cienia drzew okalających źródło rzeki zwanej Rzeką Motyli. Przez dłuższą chwilę zwierzę wpatrywało się nieobecnym spojrzeniem w wartko płynącą wodę, której wzburzona tafla - unosząc się i opadając w chaosie właściwym dla biegu źródlanego nurtu - połyskiwała w późnym zachodzie słońca. Roztrzaskiwana o skały, zdawała się mienić w powietrzu, kształtem kropli i grą świateł przypominając każda z osobna małą zagubioną ćmę. Piękne małe nocne motylki igrały z ostatnimi promykami słońca.
- Boże mój... - wśród szmaragdu przybrzeżnych drzew ozwał się kobiecy, pełen zachwytu, ale i przyciszony głos. Zupełnie jak gdyby właścicielka owego lekko ochrypłego tonu obawiała się, że nawet najsubtelniejszym wydanym z siebie dźwiękiem w stanie jest przerwać błogą melancholię tej magicznej chwili.
Nie było już bestii, nie było czerwonych dzikich ślepi ni ostrych pazurów, bezlitośnie przebijających spulchniony wieczorną rosą przyrzeczny grunt. Na wzgórzu wśród drzew siedziała kobieta. Wpatrując się czule w rzekę, wzięła głęboki wdech. Zdjęła z rąk skórzane karwasze, odpięła kilkoma ruchami okalający jej ciało gorset - luzując rzemyki i odczepiając kilka zbędnych pasków. Niedbale rzuciła na bok części lekkiego pancerza, pozostając w skórzanych spodniach, butach oraz okalających jej biust i część dekoltu przybrudzonych bandażach. Oparła ciężar ciała na rękach przypartych za plecami do ziemi.
Czarne kruczysko wylądowało na odzieży Zmiennokształtnej, wcierając łebkiem zapach wadery w swoje piórka - wykonując podobne ruchy jak gdyby taplało się właśnie w najlepsze w chłodnej kałuży.
- Zachrielu... Odpoczniemy tu troszkę, dobrze? - Odwróciła roziskrzony piętnem Klątwy wzrok na pierzastego przyjaciela. Ten widocznie struchlał, gdy tylko spotkał się swymi bystrymi czarnymi oczkami ze spojrzeniem białowłosej. Wiedzieć bowiem powinno się, że kobieta posiadała zdolność porozumiewania się ze zwierzętami, a jeżeli chodzi o więź ze swym przyjacielem można powiedzieć, że umieli wręcz czytać sobie w myślach. Myśli wadery w tej chwili były strasznie chaotyczne, przesiąknięte chęcią zaspokojenia głodu, lecz wciąż jeszcze chęcią opanowaną.
Coś targnęło młodą na żart i patrząc głęboko w ślepka kruka oblizała się nieznacznie z wręcz brutalnym, łobuzerskim uśmiechem. Wraz z gwałtownym trzepotaniem skrzydeł przestraszonego kompana, który zaalarmowany niepokojącym zachowaniem wadery wzbił się bezzwłocznie w powietrze, po równinach rozniosło się echo gromkiego śmiechu.
- Przepraszam, przepraszam, przeprahahahaaaaaaszam..! - wciąż rozbawiona, próbowała uspokoić ptasiego towarzysza, machając rękoma w jego kierunku, jakby chciała go złapać, gdy spłoszony latał jej nad głową. - Chodź tuuuuuuuu, zjeeeeem cięęęę! Grrrr..! Hahahah! - Fakt przekomarzania się w jakże niewłaściwy dla głodnego wilka sposób tak jej się spodobał, że nawet po przeprosinach nie oszczędziła sobie żartów, trwając w swym młodzieńczym - wręcz dziecięcym - rozbawieniu.
Przestała dopiero za kilka chwil, gdy zaniepokoiło ją dziwnie długo zachowanie spanikowanego przyjaciela. Przestała się śmiać, gdyż ptaszysko wcale nie zamierzało się uspokoić, a w jego umyśle zaczęły pojawiać się naprawdę brutalne, bestialskie wizje z Okami w rolach oprawcy. Bardzo możliwe, że z racji przemęczenia kruk tracił panowanie nad swoimi emocjami, co też w tej chwili zauważyła Zmiennokształtna.
- Zachrielu, spokojnie. No już, żartowałam. Jesteś zmęczony, prawda? To dlatego? - Wyciągnęła dłoń w stronę kruka, gdy ten jeszcze dłuższą chwilę zastanawiał się co robić. W końcu usiadł w bezpiecznej odległości od Zmiennokształtnej z trudem utrzymując równowagę. - Kochany... Chodź do mnie. - Czule uspokajała przyjaciela, próbując jak najdłużej utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Zaraz też kruczysko jak zahipnotyzowane zwolniło oddech i rozpościerając skrzydła, by utrzymać równowagę, zaczęło stąpać w stronę wyciągniętych dłoni Okami. Ostatni taniec kruka przed snem.
Ciemność zmierza nad całą Krainę,
A twoje zmęczone oczy otwierają się cicho...
Zachodzące słońce opuściło już najdalszy z horyzontów.
Śpiew białowłosej wplątywał się brzmieniem w plusk rzeki, przynosząc każdemu kto tylko raczył przysiąść chwilę dłużej w zdumieniu ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Młoda kobieta prowadziła z oddaniem swoją opowieść, gdy z jej dłoni jak krople skapywać zaczęły iskierki żywego ognia prosto na czarne pióra wymęczonego wędrówką towarzysza. Głaskała go z oddaniem po łebku, gdy z każdą chwilą stawał on w większych płomieniach. W końcu też ciałko straciło materialną powłokę, paląc się doszczętnie. Dym poświęconych w żywiole piór zdawał się roztaczać własną delikatną aurę, był przy tym zdecydowanie ciemniejszy niż przeciętny opar wydobywający z się z zajętego ogniem drewna.
- Odpocznij razem ze mną, nabierz sił - szepnęła cicho Okami, nie utrzymując z niczym czy też nikim konkretnym wzrokowego kontaktu, bowiem ciało jej przyjaciela - w tej chwili całkiem zwęglone - nie przypominało już powłoki jej kompana w nawet minimalnym stopniu. Z każdą chwilą jednak tkanka regenerowała się, wtórnie tworząc podobny Zachrielowi kształt. Odznaczały się powoli pióra zdecydowanie bardziej połyskujące i napigmentowane czernią aniżeli jeszcze przed chwilą, gdy wznosił się w powietrzu.
Koszmary się zjawiają, gdy podnoszą się cienie,
Zamykają oczy i zwalnia tętno.
Nie bój się tej nocy,
Nie zbłądzisz.
Mimo opadłych cieni
Gwiazdy nadal znajdują drogę...
Ową pieśń wraz ze Zmiennokształtną wyśpiewywały dziś nawet przybrzeżne skały...
- Boże mój... - wśród szmaragdu przybrzeżnych drzew ozwał się kobiecy, pełen zachwytu, ale i przyciszony głos. Zupełnie jak gdyby właścicielka owego lekko ochrypłego tonu obawiała się, że nawet najsubtelniejszym wydanym z siebie dźwiękiem w stanie jest przerwać błogą melancholię tej magicznej chwili.
Nie było już bestii, nie było czerwonych dzikich ślepi ni ostrych pazurów, bezlitośnie przebijających spulchniony wieczorną rosą przyrzeczny grunt. Na wzgórzu wśród drzew siedziała kobieta. Wpatrując się czule w rzekę, wzięła głęboki wdech. Zdjęła z rąk skórzane karwasze, odpięła kilkoma ruchami okalający jej ciało gorset - luzując rzemyki i odczepiając kilka zbędnych pasków. Niedbale rzuciła na bok części lekkiego pancerza, pozostając w skórzanych spodniach, butach oraz okalających jej biust i część dekoltu przybrudzonych bandażach. Oparła ciężar ciała na rękach przypartych za plecami do ziemi.
Czarne kruczysko wylądowało na odzieży Zmiennokształtnej, wcierając łebkiem zapach wadery w swoje piórka - wykonując podobne ruchy jak gdyby taplało się właśnie w najlepsze w chłodnej kałuży.
- Zachrielu... Odpoczniemy tu troszkę, dobrze? - Odwróciła roziskrzony piętnem Klątwy wzrok na pierzastego przyjaciela. Ten widocznie struchlał, gdy tylko spotkał się swymi bystrymi czarnymi oczkami ze spojrzeniem białowłosej. Wiedzieć bowiem powinno się, że kobieta posiadała zdolność porozumiewania się ze zwierzętami, a jeżeli chodzi o więź ze swym przyjacielem można powiedzieć, że umieli wręcz czytać sobie w myślach. Myśli wadery w tej chwili były strasznie chaotyczne, przesiąknięte chęcią zaspokojenia głodu, lecz wciąż jeszcze chęcią opanowaną.
Coś targnęło młodą na żart i patrząc głęboko w ślepka kruka oblizała się nieznacznie z wręcz brutalnym, łobuzerskim uśmiechem. Wraz z gwałtownym trzepotaniem skrzydeł przestraszonego kompana, który zaalarmowany niepokojącym zachowaniem wadery wzbił się bezzwłocznie w powietrze, po równinach rozniosło się echo gromkiego śmiechu.
- Przepraszam, przepraszam, przeprahahahaaaaaaszam..! - wciąż rozbawiona, próbowała uspokoić ptasiego towarzysza, machając rękoma w jego kierunku, jakby chciała go złapać, gdy spłoszony latał jej nad głową. - Chodź tuuuuuuuu, zjeeeeem cięęęę! Grrrr..! Hahahah! - Fakt przekomarzania się w jakże niewłaściwy dla głodnego wilka sposób tak jej się spodobał, że nawet po przeprosinach nie oszczędziła sobie żartów, trwając w swym młodzieńczym - wręcz dziecięcym - rozbawieniu.
Przestała dopiero za kilka chwil, gdy zaniepokoiło ją dziwnie długo zachowanie spanikowanego przyjaciela. Przestała się śmiać, gdyż ptaszysko wcale nie zamierzało się uspokoić, a w jego umyśle zaczęły pojawiać się naprawdę brutalne, bestialskie wizje z Okami w rolach oprawcy. Bardzo możliwe, że z racji przemęczenia kruk tracił panowanie nad swoimi emocjami, co też w tej chwili zauważyła Zmiennokształtna.
- Zachrielu, spokojnie. No już, żartowałam. Jesteś zmęczony, prawda? To dlatego? - Wyciągnęła dłoń w stronę kruka, gdy ten jeszcze dłuższą chwilę zastanawiał się co robić. W końcu usiadł w bezpiecznej odległości od Zmiennokształtnej z trudem utrzymując równowagę. - Kochany... Chodź do mnie. - Czule uspokajała przyjaciela, próbując jak najdłużej utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Zaraz też kruczysko jak zahipnotyzowane zwolniło oddech i rozpościerając skrzydła, by utrzymać równowagę, zaczęło stąpać w stronę wyciągniętych dłoni Okami. Ostatni taniec kruka przed snem.
Ciemność zmierza nad całą Krainę,
A twoje zmęczone oczy otwierają się cicho...
Zachodzące słońce opuściło już najdalszy z horyzontów.
Śpiew białowłosej wplątywał się brzmieniem w plusk rzeki, przynosząc każdemu kto tylko raczył przysiąść chwilę dłużej w zdumieniu ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Młoda kobieta prowadziła z oddaniem swoją opowieść, gdy z jej dłoni jak krople skapywać zaczęły iskierki żywego ognia prosto na czarne pióra wymęczonego wędrówką towarzysza. Głaskała go z oddaniem po łebku, gdy z każdą chwilą stawał on w większych płomieniach. W końcu też ciałko straciło materialną powłokę, paląc się doszczętnie. Dym poświęconych w żywiole piór zdawał się roztaczać własną delikatną aurę, był przy tym zdecydowanie ciemniejszy niż przeciętny opar wydobywający z się z zajętego ogniem drewna.
- Odpocznij razem ze mną, nabierz sił - szepnęła cicho Okami, nie utrzymując z niczym czy też nikim konkretnym wzrokowego kontaktu, bowiem ciało jej przyjaciela - w tej chwili całkiem zwęglone - nie przypominało już powłoki jej kompana w nawet minimalnym stopniu. Z każdą chwilą jednak tkanka regenerowała się, wtórnie tworząc podobny Zachrielowi kształt. Odznaczały się powoli pióra zdecydowanie bardziej połyskujące i napigmentowane czernią aniżeli jeszcze przed chwilą, gdy wznosił się w powietrzu.
Koszmary się zjawiają, gdy podnoszą się cienie,
Zamykają oczy i zwalnia tętno.
Nie bój się tej nocy,
Nie zbłądzisz.
Mimo opadłych cieni
Gwiazdy nadal znajdują drogę...
Ową pieśń wraz ze Zmiennokształtną wyśpiewywały dziś nawet przybrzeżne skały...