[Las Zaciśniętych Pętli] Natura Woli Przetrwania cz. I
: Sob Sty 07, 2017 4:13 pm
Ciężkie i mięsiste, dobrze przyprawione i zachowywane na specjalne okazje, jakim są nieprawdopodobne figle losu kumulujące się w jednym momencie, których sumą jest nieziemski fart.
Krótkie, pięcioliterowe i mało finezyjne, acz bardzo popularne słowo padło z ust nagiej kobiety, która ziściła się z mgły w czasie krótszym niż samo słowo.
Mgła, szara i zimna, a za nią i w niej upiorne grymasy twarzy zlane z konarami drzew. Ich silne, lecz pozbawione liści, gałęzie trzymały na sznurach karki. Zimne karki. Ludzie i elfy, bogaci i biedni, kobiety i mężczyźni, nawet starcy i bardzo młodzi, którzy nie zdążyli zaznać życia w pełni. Wszyscy zawiśli, a czarne kruki oskubały mięso z ich twarzy i tylko z w twarzy. Jeden z wisielców nie miał głowy. Leżał brzuchem do ziemi, pod swoim katowskim sznurem. Musiał być na tyle stary, że nieobecna głowa oddzieliła się od ciała i poturlała się w zgubnym kierunku.
Jedyna żywa dusza, goła panna Gotz, jak przestraszony zając zastygła w miejscu, nadstawiając uszu. Dotarła do niej grobowa cisza. W tej krainie nawet wiatr zdawał się martwy. Brak kogokolwiek w pobliżu oznaczał brak zagrożenia. Kobieta wolno rozejrzała się po wisielcach, aż znalazła dość świeżego i w swoim rozmiarze. Mało zręcznie wspięła się na umarłego, obejmując go wszystkimi czterema kończynami. Następnie rozbujała truchło, odpychając się nogą od pnia.
Krótkie, pięcioliterowe i mało finezyjne, acz bardzo popularne słowo padło z ust nagiej kobiety, która ziściła się z mgły w czasie krótszym niż samo słowo.
Mgła, szara i zimna, a za nią i w niej upiorne grymasy twarzy zlane z konarami drzew. Ich silne, lecz pozbawione liści, gałęzie trzymały na sznurach karki. Zimne karki. Ludzie i elfy, bogaci i biedni, kobiety i mężczyźni, nawet starcy i bardzo młodzi, którzy nie zdążyli zaznać życia w pełni. Wszyscy zawiśli, a czarne kruki oskubały mięso z ich twarzy i tylko z w twarzy. Jeden z wisielców nie miał głowy. Leżał brzuchem do ziemi, pod swoim katowskim sznurem. Musiał być na tyle stary, że nieobecna głowa oddzieliła się od ciała i poturlała się w zgubnym kierunku.
Jedyna żywa dusza, goła panna Gotz, jak przestraszony zając zastygła w miejscu, nadstawiając uszu. Dotarła do niej grobowa cisza. W tej krainie nawet wiatr zdawał się martwy. Brak kogokolwiek w pobliżu oznaczał brak zagrożenia. Kobieta wolno rozejrzała się po wisielcach, aż znalazła dość świeżego i w swoim rozmiarze. Mało zręcznie wspięła się na umarłego, obejmując go wszystkimi czterema kończynami. Następnie rozbujała truchło, odpychając się nogą od pnia.