Valladon[Valladon] Niech się dzieje

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge musiał sam przed sobą przyznać, że całkiem podobał mu się ten powrót do rangi ucznia, znowu mógł czuć satysfakcję płynącą z czynionych postępów. Aktualnie jego szermierka była już na takim poziomie, że musiał ciężko i długo pracować, aby być jeszcze chociaż odrobinę lepszym i wiedział, że wkrótce samodoskonalenie przerodzi się jedynie w próby utrzymania tego samego poziomu przez jak najdłuższy czas. Monotonia, nuda. A on lubił wyzwania, dlatego - chociaż na razie nie robił niczego nadzwyczajnego - podobało mu się to, czego się uczył. Powtarzał kolejne sekwencje tak długo, aż Setian nie zarządził przerwy na teorię, później zaś znowu patrzył i powtarzał.
        - Jasna sprawa - zgodził się po otrzymaniu instrukcji dotyczących ćwiczenia. Wiedział, że go nie poniesie, zadanie samo w sobie było dość typowe, podobne stosowało się w szermierce, więc był oswojony z takimi technikami.
        Carax zrobił minę, jakby nie dowierzał w to, co właśnie słyszy, jakby propozycja walki z kimś obcym niezmiernie go zaskoczyła, ale w negatywny sposób. W rzeczywistości nie było tak źle - rozumiał, że takie pokazy jak teraz można potłuc o kant stołu, jeśli nie poprze się ich praktyką, niemniej czarno to widział. Już nawet byłby gotów przemilczeć fakt, że raczej nie spodziewa się cudów po raptem kilku lekcjach, liczył się z tym, że nie będzie różowo i dostanie tęgie baty, przynajmniej podczas pierwszych kilku podejść. Ale gdzie miałby znaleźć sobie ring, tego już nie wiedział. Od kiedy zaczął znaczyć coś więcej niż przeciętny adept Żurawi, zaczął też zwracać trochę większą uwagę na to, co sobą reprezentuje i szczerze wątpił, by dobrowolne wystawianie twarzy na obicie gdzieś na arenach miało mu przysporzyć dobrej sławy. W myślach wykreślał kolejne miejsca, w których nie chciałby się pojawić, głównie takie, gdzie pojawiało się zbyt wielu szemranych typków jak również tych, gdzie spotykali się sami zawodowcy, taki rozgłos również mógłby mieć nieoczekiwane konsekwencje. W końcu jednak rysy jego twarzy lekko złagodniały, zdawało się, że powoli w natłoku myśli zaczyna dostrzegać jakieś rozwiązanie.
        - Przemyślę to - przyznał w końcu, aby nie trzymać dłużej Setiana w niepewności. - Tak na szybko nic mi nie przychodzi do głowy, ale jeszcze pewnie na coś wpadnę.
        Po tych słowach szermierz znowu zamilkł i wysłuchał propozycji zmiany tematyki treningu. Uniósł lekko brwi - zaciekawił go ten pomysł. Zaraz jednak Setian sprowadził go na ziemię - nie byli tak do końca sami, ale z tym zawsze dało się coś zrobić. Carax spojrzał, którzy szermierze zostali jeszcze na placu, zmrużył lekko oczy, aby im się przyjrzeć. Szukał tylko kilku konkretnych twarzy, osób, które mogłyby się w wyjątkowo upierdliwy sposób wtrącać. Nie dostrzegł nikogo takiego, a było nawet lepiej: wszyscy obecni na placu dobrze go znali, w razie czego łatwo będzie ich spławić obietnicą dłuższej rozmowy przy kieliszku kiedyś wieczorem. Nie było powodu, aby się kryć, a Jorge bardzo się ten pomysł podobał.
        - Możemy spróbować tu i teraz. Wal śmiało - zachęcił Setiana, nadstawiając twarz do pierwszego ciosu. Gdy dostał, zamknął na chwilę oczy, syknął. Ale co tam, pierwszy raz był zawsze najgorszy. Oddał melmaro w podobnej tonacji, a później znowu oberwał. Wymiana ciosów trochę trwała, Carax z początku nie zamierzał łatwo odpuścić, lecz w końcu to on odpadł jako pierwszy, co nie było chyba dla żadnego z nich specjalnym zaskoczeniem. Po prostu, po kolejnym ciosie uniósł rękę jak wtedy, gdy uprzejmie chce się komuś odmówić.
        - Dość - oświadczył, gdy szczęka przestała go mrowić po ciosie. Poruszył nią kilka razy na boki, jakby wypadła ze stawów i próbował ją ustawić na dawnym miejscu. Nie wyglądał jednak na specjalnie udręczonego, pewnie jeszcze kilka razów byłby w stanie wytrzymać. "Nie powiem mu przecież, że nie chcę mieć miazgi z twarzy, śmiechem by mnie chyba zabił..."
        - Da się to załatwić jakoś inaczej? - zapytał po chwili. - Już chyba wolę tę wersję z okładaniem muru pięściami albo nawet jakbyś mnie miał lać wierzbową gałązką po plecach.
        Setian głupi nie był, pewnie po tych słowach domyślił się, co szermierzowi przeszkadza w tym ćwiczeniu.
        W międzyczasie plac treningowy opustoszał, szermierze skończyli swoje krótkie potyczki i zeszli do szatni - cały dzień ćwiczyli ze swoimi uczniami, dlatego nie potrzebowali wiele czasu po zajęciach, wystarczyło im kilka prób z równymi sobie, aby tylko utrzymać poziom i nie zapomnieć tych bardziej wysublimowanych technik, których raczej nie pokazuje się "dzieciakom". Jeden z nich przystanął, aby zwrócić na siebie uwagę Caraxa i zamienić z nim kilka słów, on jednak był zbyt skupiony na dostawaniu po twarzy i nie zauważył go. Zignorowany fechmistrz nie czekał długo i po chwili sobie poszedł. Było późne popołudnie, pora, gdy większość szarych obywateli siedziała już w swoich domach i cieszyła się odpoczynkiem w towarzystwie rodziny. Tylko nieliczne sklepy były jeszcze otwarte, a w karczmach było cicho i prawie pusto, gdyż było już za późno na obiad, ale jeszcze za wcześnie na chlanie.
        - Co teraz? - upewnił się Jorge. - Kończymy, czy jeszcze chciałbyś poćwiczyć? Swoją drogą, gdyby ci to nie przeszkadzało, pasowałby mi taki układ jak dzisiaj, walka a po niej te bardziej... specjalistyczne techniki, że pozwolę sobie to tak nazwać.
        Teoretycznie Carax nie powiedział na głos, że wolałby już iść do domu, ale uważał, że to dobry moment na zakończenie ćwiczeń. Niedawno wszak dotarli do miasta, wkrótce miało się zacząć robić ciemno i chociaż możliwe było oświetlenie placu albo przeniesienie ćwiczeń do śodka, czy miało sens forsowanie się już pierwszego dnia? Obu dobrze zrobiłby odpoczynek w cywilizowanych warunkach.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Melmaro miał wielu uczniów, a jego duże wymagania pozwalały mu na określenie którzy z kadetów mają w sobie wewnętrzny ogień i pespektywy na stanie się wielkimi wojownikami. Jedną z najważniejszych rzeczy była niechęć bycia pokonanym, upór i nie poddawanie się, przyjmowanie krytyki i robienie wszystkiego co tylko można, byle nie usłyszeć jej ponownie. Ważnym było również, by znać swoje miejsce i nie próbować cwaniakować, szanować nauczyciela i zdawać sobie sprawę z tego, że to on jest ponad uczniem, nie na odwrót. Na chwilę obecną szatyn miał z Jorge praktycznie jeden trening, za mało by wydać jakąkolwiek opinię, jednak gdyby cały czas wyglądało to tak jak teraz – Gotlandczyk musiałby się poważnie zastanowić nad tym, czy Carax nie jest jego najlepszym uczniem, a przynajmniej najbardziej oszlifowanym jeżeli chodziło o charakter w kontekście relacji z nauczycielem. Nie było się temu co dziwić, byli w podobnym wieku, poza tym szermierz również najprawdopodobniej posiadał swoich uczniów, był doświadczonym wojownikiem i znał życie, nie patrzył przez różowe okulary, choć pewnie widział w nim więcej kolorów niż melmaro. Prawdopodobnie, wszakże Setian nie mógł być tego pewien.
Odpowiedź odnośnie luźnej propozycji tyczącej się walk nie była jednoznaczna, szatyn w pełni rozumiał reakcję i wahanie szlachcica, wszakże on sam również wraz ze wzrostem pozycji w klanie zaczął coraz mniej uczestniczyć w tego typu wydarzeniach. Ze słów Caraxa nie można było jednoznacznie wywnioskować co ma na myśli, w sumie gdyby się przyczepić, brzmiało to bardziej jak zgoda niż odmowa.
Zakończenie wymiany ciosów w postaci uniesionej przez szermierza dłoni Setian przyjął ze spokojem, przejeżdżając jedynie jednorazowo dwoma palcami od policzka ku ustom. Mimo reakcji szlachcica nie było po nim widać wyczerpania, obolałości czy też psychicznej zapory, a jego słowa jeszcze bardziej odsunęły te powody jako decydujące.
- Hm… Nie chcesz siniaków na twarzy, czyż nie? – Setian mruknął rozbawiony na swój sposób, wpatrując się w Jorge. Szlachcic był wysoko postawionym w akademii człowiekiem, o czym świadczyła zresztą wysoka rozpoznawalność w szkole i wyraźne okazywanie mu szacunku. Nie było się co dziwić, że nie chciał wzbudzić podejrzeń czy też niepotrzebnych plotek, a już na pewno spowodować spadek poważania. – Zrozumiałe biorąc pod uwagę to kim jesteś. Dobrze to pamiętam, będąc melmaro przewodnim trzeba było dbać o wizerunek, choć z tym akurat nie było problemu. Jednak z nielegalnych walk musiałem zrezygnować. Mimo że jestem ścigany, to w pewien sposób jestem człowiekiem wolnym, mogę robić co mi się żywnie podoba i już bym nie wrócił do poprzedniego stanu z niewidzialnymi kajdanami. Tak więc współczuję.
Najpewniej gdyby nie wszystko to co miało miejsce, Setian bez wahania pozbawił się wolności, byle tylko wrócić do klanu i być w nim nauczycielem. Jego życie było bezwartościowe, a dopiero po wstąpieniu w mury Gotlandu nabrało jakikolwiek sens. Co innego teraz, kiedy był zwykłym zbiegiem, a więzy z domem zostały bezpowrotnie zerwane. Wolność stała się plusem, a raczej czymś nowym – do tej pory nigdy nie mógł zrobić tego na co po prostu miał ochotę, zawsze ktoś stał nad nim.
Gotlandczyk wysłuchał w spokoju słów towarzysza, zastanawiając się co ten może mieć na myśli mówiąc „specjalistyczne techniki”, a jeszcze bardziej – co sam on może pod nie podpiąć, by było co prezentować. Faktycznie, dzień chylił się ku końcowi, a dzisiaj mieli pierwszy wspólny trening, nie należało przesadzać. Poza tym Gotlandczyk miał jakieś dziwne wrażenie, że Jorge gdyby mógł decydować, od razu wybrałby dom.
- W porządku, możemy na dzisiaj chyba sobie darować. Zazwyczaj tego nie mówiłem żadnemu z uczniów, ale dobrze się spisałeś. – Melmaro mruknął jak gdyby sam do siebie. – Tylko nie obrośnij mi tutaj w piórka, bo w jeden dzień nie stałeś się mistrzem, pewnie nadal przegrałbyś ze ślepym, głuchym i zapitym w sztok staruszkiem.
Oczywiście ostatnie zdanie miało formę żartu połączonego z kpiną, żeby szermierz nie pomyślał sobie aby, że Setian aż tak nisko go ocenia. Owszem, brakowało mu więcej niż wiele, lecz do tej pory jako jego uczeń startował z najwyższej pozycji, a aspiracji i motywacji mu nie brakowało, więc należało spodziewać się, iż wkrótce ten porywczy i zawadiacki szermierz zacznie stawać się równie niebezpiecznym wojownikiem wręcz. Najpewniej nie za kadencji szatyna, a nawet na pewno, byle tylko Carax nie zapomniał o tym kiedy już się rozejdą, a trenował dalej, rósł w siłę i doświadczenie.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge skinął w odpowiedzi głową. Skrzywił się lekko, ale nie było w tym negatywnych emocji, raczej coś, co przypominało przyznanie się do słabości. Skoro już te słowa padły, nie zamierzał zaprzeczać - nie chciał mieć na twarzy śladów walki. Oczywiście, głównym powodem było to, że nie był zwykłym szarym obywatelem, musiał coś sobą reprezentować i dawać przykład, a siniaki czy zadrapania nie był dobrą wizytówką mężczyzny o jego pozycji w społeczeństwie, nie przystawały ani arystokracie, ani tym bardziej szermierzowi. Inna sprawa, że po prostu lubił dobrze wyglądać, lubił, gdy kobiety tęskno wodziły za nim wzrokiem, a ślady walki nie dodawały mu uroku i nie pomagały w kontaktach z płcią piękną. Oba powody były dla niego równie dobre, aby podnieść kwestię zmiany formy tego konkretnego ćwiczenia. Setian chyba zrozumiał boleść szermierza, chociaż uśmiechał się w ten swój kpiący sposób, jakby jego takie dylematy nie dotyczyły i nie interesowały.
        - Współczuć nie ma czego - zauważył szermierz. - Najgorszej części jarzma pozbyłem się wraz z więzami rodzinnymi, reszta jest do zniesienia. To jak, da się to załatwić jakoś inaczej?
        Chociaż Jorge nie podjął tematu niewidzialnych kajdan, zastanawiał się chwilę nad tymi słowami. Fakt, lista rzeczy, których nie powinien robić “bo nie przystoi”, była długa, ale nie za długa. Ci, którzy znali Caraxa, wiedzieli, że nie można się po nim spodziewać cudów, przez co granice przyzwoitego zachowania były w jego przypadku trochę szerzej odbierane, mógł sobie pozwolić na coś, za co kto inny zostałby upomniany. Mimo to ograniczenia istniały, wystarczyło, że przypomniał sobie ostatnie kilka chwil: nie mógł za mocno zebrać po twarzy, nie mógł brać udziału w walkach na warunkach, które mu odpowiadały. Czy korzyści płynące z pozycji społecznej równoważyły te niedogodności? Tak, chyba tak. Gdyby było inaczej, pewnie już dawno i z tego by zrezygnował.
        Carax z satysfakcją przyjął pochwałę z ust Setiana, ale nie okazywał tego specjalnie na zewnątrz - to był dopiero początek, jeszcze sporo pracy przed nim, ale skoro już teraz są postępy, to dobrze. Na razie nie było obaw, że zacznie się popisywać i pomyśli, że już wszystko umie - to mogłoby się stać dopiero, gdyby pokonał kogoś w walce i zrobił to w dobrym stylu, a nie wygrał tylko przez ślepy traf. Wiedział, że do tego jeszcze daleka droga, ale już pierwsze kroki ku temu poczynił i nie zamierzał teraz tak łatwo zrezygnować. Ukłonił się głęboko przed Setianem, jak to uczeń powinien kłaniać się przed nauczycielem, a uwagę o pijanym staruszku przyjął ze śmiechem.
        - Ale gdyby to była staruszka, może dałbym radę - podłapał. Spuścił podwinięte rękawy, co w jego przypadku było jasnym sygnałem, że trening się zakończył.
        Schodząc do szatni, Jorge i Setian minęli się z mężczyzną, który nie nosił ubrań typowych dla kadry szkoły. Przywitał się on z Caraxem i zapytał, czy ktoś jeszcze został na placu. Usłyszawszy odpowiedź przeczącą, mruknął jakieś podziękowania i poszedł w swoim kierunku - był to jeden z pracowników szkoły, który odpowiadał za utrzymanie obiektu, po zakończeniu zajęć sprzątał i zamykał wszystko pod kluczem. Teoretycznie nikt nie powinien próbować demolowania czy rozkradania sprzętu, ale lepiej dmuchać na zimne.
        W szatni Carax nie ograniczył się tylko do zmiany ubrań. Zarówno kadra jak i uczniowie mieli możliwość skorzystania z łaźni po treningach, Jorge nie zamierzał z tego rezygnować. Spłukał z siebie pot i kurz bieżni, doprowadził do porządku włosy, które zaczęły sterczeć w różnych kierunkach, jakby był jakimś strachem na wróble. Przebrał się w swoje prywatne ubrania, te szkolne składając i zostawiając w szafce. Zapinając pas z szablą, przyjrzał się dokładnie Setianowi, a dokładniej jego ubraniom. Wcześniej zasugerował, że będzie trzeba coś z nimi zrobić, teraz był dobry moment, aby wrócić do tego tematu.
        - Bez urazy, ale pozwolisz, że zaprowadzę cię do krawca? - zapytał. Zaraz uniósł ręce w obronnym geście. - Nie zamierzam ci nic narzucać w kwestii kroju, widzę, że wolisz raczej praktyczne niż modne ubrania. Przydałoby ci się jednak coś nowego, to co masz, wkrótce samo spadnie ci z grzbietu.
        Oczywiste było, że Carax nie zaproponuje Setianowi pożyczania ubrań od siebie - raz, że pewnie by nie pasowały, dwa - to zdecydowanie nie było coś, co melmaro założyłby dobrowolnie. Nie, żeby Jorge nie miał w szafie nic praktycznego, ale jednak takie szaty stanowiły nędzny fragment całości. Przez większość czasu ważniejsze było, aby dobrze się prezentował, a na te nieliczne momenty, gdy istotniejsza była funkcjonalność, z reguły przywdziewał coś od Żurawi. Propozycja krawca i tak była na razie bardzo luźna: o tej porze każdy zakład w Valladonie będzie już zamknięty, o ile Setian wyraziłby zainteresowanie, plan można by realizować dopiero następnego dnia.
        Opuszczając szkołę czuło się, że ogromny budynek jest prawie pusty. Odgłosy kroków odbijały się echem po korytarzu, nigdzie nie było słychać rozmów ani innych dźwięków typowych dla tak dużego gmachu. Na parterze nie paliły się żadne światła z wyjątkiem tych w holu i na portierce. Po wyjściu na zewnątrz można było dostrzec, że ktoś jeszcze zajmował dwa pokoje na piętrze, których okna rozjaśnione żółtym światłem lamp odcinały się ostro od ciemnej fasady budynku. Nie było jeszcze całkiem ciemno, jeśli jednak ktoś pochylał się nad jakimiś pismami czy rozliczeniami, musiał już pomagać sobie dodatkowym oświetleniem.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

- Hm… - Setian przekrzywił lekko głowę w prawo i zamknął - na dosłownie sekundę – oczy, by zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie Jorge. Przede wszystkim najpierw wypadałoby mieć jasno przedstawioną sprawę, czego tak dokładnie nie chce szlachcic, a co jest w stanie zaakceptować. – To zależy od tego co będzie należeć do twojej listy czynności potencjalnie dopuszczalnych. Siniaków nie chcesz mieć tylko na twarzy, czy na całym ciele? Jeżeli na całym, to musielibyśmy się skupić na przeprowadzaniu seansów i hipnozie, na zasadzie zadawania bólu czysto psychiczno-duchowego, którego właściwości byłyby takie same jak w przypadku ran ciała. Jeżeli jednak spodobał ci się ten pomysł, to muszę cię zmartwić – ani trochę się na tym nie znam, a mimo że w klanie mamy kogoś w tym szkolonego, to tak się złożyło, że nie miałem przyjemności uczestniczyć w takich „lekcjach”. Tak więc odporność na ból musi być ćwiczona tradycyjnymi metodami, czyli poprzez hartowanie. Hartowanie które będzie wymagało poświęceń w postaci obolałości, siniaków, pręg. Oczywiście te będą zależne od stopnia intensywności, jednak niemożliwym będzie ich brak. Możemy skupić się na obszarach które nie są widoczne na pierwszy rzut oka, choć najczęściej człowiek traci wolę walki po solidnym ciosie w twarz, ogarnia go paraliż, strach przed powtórką nie pozwala się skupić i wstać, co po prostu prowadzi do porażki. Oczywiście, możemy próbować sznurami zawiniętymi w płótna, wtedy śladów nie będzie, jednak i powstały ból nie będzie tym co trzeba – czy podczas walki przeciwnik uderzy cię płazem klingi, zamiast przebić twoje ciało?
Gotlandczyk uznał, że to co powiedział jest wystarczająco wymierną odpowiedzią na pytanie odnośnie innego sposobu przeprowadzania tego typu treningów. Ukłon Caraxa mocno zdziwił Gotlandczyka, wojownik nie sądził, że Jorge jest w stanie aż tak bardzo okazywać komukolwiek swoją niższość jeżeli chodzi o naukę. Niższość, a przede wszystkim szacunek. Mimo doskonałego wyszkolenia fizycznego i psychicznego, kandydaci na melmaro nie byli uczeni tej formy podziękowań, również pełnoprawni Gotlandczycy w zajęciach z Setianem – który jako melmaro przewodni był wyższy stopniem, więc mógł udzielać lekcji i im – kończyli je inaczej. Zresztą nikt nie zwracał na to uwagi, nie liczyło się bowiem to czy ktoś się kłania, a czy po prostu przykłada się do treningów oraz nie rozrabia, a spotykając melmaro pozdrawia ich z widocznym szacunkiem.
Po zejściu do szatni Setian również skorzystał z zaproponowanego przez Jorge wariantu w postaci skorzystania z łaźni. Trening nie był jakoś szczególnie ciężki w porównaniu do przyjętych przez wojownika norm, więcej – był całkiem lekki, jednak ciało po wysiłku połączonym z gorącem po prostu się pociło, a tym razem dochodził jeszcze cały ten pył i kurz z placu treningowego, który z jakże dużą precyzją przyczepiał się do każdego zakamarka odsłoniętego ciała, dlatego możliwość kontaktu ciała z zimną, orzeźwiającą i hartującą wodą oraz zmycie z siebie wszystkich brudów dnia była na tyle kusząca, że nie wypadało z niej nie skorzystać. Przebierając się w swoje ubrania, melmaro albo ustawiał się do szermierza tyłem, albo bokiem w sposób taki, by znajdujący się na prawej piersi tatuaż był jak najmniej widoczny – Setian nie lubił nikomu go pokazywać, było to ciążące na nim piętno przypominające mu w jakich okolicznościach trafił do klanu oraz kim tak naprawdę jest podług innych.
Na poruszoną kwestię krawca Setian przekrzywił lekko głowę w prawo i skupił spojrzenie na szlachcicu, zastanawiając się nad tym co ten mówi. Nie dało się nie przyznać, że obecne ubranie Gotlandczyka przeszło tyle, co chyba wszystkie ubrania Jorge razem, a nawet więcej. Był przywiązany do tego stroju, miał go od bardzo dawna i w nim stoczył wiele walk oraz wiele krwi i żyć przelał, jednak może faktycznie czas na zmianę?
- W sumie masz rację. – Uśmiechnął się na swój sposób szatyn. – Nie ma co ukrywać, że nie mam na sobie rzeczy pierwszej jakości, a zmiana powinna nadejść już dawno temu. I tak, moda mnie wcale nie obchodzi, najważniejsza jest praktyczność, wszakże moda nie pomoże ci przeżyć kiedy stajesz do wyrównanej walki podczas której każdy szczegół może okazać się na wagę życia, a swoboda w ubraniu jest z pewnością jednym z takich szczegółów.
Podczas opuszczania szkoły melmaro nic nie mówił oraz nie rozglądał się, skupiając spojrzenie przed sobą i uważnie nasłuchując. Takie coś weszło mu już w nawyk – pozornie nieruchome spojrzenie przed siebie stwarzało wrażenie, że właściciel jest zamyślony i idzie nie zwracając uwagi na otoczenie, a to otwierało możliwość ataku. Setian może i był zwykłym człowiekiem, jednak słuch miał wystarczająco dobry, by usłyszeć zbliżające się zagrożenie, tym bardziej ludzkie.
- Jak wygląda to miasto nocą? – Zapytał Jorge, kiedy ci wyszli już na zewnątrz. – Dużo jest straży? Czy może lepszym wyjaśnieniem byłoby stwierdzenie, że o tej porze miasto cichnie, bowiem lepiej nie wychodzić na ulice ze względu na bandytów, zabójców i tak dalej?
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        - Chodzi tylko o twarz i szyję - wyjaśnił Jorge. Tylko to było istotne, ważne było, by to uczniowie szkoły i damy nie widziały jego siniaków, a ta grupa osób nie miała raczej okazji oglądać Caraxa z gołym torsem albo łydkami. Oczywiście, w szatni ktoś mógłby go zauważyć, ale byli to tylko fechmistrzowie szkoły, oni wiedzieli, jakim ziółkiem jest ich kolega i nie zgorszyłby ich taki widok. - Korpus, kończyny, mogę mieć czarne od siniaków, to nie problem.
        Po przedstawieniu swoich postulatów szermierz po prostu stał i słuchał, co ma do zaproponowania Setian. Widać było, jak oczy mu się zaświeciły na samo wspomnienie o hipnozie - nikt mu nigdy w głowie nie grzebał, to mogłoby być całkiem ciekawe doświadczenie. Chociaż… Caraxowi przypomniały się narkotyczne wizje z czasów, gdy jeszcze eksperymentował z różnymi dziwnymi substancjami. Niektóre były piękne, pociągające i warte zapamiętania, inne zaś wywoływały niesmak i niepokój. ”Może jednak lepiej pozostać przy klasycznych metodach”, uznał, gdy jako zwieńczenie wspomnień przypomniało mu się uczucie niemocy, gdy nie mógł nabrać oddechu, a jego płuca i twarz rozsadzał palący ból pochodzący od substancji, która miała mu zapewnić niesamowite doznania, inne niż dotychczas.
        - Szkoda - powiedział na głos, wbrew temu, co myślał. - Zainteresowałeś mnie tą hipnozą, ale rozumiem. Jak mówiłem, możesz mnie hartować do woli, nie wygłupiajmy się w żadne gałgany, chodzi tylko o to, bym nie miał śladów na twarzy… Chociaż jeśli uznasz, że przydałoby się, bym dostał w pysk, możesz spróbować - dodał po chwili wahania. - Może akurat nie zostanie ślad.
        Ostatnie ustępstwo, jakie uczynił szermierz, wzięło się z retorycznego pytania Setiana - miał rację, nikt mu nie będzie pobłażał w prawdziwej walce i chociaż Jorge uważał, że nie wystraszy się po ciosie w twarz, może warto byłoby się co do tego upewnić.

        Jorge był pewien, że Setian zaraz wypowie jakąś kąśliwą uwagę albo wyśmieje jego propozycję, tak długo wpatrywał się w niego w milczeniu. Zgoda, której nie towarzyszyły żadne obostrzenia ani osobiste wycieczki, była zaskakująca.
        - To się rano załatwi - uznał. Sprawa nie była skomplikowana, Carax dobrze wiedział, gdzie iść i z kim rozmawiać, aby nie trzeba było dyskutować z jakimś niespełnionym artystą, których w tym zawodzie było zaskakująco wielu. - Sam się dogadasz z krawcem w kwestii kroju, ja się nie będę wtrącał.
        Carax nabrał się na niby zamyślony wyraz twarzy Setiana i nie odzywał się, gdy opuszczali teren szkoły. Pytanie o nocne życie Valladonu przyjął z cieniem zaskoczenia, z początku pewny, że może melmaro nagle zapragnął wyjść gdzieś i się rozerwać. Niestety, pytania doprecyzowujące jasno dały do zrozumienia, że jest inaczej.
        - Jak w każdym większym mieście: to kwestia dzielnicy - odpowiedział zgodnie z prawdą Jorge. - W centrum jest sporo patroli, miasto żyje, więc nie ma obaw, by wyjść z domu po zmroku, nawet gdy nie jest się uzbrojonym. Im głębiej w podgrodzia, tym mniej strażników, więcej zakamarków i większe prawdopodobieństwo, że dostanie się kosę pod żebra. I jak wszędzie, bywają takie pojedyncze uliczki, podwórka, rejony, gdzie lepiej się nie zapuszczać bez względu na wszystko.
        Słowa Caraxa pokrywały się z rzeczywistością - do jego posiadłości dotarli bez kłopotów, a tu i ówdzie można było dostrzec strażników miejskich na służbie. W okolicach samej posiadłości było cicho i spokojnie, teraz, gdy zrobiło się ciemno, można było zauważyć, że niektóre domy są puste - nie świeciły się w nich żadne światła, nie było słychać nawet najmniejszego dźwięku. Widać więcej bogatych rodzin wymyśliło, aby mieć letnią posiadłość w Valladonie, ojciec Jorge nie był pierwszy.
        Carax jak zawsze po wejściu do domu pozbył się butów i kurtki, zostawiając je w losowych miejscach po drodze do salonu. Od szabli uwolnił się dopiero tam, kładąc ją jak poprzednim razem na stół. Nie zaproponował Setianowi, by on również się rozbroił - wiedział, że tego nie zrobi i poniekąd to rozumiał. Sam nie czuł się przez to niekomfortowo, więc tym bardziej nie było problemu. Szermierz, gdy już sam pozbył się swojej broni, podszedł do barku.
        - Napij się ze mną - zaproponował, podchodząc do Setiana z butelką wina i dwoma kieliszkami. - Lampka wina na pewno ci nie zaszkodzi.
        Carax mówił w przyjazny, zachęcający sposób. Tak proponuje się drinki osobom nieufnym, aby nie musieć zapewniać, że niczego się do trunku nie dosypało i nie ma się złych zamiarów. Chodziło tylko o zwilżenie gardła, przyjemne ciepło alkoholu rozlewającego się po ciele, które rozluźnia po całym dniu przeróżnych wrażeń. Dorosłemu, dobrze zbudowanemu mężczyźnie kieliszek wina na pewno nie pomiesza zmysłów, nawet jeśli długo trwał w abstynencji. Mimo to Jorge nie zamierzał naciskać - jeśli Setian powie "nie", po prostu odłoży na bok jego kieliszek i napije się sam.
        - Jak długo byłeś melmaro przewodnim? Czym się zajmowałeś? - zagaił. Ciekawiły go szczegóły, bo ogólnie Setian już kiedyś powiedział, czym się zajmował. Mówiąc, usiadł na kanapie przed zgaszonym kominkiem, którego nie zamierzał rozpalać - noce były jeszcze ciepłe, nie trzeba było dogrzewać pomieszczeń. Upił niewielki łyk wina i długo trzymał go w ustach nim przełknął. Nie smakował wina jak porządny koneser, nie miał do tego wszystkich zmysłów, ale kilka starych nawyków mu pozostało.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

- Mimo całej swojej prezencji, nie biję swoich uczniów za nieposłuszeństwo bądź w formie kary. Nie biję w znaczeniu takim jak robią to uliczni awanturnicy, bez ostrzeżenia i zapowiedzi. Ciebie również nie mam zamiaru częstować pięścią, chyba że naprawdę byś się postarał, by mnie sprowokować – ale wtedy po prostu uderzyłbym w inne miejsca, gdzie bardziej by bolało. – Setian uśmiechnął się na swój sposób. – Bo tylko amatorzy chcąc kogoś skrzywdzić, walą w twarz.
Melmaro doskonale wiedział co mówił, kiedyś sam właśnie postępował w taki sposób – pod wpływem emocji atakował najbardziej przyciągającą ciosy część ciała i robił tak dopóki nie trafił na kogoś znacznie bardziej obeznanego z tematem – dość brutalnie wyłożona lekcja pomogła i zakorzeniła w szatynie pamięć o wydarzeniu, a co za tym idzie – o tym by wybierać inne miejsca oraz sposób, czego się nauczył wraz z treningiem, aż w końcu pokonał i tego który wpoił mu jedną z pierwszych poznanych zasad.
- Jeżeli nie wiesz dlaczego, to każdy znający się choć trochę na walce da radę zrobić unik i ci oddać, bądź po prostu wykręci ci rękę czy też ją złamie. Z kolei uderzając przykładowo w rzepkę, odbierasz mu wiele możliwości dostępnych w przypadku wcześniej wspomnianej próby.
Kwestii tyczącej się sprawy związanej z krawcem i stworzeniem dla Setiana nowego ubioru Gotlandczyk nie skomentował – Jorge z pewnością wie wszystko co trzeba i będzie potrafił z łatwością wszystko załatwić, nie ma powodu, by się niepokoić. W trakcie drogi do posiadłości Caraxa, Setian przypatrywał się uważnie miastu – najbliższej okolicy. Szczegółowo patrzał na uliczki, budynki, szukał jakichś punktów obserwacyjnych – wszakże czym innym jest poznanie w jakimś stopniu kawałka miasta za dnia, a czym innym w trakcie nocy, kiedy to postrzeganie obiektów ulega znacznej zmianie. Odpowiedź odnośnie atmosfery panującej na ulicach wojownik przyjął lekkim skinięciem głowy, ta była praktycznie taka jaką przewidział. Valladon był dużym i zadbanym miejscem ze sporą ilością straży, a problemy z awanturnikami i opinia miejsca słabo chronionego oraz niebezpiecznego w nocy zdecydowanie nie dodałaby mu uroku i nie zachęciła do wykupywania znajdujących się w środku murów domostw.
Po znalezieniu się już w posiadłości szlachcica, Setian również pozbył się obuwia, jednak niczego poza tym. Nie posiadał elementu ubioru mogącego pełnić funkcję „kurtki”, a broń była ostatnią rzeczą z którą melmaro miałby się rozstać, choćby na chwilę oraz niewielką odległość. Kiedy jednak szermierz zaproponował Gotlandczykowi napicie się trunku – choćby w ilości minimalnej -, ten przekręcił głowę w prawo jak gdyby się zastanowił, jednak zaraz wykonał przeczący ruch dłonią i otworzył usta.
- Zaszkodzić może wszystko, zależy w jakim kontekście zakładamy, że nam zaszkodzi bądź też nie. – Odpowiedział spokojnie. Szatyn trzymał się swoich zasad, również w klanie nigdy nie pił i zawsze odmawiał – a wtedy trunek proponowali mu związani z nim bracia, czasami nawet ludzie przewyższający go stopniem. – Oczu by mi nie zamgliło, jednak nano procent to i tak aż nadto.
Czy melmaro był paranoikiem i dziwakiem? Możliwe, jeżeli ktoś wysnułby taką teorię na podstawie tego jak uparcie Setian odmawia zmoczenia ust alkoholem, ten nie protestowałby oraz nie potwierdzał – chyba, że opinia byłaby wyrażona w celowo przedstawiony obraźliwy sposób, a wtedy musiałby zareagować. On sam jednak tak nie uważasz, po prostu był człowiekiem posiadającym zasady i ze wszystkich sił się ich trzymającym – ktoś kto złamie swoje zasady równie dobrze może zrobić to z zasadami ogólnymi bądź danemu innemu człowiekowi słowu.
Kiedy Jorge zadał pytanie odnośnie jego życia w kontekście bycia melmaro, Setian uśmiechnął się po swojemu. Jeszcze jakiś czas temu nie odpowiedziałby na nie, trzymając wszystko co związane z Gotlandem w tajemnicy. Po pierwsze, ze względu na fakt, że jest to jedna z najważniejszych zasad i obowiązków dla Gotlandczyków, a po drugie – po ucieczce z klanu – takie informacje bardzo łatwo mogły gdzieś wycieknąć i błyskawicznie doprowadzić poszukiwaczy do ofiary. Tak było kiedyś, teraz bowiem Setian nie czuł żadnej więzi i powinności związanej z Gotlandem, a przed ścigającymi go ludźmi nie miał zamiaru dłużej uciekać – więcej, liczył na konfrontację.
- Melmaro przewodnim zostałem… Poczekaj, bo nawet nie wiemy o sobie tak podstawowych informacji. Mam dwadzieścia siedem lat, a ty? W wieku lat osiemnastu stałem się pełnoprawnym melmaro – pewnie powinienem dodać, że zostałem najmłodszym melmaro w historii, jednak nie czuję się z tego powodu jakiś bardziej wyjątkowy -, a na przewodniego awansowałem po czterech latach. Tak więc w wieku dwudziestu dwóch, około pięciu lat temu. Czym się jako ktoś taki zajmowałem? Przede wszystkim nauczaniem, gdyż jest to podstawowa funkcja przewodnich. Otrzymałem własny przydział kandydatów których miałem szkolić i przeegzaminować na melmaro, a później brać z nimi udział w misjach – jako ich dowódca. Niesprawdzenie się jako nauczyciel bądź nieudolne dowodzenie w terenie równało się ze zdetronizowaniem do stopnia melmaro zwyczajnego – a jednorazowe zdetronizowanie jest równoznaczne z dożywotnim brakiem możliwości ponownego starania się o awans. By stać się przewodnim trzeba oczywiście zdać skomplikowany egzamin składający się z dwóch części. Częścią pierwszą było pokazanie innym jak przeprowadzałoby się zajęcia dla kandydatów, w jaki sposób szkoliło i uczyło. W role uczniów oczywiście wcielali się egzaminujący przewodni. Drugim etapem był podział przewodnich na dwie grupy. Pierwsza udawała uczniów i była mi podległa podczas egzaminu w terenie. Naszym zadaniem było wykraść z terenu wroga proporzec, proporzec broniony przez drużynę drugą.
Kiedy sprawdziłem się jako nauczyciel i poza „nadmiernymi” wymaganiami oraz surowością nie było na mnie żadnych skarg, zacząłem otrzymywać zadania innych maści. Często były to misje dyplomatyczne, podróżowałem na dwór króla, do granic państwa, a czasami nawet na teren obcych nacji. Oczywiście prawie we wszystkich przypadkach udawałem kogoś kim nie byłem, a już na pewno nie podróżowałem jako melmaro, dla krainy ktoś taki nie istnieje i tak ma pozostać. Czasami zdarzało się, że byłem w eskorcie ważnych dla nas osobistości, oczywiście pod przykrywką kogoś innego. Nauczyłem się bardzo dobrze kamuflować i przywdziewać najrozmaitsze maski, od bogatego kupca, po księcia, króla sąsiadującego mocarstwa – po poprzednim uprowadzeniu oryginału – czy też handlarza niewolników. Można powiedzieć, że byłem od wszystkiego poza biurokracją. Czasami uczestniczyłem w egzaminach innych melmaro na przewodnich, najczęściej wcielając się w rolę ucznia, gdyż jako jeden z nielicznych na wielu misjach nie straciłem ani jednego podwładnego, stąd mogłem skutecznie wychwycić błędy popełniane przez zdających i ocenić ich wagę. Nie wiem co jeszcze cię ciekawi, a czego nie powiedziałem, dlatego w razie wątpliwości czy też czegoś innego, po prostu pytaj, a odpowiem.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        ”Niech to!”, Carax przez moment był pewny, że Setian jednak ulegnie i przyjmie zaproponowany kieliszek, w końcu przez chwilę zwlekał z odpowiedzią. Jednak Jorge trzymał się wcześniejszego postanowienia i nie nalegał, chociaż nie do końca przemawiała do niego podana argumentacja, no ale, każdy ma swoje poglądy i zasady.
        - Nie myślisz chyba, że będą próbowali cię otruć? - upewnił się. W jego głosie nie było jednak podejrzeń ani obawy, nie była to też próba przekonania Setiana do zmiany zdania - Jorge odstawił już jeden kieliszek i sam zdążył się napić ze swojego. Ciekawiło go jednak, jak daleko sięga paranoja jego gościa i jak wysoko ceni on swoich dawnych towarzyszy. Jeśli Carax miałby wyrazić swoje skromne zdanie na temat tego typu metod, byłoby ono mieszane - trucizna to bardzo eleganckie narzędzie, dobrze dobrana nie pozostawia śladów, może pomieszać zmysły, uśpić albo zabić tak, by wszystko wyglądało na zgon z przyczyn naturalnych. Jednak było to również bardzo niskie zagranie, tchórzowskie, dla osób, które boją się stanąć przed oponentem twarzą w twarz. Gdyby miał oceniać na podstawie tego, jaki był Setian, nie podejrzewałby jego towarzyszy z klanu o imanie się takich metod.
        Jorge półleżał na kanapie, rozparty wygodnie o oparcie i wysoki podłokietnik. O ile Setian sam się nie rozgościł, szermierz wskazał mu jeden z foteli, aby również usiadł, w końcu to nie było przesłuchanie.
        - Dwa lata mniej niż ty - odpowiedział na pytanie o wiek, patrząc na szatyna znad brzegu kieliszka. Wcześniej nie próbował zgadywać jego wieku, lecz teraz, gdy na niego patrzył, zdawało mu się, że wygląda jednak na trochę starszego, niż wskazywałyby na to metryki. Był bardzo poważny, trochę mroczny, a obowiązki w klanie i późniejszy stres związany z nieustannym ukrywaniem się też odcisnęły na nim swoje piętno. Gdyby Jorge miał zgadywać, dodałby pewnie Setianowi ze dwa, może trzy lata, w zależności od oświetlenia.
        W oczach Caraxa było widać iskierkę uznania - szybki awans jego rozmówcy zrobił na nim wrażenie. On sam mając osiemnaście lat dopiero zaczął na poważnie działać z szermierką, dopiero zaczęła się przed nim rysować jakaś przyszłość w tej dziedzinie. Setian zaś w tym czasie był już kimś ważnym, już coś sobie i innym udowodnił. Dość szczegółowych opisów poszczególnych testów i obowiązków Jorge słuchał z uprzejmą uwagą, jednak na poważnie ponownie zainteresował się, słysząc o "misjach dyplomatycznych", jak nazwał je melmaro. Nie wszystko to, co opisywał, pasowało do tego określenia, ale nie kłócił się - polityka to jedna z tych dziedzin życia, w której dozwolone są różne chwyty, a język w niej stosowany był wyjątkowo... elastyczny, żeby nie powiedzieć "nieprecyzyjny". Niemniej Carax podejrzewał, że z tą częścią obowiązków Setiana musiało wiązać się kilka ciekawych historii, o które może kiedyś zapyta. Teraz nie miał takiego zamiaru, wolał pozostać przy tej bardziej prozaicznej części.
        - Byliście częścią armii, czy stanowiliście osobny organizm? - upewnił się Carax. Nie podejrzewał, by melmaro w całości zastępowali zwykłe wojsko. Bądź co bądź zwykłych żołnierzy szkoliło się tylko w podstawowym zakresie - "To jest miecz, tu się go trzyma, zrozumiano? No. Tam jest wróg". Zapewnienie im porządnego wyszkolenia, jakie według słów szatyna przechodzą melmaro, byłoby nieopłacalne dla żadnej korony.
        - Jak wyglądało szkolenie, które przeprowadzałeś? - kontynuował swoje spytki Carax, gdy już dostał odpowiedź na poprzednie pytanie. W międzyczasie odstawił kieliszek na stół i usiadł normalnie, opierając łokcie na udach i luźno zwieszając dłonie. - Zajmowałeś się swoimi uczniami kompleksowo, czy na przykład wymienialiście się z innymi przewodnimi? Jeden prowadził trening kondycyjny, drugi szkolił z walki mieczem i tak dalej?
        Jorge przypuszczał, jaką odpowiedź usłyszy, niemniej na nią czekał. Mimowolnie porównywał to jak działali melmaro z tym, co sam znał, zarówno w kwestii organizacji jego szkoły, jak i zwykłego wojska, chociaż tego nie znał aż tak dobrze. Oczywiste było, że Żurawie funkcjonowały inaczej, ich założenia były inne i nie byli oni organizacją paramilitarną, ale jednak widział kilka podobieństw.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

- Otruć? Nie, nie uważam tak, poza tym nie widziałem byś cokolwiek dolewał mi do szklanki, więc pijesz to samo. Owszem, w twoim organizmie mogłoby pływać odpowiednie antidotum, zaaplikowane wcześniej, jednak nie ma najmniejszego powodu dla którego miałbyś to zrobić. Poza tym nie boję się śmierci, więc mogę umrzeć w każdej chwili, jednak jestem wojownikiem i chcę to zrobić z mieczem w ręku, do ostatniej chwili z całych sił walcząc o życie – ale o tym coś chyba wiesz, wszakże ty sam również władasz orężem.
Kwestię wieku Jorge szatyn pozostawił bez komentarza, zresztą dwa lata w tą czy też tamtą nie robiły żadnej różnicy – pojedyncze lata największe znaczenie miały w okresie młodości, kiedy było się jeszcze nastolatkiem, później wyraźne granice przestawały istnieć. Patrząc na rozłożonego Caraxa, Gotlandczyk uśmiechnął się lekko na swój sposób. Szermierz w tej chwili prezentował się zupełnie jak zamożny pan na swoich włościach, oddający się błogiemu odprężeniu w swej posiadłości, on sam jednak również zajął miejsce siedzące, na wskazanym przez towarzysza fotelu, dokańczając to co ma do powiedzenia, a później słuchając pytań szermierza. Pytań których było wiele, a Gotlandczykowi przeszło przez myśl, że szlachcic jest bardzo ciekawski, jednak nie robiło to już mu żadnej różnicy – zupełnie przestał go obchodzić nakaz utrzymywania istnienia klanu w największej możliwej tajemnicy.
- Kiedyś byliśmy własną armią. – Po wygodnym umoszczeniu się na fotelu melmaro zaczął mówić. – Armią najlepszą pod słońcem, armią dzięki której mój dom nadal istnieje, która praktycznie samemu wygrała wojnę, jednak historia była brutalna i nas nie oszczędzała. Teraz jest nas około pięćdziesięciu osób, głównie mężczyźni. Jak już najpewniej mówiłem wcześniej – w naszym kraju od zawsze panuje wielkie przywiązanie do walki, stąd żołdacy są znacznie bardziej wyszkoleni niż ci alarańscy – których oceniam po swoich obserwacjach -, jednak nie dorównują nam. Myślisz, że ucieszyłby ich fakt, że na jednego melmaro przypada trzech, czterech żołnierzy, że nawet rycerze królewscy nie dadzą im rady? Do ilu starć by doszło, byle tylko udowodnić, że ktoś się myli? Tak jak cały kraj, armia o nas nie wie, a poprzez nasze działania dążymy do tego, by nie musiała się sprawdzać w walce z przeciwnikiem, by był pokój. Oczywiście co jakiś czas przeprowadzamy gruntowne kontrole wojska w każdej części państwa – jak już mówiłem, mimo że zza kurtyny, to kontrolujemy dosłownie wszystko – i oceniamy, czy stan techniczny, fizyczny i dydaktyczny armii spełnia nasze oczekiwania.
- Najpierw może odpowiem na te dalsze pytania. Przydział uczniów do konkretnych melmaro istnieje na zasadach takich, że uczeń danego przewodniego jest uczniem jego i tylko jego. Nikt nie zajmował się moją grupą, tak samo ja nie zastępowałem się grupą kogokolwiek innego. W przypadku niedyspozycji, grupa musiała radzić sobie sama. Owszem, była przez to na straconej pozycji jeżeli chodziło o egzamin, ale życie jest nieprzewidywalne i praktycznie nigdy nie będzie dokładnie takie jakim je zechcemy, nie wpiszemy go w żaden schemat. Zresztą nawet gdyby była taka możliwość, to i tak stanowczo bym się nie zgodził na to, by ktokolwiek inny zajmować się mymi uczniami. Już nawet nie chodziło o to, że pozostali przewodni się na tym nie znają bądź ja się znam lepiej, gdyż to nieprawda – każdy był po prostu elitą, co do tego nie można było mieć żadnych wątpliwości. Raczej powodem było to, że nikt nie myślał w ten sposób co ja oraz nie stosował tych samych metod co ja, a chyba nie muszę ci tłumaczyć dlaczego uważam, że dwie różne mąki do jednego ciasta nie są dobrym rozwiązaniem.
A teraz mogę odpowiedzieć na pierwsze pytanie. Szkolenie było tylko mojego autorstwa i jako jedyny je stosowałem. Budziło wiele zastrzeżeń i uwag, wyeliminowało wielu kandydatów – odsetek odpadniętych był u mnie największy ze wszystkich przewodnich – jednak ci co zostali nie budzili żadnych zastrzeżeń, poza tym wykazywali się cechami których inni adepci nie posiadali. Ważną rolę pełniła dla mnie moralność – nie w kontekście człowieka, a wojownika który ma z kimś współpracować. Ideą Gotlandu były nierozerwalne więzi jego członków, pójście za sobą choćby do piekła. Często poddawałem ludzi próbie, przykładowo dając im ultimatum na jakimś treningu bądź walce, na zasadzie zrobi coś co pogrąży jego kolegę, albo zostanie wyrzucony z klanu. Każdy kto dla własnego dobra podjął decyzję wystawiającą przyszłego brata, natychmiastowo zostawał oblany. Egoistyczny wojownik, choćby był niewiadomo jak potężny, to wielka wada której trzeba się jak najszybciej pozbyć, by cały mechanizm działał sprawnie. Ważnym było również zahartowanie moich uczniów – długotrwałe przebywanie w lodowatej, rwącej wodzie okolicznej rzeki, przedzieranie się bez górnego okrycia przez kolczaste krzaki, spędzenie całego dnia i nocy w lesie, bez uprzedniego otrzymania jedzenia, picia czy też przyrządów do podpałki, przejście kilkunastu metrów pomiędzy ustawionymi po obu stronach pozostałymi uczniami, którzy – kiedy dana osoba ich mijała – sprzedawali mu cios gałązką wierzby, kilkugodzinne wrzucenie do dołu o głębokości trzech metrów, z czego jeden metr stanowiła zatęchła woda, a jego mieszkańcami były larwy, węże, pijawki. Możesz uznać to wszystko za tortury rodem z horrorów, ja sam na przykład żadnej z tych praktyk nie miałem jako uczeń, jednak wszystko to sprawiało, że w konkretnych potencjalnych melmaro ujawniali się prawdziwi mężczyźni, wojownicy, zahartowani i przygotowani do boju, gotowi znieść każde tortury na wypadek ich porwania. Kwestią hartu psychicznego również się zajmowałem, ale robiłem to w tajemnicy przed pozostałymi, gdyby melmaro dowiedzieli się o czymś takim, z pewnością straciłbym pozycję. Jednak robiłem to po to, by moi uczniowie nie zrobili na próbie tego co ja – mimo, że końcowo go zabiłem, to uważam to za swoją największą porażkę. Gdyby ktokolwiek z uczniów się wygadał, osobiście bym się z nim rozliczył. Do tego akurat aspektu nikogo nie zmuszałem, robili to ci co chcieli dobrowolnie, którzy woleli mieć pewność, że przejdą próbę bez wahania. I tak było. Na czym to polegało? Zabierałem ich w teren, pozwalałem oglądać moje walki wręcz bądź na miecze, najczęściej do momentu aż jedna ze stron nie straci życia. Poza tym wynajdywałem potencjalnie znajdujących się na naszej liście osobników i pozwalałem uczniom się nimi zająć – stale wszystko nadzorując, by żadnemu nie stała się krzywda. Z poważniejszych rzeczy pozwalałem im torturować jeńców, pokazywałem w jaki sposób to robić, jednak nie zezwalałem na zabójstwo – swoje pierwsze musieli mieć na próbie, jedynie to pozwoliłoby mi ocenić czy są w pełni gotowi, by pójść dalej. Zajęć fizycznych i technicznych chyba nie muszę tłumaczyć, teraz sam przez to przechodzisz. Jeżeli jednak będziesz chciał znać jakieś szczegóły i tego, to pytaj śmiało, swoją drogą nieźle ci to wychodzi. – Końcówka ostatniego zdania została wypowiedziana przez Setiana ze znaną już złośliwością.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge nie spodziewał się tak obszernej odezwy na swoją wzmiankę o truciźnie, przyjął ją jednak bez komentarza, jedynie skinąwszy głową. Ruch ten był raczej odpowiedzią na ostatnie słowa Setiana, a nie podsumowaniem całości, ale tego można było się domyślić. Gdyby miał wybierać przyczynę swego nagłego zgonu, faktycznie wybrałby śmierć w walce. W końcu po to tak uparcie dążył do zostania szermierzem, sprzeciwiając się woli rodziny, co skończyło się, jak się skończyło. Nie żałował, miał w końcu swoje powody, dla których tak postąpił, to nie był chwilowy kaprys, a głęboko zakorzenione przekonanie. Oczywiście, miło byłoby dożyć starości i umrzeć z przyczyn naturalnych w otoczeniu gromadki dzieci, którego spłodziło się z ukochaną żoną, ale to było raczej mało realne, zważywszy na tryb życia szermierza, pozostało więc liczyć na to, że śmierć przyjdzie w walce. ”Na łuski prasmoka, co za posępne myśli, co mnie napadło? Udziela mi się to fatalistyczne podejście Setiana, nie ma co”.
        Carax kiwał nieznacznie głową. To, jak pochlebnie melmaro mówił o swojej organizacji, niespecjalnie go zdziwiło. Raz, że sam by tak pewnie opowiadał, dwa, że były to zasłużone pochlebstwa - wystarczyło spojrzeć na niego porównać go z którymkolwiek z alarańskich żołnierzy, nawet jednym z tych z trochę wyższej półki. Setian nawet nie kłopotałby się sięganiem po broń, załatwiłby takiego przeciwnika gołymi rękami, a starcie nie trwałoby dłużej, niż on by sobie tego życzył.
        - Nie byliby - przyznał mu rację z dziwną wesołością w głosie. Chociaż może to pytanie było retoryczne? Mniejsza, słowo się rzekło, przynajmniej odpowiedział zgodnie z prawdą. Reszty wyjaśnień słuchał już bez wtrącania się, nawet już nie potakiwał, po wyrazie jego twarzy było jednak widać, co sądzi o kolejnych odpowiedziach. Z początku miał neutralny wyraz twarzy - podejście melmaro polegające na relacji "jeden nauczyciel - jedna grupa" było logiczne i zdrowe, biorąc pod uwagę fakt, że każdy z nich miał swój indywidualny styl i podejście do różnych aspektów funkcjonowania w strukturach klanu. Taki układ rozwijał też indywidualne podejście do uczniów, no bo ileż osób może liczyć grupa: pięć, dziesięć? Na pewno nie więcej. Dzięki temu można szybko wyłapać błędy i poznaje się motywację ucznia, można nim lepiej kierować. To wszystko było logiczne. Tak samo jak sprawdzanie lojalności względem przyszłych braci, to również nie budziło żadnego wewnętrznego sprzeciwu Caraxa, a raczej niewielką aprobatę. Później jednak było gorzej. Po minie szermierza było widać, że podchodzi sceptycznie do szerokiego wachlarza wymyślnych metod na psychiczne i fizyczne hartowanie podopiecznych. W niektórych z nich nie widział sensu, inne zaś uważał za zwyczajnie obrzydliwe, może nawet lekko sadystyczne. Ale skoro Setian uważał je za skuteczne, nie było sensu się kłócić, w końcu to on znał wszystkie aspekty sprawy i miał w tym doświadczenie, Jorge zaś oceniałby tylko na podstawie kilku wypowiedzianych przez niego zdań. Przemilczał, tak samo jak następną część o hartowaniu psychiki, to zresztą znowu nie budziło jego wewnętrznego sprzeciwu.
        - Korzystam, póki odpowiadasz - zgodził się z ironiczną uwagą, która kończyła monolog Setiana, po czym roześmiał się, jakby miał już dobrze w czubie, chociaż nie wypił nawet jednego kieliszka wina. Wbrew pozorom pilnował się, jeszcze nie chrypiał, więc było dobrze. Zaraz zresztą spoważniał.
        - Nikt się nigdy nie wygadał? - upewnił się. Ten temat zainteresował go już wcześniej, poruszył go jednak dopiero teraz, gdy usłyszał już całość. - Na przykład jeśli chodzi o ten twój sprawdzian lojalności. Bez elementu zaskoczenia twoje ultimatum nie spełniałoby swojego zadania, nikt się nigdy nie chlapnął? Albo odrzuceni uczniowie, nie mówią gdzie byli i co robili? Choćby po to, by dać upust swoim żalom, przy okazji może komuś dopiec, jak w tym powiedzeniu o kobiecie wzgardzonej? Wierzę, że jesteście wychowywani inaczej, ale chyba nie da się wszystkich nauczyć bezwarunkowego posłuszeństwa.
        Carax skończył i czekał na odpowiedź Setiana. Dolał sobie wina do kieliszka, było go jednak zauważalnie mniej, niż poprzednim razem, na tym też zamierzał poprzestać - atmosfera nie sprzyjała upijaniu się.
        - Swoją drogą - zaczął, zmieniając trochę temat. - Ile mogę o tobie mówić? Nie żebym zamierzał rozpowiadać wszystko to co teraz mi przekazujesz losowo napotkanym osobom, ale w końcu ludzie zaczną się tobą interesować, będą mnie pytać, kim jesteś, a ja będę coś musiał odpowiedzieć. Nie wiem, na ile chcesz czekać na swój pościg, a na ile chcesz go sobie ściągnąć na głowę. Więc jak? Sądzę, że gdybym sam miał ułożyć jakąś odpowiedź, wymieniłbym twoje imię, bez szczegółów wspomniał, że nie jesteś tutejszy i że uczysz mnie walki wręcz, to moim zdaniem takie minimum, po którym mógłbym już spławiać następne pytania co bardziej ciekawskich. Mam tak robić? Mogę też w ogóle nic nie mówić, ale wtedy zaczną powstawać naprawdę ciekawe plotki, wątpię byś chciał słuchać tych wszystkich głupot na swój temat.
        Jorge mówił, patrząc na Setiana znad brzegu kieliszka. Ton jego głosu sugerował, że przyjmie każdą odpowiedź i nie boi się ewentualnych plotek, o których wspomniał - potrafił obronić się przed wyssanymi z palca historyjkami, problemy miał tylko z tymi, które miały pokrycie w rzeczywistości. Powinien tak naprawdę zadać to pytanie wcześniej, nim jeszcze przedstawił Setiana komukolwiek, ale jakoś się nie złożyło. Nic straconego, wszak do tej pory melmaro miał okazję poznać tylko Kostadinowa, który nie wyraził swego zainteresowania nowym znajomym Caraxa i pewnie już takowego nie wyrazi - nie był typem plotkarza.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Setian zauważył dziwną radość w głosie szermierza, jakby ten był już lekko podchmielony, jednak wojownik wątpił, by szlachcic miał aż tak słabą głowę, może po prostu był w dobrym nastroju? W każdym bądź razie nie skomentował tego, tylko skupił się na odpowiadaniu na pytania. Po wyrazie twarzy człowieka można było poznać jego myśli, odczucia bądź zamiary, o ile ten nie próbował ich ukryć, a tak właśnie było w przypadku Caraxa – melmaro mówiąc przez większość czasu wpatrywał się w rozmówcę, stąd mógł poznać niewypowiedziane zdanie na temat tego co przedstawiał, jednak nie poświęcił temu jakichkolwiek słów komentarza. Zrozumiałym było, że każdy człowiek inaczej reagował na dane rzeczy, a – nie było co ukrywać – czynności i sposoby opisywane przez Gotlandczyka stanowczo nie należały do tych „najprzyjemniejszych” i najbardziej humanitarnych.
- Korzystaj więc póki masz okazję. – Parsknął szatyn, przechylając lekko głowę w prawo, po czym wysłuchał następnej dawki pytań i zabrał się do odpowiedzenia na nie.
- Jeżeli chodziło o sprawdzian lojalności, nikt o nim nie wiedział, żadna ze stron, wszystko było robione wtedy kiedy zrobić to postanowiłem. Wyglądało to przykładowo tak, że podczas misji treningowej jeden z członków grupy nacierającej został porwany i przetrzymywany, a dany kandydat stawał przed wyborem – towarzysz albo sukces misji. Ja oczywiście kazałem wybierać to drugie, argumentując decyzję w sposób taki, iż Gotland jest organizacją która nigdy nie zawodzi, a sukces misji jest najważniejszym z naszych priorytetów. Poza tym każdy każdemu bratem, więc jeniec bardzo dobrze zrozumie wybór i wybaczy mu to zza grobu, bo ważniejsza jest misja niż jeden człowiek. Oczywiście prawda jest inna – w Gotlandzie przede wszystkim najważniejsze są więzi braterskie, element ten był podstawą już od powstania organizacji, poza tym tak mała ilość członków nie pozwalała na jakiekolwiek straty w ludziach, więc zawsze należało wybierać towarzysza. W tym przypadku dodatkowym elementem stresującym i utrudniającym podjęcie decyzji był nacisk ze strony nauczyciela na konkretny wybór i niemy przekaz „zrób co ci każę, albo pożegnaj się z klanem”. Trzeba mieć odwagę, by sprzeciwić się i wybrać tak jak każe ci serce czy też moralność. Później oczywiście wiele osób z tych które przez tego typu test odpadły, broniły się argumentami typu „Wykonałem rozkaz, byłem posłuszny tak jak mnie uczyłeś, przede wszystkim nauczyciel, dopiero później uczeń. W klanie najważniejszy jest sukces misji, nie zawaliłem sprawy dla jednego człowieka i ja sam również nie chciałbym, by dla mnie poświęcono sukces. Czy nie czyni to ze mnie doskonałego żołnierza?” Wszystkie tego typu rzeczy pokazywały po prostu, że osoby te nie rozumiały prawdziwego sedna, myślały strasznie powierzchownie i płytko, a mowa o doskonałym żołnierzu kwitowana była tym, że prawdziwy żołnierz nie jest ślepo posłusznym człowiekiem który nie potrafi sam myśleć i w kluczowych momentach podejmować samodzielnie decyzję.
Ależ oczywiście, było prawie pewnym, że niektórzy w akcie zemsty za wyrzucenie będą chcieli rozgadać na prawo i lewo o Gotlandzie, dlatego każdy kto był w naszych murach, lądował z innymi wyrzuconymi w jednym miejscu, do którego przydzielany był nasz nadzorca, zajmujący się obserwacją, czy nikt nie ma za długiego języka. Jeżeli jakiś były kandydat zaczynał być niewygodny, zostawał po prostu eliminowany.
Czy Setian uważał to za porządne, moralne, a może okrutne, bestialskie i pozbawione usprawiedliwień? Dla niego to było bez znaczenia, tak jak dla innych Gotlandczyków. Kandydat który odpadł nie był melmaro, a życia takich nie stanowiły dla członków klanu żadnej wartości. Gotland służył od zawsze państwu i mimo że był w cieniu, bez niego już dawno wszystko pogrążyłoby się w chaosie, jednak nie można było mydlić oczu i mówić o organizacji w samych superlatywach, bowiem ta niejednokrotnie miała brutalne metody, które z pewnością nie spodobałyby się chociażby szlachcie czy też samemu królowi, gdyby tylko się o tym dowiedzieli. On sam wyeliminował trójkę swoich byłych uczniów – zazwyczaj robił to nadzorca, chyba, że konkretny przewodni chciał osobiście zająć się swoimi dawnymi wychowankami -, jednak fakt ten przemilczał, nie widząc sensu tego dopowiadać, ze względu na brak odpowiedniego pytania. Jeżeli Jorge o to zapyta, to szatyn odpowie, na razie nie ma to sensu.
Kiedy Carax zmienił charakter pytania, melmaro mruknął i zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Możesz mówić o mnie co zechcesz, nie zależy mi już na tajemniczości wynikającej z konieczności ukrywania się, gdyż ta została przeze mnie aktualnie porzucona. Jeżeli będziesz chciał ograniczyć się do minimum, w porządku, jednak jeżeli ktoś cię przyciśnie bardziej szczegółowymi pytaniami, nie krępuj się. Możesz nawet opowiedzieć o Gotlandzie, jedynym tematem jakiego masz nie poruszać, jest moja przeszłość, tą zachowuję dla siebie i ciebie – mam na myśli fragmenty które ci już powiedziałem – i w kręgu naszej dwójki ma ona pozostać.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Setian obrazowo i szczegółowo wytłumaczył, na czym polegał jego sprawdzian lojalności, to trochę rozjaśniło sytuację. Jorge spodziewał się z początku może trochę mniej skomplikowanej intrygi, a po usłyszeniu wyjaśnień nadal miał pewne wątpliwości, ale już bardziej go to przekonywało. Kodeks kodeksem, uczniowie byli wychowywani według pewnych ideałów i wpajano im pewne priorytety, ale to chyba nie było aż takie proste: "Zawsze wybieraj brata". Nigdy nie jest tak łatwo, by kierując się jedną zasadą można było rozwiązywać wszelkie dylematy.
        - Musiałeś chyba bardzo precyzyjnie wybierać sytuację do takiego testu - zauważył Carax. - Naprawdę zawsze staralibyście się ratować swojego brata? Za wszelką cenę? Nawet, jeśli mogłaby podczas tego polec cała drużyna? To chyba nie byłaby korzystna sytuacja dla waszego klanu, popraw mnie, jeśli się mylę. I jak to rozgrywało się dalej, jeśli dzieciak ci się postawił? Wszystko leciało dalej swoim torem, odbijali towarzysza i nikt nie wiedział, że to był test, czy ich o tym uświadamiałeś?
        Na twarzy szermierza nie malowały się żadne gwałtowne emocje, ten test akurat nie poruszał w nim żadnej wrażliwej struny, wzbudzał jedynie ciekawość. Trzeba było mieć fantazję, aby wymyślać te wszystkie próby, testy, fikuśne ćwiczenia, aż dziw brał, że Setian był przy tym aż tak sztywny. Następna część odpowiedzi, ta o zdradzaniu tajemnic klanu, również nie sprawiła, że krew w Caraxie zawrzała - po tym wszystkim, co do tej pory usłyszał, spodziewał się takiego rozwiązania, a w każdym razie czegoś bardzo podobnego.
        Na stanowisko Setiana dotyczące zachowania dyskrecji w rozmowach o nim, Jorge skinął wyraźnie głową. Nie powiedział na głos, że to niewiele zmieni w stosunku do strategii, jaką obrał wcześniej. Kogo wszak będzie interesować jakaś tam organizacja z dalekiego kraju, skoro tu, na miejscu, jest jej przedstawiciel, którego może warto byłoby poznać? Pewnie większość osób będzie wypytywać raczej o fakty z życia Setiana, ale z tym sobie Carax jakoś poradzi, a bo to pierwszy raz musiałby zachować dyskrecję w opowiadaniach o swoich znajomych?
        - Odpowiedziałbyś mi na prywatne pytanie? - upewnił się Jorge, skoro już o tym była mowa. Zrobił pauzę, ale nie na tyle długą, by Setian mógł mu w tym czasie odpowiedzieć, od razu przeszedł dalej, najwyżej odmowę usłyszy troszkę później. - Ciekawi mnie twój tatuaż, zwłaszcza po tym, gdy zapytałeś się jak takie coś wywabić. Co on symbolizuje? To zbyt ładna praca, by miała być efektem młodzieńczego kaprysu, który zdecydowałeś się zrealizować w stanie upojenia albo pod wpływem skrajnych buntowniczych emocji i teraz ci za to wstyd. Więc jak?
        Carax zmrużył nieco oczy, jakby właśnie rzucił Setianowi wyzwanie i nie w porę zorientował się, że może teraz dostać w pysk. Na tę okazję nawet odstawił kieliszek. Może trochę przesadził i pytanie było zbyt prywatne, wszak melmaro zdawał się ukrywać swój tatuaż - zarówno tego dnia, jak i w Turmalii, gdy tylko zdejmował koszulę, obracał się plecami jak cnotliwa panna, a na pewno nie powodował nim wstyd. Nikt jednak nie kazał Setianowi udzielać odpowiedzi, to nie było przesłuchanie. Jorge bywał wścibski, gdyż sam nie widział problemu w odpowiadaniu na nawet najbardziej prywatne pytania, hamował się tylko tam, gdzie mógłby swoimi słowami zaszkodzić osobie postronnej, na przykład kochance, która przez większość dnia była szczęśliwą mężatką.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

- Precyzyjnie? – zapytał Setian, patrząc na Jorge. – Zależy co masz na myśli. Zawsze. Podstawowe nauki i wartości klanu są wyryte na jednej ze skalnych ścian, przez jego założycieli i „braterstwo” jest na samej górze.
Kiedy szlachcic zaczął mówić o możliwości polegnięcia całej drużyny przez ratowanie jednego człowieka, melmaro pokręcił przecząco głową i najpierw wysłuchał do końca wypowiedzi towarzysza, a później dopiero samemu zabrał głos.
- Z tą drużyną nie jest tak jak mówisz, nie wyjaśniłem dokładnie tego elementu. Nikt nie będzie poświęcał całej drużyny, masz rację. Ważnym jest, by przypomnieć, że drużyna to niedoszli melmaro bądź już pełnoprawni, oraz dowodzący nimi przewodni. To on jest najbardziej odpowiedzialny i jeżeli przeciwnikom uda się uprowadzić kogoś z zespołu, a próba jego ratowania będzie wyjątkowo niebezpieczna, przewodni zawsze sam musi się jej podjąć, drużynie zlecając konkretne zadania do wykonania, każąc się ukryć bądź też odesłać do klanu. Choć podczas mojego dowodzenia nigdy nie straciłem żadnego członka grupy, muszę niechlubnie wspomnieć o tym, że raz udało się jedną osobę uprowadzić, a niebezpieczeństwo było na tyle duże, że musiałem odesłać resztę i samemu wybrać się po nią, a później wykonać misję – procedury nakazują, by w takiej sytuacji wrócić do klanu i spróbować ponownie za jakiś czas, ale honor i duma nie pozwoliłyby mi przyjąć porażki, musiałem to zakończyć, choćbym miał być sam na stu przeciwników.
Oczywiście o teście nikt nie wiedział, inaczej rozniosłyby się plotki i ci którzy go jeszcze nie doświadczyli, wiedzieliby co robić. Tego który źle wybrał, zabierałem na stronę i w odosobnieniu od innych niedoszłych melmaro mówiłem o teście, o wyniku i o tym, że zostaje wydalony z klanu. Co się z nim działo dalej, już wiesz, w każdym bądź razie drużynie mówiłem później po prostu, że powierzyłem mu ważną misję, a ten zawiódł, a waga była na tyle duża, że nie mógł zostać melmaro popełniając tak karygodny błąd.
Kiedy szlachcic napomknął o prywatnym pytaniu, Setian spojrzał na niego uważniej i zmrużył oczy, słuchając w spokoju, a po zapadnięciu ostatniego słowa, milcząc koło minuty, zastanawiając się podczas tego czasu, czy ma odpowiedzieć czy zostawić to dla siebie.
- Nie wiem czy mu się dokładnie przyjrzałeś. Przedstawia rycerza mocującego się z księżycem w obronie znajdującego się za jego plecami słońca. Jest to herb Gotlandu. Jeżeli kiedykolwiek spotkałbyś kogoś z mojej organizacji, taki znak dostrzegłbyś na plecach bądź parkach, gdyż tam jest zawsze umieszczony. Jak już pewnie zauważyłeś, na moim ubraniu nie ma śladu czegoś takiego, jednak nie przez to, że porzuciłem klan. Byś w pełni zrozumiał powód jego istnienia, muszę ci wytłumaczyć okoliczności, w których dołącza się do klanu. Otóż jeżeli rodzic jest kimś bardzo wpływowym, kto nas zna – na przykład dzięki obustronnemu handlowi -, może z własnej woli zgłosić swoje dziecko do nas, byśmy je wychowali i zamienili w nieustraszonego, walecznego wojownika. Trzeba jednak pamiętać, że wstępując w nasze szeregi raz, zostaje się w nich na zawsze. Nawet ludzie wyrzuceni przebywają tam gdzie my im każemy, pod naszą obserwacją. Wstąpienie do Gotlandu jest również jednoznaczne z wyrzeknięciem się swojego nazwiska, zerwaniem oficjalnych więzi z rodziną i z dawnym światem. Oczywiście mają miejsce odwiedziny, jednak gdyby rodzice zapragnęli odzyskać dziecko z powrotem, nie byłoby to możliwe. Czasami sami kandydaci zgłaszają się, chcąc dołączyć – zazwyczaj są już dorośli lub mało im brakuje, jednak nie jest to przeszkodą. Najczęściej jednak naszych członków werbują tak zwani obserwatorzy, wyławiacze talentów. W każdym dużym mieście naszego państwa istnieje przynajmniej jedna szkoła miecza, do której trafiają dzieciaki od najmłodszych lat, a raz na rok odbywa się turniej, którego zwycięzca ma szansę awansować i trafić do szkoły rycerskiej. I właśnie tym zajmują się obserwatorzy, podróżują po kraju do miejsc w których akurat odbywa się turniej i sprawdzają, czy kandydat się nadaje. Oczywiście pod uwagę biorą jedynie zwycięzców, jednak i oni muszą mieć w sobie to „coś”. Właśnie w taki sposób dostrzeżony zostałem ja. Najczęściej to rodzice posyłają do takich szkół swoje pociechy, chcąc zrobić z nich mężczyzn, więc jeżeli tak jest, to obserwatorzy kontaktują się z rodzinami i robią co mogą, by ci przystali na ich propozycję i oddali nam dziecko. Co innego, kiedy ktoś nie ma rodziców, jest sierotą bądź bękartem – tak jak ja. Nikt nikogo się nie pytał, czy mogę zostać zabrany, po prostu odkupili mnie jak przedmiot.
W głosie szatyna słychać było pojawienie się nutki gniewu, czemu towarzyszyło zaciśnięcie dłoni w pięści, zaraz jednak wojownik się uspokoił i przywrócił ton do normy, to samo z ciałem.
- Tatuaż przypomina mi, że jestem niewolnikiem. Nie mam prawa nosić emblematów klanu na odzieży, bowiem mam zbyt hańbiące pochodzenie. Zamiast tego mam to na ciele, jak łańcuch który pokazuje mi, że już na zawsze jestem czyjś. Że już na zawsze jestem własnością klanu, który może zrobić ze mną co zechce, bowiem mnie wykupił i teraz to on jest moim najnowszym panem.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax już gdy kończył wyrażać swoje wątpliwości widział, że trafił kulą w płot i coś przeoczył, niemniej dokończył myśl, a później wysłuchał naprostowania, które przedstawił mu Setian. Tak, teraz to miało sens, a wręcz więcej: robiło wrażenie na kimś takim, jak Jorge. Szermierz uniósł rękę i opuścił wzrok, oddając honor za to, że wcześniej zdarzyło mu się zwątpić. Na samokrytykę złożoną przez Setiana nic nie odpowiedział, bo chyba musiałby go wyśmiać. Każdemu zdarza się porażka. Oczywiście, jeśli do tej pory odnosiło się same zwycięstwa, coś takiego bolało i na pewno zostawiało pewną rysę we wspomnieniach, ale w ogólnych rozrachunku prawie się nie liczyło. Zwłaszcza w tym konkretnym przypadku: najmłodszy melmaro w historii, podczas misji nie ponosił żadnych strat, a osoby przez niego szkolone odznaczały się wyjątkowymi wręcz walorami na tle pozostałych. Niech to, to aż zbyt pięknie brzmi. Carax aż zaczął się zastanawiać, czy nie uczepić się tematu tej jednej porażki i nie wypytać o szczegóły, ale odpuścił, zostawił to sobie na inny czas. Tym bardziej, że zaraz otrzymał odpowiedź na kolejne pytanie. W sumie nie spodziewał się usłyszeć niczego innego - słowa Setiana pasowały do obrazu całości.
        - No tak - mruknął, wspierając policzek na wierzchu dłoni. Odezwał się odruchowo, aby melmaro wiedział, że szermierz nadal go słucha i nie traci wątku. Chwila ciszy, która później nastąpiła, z początku nie przeszkadzała Caraxowi - rozumiał, że z tatuażem mogą wiązać się wspomnienia, które trudno ubrać w słowa. Milczenie jednak przedłużało się i Jorge już nabrał powietrza w płuca i otworzył usta, aby powtórzyć Setianowi, że wcale nie musi odpowiadać, on nie nalega. Melmaro jednak zdecydował się mówić. Jego wątpliwości Jorge rozwiał lekkim skinieniem głowy - zdołał przyjrzeć się tatuażowi na tyle, aby zapamiętać uchwyconą na nim scenę. Nie odrysowałby go co prawda z pamięci z zachowaniem wszystkich detali, ale sam sens byłby w stanie przekazać. A nawet jeśli nie, Setian i tak w skrócie opowiedział, o co w nim chodzi. Jorge słuchał go z uwagą i praktycznie nie spuszczał z niego, chociaż w międzyczasie sięgnął po odstawiony kieliszek i zwilżył wargi winem. Nie umknął mu gniew, jakim wezbrał melmaro, gdy doszedł już do sedna opowieści, do momentu, gdy został zauważony i odkupiony. Caraxowi zrobiło się trochę nieswojo, co chyba było widać na jego twarzy - nie chodziło mu wcale o wyciąganie z Setiana tak bolesnych wyznań. Też poczuł się głupio na myśl o tym, co bredził wcześniej, o tatuażach, które dzieciaki robią sobie pod wpływem własnej głupoty. To było coś więcej, znacznie więcej, nie symbol, a raczej piętno. Nic dziwnego, że starał się je zakrywać nawet przed tymi, którzy nie znali znaczenia tego tatuażu. Jorge musiał przyznać, że nie za bardzo umie reagować w takich sytuacjach, nie wiedział, czy powinien na przykład przepraszać, czy pocieszać. Oczywiście, w tej konkretnej sytuacji ani jedno ani drugie, Setian zabiłby go jednym spojrzeniem.
        - Nie musiałeś - przyznał w końcu. Ton jego głosu był poważny, ale nie grobowy, po prostu wyzbył się tej wesołkowatości, z którą zdarzało mu się mówić wcześniej. - Ale dziękuję, że mi odpowiedziałeś, doceniam to. Dam ci już spokój z moimi pytaniami, chyba masz mnie już trochę dość.
        Jorge odstawił pusty kieliszek na stolik i wstał. Wbrew pozorom nie wyszedł, podszedł jedynie do kominka i oparł się łokciem o wieńczącą palenisko belkę, luźno splatając palce obu dłoni. Zważywszy na jego pochodzenie, można było podejrzewać, że jakoś skomentuje fakt, iż Setian był niejako niewolnikiem, ale tego nie zrobił. Sam nie lubił być rozpatrywany w kategoriach tego czyim synem był i na którym szczebelku drabiny społecznej się znajdował, dlatego sam tak nie robił. W przeciwnym razie musiałby zrezygnować z wielu znajomości, jakie nawiązał w przeciągu życia i kierować się zupełnie innymi priorytetami przy wyborze przyszłości. A Setian to zupełnie osobna kwestia, jego zdążył już na swój sposób polubić, wiedział już wcześniej, że był sierotą i już wtedy powiedział, co o nim sądzi. Nie zmienił zdania. Może nawet trochę mu zazdrościł? On podnosił się z samego dna, od samego początku ciężko pracował i proszę, jak wysoko zaszedł. Jorge, mimo iż był zadowolony ze swojego aktualnego położenia, musiał przyznać, że miał w życiu o wiele łatwiej, a wcale wiele nie osiągnął. Chyba odrobinę zaczynało go to uwierać.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

- Dość? Nie przejmuj się, to dość trwa już kilka ładnych, długich dni. – Mruknął melmaro ze znaną już Caraxowi złośliwością, po czym skupił spojrzenie na towarzyszu, śledząc go wzrokiem, aż ten dotarł do kominka, oparł się i najwyraźniej – na to wskazywał wyraz jego twarzy – pogrążył się w rozmyślaniach. Czy były one wywołane słowami Setiana? Czy dotyczyły właśnie jego osoby? A może coś mu się przypomniało, być może pogrążył się w rozmyślaniach o przeszłości bądź samym sobie? Jedno w każdym bądź razie było pewne – odpowiedź na te pytania znał tylko Carax, a szatyn nie zamierzał jej z niego wyciągać.
- Skoro już postanowiłeś stworzyć taką miłą, przyjacielską pogawędkę. – Zaczął, cały czas wpatrując się w nieobecne spojrzenie szermierza, jednak nie mając wątpliwości co do tego, iż ten go słucha. – To najprawdopodobniej i ja powinienem zadać ci kilka pytań, lecz chyba musisz mi wybaczyć. Nie lubię wyciągać z innych osób faktów z ich życia – kiedy nie muszę -, poza tym szczerze powiedziawszy niezbyt interesuje mnie twoja przeszłość. Oczywiście nie bierz tego do siebie, mam tak z każdym. Życie jest takie, że liczy się tylko teraźniejszość, a o nią się nie pyta, tylko po prostu obserwuje i wyciąga własne wnioski. Nie masz kobiety, z rodziną nie utrzymujesz bezpośredniego kontaktu, swoje życie oddajesz szkole i przyjemnościom, czyli można powiedzieć, że w pewien sposób jesteś spełniony, a to jest chyba ważne. Ludzie mieliby ci czego zazdrościć.
Gotlandczyk wzruszył ramionami i również wstał, podchodząc do ognia i opierając się naprzeciw Caraxa.
- Czy uważasz, że możesz być z siebie dumny? Czy twoje dotychczasowe osiągnięcia cię zadowalają? Czy swego życia nie zamieniłbyś na żadne inne? Pytam nie tyle z ciekawości, co pewnego rodzaju konieczności, bowiem odpowiedzi pomogą mi ciebie bardziej poznać w aspekcie profesjonalnym i wyrobić dodatkowe zdania do opinii na temat tego jak mam ciebie traktować i się z tobą obchodzić.
Czekając na odpowiedzi szlachcica, wojownik odsunął się od kominka i przystanął naprzeciwko wyjścia bądź też okna, skąd mógł obserwować niebo, teraz już ciemne i skąpane w blasku gwiazd. Aktualnie nie patrzył na towarzysza, ten znajdował się za jego plecami, jednak Setian nie obawiał się żadnego potencjalnego ataku z jego strony, więc w spokoju mógł sobie na taką pozycję pozwolić.
- Jesteś osobą potrafiącą w razie konieczności zrezygnować z czegoś nad czym spędziłeś mnóstwo czasu, co kosztowało cię wiele sił i cierpliwości? Jak już z pewnością wiesz, szkolenie kandydatów na adeptów było bardzo żmudną pracą. Długą, wyczerpującą, czasami nie przynoszącą żadnych efektów. Dlatego też każdy kto okazał się dorodnym owocem był tak cenny, można wręcz powiedzieć na wagę złota. Już wcześniej ci mówiłem, że uciekając musiałem zabić swoich czterech uczniów, tych którzy zostali już melmaro rzecz jasna. Czy i ty dokonałbyś takiego samego wyboru? Wybrałbyś siebie i swoją wolność, czy poniósłbyś karę za swe czyny? Jakimi wartościami kierujesz się w życiu, co jest dla ciebie ważne, w co wierzysz?
Gotlandczyk wszystkie te pytania zadawał po to, by móc jak najlepiej poznać naturę Jorge i móc ją później zestawić ze swoją i zorientować się jak bardzo się różnią. A może jednak są podobni? Owszem, nie zamierzał wypytywać go o jego bezpośrednią przeszłość, to uważał za zbędne. Wszakże to co było kiedyś może być już zwykłym epizodem z dawnego życia, a teraźniejszość może prezentować daną osobę zupełnie inaczej – każdy potrafi się zmienić, a w niektórych przypadkach może to stać się nawet w kilka dni, więc co tutaj mówić o przykładowo okresie kilku lat? Czy jeżeli Jorge zamordowałby pięć lat temu bezbronną niewiastę, znaczyłoby to, że i teraz jest bestialskim potworem? Wszystko oczywiście hipotycznie. Przeszłość należy zostawić tam gdzie jej miejsce, a wygrzebywanie nie ma tutaj najmniejszego sensu.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge parsknął cicho, gdy akurat był ustawiony bokiem do Setiana, po czym obrócił na niego wzrok. Nie do końca wierzył w jego słowa - wiedział, że ma wiele cech, które drażnią melmaro, ale nie mogło być aż tak źle, w przeciwnym razie już dawno po prostu by się zwinął i poszedł. Nie sprawiał wrażenia osoby, która znosiłaby niewygodne towarzystwo ze względu na jakieś mętne korzyści. No ale, najważniejsze, że nie obraził się teraz, w tym momencie, że nadal chciał rozmawiać. Chociaż to Carax wyszedł z propozycją zakończenia zwierzeń, przeczuwał, że nie jest to najlepsze rozwiązanie, rozeszliby się wszak w ciężkiej atmosferze. Zapatrzony w ogień słuchał więc tego, co mówił Setian. Nie podniósł na niego wzroku, jednak lekko ściągnął brwi, skupiając na słowach melmaro i odpowiedziach, jakie mógł udzielić. Odbijające się w jego oczach płomienie utrudniały odczytywanie ich wyrazu, lecz i tak było widać, że szermierza nie ubódł brak zainteresowania faktami z jego życia. Skoro Setiana to nie interesowało, to w porządku, gorzej, gdyby robił to ze względu na szeroko pojęte konwenanse. Stwierdzenia, że wiele osób mu zazdrości, nie skomentował, chociaż nie do końca się z tym zgadzał. To była kwestia porównania: ci, którzy znali tylko aktualną sytuację Caraxa, owszem, zazdrościli mu, gdy jednak znali jego przeszłość, uznawali go za wariata. Zbyt wiele osób patrzyło na życie tylko i wyłącznie przez pryzmat pieniędzy.
        Jorge podniósł wzrok na swego rozmówcę, gdy ten również podszedł do kominka. Kilka kosmyków z grzywki opadło mu na czoło, ale nie poprawił ich. Milczenie trwało dosłownie chwilę, po której Carax nabrał głęboko powietrza w płuca i zaczął mówić.
        - Dumny - powtórzył z lekkim wahaniem, później już jednak mówił pewnie. - Tak, można powiedzieć, że tak. Gdybym miał możliwość zmiany swoich wcześniejszych decyzji, nie skorzystałbym z tego, co najwyżej podjąłbym je trochę wcześniej. Nie twierdzę, że jestem idealny i osiągnąłem już wszystko, czego chciałem i mogę spocząć na laurach. Chcę osiągnąć więcej niż do tej pory i cały czas nad tym pracuję. Widzę, że mam wady, a mojemu sposobowi bycia można by wiele zarzucić, nie jestem kawalerem, którego ojcowie chcieliby widzieć w roli swojego zięcia, ale nie uważam, bym te cechy miały obniżać moje poczucie własnej wartości. Czy zmieniłbym swoje życie na inne? To zależy, co masz na myśli. Zrezygnowałbym z pieniędzy, które posiadam i ludzi, których znam. Ale nie zrezygnowałbym z walki. To od zawsze był mój cel i dążyłem do niego, można powiedzieć, po trupach. Nie dałbym się przykuć do fotela z księgą rozrachunkową na kolanach, za to z szablą w dłoni mógłbym zrezygnować z całej reszty.
        Carax, mówiąc, cały czas patrzył na Setiana, chociaż nie spodziewał się dostrzec u niego żadnej konkretnej reakcji. Nie odpowiadał zresztą tak, by go zadowolić, po prostu był szczery, a jakie wnioski na podstawie tego wyciągnie melmaro, na to już nie miał wpływu. Wysłuchał kolejnej serii pytań, z początku stojąc obok kominka, w końcu jednak podszedł do Setiana. W szklanej tafli wysokim okien prowadzących na taras dość dobrze widział jego odbicie i mógł na niego patrzeć w ten pośredni sposób, ale się na to nie zdecydował. Oparł się plecami o szybę obok melmaro, dłonie podkładając pod lędźwie, przechylił głowę tak, aby dobrze widzieć swojego rozmówcę. Pomarańczowe światło od kominka i srebrzysty blask księżyca tworzył na twarzy Setiana niepokojące cienie i wyostrzały jego rysy. Oczy wydawały się puste i matowe.
        - Chyba po części już przedstawiłem swoje stanowisko - zauważył. - Byłbym w stanie zrezygnować z wielu rzeczy i wyrzec się ich w jednej chwili, gdyby było to jedyne wyjście. Ale jeśli masz na myśli konkretnie to, czy byłbym w stanie przekreślić całą pracę, którą włożyłem w czyjeś wyszkolenie, po prostu zabijając tą osobę, to wiesz, że nie. Abstrahuję od faktu, że nie mogę jeszcze mieć własnych uczniów, nikogo, w kim pokładałbym nadzieję i nad kim pracowałbym jak jubiler nad diamentem w nadziei, że wydobędę z tej osoby pełny blask. Szczerze wątpię, że byłbym w stanie zabić swojego ucznia, wiesz, że generalnie niechętnie zabijam, a co dopiero, gdybym musiał podnieść rękę na kogoś, z kim wiążą mnie tak bliskie relacje. Ogłuszyłbym, unieruchomił, może w ostateczności okaleczył, ale nie zabił. Nawet, gdyby miało to oznaczać, że dalej by mnie ścigali. Trudno. Odwracając sytuację, wątpię też, bym wystąpił przeciwko Kostadinowowi, bym jako uczeń próbował go zabić, nawet gdyby dopuścił się zbrodni karanej śmiercią. To tyczy się również moich wcześniejszych nauczycieli, jacy by oni nie byli. Zapytałeś, czy dokonałbym takiego samego wyboru, jak ty. Nie wiem, jaką zbrodnię popełniłeś wcześniej i co tobą kierowało. Pewnie starałbym się uciec, ale gdyby jedyna droga ucieczki wiodłaby po trupach moich wychowanków... Nie, szczerze wątpię.
        Carax spojrzał na Setiana, starając się uchwycić jego spojrzenie. Na ostatnie pytanie nie odpowiedział, zdawało mu się retoryczne. W przeciwnym razie, gdyby faktycznie miał przedstawić swój system wartości, miałby z tym spory problem. To nie jest coś, co łatwo ubrać w słowa, gdyż według niego niewiele kwestii da się określić w sposób absolutny, co dało się usłyszeć w jego niedawno zakończonej wypowiedzi: unikał wyrażania zdecydowanych sądów, używał słów "wątpię", "chyba", "zapewne". Jak w tym przykładzie z Kostadinowem - powiedział, że nie próbowałby go zabić, gdyby jednak miał do wyboru życie nauczyciela albo swojego brata, wtedy nie byłby już taki pewny. Wszystko zależy od okoliczności.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Melmaro z uwagą słuchał całego długiego monologu Jorge, ani razu mu nie przerywając bądź wykonując ruch który mógłby go w jakiś sposób zdezorientować czy też rozkojarzyć. Słowa szermierza przyjmował do siebie i w myślach analizował, próbując zrozumieć dokładnie wszystko i poznać lepiej swego rozmówcę. Jego podejście różniło się od podejścia Gotlandczyka, ale to było zrozumiałe – Setian nie spotkał do tej pory w swoim życiu człowieka który mógłby się stać jego bratnią duszą. Owszem, na jego drodze zdarzali się ludzie którym ten poświęcił więcej uwagi, z którymi rozmawiał normalnie, których nie zabiłby bez powodu, a może nawet ochronił?
Kiedy tylko szermierz skończył mówić, wojownik jeszcze raz spojrzał na niebo i wskazał na nie ręką, po czym usiadł na wcześniej zajętym już przez niego fotelu.
- Jest już późno, o której chodzisz zazwyczaj spać, a o której wstajesz? Nie chcę zaburzyć twojego wewnętrznego zegara, że tak powiem.
A co do twoich słów, w pełni je rozumiem. Jesteś nie tylko szlachcicem, ale jesteś też szlachetny, bym powiedział. Podoba mi się twoje podejście jeżeli chodzi o stosunek do ludzi, do nauczycieli. Ja co prawda mam inne, jednak osoby trzecie raczej to od ciebie powinny się tego uczyć. Nie dokonałbyś takiego samego wyboru? Znaczy najprawdopodobniej, bo nie użyłeś dobitnych słów. Rozumiem to i akceptuję. Ja nie miałem za dużo czasu, by zastanawiać się nad możliwością inną od śmierci, poza tym my działamy na innych zasadach i jeżeli ktoś stawia opór, przestajemy chcieć go obezwładnić, a chcemy go zabić. Nie miałem dużego pola manewru, jednak nie żałuję. Nie żałuję niczego i nie zwróciłbym ich życia. Otrzymali rozkaz, jednak to ja byłem ich nauczycielem i to lojalność do mnie powinna zwyciężyć. Stało się inaczej, za co ponieśli karę.
Gotlandczyk podrapał się po czole i potarł po ustach, po czym zarzucił nogę na nogę i rozsiadł się wygodniej. Był już zmęczony po tych wszystkich dniach innych od normalności, chciał się porządnie wyspać i zregenerować siły na tyle, na ile można. Poza tym brakowało mu porządnego przeciwnika, a czuł, że jeżeli jeszcze kilka dni nie zmierzy się z kimś przynajmniej o zbliżonym poziomie, to czegoś zapomni.
- Możemy za kawałek iść spać, a przynajmniej ja bym poszedł, bo jestem cholernie zmęczony tym całym ostatnim czasem i potrzebuję pokaźnej dawki spokojnego snu. Tobie też radzę się wyspać, jutro nowy dzień, a po tej całej zadymie w Turmalii z pewnością zatęskniłeś za ciepłym łożem z miękką, wygodną pościelą. U mnie łóżka wyglądały trochę inaczej, ale – nie oszukujmy się – wyglądasz na kogoś kto lubi wygodę i kto nie śpi na zwykłych pryczach. Jutro chciałbym się z tobą zmierzyć ostrzem. Oczywiście nie jak uczeń z nauczycielem, a jak równy z równym, bo wierzę, że tacy jesteśmy. Już od dawna nie walczyłem z żadnym godnym mej uwagi rywalem, a kiedy ciągle walczy się z nieudacznikami i wycina się ich w pień, przy natrafieniu na kogoś godnego, łatwo można się przeliczyć. To samo jeżeli chodzi o walkę wręcz. Nie obraź się, ale tutaj akurat z tobą nie chcę się sprawdzać. No, chyba że ty tego chcesz. Myślę raczej o czymś innym… Pamiętasz jak mówiłem ci o jakichś klubach w których toczą się walki? Na pewno nie znasz żadnego w którym można by spotkać kogoś kto zna się na rzeczy? Przy okazji mógłbyś pójść ze mną i popatrzeć na walkę, obserwując też wiele można się nauczyć. Jeżeli później miałbyś mieć problemy, bo zauważono cię w jakimś „zakazanym” miejscu, to chyba łatwiej byś się z tego wytłumaczył, niż kiedy sam brałbyś udział.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości