Strona 1 z 2
Splot zdarzeń. [Nieetyczne]
: Wto Lis 11, 2014 11:07 am
autor: Veda
Jasna ciemność na zamkniętych powiekach, a policzek ciepły od migoczącego płomienia świecy. Głowa przyciska mokre włosy do poduszki. Nagie, rozgrzane ciało ułożone poziomo na miękkim posłaniu i przykryte od stup do ramion kocem. Miodowy zapach olejków paruje z odsłoniętej skóry i miesza się z wonią ziół i kadzidła, która mimo wszystko nie skrywa zapachu drewna, z jakiego została stworzona izba. Nogi, od samej pięty po kolano, zaswędziały razem, że instynktownie chciało się je podkulić i ułożyć się na posłaniu bokiem. Kiedy noga dotknęła nogi, zabolały obie podrażnione i wrażliwe na nacisk. Nim otworzyły się oczy, brzuch zaburczał.
Izba była wykonana z nieobrobionego drewna, pod sufitem znajdowały się sznury, a na nich zawieszone zioła. Po prawej stronie znajdował się stoliczek, a na nim świeca, kadzidło i miska.
- Napij się – te słowa nie były kierowane do elfki.
Leśna elfka odwracając wzrok na drugą stronę, zobaczyła młodą zielarkę, która w tym momencie poiła rudą, ludzką kobietę, której pragnienie okazywało się w łapczywych łykach. Ruda tak samo jak elfka miała mokre włosy, cerę błyszczącą się od olejków. Noga, która uciekła spod koca, była wyraźnie zaczerwieniona mimo różowej karnacji.
- Jeszcze – powiedziała ruda, chwytając zielarkę za rękę.
- Poczekaj, wody starczy dla każdego.
Ruda puściła słaby uścisk, następnie ułożyła głowę na poduszkę. Zawiesiła zmęczony i jednocześnie ciekawy wzrok na niepokojąco bladą kobietę. Zielarka podeszła do elfki, biorąc miskę ze stoliczka:
- Napij się – powiedziała, pomagając unieść głowę na odpowiedniej wysokości.
Re: Splot zdarzeń.
: Śro Lis 12, 2014 5:56 pm
autor: Isariela
Woda.
Zimna i czysta jest jak podmuch ożywczego wiatru w tej pachnącej olejkami, gorącej duszności.
Elfka piła zachłannie, powoli przypominając sobie wydarzenia poprzedniej nocy. Wspomnienia były niejasne, wręcz mętne, ale z każdym łykiem cudownego płynu nabierały ostrości i szczegółów.
„Muszę zarobić nieco pieniędzy” pomyślała elfka spoglądając na sakiewkę, w której zostało już tylko kilka monet. Bez namysłu skierowała się ku miastu. Nigdzie nie było łatwiej o zarobek niż tam. Po ulicach zawsze pałętało się mnóstwo kieszonkowców i innych drobnych przestępców. Przez lata kobieta wypracowała sobie prosty system pozwalający na zdobycie całkiem pokaźnej sumy w krótkim czasie. Wystarczyło tylko zaczaić się w jakimś zaułku, najlepiej ciemnym i mało znanym. Takim wprost idealnym na kryjówkę dla małego złodzieja, który tuż po dokonanym przestępstwie musiał gdzieś ukryć się dla obejrzenia łupu. Kiedy zadowolony z siebie mały ulicznik przystępował do liczenia ukradzionych monet, elfka, cicho niczym cień, podchodziła i przykładała do gardła dziecka chłodne ostrze sztyletu. Nigdy nie napotkała oporu z strony ofiary, zawsze dawały jej to czego chciała. Nie musiała obawiać się też straży patrolujących miasto w dzień i w nocy, oni nigdy nie zapuszczali się w ciemne uliczki, natomiast każde dziecko, które chciałoby powiedzieć, jaki los spotkał je ze strony Isarieli musiałoby jednocześnie przyznać się do kradzieży, której dokonało. Takie zamknięte koło czyniło metodę elfki niezawodną. A wyrzuty sumienia? Były, owszem, ale z czasem po prostu się z nimi pogodziła. Często wracały w snach – przerażone dziecięce twarzyczki, błagające o litość. Tak, one były prawdziwym utrapieniem, ale nie mogła nic na nie poradzić. Każdy człowiek był dla niej taki sam, bez względu na płeć i wiek. Nie rozumiała i nie chciała zrozumieć, że oni wszyscy wcale nie muszą pragnąć krzywdy jej i jej pobratymców. Nienawidziła ich, bo tak było łatwiej.
Pogrążona w rozmyślaniach zbyt późno zauważyła ziejący pod jej stopami rów. Potknęła się, ale nie zdołała utrzymać równowagi. Upadła boleśnie przygniatając nadgarstek, jednak bez problemu wstała i wyszła na drugą stronę pułapki. Zaklęła wściekle. W tym momencie jej uwagę przykuło leżące w trawie, odbijające promienie słońca coś. Podeszła i pochyliła się, by zobaczyć co to. Z zaskoczeniem stwierdziła, że widzi okrągły, oprawiony w srebro medalion. Rozsądek rozkazał jej natychmiast odsunąć się od niego, lecz elfka poczuła wszechogarniające zmęczenie, chciało jej się spać, głowa, nagle niesamowicie ciężka opadła na pierś. Ostatnim, co zapamiętała, było głośne krakanie i trzepot kruczych skrzydeł. „Iven” zdążyła pomyśleć, zanim zasnęła.
- Już wystarczy – powiedziała spokojnie zielarka patrząc w przeraźliwie niebieskie oczy Isarieli i odejmując miskę od jej ust.
- Powiedz mi – poprosiła elfka – jak się tu znalazłam?
Kobieta tylko spojrzała na nią dziwnie.
- Powiedz mi! – głos leżącej nabrał ostrości.
- Skoro chcesz wiedzieć… sama do mnie przyszłaś – odpowiedziała zielarka delikatnie się uśmiechając. Po chwili odwróciła się i skierowała na tył izby szukając czegoś.
Odsuwając się, odsłoniła elfce widok na leżącą naprzeciwko rudą dziewczynę. Przez krótką chwilę obie mierzyły się wzrokiem, aż w końcu mająca dość Isariela szepnęła:
- A ty? Skąd się tu wzięłaś?
Re: Splot zdarzeń.
: Pią Lis 14, 2014 5:53 pm
autor: Veda
- tak, jakoś... Nie wiem – odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu ruda, która nie potrafiła przywołać jakiejkolwiek myśli sprzed pobudki. Czuła z spokój z tego powodu, a wewnętrzne przeczucie odpowiadało jej, że wczorajsze dni powinny na zawsze zostać w krainie niepamięci. Nie potrafiłaby powiedzieć jednak, dlaczego tak się jej wydaje.
- Leżałaś przez długi czas nieprzytomna pod kwasową grota. Nogi miałaś poparzone bardzo rzadkim chwastem. – Wyrwała ją z rozmyślań zielarka.
- To dlatego tak mnie swędzą?
- Bieganie boso jest przyjemne, ale niebezpieczne blisko groty.
- Leżałam nago? – spytała zdziwiona Veda.
- Boso, nie nago...
- Niczego nie pamiętam.
- To jak się nazywasz.
- Móka. Veda Móka Baator
Zielarka zaśmiała się, na co Móka zmarszczyła brwi i odsłoniła białe, zaciśnięte zęby.
- Ja jestem Allaven Ygs. Zaraz przyniosę wasze rzeczy. Ubierzecie się i zjecie śniadanie.
Re: Splot zdarzeń.
: Pią Lis 14, 2014 8:12 pm
autor: Evanesca
Kotołaczka do zielarki trafiła tak na prawdę przypadkiem. Będąc w podróży po prostu natrafiła się na kobietę, która bezproblemowo zdobyła jej zaufanie. Jednak cofnijmy się trochę w tył. Podczas rysowania, którym kotołaczka nadal się czasem zajmowala... Chociaż słowo "zajmowala" to trochę za dużo. Po prostu rysowała, w stu procentach dla siebie. No, właśnie podczas tego rysowania natknęła się na leżący przy zwalonym pniu - na którym zdecydowała się usiąść i zabrać za szkicowanie - medalion. Nie wiedziała co to tak na prawdę jest, po prostu jakiś kamyk na srebrnym łańcuszku. Od razu jej się bardzo spodobał, a skoro nie widziała nikogo w pobliżu... Pozwoliła go sobie przywłaszczyć. Założyła go i schowała kamyk pod ubraniem. Tak właśnie weszła w posiadanie księżycowego kamienia.
***
Eva miała tylko jeden jedyny obowiązek, zielarka poprosiła ją o noszenie dla niej wody. W niewielkich ilościach, ale była do tego zdolna. W końcu, żeby przenieść całe wiadro wody potrzebna była siła, której Eva zdecydowanie nie miała. Należała do słabszych istot, nawet wśród kobiet, ba, dziewczyn zwykłych. No ale za to noszenie wody mogła sobie tutaj mieszkać, dostawała jakieś jedzenie i mogła rysować. Czyli nic więcej nie potrzebowała.
Narysowała widok sprzed domu zielarki, po czym weszła do środka. Zwinnie - jak kot... Idealne określenie. Od razu poszła do pomieszczenia w którym znajdowały się dwie kobiety. Stanęła w drzwiach nic nie mówiąc, po prostu się im przyglądała. Zwłaszcza elfce.
Re: Splot zdarzeń.
: Sob Lis 15, 2014 2:56 pm
autor: Nymeria
Dzień był pochmurny i ponury. Co chwile padały przelotne deszcze, a silny wiatr nie dawał o sobie zapomnieć pogwizdując radośnie w domach. Pogoda, którą wielu nazwałoby depresyjną, jednak to właśnie w takich klimatach najbardziej lubował się upadły. Wracał do swojej wieży, gdzie czekał na niego Vernhelm - nekromanta, który pomagał mu dokształcać swoje magiczne zdolności. Pomimo tego, że czarnoksiężnik był pomocny, Semi nie uważał, że jest kimś ważnym i miał go za zwykłe narzędzie, które trzeba najpierw użyć, a potem wyrzucić. Gdy już znalazł się wewnątrz budynku i stąpał po schodach prowadzących do jego komnat, ujrzał dosyć świeże ślady krwi. Prowadziły właśnie tam, gdzie mag śmierci przebywał najczęściej. Udał się więc za ich tropem do pokoju nekromanty. Widok, który ujrzał, gdy wszedł do środka nieco go zaskoczył. Szeroki ślad czerwonej posoki kierował się w stronę łóżka znajdującego się po środku. Leżał tam na wpół żywy Vernhelm.
- Co tu się stało? - zapytał upadły rozglądając się po pomieszczeniu. Właściwie nie różniło się bardzo od biblioteki. Wszędzie na półkach poukładane były różnego rodzaju księgi. Począwszy od tych traktujących o tym, jak powrócić zmarłego do życia, a skończywszy na lekturach przekazujących wskazówki, jak stworzyć najbardziej krwiożerce bestie i jak z nimi walczyć.
- Wilkołak, dasz wiarę? Oberwałem po twarzy, paskudnie to wygląda, co? - Faktycznie facjata maga była dosyć mocno zdeformowana, a Semi'emu wydało się nawet z daleka, że stracił oko.
- Myślę, że tak wyglądasz zdecydowanie dużo lepiej, niż przedtem. Udam się natychmiast do zielarki. Mieszka w okolicy, może uda mi się zdobyć jakieś zioła znieczulające i przyśpieszające gojenie. Chociaż patrząc na ciebie nie wiem, czy to przyniesie jakieś efekty.
- Byłbym wdzięczny za pośpiech! - rzucił nekromanta w stronę odchodzącego.
Szedł tak z naciągniętym kapturem na głowie, powoli dochodząc do chatki Allaven. Dlaczego to robił? Co go może obchodzić życie drugiego człowieka? Otóż widział w tym swój własny interes, który znany był tylko jemu. Poza tym Vernhelm okazywał się być często pomocny. Nie spodziewał się miłego powitania, a tak naprawdę wątpił, że uda mu się zastać zielarkę w domu. Mimo gorszego węchu, Semi już na pewną odległość wyczuł dziwne zapachy dobiegające z jej chatki. Podszedł do drzwi i zapukał trzy razy. Nie było odpowiedzi, więc ponowił próbę. "Tak, jak się spodziewałem. Nikogo nie ma" - pomyślał, a zaraz po tym drzwi otworzyły się.
- Czego tu szukasz? Nie zapraszałam cię. - rzuciła ostro gospodyni domu. Na jej twarzy dało się dostrzec gniew z domieszką zdziwienia. Wiedziała, kto zawitał do jej progów, gdyż nie był to pierwszy raz, jak upadły czegoś od niej potrzebował.
- Dobra kobieto, może wejdziemy do środka, a ja wszystko ci wyjaśnię. - odrzekł spokojnie.
- Nie mam czasu, sprowadzisz na nas same kłopoty. - odpowiedziała kierując się w stronę kuchni i przymykając drzwi do pokoju, w którym znajdowały się trzy kobiety. Semi wszedł do środka i ruszył za zielarką. Udało mu się jednak kątem oka uchwycić sytuację panującą w pomieszczeniu obok.
- Wybacz, nie wiedziałem, że przyjmujesz dzisiaj gości. A więc pewien mój znajomy...
- Ja już wiem jakich ty masz znajomych. Mów szybko i wynoś się stąd!
- Pewien mój znajomy został zraniony przez wilkołaka. Jego twarz, o ile można to nazwać twarzą stała się nieco... szpetna. Chciałem prosić, o jakieś zioła, które mogą coś poradzić w tej sprawie.
- Usiądź tutaj. - wskazała na krzesło przy oknie. - Zrobię śniadanię "gościom" i zaraz czegoś poszukam. - Po chwili Allaven poszła zanieść posiłek niewiastom kręcąc głową i mrucząc pod nosem słowa, których upadły nie dosłyszał. No coż... zrobił dokładnie to, co zielarka mu poleciła - czekał. W końcu co mógł innego zrobić w obecnej sytuacji? Jedyne, co mu przyszło do głowy, to wyjrzeć przez okno i tak też uczynił.
Re: Splot zdarzeń.
: Nie Lis 16, 2014 2:32 pm
autor: Veda
Upadły anioł miał okazję, przez ułamek sekundy zobaczyć odsłoniętą, kobiecą skórę pleców. Veda ubrała swoją koszulę na guziki i ciemnozieloną spódnicę od zielarki. Niestety, nie znalazły się odpowiednie buty.
Kiedy zielarka przyszła z miskami pełnych krupniku do izby z łóżkami, Veda natychmiast się poderwała i wyrwała jej jedną porcję, która wyglądała na najbardziej bogatą. Łapczywie piła gęstą zupę, jakby nie jadła przez tydzień, a następna okazja miałaby pojawić się w równie odległym czasie.
- Mam łyżki – powiedziała, jednak ruda nie przerywając pochłaniania, spojrzała na nią krótko kątem oka.
Zielarka spokojnie podała zupę elfce, następnie swojej świeżej podopiecznej od noszenia wody. Chciała coś powiedzieć, a wtedy Veda poprosiła o dokładkę, a w odpowiedzi dostała gniewną instrukcję, by wstała i sama sobie nalała. Więc wyszła z pomieszczenia.
- Nie możecie tu zostać – zwróciła się zielarka do elfki - W okolicy grasują wilkołaki, będziecie musiały szybko opuścić to miejsce, a najlepiej cały las i zaszyć się w mieście. Proponuję trzymać się głównych szlaków, tam trudniej o atak bestii.
- My – kontynuowała - zaraz wychodzimy. Ktoś został zraniony przez wilkołaka. Eva, znajdź dużą torbę. Pójdziesz ze mną.
Veda boso podchodząc do gara z zupą, rzuciła tylko przelotne spojrzenie na upadłego. Miała teraz dużą ochotę zaspokoić swój głód, niż potrzebę poznawania nowych osób. Wzięła więc chochlę do lewej ręki, którą zanurzyła w zupie, następnie z dużej wysokości nalała sobie do miski z błyskiem oku, jakim darzy wielki alchemik nowy i skuteczny specyfik własnej roboty.
Nagle. Z tyłu, za domem, jakaś młoda istotka zaczęła krzyczeć lub śpiewać. Zależnie od tego, czym i dla kogo jest przeciągany w czasie jedna, piskliwa nuta, można było podciągnąć pod ćwiczenie gardła do śpiewu operowego. Głos szybko zaczął wspinać się wyżej, by przebijać drewniane ściany i wirować w szybach oraz glinianych naczyniach, które podskakując na półkach, zaczynały pękać same z siebie, jakby spadły z dużej wysokości. Chwila na to, by zajrzeć przez okno i zobaczyć wychudłą i niziutką sylwetkę w białej sukience, której otwarte, czerwone usta były zwrócone w kierunku zachmurzonego nieba.
Miska w rękach Vedy pękła raniąc dłoń i brudząc ubranie.
Re: Splot zdarzeń.
: Pon Lis 17, 2014 1:41 am
autor: Isariela
Przy kolejnej fali krzyku, który przetoczył się przez izbę i jej miska pękła. Nie żałowała posiłku, bo choć była okrutnie głodna, nie tknęłaby krupniku za żadne skarby. Gęsta, kleista zupa zdecydowanie nie zaliczała się do jej ulubionych. Strąciła pozostałe z miski skorupy na ziemię i wstała, odrzucając pościel. Bardzo satysfakcjonował ją fakt, że Allaven zatrzymała jej prawowite rzeczy. Dzięki temu mogła teraz nosić własne długie, obcisłe czarne spodnie i lnianą bluzkę tegoż koloru. Zielarka zachowała także jej wysokie do kolan buty. Fakt, że nie musiała chodzić w cudzych rzeczach od razu polepszał jej nastrój.
Przykrywając dłonią ucho, by nie słyszeć potwornego wycia przeszła do drugiej części domostwa. Rozejrzała się po twarzach obecnych, część wyrażała zaskoczenie, część strach. Dłużej zatrzymała wzrok na nowo przybyłym. Musiała przyznać, że robił wrażenie. Wysoki, trochę tylko wyższy od niej samej, o czarnych włosach i nieco lekceważącym spojrzeniu, które od razu przykuło jej uwagę. Uniosła lekko kąciki warg delikatnym półuśmiechu. Pewność siebie zawarta w sposobie patrzenia i poruszania się upadłego budziła respekt, ale sprawiała też, że elfka miała ochotę coś mu udowodnić. Wiedziała, że do niczego dobrego to nie doprowadzi, jednak to było gdzieś głębiej, było częścią jej samej. Nie znosiła, gdy patrzono na nią z wyższością.
Wzrok Isarieli przykuła teraz istota znajdująca się za oknem. Mała, upiorna dziewczynka z każdą chwilą krzyczała coraz głośniej. Kolejne naczynia rozsypywały się w kawałki, zamieniając podłogę w stertę potłuczonych szczątków. Wonie przeróżnych naparów, mikstur i lekarstw mieszały się ze sobą, dając coraz mniej przyjemny dla nosa efekt. Elfka się bała. Nie dała tego po sobie poznać, ale strach przenikał ją do szpiku kości. Poznała tą dziewczynkę. Ta mała działała wespół ze starszym bratem na ulicach jednego z większych miast. Jej brat był wyjątkowo uparty, nie długo nie chciał oddać Isarieli ukradzionych pieniędzy. Dopiero, gdy trzymając dziewczynkę z włosy zagroziła, że odbierze jej życie chłopak zdecydował się oddać łup. Dziewczynka była pod pewnym względem wyjątkowa. Kiedy elfka trzymała sztylet przy jej szyi nie płakała ani nie krzyczała jak inne dzieci. Powiedziała wtedy tylko dwa słowa, zupełnie spokojnie, głosem niemal wypranym z emocji "Puść mnie" . To zdarzenie, choć może nie było szczególnie niezwykłe, na długo utkwiło w pamięci elfki. Teraz, kiedy spojrzała na tą wychudłą sylwetkę, wróciło tak wyraźne jak nigdy dotąd.
Re: Splot zdarzeń.
: Pon Lis 17, 2014 4:18 pm
autor: Evanesca
Zapewne gdyby rudowłosa powiedziała kotołaczce by jej dolała zupy, pewnie by to zrobiła. Ale jak widać nawet przez myśl jej to nie przeszło, a zielarka gniewnie poleciła jej, żeby sama wstała i sobie nalała. Gdy ta wychodziła, to Eva się usunęła z drzwi, schodząc równocześnie z drogi przemienionej idącej po dolewkę. Podopieczna zielarki przyjęła miskę z zupą i weszła do pomieszczenia, zabierając się za jedzenie. Odebrała również łyżkę od Allaven, by nie zabierać się za to tak jak rudowłosa. Sprawnie pochłonęła posiłek, zresztą jak zwykle. Była łakoma, chociaż nie było tego po niej widać. O ile coś jej smakowało - tak jak ten krupnik, to po prostu pochłaniała go w zawrotnej prędkości. Ale tym razem nie poszła sobie dolać zupy, ponieważ zielarka się do niej zwróciła. Słyszała oczywiście całą rozmowę. Wiedziała kim, albo raczej czym są wilkołaki. I zapewne by się bała, gdyby nie ta jej cała naiwność. Skoro były tutaj, w dodatku była w towarzystwie osoby która się o nią troszczyła to logicznie ( według niej ) rzecz biorąc - nie miała się czego bać. Odstawiła miskę z zupą i poszła szukać dużej torby, jak prosiła zielarka. Długo nie szukała, bo wiedziała o którą torbę jej chodzi i mniej więcej pamiętała gdzie się ta może znajdować. Już w drodze powrotnej usłyszała jakiś dziwny wysoki głos. Nie podobał się jej, zdecydowanie nie. Skrzywiła się lekko i przewiesiła torbę przez ramię. Głos zdecydowanie nie pochodził z wnętrza budynku. Przyniosła torbę do pomieszczenia w którym była elfka razem z zielarką i przemienioną. Wręczyła ją posłusznie Allaven.
- Gdzie idziemy? A wilkołaki nic nam nie zrobią, prawda? - No wręcz musiała zapytać o te rzeczy. A ten jej głos, który był po prostu przepełniony ufnością w stosunku do kobiety. Nawet z wyrazu jej twarzy można było dostrzec to zaufanie. I ciekawość. Ha, czy to nie było po prostu głupie? No, może dla kogoś. A ona po prostu miała swoje spojrzenie na świat. No i w pewnych sprawach, po prostu... Nie rozumiała niektórych rzeczy. Nie wiedziała gdzie idą, po co i dlaczego. Po prostu nie chciała by tu zostać, skoro w okolicy są wilkołaki. A w jej oczach zielarka mogła zagwarantować jej bezpieczeństwo którego potrzebowała. Zbliżyła się do okna i wyjrzała na zewnątrz. Dopatrzyła się niskiej istotki w białej sukience. Dziwnie wyglądała, była zwrócona ustami ku niebu i to ona wydawała ten dziwny głos. Mimowolnie z wyraźnym przerażeniem na twarzy cofnęła się i zbliżyła do zielarki. Chcąc nie chcąc wtuliła się w nią. No co? Bezgraniczne zaufanie, wiązało się też z tym, że szukało się w tego typu sytuacjach oparcia w osobie której się tak ufało. W tym przypadku była to zielarka.
Re: Splot zdarzeń.
: Wto Lis 18, 2014 2:17 am
autor: Nymeria
Spoglądając tak na świat poza domem zaczął zastanawiać się nad celem wizyty dwóch kobiet. Kotołaczkę co prawda zdarzało mu się widywać, gdy tu przychodził, ale nigdy nie dane mu było poznać jej imienia. W gruncie rzeczy nawet nie bardzo go interesowało. Ona prowadziła swoje życie, a on swoje. Ważne było to, że nie wchodzili sobie w drogę. Ale co z tymi dwiema? Nigdy wcześniej ich nie widział, a wątpił w przypadkowe zajście. Gdzieś podświadomie słuchał również tego, co działo się poza kuchnią. Zdecydowanie nie podobał mu się pomysł przyprowadzenia zielarki wraz z pomocnicą do wieży. Nie chciał wysłuchiwać kolejnych narzekań na swoje środowisko i jakich to on problemów nie nabawi tej młodej kobiety. Z rozmyślań wyrwała go mała dziewczynka wychodząca z lasu i zachowująca się dość nietypowo. Przystanęła, wlepiła swój wzrok w niebo i zaczęła potwornie krzyczeć. Owy krzyk sam w sobie był irytujący, a na dokładkę wszystkie naczynia w domu zaczęły pękać, tłuc się i lądować na podłodze. Poddenerwowany czekał cierpliwie na rozwój tych dziwnych wydarzeń. Do kuchni weszła elfka. Bardzo blada, chwytająca się za jedno ucho. Cała jej postać zaczęła go zastanawiać. Elfa z albinizmem jeszcze nigdy nie widział, ale jak to mawiają - kiedyś musi być ten pierwszy raz. Nie odezwała się słowem, lecz posłała do niego lekki uśmiech. Również lekko, ledwo widocznie się do niej uśmiechnął, a gdy ta spojrzała w okno westchnął i wstał, aby coś zaradzić tym straszliwym piskom. Zaczynały naprawdę grać mu na nerwach. Ze złości nawet kopnął przed siebie rozbite szczątki filiżanki, leżące na podłodze.
- Rozumiem, że cię to drażni, ale to nie powód, żeby jeszcze bardziej demolować mi dom! - krzyknęła zielarka do upadłego. - No już dobrze, nic złego się nie dzieje. Zaraz wyjdę do panienki i sobie z nią porozmawiam - tym razem kierowała to do kotołaczki jedną rękę trzymając jej na plecach, a drugą poklepując.
Tak, zdecydowanie wszystko wyolbrzymiała. Przecież wcale nie zrobił większego bałaganu, niż był. Po chwili dało się słyszeć donośny trzask dobiegający z korytarza. Semi nie wytrzymał i tłumiąc w sobie złość wyszedł z kuchni, aby zobaczyć, co takiego się stało. To brat krzyczącej dziewczynki wyważył drzwi, odepchnął kotołaczkę, a Allaven wziął jako zakładnika przyciskając jej nóż do gardła. Wyglądało to nieco śmiesznie - młody, niski blondyn średniego wzrostu w zaniedbanym odzieniu "więził" dorosłą kobietę. Wbrew pozorom całkiem dobrze się trzymała, a nawet w takiej sytuacji nie było po niej widać ani krzty przerażenia.
- Przyszliśmy z siostrzyczką odzyskać, co nasze. Dajcie nam tu białą. Wiem, że tam jest. - rzucił prawdopodobnie do upadłego. No tak, jeszcze tego brakuje, żeby wszyscy pomyśleli, że to jego sprawka. Tak być nie będzie! Chociaż bardziej chciał zasmakować odrobinę rozrywki, niż uniewinniać się w oczach innych.
- Pożałujesz, że...
- Zamknij się, bo Ci poderżnę gardło szybciej, niż planowałem. - przerwał zielarce opryszek. - No to jak będzie? Dajecie mi tutaj tę białą sukę, czy mam sobie każdego pokroić, zaczynając od tej przemiłej pani?
Semi nie zamierzał dłużej czekać. Brzydził się takimi, którzy więcej paplają, niż robią. Zacisnął więc pięść, która stopniowo zaczynała... no właśnie, co? Płonąć? Być może to właściwe słowo, ale nie był to zwykły płomień. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że barwą leciutko przypominał kolor różowy. Po chwili nasilania się powoli zaczynał zanikać, a zamiast niego na zewnętrznej części dłoni upadłego zaczęły pojawiać się dziwnie prezentujące się runy. Wyglądało to, jakby ktoś starał się wyskrobać je w skórze jakimś ostrym narzędziem. Całemu temu procesowi towarzyszył prawdopodobnie niezrozumiały dla nikogo szept. Były to słowa wypowiedziane w czarnej mowie, a zaklęcie, które miało ugodzić nieszczęśnika trzymającego zielarkę było już prawie gotowe. Wystarczyło tylko skupić wzrok na celu. Tak też się stało. Semirian popatrzył mu prosto w oczy, pomachał mu dłonią z wyraźnie widocznymi znakami (teraz już po obydwu stronach dłoni) i uśmiechnął się lekko w jego stronę. Biedak natychmiast upadł upuszczając nóż i zaczął wić się na ziemi oraz skomleć niczym pies. To było naprawdę świetne posunięcie! Nie dość, że jego siostra wydawała z siebie okropny pisk, to jeszcze on zaczął kwiczeć i coraz bardziej irytować upadłego.
- Biała, ktoś do Ciebie! - krzyknął przez ramię do elfki. - Wytłumaczmy tę sprawę, bo to wszystko zaczyna mnie wkurzać! - Wyszedł przed dom, gdzie jego ofiara walczyła z potwornym bólem w całym ciele, podniósł nóż z ziemi i wbił go w nogę nieszczęśnika, który w tym momencie wrzasnął. Jednak to nie był ludzki wrzask...
- Miałeś tyle czasu, żeby ją zabić. Jesteś żałosny. - To właśnie wtedy to zauważył. "Cholera, to nie jest zwykły człowiek. Ciekaw jestem, czy ktokolwiek z nich potrafi walczyć." - pomyślał spoglądając na kobiety w domu. Był gotów na wszelkiego rodzaju ataki ze strony istot ich odwiedzających. Nie wiedział, co się za chwilę stanie, ale przeczuwał, że tego dnia zdecydowanie nie zaliczy do najnudniejszych.
Re: Splot zdarzeń.
: Śro Lis 19, 2014 2:37 pm
autor: Veda
Przez całe zamieszanie Veda nie opuściła kuchni. Była głodna, a że wszystkie naczynia z gliny i porcelany pękały, to wzięła drewnianą łychę i jadła prosto z gara. Po kilkunastu głębokich łykach gęstej zupy poczuła, że więcej się do siebie nie napcha. Na koniec pomasowała brzuch i niekulturalnie beknęła. Po dłuższej chwili wyjrzała za okno, gdzie akcja przeniosła się z domu na zewnątrz. Istotka, Semi i jakiś młody typ, którego nie kojarzyła. Sytuacja sama w sobie nie motywowała ją do działania. Postanowiła popatrzeć na zamieszanie.
Chłopak wrzasną nieludzko, warkną jak dziki bies. Natychmiast urósł do ponad dwumetrowego i ubranego w niewyobrażalne mięśnie czarta, rozrywając całkowicie ubranie i skórę chłopięcego wcielenia. Gdzieś, gdzie zaczynało się młodzieńcze czoło, były już czarne rogi. Ciemne włosy związane w kitę oraz jarzące się wrogą żółcią, szatańskie ślepia. Stanął przed upadłym, jak go nieludzka natura obdarzyła, następnie wymierzył w niego wściekły wzrok i palec:
- Zdrajca! Po co tę kurwę bronisz!?
Natychmiast w ręku czarta pojawił się czarny dysk otoczony płonącymi ostrzami. Piekielny dynamicznie wygiął się, jak dyskobol Myrona i cisną zaklętym krążkiem. Broń świszcząc, jak skowyt tysiąca bansche, przeleciał tuż przy uchu anioła i odbił w lewo, wbijając się w kuchnię domu zielarki.
Nastąpił głuchy wybuch i Rozerwało ściany, zawalił się dach, lecz nic nie stanęło w płomieniach. W tym momencie ucichł syreni śpiew istotki, która na swoich krótkich nóżkach wbiegła w gęsty las.
- Teraz twoja kolej.
Od czarta buchnęło płomieniem, Semir od gorąca przymkną oczy, a on znikł. Pojawiając się za plecami anioła, agresywnie chwycił go za kark i gwałtownie miotną jego ciałem o ziemię. Bezwładne ciało odbiło się na metr od podłoża. Nim z powrotem zaczęło opadać, demon kopnął nim na kilka metrów. Odrzucony przywalił plecami i głową o drzewo.
- Ciota - spluną czart na ziemię.
Czart zaraz wszedł do kuchni przez dziurę w ścianie. Od razu zobaczył rudą, która nieprzytomna leżała przy ścianie, na której odbiła się plama krwii. Zgliszcza ledwo ją przykryły, nic wielkiego i drewnianego się w nią nie wbiło. Wybuch dysku musiał swą siłą złamać rękę i nogę w dwóch miejscach, a kiedy podmuch ją rzucił, to uderzyła twarzą i rozbiła sobie nos. Pewnie gdyby zachowała przytomność, to darłaby się z bólu.
Czart nadepną jej na nogę.
Veda natychmiast ocknęła się z krzykiem, a czart nadepnął jeszcze mocnej, uśmiechając się szeroko. Podniecił się jej łzami, aż mu fujara stanęła, jednak miał kogoś innego do "załatwienia". Płaczącą zostawił samą z bólem. Wszedł dalej:
- Elfia szmato, tatuś nadchodzi!
Re: Splot zdarzeń. [Nieetyczne]
: Śro Lis 19, 2014 8:09 pm
autor: Isariela
Przez cały czas elfka śledziła rozwój wydarzeń przez okno. Kiedy zobaczyła, jak chłopiec się przemienia, nie traciła czasu i wbiegła do swojego niedawnego pokoju, w którym na ziemi leżały potłuczone szczątki misek. Westchnęła ciężko, ale wiedziała, że lepszej broni teraz nie znajdzie. Rzuciła się na ziemię, brudząc spodnie i dłonie w rozlanym krupniku. Wybrała wszystkie co ostrzejsze kawałki upychając je po kieszeniach. W tym momencie usłyszała ryk, a w chwilę potem odgłos uderzenia. Chciała zobaczyć co się stało, ale nim wstała z podłogi, rozległ się huk, a jej głowa została zasypana belkami, które pod wpływem uderzenia oderwały się od dachu. Odskoczyła przed jedną, szczególnie wielką, ale na niewiele się to zdało, gdyż uciekając z toru jednej wpadła pod drugą. Belka rozcięła policzek wzdłuż kości, po czym, nic sobie nie robiąc z bólu jaki zadała elfce upadła na ziemię. Isariela dotknęła z wachaniem rany i przygryzła wargę, zdając sobie sprawę, jak głębokie jest rozcięcie. Nie dany jej jednak był czas na użalanie się nad sobą. Z sąsiedniej izby dobiegł ją krzyk pomieszany z łkaniem. Nie zastanawiając się wiele chwyciła upapraną własną krwią belkę i wyjrzała przez okno dla krótkiej oceny sytuacji. Potwora już tutaj nie było. Wzrok elfki padł na leżącego we krwi upadłego. Tego już było zbyt wiele. Wściekła odwróciła się i, przeskakując ponad zgliszczami, wpadła do pokoju, skąd dobiegało łkanie.
Zobaczyła czarta pochylonego nad Vedą. Kobieta miała rozbitą twarz i rękę wygiętą pod bardzo nienaturalnym kątem. Po chwili dojrzała Allaven, która, podchodząc do potwora od tyłu z nożem w ręku liczyła najwyraźniej na element zaskoczenia. Isar zobaczyła leżącą pod nogami zielarki miskę, ale nie zdążyła jej ostrzec. Brzdęk, jaki wydała z siebie kopnięta miska wystarczył, by czart odwrócił się z rykiem. Ucapił zielarkę za kark, a drugą ręką chwycił za szyję. Elfka mimowolnie zamknęła oczy. Izbę wypełnił obrzydliwy chrzęst łamanych kości i charczenie, jakie mógł wydać z siebie tylko ktoś, nie będący w stanie oddychać ani, tym bardziej, krzyczeć z bólu. Gdy Isariela uchyliła jedno oko, zobaczyła bezgłowe ciało zielarki leżące na ziemi. Głowę o rozwartych oczach, w których na zawsze utkwił ból zmieszany ze strachem, trzymał potwór. Z porozrywanych tętnic kapała jeszcze krew, a każda kropla rozbryzgiwała się o deski, tworząc malowniczą plamę. ,,Straszna śmierć'' - zdążyła pomyśleć elfka nim czart po raz kolejny ryknął.
- Gdzie jesteś, biała suko?!
Kątem oka Isariela dostrzegła schowaną w kącie i patrzącą na wszystko z przerażeniem kotołaczkę. Jeden rzut oka na wyraz twarzy dziewczyny sprawił, że elfka wyskoczyła ze swojej kryjówki, za wszelką cenę chcąc odwrócić uwagę potwora od biednej Evy.
- Tutaj jestem, tatuś! - wrzasnęła, wkładając w ten krzyk całą swoją nienawiść.
Potwór odwrócił się i, na widok Isar, jego karykaturalna twarz rozpromieniła się. Radość jednak zaraz zniknęła z jego mordy, zmieniając się w paskudny grymas. Rzucił się na elfkę, jednak ta, o wiele od niego zwinniejsza, uskoczyła, pozwalając potworowi na rozbicie się o ścianę budynku, w rozpaczliwej próbie zatrzymania. Czart wyciągnął przed siebie obie ręce, chcąc jakoś zamortyzować uderzenie, a Isariela, korzystając z okazji cisnęła ostrym kawałkiem miski w jego plecy. Prowizoryczna broń spełniła swoją funkcję, zaskakując nawet samą elfkę. Odłamek wbił w łopatkę potwora na głębokość palca. Stwór ryknął i wyrwał fragment miski ze swojego ciała. To był błąd. Z otwartej rany polała się ciemna, niemal czarna krew.
- 1 : 0 - warknęła elfka patrząc prosto w żółte ślepia czwarta.
Potwór wyciągnął swój piekielny, płonący dysk i nie spuszczając oczu z Isarieli, rzucił. Początkowo dysk zdawał się lecieć prosto, ale po chwili zmienił tor lotu, atakując albinoskę od lewej. Elfka, przygotowana na atak od przodu, nie miała szans się uchylić. Płonąca broń rozpłatała koszulę, a wraz z nią cały bok, od żeber do biodra. Isariela upadła na ziemię, wyjąc z bólu. Jedną ręką chwyciła się za bok, drugą, tę w której trzymała żerdź, ukryła pod brzuchem. W jej przyćmionym bólem umyśle narodził się ostatni, rozpaczliwy plan.
Do jej uszu dotarł szyderczy śmiech czarta, który stał pochylony nad nią. Po chwili potwór, chcąc najwyraźniej zabawić się ze swoją ofiarą, złapał ją za rękę, którą osłaniała rozcięty bok i poderwał do góry. Stopy elfki oderwały się od ziemi, a ona wrzasnęła po raz kolejny, słysząc niebezpieczne chrupanie w stawie. Oprawca, zajęty oglądaniem rozpłatanego boku Isar, nie był w stanie zauważyć ostrej belki, którą trzymała w dłoni. Elfka, wciąż wyjąc z bólu, poczekała aż czart uniesie ją na wysokość swojej twarzy...
- 1 : 1, kurwo - sapnął jej prosto w twarz.
...a potem wbiła mu żerdź w oko. Potwór ryknął, ale nie wypuścił jej więc pchała dalej, czując, jak belka pokonuje wszelki opór, na końcu grzęznąc gdzieś w mózgu. Puściła kij, zostawiając go wbitego na dłoń wgłąb czarciego łba. Po chwili z hukiem wylądowała na ziemi, całym ciężarem ciała przygniatającą nadgarstek. Usłyszała kolejny ryk potwora i, ostatkiem sił, uniosła głowę by spojrzeć, co się dzieje z czartem. Ten jednak w konwulsyjnych drgawkach wił się na podłodze. Po chwili sapnął po raz ostatni i znieruchomiał.
- 2 : 1. Wygrałam - charknęła Isariela, nie mając już sił na cokolwiek innego. Ciepła krew lejąca się z rozciętego boku strumieniami utworzyła już wokół niej piękną kałużę. Elfka walczyła teraz o każdy oddech, mając nadzieję na jakikolwiek cud, który mógłby ją uratować. ,,Nie zasypiaj'' skarciła samą siebie w myślach. Kilka sekund później dała za wygraną, zamykając oczy.
Re: Splot zdarzeń. [Nieetyczne]
: Śro Lis 19, 2014 11:44 pm
autor: Evanesca
Wszystko działo się dla niej szybko. Nagle ktoś wyważył drzwi, w mgnieniu oka znalazł się koło jej opiekunki, odepchnął ją i przyłożył nóż do gardła zielarki. A co zrobiła kotołaczka? Nic, stanęła jak wryta, nie wiedząc co ma robić. Nie umiała walczyć, najchętniej by pomogła kobiecie, ale najzwyczajniej w świecie nie wiedziała co może zrobić. Miała nadzieję, że obecne tutaj kobiety, albo upadły ją uratują. Zarówno ją, jak i Allaven. Chociaż oczywiście cały czas miała nadzieję, że kobieta sobie poradzi. Jednak nic na to nie wskazywało...
W końcu jednak "wtrącił się" upadły, który jakimś sposobem zaatakował napastnika tak, że nawet nie musiał podejść. To było coś, co wzbudzało jeszcze większy strach u Evanesci, która tak czy siak już się bała. Wszystko powoli przeniosło się na zewnątrz, co uspokoiło odrobinę sytuację wewnątrz. Jednak... To tak się nie miało skończyć. Niestety... W jednej chwili rozległ się okropny wrzask, to ten który jeszcze przed chwilą groził zielarce krzyczał, ryczał... Kotołaczka nie miała najmniejszego pojęcia jak to nazwać. Jednak jakby tego nie nazwała, jedno było pewne - nie poprawiało to jej sytuacji. Ostatecznie Eva nie widziała co się działo na zewnątrz, nie obchodziło jej to, albo raczej - nie chciała wiedzieć. A chwilę później... Wszystko się potoczyło tak szybko, że nie wiedziała co się dzieje. Nagle wszystko zaczęło się walić, był huk, krzyk - zapewne głównie jej - oraz jeszcze więcej huku... A co zrobiła Eva? No cóz, wiele tutaj zrobić nie mogła. Włączył się jej instynkt przetrwania, zwinnie i rzecz jasna bardziej instynktownie unikała uszkodzeń własnego ciała. Po chwili sytuacja się "uspokoiła", to znaczy wszystko przestało się walić. Ale czy słowo uspokoiła tu pasowało? Nie. Zdecydowanie nie. Słyszała krzyk, męski niski głos. Cholernie się bała. Jak można nazwać ją strachliwą istotą - którą zresztą była, to w tym wypadku nie była wystraszona. Ona wręcz była przerażona. Szybko znalazła miejsce w którym była zielarka.
- Schowaj się... Uciekaj... - Nic więcej nie powiedziała, odepchnęła od siebie lekko kotołaczkę która była kompletnie zagubiona i nie wiedziała co ma robić. No a sama... Poszła bodajże do kuchni. Eva no chcąc nie chcąc skradła się tam za nią. Na miejscu było okropnie. Pod ścianą leżała rudowłosa, na samej ścianie odbiła się plama krwi, jak się łatwo było domyślić - należała do przemienionej. Nad nią stał ten potwór, jak go już w myślach nazywała. Allaven zdecydowała się po cichu zakraść do czarta i zaatakować go trzymanym w ręce nożem. Nic z tego. Zanim doszła kopnęła leżącą na ziemi miskę która wydała głuchy brzęk. Czart nie potrzebował nic więcej, natychmiastowo się odwrócił i chwycił zielarkę za kark trochę ją też podnosząc, druga ręka stwora chwyciła za szyję. Rozległ się głos chrzęstu łamanych kości i charczenie. Kotołaczka odwróciła wzrok i skuliła się w kącie. Nie mogła na to patrzeć. I tak już za dużo widziała. Wyraz twarzy zielarki, ogólnie, to wszystko... To było dla niej straszne przeżycie. Nawet nie zauważyła, kiedy od reszty pomieszczenia oddzieliła ją ściana ognia niemal sięgająca sufitu. Stwór skierował teraz kroki w jej stronę, jednak gdy ten się tylko zbliżył ogień buchnął w jego stronę. Ironia... Pomiot piekielny odstraszany ogniem. Bez sensu, ale przecież po pierwsze kotołaczka nawet o tym nie wiedziała, tylko najzwyczajniej w świecie nad tym nie panowała. Usłyszała najpierw głos czarta, a później kobiecy głos. należący do elfki. Uniosła wzrok, a ogień od razu zelżał. Kotołaczka jeszcze bardziej wtuliła się w kąt i obserwowała, łkając. Widziała niemalże cały pojedynek. Najpierw atak ostrym kawałkiem misy który utkwił w łopatce potwora, a w następnej ryk z jego strony. Najpierw jeden wrzask kiedy elfka zostala trafiona przez ten dysk rzucony przez czarta, a później drugi kiedy podniósł ją do góry. Pomiędzy tymi dwoma jeszcze było słychać szyderczy śmiech potwora. A potem... Elfka wbiła żerdź w jego oko, a monstrum ryknęło, po chwili zarówno on jak i elfka leżeli na podłodze. Stwór jako pierwszy znieruchomiał. Chwilę później to elfka straciła przytomność. A Eva? Ona się temu wszystkiemu po prostu przyglądała. Nadal płakała... Po chwili bardzo powoli wstała cała zaczerwieniona na twarzy z nadal łzawiącymi oczyma. Ominęła ciało czarta i zbliżyła się do elfki, co było ciężkie bo leżała niebezpiecznie blisko niego. przykucnęła z boku - tego zdrowego.
- Obudź się! Proszę! Obudź się! - Lekko szturchała leżącą w ramię, ale ta nie reagowała. Uniosła wzrok i rozejrzała się po pomieszczeniu. Przecież tutaj nie miała jej jak pomóc... Nie mówiąc już o tym, że nie znała się na pomocy. To zielarka zawsze pomagała rannym, a ta była delikatnie mówiąc w gorszym stanie. Poczuła się strasznie bezradnie. Chciała pomóc... Ale na prawdę nie wiedziała jak by to mogła zrobić, znowu zapłakała... To była jej reakcja na wszystko... Płacz, dobra rzecz... Ale wiecznie płakać nie mogła. Na jej oczach umierała, a ona nie wiedziała co zrobić...Tak się nad nią pochylając wysunął się ten medalion który znalazła jeszcze przed dostaniem się do zielarki. Tak płacząc, no niemalże strumieniami łzy spłynęły najpierw na podbródek, a później kapiąc kolejno na medalion i z niego na ciało elfki. Były to jedynie pojedyncze krople, ale jednak kapały. Kropelki od razu przesiąkały przez materiał i przemierzały "drogę" do rany na ciele elfki. Sporej rany, ale jednak. Nie wiedziała jakim cudem, ale chwilkę później rana przestała krwawić, ot tak, nagle, tylko jej medalion nagle zaczął świecić jak księżyc na nocnym niebie.
- Obudź się, proszę... - Wyszeptała jeszcze raz, znowu lekko szturchając ją w ramię. Wielkie oczy kotołaczki wpatrywały się w twarz elfki czekając na jakąś reakcję z jej strony. Oby nie było za późno.
Re: Splot zdarzeń. [Nieetyczne]
: Pią Lis 21, 2014 10:08 pm
autor: Nymeria
Utrzymanie takiego zaklęcia powodującego ból nie było łatwe i wymagało mocnego skupienia się na celu. Oprócz tego rzecz jasna samo w sobie było dość wyczerpujące, więc Semi postanowił zachować siły na potem i dać swojej ofierze odetchnąć. Wiedząc, że to się może źle skończyć cofnął się na kilka kroków gotowy do działania. Po chwili leżący na ziemi chłopak wcale nie wyglądał już jak... chłopak. W jego miejscu pojawił się najprawdziwszy demon. Od tak, w biały dzień. W sumie upadły nie był tym zaskoczony, gdyż widywał już podobnych do tego, który stał właśnie naprzeciw niego. Ciekaw był jedynie, co taka plugawa istota mogła chcieć od elfki. W jaki sposób mogła zajść tym dwojgu za skórę, że podążyli za nią aż tutaj? To wydawało się być coraz bardziej dziwne. I to jemu wytykali sprowadzanie kłopotów na innych, gdzie tu sprawiedliwość?
Kolejną rzeczą, która zwróciła na siebie jego uwagę było wypowiedziane słowo. Oczywiście chodziło o "zdrajcę". Bo kogo mógł zdradzić i po co? Przecież jedyną zdradą, której się dopuścił była ta wobec najwyższego stwórcy. Może i coś by sobie przypomniał, gdyby miał czas "pogrzebać" we własnych wspomnieniach, ale tego czasu akurat miał w tej chwili najmniej. Zdążył uchwycić wzrokiem jedynie ucieczkę małej dziewczynki do lasu, a zaraz po tym coś świsnęło, coś buchnęło i sprawiło, że Semi cały obolały znajdował się pod drzewem. Właściwie "obolały" to mało powiedziane, ponieważ przez pierwsze sekundy ból był tak silny, że uniemożliwiał jakikolwiek ruch. Całe jego ciało było sparaliżowane, a on sam widział jedynie niewyraźny obraz. Starał się nasłuchiwać tego, co się wokół dzieje, ale żaden dźwięk również nie chciał do niego dotrzeć. Po prostu nie wiedział gdzie jest i co się z nim dzieje. Pogrążony w swoim stanie nie był świadom, że tuż obok niego są osoby potrzebujące wszelkiego rodzaju pomocy. Nie był świadom tego, że każda z nich w tej chwili walczy o swoje życie będąc na skraju wyczerpania. Ale cóż mógł na to poradzić? Właśnie na tym polegał komizm całego zajścia. Kobiety walczą za mężczyznę, tragedia. Dał się podejść jakiemuś podrzędnemu czartowi, którego kiedyś przysięgał zniszczyć. Tak, to był błąd, ale na błędach uczy się najlepiej. Przynajmniej tak się mu wydawało.
Gdy powoli zaczynał dochodzić do siebie stwierdził, że znajduje się w kałuży własnej krwi. Na pozór wszystko się uspokoiło, ale gdy tylko zobaczył zniszczony dom zaraz pożałował tego, że nie było mu dane kontynuować walki. No nic, pozostało mu tylko wstać i rozpoznać się w sytuacji. "wstać", bardzo śmieszne. Jeszcze nigdy nie miał z tym takich problemów. Opierając się o drzewo czuł, że całe jego ciało odmawia mu posłuszeństwa i jest jak z galarety. Jednak gdy po jakiś dwóch, a może trzech minutach (kto to liczy?) udało mu się dźwignąć na nogi i "doczołgać" do domu, od razu ujrzał krew zielarki na podłodze. Oczywiście nie wiedział do kogo należy, ale to nie mogło zwiastować nic dobrego. Wszedł do pokoju, gdzie znajdowała się kotołaczka ratująca nieprzytomną elfkę i truchło czarta. Po drodze zobaczył również w drugim pomieszczeniu poturbowaną rudą, która również zdawała się nie móc samodzielnie poruszać. Pięknie, a mógł się tego dnia zabawić i pozbawić życia kolejne monstrum.
- Paskudnie to wygląda. - rzekł do kotołaczki spoglądając na ranę elfki. - A więc ten medalion na coś się jednak przydał. - dorzucił jeszcze kierując te słowa bardziej do siebie. Postanowił dokładnie obejrzeć ciało potwora i trochę się nad nim... poznęcać. Tak, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało odczuwał teraz taką potrzebę - wyżycia się na kimś, lub na czymś. Gdy odwrócił czarta na plecy zauważył wbitą rurę w jego głowę. "Dziewczynki się postarały bardziej ode mnie" - pomyślał, a następnie przydeptał żerdź, która całkowicie przebiła głowę ofiary. Nie, to wciąż za mało. Przecież każde ciało należy jeszcze kopnąć w twarz trzy razy, żeby było bardziej martwe, niż jest. Tak właśnie uczynił Semi, który po trzecim wymierzonym kopniaku poczuł silny zawrót głowy. To mu wystarczyło, żeby zaprzestać swoich działań. Udał się więc do pokoju, gdzie Veda połamana tuliła ziemię. Ona również krwawiła i łatwo było można stwierdzić, że dosyć mocno biorąc pod uwagę krew na ścianie, która musiała należeć do niej.
- Hej, kicia! Tutaj również możesz się przydać!
Fakt, że dzięki jej medalionowi uda się nastawić kości jakoś niezbyt przemawiał do upadłego, więc ten zaczął przeszukiwać cały ten bałagan w poszukiwaniu jakiejś księgi lekarskiej, czy czegoś w tym rodzaju. Szkoda tylko, że nie pozostało tutaj nic pożytecznego. Nagle zdał sobie sprawę, że jest niezwykle cicho... za cicho. Przypomniał sobie o dziewczynce uciekającej w las i stwierdził, że to wszystko mogło skończyć się o wiele gorzej. Spoglądając na Rudą miał tylko nadzieję, że nie będzie zmuszony zostać wózkiem inwalidzki.
Re: Splot zdarzeń. [Nieetyczne]
: Śro Lis 26, 2014 9:14 pm
autor: Isariela
Do elfki zaczęły docierać pierwsze dźwięki z otaczającego ją świata. Z zaskoczeniem stwierdziła, że nie czuje większego bólu w boku. Spróbowała się podnieść. Stopniowo, opierając się na dłoniach i łokciach zdołała uklęknąć, a następnie ostrożnie wstała. Z wahaniem spojrzała na rozcięty bok, ale ku jej zaskoczeniu, po ranie pozostała tylko niewielka, czerwona smuga, ciągnąca się od żeber do biodra. Kiedy opuściła wzrok na podłogę, ze zdziwieniem dostrzegła, że posadzka jest czerwona od krwi. Niewątpliwie jej własnej. Jak przez mgłę pamiętała kotołaczkę pochylającą się nad nią i płaczącą. Rozejrzała się wokół i zobaczyła leżącą pod ścianą, skuloną Vedę. Podeszła do dziewczyny, oceniając jej stan. Złamana ręka i noga, skręcony nadgarstek, wybite dwa palce i twarz zamieniona w miazgę po spotkaniu ze ścianą, to wszystko co przytrafiło się rudej. Isar podeszła do szafki i wyciągnęła z niej odzież, prawdopodobnie należącą do zielarki. Szybkimi ruchami podarła koszule na paski i wróciła do rannej. Wiedziała, że w obecnym stanie nie da rady nastawić jej kości. Potrzebowała kogoś silniejszego. Długo nie szukała, bo i nie było kogo. Nie przypominała sobie, żeby ktoś przedstawił jej upadłego, wobec tego zawołała po prostu
- Ty, Czarny! Chodź mi tu pomóż na chwilę!
Upadły odwrócił się w stronę elfki z lekkim i chytrym uśmiechem.
- Pomożesz mi ją opatrzyć? - zapytała. - Sama nie dam rady. Nastaw jej kości, ja zabandażuję.
Isar położyła jego dłonie nieco nad i nieco pod miejscem, w którym złamana była ręka Vedy.
- Teraz po prostu pociągnij. Kość sama wskoczy na miejsce.
Zanim upadły wykonał jej prośbę, wsadziła rudej kawałek materiału w usta. Jak się po chwili okazało, nie było to takie głupie, bo podczas nastawiania dziewczyna obudziła się z wrzaskiem i gdyby nie szmata w ustach, zapewne odgryzłaby sobie język. Elfka chwyciła podarte ubrania i sprawnymi ruchami unieruchomiła przedramię Vedy. Z nogą poszło mniej więcej tak, jak z ręką. Ostatecznie ruda była cała poowijana różnokolorowymi szmatami, ale wyglądała już nieco lepiej.
Albinoska z zaciekawieniem spojrzała na upadłego, a po chwili zapytała
-Jak masz na imię? - wolała nie musieć zwracać się do niego więcej per "Czarny"
- Semirian. Ale "czarny" też może być, ponieważ dla mnie ty pozostaniesz Biała. Chociaż jeżeli odczuwasz taką potrzebę, to możesz również podzielić się swoim imieniem. - spojrzał na nią z tym swoim irytującym i pewnym uśmieszkiem.
Elfka roześmiała się, słysząc to określenie.
- Jestem Isar - wstała z podłogi, podając mu dłoń.
- A ci twardziele po co tu przyszli? Bo pewnie nie chodziło o to, że nie spodobała im się twoja twarzyczka? - zapytał odwzajemniając gest elfki.
- A to... - spuściła wzrok - ze dwa lata temu, w którymś większym mieście groziłam małej, że ją zabiję, jeśli jej brat nie odda mi pieniędzy. Oddał, ale jak widać nie zapomniał.
- Widzę, że z ciebie aniołek też nie jest. - zaśmiał się krótko, a następnie kontynuował. - Muszę was opuścić, gdyż pewnego mojego znajomego...
- Zaatakował go wilkołak. Słyszałam twoją rozmowę z Allaven - wpadła mu w słowo.
- Myślę, że mógłby mi się jeszcze na coś przydać żywy. - Semi spojrzał przez okna, w kierunku, w którym powinna znajdować się wieża.
- Ten znajomy, kim on jest?
Popatrzył na nią uważnie, zastanawiając się, dlaczego zapytała, ale po krótkim namyśle odpowiedział.
- Nekromantą. Typem spod ciemnej gwiazdy, jak to by określiła zielarka.
Elfka podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy.
- Tak myślałam. Ta dziewczynka uciekła, nie wiem co planuje ale raczej mi nie odpuści. Może ten twój nekromanta będzie w stanie powiedzieć, jak ją znaleźć i zabić. Jeśli przyprowadzi ze sobą drugiego takiego - ruchem głowy wskazała na truchło czarta walające się po podłodze - to wątpię, żeby znowu mi się udało. W sumie, bez Evy leżałabym teraz obok tego trupa. Gdzie ona jest?!
Isar rozejrzała się niespokojnie dookoła i po chwili dostrzegła zapłakaną dziewczynę siedzącą na pobliskiej kupce desek pozostałych z dachu.
- Semi...
- Semi, a więc niech tak będzie. Co masz mi ciekawego do powiedzenia?
- Nie możemy ich tu tak zostawić. Kotołaczka to dzieciak, nie da sobie rady. A Veda, no spójrz tylko na nią - połamana dziewczyna rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. - Potrzebują góra dwóch, trzech dni żeby dojść do siebie. Zostaniesz? To nie długo. Potem zdecydujemy co dalej.
Upadły nie miał najmniejszej ochoty pomagać tej trójce. Nie był im nic winien i tak naprawdę nawet nie obchodził go ich los. Elfka w normalnej sytuacji także zostawiłaby ranne, ale akurat one były w takim stanie z jej winy i chcąc nie chcąc musiała im pomóc. Najwyraźniej zauważyła zmiany na twarzy Semiego, bo powiedziała cicho
- Odwdzięczę się.
- Czyżby? A co możesz mi zaoferować? Bo jeśli zamierzasz wykorzystać mnie jak tę małą, która uciekła do losu, to zapewniam cię, że nie skończę jak ten tutaj - wskazał na ciało czarta. - Nie ufam ci. Ba, nawet was nie znam i nie mam w tym wszystkim żadnego interesu. Spotkaliśmy się tutaj przypadkiem i nie czyni nas to znajomymi.
- Przyjdzie dzień, w którym będziesz kogoś potrzebował. Będę ci winna jedną rzecz i od ciebie zależy, do czego ją wykorzystasz. Przysługa za przysługę.
Nie miał pewności co do tego. Przecież niedługo się rozstaną i prawdopodobnie już nigdy ich ścieżki się nie złączą. Vernhelm z każdą chwilą mógł czuć się coraz gorzej i nie wiadomo ile jeszcze wytrzyma. W dodatku wilkołaki mogą wrócić zwabione krwią. Z drugiej strony Isar rzeczywiście mogłaby kiedyś okazać się przydatna... Nie miał nawet pomysłu, w jaki sposób wykorzystać jej przysługę, ale miał przeczucie, że lepiej będzie, jeśli się zgodzi.
- Jasne, jednak nie robię tego dla żadnego z was.
Re: Splot zdarzeń. [Nieetyczne]
: Nie Lis 30, 2014 1:32 pm
autor: Veda
Podczas nastawiania kończyn i prostowania nosa Veda z bólu krzyczała i bluzgała w przeróżnych językach, nawet w mowie czarnej i elfiej. Wyraz jej twarzy po tej pomocy medycznej, wyrażał chęć mordu. Za chwilę rozejrzała się krótko ze swojej nieciekawej pozycji i ciężko westchnęła zasłaniając dłonią oczy:
- Diabeł, nekromanta, piszcząca dziewczynka. Brzmi znajomo. Jesteśmy w Szepczącym Lesie?
Na chwilę odsłoniła oczy i po cudzych twarzach stwierdziła, że odpowiedź na pytanie jest poprawna. Zasłoniła oczy ponownie.
Re: Splot zdarzeń. [Nieetyczne]
: Pon Gru 01, 2014 1:18 am
autor: Nymeria
Jego wzrok przykuła próbująca się podnieść elfka. Patrzenie na trudność, z jaką przyszło jej się teraz mierzyć jakoś dziwnie go zadowalała. Chyba po prostu lubił, gdy ktoś cierpiał na jego oczach... Coś w tym wszystkim mu się podobało. Przy nastawianiu kości zrobił dokładnie to, co Biała mu poleciła. Ciekaw był, ile czasu będzie musiał tutaj spędzić w tym towarzystwie. No cóż, zgodził się... Nie chciał w to wierzyć, ale zgodził się. Nadal zastanawiało go to, co skłoniło do podjęcia takiej decyzji jego móżdżek. Poza tym, od kiedy on ufa własnym odczuciom? To posunięcie było bardzo głupie. Prawdopodobnie będzie tego żałować, ale zostać trzeba. W końcu Semi dotrzymywał swoich obietnic i był raczej słowny.
Coś, co go zdziwiło, jednak nie dał po sobie tego poznać zaprzątnęło całkowicie jego umysł. Były to wrzaski Vedy przy nastawianiu kończyn. Język elfów był w stanie zrozumieć. Oczywiście zrozumieć to, że ruda się nim posługiwała, bo samego języka nie znał. Jednak czarna mowa... to już było co innego. Skąd mogła ją znać? Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że miotała nią przypadkiem w przypływie bólu. Opętanie? Biorąc pod uwagę sytuację mającą miejsce kilka chwil temu mogłoby to być możliwe. W końcu kto wie jakie moce posiadał ten czart? Oczywiście była jeszcze jedna opcja. Może ona sama pochodziła z "otchłani", w której lęgnie się najgorsze zło - piekle?
Rozejrzał się po zgliszczach chatki, aby znaleźć jakieś łóżko lub cokolwiek innego, byle aby było wygodniejsze od podłogi. Długo nie musiał szukać. Jedno nawet stało w tym pomieszczeniu. Nieco przykurzone i pokryte gruzem, więc Semi otrzepał je nieco, po czym podszedł do leżącej Vedy, podniósł ją ostrożnie i położył na nim. Co on właściwie robił? To było całkowicie sprzeczne z jego naturą... W duchu przeklinał się za to i obiecywał sobie, że kiedyś się za to ukarze.
- Ciekawa osóbka. - skierował do Isar i usiadł na jednym z większych kawałków ściany. - Czarna mowa czasami bywa naprawdę interesująca. Wiesz może, skąd się jej nauczyła? Przecież ksiąg traktującej o niej nie znajdziesz w każdej bibliotece... Kim ona jest? Długo się w ogóle znacie? I jak tu trafiłyście? Skoro spędzę z wami trochę czasu chyba mógłbym dowiedzieć się o was czegoś więcej? - Te pytania zaczęły nurtować jego głowę. Na dodatek Eva ciągle nie mogła się pozbierać. W sumie nic dziwnego - właśnie zamordowano jedyną osobę, której ufała. Mimo wszystko Semi zaczynał powoli tracić cierpliwość... Nie rozumiał tego. Przecież śmierć wcale nie jest zła. Chyba kotołaczkę powinno cieszyć to, że zielarka prawdopodobnie jest teraz w świecie bez problemów, zła i cierpienia. Czemu wszyscy uważali śmierć najbliższych za coś tragicznego? To był dar, który otrzymywali. Dar drugiego życia, a ludzie w zwyczaju mają to opłakiwać i smucić się z tego powodu. Wiele osób chyba po prostu nie zdawało i nie zdaje sobie sprawy, że są rzeczy znacznie gorsze od utraty życia.
- Kicia, przestań wylewać łzy. Allaven była dobrą kobietą i tam gdzie trafiła na pewno jest jej teraz lepiej. Powinnaś się cieszyć z tego powodu. Wątpię, żeby chciała, abyś ją teraz opłakiwała całymi dniami. Weź się w garść, już po wszystkim. I skoro już jesteśmy w tak beznadziejnej sytuacji, to może się nam przedstawisz, co? Miło by było znać twoje imię.
Ale czy to co powiedział było prawdą? Trudno powiedzieć. Przecież dziewczynka z lasu w każdej chwili mogła wrócić i narobić im jeszcze większego bigosu. A skoro już jesteśmy przy bigosie... Semi właśnie zdał sobie sprawę, jak bardzo zaczęła go boleć głowa. Chyba jeszcze sam nie doszedł do siebie po robieniu za piłkę czartowi. Nie mógł tego sobie wybaczyć i chciał to sobie jakoś zrekompensować. Bardzo żałował, że ten diabeł od siedmiu boleści już nie żył. Wciąż odczuwał ten niedosyt. Wciąż chciał się na kimś wyżyć. Pytanie tylko na kim? Rozejrzał się po chatce, a raczej po tym, co z niej zostało. Prześledził zarówno Vedę, Białą, jak i Eve swoim wzrokiem, żeby po chwili pokręcić jedynie głową.
- Lepiej niech szybko dochodzą do siebie. Tu nie jest bezpiecznie, a nie chcę spędzić z wami kolejnych tygodni. - Rzucił w kierunku elfki wstając i spoglądając w las. Miał nadzieję, że jednak coś jeszcze się wydarzy. Może tajemnicza dziewczynka powróci z kolejnym znajomym? A może stado wilkołaków zawita tej nocy w ich skromne progi? Kto wie? Zawsze po prostu może nie stać się nic nadzwyczajnego. No cóż, przekonajmy się...