Fiołkowa PolanaPoszukiwanie sojusznika.

Polana usłana kwieciem, fiołkami, niezapominajkami i wrzosami. Położona na południe od Kryształowego Królestwa, gdzieś pod wzgórzami Thenderionu. Zamieszkana przez dwie lisołaczki. Siostry: Amertin i Farico. Wcześniej zamieszkiwali ją ich rodzice: Tenor i Arya.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

- Ej ale co ty wyprawiasz! – Usiłowała protestować wróżka, gdy człowiek siłą oderwał ją od prowadzonej rozmowy. Groszek nie miała pojęcia o co tym razem może chodzić myśliwemu. Natychmiast spróbowała wrócić w pobliże pra-drzewa, jednak stanowczy opór Taki, skutecznie uniemożliwiał jej podsłuchiwanie rozmowy jaką Kopytna prowadziła z starym pieńkiem. Jak na złość, w odróżnieniu od większości wiekowych osób, które słabo słyszą a same przemawiają nad wyraz głośno, tysiącletni dąb miał w naturze porozumiewać się przy pomocy szeptu.
– No przecież w ten sposób niczego się nie dowiem. – Rozpaczała Groszek, która przynajmniej na chwilę zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.
Nie mogąc wyminąć człowieka, Skrzydlata spróbowała zmienić strategię. Wyciszyła się. Zastrzygła uszami, starając się wyłowić jak najwięcej dźwięków z toczonej rozmowy. Na szczęście mężczyzna siedział cicho, swoje przeszkadzanie ograniczając do wyciągniętej dłoni i blokowania wróżce drogi w kierunku dębu.
- Odrodzony będzie znał odpowiedzi na wszystkie nurtujące was pytania … - mówiło drzewo, jednak Groszek nie była w stanie zrozumieć całości tej wypowiedzi. Cały czas coś ją rozpraszało. Gryzienie, mlaskanie, przełykanie…
„Chwila. Przecież to ja” – Zorientowała się wróżka, odkładając trzymanego w dłoniach daktyla.
Jak na ironię, gdy tylko Skrzydlata przerwała konsumpcję, leżąca obok Nanda zaczęła donośnie chrapać. Groszek przeklęła rysia, obrzucając go stekiem wyzwisk, począwszy od zaschniętych nasion, a na żuczkach gnojownikach kończąc. Musiała w jakiś sposób obrócić zwierzaka na drugi bok.
Natychmiast przyszedł jej na myśl Taka. Zaczęła intensywnie ciągnąc mężczyznę za rękaw, po to by zwrócić na siebie jego uwagę, a następnie przy pomocy gestów, spróbowała wytłumaczyć człowiekowi to czego od niego potrzebuje. Wróżka położyła się na ziemi, turlając się po niej niczym zwijany dywan, po czym zaparła się dłońmi o rysia, pokazując jaki to ciężar potrzebuje przemieścić. Niestety jej wysiłki nie przyniosły żadnych rezultatów. Taka, wpatrzony w Nemain i stare drzewo, nawet nie zwrócił na nią uwagi.
- Cudnie. Gapi się tak jakby rozumiał o czym oni tam ględzą. - Ironicznie podsumowała Skrzydlata.
Nie mogąc skorzystać z siły ludzkich mięśni, wózka gorączkowo zaczęła poszukiwać innego rozwiązania problemu chrapiącego rysia. W zanadrzu miała jeszcze swój spryt i wiedzę z zakresu botaniki. Groszek szybko zdołała wypatrzeć rosnący w pobliżu okaz pospolitego mniszka. Olbrzymi nos Nandy i popularny dmuchawiec, podsunął jej do głowy wyśmienity pomysł. Wystarczyło kilka ziaren by podrażnić czuły zmysł powonienia zwierzęcia, a wówczas ten ostatni z cała pewnością zmieni swoją pozycję lęgową.
Groszek zerwała pojedynczy kwiat i zaczęła potrząsać nim tuż przed pyskiem rysia, w taki sposób by uwolnione nasiona w większości lądowały na czubku wilgotnego nosa Nandy. Nie minęło kilka sekund a strategia wróżki przyniosła efekty.
Przynajmniej połowiczne.
Siła potężnego kichnięcia jakie wydał z siebie ryś, odrzuciła Skrzydlatą prosto w pień starego drzewa. Wróżka z uśmiechem na twarzy spojrzała na oblicza sowich przyjaciół.
- Tylko nie próbujcie mi wmówić że to znów moja wina. – Wytłumaczyła.
Tymczasem pra –drzewo ciężko westchnęło, tak jak przystało na osobnika, który przez wiele wieków czeka na wybawiciela, a gdy ta pożądana chwila wreszcie nadchodzi, w miejsce spodziewanego bohatera, pojawia się ktoś taki jak Groszek.
- Tylko ona może wybrać właściwe miejsce. – Podsumował Dąb, dodając między wierszami „i dlatego nie mogę jej udusić”.
Ostatnio edytowane przez Groszek 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Czekając na odpowiedź prastarego Nem odcięła się od reszty świata, jakby ponownie pogrążona w dziwnym letargu. Zdawała sobie sprawę z otoczenia i obecności towarzyszy. Była też wdzięczna człowiekowi, za zabranie i chwilowe niańczenie Groszek. Z jednej strony co prawda dobrze, gdyby wróżka słyszała słowa strażniczego drzewa, z drugiej jednak, było większe prawdopodobieństwo, że zaczęła by trajkotać, przerywając słowa dębu, któremu wyraźnie ledwie starczało sił by przekazać instrukcje jeden raz, nie mówiąc o ich powtarzaniu. Nadzieja jeszcze w Lotce, że przycupnęła gdzieś w pobliżu i będzie w stanie wyjaśnić skrzydlatej co ma zrobić, tak by nic nie sknociła, z powodu źle podyktowanych instrukcji.
Nem co prawda zrozumiała większość zaleceń, ale nie była pewna czy jest dość kompetentna do wyjaśnienia ich Groszek, która była kluczowym ogniwem umożliwiającym powodzenie ich misji. Jakby na ostateczne potwierdzenie wątpliwości centaura, wraz z końcem dębowego wywodu, Groszek niczym z procy wpadła na pień drzewa, które westchnęło zrezygnowane. Kara poklepała drzewo, chcąc mu dodać otuchy, przemawiając w myślach, że zrobią wszystko co w ich mocy by uratować ten las, po czym zaczęła możliwie jak najprościej mówić to co usłyszała od strażnika, chwilowo nie wstając, ponieważ czuła się niesamowicie wyczerpana zapamiętywaniem wszystkich ogrodniczych zaleceń.
- Rytuał zasadzenia Owocu musimy przeprowadzić przed pełnią księżyca, gdy wciąż przybywa srebrnego dysku, w innym wypadku musielibyśmy zaczekać do nowiu i po nim zacząć. Zła wiadomość jest taka, że strażnik tyle nie wytrzyma, już był u kresu swych sił, a ratunkiem i wydaniem Nasiona nadwyrężył je jeszcze bardziej. Kolejna zła wiadomość, jest taka, że pełnia jest najbliższej nocy. Nie bójcie się jednak - dodała bardziej optymistycznie - Dobra część to ta, że i tak musimy sadzić za dnia, ponieważ, gdy tylko zaczniemy, siły ochronne tego miejsca osłabną do tego stopnia, że nocą znów zaatakują nas wszystkie paskudy z tego lasu - podsumowała z wesołym uśmiechem, przechodząc do dalszego opowiadania - Teraz pora na kluczową część. Tylko wróżka potrafi wybrać idealne miejsce dla nowego strażnika i sprawić, by urósł zanim nastanie zmierzch - zakończyła streszczenie kopytna - Acha, nowy strażnik będzie umiał odpowiedzieć na nasze pytania, łącznie z tym jak ocalić Jarzębinę - dodała na sam koniec szczęśliwa kopytna.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

- Jestem pełen nadziei - powiedzia Taka, niespokojnie oglądając się na kichającą Nandę.

Suka wciągnęła w nochal zdecydowanie za dużo dmuchawca i teraz kichała raz za razem, tak intensywnie że uszy jej furkotały niczym dwa farfocle zawieszone u głowy. Wykichawszy się wreszcie, skoczyła na równe nogi, smukłym łbem poruszyła w obie strony, jakby szukała winowajcy, a potem jako nad wyraz inteligentne stworzenie uznała, że winowajcą nie mógłby być z pewnością nikt inny niż Groszek. A nawet gdyby mógł być - Taka był jej panem, któremu wszystko wolno, zaś Nemain była zdecydowanie za duża, aby się na nią wściekać. Tak więc chart skierował swe rozdrażnienei ku Groszek.

Zamanifestował złość iście po psiemu, z wściekłym ujadaniem rzucając się na wróżkę. Taka ledwo zdołał złapać Nandę za pachwiny i przyciągnąć z powrotem do siebie.

- Siad! - polecił. - Siad! Siad i morda!

Do suczki coś wreszcie dotarło, bo usiadła i zamknęła się, zwracając wielkie, ciemne oczy na Takę z wyraźnie dostrzegalnym w nich żalem. Uszy położyła płasko na smukłej głowie, sprawiając całą sobą wrażenie urażonej dumy i zdradzonego zaufania. Taka postanowił ją zignorować i w tym celu spojrzał gdzie indziej niż w wypełnione pretensją psie ślepia, to znaczy na Nemain.

- Rzadko to mówię - przyznał - ale może powinniśmy opracować jakiś plan. Groszek, czy możesz powtórzyć, co masz zrobić? - zagadnął wróżkę, bardzo ciekaw, ile zapamiętała, a ile wyleciało jej drugim uchem niż wpadło.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Gdy tylko Groszek uderzyła w drzewo, drobne pnącza na powrót owinęły się wokół ciała Skrzydlatej, tym razem skutecznie uniemożliwiając jej wydobycie z siebie choćby dźwięku. W komunikacji pomiędzy wróżkami a prastarymi roślinami, tak naprawdę słowa były tylko dodatkiem. Gdyby się postarała, Groszek potrafiła odbierać, myśli i emocję dębu, dzięki czemu pra-ojciec mógł w mgnieniu oka przekazać jej wszystko to, co Nemain i Taka tłumaczyliby jej cały wieczór. Dąb musiał jedynie sprawić by Skrzydlata całą swoją wolę skupiła na drzewie, a najlepszą ku temu drogą było wywołanie u wróżki poczucia zagrożenia.
Po kilku sekundach Bukowaty uwolnił drobną lotniczkę, pozwalając Groszek z hukiem wylądować na twardym gruncie. Bolesne lądowanie oraz otrzymane właśnie informację, pozwoliły Skrzydlatej poskładać w jedna całość słowa Nemain i spojrzeć trzeźwym wzrokiem, zarówno na Kopytną jak i człowieka. Chociaż Taka w dalszym ciągu sprawiał wrażenie jakby nic nie rozumiał.
Nawet Lotka zdawała się być przeciwko niej.
- Skoncentruj się teraz Dębowa Czapeczko. Jeśli coś spaprasz, przekręcisz lub zapomnisz, nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. Ja... ja w ogóle zrywam tą znajomość. - Zapowiedziało ptaszysko.
Mając nadzieję wykorzystać Kopytną jako tłumacza, wróżka natychmiast przystąpiła do obrony.
- Hej, nie patrz tak na mnie, jakbym to ja miała być tą przez którą coś pójdzie nie tak. – Oskarżycielskim tonem przemówiła Skrzydlata. – Mam tylko posadzić drzewo. No nie? Wiem jak to się robi. Całe życie zajmuję się bukowatymi i ich nasionami. Wiem że pójdzie mi doskonale. Dlatego na przykład radziłabym wam skupić się na sobie? W chwili gdy zerwę owoc, cała energii staruszka zostanie przekazana właśnie do nowego życia, a magia tego miejsca nie będzie miała już mocy by powstrzymywać pająki. – Groszek wyjaśniła centaurowi jaka rola czeka Kopytną i człowieka w zbliżającym się rytuale.
Jeśli ktoś z ich trójki, a piątki licząc rysie, mógł nie podołać zadaniu, to właśnie ci dzierżący miecze. Chociaż w przypadku Taki, obślizgłe kreatury gromadzące się w cieniu, wcale nie stanowiły największego problemu, ale o tym człowiek miał się dopiero dowiedzieć.
Skrzydlata spojrzała w niebo, starając się określić po położeniu słońca ile mają jeszcze czasu. Z każdą mijającą chwilą, zło wysysające ten las, zbierało swoje siły, szykując się do ataku planowanego na moment, gdy zniknie bariera stworzona przez pra-ojca. Z drugiej strony parze wojowników również należało dać chwile wytchnienia i odpoczynku na regeneracje nadwątlonych sił. Poza tym samo oczekiwanie było równocześnie częścią planu jaki miała do zrealizowania Groszek.
Przeciągając się tak jakby właśnie układała się do snu, wróżka kontynuowała swoja przemowę:
- Ale spokojnie, Staruszek zadbał o wszystko. Twoja armia będzie tu lada moment. Tylko że wiesz, Gałęziate specjalnie nie przepadają za ludźmi. Zwłaszcza samcami. A nasz Taka mimo swoich bujnych kudłów i braku zarostu, może nie przypaść im do gustu. Będziesz musiała jakoś to wytłumaczyć. – Skrzydlata przerwała swoją wypowiedź dając Nemain czas na przetrawienie wiadomości i wymyślenie czegoś sensownego.
Centaur musiała myśleć niezwykle szybko, jako że po kilku minutach, pierwszy oddział uzbrojonych w łuki driad, pojawił się na polanie. Wojowniczki, będące od teraz tak zwana armią Kopytnej, stanowiły cały wachlarz możliwych krzyżówek pomiędzy kobietami a roślinami. Niektóre z nich do złudzenia przypominały ludzi, a swoją przynależność zdradzały jedynie poprzez zielone włosy w które wplątane były (lub też z których wyrastały), niewielkie liście oraz swoje skąpe stroje, będące połączeniem drewna, gałęzi i igliwia. Inne z kolei bardziej przypominały drzewa obdarzone ludzkimi rysami, na widok których należało się skupić, by w ogóle wyodrębnić coś takiego jak twarz czy kończyny.
Wszystkie wojowniczki łączyła natomiast jedna cecha. Oddanie z jakim spoglądały w kierunku Namain oraz ciekawość, połączona z pożądaniem i chęciom mordu, zawarta w ukradkowych spojrzeniach rzucanych w stronę mężczyzny.
- Jestem Aliana, pierwsza wśród straży. Na rozkaz pra – ojca, ja i moje siostry oddajemy się pod twoje rozkazy. – Przywódczyni wojowniczek klękła przed centaurem, składając swój łuk przy kopytach Nemain. Pozostałe Gelęziate uczyniły to samo , otaczając podróżników szczelnym pierścieniem, który od tej pory miał zastąpić magiczną barierę. Większość driad spuściło głowy, w milczeniu czekając na rozkaz Kopytnej. Jedynie te którym przypadło miejsce w pobliżu Taki, nie umiały się powstrzymać, by raz za razem nie gapić się na człowieka.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Na hałas powodowany przez psa, Nem napięła mięśnie, gotując się do poderwania się na nogi, będąc przekonana, że pająki wróciły. Las jednak był wyjątkowo cichy i spokojny, jak na miejsce w którym, jeszcze moment temu rozgrywał się dramatyczny rajd na przełaj.
- "Cisza przed burzą" - pomyślała czworonożna. Chwilę temu słońce wzeszło, ale przez ogólnie panujące w borze ciemności oraz „napięty grafik” nie spostrzegła świtu, mając wrażenie, że została im jeszcze jakaś godzina. Taki obrót sytuacji sprawiał, że mieli mniej czasu, niż zakładała na starcie, ale uznała, że to może być ich najmniejszym problemem.
Całe szczęście nad podróżnikami, prócz pojawiających się co chwila komplikacji, wyraźnie czuwały jakieś opiekuńcze siły. Podczas gdy centaurzyca przytakiwała człowiekowi, niepewna czy główne siły operacji w postaci wróżki, były świadome swoich obowiązków, dąb chwycił sprawę w swoje ręce, a w zasadzie gałązki, wyjaśniając skrzydlatej jej misję. W momencie gdy Nemain powracała wzrokiem w stronę wróżki, zastanawiając się jaka batalia czeka ją tym razem, w końcu wciąż nie wiedziała czy była wstanie wyjaśnić Groszek o co chodzi z mapą, nie mówiąc o czymś skomplikowanym jak na przykład misja sadzenia Drzewa Strażnika, ta zaskoczyła kopytną będąc już zwartą i gotową do swojego zadania.
- Gdy zerwiesz ten owoc ? - spytała Nem, ukazując na dłoni niewielką jagodę, którą wróżka wcześniej chciała okrutnie pochłonąć. Zostawiła nasiono pod opieką skrzydlatej, zwracając się jeszcze krótko do ptaka - Lotko, pilnuje jej - i wstała ze stęknięciem, przygotowana się na kolejne „rozrywki". W końcu czas trzeba zacząć odliczać od teraz, skoro owoc był już zerwany.
- „ Moja armia, w okolicy, po za wami nie mam nawet przyjaciół, o ile jesteśmy przyjaciółmi, nie mówiąc o armii” - głowiła się Nem nie rozumiejąc co Groszek mogła mieć na myśli. Gałęziate i nie lubiące ludzi. Umysł tego centaura, nie należał do najlotniejszych, a tym bardziej w jego zmęczonej wersji, więc dany przez wróżkę czas na namysły, nie został wykorzystany zbyt wydajnie, a zanim Nemain poskładała fakty do kupy, miała okazję zobaczyć na własne oczy o jakiej armii mówiła skrzydlata.
Na szelest zerwała się na równe nogi, gotowa do walki, ale zamiast pająków na polanę wpadła cała grupa driad. Początkowo kara nie była pewna czy się cieszyć czy martwić i czy może sobie pozwolić na opuszczenie gardy, ponieważ widząc już z kim ma do czynienia, nie była pewna czego mogła się po przybyszach spodziewać, a w zasadzie była w pełni świadoma i nie były to najlepsze przeczucia, jako, że driady były nastawione do ludzi tak jak wielu naturian, czyli nie zbyt pozytywnie. Ostatnie na co miała ochotę to obrona Taki, a w najmilszym wydaniu pertraktacje, ale przygotowana na najgorsze nijak nie brała pod uwagę pokazu zaprezentowanego przez drzewną łuczniczkę. Właśnie złożono jej hołd jako dowódcy. Gdyby starszyzna jej dawnej grupy to zobaczyła, banda przesądnych niedowiarków, nigdy by nie pomyślała, że nie tylko Nemain będzie wśród ratujących las i drzewo Praojca, a na jej rozkazy będą tak szlachetne istoty jak driady. Czas i miejsce nie sprzyjały jednak swobodnym rozmyślaniom, dlatego kara skupiła się na obecnej chwili.
- Witaj Aliano, walczyć u twego boku i twoich sióstr będzie zaszczytem - położyła dłoń, na ramieniu driady, skłaniając ją do powstania - Jestem Nemain, a to są Taka i Groszek. - Pominięty gajłak, zawarczał niezadowolony - No tak to jest Baal, Nanda i Lotka - dokończyła prezentację ich wesołej gromadki. W końcu jeśli przedstawiała wilka, honor należał się też pozostałym - Myślę, że rozkazy nie są konieczne, mamy jedną misję. Umożliwić wróżce odrodzenie Strażnika. Mam tylko jedną prośbę - celowo nie użyła rozkazu. W obecnym układzie mogła, ale wolała postawić sprawę tak, jakby to była własna decyzja driad - Nie traktujcie człowieka jako wroga, walczy razem z nami w tej samej sprawie i wolała bym, by nic mu się nie stało - uśmiechnęła się do Aliany, idąc po miecz, który został na trawie obok wilka, gdy kopytna poderwała się by ratować owoc. Podniosła oręż z ziemi, odpinając jednocześnie popręg i napierśnik juk, zrzucając je na ziemię, w miejsce miecza. Teraz gdy mieli pozostać na miejscu, mogła się pozbyć zbędnego balastu. Jeśli łuczniczki i drzewo sądziły, że centaur położy się i będzie patrzył jak walczą inni, to się mylili. Była zmęczona, rany z polowania jeszcze nawet nie zaczęły się goić, a niektóre znów krwawiły po wędrówce, walce czy szalonym galopie przez las i zebrała trochę nowych obrażeń, ale puki stała na nogach i była w stanie trzymać miecz, będzie walczyć. Przeszła przez pierścień drzewnych istot, które spoglądając na centaura z podziwem i niedowierzaniem jednocześnie ( w końcu kopytni wojownicy znani byli z antypatii żywionej wobec dwunogich ), rozstąpiły się robiąc miejsce Nemain, ustawiającej się przed kordonem łuczników. Jakby nie było jej broń służyła do walki w zwarciu, pozostając więc w szyku nie przydała by się na wiele, o ile ze swoimi rozmiarami nie narobiła by niepotrzebnych szkód. Zaś zaskoczone driady poczęły błądzić wzrokiem to na swoją przywódczynię, to na Takę, to na centaura, z całą gamą zmieniających się emocji, od min wyrażających pytanie, zagubienie, złość czy zdziwienie. Aliana skinęła krótko głową, na co pozostałe przybrały zacięte miny, ale przestały patrzeć na mężczyznę, aż tak często, najwyraźniej mając zamiar przychylić się do prośby kopytnej, uznając jej przyjazne traktowanie człowieka, za wystarczającą rękojmię. W końcu ratowanie Praojca było najważniejsze, animozje gatunkowe musiały poczekać.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Po tym, gdy na polanie przy prastarym drzewie zjawił się oddział driad, zdawałoby się, że teraz znaleźli się wszyscy w o wiele lepszej sytuacji niż wcześniej. Kobiety lasu bowiem znane były chyba wszędzie ze swoich niezwykłych umiejętności do rażenia swych wrogów z dystansu. Zdawałoby się, że teraz dalsza część całej misji, czyli zasadzenie Jedynego Owocu, pójdzie im dużo lepiej, niż to miało miejsce dotychczas, podczas dość dramatycznej ucieczki przed spragnionymi ich krwi bestiami. Tym razem przecież nie byliby zdani sami na siebie, prawda?

Wbrew pozorom jednak driady, mimo iż bardzo skrupulatnie wypełniały swoje zadanie, nie miały aż tak optymistycznych myśli. Może i były tu wszystkie razem, ale czy misja wróżki i centaurzycy w ogóle miała jakieś szanse na powodzenie? W końcu, nawet zasadzenie owocu i pielęgnowanie go choćby przez jeden dzień oznaczałoby pewnie, że musiałyby go nieustannie chronić. Nie, żeby nie wiedziały na co tak naprawdę się porywają. Po prostu taka myśl nie była zbyt komfortowa.
Na domiar złego był jeszcze ten czerwonowłosy człowiek. Większość z driad w całym swoim życiu nie widziała jeszcze prawdziwego człowieka na oczy. Niby nie wyglądał wiele inaczej jak co poniektóre z nich, ale żadna dziewczyna z oddziału ani trochę mu nie ufała. Nie było wcale wiadomo, co taki człowiek miał w zanadrzu, ani też co planował. Wcale nie było pewności, że chce się on przysłużyć ich sprawie. W końcu, przecież to człowiek! Jaki miałby mieć cel w pomaganiu im, leśnym istotom? Lepiej by zrobił, gdyby sobie stąd poszedł, gdyby tylko było jak. Lepiej niech się im nie naraża...
Z początku drzewne panny starały się nic nie mówić na temat człowieka, oraz skupić się na sprawie. Jednakże kiedy obronny krąg został już uformowany, driady w pobliżu Taki coraz częściej zerkały w jego stronę, nierzadko szepcąc coś do swoich towarzyszek i natychmiast milknąc, gdy tylko orientowały się kiedy ktoś je podsłuchiwał. W końcu jedna z kobiet nie wytrzymała i odwróciła się w stronę Aliany, dowódczyni oddziału.
- Co z człowiekiem? - zapytała driada, starając się jak najlepiej ukryć swoją niechęć do Taki, co jednak niespecjalnie jej wychodziło. Aliana w momencie zgromiła ją wzrokiem, najwyraźniej starając się zachować jako taką przyzwoitość, co właściwie nie przyniosło żadnego skutku, gdyż po chwili ośmielone pytaniem driady poparły swoją przyjaciółkę.
- Przecież nie będziemy z nim walczyć!
- To niedorzeczne i głupie!
- Nie możemy mu ufać! - rozlegały się głosy coraz to następnych pań lasu, które coraz otwarciej manifestowały swój sprzeciw wobec eskortowania człowieka. Co ciekawe, odnośnie Nandy ani jedna z nich nie miała nic przeciwko, lecz były zdecydowanie zgodne co do tego, aby pozbyć się stąd Taki, przez co stawiały dowódczynię w trudnej sytuacji.
Aliana westchnęła, kiedy okazało się że nic już nie może zrobić, tylko rzeczywiście odprawić stąd tego człowieka razem z jego psem. Odwróciła się w stronę Taki, po czym podeszła, oświadczając:
- Lepiej stąd odejdź, nie masz tu przecież już nic do zrobienia. Damy sobie radę również bez ciebie. - tu zawahała się na chwilę, zdając sobie nagle sprawę, iż zabrzmiało to nieco snobistycznie. Postanowiła się zrehabilitować, sięgając po swój osobisty talizman, magiczny naszyjnik, który potem wręczyła człowiekowi. - On ochroni cię przed tamtymi, nie powinno nic ci się stać. Będziesz mógł spokojnie odejść i nie stanie ci się żadna krzywda. Powinien wytrzymać aż nie dotrzesz w bezpieczne miejsce.

Taka natomiast, który już wcześniej nie czuł się zbyt pewnie w całym tym towarzystwie, teraz z pełną mocą uświadomił sobie, że przez driady nie jest tu mile widziany. Nie zamierzał się jednak z nikim wykłócać, ich argumenty były naprawdę sensowne. Właśnie okazało się, iż właściwie zadanie to wcale go nie wymagało, mógł bezpiecznie odejść stąd w bezpieczne okolice. Zresztą, nawet jeśliby chciał zostać, pewnie i tak nie byłby w stanie mierzyć się z wrogami. Tak, to była mądra decyzja.
- No to życzę wam wszystkim powodzenia! - oświadczył Taka, zberając wszystkie swoje rzeczy. Gdy był już gotowy, mając nowo otrzymany amulet ochronny zawieszony na szyi, wziął Nandę na ręce, aby przypadkiem mu nie uciekła. Potem zwrócił się jeszcze w stronę Groszek i Nemain, jako iż właściwie z nimi zaprzyjaźnił się najbardziej i to właśnie im życzył jak najlepiej, po czym uniósłszy jedną dłoń (tylko na tyle mógł sobie pozwolić z suczką na rękach) powiedział: - Do zobaczenia!

Aliana nie pomyliła się. Amulet rzeczywiście bardzo dobrze działał. Mimo dokładnego rozglądania się, zdołał wypatrzyć ledwie parę stworów ukrywających się pomiędzy drzewami. Nie było nawet śladu po wcześniejszych hordach. Trudno powiedzieć, czy to działanie amuletu, szczęścia, czy obu jednocześnie. Żaden potwór jednak nie okazał się dość odważny, żeby zaatakować samotnego podróżnika z psem na rękach. Rzeczywiście obyło się bez żadnych nieprzyjemnych przygód, za co Taka był driadzie naprawdę wdzięczny. A amulet działał jeszcze długo, długo po tym, jak opuścili las... Kto wie, może w ogóle nie przestanie działać?
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Koncentracja Groszek ulotniła się szybko niczym mgiełka wydychanego powietrza w zimne poranki. Ledwo zobaczyła driady, wróżka ponownie zaczęła zachowywać się tak, jakby do końca nie rozumiała powagi sytuacji, wyznaczając sobie tylko znane priorytety. Zapominając o jedynym owocu, Skrzydlata zaczęła latać od driady do driady witając się z każdą. Z natury bardzo towarzyska, Groszek starała się zapamiętać imiona wszystkich Liściatych, od tych najprostszych jak Fre, a na Unkhuarworixbinie kończąc. Przy okazji udało jej się zaobserwować pewne zjawisko. Im bardziej dana driada przypominała drzewo, tym jej imię stawało się dłuższe i trudniejsze do wypowiedzenia. Szybko okazało się iż u wróżek granica pomiędzy etykietą i zasadami dobrego wychowania, a tak zwanym „narzucaniem się”, jest bardzo płynna, a w wielu przypadkach nie istnieje wcale.
Rozproszona uwaga oraz stosunkowo mały teren jaki była w stanie ogarnąć swoim wzrokiem, sprawiał iż Skrzydlata nie zauważyła wrogiego nastawienia driad wobec Taki, podobnie jak przeoczyła rezygnację i odejście człowieka.
Tymczasem same Liściate z zadowoleniem przyjęły fakt że człowiek zdecydował się opuścić ich szeregi. Przynajmniej teraz miały pewność iż walczą o swoje. W najgorszej sytuacji była Aliana. Szukając kompromisu pomiędzy prośbą Nemain a oczekiwaniami swoich sióstr, dowódczyni musiała narazić się każdej z stron. Ofiarowanie przez nią talizmanu w opinii większości uznane zostało jako słabość.
- Co ty wyprawiasz? Ćwierkasz beztrosko w czasie gdy wszyscy na ciebie czekają? – Grzmiała oburzona Lotka. W odróżnieniu od wróżki, Pierzasta przejmowała się misją do tego stopnia, iż jej zaangażowaniem można było obdzielić całą drużynę driad. W czasie w którym wróżka wędrowała miedzy wojowniczkami, ptak wysiadywał jedyny owoc niczym jajo.
- Weź przestań. Widziałaś kiedyś tyle Lisciatych w jednym miejscu? Poza tym panuję nad wszystkim. – Odpowiedziała Groszek, jednocześnie mocując owoc do siodła swojego skrzydlatego wierzchowca. Wróżka doskonale zdawała sobie sprawę że magiczna energia na terenie wokół drzewa pra-ojca jest wyczerpana, a nowe drzewo nie będzie tutaj rosło. Należało znaleźć dla niego inną lokalizację.
- Nie mogę się doczekać. – Niecierpliwiła się Lotka. - Powiedz. Planujesz jakaś specjalną ceremonię?
- Tak. Najpierw go zjem żeby z jedynego owocu, uzyskać jedyne nasiono. Potem wykopię taką małą dziurkę w ziemi, wsadzę nasionko do środka, zrobię kopczyk, i …
- Pytałam poważnie.
- Ale tak właśnie się to robi. – Tym razem to Groszek wyraziła swoje oburzenie.
- Przecież to wyjątkowy owoc!
- Wszystkie są wyjątkowe. I ważne. Każde ma do wykonanie swoje zadanie. To tutaj ma uratować las. Inne stanowią punkty orientacyjne dla podróżnych albo dają schronienie dziesiątką mniejszych stworzeń. Na przykład takich Lotek.
- Czemu w takim razie drzewo czekało tyle dekad na pojawienie się wróżki?
- Nie mam pojęcia, ale się tego dowiem.
Wylatując przed szereg łuczniczek, Skrzydlata stanęła przed oczyma Kopytnej.
- Jestem gotowa możemy iść. Miejsce zasadzenia owocu jest gdzieś tam. – Wróżka wskazała ręka w obranym kierunku.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Ledwie Nemain zdążyła przejść przez krąg driad, a Groszek wracając do swojego właściwego oblicza, rozpoczęła sztafetę zapoznawczą ze wszystkimi wojowniczkami. Kara stała przez moment oniemiała, obserwując pokaz w postaci latającej zygzakiem wróżki i pędzącej za nią Lotki, która próbowała wziąć skrzydlatą w ryzy. Nie będąc pewną, jak powinna się zachować, czworonożna zastanawiała się nad swoimi opcjami, by po chwili przewrócić oczyma, wzruszając jednocześnie ramionami. Jej zadaniem jest utrzymać wszystkich w jednym kawałku, a niesforną Groszek niech się zajmuje jej ptasia przyjaciółka, bo prawdopodobniej prędzej dotrze do małej główki, w dębowej czapeczce, niż ktokolwiek inny. Do wtóru z cichym szelestem wróżkowych skrzydełek, Nem rozpoczęła swobodny marsz, lekko fechtując mieczem by rozciągnąć i przygotować mięśnie do kolejnego wysiłku.
Tak jak próżne nadzieje co do profesjonalizmu wróżki, szybko prysło i złudzenie porzucenia osobistych niechęci liściastych, na rzecz większej sprawy. Dopiero co Aliana dała znak swoim siostrom by zaakceptowały prośbę centaura, ledwie Nem zdążyła oddalić się kilka kroków od miejsca w którym przekroczyła krąg, zostawiając Takę samego, a łuczniczki wróciły do ciągłego i niekoniecznie przyjaznego zerkania na człowieka, które szybko przerodziło się w ciąg pretensji.
Czuły słuch centaura od razu wyłapał pierwsze szmery niezadowolenia jak i nasilające się niczym lawina komentarze, leśnych obrończyń, niezadowolonych z konieczności współpracy.
Nie przerywając stępa wokół kordonu łuczniczek, Kara ignorowała zarówno jedne jak i drugie zachowania, pozostawiając sprawę Alianie. Co jakiś czas jedynie zerkała, stopniowo coraz bardziej rozzłoszczonym wzrokiem, na liściaste postacie, które w danym momencie mijała. W miejscu w którym przechodziła kopytna, gwałtownie zapadała cisza, by za moment wybuchnąć kolejnym szmerem niezadowolenia. Pokonana Aliana spojrzała przepraszającym wzrokiem na centaura, jednocześnie odsyłając mężczyznę. Na moment brązowe oczy Nem złagodniały, niechętnie zgadzając się z Alianą, nie zazdroszcząc jej pozycji między młotem a kowadłem i poddając się beznadziejnej sytuacji.
Chcąc nie chcąc, ze smutkiem pogodziła się z odprawieniem Taki, spoglądając w kierunku odchodzącego rudzielca. Na pożegnanie skinęła mężczyźnie głową w niemym podziękowaniu za dotychczasową pomoc i życzenia, by zawołać w ślad za nim.
- Tobie również niech szczęście sprzyja - żegnając się pomachała jeszcze dłonią, przez dłuższą chwilę odprowadzając dwunogiego wzrokiem.
Co prawda mogła by wykłócać się z Alianą, że nie panuje nad swoim oddziałem, czy zmienić zdanie i próbować wyegzekwować od driad posłuszeństwo, które nakazało im drzewo. Jednak tego typu wymówki czy zabiegi nie pomogły by sprawie, a wprowadzony zamęt i oskarżenie dowódcy jedynie jeszcze bardziej obniżyło by morale, na to zaś nie mogli sobie pozwolić.
Nieruchomo patrzyła w kierunku, gdzie zniknął człowiek, z nieobecnym i smutnym wyrazem twarzy, przez chwilę pogrążając się w myślach. Jak wiele ras było równie uciążliwych i zaściankowych, jak centaury z klanu który porzuciła. Jeżeli inni, których tak pragnęła poznać byli równie oporni i niedostępni, czy jej podróż w ogóle miała sens ?
Ze smętnej ciszy własnego umysłu, wyrwały kopytną ponowne narzekania oddziału łuczniczek, które tym razem krytykowały sposób odprawienia człowieka. Tego było zbyt wiele, zmęczonej, rannej i dodatkowo jeszcze zasmuconej Nemain puściły nerwy. Czego te przerośnięte krzaki chciały. Nie dość, że przegnały kogoś, kto walczył za sprawę zupełnie mu obcą, to chciały go jeszcze puścić bez najmniejszej ochrony, wydając Takę na pastwę pająków ?
- Zamknąć się natychmiast - wrzasnęła zatrzymując się w półkroku i jakby nie dość wyraźnie było widać poirytowanie czworonożnej wojowniczki, centaur równie gwałtownie co krzyknął, stanął dęba i z całych sił uderzył przednimi kopytami w ziemię. W tym samym momencie nie wiadomo skąd, obok pojawił się czarny wilk, który wyprężył się dumnie niczym kogut, przy każdym słowie centaura pofukując i powarkując, jakby to on przemawiał. Wszystko przez to, że w czarnym, kudłatym łbie zachodziła ciekawa konkluzja, że skoro jego towarzyszka była alfą tak dużego stada, to on dzielił z nią to stanowisko. Wspierał więc Nemain w ustawianiu wszystkich do pionu podczas gdy dziewczyna kontynuowała krzyki - Przysięgam na Bogów Niebios i Podziemia, że jak w tym momencie nie zapanuje porządek, to sama go zaprowadzę ! - Jeżeli ktoś nie zrozumiał jaki porządek Nem miała na myśli, ta wymownie oparła klingę miecza na swoim barku i kontynuowała połajankę - Pozbyłyście się człowieka, mimo mojej prośby. Niech wam będzie, ale weźcie się wreszcie do roboty zamiast utyskiwać i obyście z łuków szyły równie dobrze co narzekacie, bo jeśli sprawdzi się powiedzenie, że "Jazgotliwy sobaka nie gryzie" to biada nam wszystkim - przytaczając krasnoludzkie przysłowie, dobitnie wyraziła swoją frustrację Kara, która była lekko przewrażliwiona na punkcie nietolerancji gatunkowej. Rozpędzona w wyrażaniu swoich opinii Nem, całkowicie zignorowała fakt, że po takiej reprymendzie, w trakcie walki któraś ze strzał mogła ją „przypadkiem” trafić, jeśli jakaś driada poczułaby się dość urażona.
Dopiero zdążyła skończyć zdanie, gdy przed jej oczyma znikąd pojawiła się Groszek.
-Iść ? Jak to iść, dopiero co zdjęłam juki ! - zerwała się z miejsca, wpadając na polanę, przez zastęp, który rozstąpił się w musztrowym tempie, by uniknąć stratowania. Dopadła do plecaka, który poderwała z ziemi jelcem miecza, by obyć się bez niepotrzebnego zwalniania i hamowania. Gdy tylko sakwy trafiły w jej ręce, zawróciła w pełnym pędzie, z uślizgiem tylnych nóg, zrywając darń. Również w pełnym galopie zarzuciła ekwipunek na grzbiet, w biegu zapinając paski i dołączając do wróżki.
Awatar użytkownika
Irmgardis
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Irmgardis »

Gdzieś w szerokim dywanie Szepczącego Lasu, wśród niezbadanych zarośli pewna elfka właśnie próbowała latać. Leżąca nieopodal smoczyca poprzez niedomknięte, białe powieki obserwowała poczynania przyjaciółki. Irmgardis stała w powietrzu na jednej nodze i starała się utrzymać równowagę. Z pomocą magii powietrza Leira uczyła dziewczynę poruszania się bez stabilnego oparcia. Pół-elfka co chwilę upadała, lecz zanim dosięgła ziemi zostawała szybko unoszona przez delikatny wiatr. To był już 3 dzień od wyrażenia chęci nauczenia się latać. Od wschodu do zachodu słońca Irmgardis szybowała w powietrzu, a Leira patrzyła na te wygibasy z przymrużeniem oka. Po kolejnych paru dniach postanowiły po raz pierwszy wyruszyć na krótki, podniebny spacer. Smoczyca delikatnie przesuwała wielkie skrzydła, a elfka trzęsła się "szybując" obok. To takie niezwykłe uczucie, gdy możesz samodzielnie latać. No może nie całkiem samodzielnie.
Irmgardis wznosiła się machając rękami. W pewnym momencie jednak runęła na dół. W locie próbowała się czegoś złapać, lecz powietrze przelatywało jej pomiędzy palcami. W przypływie paniki złapała swój naszyjnik z serduszkiem i... nagle podciągnięta magią poleciała do góry. Niestety naszyjnik zerwał się i spadł w gęste liście.
- Latanie jest bez sensu... - narzekała, gdy została wciągnięta na grzbiet Leiry - ...zgubiłam mój naszyjnik!
- Dlatego już nie będziesz latać. - odparła wychowawczo smoczyca - Idziemy szukać naszyjnika.
Zniżyły lot i wylądowały zgniatając parę drzewek. Irmgardis od razu rzuciła się na ziemię szukając w trawie rubinowego serduszka.

W miedzyczasie naszyjnik leciał sobie w dół i... spadł prosto na wróżkę. Jako, że był dosyć ciężki mógł się wydawać co najmniej jakimś wielkim owadem próbującym ją złapać. W miarę szamotaniny zaplątywał się jeszcze bardziej na drobnym ciałku w końcu unieruchamiając Groszka. W trym samym czasie cała brygada ratująca Jedyny Owoc mogła usłyszeć łamanie drzewek, trzaskanie gałązek, zdenerwowane jęki Irmgardis i przerzucanie liści...
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Z szeroko otwartą buzią, Groszek wsłuchiwała się w reprymendę Kopytnej. Próbowała zrozumieć po co jej przyjaciółka krzyczy, na kogo jest zła i dlaczego wszystkie driady bojąc się tego głosu, pouciekały na pobliskie drzewa. Swoją stanowczą przemową Nemain rzeczywiście udało się zmobilizować Liściate do działania, jednak centaur nie wzięła pod uwagę, że w dowodzonym przez nią oddziale, pojęcie dyscypliny znane było tylko i wyłącznie Alianie. Wojowniczki zajęły pozycję na gałęziach w górnych partiach lasu. Nie przeszkadzało im to przemieszczać się równie swobodnie jakby stały na ziemi, a jednocześnie z tego miejsca driady miały lepszy przegląd pola, a ich łuki mogły sięgać dalej.
- To jedyny sposób walki jaki znają. Nie potrafią bić się w zwarciu. – Tłumaczyła zawstydzona Aliana, spuszczając głowę w geście rezygnacji. Pierwsza Wśród Straży wyraźnie obawiała się gniewu Kopytnej, jak również tego iż Nemain może kazać jej sprowadzić siostry do szyku. Byłoby to zadanie niezwykle karkołomne i długotrwałe, a tymczasem starcie zbliżało się nieuchronnie.
– Okrążają nas. – Wyszeptała driada spoglądając w głąb lasu. Aliana nie bała się przeciwnika, ale zdecydowanie nie podobało jej się to, że prymitywne pająki nagle zaczęły działać tak, jakby kierowały się określoną strategią.
Tymczasem Groszek doszła wreszcie do siebie podejmując bardzo ważną decyzję. Na niej również przemowa Kopytnej zrobiła wielkie wrażenie. Skrzydlata uznała że nie może tak po prostu stać sobie z boku. Najprawdopodobniej będzie pierwszą wróżką która stanie do bitwy, ale czyż nie o to jej chodziło? Zawsze chciała przekraczać granicę. Zostać sławną. Robić to na co inne wróżki nie mają odwagi.
- Jesteś gotowa Lotko? Pokażemy im ile warte są Skrzydlate. Gdzie moja plujka? I kolce jeża alchemika? – Wspomniany przez Groszek zwierzak słynął z faktu iż miał w zwyczaju ocierać swój naszpikowany kolcami pancerz o trujące jagody, dzięki czemu był w stanie zwiększać skuteczność swojej defensywy o obronę toksyczną.
Wróżki zaadoptowały tą metodę, udoskonalając ją o długie słomki, przy pomocy których były w stanie miotać kolce nawet na kilka metrów.
- Weź ty się stuknij w tą bańkę która nosisz na karku! Jaka walka? – Protestowała Lotka. - Musimy się skupić na owocu! To nasze zadanie. A najlepszą metodą by wykonać je dobrze, jest nie dać się zauważyć.
- O nie! Nie będę kryła się z tyłu, w czasie gdy inni nadstawiają za mnie swoje głowy. Jestem gotowa przyjąć na siebie pierwsze uderzenie, aaaaa….
Życzenie Groszek szybko się sprawdziło. Skrzydlata została zaatakowana z miejsca którego najmniej się spodziewała. Coś ciężkiego spadło na jej głowę, natychmiast oplątując zarówno drobną wróżkę jak i ptaka którego ta dosiadała. Trójka walczących boleśnie wylądowała na ziemi. Na szczęście Groszek, która od razu rozpoznała w napastniku śmiercionośnego węża, była gotowa. Przykładając plujkę do ust, wypuściła w kierunku gada dwie strzały, a głośne plasknięcie i jęk bólu, uświadomił Skrzydlatą iż trafiła dokładnie tam gdzie chciała. Lotka ugodzona w grzbiet i kuper padła niczym ścięta, a owoc z jej siodła potoczył się w kierunku zarośli.
W bitewnym amoku, wróżka nie była w stanie zorientować się iż tak naprawdę walczy z naszyjnikiem. Natychmiast wprowadziła w czyn kolejny plan, mówiąc w największym skrócie, plan polegający na wezwaniu pomocy.
- Nemain!!!
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Kara stanęła jak wryta, obserwując jak krzyki odniosły znacznie bardziej piorunujący skutek niż mogła by sobie wyobrazić. Ledwie skończyła przemowę, a na ziemi pozostała jedna jedyna driada w postaci Aliany.
Przez chwilę Nemain rozglądała się nerwowo, to na drzewa z gdzieś skrytymi łuczniczkami, które maskowały się na tyle dobrze, że ledwie dostrzegała niektóre sylwetki, to z powrotem na Pierwszą, zupełnie nie wiedząc co teraz powinna czynić. Minę miała przy tym mało profesjonalną, gdyż stała z rozdziawionymi ustami i wyraźnym zagubieniem na twarzy. Pewnie sterczała by tak jeszcze jakiś czas, gdyby nie odezwała się pozostała wojowniczka.
Nem z wielką ulgą powitała tłumaczenia Aliany, ciesząc się, że było to poniekąd ich normalne zachowanie, zwiastujące przystąpienie do pracy, a nie dezercja związana z niewłaściwymi słowami Karej.
- Dzięki Smokowi - odetchnęła wyraźnie uspokojona, czworonożna istota, jednocześnie nerwowo czochrając dłonią potylicę - Już myślałam, że przedobrzyłam. Dla mnie idealnie, będę miała luźniej - dodała wracając do właściwego sobie stanu, na powrót tryskając optymizmem i gestykulując przednią nogą, jakby chciała pokazać, że chodzi jej o bieganie. Kara zupełnie nie zmartwiła się zmianą taktyki i swoim zwyczajem klepnęła driadę po plecach. Pod Górą często tak czynili, czy to na pociechę, czy dodając sobie otuchy, czy dziękując za wspólną pracę. Dla Nordów z Wielkiego miasta, był to gest tak częsty i uniwersalny, że Nem nawet nie zastanawiała się czy inne rasy też tak wyrażają swoje emocje
- Puki będą celnie strzelać, to jak dla mnie mogą i lewitować - zakończyła dylemat dowódczyni, z radosnym uśmiechem.
Centaur doskonale wiedział, że do walki w zwarciu nadawała się równie marnie co leśne łuczniczki, będąc w stanie narobić niezłego ambarasu w ciasnym szyku, jednocześnie nie wykorzystując swoich czworonożnych atutów. Z kolei bieganie przed strzelającą grupą, które planowała, okupione było sporym ryzykiem, dlatego nie mogła się nie ucieszyć na zmianę planów.
Na wzmiankę o zbliżającym się ataku, jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi. Tak, pajęczyska najwyraźniej zbyt długo dawały im spokój i teraz na powrót ruszały do napaści, co zwiastowały złowrogie szelesty, nasilające się z każdą chwilą.
Nemain machnęła jeszcze kilka razy mieczem, lekko potupując w miejscu i już gotowała się do szarży, gdy usłyszała wołanie o pomoc. Było cichutkie, jak to na wołanie wróźki przystało i dotarło do uszu centaura, tylko dlatego, że jeszcze nie rozgorzał bitewny harmider. Rozejrzała się, obracając jednoczenie wokół własnej osi, próbując odnaleźć kierunek w którym powinna podążyć, podczas gdy znacznie szybciej udało się to driadzie, która pospiesznie wskazała ręką stronę, z której dochodziły wezwania. Obie ruszyły biegiem, by po chwili poszukiwań znaleźć wśród poszycia, spętaną Groszek i oklapłą Lotkę.
Delikatnie wzięła łańcuszek w palce, wyplątując zeń wróżkę i podniosła dziwne znalezisko na wysokość swoich oczu zaaferowana, Groszka zastawiając samej sobie.
- Wisiorek. Skąd u licha w środku lasu wisiorek ? - powinna dodać jeszcze, który znikąd spadł na małą skrzydlatą. Aliana porozumiewawczo spojrzała na centaura, wyciągając dłoń, na co Kara oddał jej element biżuterii. Nem była całkowicie pozbawiona magicznych zmysłów, czego nie można było powiedzieć o Alianie, która już na odległość wyczuła aurę zawieszki.
- Czuć od niego jakąś magię ochronną - odezwała się cicho, obracając serduszkiem, tak że odbijało nikłe światło, w postaci czerwonych refleksów padających na dłoń Pierwszej.
W tym samym momencie, dało się słyszeć pierwsze świsty strzał i brzęk cięciw, świadczące o rozpoczęciu walki. Na razie jednak były to jedynie pojedyncze pająki, więc zebrani mogli dokończyć wątek dziwnego naszyjnika i ustrzelonego ptaka. Gdy Aliana cały czas jeszcze badała wisior, Nem wzięła Lotkę do ręki, trącając ją palcem drugiej dłoni. Ptak jednak nie reagował, był wiotki, ale słychać było bicie jego serca. Oglądała pierzastą uważnie z każdej strony, przechylając dłoń, gdy wreszcie spostrzegła dwie igły wbite pomiędzy pióra. Złapała jedną z nich i delikatnie wyciągnęła z ptaka.
- Ktoś ją ustrzelił - powiedziała dość grobowym tonem, pokazując pocisk i wyraźnie rozglądając się w poszukiwaniu winowajcy. Jeśli w lesie było więcej takich strzelców, to nieoczekiwanie szala zwycięstwa, mogła przechylić się na korzyść zła. W końcu jak bronić się przed igłami mniejszymi od palca. Nawet w takiej chwili jak teraz uniknięcie ich graniczyło by z cudem, a co dopiero podczas walki, gdy wszystkie zmysły zajęte były licznymi oponentami.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Słysząc oskarżenia w głosie Nemain, wróżka mimo woli schowała swoja plujkę za plecami. W czasie gdy Kopytna rozglądała się po okolicy w poszukiwaniu rzekomego strzelca, Aliana obrzuciła Groszek wymownym spojrzeniem, które spowodowało że Skrzydlata poczuła konieczność by stanąć w swojej obronie.
- Węże to wyjątkowo podłe stworzenia. – Zaczęła swój wykład wróżka. - Niebezpieczne, sprytne, a przy tym straszliwe uparte. Potrafią się kamuflować i godzinami czekać na swoją ofiarę. Jedne przypominają gałęzie, inne są zielone, błotne lub w kolorze piasku, albo mienią się dziesiątkami barw, tak że nie widać ich na słońcu. A cała ta mistyfikacja ma służyć tylko temu, aby zmylić swojego przeciwnika. W każdym razie zmierzam do tego, że skoro węże zdolne są upodobnić się do wszystkiego, to mogą być również takie które przypominają … no, na przykład magiczne wisiorki?
Groszek bezradnie rozłożyła ręce i uniosła ramiona, w geście mającym stanowić pytanie „czego wy ode mnie chcecie”, tymczasem driada bez przekonania pokręciła głową, uśmiechając się kpiąco.
Aliana wydobyła z ciała Lotki drugą z strzałek, po czym przesuwając palcem po grocie, ostrożnie spróbowała zawartej na nim trucizny.
- Żywica senniczki? –Zawyrokowała. – Nie jest groźna. Ptak powinien ocknąć się za jakąś godzinę. A wówczas wiele się wyjaśni. W międzyczasie mogłabyś przechować go w swoich łukach, a my z kolei powinnyśmy jak najszybciej odejść z tego miejsca. Im dłużej tu jesteśmy, tym wróg zyskuje większą przewagę mogąc nas okrążyć.
Zadowolona z faktu iż przynajmniej na chwilę kłopotliwy dla niej temat został odsunięty na dalszy plan, wróżka popędziła po upuszczone przez siebie nasiono. Szybko okazało się, że nie był to koniec wątpliwości jakie Alina zgłaszała po kontem działań wróżki.
- Mogłabyś nam powiedzieć jakie miejsce dla niego wybrałaś? – Spytała Liściata, tonem jakby wyczuwała, że Groszek nadal nie ma pojęcia na jaką decyzję powinna się zdecydować. Było to zresztą przeczucie jak najbardziej słuszne.
- Tam – bez zastanowienia, wróżka wskazała najbliższe wzgórze. – słońce wychodzi zza tej góry, a jego promienie padając na cały las, więc nasz strażnik będzie mógł wykorzystać to wszystko, po to by przekazać swoją energię pozostałym drzewom. Poza tym będzie tam miał dużo miejsca.
- To nie jest wzgórze tylko kurhan. Właśnie dlatego nic tam nie rośnie. Zło w tym miejscu jest najusilniejsze, a ziemia jałowa.
Groszek napuszyła się obrażona. Nie lubiła jak ktoś podważał jej kompetencje w kwestii sadzenia drzew. Po za tym nie zamierzała przyznawać się iż nie ma pojęcia czym też może być ów „kurhan”. Wróżka postanowiła brać przykład z Nemain i jeśli trzeba nakrzyczeć na driadę, tylko dlatego iż ta kwestionuje zdanie „wybranej”. Nie miała jednak charyzmy Kopytnej wobec czego ograniczyła się do krótkiego:
- Właśnie tam.
- Nie wiem skąd znalazł się tu ów talizman, ale jego moc może być nam wielce na rękę. Magia nasiona prowadzi pająki w naszą stronę. Nieznanym mi sposobem, leśne upiory potrafią wyczuć gdzie znajduje się ich cel, ale ten wisiorek mógłby owe postrzeganie zakłócić. – Wyjaśniła Aliana, po czym wykorzystała naszyjnik, owijając nim „jedyny owoc” i na powrót oddając wróżce jej własność. Jednak Groszek za nic nie chciała przyjąć czegoś co w jej mniemaniu mogło okazać się wężem.
- Niech Nemain go trzyma. Dla mnie będzie za ciężki. Bez lotki nie doniosę go do celu. Ale nie martw się – wróżka przyjacielsko poklepała Kopytną po głowie - będę miała go na oku, na wypadek gdyby znów ożył.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Kara ciągle lustrowała otoczenie, uważnie rozglądając się i wypatrując strzelców, gdy dotarły do niej pierwsze słowa Groszek. "Węże ? Czyżby użyli jadu węży jako trucizny. Zaiste podstępna metoda" - rozprawiała we własnych myślach Nemain, a narastający stres centaura można było wyczytać z coraz to sztywniejszych ruchów i wyraźnie napiętych mięśni, rysujących się pod lśniącą sierścią. W końcu, powodowana uczuciem zagrożenia, którego nijak nie mogła dostrzec, zaczęła powoli okrążać towarzyszki, licząc, że może pod innym kątem uda jej się wypatrzyć choćby najmniejszy ślad zdradzający strzelca. Nie zdążyła jednak zamknąć jednego kręgu, gdy usłyszała ostatnie słowa wróżki, jakże istotne dla całej sprawy. Z wrażenia zamarła w pół kroku, z uniesioną przednią nogą i otwartymi ustami. "Jak to, wisiorek zamienił się w węża ? Nie wróć, wróżka pomyślała, że łańcuszek to wąż, czyli to ona ustrzeliła Lotkę !" - w trakcie intensywnego przetwarzania właśnie otrzymanych informacji, Kopytna wodziła zdziwionym wzrokiem z Groszek na Lotkę, z ptaka na Alianę i ponownie na wróżkę. Sama nie wiedziała czy powinna się martwić czy może cieszyć, bo jeśli to skrzydlata była domniemanym agresorem, to sytuacja wróciła do stanu wyjściowego i na głowie mieli jedynie złe byty. Wciąż co prawda nie wiedzieli skąd się wziął wisiorek, ale nie wyglądał na groźny. Po za tym, niezależnie od tego co twierdziła wróżka, driada na pewno poinformowała by ich o zagrożeniu. Z drugiej jednak strony, zdecydowanie bardziej przerażającą była konieczność obawiania się sojusznika, niż wrogów i informacja dowódczyni, że trucizna nie jest groźna, jakoś bardzo nie poprawiała nastroju centaura. Co jej było po niskiej toksyczności strzał, jeśli w perspektywie miała zasnąć na polu bitwy, niezależnie od przyczyny i tak nie obudziła by się więcej.
Nie odezwała się słowem, ale przytaknęła driadzie, delikatnie chowając ptaszynę do przegródki z szalikiem, która podczas tej podróży, miała już okazję sprawdzić się jako legowisko i skrytka na małe stworzenia.
Ledwie zdążyła ułożyć Lotkę, a Groszek objawiła cel ich misji. Kurhan. Więzienie i wieczny grób nieumarłego zła. Szalony plan, ale w tym szaleństwie może była i logika. Gdzieżby indziej bardziej potrzeba było strażniczego drzewa niż właśnie w samym centrum, z którego wydobywała się mroczna energia. Czy drzewo będzie rosło w takich warunkach, tego Nemain nie wiedziała. Wiedza z zakresu troski o rośliny, czy może bardziej jej brak, plasowały się na długiej liście cech, które według standardowych przedstawicieli jej rodu, uwłaczały porządnemu centaurowi. Może Kara nie specjalnie znała się na hodowli drzew, ale tego samego nie dało się powiedzieć o Alianie, która wyraźnie była przeciwna. Groszek zaś obstawała przy swoim. Nie wtrącała się, gdyż nie miała zdania na temat tego czy kurhan się nadawał, czy też nie. Za to spojrzała na wszystko ze swojej perspektywy.
Wzgórze było doskonałym miejscem do obrony, szczególnie gdy rytuał sadzenia będzie trwał. W takim miejscu można było się okopać i bronić całymi dniami gdyby zaszła taka potrzeba, znacznie minimalizując własne straty. Jedynym zagrożeniem był brak prowiantu. "Ciekawe czy pająka można jeść ? " Niektórzy żywili się larwami. Co prawda Nem nigdy nawet by nie pomyślała o tak obrzydliwym posiłku, ale te pająki choć paskudne, były wielkości porównywalnej do zwykłej zdobyczy, więc takimi typowymi robalami nie były, a w głodzie się nie wybiera.
Gorzej, że bardziej odległego miejsca Skrzydlata chyba by nie mogła znaleźć. Przez moment patrzyła na horyzont, na tyle na ile umożliwiały jej to drzewa, planując możliwie najkrótsza trasę, rozważając ewentualne przeszkody i zapamiętując drogę, by w trakcie walki nie pobłądzić. Z wpatrywania się w dal, przywróciły ją słowa Liściastej.
- Dobry pomysł - zgodziła się po raz kolejny. Skoro driada uznała wisior nie tylko za niegroźny, ale i przydatny, to nie miała zamiaru się sprzeczać.Wyciągnęła dłoń po nasiono, już zręcznie owinięte łańcuszkiem i schowała je w niewielkiej kieszonce kaftana, uznając, że im bliżej ciała, tym bezpieczniejsze będzie i trudniej dostępne dla atakujących. Wtem poczuła delikatne trącanie włosów. Spojrzała w górę, z uśmiechem na twarzy i rozbawieniem w oczach - Proszę ponad wszystko, nie ratuj mnie gdyby tak się stało - zaśmiała się Kara nawiązując do postrzelenia swojego własnego wierzchowca przez skrzydlatą.
Nie czekając dłużej ruszyła powoli w stronę wybraną przez wróżkę.
- Jaki jest plan - zapytała odwracając głowę - idziemy wolno, zabezpieczając tyły i pilnując wroga, czy ruszamy sprintem by jak najszybciej dotrzeć na miejsce ?
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Pytanie zadane przez Nemain wywołało wśród uczestników dyskusji niemałą konsternację. Aliana uważała, że to centaur jest przywódcą, w związku z czym Kopytna powinna raczej przedstawiać plan działania, a nie pytać się o niego. Natomiast wróżka nie potrafiła zrozumieć dlaczego jej przyjaciółka zwraca się z owym problemem właśnie do Lisciatej?
Driada, pomimo tego że posiadała pewne doświadczenie w walce, była przekonana, że jej umiejętności przywódcze nie są na tyle wystarczające, by predysponować ją do podejmowania decyzji w sprawach bezpośrednio związanych z przetrwaniem tutejszego lasu. Tymczasem Groszek, której pojęcie bitwy sprowadzało się do obrzucania własnych sąsiadów stertą przygotowanych zawczasu żołędzi, miała o sobie zgoła inne mniemanie. W końcu takich potyczek stoczyła już dziesiątki i zawsze w nich triumfowała, zmuszając Jarzębinę do wywieszenia białej flagi. Pająki były wprawdzie ciut większe od jej zwyczajowej przeciwniczki, ale Skrzydlata uznała iż jest to tylko kwestia znalezienia bardziej odpowiedniej amunicji.
Groszek musiała tez rozważyć to w jaki sposób dostanie się na wybraną przez siebie górę. Pokonanie owego dystansu bez Lotki, mogło okazać się problematyczne. Torby Nemain odpadały. Po pierwsze dlatego że siedział w nich wąż, a poza tym wcześniejsze doświadczenia sugerowały iż jest w nich strasznie ciemno, niewygodnie, a gdy Kopytna biegnie, to pasażerów rzuca na wszystkie strony. Z tego samego powodu głowa centaura również nie była przez Skrzydlatą brana pod uwagę. Groszek zaczęła się zastanawiać czy skoro dała radę osiodłać ptaka to mogłaby to samo zrobić z centaurem.
Oczywiście Aliana miała na całą sprawę zupełnie przeciwny pogląd. Z jakiegoś powodu wróżka dochodziła do wniosku iż driada zwyczajnie jej nie lubi, dlatego też ją również wykluczyła jako środek lokomocji.
- Mamy przy sobie dwie rzeczy, których dla dobra misji nie wolno nam zgubić. Nieszczęśliwie obie są bardzo małe i łatwo mogą się gdzieś zapodziać. – Delikatnie zasugerowała Liściata aby umieścić wróżkę dokładnie tam, gdzie ta ostatnia nie chciała się znaleźć.
Nieoczekiwanie odpowiedź na pytanie zadane przez Nemain pojawiła się sama, a dokładniej rzecz ujmując, pojawiła się w osobie młodej driady, która przybiegła z meldunkiem. Wcześniejsze rozeznanie zrobione wśród zielonowłosych towarzyszek, pozwoliło wróżce zorientować się z którą z Lisciatych ma do czynienia. Sinfee należała do tych driad najbardziej podobnych do ludzi, do tego stopnia, iż przy odpowiednim przebraniu, mogłaby pozostać niezauważona nawet w ludzkiej osadzie. Jako nieliczna z wojowniczek nosiła na sobie coś co przypominało skórzaną zbroję, przy czym ów ubiór wynikał nie tyle z poprawności moralnej, a raczej z faktu iż skórze Sinfee, daleko było do twardej kory jaką miały jej siostry. Za to atutem dziewczyny była szybkość z jaką potrafią się przemieszczać, przez co idealnie nadawał się do roli zwiadowczyni. Niestety sama Sinfeenie niezbyt była zadowolona z funkcji posłańca. Przez to iż nie dane jej było wykazać się w walce, stanowiła obiekt drwin w oczach pozostałych wojowniczek.
Nieco zmieszana driada, spuściła głowę po czym uklękła na jedno kolano, bezpośrednio przed Nemain. Widać było iż szuka w głowie odpowiedniego tytułu jakim mogła by zwracać się do centaura.
- Udało nam się odeprzeć atak pająków, czworonożna siostro. Nawet dwukrotnie, ale teraz nie wiemy co robić. Włochate kreatury wycofały się, po czym rozplotły sieć wokół nas. Białą, gęstą i lepką, a przy tym elastyczną na tyle, że żaden miecz nie jest w stanie jej przeciąć. Ciągle ją tkają. Kilka z nas próbowało się przebić ale ugrzęzły.
- Pajęcza sieć zapewne zatrzyma biegnącą driadę, ale czy będzie w stanie uczynić to samo z rozpędzonym centaurem? – Zastanawiała się Aliana.
- Czy mogłabym siedzieć na twojej głowie? – Zadała pytanie Groszek, kierując je do nowo przybyłej. Nieco zaskoczona Sinfee spojrzała na wróżkę, wzrokiem jakby nie rozumiała o co chodzi. Szybko jednak zorientowała się iż oto ma przed sobą szansę by czymś się odznaczyć w nadchodzącej batalii.
- Jeśli sprawi ci to przyjemność. – Zgodziła się driada.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Dość niedomyślny centaur, nie spostrzegł wywołanego przez siebie zmieszania towarzyszek i powolutku, krok po kroku stępowała, czekając odpowiedzi, której nie otrzymywała, zupełnie nie rozumiejąc czemu. Oczywiście Nemain pamiętała słowa driady, że są na jej rozkazy, ale nigdy nie dowodziła choćby grupką osób, nie mówiąc o oddziale. Może miała ukryte talenty w tej dziedzinie, ciężko powiedzieć, ale jak na razie ich nie odkryła lub też nie miała ku temu okazji. W stadzie próbowano ją co najwyżej skłonić do wykonywania rozkazów, bezskutecznie oczywiście. W mieście Pod Górą chętnie wykonywała polecenia, ale wiązało się to z nauką, której pragnęła, po za tym swoich nauczycieli głęboko szanowała i posłuch niepokornej czworonożnej istoty, wynikał właśnie z odczuwanego głębokiego szacunku, a nie przymusu. Ona sama nigdy nie wydawała poleceń. Nie raz samodzielnie planowała działania, ale wtedy dotyczyły one jedynie jej skromnej czarnej osoby i układane było czysto pod własne możliwości.
Nie miała pojęcia jakie zadania mogła by wyznaczyć driadom. Co leżało w granicach ich predyspozycji, a jakie zadanie mogły przypłacić życiem. Nie chciała by którakolwiek z łuczniczek, nawet jeśli były dla niej obcymi, zginęła, a tym bardziej podczas wykonywania wydanego przez nią rozkazu. Zamiast jednak otrzymać jakiekolwiek wskazówki, które ułatwił by wydanie odpowiednich dyspozycji, dostała jedynie sugestię dotyczącą wróżki.
Wymowny wzrok driady padł na niewielką skrzydlatą osóbkę zmuszając Karą do spojrzenia na Groszek. Faktycznie frunąca pośród całej zawieruch wrózia była łatwym celem, a i zupełnie przez przypadek mogła zostać trafiona i znokautowana, czymkolwiek podczas walki i gonitwy, w dość bezsensowny sposób niwecząc ich trudy.
Zgadzała się z liściastą wojowniczką, zdecydowanie powinny znaleźć jakiś sposób na zabezpieczenie drzewnego ogrodnika, by ta mogła doprowadzić ich misję do końca. Nie zdążyła jednak wdać się w jakąkolwiek polemikę z najpewniej niechętną Groszek i Alianą, która chciała zagwarantować powodzenie ich szalonego rajdu na kurhan, gdyż do ich grupki dobiegła zdyszana driada.
Nem obrzuciła dziewczynę wzrokiem, zastanawiając się jak często jeszcze będą padać przed nią na kolana, jednocześnie słuchając relacji posłańca.
- No ładnie, my tu sobie podziwiamy biżuterię, a tam cała zabawa trwa - odezwała się centaurzyca, błyskawicznie zmieniając nastrój na mniej hardy, gdy tylko dowiedziała się o sieci rozpostartej wokół nich. Coś musiało odgórnie kierować krokami włochatych kreatur, gdyż nie możliwym było by stawonogi, które w naturze nie raz pożerały się nawzajem, teraz współpracowały lepiej niż wojsko.
Najwyraźniej paskudy nie mogąc nadążyć i pokonać ich drużyny w bezpośredniej walce, wzięły się na inny sposób. One zaś, pozostając w miejscu, roztkliwiając się nad prawdopodobnie nieistotnymi sprawami, nieumyślnie umożliwiły potworom wykonanie planu.
Umysł centaura szybko przeszedł w tryb działania i pracował właśnie na najwyższych obrotach. Mogła być wesoła i niefrasobliwa, bagatelizując zagrożenie, jeśli w grę wchodziło jej własne życie. Teraz jednak odpowiadała za całkiem liczną grupę driad, wróżkę i nieprzytomnego ptaka. Nawet nazwanie jej czworonożną siostrą, które w normalnej sytuacji wprawiło by Nem w lekki napad samo zadowolenia, ponieważ z pewnością od razu przed oczyma Kopytnej pojawił by się Kasztan Przewodnik. Stary centaur wiecznie suszył jej głowę, jak beznadziejnym przypadkiem jest. Nem od razu wyobraziła by sobie jego i minę, jaką zapewne by przybrał dowiadując się o sojuszu z tak szlachetnymi bytami jak driady. W tym jednak momencie brakowało miejsca dla przyjemnych myśli, gdyż Kara całą sobą gotowa była do walki i tylko to zaprzątało jej głowę.
Dzięki litościwym Bóstwom, przynajmniej człowiek był bezpieczny, bo jeszcze jego by musiała pilnować.
Podniosła nowo-przybyłą z klęczek, delikatnie chwytając ją za ramię.
- Jak Ci na imię ? - w przeciwieństwie do Groszek, nie zbierała wywiadu, witając się ze wszystkimi liściastymi wojowniczkami i po za Alianą były one dla Nemain bezimiennymi sprzymierzeńcami.
- Jak to utknęły, udało Wam się je uwolnić ? - zapytała zafrasowana. Wszyscy doskonale wiedzieli co czeka muchę, złapaną w pajęczą sieć. Przy tym rozmiarze pająka, taka sama prawidłowość mogła dotyczyć driady. Jeżeli wciąż były uwięzione, to należało jak najszybciej je wydostać, by nie doszło do tragedii.
- Okaże się gdy spróbuję - przysiadła na zadzie gotując się do biegu, ale jeszcze zerknęła na Alianę by jej odpowiedzieć. Czy była w stanie przebić się przez sieć. Ciężko powiedzieć. Jedno było pewne, przeciętna driada ważyła pewnie z pięć sześć kamieni, Nem wraz z ekwipunkiem dziesięć razy tyle. W pełnym cwale mogła zadziałać lepiej niż kula armatnia, więc jeżeli ktoś był wstanie rozerwać zastawioną pułapkę, to prawdopodobnie tylko ona. Czas był jednak na wagę złota i każda sekunda zwłoki działała na korzyść pająków, które wciąż tkały swoją lepką sieć, z każdą chwilą zmniejszając ich szanse na wydostanie się z opresji - Dość czasu straciłyśmy ! - dość rozważań , najwyższa pora by działać.
Wierząc, że kompanki podążą za nią, tym bardziej iż Groszek najwyraźniej znalazła sobie środek transportu, rezygnując z jej czarnej czupryny, ku niemej uciesze Kopytnej. Lubiła wróżkę i ze szczerego serca pragnęła pomóc jej w ratowaniu Jarzębiny i drzewa, ale służenie za siedzisko, gniazdo i inne dziwactwa, przy wtórującym temu szarpaniu za włosy nie należało do rzeczy, które chętnie by powtarzała.
Spięła się do galopu i sadząc przez las równymi susami sprawnie zbliżała się do placu boju, który właśnie bardziej przypominał oblężenie i co gorsza to obrońcy drzewa byli na gorszej pozycji, jakby na przekór planom okopania się na wzgórzu. Między drzewami dostrzegła srebrzyście białą ścianę, rozpostartą pomiędzy pniami i gałęziami. Jeszcze nie była całkiem lita, widać było w niej zagęszczenia i przerzedzenia, tam gdzie warstwa pajęczych nici była cieńsza, tworząc półprzejrzystą membranę. Początkowo liczyła, że może dało by się sforsować przeszkodę górą, jednak pająki rozsnuły swoją sieć wysoko, po za możliwościami centaura. Pozostała więc tylko szarża. Rozejrzała się uważnie szukając najcieńszego miejsca. Musiały się spieszyć, obrzydliwe ośmionogie paskudy wyjątkowo sprawnie i zawzięcie wzmacniały zaporę.
- Jeśli uda mi się przebić - Nem nerwowo przestąpiła z nogi na nogę - jak wiele czasu potrzebujecie by się wydostać wyłomem?
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

„Jeśli jesteś mała musisz uważać, ponieważ niektóre sprawy bardzo szybko mogą cię przerosnąć”. Jarzębina miała w zwyczaju cytować dziesiątki wymyślanych przez siebie powiedzonek, z których Groszek nie rozumiała ni jednego. Wróżka wielokrotnie usiłowała dociekać skąd jej przyjaciółka bierze swoje aforyzmy, a także to, dlaczego sama Skrzydlata maiłby być najlepszym przykładem na słuszność przedstawionych w nim tez.
W natłoku spraw Groszek musiała starannie oddzielać rzeczy ważne od tych mniej istotnych. Była przekonana iż w tej kwestii radzi sobie doskonale. Pamiętała że musi odnaleźć i uratować Jarzębinę. Chociaż samo słowo „odnaleźć” nie do końca oddawało cel jej misji, ponieważ mieszkanka Sokownika doskonale wiedziała gdzie znajduje się jej sąsiadka. Jak równie to, co ta ostatnia aktualnie robi. Precyzyjniej rzecz ujmując, chodziło o to aby Jarzębina, była taka jak dawniej.
Termin „uratować” również został użyty tylko dlatego, iż wróżka nie była w stanie wymyśleć bardziej pasującego określenia. Być może lepszym byłoby „wyleczyć”? Z tym że to nie samą Jarzębinę należało poddać kuracji, ale osobę która reprezentowała tak zwaną Głębię Peoni, czyli wcielenie Jarzębiny w świecie ludzi. A droga do owego wcielenia prowadziła przez stare drzewo, złośliwe, marudne i niebezpieczne. Takie co to chciało pożreć niczemu niewinną wróżkę. Ponieważ z tysiącletnim dziaduszkiem ciężko się porozumieć, a zwłaszcza z takim o cierpkim charakterze, Skrzydlata uznała ze jeśli posadzi owoc i sama go wychowa (a magiczne bukowate wychowuje się bardzo szybko), nowe drzewo będzie bardziej skłonne do współpracy.
Jak na małą wróżkę było to wyjątkowo dużo informacji. Na pozostałych szczegółach ciężko było jej się skupić. Jakieś tam klątwy, bitwy i pająki, a do tego cała ta przemowa Aliany o sieci, pędzie, impecie i przerywaniu czegoś, wszystko to zupełnie do Groszek nie trafiało.
Co innego zawierane przyjaźnie. To Skrzydlata zawsze traktowała poważnie. Kopytna była jej przyjaciółką. Lotka również, mimo że czasem zachowywała się dziwnie. Nawet rysie, o ile aktualnie nie chciały jej pożreć, traktowane były z sympatią. Podobnie większość driad, chociaż kilka z nich najwyraźniej jeszcze sobie tego nie uświadomiło. Z wyjątkiem Aliany. Za to Sinfee od razu przypadła wróżce go gustu, a co za tym idzie, w czasie w którym młoda driada biegła za centaurem, Groszek opowiedziała jej całą historię swojej wyprawy oraz większość z tego co każda przyjaciółka wróżki powinna wiedzieć o życiu wokół Błyszczącego Jeziora.
Dla Sinfee było to nie lada wyzwanie. Utrzymać tempo Nemain, słuchać poleceń Aliany, a jednocześnie starać się nie zgubić i nie zrazić do siebie siedzącej jej na głowie Skrzydlatej. Niestety im bardzie, z natury ciekawska driada, starała się zgłębić logikę opowieści swojej pasażerki, tym trudniej było jej skoncentrować się na tych dwóch pierwszych czynnościach. Zwłaszcza gdy opowieść zeszła na tak skomplikowane zagadnienie jak wrózkowe rozgrywki w zbijaka.
- Żołędzie? – Usiłowała sprostować Sinfee.
- Bierzesz takiego, wbijasz w niego patyk i w ten sposób robisz sobie motek, który służy do gry.
- Którym bijesz inne żołędzie, które są zbijakami?
- Nie. Którym bijesz w swoje pionki aby strącić flagę przeciwników?
- Ale pionki też są żołędziami?
- Tak, takimi wyposażonymi w liście aby lepiej trafiały w cel. – Cierpliwie wyjaśniała Groszek.
- I flagi to tak naprawdę też żołędzie…
- Umieszczone na belce, z której trzeba je strącić.
- Rozumiem że ta drużyna która pierwsza trafi w wszystkie flagi, ma prawo bić w zbijaka, który …
- To jest ten czerwony żołądź na środku boiska.
- Wszystko u siebie macie z żołędzi?
- Tego jest u nas najwięcej. Chodzi o to, że zawsze wybieram Jarzębinę jako pierwszą do swojej drużyny, więc nie powinna być na mnie zła. – Nie poddawała się wróżka, mimo iż dziwił ją fakt iż słuchaczka nie potrafi zrozumieć tak prostych reguł.
- Czekaj, ale mówiłaś że zbijakiem trzeba trafić do bramki, która jest czym?
- Muszlą ślimaka.
- Ślimaka? – Zdziwiła się Sinfee, w ciemno zakładając że usłyszy odpowiedź opisjącą znany jej owoc.
- Ślimaków też mamy dużo.
Zaabsorbowana toczona dyskusją, rozpędzona Sinfee, wpadła prosto na zad Nemain, odbijając się od centaura niczym od ciężkiej skały i razem z Groszek lądując pod jego kopytami. Z tej perspektywy obie przyjaciółki mogły podziwiać brzuch Kopytnej, oraz zirytowaną minę Pierwszej wśród Straży.
- Gdy pokonasz przeszkodę, będziemy tuż za tobą. – Przemawiała Aliana. – Przynajmniej te które potrafią słuchać.
Zablokowany

Wróć do „Fiołkowa Polana”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości