Pustynia Nanher[Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Też jestem przy tobie - powiedział, rozweselając się nieco i ujmując dłonie Nani, obie ucałował. - Dwa tygodnie to... długo, ale mam coś, co pomoże nam obu. Nie tylko w kwestii polowania.
To powiedziawszy Taril wyjął spod tuniki dwa, małe drewnienka, na których nożem wyryto po kresce. Jedno podarował ukochanej, drugie schował.
- Codziennie rób nacięcie - polecił. - Kiedy dojdziesz to piętnastego, zerkaj na główną bramę i wyczekuj. Wrócę. Z dwudziestą kreską idź nad rzekę zobaczyć nasz wspólny dom, a z dwudziestą pierwszą powiemy sobie "tak" i nigdy już cię nie zostawię.
Później Taril nachylił się ku leonidce i czule ją pocałował, nie odrywając wzroku od jej złotych oczu.

- Wiem, że nie uciekniesz - odpowiedział z uśmiechem, biorąc ją na ręce i oceniając szansę. Okno w jej jurcie było wystarczające, by wymknąć się w nocy z domu, nie budząc domowników, lecz czy było na tyle duże, by Tar się w nim zmieścił, choćby na moment, trzymając ją w objęciach. Zaryzykował.
Przekładając nogę przez framugę, wojownik zaparł się o nią plecami się i wślizgnął się połowicznie do środka, odkładając dziewczynę na łóżko pod sobą, bez najmniejszego dźwięku, po czym ponownie przełożył nogę i znów był na zewnątrz.
- Śpij dobrze - powiedział, wracając po własnych śladach.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Tak naprawdę dom Nanni nie był jurtą. Ściany miał gliniane, a okienka w nim były dosyć małe. Dach zrobiono z wysuszonej trzciny, która działała jak strzecha. Z reszta wszystkie domu w Mau właśnie tak wyglądały. Zbudowane na planie okręgu, ściany miały z rzecznej gliny, a dachy były trzcinowe. Jurt raczej nie używano. Jurty były domena beduinów, dlatego, że łatwo dało się je zwinąć, spakować i przenieść z miejsca na miejsca. Mau było wioską tu i teraz, nie przenosili się, stali w miejscu, dlatego budowali domy z gliny, których po prostu nie dało się przenieść. Gliniane ściany często malowano na biało, a potem ozdabiane kolorowymi znakami, trójkątami, paskami, okręgami. Najbardziej ozdobiona była przecz jasna chata wodza. Najbiedniejsi nie mieli ozdobionych ścian i bogatszy mieszkaniec tym więcej wzorów miał namalowane na chacie. Dom w którym mieszkał Leo miał ściany pomalowane na biało, a wokół wejścia znajdowała się tylko niebieska linia. Był to dom biedny, z resztą Leo tego nie ukrywał. Obijał się, był w wiosce, ale tak naprawdę nic w wiosce nie robił. Dom Nani natomiast miał namalowane trójkąty w czerwonym, niebieskim i pomarańczowym kolorze.

Dziewczyna bez długich rozmyślań po prostu poszła spać. Nic więcej nie mogła zrobić. Taril szedł na polowanie, a ona musiała tutaj zostać. Taka była tradycja, tak musiało być. Było jej trochę smutno, ale z drugiej strony wiedziała, że nic nie może zrobić. Bała się jedynie o zdrowie Tara. Polowania nigdy nie były łatwe. Potrzeba było siły, wytrwałości i hartu ducha. Oczywiście leonid miał to wszystko, ale przecież dzikie zwierzęta zawsze mogły zrobić krzywdę. Coś mogło pójść nie tak. Westchnęła głośno opierając głowę o futro na którym spała. Jakoś inaczej to wszystko sobie wyobrażała...
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Wyruszyli z nastaniem świtu, a właściwie zanim jeszcze słońce wzeszło nad Nanher, przypiekając swoim gorącem wszystkie, żyjące na tej pustyni zwierzęta. Dwudziestu zaprawionych w bojach mężczyzn, prowadzonych przez trzech synów Varala szło na Wielkie Polowanie, mające na celu sprowadzić i udomowić w Mau stado bizonów. Każdy, bez wyjątku wyposażony był, oprócz broni, w złożoną jurtę na plecach i skórzaną torbę z racją żywności, która miała im wystarczyć do powrotu. Większe obciążenie nie było potrzebne. Taril i Lavar szli przodem, omawiając plan i wertując wszelkie ślady, wskazujące na obecność zwierząt i nadchodzącą burzę. Natchilion był tuż za nimi, pilnując szyku i co jakiś czas puszczając zwiad z kilkoma, wybranymi przez siebie ludźmi. Postoje i większe obozowiska rozbijali tylko nocą, ustawiając jurty w ciasnym okręgu, wokół którego rozpalali ogniska i wystawiali warty. Niemal za każdym razem uczestniczył w nich Taril, siadając tyłem do ognia i długo rozmyślając o ojcu, jego własnej pozycji przywódcy, o Nani i ich wspólnej przyszłości. Nie łatwo było mu pogodzić się z ta rolą, nigdy nie przewodził większej grupie niż trzech-czterech, a teraz kierował całym zastępem, w którego skład wchodzili nie tylko ci, których wziął na polowanie, ale też każdy zdolny do dźwigania broni mężczyzna w Mau. To niosło ze sobą ogromną odpowiedzialność i Taril cały czas wspominał słowa brata. "Musisz oddzielić Nani od bycia wojownikiem", huczało mu między uszami. Jednak on nie mógł tak poprostu przestać o niej myśleć. Zwłaszcza teraz, kiedy dzielą ich dziesiątki mil. Ona czekała na niego, a on już pragnął wrócić, ale musiał spełnić obowiązek.

Trzy dni później, dzień dłużej niż zamierzali, byli już nad Nafari w miejscu, gdzie bizony przekraczały bród i żerowały przez kilka dni. Ich wszechobecne ślady aż raziły oczy i wskazywały na jakieś piędziesią dorodnych sztuk i z dwanaście młodych. Tak wielka grupa na pewno nie zaszła za daleko, pomyślał Tar, kiedy razem z bratem analizowali ślady. A zwłaszcza daleko nie przejdzie niezauważona. Na bizony polowali nie tylko leonidzi. Wiele plemion nomadów i beduinów uważało mięso i skórę tych zwierząt za najlepsze dary od przyrody i często prowadzili po nie ekspansję. Nawet za często, co skutkowało przegnaniem bizonów lub wybiciem do cna stada. Jednak ludność z Mau polowała systematycznie, w odstępach i tylko tyle, ile potrzebowali. Dzięki temu regulowali ich liczbę i chronili wioskę przed głodem. W dobrych warunkach mięsa szesnastu osobników wystarczyłyby im na dwa lata i to z nawiązką. Leonidzi szybko się najadali.

Jak przewidzieli, bizony zatrzymały się nad Nefari, dwadzieścia mil dalej, kiedy słońce stało w zenicie i grzało do czerwoności. Widzieli je ze wzniesienia, naradzając się między sobą i szykując się do przeprawy na drugą stronę. Przez podniesioną wodę zajęło im to trzy kolejne dni, podczas których o mało nie stracili człowieka. Burza była już blisko, jej czarne chmury i bijąca na horyzoncie chmura pyłu szybko skracała do nich dystans. Według ostatniś prognoz Natchiliona, który nie był w tym tak dobry jak Nani, ale innego znawcy nie mieli, żywioł szaleć będzie przez dwa, trzy dni, a ich powrót będzie nadwyraz spokojny. Wierząc mu na słowo, Taril i Lavar przygotowali nagonkę i kiedy Natch z połową ludzi skradał się drugim brzegiem Nefari, oni zaszli zwierzynę pod wiatr i unikając wykrycia - zaatakowali. Spłoszony tabun nawet nie zdążył zareagować, kiedy spadł na nich deszcz lin i pętli, zaciskających się wokół szyi i rogów. Te, które zdążyły umknąć, przebiegły rzekę i wpadły na drugą grupę, która kordonem otoczyła bród i wyłapała upatrzone zwierzęta, dając przebiec innym.

- Dwanaście samców - podliczył Lavar, związując bizony jeden do drugiego i przywiazując arkan do drzewa. - W tym chaosie trudno było wymierzyć, a ile samic, Tar?
- Siedem - odpowiedział wojownik, prowadząc do zbiegowiska grupę zwierząt o chudszych sylwetkach i jaśniejszej skórze. - I tak dobrze. Obyło się bez strat, trzech posiniaczonych, kiedy bydło ich wymijało i jeden ze złamaną ręką. Byk szarpnął uprzerzą i nagiął naszemu bark.
- Da radę iść?
- Iść tak, ale unieść broń będę mógł najwyżej za miesiąc - odpowiedział wysoki leonid w skórzanej przepasce, zawiazując na ramieniu tymczasowy temblak. Złamanie nie było poważne, więc mężczyzna, korzystając z pomocy szybko przywiązał jurtę i prowiant do boku jednej z samic i podszedł do reszty wojowników.
- Tobie też się oberwało - powiedział Lavar, kiedy zostali sami i wskazując na kilka krwiaków na boku Tariliona i rozcięcie na udzie.
- Nie zdążyłem uskoczyć - odparł leonid, zawiazując ucisk na nodze. - Staranował mnie i szarpnął łbem przy brzuchu. Centymetr bliżej bym stał i róg utkwiłby w ciele.
- Nani ci nie daruje - wtrącił z rozbawieniem Natchilion, podchodząc do braci. - Wezmę to na siebie. Powiem, że nie utrzymałem byka.

A później złapała ich burza. Na szczęście wszyscy znaleźli się po własciwej stronie rzeki, więc piasek i wiatry nie były tak dotkliwe. Tar i Lavara siedzieli w jednej jurcie, wytyczając drogę powrotną do Mau.
- Dwa, plus trzy, teraz cztery burza - podsumowywał pierworodny. - Sześć dni i jesteśmy w domu. Zdążysz do niej, nie martw się.

Przez cały czas Tar nie zapominał o nacinaniu kawałka drewna, mające mu służyć za kalędarz. Przed nim była ostatnia prosta, a przez te sześć dni udało im się uspokoić bizony na tyle, że szły z nimi ramię w ramię bez zbędnych uprzęży, które spowalniały pochód.
I tak szóstego dnia podróży, kiedy Tar i jego bracia poszli na zwiad, ze wzniesienia ujrzeli pierwsze zabudowania Mau i cienkie strugi dymu z ognisk.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani żegnała Tariliona z nostalgią. Nawet pocałowała go na pożegnanie. Sama, nie zmuszona sytuacją, po prostu tego chciała. Nie mogła powiedzieć, że jest zakochana, ale na pewno czuła coś więcej niż do innych. Tar stał się dla niej ważny. Stał się częścią jej życia i zależało jej, a czy mogło być coś ważniejszego? Chciała dla nich jak najlepiej. Chciała ich wspólnego życia. A zakochanie? Była przekonana, że przyjdzie z czasem. Patrzyła jak stado wojowników znika za wydmami i pierwszy raz poczuła, że będzie tęsknić. Czy się bała? Oczywiście, że tak. Tylko głupcy się nie bali. Ale takie już było ich życie. Tak właśnie wyglądało, a polowanie było jego częścią. Przecież sama polowała, sama narażała się i to nie raz. To było wpisane w życie na pustyni.

Dni mijały jej powoli. Tak jak wcześniej, opiekowała się kociętami siostry, pomagała matce w domu, nosiła wodę, robiła placki, ale gdzieś w głębi duszy naprawdę tęskniła za towarzystwem Tariliona. Oczywiście odznaczała na kawałku kory dni, tak jak miała to robić, ale czas jej się dłużył. Aż do pewnego momentu...

Wielka karawana kupiecka zjawiła się w wiosce zupełnie niespodziewanie. Nikt nie wiedział, że w tym terminie ktokolwiek przybędzie, ale stało się. Wozy z kolorowymi tkaninami, pysznym winem, biżuterią, egzotycznymi sadzonkami drzew. Karawana była piękna i stanęła w centrum uwagi wioski. Teraz gdy Varal był wodzem nikt nie musiał się obawiać, że karawany będą omijać Mau. Matka i ojciec Nani skorzystali z okazji i za odłożone pieniądze kupili córce prezent na nową drogę życia. Była nim piękna, po prostu piękna suknia, uszyta z szyfonu, w kolorze intensywnej fuksji ze złotymi zdobieniami. Konkretnie była to tylko tkanina, ale matka Nani szybko uszyła z niej długą, zwiewną suknię na ślub. Poza tym siostra leonidki kupiła jej długie kolczyki z mosiądzu, które miały dopełniać całości.

Karawana została w wiosce kilka dni, wymienili towary, napoili zwierzęta, odpoczęli, a potem ruszyli dalej. Dzień po tym jak karawana ruszyła dalej Nani zaczęła źle się czuć. Bolała ją głowa i czuła się zmęczona. Była przyzwyczajona do upałów, ale swój stan tłumaczyła sobie wyjątkowym żarem lejącym się z nieba. Wieczorem, gdy zrobiło się chłodniej czuła się lepiej. Lecz noc znów przyniosła pogorszenie. Nowa szamanka podała jej zioła na ból, ale Nani wcale nie czuła się dobrze. Dostała wysokiej gorączki i była na wpół żywa. Matka i siostra siedziały przy niej i zmieniały jej zimne okłady, próbując zbić gorączkę. Najgorsze było to, że nikt nie wiedział co jej jest. Zachorowała tak nagle. Zioła nie pomagały, a dziewczyna czuła się co raz słabsza.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Pojawienie się stada bizonów w Mau nie mogło obejść się bez zainteresowania mieszkańców wioski, którzy od dwóch tygodni nic tylko wypatrywali powrotu wojowników. Ci odważniejsi, którzy zostali, zakradali się nawet na mały plac budowy i oglądali jak wódz z kilkoma leonidami stawia drewniane ogrodzenie na bazie balii i długich, najeżonych kolcami desek, by zatrzymać w ryzach przyszłych domowników. Zagrody były bardzo obszerne, a że nikt wcześniej nie łapał bizonów, postawiono je zaraz za wioską, dając jej tym samym coś na kształt tarczy od strony południowych wydm. Rada Starszych nie protestowała planom Tarila, a nawet poparła inicjatywę młodego przywódcy, dzięki której udomowione pomogą całej społeczności przetrwać na pustyni.

Kolumna wjechała główną bramą i od razu wieści rozniosły się szybciej niż uderzenie błyskawicy - ulice i główny plac wypełnił się ciekawskimi, którzy z otwartymi ustami patrzyli, jak środkiem wioski przechadza się stado.
Prowadził je Taril, trzymając za lasso największego spośród samców, za którym podążała reszta. Obok niego szli bracia i leonid ze złamaną ręką. Jego miejsce u boku braci podczas powrotu było niezmienione. Jako, że poniósł największe straty, należało mu się uznanie. Reszta wojowników szła w rozproszonym szyku między bykami, pozdrawiając okrzykami swoje rodziny. Wszyscy jednak zamilkli, kiedy Tar oddał ojcu linę.
- Nie wracamy z polowania z pustymi rękoma - powiedział ciepło i razem z rodzicem skierowali bydło do nowego domu, które momentalnie zostało oblężone przez ciekawskie dzieci.

- Dobrze się spisaliście - odpowiedział Varal, biorąc synów na stronę. - Możecie wrócić do rodzin... ty nie, Tarilionie. Pójdziesz ze mną.
Odczekawszy aż minął wszystkie pomruki niezadowolenia ze strony Tara, wódz zabrał go nad rzekę, gdzie stał okrągły, kryty strzechą dom o glinianych ścianach w kolorze jasnego brązu, gotowe do pokrycia symbolami. Drzwi z kory dębu siedziały mocno na żelaznych zawiasach od beduina, który pomógł dokończyć budowę. Taril z począku nie wiedział co powiedzieć - choć cisnęły mu się na usta uwagi, że ojciec miał pilnować budowy, a nie ją kończyć. Nie mniej ucieszył się bardzo i czym prędzej ruszył do domu Nani, by jej to pokazać. O ile sama już tego nie zrobiła.

Niestety przed domem dziewczyny atmosfera była bliska pogrzebowej. Matka i siostra Nani siedziały w progu, pocieszając się wzajemnie, a jej ojciec stał pod oknem, oparty o ścianę z głową skrytą w cieniu. To właśnie do niego podszedł wojownik i skłonił się z szacunkiem.
- Co się stało? - zapytał zatroskany.
- Nani zachorowała... - zaczął starszy leonid, lecz Tar już go wymijał, by wejść do swojej przyszłej żony.
Znalazł ją wychudzoną na skórach, z suchymi ustami i spoconym czołem, które zakrywały kompresy. Bez słów do niej przyległ i chwycił ukochaną za dłoń. Spała. Jej pierś unosiła się, choć robiła to w chaotyczny sposób.
- Nani? - wyszeptał jej do ucha, gładząc jej rękę. - To ja, Taril. Obudź się, wróciłem.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani przebudziła się słysząc znajomy głos. Uchyliła zmęczone powieki i zobaczyła Tariliona. Nawet nie wiedziała, że to już minęło tyle czasu. Nie nacinała kory jak prosił, nie mogła, była zbyt chora. Nie liczyła czasu, po prostu spała. Nie jadła zbyt wiele, choć matka wciskała w nią placki z mąki i wody. Nie chciała pić, ale zmuszano ją do tego, by się nie odwodniła.
- Jesteś - powiedziała ochrypłym głosem spoglądając matowymi oczami na Tariliona.
- Jestem zmęczona, chcę spać - powiedziała błagalnie i znowu zamknęła oczy, ale Tar nie pozwolił jej zasnąć. Złapał ją za plecy i podniósł do pozycji siedzącej. Wtedy znów otwarła oczy.
- Źle się czuję - miała słaby głos.
- Szamanka już tu była, ale nic nie poradzi. Myślę, że umrę - to było zaskakujące wyznanie z jej strony, ale tak właśnie się czuła. Czuła, że umiera, że z każdym dniem jest gorzej, że traci siły.
- Możesz mnie zostawić, będzie ci lepiej z kimś innym - mimo poważnego stanu Nani wydawała się mieć trzeźwy umysł. Nie chciała zatrzymywać przy sobie Tariliona. Wiedziała, że dla niego lepiej będzie jeśli odejdzie.

Do chaty wszedł ojciec Nani i odchrząknął dając znać Tarilionowi, kiedy ten się odwrócił ojciec pokazał ruchem głowy na wyjście z chaty. Najwyraźniej chciał mu coś powiedzieć.
Ostatnio edytowane przez Nani 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Tak jak obiecałem - odparł szeptem, całując ją w rozpalone czoło. Poczuł jak jej ciałem targają dreszcze, jak po czole spływa zimny pot, ale jednocześnie ma podniesioną temperaturę.
Tar nie tak wyobrażał sobie powrót do domu, oczami wyobraźni widział jak wjeżdża do Mau, witany przez ojca i leonidów. Rada ogłosiłaby zadowolenie i oznajmiła, źe zostaje pełnoprawnym przywódcą wojowników. A on mógłby na to wszystko machnąć ręką, pobiec do Nani i uściskać ją mocno. Tylko to się dla niego liczyło. Wszystko inne mogło zaczekać. Niestety to, co go zastało wprowadziło leonida w stan niepewności i gniewu. Na samego siebie.
- Nie mów tak - nakazał, opuszczając jej ciało, by zmienić kompres i otrzeć jej usta wilgotną chustą. - Obiecałem twoim rodzicom, że cię sprowadzę do domu, obiecałem tobie, że zajmę się tobą najlepiej jak umiem i chcę się z tego wywiązać. Kocham cię i nie pozwolę ci umrzeć. Powiedziałaś, że nigdzie mi nie uciekniesz, więc nie rób tego.
- Nie chcę innej lwicy - dodał ze łzami w oczach. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i jeśli ty wybierzesz się w ostatnią podróż, ja pójdę za tobą. Wiesz, że się nie zawacham.
Następnie Taril uklęknął przy łóżku Nani i trzymając jej dłoń, drugą ręką głaskał jej włosy. To nie tak miało wyglądać, pomyślał.
Nie miał jednak czasu na oddanie się lamentowi, gdyż ojciec dziewczyny prosił go na rozmowę. Wojownik niechętnie do niego podszedł, lecz nie miał specjalnie wyboru.
- O co chodzi? - zapytał z szacunkiem i troską w głosie.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Ojciec Nani był zmartwiony i zmęczony. Najwidoczniej tej nocy to on przy niej czuwał. Miał suchą skórę twarzy i zaszklone oczy.
- Nie jest dobrze - powiedział zaskakująco spokojnie.
- Myślę, że Nani się czymś zaraziła. Czymś co przyniosła karawana. Chociaż nikt inny nie zachorował, to jedyna z opcji. Kiedy cię nie było przyjechała karawana. Rozniosło się, że stary wódz nie żyje i że twój ojciec przejął rządy w wiosce. Znów stanęliśmy na szklaku handlowym dlatego przyjechali. Nani kupiła od nich coś, tkaninę? Nie wiem... nie pamięta. Była z siostrą, ale jej nic nie jest. Tylko Nani zachorowała. Nowa szamanka dawała jej zioła, odprawiała rytuały, ale to nic nie dało. Jest co raz gorzej - mówił pewnie, ale ciągle widać było po nim zmęczenie.
- Czuwamy nad nią na zmianę. Musisz ją zabrać do Edu - Edu było sąsiednią wioską, żyli tam nie tylko leonidzi ale też ludzie i inni naturianie. Szamanką w tamtej wiosce była driada, która ponoć umiała leczyć wszystkie ciężkie choroby.
- Jesteś silny. Możesz ją tam zanieść. To i tak będzie szybciej niż gdybyś miał pobiec po tamtejszą szamankę i wrócić tutaj z nią. Tylko w tobie nadzieja Tarilionie.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Tar słuchał ojca swojej wybranki z szeroko otwartymi oczami, próbując zrozumieć wszystko jak najdokładniej. Podczas polowania nawet nie wyobrażał sobie, że Mau wróci tak szybko na mapę handlową, ale najwyraźniej wieści o nowym wodzu szybko się rozniosły. Może nawet za szybko, co pewnie wzbudziło podejrzenie wśród niektórych członków ich społeczności. Ale to był temat na inną okazję. Teraz najważniejsza była Nani, która marniała z każdą chwilą.
- Edu leży dwa dni drogi od nas - powiedział bez emocji, zmęczony wyprawą i zamartwianiem się o ukochaną. Widział jednak w planie mężczyzny cień szansy, który na pewno nie może już pogorszyć obecnej sytuacji. - Ale nawet jeśli wezmę ją na plecy, to jest to dla niej za duży wysiłek. Ona ledwo mówi, a my rozmawiamy o podróży przez pustynię.
- I tak zrobiliście więcej niż ja - dodał bardziej do siebie, niż przyszłego teścia. - Nie było mnie tutaj kiedy zachorowała. Powinienem tam leżeć i jej doglądać. Jeśli coś jej się stanie nigdy sobie nie wybaczę.
Po tych słowach Tarilion błyskawicznie się odwrócił i pobiegł najkrótszą drogą do namiotu wodza, gdzie od niedawna urzędował jego ojciec. Leonid wiedział, że będzie miał jego nieocenione wsparcie we wszystkim, co postanowi i że może polegać na starym lwie czasami nawet bardziej niż na samym sobie.
Po burzliwej dyskusji, w której Tar o wszystkim opowiedział, Varal zwołał dwóch strażników, którzy pośpieszyli na tyły wioski, gdzie w małej zagrodzie poprzedni władca Mau trzymał dwa dorodne wierzchowce. Były one rzadkością wśród społeczeństwa leonidów, gdyż podróżowali oni wyłącznie w lwich postaciach. Na szczęście ten wódz był na tyle pochłonięty własnym szczęściem, że jako kaprys zażyczył sobie złapanie i udomowienie pary rosłych mustangów.
- Wracam z nią lub wogóle - rzucił na odchodnym ojcu, kierując konie pod domy swoich braci, a następnie pod drzwi domu Nani, gdzie z wykorzystaniem kilku lin od Natchiliona i kosza od Lavara, Tar uplótł sporych rozmiarów kołyskę i zawiesił ją między wierzchowcami.
Następnie z pomoc jej ojca, leonid przetransportował do niej ukochaną, upewniając się, że nic ich nie zatrzyma aż do samego Edu. Tarilion nie dopuszczał do siebie myśli o wypadku, podczas którego kołyska pęknie albo jeden z mustangów okuleje. Chciał być w Edo przed kolejnym księżycem i wiedział, że jeśli popędzi konie, zdąży. W przeciwnym wypadku sam sobie nie wybaczy.
- Wio! - ryknął, strzelając lejcami i momentalnie tuląc się do końskiego grzbietu. Leonidzi nie byli urodzonymi w siodle jeźdźcami. Niektórzy to nawet śmiertelnie bali się koni, ale Tar do tych nie należał. Nie oszczędzał ich, samemu nabawając się trudności w złapaniu oddechu, lecz obecność Nani, nawet półprzytomnej, dodawała mu sił.
- Wytrzymaj! - mówił do niej przez zacisnięte zęby.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani usnęła, kiedy Tar wyszedł. Nawet nie wiedziała kiedy odpłynęła. Nie spała jej się dobrze. Drażniło ją wszystko wokoło. Pod plecami czuła najmniejsze wgłębienie, czy uwypuklenie piasku. Skóry na których leżała drażniły ją w plecy. Ubranie zdawało się nieprzyjemnie ciężkie, choć Nani miała na sobie tylko przepaskę biodrową ze skór i jak zwykle czerwoną chustę zawiązaną na piersiach. Jej skóra była wyraźnie nadwrażliwa, co nie pozwalało jej spać spokojnie. Przebudzała się co kilka minut i przewracała z boku na bok, to kuląc się to rozciągając. Gorączka rosła. Kiedy Tar zniknął przyszła do niej matka, czuwać. Siedziała przy niej zmartwiona i skołowana, zupełnie nie wiedząc co czynić. Trzymała ją za rękę i gładziła wierzch jej dłoni delikatnie. Nic innego nie mogła zrobić.

Po pewnym czasie do ich domu wrócił Tarilion. Matka Nani bez słowa pozwoliła mu ją wziąć. Nie zamierzała się sprzeczać, uważała, że tylko on jeszcze może jej pomóc. Jako jedyny może jej pomóc. Pozwoliła mu wziąć ją na ręce i wynieść z domu. Nani przebudziła się kiedy leonid brał ją na ręce, ale nie powiedziała ani słowa. Była zbyt zmęczona, zbyt chora, by mówić cokolwiek. Dała się włożyć do prowizorycznego hamaka rozwieszonego pomiędzy dwiema końmi. Niestety jazda nie należała do najprzyjemniejszych. Mimo słabości, mimo całego bólu i chęci zaśnięcia cały czas była przytomna. Hamakiem miotało we wszystkie strony, co po krótkiej chwili stało się nie do zniesienia.
- Tar- wykrztusiła z siebie strając się mówić jak najgłośniej.
- Tar, proszę, zatrzymaj się...
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Tarilion nie oszczędzał koni, choć sam będąc przytulonym do grzbietu jednego z nich, z trudem się utrzymywał. Wierzchowce pędziły jak wicher, rozrzucając na boki ciepły piasek i sapiąc z wysiłku. Leonid jednak nie mógł zwolnić, a tym bardziej się zatrzymać. Nie, kiedy życie jego ukochanej gasło, a on wydawał się teraz jedynym dla niej ratunkiem. Do położonego dwa dni od Mau Edu powinni dotrzeć o świcie lub wcześniej i Tar modlił się by tamtejsza szamanka była przychylna im pomóc. A raczej nie im, tylko Nani. Mężczyzna czuł się dobrze, pomijając kilka sińców i rozcięcie bizonim rogiem, ale nie były to pierwsze i nie będą to ostatnie takie okaleczenia w jego życiu, był tego pewien. Po drodze napadły go także inne myśli. Pierwsze nieodłącznie towarzyszyły ucieczce lwicy, wypędzeniu szamanki i jej syna, przejęcia władzy w wiosce przez Varala i wyprawa wojowników na bizony. To wszystko działo się tak szybko i nagle, że Tar nawet nie zauważył, że przestał sypiać tylko po to aby sprostać wszystkim obowiązkom. Wciąż był silnym, młodym lwem, ale o oczach i strudzonego pracą człowieka. Wiedział, że to wszystko kiedyś minie, że jego życie wróci do normy, ale obecnie było coś ważniejszego niż osobiste szczęście.
Z zamysłu wyrwał ją słaby głos ukochanej kobiety, ułożonej na prowizorycznym koszu i zawieszonej między biegnącymi w jednym rytmie końmi. Na jej słowa Tar zacisnął mocniej zęby, ale nie mógł przymknąć na to oka i kontynuować tak szaleńczego biegu. Ściągając lejce, osadził oba wierzchowce w miejscu i zeskoczył na piach obok ukochanej.
- Przepraszam - wyszeptał, unosząc ostrożnie jej głowę i pomagając napić się ze skórzanego bukłaka, który zdąrzył wziąść ze starego domu. - Wytrzymaj jeszcze chwilę. Jesteśmy już blisko.
Gdy do niej mówił, łzy spływały mu po policzkach, a ręce i wargi drżały. Tar sam był już na skraju choroby, ale walczył i tego samego oczekiwał od Nani. Bolało go jej obojętność i pogodzenie się z losem. Nie chciał na nią krzyczeć, ale wiedział, że byłoby mu łatwiej gdyby ona okazywała choć cząstkę tej wewnętrznej walki i nie poddawała się tak łatwo.
- Pamiętasz nasz pocałunek nieopodal wioski beduinów? - zapytał, by zwrócić jej uwagę na świat. Nie wiedział tylko czemu umysł każe mu wyciągnąć właśnie to wspomnienie. Może dlatego, że było jednym z najpiękniejszych. - Zaraz po tym, gdy pływaliśmy w rzece. Widziałem uśmiech na twojej twarzy. Szczery, pełen ciepła i chęci do życia. Gdzie podziała się tamta dziewczyna, która ze śmiechem wciągnęła mnie pod wodę? Niech wróci, proszę.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani czuła się w tej podróży tragicznie. Hamak, czy też kołyska, jak zwał tak zwał, była kiepskim pomysłem, rzucało ją na wszystkie strony, tak dotkliwie, że było jej niedobrze. Kiedy się zatrzymali Nani kręciło się w głowie.
- Niedobrze mi - wydusiła z siebie, ale nie przechyliła się i nie zwymiotowała. Kilka sekund później uniosła jednak głowę i spojrzała na Tariliona.
- To nie ma sensu Tar, nie jestem w stanie tak jechać. Posadź mnie na konia, twarzą do siebie, oprę się o Ciebie, ale nie każ mi jechać w tym czymś. To naprawdę nie ma sensu, tak jest tylko gorzej. Jeszcze chwila i będę wymiotować - mimo tego, że bardzo źle się czuła, miała wysoką gorączkę i ledwo żyła to mówiła całkiem do rzeczy.
- Nie mogę tak jechać - powiedziała prawie płacząc.
- To mnie po prostu boli, nie dam rady - wtedy Tar jej przerwał, a ona patrzyła na niego zamglonymi oczami i słuchała go.
- Nie płacz - wyciągnęła do niego rękę i otarła mu z twarzy łzy.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała, choć sama w to nie wierzyła. Była jednak na tyle świadoma, by nie dobijać swojego przyszłego męża.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Słuchając słabego głosu swojej przyszłej żony, Tar powstrzymał łzy i ucałował ją w czoło, zasłaniając jednocześnie jej twarz przed palącym słońcem. Do Edu pozostawał jeszcze kawałek drogi, który mogli pokonać w sześć lub siedem godzin, ale oznaczałoby to kolejny, szaleńczy bieg przez pustynię, a na to Nani, jak mówiła, nie ma już siły. Leonid popatrzył na wykonaną przez siebie kołyskę i rozerwał jej wiązania, pozwalając jednemu z koni wrócić do Mau po własnych śladach. Wiedział, że te zwierzęta są na tyle mądre, że ciężko im się zgubić. Zachowując przy sobie drugiego wierzchowca, Tarilion posadził na nim ukochaną, a następnie sam usiadł przodem do niej, opierając jej głowę na swoim ramieniu i jedną ręką trzymając w pasie. Drugą musiał powozić, co było dla niego utrudnieniem. Mimo to nie mógł teraz odpuścić.

Mając jej dobro na względzie, Tarilion zwolnił tempo biegu i podtrzymując swoją partnerkę, cały czas pilnował aby nie spadła.
- Musi być dobrze - powiedział jej wprost do ucha, wtulając głowę w jej włosy. - Nie pozwolę żeby coś ci się stało.
Mówił do niej spokojnie, samemu chcąc się uspokoić, choć w rzeczywistości był kłębkiem nerwów. Edu, choć było sąsiednią wioską, nie należało do przyjaznych względem Mau, gdyż między wojownikami często dochodziło do konfliktów na polowaniach. Ojciec Tara miał nawet pomysł, by połączyć obie społeczności, ale plan zatrzymał się tylko na pomyśle, gdyż nikt jakoś nie kwapił się do podjęcia rozmów. Na szczęście syn wodza nie pędził do nich w tej sprawie. Chciał prosić o pomoc dla ukochanej i wierzył, że ich szamanka im nie odmówi.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Mimo, że Taril pomagał jak mógł i wsadził ją na konia to i tak było jej ciężko. Ledwo mogła utrzymać się w pionie, ale nie mogła teraz odpuścić. Zawiodłaby go. A nie chciała tego. Kiedy usiadł przed nią oparła się o niego całym ciałem i objęła go mocno za plecy, opierając głowę o jego ramię. Czuła się niesamowicie ciężka, jakby ktoś przywiązał jej do rąk i nóg kamienie. Czuła, że jeszcze trochę i dosłownie zacznie przelewać się przez ręce Tariliona. Jego dotyk ją parzył, ale musiała się go trzymać, nie było innego wyjścia. Miała bardzo wrażliwą skórę, ale to dotyk, nie słońce sprawiał jej największą przykrość. Z drugiej strony, mentalnie było to jej potrzebne. Tar był w tej chwili dla niej najważniejszą osobą na świecie. Nikt inny się nie liczył. Choć kochała rodziców i siostrę, to nie oni wieźli ją przez pustynię do sąsiedniej wioski by ratować jej życie.

Jazda konna, nieustanne podskakiwanie, kurczowe trzymanie się pleców Tara i żar lejący się z nieba osłabiał ją z każdą minutą. Jednak jej myśli nie kręciły się wokół bólu, a wokół tego by się nie poddawać. Gdyby leżała teraz w swojej chacie pewnie poddałaby się, z resztą nim przyjechał Tar była już pogodzona z losem. Dopiero jego obecność i to jak bardzo ją kochał sprawiło, że w ogóle pomyślała o walce.

Po pierwszej godzinie szaleńczej jazdy miała wrażenie, że zemdleje. Zamknęła oczy, nie patrzyła już na nic, chciała zasnąć, odpłynąć, oddać się niemocy. Jednak coś w jej głowie szeptało, by tego nie robiła. Przez cały czas trzymała się kurczowo pleców leonida. Ból całego ciała był tak dotkliwy, że Nani nie była w stanie myśleć. Miała pustkę w głowie, skupiała się tylko na tym by trzymać się jak najmocniej i nie spaść. Choć nie miała już nawet siły by uchylić powieki.

Po długiej, niesamowicie i nieprzyzwoicie długiej podróży z daleka ich oczom ukazała się mała oaza. Wioska, ich ocalenie. Edu...
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Edu miało to do siebie, że było bardziej otwarte niż Mau. Skupiało w sobie wiele wędrownych ludów pustyni, które postanowiły wspólnie przetrwać w tej domenie. Tak więc oprócz leonidów, których było tu zdecydowanie najwięcej, w Edu mieszkali także beduini, pustynne elfy oraz niewielki odsetek koto i tygrysołaków. Nad wszystkim panował tutaj wódz, wybierany poprzez powszechne głosowanie, a nie jak w Mau, wybierany przez radę lub w wyjątkowych przypadkach, tytuł przechodził z ojca na syna. Panował on dożywotnio i mimo zróżnicowania rasowego, nikt nie miał ku temu żadnych uwag.

Tariliona jednak nie obchodziły rządy, czy system klas w Edu. Chciał jak najszybciej uzyskać pomoc dla ukochanej i wrócić z nią do domu. Zdrowie i życie Nani były dla niego najważniejsze, bardziej niż jego własne. Obiecał jej opiekę i pomoc we wszystkim, czego sobie zażyczy i miał zamiar dołożyć wszelkich starań, by to spełnić.
Edu wyrosło przed nimi jak zaczarowane, białe i żółte dachy wyraźnie odcięły się na tle złotego piasku, zapraszając podróżnych do środka. Wioska zbudowana była na planie koła z niewysoką palisadą, pod którą ustawione były jurty i gliniane lepianki. W samym jej centrum znajdował się wyrównany plac, do którego prowadziła szeroka aleja łącząca główną bramę z namiotami wodza i szamanki.

Tar zatrzymał wierzchowca dopiero na placu, ignorując powitanie strażników i krzyki przechodniów. Był dość znany i szanowany nawet tutaj, wielu leonidów słyszało o walecznym lwie z Mau, ale nie duża ich część mogła poszczycić się jego poznaniem.
- Muszę porozmawiać z waszą szamanką! - zawołał do starszego wiekiem leonida, wychodzącego mu na powitanie. Miał na sobie typowy, skórzany pancerz i dwa noże z kamiennymi ostrzami przy pasie. - I to szybko. Moja żona jest ciężko chora.
Lew popatrzył na niego z pobłażaniem, a następnie przeniósł wzrok na bladą i mizernie wyglądającą Nani.
- Jest u siebie - odpowiedział i wskazał im mniejszy namiot, ozdobiony z zewnątrz malunkami zwierząt i roślin.
W środku było dość duszno i parno. Dym z kadzideł drapał w gardle i przyćmiewał widoczność, ale mimo to dało się dostrzec prosty stolik i kilka poduch. Na jednej z nich siedziała niewysoka kobieta w półprzezroczystych szatach. Jej skóra była mocno opalona, lecz nie spalona słońcem, a włosy rozpuszczone. Kiedy Tar wnosił Nani na rękach, szamanka odwróciła się na prędce i utkwiła w nich swoje zielone oczy.
- Zrób wszystko, by odzyskała siły - poprosił Tarilion, układając przyszłą żonę na poduchach i powoli, z wyraźną niechęcią, wycofując się z namiotu. Wierzył, że zrobił już dość aby jej pomóc i że teraz tylko szamanka z Edu może coś w tej sprawie wskórać.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani ciężko zniosła podróż. Pod koniec ledwo się trzymała. Gdyby nie to, że Taril obejmował ją w pasie pewnie spadłaby z grzbietu rumaka. Było naprawdę trudno. Kiedy niósł ją do namiotu szamanki straciła przytomność i przelewała się mu przez ręce. Nie pamiętała tego, że weszli do namiotu, że położył ją na podłodze, na poduszkach tam rozłożonych. Była już w innym świecie. Zbyt słaba by zachować przytomność.

Szamanką w Edu była driada o wyjątkowych magicznych mocach. Jej zielonkawa skóra tutaj zmieniła swój kolor na brązowy, opalony od słońca. Włosy miała rude, jasnorude, także rozjaśnione od wszechobecnych promieni słonecznych. Była niewysoka, miała może ze 160 cm wzrostu, może nieco mniej. Szczupłą sylwetkę z płaskim brzuchem i niewielkim biustem. Jej twarz była młoda, choć szamanka przeżyła już sporo lat. Nie starzała się jednak jak zwykli ludzie.

Przyklęknęła przy zupełnie nieprzytomnej leonidce i spojrzała na jej twarz. Przez chwilę przyglądała się jej, a potem położyła dłoń na jej czole. Była niesamowicie rozpalona. Mia, bo tak miała na imię szamanka położył obie dłonie na policzkach leonidki. Zamknęła oczy, a spod jej dłoni wyłoniło się jasnozielone światło, które zdawało się wnikać w kruchą buźkę lwicy. Trwało to kilka minut, po tej dłuższej chwili driada zdjęła dłonie z policzków dziewczyny. Ponownie dotknęła jej czoła, po czym wstała i wyszła z namiotu. Tarilion stał niedaleko, Mia tylko spojrzała na niego i pokręciła głową by dać mu znak, że ma nie wchodzić do środka namiotu. Po czym zniknęła mu z oczu. Wróciła po krótkiej chwili niosąc w rękach kilka pęków jakiś wielkich, suszonych ziół i bukłak z wodą. Zmierzyła wzrokiem zdenerwowanego Tariliona po czym zniknęła w namiocie.

Jakąś godzinę później zmęczona driada opuściła namiot. Tarilion nadal sterczał zdenerwowany nieopodal.
- Możesz do niej pójść - odezwała się, a jej głos był niesamowicie lekki, jak trzepotanie motylich skrzydeł.
- Nie wiem jak będzie - dodała - zrobiłam wszystko co w mojej mocy, ale coś rzuciło na nią potężne zaklęcie. Zatruło jej organizm. Dałam jej zioła, skorzystałam z zaklęci odtruwających, ale wszystko zależy od niej, jeśli jest silna - wygra, jeśli nie... nie jestem w stanie pomóc. Naprawdę wszystko zależy od niej.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości