Szepczący Las[Gdzieś niedaleko Danae] Niespodziewane towarzystwo

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Istoty, o nieco głębszej percepcji niżeli zwykły człowiek, w oddali mogły usłyszeć zduszony jęk, który szybko rozprzestrzenił się w powietrzu. Las zaszumiał niespokojnie, a chłodny podmuch wiatru zmieszany z ciszą wywołał niezbyt przyjemną gęsią skórkę na ciałach kłusowników. Oni jednak nie usłyszeli kolejnego zduszenia.
Chwilę grozy zaprzepaścił wywód na temat szkapy i przychylności zranionego hodowcy. Mimo to poczucie irytacji gdzieś wciąż się unosiło.
-Bez urazy, ale żadnych porzuconych oszołomów w tej części lasu -kobiecy głos brzmiał zdecydowanie. Słychać w nim było również wyraźny i stosunkowo twardy akcent, a także elfią chociaż niewyraźną melodyjność. Spomiędzy drzew wyłoniła się kobieta z już naciągniętą cięciwą, na której to wsparta była strzała zakończona pstrokatymi piórkami. Jej łuk był krótki, ale wykonany z wyjątkowo sprężystego i wytrzymałego drzewa o jakże pospolitej nazwie - Modrzew. Znany był głownie jako element budowlany i rzadko kiedy stosowany względem broni. Ale elfy, czy też i driady, nie słynęły z problemów pod tymi względem. Elastyczność tego materiału pozwalała na zwiększenie paraboli cięciwy, a co za tym idzie, także i zwiększenia szybkości strzału. Dla niedoświadczonych wydawała się ta broń za trudna do opanowana. Owa istota nijak jednak nie wygląda na niedoświadczoną.
-Jeden nieodpowiedni ruch, a obiecuję przetestować nowo nabyte strzały. Nie martwcie się... Mój cel nie zawiedzie.-słowa te wyraźnie kierowała do kłusowników.
Uczyniła krok do przodu, chociaż nadal utrzymywała bezpieczny dystans. Dopiero teraz książę wraz ze strażniczką mogli się jej przyjrzeć. Ubrana była lekko, z lnianego materiału. Jej spodnie były istną mozaiką dokładnie pozszywanych części, które, jak widać, niesamowicie sprawdzały się w kamuflażu. Także i górna część ubioru przybierała naturalne kolory, a jej ciało pokryte było licznymi malunkami. Odkrywały jednak pistacjowy odcień skóry. Orzechowe włosy związane były w niezdarny warkocz, z niego zaś uwalniały się nieposłuszne kosmyki. Jej biodra zaś przepasane były licznymi dopinanymi "nerkami", a także ozdobą sporego zębiska z ubitego stwora. Ot drobne trofeum, do którego żywiła sentyment.
Spojrzała w stronę elfki, ale szybko przerzuciła wzrok na wąpierza. Miała przejrzyście zielone oczy.
-Iżli będziecie się z nimi tak pieprzyć, Panie, to te wszystkie łamagy z lasu zbiorą się w kupę i zarżną Was -stwierdziła cierpko.- Już po drodze kilku żem wybiła, ale w dalszych okolicach zbierają się obozy. Palą ogniska i rozkładają namioty. Hah! -zakpiła nieukrycie.
Zimne oczy ponownie z chłodem powróciły do kłusowników.
-Nic nie zrobią? Nie mają sztyletów za pasem ani po kieszeniach proszków pochowanych na zwierzynę? Ostatnio sypią jakimiś duszącymi kadzidłami, a pfe! -gdyby nie utrzymująca się stała pozycja gotowa do ustrzelenia, z pewnością drgnęłaby na samo wspomnienie.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Wyrok skazujący Howla na śmierć w okrutnych męczarniach wydał się Ilirinleath zdecydowanie za surowy. Czy na takiego władcę zamierzał kreować się Medard? Bezwzględny, surowy, bez skrupułów a nadto podejmujący decyzje na podstawie własnego osądu, bez uwzględnienia jakichkolwiek dowodów. Bo przecież co właściwie wiedzieli o starym handlarzu? Że woził wodę wykorzystując sprzyjające ku temu okoliczności. Splot wydarzeń wywołanych przez chciwych władców i nieudolnych mieszkańców, którzy nie potrafili sami znaleźć rozwiązania swojego problemu. Czy mężczyzna ten windował ceny usiłując dorobić się na cudzej biedzie? Możliwe. Bardzo możliwe też że oni sami nigdy się tego nie dowiedzą. Z drugiej strony woda dostarczana przez Howla prawdopodobnie ocaliła niejedno życie.
Elfka uznała że przynajmniej spróbuje zrobić cokolwiek w sprawie woźnicy. Po pierwsze dlatego że zadeklarowała się pomóc staruszkowi w odszukaniu tej jego głupiej klaczy, a nie chciała sobie zarzucać że zrezygnowała z zadania, nie robiąc nic w danej sprawie, a po drugie o ile skazywanie kogoś na śmierć mogła jeszcze zaakceptować jako konieczne, to zadawanie zbędnej męki uważała za przejaw niepotrzebnego okrucieństwa.
Niestety ostatnie wydarzenia z całą pewnością nie poprawiły nastroju wampira, co z kolei sprawiało ze jej mowa obrończa miała niewielkie szanse na odniesienie sukcesu.
- Mości książę jeśli pozwolisz chciałabym coś zasugerować. – Rozpoczęła Ilia – Zabicie pana Howla nie da nic więcej poza tym iż na jego miejsce pojawi się ktoś nowy chcący wykorzystać sprzyjającą sytuację. Żadnych korzyści. Natomiast jeśli pozostawimy go przy życiu, możemy sprawić by nasz woźnica rzeczywiście zebrał plony za swoje uczynki.
- Z taką raną, cudem będzie jeśli kiedykolwiek zacznie chodzić o własnych siłach, a z całą pewnością nie stać go będzie na kontynuowanie obecnego interesu. – Kontynuowała elfka wskazując opatrunek na stopie starca – Pozwólmy mu zatem wrócić do swojej wioski, skazując go na łaskę mieszkańców dla których wcześniej pracował lub też których starał się wykorzystywać. Jeśli pan Howl był człekiem szlachetnym, z pewnością jego niedola spotka się z współczuciem i zrozumieniem, a chłopi okażą mu pomoc. Jeśli zaś był nędznikiem, … to cóż.. przyjdzie mu zapłacić za swoje matactwa, a jego los będzie idealnym przykładem dla reszty tej niewielkiej społeczności co znaczy odpowiedzialność za swoje czyny.
- Dlatego też miałabym do księcia prośbę. Odstąp mi panie jednego z naszych jeńców, a udam się z nim i panem Howlem do chaty druida. Dopilnuję aby uzyskał stosowną pomoc i aby odstawiono go do wioski jego pobratymców. – Zaoferowała się Ilirinleath – A potem niezwłocznie dołączę do ciebie by wspomóc twe armie przy zbliżającym się oblężeniu.
- Miłościwa pani – zaskomlał Howl – ja i moja Dall…
- Zamknij się i ani słowa więcej. Tylko pogarszasz sytuację. – Natychmiast przerwała mu elfka.
W tym momencie na polanie pojawiła się złowrogo wyglądająca kobieta, sprawiając że powiedzenie o poszukiwaniu spokoju na łonie natury zupełnie już straciło swoją wartość. Kłusownicy, zakonni maszerujący w nie wiadomo jakim kierunku, mamuty i oddziały mrocznych, a na to wszystko jeszcze driada samotnie patrolująca leśne ostępy. Gdyby nie powaga sytuacji, Ilirinleath gotowa była zażartować że las Medarda jest zdecydowanie za mały. Elfce trudno było oszacować do kogo ich gość kieruje swoją broń. Grożenie jeńcom było w tym wypadku zbędnym zabiegiem jako że Medard przeraził ich do szpiku kości. Do samego księcia, nieznajoma odnosiła się z estymą należną jego pozycji więc trudno było przypuszczać by to wampir był jej nie na rękę. Co gorsza z jej słów Ilia rozumiała iż pomysł łuczniczki na rozwiązanie sprawy Howla diametralnie różni się od jej propozycji. Na wszelki wypadek elfka pokazała nieznajomej swoje puste dłonie chcąc zapewnić tamtą iż nie zmierza do konfrontacji. Negocjacje wolała pozostawić Medardowi.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard słuchał tego, co strażniczka miała mu do powiedzenia i coraz bardziej zdawał się być przekonany ku jej racjom. Nikczemnik czy nie, Howl nie zasługiwał na pozostawienie go własnemu losowi i padlinożercom na pastwę gdzieś pośrodku lasu. Opcja zabrania dziadygi do druida była najrozsądniejszym wyjściem z tego impasu.
- Jakiego pana? Nie widzisz, dziewczyno, że to zwykły wieśniak? - rzucił książę, nazywając rzeczy po imieniu. Następnie upił nieco czerwonego płynu z manierki i kontynuował:
- Masz rację. Jeśli rzeczywiście zalazł swym ziomkom za skórę, ci nie będą chcieli się nim zajmować, a może nawet zakończą męki...
Tak czy owak niech idzie do druida, który postawi go na nogi. Fakt, iż jeden jeniec powinien mu w tym pomóc. Zabierz tego wieśniaka, który wraz z kompanami klął na czym świat stoi i ubliżał wszystkim naokoło. Może ów druid zna jakiś specyfik na przyrost zwojów mózgowych? - dodał ironicznie.
Na wieść o koniu już nie chciało się Medardowi nijak reagować, najwidoczniej mieszkańcy zadupi pośrodku niczego mają swoje fisie i przyzwyczajenia, których nie wypleni się prośbą, groźbą ani żadnym innym środkiem przymusu. Lokalny folklor, nawet tak upierdliwy, musi w końcu istnieć, do czego ma niezbywalne prawo. Spuśćmy więc nań zasłonę milczenia i udawajmy, choć to niemały wysiłek, iże niczego podobnego nie zasłyszeliśmy.
Tymczasem Las wreszcie wezwał swoje Duchy do działania i oto jeden, a właściwie jedna z nich ukazała się oczom wędrowców, rannego chłopa, demarskiego żołnierza i najemnego kłusownika, któremu przyszło bić się za swego pana z potężniejszym i dysponującym technologią, o której von Hodorom nawet się nie śniło, wrogiem. Driada, odziana w lniany kamuflaż, stanowczo oprotestowała pomysł, by Howla pozostawić na pastwę losu. Cóż, skoro tak - niech już ten druid zajmie się wieśniakiem.
Medard odpowiedział zielonoskórej, która nagle wyłoniła się z leśnych gąszczów:
- Dzięki za informacje o obozach tych idiotów. Cienie Śmierci już hasają po lesie, niebawem misiów zneutralizują.
Tuż po tym, jak skończył swą wypowiedź, na jego ramieniu usiadł kruk, niosący na łapie skórzany futerał z wiadomością ukrytą wewnątrz. Książę odczytał pismo i zaśmiał się pod nosem. Zwiadowczy żyrokopter wykrył niby to niewidzialną bazę wypadową łotrów Truposza gdzieś między pagórkami, które on i jego ziomkowie zwykli zwać górami. Chyba w życiu swem żadnej góry to oni nie widzieli... Do tego kilka obozów poddało się Cieniom, które spadły na kłusowników niczym orzeł harpijny na śpiącą małpę.
- Broni żadnej nie mają, sprawdziliśmy. Co do specyfików zaś, wątpię, by nasz gagatek wiedział, jak poprawnie u żyć czegoś takiego. Co innego dowódca, zawodowy żołnierz - prawdziwy wojak, a nie jakiś tam szczurołap. U Demarczyka prędzej spodziewałbym się cyjankali w bucie niźli dziwnych krztuszących zajzajerów. Ten cholerny syf musi się zakończyć, bydło rozpełzło się, przekraczając dawno możliwości zarówno swoje, jak i lasu, w którym bytuje.
Zauważyłaś jeszcze coś związanego z ludźmi Hodora w lesie? - dodał na koniec.
Tymczasem szturm głównej siedziby rodu od niedawna żyjącego z kłusownictwa i ograbiania kupców podróżujących leśnymi duktami rozgorzał na dobre. Działa i trebusze raz za razem kruszyły ową twierdzę niby to nie do zdobycia. Cóż, obok Nandanu to toto nawet nie stało. Ciekawe, ile psie syny wytrzymają bez aprowizacji...
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywała się zimnym wzrokiem na całe towarzystwo nic nie mówiąc. Powoli opuściła łuk, a dzięki temu atmosfera sama w sobie jakby zrobiła się mniej napięta.
-Spokojnie elfko. - odparła w ojczystym dla elfów języku. Zbliżyła się, zadziwiająco lekko. Mogłoby się wydawać, że to senna zjawa. Bezszelestna, miękka w kroku, a jednak było w niej coś co wybijało wszystkich z takowych wyobrażeń. Prawdopodobnie brak chęci do kompromisu, w jej świecie bowiem liczył się tylko las. I inne driady. A mimo to, nie ominęła ich półkolem. Wyszła na konfrontację nie chowając się po kątach.
-Druid powiadacie? -rzuciła okien na rannego- Iżli w ogóle dożyje tego dnia... Jesteście pewni, elfko, pójścia do druida? Chceta iść niemalże sama? Kto wie, czy nie zbratani są. Prawda to, nie leży to w moim interesie, aczkolwiek leśnych uszatych to mnie akurat wielka szkoda tracić. -ostatnie zdanie wypowiedziała zdecydowanie ciszej. Chcąc nie chcąc, "oczyszczanie" lasu nie okazało się być tak łatwe i szybkie. Nie pałętali się tu bowiem jedynie zbuntowani, nie pogodzeni z przegraną, fani Hodora, ale także cała reszta. Chociażby kłusowników czy zwykłe wycinki lasu, a także... Właśnie. Chętni, nie wiadomo czy na śmierć czy do chędożenia, mężczyźni. Ten las zdecydowanie wydawał się za mały dla wszystkich, ale idealny, w sam raz dla driad. Jednak nie wszyscy zdecydowali się na taki podział. Sprawy nie toczyły się po niczyjej myśli. Od podsumowania po raz kolejny obecnej sytuacji aż rozbolała ją głowa. Pomasowała się delikatnie po skroni, ale szybko wróciła do rzeczywistości.
-Hah!- zaśmiała się z nieukrytą kpiną - Gdybyś, Panie, widział co za byle dureń się magii chwyci! To czemu i zwykły człek nijakim proszkiem nie zarzuci? Kurczy pęcherzyki płucne, dusi niemożliwie. Pfe! Ale wracając na temat... Jaki jest Wasz cel podróży? Na kiego Wam te łajdaki? Las pełen takich rzezimieszków. Uważaj więc na drogę... -tu zwróciła się bezpośrednio do dziewczyny- A co do Hodora... Chyba nie ma co powtarzać. Chociaż ostatnio te obozy coraz to większe, wrażenie mam, że chcą odbić kawał lasu. Niepokoją mnie uciszone sprawy... Gdy gość atakuje, a później cichnie... To oznacza powrót ze zdwojoną siłą. A obozy są tylko dowodem.
Odgarnęła na bok spływające włosy. Drzewa zaszumiał niespokojnie, jakby wciąż targane niepewnością. Trudno powiedzieć aby Mai Laintha'e było miejscem bezpiecznym. Ale kiedyś... kiedyś ta chwila nastąpi. Las już nie będzie kołysał się w skazie niebezpieczeństwa, zostanie taką samą ostoją dla driad, jak ich rdzenna kraina dębów. Taką nadzieję miała nie tylko ona.
-Mirian. Zwą mnie Mirian.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath żałowała ze dopiero teraz zaczęła zastanawiać się nad problemami jakie czekają ją w drodze do chaty druida. Łatwo było wyrwać się z głupią deklaracją udzielenia pomocy Howlowi, natomiast wykonanie owej misji nie wyglądało już na takie proste. Przede wszystkim elfka nie miała cienia złudzeń że przekazany jej kłusownik spróbuje uciec gdy tylko stracą z oczu wampira. W obecności księcia strach paraliżował jego poczynania, ale jeśli pozostaną sami, jej więzień stanie przed szansą która wstyd byłoby zmarnować. Tym bardziej ze niosąc staruszka, sługus Hodora nie będzie miał skrępowanych rąk i absolutnie żadnych skrupułów by wykorzystać woźnicę jako tarczę dla swojej ucieczki.
Elfka nie zakładała wcześniej że uda jej się przekonać Medarda do swoich racji. Była przekonana ze książę będzie obstawał przy raz wydanym wyroku, a jeśli ostatecznie ulegnie jej namowom, to zdecyduje się sam zrobić cos konkretnego w kwestii ratowania woźnicy. Nawet jeśli żal mu będzie czasu by towarzyszyć jej w drodze, to mógłby przecież przekazać Howla w ręce swoich podkomendnych. Ilia była przekonana iż nawet w tej chwili, teoretycznie pozostając osamotnionym w lesie, Medard jest w stanie w ciągu kilku minut ściągnąć tu niewielki oddział. Byłby głupcem gdyby stracił jakikolwiek kontakt i nadzór nad poczynaniami własnej armii.
Na szczęście dla Ilii, pojawienie się driady zmieniało sytuację na korzyść elfki.
- Zbieraj się, musimy ruszać – Ilirinleath pogoniła swojego jeńca. - Weźmiesz pana Howla na plecy i będziesz go niósł.
- Co? Sam? Taki kawał drogi? Nie dam rady. – Protestował kłusownik. – Staruch jest za ciężki.
- Nie obchodzi mnie to. Jestem pewna że Mirian może udzielić mi wystarczających wskazówek jak dotrzeć do druida, co z kolei oznacza ze ciebie potrzebuję tylko i wyłącznie do dźwigania woźnicy. – Chłodno odparła elfka, zamierzając nastraszyć swojego jeńca – A jeśli nie będziesz w stanie tego robić to po prostu strzelę ci w plecy.
- Nie macie prawa! Jestem jeńcem wojennym! – Oburzył się wojak. – Nie możecie traktować mnie jak jakieś ścierwo. Mienicie się lepszymi od łajdaka Hodora a postępujecie tak samo. Pastwienie się i grożenie bezbronnym. To maja być wasze zasady? Pluje na was!
- Właściwie to najlepiej zrobię jeśli od razu zwrócę ci jeńca Medardzie. Inaczej prawdopodobnie nie odzyskałbyś go żywego. Sama jakoś dotaszczę naszego rannego, jeśli tylko panienka będzie tak uprzejma by wspomóc mnie swoją wiedzą. – Elfka zwróciła się do driady.
Do kłusownika wreszcie dotarło że szansa na ucieczkę wymyka mu się z rąk. Głupiec potrzebował mnóstwo czasu by przetrawić owe informację i samemu wymyśleć coś co zapewne uważał za sprytne.
- Nie czekaj! – odezwał się po chwili. – Pomogę. Obiecałem służyć waszej wysokości i zdania swego nie zmieniam. Proszę tylko byśmy od czasu do czasu robili krótkie przerwy aby odsapnąć po wysiłku. – „A jeszcze przed chwilą plułeś mu w twarz” śmiała się w duchu elfka. Wiedziała już jak na takowe przejawy błyskotliwego geniuszu reaguje książę, a ewentualna przemowa Medarda mogła jej tylko pomóc.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

To było do przewidzenia. Tylko spuścić kretyna z oczu, a już zaczyna się stawiać i szukać dogodnej okazji, by wbić nóż w plecy znienawidzonego wroga lub po prostu dać dyla. Nic z tych rzeczy - prędzej gównojad zgnije w lesie przeszyty strzałą niźli miałby się dostać do siedziby niedobitków po Hodorach lub jakiegoś obozowiska kłusowników. Ten cały druid, o którym -nie wiedzieć czemu- wspomniał demarski żołnierz, jedyny, któremu należał się status jeńca wojennego, niemal od razu wydał się Medardowi podejrzany. Dlaczego, do kroćset, buntownicy i pospolici bandyci pozwalali mu na praktykowanie uzdrawiania czy herbalizmu wobec kogokolwiek innego, niż sami zainteresowani i ich kumotrzy? To, że wieśniak Howl był w komitywie zarówno z bandytami mordującymi zwierzęta, jak i wichrzycielami nowego porządku, było wiadome nie od dzisiaj. Czy miał jakiś inny wybór poza śmiercią? Trudno orzec - tak czy inaczej dostał to, na co zasłużył i Medard nie miał najmniejszego zamiaru nic z tym robić.
Tymczasem w lesie zbierały się armie, które szybko niwelowały zagrożenie i ze strony kłusowników, i buntowników. Został tylko jeden punkt stawiający jakiś opór, ale zapasów żywności i wody nadającej się do picia nie miał zbyt wiele. Przez gąszcz przeszedł huk wystrzałów z czegoś, co mogło być rusznicą wykonaną przez krasnoludy lub gnomy. Podobne dźwięki roznosiły się po okolicy całymi seriami. Po chwili wprawne oko istoty innej niż człowiek niewychowany w dziczy i niebędący wyszkolonym strażnikiem bądź żołnierzem mogło wychwycić kształty migające pośród drzew. Oddział liczący około trzydziestu wojaków, w tym nastu konnych i co najmniej trzech wożących dupska na włochatych słoniach leśnych, świetnie przystosowanych do niemal bezszelestnego poruszania się w takim terenie. Żołnierze wlekli za sobą krasnoludzkie działo, a na grzbietach dwóch ze wspomnianych już gigantów osadzone były bombardy. Cały oddział sunął przez las niczym głodny krwi wilk lub kot szablastozębny.
Tymczasem kłusownik znowu pultał się i wił niczym wyrzucony na brzeg węgorz. Postulował, iż jest jeńcem wojennym, a nikt mu takiego statusu nie dawał. Medard zareagował:
- O nie! Nikt takim hołodupcom nie daje żadnych statusów. Jeńcem jest twój dowódca, zawodowy żołnierz, poddany JKM Ildehara Demarskiego. On jest chroniony, a ty, śmieciu, niedługo pluć będziesz na karaluchy, które żreć będą twe śmierdzące truchło! Porównywanie do wywrotowców od Hodorów pominę, szkoda mojego czasu, by się nad tym rozwodzić.
Znużony pyskowaniem kłusownika, golnął nieco cydru z dzbana i zwrócił się do elfki:
- To nie jest żaden jeniec, ino szczur taki sam jak Howl, którego miał nieść. Na twoim miejscu zabiłbym ich obu jednym strzałem, są siebie warci. Co innego ten Demarczyk. Nie wiem jeszcze, co planuje Ildehar, ale po próżnicy nie wysyłałby szpiegów na takie zadupie. Nie jest też głupcem, by tak szastać ludźmi na prawo i lewo, ale nie o tym teraz. Najpierw leśne bydło.
Książę nie zareagował, gdy nieobdarzony przez naturę mózgiem kłusownik znowu zmienił zdanie - po co miał się po raz któryś już kopać z koniem? To i tak nic nie dawało. Zwrócił się więc do driady, prawdziwego Ducha Lasu:
- Mhm, nie trzeba magii, już byle pieprz potrafi siać spustoszenie, jeśli człek użyje mózgu. A czary w rękach zidiociałego samouka są bardzo niebezpieczne. Co do tych łajdaków - złamali prawo, muszą odpowiedzieć za swe czyny. A niedobitki po Hodorze miały wybór, nie skorzystały zeń, zdusimy ich.
Gdy w końcu znalazła trochę czasu -a tyle się przecież działo- na przedstawienie się, Medard odparł:
- Miło Cię poznać, mam nadzieję, że w tym lesie znajdziecie upragnioną krainę spokoju. Dość mam tych śmiertelników z ich zagrywkami. Na rzyciach usiedzieć nie mogą, tylko by kradli to, co nigdy do nich nie należało....
Oddział dotarł do miejsca, w którym toczyła się rozmowa. Zgromadzeni dostrzegli, iż większość z wojaków stanowią zielonoskóre, odziane w jedwabie postacie. Do tego kilkunastu Mrocznych i dwa krasnoludy, stanowiące obsługę działa. Większość dysponowała fuzjami, które czyniły tyle hałasu. Na tym dość dziwnym tle wyróżniała się jedna postać - niby podobna do Mirian, lecz kulturowo będąca czymś zupełnie innym. świadczyły o tym dwa "hałaśniki" zawieszone na plecach, południowy miecz, zwany "kopesz" i spory nadziak, wiszące u pasa. Krótkie, na sztorc postawione włosy chronił wzmocniony kaptur, podobny tym, jakie noszą gnomy, gdy testują swe maszyny. Na nim spoczywały charakterystyczne gogle, a w okolicach szyi wisiała sobie maska ochronna. Pewnie to z uwagi na duszące wytwory kłusowników. Pomysłowość Vaerreńczyków nie zna granic.
- Vaerren! - pomyślał Medard. - Wreszcie się ruszyli...
Ostatnio edytowane przez Medard 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda wylądowała na trawie. Miała przez chwilę zamknięte oczy. Wydawało jej się iż śpi spokojnie w swoim świecie, na Ziemi. Powoli dochodziły do niej odgłosy bitwy. Pomyslała iż może odniosła jakieś rany w walce z czymś co zagrażało jej wymiarowi. Usiłowała zmusić się do jak największej koncentracji.

- Co się ostatnio działo? Shadei… Calel… te imiona nie dają mi spokoju. I dlaczego gdy pomyślę o tym pierwszy widzę Neferoe? Co się zdarzyło? Calel… żywioły… CALEL! On mi mówił o tym świecie ale dlaczego go tu nie… - przerwała na chwile ciąg rozmyślań bo przypomniała sobie iż nadal ma zamknięte oczy – a może on tu jest? A Shadei? Ciemna skóra… Umarła, to na pewno. I te dziwne teleportacje przy wodospadzie… Najwidoczniej padłam ich ofiarą… hmm.

- NOŻ OTWÓRZ OCZY KOBIETO! – krzyknęła telepatycznie Ira wnerwiona na przemienioną.

Esme za pierwszym razem nie mogła zrozumieć skąd ten głos jednak po chwili udało jej się wszystko poukładać w głowię. Nie odpowiedziała Irze, powoli otworzyła oczy. W pierwszej chwili gdy ujrzała tą całą bitwę nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Walka to było to z czym oswoiła się już od najmłodszych lat. Jakże wiele wojen i bitew stoczyła tam na Ziemi. Lecz tę chwilową euforię

powstrzymało zorientowanie się iż to przecież nie jej świat, nie jej walka i kompletnie nie wie co się dzieje i dlaczego się tu znalazła.
Wstała z ziemi z radością stwierdzając iż nic jej nie jest. Rozprostowała skrzydła ale tylko na chwilę. Gdyby wzniosła się w górę jeszcze ktoś by śmiał posądzić iż jest tchórzem. Pierwsze co zrobiła to zamyśliła się do kogo iść i co zrobić. Jakże chciała się przyłączyć do walki, to wszakże jej żywioł. Tylko nie miała bladego pojęcia po której stronie stać.

Nagle ujrzała wysokiego mężczyznę, o dość bladej skórze. Chciała do niego podejść i spytać ale zanim to zrobiła oczywiście musiała przemyśleć wszystko. Po niedługiej chwili ruszyła pewnym krokiem naprzód. Oczywiście nie chciała go zajść od tyłu więc przystanęła obok przyglądając się wszystkiemu jak gdyby nigdy nic. Z początku nic nie mówiła. Czekała w milczeniu aż ją ujrzy, choćby kątem oka. Gdy uznała to za stosowne przemówiła.

- Jeśli można spytać z jakiego powodu to wszystko?
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Smoczyca dała o sobie zapomnieć na bardzo długi okres czasu. Ignea zaszyła się w jednym miejscu, unikając spotkań z innymi istotami. Pomimo tego, że nigdy nie była egoistką, przez ten czas skupiła się tylko na sobie. W końcu nadszedł dzień, by znowu powrócić do żywych, rozpocząć kolejne przygody, nawiązać nowe znajomości. Wspomnienie o Kryosie stało się już bladym obrazem, który przestał dobijać się do myśli Smoczyska, dlatego teraz mogła jasno patrzeć na swoją przyszłość, nie wracając myślami do pewnych zdarzeń z dalekiej już dla niej przeszłości. Nadszedł czas by napisać nowe rozdziały.

W całkiem przyjemny dla niej dzień, skrzydła niosły ją lekko w kierunku Danae. Ignea uwielbiała latać, dlatego i tym razem podróż wypełniona była przeróżnymi akrobacjami, z których czerpała ogromną radość. W takich momentach zupełnie nie wyglądała na wiekowego smoka, który nie takich rzeczy powinien się trzymać. Mimo to dla tej smoczycy wiek wcale nie miał jakiegoś znaczenia, zawsze była wesoła, otwarta, ciepła i nie gardziła zabawami, choć nieraz mogła uchodzić w towarzystwie za nieco dziecinną.
W swojej gadziej postaci, zmysły Smoczycy były zdecydowanie bardziej wyostrzone, dlatego w drodze do Danae zatrzymała się w pobliżu leśnej polany. A co było tego powodem?
Wesoły lot został przerwany przez kilka bodźców, które zaskoczyły ją na tyle, że prawie zapomniała, że własnie leciała do góry nogami i niewiele brakowało, a wpadłaby w drzewa.
Kiedy Smoczysko nie do końca zgrabnie wylądowało na polanie, przeszło parę kroków, prawie niszcząc okoliczne drzewa, potrząsnęło głową, a ciche parsknięcie wyrwało się z jego pyska. Ignea uspokoiła się i wyciągnęła głowę nieco do przodu, przymrużyła oczy i w skupieniu zaczęła analizować to co do niej docierało. Z minuty na minutę jej ślepia robiły się coraz większe, aż w końcu Ignea wyprostowała się, przyjmując dumną pozę, wbiła lekko pazury w ziemię, a jej ciało zalśniło delikatnie.
Po niedługim czasie na miejscu ogromnego smoka, pojawiła się kobieta o delikatnych kształtach, ubrana w dopasowane jasne spodnie i nieco ciemniejszą tunikę, spiętą w pasie ozdobnymi rzemykami. Włosy miała splecione w dwa, długie warkocze, a na jej szyi połyskiwał medalion, który ukrył smoczą aurę. Gdyby ktoś widział jej smoczą postać, od razu dostrzegłby to, że jedyne co obecna postać Ignei miała wspólnego z poprzednią, to oczy w kolorze ciepłego bursztynu.
- Wampir... – powiedziała do siebie, przemierzając polanę pewnym krokiem i udając się w stronę, z której dobiegły do niej przeróżne zapachy, z których kilka przykuło jej uwagę.
- Choć aura słaba... – mówiła spokojnie do siebie, niemal zapomniała już jak to jest mieć takie usta, takie ciało, głos...
- Przemieniona? Driada? – zmrużyła oczy wchodząc w las, próbując wyczuć jeszcze więcej, ale postać Elfki posiadała pewne ograniczenia. Mimo to pamiętała co poczuła w smoczej postaci i nie do końca była z tego zadowolona. Szykowało się coś sporego, w co zamieszanych było wiele istot, które była w stanie wyczuć. To również był jeden z powodów przybrania elfiej postaci, kto wie co by było, gdyby inni zobaczyli ogromnego smoka nad swoimi głowami?
Mając na uwadze to, jak długo zaszyta była z dala od wszelkich istot, postanowiła zachować szczególną ostrożność i za bardzo nie rzucać się w oczy. Im bliżej istot była, tym ostrożniej stawiała każdy kolejny krok. W końcu jej oczom ukazały się istoty, których aury wyczuła najpierw, z tego co mogła teraz dostrzec, wiele się nie pomyliła, co poniekąd sprawiło, że ucieszyła się, gdyż jej zmysły wracały do normalności. Ignea zaczaiła się w pobliżu Wampira i otaczającej go grupki osób, by przyjrzeć się dokładnie temu niecodziennemu spotkaniu, które mimo wszystko wywołały w niej niepokój. Elfka miała przeczucie, że coś złego wisi w powietrzu i powinna stąd jak najszybciej odejść, ale jej ciekawość znowu zwyciężyła, dlatego teraz stała przyglądając się uważnie zgromadzeniu i ściskając w dłoni medalion Bukuri, przy okazji nadstawiając uszu, żeby podsłuchać jak najwięcej.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

-Panienka? –mruknęła pod nosem, jakby w zastanowieniu, chociaż nie koniecznie irytacji. Mirian była postacią bardzo specyficzną, czasem trudną do określenia. Na pierwszy rzut oka odznaczała się prowizoryczną obojętnością, zimnym spojrzeniem na świat i obecną sytuację. W swoim zwyczaju nie miała bowiem ukazywania nadmiernie uczuć, chociaż to wszystko zdradzić mogły gesty ciała. Jednym z nich była wciąż zaciskająca się i rozluźniająca dłoń, zabawa palcami, z rzadka kiedy pstryknięcie paznokciem.
Nim zdążyła odpowiedzieć na planie wydarzeń pojawiły się kolejne postacie. Jedną z nich była driada. Można było odnieść wrażenie jakoby odbicia lustrzanego dwóch odrębnych światów, nijak połączonych ze sobą. Rdzenny mieszkaniec lasu kontra okryta nowoczesnością postać, o której połączenie z łonem natury mógł świadczyć zaledwie kolor skóry.
Mirian spojrzała na nią lekko zaledwie ściągając brwi. Palce wstrzymały swój taniec gdy coś dziwnego uniosło się w powietrzu. I tym razem było trudno stwierdzić, co takiego chodzi po głowie kobiety. Nieopodal nich dostrzegła kolejną nieznajomą postać.
-Vaerren…- mruknęła- Witam. Dobrze znać Wasze zamiary i dzień ujścia na Hodora. Mam nadzieję, że i Wam ziemia miłą będzie, gdy tylko ściągnie się ino stąd tego przydupasa.
W lesie robiło się tłoczno. Jeszcze bardziej niżby się tego spodziewała, a z pewnością była zaskoczona obecnością czarnowłosej dziewczyny. Szybkim ruchem sięgnęła po strzałę, gdy tylko dojrzała jak się zbliża. Alarm okazał się być fałszywy. Nie napięła strzały, chociaż cały czas tkwiła w pełnej gotowości. Wówczas mimika twarzy Mirian okazała zaskoczenie. Pierwszy raz w całym spotkaniu okazałą jakieś uczucie.
-Ehm… Słucham? –spytała dość idiotycznie orientując się o stanie przybyłej. Nie za bardzo wiedziała co zrobić w takiej sytuacji. Nie chciała na głos stwierdzać czy nieznajoma tkwiła pod wpływem transu, konkretnych roślin czy może dopiero wstała. – Dotargamy tego wieśniaka do druida. Mam wrażenie, że i ten zaszczuty w lesie ala alchemik ma coś więcej wspólnego z tym całym zamieszaniem. Interes może mu się dobrze kręcić w takich to nadeszłych czasach… A iżli trzeba to i tę tutaj się zatarga… Chodzić jeszcze może niby-wskazała na niebieskooką- Wybacz Książe, mnie w drodze do zamku Hodora nie spotkasz. Mogę wspomóc Twe wojska poprzez dołączenie łuczników, ale i tu nam trzeba pilnować. A ja jeno od pilnowania jestem. Opiekunka niedługo winna się zjawić na leśnych łunach, list po nią posłano- przekierowała zielone oczy na nowo przybyła – Ejże, w porządku z Tobą?
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath nie zwracała specjalnej uwagi na kolejne pojawiające się na polanie osoby. Oblężenie wkrótce miało się rozpocząć, a zatem naturalnym wydawał się elfce fakt że na obecne tereny napływały coraz to nowe postacie. Wkrótce będą ich tu setki a może i tysiące. Analizowanie każdego z osobna nie miało sensu, lepiej skupić się na własnym zadaniu. Z słów Mirian, Ilia wywnioskowała że ta gotowa jest pomóc jej w transporcie rannego Howla do chaty druida. Dodatkowa para oczu i rąk do pracy bardzo przydałaby się elfce. Nie wspominając o wiedzy tamtej która mogła okazać się bezcenna. Strażniczka gestem dała znać kłusownikowi że powinni ruszać, jednak jej jeniec po raz kolejny zmienił swoje stanowisko w tej kwestii.
- Zaczekaj. – Protestował – Nie możemy sobie po prostu tak iść. Nie słyszałaś że las pełen jest teraz wojsk wiernych naszemu łaskawemu panu? Tacy gdy tylko nas zobaczą, wypatroszą nam bebechy nim w ogóle zdążymy się wytłumaczyć po której stronie stoimy i przekonać tych osiłków, jacy to ważni jesteśmy dla mości Medarda. – Wytłumaczył pospiesznie kłusownik.
Pomijając irytujący ton wypowiedzi człowieka który gadał jakby ponownie chciał rozzłościć księcia, Ilirinleath z zdziwieniem przyjęła pewną logikę pojawiającą się w rozumowaniu jeńca. Recz jasna nie chodziło tu o to że kłusownik nagle dostał olśnienia i zaczął prawić przeróżne mądrości. Być może brakowało mu wyrachowania i wyczucia smaku ale z całą pewnością nie można było mężczyźnie odmówić przebiegłości. Taki glejt wystawiony przez Medarda utorowałby mu bezpieczne przejście przez legiony księcia okupujące okolicę. Niestety ona również potrzebowała takich gwarancji jeśli zamierzała w jakikolwiek sposób wrócić i wziąć udział w oblężeniu.
W przeciwnym wypadku Ilia musiała liczyć się z licznymi trudnościami jakie mogą sprawić jej szeregowi żołnierze. Nie było co liczyć że zwykły zabijaka zdaje sobie sprawę z sojuszu Karnsteinu z Danae, zwłaszcza że bezpośrednie zaangażowanie się elfów w obecny konflikt było mało prawdopodobne. Będą na nią patrzeć podejrzliwie traktując jak szpiega. Jeśli chciała uniknąć ciągłych tłumaczeń, przepychanek i sporów lepiej byłoby posiadać jakieś wskazówki od Medarda. Czy to w postaci pisma, czy rozpoznawalnego znaku, symbolu lub hasła. Cokolwiek co ułatwiło by jej przemarsz wśród wojsk księcia a przy okazji nie przysłuży się jej jeńcowi.
- Do zobaczenia Medardzie. Wrócę gdy tylko odstawię pana Howla pod bezpieczną opiekę. Chociaż wtedy możesz być już bardzo zajęty toczącą się bitwą. No i pozostaje jeszcze kwestia żołnierzy w twoim otoczeniu. Myślę że przy pomocy Mirian dotrzemy do druida niezauważone ale jeśli chodzi o mój powrót to nie chciałabym się przebijać na siłę przez twoich żołdaków. Jeśli wiesz co mam na myśli i mógłbyś mi to ułatwić to byłabym wielce zobowiązana.
Elfka oczekiwała na odpowiedź księcia. W międzyczasie do jej uszy dobiegały jednocześnie strzępy toczonych wokół rozmów.
- Nie – śmiał się kłusownik do woźnicy – nie ma go tu. Głupia kobyła za nic nie chciała iść tam gdzie dyktował jej jeździec, więc może i rozsądniej byłoby ją zostawić, ale … ale wojna to ciężkie czasy, a taką szkapiną można wyżywić kilka osób. Dlatego więc zbiór o którego pytasz zdecydował się ciągnąc upartego muła do samej twierdzy.
- Moja Dall przerobiona na szynkę? O wszystkie świętości …. – biadolił Howl.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wojna jest swoistym magnesem, który zewsząd przyciąga amatorów łatwego pieniądza, najemników wszelkiej maści oraz poszukiwaczy przygód. Trudno stwierdzić -na pierwszy rzut oka-, do jakiej grupy zaliczały się postacie, które książę widział w tym cholernym lesie.
Tymczasem Vaerreńczycy tłumnie zmierzali tam, gdzie jeszcze nie tak dawno mieściła się siedziba leśnych zbójów, którymi przewodził starszy von Hodor zwany Truposzem. Wystrzały z hałaśników dało się słyszeć niemal w każdym zakątku puszczy, co nieprzywykłe do tego typu dźwięków ucho driady wychwytywało jako zło wcielone z największych koszmarów sennych. Coś za coś - taka kolej rzeczy.
Tymczasem dwa światy: prymitywnych Duchów i prącego ku krasnoludzko-gnomim technologiom Vaerren zmierzały -wydawać by się mogło- do nieuchronnej konfrontacji. Książę postanowił nie interweniować, niech obie frakcje wyjaśnią sobie sporne kwestie. Najlepiej zawczasu i to jeszcze dziś. Szkoda drzeć koty o bele barachło, gdy lasy pełne bandytów, a stronnicy dawno obalonego sługusa Demary w każdej chwili mogą urosnąć w siłę. Zaraza!
Brodaci działonowi zerkali nieco spode łba, pogardliwie w kierunku Mirian, a rozmowy między nimi, choć prowadzone w niezrozumiałym dla niej języku, ewidentnie nie wróżyły niczego dobrego.
- Paczaj, no, Zoltan! Kogo my mamy bronić w tej głuszy? Dzikusów z łukami? Potośmy taszczyli działo na ten wyględów, by zginąć nie w boju, a z rąk czegoś tak prymitywnego?! Rozumiesz ty z tego coś? Cokolwiek? - żalił się jasnowłosy krasnolud z fikuśnie przystrzyżoną na ludzki sposób bródką.
- Cecil, kurrwa twoja mać, nie mieszaj ty się, chłopie, sam do polityki, bo dnia nie przeżyjesz. Ty trzeba z -ten tego- no, polotem, a tobie ewidentnie brakuje tego ostatniego. Poza tym te jak to ich nazwałeś dzikusy rozwaliłyby cię z tych ichnich łuków zanim zdążyłbyś się wysrać! Widzimy jedną, chuj wie, ile kryje się po krzakach z łukami gotowymi do strzału. - strofował go stary, ryży krasnolud, po którego brodzie poznać było, iże z niejednego pieca konsumował chleb.
- Aaaaa! Może i tak. - zaaferowany Cecil rozglądał się bacznie po okolicy, wypatrując driad ukrytych w konarach drzew.
Zmagania pomiędzy brodaczami przerwała wypowiedź Mirian, a tuż po niej riposta tej, która towarzystwo vaerreńskie zebrała i puściła na Hodora, Morenn VI z Vaerren.
- Miło nam wreszcie poznać niewielką część tego, co lada chwila tu wyrośnie. Przepraszamy za hałas, ale takiego szkodnika jak Hodór należy wedle starych prawideł niejakiego Szuncu wykurzać z zajmowanych terytoriów ogniem i wielkim hukiem, pono nieznośnym dla uszów takich nikczemników. Gdy Mirian użyła wyrazu "przydupas", całe Vaerren ryknęło donośnym śmiechem, doskonale było bowiem świadome sytuacji, w jakiej ów łotrzyk znalazł się za młodu. Ta dziwna krotochwila przerwała na moment wypowiedź, ale gdy tylko rechot przycichł na tyle, bo móc kontynuować, dodała:
- Otóż to. Spodziewajcie się faktorii handlowych tak szybko, jak to tylko możliwe. I należałoby wymienić przedstawicielstwa, ale o tym później. Najpierw bandyci.
Wtem, oczom zgromadzonych ukazała się czarnowłosa dziewczyna, która nagle pojawiła się w lesie. Zachowanie nowo przybyłej wydało się tak dziwne, iż bez środków wspomagających w odpowiednio dużym stężeniu nie sposób nijak go wytłumaczyć. Medard odparł ironicznie:
- Z powodu tego, że człowiek jest człowiekiem, a trawa po drugiej stronie jest bardziej zielona... Starczy? A teraz, jeśli już tu jesteś, to przynajmniej nie przeszkadzaj.
Nie wiem, skąd na świecie biorą się takie przypadki. Ręce opadają, a żuchwa dotyka podłogi, względnie runa leśnego. Nawet Mirian wydała się zszokowana widząc i słysząc coś takiego. Zapewne tej nowej także przydałby się druid... Książę zwrócił się do Mirian:
- Tego zamku nie, ale innych, gdzieś i kiedyś na pewno. -urwał, myśląc o letniej rezydencji gdzieś w pobliżu. Coś na kształt pałacyków warownych z Vaerren, nie tak okazałe jak Chiropterus, a świetnie komponujące się z otoczeniem.
- Szerokiej drogi zatem i wracajcie szybko, bo ominiecie najlepszy moment w tym całym syfie. A co do Ciebie - przerwał, wyjął z juku wielbłąda karnsteiński platynowy dinar, zawiniątko upchane w tubusie oraz słoiczek z półpłynnym kitem. Nalał nieco tej berbeluchy na wieko tubusu, poczekał aż podtężeje, a następnie odcisnął w niej swój herbowy sygnet. Odcisk wilczego łba pięknie się prezentował na tle skrzyżowanych nadziaków. Na boku zaś odcisnął rewers platynowej monety z herbem Księstwa. To powinno wystarczyć elfce, a tego darmozjada żołnierze usieką zaraz potem, gdy przestanie być potrzebny.
- Oto Twój glejt, tylko nie dawaj go temu obwiesiowi, gotów czmychnąć, gdy tylko go dostanie w swe paskudne łapska. - rzekł i wręczył tubus Ilii.
Na wieść o tym, co usłyszał niedługo potem mało nie wybuchł śmiechem. Koń, o którym ten stary idiota pierdolił smuty cały czas, został przerobiony na gulasz albo suchą kiełbasę, którą miejscowi zwali salami. Dzięki niech będą Przedwiecznemu! Dobry omen!
W zaroślach ukrywało się coś jeszcze. Zapach, choć przytłumiony elfimi pachnidłami i misternie maskowany przez tajemniczy wisior, podobny był tego, jaki wydzielały smoki ze wzgórz w głębi Księstwa. Co tu robi smok? Po której ze stron stanie? Tyle pytań, tak niewiele odpowiedzi...
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda dowiedziała się co nieco o tym świecie gdy była jeszcze przy wodospadzie, tam gdzie co chwile ktoś się teleportował. Mimo to nadal wszystko tu było takie dziwne. Elfy, driady, cała masa najróżniejszych istot. Gdy otrzymała odpowiedź od tego bladego mężczyzny zrobiła się czerwona ze złości. Po chwili lekko się uspokoiła ale nie odezwała się ponownie do Medarda.

- Genialnie sformułowane pytanie – wybuchła śmiechem, słyszalnym tylko dla Es, Ira.
- Przymknij się.
- Tak, tak. A więc co teraz będziesz robić? Grzecznie stać jak aniołek?
- Wiesz że nie.


W tym momencie demonica sprawiła że w jednym momencie przewróciło się kilka większych drzew, przygniotły one kilka osób. Ira nie stała po żadnej ze stron więc nie obchodziło jej zbytnio którą armie uszczupliła, ważne że zrobiła coś złego.

- Świetny pomysł, przewróć więcej drzew – powiedziała sarkastycznie Es.
- Nie przesadzaj, przecież to zabawne.
- Gdybyśmy chociaż wiedziały która strona…
- Wampir.
- Co?
- Jest blady jak wampir Wampiry czytają w myślach!


I w ten właśnie sposób zakończyła się ich telepatyczna konwersacja.. Nie chciała stać bezczynnie, do walki to ona pierwsza. Jednak nie mogła tak od razu stwierdzić iż chce brać w tym udział.

- Kim jesteś tak właściwie? – spytała wampira z nadzieją że normalnie odpowie.
- A co do twojej ostatniej prośby… Stać grzecznie? Wolałabym szczerze mówiąc brać udział w walce – stwierdziła poważnym, władczym tonem.
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Młoda kobieta pozostawała w ukryciu przez ten cały czas. Uważnie przyglądała się kolejnym postaciom, przysłuchiwała się rozmowom. Wszystko wskazywało na to, że wdepnęła w sam środek nadchodzącej walki, a gdyby ktoś wyczuł, że jest smoczycą? Wtedy każdy chciałby zwerbować ją do swoich oddziałów, bo przecież takie smoczysko w szeregach po którejś stronie to nie lada plus. Ignea postanowiła nie mieszać się w ten spór, dlatego zaczęła wycofywać się w stronę polany, z której tutaj dotarła, by potem przybrać swoją prawdziwą postać i wyruszyć w kierunku miasta, do którego zmierzała. A walka? Wojny, spory zawsze były, są i będą, a ten nie wyróżnia się niczym szczególnym i w końcu ktoś uzna, że wygrał, by za jakiś czas wywołać kolejne niepotrzebne afery.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Mirian otworzyła usta do nagłego odzewu, ale zakończyła go jedynie głośnym westchnięciem. Kobyła, jak kobyła, a fakt faktem nadal pozostawała zwierzęciem. Dla wielu pewnym miernym, ale driada zwierząt miarą nie ceniła. Uniosła brew, a usta wykrzywiły się w zastanowieniu. Trzeba było przyznać, że jego przywiązanie do zwierzęcia było godne podziwu. Nawet jeżeli była dla niego tylko garścią monet, jego oddanie, nawet w tym przypadku, było imponująco wysokie. Westchnęła drugi raz.
-Słuchaj no, nikt tej szkapy na żarło nie przerobi. Widziałtyś jaka schorowana, stara i ślepa? Ludzie to by ją kijem nie tknęli, a skoro łazi w te i we w te to pewno kto ją zna. Zatargalibyśmy ją ze sobą, ale chodzi swoją ściechą. Życie Ci więc miłe czy szkapa? Wiedz, że iżli chodzi blisko lasu to i driada szkapy tknąć nie da. Może się jej uda. A jak nie, to ją wstrzymaj tutaj. Jeśli stać potrafi w miejscu…-zaśmiała się pod nosem-… to wrócisz tu po nią.
Spojrzała na krasnoludów zimnym wzrokiem, chociaż nie starała się ukryć uniesionego kącika ust.
-Panie Cecil, widzę, że mało się politykujesz i za mało czasu spędzasz na leśnych łunach. Z takim podejściem nie radzę zostawać na dłużej o ile z rzyci grotu wygrzebywać nie chcesz. Jeno szczęście masz, że jakowosz znośni jesteście. Informację zaś przekażę Opiekunce, co do hałasu… Myślę, że akurat Wy robicie tu najmniejszy. A Tobie Książe, dziękować pozostaje. Dowód na Karnstein przydatna sprawa. Wrócimy szybko o ile wieśniak da się dotaszczyć… bez szkapy.
Z dala rozniósł się huk padających drzew, a spod nich rozniosło się echo jęków ofiar. Ale Mirian przede wszystkim słyszała drzewa. Wyrwane z korzeniami tak nagle i gwałtownie, że nie zdołała jakkolwiek zareagować. Ich wycie i cierpienie było rozrywające w środku. Czuła ich ból, zupełnie jakby dotyczył jej samej.
Driada nisko się pochyliła i nastawiła uszu, spojrzała przejrzyście na czarnowłosą. Zagryzła wargi niemalże do krwi. Kim była ta postać? Między pniami słyszała jedynie kroki wojsk, czuła obecność swoich sióstr i zapewne kilka obozowisk znalazłoby się w okolicy. Nikt jednak nie walił i nie łamał drzew. Nikt oprócz zbuntowanych niedobitków Hodora, bądź też ktoś całkowicie obcy…
Mirian nie zastanawiała się długo. Naciągnęła strzałę na cięciwę i wycelowała w nieznajomą.
-Ejże kobieto, grzeczniej proszę. Znajdujesz się niedaleko Królestwa Danae, a dokładniej na terenach należących do Mai Laintha'e. Gadaj kim jesteś i co Cię tu przywlokło nim Twoje umiłowanie do wojny się przyda.
„Nawet wieśniaka dowlec nie można do druida…” pomyślała cierpko. Oby… Oby ta ziemia niedługo stała się przyjaźniejsza.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Dalsze dyskusje nie były przedmiotem zainteresowań elfki. Ilirinleath postanowiła wyruszyć natychmiast. Pożegnawszy Medarda i jego nowych towarzyszy, strażniczka dała znak do wymarszu dla swojego jeńca i pana Howla. Na koniec spojrzała pytająco w stronę driady która teraz pochłonięta była wyjaśnianiem kto z obecnych jest kim i jaką rolę pełni w danej sytuacji. Być może ta ostatnia wcale nie zamierzała towarzyszyć jej w podróży, a elfka źle zinterpretowała chaotyczny styl wypowiedzi tamtej. Albo po prostu driada była mniej zdyscyplinowana i dołączy do nich później.
Nie chcąc bez przerwy odpowiadać na pytania i problemy swoich kompanów, Ilia starała się szybko uciąć wszelkie dyskusję i puścić mężczyzn przodem. Po raz kolejny musiała zapewnić woźnicę że wciąż istnieje szansa na uratowanie jego szkapy. Oblężenie dopiero się zaczynało, a nikt normalny nie zabija zwierząt zaraz na początku walk. Jeśli Hodor zdecyduje się na taki krok to uczyni to dopiero wówczas gdy widmo głodu zajrzy mu do żołądka. Zresztą znając księcia Medarda ciężko tu mówić o oblężeniu. Sytuacja bardziej zapowiadała się na szturm i próbę szybkiego zdobycia twierdzy. Z kolei kłusownika elfka nieustannie musiała zapewniać że nie posiada żadnego pisma gwarantującego jej bezpieczeństwo. Uparcie twierdziła że każdy rozsądny człowiek stojący po stronie Medarda uzna elfkę za swojego sojusznika i nie będzie robił im przeszkód. W ten sposób Ilirinleath miała nadzieję zniechęcić człowieka do podejmowania próby ucieczki.
Jej towarzysze w końcu odpuścili koncentrując się na rozmowie między sobą. Idąca za nimi utrzymując dystans kilku kroków, elfka miała wreszcie okazję do przemyśleń na temat obecnej sytuacji. Rozglądając się po otaczającym ją lesie, Ilia zastanawiała się jak radzą sobie miejscowe zwierzęta. Wojna toczona przez ludzi musiała być dla nich niczym pożoga. Równie niebezpieczna i niszcząca, a przy tym podobnie jak przed żywiołem nie dało się przed nią ukryć. Pozostawała ucieczka ale w która stronę szukać bezpiecznego schronienia gdy zewsząd nadciągały wrogie oddziały?
Rozlegające się gdzieś z oddali wycie hien na chwilę przerwało rozmyślania elfki.
A może ucieczka wcale nie była jedynym rozwiązaniem. Być może w nadciągającej bitwie istniały więcej niż tylko dwie strony konfliktu? Dla zwierząt nie miało znaczenia czy las będzie w rękach poddanych Hodora czy Medarda. I tak w mniejszym lub większym stopniu będzie się na nie polować. Chyba że same zdecydują się walczyć o swój los. Oczywiście zwierzęta nie były zdolne do takiego rozumowania i koordynacji własnych działań, ale pokierowane przez odpowiednie osoby, mogłyby stanowić odpowiednią siłę. Być może nie będzie to siła zdolna stanąć do walki z zbornymi oddziałami, ale ukryte działania i likwidowanie mniejszych grup na pewno było w ich możliwościach. Tym bardziej że obie strony konfliktu obarczałyby się wzajemnie jeśli nagle zorientują się że kilka ich oddziałów przepadło bez wieści.
Kolejne złowrogi odgłosy wydawane przez hieny tym razem dało się usłyszeć dużo bliżej.
A kto mógłby kierować tak zorganizowanymi zwierzęcymi formacjami? Elfy? Nało prawdopodobne. Mroczne elfy? Elfka przypomniała sobie niedawne spotkanie z grupą dosiadającą mamuty. Dlaczego by nie. Jaki cel mogłyby mieć owe oddziały żeby przebywać tu i teraz? Albo driady. Kto jak kto ale tym istotom na pewno nie podobała się obecna sytuacja. A jeśli nie dziady, to pozostawała jeszcze jedna możliwość.
- Druidzi – wypowiedziała na głos. Tym razem wycie drapieżników wydawało się jej niemal namacalne.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Oblężenie niby już się rozpoczęło - kamraci i stronnicy von Hodorów bronili walącego się starego stanu rzeczy tak zaciekle, jak nie przymierzając locha latosich warchlaków. Nie ma się im co dziwić - wszak człowiek (a ludźmi głównie byli ostający twardo za Trupogryzem lokalesi i przysłani na pomoc przez Ildehara zawodowi żołnierze czy agenci wywiadu gotowi oddać życie w obronie resentymentów Króla Jegomościa) do stagnacji i monotonii przyzwyczajon, z dziada - pradziada wszak żyje w praktycznie jednakowym środowisku cywilizacji, a wszelkie nowinki techniczne odgania niczym demuny jak najdalej od siebie.
Niewielki zameczek na wyżynach mylnie przez kłusowników zwanych górami zgromadził całe zastępy oddanych sprawie wojów. Wśród nich byli łowcy zwierząt, wieśniacy kłusujący z głodu, leśni banici, rabusie, niedobitki wojen z Hodorami, przedstawicielstwo suzerena z Demary i pospolici lumpenproletariusze i chłopi spędzeni przez panów, by zasilić szeregi niezbyt udanego wojska. Niestety, organizator nie miał zbytniego zmysłu aprowizacyjnego i nie postarał się o dodatkowe źródła zasobów, o ile w przypadku wody pitnej większych problemów nie napotkano - wszak górzyste tereny obfitują we wszelakiego rodzaju cieki i strużki krystalicznej mineralnej, a i studni głębinowych na zamku horrendum, to casus żywności wydawał się murem nie do przebicia nawet najpotężniejszym taranem. Po to zarządzono olbrzymie łowy, ba, nawet ślepego kunia zagnano doń, by knechci mieli co do garnka włożyć w czasie najsroższych bojów o byt. Potem zostaje ino rosół z psa, własnego rumaka, a w ostateczności szczury i trupy poległych towarzyszy broni. Właśnie ta ostatnia wizja stania się szakalami żerującymi na truchłach własnych ziomków przerażała obrońców bardziej niż cokolwiek innego.
Wtem huk walących się drzew zaburzył na chwilę leśny spokój. Jeden z krasnoludzkiej kompanii, taszczący ciężki kawał żelastwa, nie zdążył umknąć przed kłodą, która niemal wbiła go w darń. Inne istoty także ucierpiały: kilku kłusowników straciło nędzne żywoty, gdy przedzierali się przez gęstwę, uciekając dziwożonom z Mai Laintha'e. Spotkało ich to, na co zasłużyli, chociaż z innego wykonawstwa. Padł także i druid dosiadający okazałego niedźwiedzia. Miś połasił się na miodek z barci i zapłacił za to najwyższą cenę - tak dla siebie, jak i swego właściciela. Kataklizm dosięgnął też kilku członków klanu hien, którzy w tym czasie tropili zdobycz. Pewnie i inne ofiary zostały przywalone nawałą drewna, ale historia zapomniała o tych biednych stworzeniach, które w imię wyższych celów wkroczyły do lasu bądź broniły go przed zakusami najeźdźców.
Tymczasem w innym miejscu toczyła się rozmowa krasnoludów vaerreńskich z Mirian. Cecil, zebrawszy baty zarówno od swego kamrata i szefa Zoltana, jak i dziwożony, odparł:
- Prosty jestem krasnolud, Vaerren każę, to w bój idę za miasto, za Ojczyznę. Nie znam się na lasach, no może poza tajnikami wyrębu... Grot w lesie kule z rusznic u w mieście - jeden pies, jedne zielone łapy... Technologie nasze przejęły i tera jako własne traktujo! Zero szacunku dla krasnoludzkiego czynu! Zero! - pomstował. Zoltan tylko łypał nań spode łba, nawet nie chciało mu się głosu w tej sprawie zabierać. Dobrze wiedział, że gdyby nie driady, miasto dawno obróciłoby się w kupę gruzu, bo po epidemii nie byłoby komu murów przed lasem ochraniać.
Mirian parę słów skierowała również do Medarda. Ten, nie wahając się ani chwili, odparł:
- Nie masz za co dziękować. To, co robicie dla reliktowych, niespotykanych nigdzie w Therii zwierząt, winno być droższe nad wszelkie kruszce świata. Warto się czasem wsłuchać w trąbienie włochatych słoni leśnych czy pomrukiwanie leniwca obskubującego rosłe miłorzęby. Od razu chce się żyć i działać, by taki pasożyt jak Trupojad nie zakłócał więcej spokoju tego miejsca! Co do wsióra zaś - mówiłem, że nic z niego nie będzie. Ciągle tylko ten kuń i kuń... Kto by chciał takie coś w ogóle? Nawet Hodor nie jest aż tak głupi, by połasić się na coś takiego. Szkapina się odnajdzie, chyba że zeżarły ją hieny, a te jak wiadomo jedzą wszystko.
Ilia zabrała jeńca i oboje poszli taszczyć wieśniaka do druida, którego rola w tym całym bordelu nie została do końca wyjaśniona. Może w końcu wyjdzie na jaw, co za zwierz siedzi w tym leśnym dziadydze.
- Zbawiam las. - rzucił Medard, gdy czarnowłosa spytała go o coś, co wydawać by się mogło, było oczywiste dla wszystkich poza nią. Następnie przedstawił się, mając na uwadze, iż przybyszka mogła pochodzić z dalekich stron. W szturmie raczej zero pożytku, ale przydałoby się, by nie przeszkadzała. Chyba że Hodorowi...
Tymczasem wśród wyżyn krasnoludzkie działa, trebuszety, bombardy i cała reszta rozryczały się na dobre. Kanonadzie nie było końca. Pocisk za pociskiem, płonąca kula za kulą, kamień za kamieniem, a nawet gnój i morowe szczury zlatywały wprost na siedzibę ostatniego z walczących Hodorów, który zapewne miał już świadomość tego, z jak potężnym i przebiegłym przeciwnikiem przyszło mu walczyć. Oraz tego, że owa walka nie ma dlań żadnego sensu.
"Na ramionach tłumu będzie wyniesiony. Lecz, czy do rowu z wapnem, czy na ołtarze?"
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości