FargothSekrety lordów.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

Yorick cały czas leżał pod łóżkiem, aby łuk nie haczył o deski, elf musiał przebywać tam w niewygodnej pozycji. Dodatkowo przeszkadzał mu ból w mięśniach, który był spowodowany interwencją Tewaka.
Skrytobójca nagle usłyszał przeraźliwy krzyk.
- "Kurwa! Ustrzelili mnie!" - przekazał mu Mortem.
-"Gdzie dostałeś?"
- "W bok, niedaleko rzyci." - Koń był wyraźnie przestraszony.
- "Eee. To nie ma tragedii. Po prostu nie wyjmuj na razie strzały i będzie w porządku."
- "Dobrze, że to mówisz, bo właśnie ją złapałem!" - Rumak zmienił się z przerażonego w agresywnego.
- "Sarkazm się ciebie trzyma, więc będziesz żył."
Po chwili usłyszał głośny trzask. Drzwi zostały wykopane z zawiasów, runęły na podłogę. Z tego co usłyszał Yorick, do środka weszło trzech żołnierzy. Zaczęli przeszukiwać pokój. Skrytobójca leżał, bezgłośnie zmienił pozycję na taką, która pozwalała na szybkie i ciche opuszczenie kryjówki. Jeden z wojowników wyjrzał za okno i zobaczył zwłoki.
- Panie kapitanie! - krzyknął. - Proszę to zobaczyć!
Wszyscy strażnicy podeszli do okiennic. Yorick wykorzystał tę sytuację i bezgłośnie opuścił komnatę.
Gdy elf znalazł się na korytarzu stwierdził, że może chodzić normalnie. W końcu wszyscy członkowie garnizonu biegali w tę i z powrotem. Skrytobójca miał wielką ochotę wrócić na górę i sprawdzić co na prawdę znajdowało się w skarbcu, ale szybko odsunął tamtą myśl.
- "Muszę podtrzymać zamieszanie."
Yorick szedł przed siebie, nasłuchują kroków. Gdy usłyszał biegnących żołnierzy, schował się za posągiem nagiej kobiety. Po kilku sekundach zagrożenie minęło, więc elf ruszył przed siebie. Po niedługim czasie wszedł do jednego z pokoi.
Okazało się, że była to kuchnia. Po lewej stały blaty i piec, po prawej były szafki z produktami, naprzeciw drzwi znajdowało się okno, pod którym siedziała młoda dziewczyna w fartuchu.
- Przepraszam. Wiesz może co się dzieje? - spytała Yoricka.
- Owszem - odpowiedział, klękając przy niej. - Jestem elfim skrytobójcą, który wszedł tu nielegalnie i zabił kilku ludzi. Teraz strażnicy szukają mnie po całej posiadłości.
- Ha. Haha! Dobre - powiedziała, śmiejąc się. - A tak naprawdę, to co się dzieje?
Yorick brutalnie odchylił głowę dziewczyną i przyłożył jej sztylet do gardła.
- Rzadko kiedy żartuję - powiedział najniższym głosem, jaki udało mu się osiągnąć. - Teraz słuchaj uważnie, bo nie mam czasu, żeby to powtarzać. - Podkuchenna zaczęła cicho płakać, elfa w żaden sposób to nie ruszyło. - Uciekniesz stąd i poszukasz kapitana straży. Powiesz mu, że widziałaś mnie w kuchni. Jeżeli tego nie zrobisz, to wrócę w nocy i zabiję cię. Czy to jasne?
Dziewczyna nieśmiało pokiwała głową.
- Świetnie, czas na ciebie.
Służka wybiegła z pokoju, a elf wziął do ręki największy garnek, jaki udało mu się znaleźć i rozbił nim okno. Potem powiększył dziurę na tyle, żeby mógł w nią wejść. Następnie wturlał się pod jedną z szafek i całkowicie zasłonił się słoikami z przetworami.
Wszystko przygotował tak, aby wyglądało, że opuścił kuchnię przez okno.
Awatar użytkownika
Rheolw
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rheolw »

Rheolw nie potrafił zrozumieć w jaki sposób kilku oprychów było w stanie trzymać w szachu całą straż w posiadłości. Jego ludzie padali jeden za drugim, tymczasem on nawet nie był w stanie zlokalizować ilości i miejsc w którym kryją się przeciwnicy. A przecież znajomość terenu powinna przemawiać na korzyść pilnujących dworu Crewarów. Wszystko zaczęło się pieprzyć. Co gorsze wkrótce miał przybyć kupiec z ważnym towarem, nie wspominając o powrocie samego lorda.
Coś musiało być tu nie tak. Coś co cały czas uciekało sprzed wzroku Rheolwa. Przecież przeszukali wszystkie zabudowania, komnaty, pomieszczenia i schowki. I nic. Nawet psy zgubił trop. Włamywacze jakby rozpłynęli się w powietrzu. Czyżby mieli do czynienia z jakąś magią? Z czymś co znacznie przekraczało możliwości prostych żołnierzy. Niestety na taką formy ataku na posiadłość nie byli przygotowani. Nie mogli też w żaden sposób jej się przeciwstawić.
- Sprawdzaliśmy wszędzie. - Tłumaczył adiutant. - Wszystkie dostępne pokoje.
"Dostęp". To było słowo klucz. W całej posiadłości znajdował się tylko jeden budynek do którego żołnierze nie mogli wchodzić. Były to podziemia z celami dla ofiar przyszłych polowań urządzanych przez lorda. Rheolw i tyko trzech jego zaufanych ludzi mieli dostęp do lochów. W celach tych zawsze przetrzymywano jakieś okazy, na wypadek gdyby lord nabrał spontanicznej ochoty ustrzelenia któregoś z nich.
Kapitan zaklął. Jeśli te gnojki zamierzali wywołać tu chaos to więzienia w podziemiach były ku temu idealną okazją.
- Za mną! Natychmiast! - Krzyknął, mobilizując swoich ludzi. Grupa zbrojnych natychmiast ruszyła w stronę lochu. Rheolw prowadził. W pewnej chwili drogę zastąpiła mu jakaś służka, stękając ze ktoś chce ją zabić, lecz strażnik odepchnął ją brutalnie, skoncentrowany na czymś zupełnie innym. Niespodziewanie wchodząc do podziemi kapitan niemal zderzył się z Mariką ukrytą w wąskim przejściu. Dziewczyna dobyła noża usiłując zadać nim szybkie pchnięcie, ale krótkie ostrze tylko ślizgnęło się po zbroi Rheolwa. Strażnik niemal natychmiast chwycił służkę za kark i cisnął nią o ścianę. Jedną już miał.
Nagle w korytarzu dał się słyszeć odgłos walącej się ściany a potem krew strażników zmroził złowrogi ryk.
- Wypuściłam ich. Wszystkich. Teraz macie przesrane. - Zaśmiał się Marika.
- Martw się o siebie suko. - Odpowiedział Rheolw. Po czym zaczął wydawać rozkazy swoim podwładnym. - Wycofujemy się. Zabarykadować wejście. Użyjcie wszystkiego co wpadnie wam w ręce. Żadna z bestii trzymanych w lochach nie ma prawa wyleź na zewnątrz. Kogo w ogóle tam mamy? - Spytał adiutanta.
- Driadę, wampira, ghoula i .... trola. A i jest tam jeszcze nasz wynalazca budujący celę dla syreny. Jego dopadną pierwszego, a potem prawdopodobnie pozabijają się wzajemnie.
- Albo dogadają mając wspólnego wroga. - Sarkastycznie podsumował Rheolw. "Kto do cholery wymyślił żeby sprowadzić tu trola?" Zastanawiał się kapitan.
Wychodząc na plac Rheolw krzyknął do ukrywających się gdzieś na terenie posiadłości włamywaczy.
- Mam waszą służkę bando drani! Daję wam minutę by zjawić się tutaj jeśli chcecie ją odzyskać. Potem podetnę jej gardło!
Wycie dobiegające z lochów dało się słyszeć na centralnym placu.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Wykorzystując dany jej czas, Feyla przyjrzała się konstrukcji schowka. Sam zamek faktycznie wyglądał na solidny i niełatwy do sforsowania. Podobnie zresztą cała przednia ściana sejfu, która prezentowała się imponująco. Jednak znający się na rzeczy obserwator od razu zauważyłby że zakupując tego typu skrytkę, lord dał się naciągnąć na efekty wizualne. Całość miałaby sens gdyby sam schowek wybudowano wraz z budynkiem, a jego boczne ściany osadzono w fundamentach. Jednak w tym konkretnym przypadku pomysł ulokowania sejfu w sypialni musiał przyjść na myśl lordowi dużo później, w skutek czego jego konstrukcja polegała na wyrzeźbieniu otworu w ścianie i wciśnięciu w to miejsce zamkniętej struktury, a następnie zakotwiczeniu jej do przedniej ścianki. Same mocowania wyglądały dość licho i łatwo powinny się rozwiercić, a jeśli kowalka będzie miała rację to boczne i tylnie elementy sejfu okażą się dużo bardziej kruche niż widoczna z zewnątrz ścianka czołowa.
Feyla zabrała się do pracy raz za razem zerkając w stronę drzwi wejściowych. Rannego żołnierza, obecnie nieprzytomnego, ulokowała blisko siebie by w razie konieczności wytłumaczyć się niesieniem pomocy. W samej sypialni panował obecnie wystarczający bałagan by dodatkowy przewrócony mebel nie wzbudzał zbytniej sensacji. Dzięki temu kowalka mogła sobie darować dyskretne i subtelne działania. Lord i tak od razu zorientuje się ze został okradziony.
Po zerwaniu nitów mocujących kotwy i podważeniu całości, Feyli udało się wysunąć całą konstrukcję sejfu na podłogę. Teraz wystarczyło tylko kilka solidnych uderzeń młotem, a zawartość schowka stanie przed nią otworem. Kowalka chwyciła właśnie za narzędzia gdy usłyszała kroki zbliżających się strażników. Natychmiast skoczyła w kierunku rannego żołnierza stanowiącego jej przykrywkę.
- Co ty tu robisz? - Spytał jeden z dwójki strażników którzy pojawili się w sypialni.
- Kapitan przysłał mnie tu by pomóc rannemu, postrzelonemu przez jednego z tych gnojków. - Odpowiedziała Feyla zgodnie z przygotowaną wcześniej kwestią.
- O rzesz, przecież to Ladun. Łajza jest mi winien pięćdziesiąt miedziaków. Nie pozwolę mu zdechnąć. - Zaniepokoił sie wyższy z mężczyzn, szczupły czarnowłosy strażnik o kilkudniowy starannie przyciętym zaroście - Dawaj go tu. Pomogę ci go znieść.
Kowalka była gotowa wyć z złości. Miała skarbiec na wyciągnięcie ręki, a tych dwóch natrętów momentalnie zdołało pokrzyżować jej plany. Nieoczekiwanie to kapitan Rheolw wybawił dziewczynę z opresji. Jego nawoływanie dochodzące z głównego placu, zmobilizowało strażników i zmusiło ich do pozostawienia Feyli samej.
- Szlag by to! Musimy iść. Jeśli pozwolisz Ladunowi zdechnąć, odbiorę swój dług od ciebie. - Mężczyzna pogroził kowalce. Gdy tylko para strażników zniknęła na schodach, Feyla wróciła do sejfu, włamując się do jego wnętrza. W środku nie było niczego poza jedną księgą.
- Sejf bogacza tak? Znajdziecie w nim mnóstwo kosztowności ... - Sarkastycznie podsumowała kowalka, chowając zdobytą księgę w swojej torbie na narzędzia. Ranny żołnierz okazał się dużo cięższy niż Feyla podejrzewała, a dotarcie z nim na główny dziedziniec zabrało jej mnóstwo czasu. Kowalka zdążyła akurat na moment w którym Rheolw kończył odliczanie czasu pozostałego Marice. Przez chwilę przyglądała się dowódcy i otaczającym go żołnierzom. Co dziwne większość podkomendnych Rheolwa zamiast na więźniu, koncentrowała się na budynku z którego dochodziły tajemnicze dźwięki. Kowalka dostrzegła na twarzy mężczyzn wyraz przerażenia jakby zza zamkniętych obecnie drzwi za chwile miała wybiec horda piekielnych bestii. Sądząc po dochodzących stamtąd rykach, wizja ta wcale nie była taka nieprawdopodobna.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

- Mam waszą służkę bando drani! Daję wam minutę by zjawić się tutaj jeśli chcecie ją odzyskać. Potem podetnę jej gardło! - rozległ się krzyk kapitana straży.
- "Tnij sobie co chcesz, mi już nie jest potrzeba" - pomyślał Yorick.
Elf zauważył, że jego plan spalił na panewce, więc wyszedł z kryjówki, cicho odsuwając słoiki. Yorick stanął, rozprostował nogi i przyłożył ucho do drzwi, żeby sprawdzić, czy nikt nie szedł korytarzem.
- "Mogę ci przeszkodzić?" - odezwał się Mortem.
- "Już to zrobiłeś."
- "Wóz z towarem jest blisko" - powiedział cicho koń.
Yorick stwierdził, że jednak nie jest aż tak źle, jak mogłoby być. Kapitan był na dziedzińcu, a czekało go jeszcze spotkanie z handlarzem. Elf wyszedł z kuchni.
- "Możesz przeczytać myśli handlarza?" - spytał swojego wierzchowca.
- "Nie, są jeszcze za daleko."
- "Kiedy dotrą do pałacu?"
-"Jeśli utrzymają tempo, to będą za jakieś dwadzieścia minut."
Yorick szedł w stronę schodów. W duchu cieszył się, że Mortem opanował ból.
- "A i jeszcze jedno" - odezwał się koń.
- "Co znowu?"
- "Pośpiesz się, bo mam bełt w dupie. To boli."

Skrytobójca wszedł do komnaty lorda, pierwszą rzeczą którą zauważył był bajzel. Następnie dostrzegł otwarty sejf, był całkiem wyczyszczony.
- Czyżby Feyla postanowiła uciec bez wspólnika? - powiedział cicho w przestrzeń.
Elf wyjrzał przez rozbite wcześniej okno. Zauważył młodą kowalkę, która kładła rannego żołnierza na ławce. Kawałek od niej stał kapitan, który kończył odliczanie ostatnich sekund Mariki. Obok niego stała reszta oddziału. Wszyscy strażnicy patrzyli czujnie w stronę budynku z którego dochodziły ryki. Yorick był pewien, że była tam reszta łownej zwierzyny Cerewara.
- "Ciekawe co by się stało, gdyby "ktoś" otworzył drzwi tamtego lochu?" - pomyślał i skradając się, zaczął schodzić ze schodów.
Przy okazji wyjął bułat, ta broń była mu potrzebna tylko do ewentualnej obrony komnat lorda. A skoro zaczął działać po swojemu, nie potrzebował więcej stali. Szczególnie tak dużej i nieporęcznej.
Awatar użytkownika
Rheolw
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rheolw »

Wszystko się waliło a Rheolw miał być tym któremu przyjdzie za to beknąć. Pod nieobecność lorda to właśnie on był tym odpowiedzialnym z porządek i bezpieczeństwo na terenie posiadłości. Jego rolą było również przygotowanie terenu i organizacja zbliżającego sie polowania. Tymczasem jedyną rzeczą jaką osiągnął były poniszczone budynki, zdemolowane pomieszczenia, mnóstwo trupów i horda niebezpiecznych stworzeń która lada chwila wydostanie się na dziedziniec. Co gorsza kapitan w żaden sposób nie potrafił wyjaśnić przyczyn tego chaosu.
W tej sytuacji nie trzeba być wizjonerem by zrozumieć iż lord pociągnie do odpowiedzialności tego któremu zawierzył i którego obarczył tak ważnym zadaniem. A jeśli głowa Rheolwa miała wkrótce zawisnąć, to dowódca straży gotów był pociągnąć za sobą tylu ilu tylko zdoła. Poczynając od Mariki którą kompani najwyraźniej spisali na straty.
Sama dziewczyna również wyczuwała swoją sytuację, usiłując się bronić.
- Czekaj - skomlała służka - to moja matka. Ona zmusiła mnie do wszystkiego! Błagam. Pomogę ci w walce z tymi potworami.
- Bądź pewna że to stare wścibskie babsko wkrótce zapłaci za wtrącanie się w nie swoje sprawy. - Oznajmił Rheolw przesuwając ostrze po szyi Mariki. Z tętnicy trysnęła krew, zabarwiając rękawice kapitana szkarłatną barwą. Martwa służka osunęła się bezwładnie na ziemię. Tymczasem od strony wejścia do lochów dochodziły rytmiczne uderzenia sugerujące iż ktoś lub coś usiłuje wyważyć drzwi. Rheolwowi wystarczyło krótkie spojrzenie w tym kierunku by zrozumieć iż ta ostatnia zapora wkrótce padnie.
- Utrzymać szyk! - Zwrócił się do swoich żołnierzy. - Zabijaliśmy już wcześniej podobne bestie i możemy uczynić to również teraz. Lord Crewar wynajął najlepszych wojowników nie po to by ci w decydującej chwili wpadali w popłoch przed byle czym! - Oczywiście że jego podkomendni brali już udział w polowaniach, lecz wtedy stosunek sił był mniej więcej trzydziestu wojowników na jedną, osłabioną, głodzoną i torturowaną ofiarę. A teraz licząc włamywaczy liczebność obu stron rozkładała się mniej więcej równo.
Nagle olbrzymi trzask przerwał mowę kapitana. Drzwi wyrwane z framugi przeleciały nad głowami żołnierzy. Z lochu wydobył się gesty szary dym zupełnie ograniczający widoczność. A potem z oparów tych wyłoniły się pierwsze z bestii i rozpętało się piekło.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla z niedowierzaniem przyglądała się egzekucji jakiej poddano Marikę. Śmierć służącej definitywnie przekreślała ich misję. Kowalka nie mogła uwierzyć że Yorick nie zareagował w tej sprawie w jakikolwiek sposób. Przecież właśnie przepadła mu nagroda o którą tak bardzo zabiegał. W ogóle elfa nigdzie nie było widać. Być może, jak większość najemników, w momencie gdy uznał że koszty samego przedsięwzięcia są zbyt duże w stosunku do ewentualnych zysków, postanowił zejść z sceny na której rozgrywały się wydarzenia. Kowalka nie miała by nic przeciwko by samej zastosować podobny manewr.
Pozostawało mieć nadzieję ze przed swoją śmiercią Marika nie wspomniała nic o ewentualnym udziale Feyli i elfa w całym tym spisku. Kowalka przez chwilę łudziła się także że w momencie schwytania intruza, kapitan straży nieco odpuści i życie w posiadłości wróci na normalne tory.
Nic z tych rzeczy.
Z ciała służki wciąż jeszcze sączyła się krew gdy potężna eksplozja uniosła w powietrze drzwi od jednego z budynków a z obłoków kurzu na dziedziniec dostała się chmara przeraźliwych bestii. Centralną postacią skupiającą na sobie uwagę zarówno Feyli jak i oddziału strażników był olbrzymi troll. Monstrum mimo iż od razu został nafaszerowany gradem strzał i kilkoma pikami, cały czas pruł do przodu, wpadając w szereg zbrojnych i łamiąc ich jak zapałki. Żołnierze lorda byli odważni, jednak nie dysponowali przy sobie żądną bronią mogącą zrobić krzywdę bestii takich rozmiarów.
Poza trollem z obłoków mgły wyłoniło się kilka mniejszych dziwadeł. Równie zabójczych a przy tym znacznie szybszych od swojego olbrzymiego towarzysza. Feyla nie miała czasu zastanawiać się co za unikatowe gatunki ma przed sobą. Na później musiała też odłożyć rozważania po jakie licho ktokolwiek trzyma w swoim domu tyle potworów? Czyżby lord był tak salony że gotów był ryzykować życiem swoich poddanych dla powiększania własnej sypialnianej kolekcji?
W całym tym zamieszaniu najgorszym okazał się fakt że mieszkańcy posiadłości, zaciekawieni toczącymi się wydarzeniami, tłumnie wylegli na dziedziniec chcąc znaleźć sie jak najbliżej centrum akcji. Gdy tylko gromada stworów wpadła wśród nich zaczęła zbierać krwawe żniwo. Wybuchła panika. Śmiertelnie przestraszeni ludzie zdecydowali się uciekać w każdym możliwym kierunku. Żaden z nich nawet nie spróbował podjąć walki, a co gorsza znaczna część służby postanowiła ukryć się dokładnie w tym miejscu w którym stała Feyla.
Teoretycznie powstałe zamieszanie stanowiło doskonałą okazję do opuszczenia dworu Crewarów, jednak w praktyce kowalka zdążyła dobiec do najbliższego z pomieszczeń, dostać się do środka i zaryglować za sobą drzwi. W środku natychmiast otworzyła swoja narzędziową skrzynię, zbierając z niej wszystko to co mogła wykorzystać do walki. Z zewnątrz cały czas dochodziły okrzyki przerażenia, agonii i złowieszczego wycia. Nagle coś złowrogiego zaczęło szarpać za drzwi i drapać pazurami w ich konstrukcję.
Feyla poza młotem, pilnikami i kilkoma ostrymi narzędziami, dysponowała jeszcze procą do której w pośpiechu przygotowywała niewielkie kule nabijane gwoździami. Zdecydowała sie także wykonać pochodnie którą odpaliła od tlącego się kominka. Z jakąkolwiek bestią miała tu do czynienia uznała że większość z nich powinna bać się ognia, więc taki argument warto mieć pod ręką.
Po raz kolejny przeklęła elfa za to że nie ma go w pobliżu. Potem pozostawało już tylko czekać.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

        Yorick schodził po schodach, gdy rozpętało się piekło.
         Elf natychmiast wrócił na do sypialni lorda i wyjrzał przez okno. Troll rozbijał grupę złożoną z kilku strażników w puch, wampir zawlókł jakiegoś sługę do stajni, zapewne celem konsumpcji, driada próbowała uciec, wspinając się na mury, a ghuol skakał na zajętych trollem żołnierzy.
         Na dziedzińcu była cała masa ludzi. Słudzy uciekali gdzie popadnie, strażnicy starali się ogarnąć sytuację, a kobiety krzyczały przy zamkniętej bramie. Skrytobójca z trudem dostrzegł Feylę, która pobiegła do najbliższego jej budynku. Zaklął.
        - Ciebie akurat potrzebuję żywej - powiedział po cichu.
         Yorick wyskoczył przez okno, w takim sam sposób jak zrobił to po postrzeleniu pierwszego żołnierza. Wylądował na balkonie, z niego wszedł na niższy dach. Potem przebiegł całą jego długość. Zatrzymał się na krawędzi zadaszenia i wziął rozbieg. Następnie skoczył. Skok zakończył lądowaniem na strzesze budynku, w którym ukryła się kowalka. Do środka wszedł, wybijając okno dachowe.
         Miękko upadł na podłogę pierwszego piętra. Wstał i rozejrzał się. Po prawicy miał schody prowadzące na dół, po lewej było kilka prostych łóżek, miednica i duży stół przy którym znajdowało się sześć taboretów. Elf założył, że znajdował się w mieszkaniu służby. Skrytobójca wiedział, że zawsze trzeba patrzeć w górę, dlatego popatrzył na sklepienie.
         Wtedy zauważył zakapturzoną postać, trzymającą się między belkami.
        Osobnik w płaszczu zeskoczył z zamiarem powalenie elfa, ale Yorick zdążył odskoczyć. Wyjął sztylety i odparował cios zadany nożem. Następnie zaatakował, ale przeciął powietrze, napastnik okazał się być szybkim. Elf musiał wykonać kilka uników, zakapturzona postać bardzo zręcznie wirowała z nożem. Yorick skontrował cios, który miał przeciąć mu krtań, a następnie zrobił skok z piruetem i znalazł się za swoim agresorem. Zakapturzony nożownik chciał zadać cios, odwracając się, ale elfi skrytobójca kucnął i podłożył mu nogę. Napastnik w płaszczu wyrżnął o podłogę i wypuścił nóż z ręki. Yorick za pomocą ręki i kolana zablokował możliwości ruchu zakapturzonego agresora. Drugą ręką zdjął kaptur tajemniczej postaci.
         Wtedy trochę go zatkało. Nożownik, który pod nim leżał, był mroczną elfką.
         - Zawsze to samo - powiedziała z wyrzutem. Yorick stwierdził, że miała bardzo przyjemny głos. - Tak jestem babą! Tak umiem walczyć! Wiem też, czym jest honor, więc dobij mnie w końcu! Na co czekasz?!
        Skrytobójca wstał, następnie zdjął maskę i kaptur.
        - Nie godzi się dobijać przedstawicielki najszlachetniejszej rasy - odpowiedział i podał jej rękę. Dziewczyna złapała ją i wstała.
         - To co innego - powiedziała, uśmiechając się. - Może skoro już ustaliśmy, że nie będziemy się zabijać, to pomożesz mi stąd uciec?
         - Nawet mam plan. - wyjął kordelas i podał jej. - Weź to, trochę lepsze od twojego noża.
         Dwójka mrocznych elfów odwróciła się i poszła w kierunku schodów. Okazało się, że wchodziła nimi Feyla, zapewne zaalarmowana ich walką.
         - Jesteśmy w komplecie, a skarbiec jest wyczyszczony - powiedział Yorick, a następnie założył maskę i kaptur. - Czas spieprzać.
Awatar użytkownika
Rheolw
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rheolw »

Rheolw wyciągnął swój miecz z ciała kolejnego stwora. Przed chwilą odrąbał łeb ghoulowi, a teraz zakończył nędzny żywot jakieś wężowej kreatury. Niestety kapitan szybko zrozumiał że nie są w stanie zapanować nad wszystkimi bestiami jakie uciekły z lochów. Stworów było zbyt dużo. Znacznie więcej niż wspomniał o tym wcześniej jego adiutant. Olbrzymi troll siał spustoszenie wśród jego żołnierzy, jakiś wampir biegał wśród domowników znacząc za sobą krwawe ślady, a lisołak w najbardziej z paskudnej z form, dobijał się do spichrzowej wieży.
Rheolwowi została trójka żołnierzy. Musieli się przegrupować i znaleźć dla siebie bezpieczne schronienie. Żołnierz raz jeszcze spojrzał w kierunku lisołaka usiłującego dostać się do masywnych drzwi. Stara wieża była pozostałością po czasach gdy obecna rezydencja stanowiła wojenne fortyfikacje. Grube, kamienne ściany, mocne wrota i niewielkie okiennice z których łucznicy mogliby razić napastników, w obecnej sytuacji wyglądały niezwykle zachęcająco. Co więcej w środku znajdowały się zapasy oliwy do wykonania płonących strzał, a na samym szczycie wieży olbrzymia kusza służąca swego czasu lordowi do polowań na wiwernę.
Nadęty bogacz coraz poważniej rozmyślał nad starciem z niewielkim smokiem. Jego szaleństwo wcześniej czy później miało doprowadzić do zagłady wszystkich mieszkańców posiadłości. Dzisiejsze wydarzenia tylko ten proces przyspieszyły. Jednak w chwili obecnej dla kapitana liczyło się tylko to ze zmodernizowana kusza na szczycie wieży była najlepszą z broni jaką można rozwalić trolla panoszącego się po dziedzińcu.
- Odpuszczamy! - Wydał rozkaz Rheolw - Za mną!
Na szczęście dla kapitana, bestia dobijająca sie do drzwi wejściowych była tak zaaferowana potencjalną ofiarą znajdującą sie w środku, iż zupełnie nie zauważyła zagrożenia za swoimi plecami. Rheolw wyciągnął sztylet za pomocą którego przygwoździł łapę hybrydy lisołaka do drewnianej futryny, a następnie, gdy stwór wyjąc z bólu, obrócił swój łeb w stronę kapitana, skręcił paskudzie kark. Jako tymczasowy zarządca posiadłością Rheolw dysponował kluczami do większości drzwi. Dzięki temu on i ocalała trójka jego podwładnych przynajmniej na chwilę byli bezpieczni.
- Na górę. Szybko! - Przykazał kapitan.
Wchodząc po schodach oddział Rheolwa wkrótce napotkał parę mrocznych elfów i jakąś kobietę z posiadłości. Nieznanym mu sposobem kolejne poczwary zdołały dotrzeć tu przed nimi. Żołnierze natychmiast dobyli broni.
- Kurwa! Wszędzie was pełno. - Wściekał się Rheolw. Kimkolwiek byli owi osobnicy w tej chwili stanowili przeszkodę pomiędzy nim a jego celem, co w skrócie oznaczało że zamierzał pozbyć się ich bez większych ceregieli.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Szukając wszystkiego co może dać jej przewagę w zbliżającej się walce, Feyla zdecydowała się wycofać na wąskie schody prowadzące do najwyższej części budynku. Była silniejsza niż przeciętny człowiek, mogła tez pochwalić się zręcznością i precyzją, jednak nigdy nie uchodziła za jakąś specjalnie szybką, a w ciasnych przestrzeniach łatwiej jej będzie niwelować swoje niedostatki. Wbiegając na górę kowalka niespodziewanie dostrzegła Yoricka w towarzystwie mrocznej elfki. Widok nieznajomej trochę zbił ją z nóg. Przez chwilę zastanawiała się kim mogła być przyjaciółka Yoricka. Para elfów ewidentnie współpracowała z sobą. Troszkę zbyt szybko się dogadali jeśli przyjąć że dziewczyna była więźniem w posiadłości Crewarów. A może od początku brała udział w całej operacji stanowiąc ten element planu który jej towarzysz trzymał w sekrecie?
- Skarbiec jest pusty a co najważniejsze nie było w nim ani jednego miedziaka. - Odpowiedziała Yorickowi na wypadek gdyby ten dopominał się o swoją cześć łupu. To czy elf skłonny był jej uwierzyć stanowiło zupełnie inny problem. - Poza tym Marika nie żyje, co sprawia że znalezione papiery również są niewiele warte. Nasza misja najwyraźniej wzięła w łeb, chociaż wygląda na to że tobie chociaż częściowo się poszczęściło. - Kowalka skinęła w stronę elfki. W jednej sprawie w pełni zgadzała sie z Yorickiem. Powinni jak najszybciej uciekać z tego miejsca. Jednak gdy tylko ruszyli w dół schodów, ujrzeli tam kapitana straży i jego trójkę podwładnych. Żołnierze natychmiast sięgnęli po broń, blokując im przejście.
Dowódca wyglądał na człowieka zdeterminowanego i gotowego na wszystko. Prawdopodobnie sprawy na dziedzińcu nie potoczyły się według jego myśli.
- Zanim postanowimy się wzajemnie pozabijać może powinniśmy zastanowić się nad faktem że wspólnie mamy większą szanse na przeżycie. - Zaproponowała Feyla. Oczywiście istniała możliwość ze ich elficka sojuszniczka, jako niedawna więźniarka, byłaby w stanie dogadać sie z towarzyszami z lochów i załatwić im bezpieczne opuszczenie posiadłości, ale jeśli kowalka miałaby obstawiać, postawiłaby na to że bestie na zewnątrz w każdym widzą wroga i potencjalną ofiarę. Zresztą ona sama nie miała ochoty układać sie z tym czymś co szalało poza murami budynku w którym się znaleźli. Nie czuła też specjalnej niechęci do strażników, uważając ich za ludzi wykonujących swoją pracę. Z tego co zdążyła zorientować się wcześniej na placu, większość mieszkańców posiadłości również odnosiła się do żołnierzy z zrozumieniem i bez antypatii.
- Ta służka której podciąłeś gardło, Marika, była nam winna pieniądze. Oszukała nas. Dlatego tu jesteśmy. Nie mamy nic do was i waszego pana. - Wyjaśniła Feyla. Zgodnie z prawdą chociaż z pominięciem kilku ważnych szczegółów. - Jej śmierć w pełni nas zadowala jako rekompensata tego co uczyniła. Oczywiście możemy walczyć ale w takim przypadku przy życiu pozostaną jednostki, a najbardziej zadowolonym z takiego rozwiązania będą te kreatury na zewnątrz.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

        - "Jesteś jeszcze z nami?" - spytał Yorick.
        - "Zbyt wiele do roboty nie mam." - odparł Mortem.
        - "Czy Feyla mnie okłamała. Czy naprawdę nie było tam pieniędzy?"
         - "Nie wiem, za dużo was tam. A tak przy okazji. KRYJCIE SIĘ!"
        Sytuacja ze strażnikami wciąż była niewyjaśniona i napięta jak lina trzymająca wisielca. Strażnicy chcieli zabić włamywaczy i uciekinierkę, ale to co kowalka im powiedziała chyba podziałało, bo dwóch żołnierzy schowało miecze do pochew. Ich kapitan chciał się odezwać, gdy Yorick krzyknął, ostrzegając wszystkich przed tym, co wykrył jego koń.
        - Na ziemię!
        Serce nie zdążyło zabić, gdy przez okno, które wcześniej wybił elf, wpadł do środka czarnowłosy osobnik w krótkich, kruczoczarnych włosach. Przybysz energicznie uderzył ręką w podłogę, wywołując taką falę energię, że wszystkich zbiło z nóg. Elfi skrytobójca uderzył twarzą o szafę, ale szybko wstał. Przyjrzał się czarnowłosemu. Był ubrany w łachmany, zakrwawione łachmany. W normalnie sytuacji zabójca uznałby, że miał przed sobą maga-uciekiniera. Ale to nie był zwykły uciekinier.
         Ten uciekinier właśnie wypijał krew z tętnicy szyjnej jednego z żołnierzy.
        - Ja cież pierdolę, wampirzy mag! - skomentował Yorick.
         Mało kto zwrócił uwagę na motyla, który wleciał przez okno. To znaczy, dopóki ten motyl nie zamienił się w wielkiego wilka i nie rzucił się na pozostałych przy życiu żołnierzy.
         Yorick tylko raz w życiu widział Maie. Wiedział, że te energiczne stworzenia, to bardzo groźne osobniki. Swoje spotkanie z Maie lasu, które miało miejsce prawie dwie dekady wcześniej, niemal przypłacił życiem.
        Wampir, który skończył konsumpcję strażnika, rzucił się na Feylę. Dziewczyna zginęłaby, gdyby nie ich nowa towarzyszka. Mroczna elfka zaszła nieumarłego od tyłu i potężnie go cięła w głowę.
         Ale wąpierz tylko na to czekał.
         Krwiopijca szybko się wyturlał, a następnie wstał z leżenia z gracją godną najlepszego akrobaty. Wampir zajął się walką z elfką i rozbroił ją ciosem w przedramię. Zamierzał złapać ją za szyję, ale przeszkodziły mu trzy strzały, które wbiły się w jego bok.
         Yorick naciągnął ponownie cięciwę. Czwarty pocisk był gotowy do strzału. Elf wycelował w szyję swojego przeciwnika i wypuścił cięciwę. Strzała smagnęła w powietrzu, lecąc na spotkanie wampirzej tkanki. Strzała leciała, leciała i leciała. Aż z trzaskiem wbiła się w ścianę.
         Skrytobójca oddał jeszcze trzy strzały. Nieumarły uniknął każdego z nich, przy okazji wyjął trzy pociski i rzucił się na elfa. Z gniewem w oczach i jeszcze ciepłą krwią na ubraniach.
         Yorick wiedział, że prędkość sztyletów nic nie mogła mu dać w tej walce. Wampir był od niego dużo szybszy i zręczniejszy. Elf zakręcił łukiem w ręce. Gdy wąpierz chciał go uderzyć pięścią, zabójca uderzył go łęczyskiem w twarz. Nieumarły zaatakował jeszcze kilkukrotnie, a Yorick uchylał się za każdym razem, po czwartym ataku znowu uderzył go łukiem. Potem zrobił unik w bok i wbił swojemu wrogowi zaczep w podbrzusze. Potem zakręcił łukiem i zdzielił go w twarz.
        Wampir wściekł się nie na żarty. Jego i tak nadludzko szybkie ruchy przybrały na sile i prędkości. Prawie zabrał łuk skrytobójcy. Powstrzymało go potężne cięcie, które zadała mu mroczna elfka za pomocą kordelasu.
         Wtedy krwiopijca przypomniał sobie o swoich zdolnościach magicznych. Wystawił rękę przed siebie, dziewczyna odleciała na drugi koniec pomieszczenia. Gdy wampir czarował, Yorick przyjrzał się jego skórze. Była cała w poparzeniach. Elf obmyślił plan.
         Łęczysko uderzyło między łopatki, tam, gdzie jeszcze chwilę, nieumarły miał ranę ciętą. Wąpierz odwrócił się w stronę Yoricka i zaczął go atakować. Elf cofał się, unikając uderzeń, przy okazji kierował się w stronę okna. Krwiopijca atakował pięściami, a skrytobójca regularnie bił go łukiem. Gdy byli tylko kilka stóp od okna, Yorick dał się rozbroić.
         Wampir był przejęty głodem i szałem. Powalił elfa na ziemię, nie wiedząc, że wpadł w pułapkę.
         Gdy krwiopijca przysuwał twarz w stronę szyi powalonej ofiary, powalona ofiara wyjęła przypięty przy udzie sztylet i wbiła go w brzuch wąpierza. Nieumarły zawył z bólu, wtedy Yorick kopnął go w słabiznę i uderzył ręką w twarz. Gdy uścisk wampira prawie całkowicie zmalał, skrytobójca przejął kontrolę. Elf wywalił wampira tak, że ten uderzył plecami w podłogę. Następnie przeniósł go lekko w prawo i przytrzymał. Wąpierz starał się uwolnić za pomocą swojej nadludzkiej siły. Jednak chwyt Yoricka blokował wszystkich, i słabych i silnych. Krwiopijca kręcił się w męczarniach, słoneczne promienie paliły mu skórę. Gdy tak się siłowali, podeszła do nich mroczna elfka, wciąż miała kordleas w rękach.
        - Tnij kobieto! - krzyknął Yorick.
        Mroczna elfka cięła. Cięła cztery, albo i pięć razy. Cięła, dopóki łeb wampira nie znalazł się na podłodze, ostatecznie pieczętując ich zwycięstwo,
        Yorick otrzepał się wstając, cały czas trzymał łuk w ręce.
Awatar użytkownika
Rheolw
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rheolw »

W każdej walce przychodzi taki moment w którym strona przegrywająca pojmuje ostatecznie że sprawę jest stracona i warto wreszcie pomyśleć o sobie. Rheolw był coraz bliżej właśnie takiej chwili. Obecnie stawał przed mało optymistycznym wyborem między śmiercią z rąk bestii, a egzekucją na która najprawdopodobniej skaże go niezadowolony lord. W posiadłości Crewarów nie miał już czego szukać, a ucieczka w nieznane brzmiała naprawdę obiecująco. Nawet jeśli w tym celu miałby sprzymierzyć sie z kreaturami, za które uważał mroczne elfy.
Kapitan zdążył opuścić broń, gdy kolejne dwa stwory wtargnęły do wieży. Przeklęte bestie. Od wolności dzielił je tylko niewysoki mur, który bez trudu mogłyby sforsować, ale one oczywiście musiały wedrzeć się tutaj, szukając krwi i zemsty. Tak jakby dziesiątki zabitych na dziedzińcu nie stanowiły wystarczającego zadośćuczynienia za wyrządzone im krzywdy. Śmierć kolejnych z jego podopiecznych utwierdziła Rhoelwa w przekonaniu że dobra bestia to martwa bestia. "Być może będzie to pierwszy raz gdy bezinteresownie zrobi coś pożytecznego dla świata", pomyślał kapitan, podejmując decyzję ze nie wyjdzie stad inaczej niż po truchłach wszystkich tych potworów.
Czas najwyższy pokazać tym poczwarom dlaczego to właśnie ludzie rządzą światem. Kreatura, podobna nieco do wilkołaka, która właśnie rozdarła na strzępy ostatniego z strażników, obnażając swoje kły, rzuciła się bezpośrednio na kapitana. Stary napierśnik zazgrzytał gdy bestia wbiła w niego swoje pazury. Ramię Rholwa zalała fala bólu. Strażnik zdążył pochwycić za szyję napastnika przynajmniej na chwilę powstrzymując wilkołaka przez zatopieniem kłów w jego krtani. Siła zwierzęcia była ogromna, a jego pysk, mimo wysiłków żołnierza, centymetr po centymetrze przybliżał się do szyi Rheolwa.
Jednak ludzie nie osiągnęli swojej pozycji dzięki sile mięśni lecz technice. Wystarczyło nieznaczne skręcenie dłoni by wysuwające się z ochraniacza ostrze wbiło się w ciało potwora. Stwór zawył z bólu na moment luzując uścisk. Dało to szansę Rheolwowi dobyć jeden z sztyletów i natychmiast wbić jego klingę w tors wilkołaka. Zraniona bestia wijąc się z bólu na moment jakby zupełnie zapomniała o swojej ofierze, czym ostatecznie skazałasię na porażkę. Mając swobodę ruchów ograniczoną tylko bólem w ramieniu, kapitan chwycił za miecz i wykonując potężny zamach odrąbał stworowi głowę.
Na szczęście dla Rheolwa wieża była również magazynem broni. Strażnik mógł wybierać w czym tylko zechciał. Po krótkim namyśle uznał że najlepsza będzie kusza. Naciągając bełt na cięciwę, kapitan stanął na truchle zabitego potwora, przymierzył i wypuścił strzałę w stronę mrocznej. Grot oraz drzewce przebił kobiecie tylnią cześć czaszki zatapiając się w mózgu. Elfka padła martwa na ziemię.
Pozostał mroczny. Nie mając czasu na nałożenie kolejnej strzały, Rhoeolw chwycił za włócznię z zamiarem ciśnięcia jej w swoja ostatnią ofiarę.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Niewielkie były nadzieję Feyli, że jej argumentacja może trafić do nabuzowanych emocjami mężczyzn. Zarówno elf jak i strażnik nie wyglądali na takich, co to chętnie podejmują się współpracy wbrew swojej woli. Posiadali zbyt silne, wyraziste i konfliktowe charaktery, by kilka zdań mogło zmusić ich do zmiany raz podjętej decyzji. A skoro słowa nie były w stanie odnieść żadnego skutku, to być może czyny będą czynnikiem, który połączy obu wojowników.
Jak na zawołanie dwójka stworów wtargnęła do wieży, atakując obie stojące naprzeciw siebie grupy zbrojnych. Feyla była przerażona. Wystarczyło jedno spojrzenie na wampira i wilkołaka by zrozumieć, że sama nie jest w stanie uporać się z żadnym z nich. Była zdana na tych, którzy dzierżyli miecze. Z wielkimi oczyma, napiętymi mięśniami i świadomością, że porażka jej towarzyszy będzie oznaczała także jej śmierć, kowalka wpatrywała się w toczące się równolegle pojedynki.
Bestie zebrały krwawe żniwo, rozbijając w pych grupę żołnierzy, ale to do Yoricka, mrocznej oraz kapitana straży należało zwycięstwo. Ciężko tę walkę nazwać było współpracą. Obie grupy miały po prostu wspólnego wroga, jednak ich działania pozostawały indywidualne. Zresztą dla Feyli styl walki w ogóle się nie liczył. Najważniejszym był fakt, iż wciąż żyli, co z kolei oznaczało, że nadal muszą kontynuować wysiłki, by ów stan się nie zmienił.
Niestety w chwili, gdy jej nikłe dotąd nadzieje mogły rozkwitnąć, w chwili w której radość, z jakby nie patrząc osiągniętego razem celu, mogła zniwelować różnice w poglądach obu mężczyzn i doprowadzić do zawarcia rozejmu, Rheolw wziął do ręki włócznię i cisnął ja prosto w głowę elfki. Jego rozgoryczenie z powodu utraty wszystkich tych, których miał chronić, doprowadziło strażnika do chwili, z której nie mógł się już wycofać. Był wściekły, rozżalony i żądny krwi. Z drugiej strony miał naprzeciw siebie elfa, którego również udało mu się maksymalnie wkurzyć.
"Pozabijają się wzajemnie, a ja zostanę tu sama zamknięta w tym przeklętym budynku z trollem u progu", pomyślała z przekąsem Feyla.
Chwile napięcia miedzy stronami przerwał odgłos rogu. Wóz kupiecki z eskortą lorda właśnie zbliżał się do posiadłości. A dokładniej rzecz ujmując do ruin tego, co z posiadłości zostało.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         - Zrobiliśmy to! - powiedziała uradowana elfka.
         - Tak, zrobiliśmy to - odparł chowający łuk Yorick. Jego twarz była zasłonięta przez maskę, więc skrytobójca pozwolił sobie na niewielki uśmiech. Wtedy dostrzegł coś, co go przeraziło.
        -Schyl się! - krzyknął w stronę mrocznej elfki, ale było za późno. Bełt wbił się w jej potylicę. Dziewczyna padła bez życia na podłogę, wywołując niewielki dźwięk upadku. Yorick spojrzał w stronę, z której przyleciał bełt. Człowiek, który zabił jego nową znajomą, szykował się do ciśnięcia w niego włócznią. Skrytobójca zdołał się uchylić.
        Elf szybko opanował złość. Wiedział, że agresja tylko by mu przeszkadzała. A musiał być maksymalnie skupiony, człowiek, który ośmielił się zabić przedstawicielkę najszlachetniejszej rasy Alranii, był groźny. Yoricka jednak to nie obchodziło. W jego rodzinnych stronach nikt nie przejmował się pogrzebem. Za to zemsta była świętym obowiązkiem. Elf odskoczył tak, że stał przy drugiej ścianie. Wyjął łuk i przygotował go do strzału. Strażnik po drugiej stronie wziął drugą włócznię. Już zaczynali walkę, gdy przerwał im odgłos rogu. Yorick nie miał pojęcia, kto przyjechał, ale jedno wiedział na pewno. "Przynajmniej ktoś zajmie się trollem."
         Włócznia wbiła się w drewnianą ścianę. Strzała odbiła się od ostrza topora, który był włożony w metalowy stojak. Yorick odskakiwał i wysyłał kolejne strzały, strażnik unikał i ciskał tym, co miał pod ręką. Leciały niewielkie topory, noże, nawet krótkie miecze.
         Po niecałych dwóch minutach wojowania na odległość dwóch walczących uznało, że taki system nie przynosił żadnych rezultatów. Yorick, unikając bełtu, schował łuk i zaczął biec w stronę człowieka. Żołnierz również zaczął biec. Elf rzucił nożem, wiedział, że miał małe szanse na powalenie tym przeciwnika, ale przynajmniej wybił go z rytmu, bo strażnik musiał uniknąć ostrza. Ścięli się w centrum pomieszczenia. Człowiek mający miecz i elf dzierżący dwa sztylety. Yorick koncentrował się na unikach i szybkich pchnięciach. Starał się odbić cios oponenta i przybliżyć się na odległość, która dawała mu możliwość dźgnięcia, ale strażnik był dobry i sprawie blokował skrytobójcę.
         Walczyli tylko pięć minut, jednak Yorick czuł się, jakby ich pojedynek trwał co najmniej godzinę. Przez pięć długich minut nikt nie zdołał przejąć przewagi. Dopóki żołnierz nie zmienił strategi, kopiąc elfa. Skrytobójca wylądował na kolanach, stracił część powietrza z płuc, ale zdołał zauważyć, że człowiek wykonywał cięcie z góry. Zabójca podniósł ręce i skrzyżował sztylety celem obrony przed morderczym ciosem strażnika.
         Wtedy usłyszeli krzyki radości ze strony dziedzińca. Można było wywnioskować, że przybysze pokonali grasującego w pałacu trolla. Potwierdził to kolejny fakt. Wielkie cielsko wpadło w budynek i rozwaliło większość piętra.
         Yorick upadł na kamienne kawałki zabudowania, boleśnie obił sobie rzyć, ale nie było to nic trwałego. Następnie przeturlał się po belach i walnął w podłogę parteru. Elf szybko wstał i rozejrzał się. Feyla miękko wylądowała na posadzce, wcześniej zsunęła się po gruzowisku. Dziura w ścianie nie była wielka, nie było widać, jak liczny oddział przybył do pałacu.
         Elf skupił uwagę na strażniku. Człowiek nie był już groźny, jego nogi zostały przygniecione przez trolla. Skrytobójca miał wielką ochotę, aby zostawić go cierpieniom, ale musiał mieć pewność co do śmierci osobnika. Zabójca naciągnął cięciwę i wystrzelił. Strzała przeleciała dwadzieścia pięć stóp i wbiła się w głowę kapitana straży, raz na zawsze kończąc jego karierę.
        Yorick schował łuk, mając poczucie spełnionego obowiązku. Szedł w stronę Feyli, gdy odezwał się Mortem. "Już się o mnie nie martw. Idź prosto do Fargoth, zaufaj mi, skontaktuję się z tobą." Yorick nie skomentował. Miał zaufanie do swojego konia.
         Elf podszedł do kowalki i uśmiechnął się w duchu. Dziewczyna znalazła dziurę, którą zrobił upadający troll. Dziurę, która była ich drogą ucieczki.
         - Nie wiem jak ty, ale ja mam dość tego miejsca - powiedział skrytobójca.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Widząc zapał walczących, Feyla zdecydowała że najlepiej zrobi jeśli sama wycofa się jak najdalej od toczonego pojedynku. Próby negocjacji nie zdały się na nic. Pozostawało ukryć się za jedną z wiszących na ścianie tarcz i mieć nadzieję że w ferworze toczonej walki, zarówno kapitan straży jak i Rheolw potrafili kontrolować się na tyle by uważać na przypadkowe ofiary. Ów pojedynek nie służył niczemu innemu niż wyładowaniu wewnętrznej agresji kotłującej się w obu mężczyznach. Nie tylko ich spowalniał w sytuacji gdy powinni jak najszybciej wydostać się z terenu posiadłości, ale także ograniczali szanse na przetrwanie tych co przeżyją. Nie zmieniało to rzecz jasna faktu że taka walka zawsze pozostaje pasjonująca i przyciąga uwagę.
Kowalka zafascynowała się pojedynkiem tak bardzo że zupełnie nie zdawała sobie sprawy z wydarzeń rozgrywających się na zewnątrz, gdzie nowo przybyła gruba zbrojnych poskromiła szalejącego na dziedzińcu trolla. Wojownicy ci w jakiś tajemniczy sposób zdołali zepchnąć olbrzymią bestię w stronę budynku starej wieży, w skutek czego cielsko stwora naruszyło jej konstrukcję i spowodowało zawalenie części budynku. Feyla spadła w dół wraz z stertą kamieni i drewnianych belek. Na szczęście dla siebie znajdowała się na tyle wysoko by nie zostać przygniecioną przez stertę gruzu. Poobijana, poraniona i cała od kurzu zdołała poturlać się prosto pod nogi przywódcy zwycięskiego oddziału. Natychmiast została podniesiona z ziemi i doprowadzona przed oblicze lorda Crewara.
Przez jakiś czas unoszący się wokół pył utrudniał jakąkolwiek widoczność. Dopiero po chwili Feyla dostrzegła że wraz z Yorickiem znaleźli się w otoczeniu około trzydziestu zbrojnych. Wokół nich zgromadzono również niedobitków z dworcowej służby, którym udało się uniknąć śmierci z rąk bestii. Można by powiedzieć ze akurat do tych mieszkańców uśmiechnęło się szczęście, jednak przesłuchania jakie zaczęli przeprowadzać podkomendni Crewara szybko zrewidowały ten stan rzeczy.
Lord był wściekły, a swoją złość wyładowywał na służbie. Przede wszystkim poniósł znaczne straty materialne. Zniszczone budynki wymagały gruntownej odbudowy, a z służby zostało się ledwo kilka osób. Crewar stracił również całą straż jaką pozostawił w posiadłości, przepadło źródło jego rozrywki, jako ze wszystkie bestie zostały ubite, a co najgorsze, jak już zdążył się zorientować, włamano się do jego tajnej skrytki, w skutek czego musiał się liczyć z widmem stryczku.
Wobec tych wszystkich przeciwności losu, lord nie miał ochoty wysłuchiwać od swoich poddanych że ci nie wiedzą nic na temat tego co się tu wydarzyło. Upust gniewu dał na pierwszej osobie która nie udzieliła mu należytych informacji, każąc swoim strażnikom skatować nieszczęśnika na śmierć. Pozostali mieszkańcy natychmiast przypomnieli sobie o Rheolwie i Marice, oraz o wszystkich oskarżeniach jakie kapitan wysunął publicznie względem dziewczyny. Feyla woląc okazać się tą użyteczną wskazała lordowi miejsce w którym spoczywało ciało byłego dowódcy.
- Zabił go jeden z tych stworów, mój panie. – Dopowiedziała chcąc odsunąć podejrzenia od Yoricka.
- Zagnać ludzie do pracy! – Rozkazał Crewar – Niech zaczną odbudowywać posiadłość i wywiozą stąd wszystkie te ciała nim zaczną tu gnić. My natomiast ruszamy do miasta. Czas spotkać się z naszą drogą panią Bretlyn i wytłumaczyć suce ze nie powinna wciskać swojego nosa w sprawy innych. Zamierzam dowiedzieć się kto poza jej słodką córką kopał nam tu dołki.
Kowalce nie udało się posłyszeć nic więcej. Zresztą te informacje wystarczyły jej aż nadto. By zrozumieć ze musi dotrzeć do krawcowej przed ludźmi lorda. Dla Yoricka nie był to aż taki problem. Elf mógł po prostu zniknąć z okolicy i nie pokazywać się w Fargoth przez kilka najbliższych miesięcy, jednak ona żyła tu i pracowała, była też znana znacznej liczbie mieszkańców miasta. Jeśli Crewar dowie się o jej udziale w całym spisku, wcześniej czy później zapuka do drzwi jej kuźni.
Kowalka odnalazła Yoricka chcąc przedstawić mu sytuację.
- Musimy stąd spadać szybciej niż myślisz. Lord wyciśnie z naszej krawcowej wszystko co zechce a to doprowadzi go prosto do nas. Masz jeszcze swojego narwanego konia gdzieś w pobliżu? Załadujemy kilka ciał na wóz, wywieziemy je poza mury posiadłości potulnie wykonując polecenie naszego władcy, a potem czas gnać do Fargoth.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         - "Mortem! Morteeem! Jasne. Po co miałbyś być w pobliżu, gdy jesteś potrzebny."
         Yorick spojrzał na bramę główną. Orszak lorda Cerewara właśnie opuszczał pałac. Jechali po Bretlyn, jedyną pozostałą przy życiu osobę, która mogła sprawić, żeby cała operacja była zyskowna.
         - Na mojego konia nie ma co liczyć. Jest ranny - odezwał się do Feyli. - Cała nadzieja w tym, że jakieś uchowały się w stajni.
         Oczywiście żaden koń nie uchował się w stajni. Gdy kowalka i skrytobójca weszli do drewnianego, pachnącego sianem i łajnem pomieszczenie znaleźli truchła pięciu wierzchowców. Część była całkowicie rozerwana, a jeden był złamany w połowie.
         - To chyba tyle z tego pomysłu - skomentował mroczny elf.
         Dwójka włamywaczy wróciła na dziedziniec. Yorick rozejrzał się. Ta część służby która pozostała przy życiu, zajmowała się wynoszeniem zwłok z pałacu, pilnowało ich dziesięciu strażników. Skromna ale zrozumiała ilość, w końcu Cerewar stracił jednego dnia ponad trzydziestu żołnierzy.
         Nagle na dziedziniec wbiegła biała klacz, która niegdyś należała do strażnika Thomasa. Skrytobójca na początku się zdziwił, ale potem przypomniał sobie, co mu kiedyś powiedział pewien stajenny. Dobrze wytresowany koń zawsze wróci do domu. Wierzchowcem zainteresowali się żołnierze stojący niedaleko bramy.
         - Nie wiem, czy ci się spodoba, ale musisz mi zaufać - powiedział Yorick do stojącej obok niego Feyli. - Cerewar jest już daleko, dogonić może go tylko samotny jeździec, który zna skróty. Wezmę tego konia i pojadę do Fargoth, odwiedzę Bretlynową i ukryję ją w twoim domu. Tam się spotkamy za kilka godzin, jak już dotrzesz. A i nie przejmuj się kluczami, dam sobie radę bez nich.
         Skrytobójca odszedł w swoim zwyczaju, nie czekając na odpowiedź towarzyszki.
         Mroczny elf minął część dziedzińca i stanął przed strażnikami, którzy odprowadzali konia do stajni.
         - Przysyła mnie Jon, mam ważne wieści dla lorda Cerewara, potrzebuję tego konia, aby je dostarczyć. - Yorick miał nadzieję, że dobrze trafił, Jon było dość popularnym imieniem.
         - Co to za wieści? - spytał żołnierz trzymający za wodze.
         - Jon dowiedział się, że strażnik Thomas był wspólnikiem Mariki.
         - Brzmi poważnie, dobra niech będzie, bierz go. Cerewar pojechał do Fargoth do warsztatu matki Mariki. Pytaj o Bretlyn, która jest krawcową.
         Yorick przejął wodze i zręcznie wskoczył na konia. Następnie galopem opuścił pałac. Elf ani trochę nie żałował, że zostawił swój ekwipunek w popsutym wozie. Zdobył równie dobry łuk, lepsze od poprzedniego siodło, a na mieczu i gorzale aż tak mu nie zależało.
         Gdy chaty, znajdujące się poza murami, zaczęły znikać schowane za ścianą lasu, skrytobójca przyspieszył do cwału.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Rozżalona Feyla przyglądała się Yorickowi opuszczającemu zabudowania. „On chyba nie ma w zwyczaju konsultować z kimkolwiek swoich pomysłów”, pomyślała. Elf należał do osób, które każdą swoją myśl uznają ze niezwykle błyskotliwą i od razu zabierają się do realizacji pomysłów własnego autorstwa. Pal licho, że właśnie zostawił ją samą otoczoną przez grupę nieprzyjaznych strażników, że skazał ją na ciężką pracę przy sprzątaniu posiadłości i jeszcze trudniejszą ewentualną ucieczkę przed żołnierzami. Najgorszym w tej całej historii był fakt, że Yorick zamierzał ściągnąć na głowę Feyli jeszcze większe problemy umieszczając Bretlyn w jej warsztacie. Niby co ona sama miała robić z wredną krawcową? Ukrywać ją? Jak długo? W jaki sposób taki pomysł miał rozwiązać problemy kowalki?
- Wielkie dzięki – podsumowała sfrustrowana nim strażnicy popędzili ją do pracy. Szybko okazało się, że złe wieści nie tylko chodzą parami, ale wręcz są tworem stadnym. Z rozmów pomiędzy żołnierzami kowalka zdążyła zorientować się jakie plany mają ludzie Crewara wobec ocalałych mieszkańców. Lord obawiał się, że wieści o rozegranych w jego posiadłości wydarzeniach szybko rozniosą się po okolicy, a informacja o stworach jakie przetrzymywał w prywatnych lochach, w znacznym stopniu mogła zagrozić jego interesom. Trudno było dać wiarę, że ludzie pokroju służących będą potrafili dochować tajemnicy i trzymać język za zębami. W związku z powyższym istniał tylko jeden sposób na zachowanie dyskrecji. Sposób bezwzględny i okrutny. Fayla dziwiła się dlaczego strażnicy tak łatwo puścili elfa skoro dla pozostałych ostrzyli swoje miecze.
Gdyby nie lenistwo i niechęć do brudzenia sobie rąk ciałami zabitych, strażnicy od razu przystąpiliby do swojego planu. Na szczęście służba szybko zorientowała się w sytuacji, dzięki czemu Feyla mogła liczyć na ewentualną pomoc z ich strony
- Co tak stoisz jak kołek w płocie? Do roboty łajzo! – Krzyki strażnika przerwały rozmyślania Feyli. – Bierz pochodnie i jazda na dół. Sprawdzisz jakie licho tam zostało?
- Ja? Ale... – usiłowała protestować Feyla. Konieczność zejścia do podziemi, z których wypełzły wszystkie te bestie, była kolejną parszywą wiadomością jaka spadła na głowę kowalki. Oczywiście strażnicy nie mieli ochoty samemu zweryfikować czy przypadkiem część bestii nie pozostała w lochach.
- Zamknij mordę i do roboty!
Pchnięta przez mężczyznę Feyla z obawą zaczęła schodzić po schodach. Jej wyobraźnia podpowiadała nieustannie co takiego może znaleźć w ruinach starego lochu. Być może nie wszystkie bestie zostały uwolnione, może zostały tam osobniki mniej agresywne, wolące zachować ostrożność albo takie, które nie tolerują światła słonecznego. Co wcale nie oznacza, że mniej niebezpieczne niż troll, wampir czy wilkołak. Kowalka szybko przekonała się, że tu na dole zniszczenia były jeszcze większe niż na powierzchni. Najwyraźniej co niektórzy musieli wyładować gdzieś swoją złość, a że nie mieli pod ręka wielu istot żywych, ich agresja skupiła się na murach i belkach podtrzymujących sklepienie. Lochy przypominały gruzowisko kamieni, drzewa, metalowych prętów i trudnych do zidentyfikowania ciał. Wszędzie wokół roznosił się smród zgnilizny.
- Widzisz tam coś?! – krzyknął strażnik na powierzchni.
„Zejdź i się przekonaj” odpowiedziała w myślach Feyla. Przynajmniej ona sama przez jakiś czas była bezpieczna. Strach paraliżujący żołnierzy będzie trzymał ich od tego miejsca na dystans, a kto wie, może uda jej się znaleźć tu drogę na zewnątrz. Kowalka łudziła się myślą, iż być może lord nie chciał przeprowadzać wszystkich swoich jeńców przez główny dziedziniec. Przykuwałoby to wiele uwagi, a poza tym korytarz, którym tu zeszła był dość wąski i taki na przykład troll musiał przeciskać się nim na zewnątrz demolując ściany. Takie rozważanie dawało jej szanse na znalezieniu innego wyjścia z podziemi. Takie rozwiązanie sprawiało również, że rosły szanse, iż spotka na swojej drodze niechciane towarzystwo.
Jakby w odpowiedzi na powyższą myśl, kowalka usłyszała cichy szept.
- Tyle gniewu, uporu, pożądania i strachu. Jak udaje ci się zapanować nad tymi uczuciami? – W głosie tajemniczego osobnika Feyla wyczuwała szereg skrajnych emocji. Od strachu i niepewności, przez ciekawość i troskę, a nawet groźbę.
- Kim jesteś? – spytała w odpowiedzi.
- Większość twoich pobratymców powyższe motywacje pchają w kierunku zniszczenia i destrukcji. Ty natomiast negatywne emocje przekuwasz w siłę tworzenia. W jaki sposób? – ciągnął swoje głos.
- Wybacz, ale nie mam zamiaru rozmawiać z cieniem, kurzem czy czymkolwiek czego nie widzę. Poza tym jestem trochę zajęta.
- Technika. Ona może być kluczem do wszystkiego. Ale jak?
- A może jesteś aż tak brzydki, że wolisz siedzieć w ciemności? – zasugerowała Feyla.
- Ktoś taki jak ty nie uwierzy w moje istnienie, a zatem nie będzie zdolny mnie zobaczyć. – Padła odpowiedź.
- Żałuję, że powyższe nie dotyczy słuchu – skomentowała kowalka. – Dlaczego tu siedzisz?
- Boje się. Tych co wyszli, tych co pozostali na górze, a najbardziej tego co sam mógłbym im zrobić. – Znów w zagadkowej formie odpowiedział głos dobiegający z wnętrza lochów.
- W takim razie lepiej siedź cicho.
- Nie. Zaczekaj. Troll zrobił wyłom w ścianie, otwierając tym samym przejście na zewnątrz.
- No teraz mówimy w tym samym języku – z zadowoleniem stwierdziła Feyla.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości