Zwiad w mieście [c.d. przygody Artha, Wilwarina i Lunari]
: Sob Lut 20, 2016 4:55 pm
Na samym skraju miasta na życzenie Artha w trójkę zeszli z koni. Tak jak pozostali, Lunari przywiązała klacz, na której jechała całą drogę do płotu.
,,Nie martwi się o to, że ukradną mu konie?''
Wkroczyli w milczeniu do miasta. Ciszę przerwał nie kto inny, jak właściciel wierzchowców. Zgodnie z jego zaleceniami, każdy poszedł w inną stronę. Lunari wybrała się na wschód od początkowego miejsca. Rozglądała się na obie strony, gdzie górowała znana jej z innych miast architektura. Dostrzegała w tych drewnianych chatkach elementy charakterystyczne dla budownictwa zarówno ludzi jak i elfów. Dziewczyna naciągnęła jeszcze bardziej swój kaptur i wyszukiwała swojej ofiary, mogącej zaspokoić nie tylko jej pragnienie, ale pomóc w regeneracji ran. Nie myśląc długo nad tym, podeszła do jednego z odseparowanych domków i zastukała do drzwi. Z wnętrza było słychać delikatne kroki, które się nasilały z każdą sekundą. W końcu skrzypiące drzwiczki otworzyły się, a w progu stanęła młoda, uśmiechnięta kobieta.
- Witam panią. - zmodulowała odpowiednio swój głos i spojrzała kobiecie głęboko w oczy -Moje imię brzmi Banra. Jestem podróżniczką, szukającą schronienia przed nadchodzącą nocą. Czy mogłaby mnie pani przenocować?
Prosta wieśniaczka z niezbyt opornym umysłem, w mgnieniu oka uległa hipnozie. Nie mając nic przeciwko, wpuściła dziewczynę do środka.
- Czy nikt z domowników nie będzie miał pani tego za złe? Nie chcę sprawiać nikomu kłopotu. - zapytała.
- Och to nic takiego. Mąż powinien niedługo wrócić, ale jest bardzo gościnną osobą.
,,Jeśli nie jej mężczyzna, to kogo wyczuwam jeszcze w tym domu?''
- Gadro! - po chwili zjawił się mały chłopczyk
,, To dziecko ma dziwną aurę...''
– Posłuchaj, dzisiaj będzie u nas nocować ta pani, dobrze? - zwróciła się do swojej pociechy.
Następnie kobieta prosiła, aby Lunari zrzuciła swoje ubranie, ale ona nadal stała u progu, zastanawiając się, co tak właściwie jest dziwnego w przybyłym chłopcu. Gadro spojrzał się z nieco zniesmaczonym wzrokiem na matkę.
- Mamo, ale jak? Zawsze powtarzałaś, aby nie sprowadzać nikogo obcego do domu.
- O czym ty mówisz? No już, przeproś panią Banrę.
- Po za tym z jej twarzą jest coś dziwnego.. - pociągnął na płaszcz i oparzenia zostały odkryte.
Chłopiec chciał zacząć krzyczeć, ale nie zdążył. Lunari sprawnym ruchem chwyciła go i urwała mu głowę.
,,Gdyby był bardziej ostrożny, może pożyłby nieco dłużej''
Dziewczyna wbiła się i wysysała krew z wątłego ciała, a kobieta nie zareagowała przez działanie hipnozy. Gdy krwista ciecz w ciele chłopca się skończyła, rzuciła ciało na ziemię. Spojrzała na gosposię, która podeszła do niej i nastawiła się, przez co i ona padła ofiarą wampirzycy. Po skończonej uczcie, dziewczyna podeszła do wiadra z wodą, znajdującego się nieopodal.
,,Wciąż za mało, jeszcze trochę a ślady znikną''
Przemyła zaplamioną twarz od krwi. Wróciła do przedpokoju, skąd wzięła płaszcz podobny do tego, kóry nosiła. Z poprzedniego, który był znacznie zaplamiony, wyjęła wszystkie rzeczy i przełożyła do nowego. Następnie zrzuciła go na ziemię i odziała się w zamiennik. Oparła się o jedną ze ścian i wyczekiwała przybycia ostatniego członka rodziny. Nie spodziewający się niczego młody mężczyzna, powrócił do swojego domu. Widząc wnętrze pełne krwi i ciała swoich najbliższych na ziemi, zaniemówił, wręcz został sparaliżowany ze strachu. Lunari spokojnym krokiem podeszła do drzwi, które zamknęła za mężczyzną.
- Gdybyś przybył nieco wcześniej... No nic, teraz sam podzielisz ich los.
Przyłożyła ręce i dusiła go. Mężczyzna nie mogąc złapać tchu, patrzył zdezorientowanymi oczami na dziewczynę. Wkrótce ciało tego nie wytrzymało i padł na ziemię. Lunari nachyliła się i wgryzła w martwe ciało. Mając pewność, że ten obfity posiłek pomógł wyzbyć się śladów po oparzeniach, wyszła z chatki. Udawała, że żegna się z jego właścicielami, aby nie wzbudzić podejrzeń i ruszyła dalej. Początkowo mijała nieoświetlone ulice, a z czasem rozbrzmiewające stanowczym źródłem światła. Z daleka dochodziły melodie, odgłosy stukających butów podczas tańca, oraz pogawędki. Dziewczyna wiedziała, że jest niedaleko centrum, które tętniło tego wieczoru życiem.
,,Rozejrzenie się w samym centrum, będzie ryzykowne, ale nie mam wyjścia. Jeśli ktoś go widział, to z pewnością będzie to centrum. Zwłaszcza, że lubuje się w miejscach masowych spotkań...''
Z zawziętością przemierzała miasto. Z każdą mijaną ulicą, było coraz więcej ludzi, a na horyzoncie pojawiły się pierwsze karczmy, przez co po drodze mijała wielu podchmielonych osób. Kierowała się w stronę dochodzącej, skocznej muzyki. Po chwili poczuła aurę, wyróżniającą się od reszty osób, która podążała za nią. Czując ten charakterystyczny zapach, który często towarzyszy elfom, wiedziała że ma kłopoty.
,,Nie sądziłam, że tak szybko zostanę zdemaskowana. Nie mogę sobie na to pozwolić, w dodatku w tak tłocznym miejscu.''
Lunari niby to od niechcenia, przyspieszyła kroku, ale nieznany osobnik podążał krok w krok za nią. Przechadzała się w różnych uliczkach, ale nie prowadziło ją to do owocnego skutku. Nie mając odwrotu, została zatrzymana w tłumie przez drugiego elfa.
- Witam pana. Nie sądzi pan, że nie przystoi szarpać tak damy? - zapytała.
- Milcz krwiopijco!
- Nie przypominam sobie, abym dała komuś zezwolenie na nazwanie mnie tak ohydnym przydomkiem. - poprzez trafienie w dumę dziewczyny, ta zmienia intonację – Musisz być naprawdę niemądry, skoro wykrzykujesz to słowo w każdą możliwą stronę. Zamierzasz wzbudzić panikę wśród ludzi? Mogłeś tak od razu, mogę zagwarantować ci rejs na tamten świat na ich oczach.
Czerwony ze wściekłości elf, zamierzał coś odpowiedzieć, ale został powstrzymany przez drugiego, który pierwotnie śledził dziewczynę. Będąc rozważniejszym, zaproponował zejście w cichą uliczkę. Lunari nie chcą zamieszania spowodowanego jej osobą, poszła z nimi, przez co po drodze nieco ochłonęła. Usiadła na jednej z beczek wystawionych przez tylne wyjście z karczmy i spojrzała wyniośle na elfy.
- Wierzę, że możemy rozwiązać to pokojowo. Powiedz wampirze, co cie tu sprowadza?
- Nie czuję potrzeby, aby się komukolwiek tłumaczyć z własnych działań. Czyżby chodziło wam o mój ewentualny posiłek? - widziała, że trafiła w czuły punkt.
Wstała z beczki i podeszła do jednego z nich. Spojrzała prosto w oczy i rzekła:
- Chyba nie sądzicie, że doświadczony wampir ślepo rzuciłby się na kogoś w takim tłumie. Poza tym mój głód został już wcześniej zaspokojony. - lekko się uśmiechnęła.
Oboje zmierzyli Lunari, która zmieniała się w kruka i nim się obejrzeli, odleciała na swoich czarnych skrzydłach. Dziewczyna pomyślała o mężczyźnie z portretu:
,,Jakim cudem będąc w takich miejscach, nie zwraca na siebie większej uwagi?''
Podążała za dźwiękiem muzyki, zleciała do cichej uliczki i zmieniła się w pierwotną postać. Usiadła, opierając się o ścianę i łapała oddech. Tak samo jak u pozostałych stworzeń żywiących się krwią, odczuwała strach spowodowany lataniem. Dzięki swojemu wrodzonemu poczuciu spokoju, nie był on tak duży, ale wymagał wyciszenia ze strony dziewczyny. Większym kłopotem był charakterystyczny dyskomfort spowodowany tą czynnością. Ze względu na swój młody wiek i brak większego doświadczenia, trochę to potrwało zanim doszła do siebie. Wstała i wyszła na główną ulicę, przez co większe oświetlenie nieco podrażniło jej oczy. Spojrzała na prawo, gdzie ludzie bawili się przy rytmach muzyki oraz ucztowali, co wzbudziło w dziewczynie niemiłe odczucie. Zadarła głowę tak wysoko, aby móc spojrzeć na gwiazdy.
,,Sądząc po ich ustawieniu, trochę czasu straciłam.''
Przyjrzała się ludziom, którzy w większości opijali się różnymi trunkami.
''Chyba nie dam rady tego wieczoru szybko znaleźć kogoś, kto nie będzie pod wpływem alkoholu. Tym bardziej rozejrzeć się za artefaktami...''
Nieco zrezygnowana szła w przeciwnym kierunku, niż miała zamiar iść. Idąc ślepo przed siebie, na chwilę się zatrzymała i zastanowiła:
,,Tylko pytanie w której karczmie mieliśmy się spotkać? I tak nie miałam zamiaru znów im towarzyszyć, ale nie mam ochoty na poszukiwania. Co mam do stracenia? Poszukam ich, wysłucham co mają do powiedzenia i później najwyżej zdecyduje, co zrobić dalej''
Choć nie była zadowolona z dalszego chodzenia w tłumie ludzi, postanowiła szukać wszelkich karczm. Daleko nie musiała zachodzić, bowiem w tle tego tłumu nie tylko wyczuła, ale również usłyszała wołający głos Wilwarina. Oznajmił jej, że karczma znajduje się zaraz obok nich. W dwójkę weszli do wnętrza. W środku było gwarno i pełno ludzi, przez co ciężko było odszukać Artha. Po zmaganiach w końcu do niego dotarli i zasiedli obok niego. Niedźwiedziołak zawołał karczmarza, aby przyniósł butelkę dobrego trunku. Gospodarz wrócił z zamówionym winem wraz z trzema kieliszkami. Arth otworzył butelkę, przez co do nozdrzy Lunari dotarł charakterystyczny zapach dla tego rodzaju napoju. Chwycił kieliszki i wlał do każdego z nich zawartość. Następnie uśmiechnął się i wziął łyka zakupionego trunku. Drugi z towarzyszy również sięgnął po trunek. Dziewczyna ani drgnęła, nie napiła się z kieliszka, choć kultura tego wymagała. W normalnej sytuacji, zmusiłaby się do wypicia, aby nie zwracać na siebie potencjalnej uwagi, ale czuła się nieco znużona i myślami błądziła gdzie indziej. Czekała, aż ktoś zabierze głos.
,,Nie martwi się o to, że ukradną mu konie?''
Wkroczyli w milczeniu do miasta. Ciszę przerwał nie kto inny, jak właściciel wierzchowców. Zgodnie z jego zaleceniami, każdy poszedł w inną stronę. Lunari wybrała się na wschód od początkowego miejsca. Rozglądała się na obie strony, gdzie górowała znana jej z innych miast architektura. Dostrzegała w tych drewnianych chatkach elementy charakterystyczne dla budownictwa zarówno ludzi jak i elfów. Dziewczyna naciągnęła jeszcze bardziej swój kaptur i wyszukiwała swojej ofiary, mogącej zaspokoić nie tylko jej pragnienie, ale pomóc w regeneracji ran. Nie myśląc długo nad tym, podeszła do jednego z odseparowanych domków i zastukała do drzwi. Z wnętrza było słychać delikatne kroki, które się nasilały z każdą sekundą. W końcu skrzypiące drzwiczki otworzyły się, a w progu stanęła młoda, uśmiechnięta kobieta.
- Witam panią. - zmodulowała odpowiednio swój głos i spojrzała kobiecie głęboko w oczy -Moje imię brzmi Banra. Jestem podróżniczką, szukającą schronienia przed nadchodzącą nocą. Czy mogłaby mnie pani przenocować?
Prosta wieśniaczka z niezbyt opornym umysłem, w mgnieniu oka uległa hipnozie. Nie mając nic przeciwko, wpuściła dziewczynę do środka.
- Czy nikt z domowników nie będzie miał pani tego za złe? Nie chcę sprawiać nikomu kłopotu. - zapytała.
- Och to nic takiego. Mąż powinien niedługo wrócić, ale jest bardzo gościnną osobą.
,,Jeśli nie jej mężczyzna, to kogo wyczuwam jeszcze w tym domu?''
- Gadro! - po chwili zjawił się mały chłopczyk
,, To dziecko ma dziwną aurę...''
– Posłuchaj, dzisiaj będzie u nas nocować ta pani, dobrze? - zwróciła się do swojej pociechy.
Następnie kobieta prosiła, aby Lunari zrzuciła swoje ubranie, ale ona nadal stała u progu, zastanawiając się, co tak właściwie jest dziwnego w przybyłym chłopcu. Gadro spojrzał się z nieco zniesmaczonym wzrokiem na matkę.
- Mamo, ale jak? Zawsze powtarzałaś, aby nie sprowadzać nikogo obcego do domu.
- O czym ty mówisz? No już, przeproś panią Banrę.
- Po za tym z jej twarzą jest coś dziwnego.. - pociągnął na płaszcz i oparzenia zostały odkryte.
Chłopiec chciał zacząć krzyczeć, ale nie zdążył. Lunari sprawnym ruchem chwyciła go i urwała mu głowę.
,,Gdyby był bardziej ostrożny, może pożyłby nieco dłużej''
Dziewczyna wbiła się i wysysała krew z wątłego ciała, a kobieta nie zareagowała przez działanie hipnozy. Gdy krwista ciecz w ciele chłopca się skończyła, rzuciła ciało na ziemię. Spojrzała na gosposię, która podeszła do niej i nastawiła się, przez co i ona padła ofiarą wampirzycy. Po skończonej uczcie, dziewczyna podeszła do wiadra z wodą, znajdującego się nieopodal.
,,Wciąż za mało, jeszcze trochę a ślady znikną''
Przemyła zaplamioną twarz od krwi. Wróciła do przedpokoju, skąd wzięła płaszcz podobny do tego, kóry nosiła. Z poprzedniego, który był znacznie zaplamiony, wyjęła wszystkie rzeczy i przełożyła do nowego. Następnie zrzuciła go na ziemię i odziała się w zamiennik. Oparła się o jedną ze ścian i wyczekiwała przybycia ostatniego członka rodziny. Nie spodziewający się niczego młody mężczyzna, powrócił do swojego domu. Widząc wnętrze pełne krwi i ciała swoich najbliższych na ziemi, zaniemówił, wręcz został sparaliżowany ze strachu. Lunari spokojnym krokiem podeszła do drzwi, które zamknęła za mężczyzną.
- Gdybyś przybył nieco wcześniej... No nic, teraz sam podzielisz ich los.
Przyłożyła ręce i dusiła go. Mężczyzna nie mogąc złapać tchu, patrzył zdezorientowanymi oczami na dziewczynę. Wkrótce ciało tego nie wytrzymało i padł na ziemię. Lunari nachyliła się i wgryzła w martwe ciało. Mając pewność, że ten obfity posiłek pomógł wyzbyć się śladów po oparzeniach, wyszła z chatki. Udawała, że żegna się z jego właścicielami, aby nie wzbudzić podejrzeń i ruszyła dalej. Początkowo mijała nieoświetlone ulice, a z czasem rozbrzmiewające stanowczym źródłem światła. Z daleka dochodziły melodie, odgłosy stukających butów podczas tańca, oraz pogawędki. Dziewczyna wiedziała, że jest niedaleko centrum, które tętniło tego wieczoru życiem.
,,Rozejrzenie się w samym centrum, będzie ryzykowne, ale nie mam wyjścia. Jeśli ktoś go widział, to z pewnością będzie to centrum. Zwłaszcza, że lubuje się w miejscach masowych spotkań...''
Z zawziętością przemierzała miasto. Z każdą mijaną ulicą, było coraz więcej ludzi, a na horyzoncie pojawiły się pierwsze karczmy, przez co po drodze mijała wielu podchmielonych osób. Kierowała się w stronę dochodzącej, skocznej muzyki. Po chwili poczuła aurę, wyróżniającą się od reszty osób, która podążała za nią. Czując ten charakterystyczny zapach, który często towarzyszy elfom, wiedziała że ma kłopoty.
,,Nie sądziłam, że tak szybko zostanę zdemaskowana. Nie mogę sobie na to pozwolić, w dodatku w tak tłocznym miejscu.''
Lunari niby to od niechcenia, przyspieszyła kroku, ale nieznany osobnik podążał krok w krok za nią. Przechadzała się w różnych uliczkach, ale nie prowadziło ją to do owocnego skutku. Nie mając odwrotu, została zatrzymana w tłumie przez drugiego elfa.
- Witam pana. Nie sądzi pan, że nie przystoi szarpać tak damy? - zapytała.
- Milcz krwiopijco!
- Nie przypominam sobie, abym dała komuś zezwolenie na nazwanie mnie tak ohydnym przydomkiem. - poprzez trafienie w dumę dziewczyny, ta zmienia intonację – Musisz być naprawdę niemądry, skoro wykrzykujesz to słowo w każdą możliwą stronę. Zamierzasz wzbudzić panikę wśród ludzi? Mogłeś tak od razu, mogę zagwarantować ci rejs na tamten świat na ich oczach.
Czerwony ze wściekłości elf, zamierzał coś odpowiedzieć, ale został powstrzymany przez drugiego, który pierwotnie śledził dziewczynę. Będąc rozważniejszym, zaproponował zejście w cichą uliczkę. Lunari nie chcą zamieszania spowodowanego jej osobą, poszła z nimi, przez co po drodze nieco ochłonęła. Usiadła na jednej z beczek wystawionych przez tylne wyjście z karczmy i spojrzała wyniośle na elfy.
- Wierzę, że możemy rozwiązać to pokojowo. Powiedz wampirze, co cie tu sprowadza?
- Nie czuję potrzeby, aby się komukolwiek tłumaczyć z własnych działań. Czyżby chodziło wam o mój ewentualny posiłek? - widziała, że trafiła w czuły punkt.
Wstała z beczki i podeszła do jednego z nich. Spojrzała prosto w oczy i rzekła:
- Chyba nie sądzicie, że doświadczony wampir ślepo rzuciłby się na kogoś w takim tłumie. Poza tym mój głód został już wcześniej zaspokojony. - lekko się uśmiechnęła.
Oboje zmierzyli Lunari, która zmieniała się w kruka i nim się obejrzeli, odleciała na swoich czarnych skrzydłach. Dziewczyna pomyślała o mężczyźnie z portretu:
,,Jakim cudem będąc w takich miejscach, nie zwraca na siebie większej uwagi?''
Podążała za dźwiękiem muzyki, zleciała do cichej uliczki i zmieniła się w pierwotną postać. Usiadła, opierając się o ścianę i łapała oddech. Tak samo jak u pozostałych stworzeń żywiących się krwią, odczuwała strach spowodowany lataniem. Dzięki swojemu wrodzonemu poczuciu spokoju, nie był on tak duży, ale wymagał wyciszenia ze strony dziewczyny. Większym kłopotem był charakterystyczny dyskomfort spowodowany tą czynnością. Ze względu na swój młody wiek i brak większego doświadczenia, trochę to potrwało zanim doszła do siebie. Wstała i wyszła na główną ulicę, przez co większe oświetlenie nieco podrażniło jej oczy. Spojrzała na prawo, gdzie ludzie bawili się przy rytmach muzyki oraz ucztowali, co wzbudziło w dziewczynie niemiłe odczucie. Zadarła głowę tak wysoko, aby móc spojrzeć na gwiazdy.
,,Sądząc po ich ustawieniu, trochę czasu straciłam.''
Przyjrzała się ludziom, którzy w większości opijali się różnymi trunkami.
''Chyba nie dam rady tego wieczoru szybko znaleźć kogoś, kto nie będzie pod wpływem alkoholu. Tym bardziej rozejrzeć się za artefaktami...''
Nieco zrezygnowana szła w przeciwnym kierunku, niż miała zamiar iść. Idąc ślepo przed siebie, na chwilę się zatrzymała i zastanowiła:
,,Tylko pytanie w której karczmie mieliśmy się spotkać? I tak nie miałam zamiaru znów im towarzyszyć, ale nie mam ochoty na poszukiwania. Co mam do stracenia? Poszukam ich, wysłucham co mają do powiedzenia i później najwyżej zdecyduje, co zrobić dalej''
Choć nie była zadowolona z dalszego chodzenia w tłumie ludzi, postanowiła szukać wszelkich karczm. Daleko nie musiała zachodzić, bowiem w tle tego tłumu nie tylko wyczuła, ale również usłyszała wołający głos Wilwarina. Oznajmił jej, że karczma znajduje się zaraz obok nich. W dwójkę weszli do wnętrza. W środku było gwarno i pełno ludzi, przez co ciężko było odszukać Artha. Po zmaganiach w końcu do niego dotarli i zasiedli obok niego. Niedźwiedziołak zawołał karczmarza, aby przyniósł butelkę dobrego trunku. Gospodarz wrócił z zamówionym winem wraz z trzema kieliszkami. Arth otworzył butelkę, przez co do nozdrzy Lunari dotarł charakterystyczny zapach dla tego rodzaju napoju. Chwycił kieliszki i wlał do każdego z nich zawartość. Następnie uśmiechnął się i wziął łyka zakupionego trunku. Drugi z towarzyszy również sięgnął po trunek. Dziewczyna ani drgnęła, nie napiła się z kieliszka, choć kultura tego wymagała. W normalnej sytuacji, zmusiłaby się do wypicia, aby nie zwracać na siebie potencjalnej uwagi, ale czuła się nieco znużona i myślami błądziła gdzie indziej. Czekała, aż ktoś zabierze głos.