Kraina Hrivenore*Gwiazdkowy event* Kraina Hrivenore

Wśród drzew obłożonych klarowną bielą kryję się wiele tajemnic… Miejsce to już od podstaw emanuje magią, ale także zagłusza umiejętności swoich przybyszy. Każda część tej przestrzeni zaskakuje złożonością i absurdem, dlatego pozostaje pytanie… Ilu z podróżnych zdoła oprzeć się pokusom tego świata? I czy…wyjdą z tego cało?
UWAGA!: W dziale można pisać tylko podczas trwającego eventu.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Widząc wystraszonego starca Es uniosła jedną brew wyżej - nie chciała słuchać błagań o litość, ale odpowiedzi. Zaciekawiło ją to, co mówił o saniach.

- Dlaczego do świtu masz je przewieźć? I gdzie? – Rzuciła mu nieufne spojrzenie.Widząc wilki, przemieniona chciała użyć magii, by je odepchnąć. Zrobiła to, ale czar zadziałał zbyt słabo i po chwili zwierzaki wstały.

- O co tu chodzi?
- Słabniemy im więcej Alaranii poznajemy!
- A ty co, poetka?
- Kiedyś coś tam skrobałam… ale to nie czas na opowiadania. To czas na panikę! AAAAAAAA!
- Nie drzyj się tak, głowa mi pęka.

Przez Irę Esme całkiem zapomniała o diabliku, jednak gdy wróciła do miejsca niedaleko, jego już tam nie było. Już miała go szukać wzrokiem, no i kotołaczkę także. Może już go złapała. Es machała swymi czarnymi skrzydłami spoglądając to tu, to tam. Nagle skoczyła na nią driada. Dziewczyna w pierwszej chwili się nie zorientowała kto i co się dzieje.

- AAAAAAGH! CO?! – Próbowała dojrzeć, kto ją atakuje, jak założyła z początku i musiała przy tym jakoś utrzymać się w powietrzu. Na dole były wygłodniałe wilki. Tylko jak, gdy jedno skrzydło przez chwilę miała całkiem niesprawne dzięki zielonoskórej istocie, która zsunęła się po niej, prawie ściągając jej spodnie. Es szybko je złapała i podciągnęła. Driada teraz trzymała się jej nóg, przez co powoli przemieniona zniżyła się coraz bardziej. Trochę bolało ją skrzydło. Jednakże jak spostrzegła wilki, dostała zastrzyku energii i wzleciała wyżej, na tyle, na ile mogła wraz z dodatkowym obciążeniem.

- Gh… Łatwo ci mówić „do góry!”. – Spojrzała na nią gniewnie, po czym zgięła się tak, by chwycić Frigg za ręce. Jako że posiadała całkiem sporą siłę fizyczną, a dziewczyna nie była zbyt wielka, zdołała ją posadzić na barana. Tak okazało się znacznie wygodniej dla obu dziewczyn.

- Dobra, na spokojnie… Trzymaj się!- Czarnowłosa odszukała wzrokiem panterołaka i szybko ruszyła w jego stronę, biorąc wcześniej pas ze słodyczami.

Gdy znalazła się tuż przed zmiennokształtnym, spojrzała na niego surowo.

- Teraz coś zrobię, ale ty masz nie ruszać tych słodyczy! Nawet nie próbuj! Tylko przytrzymaj uszatego. – Gdy skończyła mówić zgodnie z poleceniem driadki założyła pas na króliku. Zrobiła wszystko, by trzymał się jak najmocniej.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre ze swoim złotym królikiem wspinał się coraz wyżej po gałęziach, sprawiał przy tym wrażenie tak spokojnego, jakby szedł uciąć sobie drzemkę a nie umykał przed zdesperowanymi wilkami, które za swoją zdobyczą chciały wleźć nawet na drzewo. Miały strasznego pecha, gdyż ten poziom lasu był królestwem pantery, która dzięki długim i ostrym pazurom bez problemu pięła się coraz wyżej i wyżej. W końcu przystanęła i spojrzała na driadę - oboje byli na innych drzewach, trzeba było więc się przenieść, by cała wspinaczka miała sens. Yastre sapnął sobie przez nos, po czym przespacerował się po gałęzi, na której stał. Skoczył, jakby przeskakiwał kałużę, lekko i bez wysiłku, lądowanie było jednak już dość ciężkie - kot dopadł pnia i wbił w niego pazury wszystkich czterech łap, impet był tak duży, że aż zatrzęsło konarami. Zmiennoształtny podciągnął się na jedną z gałęzi, po czym pacnął w nos wilka, który próbował iść za nim - zwierzę zaskomlało i czmychnęło, brocząc krwią z rozciętego nosa.
        - Grrr... - zawarczała pantera. On szedł do driady, a ona mu uciekała, jak to tak?! Wystarczyłby jeszcze jeden czy dwa skoki i byłby u niej, nie mogła łaskawie poczekać? Czarowała, więc opędziłaby się od tych wilków, nim by do niej dotarł... A razem z tą skrzydlatą narobiły rabanu, że o rany! Yastre patrzył na nie z wyraźną kocią dezaprobatą w oczach, mało brakowało, by obrócił się tyłem, ukręcił królikowi łeb i uciekł. No ale to były dwie dziewczyny, z czego jedna miała ze sobą te bosko pachnące cukierki. Ach, niech po trzykroć przeklęta będzie słaba wola panterołaka: postanowił zostać. Patrzył, co też wyprawia driada i jej skrzydlata koleżanka. Jego uszy co chwilę drżały, gdy docierał do nich irytujący pisk. Królik w paszczy pantery poczuł, że drapieżnik przestał się ruszać, dlatego spróbował szczęścia i chciał się oswobodzić, do porządku doprowadził go jednak delikatnie wzmocniony uścisk szczęk - "spokój, bo jeszcze chwila i będzie po tobie".
        Yastre przeniósł się jeszcze kilka gałęzi w bok i w dół, na gałąź zwieszającą się nad polaną, by skrzydlata mogła łatwiej się do niego dostać. Czekał na nią ze zniecierpliwieniem, kiwając na boki ogonem, po czym cofnął się o krok i zmrużył oczy, gdy dziewczyna w końcu do niego dotarła. Ton jej głosu i to spojrzenie bardzo, ale to bardzo mu się nie podobały - mówiła do niego jak do psa!
        - Grr... - zawarczał głucho i jak to na kota przystało - obraził się. Gdy skrzydlata wyciągnęła ręce po królika, pantera obróciła łeb. Raz, drugi, trzeci, w końcu cofnęła się tak bardzo, że oparła się tyłkiem o pień drzewa. Yastre myślał jednak jeszcze na tyle logicznie, by nie boczyć się zbyt długo - posłał obu kobietom ostatnie pełne niezadowolenia spojrzenie, po czym pochylił się i wypluł królika na gałąź, zaraz dociskając go łapą, gdyż tak można było łatwiej przy nim operować. Oblizał mordę i zamlaskał, pozbywając się futra i dziwnego smaku z pyska. Biedne, przerażone zwierzątko pod jego łapą miotało się jak szalone, próbując wyrwać się z uścisku drapieżnika, był to jednak daremny trud, bo kot trzymał naprawdę mocno. Walka roślinożercy utrudniała jedynie pracę ciemnowłosej dziewczynie, która próbowała zapiąć na nim pas z cukierkami. Z cukierkami, które tak irytowały panterołaka, że o matko! Widać wręcz było, jak co chwilę przełyka ślinę, ale nerwy miał ze stali - nie rzucił się ani na królika, ani na pas, ani na dziewczynę, trzymał swoją złotą zdobycz i czekał, aż dostanie nagrodę. W końcu skrzydlatej udało się wykonać jej część zadania, a wtedy zmiennokształtny puścił królika. Złoty zwierzaczek był tak oszołomiony nagle odzyskaną wolnością, że nie od razu uciekł, dlatego Yastre postanowił mu pomóc - pacnął go łapą od tyłu i po prostu zrzucił go z gałęzi prosto w zaspę. W ostatniej chwili dostrzegł jednak, że z pasa wypadła jedna z kosteczek - błyskawicznie złapał ją obiema łapami i docisnął ją do gałęzi. Widać było, jak strasznie jest z siebie zadowolony, aż postawił ogon do góry. Nie czekał na pozwolenie - w końcu nie ukradł cukierka, a coś mu się należało za to, że z takim poświęceniem ścigał królika i później nosił go po drzewach. Z tym przekonaniem pantera przesunęła kosteczkę bliżej siebie i z zadowoleniem, ostentacyjnie ją schrupała (3).
Ostatnio edytowane przez Frigg 8 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: Powód edycji - Działanie cukierka - Wylosowano "Przymus odżywiania się lodem – jeżeli Twoja postać nie zje lodu, jej ciało zamienia się w wodę i rozlewa. Należy pożywić się lodem raz na godzinę. (czyli stosunkowo bardzo często w postach)"
Awatar użytkownika
Enthir
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Imp. Enthir określa sam siebie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Enthir »

Enthir nieustannie obserwował driadę. Nie zważając na całe niebezpieczeństwo, cierpliwie czekał na dobrą okazję do zdobycia odrobiny słodyczy. Przysiadł sobie na grubszej gałęzi, machając zwisającymi w dół nóżkami. Po chwili zaczął nucić pewną melodyjkę. Diablik zauroczony słodyczami totalnie nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Interesowały go jedynie pilnowane przez driadę łakocie. Za wszelką cenę pragnął dobrać się do cukierków i zjeść je wszystkie. Niestety nie mógł wyczuć odpowiedniego momentu do bezzwrotnego pożyczenia ich od driady. Czas mijał, a wilki wspinały się coraz wyżej i wyżej. W pewnym momencie jeden z nich znalazł się wystarczająco blisko, aby zabić piekielnego. Wilk próbował go ugryźć, lecz poślizgnął się i o włos minął ciało Enthira. Przerażony diablik natychmiast ocknął się z transu i zaczął uciekać. Gdy znalazł się w miarę bezpiecznym miejscu, dostrzegł, że driada gdzieś zniknęła. Dopiero po chwili dostrzegł skrzydlatą przemienioną wraz z naturianką na plecach. Chochlik westchnął i zaczął za nimi podążać. Był już zmęczony i znudzony nieustannym skakaniem z miejsca na miejsce. Nagle przemieniona wylądowała obok panterołaka i zaczęła zakładać pas z cukierkami na ciało schwytanego króliczka. Enthir spoglądał na to z niesmakiem. Po pierwsze martwił się o los zwierzaka, po drugie nie wiedział, czy nareszcie zdobędzie upragnione łakocie. Gdy pas w końcu został zamocowany na ciele królika, a ten czmychnął w las, diablik chciał biec za nim. Po chwili zrozumiał, że nie ma szans na dogonienie kicającego zwierzęcia. Jednak kątem oka dostrzegł, jak jeden smakołyk w jakiś sposób wypadł z pasa. Enthir jak błyskawica zaczął pędzić w jego kierunku. Niestety nadaremno, albowiem panterołak był szybszy i sprzątnął diablikowi cukierka sprzed nosa. Ten stał jak wryty i ze smutkiem obserwował zmiennokształtnego delektującego się smakołykiem.
- To miało być moje - powiedział piskliwym głosem.
Enthir stał przed panterołakiem przygnębiony i patrzał na niego ze łzami w oczach.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Driada odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie zając pognał daleko, poza granice ich towarzystw,a a wraz z nim stado przeciwników. Chwila ta sprawiła, że dziewczynę ogarnęło niebywałe zmęczenie. Akcja była co prawda krótka, ale za to bardzo intensywna i wymagała wiele wysiłku. Najbardziej jednak doskwierał jej ból w rękach. Barki ostro tępiły stawy, ledwo utrzymywała się na plecach Esmeraldy.
- Możemy… wylądować? – szepnęła niepewnie do ucha skrzydlatej, która przytaknęła. Frigg zeskoczyła prędzej, nim jeszcze wylądowały na pewnym gruncie. Wpadła w śnieg klnąc pod nosem i wzdychając ciężko. Upadła między innymi na przedramiona, które wysłały kolejny bolesny impuls. – Aua… - wyszeptała zgryźliwie pod nosem zbierając się i wstając, przy okazji wypominając sobie głupotę. Naprawdę nie miała już sił trzymać się Esmeraldy. Strzepnęła śnieg z ciała początkowo nie zwracając uwagi na resztę grupy. Miała wrażenie, że grawitacja bezlitośnie ciągnie ją w dół.
- Udało się… - stwierdziła spoglądając w bok. – A… ach! – Cofnęła się patrząc na stwora. - Na Matkę Nature!... Czym… Czym ty jesteś? –spytała nieładnie kierując palucha w stronę diablika. Miała tylko nadzieję, że nie będzie szukał smakołyków u niej. Właśnie, smakołyki!
Mina driady skwaśniała. Szczerze mówiąc nie miała w planach spłacać swojego długu. W końcu każdemu zależało na tym by przeżyć więc co im była winna? Głupie kosteczki. Może staruszek znajdzie jeszcze kilka w tej swojej torbie.
Wnet dziadek wylazł z ukrycia. Podszedł nieco bliżej bohaterów, aczkolwiek nadal utrzymywał zdrowy dystans.
- Świt… Świt już niedługo… - zachrypnął się brodaty. Zielonoskórna posłała mu zirytowane spojrzenie po czym zwróciła się w stronę mężczyzny.
- A ty tylko o świcie i sanie… Sanie, sanie, sanie… O co ci chodzi z tymi saniami?! Ledwo uszliśmy z życiem, a ty dziadzie pieprzysz tylko o saniach! – naskoczyła niesłusznie, bo w końcu to między innymi dzięki niemu udał się plan. - Mógłbyś chociaż zdradzić swe mienie.
- Maldem… Nazywają mnie Maldem…
- Dobrze, panie Maldem. Wytłumacz więc po kiego grzyba mam pchać te sanie? I to jeszcze przed świtem?
- Ja… Nie ma czasu tłumaczyć, już niedługo świt.
„Obłąkany…”, pomyślała rozdrażniona driada głaszcząc opiekuńczo swoje ciało. Drżała na całym ciele, gdzie winowajcą był mróz. Chłód bezlitośnie wciąż wędrował między drzewami. Mimo wszystko czuła się stosunkowo bezpiecznie. Względne zaufanie objawiała wobec „latającego czegoś”. Nie miała zamiaru jednak pomagać. Męczyły ją własne kłopoty, z drugiej strony… Może doszliby do jakiejś cywilizacji? Brzuch Frigg zaburczał buntowniczo. Jelita poruszyły się upominając o posiłek. Wewnętrznie się poddała. Potrzebowała jedzenie, odpoczynku i ciepła… O tak, przede wszystkim ciepła.
- Dobra… Jeżeli ta grupa zechce wykazać jakąkolwiek inicjatywę i zechce pomóc to nam się uda. Sama ja, nie dam rady – zarzuciła wymuszając na reszcie chęć pomocy. Zapewne trafili tu całkiem z przypadku, jak ona. Nie wyglądali na nikogo zorientowanego w terenie, prócz staruszka. Oby jego wdzięczność była wielka. Skoro tak bardzo chce dotrzeć przed świtem z pewnością mile ich wynagrodzi. To będzie dobry interes. Przy okazji obdaruje kocura smakołykami. – Więc jak?
- Och… byłbym bardzo wdzięczny!
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Nie warcz przerośnięty kociaku! I gdzie mi uciekasz? Wracaj tu! – Esmeraldzie nie podobały się fochy zmiennokształtnego, w końcu to po części zwierz, powinien być bardziej uległy. W końcu jednak zrobił to, co do niego należało.

- No nareszcie! Stanowczość popłaca – pomyślała.
- Mogłabyś trochę uważać, ten świat jest nieco inny… a zresztą… - Ira chciała coś dodać, ale zaniechała tego planu.
- Spokojnie demonico, wiem, co robię. Gdybym nie wiedziała to czy zostałabym wybrana na przywódczynie z siódemki ze strażników?
- Zwykły przypadek, ale jak tam uważasz…
- Przynajmniej zadanie wykonane już, uff. Czy ten kocur zwędził jeden ze smakołyków? – zauważyła Esme.
- Tylko jeden, to raczej różnicy nie zrobi.

Co do cukierków, nie tylko Yastre na nie polował. Ten dziwny stworek przypominający jakąś piekielną istotę niestety nie zdążył zwędzić cukierka. Przemieniona aż lekko otworzyła usta ze zdziwienia, gdy dostrzegła, iż impowi zbiera się na płacz przez to. To jedne z ostatnich rzeczy, których mogła się spodziewać w tym miejscu. Płaczący diablik. Po chwili to zdziwienie przerwała naturianka pragnąca dostać się na ziemie. Es oczywiście się zgodziła, w końcu ileż mogła ją trzymać.

- Ostrożnie… - powiedziała dziewczyna, ale driada już wylądowała śniegu, lądowanie najmiększym nie było. Zielonoskóra mogła choć chwilę poczekać, a nie od razu skakać, skrzydlata skomentowała to cichym westchnięciem.
Dodatkowo zauważyła diablika, wystraszyła się go, na co Es przewróciła oczami. I jeszcze ten staruch, który zamiast coś wyjaśnić, nadal tylko marudził, że ma mało czasu, bo niebawem świt. Tym razem driada zaczęła mu zadawać pytania. Starzec zdradził swe imię - „Maldem”. A na resztę wyjaśnień, czasu brak…

- Pomóc mu… hmm… Jeśli to coś wyjaśni albo jeśli się dostaniemy w cieplejsze miejsce, ja się zgadzam. – Przemieniona podleciała do sań i zabrała się do pomocy w pchaniu. Siłę miała niemałą, a jeszcze jak ten przerośnięty kocur dołączy, to faktycznie powinno pójść szybko.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre z zadowoleniem oblizywał pysk po zjedzeniu swojego cukierka. Zapłakanym diablikiem, który się przed nim pojawił, nie przejął się bardziej, niż można by się tego spodziewać po każdym innym kocie - popatrzył na niego z minimalnym zainteresowaniem, po czym pacnął go łapą w nędznej imitacji "głowa do góry, stary!". W końcu nie był psem, by się za coś takiego kajać - trzeba było być szybszym!
        Pantera mlasnęła po raz ostatni, spoglądając w dół na gramolącą się ze śniegu driadę. Chwilę później wstała, przespacerowała się na koniec gałęzi i zeskoczyła w zaspę, miękko i cicho jak można by się spodziewać po tak dostojnym drapieżniku. Gdy chmura sypkiego śniegu, która wzbiła się spod ciała kocura, opadła, Yastre otrzepał się z białego puchu. Cały czas trzepotał uszkami, gdyż jakiś zabłąkany płatek wpadł mu do środka, był zimny, irytujący i za nic w świecie nie chciał dać o sobie zapomnieć. Pantera warknęła w końcu pod nosem i nie zwracając uwagi na resztę, zaczęła przedzierać się wśród śniegu w tylko sobie znanym kierunku. Chociaż po chwili można było już się domyślić, czegóż to koteczek szuka - swoich ubrań. Gdy tylko panterołak dotarł do zaspy, w której leżało jego odzienie, przemienił się, czemu towarzyszył donośny okrzyk.
        - Aaaale zimno! - wydarł się, przestępując z nogi na nogę i obejmując ramiona. Był goły jak go sobie Prasmok wyśnił, nikogo nie powinno dziwić, że marzł. Całe szczęście szybko skończył ten balet i zaczął w pośpiechu się ubierać, gderając coś sobie pod nosem. W mgnieniu oka wskoczył w spodnie, a następnie podskakując na jednej nodze odziewał buty. Jednocześnie wciągał na siebie koszulę i kurtkę i zaczął iść w kierunku reszty grupy. To, że się nie przewrócił, można było śmiało poczytywać jako cud. Albo po prostu koty się nie przewracają. Z ramionami i głową zamotanymi w dwa poplątane odzienia wierzchnie na moment stracił orientację w przestrzeni i wpadł na skrzydlatą kobietę. Wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki udało mu się w końcu przebić przez stawiające opór ubrania - spomiędzy fałd futrzanego kołnierza wychynęła głowa zakończona trzepoczącymi uszkami, a na twarzy panterołaka widać było szeroki uśmiech.
        - Przepraszam! - powiedział, ściągając ubrania paskiem. Zaraz obrócił wzrok na driadę, a jego uszy powędrowały na szczyt czaszki.
        - O, szefowa! - uradował się. Doskoczył do niej i tak jak poprzednio, bezczelnie się schylił, by móc patrzeć jej w oczy. Miał minę kota, który upolował mysz i przyniósł ją swojej pani - czekał na nagrodę. Nie był złośliwy, po prostu nie rozumiał, że jego zachowanie może irytować. - Udało mi się, nie? Ale ten królik zwiewał, o rany! Mądrze zrobiłaś, że zostawiłaś go mnie, nie znajdziesz tu lepszego myśliwego ode mnie.
        Yastre wyprostował się, na potwierdzenie swych słów dodatkowo uderzając się pięściami w pierś, aby pokazać, jak silnym i mężnym samcem jest. Zadowolony z siebie wsparł się pod boki i rozejrzał po reszcie zgromadzonych. Akurat starszy jegomość był przesłuchiwany przez driadę, panterołakowi aż się go żal zrobiło gdy widział, jak się wije pod ostrzałem pytań. Zmiennokształtnemu nie robiło tam różnicy dlaczego staruszek prosił o pomoc - jego prosty umysł wiele rzeczy brał na wiarę i nie wymagał dodatkowych wyjaśnień, które w jego mniemaniu tylko wszystko komplikowały.
        - Oj tam! - powiedział na głos. - Przecież widać, że dziadek sam tych sań nie uciągnie za żadne pieniądze. Nic się nie bój dziadku, pomożemy! Jestem Sharunkh tak w ogóle.
        Panterołak zaraz doskoczył do dziadka i klepnął go w plecy z wrodzonym sobie brakiem taktu. Całe szczęście cios nie był bardzo mocny, Maldem trochę się zachwiał, lecz nie upadł twarzą w śnieg. A Yastre już dawno na miejscu nie było - podszedł do sań i z zaaferowaniem drapiąc się po głowie gapił się na wielki ciężar na nich spoczywający. Skrzydlata kobieta w międzyczasie nie próżnowała, od razu zabrał się do pchania pojazdu. Panterołak jednym susem znalazł się przy niej i z całej siły naparł na sanie barkiem, aż słychać było jak stęka drewno. Co by nie gadać, konkretna dwójka zabrała się do roboty, sanie nie miały z nimi żadnych szans.
Awatar użytkownika
Borgar
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Borgar »

Późna zima. Brakowało żywej duszy na zewnątrz, ale z drugiej strony co się dziwić skoro piździło niemiłosiernie przez ten mróz, a przy kominku jednak jest nie lada komfortowo. Jako jedyny lub przynajmniej jeden z nielicznych przemieszczał się powoli po zasypanej śniegiem wiosce. Zaspy były tak wielkie, iż sprawiały krasnoludowi nie lada problem. Mało tego, że prędkością ruchu po płaskim terenie prześcignąłby tylko żółwia, to teraz śniegiem waliło jakby chmury miały zaraz się roztrzaskać o ziemię. Jak zwykle odwalony na zuchwalca, bo w zbroi i z zakutym łbem paradował dumnie gdzie tylko nogi go poniosą. Fakt, nawet i jego dupsko w końcu ulega presji lodowatego dotyku, dlatego też czmychnął do środka pierwszej lepszej gospody, gdzie przywitało go przyjemne ciepło dobywające się z pobliskiego paleniska. Nie zastanawiając się wiele zasiadł jak najbliżej ognia, zaś już w samym momencie wejścia do budynku woda zaczynała z niego skapywać, najbardziej jednak z brody. Ku jego zdziwieniu przysiadł się do niego stary facet, a wnioskując po wyglądzie mógł być pradawnym dupotrujem. Karzełek odchrząknął, kiedy jego ślepia utknęły na jego osobie, a ten jak gdyby nigdy nic odezwał prawie że romantycznym głosem.
- Wyglądasz na takiego co lubi przygody, co?
Nie, krasnolud chodzi w zbroi kiedy nie ma co robić. Na samą ignorancję tego pawiana miał ochotę udusić mu nogę. Po chwili jednak odrzekł.
- Bo co?
- A, bo mam ciekawe... ekhem... to znaczy się prowadzę sobie działalność, bo mi żona nie daje żyć kiedy nic nie robię. Mam tutaj pewną rzecz, którą chciałbym abyś skosztował. Mógłbyś mi powiedzieć czy to ciastko nadaje się do zjedzenia?
Po czym wyciągnął średniej wielkości i chujowej jakości worek, w którym znajdowały się owe ciasteczka. Dosłownie trzymał mu go tuż przed nosem na co krasnolud zmierzył go krzywym wzrokiem.
- A jak zatrute? Zresztą nie za bardzo przepadam za słodyczami. Wolę mięso!
- Ależ jak najbardziej mięso jest godnym daniem takiego wojownika jak ty. A czy zatrute...
Wyjął z worka jedno ciastko i na oczach Borgara je zjadł. W przeciągu kilku sekund tak naprawdę, bo dalej usiłował mu je wcisnąć tuż pod jego brodę.
- Sam widzisz. A zatem mogę cię zainteresować ciasteczkiem?
A co jak go porwie i zgwałci? W końcu czarodzieje niejeden trik chowają w rękawie, nie wspominając już o eksperymentach. A może najzwyczajniej na świecie chciał go zgwałcić? Po jego trupie!
- Dobra, zjem to twoje ciasteczko tylko daj mi już święty spokój!
Sięgnął do środka dużego mieszka, bo inaczej nie da się tego opisać, po czym wrzucił je całe do buzi i próbował jak najszybciej je połknąć. Nagle zaczął odczuwać dziwne mrowienie, a temu towarzyszyły lekkie zawroty głowy. Świat nabrał dziwnych barw, a on sam miał wrażenie jakoby miał za chwilę... się zesrać.
- OUUUAAAAAAAAAAAAA...!
Zaczął się drzeć na całą mordę, a zanim się zorientował był już w powietrzu. Chędożony szarlatan wysłał go pewnie gdzieś w pizdu na drugi koniec świata, a teraz będzie musiał się z tego jakoś wykaraskać... a potem go zabije. I jego żonę też zabije. I psa. I dziecko...
Ważniejszym problemem dla niego okazał się upadek z dosyć dużego wysoka, a jak dobrze się zorientował mignęła mu przed oczami pewna grupka ludzi, ale nie przyjrzał się im dobrze, bowiem bardziej martwił się tym gdzie zaraz wyląduje. Niczym wiwerna bez skrzydeł dał niezłego nura w zaspę śniegu i czegoś tam jeszcze, a narobił takiego rabanu w runie leśnym, że ze strachu aż popuścił.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Driada ewidentnie zarumieniła się widząc na tle śniegu gołego mężczyznę. Nigdy za bardzo nie miała do czynienia z takimi sytuacjami. Nic jednak nie odpowiedziała odwracając się do niego tyłem i zataczając głowę. Można byłoby stwierdzić, że nie chciała niczego komentować, ale tak naprawdę niebrzydki widok rozgrzał oraz popędził krew w jej żyłach jak i w tętnicach. Przyłożyła dłoń do czoła zaciskając drobne zęby. Biały dym wciąż gęsto ulatniał się z ust dziewczyny, która lekko zaczęło zazdrościć zmiennokształtnemu ubioru.
Zbliżyła się krok do przodu. Wbiła wzrok w swoje stopy. Było tak strasznie zimno. Opuściła i nieznacznie wyciągnęła przed siebie dłoń próbując złapać ciągnący się ku dołowi płatek śniegu. Uszaty towarzysz rozwiał go gdzieś na bok podczas doskoku, na co driada zareagowała wzdrygnięciem i ostrym spojrzeniem. Było ono jeszcze groźniejsze w momencie bezczelnego zachowania mężczyzny, w dodatku w głowie Frigg ujawnił się niedawno dostrzeżony obraz ludzkiej natury. Na policzkach leśnego ducha ponownie zagościł niewielki rumieniec, które przebiło zirytowanie i złość. „Sze…fo…wa?...”, pomyślała i szybko przekonała się o tym, że właśnie wpadła na niegłupi plan.
Chwilę później wszyscy już brali udział w organizacji pomocy. Driada podeszła do sań. Jeszcze raz spojrzała na ciemniejące od paliczków dłonie. Oddech jej stał się cięższy i trudniejszy. Maldem przekierował wzrok na dziewczynę.
- Może… użyczyć panience odzie…
- Zamknij się. Jak mnie oddasz ubranie, to sam zamarzniesz. Jesteś stary i cienką skórę masz – odpowiedziała z widocznym poirytowaniem. - Chyba, że masz coś w tych swoich torbach. Właśnie… Co tutej wieziesz?
- Ach… Te rzeczy nie należą do mnie… To dla mieszkańców…
No tak, mogła się domyśleć. Trudne warunki do życia więc skądś towar muszą sprowadzać, ale… Złoty zajączek w kuli?
- Jeno nie znajdziesz czego na oddanie?
- Nie będę miał serca później ci tego odbierać… - przyznał ze spuszczoną głową starzec, ale w jego oczach malowało się zwątpienie.
- Daj se staruszku spokój. Ja nie będę miała serca tego pozostawiać dla samej siebie – żachnęła się krzyżując ręce na klatce piersiowej, wyraźnie obrażona podejściem do jej osoby. Zakłopotany dziadek chciał się już tłumaczyć i przepraszać, ale kolejne twarde i zdecydowane spojrzenie momentalnie go uciszyło. Tak więc z worka, który mógł otworzyć tylko Maldem, wygrzebał rękawiczki i płaszcz. O dziwo wszystko za małe na drobną driadę, ale musiała pogodzić się z tym co dostała. W końcu lepsze to niż marznięcie bez dziecięcego płaszczyka. Sanie odjechały już kawałeczek dalej przy wspólnej pracy pozostałej dwójki. Frigg ułożyła dłonie na saniach i pchnęła je, ale szczerze mówiąc była na to… za słaba.
- Ooo na Matkę Naturę… Przysięgam na wszystkie dęby świata, że jak to dopchniemy do tej wiochy to urżnę się, jak świnia… - marudziła pod nosem starając się na tyle ile mogła. Czuła, jak kości powoli wyślizgują się ze stawów, a co gorsza… W dalszej części drogi dostrzegła niewielkie wzgórze. Wyprostowała się wypluwając niemalże płuca i świszcząc zimnym oddechem. – Mamy… mamy… mamy to aż… tam…dopchnąć? – spytała ścierając pot z czoła, a Maldem tylko przytaknął w odpowiedzi. - Oooouuuu… - zajęczała przebierając z nogi na nogę, po czym otarła dłonie w rękawiczkach szykując się do kolejnej próby pchnięcia. I tak też zrobiła. Pchnęła sanie mocniej niż wcześniej niefortunnie ślizgając się na śniegu - upadła. Wyciągnęła twarz z białego puchu. Czuła jak parzą ją policzki od zimna. Najchętniej poszłaby w posłanie, ale noc spędzona w tym dziwnym lesie ze stadem przerośniętych wilków ani jej się śniła! Nie wiedziała czy się jeszcze uśmiecha, denerwuje, czy może na jej twarzy maluje się grymas cierpienia… Może tak naprawdę zesztywniał już całkowicie cały zestaw mimiki. Wsparła się na rękach i spojrzała spocona, targana mrozem na dwoje towarzyszy.
- Ach… - Otarła twarz białymi od śniegu rękawiczkami. – Trzeba… Trzeba było wykorzystać te wilki do taszczenia tych sań. – Uśmiechnęła zgryźliwie i ponownie ruszyła na pomoc.
W końcu dotarli do wzgórza. Frigg w głowie tliła wszelkie przekleństwa gotowe do tego by wyrzucić je za chwilę wszystkie na raz. Po raz kolejny pchnęli sanie.
- Uda się… to... niewielki… kawałek… - mówiła, a mięśnie powoli odmawiały driadzie posłuszeństwa. Gdy tylko przełamali najgorszy, pierwszy kawałek z nieba rozległ się niesłyszalny niemy huk, wibracja, która uderzyła i wystraszyła Frigg tak mocno, że aż drgnęła. Miała wrażenie, że sama ziemia zatrząsnęła się pod jej stopami, a to mogło oznaczać tylko jedno.
- COFNAĆ SIĘ!!! - krzyknęła obracając się w stronę starca. - Esme!... - Machnęła jej ręką dając aluzję do działania. W końcu jako jedyna miała skrzydła, pantera zwinność a Frigg… Frigg miała szczęście. I tak też odbiła zbiegając w dół, ale nogi nie chciały już pracować. Czworogłowe uda odmówiły posłuszeństwa i driada zaliczyła przepiękny ślizg w przód.
Niewielka lawina pięknie przysłoniła sanie starca, ale niedaleko sięgnęła samej zielonoskórnej, która teraz była zbieraniną stresu i narastającej wściekłości.
- Co to do kurwy nędzy było?! - Przewróciła się na plecy łaknąć powietrza. Długo jeszcze milczała nie chcąc nawet patrzeć na sanie. Oczy ślepo wpatrywała w niebo oblepione płatkami śniegu. „Dobrze, że chociaż wilki nie wrócą… do lawiny nikt się nie pcha…”, pomyślała nie mając zamiaru ruszyć się choćby o centymetr.
- Nie… nie… nie mam siły… - szepnęła.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre był prawdziwą krynicą optymizmu w tej dziwacznej sytuacji - nie grymasił, nie dyskutował. Kazali mu pchać, więc on pchał najlepiej jak umiał, nie narzekając na chłód ani trud pracy. Prawdopodobnie to adrenalina nie dopuszczała do niego myśli o tym, że może chociaż trochę marznąć. Albo po prostu świetnie się bawił. Po tym, jak rozbolał go bark od napierania na sanie, panterołak oparł się o nie plecami i pchał jeszcze żwawiej niż dotychczas. Z jego otwartych ust leciały obłoczki pary - na następny dzień miał zagwarantowany kaszel i ból gardła, ale nikt mu nigdy nie powiedział, że takie są skutki łykania zimnego powietrza.
        - Szefowa da sobie spokój! - zawołał, gdy driada również próbowała pchać sanie. - Szefowa jest taka maleńka, że tylko się namacha, a pożytek niewielki, szkoda się męczyć!
        W taki oto sposób zraża się do siebie kobietę z głębokim przeświadczeniem, że wyświadczyło się jej przysługę i zrobi jej się miło. Yastre chciał zielonoskórą dziewczynę wyręczyć i podkreślić to, jak jej kompaktowe rozmiary są urocze, ale dobór słów był wysoce niefortunny, a zważywszy na charakter jego "szefowej", nie mógł być gorszy. Co najlepsze, zmiennokształtny był święcie przekonany, że następne słowa o tym, jak to driada upije się po dotarciu do wioski, świadczyły o jej zadowoleniu i chęci świętowania, co dodatkowo zachęciło go do jeszcze żwawszego pchania sani. A właśnie zbliżał się najgorszy moment - pchanie pod górkę. Yastre poczuł, jak ciężar na jego barkach się wzmaga i obrócił się przodem, by móc się lepiej zaprzeć.
        - O jacie... - jęknął, bo teraz zrobiło się naprawdę ciężko. Panterołak pchał tak zawzięcie, że aż widać było, jak pracuje ogonem, jakby próbował się nim odpychać. Z pewnością gdyby miał gorsze buty, widać by było również, jak jego pazury przebijają skórę obuwia i ryją ziemię, by złapać lepsze oparcie. Miał jednak szczęście, że tamci wędrowcy dali mu porządne ubrania nim zostawili go pijanego w tej dziwnej krainie, bo inaczej ciężki byłby jego los.
        - COFNĄĆ SIĘ! - wrzasnęła nagle jego szefowa, chociaż Yastre nie trzeba było tego wcale mówić. Był wszak w połowie zwierzęciem i gdy tylko poczuł tąpnięcie i usłyszał głuchy dźwięk uderzenia o śnieg, od razu wiedział, że trzeba wiać i to czym prędzej! Yastre więc zaraz puścił się biegiem w dół zbocza, a że słyszał za sobą, że nie jest to jakaś imponujących rozmiarów lawina, zaryzykował i skoczył na pierwsze duże drzewo, które minął. Rozhuśtał się na pierwszej złapanej gałęzi jak na drążku i z gracją akrobaty wszedł wyżej, gdzie rozpędzone zwały śniegu nie mogły go już sięgnąć. Z zainteresowaniem przycupnął wyżej i patrzył, jak poradziła sobie reszta.
        - Wszyscy cali! - zawołał radośnie, po czym zeskoczył w zwały miękkiego śniegu. Wyszedł z niego znowu trzepocząc uszkami i ogonem.
        - Co to było?! - zawtórował driadzie, używając jednak znacznie bardziej cenzuralnego języka. Podszedł do swojej szefowej i gdy ta jeszcze leżała w śniegu, podniósł ją do pozycji stojącej i z troską zaczął strzepywać z niej biały puch. Jak to kot zlizał jej z czoła kilka płatków. Zaraz jednak dostrzegł w oddali coś, co wzbudziło jego olbrzymie zainteresowanie.
        - Tam ktoś jest! - krzyknął i popędził w górę zbocza. Zaraz znalazł się w miejscu, gdzie lawina miała swe źródło i dostrzegł unurzanego w śniegu jegomościa, którego wymiary były zbliżone do kwadratu, gdyż był niski i napakowany. Yastre był nim wyraźnie zainteresowany.
        - A tyś skąd się tu wziął? - zapytał pogodnym głosem, zginając się wpół, by móc patrzeć na krasnoluda z jego poziomu. Ogon panterołaka zwieńczony kokardką radośnie podrygiwał i wił się wysoko nad właścicielem.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Es bez cienia zawstydzenia spojrzała na zmiennokształtnego i oceniła jego ciało. Rzecz jasna w myślach. Jednakże sądząc po jej obojętnej minie, nie przypadł jej do gustu. Po chwili jednak odnalazł swe odzienie i ubrał się, a zaraz potem wraz z przemienioną i driadą zabrali się do pchania sań dziwnego staruszka. W międzyczasie Esmeralda wnikliwie wpatrywała się w driadę i jej zieloną skórę. Nawet nie próbowała tego ukryć lub być bardziej dyskretną.

- W sumie racja, o ile by nas wcześniej nie pożarły czy coś… - Wzruszyła ramionami przemieniona.

Powróciła do pchania. Gdy czuła, iż nogi zaczynają boleć, używała skrzydeł, pchanie będąc w powietrzu również się całkiem dobrze sprawdzało. Może i wyglądało nieco dziwnie, no ale zawsze jakiś sposób. Oczywiście zmiennokształtny kilka razy skrzydłem oberwał, no ale właścicielka tego „narzędzia” do latania postanowiła nawet na to nie zareagować. Zarówno naturianka i panterołak wzdychali, że im ciężko, przemienionej również nie szło łatwo, ale ona postanowiła tego nie okazywać. Po prostu wolała uchodzić za tą twardą. Nagły huk zdezorientował czarnowłosą. Nie zdążyła się nawet rozejrzeć, usłyszała jak Frigg coś do niej krzyczy.

- Cholera, to lawina! – krzyknęły w myślach równocześnie, Es i Ira.

Przemieniona natychmiast wzleciała o wiele wyżej, poza zasięg rozpędzonego śniegu. Po wszystkim omiotła wzrokiem stan całej reszty. Zwierzołak na drzewie wymachiwał ogonem, driada żyła… a gdzie dziadunio?

- Ej, gdzie ten starszy facet się podział? – spytała, kierując słowa do ogoniastego i dziewczyny.

Esme patrzyła na panterołaka liżącego driadę. Zaiste uroczy widok, aż przewróciła oczami, czekając aż skończą się miziać. Westchnęła cicho, nagle jednak zaciekawiła ją wieść o jeszcze jakiejś osobie. Zmiennokształtny już ruszył biegiem, ona poleci, ciekawe kto będzie szybciej. Ku niezadowoleniu przemienionej zwierzak wygrał.

- Przegrałaś z nim – zadrwiła Ira.
- Cicho bądź! Szybciej wystartował! – powiedziała, a raczej pomyślała zirytowana.

Podleciała do norda i nadal w powietrzu okrążyła go i oceniła wzrokiem.

- Co za karzeł? – spytała wyraźnie zdziwiona.
Awatar użytkownika
Borgar
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Borgar »

Najwyraźniej narobił niezłego zamieszania, a już dwie osoby się koło niego zebrały. Za żadną cholerę nie umiał zidentyfikować jakiej rasy byli, albowiem pierwszy raz widział człekokształtną postać z czarnymi skrzydłami. W sumie tamten wyglądał całkiem ludzko, ale trochę odbiegał od nich zachowaniem. No to nieźle go staruszek wydymał z tym ciastkiem, że teraz nie miał bladego pojęcia gdzie jest. W końcu wszędzie pełno było śniegu więc z początku uznał, iż wylądował z powrotem na stare śmieci. Szybko jednak zmienił zdanie kiedy dostrzegł dużą ilość drzew roztaczających się po całej okolicy. Pochodził z lodowych pustkowi, a lasy były rzadkością pomijając też fakt, że praktycznie większą część swojego życia spędził pod ziemią. No i kwestia tego jak mocz w gaciach zaczął szybko mu zamarzać...
- A nie widać?! Przyleciałem z ciepłych krajów, bo taki miałem kaprys - odparł niemalże z ironią w głosie, a tak naprawdę nawet samemu sobie nie był w stanie wyjaśnić tego, co dopiero miało tu miejsce. Do tego otoczenie zdawało mu się zupełnie obce, a nie znosił gubić się nie wiadomo gdzie, a na dodatek na tandetnym zadupiu jak to. Szybko się jednak zdenerwował, kiedy dosłyszał pewne słowa.
- KARZEŁ!? Jak Ci butnę zaraz z młota to nauczysz się szacunku do starszych osób! Zresztą... gdzie ja kurwa jestem?
Rozejrzał się nerwowo po okolicy, a widząc przyglądających mu się gapiów tylko podniósł się wreszcie z ziemi i otrzepał się ze śniegu. Możliwe, że śnieg i roślinność amortyzowała jego upadek, ale nie zapobiegło to silnym bólom w okolicy miejsca, gdzie światło dzienne nie dochodzi. W ogóle to liczył, że zaraz wszystkiego się od nich dowie, ale nie wiedział, czy mógł im w pełni zaufać. W końcu nie byli w pobliżu jego miejsca lądowania bez powodu.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Poczuła, jak siła zewnętrzna stawia ją na nogi. Policzki miała rozpalone od wysiłku. Szczerze nie obchodziło ją, co panterołak z nią robi. Grymas na twarzy dziewczyny pojawił się dopiero, gdy poczuła szorstki język na czole. Już podnosiła dłonie by odgonić zwierzaka od siebie, ale ten sam uciekł z pola widzenia.
- Uech… - Otarła twarz jakby ścierała z siebie, co najmniej, obrzydliwy śluz jakiegoś kichającego stwora. Nie ruszyła za grupą, a przynajmniej nie było to pierwszą rzeczą jaką zrobiła. Zgarbiła ciało uspokajając swój oddech. Usłyszała zduszone wołanie. Uniosła ciekawsko brew i zbliżyła się do zasypanych sań. Nadstawiła ucha do grudy śniegu.
- Oooo… Ej, staruszku! Słyszysz mnie?! – Zaczęła kopać dłońmi dziurę, ale ręce miała odrętwiałe z zimna, chociaż w środku paliła się w niej gorączka. Genialnie, zasypało im te głupie sanie, a w dodatku nie wiedziała gdzie jest najbliższe miasto. Potrzebny był im przewodnik po krainie, ten staruch najwidoczniej się na niej znał. Spojrzała za siebie. Dostrzegła skrzydlatą i półzwierza, ale jeszcze kogoś. Zagryzła wargę w zamyśleniu. Musi coś zdziałać nim zamarznie tu na śmierć. W przeciwieństwie do tamtej dwójki ona była jedynie leśnym, drobnym duszkiem, czego oczywiście nie przyznawała ani na głos, ani w głowie. Nie przyjmowała do siebie możliwości przegranej bądź jakichkolwiek słabości. Musiała po prostu brnąć by żyć. A ta grupa albo pozwoli siebie wykorzystać albo ich porzuci.
– Czekaj! Zaraz przyjdzie pomoc!
Wstała i ruszyła zdecydowanym, aczkolwiek sztywnym, krokiem w stronę nowego przybysza. Rozbudowany słuch driady pozwolił na wsłuchanie w dialog między trojgiem. Stała najdalej ze wszystkich, poczuła się do bycia szefową grupy.
- Na pewno nie nad morzem – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Wyglądała na swój sposób uroczo. Niziutka zielonoskórna istotka, która przybrała groźną postawę. Nie można było jednak rzec, że żartowała. – To twoje soczyste cielsko wywołało lawinę na nasze sanie. Jedyny transport w tej puszczy śniegów. W dodatku niewinny człowiek właśnie dusi się w stercie śniegu… - rzuciła nowemu ostre spojrzenie. Nie kłamała, tak do końca… Jedynie koloryzowała przejęcie się członkami grupy. Musiała sięgnąć po każde środek!
– Esmeraldo, Sharunkh, chodźcie. Idziemy odkopać staruszka – rzuciła obrażonym tonem i obróciła się tyłem do krasnoluda. – Nie wiem skąd się tu wziąłeś, ale jeżeli nie chcesz być winien naszej śmierci albo tego staruszka to lepiej rusz dupsko -zarzuciła oddalając się od grupy. Spojrzała na niebo. Ciekawe kiedy nadejdzie świt i czy noce są tutaj dłuższe… Trudno określić po zachmurzonym i bezgwiezdnym niebie jaka pora nocy ich męczy.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Chociaż Yastre nie należał do najmądrzejszych zmiennokształtnych bandytów w Alaranii, wiedział, że krasnolud stroi sobie żarty - przecież nikt nie zamieniłby ciepłego klimatu na takie zaśnieżone wygwizdówko, nie ma takiej opcji! Żart bardzo się panterołakowi spodobał, dlatego zaklaskał uradowany w dłonie, po czym podniósł się lekko, wyprostowane ręce opierając o kolana. Znowu strzepnął uszy, na których nadal czuł nieprzyjemny, choć minimalny, ciężar płatków śniegu.
        - A czy to ważne gdzie? - Yastre wzruszył ramionami, bo dla niego to, że się zgubił, nie stanowiło żadnego problemu. No bo jakie miało znaczenie to, czy będzie spał w stercie liści czy w zaspie, albo czy upoluje coś w śniegu czy na trawie? No dobrze, może czarna pantera miała na śniegu nieco utrudnione zadanie ze skradaniem, no i jedzenie szybciej stygło, ale to przecież tylko drobne niedogodności! Nie, zgubienie się pośrodku krainy wiecznej zimy nie było czymś, co specjalnie obeszłoby panterołaka.
        - Ej, to jak nie karzeł, to jak cię nazywać? Jak masz na imię? Ja jestem Sharunkh - przedstawił się bandyta, podając krasnoludowi dłoń do przyjacielskiego uścisku. Zaraz jednak jego uwagę przykuło coś innego. A raczej nie coś, a ktoś.
        - Szefowa! - uradował się Yastre, gdy driada zdecydowała się do nich dołączyć i wtrąciła się do rozmowy. Widać było jego rozanielenie, gdy patrzył na naburmuszoną filigranową dziewczynę, swój aktualny obiekt westchnień (co z tego, że absolutnie nieodwzajemniony?). Jego ogon zaczął wić się na boki w wyrazie zadowolenia, a twarz przypominała pysk ukontentowanego kota, mało brakowało, by z jego uszu zaczęły ulatywać serduszka.
        - Jak sobie życzysz, szefowo! - zawołał uradowany, gdy driada kazała im iść wykopać staruszka, który nie zdążył zwiać przed lawiną.
        Panterołak wyprostował się, podskoczył, by uwolnić nogi ze śniegu, po czym otrzepał ubranie i poślinionym wierzchem ręki starł kilka płatków ze swojej twarzy. Brodził przez zaspy podnosząc nogi wysoko jak żuraw, a gdy mijał Frigg bez ostrzeżenia schylił się i wziął ją na ręce niczym pannę młodą.
        - Szefowo, śnieg jest tak głęboki, że ja cię poniosę! - zaoferował się, przekonany, że driada z wdzięczności rzuci się mu na szyję i powie, że jest cudowny. - To gdzie jest staruszek, hę? Jej, ale ty jesteś drobniutka...
        W głosie panterołaka słychać było błogość i zachwyt, przez moment nawet cicho mruczał. Nawet nie przypuszczał, jak bardzo swoim zachowaniem może narazić się na konkretną fangę w nos od zielonoskórej wybranki. Mimo to niezrażony poszedł w miejsce, gdzie pod śniegiem o życie walczył właściciel sań, które z takim trudem do tej pory ciągnęli. O ile Frigg nie wyrwała mu się wcześniej z ramion, teraz delikatnie odstawił ją na ziemię i z entuzjazmem zabrał się za kopanie. Ten gość miał naprawdę niespożyte pokłady energii, bo chociaż niedawno polował na złotego królika mając na ogonie stado głodnych wilków, a zaraz potem pchał ciężkie sanie pod górę, teraz pracował, jakby właśnie wstał rześki i wypoczęty po solidnej drzemce. Można było tylko spekulować, że przyczyną jego entuzjazmu była bliskość Frigg, przed którą chciał się popisać.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Się znalazł dziadunio wielki! Głowę bym postawiła własną, że ja starsza od ciebie! I to ty lepiej mi się tu nie mądruj, bo ja również przywalić nieźle potrafię, a moja pięść ma coś wielką ochotę zapoznać się z twoją twarzą, w trybie natychmiastowym, bez chwili zwłoki! – zdenerwowała się Esme. Szacunek do starszych, jeszcze czego, a szacunek dla kogoś, kto uratował świat?! No może nie cały, może chodziło tylko o wymiar, ale to w końcu był cały świat dla przemienionej. Gdyby Es była chwalipiętą, pewnie by o tym wspomniała, ale z tym zdarzeniem wiązało się wiele złych wspomnień, więc stwierdziła, iż jednak nie będzie do tego wracać, nawet gościa nie zna.

Na pytanie norda o miejsce aktualnego pobytu dziewczyna tylko prychnęła, sama nie wiedziała, ale jako iż mocno się zbulwersowała, to wkurzało ją niemal wszystko, co ten niziołek robił lub mówił. Tymczasem Ira zadowolona, właśnie ucztowała - gniew, jej przysmak! Dziś pójdzie spać z pełnym, demonicznym brzuchem. Nagle dołączyła zielonoskóra i zawołała przemienioną i panterołaka.

- Zazwyczaj to ja wydawałam rozkazy ehh… - powiedziała w myślach, ale ruszyła.
- Dobra… szkoda, że nie mamy łopaty czy czegoś… I może wiedza gdzie jest… - Po chwili Yastre podniósł driadę, na co Es uśmiechnęła się delikatnie rozbawiona tą sytuacją. Gdy zmiennokształtny ruszył, Es podążyła za nim.

Rozejrzała się, widząc śnieg, śnieg i więcej śniegu. Westchnęła i gdy spostrzegła, iż jej towarzysz już kopie i ona się dołączyła. Zimny śnieg nie był przyjemny dla jej dłoni, co chwilę musiała na nie chuchać i dmuchać dla rozgrzania.

- A może by tak trochę magii… - powiedziała na głos, po czym na miejsce, w którym kopali spadło kilka iskier. – Miało być tego więcej, magia tu coś szwankuje…
Awatar użytkownika
Borgar
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Borgar »

Widocznie już na dzień dobry przyszło mu się zmierzyć z tubylcami, a tak przynajmniej określił ową gawiedź, a już pyskata małolata najwyraźniej odczuwała niepohamowaną chęć skrócenia sobie żywota. Nic dziwnego, w końcu gdyby wyglądał jak ona to sam by się najchętniej powiesił po uprzednim upiciu się co najmniej dziesięć razy.
- Och, doprawdy? Dlaczego więc nie podejdziesz do mnie bliżej i nie powiesz tego jeszcze raz prosto w oczy? - zawołał gniewnie krasnolud, niemniej jednak hamując się jeszcze z pochopnymi i gwałtownymi poczynaniami. W końcu nie wiadomo czy osoby trzecie nie włączą się do walki, a najpewniej wyszłoby to na niekorzyść Borgara. Nie przeszkadzało mu to zbytnio, jako iż praktycznie każde wyzwanie brał na klatę, lecz nie każdemu wyzwaniu podołał. Machnął tylko na nią ręką, zaś skierował swoją uwagę ku dotychczas wpół zignorowanemu facetowi w kapturze.
- Borgar! Borgar Skaafingar z Durhallan. I miło poznać. W przeciwieństwie do większości tutejszych osób tylko ty potrafisz zachować dobre maniery.
Fuknął na wredną kobietę, ale postanowił nie zaprzątać sobie zbytnio nią głowy, no chyba, że nie da mu wyboru.
- Powiesz gdzie wylądowałem czy także nie masz zamiaru odpowiedzieć? A tamta to kto?
W tym momencie wskazał na nieopodal znajdującą się pół-nagą chyba kobietę, ale skoro poszedł w jej kierunku to i on sunął w tą samą stronę. Powolutku, próbując się najpierw wyprostować po twardym lądowaniu.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

- Ooo… och! - Nie zdołała nawet wysłuchać panterołaka, a już wylądowała w jego ramionach. Spojrzała na niego rozwartymi oczyma i ustami ściągniętymi w dół, ale nie wyrażały one złości. Raczej… szok.
Delikatnie wzniosła palec wskazując kierunek, ale chwilę później zrozumiała zaistniałą sytuację. Wzrok Frigg wypełnił się złością. Drobniutka?! Ale on jej słodził! Driadzie aż zebrało się na wymioty. Chociaż w środku poczuła odrobinę… ciepła… i było jej… miło. Dodatkowo mruczenie niemalże skłoniło ją do podrapania mężczyzny po brodzie, ale skarciła siebie o to w myślach! Ach, ta skłonność do natury! Była zdecydowanie nieprzystosowana do takiego traktowania. Wzniosłego traktowania. Może kiedyś, gdy na salonach, po których tańcowała jako kandydatka na małżonkę, podchodzono do niej w ten sposób. Od kiedy jednak buszuje po lasach nie istniał cień szansy na choćby odrobinę kultury. I nie było to rzeczą dziwną.
Nie pozostając w przeszłości wyszarpnęła się z ramion zmiennokształtnego wymachując nogami i odpychając się rękoma.
- Puszczaj! - rzuciła krótko.
Zwinność Sharunkha nie pozwoliła na upadek dziewczyny prosto w zaspy śniegu. Zdolnym i zgrabnym ruchem chwycił ją, po czym postawił na równe nogi. Dumny z siebie za wykonanie odpowiednio zadania wziął się za kolejne. Już unosiła rękę by nabić mu niezłego guza, ale… skoro wziął się za robotę to nie warto było przeszkadzać. Westchnęła tylko ciężko i z pretensją. Już miała zabrać się za kopanie, gdy usłyszała słowa krasnoluda. Driada buchnęła śmiechem, równie wesołym co rozbawionym, przede wszystkim szczerym. Aż łezka zakręciła się jej w kąciku oka, która szybko zmroziła się pod wpływem uderzenia chłodem.
- Hahahah! Bez urazy… hehe… - wzdychała wciąż ucieszona. - Ale krasnoludy i dobre maniery? Haha! Wybacz, wyobraziłam sobie wasze „dobre maniery”, gdy bekacie przy stole albo grzebiecie w nosie przy kobietach albo sikacie kilka kroków od obozowiska… o ile chce się wam tyle kroków ustąpić. – Na chwilę jeszcze zwróciła się w stronę Borgara. - Z lasu mnie wyciągnięto więc i nie mam poczucia przedstawiania się komukolwiek. Jednakowoż zdradziłeś mi swoje imię więc bądźmy kwita. Frigg. A teraz pozwól, zajmę się odkopywaniem, które nam tutaj zafundowałeś. – I jak to Frigg Lysberg, posłała mu zniesmaczone spojrzenie, po czym dołączyła się do grupy kopiących.
Dojrzała jak Esmeralda próbowała użyć magii. Uniosła brew z zaciekawieniem. Spojrzała na zmarznięte dłonie przerywając próbę uwolnienia staruszka.
- Coś z tym miejscem jest nie tak… - zwróciła się w stronę czarnowłosej. – Widzę, że i tobie trud jest magii użyć. Ciekawe dlaczego…
Wtedy wał śniegu zawalił się od skutecznego kopania gromady. Staruszek wymachiwał rękoma by zwolnić się od uścisku zimy. Złapał chełpliwie powietrze. Jeszcze kilka ruchów pozwoliło mu wydostać się całkowicie. Cały był pokryty bielą, nawet Frigg pomogła mu strzepnąć biały puch z odzienia.
- Och, dziękuję… już myślałem, że się tam uduszę! Ooo… witaj nowy nieznajomy.
- Tak, tak, tak… To jest Maldem. Maldem Borgar, Borgar Maldem, żeby nie było, że brak manier. Miejmy to za sobą, te gościnności. Teraz trzeba odkopać te przeklęte sanie! A w sumie spróbować je przepchnąć… cokolwiek z nimi zrobić. Krasnoludzie musimy dotrzeć do miasteczka przed świtem, nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem, ale zróbmy to w końcu! – Driada już zdecydowanie była wycieńczona robotą, ale starała się zrobić… cokolwiek, nawet najgłupszy i najprostszy gest, ale jej pomoc była tak naprawdę zbędna w tym momencie. - Właściwie… - Podrapała się po podbródku w zamyśleniu. – To jak się tutaj dostaliście? Gdziekolwiek to "tutaj" jest... Dziadzio, będziesz nam winny wyjaśnień, gdy dotrzemy do tej twojej wiochy.
Zablokowany

Wróć do „Kraina Hrivenore”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości