Leonia[Miasto i jego okolice] W poszukiwaniu wróża

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Nie musisz się posuwać do takich kroków, nie uważam, by nasza sprawa była warta dla ciebie aż tyle i z łatwością to zrozumiem… - Powiedział szybko Loring, kiedy smok napomknął o możliwości zastosowania gróźb. Melmaro mogli się spodziewać, że Weihlonder nie zechce im odpowiedzieć, dlatego to ich nie uraziło, jednak postanowili już więcej nie odzywać się do starszego smoka jako pierwsi. O ironio, czyż nie była to dla niego nagroda?
Karczma faktycznie bała niezwykle gustowna, przynajmniej podług innych w Alaranii, a tak dokładniej – widzianych przez Gotlandczyków. Sama nazwa nic im nie mówiła, Urgoth zapytał nawet Dara o to czym jest „Behemot”, jednak kiedy znaleźli się w środku, na twarzach pojawiły im się uśmiechy. Taaak… Zdecydowanie melmaro uwielbiali się bawić, a to na taką właśnie zabawę wyglądało. Nawet Loring, do tej pory chyba najbardziej spięty z nich wszystkich, wyraźnie się rozluźnił i zaśmiał.
- Chodźcie, znajdziemy te dwa stoły, a później napijemy się piwa. – Powiedział wesoło złotowłosy do braci, rozglądając się za wolnym miejscami. Miejscami, których nigdzie nie mógł zlokalizować, tak wielu bowiem było tutaj ludzi. Wystarczyło, by chwilę się porozglądał, by jego uwagę znów przykuło otoczenie i tańczący ludzie. Już tak dawno się nie bawił…
Wkroczenie złotego rycerza wywołało duże zainteresowanie wśród najbliższych, a już najbardziej wśród kobiet. Wysoki, pewny siebie, przystojny, z wysoko podniesioną głową – emanował siłą i męstwem, a jego zbroja – mimo zniszczeń, które jedynie podkreślały w tym momencie jego waleczność – dawała innym jasno do zrozumienia, że stojący przed nimi blondyn nie należy do najbiedniejszych.
- Znowu się zacznie. – Mruknął Pequris, obserwując wpatrzonych w melmaro przewodniego ludzi.
- Znowu zazdrościsz. – Zaśmiał się Urgoth i trącił żartobliwie leśnego, po czym krzyknął do najbliższych kobiet – wyjątkowo urodziwych, należałoby dodać. – Moje drogie panie, jesteśmy po raz pierwszy w tym mieście, a mój towarzysz, ten oto złoty rycerz, przybywa z dalekich stron, w poszukiwaniu zabawy i jakże potrzebnego nam wszystkim odprężenia! Prawdziwy z niego szlachcic, w dodatku świetnie tańczy, jednak zawsze na początku wykazuje się pewną dozą nieśmiałości. Pokażcie jak przyjemnie witacie przyjezdnych, pomóżcie mu się rozerwać.
Urgoth mrugnął z uśmiechem kobietom, natomiast zaskoczony Loring obrócił się gwałtownie do przyjaciela.
- Co? Nie, nie, nie, nie, zwariowałeś? Poza tym jaki nieśmiały? Co ty knujesz, nie mam zamiaru brać udziału w twoich żart…
Złotowłosemu nie dane było dokończyć, gdyż kobiece dłonie pochwyciły jego własne, a on sam został zaprowadzony przez dwie kobiety na większą przestrzeń wolnego miejsca.
- Szlachetny rycerz naprawdę jest nieśmiały? Muszę powiedzieć, że nie wygląda… - Powiedziała z szerokim uśmiechem jedna z kobiet, brunetka o wyraziście niebieskich oczach i łagodnej cerze. – Ma pan świetnego przyjaciela, skoro tak o pana dba.
- My pomożemy się rozluźnić, ależ proszę się nie martwić, w Leonii ludzie są wyjątkowo otwarci na nowe znajomości, zaraz rycerz zobaczy. – Dodała druga, szatynka o krwistych ustach i dużym dekolcie, odsłaniającym dużą część jędrnych piersi. – Proszę z nami zatańczyć.
- Jesteś idiotą, Ur. – Powiedział Bakvst, jednak zaraz po tym ryknął śmiechem, to samo reszta leśnych, patrząc na osaczonego przez dwie panny Loringa. – Zobacz, nasz uwodziciel chyba stracił swoje umiejętności, wygląda jak nieśmiały chłystek, zaraz się jeszcze zarumieni.
Uwagi wygłaszane przez leśnych były na tyle głośne, by dotarły do uszu Loringa, dodatkowo go denerwując. „A to parszywe łachudry, już ja im pokażę, chyba zapomnieli o tym, że to ja od zawsze z nich wszystkich najlepiej spoufalałem się z kobietami. Zamienię tę ich głupią radość w zazdrość, przypominając stare czasy i sprowadzając na ziemię.
- Moje drogie panie… - Blondyn uśmiechnął się, po czym wykonał brunetce piruet, puszczając po tym jej dłoń i przesuwając po ramieniu szatynki w dół. Zaraz po tym ujął dłonie kobiet i przyciągnął je do siebie, po czym każdą jeszcze raz obrócił w taki sposób, że na koniec on sam znajdował się z tyłu kobiet, między nimi. Głowy dziewczyn znajdowały się blisko siebie, a on sam przybliżył swoją tak, by jego usta znajdowały się tak samo blisko ucha brunetki jak i szatynki, po czym wyszeptał zmysłowo.
- Ależ proszę nie wierzyć mojemu przyjacielowi, to okropny zazdrośnik. Nie jestem nieśmiały i z nieukrywaną przyjemnośśścią z wami zatańczę.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Długo nie musiał wędrować spojrzeniem po wnętrzu karczmy. Loring przyciągał niezwykłą uwagę osób dookoła, toteż namierzenie go nie mogło być trudnym zadaniem. Dostrzegł jego złotą zbroję bez większych problemu. Podniósł brew, gdy zobaczył, że melmaro tańczy z dwiema kobietami. Jego towarzysze przyglądali się temu obok, widocznie mocno rozbawieni całą sceną. ”Cóż, chyba lepiej będzie, jeśli trochę zaczekam, zanim się wtrącę. Nie chcę im przecież przeszkadzać…”
        Tymczasem jego uwagę zwróciło coś innego. Jakiś jasnowłosy człowiek wszedł na jeden ze stołów i rozpoczął recytację wiersza o jakże wdzięcznym tytule. Ubrany był w zwiewne szaty, niezakrywające większości jego ciała, co wyraźnie wywoływało wzburzenie wśród ludzi. Smokowi to nijak nie przeszkadzało, w końcu on sam przez kilkadziesiąt stuleci z haczykiem nosił się zupełnie bez ubrania, w końcu łuski tym mianem nie można było określić. Tak, czy owak, człowiekowi niezbyt udało się dokończyć wygłaszanie wiersza, ponieważ zdenerwowani klienci karczmy postanowili mu przerwać po drugim wersie. ”Szkoda, poezji nigdy za wiele. A dalszy ciąg mógł być niezwykle interesujący.” Obserwował z zainteresowaniem, jak schodzi ze stołu, po czym udaje się w okolice kominka.
        Dziwny dźwięk, który nagle dobiegł go z jego strony sprawił, że poczuł się trochę dziwnie. Chociaż nie, tak tego nazwać nie można było. Poczuł ukojenie myśli, uśmiech pojawił się na jego ustach. Nie wiedział, co wytwarza ten dźwięk, lecz nie wątpił, że ma on jakieś magiczne właściwości. I choć już wcześniej dostrzegł w mężczyźnie sympatyczną postać, to teraz to wrażenie jeszcze bardziej się nasiliło. Ruszył powolnym krokiem w jego kierunku, manewrując pomiędzy otaczającymi go zewsząd ludźmi. Nie było to najłatwiejsze, lecz w końcu udało mu się przebić przez wielki tłum obecny w karczmie. Dostrzegł owego mężczyznę, który teraz trzymał słomiany kapelusz.
- Ciekawe przedstawienie – odezwał się do niego z wyraźnie słyszalną sympatią w głosie. – Szkoda tylko, że nie udało ci się je dokończyć. Z chęcią wysłuchałbym dalszej części twojego wiersza.
        Mówił zupełnie szczerze, co bez wątpienia można było to dostrzec w jego beztroskim spojrzeniu. Dostrzegł ze zdziwieniem, że mężczyzna posiada cztery dziwne monety, przyczepione do pasa. Nie zdziwiło go jednak to, że ubiera się tak dziwnie, lecz to, że na monetach znajdowała się jego własna mowa. ”Hm, interesujące. Ciekawe, skąd on je ma. Takie rzeczy nie znajduje się od tak na ulicy.”
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

- Ciekawe przedstawienie. - zabrzmiał mu za plecami czyiś miękki, przyjemny dla ucha głos, na co czarodziej zamaszyście odwrócił się w jego stronę, przy okazji wylewając trochę miodu na podłogowe deski.
Ujrzał przed sobą niewątpliwie przystojnego mężczyznę o złotych oczach, choć nie potrafił jasno określić jego rasy. Nie był pewien czy ma do czynienia z człowiekiem czy elfem. A może jeszcze kimś innym?

- A jednak wśród tych prostaków znalazł się jeden miłośnik sztuki! Miło mi poznać, zwą mnie Cecil. - Odparł z entuzjazmem, kłaniając się lekko na powitanie, z gracją godną szlachcica.
Jakby jednak nagle zdecydował się pozostać w karczmie, oparł z powrotem kapelusz o ścianę. Wówczas wokoło znów zabrzmiał delikatny dźwięk uderzających o siebie monet. Nikt prócz smoka nie zwrócił na nie uwagi. Tutejszych ludzi interesowały wyłącznie rueny, bo znali ich wartość.

- Wiersz jest niedługi, traktuje o tym stanie... Wie, pan... Tym, kiedy człowiek wypije za dużo miodu czy wina... A każdy wers w nim kończy się pytajnikiem. Ciekawe, prawda? Długo myślałem nad zakończeniem... - Rozwodząc się na temat swojego wiersza, obficie przy tym gestykulując, przypadkowo wypuścił pergamin z dłoni, który pofrunął prosto do znajdującego się obok kominka. Gdy Cecil zorientował się co się stało, kiepskie wierszydło już zajęło się ogniem.

- Ojej. - westchnął trochę smutno, jednak posłał Dérigéntirh'owi uprzejmy, szeroki uśmiech i machnął ręką na to co się stało. - Nic nie szkodzi. To tylko kopia. Być może kiedyś przeczytam ci, panie ten wiersz na nowo, w całości, jeśli jeszcze kiedyś dane będzie się nam spotkać. W Rododendronii na przykład.
Blond-włosy nie wyglądał na zawiedzionego faktem, że jego wypociny strawił ogień. Być może była to sprawka alkoholu? A może tego, że był za bardzo rozradowany tym, że w końcu ktoś pochwalił jego dzieło?
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Leśni patrzyli jak Loring tańczy z napuszczonymi na niego kobietami, wykazując się ponadprzeciętnymi umiejętnościami parkietowymi oraz charakterystycznym dla niego wdziękiem, przez co damy bardzo szybko zmiękły i wpadły w jego sieć, sieć w której dodatkowo powoli zaczęły lądować kolejne przedstawicielki płci pięknej, przerywając swoje tańca i zaczynając wpatrywać się w blondyna, wręcz pożerając go wzrokiem. Melmaro mieli nadzieję, że w zabawny sposób upokorzą wojownika licząc na to, że ten się zmienił i utracił swoją zdolność kobieciarza, jednak jak się szybko okazało – była to nieprawda. Coraz większy sukces złotowłosego w porównaniu z puszczanymi przez niego ukradkiem mruknięciami oraz uśmieszkami, zaowocowały gorzkim smakiem porażki.
- Dobra, wygrałeś, znowu. – Bąknął Urgoth i odwrócił się od swojego brata. Akurat jego oczy dostrzegły dwa wolne stoliki, więc szybko wskazał je pozostałym i udał się w tamtym kierunku, po drodze umiejętnie lawirując między bawiącymi się gośćmi.

- Dobrze się bawią, nie sądzisz? – Zakpił głośno, nie przerywając kombinacyjnego uderzania w zawieszoną na jednej z belek połać twardego, zwierzęcego mięsa, otoczoną skórą. Był czas na odpoczynek, jednak znacznie cenniejszy był ten poświęcony rozwojowi. Teraz jeszcze intensywniej musiał się do tego przykładać, skoro zamierzał zrealizować to co planował. Odkąd utknęli razem, przez tyle tysiącleci ani razu nie widział, by jego „towarzysz z przymusu” poświęcił choćby troszkę czasu na trening. Zapytany dlaczego tego nie robi, odparł jedynie, że on nawet bez tego jest i już zawsze będzie potężniejszy, przez co go jedynie rozwścieczył. – Ten ludzki kmiot całkiem nieźle tańczy, panny rwą się do niego jak szalone. Czy pan dobry może na to patrzeć, nie czujesz się zniesmaczony?
- Użyłbym raczej słowa pogrążony. Pogrążony w bezradnej zadumie wynikającej z faktu, że nie możesz zostać tak po prostu unicestwiony, a przez to muszę wytrzymywać twoje towarzystwo, oglądać jak rozkładasz się na łożu które nawet nie jest twoje, jak trenujesz chociaż nic ci to nie da.
- Nic mi to nie da, tak? Ty może zapomniałeś już wszystko uważając, że spędzisz w tym azylu swoją wieczność, jednak ja nie zamierzam. Zresztą, azyl byłby gdybym był sam, poza tym wtedy bardziej by mi się tutaj podobało. Teraz jest to jedynie piekło i to te w naprawdę mało pozytywnym znaczeniu. Nie ma to jak obserwować nudny świat, nudnych ludzi, to jak sobie żyją i umierają. Ostatnim ciekawym spektaklem była wielka wojna, od niej nic produktywnego… Ale zbliża się spotkanie Loringa z Setianem, może ono mnie zaciekawi. Może wywrze na mnie takie wrażenie, że nawet postanowię się wtrącić i opowiedzieć za jedną ze stron, kto wie?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Gdy mężczyzna obrócił się w jego stronę, mógł lepiej przyjrzeć się jego twarzy oraz ogółem jemu samemu. Z takiej odległości nie było to niczym trudnym. Dostrzegł jego jasną skórę, która bez wątpienia była także gładka. Widocznie człowiek ten nie zajmował się jakąś fizyczną pracą, zresztą, gdyby tak było, to po co miałby recytować wiersz w karczmie? Jego zainteresowanie wzbudziły także złote obwódki wokół oczu, których widok nie należał do codzienności.
- Jestem miłośnikiem wielu rzeczy – odparł sympatycznie smok, oddając ukłon. - Moje imię brzmi... - tu zastanowił się przez ułamek sekundy, czy mężczyzna ten zdoła wypowiedzieć jego imię - Dérigéntirh. Ale możesz mi mówić Dar.
        Po chwili znowu rozległ się dźwięk, który w tak dziwny sposób zadziałał na smoka. Stało się to, gdy młodzieniec odłożył swój kapelusz, na którym Dérigéntirh również dostrzegł monety ze słowami zapisanymi w jego własnym języku. Chciał już spytać mężczyznę o to, skąd ma te monety, ale młodzieniec był szybszy. Zaczął mówić o swoim wierszu, co w ogóle nie przeszkadzało smokowi. Niektórzy twórcy wprost uwielbiali opowiadać o swoich dziełach, inni wcześniej by się zamordowali. On poznał już oba te rodzaje i raczej wolał ten pierwszy.
        Gdy mężczyzna niechcący wypuścił swój zwój, Dérigéntirh odruchowo chciał go chwycić. Podniósł nawet trochę rękę, ale opuścił ją, widząc, że tego wiersza już nie zdoła uratować. Znajdował się od niego po prostu za daleko. Skupił się wobec tego na słowach mężczyzny, który najwyraźniej nie był tak zasmucony stratą poematu, choć po chwili smok zrozumiał, dlaczego tak jest.
- W Rododendronii? - Dérigéntirh zamyślił się. - Miasto po drugiej stronie Alaranii. Chętnie bym się tam kiedyś udał, aby móc zapoznać się z tym wierszem.
        Jednocześnie przypominał sobie, co tak właściwie wie o tym mieście. Był tam dawno temu, gdy ukrywał się w górach, a do tego miejsca udawał się w dodatku rzadko. ”Hm, pamiętam, że był tam zakaz używania magii, co niezwykle utrudniało mi życie. Ach, dlatego tak mało tam chodziłem. Biorąc pod uwagę to, że pod pewnym względem ciągle używam magii, utrzymując się w tym ludzkim ciele, to wiele wtedy ryzykowałem.”
- Dawno już tam nie byłem. Powiesz mi może, jak nazywa się dzisiejszy władca? – powiedział i od razu pożałował doboru słów. Mógł użyć słowa „tamtejszy”, a nie „dzisiejszy”. Coś takiego wypowiedziane przez młodego człowieka wydawało się być czymś dziwnym. Ale Dérigéntirh postanowił ciągnąć to dalej. - Zwykłem zbierać jak najwięcej informacji o wszystkim, co możliwe. Zazwyczaj tego nie żałuję.
        Powiedziawszy to, uznał, że powinien sprawdzić, co takiego u melmaro. Lepiej, aby sprawdzał co kilka minut, gdzie się konkretnie znajdują, bo w tym tłumie szło się całkowicie zgubić. Dostrzegł ich po chwili, najwyraźniej znaleźli już sobie stoliki. Chyba podchodziła do nich dziewka karczemna, choć tego nie mógł być pewien.
        Nagle do karczmy wszedł człowiek, który natychmiast zwrócił uwagę najbliższych osób, a te, szturchając swoich sąsiadów i szepcząc między sobą, przekazywały tę uwagę dalej tak, że po chwili większość karczmy już wiedziała o przybyciu tego mężczyzny. A nie wyglądał on na zwykłego podróżnika. Pierwsze, co przyciągało wzrok, była to dziwna zbroja, wyglądająca, jakby stworzono ją z kamienia, którego poddano niezwykle starannemu procesowi wygładzania. Mimo to jego ruchy były całkowicie nieskrępowane, jakby miał na sobie zwykłe odzienie. Kolejną dziwną rzeczą było stworzenie, które towarzyszyło mężczyźnie. Był to półprzezroczysty wilk, w którym Dérigéntirh rozpoznał widmołaka. Dawno już takich nie widział. Twarz samego człowieka posiadała ostre rysy, na których widać było hart ducha. Przynosiła na myśl... ano właśnie, gdzie jest Weihlonder? Jego smoczy brat najwyraźniej gdzieś zniknął, nie zamierzając przebywać w miejscu, w którym znajdowało się tylu ludzi. Trochę szkoda, ale smok był pewien, że w końcu się znajdzie, zawsze tak było. Powracając do mężczyzny z widmołakiem, wzbudził on ciekawskie i trochę zaniepokojone spojrzenia niemal wszystkich w karczmie.
- Ej! - zawołał karczmarz. - Z psami proszę nie wchodzić! To porządny lokaj!
- To nie jest pies, tylko duch – odparł mężczyzna zachrypniętym głosem. - Nie je, nie gryzie i nie paskudzi, pcheł też nie ma. Co więc stoi na przeszkodzie, aby tutaj przebywał?
        Karczmarz nie zdołał znaleźć żadnej odpowiedzi, na co mężczyzna skinął głową, a następnie udał się w kąt, gdzie usiadł przy pustym stoliku. Widmołak spoczął przy jego krześle, uważnie obserwując najbliższych ludzi, którzy zaczynali wracać do swoich spraw, niektórzy tylko co jakiś czas rzucali odzianemu w zbroję człowiekowi przelotne spojrzenia. On sam zresztą też nie pozostawał dłużny, toczył spojrzeniem po sali, by po jakimś czasie zatrzymać je na Loringu, na którym jego uwagę przykuła najpewniej zniszczona, złota zbroja. Pogładził się po krótkiej brodzie i prychnął, ciągle przypatrując się melmaro.
- Jak się domyślam, ten cały turniej przyciągnął tutaj sporo wojowników – powiedział Dérigéntirh do Cecila. - A ciebie co tutaj sprowadza? Wędrujesz może po Alaranii?
        Nie chciał być wścibski, ale dziwnym trafem uznawał postać jasnowłosego mężczyzny za bardzo sympatyczną. Po prostu nie mógł powstrzymać się od rozmowy z nim.
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

- Dérigéntirh, Dar... - powtórzył bez problemu z lekkim uśmiechem na ustach. Już wiedział, że mężczyzna ten człowiekiem nie jest. Ale do jakiej rasy należał? Pojęcia nie miał. Może była to jakaś rasa zamieszkująca tylko w Leonii?

- Pochodzisz z tych stron? Zastanawiam się czy warto się tutaj na dłużej zatrzymywać, bo miód przyznaję, mają dość kiepski. - zapytał, bo chciał rozszyfrować tę trudną zagadkę dotyczącą rasy swojego rozmówcy. Zwłaszcza, że nawet jeśli chciał, nie potrafił wyczuć jego aury.
-... Chętnie bym się tam kiedyś udał, aby móc zapoznać się z tym wierszem. - Cecil wyglądał jakby go to zdanie niesamowicie podbudowało.
- Zapraszam więc na obrzeża miasta, do miodosytni Wiciokrzewnik. Nie wyglądasz na takiego, który pogardziłby kuflem dobrego miodu. - stwierdził ze śmiechem na ustach.

Gdy smok użył słowa "dzisiejszy" o władcy, Cecil zmrużył lekko oczy i posłał mu nieco zdezorientowany uśmiech, lekko kręcąc głową, jakby jego rozmówca popełnił właśnie jakiś zabawny błąd w wymowie. Tak to miało wyglądać, bo nie chciał po sobie poznać, że już był przekonany o tym, że jego rasa jest długowieczna. Wolał dalej strugać głupiego. Z jakiegoś powodu nie miał żadnej aury co było troszeczkę niepokojące, jeśli się nad tym dłużej zastanowić.
- Ellador IV Żelazny... - odparł mu jakby z zamyśleniem w głosie, prześlizgując błękitnymi oczyma po twarzy swojego rozmówcy. Im dłużej na niego patrzył, tym bardziej egzotyczny mu się on wydawał.

- Głodny wiedzy, hmm? - zapytał po czym roześmiał się wesoło, opierając lekko o kominek za sobą. - Ludzie ciekawi świata zwykle dobrze na tym wychodzą...
Już czarodziej miał powiedzieć coś więcej, ale jego wzrok, tak jak większości ludzi, przebywających w karczmie, zawiesił się na wchodzącym mężczyźnie okutym w zbroję. Jego wilk nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Ciekawe, czy taki widmowy pies może ugryźć?
- "Takim to lepiej się w oczy nie rzucać." - pomyślał, marszcząc lekko brwi. Z zamyślenia wyrwało go pytanie Dar'a. Gdy na nowo powiódł wzrokiem w jego kierunku, jego rysy twarzy wygładziły się.

- Odbywa się tu jakiś turniej? - zapytał, bo jak zawsze nie był zbyt dobrze zorientowany w takich sprawach, jak turnieje. Nigdy nie brał w nich udziału, bo potrafił walczyć wyłącznie magią.

- Tak, wędruję po Alaranii, by zdobywać natchnienie do pisania wierszy. Poszukuję też nowych składników, którymi mógłbym wzbogacić smak miodu. Co ciebie tu sprowadza? Będziesz brać udział w turnieju? - Czarodziej wcześniej dostrzegł, jak Dérigéntirh spogląda w stronę jasnowłosego mężczyzny. Teraz sam na dłuższą chwilę zatrzymał na nim swoje spojrzenie.

- No i jak się młodzież bawi? Widać, że ma powodzenie! Cóż się dziwić... - ostatnie słowa mruknął pod nosem, do swojego rozmówcy. Nie wiedział, że się znają.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring tańczył jeszcze przez kilka minut, po czym pożegnał się z kobietami i z uśmiechem od ucha do ucha wrócił do swych towarzyszy, rozsiadając się wygodnie.
- No co tam, panowie? Ile dziewcząt udało wam się już złowić? Ah, bym zapomniał… Tyle co zawsze, czyli nic.
- Dobra, daruj sobie. – Burknął Urgoth i wskazał złotowłosemu niedawnego przybysza z przezroczystym wilkiem. – Niedawno przybył, a z tego co zaobserwowaliśmy, przykułeś jego uwagę. Kiedy tylko zjawi się tutaj Dar, trzeba będzie zapytać co to za jeden i czemu ma zwierzę które wygląda jak duch… Albo nim jest? Bo wydaje mi się, że tego jegomościa człowiekiem nazwać nie można.
Gotlandczyk przypatrywał się uważanie przez chwilę wskazanej istocie, nie kryjąc się z tym, mimo iż mogło to być uznane za niegrzeczne.
- Pewnie przybył na ten cały turniej w którym chcecie wziąć udział. Jesteście tego pewni? Założę się, że nie on jeden odbiega od normy, pragnący chwały z pewnością się zjawią, a w porównaniu do nas, ludzi, będą od razu na lepszej pozycji.
- Sugerujesz, że mamy się wycofać, bo mogą nam zrobi krzywdę? – Parsknął Bakvst, a kiedy podeszła do nich dziewczyna wyglądająca na obsługującą gości, zamówił dla wszystkich po kuflu piwa. – Proszę cię, nie jesteśmy dziećmi. Poza tym pamiętamy to co nam kazałeś, nie martw się. Nie będziemy się wychylać, oszczędzamy siły i kiedy będzie trzeba – odpadamy z turnieju.
- Poza tym warto zostać dla samego zobaczenia jak z przeciwnikami rozprawia się Weihlonder. – Pequris uśmiechnął się. – To z pewnością będzie interesujące widowisko, którego przegapić absolutnie nie można.
Melmaro rozmawiali jeszcze przez kilka minut na różne tematy, aż zjawiło się ich zamówienie.
- Loring, zapłacisz, prawda? My nie wzięliśmy pieniędzy, a raczej nam nie zamieniono waluty.
Złotowłosy spojrzał na swych braci, a uśmiech mu trochę oklapł. Oświadczając, że zapłaci, podał kobiecie wymaganą od nich kwotę, po czym podniósł swój kufel i upił łyk piwa, lekko drgając. Jakoś nigdy nie przepadał za tego typu trunkami. Leśni mogli zamówić wino czy coś tym stylu. Albo lepiej nie, to on musiałby za to zapłacić…
- Gdzie jest Dar? Coś długo nie wraca, tyle czasu zajmuje wynajęcie pomieszczeń? Jego brat również gdzieś się rozpłynął.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Wyglądało na to, że człowiek ten uznał zagapienie Dérigéntirha za błąd językowy, co go uspokoiło. Nie lubił zbyt szybko zdradzać swojej rasy. Cóż, ostatnio może i tak zrobił, ale była to sytuacja wyjątkowa. Gdy budynek został otoczony przez straż miejską, która zaczęła ich ostrzeliwywać z kusz, nie pozostało mu inne wyjście. Oczywiście mogliby się zabarykadować, ale smok nie lubił, gdy musiał przebywać w jednym miejscu, albo też wybić strażników tak po prostu, ale wtedy musieliby sobie rąbać drogę przez całe miasto. Tak, czy owak, tym razem nie zamierzał przybierać prawdziwej postaci, o ile nie nastąpiłoby coś, co stanowczo by go do tego zmusiło.
        Po usłyszeniu odpowiedzi, mocno się zdziwił. ”A niech to! Przegapiłem trzeciego. Zdecydowanie bardziej muszę się zainteresować tym, co się na świecie dzieje. Informacje sprzed trzystu lat nie są nazbyt aktualne. Przynajmniej nie w kwestii dotyczących ludzi.”
- Nie, stanowczo nie pochodzę stąd – odpowiedział na pytanie rozmówcy. - Ostatnio dużo mieszkałem w Opuszczonym Króleswie, ale od jakiegoś czasu podróżuję.
        Człowiek nie musiał mu mówić, że głód wiedzy był dobry. Sam sobie to powtarzał przez ponad tysiąc lat, więc doskonale o tym wiedział. Wątpił, czy ktokolwiek zdołałby go przekonać, że jest inaczej. O wszystkich kwestiach można z nim było dyskutować, oprócz tej jednej. Był po prostu do niej zbytnio przekonany.
        Zaciekawiło go to, że mężczyzna wędruje po Alaranii w poszukiwaniu składników do miodu pitnego. Nie było to coś, co można usłyszeć z ust każdego podróżnika, spotkanego w karczmie. Zainteresował się tym tak bardzo, że aż wszedł w świat aur, aby przyjrzeć się tej, należącej do mężczyzny. Gdy poczuł szóstym zmysłem charakterystyczny zapach, ucieszył się jeszcze bardziej. Lubił czarodziejów, zawsze można było z nimi porozmawiać na interesujące tematy. Powrócił do zwykłego świata, ponieważ ten coś powiedział, ale smok dosłyszał tylko końcówkę.
- Sprawdzam tylko, co się dzieje z moim towarzyszem – powiedział, uśmiechając się lekko. Już postanowił, co zrobi za chwilę. Przed czarodziejem nie było co ukrywać swojej tożsamości, lepiej by się między nimi rozmawiało, gdyby każdy był świadom tego, kim jest jego rozmówca. - Interesujące monety, działają tylko na smoki, czy też na jakieś inne rasy?
        Nie był co prawda pewien, w jaki sposób funkcjonują, ale był pewien, że coś mu zrobiły. Zawsze interesował się zaklętymi przedmiotami, z chęcią przyjrzałby im się z bliska. Jednocześnie dostrzegł, że melmaro zaczęli się za nim rozglądać. Pomachał im, mając nadzieję, że dostrzegą ten ruch. Postanowił też, że za chwilę powinien do nich dołączyć, może nawet z czarodziejem, jeśli ten będzie chętny napić się z nimi. Zastanawiał się, co może wyniknąć z tego ich spotkania.
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

- W Opuszczonym Królestwie? Więc tam ktoś zamieszkuje? - zapytał ciekaw tej kwestii, bo był niemal przekonany, że każdy mówił tylko o ruinach i dzikiej zwierzynie przemykającej między nimi. Upił trochę miodu z kufla, przyglądając się przez chwilę jego zawartości. Zastanawiał się, czy również jest tak mocny jak te sprzedawane w Grydanii. Po połowie czuł się tak, jakby wypił ze dwa kufle.

- O. To twój towarzysz? - Zapytał, prześlizgując spojrzeniem po stołach, które zajmowali melmaro. Kim właściwie byli? Na pewno jakimiś wojownikami. Ale w jakiej sprawie przybyli? Pojęcia nie miał. Tylu by się zjechało na jeden turniej?

Z lekkiego zamyślenia wyrwały go słowa Dar'a. Cecil wyglądał na zaskoczonego jego wiedzą o smoczych monetach. Skąd wiedział, że działają właśnie na smoki, skoro żadnego tu nie było? Nidy też żadnego nie spotkał, więc nie wiedział, czy rzeczywiście było tak, jak mówił jego nauczyciel od którego je otrzymał. Ładnie wyglądały, ich dźwięk był przyjemny dla uszu, inspirujący, no i przypominały mu o Phaeronusie, z którymi wieki się nie widział, więc je zatrzymał. Nie mógłby się od tak pozbyć prezentu, nawet jeśli byłby mu zbędny.

- Wiesz coś na temat tych monet? - zapytał, oglądając jedną z nich, przywieszoną do pasa. Nagle wpadła mu do głowy dziwna myśl. Mężczyzna z którym rozmawiał nie był elfem, ani człowiekiem. Nie znał jego rasy, ani nie był w stanie odczytać aury. Spojrzał mu w oczy, jakby nagle doznał olśnienia, po czym zapytał dość cicho, w języku smoków:

- Kaa'r et note il ha dearthee's ya vishig rra? [Jesteś pradawnym, mój drogi przyjacielu?] - czarodziej wyglądał jakby nie mógł sam uwierzyć w swoje słowa. Jeśli nowo poznany był smokiem, z pewnością go zrozumie. Jeśli nie, może tylko uzna go za wariata. Chociaż zawsze mu się wydawało, że nauczyciel wspominał o ogromnych, skrzydlatych jaszczurach, a nie przystojnych, elfich młodzieńcach... Ale właściwie nie zawsze słuchał ze zrozumieniem tego co mówił.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Dobra, widzę go, tam stoi. Rozmawia z jakimś cudakiem. – Powiedział Vernary zauważając machanie smoka i wskazując go braciom, na co wszyscy zgodnie mu odmachali i wznieśli swoje kufle w geście toastu. Zaraz jednak melmaro skupili się na sobie, korzystając z odrobiny danego im czasu na rozmowę.
- Więc co z tą wojną tak dokładniej? – Zagadał Loring kończąc swój kufel i gestem wzywając kobietę w celu zamówienia następnego. – Rozmawialiśmy o tym, ale nie było czasu na spokojnie wszystko przeanalizował. Sytuacja prezentuje się następująco, informatorzy donieśli nam o tym, że gergua planują uderzyć w nasz kraj, a jako iż jedynymi mogącymi ich powstrzymać są nezqubis, planujemy podjąć z nimi rozmowy w celu uzyskania jakże potrzebnego wsparcia. Tak to wygląda?
- Dokładnie. – Mruknął Urgoth, pociągając kolejny łyk. – Tyle, że sprawa jest znacznie poważniejsza… Wiele razy toczyliśmy ze sobą pojedynki, praktycznie zawsze ich rozbijaliśmy, jednak teraz podobno do walki mają się zaangażować naczelni… Dlaczego? Nie mam pojęcia, wszystko to wygląda tak, jak gdyby jakieś złe siły zaczęły spiskować w celu rozniecenia wojny mającej na celu zniszczyć wszystko co do tej pory zostało odbudowane po wielkiej wojnie.
- Hm… - Loring podrapał się po policzku, a na jego twarzy widać było zmartwienie. Historia mówiła o tym jak wyglądają naczelni gergua, jak są silni oraz destrukcyjni, jednak ostatnie zapiski na ich temat są z ponad trzystu lat temu. – Jak to w ogóle możliwe? Skąd ta pewność? Świat o nich zapomniał, przez kilka wieków przepadli, jak gdyby wyginęli… Jesteście pewni, iż naczelni istnieją i mają zamiar wziąć udział w ataku? Bo jeśli tak, to będziemy potrzebowali czegoś znacznie większego niż szczęście…
- Jest jeden plus, jakby nie patrzeć. – Wzruszył ramionami Bakvst i również dopił swój trunek. – Nezqubis nienawidzą naczelnych, jeżeli ci postanowią się ujawnić, a tym bardziej napaść na nasze ziemie, jestem przekonany, iż wybędą ze swych ziem, by nam pomóc. Wtedy już nawet nie będzie chodziło o nas, a o ich odwieczne porachunki…
- Walka smoków, co? – Mruknął złotowłosy. – Nie wiem co o tym wszystkim myśleć… Nasze smoki z kronik prezentują się jako istoty wykraczające swą siłą poza zasięg nawet takiego Weihlondera… Myślicie, że to prawda? Nasze skrzydlate naprawdę są o tyle silniejsze od Alarańskich?
- Pewnie tak. – Urgoth wzruszył ramionami i przestał mówić, gdyż zjawiła się właśnie wezwana przez Loringa kobieta. Melmaro zamówili po następnym kuflu, po czym wrócili do swej konwersacji. – Jednak nie zapominajmy, że nie są rodziną, to dwa odmienne gatunki. Poza tym – z tego co zauważyłem – Dar jest w pełni wolny i może udać się tam gdzie chce, nawet do nas, a nasze smoki mają bezwzględny zakaz opuszczania kraju, jest to po prostu niewykonalne.
- Czy tylko my wiemy o istniejącym niebezpieczeństwie?
- Nasi zaufani przeniknęli już do stolicy i przestrzegli króla przed możliwością wystąpienia wojny. Nie podali wszystkich szczegółów, jednak wykazali się pełnią swej perswazyjnej mowy i wydaje mi się, że ukoili serce władcy. Teraz najważniejsze jest porozumienie z nezqubis, poza tym czas zyskał na znaczeniu, dlatego po uwinięciu się z Setianem wracamy jak najszybciej do domu, ty się leczysz i szykujemy się na wojnę.
- Żeby tylko Dar nie napotkał nikogo nietolerancyjnego, nie chcę, by stała mu się krzywda tylko dlatego, iż nam pomógł i przetransportował do klanu…
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Kiwnął głową, gdy melmaro odpowiedzieli na jego gest, aby po chwili powrócić do swojej rozmowy, której smok nie dosłyszał. Wiedział już, gdzie ma ich szukać i wątpił, aby szybko mieli z tamtego miejsca odejść. Jak na razie mógł się skupić na rozmowie z czarodziejem, choć głowę nadal zaprzątało mu pytanie, co takiego zrobi Weihlonder, bo niewątpliwe było to, że nie wytrzyma długo w jednym miejscu, niczym się nie zajmując. Dérigéntirh już się trochę obawiał, w jakie tarapaty może wplątać go jego brat, ale sądził, że nie będzie to nic, z czym nie dałby sobie rady. Prędzej, czy później.
- Owszem, znajduje się tam kilka ludzkich osad, ale niezbyt dobrze się układa między nimi – odpowiedział na pytanie Cecila. - A ja sam nie pogardzę samotnością.
- Tak, towarzyszę mu w jego podróży – powiedział, gdy czarodziej zadał kolejne pytanie. Nie przeszkadzało mu to wcale.
        Kiedy Cecil spytał go o te monety, milczał, chcąc, aby sam odgadł pełne znaczenie jego słów. Sądził, iż nie powinno zająć mu to zbyt dużo czasu i miał całkowitą rację. Mimo to zdziwił się, gdy jego kolejne pytanie było wypowiedziane płynnie w smoczej mowie. Owszem, wielu czarodziejów ją znało, ale tak dobre jej opanowanie było rzadkością, zwłaszcza u kogoś spoza społeczeństwa smoków.
- Jestem – odparł w swym ojczystym języku. - Zarówno jeżeli chodzi o urodzenie, jak i o wiek. I cieszy mnie spotkanie z tobą, czarodzieju. Ostatnio rzadko kiedy mogłem dostrzec jednego z was.
        Jeżeli uznać słowo „pradawny” synonimem do „wiekowy”, to rzeczywiście, był nim już podwójnie. A tak właściwie nawet potrójnie, ponieważ była grupa ludzi „jakiejś tam wielkości”, która właśnie tak go tytułowała, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak trafne jest to określenie. Zabawne były takie ironie losu, których Dérigéntirh naoglądał się już niemało.
        Jednocześnie zastanawiał się, jak mógłby przenieść tę rozmowę do stolików melmaro. Nie chciał ich zbyt długo zostawiać samych, zwłaszcza, że mężczyzna w widmołakiem ciągle wpatrywał się w Loringa, a w jego spojrzeniu dostrzec było coś dziwnego, jakby zastanawiał się, czy warto rzucić mu wyzwanie. ”Dobrze przynajmniej, że nie ma tu Weihlondera. Ciekawe, który pierwszy by nie wytrzymał i wyjął broń. Podejrzewam, że Weihlonder. Zawsze był w gorącej wodzie kąpany. Ten jeszcze się zastanawia. Jeszcze, choć w jego wzroku widać, że długo już nie wytrzyma.”
        Po chwili widocznie tak się też stało. Wstał, tak samo, jak jego zwierzak, i razem powolnym krokiem ruszyli w stronę melmaro. Dérigéntirh przyglądał się temu z niepokojem, podobnie jak większość karczmy. Stanął w końcu przed stolikiem, przy którym siedział Loring i zmierzył go spojrzeniem, zakładając ręce na piersiach.
- Wyglądasz na twardego – powiedział, przypatrując się jego zniszczonej zbroi. - Mam nadzieję, że nie przyniesiesz mi zawodu, gdy już spotkamy się na arenie.
        Smok słyszał każde słowo dzięki swojemu wyczulonemu słuchowi. Zdziwił się nieco, dlatego wszedł w świat aur, skupiając się na tej, towarzyszącej mężczyźnie. Szybko wszystko zrozumiał. Gdy się odpowiednio skoncentrował, usłyszał głęboką melodię, co świadczyło o tym, że osoba ta zna się na magii umysłu. Gdy powrócił do normalnego widzenia, dostrzegł, że człowiek wychodzi, niczego nie zamawiając.
- Ciekawy osobnik – mruknął. - Jest niewątpliwie kimś więcej, niż chce pokażać.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Ty spotkałeś kiedyś jednego z gargua, walczyłeś z nim, prawda? – Urgoth wlepił spojrzenie w złotowłosego i przeciągnął się. – A przynajmniej taka opowieść krążyła po klanie. To mit czy prawda?
- To prawda, walczyłem z jednym z nich. – Przytaknął Loring. – Spotkałem tę kreaturę podczas podróży do północnej granicy, w trakcie przemierzania szarego lasu. Nie wiem co ona tam robiła, w każdym bądź razie wszystko wyglądało na to, że to jedyny przedstawiciel w najbliższej okolicy. Bardzo szybko zorientował się, że jestem Gotlandczykiem, a to jest równoznaczne z natychmiastowym atakiem.

- A niech mnie… - Mruknął Loring wpatrując się w stojącego kilkanaście kroków od niego na środku traktu człowieka. Człowieka? Wielkie, czerwone oczy, przekrzywione źrenice i mord w nich zawarty, kamienista, pomarańczowa skóra z nieregularnymi grudami, brak ubioru od pasa w górę, przez co można było zauważyć tors postaci – poryty bliznami, szczupły brzuch i znacznie potężniejsza góra, z czego każdy bark zakończony był wygiętym kolcem, a podobne znajdowały się na przedramionach, po dwa na każde. Nos nieregularnych kształtów i usta bez warg, po otwarciu których ukazywał się rząd długich, ostrych kłów. Tak, to zdecydowanie nie był człowiek. Gdyby nie to, że melmaro był zgłębiony w historii krainy i tego co nie jest dane dla zwykłych ludzi, nie wiedziałby z kim ma do czynienia. Teraz jednak zidentyfikował istotę bardzo szybko, tak samo zresztą, jak ona jego.
- Gotland!
- Gergua… Niech to szlag!
Wynaturzeniec rzucił się błyskawicznie do przodu, a Loring próbował zejść z jego toru, jednak jego wystraszony koń zarżał i stanął na dwa kopyta, pozostałymi orając powietrze. Złotowłosy był dobrym wojownikiem, jednak nie perfekcyjnym jeźdźcem, przez co utrzymanie się na siodle kosztowało go naprawdę wiele wysiłku. Z tego co wiedział, gergua siłą dorównywali człowiekowi, jednak byli szybsi i skoczniejsi. Kiedy tylko czworonóg opadł na ziemię, melmaro mógł zobaczyć co jest przed nim. Jedyne co zdążył dostrzec, to rozpędzone ciało i gergua uderzył w niego, strącając wojownika z konia.
- Gotland! Zabić! – Wynaturzeniec warknął dziko, przy okazji częstując człowieka specyficzną wydzieliną, i dobył zakrzywiony sztylet, bynajmniej nie wykonany z żelaza. Jedynie refleks uratował Gotlandczyka przed śmiercią, gdyż zdążył złapać rywala za nadgarstek, zatrzymując opadające ostrze, zaraz jednak musiał się wspomóc drugą dłonią. Rozpoczęło się siłowanie między znajdującym się na górze, dzierżącym oręż wynaturzeńcem, a walczącym o własne życie człowiekiem.
„Ten sztylet. Według ksiąg każdy taki wykonany jest z wypaczonego stopu zdeformowanej ziemi, dawnej stolicy wszystkich podłych kreatur. Wystarczy jedno zadrapanie, a trucizna sprawi, że nie dożyję jutra. Będzie słabo jeśli mnie trafi…”


- Walka była piekielnie trudna i długa, po jej zakończeniu przez dwa dni dochodziłem do siebie. – Wojownik wzruszył ramionami, a później spojrzał na tego który nadszedł i napomknął o walce.
- Szanowny pan wybaczy, lecz ja nie wychodzę na arenę. Walczyć będą jedynie znajdujący się ze mną przyjaciele, ja muszę spasować. – Odpowiedział spokojnie, jednak tajemniczy osobnik już był odwrócony i w trakcie wędrówki do drzwi. Loring nie był pewien, mężczyzna albo nie usłyszał jego odpowiedzi, albo go po prostu zignorował.
- No, ale co z tą walką? – W głosie Vernary’ego słychać było wielką ciekawość. – Leżałeś na plecach, a udało ci się wygrać? Jak?
- No cóż… To istoty silne, zwinne i waleczne, jednak nie posługują się rozumem w stopniu takim jak my, ludzie. Udało mi się go z siebie zrzucić i wywołać pojedynek na miecze. W tym aspekcie widać było moją przewagę, jednak by wygrać, musiałem się posłużyć podstępem. Otóż kolejny raz starliśmy się bezpośrednio. Dużo ryzykowałem, ale musiałem. Udało mi się go trafić i przewrócić, po czym wszedłem za jego plecy, a tak naprawdę prześlizgnąłem się między kopytami konia na jego drugą stronę. Wynaturzeniec szybko wstał i przekonany o mojej obecności zaatakował, jednak trafił w bok zwierzęcia, a nim zdążył wyciągnąć ostrze – pchnąłem go w serce i ściąłem mu głowę.
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

- Wy smoki, ponoć cenicie samotność... - Cecil uśmiechnął się na wieść o tym, że i smok odgadnął jego rasę. A wbrew pozorom nie było to takie łatwe, bo wyglądał przecież jak zwyczajny człowiek, może nieco bardziej ekscentryczny, ale i tacy się zdarzali. Czarodziej nie miał elfich rysów i pięknych, złotych oczu więc domyślał się, że pomógł Dérigéntirh'owi w tym jakiś szósty, smoczy zmysł, albo po prostu potrafił czytać aury.
Również zerknął w stronę stolika melmaro. Jakiś wojownik najwyraźniej szukał zaczepki.

- "Nie wiem jak ktoś może czerpać przyjemność z rozlewu krwi. Jak jakiś barbarzyńca, jak jakieś... Zwierzę." - pomyślał, nieświadomie lekko ściągając przy tym brwi. - "A pokaz siły? Co mu to da? Myśli, że zdobędzie chwałę powalając kogoś w głupim, nic nie wartym turnieju? No dobrze, może i zdobędzie... Ale... To nie ma sensu."
Z zamyślenia wyrwał go Dar, wypowiadający się na temat nowo przybyłego, hardego mężczyzny.

- Kimś więcej? A może to głupiec, który myśli, że zostanie bohaterem pokonując kogoś w głupim turnieju... Że też niektórych bawi takie zawracanie głowy... - mruknął nieco zrzędnie, wypijając kolejny łyk miodu. Zdążył się już lekko wstawić, choć nie było tego po nim widać. Mimo wszystko miał słabą głowę.

- Myślisz, że twój towarzysz przyjął wyzwanie? Ten człowiek na darmo by się przed nim tak nie puszył, gdyby nie o to chodziło...
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh podążał wzrokiem za opuszczającym karczmę mężczyzną. Usłyszał odpowiedź Loringa i jednocześnie dostrzegł, że ów człowiek prycha, choć mogło mu się to zdawać. Zaczął się zastanawiać, co mógł oznaczać ten gest. Mogło to być prychnięcie dla samej zasady, ale Dérigéntirh miał złe przeczucia w związku z tym. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos czarodzieja.
- Ja tam zawsze garnąłem do ludzi – odpowiedział. Owszem, jego bracia i siostry niezbyt lubili obecność śmiertelników, podobnie zresztą jak siebie. Dlatego większość smoków żyła samotnie, chyba, że założyła rodzinę. - Powiedzmy, że jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę.
        Chwilę potem wysłuchał kolejnych zdań wypowiedzianych przez czarodzieja. Zdecydowanie uważał, że jego towarzystwo było przyjemne. Zastanawiał się tylko, jak ma wyjaśnić melmaro to, że przypadkowo spotkany człowiek dołączy do ich stolików. On sam nieco się dziwił, iż tak szybko miał ochotę uczynić go swoim towarzyszem.
- To nie jest głupiec – powiedział, przypominając sobie jego aurę. - Nawet nie człowiek. Nie wolno go obwiniać za to, że jego instynkty biorą w nim górę. Wilkołaki już tak mają.
        ”Jak rozumiem, widmołak ma być wskazówką? A może raczej prowokacja? Tak czy owak, doskonale do niego pasuje. Pierwszy raz widzę, aby komuś udało się oswoić to zwierzę. Chociaż możliwe, że słowo oswoić nie jest tu dobrym określeniem.”
- Wątpię, aby Loring to zrobił – odpowiedział na następne pytanie Cecila. - Chce się oszczędzać, ostatnio z jego formą nie jest najlepiej, a ma przed sobą ważną walkę.
        Tak, zdecydowanie musiał zbierać na to siły. Może i Weihlonder go uleczył, ale Dérigéntirh nie był pewien, czy zrobił to należycie. Jego brat posiadał wielką moc, opanował wiele rodzajów magii, lecz gorzej szło mu z bardziej skomplikowanym zastosowaniem jej. Przypuszczał, że wielki smok po prostu obdarzył ciało Loringa potrzebną do regeneracji energią, samemu nie mieszając się do jego procesów życiowych. Coś takiego było zazwyczaj skuteczne, lecz zbyt duży przypływ energii też nie był dobry. Jak na razie na szczęście nic nie wskazywało na to, że Weihlonder zrobił coś nie tak. Nie było nagłych krwotoków, omdleń czy nudności, jedynie oddziaływanie prastarej istoty, która zamieszkiwała w mieczu. A na to Weihlonder nie miał wpływu.
- Zostajesz tutaj może na noc? - spytał, zdając sobie z czegoś sprawę. - Jeżeli tak, to mamy wynajęty jeden wolny pokój. Miał być dla mojego brata, ale ten jak zwykle gdzieś zniknął. Niezbyt lubi takie tłumy.
        Spotkanie czarodzieja mogło sprawić, że nie przepadną mu pieniądze za pokój, choć to akurat mało go obchodziło.
- Przy okazji, możemy dosiąść się do moich towarzyszy? Sądzę, że nie będą mieli nic przeciwko.
        Cóż, zważając fakt na to, że jak dotąd podróż do najbezpieczniejszych nie należała, przydałby im się czarodziej. Smok znał się trochę na magii, lecz tylko Pustki, a ta nie zawsze bywała przydatna. ”Chyba rzeczywiście jestem zbyt ufny, że już rozważam podróż z nim. W końcu nie wiem nawet, czy będzie tego chciał.”
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Biedny koń. – Mruknął Bakvst i dokończył swój kufel. Drugi z resztą. – Piwo mają nawet dobre, aczkolwiek nieco słabe. Musiałbym wypić chyba cały jego zapas, by się upić. Zamawiamy trzecią kolejkę?
Leśni mruknęli potakująco, jednak Loring machnął jedynie dłonią z zaprzeczeniem, a na pytanie dlaczego, odpowiedział, że już mu starczy.
- No dobra, jak chcesz. – Melmaro wzruszył ramionami i wezwał do ich stolika kobietę, a kiedy ta przyszła, zamówił kolejną kolejkę – za którą zapłacił Loring.
- Ciekawe kim jest ten osobnik z którym Dar tak swobodnie sobie rozmawia. Pewnie jakiś znajomy, pytanie tylko czy jest to przypadkowe spotkanie? – Złotowłosy przyjrzał się uważniej rozmówcy smoczego towarzysza, po czym z powrotem przeniósł wzrok na swych braci. – Zresztą nieważne, jak przyjdzie to się go zapytamy. Mam nadzieję, że ten wróżbita jak-mu-tam nie będzie zbyt długo zwlekał. Nie ukrywam, nie mam zbytniej ochoty oglądać tego całego turnieju i wolałbym byśmy ruszyli dalej przed jego rozpoczęciem, nawet jeśli byłoby to równoznaczne z tym, że musicie sobie go odpuścić. To chyba nie byłby problem?
- Nie, nie byłby. – Skwitował spokojnie Urgoth i skupił się na ladzie z której właśnie wyszła kobieta niosąc cztery kufle. – Są rzeczy znacznie ważniejsze od jakiegoś tam turnieju.
Kiedy kelnerka dotarła do nich, leśni odebrali swoje kufle, z wyjątkiem Pequrisa, który znajdował się najdalej od niewiasty i właśnie się podnosił, by odebrać zamówienie, jednak Loring go uprzedził wstając.
- Podam ci.
Melmaro przewodni kiwnął spokojnie głową kobiecie i przejął od niej naczynie, jednak kiedy wracał na swoje siedzenie i zamierzał podać piwo towarzyszowi, jego prawe oko przeszyła potężna igła bólu, przez co na jego twarzy wykwitł grymas bólu, a z ust dobył się cichy krzyk. Ręka trzymająca kufel odruchowo poleciała w prawo, zatrzymując się na przechodzącym właśnie mężczyźnie. Cała zawartość naczynia wylądowała na jego brodzie i kaftanie, a kufel spadł na ziemię, po czym się rozleciał na kawałki.
- Patrz co robisz niezdaro! – Warknął mężczyzna po czym odwrócił się w stronę Loringa i obsypał go gradem mało przyjemnych wyzwisk. Wydać po nim było, że należał do osób charakterem przypominających Weihlondera – barczysty, potężny, z groźbą w oczach, o groźnych rysach i prezencji jednoznacznie wskazującej na to, że osobnik ten nikomu nie ma zamiaru ustępować. – Teraz za to wszystko zapłacisz!
- Tak, tak, zapłacę, przepraszam, nie chciałem. – Mruknął Loring, oddychając głęboko i trzymając się za głowę. Nawet nie wiedział do kogo teraz mówi, jednak zdążył się domyśleć, że zrobił coś nie tak, a nie chciał mieć kłopotów. – Zapłacę za wszystkie szkody, mam pie…
- Wiesz gdzie mam twoje pieniądze?! – Ryknął wściekle, po czym uderzył zewnętrzną częścią dłoni – ciosem idącym od klatki piersiowej do zewnątrz – w lewe ramię Loringa. O dziwo na jego twarzy nawet nie pojawił się grymas, a trafienie zwykłą dłonią w twardą zbroję musiało być bolesne. – Policzyłbym się z tobą na arenie, ale słyszałem, że tam nie walczysz, więc załatwimy to tutaj!
Brodacz złapał Loringa za szyję, po czym po prostu go podniósł i wyprostował rękę w łokciu, przez co stopy blondyna znajdowały się kilka kroków nad ziemią. Zdecydowanie ktoś o takiej sile nie mógł być człowiekiem, a już na pewno nie zwyczajnym.
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

- Wilkołaki mówisz... - Powtórzył za nim w zamyśleniu, krzyżując ręce na piersi, jednak robiąc to tak, że wciąż w jednej z nich trzymał kufel pełen miodu. Wzrok utkwił w miejscu, w którym przed chwilą stał tajemniczy mężczyzna.

- Jaka jest aura wilkołaków? Chyba nigdy żadnego nie spotkałem. - Przyznał, przenosząc wzrok na smoka, któremu posłał lekki, uprzejmy, choć trochę zawadiacki uśmiech.

- Ważną walkę? Bierze udział w innym turnieju? - zapytał ciekawsko, spoglądając w stronę Loringa. Faktycznie młodzieniec nie wyglądał najlepiej, choć Cecil wcale, a wcale nie chciał się wyrywać, aby komukolwiek pomóc. Chyba, że smok by go o to poprosił, wszakże byli przyjaciółmi (każdy smok, jak to mawiał jego nauczyciel powinien być jego przyjacielem).
Dobrze wiedział, że był w stanie zarówno naprawić zbroję złotowłosego młodzieńca, jak i go uleczyć. Ale po co się do tego przyznawać, skoro nikt nie pytał?
Gdy padła nieoczekiwana propozycja ze strony Dara, czarodziej właściwie się ucieszył. Nie zamierzał spędzać nocy w karczmie, bo jak zwykle roztrwonił wszystkie swoje oszczędności i nie miał czym zapłacić za pokój. Chciał wyruszyć w dalszą podróż przed świtem i przespać się pod gołym niebem, była przecież nie najgorsza pogoda. Ale skoro można było wyspać się w miękkim łóżku... Aż zrobiło mu się głupio, za swoje wcześniejsze myśli.

- Ej, Dar... - Odezwał się nagle, jakby wszystko sobie już przemyślał. - ...Dziękuję ci za propozycję. Nie zamierzałem wynajmować pokoju, ale chętnie prześpię się w ciepłym łóżku. W zamian za to chciałbym wyświadczyć ci jakąś przysługę. Powiedz czego pragniesz, a bądź pewien, że Cecil Oomayah tego dokona!

Mężczyzna wychylił jeszcze trochę miodu z kufla i przytaknął głową na jego pytanie dotyczące powrotu do stolika melmaro. Nie miał nic przeciwko temu, aby ich poznać.
Wtedy dostrzegł mimowolnie, kątem oka, jak towarzysz jego smoczego przyjaciela nagle doznaje dziwnego ataku bólu, a jakiś barczysty agresor odnajduje powód, by wszcząć awanturę o głupie piwo!

- Twój przyjaciel ma kłopoty. - Zauważył, gotowy na to, by za nim ruszyć, ale niekoniecznie się w to wtrącać...
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości