[ASP w Efne]Dwie natury
: Pią Lut 24, 2017 1:26 pm
Poranne zajęcia na Akademii Sztuk Pięknych w Efne zawsze zaczynały się wykładem o historii sztuki, na który dziewczyna nie przychodziła, bo uważała, że jest nudny i nie przydatny. W rzeczywistości jednak nie znosiła nauczyciela, starego Floyda, przypominającego wyglądem żabę. Mierzył niecałe sześc stóp wzrostu, miał dużą, ogoloną głowę i wydatne podgardle, które rosło i opadało za każdym razem, kiedy oddychał. Dodatkowo utykał na lewą nogę, a przy prostych czynnościach, takich jak założenie butów czy podniesienie kredy przeszkadzał mu okazały, piwny brzuch. Oczywiście Zive wiedziała, że wygląd to nie wszystko, ale charakter pana Floyda był równie paskudny, co on sam. Już trzy razy próbował ją oblać, twierdząc, że posiadana przez nią wiedza jest niewystarczająca do poziomu inteligentnego klasy. Dziewczyna miała jednak swoje zdanie na ten temat i uważała, że jego nie chęć do jej osoby ma swoje podłoże w czerwonych włosach. Zive za bardzo się wyróżniała i od razu wpadała w oko. Szczególnie w tłumie innych studentów, których fryzury notorycznie przybierały kolor brązu, blondu lub czerni. Drugim powodem mógł być jej wiek. Dziewczyna była najmłodsza w klasie i zdaniem większości nie powinna zostać przyjęta do Akademii. Jednak lektorat nie miał podstawy, kiedy Zive zdała egzaminy praktyczne z maksymalnym wynikiem, trafiając tym samym na szczyt listy najlepszych uczniów. To chyba dlatego przypadł jej tytuł kozła ofiarnego.
Kiedy słońce przebiło się przez ciemne zasłony i padło na oczy dziewczyny, dzwon oznajmił zakończenie pierwszych dwóch lekcji. Kolejne dwie były z rysunku, których ominięcie Zive nigdy by sobie nie darowała. Szczególnie, że prowadził je prawdziwy eugon, pół człowiek, pół wąż o muskularnie wyrzeźbionym ciele. I choć był nauczycielem, wiele studentek do niego wzdychało i rumieniło się, gdy na nie patrzył. Zive nie była inna, lecz napewno inaczej to odbierała i znała granicę.
Z prędkością światła wyskoczyła spod koca i ruszyła do łazienki, gdzie wzięła szybką kąpiel i wyprostowała czerwone loki. Owijając nagi biust bandażem (dziewczyna nie uznawała staników), wcisnęła się w obcisłe spodnie i buciki z miękkiej, foczej skóry. Całość ukryła pod długim płaszczem, wypchanym po brzegi drobiazgami. Sprawdzając jeszcze raz wiązania bandaża, poprawiła włosy i wybiegła na korytarz.
- Przepraszam za spóźnienie - wypaliła na ostatnim tchu, wpadając przez drzwi do okrągłej sali, gdzie profesor Deh-Ira, przystojny eugon, ustawiał własnie żywego modela, którego mieli przenieść na papier. Ponad trzydzieści par oczu utkwiło w niej wzrok i odprowadziło nim do stanowiska, przy których usiadła czerwona ze wstydu.
- Panna Zive - odparł spokojnie nauczyciel, szurając ogonem po marmurowej posadzce. - Lepiej późno niż wcale. Proszę zająć miejsce i zacząć rysować.
Następnie eugon wprowadził w ruch platformę z modelem, który nie zmieniając pozycji, zaczął obracać się wokół własnej osi, by wszyscy mogi narysować go pod pasującym im kątem. Modelem był jeden z uczniów, wysoki chłopak o kruczoczarnych włosach. Ubrany był w skórzaną przepaskę biodrową i krzywo zszywane buty. W dłoniach trzymał dzidę. Stał z nią lekko pochylony, wręcz zgarbiony, niczym niecywilizowany dzikus.
Choć Zive przyszła ostatnia, skończyła pierwsza i oddając pracę nauczycielowi, opuściła salę za potrzebą.
- Możecie brać z niej przykład - powiedział za nią Deh-Ira, pokazując pergamin na forum. - Ręka nie drgnęła jej ani razu. To widać po pewnych siebie pociągnięciach ołówkiem.
Dziękuję, przeszło przez myśl dziewczynie, kiedy zamknęły się za nią drzwi. W rzeczywstości nie rysowała dla pochwał, a dla krytyki. Chcąc do czegoś dojść w świecie sztuki trzeba się nastawić na krytykę, a pan Deh był jedynym, który ciągle ją chwalił. Zive nawet nie ukrywała, że to miłe, ale nie tego oczekiwała.
Z zamysłu wyrwała ją nagle czyjać obecność, po której tajemnicza dłoń wepchnęła ją do pustej sali i zatrzasnęła drzwi. Przez małe okienko dziewczyna zauważyła jedną ze stydentek, wredną i zazdrosną elfkę, której imienia nie umiała nigdy zapamiętać. Gersta lub Giursa. Jakoś tak.
- I co teraz, panno najlepsza? - zapytała z rozbawieniem na ustach, machając jej przed oczami kluczykiem i wracając do sali.
Cała sytuacja zachwiała dziewczyną, która pierwszą minutę stała w szoku, drugą szarpała klamkę, a trzecią spędziła na podłodze, powstrzymując łzy. Niestety nie wszystkie. Jedna, pojedyncza kropelka przeszła jej bokiem i spływając po policzku, zatrzymała się na brodzie.
Nie. Nie rób tego
Wychlipiała, kiedy łezka kapnęła na podłogę, lecz zamiast rozbić się o drewno, przeobraziła się w iskrę z ogniska.
Ciałem Zive szarpnęło nagle, że aż uderzyła głową o podłogę. Jej skóra zaczerwieniła się paskudnie, jak u wysypki i stanęła w płomieniach.
- Spalić - wysapała nie swoim głosem, posyłając kulę ognia na drewniane ławki. Jedna wystarczyła. Całe pomieszczenie zajęło się ogniem, zamykając w swoich objęciach Zive i kilka królików w klatkach, będącymi mieszkańcami Akademii. Jednak ogień ich nie sięgnął, bo przez wyważone drzwi wpadło dwóch nauczycieli. Pierwszym był Deh-Ira, który rzucił się po zwierzaki, a drugim lektor Akademii, czarodziej, próbujący stłamsić ogień i uspokoić dziewczynę.
- Zive! - wołał - Z trudem przywołując wodne kule, by ugasić szalejący żywioł. - Słyszysz mnie?
- Zive nie ma. - odparła basem. - Jestem Ifryt.
Następnie opętana artystka wyskoczyła przez okno i zniknęła w rosnącym pod Akademiią ogrodzie. Całe szczęście, że to było pierwsze piętro i dziewczynie nic się nie stało. Pytanie bardziej brzmiało, czy demon w niej o tym wiedział i czy w przeciwnym razie ryzykowałby tak samo.
Odnalazwszy furtkę łączącą ogrody z miejskim parkiem, Zive ukryła się w małym labiryncie, w którego centrum była zacieniona ławeczka. Uspokając samą siebie, zajęła miejsce i zaczęła głośno płakać, co raz spoglądając jak na ścianie Akademii jeden rząd okiem trawią płomienie.
Kiedy słońce przebiło się przez ciemne zasłony i padło na oczy dziewczyny, dzwon oznajmił zakończenie pierwszych dwóch lekcji. Kolejne dwie były z rysunku, których ominięcie Zive nigdy by sobie nie darowała. Szczególnie, że prowadził je prawdziwy eugon, pół człowiek, pół wąż o muskularnie wyrzeźbionym ciele. I choć był nauczycielem, wiele studentek do niego wzdychało i rumieniło się, gdy na nie patrzył. Zive nie była inna, lecz napewno inaczej to odbierała i znała granicę.
Z prędkością światła wyskoczyła spod koca i ruszyła do łazienki, gdzie wzięła szybką kąpiel i wyprostowała czerwone loki. Owijając nagi biust bandażem (dziewczyna nie uznawała staników), wcisnęła się w obcisłe spodnie i buciki z miękkiej, foczej skóry. Całość ukryła pod długim płaszczem, wypchanym po brzegi drobiazgami. Sprawdzając jeszcze raz wiązania bandaża, poprawiła włosy i wybiegła na korytarz.
- Przepraszam za spóźnienie - wypaliła na ostatnim tchu, wpadając przez drzwi do okrągłej sali, gdzie profesor Deh-Ira, przystojny eugon, ustawiał własnie żywego modela, którego mieli przenieść na papier. Ponad trzydzieści par oczu utkwiło w niej wzrok i odprowadziło nim do stanowiska, przy których usiadła czerwona ze wstydu.
- Panna Zive - odparł spokojnie nauczyciel, szurając ogonem po marmurowej posadzce. - Lepiej późno niż wcale. Proszę zająć miejsce i zacząć rysować.
Następnie eugon wprowadził w ruch platformę z modelem, który nie zmieniając pozycji, zaczął obracać się wokół własnej osi, by wszyscy mogi narysować go pod pasującym im kątem. Modelem był jeden z uczniów, wysoki chłopak o kruczoczarnych włosach. Ubrany był w skórzaną przepaskę biodrową i krzywo zszywane buty. W dłoniach trzymał dzidę. Stał z nią lekko pochylony, wręcz zgarbiony, niczym niecywilizowany dzikus.
Choć Zive przyszła ostatnia, skończyła pierwsza i oddając pracę nauczycielowi, opuściła salę za potrzebą.
- Możecie brać z niej przykład - powiedział za nią Deh-Ira, pokazując pergamin na forum. - Ręka nie drgnęła jej ani razu. To widać po pewnych siebie pociągnięciach ołówkiem.
Dziękuję, przeszło przez myśl dziewczynie, kiedy zamknęły się za nią drzwi. W rzeczywstości nie rysowała dla pochwał, a dla krytyki. Chcąc do czegoś dojść w świecie sztuki trzeba się nastawić na krytykę, a pan Deh był jedynym, który ciągle ją chwalił. Zive nawet nie ukrywała, że to miłe, ale nie tego oczekiwała.
Z zamysłu wyrwała ją nagle czyjać obecność, po której tajemnicza dłoń wepchnęła ją do pustej sali i zatrzasnęła drzwi. Przez małe okienko dziewczyna zauważyła jedną ze stydentek, wredną i zazdrosną elfkę, której imienia nie umiała nigdy zapamiętać. Gersta lub Giursa. Jakoś tak.
- I co teraz, panno najlepsza? - zapytała z rozbawieniem na ustach, machając jej przed oczami kluczykiem i wracając do sali.
Cała sytuacja zachwiała dziewczyną, która pierwszą minutę stała w szoku, drugą szarpała klamkę, a trzecią spędziła na podłodze, powstrzymując łzy. Niestety nie wszystkie. Jedna, pojedyncza kropelka przeszła jej bokiem i spływając po policzku, zatrzymała się na brodzie.
Nie. Nie rób tego
Wychlipiała, kiedy łezka kapnęła na podłogę, lecz zamiast rozbić się o drewno, przeobraziła się w iskrę z ogniska.
Ciałem Zive szarpnęło nagle, że aż uderzyła głową o podłogę. Jej skóra zaczerwieniła się paskudnie, jak u wysypki i stanęła w płomieniach.
- Spalić - wysapała nie swoim głosem, posyłając kulę ognia na drewniane ławki. Jedna wystarczyła. Całe pomieszczenie zajęło się ogniem, zamykając w swoich objęciach Zive i kilka królików w klatkach, będącymi mieszkańcami Akademii. Jednak ogień ich nie sięgnął, bo przez wyważone drzwi wpadło dwóch nauczycieli. Pierwszym był Deh-Ira, który rzucił się po zwierzaki, a drugim lektor Akademii, czarodziej, próbujący stłamsić ogień i uspokoić dziewczynę.
- Zive! - wołał - Z trudem przywołując wodne kule, by ugasić szalejący żywioł. - Słyszysz mnie?
- Zive nie ma. - odparła basem. - Jestem Ifryt.
Następnie opętana artystka wyskoczyła przez okno i zniknęła w rosnącym pod Akademiią ogrodzie. Całe szczęście, że to było pierwsze piętro i dziewczynie nic się nie stało. Pytanie bardziej brzmiało, czy demon w niej o tym wiedział i czy w przeciwnym razie ryzykowałby tak samo.
Odnalazwszy furtkę łączącą ogrody z miejskim parkiem, Zive ukryła się w małym labiryncie, w którego centrum była zacieniona ławeczka. Uspokając samą siebie, zajęła miejsce i zaczęła głośno płakać, co raz spoglądając jak na ścianie Akademii jeden rząd okiem trawią płomienie.