Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Niviandi nie miała zamiaru przejmować się komentarzami najemnika. Zadarła głowę spoglądając na wszystko z góry, chociaż była prawdopodobnie najniższa z grupy, ale to nie miało znaczenia. Chwilę później, po ukazaniu królewskiej ekstrawagancji, skrzydlata zrobiła coś czego złotowłosa piękność się nie spodziewała. Oddała jej miejsce. I wszystko byłoby dobrze, zapewne obdarowałaby Aureę wdzięcznym gestem dłoni, gdyby nie fakt, że sprawa rozchodziła się nie o konia z rodowodem, ale o lwa ze skrzydłami i wielką paszczą nabitą ostrymi zębiskami. Na twarz syrenki wybiły się krople potu nerwowości. Że jak? Że ona na tym bydlęciu?
Drżała, jak galareta, ale nie zdołała powiedzieć nic. Po prostu nagle znalazła się na tej bestii. Chwilę próbowała się wygodnie usadowić, oczywiście nie okrakiem, a na jednym boku. Zapewne jej sztywna postawa odrobinę irytowała lwa, ale tu liczyła się królewska godność! Matko! Jeździ na lwie… To było nie do wyobrażenie, a jednak tak jest!
Pogłaskała Belluma po łbie, oczywiście tak ostrożnie i delikatnie, że mógł tego równie dobrze nie wyczuć, aczkolwiek wypadało go pochwalić za dobre zachowanie. Ruch dłoni trwał chyba krócej niż sekundę, ale pochwała zaliczona, mogą ruszać dalej!
Oczywiście, gdzież Niviandi przejęłaby się otoczeniem. Ona siedziała, jak na królewnę przystało i jedyne co obserwowała to albo swój czubek nosa albo Ivora. Motylki w brzuszku jej latały, bo te ukradkowe spojrzenia były tak miłe! Mogła wreszcie o kimś myśleć częściej i bardziej. Z tego też powodu aż poprawiła ramiączka potrząsając gamą złotych loków, bo tak jej fajnie było!
- C-co?... – mruknęła nagle Ramii ostro patrząc w górę i momentalnie rozwierając oczy. – Co u li…
Nie dokończyła, bo jej głos zduszony został słowami jak i impetem Aurei. Złotowłosa pisnęła ściskając ręce do klatki piersiowej, a Ramii zdawała się być wściekła, że w ogóle chce jej ktoś pomóc. Ivor, chociaż zaginął gdzieś w akcji, jak się okazało, jemu również udało się uciec. Później syrenka długo nie wiedziała co się stało. Tylko pył, okruchy i… brud. Mnóstwo brudu i kurzu, który zagościł na całym jej pięknym, dopiero co świeżo umytym ciele!
Zakaszlała kilkukrotnie. Próbowała się zebrać, ale ostatecznie usiadła i machała dłońmi wokół swojej twarzy by rozpędzić kurz koło siebie. Oczywiście wzdychała jak rozkapryszona księżna, a Ramii ledwo dźwignęła się na rękach. Uzdrowicielka syknęła czując, że i ją coś trafiło, bo miała delikatnie rozcięte ramię.
- Nic ci nie jest? – spytał zlękniony Ivor, który starał się przebrnąć przez odłamy gałęzi teraz martwo spoczywających w towarzystwie kamieni na wygładzonej podmuchem trawie.
- W porzą… - Ramii również poczuł delikatny powiew. Dokładniej rzecz biorąc, powiew mijającego ją Ivora, który totalnie ją olewając pomógł wstać złotołosej pannie. -… dku – dokończyła kwaśno i niemalże warcząc zirytowana tym ćwierkającym i świeżym romansidłem, który rodził się na jej oczach.
Syrenka przytaknęła i przy pomocy mieszkańca miasteczka wstała. Ramii także wstała, otrzepała się na miarę możliwości i przyjrzała ranie. Na szczęście była powierzchowna. „Wystarczy oczyścić i po sprawie", myślała zbliżając się wraz z resztą do meteorytu.
Niviandi ruszyła jako ostatnio starając się przyjrzeć Bellumowi.
- Nic ci nie jest? – zapytała ostrożnie głaszcząc lwa po grzywie. – Uff… Na szczęście cały… - mruknęła po tym jak lew mlasnął nieco niezadowolony z sytuacji i wstał na cztery łapy.
- Wszyscy cali? – spytała głośno Ramii, która nie ukrywała zdziwienia patrząc na wielki głaz wryty w ziemię. – Na Prasmoka i wszystkie duchy tego świata… Skąd to?
- Słyszycie coś? – wtrącił Ivor nastawiając ucha. – Jakby… jęki… Myślałem, że tylko my tu byliśmy.
- Matko, może ktoś z wioski?! – Od razu podniosła głos uzdrowicielka rozglądając się dookoła.
Jednak atmosfera w powietrzu wyraźnie się zmieniała. Niczym kara boska i nadchodząca apokalipsa, niebo pociemniało. Czyste niebo pokryły ciężkie, granatowo-czarne chmury zapowiadające potężne uderzenia, a może i deszcz? Korony drzew zerwały się w dzikim podmuchu posyłając podróżnym ostrzegawcze liście tnące teraz już chłodne powietrze.
- Jejku… - szepnęła zlękniona Niviandi. – Co się dzieje? – Przytuliła ramiona dłońmi cofając się kilka kroków w tył i dotykając plecami ramienia Mathiasa. Spojrzała na najemnika zdziwiona, wściekła i… zmieszana od razu od niego odskakując, jak oparzona. Kolejna obelga cisnęła się jej na język, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Nie! Na pomoc! – Rozległ się kobiecy głos.
- Ana! – równocześnie krzyknęła Ramii z Ivorem.
- Ja cię uratuję! – odbiło się echo dzielnego obrońcy.
- Kelir? – spytali oboje zaskoczeni.
Kilka machnięć miecza w powietrzu, krzyków i nagle z oddali poczęli wyłaniać się mieszkańcy wioski. Ana próbowała wyrwać się z rąk wojownika, ale gdy tylko spojrzała za siebie to jednak szybko zmieniła zdanie i chciała popędzić Kelira do grupy. Kawał głazu, który tkwił w kraterze teraz łamał się niebieskimi przebłyskami, niczym gęsta lawa, która rozłupać chciała kawał kamienia. Wilki zawyły w powietrzu, a każdy posiadający mocniejszy zmysł magiczny mógł wyczuć mocne uderzenia energii. Wilki wyły, duchy jęczały. Każda zwierzyna, każda roślina teraz stroszyła się na grupę ludzi.
- Wilki! – krzyczał już zmęczony nieco walką Kelir i do pomocy w dołączeniu do grupy pomógł oczywiście Ivor. Dwa wilki jakie niemalże capnęły Anę dostały po pysku i zapiszczały. Powalone i pocięte pyski sprawiły, że cofnęły się o kilka kroków i wstrzymały. Jednakże wilki nigdy nie przychodzą same… a w całych watahach.
- Co się dzieje?
- Nie mam zielonego pojęcia! Momentalnie jakby wszystko oszalało!
- Mathias! – wzdychała Ana wieszając mu się na szyi.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea słuchała opowieści Mathiasa z zachwytem, nawet nabrała ochoty, by się nauczyć walczyć i w ogóle… Jednak na ziemie ściągnęła ją brutalna rzeczywistość, była prawie że kaleką przez te nogi. Westchnęła smutno w myślach, nie dając nic poznać po swojej twarzy.
Uśmiechnęła się lekko, obserwując jak najemnik i księżniczka się droczą, normalnie jak pies z kotem. Szkoda było próbować coś na to zaradzić, raczej nie zapowiadało się by Nivandi zaakceptowała choćby odrobinę Mathiasa.
Fellarianka widząc strach syrenki, zapewniła ją, że nie ma się czego bać oraz że Bellum ją lubi. Czego dowodem okazało się intensywne mruczenie, ponieważ przerośnięty kot poczuł dłoń Nivandi, choć było to niezwykle delikatne.

Wszystko zdawało się na swoim miejscu, jednakże właśnie w tym momencie nieprzewidywalny los postanowił spłatać wszystkim figla ciskając wielkim głazem z nieba, omal nie zabijając całej gromadki. Naturianka widząc zagrożenie, nie wahała się ani chwili jednak przez ułamki sekundy bała się, iż nie zdąży odepchnąć mężczyzny. Gdy poczuła zderzenie, nastąpiła chwila ulgi, po czym kolejny niepokój wywołany skutkiem owego czynu. Math z pewnością nabawił się trochę drobnych otarć spowodowanych niekrótką jazdą po ziemi, natomiast dziewczyna wyszła dzięki jego objęciu bez szwanku. Dodatkowo po zatrzymaniu jeszcze ją odsłonił, można by rzec, że ratowali siebie nawzajem.

Aurea odruchowo zamknęła oczy i czekała aż przestanie odczuwać mocny powiew po uderzeniu, który niósł mnóstwo kurzu i innych drobinek, które w oku były bardzo niepożądane, ale żeby tylko to latało teraz w powietrzu… Spadały jeszcze drobne kamienie, a te już mogły zrobić krzywdę.

W końcu nastał spokój i przejmująca cisza. Pierwszym kogo spostrzegła skrzydlata, był najemnik i był tak blisko jej twarzy, jakby się mieli zaraz pocałować. Ciemnoskóra mocno się zarumieniła, jeszcze nigdy nie przeżyła podobnej sytuacji, a gdy on przemówił to już w ogóle twarz Aurey wyglądała, oczywiście jedynie pod względem kolorystycznym, jak dorodny burak. Nie wiedziała co powinna odpowiedzieć, więc uśmiechnęła się tylko. Cichutko podziękowała za pomoc przy wstaniu, wciąż będąc onieśmieloną i po chwili starając się otrząsnąć z emocji, ruszyła w stronę krateru, w którym po meteorycie.

Tymczasem Bellum nie bardzo się przejmował całą sytuacją, otrzepał się z tego pyłu i mruknął krótko, ale pozytywnie, gdy został pogłaskany, później jednak nie ruszył za resztą, tylko zaczął się lizać gdzieś po boku. Być może podobnie jak Ramii jego też drasnął jakiś odłamek, ale nie było widać przez te skrzydła. Przerwać raczył, dopiero gdy zawołała go jego właścicielka, do której szybciutko podleciał, a ona usiadła na jego grzbiecie. Rozglądała się wokół zaniepokojona, ponieważ taka nagła zmiana pogody wydawała się nieco podejrzana.
Aurea jako posiadaczka dobrze rozwiniętego zmysłu magicznego czuła energię, która emanowała od głazu z niebios. Słyszała krzyki, ale tym razem co innego odwróciło jej uwagę. Znamiona na jej ramionach zaczęły równocześnie świecić i to z dość sporą siłą. Martwiła się tym wszystkim i spojrzała po reszcie. Zobaczyła Anę uwieszoną na Mathiasie. Skrzywiła się, ale szybko przybrała ponownie neutralny wyraz twarzy, nie chcąc zdradzić swoich odczuć.

Lew zaś zaczął warczeć, patrzył na głaz i powoli się cofał, jakby wyczuł jakieś niebezpieczeństwo. Zaczęło grzmieć, w oddali pojawiły się błyski przebijające się przez gęste czarne chmury. Burza i to solidna. Niespodziewanie piorun uderzył w meteoryt, przy czym rozległ się spory huk, kawałek głazu się odłamał, ze środka emanowało tak jasne, niebieskie światło, że ciężko było cokolwiek dostrzec.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

Zapatrzony na olbrzymi meteoryt nie zauważył pochmurniejącego wokół nieba i zwrócił na postępującą ciemność uwagę dopiero, gdy silny wiatr zaczął rozwiewać mu płaszcz i zrzucił kaptur z głowy. Odwracając się odruchowo złapał dłońmi ramiona Niviandii, która wpadła na niego przypadkiem. Gdyby nie okoliczności, prawdopodobnie byłby mile zaskoczony brakiem złośliwego komentarza na jego temat z jej strony, teraz jednak nasłuchiwał odgłosów niesionych przez wiatr.

- Co do.. – urwał, rozglądając się, przekonany, że usłyszał głosy kogoś spoza ich wesołej gromadki, po czym serce niemal mu stanęło. Ciężko było zapomnieć ten wysoki, dźwięczny głosik, nawet jeśli teraz ziało z niego przerażenie. Zacisnął usta widząc córkę karczmarza wśród zgrai wilków, do której wyjątkowo tym razem nie wliczył Kelira.

- Cholera jasna, Ana, co ty tu robisz?! – warknął niezadowolony, gdy dziewczyna uwiesiła mu się na szyi, lecz objął ją mocno, po czym otaksował szybko wzrokiem, odgarniając włosy z jej zapłakanej twarzy i szukając na niej obrażeń, a jego oczy i głos zdradzały tylko troskę, nie zdenerwowanie. Dziewczyna wciąż pozostawała kurczowo w niego wczepiona, gdy wrócili Ivor i Kelir, jednak te ostatni tym razem darował sobie komentarz.

- Żyjesz? – Najemnik spojrzał na niego czujnie, widząc, że chłopak musiał już od jakiegoś czasu sam zmagać się z wilkami. Skinęli sobie głowami, najwyraźniej grzebiąc ostatecznie topór wojenny, gdy warknięcie kolejnego wilka przywróciło Mathiasa do rzeczywistości i mężczyzna dość bezceremonialnie wepchnął Anę w ramiona Kelira, chcąc jednocześnie zabezpieczyć dziewczynę i dać chłopakowi zajęcie, by nie wracał do walki tak wycieńczony. Nie potrzebowali tu trupów.

Na Ivora się już nie oglądał, zakładając, że mieszkaniec wioski dołączy do niego, jeśli uzna to za stosowne. Najemnik wyraźnie rozjuszony ruszył w stronę zbliżającej się pozostałej części watahy, wyciągając miecz z pochwy. Niczym lustrzane odbicie wilka przed nim obnażył zęby i nie przerywając marszu pochylił się mocno, gdy zwierzę chciało skoczyć na niego, tym samym przechodząc na klęczkach pod drapieżnikiem i w ruchu rozpłatał mu brzuch od spodu. Przed dwoma kolejnymi zawirował wokół własnej osi, zasłaniając płaszczem widok jednemu z nich i tnąc drugiego wprost w otwarty pysk. W tym samym czasie poprzedni basior zdążył już capnąć mężczyznę za płaszcz i szarpnąć w tył, lecz nim Mathias stracił równowagę, zdążył odpiąć wolną ręką klamrę przy szyi, złapać materiał i owinąć nim najpierw swoją rękę, a później szyję wilka, ostatecznie i jemu wpychając nóż w gardło, aż wyszedł mu przez brzuch. Całość trwała zaledwie kilka uderzeń serca, jednak w tym czasie pozostała czwórka z watahy zdążyła okrążyć mężczyznę. Ten jednak, mimo niezbyt ciekawej sytuacji, w jakiej się znajdował, stał w samej rozchełstanej koszuli, wywijając młynki mieczem i uśmiechając się drapieżnie.

Magia, tajemnicze błyski, wyładowania... to nie była jego bajka. Był człowiekiem bystrym, lecz bardzo prostym i takie też prowadził życie. Adrenalina w żyłach i ciężar broni w ręce sprawiały, że zupełnie nie odczuwał strachu, a na pewno nie o własną osobę. Najważniejsze było dla niego, że odciągnął wilki od swojej grupy i dopóki te się na niego rzucały, nie czuł wyrzutów sumienia, że odbiera im istnienia. Tak już został ten świat skonstruowany, że w sytuacji zabij lub sam zgiń, człowiek musi po prostu o siebie zawalczyć. W tym przypadku także o innych. Dwa kolejne wilki straciły głowy w głupim, frontalnym ataku, mającym jednak tylko odwrócić uwagę mężczyzny od pozostałych basiorów obchodzących go bokiem, by dotrzeć do tej mniej niebezpiecznej grupy osób. Tymi jednak zajął się Ivor, a najemnik skinął mu jedynie głową, rozglądając się wokoło i skrywając rozczarowanie. Nie lubił zabijać drapieżników, szanował je. Jednak skoro albo one, albo oni... wybór był oczywisty. Wytarł zakrwawiony miecz o sierść jednego z wilków i schował go do pochwy, po czym odwrócił się szybko od zwierzęcych trucheł, podniósł z ziemi swój płaszcz i otrzepawszy go lekko z ziemi zarzucił go sobie na plecy.

Zbliżył się znów do swoich towarzyszy, jednak zatrzymał się nagle, gdy zobaczył, jak Ana cofa się przed nim o krok, wtapiając się bardziej w ramiona Kelira. Ten spojrzał na nią pytająco i już otwierał usta, by coś powiedzieć, lecz zaraz przeniósł wzrok na Mathiasa i postanowił jednak zamilknąć. Najemnik przyglądał się dziewczynie przez chwilę, po czym minął tych dwoje bez słowa i podszedł do krateru. Dopiero teraz spostrzegł pęknięcia w strukturze meteorytu, przez które sączyło się jasne światło, a po chwili na jego oczach fragment skały odłupał się i wylał się z niego blask tak jasny, że mężczyzna aż cofnął się o krok oślepiony. Po chwili jednak skorzystał z okazji, że niebieskie światło rozjaśniło nieco panujący wokoło mrok i odsłoniło sylwetki brakujących mu osób.

- Wszyscy cali? – zapytał przesuwając spojrzenie po Ramii, Niviandii i Aurei, zatrzymując przez chwilę wzrok na lekko krwawiącym rozdarciu na ramieniu uzdrowicielki. Zrobił krok w jej stronę, jednak zatrzymał się zaraz. Nie chciał jej urazić protekcjonalnością wiedząc, że kobieta poradzi sobie z takim zadraśnięciem. Przeniósł za to spojrzenie ponownie na Kelira i Anę, lecz tym razem, gdy byli już bezpieczni, w jego oczach zabłysnął gniew, nie troska.

- Co wy tu w ogóle robicie? – warknął. Najbardziej był zły na chłopaka, bo akurat powodu, dla którego śledziła ich blondynka łatwo się domyślał. Rozczarowało go jednak wybitnie, że młodzieniec jej nie zatrzymał w wiosce. Dziewczyny jednak też nie oszczędził.

- Ojciec cię będzie szukał, mogłaś tu zginać! – Wycelował w nią palec gwałtownie, jednak skrzywił się wyraźnie i wycofał się zaraz, gdy ta podskoczyła w miejscu, przyglądając mu się z wyraźną obawą w oczach. Świetnie, teraz się go boi. Westchnął cicho i przetarł twarz dłonią.

- Przepraszam, nie chciałem krzyczeć... – zaczął delikatniejszym tonem, lecz w tym momencie córka karczmarza wybuchła płaczem i podbiegła do niego, znów uwieszając się osłupiałemu najemnikowi na szyi.

Aghh! Kobiety!!!
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

         Chaos. Czysty chaos dział się wokół niewielkiej grupy „poszukiwaczy skarbu”. Szczególnie dało się to we znaki biednej Niviandi, stworzonej tylko do błyskotek i koron. Wataha wilków, kapryśna Ana i jakiś dosyć niski, ale napakowany gość, który wyglądał równie mało przyjemnie co Mathias.
        Złotowłosa zakryła dłońmi okolicę uszu i zamknęła oczy, bo wcale nie chciała tu być ani na to wszystko patrzeć. Psychicznie zdecydowanie nie była gotowa na tak gwałtowne akcje, szczególnie, że gdzieś z tyłu głowy wciąż trzymały ją wspomnienia ze statku, gdzie była zakuta w paskudnym pomieszczeniu praktycznie bez wody pitnej i jedzenia. Teraz znowu zaczęło się dziać, a przecież nie tak to miało wyglądać. Miała trafić do miasta, a nie tkwić w lesie z jakimś głazem z nieba! Czyżby Prasmok był przeciwko niej? Przecież ona nie zrobiła nic niegodnego, co by przekroczyło w jakikolwiek sposób kodeks etykiety!
        Niemniej jednak ocuciły ją warknięcia wilków. Z początku powędrowała wzrokiem za Ivorem, który momentalnie rzucił się do pomocy Mathiasowi. Syrenka nie potrafiła dostrzec różnic pomiędzy technikami walk dwóch mężczyzn, ale sprawny nauczyciel dostrzegłby, że mieszkaniec wioski raczej stawiał na skoki niżeli zgrabne piruety. Dziewczyna zapowietrzyła się niemalże do bladości widząc, że jeden z psich kuzynów capnął najemnika za płaszcz. Śmierć w oczach to mało powiedziane! I Niv z nieukrytą ulgą dostrzegła, jak walczący odpina część garderoby uwalniając się z pułapki. Przez resztę śmiertelnej sceny nieświadomie śledziła wzrokiem wyłącznie Mathiasa. Jej wcale nie było szkoda wilków. Wściekłe i niebezpiecznie, powinny trzymać się swojego terenu, a nie bezpodstawnie ich atakować. Oczywiście, że złotowłosej nie było w głowie łączenie meteorytu ze zwierzętami, przecież to nie jest coś normalnego. Chociaż wielki głaz z nieba tez nie jest widokiem codziennym. Póki problem nie dotyczył samej Niviandi to po prostu nie istniał.
        Twarz dziewczyny zdecydowanie wykrzywiła się, gdy Mathias wytarł zakrwawiony miecz o jedno z leżących ciał. Ohyda! Pewnie dlatego chodzi taki brudny! Widać czym zajmuje się na co dzień, skoro taki z niego niechluj!
        Sam Ivor złapał oddech, gdy zdołali pozbyć się agresorów i wrócił do grupy. Zmarszczył brwi nieco zmartwiony następstwem dziwnych zdarzeń i również rozejrzał się po członkach. Mathias doskonale wyczuł reakcję Ramii, która momentalnie zmierzyła go wzrokiem za sam fakt, że akurat ją obejmowało również pytanie. Odpowiedź momentalnie cisnęła się jej na usta i nie miała być ona chociażby w minimalnym stopniu uprzejma, ale najemnik wycofał się w odpowiedniej chwili, dlatego też uzdrowicielka milczała i w ten sposób niemo dała mu znać, że jest wszystko w jak najlepszym porządku. Niviandi również milczała. Po prostu. Oszołomiona, ale oczywiście nie zabiciem wilków, a piorunem i rozpadającym się meteorytem. Trzęsła się jak osika i nie wiedziała, gdzie skupić swoje myśli więc najnormalniej w życiu starała się nie myśleć. Umiała się tylko i wyłącznie bać, a niestety (albo i na szczęście Mathiasa!) strach odebrał jej język w gębie. Zignorowała także tłumaczenia Kelira oraz całą toczącą się obok rozmowę.
        - Ej! Nie wkurzaj się na mnie! – żachnął się Kelir, na którym spoczywały ciekawskie i wymagające odpowiedzi spojrzenia zarówno Ramii, jak i Ivora. – Ja ruszyłem tu za nią! – bronił się, a widząc, że najemnik nieco agresywnie podszedł do Any to chłopak niemalże był gotów do kolejnego starcia. Nieważne, że w karczmie poniósł porażkę. Liczyła się godność Anabelli!
        Uzdrowicielka przewróciła oczami widząc emocjonalne wybuchy córy karczmarza. Gdy tylko dziewczyna ponownie wtuliła się w ramiona najemnika, ona bezczelnie puknęła ją palcem kilkukrotnie w łopatkę by łaskawie zwróciła na nią wzrok. Gdyby nie respekt wobec Ramii z pewnością by tego nie zrobiła, ale cóż… Nie po to zielarka pracowała sobie tyle lat na reputację, by teraz została zignorowana.
        - Tłumacz się – powiedziała ostro, a Ana spróbowała odpowiedzieć smutną minką. To jednak najwyraźniej nie wystarczyło, bo na twarzy Ramii pojawiły się zmarszczki złości.
        - Ach! Ramii! Ja tak dłużej nie mogę przecież! Całe życie za ladą! Ja jestem taka młoda!
        - To nie jest wytłumaczenie – momentalnie zbeształa ją uzdrowicielka.
        - No… Jak nie?! Oczywiście, że jest!
        - Raz, że narażasz życie własne to jeszcze innych!
        - Ja mogę bronić Anabelli zawsze! – Bił się w pierś Kelir.
        - Zamknij się. Ty akurat najmniej oberwiesz po głowie.
        - Jestem już dorosła! Musisz to w końcu zrozumieć!
        - Dorosła? – prychnęła Ramii. – Ja ci zaraz pokażę, co to znaczy dorosłość…
        Gdy uzdrowicielka miała właśnie przenieść plany do rzeczywistości, dostrzegła zmianę mimiki na młodej twarzy Any. Była ona tak dziwna i nietypowa, że Ramii aż zamilkła i postanowiła odnaleźć punkt docelowy tego spojrzenia. Droga zaś kończyła się na Niviandi, która wpatrywała się w głaz. Zupełnie jakby z jednej strony była nim oczarowana, jakby wciągał ją do środka, a z drugiej wywoływał wewnętrzny lęk. Blondynka przeniosła wzrok na niebo i wytężając go, próbowała chyba coś zinterpretować.
        - Niv? – wezwała ją cicho Ramii zbliżając się o krok do dziewczyny.
        - Widzicie to? – spytała złotowłosa wskazując na niebo.
Każdy popatrzył na siebie pytająco, bo nie wiedzieli, co mają widzieć. Jedynie Aurea mogła wyczuć przez chwilę jeszcze mocniej spotęgowaną energię, ale nie widziała tego, co sama syrenka.
        - Niebieska linia… - szepnęła utrzymując rękę w powietrzu. – Prowadzi aż tam, do tego niewielkiego szczytu.
        - To Wzniesienie Kruków – powiedział pośpiesznie Ivor. – Tam gdzie się kierowaliśmy, ale… Nic nie widzimy Niviandi.
        Kolejny moment milczenia wprowadził syrenkę w zakłopotanie. Miała wrażenie, że po raz kolejny ktoś ma ją za obłąkaną, ale przecież mówiła prawdę! Niebieska, rozmyta, błękitna linia. Zupełnie jakby ten głupi kamlok ich gdzieś prowadził!
        Złotowłosa westchnęła buntowniczo przyjmując pozycję obronną.
        - Aurea, ty na pewno widzisz! Spójrz tylko! Sama świecisz na jakieś dziwne barwy! – powiedziała z pretensją, ale i biedna skrzydlata nie mogła jej przytaknąć.
        Jedynie Ivor z Ramii wymienili między sobą niezrozumiałe spojrzenia, ale wzruszyli ramionami.
        - Słuchaj Niv, jeżeli tylko ty to rzekomo widzisz to oznacza, że tylko ty nas możesz poprowadzić.
        - Co? Ja? – pytała wskazując na siebie niegrzecznie palcem. – Och! Nie, nie! Nie może być! Ja?!
        - Na to wygląda… Prasmoku lepiej miej nas w opiece... O ile sam nie zsyłasz nam takiego nieszczęścia – mruknęła pod nosem uzdrowicielka przykrywając twarz otwartą dłonią.
        - Aureo, a ty coś wyczuwasz? – spytał mimowolnie Ivor. – Przepraszam, że spytam… Ale te znamiona na twoim ciele. Co one oznaczają?
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea spojrzała w stronę skąd dochodził głos Any, a przecież ona miała zostać. Najwyraźniej coś ją musiało tu przyciągnąć. Fellarianka spojrzała na Mathiasa i cicho westchnęła. Znowu będzie się ta młoda jej o coś czepiać, a ona nie miała na to ochoty, ale czy tylko to było powodem westchnięcia? Tego już nie mogła być całkowicie pewna. W każdym razie sam mężczyzna nie był, lekko mówiąc, zachwycony jej obecnością.
No ale teraz był większy problem… wilki. Aurea postanowiła pomóc jak tylko mogła i nie tylko ona, ale także Bellum, który dzielnie atakował zwierzęta, jednak ich przewaga liczebna była ponad większą siłę lwa, przybywało ich i przybywało, jakby nagle kilka watah zaczęło zbierać się w tym jednym miejscu. Fellarianka używała magii, początkowo pod wpływem emocji użyła arkany ognia parząc jedno ze zwierząt, co nie dało zbyt dobrych efektów, a wręcz rozjuszyło je. Za drugim razem naturianka postanowiła użyć czegoś mocniejszego. Z magią życia szło znacznie szybciej - zatrzymanie akcji serca u kilku wilków naraz i tak co pewien czas było zdecydowanie dobrym pomysłem. W pewnym momencie dziewczyna zapatrzyła się na swojego futrzastego towarzysza - był jakoś tak bardziej agresywny, wyglądał jakby zabijał tak by najbardziej bolało, co nie było do niego podobne, w końcu to lew a nie psychopatyczny morderca.
Straciła przez to czujność. Jeden z wilków zakradł się za nią i skoczył, jego warknięcie w ostatniej chwili ostrzegło ciemnoskórą.

- Aaai! – krzyknęła i w ułamku sekundy musiała wymyślić jakąś wystarczająco ciężką rzecz, by powstrzymała wilka. – Kowadło! – W tej właśnie chwili tuż nad drapieżnikiem pojawiło się owo kowadło o sporej wadze, która dosłownie przygniotła zwierzę do ziemi… raczej już nie wstanie.

Aurea uniosła się nieco wyżej i z bezpiecznej wysokości walczyła dzięki swojej magii. Przez chwile chciała pomóc Mathiasowi, ale naprawdę dobrze sobie radził, aż się zapatrzyła na to, jak wymachuje swoją bronią jakby urodził się z mieczem w ręku. W końcu nie ostał się ani jeden żywy wilk, spokój.
Naturianka wylądowała obok najemnika tuż przy meteorycie, z którego emanowało światło jasne niemal tak jakby to słońce skrywało się za tą skałą niebiańskiego pochodzenia.
Na pytanie Matha Aurea kiwnęła głową i wyszukała wzrokiem Belluma - zwierzak nadal coś robił przy zwłokach wilków. Nie podobało jej się to, ale po co zaraz siać panikę, szczególnie, że sytuacja już i tak była trudna. Widząc trzęsącą się z emocji syrenkę, skrzydlata podeszła do niej i położyła dłoń na jej ramieniu.

- No już, wszystko będzie dobrze. Zobacz, z wilkami sobie poradziliśmy. – Na twarzy ciemnoskórej zagościł uśmiech, starała się dodać otuchy złotowłosej.

Natomiast w sprzeczki związane z nieproszonymi gośćmi dziewczyna wolała się nie wtrącać. Zresztą, po co się narażać na złość uzdrowicielki. W pewnym momencie zwróciła uwagę, że Nivandi w coś się wpatruje, w taki dziwny, nieco straszny sposób. Spojrzała w niebo, ale nic nie spostrzegła, natomiast poczuła energię podobną do tej, która emanowała z meteorytu.

- Ja tylko… czuje coś… ale nie widzę tej niebieskiej linii, wybacz Niv. – Spojrzała na swoje świecące teraz znamiona. Domyślała się, czemu tak jest, zbyt duża ilość energii magicznej została przez nie jakby pochłonięta, przez co na obecną chwilę nie były zbyt użyteczne, chyba że jako oświetlenie ciemnego miejsca. – Moje znamiona… - Zamyśliła się czy może powiedzieć, szybko jednak uznała, że to przecież żaden wielki sekret. — Mam je od zawsze, służą do czytania ludzi, dosłownie mówiąc. Pokazują czy dana osoba jest zła czy dobra i bardzo silnie reagują na magię zależnie od tego, czy używam jej w dobrym, czy złym celu… pewnie dlatego teraz tak świecą, z powodu wszechobecnej magii. – Podeszła do skały z nieba a wtedy znamiona zalśniły jaśniej, gdy się oddaliła dopiero po chwili nieco przygasły, ale i tak były jaśniejsze niż przed podejściem.

Niespodziewanie nastąpił wstrząs, lekki, nie zdołał nikogo przewrócić, jednakże to i tak było niepokojące. Nikt nie mógł przewidzieć, że tuż po chwili nastąpi coś znacznie gorszego.
Ziemia zaczęła się trząść, Aurea nie mogła utrzymać równowagi, więc wzniosła się w powietrze dzięki skrzydłom. Bellum postąpił podobnie, podleciał do fellarianki. Jego pyszczek był umorusany krwią, być może urządził sobie ucztę z wilczyny. Był głodny, to naturalne, ale coś w nim było innego, ten głaz miał zły wpływ na lwa.
Wstrząsy zdołały już wywrócić całą gromadę, Aurea spoglądała czy ktoś nie potrzebuje pomocy natychmiast. Rozdziawiła usta, gdy wzrok przeniosła na wciąż jeszcze widoczną wioskę. Na jej oczach budynki się waliły, podnosiły się tumany kurzu i słychać było krzyki przerażenia… Dodatkowo tu były góry. Drobne kamyczki zsuwały się z nich coraz szybciej. W każdej chwili mogła się zacząć lawina głazów.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Słuchając jednym uchem wymiany zdań między Aną a Ramii, Mathias potoczył wzrokiem po pobojowisku złożonym z ciał martwych wilków. Przykry był to dla niego widok, tyle pięknych zwierząt, zgładzonych na tak różnorodne sposoby tylko dlatego, że jakiś durny kamień z nieba wywołał w nich nadmierną agresję. Najemnik bowiem nigdy nie uwierzyłby, że wataha wilków rzuciła się na nich ślepo bez żadnej konkretnej przyczyny, a na dodatek nie wycofała się ponosząc straty, lecz skakała wprost w paszczę śmierci, aż do ostatniego drapieżnika. Jego spojrzenie zatrzymało się na kilku martwych ciałach, nie noszących śladów obrażeń od jego lub Ivora miecza i odruchowo przeniósł spojrzenie na Aureę. Gdy walczył nie skupiał się ślepo tylko na własnym przeciwniku, ale obserwował całe otoczenie. Nie umknęło więc jego uwadze, że ta nieśmiała skrzydlata brunetka siała taki zamęt wśród drapieżników swoją magią, że pokonała niemal drugie tyle zwierząt, co on z Ivorem razem wzięci. Jeden kącik jego ust uniósł się w krzywym uśmiechu, gdy zobaczył gigantyczne kowadło przygniatające jednego z wilków. Nieciekawa śmierć, ale Losie! Nadal uważał, że magia to zło konieczne, ale niech to, takie kowadło wyczarowane z powietrza byłoby idealnym zwieńczeniem niejednej walki! Niepozorna dziewczyna właśnie zyskała w oczach najemnika dodatkowe punkty za styl walki oraz za to, że nie jest tylko ładną buzią, ale umie się o siebie zatroszczyć. A propos...
        Przeniósł zmęczone spojrzenie na histeryzującą wciąż Anę i nawiedzoną księżniczkę, która teraz malowała swój magiczny zamek palcem w powietrzu. Czy szukała jakiejś tam linii niebieskiej, jeden to czort. On na pewno nie będzie lazł za jakąś niewidzialną nicią, którą widzi tylko ta panikująca blondynka. Chociaż jak się nie odzywała, to była całkiem do zniesienia. Cichutka i ładniutka, szkoda że nie mogło tak zostać. Jednak po kolejnych jej słowach, podtrzymanych przez Ivora, posłusznie spojrzał na ramiona Aurei. Już wcześniej widział te znamiona, jednak sądził, że są to jakiegoś rodzaju blizny. Dopiero teraz, gdy zapłonęły światłem, przyjrzał im się nieco zaintrygowany.
        Jego uwagę skutecznie rozproszył lekki wstrząs, który zatrząsnął nie tylko ziemią pod nogami najemnika, ale również resztkami jego cierpliwości. Mężczyzna ścisnął szczęki tak, że aż zęby mu zgrzytnęły, po czym ugiął się lekko kolanach, by utrzymać równowagę, jednak w końcu i on uderzył o ziemię, razem z resztą grupy. Ci mogli się jedynie cieszyć, że hałas osuwającej się ziemi zagłuszył wywarkiwane przez mężczyznę przekleństwa, gdyż panie mogłyby tego nie znieść na trzeźwo. Zamilkł dopiero, gdy usłyszał huk z przeciwnej strony. Wiedział już co zobaczy, gdy odwróci głowę, dlatego miał wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Majacząca gdzieś w oddali wioska zatrzęsła się i zaczęła sypać niczym domek z kart. Ana wrzasnęła przeraźliwie i skoczyła na równe nogi, wyszarpując jednocześnie z uścisku zszokowanego Kelira, który teraz stał niczym, nie przymierzając, widły w gnoju. Mathias wznowił wiązankę przekleństw, od których uszy więdły, i zerwał się za dziewczyną, która pędziła już biegiem w stronę domu. Ziemia pękała im wszędzie pod nogami, a to głupie dziewczę leciało tępo przed siebie, ślepe od łez w oczach.
        - Ivor, bierz księżniczkę i Ramii! – wrzasnął, nie przejmując się już zupełnie burą, jaką dostanie od uzdrowicielki, gdy ta wyzwoli się już z objęć mieszkańca wioski. Ten bowiem wziął słowa najemnika całkiem poważnie i złapał obie kobiety za ręce, ciągnąc za sobą. Mathias w biegu zadarł głowę i spojrzał na Aureę i jej lwa, którzy dzięki swoim skrzydłom byli bezpieczni na górze. Chociaż tyle dobrego.
        - Stój, wariatko! – warknął, łapiąc szarpiącą się dziko córkę karczmarza, która płakała i krzyczała na zmianę, rwąc się w stronę wioski i wpadając niemalże w większą rozpadlinę, która wytworzyła się w ziemi przed nią. W końcu bezceremonialnie objął ją w udach i przerzucił ją sobie przez ramię, przeskakując wyrwę i ruszając biegiem w kierunku, z którego jeszcze tak niedawno nadeszli. Ana chyba tylko z szoku przestała płakać, usiłując obejrzeć się jakoś w stronę domu, gdy już przestała okładać wściekle najemnika pięściami po plecach.
        Krzyki dobiegające z wioski paraliżowały. Gdy dzieje się coś niedobrego, największym wrogiem ludzi jest właśnie panika, gdyż biegają wówczas niczym kura bez głowy i czynią jeszcze większe zniszczenia niż żywioł. Mathias nie znosił panikujących ludzi, szału, bezmyślności. Jako młody chłopak był świadkiem, jak w mieście wybuchł pożar, a mieszkańcy zamiast zorganizować szybko pomoc, w pierwszej chwili kompletnie zdziczeli, uciekając wąską ulicą niczym owce przed rzezią. Stratowano wówczas matkę z dzieckiem. Chłopczyk upadł w tłumie, a gdy ona pochyliła się, by pomóc mu wstać, ludzie potrącili i ją. Już nie wstała. Mężczyzna skrzywił się na to wspomnienie, zwłaszcza gdy biegł już główną ulicą wioski i ludzie wpadali na niego, pędząc w przeciwną stronę. Wiedział gdzie iść.
        - Tatusiu!!! – Ana wydarła się żałośnie, aż zawiodły ją struny głosowe. Mathias zatrzymał się przed walącą karczmą i postawił blondynkę na nogi, przytrzymując ją silnie w pasie, gdy szarpała się, by wejść do płonącego już budynku. Siłą odwrócił jej zapłakaną twarz w swoją stronę, ostatkiem sił powstrzymując się, by nie spoliczkować dziewczyny dla ocucenia. Szarpnął nią jedynie mocno, aż skupiła na nim zapłakane oczy.
        - Pójdę po niego. Ale nie ruszysz się stąd o krok, chyba że groziłoby ci niebezpieczeństwo, rozumiesz co mówię? – Zacisnął dłonie na ramionach Any, która pokiwała gorliwie głową. Puścił ją lekko na próbę, a gdy nie rzuciła się w stronę karczmy skinął lekko głową.
        - Jak wygląda i jak ma na imię?
        - Ma... ma na imię Richard. Wysoki, z brzuchem, blondyn, będzie miał fartuch – odparła wyjątkowo przytomnie, ku jego uldze i zdziwieniu.
        Zostawił ją na ulicy i podbiegł do budynku, zatrzymując się jeszcze przy beczce z deszczówką. Szybkim ruchem rozpiął płaszcz i zanurzył go w wodzie, po czym tak mokry zarzucił na siebie i wbiegł pochylony do karczmy...
        ... i niemal od razu przywalił głową w belkę, która odpadła od sufitu, zagradzając teraz w poprzek wejście.
        - Rwa mać, piwa w wiosce mi się zachciało! – warknął, rozmasowując czoło, jednak ciesząc się w duchu, że chociaż ta belka nie płonęła. Nie szukał teraz wzrokiem źródła pożaru, tylko odpychał mijających go w ucieczce ludzi, szukając wśród nich wysokiego blondyna z brzuchem i w fartuchu, aż został sam w walącej się karczmie. Obszedł pomieszczenie, klnąc na dym, na walące się fragmenty dachu, na własną głupotę, na kobiety, na magię, na wojny i wszystko, co przyszło mu na myśl, a na czym mógł się wyżyć.
        - Richard?! – wrzasnął, kaszląc od gryzącego dymu i kierując się w stronę baru. – Jest tu ktoś?!
        - Pomocy!
        Wołanie dobiegło z zaplecza. Mathias przeskoczył ladę i skierował się do wejścia, próbując odnaleźć mężczyznę wzrokiem, wśród walających się wszędzie skrzyń z jedzeniem i popękanych beczek z alkoholem. Tyle zmarnowanego piwa!
        - Tutaj! – odwrócił się i dostrzegł nagle rękę wystającą spomiędzy towaru. Mężczyzna najwyraźniej musiał coś sięgać, gdy zatrzęsła się ziemia i został przygnieciony całym regałem z konserwami i skrzynkami z owocami. Najemnik złapał mocno machającą rozpaczliwie dłoń i jednym ruchem postawił faceta na ziemi, aż pospadało z niego jedzenie.
        - Dziękuję... kim ty jesteś? – Karczmarz spojrzał na niego krzywo, a Mathias musiał się siłą powstrzymać, by nie rzucić go z powrotem w jego żarcie.
        - Czy to naprawdę w tej chwili ważne? – mruknął zamiast tego i nie czekał już na odpowiedź, gdyż w tym samym momencie zawaliła się kolejna deska, tarasując im wyjście. Northman jednak stracił już cierpliwość i nie zamierzając się czołgać, kopniakiem zwalił wadzące mu drewno i pociągnął za sobą, dzierżącego wciąż w ręce tasak niczym broń w dniu ostatecznym, Richarda. Karczmarz był od niego wyższy, ale też mniej sprawny ruchowo, dlatego najemnik ciągnął go za sobą, by zdążyli zanim coś znów zablokuje im wyjście.
        Na przykład płonące drzwi.
        Mathias przymknął oczy, bardziej znużony narastającymi problemami, niż nimi zmartwiony. Z westchnieniem ściągnął z siebie mokry płaszcz i zarzucił go na zdziwionego karczmarza.
        - Co ty robisz? Którędy wyjdziemy?
        - Ty drzwiami.
        - Ale one płoną!
        - Wstrzymaj oddech – mruknął Northman, po czym zasłonił płaszczem twarz mężczyzny i bezceremonialnie wypchnął go przez płonące wrota. Richard wybiegł na ślepo przed siebie, zatrzymując się dopiero w czyichś cienkich ramionach, a po chwili jego córka ściągnęła mu płaszcz z głowy i pleców, oglądając ojca dokładnie, czy gdzieś się nie pali, po czym uściskała go serdecznie, łkając mu w pierś.
        Najemnik natomiast przyglądał się chwilę w zamyśleniu płonącym drzwiom, zastanawiając się jak bardzo by się przypalił, biegnąc przez nie bez osłony. Jego rozterki ucięła jednak krótko kolejna belka, która spadła na wejście, ostatecznie odgradzając mężczyznę od świeżego powietrza. Ten jednak wahał się tylko chwilę. Knajpa i tak nadawała się już do kapitalnego remontu, więc bez większych wyrzutów sumienia złapał jeden z taboretów i wyrzucił go przez zamknięte okno. Szyba pękła z trzaskiem, a ogień mocniej buchnął ze ścian. Mathias jednak już wziął rozbieg i wyskoczył przez niewielki otwór niczym szczupak, lądując na trawie przed budynkiem na wyciągniętych rękach i przetaczając się kawałek. Chwilę po tym jak się podniósł i otrzepał koszulę, dach karczmy zawalił się całkowicie, plując dymem przez rozbite okno i te kilka szpar w drzwiach. Cholera, ale napiłby się teraz zimnego piwa.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi popatrzyła na wszystkich wielkimi oczami, jakby chcąc się obronić przed nalepką „obłąkana”. Kilka razy przerzucała wzrok z meteorytu na linię i nie potrafiła nijak wytłumaczyć się ze swoich widzeń. Przecież ta głupia ścieżka na niebie utrzymuje się tam cały czas!
        Złotowłosa zamilkła - pierwszy raz w ciągu całego spotkania nie miała ochoty nic od siebie dodać. Spuściła delikatnie głowę wędrując wzrokiem gdzieś w bok, jakby co najmniej dostała burę od samego króla, ale szybko wyszła z tego etapu z powodu wstrząsu. Niviandi niezgrabnie, trochę pijanym krokiem, utrzymała się na równych nogach. Jej kiepski zmysł równowagi nie miał jednak szans, gdy ziemia poczęła rozstępować się tuż pod drobnymi stopami księżniczki. Zdusiła przeciągły krzyk, chociaż co rusz traciła dech w piersiach, gdy każdy krok okazywał się być zdradziecki. Gdziekolwiek nie stanęła, świat kruszył się pod jej niewielkim ciężarem. Próbowała odnaleźć bezpieczną przystań, ale wydawało się być coraz gorzej, a mocniejsze uderzenie sprawiło, że wszyscy zaczęli oddalać się na jej oczach. Znajdującym się członkom wydawał się być przepisany kawałek ziemi. Niviandi dostała ten najmniej przychylny.
        Złotowłosa upadła. Zacisnęła powieki czując jak piach gryzie jej delikatną skórę, a gdy otworzyła oczy zobaczyła, że w połowie leży w tym przeklętym kraterze! Ach!
        W panice wspięła się na rękach i wycofała, chociaż dłonie wciąż zjeżdżały w dół. Wówczas, w tym chaosie krzyków, paniki oraz tłumu uciekającego z rozpadającej się wioski, w błękitnej tęczówce syrenki zalśnił drobny kamyczek nawinięty na piękną, złotą nić. Był tak wielce kuszący, nasycony tą samą barwą niebieskiego, co meteoryt. Złotowłosa niewiele myśląc wyciągnęła w jego stronę rękę i szybko złapała w dłoń. Rozwarła palce jeszcze raz przyglądając się tajemniczej biżuterii.
         „Taka piękna…” pomyślała oczarowana Niviandi, gdy nagle porwała ją męska dłoń. Ramii oczywiście również została przechwycona przez mężczyznę, ale momentalnie wyrwała mu się z uścisku sugerując, aby skupił się na nieporadnej blondynce. Ten podłapał myśl i przerzucił syrenkę przez ramię.
        - Ivor tutaj! – krzyczała Ramii, która sama musiała chwycić za fraki Kelsira i spróbować zmusić go do pomocy w wiosce.
        Niviandi, w przeciwieństwie do Any, nie wyrywała się ani nie płakała tylko modliła w duchu, by jak najszybciej dostali się do bezpiecznego miejsca. Pisnęła więc z zaskoczenia i przerażenia, gdy dojrzała, że kierują się w samą paszcze lwa! Nie Belluma, ale w stronę rozpadającej się wioski! Tam jest więcej niebezpieczeństwa niż w takim lesie!
        Ivor postawił księżniczkę w bezpiecznym polu, które było spustoszone już przez zniszczenia.
        - Błagam, stój tutaj i nigdzie nie wybiegaj – nakazał niemalże wyrażając bezgraniczną choć niepewną nadzieję, by blondynka nie wpadła w jakąś histerię, ale nie mógł obojętnie przebiec koło cierpiących.
        Niviandi głucho przytakiwała wpatrując się w jego twarz, a gdy oddalił się ratować czyjeś życie ona tylko obracała się wokół własnej osi wypatrując jakiegoś niebezpieczeństwa. Związała na szyi naszyjnik z kamyczkiem, jakby był jakimś amuletem, który miał ją ochronić przed śmiercią. W tle zaś rozpadającego się świata usłyszała krzyk Any. Zwróciła się w stronę córki karczmarza i dostrzegła niewyobrażalny dla własnej wyobraźni obraz. Mathias wbiegł w płonący budynek.
        Rozdziawiła usta z niedowierzania. Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w książkach, a teraz ten szaleniec utonął w językach ognia. Niviandi wstrzymała oddech przykładając dłoń do ust. Serce biło jej mocniej. Nie potrafiła oderwać wzroku od płonącej na jej oczach oberży, ale została zbudzona z wyobraźni dotknięciem. Syrenka rozejrzała się dookoła. Dopiero teraz zauważyła, że cofnęła się z tych emocji do jakiejś kupy desek. W nich zaś jęczała kobieta, mieszkanka wioski, która uchwyciła Niv za kostkę błagając o pomoc. Księżniczka początkowo wyrwała się z delikatnego uścisku niemalże płacząc z histerii. Tak bardzo nie wiedziała co zrobić! Jest taka słaba, krucha, a jakaś obca kobieta prosi o pomoc! Chwilę zajęło nim Niviandi faktycznie podjęła się chociażby próby pomocy. Przyklęknęła przy deskach i próbowała jakkolwiek je odsunąć, ale mieszkanka zawyła jeszcze mocniej z bólu, gdy syrence udało się poruszyć konstrukcję. Księżniczka zlękła się jeszcze bardziej. Przyjrzała się układowi desek i zrozumiała, że musi pchać w drugą stronę, przed siebie. „To po mojej kiecce…” pomyślała z żalem. Z całych sił naparła na dechę i… nie ruszyła się ani odrobinę.
        - No dalej! Pchaj dziewucho!
        - Ale… nie mam tyle siły… - przyznała z żalem.
        - Nie mam zamiaru tu umierać! – wrzeszczała.
        Niviandi ułożyła dłonie na desce i nabierając powietrza drugi raz pchnęła. Niemalże wypruła z siebie płuca, ale decha ani rusz.
        - No co za durna dziewczyna! – karciła ją kobieta, a syrenka popadała w coraz to większe poczucie winy.
        - Próbuję… - mruczała nie poddając się.
        - Zero pożytku! Dobrze, że nie jesteś mieszkańcem naszej wioski!
        Syrenka zacisnęła zęby. Wpatrywała się w swój cel wykorzystując wszelkie pokłady determinacji, ale od słuchania obelg prędzej wolała się ewakuować niż ratować. Z kąciku oczu popłynęły jej łzy z przemęczenia i nagle stało się coś nierealnego. Niviandi tego nie widziała, bo była zbyt zaangażowania w zużycie sił, ale wzdłuż jej rąk przemknęły niebieskie wstęgi i można było odnieść wrażenie, że to one wprawiły w ruch drewnianą pułapkę. Przylegające do siebie deski rozpadły się pod naporem utraty głównego, utrzymującego ich bodźca. Niviandi ponownie upadła na ziemie, gdy tak mocno wczuła się w siłowanie nie pomyślała, że poleci wraz z dechami. Spojrzała zaskoczona na to czego dokonała. Szybko wstała i chciała pomóc kobiecie zebrać się do pionu, ale ta machnęła odstraszająco ręką. Minia złotowłosej zrzedła, ale myśl syrenki powróciła ku Mathiasowi.
        Niemalże doprowadził ją do utraty przytomności, gdy nagle wyskoczył z budowli. Zrobił to tak nagle i… zrobił to! Syrenka nie mogła w to uwierzyć. On naprawdę tam wbiegł, a teraz wyskoczył wcześniej ratując ojca od Any, który mocno przytulał dziewczynę. To jakby nie miało znaczenia, bo złotowłosa oniemiała przyglądała się najemnikowi. Och, gdyby mógł ją tak sam uratować… Jak w tych wszystkich baśniach, trzymając w ramionach i dzielnie wyłaniając się spod szponów śmierci. Nawet nieprzytomna czułaby silne ramiona najemnika, a odzyskując przytomność ujrzałaby twarz swego wybawiciela. Z delikatnym zarostem, zawadiackim uśmiechem. Syrenka zmarszczyła brwi i nosek. Ten łachmaniarz akurat ją pewnie by pozostawił na pastwę losu. Nie miała co liczyć na jego szlachetność i!... I…. poczuła z tego powodu niewyjaśniony żal.
        Niebieskie oczy wyłapały dwa punkty na niebie. Aureę i Belluma, którzy chyba też próbowali ratować kogo się da. Nie miała okazji przyjrzeć się im bliżej, gdy tak uparcie walczyła z deskami.
        - Och, wszystko w porządku? – spytała z troską syrenka, chociaż nie czuła by umiała opiekować się uratowanymi… już nie mówiąc o tym, że nigdy nie posądzała siebie o bohaterstwo.
        - Moja noga! Zobacz co zrobiłaś mi z nogą! Ach, tak boli! Durna, pchać deskę w dół zamiast w bok! Co za idiotka!
        Niviandi aż skuliła się z tego napadu krytyki. Nie wiedziała kompletnie na co liczyła mieszkanka. Przecież od razu widać, że Niv ma ręce jak szczypiorek oraz chód królewny, więc o co tu chodzi?! Ktoś inny podbiegł przejmując pod opiekę uratowaną kobiecinę. Bez słowa podzięki, a wręcz ze wściekłością mierząc księżniczkę. Złotowłosa prychnęła nie wierząc w ten brak wdzięczności. Nie oczekiwała złota ani koron za swoją kiepską akcję ratowniczą, ale na takie besztanie też nie zasłużyła! Echo krzyków i śmierci obijało się po czaszce królewny. Gdzieś już to słyszała, podobne dźwięki.
        Złotowłosa patrzyła na swoje dłonie, idąc gdzieś przed siebie i powłócząc nogami. Popadła w istny stupor, wyłączyła się całkowicie na kilka chwil, próbując przechwycić luźną myśl i przetworzyć ją w coś bardziej realnego. Szalejąca z piracką szablą po miasteczku Ramii dostrzegła stan syrenki. Rzuciła wszystko na bok i szybko podbiegła do dziewczyny przedzierając się przez ścianę kurzu. Chwyciła ją, a następnie nią potrząsnęła, lecz to nie zadziałało. Nieco spanikowana uzdrowicielka odciągnęła ją gdzieś dalej unikając wzroku reszty członków drużyny, w bardziej zagęszczony rejon. Chciała doprowadzić ją do porządku, nie za bardzo wiedząc do końca jak. Bynajmniej do momentu, w którym Niv ostatecznie podniosła na nią wzrok, który dostrzegł coś więcej w swojej głowie. Księżniczka spojrzała na nią w sposób, który niełatwo było określić. Pamiętała to… Pamiętała…
        Ramii rąbnęła syrenkę w głowę rękojeścią szabli. Nie na tyle by ją zranić, ale na tyle by skutecznie ogłuszyć. Krucha dziewczyna momentalnie padła omdlała na ziemię. Uzdrowicielka mrugnęła kilka razy przełykając ślinę. Poczuła na sobie spojrzenie więc skierowała się ku temu przeczuciu. Ivor był zszokowany dokonaniem współtowarzyszki.
        Wymienili się między sobą znaczącymi minami. Ivor pytał „Co ty u diabła wyprawiasz?!”, a Ramii tylko odpowiedziała ze wzruszeniem ramion „A co miałam zrobić?!”. Nie zagłębiając się w dyskusję miecznik podbiegł do dwójki kobiet. Zebrał w ramiona nieprzytomną syrenkę, której włosy wylewały się aż do ziemi.
        - Gdzie twoi uratowani?
        - Kazałam im uciekać w stronę przełęczy. Tam są jaskinie smoków, nie ma bezpieczniejszego miejsca chyba w tej okolicy… chociaż gdy ziemi się rozpada… - burknęła.
        - Wracajmy do Mathiasa i Aureii. Może ziemia za chwilę się uspokoi, zapewne też uratowali kilku mieszkańców.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea unosiła się w powietrzu, spoglądając na wioskę, która z każdą chwilą coraz bardziej była zrównywana z ziemią. W myślach ujrzała swoją wioskę, swoich przybranych rodziców potrzebujących pomocy i innych Fellarian. Szybko jednak wróciła do rzeczywistości, teraz istotni byli tutejsi ludzie i bardzo potrzebowali pomocy.

- Bellum - zawołała, dając lwu znak, aby za nią leciał.

Tumany kurzu wznosiły się w powietrze, skutecznie ograniczając widoczność. Jednakże dało się słyszeć krzyki gromadki dzieciaków, które wpadły do szczeliny w ziemi i nie mogły wyjść. Naturianka natychmiast tam poleciała wraz ze swoim towarzyszem. Usadowiła trójkę z nich na jego grzbiecie, a czwarte wzięła na ręce i poleciała z nimi jak najdalej od walących się domostw.
Biedne, gdy tylko zostały odstawione na ziemie chciały gonić do rodziców, ale to było zbyt niebezpieczne. Ciemnoskóra obiecała im znaleźć ich bliskich. Poleciała znowu w stronę chat, jej białe skrzydło stało się całkiem szare od tego całego kurzu, dodatkowo zaczęła przez niego kaszleć. Niestety nie tylko to było powodem - wybuchł pożar, jakby tego jeszcze brakowało. Przy tym budynku zauważyła wbiegającego do niego Mathiasa. "Wariat" – pomyślała i zawisła w powietrzu starając się zmniejszyć płomienie choćby odrobinkę, skupiła się głównie na tych przy drzwiach, bo przewidywała, że właśnie tamtędy wyjdzie najemnik wraz z tym, po kogo zapewne poszedł. Wybiegła przez nie tylko jedna osoba, Aurea nie miała na tyle umiejętności, by ugasić pożar, przestała więc używać na tym magii i wtedy płomienie zaczęły pożerać drzwi z podwójną siłą – "Oby mu się udało" – pomyślała i czekała jeszcze moment. Mężczyzna wyskoczył przez okno, Aurea odetchnęła z ulgą.

Teraz mogła lecieć szukać zaginionych rodziców, tylko jak miała ich znaleźć? Cóż… to było proste: matki lub ojcowie nawoływali swoje dzieci, a ona tam podlatywała wraz z lwem i szybko wyjaśniała, że z ich pociechami wszystko w porządku, po czym kazała dosiąść lwa, który zabierał ich w to miejsce, zdaniem dziewczyny całkiem bezpieczne - pusta polana oddalona od gór i w bezpiecznej odległości od budynków, które mógł objąć pożar, a nawet jeśli miałyby dotrzeć i do ocalonych, to miała jeszcze czas by zabrać ich gdzieś indziej. Chyba. Latała z jednego miejsca na drugie wraz z Bellumem, służącym obecnie za środek transportu. Najgorzej było z niektórymi kobietami i ta konieczność tłumaczenia im, że lew ich nie skrzywdzi.
Dym stale się zagęszczał, ponieważ w panice nikt nie starał się go ugasić, zresztą kto o tym myśli, gdy grunt mu się rusza pod nogami? Aurea coraz bardziej kaszlała. Dodatkowo przez utrudnioną widoczność na górze straciła z oczu swojego towarzysza.

- Khe khe… Bellum? – starała się wołać, ale cały dym, uciekający w górę coraz bardziej utrudniał oddychanie.

Naturianka zleciała na ziemie - tu dało się oddychać, mimo to czuła się strasznie słabo, kręciło jej się w bolącej głowie, ledwo szła, bo latać już nie miała siły, a nogi nie zamierzały nawet w tej sytuacji dać trochę spokoju ich właścicielce, upadła.

- MATH!... – zebrała wszystkie swoje siły, by zawołać mężczyznę, który znajdował się niedaleko.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Najemnik napotkał spojrzenie Any nad ramieniem karczmarza. Uśmiechnęła się przez łzy, a on jedynie skinął głową, odchodząc szybko, nim dziewczynie wpadnie do głowy, by i na jego szyi się uwiesić. Wątpił, by zdecydowała się na to w obecności ojca, jednak nie był na tyle głupi, żeby czekać i sprawdzić, czy ma rację. Mruknął coś pod nosem, na podziękowania dochodzącego do siebie powoli Richarda, będąc już do niego odwróconym tyłem.
        Sytuacja uspokajała się powoli o tyle, że ziemia się już nie trzęsła, a ludzie biegali coraz wolniej, zmęczeni, ale nieco bardziej przytomni. Nie znaczyło to jednak wcale, że niebezpieczeństwo minęło. Mathias z nietęgą miną toczył spojrzeniem po zawalonych budynkach i ludziach, którzy błądzili w zadymie, nawołując najbliższych. Wszędzie wokoło ktoś potrzebował pomocy, a on nie wiedział w którą stronę ma ruszyć. Szedł więc przed siebie, robiąc co mógł dla mieszkańców wioski. Wyciągał dzieciaki ze szczelin w ziemi, rozwalał zawalane deskami przejścia do chat i jednocześnie próbował zlokalizować resztę swojej drużyny. Ivora, Ramii i Niviandi ostatni raz widział przy kraterze, ale Aurea i Bellum zamajaczyli mu gdzieś na niebie jeszcze przed chwilą. Skierował się w stronę, gdzie widział ich po raz ostatni, z niezadowoleniem zagłębiając się w jeszcze gęstszą chmurę pyłu i piachu, która momentalnie wywołała atak kaszlu i pieczenie w oczach. Płaszcz pozostawił z karczmarzem, więc poratował się jedynie chustą, wiążąc ją sobie na szyi i nakładając na nos i usta dla osłony. Prawdopodobnie wyglądał teraz jak ostatni rozbójnik, ale prawdę mówiąc, miał to głęboko w dupie.
        Zamarł w połowie kroku, słysząc swoje imię, wykrzyczane znajomym głosem. Odruchowo skierował się w stronę źródła dźwięku, idąc jednak kompletnie po omacku przed siebie. Przez chwilę zwątpił nawet, czy dobrze robi, czy nie wydawało mu się tylko, że Skrzydlata go woła. W końcu od jakiegoś czasu nikt go już nawet nie mijał, a panująca cisza zdradzała, jak bardzo oddalił się od większości mieszkańców. Po chwili jednak niemalże nadepnął na leżącą na ziemi dziewczynę, przypadając zaraz do niej, klękając obok i pochylając nad nią zasłoniętą po części twarz. Nad chustą błysnęły wesoło oczy, gdy zobaczył, że Aurea jest przytomna. Jej oddech był jednak płytki, przerywany ciągle kaszlem. Za długo była w tej chmurze, głupia.
        - Nie powinnaś latać ponad tym całym syfem, Aniołku? – zapytał, wsuwając ostrożnie jedną rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy. Podniósł się powoli i podrzucił delikatnie dziewczynę, by ułożyć ją sobie w rękach, a ona mogła oprzeć głowę na jego piersi. Przez chwilę myślał, czy nie oddać Skrzydlatej swojej chusty, jednak lepiej było, by on mógł oddychać i wyniósł ją stąd czym prędzej. Nie będzie z nich żadnego pożytku, jeśli i jemu płuca odmówią posłuszeństwa. Ruszył więc szybkim krokiem w drogę powrotną, mając nadzieję, że dobrze pamięta kierunek, bo znów szedł trochę na ślepo. Zaraz jednak usłyszał ryk nad głową i spojrzał w górę, na rozmyty zarys lwa, lecącego powyżej chmury pyłu.
        - No nareszcie się na coś przydasz – mruknął pod nosem, kierując się w stronę, którą wskazywał mu Bellum, aż w końcu znalazł się z powrotem pod karczmą, gdzie powietrze było czystsze i gdzie czekała na niego cała reszta gromady. Twarz Ramii na moment rozjaśniła ulga, gdy ich zobaczyła, jednak po chwili zmartwiona dostrzegła osłabioną Aureę w jego ramionach.
        - Za długo tam była i nawdychała się tego paskudztwa – mruknął, uprzedzając pytanie i na znak uzdrowicielki położył dziewczynę ostrożnie na trawie, mając nieodparte uczucie déjà vu. No tak. Zemdlona Ana - zaledwie parę godzin wcześniej. Ramii odepchnęła go bezceremonialnie, pochylając się zaraz nad Skrzydlatą, wypytując ją o coś i machając palcami przed oczami. Co on z tymi kobietami ma, naprawdę...
        Urwana myśl uleciała gdzieś zapomniana, gdy najemnik spostrzegł leżącą obok na trawie księżniczkę. Ależ spokojnie wyglądała, aż niewiarygodne. Rozejrzał się wokoło, dziwiąc się, że dziewczyną nikt się nie zajmuje. Ivor rozmawiał z Richardem, wciąż tulonym przez Anę (dzięki ci losie), Ramii uznała najwyraźniej, że Aurea bardziej wymaga jej uwagi, a Bellum wylądował przed chwilą niedaleko i stał teraz nad swoją towarzyszką, łypiąc na uzdrowicielkę podejrzliwie. Gdy ta odpowiadała mu równie drapieżnymi spojrzeniami, najemnik stwierdził w myślach, że nie zdziwiłby się wcale, gdyby w końcu rzuciła się na lwa, gdyby ten zaczął jej przeszkadzać. Zresztą nieważne.
        Przysiadł obok Niviandi, ściągając z twarzy chustę i, zostawiwszy ją zawiązaną na szyi, odetchnął w miarę świeżym powietrzem. Kilka razy spoglądał na księżniczkę i odwracał wzrok, jednak upewniwszy się w końcu, że i tak nikt nie zwraca na nich uwagi, zawiesił na niej spojrzenie na dłużej. Szlag by ją trafił, była nieziemsko piękna. Gdy tak nie kłapała jadaczką mógł wreszcie zobaczyć, jakie ma cudowne malinowe usta. Potrząsnął lekko głową, znów odwracając wzrok od dziewczyny, gdy jego myśli popłynęły niepilnowane na raczej zakazane chwilowo tory. Napotykając spojrzenie Aurei posłał jej pokrzepiający uśmiech, ale Ramii zaraz znów dorwała ją w swoje szpony i stracił Skrzydlatą z oczu.
        Po cholerę komuś tyle włosów? Blondynka na połowie leżała, a druga połowa rozsypana była wokół jej głowy jak aureola. Taa, aniołek, jasne... Jak się obudzi to zrobi pewnie taki raban, że trzęsienie ziemi to przy tym pikuś. Właściwie to on się powinien czym prędzej stąd ewakuować, bo jeszcze gotowa go obwinić o wszystko, gdy zobaczy go obok. Ale siedział dalej, opierając łokcie na kolanach w ugiętych lekko nogach, ciężkimi butami zapierając się o ziemię i nad ramieniem zerkając na księżniczkę. Jego dłonie wisiały bezwiednie w powietrzu, obracając sprawnie między palcami srebrną monetę, wyjętą gdzieś z kieszeni. Ot, dla zabicia czasu. Przecież wcale nie czekał, aż się obudzi, siedział tu sobie po prostu…
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Wokół panował istny chaos. Dla mieszkańców małej wioski wydawało się wręcz, że nadchodzi sam koniec świata, gdy ziemia rozsunęła się na boki, a niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Absurdalny stał się widok leżącej w tym burdelu złotowłosej księżniczki, a jednak…
        Gdy już sytuacja delikatnie poczęła się uspokajać, Ivor ułożył Niviandi w jakimś w miarę wygodnym, ale przede wszystkim bezpiecznym miejscu, o ile można było obecnie mówić o jakimkolwiek bezpiecznym skrawku w tej okolicy. Mimo to, zarówno Ramii jak i mieszkaniec wioski mieli na nią jakiś wgląd. Uzdrowicielka natychmiast rzuciła się do pomocy Aurei. Szable umocowała u swojego boku i przyklęknęła przy skrzydlatej. Z Bellumem śmiało mogła się kłócić i szczerzyć na niego ludzkie zęby, teraz ona przejmuje pałeczkę!
        - Och, Aureo. Tak nierozsądnie postąpiłaś… - szepnęła w trosce zajmując się ranną.
        Właściwie Ramii po chwili postanowiła wykorzystać lwa do pomocy. Miał skrzydła więc jeżeli wokół fellerianki zbierał się kurz ona dawała mu znać by machnął z dwa razy skrzydłem by jego właścicielka miała jak największy dopływ tlenu.
        - No, no… zbudzamy się powoli… - mruknęła próbując wybudzić Aureę.

        Tymczasem Niviandi leżała nienagannie piękna na tle rozpadającego się świata. Wydawała się być ostoją spokoju, balsamem dla zmęczonych od kurzu oczu. Oddychała zresztą bardzo wolno, chociaż nie słychać było żadnego dźwięku z jej ust. Tylko płytkie uniesienie klatki piersiowej świadczyło o tym, że jeszcze żyje. Zupełnie jakby nie zdawała sobie sprawy z katastrofalnej sytuacji. Ozdoba na pocieszenie i zabawny był fakt, że rzeczywiście wywoływała ukojenie duszy.
        Słyszała melodię fal, które opadały z sił na piaszczystej plaży. Cofały się w stronę morza, a ono ponownie wyrzucało kolejne pasmo wody by ponownie pozostawić po sobie wilgotny ślad na piachu. Nie wiedziała, co do końca ją obudziło. Wydawało jej się, że słyszy kilka nakładających się na siebie kobiecych głosów, ale gdy tylko otworzyła oczy, szybko wyłapała, że jest całkowicie sama. Dźwięk fal zawsze wybitnie jakoś ją uspokajał i przyciągał, ale odchodziła gdy tylko jej oczom ukazały się meduzy albo wodorosty. Paskudztwo!
        To samo brzmienie powtarzało się jeszcze w innej sytuacji, jakiejś mniej wyraźnej. Czuła zimny kamień, bryzę okalająca jej twarz, krople wody na swojej skórze i bezgraniczne przejrzystą noc. Czekała na coś tamtego dnia, gdy nagle upomniał ją głos. Ma wrócić do… do… E... Erra… Errad...

        Syrenka zmarszczyła nos przez co na jej twarzy pojawiło się kilka zmarszczek niezadowolenia. Mathias mógł już wywracać oczami widząc te wzbudzającą się mimikę, ale Niv jeszcze nie wiedziała kogo ujrzy, gdy się rozbudzi. Ta myśl, to słowo… Miała to na końcu języka.
        Syrenka burknęła niewyraźnie pod nosem i nie obudziła się w wybitnie królewski sposób. Chciała otworzyć oczy, ale porównując ciemność jaka towarzyszyła jej przez ten czas braku przytomności wokół wydawało się być bardzo jasno. Mrużyła oczy doszukując się plaży oraz dźwięku fal, ale miast tego wokół rozlegały się hałasy krzyczących do siebie ludzi, kiepskich prób organizacji i wszystkiego tego co z pewnością nie było upojną melodią morza.
        Złotowłosa złapała głębszy oddech orientując się w swoim położeniu. Powoli wracała do niej świadomość zdarzeń, chociaż ostatnie momenty gdzieś uleciały jej z głowy. Zdezorientowana pobłądziła wzrokiem po drzewach, krzewach, rozwalonych budynkach aż ostatecznie błękitne oczy spoczęły na najemniku. Czuła się tak zagubiona, a teraz odnalazła odrobinę bezpieczeństwa w szarych tęczówkach.
        Dziewczyna milczała wpatrując się w ostre rysy twarzy, ignorując… a wewnętrznie zachwycając się lekkim obyciem mężczyzny, czyli roztargnionych wiecznie i czarnych jak smoła włosach. Była tak blisko niego, że niemalże czuła na sobie jego oddech. Delikatny zarost dodawał mu tyle charakteru, ale i tak wciąż najbardziej ceniła sobie to spojrzenie. Zawadiackie, pewne siebie, takie zdecydowane.
        Chwila, chwila! Była tak blisko niego?! Złotowłosa zorientowała się, że faktycznie nie wiedzieć kiedy pochyliła się ku najemnikowi. Cofnęła się na łokciach wyraźnie zmieszana sytuacją. Uciekła wzrokiem gdzieś na bok i czuła, że gorączka zalewa ją od środka. Szczególnie na centralnej części twarzy, bo to właśnie tam pojawił się dziewczęcy rumieniec, którego w żaden sposób nie była zdolna ukryć.
        - Jejku… - jęknęła wciąż uciekając od Mathiasa.
        - Co się stało?... Nie pamiętam jak się tu znalazłam… Dobiegliśmy do wioski i… i nie pamiętam - tłumaczyła się głupio i naprawdę było jej wstyd, tak się emocjonalnie rozklejać przed tym... tym... tym!... Przed Mathiasem…
        - I strasznie boli mnie głowa… - mruknęła głaszcząc się w bolesnym punkcie i modyfikując mimikę na wszelkie możliwe kapryśne sposoby.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea kaszlała, ale udało jej się zdobyć na uśmiech, gdy mężczyzna ją zauważył. Początkowo nawet nieco się bała, że zostanie zdeptana, ale rzuciła mu się w oczy. Odetchnęła z ulgą, co wywołało ponowny atak kaszlu. Chciała mu odpowiedzieć, jednak brakowało jej sił, z trudem się ruszała, bolało ją gardło i nie mogła wręcz na chwilę obecną mówić. Schowała jedynie skrzydła, które jakby rozpłynęły się w powietrzu, aby najemnikowi łatwiej się ją niosło.
Bellum zaś latał nieco ponad szkodliwym dymem. Widząc Mathiasa niosącego jego panią z początku miał ochotę wydrzeć ją temu obcemu, ale szybko się zorientowała, iż lepiej będzie najpierw go z nią wyprowadzić… później w razie czego się z nim rozliczy. Wyprowadzenie człowieka i naturianki poszło bardzo zgrabnie i szybko. Lew pośpiesznie wylądował wywołując całkiem zacny podmuch.
Poczłapał do fellarianki i trącał ją nosem jakby chciał dobudzić na pół przytomną dziewczynę. Jednak pojawienie się Ramii nieco denerwowało Belluma. Patrzył na nią nieufnie i ostrzegawczo fukał.

- Mmm… ehm? – mruknęła niezrozumiale skrzydlata, nie czując się dobrze. Ledwo wyłapała kto do niej mówi, z tym, co mówi, okazało się gorzej. Mrużyła oczy, podrażnione przez dym widząc zdecydowanie zbyt szybkie dla nich ruchy ręki uzdrowicielki.

Kobieta wciąż do niej coś mówiła, a Bellum oczyszczał powietrze z tego całego kurzu, który aktualnie mógł niefortunnie wpaść komuś będącemu w pobliżu do oka. Najważniejsze jednak, iż fellarianka wreszcie wracała do formy.

- Och… co się stało? – spytała, podnosząc się z ziemi. – Ach… dym, prawda?

Bellum podszedł do Aurey i rozpoczął proces intensywnego lizania jej rąk. Dziewczyna zachichotała, widać, iż poczuła się lepiej.

- No już, wystarczy.

W tym momencie spostrzegła Mathiasa i leżącą na ziemi Nivandii, czym prędzej wstała i nieco chwiejnym krokiem do nich podeszła, zmartwiona zapominając o swoim stanie. Słyszała akurat, co mówi budząca się złotowłosa. Fellarianka chciała jej jakoś pomóc, więc z pomocą magii życia zniwelowała ból głowy. Podczas tego błękitne znamiona na jej ciele zalśniły niebieskim światłem, czerwone zaś kompletnie się wygasiły. Gdy skończyła, znów i te na lewym i na prawym świeciły przeładowane dziwną magiczną energią meteorytu.

- Głowa powinna ci przestać dokuczać. – Uśmiechnęła się do syrenki.

Bellum natomiast podleciał do głazu z nieba i coś przy nim węszył. Zaczął go uderzać łapami, jakby ostrzył pazury, ale on starał się otworzyć całą tę kamienną kopułę. Ewidentnie tam coś było, o czym świadczyło coraz jaśniejsze w miarę rozkopywania światło. Warczał przy tym, jakby złościł się, iż tak wolno to idzie. Wtem zauważyła go naturianka.

- Bellum! Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła i ruszyła do lwa biegiem, choć sprawiło jej to ból i chwyciła go za tułów, próbując jakoś odciągnąć futrzaka.

Nie miała jednak na tyle sił, aby przeciwstawić się sile takiej upartej bestii. Ostatnie uderzenie łap i pazurów okazało się na tyle silne, że kamień się rozłamał. Ogromna fala światła oblała okolice, wręcz mimowolnie zamykało się oczy i zasłaniało rękoma, bo same powieki ledwo starczały. Biada temu, kto ośmieliłby się tego nie zrobić.
Gdy zrobiło się nieco bardziej przystępnie dla oczu, dało się zauważyć lewitującą kulę błękitnego światła. Powoli zaczęła ona zmierzać w kierunku syrenki z niewiadomych powodów. Tymczasem wewnętrzna część skorupy meteorytu mieniła się wszystkimi odcieniami tęczy, jakby osadziły się na niej setki najróżniejszych kamieni szlachetnych.

- Whoa… - fellarianka ostrożnie niczym zahipnotyzowana weszła do środka rozwalonej skały. Znalazła tam idealnie wyszlifowany i wycięty krwawoczerwony kamień w kształcie septagramu. Ostrożnie go podniosła i wyszła z krateru z niewyjaśnionym uśmiechem.

Lew cofnął się o krok jakby w obawie przed tym, co właśnie trzymała. Jednak ciemnoskóra nie przejęła się tym i rozczochrała mu grzywę, po czym siadła na jego grzbiet. Nakazała, by ruszył do syrenki. Niezwykły kamień cały czas mocno trzymała, jakby bała się, iż ktoś jej zaraz go ukradnie.

- Hej… Nivandii, myślę, że powinniśmy ruszyć w stronę, którą wskazywały ci ta błękitna linia, czy co to tam było – stwierdziła pewnym głosem i z nieschodzącym z twarzy uśmiechem.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Moneta obracająca się w szalonym tempie między knykciami palców najemnika zatrzymała się nagle, gdy pierwszy grymas pojawił się na twarzy przytomniejącej syrenki.
        - Oho, jest i ona – Mathias uśmiechnął się pod nosem i schował srebrnika do kieszeni, przyglądając się wciąż wybudzającej się dziewczynie.
        Początkowo chciał odsunąć się przezornie, by nie oberwało mu się jako pierwszemu, ostatecznie jednak siedział dalej na swoim miejscu, z lekkim rozbawieniem obserwując zagubiony wzrok blondynki, którym toczyła wokoło. Gdy złapała jego spojrzenie nie odwrócił wzroku, przyglądając jej się z zainteresowaniem. Syrenka była podejrzanie milcząca, chyba wciąż dochodząc do siebie, jednak z jakiejś przyczyny, gdy uniosła się lekko na łokciach, zbliżyła się w stronę Mathiasa, wpatrując się w niego intensywnie. Najemnik zmarszczył lekko brwi zdziwiony jej zachowaniem, lecz nie odsunął się, obserwując Niviandi w milczeniu, jakby była przestraszonym zwierzątkiem, które zbliża się do niego nieufnie. A on nie chciał jej spłoszyć. Po chwili jednak jej twarz znalazła się tak blisko niego, że poczuł jej oddech na policzku i dopiero wtedy odchrząknął lekko, mając w planie wybudzić ją delikatnie z tego dziwnego amoku. Syrenka jednak najwyraźniej sama zorientowała się w sytuacji, bo nagle jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, a na twarz wpłynął delikatny, dziewczęcy rumieniec, który momentalnie wywołał krzywy uśmiech u zadowolonego najemnika. Nie wiedział jeszcze czy to pojedyncza sytuacja, ale warto było zapamiętać, jak szybko spacyfikować pyskatą blondyneczkę. Chociaż gdyby sam postanowił naruszyć jej przestrzeń osobistą pewnie dostałby w pysk. No cóż, nad tym też się popracuje...
        - Nie uciekaj tak, nie zjem cię – zaśmiał się chrapliwie. – Już po wszystkim – dorzucił, rozglądając się po okolicy, której krajobraz zmienił się drastycznie w przeciągu ostatnich kilku godzin. Soczyście zielona wcześniej trawa pokryta była teraz warstwą pyłu, oczywiście wszędzie tam, gdzie nie wydarto wręcz jej z ziemi lub gdzie nie zapadła się od powstających w gruncie szczelin. Zawalone domy, nawołujący się ludzie i płaczące dzieci. A oni siedzieli na ziemi pośrodku tego całego bajzlu.
        Gdy zbliżyła się do nich Aurea, najemnik podniósł się zgrabnie z ziemi, po czym ostrożnie złapał Niviandi za dłoń i ją również podciągnął do góry, by stanęła na nogach. Oczywiście o zdanie jej nie pytał, jeszcze do tego nie doszło, żeby sam się o jej gadulstwo prosił. Zamiast tego z lekkim powątpiewaniem obserwował, jak skrzydlata prawdopodobnie ulecza swoją koleżankę z bólu głowy, a po tym, że nawet jej nie dotknęła, a znamiona na jej ramionach znów błysnęły błękitnym światłem, domyślił się, że użyła magii. Przesada naprawdę, kiecki też sobie magią wiążą? Podzieliłby się z nimi swoją bogatą wiedzą o tym, co najlepiej pomaga na ból głowy, jednak wyjątkowo zadziałał u niego instynkt samozachowawczy i mężczyzna milczał.
        Podążył wzrokiem za Bellumem, którego coś najwyraźniej ciągnęło do głazu i chociaż ciekawość pchała go trochę, by podążył za zwierzakiem, akurat w tym momencie podszedł do niego Richard, klepiąc go silnie w plecy.
        - Chciałem podziękować – powiedział, a Northman skinął jedynie głową, zerkając ostrzegawczo na uwieszoną u boku ojca Anę, by nie wyleciała z żadnym głupstwem.
        - Nie ma za co.
        - Jest, jest. Mathias, tak? Ana mi powiedziała. Nazywam się Richard Tavore. Także ten, dzięki jeszcze raz i zapraszam na piwo oczywiście, jak tylko postawię tę budę znów na nogi. – Karczmarz wskazał ruchem głowy na dogasającą ruinę, a brunetowi przyszło na myśl, że chyba nie zostanie tu aż tak długo, by tej odbudowy doczekać. Uścisnął jednak wyciągniętą w jego stronę prawicę i odebrał swój płaszcz, który wyglądał już jednak, jakby Bellum go przeżuł i wypluł. Powstrzymał jednak ciężkie westchnięcie, w końcu on cały wygląda, jakby przelazł komuś przez gardło.
        - Ana, a gdzie jest Kelir? – karczmarz zwrócił się do córki, która najwyraźniej planowała początkowo przewrócić oczami, jednak po chwili zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście od dawna nie widziała już ulubieńca swojego ojca.
        Mathiasa jednak wsiowy osiłek obchodził tyle co zeszłoroczny śnieg i bardziej obawiał się tego, że Aurea zniknęła mu z pola widzenia. Po chwili jednak zobaczył ją wracającą od strony krateru, dzierżącą kurczowo w dłoniach jakiś czerwony kamień. A żeby najemnik nie poczuł się zbyt zdrowo na umyśle, w ich stronę zmierzało… niebieskie światło? Unosząca się w powietrzu błękitna kula czystej energii chyba, płynęła w stronę Niviandi. Nim Northman zdążył się zorientować w sytuacji, stał już między światłem a syrenką, zachodząc w głowę, co też on do jasnej cholery wyczynia. Kula zatrzymała się i próbowała ominąć go najpierw z jednej, a później z drugiej strony, jednak najemnik był szybszy. W końcu światło przeleciało nad mężczyzną, który w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie trzasnąć tego po prostu mieczem, i zawisło przed twarzą Niviandi, mrugając do niej wodnym błękitem.
        - Pieprzę to – warknął pod nosem najemnik, zgrzytając cicho zębami. – Pieprzę tą magię, gigantyczne głazy spadające z nieba i błyskające światełka – mruczał pod nosem, aż nie poczuł delikatnej dłoni na ramieniu. O dziwo była to Ramii, która wyciągała w jego stronę jakiś tobołek. Spojrzał na nią zaskoczony.
        - Idź się przebierz, wszyscy musimy się doprowadzić do porządku nim gdziekolwiek pójdziemy. Dla dziewcząt też mam świeże suknie, Niviandi wygląda jakby wpadła w krzak cierniowy, aż się dziwię, że jeszcze nie zrobiła o to rabanu – mruknęła pod nosem, wywołując słaby uśmiech mężczyzny.
        Mathias zignorował jej przewracanie oczami, gdy w podziękowaniu ucałował jej dłoń. Dopiero teraz zorientował się, że podczas gdy oni w tak wolnym tempie zbierali się po trzęsieniu, Ramii zdążyła oporządzić nieco Aureę, a później zorganizowała szybko ludzi, każdemu dając jakieś zadanie, by po pierwsze – nie miotali się w panice krzycząc, a po drugie by naprawianie zniszczeń poszło jak najsprawniej. Dlatego też Ana była tak spokojna, zajęta organizowaniem świeżych ubrań dla wszystkich, podając teraz mniejsze i bardziej kolorowe niż jego tobołki syrence i skrzydlatej, która wciąż jeszcze siedziała na lwie.
        - Chodź, pokażę ci gdzie jest rzeka. Też jestem jeszcze cały we krwi tych wilków.
        To Ivor podszedł do niego ze swoimi ubraniami pod pachą i wskazał drogę ku zaroślom, kawałek dalej. Za skupiskiem krzewów szumiała cicho rzeka, biegnąca raczej spokojnym nurtem bokiem wioski. Tam Northman rozwinął swój pakunek, z zadowoleniem stwierdzając, że ubrania, które otrzymał są niemalże identyczne jak jego własne, lecz w nieco lepszym stanie.
        - Ramii dała ci ubrania swojego brata – Ivor zaśmiał się, widząc zmieszanie najemnika. – Spokojnie, wyjechał dawno z wioski, w sumie nie wiadomo co się z nim dzieje – opowiadał, gdy mężczyźni zrzucali z siebie szybko odzienie, wchodząc do rzeki. Wtedy też dostrzegł głęboką, długą niemal na łokieć bliznę przecinającą biodro Mathiasa.
        - Na Prasmoka, komu tak podpadłeś?
        - No właśnie starszemu bratu pewnej damy... – mruknął i oboje parsknęli śmiechem.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Niviandi zacisnęła wargi słysząc chrapliwy śmiech najemnika. Tak go nie znosiła! A jednak śmiech miał tak ujmujący…
Gdy wstał, ona zebrała się do zgrabnego siadu na zgiętych elegancko u boku nogach. Rozejrzała dookoła, jeszcze raz próbując pojąć rozegrane wydarzenia. Wypuściła dech ustami i miała właśnie wstać na równe nogi, ale wówczas poczuła mocny uścisk dłoni Mathiasa. Spojrzała na niego oburzona. Ona wcale nie prosiła się o pomoc! Nim zdołała jakkolwiek odpowiedzieć już stała wyprostowana i… w tragicznym stanie. Spojrzała na strzępy swego ubioru. Nie aby wcześniej, po statku, prezentowała się jakoś wyśmienicie, ale teraz nawet spódnica była rozcięta na całej długości przez co odsłaniała zgrabną nóżkę księżniczki. Bardziej więc przejęła się własnym stanem niżeli złośliwościami Mathiasa. Pisnęła próbując bezskutecznie zakryć to i owo.
Zrozpaczona przerzuciła wzrok na zbliżającą się felleriankę. Ona też nie wyglądała najlepiej, pod względem stroju oczywiście, ale jej nie zakazywała nic etykieta. Mogła wyglądać więc jak chciała, ale Niviandi przecież nie wypadało! Poczuła ciepło na czole, gdy skrzydlata postanowiła użyć na niej magii. Faktycznie, ból minął momentalnie, ale powrócić miał dosyć szybko.
- Głowa? Spójrz jak ja wyglądam! Jestem w opłakanym stanie… - rozpaczała przerzucając całą gamę złotych loków na jeden bok by skryć odsłonięte części ciała.
- Och, Aurea! – krzyknęła za towarzyszką. Nie wiedzieć czemu bardzo chciała mieć ją blisko siebie. Tak bezgranicznie jej ufała, ale musiała pogodzić się z myślą, że Bellum też jest dla niej ważny.
Syrenka czuła się tak nieswojo, że głaskała się po ramionach w chęci wsparcia samej siebie. Miała tylko dotrzeć na głupi szlak by wraz z kupcami dostać się do jakiegoś królestwa, a teraz stoi wśród bandy wieśniaków, którym rozwaliła się wioska. Nie miała jedzenia, ani picia, a co gorsza – mogła zapomnieć o codziennych, ciepłych kąpielach oraz wyciągach z roślin mogących nadać blask jej włosom czy też delikatności skórze. Jeszcze to ubranie…
Jak na zawołanie, gdy karczmarz zmartwił się brakiem obecności swojego ulubieńca, ten pojawił się w zasięgu wzroku.
- Ana! Spójrz ilu ludzi uratowałem! – Stanął w delikatnym rozkroku pokazując wyciągniętą ręką naprawdę sporą grupę. Dla chwały i zdobycia serca córki karczmarza mógł zrobić wszystko.
Dziewczyna prychnęła obracając głowę w bok, ale to w żaden sposób nie zniechęciło Kelira. Szczególnie, że sam karczmarz był pełen podziwu! Klasnął w dłonie po czym pochylił się w stronę córki mówiąc:
- Spójrz! Jaki waleczny i silny! – zachęcał nie zważając na opryskliwość Anabelli.
Z tropu zbiła wszystkich niebieska kula. Niv pisnęła i podążała krok w krok za Mathiasem kryjąc się za plecami mężczyzny i zachowując też zdrową odległość od samego mężczyzny, gdy ten próbował uniknąć paranormalnego zjawiska. To co mogło w jakiś sposób łączyć tą parę była z pewnością niechęć do zaklęć. Magia była bardzo skomplikowana, najemnik uważał to najwidoczniej za zbędny byt, a złotowłosa najnormalniej w życiu bała się jej.
Kula zgrabnie ominęła człowieka wzbijając się delikatnie w górę, by następnie zatrzymać się tuż nad złotą czupryną. Syrenka objęła rękoma głowę nieznacznie kucając, jakby bała się, że to coś spadnie na jej kruche ciało i doprowadzi do śmierci kogoś tak pięknego jak ona. Na świecie nie mogą pozostać sami łachmaniarze!
To spowodowało, że jakoś słownictwo Mathiasa przeszło mimo jej uszu. Nie zapomni o tym, ale lęk odebrał syrence język w gębie.
Nie czując żadnego gniecenia, złotowłosa podniosła wzrok. Błękitne oczy Niviandi jarzyły się teraz istną magią pochłaniając blask kuli. Naszyjnik na jej dekolcie stał się nagle taki ciepły, a przyglądając się okrągłemu ustrojstwu dostrzegła kilka wyciągniętych twarzy. Policzki postaci oraz dłonie uwięzionych odciskały się na boku niebieskiego więzienia. Wpatrywała się w nie kilka chwil, słyszała niezrozumiałe szepty, wciągały ją do środka. Księżniczka odskoczyła do tyłu machając rękoma, jakby chciała odgonić od siebie to wszystko, ale patrząc na kulę drugi raz nie widziała już nic. Jedynie cienka ścieżka wychodzą z obiektu i prowadząca wciąż do tych samych gór. Aż chciała przekląć, chociażby w myślach, ale przecież tak nie wypada!
Ramii wcisnęła w ręce Niviandi nowe wdzianko, co pozwoliło złotowłosej na powrót do rzeczywistości. Niebieski obiekt podniósł się zdecydowanie wyżej, teraz wyglądał jak mały księżyc i oby tam został. Najwidoczniej bardzo prosił się o wędrowców, którzy mogliby podążyć wyznaczonym szlakiem.
Syrenka rozpromieniła się widząc Aureę, lecz zapał blondynki zgasł, gdy tylko dostrzegła dziwne zachowanie fellerianki.
- Wszystko… w porządku? – spytała niepewnie nie mogąc przyzwyczaić się do ciągłego uśmiechu brązowowłosej.
- Em… A… Spójrz! Dostałyśmy nowe ubrania! Przebierzemy się i od razu ruszamy w stronę tej głupiej linii… Skoro uważasz to za rozsądne… - mruczała niepewnie pod nosem.
- Akurat tobie wyjątkowo ufam… - szepnęła Aurei na ucho. – I jeszcze Ivorowi… Chodźmy! Nie będę się przebierać w towarzystwie tych wszystkich ludzi!
Po tych słowach złotowłosa zaciągnęła towarzyszkę w krzaki. Coś z tego lasu wbrew wszystkiemu zostało, a szerokie skrzydła Aurei chroniły przed pająkami. Odnajdując nieco większą, ale wciąż ciasną przestrzeń, Niviandi ustawiła sobie odpowiednio dodatkową część ciała fellerianki by móc okryć całe swoje ciało.
- Już myślałam, że będę święcić gołą nogą cały czas! – mówiła z niezwykłą nerwowością ściągając obecną kieckę. Szybko także zarzuciła na sobie nowy strój, ale dopiero po jego zapięciu ponownie rozbolała ją głowa.
- C-co to jest? - jojczała wiedząc, że ma na sobie strój CHŁOPKI. Sprany, jasnoniebieski kolor nawet na takiej piękności jak Niviandi nie zdawał się być chociażby ŁADNY. Łódkowaty, głęboki dekolt niestety średnio współgrał z biustem dziewczyny, która nie była tak obdarzona przez naturę jak właścicielka ubrania, ale zakrywał co trzeba… Tylko odkrywał też mostek klatki piersiowej złotowłosej. To było do zniesienia, lecz poszarpane materiały tworzące rękawy i sięgające do łokci, wyglądały już mało estetycznie. Niviandi w przeciągu kilku minut przemieniła się w mieszkankę wioski, tylko z nieco mniej spotykaną twarzą należącej do głębin oceanu. Zwężona w talii sukienka nie wyróżniała się w żaden sposób swoją spódnicą. Nieco za ciężką dla syrenki, ale przynajmniej długością sięgała kostek złotowłosej.
- Jak biedota… - jęknęła przerażona mając nadzieję, że chociaż ten wisiorek z kamieniem daje nadzieję na zachowanie odrobinę godności. Właściwie, głęboko się zastanawiała czy czasem poprzednie strzępy mimo wszystko nie wyglądały lepiej, ale cóż…
- O! Widzę, że też znalazłaś ładny wisiorek! – zachwyciła się w ramach pocieszenia nowym świecidełkiem Aurei. Złotowłosa wcale nie sądziła, że wisiorek ma jakiś „nietypowy” kształt.
- Ja znalazłam taki – pochwaliła się.
- Teraz ty się przebierz. Ta banda gapiów nie może na ciebie patrzeć! – zaproponowała Niviandi rozwijając suknię dla Aurei. – Kurcze, ty masz ładniejszą…
Gdy Aurea się przebierał niechcący potrąciła piórkami syrenkę. Niv nawet nie śmiała się obrazić. Chyba trudno jest się mieścić z takim dodatkowym atutem na tak małej przestrzeni, ale przez to Niv postąpiła kilku kroków w tył. Fjolrei spojrzała w bok i ku jej zaskoczeniu, natrafiła na rzekę. Woda sama w sobie nie stanowiła problemu, ale dwóch gołych facetów już tak.
Złotowłosa zdusiła pisk dłońmi, którymi zakryła usta. Pochyliła się mocno powracając na ślepo w stronę Aurei.
- Tylko tam nie patrz! – szepnęła ukrywając twarz między palcami.
Ostatnio w pełni okazałości mężczyznę widziała… Gdzieś na tych paskudnych bagnach, gdy spotkała swojego wybawcę. Tylko sytuacja wyglądała odrobinę… Hm… Inaczej. Teraz w pamięci będzie miała dwie rozbudowane sylwetki. Mathias był proporcjonalnie szerszy od Ivora i jak na łachmaniarza przystało – na jego ciele znajdowała się blizna. Niv nie chciała wiedzieć skąd pochodzi, znać tej pewnie mało atrakcyjnej historii, gdy siłował się z jakimś tworem godnym jego towarzystwa. W myślach na siłę próbowała go wyciąć ze swojej wyobraźni i zachować jedynie obraz mieszkańca wioski. Nieco bardziej wąski, ale umięśniony. Gładka, nieskazitelna skóra… Nadawałby się na króla, tylko to pochodzenia… Tylko dlaczego w głowie wciąż widziała tylko Northmana?
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea po uleczeniu bólu głowy u syrenki nie zdążyła odpowiedź na jej narzekania co do zniszczonego stroju, bardziej martwił ją jej wieloletni towarzysz, który zachowywał się naprawdę nietypowo. Złotowłosa krzyknęła za fellarianką, ta jedynie podążając do lwa, odwróciła się i odpowiedziała, iż za chwilę wróci.
Po rozwaleniu niebiańskiego głazu zgodnie z poprzednimi słowami wróciła do reszty, wraz z parą dodatkowych elementów, takimi jak wielka niebieska kula światła uparcie podążająca w stronę syrenki oraz dziwnym kamieniem w rękach ciemnoskórej. Nie zareagowała nawet delikatnym grymasem na słownictwo Mathiasa, przerażający uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie obawiała się o Nivandii jakby wiedziała, iż ta kulista energia raczej jej nic nie zrobi. Niespodziewanie jednak rzuciła temu czemuś złowrogie spojrzenie, gdy naturianka zaczęła się w to wpatrywać, jednak gdy przestała ta podejrzana radość Aurey natychmiast powróciła.

- W jak najlepszym – odpowiedziała na pytanie złotowłosej. – Dobrze, uważam, że to jedno z najlepszych rozwiązań, nie wytrzymam w tym chaosie ani chwili dłużej – dodała nieco nerwowo, ale szybko się uspokoiła. – To miłe, ja tobie również.

Następnie obie dziewczyny udały się w las, by tam też móc w spokoju, bez stresu się przebrać. Początkowo kompletnie zignorowała jojczenie blondynki. W normalnej sytuacji zapewne postarałaby się ją jakoś uspokoić. Zamiast tego jeszcze bardziej ją nakręcała.

- Kompletnie ci nie pasuje, lepsza by była jakaś królewska sukienka, taka zdecydowanie bardziej przeznaczona dla księżniczki. Jak mają cię podziwiać w tych prostych rzeczach, rozumiem cię. Dlatego z chęcią pomogę… Moja może i jest ładniejsza, ale… wolę inne kolory, poczekaj chwilę.

W powietrzu zawirowały błękitne i czarne iskierki, przybierając powoli więcej kształtów, pierwszym okazała śliczna jasna sukienka w kolorze bezchmurnego nieba, nie miała długi rękawów, zasłaniały jedynie ramiona, co było dość praktyczne, zważając na letni czas i wszechobecne ciepło. W miejscu, które mocno wyszczuplało talie, widniały srebrne i złote wstęgi delikatnie związane na boku i powiewające na wietrze. Dodatkowo na krawędzi dekoltu zostały przyszyte drobne perełki. Z czarnych iskierek natomiast utworzyła się całkowicie prosta, zwiewna sukienka za kolana o barwie głębokiej czerni, nie posiadała żadnych ramiączek, jednakże na dole nie była równa a jakby specjalnie poszarpana, nie wyglądało to zbyt elegancko, aczkolwiek na pewno intrygująco.

- Nie wiem czy trafiłam w twój gust, ale liczę na to, iż się spodoba. – Zabrała się do ubierania sukienki wyczarowanej przez samą siebie dla siebie. – Tylko co my zrobimy z tymi wieśniackimi strojami? Ramii pewnie będzie marudzić. – Przewróciła oczami, ale stale się uśmiechała zawadiacko, a kamienny septagram odłożyła na chwilę na trawę.

Jednakże, gdy zwrócił on uwagę Nivandii, ciemnowłosa natychmiast go podniosła. Wyglądała, jakby obawiała się, że ktoś jej go ukradnie, chciała to ukryć przed wszystkimi wokół nagle, jakby to miał być najcenniejszy jej skarb, którego nie wolno jej stracić.

- Taak… To z tego… meteorytu… Bellum znalazł – wybąkała pod nosem, nie chcąc rozwijać tego tematu, ale syrenka jeszcze chwile go pociągnęła, pokazując swój – oba kamienie zaczęły się robić bardzo ciepłe a wręcz gorące im bliżej siebie były. Fellarianka więc na moment odłożyła go na trawę. Nawet ona przestała się dziwnie uśmiechać i po prostu się wystraszyła, że trawa wokół niego się spaliła.

W każdym razie koniecznym było szybko się ubrać do końca, w pobliżu znajdowali się mężczyźni, a Aurea nie miała ochoty być podglądana, więc przyspieszyła ruchy.

- Uch? Dlaczego? – Odruchowo chciała się odwrócić, ale nie zrobiła tego.

W rzeczywistości miała większy problem niż nadzy mężczyźni w pobliżu, jej głowię zapełniała masa dziwnych, strasznych i niepodobnych do niej myśli, które jak się pojawiały, tak znikały. Spojrzała na swe prawe ramię, które emanowało silnie czerwonym blaskiem im bliżej stawała dziwnego wisiorka. Wiedziała co to znaczy, ale mimo wszystko strasznie ją ciągnęło do tego krwistego kamienia.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Mathias ostatni raz miał okazję do porządnej kąpieli kilka dni temu, również w rzece swoją drogą. Nie zawsze bowiem udało mu się zatrzymać w jakieś gospodzie na trakcie, a noc pod gołym niebem oznaczała też poranną toaletę w lodowatej wodzie jeziora czy rzeki. Nie można jednak powiedzieć, że odzwyczaił już od wypełnionych gorącą wodą drewnianych balii, gdyż od takich komfortów ciężko odwyknąć. Nawet jeśli ostatnia miała miejsce dobry miesiąc temu, to ze względu na to, że nie brał jej sam, ciężko było mu o tym zapomnieć. Zwłaszcza gdy złośliwy umysł podsuwał mu zapamiętane obrazy i dźwięki akurat wtedy, gdy korzystał z kąpieli o skrajnie odmiennym od tamtego standardzie. Na przykład teraz.
        Nie przejmował się tym jednak zbytnio. Korzystając z okazji, wyglądał jak stęskniony za wodą psiak, który najpierw rzuca się dziko pod taflę, by po chwili wynurzyć się z parsknięciem i otrzepać z wody, rozpryskując krople z włosów wokół siebie. Ivor spoglądał na niego z rozbawieniem, a od ochlapania go w odwecie powstrzymywało go tylko to, że takie zachowanie dorosłym facetom nie przystoi, nawet jeśli nikt ich nie widzi. Poza tym, mimo ulgi, jaką przynosiło zmycie z siebie tego całego brudu i zwierzęcej krwi, woda naprawdę była pioruńsko zimna, więc gdy tylko się umyli, wyszli zaraz na brzeg, zakładając szybko czyste ubrania i swoje stare buty. Brat Ramii chyba gustował w czerni, gdyż Mathiasowi trafiły się same ubrania w tym kolorze, jednak nawet mu to odpowiadało. Swoim starym skórzanym pasem ściągnął spodnie ciasno w biodrach i lekko po skosie zapiął drugi, bogaty w liczne pochwy na noże, dwie sakwy i fajkę. Koszulę zostawił na razie rozpiętą, nie chcąc przemoczyć jej od mokrego jeszcze ciała, a płaszcz z kapturem, który ku jego ogromnej radości również dostał się mu w pakiecie, zawiesił na razie luźno na plecach, by nie przeszkadzał i nie grzał aż tak bardzo. Dopiero gdy podwijał rękawy koszuli aż do łokci i zawiązywał na przedramionach swoje stare karwasze, zauważył, że jego towarzysz przygląda mu się z dziwnym uśmiechem.
        - Co? – burknął najemnik, przyglądając się czujnie koledze.
        - Rzeczywiście wyglądasz identycznie jak Miles. Nic dziwnego, że Ramii tak cię nie znosi – Ivor zaśmiał się, widząc jak Mathias najpierw wzrusza ramionami, a później nagle spogląda na niego krzywo.
        - Bzdura, czemu miałaby mnie nie znosić?
        - Bo widać po tobie kłopoty. On też taki był.
        - A tam, pieprzysz. Uprzedziła się po prostu po tej akcji z Aną i Kelirem.
        - Dziwisz się? Ledwo się w wiosce pojawiłeś, a już się z kimś po mordach tłuczesz.
        - On zaczął! – prychnął Northman, a widząc, że jego towarzysz wybucha śmiechem, sam odruchowo uniósł lekko kącik ust. – No co?
        - Mam nadzieję, że jej się tak nie tłumaczyłeś – stwierdził Ivor, wciąż chichocząc i popychając lekko najemnika w stronę wioski. Dopiero cios łokciem w żebra zdusił jego rozbawienie.

        Najpierw jednak musieli przedrzeć się przez zarośla, którymi tutaj dotarli, a już po kilku krokach usłyszeli znajome narzekanie, które u obu mężczyzn wywołało uśmiechy, z tym że u Ivora raczej rozmarzony, a u Mathiasa mocno kpiący. Zaraz też odwrócił się do mieszkańca wioski i położył sobie palec na ustach, nakazując ciszę, a chociaż błysk w jego oku nie wróżył nic dobrego, z jakiejś przyczyny towarzyszący mu łowczy nie zaprotestował, widocznie ciekawy, co też knuje ten wariat. A Northman potrafił być naprawdę cicho jeśli chciał, ostrożnie stawiając stopy na miękkiej ziemi, omijając wszelkie gałązki i pochylając się pod listowiem zagradzającym mu drogę, miast go odgarniać z szelestem. Po chwili ukazały im się blond włosy syrenki, która po prostu nie przestawała mówić. Najemnik z trudem zdusił rozbawienie i nad jej ramieniem poprosił Aureę na migi, by nie zdradziła ich obecności. Obie dziewczęta były już przebrane i to w suknie, których z pewnością nie spodziewałby się zobaczyć w arsenale mieszkających tu wieśniaczek, a jednak. Jego uwadze umknęły, na szczęście, tajemnicze kamienie, gdyż był zbyt zajęty przygotowywaniem pułapki na Niviandi.
        Wcześniej już ułamał sobie gałązkę jednego z krzaków, a teraz ostrożnie układał na jednym z liści kolorowego żuczka, który spacerował sobie radośnie po sąsiedniej roślince. Dopiero wówczas Ivor otworzył usta, by zaprotestować, ale znów oberwał łokciem i siedział cicho. Brunet zrobił krok do przodu, nie chcąc już ryzykować zdradzenia ich obecności i stając bezpośrednio za Niviandi, ostrożnie pochylił nad nią gałązkę w taki sposób, by nieświadomy nadchodzącej apokalipsy żuczek znalazł się dokładnie przed oczami księżniczki. Siłą rzeczy najemnik odgrodził jej dodatkowo swoją osobą drogę ucieczki, gdy pochylił się do ucha dziewczyny. Przedwcześnie zdradzić go mogły jedynie krople wody, kapiące z jego mokrych jeszcze włosów.
        - Bu! – szepnął z uśmiechem, słysząc jak za jego plecami dopiero teraz Ivor ośmielił się odezwać.
        - Ależ z ciebie dzieciak...
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi początkowo wlepiła w Aureę zaskoczone spojrzenie. Pierwszy raz otrzymała z jej strony tak wielkie poparcie, nawet jeżeli słowa te dotyczyły tylko sukienki. Jednak, tak… To bardzo kupiło naiwność syrenki. Od razu zyskała w oczach królewny takim zdecydowaniem poparciem jej niezadowolenia. Niv aż odrzuciła garść loków by uwydatnić swoje rozkapryszenie.
        Po chwili błękitne tęczówki zabłysnęły nowym blaskiem widząc do czego zdolne są doprowadzić zaklęcia! Ona tak bardzo bała się magii! A tu proszę, taki pożytek! Złotowłosa była wręcz zahipnotyzowana tym widokiem. Nieważne czy szycie było w jej guście czy też nie, Niviandi mogła zażyczyć sobie niemalże wszystkiego od skrzydlatej! To zrodziło nowe inspiracje w dziewczynie, a należało pamiętać, że Niv nie zna zahamować jeżeli chodzi o wygląd.
        - Och! – westchnęła doglądając to jedną, to drugą kreację. Pragnęła je pieścić palcami. Wszystko było lepsze od tego, co ma na sobie!
        Czy w takim razie Aurea potrafi wyczarować korale? Perły? DIAMENTY?! W głowie syrenki aż wirowało od wyobrażeń przeróżnych błyskotek. Chyba omdleje z tych wrażeń oraz pobudzonej do granic możliwości wyobraźni. I korona… Ciekawe jaką koronę nosi jej królestwo? Mogła sobie wyobrażać i wyobrażać, a fellerienka wszystko by jej wyczarowała.
        - Ja chyba śnię… - wzdychała przecierając nieestetyczną kroplę potu, ale jak tu nie zwariować, gdy obok ma się kogoś tak wspaniałomyślnego? Musi koniecznie sprowadzić ją sobie na dwór królewski!
        Nagle skóra Niviandi niemalże zapłonęła. Spojrzała pytająco na kryształ. Palił ją, ale bała się go dotknąć. Wyraźnie spanikowała, dłonie jej drżały, ale ostatecznie to Aurea rozwiązała problem odkładając własny naszyjnik. Wtedy wzrok księżniczki przeniósł się na skrzydlatą. Oczy miała wypełnione po brzegi strachem, niczym spłoszona łania i przybrały niemalże idealnie okrągły kształt.
        - Aurea… - szepnęła niemalże bezgłośnie dostrzegając czerwone błyski na ciele towarzyszki.
        Syrenka ukryła przełknięcie śliny. Stała kompletnie zdezorientowana, jakby była gotowa na zdecydowany ruch, ale bała się jego konsekwencji. Gdzieś w pamięci miała, by nigdy nie patrzeć w stronę celu podczas gęstniejącej atmosfery. Na dworach panny nigdy nie spoglądały na osobę, o której mówiły. Teraz odczuwała to samo. Nie patrz w wyznaczony przez siebie punkt, bo inaczej nie będzie jak z łąki kwiatów zrywać.
        Niviandi zaoferowana własnymi działaniami stała się łatwym łupem dla żartu Mathiasa, chociaż nawet w pełni skupiona na zmysłach syrenka nie miałaby szans z niespodziewanym żukiem na liściu. Chwila napięcia została przerwana przez jednego robaczka, którego dojrzała złotowłosa. Najpierw wytrzeszczyła oczy upewniając się, że to co widzi jest właśnie tym co widzi, a skromne „Bu” spowodowało pisk bolesny dla każdej pary uszu, jaka zdołała wychwycić te dźwięk.
        Złotowłosa wyrzuciła dłonie w górę odtrącając liść, a gdy zdała sobie sprawę, że dotknęła terytorium tego stwora, zasłoniła rękoma twarz, jakby co najmniej miał ją pożreć a następnie wypluć. Wizja oblepionych włosów niesamowicie ją brzydziła, nie mówiąc już o tym jakie zarazki musi przenosić ten robal! Cofnęła się gwałtownie decząc najemnika po palcach. Nie wiedzieć czemu przypomniały się Niv czary. A może ten żuk stał teraz za nią w rozmiarach nierealnych? Nie miała odwagi spojrzeć więc chlasnęła otwartą dłonią Mathiasa po twarzy odskakując w wolną przestrzeń, gdzie nie było ani mężczyzny ani listka z robakiem, który zapewne boleśnie padł na leśną ściółkę.
         - Iiiiiia! – krzyczała piskliwie i bezradnie machając dłońmi przed twarzą oraz bardzo mocno dociskając łokcie do ciała.
        - Ach! Okropne! – krzyczała cofając się tyci kroczkami, aż ostatecznie ugięła kolana popadając niemalże w płacz.
        - Och, to już sobie poszło?! Matko, na pomoc! Mathias! – wezwała, gdy nagle błękitne oczęta syrenki dostrzegły źródło podstępu.
        - MATHIAS! – powtórzyła poprawiając pragnienie uratowania na besztanie.
        Patrzyła na niego gniewnie, aż policzki jej poczerwieniały i napełniły się zaciągniętym powietrzem. Miała ochotę wybuchnąć, ale nie płaczem a całą litanią niepochlebności. Postąpiła jedną nogą do przodu, ale szybko się wycofała w obawie, że w zanadrzu może trzymać jeszcze jednego potwora. Pobłądziła wzrokiem po stopach członków drużyny szukając jakiś odpowiedzi na to co zrobił. Dusiła się od środka, chciała mu tyle powiedzieć! Tyle nakrzyczeć!
        Uniosła wzrok i spotkała szare tęczówki. Ugięła się pod przenikliwością jego spojrzenia. To na pewno przez to, że gdy się obudziła poczuła nieproszoną słabość wobec mężczyzny. Teraz znowu ją złapała. Koszula delikatnie lepiła się do jego wyrzeźbionego ciała. Wciąż widać było delikatny połysk wody na jego skórze. Ech, a ona za wszelką cenę nie chciała być słaba. Nie wobec Mathiasa Northmana.
        Niviandi porwała z ziemi łańcuszek należący teoretycznie do Aurei. Skoro zachowywała się tak dziwnie, gdy go trzymała, to może ona nabierze odwagi! Poczuła… Poczuła się… Całkiem inaczej, albo raczej… Całkiem inna. Odmieniona. Lepsza.
        Zacisnęła piąstkę na łańcuszku. Parzył ją w ręce, a na piersi wypalało się błękitne oczko. Głos podpowiedział by go zerwała, bo wtedy dozna ulgi. Tak faktycznie się stało. Syrenka odtrąciła własną ozdobę zrzucając ją na trawę. Ta siła. Ta świadoma siła i przeczucia.
        Jeszcze raz spojrzała na Mathiasa kompletnie ignorując czy Aurei się to wszystko podoba. Zbliżyła się do najemnika. Całe ciało syrenki mrowiło. Podobnie, jak skrzydlata kilka chwil temu, teraz i ona odczuwała masę dziwnych, strasznych i niepodobnych do niej myśli. W odróżnieniu jednak do fellerianki, nawet nie była świadoma, że jeszcze nie aż tak dawno, nim woda wyrzuciła ją na brzeg, to wszystko trawiło ją od środka. Nienawiść. Nienawiść do ludzi. Nienawiść do osób na tamtejszym statku. To napędzało ją od środka. A przecież Mathias był człowiekiem...
        Ostatecznie sprzedała mu niezłego liścia na policzku, a ku większemu zaskoczeniu ona sama nie odczuwała z tego powodu jakiejś urazy czy też zdziwienia tym co zrobiła. Wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej wpiła w niego wzrok, który ociekał klarowną złością oraz nutą… uciechy?
        - No tak, mogłam się domyśleć. Pewnie resztę kolegów chowasz w czuprynie, wszy mają z ciebie taką samą pożywkę jak ty najwidoczniej ze mnie ubaw! – powiedziała głosem zatopionym w złości.
        - Nie dorównujesz im inteligencją i leczysz kompleksy tępym zachowaniem! – dodała nie przerywając, a powietrze nabrało zwiększonej wilgotności, jakby wróżyło burzę, tylko nad ich głowami widniały jedynie chmury zniszczenia.
        Ivor aż oniemiał. Nie spodziewał się takiego nagłego zrywu ze strony Niviandi, który różnił się od tych wszystkich poprzednich. Był przepleciony inną wiązanką, w której szukał jakiejś odpowiedzi na jej zachowanie.
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości