Fargoth[Fargoth] Zakaz konkurencji

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Yoni
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yoni »

Dalsze losy myśliwego nie były już zbyt interesujące dla śledzących go rzezimieszków. Przynajmniej początkowo. Przez jakiś czas mężczyzna włóczył się bez celu po mieście, lecz gdy pierwsi handlarze zaczęli wystawiać swoje towary natychmiast skierował się na główny plac. Tam u miejscowego cukiernika kupił wciąż jeszcze ciepłe podpłomyki i chroniąc je własnym płaszczem przed chłodem, opuścił rynek. Swoje kroki skierował do uboższej dzielnicy miasta. W pewnej chwili, drzwi jednego z domostw otworzyły się i prawie wyleciała z nich mała, może siedmioletnia dziewczynka, o równie ciemnych włosach co bohater tej opowieści. Uczepiła się nogi mężczyzny jakby chciała ją zmiażdżyć w objęciach swoich drobnych rączek. Myśliwy wolną ręką rozczochrał dziewczynce włosy, uśmiechając się lekko. Coś do niej powiedział, lecz słowa nie dotarły do uszu szpicli. Jednak można było zobaczyć, że maleńka nagle przestała poprawiać zmierzwione przez ojca włosy i otworzyła delikatnie usta, a oczy jej się "zaświeciły". Po chwili pobiegła ponownie w stronę domu, teraz jednak trzymając w dłoniach słodkie smakołyki. W drzwiach wpadła na wysoką, szczupłą kobietę, o delikatnych rysach twarzy i figurze nimfy. Jasne, proste blond włosy sięgały jej do ramion. Zgrabnie wyminęła córkę i delikatnym krokiem podeszła do męża. Krótki pocałunek i już zniknęli w drzwiach domostwa, trzymając się za ręce. "Ogon" czekało jeszcze dobre kilka godzin bezczynnego czekania, niż ich cel miał znów się ruszyć...
Pokusa bez większego problemu dostała się do miasta. Strażnicy byli nawet tak mili, że nie tylko ją bez najmniejszego "ale" wpuścili do miasta, ale jeszcze wskazali karczmę o przyzwoitej renomie. Pora była jednak zbyt późna, by mogła zdybać jakiegoś idiotę z ciężką sakiewką, który dałby jej się uwieść. Cóż... Na szczęście nie była zdana na tylko jedną opcję zarobku. Równie dobrze mogła sprzedać swoje ciało, choć nie w taki sposób jaki preferowały niektóre poksuy, czy też kobiece przedstawicielki tutejszych ras. Co to to nie... Yoni miała zupełnie inny pomysł. Gdy znalazła się już w gospodzie, płynnym krokiem zbliżyła się do karczmarza, śledzona kilkunastoma spojrzeniami śliniących się facetów. Każdemu jej krokowi towarzyszyły jej odgłosy giterny, którą zręcznie posługiwał się jakiś grajek na specjalnym podwyższeniu. Karczma musiała być faktycznie nie byle czego, skoro doczekała się nawet własnej sceny...
- Przepraszam... Mogę zająć chwilkę? - Nachyliła się nad właścicielem dłonią delikatnie muskając jego ramię.
- Czego? - Mężczyzna przełknął ślinę, starając się dać się tak łatwo jej zbałamucić. Musiał mieć już wprawę w kobietach, które próbowały wyłudzać co nieco do niego.
- Chciałabym żeby wasz grajek coś dla mnie zagrał. Może jeśli stworzę z nim ładny duet to zacne towarzystwo to doceni? - Uśmiechnęła się filuternie, zerkając jeszcze raz na młodziutkiego mężczyznę z instrumentem. Mógł mieć może dwadzieścia kilka lat...
- A co ja? Właściciel jego? My tu niewolnych nie mamy, panienka z nim pogada. A ja i złota nie gwarantuje. Jak się postara to może coś uszczknie dla siebie. Za darmo żreć i spać nie dam, nie myśli sobie. - Nie słuchała go dłużej, tylko tanecznym krokiem zbliżyła się do grajka.
- Zagrasz coś szybszego, dla dziewczyny? Proszę? - Delikatnie przygryzła wargę, całkiem dobrze udając brak pewności siebie. - Yoni jestem, a Ty?
- Eee... Nimoh.
- Więc Nimohu, zagraj coś dla mnie. A ja dla Ciebie zatańczę, co Ty na to? - Bawiło ją coraz większe zmieszanie młodzika. Na szczęście nie spalił się aż tak ze wstydu przed kobietą jak się obawiała, że się zaraz stanie. Przyszły znakomity bard, potrafił jednak skupić się na swojej pracy. Skupiając całą uwagę na instrumencie, nie zaś na skąpo ubranej nieznajomej - zagrał pierwsze, trochę niepewne nuty. Pokusa odpowiedziała więc równie niepewnymi krokami tańca. A gdy młodzieniec spojrzał na nią, uśmiechnęła się do niego tym razem pokrzepiająco. Uśmiech numer osiem.
Kolejne szrpnięcia strun były już pewniejsze i z każdą zagraną piosenką dało się słyszeć prawdziwy talent minstrela. Z czasem do muzyki dołączył też śpiew chłopaka. Ale i dziewczyna nie ustępowała mu na krok, choć improwizowała, bardzo dobrze udawało jej się wpasować w jego melodię. Czuła ją całym ciałem. Jej ubranie wirowało wraz z nią w tańcu, co jakiś czas odsłaniając troszkę więcej ciała - choć nigdy za dużo. No... Prawie nigdy. Z czasem sala zaczęła się zapełniać, a i parę sakiewek wylądowało na scenie. Nawet karczmarz przyłączył się do zachwalania nowego "nabytku" karczmy. W końcu i dla niego oznaczało to większe zarobki. Mieszczenie i chłopi zdzierając gardła w rozradowanych okrzykach potrzebowali olbrzymich ilości piwa, wina i miodu by je zwilżyć.
- Wszyscy z was czekają na nią! Piękna i utalentowana... - Jego grzmiał nad nad tłumem, gdy dziewczyna i trubadur robili sobie chwilę przerwy na odpoczynek.
Nikt nie zwracał uwagi ani na ubywające sakiewki, które na pewno nie trafiały od razu do karczmarza, czy też na scenę ale w prywatne, lepkie ręce. Trochę zamieszania wywołało dłuższe zniknięcie karczmarza, ale i to na dłuższą metę nie przeszkodziło hołocie się dobrze bawić tej nocy. W końcu ktoś bardziej roztropny, albo bardziej pijany niż pozostali - pod nieobecność gospodarze wytoczył zza kontuaru beczkę z piwem i rozbijając pokrywę, uratował biedne męskie gardła.
Zabawa toczyła się w najlepsze i nikt nawet nie spodziewał się co dzieje się na górze karczmy. Ani też co wydarzy się później. A wydarzyć się mogło wiele...
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Zamierzała właśnie grzecznie zapytać karczmarza o miejsce, w którym znajdzie odpowiedzialnych za zniknięcie jej rzeczy strażników, gdy drzwi za jego plecami otworzyły się i jej źródło informacji wpadło do niedawno opuszczonego pokoju. Zamiast niego, na progu ukazał się wyrwany ze snu lokator tego pomieszczenia. Eleganckie, wyglądające na drogie ubrania oraz wcześniejsze służalcze zachowanie leżącego aktualnie na podłodze gospodarza mogły sugerować wysokie urodzenie gościa, co najczęściej oznaczało wymuskanego, pewnego siebie paniczyka, jakich tuziny oplatała sobie Akarsana wokół palca z największą łatwością. Coś w jego postawie, wyrazie twarzy, sprawiało jednak, że ta opcja wydawała się mało prawdopodobna. Do reszty zaś wątpliwości lisołaczki rozwiał początek jego wypowiedzi. Mimo kurtuazyjnych gestów i na pozór eleganckich manier, zwyczajnie sobie z niej drwił. Uniosła wzrok, żeby równie ironicznie mu odpowiedzieć. Napotkała wtedy spojrzenie mężczyzny i ostre słowa zamarły jej na końcu języka. On ciągnął dalej swój monolog, ale Akarsana puszczała kolejne zdania mimo uszu, wpatrując się w pionowe źrenice, otoczone nienaturalnie złotym kolorem. Nie była może wielkim znawcą alarańskich ras, ale oczy nie mogły należeć do człowieka.

        Rozjaśniające korytarz przytłumione światło wydobywało z nich czerwony blask, kojarzący się lisołaczce z piekielnymi płomieniami, a to doprowadziło jej myśli do możliwego powiązania z celem aktualnego zlecenia. Zmarszczyła czoło, intensywnie myśląc, co dla postronnej osoby mogło wyglądać jak efekt poddenerwowania. "Gdyby tylko udało się wybadać, czy on coś na ten temat wie..."

        Czując obcą, dłoń, odruchowo zabrała rękę, jednak to naruszenie strefy osobistej skutecznie wyrwało ją z rozmyślań. "Oj, no to nici z dobrowolnego podzielenia się informacjami o pokusie" przemknęło jej przez myśl, gdy mężczyzna wyprostował się i posłał jej gniewne spojrzenie. Chwilę później zalał ją potok pełnych pretensji słów. Paradoksalnie, mówiąc o ciszy mocnej i zakłócaniu wypoczynku, spowodował przerwanie odpoczynku innych gości, którzy zaczęli właśnie wyglądać ze swoich pokoi. Akarsana wątpiła co prawda, czy przedtem spali spokojnie, biorąc pod uwagę stłumioną, ale wciąż słyszalną muzykę i sporadyczne okrzyki rozochoconych biesiadników, dobiegające z parteru, ale nie omieszkała wytknąć hipokryzji w zachowaniu rozmówcy.
        - Ja zakłóciłam odpoczynek tylko jednej osobie. Twoich ofiar jest chyba trochę więcej? - Zadając retoryczne pytanie, uśmiechnęła się uroczo, jednak przy następnych zdaniach przyjazny wyraz twarzy zniknął. - Oczywiście, najłatwiej wydać osąd, nie mając pojęcia o sytuacji. A jeśli ci powiem, panie obudzili-mnie-więc-będę-zachowywać-się-jak-dupek, że w czasie gdy byłam gościem w tej karczmie, mój bagaż został splądrowany, część rzeczy zabrana, a obecny tu gospodarz zna tożsamości odpowiedzialnych za to osób? Że nóż, tkwiący teraz w drzwiach, miał według jego zamierzeń wbić się we mnie? I przy okazji, że wyszedł z twojego pokoju z dziwnie wypchaną kieszenią, a bynajmniej nie wydawało się, żeby jej zawartość stanowiły nieszczęsne wykałaczki, które nie wytrzymały ciągłego maltretowania.
        Spojrzała kpiąco tkwiące w ustach mężczyzny drewienko. Nie musiał przecież wiedzieć, że wyglądało to naprawdę seksownie, zwłaszcza gdy wąskie wargi wygięły się w złowrogim uśmiechu.

        Zrobiła krok, stając niemal w progu pokoju, a kątem oka zauważyła wewnątrz czarny kapelusz, wiszący na wieszaku.
        - Na twoim miejscu przeszukałabym go. Nie wyglądasz na takiego, który toleruje okradanie go... - Stanąwszy na palcach, zbliżyła twarz do jego i patrząc znacząco w nieludzkie oczy dokończyła szeptem. - ...kimkolwiek jesteś.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Loki widząc, że zareagował za bardzo nerwowo nieco spuścił z tonu. Trochę mu się stresu ostatnio nazbierało i dodatkowo zmęczenie spowodowało taki a nie inny efekt. Trochę czuł się nieswojo przez to jak się zachował. Nie dał tego jednak po sobie poznać. Dopiero gdy dał dojść do słowa rudowłosej i ona zaczęła prowadzić swoją wypowiedź dotarło do niego po co tu przybyła. W sumie niewiele go to interesowało. Każdy pretekst do kradzieży jest dobry, zwłaszcza jak jest się urodziwą kobietą. "Ciekawa osóbka. Zastanawiam się czym mnie jeszcze zaskoczy." Jeśli ma jakieś plany co do jego osoby to się przeliczyła. Może i jest kobieciarzem to na pewno nie da się omotać. On tutaj rozdaje karty - zawsze.

         - ...kimkolwiek jesteś. - Szepnęła ruda stojąc przed nim w niewielkiej odległości i patrząc prosto w oczy. Brzmiała na pewną siebie. Loki jeszcze przez chwilę przyglądał się w tej pozycji Rudowłosej. Zmarszczył brwi i odwrócił się na pięcie. Niechętnie ale musiał przyznać rację kobiecie. Schylił się do kieszeni barmana i faktycznie znalazł tam trzy sakwy wypełnione ruenami.
         - Oj, przyjemniaczku. Tak się nie będziemy bawić. - Wyjął pieniądze w woreczkach i położył na stole. Spojrzał znad ramienia, stojąc tyłem, na coraz bardziej zdenerwowanego barmana, który właśnie energicznie lecz niezgrabnie wstawał z podłogi. Z drugiej kieszeni wypadła jeszcze jedna sakiewka. Tym razem ta oryginalna Lokiego. Poznał ją po zdobieniach. Odwrócił się powoli. Widząc jak delikwent sięga po nią przydepnął mu obcasem buta dłoń. Ten jęknął.
         - Masz tam coś jeszcze, szczurze?! - Spytał złowrogim tonem Lokstar. Nie czekał nawet na odpowiedź. Wymierzył potężne kopnięcie pod rękę. Coś zachrzęściło a gospodarz splunął krwią. - Co się stało? - Spytał udając troskę i kleknął przed nim. - Zaczekaj pomogę ci. - Po tych słowach wymierzył jeszcze jeden pięścią. W tym momencie karczmarz stracił przytomność. - Co za mięczak. - Miał pełne prawo tak mówić. Gdyby ktoś wiedział co przemieniony przeszedł przez ostatnie dekady na pewno nie miałby by go za słabeusza. Jeszcze raz przejrzał ubranie bezwładnego jegomościa. Nic więcej nie znalazł. Obrócił go nogą na plecy, przyjrzał mu się i pokręcił głową. Odszedł od leżącego grubaska i usiadł na łóżku. W drzwiach wciąż stała ta sama dziewczyna i przyglądała się zmienionej postawie demona.

        Po kilkunastu minutach Lokstar wstał i spakował swoje manatki. Podszedł do powoli odzyskującego przytomność barmana, schlapał mu koszulę wodą i zarzucił sobie na ramię. Mimo potężnego brzucha od nadmiernej ilości piwa, znacznie drobniejszej zbudowany Loki bez problemu go wyniósł z pokoju.
         - Pani wybaczy. - Skinął głową przyodzianą w kapelusz z wyglądającym jak zapity w trupa barmanem na ramieniu. Jedną ręką przytrzymywał mamroczącego coś pod nosem faceta, a drugą włożył do kieszeni. Szedł pewnie i po kilkunastu krokach skręcił w kierunku schodów. Zszedł nimi do głównej sali, gdzie siedziało jeszcze kilkudziesięciu gości. "Naprawdę godne podziwu. Tyle wysiedzieć nad piwem?" zaśmiał się.
         - Gdzie jest Barman! - Ktoś wydarł się odrzucając krzesło, które z łoskotem uderzyło w stół nieopodal.
         - Jego szukacie? - Spytał przemieniony jakby od niechcenia. - Trochę za dużo wypił bidulek i pomylił pokoje. - Zmyślał na bieżąco Loki. Ludzie w karczmie byli dość mocno podchmieleni więc każde kłamstwo wchodziło w ich głowy jak gorący nóż w masło. Wrzucił coraz trzeźwiej myślącego barmana za bar. Sam też przeskoczył ladę i sięgnął po najlepsze wino. Wyjął też kieliszek i wyszedł z fantami w dłoniach do pierwszego wolnego stolika.

        Odsunął krzesło, potem drugie przystawił obok. Rozsiadł się zarzucając nogi na dostawione siedzisko. W stolik wbił nóż, i nalał sobie elegancką lampkę czerwonego wytrawnego wina. Sącząc szkarłatny trunek przyglądał się tańczącej nadal na scenie zgrabnej, nieco za skąpo ubranej dziewczynie. Czy przeszkadzało mu to? W żadnym wypadku. Lubi cieszyć oczy widokami kobiet, a zwłaszcza tak zgrabnie poruszającymi swoim ciałem. Uzupełnił kieliszek. "Wreszcie chwila wytchnienia." W tle hałasowali biesiadnicy, jednak Lokstar przyglądał się tancerce nie zwracając zupełnie uwagi na rumor jaki towarzyszył odsuwanym krzesłom do toastów czy zwykłym przekrzykiwaniem się historiami. Nasunął lekko kapelusz na oczy co bardziej w jego mniemaniu odcięło go od otoczenia i pozwoliło chłonąć widok. A było na co popatrzeć. Było w tej dziewczynie coś specjalnego. Nie wiadomo co to było, ale mężczyźni w karczmie byli nad wyraz zainteresowani młodą tancerką i rzucali coraz większe napiwki. Nie przyznał się do tego, ale bawiło go zachowanie rosłych facetów, najpewniej żonatych, śliniących się na widok dziewczyny. Jego samego nie specjalnie to ruszało.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Cerauowi i całej jego ekipie nie można było zamówić jednej rzeczy - idealnego zgrania. Wszystko się składało w spójną calość. Siatka ludzi w mieście, informacje na temat wszystkiego co się dzieje. No i oczywiście jak wcześniej zlecił Lee to, żeby zastępował lisołaczce ogon - tak też było. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Na tym mu zależało. Cerau się przygotował do wkroczenia i stworzenia jej warunków do wykonania zlecenia. Lee odprowadził Akarsanę do karczmy, potem wykorzystał siatkę ludzi, żeby wiadomość dotarła do przywódcy, tak też się stało.
- Tylko się nie przemęczaj i nie przeforsuj się.
- Marie, spokojnie, wiem co robię. Zresztą, te twoje zielska działają genialnie, w ogóle nie czuję bólu w boku. Z ręką trochę gorzej, ale też dobrze. Nie martw się, nic mi nie będzie. Zresztą, wiem, że i tak byś o mnie zadbała. - Rzucił jej krótkie spojrzenie, a ta zareagowała tylko tajemniczym uśmiechem.
- Idź, już idź. - Po tych słowach się wycofała. A Cerau ruszył sam w kierunku karczmy, w której teoretycznie miała znajdować się Akarsana, z tego co przynajmniej wiedział od Lee.

***

        Był ubrany w swój standardowy strój "roboczy". Czarny płaszcz z kapturem to było to co najbardziej mu pasowało. Wręcz uwielbiał zakładać to na siebie. Wiec nie stronił od okazji, kiedy mógł go założyć, tak jak teraz. Zbliżył się do karczmy. Blisko wejścia dostrzegł Lee, który czekał na niego. Skinął mu głową i weszli do środka. Niepostrzeżenie lekko tylko uchylili drzwi i wcisnęli się do środka. Mimo pory, było tutaj sporo ludzi, a przy wejściu akurat trochę ich się znalazło, więc nikt nie zauważył dwóch niewielkich sylwetek ginących w tłumie, by po chwili znaleźć się w ciemnym rogu pomieszczenia. Dostrzegł Akarsanę, stojącą przy stoliku przy którym też był jakiś mężczyzna. Spojrzał w sufit. Miał nadzieję, że nie zapomniała o swoim celu, kiedy tu była. Chociaż... W końcu tutaj nie było tej pokusy. Chociaż... Dostrzegł tancerkę. Zmrużył oczy. Opis wyglądu pasował, rogów nie miala. Ale równie dobrze mogla je schować. Chyba miałą taką możliwosć. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Większość obecnych podpita. Akarsana obecna. Zrobić tylko lekką dywersję... I zrobi się taki zamęt, że ruda by mogła spokojnie zrobić to, co do niej należy. Podzielił się swoim planem z Lee, a ten tylko przytaknął. Cerau bezszelestnie ruszył. Po krótkiej chwili znalazł się koło niższej od niego rudowłosej, która też chyba podejrzewała już tancerkę o to, że była tym kogo szukali. Nie krył się z tym, że szedł w jej kierunku, więc mogła go bez problemu zauważyć. Oczywiście nie utrzymywał z nią kontaktu wzrokowego. Po prostu... Miał przechodzić obok. Szedł chwiejnym krokiem, przynoszącego na myśl trochę wypitego mężczyznę. W pewnej chwili, gdy był już blisko niej, wbił w nią "pijane" spojrzenie. Zbliżył się do niej i udał, że zaczął się do niej przystawiać.
- Tancerka. Zrobimy Ci dywersję. - W pewnej chwili był w stanie jej to szepnąć do ucha. - Daj mi w pysk. - Dodał po chwili. Nie musiał jej o to prosić. Otrzymał uderzenie z liścia w policzek i zrobił krok w tył, lekko się zataczając. Rzucił jakąś wiązankę w przestrzeń i ruszył takim samym krokiem w drogę powrotną. Po chwili był już przy Lee, stanęli tak, by to co chcieli zrobić się powiodło. Cerau miał na policzku jeszcze ślad po uderzeniu lisołaczki, ale nie przeszkadzało mu to.
- Teraz. - Krótka komenda i uderzenie wymierzone w szczękę Lee. Ten oczywiście zrobił unik, a sam Cerau nie zatrzymał pięści i uderzył mężczyznę stojącego za nim. Ten aż się zatoczył, był z jakimiś kumplami. Idealnie. Lee się od razu odwrócił, podcinając jednego z nich. Rozgorzała bijatyka, w której tak na prawdę wszyscy bili się na oślep. Byli podpici, skorzy do bitki no i ktos dostał już po pysku. A w dodatku, że nie było przytomnego barmana, to nikt ich nie uspokajał. Po chwili bójka rozgorzała się na dobre, poszły w ruch krzesła i nie tylko. A sam Cerau? Spokojnie się wycofał bez najmniejszego szwanku. Rzucił po drodze spojrzenie lisołaczce i kiwnął jej głową. Teraz jej kolej. Tak jak już niemalże w całym pomieszczeniu, przy samej pokusie również nie było spokojnie. Hałas, odgłos tłuczonego szkła, niszczonych krzeseł, stolików... Krzyki bólu, radości... Ogólnie wrzawa. Nikt niczego nie będzie jutro pamiętał. Lisołaczka miała idealne pole do popisu. Sam Lee też zwinnie opuścił bijatykę, ale nie bez szwanku, rozcięcie na policzku. No, no... Zostanie blizna. Ale to nie ważne. Wrócił do obserwowania lisołaczki, kątem oka obserwując pokusę. W razie czego wkroczy i tyle.
Awatar użytkownika
Yoni
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yoni »

W pewnym momencie nie wszystko zaczęło iść tak jak powinno. Mniej więcej od chwili gdy jakiś gość karczmy. Jeśli gospodarz miał być faktycznie w stanie upojenia alkoholowego i to na tyle dużego, że nie był w stanie ustać na nogach - to tym bardziej nie było co liczyć na dogadanie się w sprawie pokoju. Wielka szkoda, bo już jej się tutaj spodobało, a tak trzeba bezie poszukać innej tawerny. Potem było już tylko gorzej... Jacyś idioci, kompletni kretyni postanowiuli wcząć burdę. Cholera ich wie z jakiego powodu. Oczywiście zaraz przyłączyła się do nich reszta pijanego towarzystwa. Pokusa postanowiła się jak najszybciej ewakuować, póki któryś z tych obwiesiów nie postanowi do lania się po mordzie dodać jeszcze gwałtu. W końcu skoro dziewczyna zabawiała ich tańcem, to może zabawić też inaczej...
W jednej chwili przerwała taniec, zgarnęła kilka sakiewek, które akurat miała w pobliżu i... Posyłając uśmiech grajkowi ruszyła do wyjścia. Pierwotnie miała ochotę zrobić to dość niestandardowo czyli ponad tym tłumem - ale nigdy nie trenując akrobatyki, która mogłaby się przydać w takiej sytuacji - musiała zrezygnować z tego pomysłu. Wskoczyła więc w tłum, bez większego problemu unikała ciosów, zarówno tych przypadkowych jak i specjalnie wymierzonych w jej kierunku. Parę razy wykorzystała pęd jakiegoś osiłka, by utorować sobie przejście dalej, bądź zasłonić się przed inną pięścią. W końcu jednak jej oczom ukazały się drzwi. Prawie, że magiczne przejście do świata ciszy i spokoju. Mimo to wciąż dzieliło ją od nich kilku umięśnionych, podchmielonych mężczyzn. Jeszcze kawałek i będzie bezpieczna...
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Spokojnie patrzyła, jak nieznajomy kilkoma ruchami masakruje karczmarza. Nie potępiała samego faktu kradzieży - trąciłoby to hipokryzją - ale za zabranie się do niej w tak idiotycznie amatorski sposób wręcz prosiło się o bolesne konsekwencje. Niestety, ten bieg wydarzeń miał jedną poważną wadę: po ostatnim ciosie mięczak stracił przytomność, co stanowiło niemałą przeszkodę w wydobyciu z niego dalszych informacji.
         "No i co teraz?" zastanawiała się Akarsana, podczas gdy mężczyzna o demonich oczach kończył przeszukiwać właściciela gospody.
        Nie miała pojęcia, co począć dalej. Co prawda mogła zająć się pokusą bez wspomagania miksturą, zwłaszcza że według wszelkich posiadanych przez lisołaczkę informacji ten gatunek piekielnych nie lubował się w walkach i zwycięstwo rudej było raczej oczywiste. Jednak zrezygnowanie z odzyskania rzeczy, oznaczałoby że zmarnowała ostatnie kilka godzin. A marnowanie czasu nie jest czymś, co tygryski lubią najbardziej.
        Stała tak i rozmyślała, czekając chyba na jakiś znak z nieba. Albo z piekła, wsio ryba. W każdym razie, stała. A na przeciwko siedział sobie bez słowa mieszkaniec tego pokoju, naturalnym więc odruchem utkwiła w nim spojrzenie. Najbardziej przykuwającym uwagę elementem jego wyglądu były oczywiście złote oczy, teraz przesłonięte kruczoczarnymi włosami, ale chociaż lisołaczka przyglądała się uważnie, nie dostrzegła żadnych innych oznak nie-ludzkości mężczyzny.

        Ciężko określić, ile czasu minęło im w milczeniu. Nic jednak nie trwa wiecznie, więc i te spokojne rozmyślania zakończyły się, gdy czarnowłosy wstał z łóżka. Spakował się, założył kapelusz i taszcząc jedną ręką nieprzytomnego karczmarza zszedł na dół.
        Po chwili wahania podążyła za nim, przystając jednak na ostatnim schodku aby rozejrzeć się po sali. Odkąd weszła na górę, towarzystwo przy stolikach znacznie się powiększyło i nie trudno było znaleźć przyczynę tej nagłej popularności gospody - jakiś grajek grajek wypełniał pomieszczenie muzyką, podczas gdy na scenie poruszała się w jej rytm śliczna dziewczyna. Czarne kędziory kontrastowały z bladą cerą, a na kusząco kołyszących się biodrach opinały się oliwkowe szaty. Co prawda rogów nigdzie nie było widać, ale poza tym opis pasował idealnie. No i reakcje widzów... Akarsana nie zdziwiłaby się, gdyby rozochoceni mężczyźni zaczęli lada chwila się ślinić. Oprócz jednego.
        Cicho podeszła do stolika, przy którym zauważyła znajomy kapelusz. Tak jak myślała, jej nowy znajomy wydawał się zupełnie odporny na urok tancerki, podczas gdy wzrok lisołaczki mimowolnie zjeżdżał w kierunku sceny.
        "Muszę coś zrobić, zanim zupełnie znajdę się pod jej urokiem". Pomyślała, zdenerwowana. Jednak zanim zdążyła coś wymyślić, zauważyła zbliżającego się Cerau i towarzyszącego mu Lee.
        "Niezły z niego aktor" zaśmiała się w myśli, wymierzając szefowi cios w policzek. "Teraz muszę poczekać na odpowiedni moment"
        Nie czekała długo. Gdy jej towarzysze wszczęli bójkę, pokusa błyskawicznie zrejterowała ze sceny, zabierając złoto, a lisołaczka dyskretnie podążyła za nią. Gdy były już kawałek od wyjścia, przygotowała dwa sztylety. Kilku pijaków nie było problemem - wystarczyła odrobina magi, wzbudzającej wściekłość i rzucili się w środek narastającej w karczmie bitki niczym sępy na trupa.
        Korzystając z okazji, czarnowłosa wyślizgnęła się na zewnątrz. O tej porze miasto było ciemne i ciche, bez żywej duszy w zasięgu wzroku. A przynajmniej tak wydawało się pokusie, bo po chwili pomiędzy jej włosami pokazały się urocze rogi, a spod szaty wychylił się ogonek. "Pewnie swobodniej czuje się w prawdziwej postaci i powraca do niej kiedy tylko ma możliwość" pomyślała Akarsana, bez ruchu obserwując przemianę tancerki. Udało jej się pozostać niezauważoną, gdy przeszła przez próg zaraz za swoim celem, jednak dopiero teraz mogła użyć broni, bo pokusa ujawniła swoje rogi - przedmiot zlecenia.
        Obiekt rozmyślań rudowłosej miał chyba zamiar właśnie odlecieć, ale nie miała na to szans. Pierwszy sztylet trafił ją prosto w nasadę prawego skrzydła. Trzeba przyznać, zareagowała błyskawicznie, odwracając się w stronę zagrożenia i udało jej się nawet uniknąć lecącego noża. I następnego. Jeśli nawet miała jakąś broń,to przez te uniki nie zdążyła jej wyciągnąć, bo Akarsana rzucając jedno ostrze, trzymała już w ręce następne. Z każdym rzutem zbliżała się do ofiary, aby w końcu skoczyć na nią całym ciężarem ciała. Żadna z nich nie była zbyt silna, ale lisołaczka miała sztylet, którym zamachnęła się właśnie na przeciwniczkę. Pokusa zdążyła go złapać, jednak nie mogła wytrzymać długo z ostrzem wbijającym się w palce.
        I trwały tak w milczeniu. Piekielna leżąca na bruku, lisołaczka na niej okrakiem, a z każdą sekundą sztylet rudej był coraz bliżej bladej szyi. Krople krwi ze zranionych palców spływały na ulice, tworząc ścieżki wśród rozrzuconych czarnych włosów.
        - Uparta jesteś. - Szepneła Akarsana, jakby nie chcąc psuć panującej wokół ciszy. - Ale ja nie mam czasu się bawić.
        Nie musiała nawet sięgać po kolejny nóż, bo jeden z wcześniej rzuconych leżał idealnie w zasięgu ręki. Zanim skupiona na ocaleniu gardła pokusa zorientowała się, co planuje jej przeciwniczka, lisołaczka chwyciła broń i wbiła ją piekielnej między żebra.
        Piękne, piwne oczy zgasły.
        - I co teraz? - Zaczęła się zastanawiać rudowłosa, stanąwszy na nogi. - Potrzebuję tylko rogów, nie całego ciała. Chyba że...
Z zamyśloną miną spojrzała na pobliski ciemny zaułek.

-----------------------------

        Kilkanaście przekleństw później, Akarsana wyłoniła się z zaułka, wpychając do torby wszystkie elementy odróżniające pokusę od zwykłej dziewczyny. Zgarnęła po drodze jeszcze jeden przegapiony wcześniej sztylet i podeszła do karczmy, zaglądając przez okno. Wywołana wcześniej bójka już się uspokoiła, a sprawcy siedzieli samotnie przy barze.
        Weszła więc do izby, siadając obok szefa. Nie spojrzała jednak na niego, sięgnęła tylko po najbliższą butelkę z winem i nalewając sobie do kieliszka, rzuciła cicho w przestrzeń:
        - Zadanie wykonane, dowód w mojej torbie. A Ty nadal masz czerwony policzek.
Ostatnio edytowane przez Akarsana 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

Cierpliwie czekał, aż zostanie powiadomiony przez lisołaczkę o wykonaniu zlecenia. Kazał Lee wyjść, kiedy ta poszła za swoim celem i w razie czego jej pomóc. Niby pokusy nie są z natury wojowniczkami, z tego co się orientował. Ale mimo wszystko, kobiece diablice? No cóż, to może brzmieć trochę groźnie. Pewnie tylko tak brzmi, ale zawsze lepiej mieć w zanadrzu taką pomoc jaką jest Lee. Jednak, rozejrzał się po pomieszczeniu. Wcale nie było siedzieć przyjemnie w tym harmidrze, więc po chwili wyszedł zaraz za młodszym złodziejem. No cóż, jego oczom ukazał się mimo wszystko dość... Przyjemny widok? No cóz, jeżeli dwie urocze dziewczęta się siłują na ziemi, przy czym jedna siedzi na drugiej okrakiem, to faktycznie. To mógł być miły i przyjemny dla męskiego oka widok. Uważnie się przyglądał, z lekkim uśmieszkiem na twarzy. W końcu jednak doczekał się ostatecznego werdyktu ich małego pojedynku. Wygrała Akarsana i zabiła pokusę. Bardzo dobrze. Teraz musiała tylko pozbyć się ciała, jakoś odebrać rogi pokusie i to w sumie wszystko. No, nic. Na to już mógł poczekać w tej zdemolowanej karczmie. Wrócił do środka a za nim wrócił zaraz Lee. Bójka się już tutaj uspokoiła trochę, więc omijając poniszczone stoliki i krzesła dotarli do baru. Nikt tu akurat nie siedział, więc było spokojnie.
- I jak ją oceniasz? - To pytanie padło z ust Lee który wpatrzył się w twarz Cerau.
- Hmm, dobrze się spisała. Zrobiła co do niej należało. Nie widziałem całej sceny, ale powinna szybciej ją wyeliminować.
- Ona miała skrzydła i chciała odlecieć. Uniemożliwiła jej to rzutem sztyletem.
- Tak? O. - Chwilkę się zastanowił.
- To trochę zmienia postać rzeczy, ale skoro tak było, to spisała się na prawdę dobrze. Nie powiem jej tego, ale jestem zadowolony z tego, że ją przyjąłem.
- No, ja też się cieszę, że to zrobiłeś. - Na twarzy Lee pojawił się uśmiech, który nie umknął uwadze starszego mężczyzny.
- Guzdrze się z tym ciałem. Mam nadzieję, że nie zapomniała o rogach. - Rzucił Cerau, biorąc butelkę z winem i nalewając sobie oraz Lee, postawił ją później w zasięgu rąk i upił łyk. Pokiwał głową z uznaniem, nawet dobre.
- O wilku mowa. - Rzucił Lee i Cerau się odwrócił widząc wchodzącą lisołaczkę. Zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów. No tak, jak już nie omieszkał wcześniej nie zauważyć, było na czym zawiesić oko. Odpędził jednak szybko tą myśl i wbił spojrzenie w kielich wina, którym zaczął kręcić. Po chwili lisołaczka usiadła obok Cerau i nalała sobie wina. Zerknął na nią, nawet na niego nie spojrzała. O, to jest nowość akurat. Po chwili się odezwała. Przez chwilę się w nią wpatrywał.
- Rogi poproszę. - Rzucił krótko a w następnej chwili rogi już leżały na blacie stołu.
- Dziękuję. A co do czerwonego policzka... No, skoro biłaś z całej siły to jakiś ślad musiał zostać. Jeszcze Cię przećwiczę i po uderzeniu z całej siły będziemy mogli mówić o jakichś uszkodzeniach. A czerwony policzek... Tylko dodaje mi uroku. - Nie widać było po nim żadnego śladu rozbawienia. Natomiast Lee parsknął cicho, co skutkowało tym, że Cerau go zgromił spojrzeniem. Ten tylko spuścił wzrok.
Starszy złodziej pochylił się w stronę Akarsany.
- A zapłata za zlecenie będzie czekać w Twoim pokoju. - Wyszeptał jej to bardzo powoli do ucha. Tak, miało to zabrzmieć jak najbardziej dwuznacznie jak tylko potrafił. Po tych słowach jeszcze się zbliżył, położył jej dłoń na ramieniu i... Wstał. Najzwyczajniej w świecie sobie wstał. Odwrócił się i chwycił rogi które schował gdzieś w swoim ubraniu. Później chwycił kielich w dłoń i upił łyk.
- Ja już wracam. Do zobaczenia. - Oh, znowu to zabrzmiało jak jakaś obietnica. I najprawdopodobniej tak miało też zabrzmieć. Z kielichem w ręce ruszył ku wyjściu. Natomiast sam Lee, westchnął i też wstał.
- Na mnie też pora. Trafisz chyba do bazy, co nie? Jak coś, to pewnie się przypadkiem na Ciebie natknę, jakbyś się zgubiła - zaśmiał się lekko, mając na myśli to, że wcześniej jakoś się napataczał, kiedy potrzebowała przewodnika. Posłał jej lekki uśmiech i opuścił izbę chwilę po Cerau.
Ten tymczasem zaraz po wyjściu natrafił na Krisa.
- Szefie, jakiś facet łaził po lochach. Nie chciał się poddać i nie żyje już. Przeszukaliśmy go i znaleźliśmy tylko list - po tych słowach wręczył szefowi kartkę.
Cerau zlustrował Krisa krótkim spojrzeniem i zerknął na kartkę. "Twoim zadaniem jest przemierzenie gęstwin lasów które napotkasz. Nie będzie to zbyt trudne, gdyż w końcu spotkasz na swojej drodze wąską aleje. To między jej cierniami odnajdziesz tętniący życiem port. Z niego masz wypłynąć na Morze Cienia. Następnie kieruj się na północ aż dojrzysz nikłe opary mgły. Dopłyń do miasta. Tam się widzimy. Nie zawiedź mnie." Zmarszczył brwi. Dziwnie to wszystko brzmiało, ale znał trochę te tereny. Morze Cienia, tętniący życiem port. Wiedział. Ale wypływać? Dokąd? Przecież tam nic nie było... Chociaż może jednak... Niby słyszał o wyspie Maar, która była wręcz... Legendarna. Ale to był mit. Nigdy nie słyszał o tym, żeby ktoś ją znalazł. Ale... W sumie Morze Cienia było spore. Mgły ograniczały widoczność. No nic, z czystej ciekawości - będzie chciał to sprawdzić. Swoje lata ma, a coś ciekawego do przeżycia jest... Mile widziane. Westchnął.
- Rano wyruszam.
- Ale... Wierzysz w te brednie?
- Kris, dobrze wiesz, że tam nie ma żadnej wyspy, tak?
- No... Tak. Dlatego to brednie.
- Też tak myślę, ale chcę to sprawdzić. Dla zasady.
- Płynąć z Tobą?
- Nie, dam sobie radę sam. Ty masz pilnować lisołaczki i wszystkich moich spraw. Wiesz, że Ci ufam. Jak wrócę, wszystko ma być w najlepszym porządku. Jestem pewien, że mnie nie zawiedziesz. - Położył mu rękę na ramieniu i po chwili zrobił krok w tył. Wyciągnął rogi.
- Ktoś śledził tego faceta od zlecenia tak? Rogi były warunkiem, dzięki któremu zlecenie miało zostać zakończone. Trzymaj. - Wręczył mu je.
- No... Dobra. Jak wolisz.
- Ma być 1300 ruenów. Odlicz działkę dla rudej za wykonanie i zostaw na jej łóżku. Taka mała... Obietnica. - Pokręcił głową, nie zmieniając przy tym wyrazu twarzy.
- Jasne.
- No, dzięki za szybkie przyniesienie listu. Co zrobiliście z ciałem?
- Pozbyliśmy się, jak zawsze. Nie ma nawet śladu, zresztą, to nie tutejszy. Był wampirem.
- O. - Cerau zmarszczył brwi i chwilę milczał, szli już razem ku bazie.
- Ale poradziliśmy sobie. Nie jesteśmy nowicjuszami.
- Wiem przecież. - Odparł. To zmieniało jednak trochę postać rzeczy. Wampiry... Hmm, trochę o nich wiedział. Ale... Nie ważne. Zajmiesz się przygotowaniem mi rzeczy na wyjazd? Pogadaj z Marie i Eirą, one wiedzą dlaczego i po co. Ja jestem zmęczony. Jeszcze się rany nie zagoiły... - Po tych słowac westchnął. Czuł się faktycznie jakoś wypłukany z sił.
- Jasne, rozumiem. Zajmiemy się tym. Jaka oficjalna wersja dla naszych ludzi, dlaczego wyjechałeś?
- Hmm. Interesy. - Odparł po chwili. Dotarli już na miejsce.
- Jasne. Powodzenia.
- Dzięki, może się przydać.
Po tych słowach weszli do środka. Uścisnęli sobie dłonie i poszli w swoje strony. Kris pogadać z Eirą i Marie, a Cerau do swojej komnaty.

****

Rano się obudził całkiem rześki. I dobrze. Wyszedł i zdał sobie sprawę, że wszystko było już gotowe. Przebrał się i sprawdził ekwipunek przy sobie - sztylety, ostrza... Jakieś tam pierdoły. w sumie, nie potrzebował więcej. A rzeczy które miała przygotować Eira z Marie... Ziele, pełniące rolę medykamentów na pilne potrzeby. Dlaczego one miały to przygotować? Bo razem się dobrze dogadywały i mogły to przygotować tak, żeby nie zajmowały wiele miejsca. A Cerau nie miał zamiaru łazić z torbą, plecakiem, czy czymkolwiek w ten deseń. Na szczęście miał sporo kieszeni, więc nie musiał się o to martwić. Znalazł pomieszczenie w którym akurat znajdowała się Marie razem z Eirą. Uśmiechnął się lekko na ten widok. Była wczesna pora. Ranek, świt w sumie. Podszedł do nich.
- O wilku mowa. - Rzuciła Marie.
- No właśnie. Ty to byś tylko się gdzieś pakował. Usiedzieć na dupie do cholery nie potrafisz. - Rzuciła Eira z lekkim uśmiechem na twarzy.
- No co poradzić... Taki już jestem. Dzięki za przygotowanie. Postaram się wrócić jak najszybciej.
- O to się nie martwimy. Umiesz o siebie zadbać. - Rzuciła Eira.
- Umie... Jak go później zawsze muszę stawiać na nogi. - Warknęła Marie.
- Ehh, wy to zawsze zrobicie problemy... - Zaśmiał się Cerau i podszedł do Eiry.
- Wrócę. - Przytulił ją, a ta wtuliła się w niego. - Wiem, że wrócisz. Tylko szybko. Proszę. - Odparła po chwili.
- Postaram się. - Dodał i kiedy skończyli się przytulać, uściskał również Marie.
- Tylko się nie połam, bo tak daleko Cię nie będę składać, nie ma mowy.
- Tak wiem, też Cię kocham. - Zaśmiał się, to była oczywiście ironia. Ahh, jak on nie cierpiał pożegnań. Po chwili puścił również Marie.
- Do zobaczenia. - Rzucił nonszalancko i ruszył ku wyjściu. W drzwiach natknął się na Lee... Wspaniale.
- Szefie. - Rzucił ten krótko.
- Wyjeżdżam w interesach. Pilnuj rudej, żeby w nic nie wpadła.
- Się rozumie. - Odpowiedział natychmiastowo młodzieniec. Uściskali sobie dłonie i... Cerau jakby nigdy nic wyszedł. Był trochę przywiązany do tego miejsca, musiał przyznać. Ale mimo wszystko... Był jednak na tyle sobą, że na dłuższą metę go to nie obchodziło.
Wyruszył, tak jak było zapisane na liście znalezionym przy wampirzym gońcu. No cóż... Przyszłość miała pokazać, do czego miało to doprowadzić...

[Ciąg dalszy : Cerau]
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Siedział przy stole z zarzuconymi nogami popijając wino. W butelce została połowa szkarłatnego trunku w czasie gdy bard i tancerka dawali swój pokaz. "Co oni w tym takiego widzą? Nie jest fenomenalna." Po tych myślach nakrył oczy kapeluszem i wsłuchiwał się w grajka, który przypominał mu jego przygody z poprzednich dni. "Czyli tak działają pokusy... " Wszyscy szaleli tylko on sam nic nie czuł, żadnej nawet ochoty spojrzenia na wijącą się pannę. Przerzucał tylko wykałaczkę w ustach i co jakiś czas przysuwał do ust krawędź kieliszka. Wiedział, że to piekielna z nauk pobieranych w klasztorze wieki temu i doskonale znał ich metody działania. Uwodziła wdziękiem podkolorowywanym magią. Tej wychodziło to nieźle. Niemal każdy w karczmie był w nią wpatrzony jak w obrazek. "Prawie każdy..." Uśmiechnął się szyderczo. Ale daleko jej było do perfekcji - skwitował nalewając sobie kolejną lampkę.

        Kątem oka, spod kapelusza, dostrzegł otwierające się drzwi. W tłumie zostali niezauważeni ale Loki szybko ich zlustrował. Wydawali się zwykłymi klientami. Pozostawszy przy tej myśli wrócił do swoich "zajęć". Zwrócili tylko jego uwagę, nic więcej. Obserwował ich jeszcze przez chwilę po czym znów nakrył się kapeluszem poprawiając go dłonią. Wpatrywał się w wiwatujący, krzyczący i rzucający sakiewkami tłum osiłków po kilku głębszych. Gdzieś cały czas przemykali się ci dwaj mężczyźni ubrani na czarno. Po chwili dopiero postanowił się przyjrzeć ich strojom. Nie wyglądali na zmęczonych drogą kupców czy mieszkańców tejże miejscowości. Coś przykuwało uwagę w ich osobach. I nie było to nic co mogło by być nastawione pozytywnie. "Kim wy do diaska jesteście...?" Rzucił w myślach przyglądając się jednemu z nich wchodzącego w większe zagęszczenie. Ledwo zdążył powiązać koniec z końcem i uzmysłowić sobie kim byli nowo przybyli goście a wśród najbardziej podchmielonego towarzystwa wybuchła jatka. Ludzie rzucali się na siebie. W ruch poszły pięści, łokcie, kolana i buty. Wszystkiemu temu towarzyszyły wyzwiska mniej lub bardziej wyrafinowane jeśli takowe w ogóle istnieją.
        -Eh...Hołota... - Podniósł się z miejsca podnosząc z blatu swojego stołu lampkę z winem. W samą porę, gdyż para walczących właśnie się na ten stół rzuciła rozbijając go na części. Loki złapał jeszcze w locie upadającą butelkę z jeszcze częścią zawartości. - Ostrożnie panowie... - Zganił ich, pozostając niewzruszonym na otaczający go chaos. W duchu nie mógł powstrzymać uśmiechu. Dopijał ostatnie krople z kieliszka gdy nad jego głową przeleciało krzesło z łoskotem rozbijając się o podłogę gdzieś po lewej. "Pasowało by chociaż odprowadzić kobiety do wyjścia." W sumie było to spostrzeżenie na miejscu, gdyż nie daleko od jego stołu stała rudowłosa, z którą spotkał się w swojej kwaterze, a była zaczepiona przez jednego z tych nowych gości. Jednak nie mógł dostrzec ani jej, ani pokusy. "Chyba czas się ewakuować." Rzucił lekko dopijając resztę wina z butelki i rzucając ją na ziemię. W tym momencie wrzawa rozgorzała na dobre. Już w całej karczmie się lali po mordach, a nie tylko w okolicy sceny. Przemieniony też musiał sprzedać kilka ciosów nierozgarniętym obywatelom tego miasta. Przed kilkoma skierowanymi w jego stronę też wykonał udane uniki. Dziękował po cichu, że alkohol nie działa na niego tak jak na resztę społeczności.

        Wijąc się tak przez kilka chwil ujrzał ruch przy drzwiach, które się uchyliły a przez próg przewinęła się szata tancerki. Nie była sama, po chwili za nią wyszła rudowłosa. "Co wy dwie knujecie?" Było jasne, że albo to jakiś nieprawdopodobny zbieg okoliczności, albo są ze sobą w zmowie i właśnie okradły niezliczoną ilość gości. Szybko sprawdził kieszenie i to co miało w nich być, było na swoim miejscu. Na szczęście tylko on umiał i miał możliwość wyjęcia rzeczy ze swojej "torby". Miał zamiar wyjść tyłem przez bar i przyjrzeć się ich zamiarom. Może nie było to w naturze kanciarza, ale w tym wypadku była to zwykła ciekawość. Odwrócił się w stronę baru i zobaczył czterech napaleńców zmierzających w jego stronę. "O... Znaleźli sobie ofiarę jeszcze bez obicia. Było by przykro gdyby ktoś obił im te pyszczki." Uśmiechnął się i strzelił z karku.
        -Nie mam dzisiaj czasu na zabawy, ale dla was zrobię wyjątek! - Wyczekał pierwszego ataku i od razu wykorzystał pęd pijanego woja przerzucając go rzez ramię. Biedak uderzył plecami o stół, który złamał się wpół pod naporem cielska. "Jeden." Cofnął głowę a pięść kolejnego przeleciała mu kilka milimetrów przed nosem. Wręcz poczuł powietrze od lecącego pocisku jakim była ręka dryblasa. Kolejny unik w lewo i w dół przed lewą pięścią napastnika. I kolejne dwa. "Moja kolej!" Odwinął się i zdzielił delikwenta łokciem w szyję z jego prawej. Szybki odmyk na lewą przeciwnika i unik przed ogromną łapą. Złapał go za nadgarstek i stosując dźwignię sprowadził osiłka bez większego wysiłku na ziemię, gdzie mógł spokojnie przetrącić bark. "Dwa." Trzeci był niespecjalnie zbudowanym chłopakiem mniej więcej w wieku dwudziestu paru lat. Był szybki jak na pijanego młodziaka. Uniki szły na trzeźwo Lokiemu znacznie lepiej niż wymachy chłopaka po kuflu piwa. "Oh... Dajże spokój!" Jeden wykop z półobrotu zakończył pokaz atakującego gdzieś w okolicach lady, gdzie ów się osunął na ziemię. "Trzy." Z czwartym poszło najszybciej. Demon nie czekał na ruch przeciwnika. Podszedł i z marszu wymierzył potężne uderzenie prosto na twarz pięścią. Na tym się skończyło. Wielkie cielsko upadło jak porażone piorunem. Wszystko trwało raptem kilkanaście sekund. Po chwili już był za barem przeskakując nad nim. Poprawił płaszcz i kapelusz. Sięgnął jeszcze po kolejną butelkę wina i schował ją do eterycznej torby. Znalazł drzwi i przekroczył je.

        Nadal panowały nocne ciemności. Rozświetlały je tylko lampy na ulicach. Obiegł dookoła karczmę i zatrzymał się przy ścianie, która skręcała pod kątem zmieniając się w ścianę frontową. Schował się za rogiem i obserwował delikatnie rozmazując w powietrzu swój kontur skutecznie uniemożliwiając wypatrzenie go. Widział obie kobiety związane walką. Ruda miała wyraźnie przewagę uzbrojona w cały arsenał noży, którymi rzucała precyzyjnie i z ogromną szybkością. "Dobrze, że z nią nie walczyłem. Ale trzeba to przer..." Urwał myśl widząc wychodzącego z drzwi jednego z tych "nowych". Stanął w progu i obserwował. Pokusa w tym czasie zdążyła przemienić się w swoją naturalną postać i próbowała odlecieć gdy nóż przeszył jej skrzydło. Ruda dosiadła Pokusy próbując wbić jej nóż w krtań. Ta jednak stawiała opór krwawiącymi palcami. Lokstar nie mógł interweniować, gdyż wiedział, że skończyło by się to pojedynkiem z tym "obserwatorem". Miałby kilka asów ale nie byłby nic zdziałać swoimi iluzjami jeżeli by nie mógł nikogo dotknąć. Postanowił biernie obserwować. Ruda dziewczyna szybko rozprawiła się ze skrzydlatą wbijając jej nóż pod żebra, który właśnie dobyła z ziemi nieopodal jej nóg. "I pozamiatane. Nieźle to rozegrali." Ruda szybko posprzątała po zamieszaniu i zawlekła ciało w okoliczny zaułek. Wyszła z niego po kilku chwilach z trofeum w dłoni, które szybko schowała do torby. Tak wyekwipowana zmierzała do karczmy, z której przed chwilą wyszła. Loki niemal błyskawicznie ulotnił się z miejsca, w którym stał. Nie chciałby zostać teraz zauważonym. Pewnie byłby pierwszym do odstrzału jako świadek. Wskoczył przez pierwsze otwarte okno i przyczaił się przy ścianie jakby nigdy nic. Oparł się o ścianę plecami. Podwinął nogę i włożył w usta wykałaczkę, ponieważ poprzednią zgubił w walce przed barem. Wszystko bacznie obserwował spod kapelusza.

        Przeczekał aż zabójczyni zda raport szefowi. "Czyli moje przeczucia mnie nie zawiodły. Chytre. Dobra dywersja i szybka akcja." Po krótkiej rozmowie mężczyźni wyszli a w karczmie zostali tylko ci co zdołali się ostać bo bijatyce, on sam i rudowłosa przy barze. Wstrzymał się jeszcze przez chwilę przed jakimkolwiek działaniem. Dopiero po kilku minutach zdecydował się na ruch. Przerzucił klasycznie wykałaczkę, poprawił okulary i podszedł do baru odsuwając sobie krzesło, na którym siedział przed chwilą jeden z członków, z którymi rozmawiała.
        -Nic się Pani nie stało? - Spytał z udawaną troską... - Wygląda pani na zmęczoną. Czyżby jakiś z osiłków próbował panią skrzywdzić? - Ciągnął ironiczną grę, mimo, że wiedział na co stać rozmówczynię. W trakcie tej wypowiedzi na swoim miejscu, na wszelki wypadek, wykreował swoją nienamacalną podobiznę. A sam niedostrzegalny, stanął zaraz za nią. Jako, że mógł skupić się tylko na jednej osobie, dla której musiała być w tej chwili maksymalnie prawdziwa ta kopia, mógł pozwolić sobie na wiele. Nawet zapach udało mu się odwzorować w odpowiednim natężeniu i rozmieszczeniu. Takie detale zawsze sprawiały mu przyjemność, gdy wychodziły zgodnie z planem. - Może napije się Pani wina? - Rzekł delikatnie i miło, stawiając na ladzie butelkę wytrawnego trunku. W tym samym czasie zrozumiał, że cała iluzja była zbędna i niepostrzeżenie wskoczył na swoje miejsce. - Oh, gdzie moje maniery? - Wychylił się za kontuar i wyjął dwa kieliszki. Nalał i podstawił przed Rudą. - Na mój koszt. W ramach przeprosin za to na piętrze. - Dokończył wyczarowując w swej dłoni różę w kolorze włosów towarzyszki. Kwiaty i inne drobne przedmioty, to jedne z niewielu rzeczy, jakie mógł kreować, aby były namacalne w sposób fizyczny. Choćby przez kilka chwil. Po jakimś czasie po prostu znikały. Ową różę położył obok kieliszka ze szkarłatną cieczą. Odłożył też kapelusz i okulary na ladę baru oraz wyrzucił wykałaczkę. Sam chwycił lampkę i skierował się z nią ku Rudej.
         - Lokstar Van Yallan. - Przedstawił się unosząc kieliszek i uśmiechając się zalotnie.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Fargoth - miasto przemysłu wydobywczego. Po kilku tygodniach błądzenia i szukania drogi Archer w końcu był na miejscu
- No wreszcie dotarłem... a więc to jest Fargoth - mruknął szermierz przekraczając bramę miasta. Trzeba było przyznać miasto było całkiem ładne i wyglądało na duże, czyli niezbyt odpowiednie dla kogoś kto nie umiał odróżnić północy od południa. Blaze jednak nie miał czasu się tym przejmować, po pierwsze musiał odnaleźć jakiś sklep z mieczami lub kowala by kupić nową katanę. Choć Jesienny Deszcz i Smoczy Zabójca sprawowały się świetnie o tyle, każda inna katana po prostu nie nadawała się. Przez 158 lat swego życia zniszczył ich już tyle że przestał liczyć. Po drugie jeśli znajdzie już to co trzeba albo i nie, będzie musiał przespać się w jakiejś karczmie. Oczywiście najpierw trzeba było odnaleźć te miejsca, więc Arc ruszył przed siebie, nie pytając o drogę. Pomimo fatalnego wyczucia kierunku połelf nie miał większych problemów z odnajdywaniem kowala czy sklepu z bronią.
- Ciekawe co znajdę w tym mieście - powiedział szermierz, będąc przygotowanym na niespodzianki. Wszak wielu było ludzi, którzy wykorzystywali nieostrożność turystów w celu ograbienia ich z drogocenności
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Oddała trofeum bez słowa, jednak kącik ust drgnął jej niekontrolowanie, gdy Cerau stwierdził, że czerwony policzek dodaje mu uroku. Sam szef zachował kamienną twarz, nawet gdy zbliżywszy się na minimalną odległość, która przyprawiła by o palpitacje serca strzegące moralności cnotliwe starsze damy, szeptał jej do ucha wyraźnie dwuznaczny tekst. Nie dał jej nawet czasu na odpowiedź, szybko wychodząc z karczmy. Oj, czyżby ubodła go jej obojętność sprzed chwili? Cóż, trudno. Może Cerau czuł się w Fargoth na tyle swobodnie, żeby nie dbać o podstawowe zasady konspiracji – chociaż tej tezie przeczyła starannie wyreżyserowana scena z pijackimi zalotami – ale Akarsanie ciężko było wyzbyć się wpojonych od dzieciństwa nawyków.


        - Posłuchaj mnie uważnie.
        Młody, niedbale ubrany mężczyzna kucał przed małą, na oko siedmioletnią dziewczynką i trzymając ją za chude ramionka, z naciskiem powtarzał polecenia. Na drobnej, okolonej burzą rudych włosów twarzy malował się wyraz absolutnego skupienia, gdy początkująca złodziejka spijała każde słowo z ust mentora.
        - Będę czekał na ciebie w tej karczmie z zielonymi drzwiami i białym konikiem nad wejściem, widzisz ją? No dobrze. Więc gdy złapiesz już łup, musisz przyjść tutaj i mi go przekazać. Ale pamiętaj, nie możesz w żaden sposób pokazać że się znamy, jasne? Udawaj że się zgubiłaś, albo na kogoś czekasz, co ci akurat wpadnie do głowy. Tylko nigdy, przenigdy, nie pokazuj że coś łączy cię ze wspólnikiem. Zrozumiałaś? Zapamiętasz?
        Z powagą na twarzy skinęła lekko główką.



        Nie, Akarsana nie czuła się w mieście na tyle bezpiecznie, aby podczas wykonywania zlecenia odrzucić absolutną kontrolę i pozwolić sobie na trochę swobody.
        Jakby na potwierdzenie tych przemyśleń, krzesło, które niedawno opuścił Cerau, odsunęło się ze skrzypnięciem. Lisołaczka odwróciła się gwałtownie, strącając przypadkiem kieliszek, który malowniczo roztrzaskał się na kawałki. Barman, leżący wciąż bez przytomności za kontuarem, nie miał niestety możliwości wystąpić w obronie niszczonego mienia. Może to i lepiej dla niego? Zwłaszcza gdyby nowy towarzysz rudowłosej stanął w jej obronie.
        Nie znała jeszcze jego możliwości, ale kpiący ton głosu, którym zadał pytanie o bezpieczeństwo rozmówczyni, był alarmujący. Sugerował wyraźnie, że człowiek o demonich oczach widział więcej niż powinien. A to sprawiało, że pomimo jego wytwornych manier i kurtuazyjnych gestów Akarsana musiała mieć się na baczności.
        Ujęła w dłoń napełniony przez niego kieliszek i upiła łyk, chcąc zyskać na czasie. Nieznajomy prawdopodobnie miał zamiar ją szantażować i o ile w tej chwili nic jej nie groziło, tak po odkryciu przez przypadkowego przechodnia ukrytego w zaułku ciała nieostrożne słowa ze strony czarnowłosego mogłyby stanowić problem.
        - Przeprosiny? – Zaśmiała się perliście, podziwiając otrzymany kwiat. Nigdy jeszcze nie widziała tak pomarańczowej róży, nawet na rysunkach w wielokrotnie przeglądanych u Zielarki księgach, które, jak myślała , zawierały wszystkie istniejące rośliny. – Ależ nie ma pan za co przepraszać! Nawet anioł straciłby chyba cierpliwość, gdyby tak gwałtownie wyrwano go ze snu. – Udając zawstydzenie z powodu swojego wcześniejszego zachowania, opuściła wzrok.
         U nóg jej krzesła leżały nadal resztki kieliszka, lecz wino zaczęło już wsiąkać w podłogę. Czerwone strużki alkoholu, znaczące swoje ścieżki wśród ciemnego drewna, nieodparcie przywoływały wspomnienia niedawnej walki. Krwistych smug w hebanowych włosach i gasnących powoli pięknych oczu. Zginęła, bo była pokusą. Była inna. Tak jak sama Akarsana. Kto wie, może w równoległym wszechświecie losy potoczyły się inaczej i to czarnowłosa tancerka dostała zlecenie na rudą? Lisołaczka nie łudziła się, na jej gatunek polowano od zawsze. Przecież to właśnie z powodu krążącego wokół najemnego łowcy opuściła gościnny dom Zielarki i krążyła po świecie, nigdzie nie osiedlając się na dłużej. I gdy już myślała, że znalazła miejsce dla siebie, okazało się że w mieście rezyduje jakiś szajbnięty kolekcjoner, który bez wątpienia zapłaciłby niezłą sumkę za skórę lisołaka.

        A co, jeśli siedzący obok mężczyzna jest jednym z szukających takich makabrycznych trofeów i chce na nią zapolować? Nie od rzeczy stare wiejskie baby ostrzegały młódki: „jeśli rudy, sprawdź czy we włosach uszu lisich nie chowa!”. Blada cera i gęste, rude włosy, chociaż nierzadko występujące również u zwykłych ludzi, były znakiem rozpoznawczym lisołaków. Zaniepokojona, spojrzała na towarzysza.
        Ten jednak, nie mając pojęcia o wewnętrznych rozterkach Akarsany, rozwiał je w jednej chwili. Bowiem gdy tylko usłyszała jego nazwisko, powiązała je natychmiast z zasłyszaną wcześniej rozmową strażników, a wyjęta „znikąd” róża, którą wplotła wcześniej we włosy, była jedynie potwierdzeniem jej domysłów. „Iluzjonista” pomyślała z ulgą. Wychowywała się wśród podobnych ludzi i chociaż ten mężczyzna wyglądał inaczej niż jej przyszywana rodzina, nadal był iluzjonistą. A to dla rudowłosej oznaczało zabawne sztuczki, świetne maskowanie się podczas złodziejskich wypraw i szulerstwo przy karcianym stole. Nic poważniejszego, a już na pewno nie polowanie na niewinne lisołaczki. Uspokojona, uśmiechnęła się do niego szczerze.
        - Jestem Akarsana – Przedstawiła się, stukając własnym kieliszkiem w ten uniesiony przez Lokstara. – I właściwie to ja powinnam pana przeprosić za to nocne najście. Absolutnie nie było moim celem przerwanie czyjegokolwiek wypoczynku, chciałam jedynie odzyskać swoje rzeczy. – Uśmiech powoli zniknął jej z twarzy, zastąpiony rozgoryczeniem. Cały czas obserwowała reakcje mężczyzny. – Chyba jednak muszę pożegnać się z myślą, że jeszcze je zobaczę. – Ze smętną miną delektowała się dalej alkoholem. Jedynie bardzo intensywne smaki były w stanie pobudzić jej kubki smakowe, więc picie jakiegokolwiek wina poza wytrawnym nie miało większego sensu. Na szczęście, Lokstar chyba podzielał jej gust i napełnił ich kieliszki ulubionym gatunkiem lisołaczki, odznaczającym się głębokim, ciemnobordowym kolorem.

        Gdy pochyliła się lekko nad kieliszkiem, płatek róży oderwał się i delikatnie opadł na powierzchnię cieczy. Akarsana chwyciła go w dwa palce i z lekkim uśmiechem odłożyła obok.
        - Zapomniałam podziękować panu za ten piękny kwiat. – Zwróciła się do iluzjonisty z uwodzicielskim spojrzeniem. – Można spytać, gdzie go pan znalazł? Jeszcze nigdy nie widziałam takiego koloru płatków, chociaż znam się nieco na botanice, a i miejsc na tym świecie odwiedziłam sporo.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

         - Myślę, że również nie masz za co przepraszać. - Uśmiechnął się lekko zdejmując z głowy swój kapelusz. - Przypuszczam że też byłbym niezmiernie niepocieszony, gdybym dowiedział się, że ktoś przywłaszczył sobie kilka moich rzeczy. Dobrze cię rozumiem, Akarsano. - Ciągnął, a gdy skończył upił niewielki łyk z kieliszka. Jej zachowanie zmieniało się z minuty na minutę i doskonale dało się to wyczuć. Jednak nie były to tak oczywiste zmiany. Dla jakiegoś postronnego obserwatora nic w zasadzie się nie zmieniało. Chwilę ją obserwował w milczeniu.

         - Spytałaś o to skąd mam tą różę. Muszę cię jednak zmartwić. To jest moja słodka tajemnica. Wyobraź sobie co by było, gdybym to komuś zdradził. - Opuścił okulary by spojrzeć na nią bez zmieniających barwę świata szkieł. - Nie była by już taka wyjątkowa, prawda? - Uśmiechnął się równie zalotnie i po raz kolejny sięgnął po lampkę trunku. Nie mówił wiele. Patrzył przed siebie, rozmyślając gdzie zawiedzie go kolejny dzień. W tym czasie podniósł się ziemi oprzytomniały barman. - O tutaj pan jest. - Zaśmiał się Loki. - Nie obrazi się pan, sam się obsłużyłem.
         - Ty! jak mogłeś mnie tak potraktować?! - Sapał czerwony barman.
         - Nie denerwuj się tak, towarzyszu. Złość piękności szkodzi, prawda milady? - spojrzał zalotnie na Akarsanę - Ach... przepraszam. Tobie mój drogi już nic nie pomoże. - Zadrwił szyderczo Lokstar.
         - Ja ci dam mnie obrażać. Zaraz się policzymy! - stękał przez zaciśnięte zęby wściekły jegomość.
         - To ile sobie życzysz? Cztery Rueny? - Drwił dalej demon.
         - Ta zniewaga krwi wymaga! - Wrzasnął barman uderzając wyjętym spod lady nożem w blat.
         - Jak sobie życzysz, panie. - Loki wyjął swój sztylet, przeciął skórę na swojej lewej dłoni po czym zostawił szeroką linię między sobą a atakującym barmanem. Nagle ton Lokstara się zmienił. - Nie dostaniesz ode mnie nic, złodzieju. Myślałeś, że uda ci się mnie wykiwać? Będąc dobrym a potem zwyczajnie wejść do mnie i ukraść co ci się żywnie podoba? Wybacz ale nie mam na to siły. - Odwrócił się w stronę rudowłosej towarzyszki z uśmiechem - Aha, zapomniał bym... - Wymierzył potężny prawy prosty w środek twarzy barmana. - Napiwek. - Sapnął. Brzuchaty barman znów leżał na deskach nieprzytomny.
         - Przepraszam za to. Myślę, że to on ma twoje rzeczy gdzieś w swoim pokoju albo na zapleczu. - Powiedział ciepłym głosem zdejmując okulary i chowając je do kieszonki. - Chętnie pomógłbym ci ich szukać ale jak się ocknie to naśle na mnie pewnie cały batalion straży. Tacy jak oni mają przekonywujące kieszenie.

         Delikatnie odstawił krzesło na swoje miejsce, założył kapelusz, okulary i zostawił sakiewkę złotych monet na blacie. - To na nocleg i jakbyś nie znalazła swojego ekwipunku, byś mogła kupić nowy. Wiem, że to niewiele ale w tej chwili nie jestem zbyt hojny. Wybacz pani. - Skłonił się wpół, sięgnął po dłoń towarzyszki i pocałował. Wyprostował się, włożył do ust wykałaczkę i powoli się oddalił. Podchodząc do drzwi posadził na ramieniu białego królika i dodał. - Jeszcze się spotkamy, milady. Mam nadzieję, że w przyjemniejszych okolicznościach. - Uśmiechnął się i wyszedł przez drzwi.

        "Teraz to będzie ciężko się zmyć. Bramy pozamykane." - myślał nad drogą wyjścia z tego miasta jak najszybszą drogą. "Konia, królestwo za konia" Spojrzał przez lewe ramie i ujrzał pięknego rumaka. Wszak przyodziany był tylko w ogłowie ale to wystarczyło. Podszedł do niego, wskoczył po cichu i spiął go. Ruszyli w stronę najbliższej bramy. "Świta, jeśli się dobrze zgram, to opuszczę miasto w momencie gdy otworzą bramy." Trafił bez pudła. Mijając właśnie unoszoną bramę lekko się schylił by nie zgubić kapelusza. Pomknął przed siebie na południe.

"Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy."


        Pomyślał o niewidomej blond skrzypaczce oraz rudowłosej.

        "Phi... Zasady są po to żeby je łamać!" Te myśli towarzyszyły mu jeszcze długo w podróży w nieznane.

Ciąg dalszy : Lokstar
Ostatnio edytowane przez Lokstar 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Po dość długich poszukiwaniach Archer zauważył w końcu szyld sklepu zbrojmistrza znajdującego się nieopodal. Nie było mu jednak dane skierować tam swe kroki, gdyż został wciągnięty przez kogoś w ślepy zaułek i przyparty do ściany ze sztyletem przy gardle.
- Oddaj wszystko co masz a może oszczędzimy twoje marne życie - warknął właściciel ostrza, przyciskając je nieco mocniej do gradła szermierza. Prócz niego półelf zauważył jeszcze czterech podobnych mu zbirów. Wszyscy byli zarośnięci i niechlujni oraz dobrze uzbrojeni, co świadczyło o tym, że znali się na swoim fachu, każdego z nich rozpoznał też z listów gończych.
- Mam do was pytanie - powiedział Arc patrząc zimnym wzrokiem na zbója, który najwyraźniej był przywódcą bandy. - Jaka jest za was nagroda? - To pytanie wywołało lekkie poruszenie wśród pozostałej czwórki bandziorów.
- A po co ci to niby wiedzieć? Jesteś łowcą nagród czy jak? - odwarknął nożownik mocniej zaciskając dłoń na rękojeści sztyletu. Dało się jednak zauważyć utratę pewności siebie.
- Owszem jestem łowcą nagród, choć częściej mnie określają mianem Łowcy Piratów - odpowiedział Blaze z upiornym uśmiechem na twarzy. Na te słowa reszta bandy cofnęła się do tyłu.
- T-teraz go poznaję to jest "Łowca Piratów" Archer znany także jako "Krwiorzercza Bestia z Oceanu Jadeitów" - krzyknął jeden z nich, nie kryjąc swojego strachu.
- Ach tak? - odpowiedział ten ze sztyletem - Jak to się śmiesznie złożyło. Łowca stał się teraz zwierzyną. Jeśli cię zabiję, to stanę się znany jako "Zabójca Łowcy Piratów" - dodał rechocząc.
- Nie... - powiedział szermierz ze stoickim spokojem - To łowca znalazł swoją zwierzynę... - Zanim zbój zdążył zareagować Arc dobył Smoczego Zabójcy i zadał szybkie cięcie w bok. Złoczyńca zachwiał się, cofnął parę kroków, po czym upadł na ziemię, tracąc przytomność. Widząc to trzech z jego kompanów rzuciło się na Blaze'a z mieczami. Ten wyciągnął Jesienny Deszcz, następnie wyciągnął ręce ustawiając obie katany pionowo przed sobą, po czym wykonał szybki obrót, który był na tyle silny by sprężyć powietrze i posłać zbójów na najbliższą ścianę. Ostatni, który się ostał, próbował szukać drogi ucieczki, niestety dla niego jedyną drogę blokował Archer, który nie miał zamiaru wypuścić bandziora po dobroci. Nie mając innego wyjścia dobył miecza i rzucił się na szermierza. Ten bez problemu uniknął ataku i uderzył biedaka rękojeścią katany w głowę pozbawiając go przytomności.
- Cóż wygląda na to że los się do mnie uśmiechnął - powiedział Blaze chowając katany, po czym obszukał bandziorów, a następnie ich związał. Okazało się że szermierz nie był pierwszą ofiarą tego dnia, gdyż prócz tysiąca trzysta ruenów, zbóje mieli też trochę biżuterii i złota. Prócz kosztowności były też 4 sztylety, lina, którą półelf związał zbójów i klucz który wyglądał na srebrny.
- No dobra wypadało, by zaprowadzić ich przed oblicze sprawiedliwości, tylko gdzie ja teraz znajdę miejsce stacjonowania wojsk? - mrukną wychylając się z zaułka by rozejrzeć się trochę. Szczęśliwym trafem miejsce gdzie przebywali żołnierze znajdowało się całkiem blisko ślepej uliczki, do której Blaze został wciągnięty. Czując że los dziś mocno mu sprzyja zabrał ze sobą związanych bandziorów i skierował się do budynku straży. Gdy dotarł na miejsce powiedział do jednego z żołnierzy:
- Powiedz swojemu przełożonemu że Łowca Piratów przyszedł odebrać nagrodę za tych tu zbirów. - Strażnik szybko skierował się do budynku, by po chwili wrócić z informacją że szermierz może wejść do środka co zresztą uczynił.
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Dokładnie tak jak przewidywała, Lokstar wywinął się zręcznie od odpowiedzi. Nic dziwnego, nie zamierzał pewnie opowiadać nowo poznanej dziewczynie o swoich iluzjonistycznych umiejętnościach, a nie mógł przecież wiedzieć, że rudowłosa połączyła już jego osobę z zasłysznym wcześniej nazwiskiem. Zamiast tego próbował odwrócić jej uwagę czarując głosem i spojrzeniem, na co Akarsana z radością mu pozwoliła, jako że znała już prawdę, a oczy były tym elementem fizjonomii mężczyzn, do którego zawsze miała słabość. W gruncie rzeczy zdarzało jej się podejmować nagłe decyzje pod wpływem tego “jak komuś z oczu patrzy” ­ chociażby w przypadku ostatniej zmiany stron i rozpoczęcia pracy dla Cerau. Spojrzenia iluzjonisty i jej szefa zdecydowanie się różniły, miały jednak w sobie coś intrygującego.

        W przeciwieństwie do karczmarza, który właśnie odzyskał przytomność i niepomny wyniku ostatniej konfrontacji z Lokstarem zaatakował czarnowłosego, w związku z czym stracił ją ponownie. Dość spodziewany efekt. Gorzej jednak, że w związku z tym incydentem towarzysz lisołaczki postanowił się ulotnić, aby uniknąć spotkania ze strażą. Zaczęła się zastanawiać, czy ona też nie powinna zniknąć, jednak lądująca na blacie sakiewka skutecznie ją usadziła. W pierwszej chwili Akarsana zawrzała oburzeniem. “Za kogo on mnie ma? Nieporadną laleczkę potrzebującą jałmużny?!“ Szybko jednak przypomniała sobie, że właściwie to sama wykreowała się na taką postać i gest iluzjonisty mógł być naprawdę próbą pomocy, a nie kpiną czy wyrazem litości. Takie zachowanie nawet do niego pasowało, w końcu do tej pory zachowywał się jak dobrze wychowany gentleman. No, może pomijając jego małe starcia z barmanem. Nie mniej jednak było to satysfakcjonujące wyjaśnienie i początkowa złość ustąpiła, pozwalając lisołaczce miło uśmiechnąć się do odchodzącego i ciepło się pożegnać.
        - Do widzenia. I proszę na siebie uważać.

        Zgodnie z sugestią czarnowłosego przeszukała dokładnie zaplecze karczmy, a potem udała się do prywatnej sypialni właściciela. Znalazła sporo złotych monet, poupychanych w przeróżnych zakamarkach, kilka butelek dobrych alkoholi oraz imponującą jak na mężczyznę kolekcję maści i pachnideł (“Laluś”, mruknęła z niesmakiem), jednak nigdzie nie było śladu po brakujących elementach jej ekwipunku. Na dodatek z dołu zaczęły dobiegać nerwowe okrzyki sugerujące, że właściciel przybytku ponownie odzyskał przytomność i postanowił powiadomić o swojej krzywdzie pół miasta. Nie wydawało się jednak, aby zamierzał udać się od razu po straż, rudowłosa postanowiła więc, że najpierw sama złoży wizytę w siedzibie zbrojnych. Nie uśmiechało jej się jednak wchodzenie w oczy szalejącemu na dole karczmarzowi.
        ­- Widać jest mi pisane wychodzenie z tego budynku w taki sposób - zaśmiała się, stawiając nogę na parapecie. Tym razem nie było na dole rycerskiego Lee, który mógłby ja złapać, zamortyzowała więc upadek zgrabnym przewrotem. Wstała, otrzepała sukienkę i ruszyła przed siebie.
        Nie miała co prawda pojęcia, gdzie szukać siedziby strażników, jednak po raz kolejny szczęście uśmiechnęło się do Akarsany i zbrojny, za którym podążyła, skierował się właśnie tam. Nikt nie zwrócił uwagi na rudowłosą, bowiem na całym dziedzińcu panowało małe zamieszanie. Jeśli dobrze zgadywała, jego powodem był wysoki, czarnowłosy mężczyzna, który przywlókł ze sobą pięciu innych, półprzytomnych. “A ten to kto?” pomyślała, mierząc nieznajomego wzrokiem. Szczególnie rzucały się w oczy trzy rękojeści, wystające spod czarnego płaszcza. "Samozwańczy pogromca złoczyńców?”

        Prawie trafiła, bowiem szermierz przedstawił się jako “Łowca Piratów”. Nie wiedziała może o piratach zbyt wiele, jednak zawsze kojarzyli jej się z morzem. Co więc mężczyzna o takim pseudonimie robił w Fargoth? Jak na razie zamierzał najwidoczniej odebrać zasłużoną nagrodę, wszedł bowiem do budynku. Celem Akarsany nie było jednak bierne obserwowanie wydarzeń tylko odzyskanie swoich rzeczy, zaczęła więc obchodzić budynek, szukając metody na wślizgnięcie się do środka. Zauważyła otwarte okno, jednak gdy podeszła bliżej, usłyszała stamtąd jakieś głosy. Niestety, wraz ze zniknięciem szermierza z dziedzińca, w szeregi strażników wkradła się nuda i jeden z nich zauważył dziewczynę.
        - Ej, ty! Czemu się tu kręcisz?
        Robiąc sobie w duchu wyrzuty za nieprzygotowanie odpowiedniej wymówki, odwróciła się z zagubioną miną w stronę idącego do niej zbrojnego. Musiała improwizować.
        - Ja? ­- Spytała niepewnie. Czujny ochroniarz był jeszcze niedoświadczonym młodzieniaszkiem i widok ładnej, niewinnie wyglądającej dziewczyny zahamował nieco jego zamiary bezceremonialnego wyrzucenia intruza. Tacy jak on często marzyli jeszcze o zostaniu bohaterami i ocaleniu nadobnej niewiasty z rąk złoczyńców, a Akarsana zamierzała dobrze to wykorzystać.
        ­- J-­ja… - wyjąkała, cofając się o krok, jakby onieśmielona. - Przyszłam powiedzieć. Bo znalazłam... Znalazłam ją. I krew. Dużo krwi.
        Nie musiała nawet używać magii, by przekonać strażnika, bo sam aż rwał się do pomocy.
        Zapomniała jednak o pewnym drobnym szczególe - skoro ona słyszała głosy osób w pomieszczeniu obok, oni też mogli ją usłyszeć.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Strażnik, który zaprosił Archera do środka, zaprowadził Łowcę pod duże, solidne drzwi pilnowane przez dwóch potężnie zbudowanych wojów. Strażnik podał powód ich przybycia oraz wydał rozkaz otwarcia drzwi. Gdy tak już się stało, Blaze wszedł do środka, ciągnąc ze sobą pechowych zbójów. Pokój okazał się dużym gabinetem ze sporą biblioteką. Znajdowało się tam kilka zbroi, wielki gobelin i biurko, za którym siedział opasły jegomość, który najwidoczniej był dowódcą. Na widok Łowcy Piratów, dowódca wstał, by powitać niespodziewanego gościa.
- Witam, witam w moich skromnych progach - powiedział z paskudnym uśmiechem wyciągając rękę .- To zaszczyt gościć tutaj tak znanego łowcę nagród. Mało dziś jest takich...
- Darujcie sobie tę gadkę... - uciął wywody dowódcy, Blaze. - Przybyłem tu w interesach, a nie na czcze pogaduszki...
- Ależ oczywiście, proszę siadać - odpowiedział zlękniony grubas, podsuwając szermierzowi krzesło. Arc usiadł nadal trzymając związanych zbójów.
- Spotkałem tych tutaj przypadkowo w tym mieście. Wiem, że są za nich spore nagrody. - powiedział Archer wskazując bandytów. - Dodatkowo znalazłem przy nich te rzeczy – dodał, kładąc na stole broń i skradzione przedmioty. Dowódca przyjrzał się temu z uwagą, po czym powiedział:
- W rzeczy samej, za tę piątkę są wyznaczone nagrody, w sumie to będzie około dwóch tysięcy pięciuset ruenów za całą bandę. Co do skradzionych przedmiotów, za ich odnalezienie również jest nagroda w wysokości trzech tysięcy ośmiuset ruenów, co razem daje sześć tysięcy trzysta... - Nagłe położenie nogi na stół przerwało wypowiedź dowódcy, który z przerażeniem spojrzał na upiornie uśmiechającego się Łowcę Piratów.
- Zapomniałem panu o czymś powiedzieć - powiedział Blaze patrząc zimnym wzrokiem na dowódcę. - Po pierwsze, wiem jaka jest prawdziwa cena za głowę tych zbójów. Po drugie, trzy tysiące osiemset również nie jest sumą adekwatną za odnalezienie skradzionych rzeczy. Po trzecie, jeśli spróbujesz mnie jeszcze raz oszukać to wybebeszę cię jak prosię... zrozumiano? – dodał, kładąc szczególny nacisk na ostatni punkt.
- A-al-ależ oczywiście, gdzież bym śmiał... - zająknął się grubas po czym wziął pióro i dwa kawałki pergaminu by nakreślić coś na nich. - P-p-proszę udać się z tym do naszego skarbnika. On wypłaci pańskie pieniądze. A tych tutaj proszę przekazać któremuś z moich podwładnych razem z rozkazem wsadzenia ich do lochu – powiedział, nie kryjąc już strachu
- Dziękuję. Miło się z panem robi interesy - odpowiedział szermierz biorąc pergaminy, po czym wstał i wyszedł wraz z oprzytomniałymi bandytami, którzy zaczęli rzucać groźbami w stronę szermierza. Gdy Arc przekazał zbójów jednemu ze strażników, udał się do skarbnika po nagrodę, która wyniosła dziesięć tysięcy siedemset ruenów. Będąc już trochę bogatszym, Łowca Piratów skierował się do wyjścia, by udać się do zbrojmistrza. Gdy wyszedł na dziedziniec, ujrzał znudzonych strażników i rudowłosą dziewicę, wyglądającą z lekka na zakłopotane dla niewprawnego oka. Szermierz spostrzegł jednak, że dziewczyna udaje i to całkiem nieźle, jednak im dłużej będzie ciągnąc tę farsę, w tym większe tarapaty wpadnie. Choć zazwyczaj Archer nie mieszał się do takich spraw postanowił interweniować.
- Ej, ty tutaj, co tu się dzieje? - spytał młodzika, który narzucał się damie. Strażnik widząc szermierza zaczął coś niezrozumiale jąkać pod nosem, po czym pod pozorem "udania się na wartę" szybko uciekł przed surowym wzrokiem Łowcy Piratów, który przeniósł się na kobietę, lekko łagodniejąc
- Czy coś się stało? – spytał, próbując nawiązać konwersację.
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Z właściwym sobie wdziękiem czarowała młodego strażnika, sprawiając że był już niemal gotowy rzucić wszystko i podążyć za nią, aby tylko pomóc. Niestety, najwidoczniej zbyt dobrze zagrała rolę nieporadnej panienki w opałach, bo w całkiem udaną konwersację wtrącił się, powracający z uginającymi się od wypłaconej nagrody kieszeniami, Łowca Piratów i spłoszył nowo poznanego towarzysza Akarsany.
        Cóż, gdyby pojawił się kilka minut wcześniej, zostałby pewnie powitany z wdzięcznością należną wybawicielowi. Jednak przez ten krótki czas lisołaczka zdołała wymyślić w jaki sposób obrócić sytuację na swoją korzyść i bynajmniej dodatkowe towarzystwo nie było jej w tym potrzebne. Zwłaszcza, że sądząc po reakcji zbrojnych, przybyły czarnowłosy zdołał zyskać już pewną sławę, jest więc, wbrew dość młodemu wyglądowi, doświadczonym podróżnikiem. Ergo, byłby prawdopodobnie w stanie połączyć rany denatki z umiejscowieniem typowych atrybutów pokus, czyli rogów, ogona i skrzydeł. Co prawda nie jest to jedyna alarańska rasa, charakteryzująca się takimi elementami, jednak gdy doda się do nich ponętny wygląd, a jeszcze ewentualnie - nie daj Prasmoku! - zeznania klientów karczmy o odurzającym ich czarze, wynik wydaje się jednoznaczny. Dlatego też Akarsana spróbowała delikatnie spławić nowoprzybyłego.

        - Nic tak istotnego, aby angażować w to samego Łowcę Piratów, proszę pana. - Dygnęła przy tych słowach, jak dobrze wychowana panienka. - Jestem pewna, że ten strażnik chętnie mi pomoże, jak przystało na jednego z obrońców naszego miasta. - Mówiąc to, podeszła do poprzedniego rozmówcy, który na szczęście nie oddalił się zbyt daleko i uśmiechnęła się do niego niepewnie. - Prawda?
        -Oczywiście! - Choć onieśmielony nieco przez słynnego szermierza, młodzieniec nie stracił moresu i natychmiast zawrócił z wyimaginowanej warty. - Co mogę zrobić?
        - Chodź za mną. - Powiedziała, poważniejąc, po czym odwróciła się i poprowadziła zbrojnego przez kręte uliczki Fargoth. Nie odwróciła się, więc nie widziała czy Łowca również za nimi podążył.

------

        Zatrzymała się dopiero tuż przed ostatnim zakrętem. Miała szczerą nadzieję, że żaden nieproszony gość nie zbłądził w zacieniony zaułek i ciało pokusy leży nadal tak, jak je zostawiła. Wziąwszy głęboki wdech, weszła za róg, słysząc za sobą kroki strażnika. Miejski zgiełk utrudniał dosłyszenie, czy towarzyszył im ktoś jeszcze, a Akarsana nie skupiała się zbytnio na nasłuchiwaniu, oto bowiem znaleźli się u celu.

        Ich oczom ukazała się wąska, niechlujna, ślepa uliczka, jakich wiele w każdym mieście. To, co odróżniało ją od reszty, leżało pod ścianą jednego z budynków. Była to młoda, czarnowłosa dziewczyna, odziana dość wyzywająco. Po podejściu bliżej, można było zauważyć jej niezwykłą urodę oraz ciemną plamę, szpecącą oliwkowe szaty na wysokości żeber. Tak, ślicznotka była niezaprzeczalnie martwa. W dodatku wyglądało na to, że sprawca lubował się w okrucieństwie, bowiem górna część czaszki dziewczęcia została rozbita, prawdopodobnie leżącym nieopodal kamieniem. Zastygłe plamy krwi pokrywały również część podłoża, a gdyby ktoś odwrócił denatkę, ujrzałby że całe jej plecy. od karku po pośladki, porozcinane są ostrym narzędziem.

        - Matulu… - Zbrojny mógł być już pełnoletni, mógł dzielnie bronić murów miasta i pilnować porządku na ulicach, ale w ciągu dośc krótkiego życia, nikt nie przygotował go na takie doświadczenia. Zbladł wyraźnie, opierając się dłonią o mur. - To twoja… koleżanka?
        - Nie znałam jej długo. - powiedziała cicho. “Jedynie jakieś 10 minut, potrzebne na wykończenie jej.” podszepnął lisołaczce złośliwy głosik, który czasem pełnił niewdzięczną rolę jej sumienia. - Ale nie potrzeba być czyimś kamratem, aby nie móc przejść obok takiego widoku obojętnie, prawda?
        Strażnik kiwnął lekko głową i zapatrzył się w zadumie na martwą dziewczynę.
        Zapadła cisza.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Szermierz chwilę przyglądał się oddalającym się strażnikowi i dziewczynie po czym wzruszył ramionami.
- Kobiety... - mruknął, po czym skierował się w stronę zakładu zbrojmistrza. Jak to zwykle w takich przybytkach bywa było tu dosyć głośno, pełno było tu mieczy, zbroi, toporów i innych podobnych sprzętów. Gdy tylko Archer przekroczył próg zakładu z miejsca powitał go właściciel - niski, lekko wyłysiały jegomość z kozią bródką. Blaze skinął głową, po czym wyciągnął jedną z katan podając ją właścicielowi.
- Jest pan w stanie ją naprawić? - spytał zakładając ręce na klatkę piersiową. Zbrojmistrz po paru minutach oględzin pokręcił głową, informując szermierza, że ta katana jest już zbyt zniszczona, by ją naprawić. Nie będąc zaskoczonym taką informacją Arc od razu zapytał czy może tu zakupić nową.
- Ależ naturalnie - odpowiedział właściciel podchodząc do półek, by zdjąć jedną z broni - Tu mam przepiękną, mocną katanę wykonaną z bardzo mocnych materiałów. Cena wynosi trzydzieści tysięcy ruenów.
- Bardzo mi przykro, ale mam niewiele ponad dziesięć tysięcy - zastopował zbrojmistrza, szermierz. Ten skrzywił się ździebko przejechał dłonią po bródce
- Za taką sumę mogę zaoferować tylko te miecze tutaj - powiedział w końcu, wskazując jedną z półek. - Możesz też odsprzedać mi te dwie wspaniałe katany i kupić sobie nowe
- Niestety nie mogę ci sprzedać tych mieczy - odparł Archer - Wiem jaka jest ich wartość, jednakże zbyt wiele dla mnie znaczą, by je tak po prostu sprzedać
- Szkoda - posmutniał właściciel - Skoro tak to proszę sobie wybrać którąś z broni na wskazanej półce - dodał wracając za ladę. Blaze podziękował skinięciem głowy, następnie skierował się w stronę półki i zaczął sprawdzać po kolei każde ostrze, jednak żadne nie wyglądało na dość mocne. W pewnym momencie Arc natrafił na katanę, która od razu wzbudziła jego ciekawość. Czuł, że ta broń jest jakaś nietypowa i że nie powinna się znajdować wśród takich gratów.
- Wezmę tą katanę - powiedział pokazując je sprzedawcy. Ten na widok miecza zrobił się blady jak ściana. Widać było, że wiedział coś o tym mieczu
- Bardzo mi przykro, ale nie mogę sprzedać tego ostrza - powiedział stając się coraz bledszy z każdą chwilą. Szermierz uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Wiem... jest przeklęty - powiedział, wprawiając właściciela w zadziwienie. - Nie posiadam co prawda zmysłu magicznego, ale w jakiś sposób czuję, że ten miecz nie jest zwykłym ostrzem.
- Więc rozumiesz dlaczego nie mogę ci go sprzedać? Każdy kto posiadał tę katanę ginął w niewyjaśnionych okolicznościach - powiedział sprzedawca uspokajając się nieco. Nie chciał mieć człowieka sumieniu.
- Tak rozumiem to doskonale... dlatego sprawdzę co jest silniejsze. Klątwa czy moje szczęście - powiedział szermierz podrzucając miecz do góry i wystawiając lewą rękę ku przerażeniu sprzedawcy. Ostrze minęło rękę Archera o parę milimetrów wbijając się w podłogę. Szermierz uśmiechnął się szeroko
- Podoba mi się. Biorę go - powiedział, następnie położył swój dzisiejszy zarobek na ladzie przerażonego zbrojmistrza, ten spojrzał na worek wypełniony monetami i pokręcił głową
- Nie mogę przyjąć pieniędzy od kogoś kto nie boi się klątwy tego miecza. Proszę zatrzymaj je na inną okazję - powiedział sprzedawca oddając pieniądze zaskoczonemu szermierzowi, który podziękował za pomoc i opuścił zakład zbrojmistrza by skierować się w stronę karczmy.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości