Re: [Szklane Pustkowie, nieznana Oaza] Powracam po to, co na
: Śro Sty 28, 2015 9:36 pm
Kolejny unik. Lich był znacznie zwinniejszy niż można się było spodziewać po umarlaku. Wymachiwał kosturem dość zręcznie. Po kolejnym niemal trafionym ataku Loki ujrzał lecącą z góry włócznię. Wbiła się wprost w miejsce gdzie powinno być serce i przyszpiliła Agresora do ziemi. Chwilę później ciało zamarzło i rozsypało się w pył złożony z maleńkich kryształów lodu. Za nim stał potężny upadły, od którego aż wiało chłodem gdy poruszał swymi potężnymi skrzydłami. Wzbił się i poleciał dalej walczyć. "Co to było?" Obejrzał się za aniołem lodu. "Uratował mnie?" Zdziwił się. Nie spodziewał się, że ktokolwiek w tym wirze walki go zauważy.
Walka z Lichami trwała jeszcze dobre kilkanaście minut. One same zdawały się mnożyć niczym głowy hydry. Na miejscu każdego pojawiało się dwóch lub on sam składał się w całość. Walka była co najmniej nie do wygrania. Groziła raczej śmiercią. Najlepiej obrazował ten obrót sprawy drugi upadły. Ten o czarnych skrzydłach. Walczył z niezliczoną ilością przeciwników, a jego ruchy były niezrównanie szybkie. Wszystko jednak przybierało zły kierunek. Na domiar złego, coś wielkiego się zbliżało. I na pewno nie było to po ich stronie.
Potężna ściana runęła, a w miejscu gdy niegdyś stała zionęła potężna dziura. W samym środku wyrwy stanął potężnej postury smok.
- Na pradawnego... - Przyglądał się z przerażeniem i jednocześni podziwem wielkiemu, skrzydlatemu jaszczurowi. Próbował wymyślić jak odwrócić jego uwagę od reszty. Skupił się na smoku. Pióro w klatce piersiowej dziwnie zadrżało. "Czyżby reagowało na piekielnych?! Czy na smoka?"
- Nie ważne... - Rzucił krótko i wrócił do swojego zadania. - Odwróćmy uwagę bestii... - Uśmiechnął się, a z jego ciała wybiegła jego podobizna. Ruszyła pędem w stronę atakującego gada. A on zwrócił się ku niej. "Działa..." Ucieszył się Lokstar. Smok próbował dosięgnąć celu łapami ale nie nadążał. Nie mogąc go trafić podjął inną taktykę.
- O nie... - Smok podniósł łeb. Do końca nie wiedział co to oznacza ale domyślał się, a to było jeszcze gorsze. Nie zdążył wypowiedzieć słowa. Potężna kula, a raczej ściana ognia przewędrowała po grocie. Kątem oka ujrzał jak skrzydła znikają pod wodą w jeziorze. "Ale wymyślił. Przynajmniej on jest bezpieczny." Ogień wędrował za klonem, którego Loki instynktownie kierował do ucieczki. Niestety kończyło się miejsce a dalej stały syrena z dziewczyną. Loki zrobił jedyny możliwy ruch. Pozwolił płomieniom pochłonąć jego podobiznę. Gdy płomień zgasł razem z nim zgasły też kostury większości zdechlaków, po których zostały zwęglone kości i popiół. Niestety to nie był koniec. Gad obrócił głowę i ujrzał demona. Tego prawdziwego. "Chyba czas zejść ze sceny..." Rzucił luźną myśl, patrząc jak wielki pradawny zmierza w jego kierunku.
- Co chcesz się pobawić? - Zadrwił Loki. - No to chodź. - Dziwił się sam sobie, że nie mógł poradzić sobie z jednym Lichem, a nie czuł strachu przed tak ogromnym stworzeniem jakie teraz stało przed nim. "No dobra, jakie mamy opcje? Przed smok, za - liche. No ładnie." Po chwili jednak, zauważył, że piekielny nie wypływa. "No jasne... Uciekł! Nie mógł sobie poradzić, to użył skrzydeł żeby dać dyla." - Zostawił nas na pastwę losu i tych tu! - Dokończył głosem przepełnionym żalem i wściekłością.
Po niedługim czasie Piekielny o czarnych skrzydłach wyrwał z wody. Coś dziwnego z nim było... Wyglądał... inaczej... Mimo to po krótkiej chwili w amoku wrócił do walki. Rzucił się na smoka. Raz za razem próbując się do niego zbliżyć nie dając się trafić. "Przysługa za przysługę" Nie miał czasu na przejmowanie się tym, że to nie ten upadły uratował mu skórę. Po raz kolejny Loki spróbował klona. Tym razem efekt był mniej spektakularny jednak również udany. Smok nie mogąc zdecydować się kogo atakować raz po raz dawał się trafić ostrzem. Szermierz nie miał szans ujrzeć iluzji. Smok jednak wyraźnie wyglądał na otępiałego przez zaistniałe zamieszanie. Po kilku minutach walki postanowił się wycofać. Wracając do swojej kryjówki, wilki gad strącił ogonem tony kamieniu zasypując tym samym wejście. "Przynajmniej jego mamy z głowy." Reszty zdechlaków też już nie było. Nie wiedział, kto ich załatwił, ważne, że było po nich.
Zaraz po walce demon przyjrzał się nieco swoim nowym towarzyszom. "Co mu się stało?" Opuścił okulary. Jego skrzydła jakby zmieniły formę. Wyglądały jakby same pióra gęsto przy sobie unosiły się, zawieszone w jakieś aurze czy czymś podobnym. Było to pierwsze co rzuciło się w oczy Lokstarowi. Nie miał czasu jednak przyjrzeć się czy zaszły jakieś inne zmiany. Nie interesowało go to też zbytnio.
Zamaskowany szermierz wylądował obok syreny i dziewczynki. Chciał je zabrać ale coś poszło nie tak. Nie był w stanie podnieść się po upadku, który nastąpił po próbie wzniesienia się z rudowłosą. Poczuł, że musi jakoś pomóc skrzydlatemu. W przeciwnym razie nigdy nie wydostaną się na powierzchnię. Podszedł do nich ostrożnie. Widział na co stać każdego z upadłych, ale nie wiedział na co stać syrenę i czym może go zaskoczyć ta potężna dziewczynka. W zasadzie stawką było życie, więc nie było co przebierać w manierach czy innych gestach. Podszedł i przyjrzał się leżącemu i wijącemu się z bólu wojownikowi.
- Nie wygląda to dobrze... - Przyjrzał się i nie wiedział na początku jak zareagować. Czuł za to, że coś się zbliża. - Nie mamy dużo czasu. Sądząc bo drżeniu ziemi mniej niż nam się wydaje. - Zabrzmiał bardzo poważnie. Nawet bardziej niż nam się wydaje. Jego słowa natomiast były kierowane jakby w pustkę. Nie patrzył na nikogo. Bacznym okiem przyjrzał się, czy może szermierz nie jest ranny. Nic... Dopiero gdy chciał go dotknąć poczuł gorąco. W dodatku jakaś energia emanowała z okolic głowy. - Co to u licha jest? - Odsłonił ucho. Kolczyk, którego nie dało się dotknąć. Biła od niego tak potężna magia, moc, że nawet Lokstar był wstanie wyczuć ją bez większych problemów. Zmysł magiczny miał ale nie był on wykształcony dość dobrze, a mimo to czuł, że to od tego bije ta energia.
- W najlepszym wypadku taki nadmiar mocy zniszczy go... - Nie było to na rękę uwiezionym w podziemiach. - A gdyby tak... - Spojrzał po ciele upadłego. Jego skrzydła nadal pokryte anielskimi piórami, choć czarnymi, były jakby niematerialne. Eteryczna poświata utrzymywała je na swoim miejscu. Przejechał po nich dłonią. "Tutaj też czuć tą magię." Zamyślił się po czym spojrzał na swoje piórko przy spodniach i pstryknął palcami. Spojrzał na twarz skręconą w grymasie bólu i wyrwał jedno pióro. Po krótkim impulsie dodatkowej dawki cierpienia, która jednak zdawała się być niczym w porównaniu do dotychczasowej męki, na twarzy pojawiła się lekka ulga. Widząc jaki efekt przyniosło wyrwanie jednego pióra nie omieszkał wyrwania całej garści na raz. Co ciekawe pozostałe pióra rozłożyły się równomiernie w miejscu ubytku, pozostawiając jednorodną powierzchnię jakby nigdy nic się w tym miejscu nie stało. Z końca każdego pióra widoczna była jakby wewnętrzna aura. W każdym z nich była część mocy. Loki czuł to doskonale. To samo czuło też pióro w piersi. Rozgrzało się. Nie parzyło ale wyraźnie dawało o sobie znać. "O co tym razem chodzi?"
Lokstar delikatnie wyrywał kolejne pióra aż do momentu, gdy czarnooki był wstanie się pozbierać. Udało się zebrać całkiem pokaźną kolekcję piór. Niektóre jednak pod wpływem tej potężnej mocy rozpadły się uwalniając ją w postaci świecącej mgły rozwiewającej się w powietrzu. Część piór natomiast zdołała przejąc uwolnioną moc. W tym to jedno białe zawieszone na łańcuszki przy spodniach. Pojawił się na nim jeden czarny prążek. Reszta aby nie zginęła czekała w eterycznej torbie. Runy na niej świeciły od magii w niej ukrytej. "A to ci ciekawostka" Zerknął na znaki umieszczone na ramieniu.
Szermierz wyglądał na "uleczonego". Przynajmniej na razie. Emanacje energetyczna zmalała i przestała być tak przytłaczająca. W sumie, nie wiedział skąd wpadł na pomysł o wyrywaniu piór. Cieszył się w duchu, że był to trafny pomysł.
Nagle poczuł coś dziwnego. Wszystkie anielskie pióra "wypadły" z torby, a że była ona tak zaprojektowana, pojawiły się one wszystkie w dłoni. Jednak było z nimi coś nie tak. Loki jeszcze raz przyjrzał się jednemu z nich. Zadrżało. "Przecież to niemożliwe." Po czym zemdlał.
Poczuł jakby odlatywał. Nie nie umierał. Czuł jakby jakaś ciepła woda obmywała jego stopy i zanurzał się w niej coraz głębiej, a owa woda była coraz gorętsza. Gdy ciepło dotarło do głowy Ujrzał jakby czas się cofał. Musiał usiąść by się nie przewrócić. Zrobiło mu się słabo. Wizja była realistyczna a przypominała puszczony od tyłu film z urwanymi fragmentami rozmów. Im dalej się cofał tym szybciej film się cofał. Widział swoje życie jako demon, jaskinię w której otrzymał nowe ciało, anielicę. Znów skok w przeszłość i chwilowe zatrzymanie w kolejnym fragmencie. Pojedynek z aniołem. Wszystko widział jednak jakby z trzeciej osoby. Mógł wszystkiemu się przyjrzeć. Życie jako piekielny nie bardzo go zachwyciło. Raczej napełniło strachem. Znów przeskok. Walka z Łowcą dusz. Kolejny skok w przeszłość. Pogoń za chłopakiem i karty. Wszystkie najciekawsze sytuacje były zatrzymywane na kilka chwil i dalej się cofał. Widział wszystko począwszy od narodzin aż do chwili obecnej ale od końca. Gdy widział swoją matkę zaraz po porodzie cała historia w mgnieniu oka przewinęła się do chwili obecnej.
Loki leżąc na ziemi nagle łapczywie nabrał powietrza. Ocknął się. Usiadł podpierając się jedną ręką za plecami. Nie wiedział ile go nie było. Ani tego czy w ogóle go nie było, a może mu się wydawało, że to widział? Nadmiar magii w okolicy, rany... Czuł za to, że napełnia go nowa magia, nowa moc, której nigdy wcześniej nie czuł.
- Co to było? - Spojrzał na ubranie. Wypalone wzory na ubraniu. Na piersi czarny wzór, który rozchodził się od pióra, do lewej ręki, na tors i twarz do oka. Symbole zaczęły się cofać w kierunku pióra. Część czarnych piór upadłego została wchłonięta przez pióro anioła umieszczone wieki temu w piersi. Reszta zwyczajnie uwolniła swoją moc i zmieniła się w zwykłe, czarne anielskie pióra, które mimo wszystko nadal przechowywały szczątkowe ilości mocy. Spojrzał po towarzyszach. Zmienił się jego sposób patrzenia. Wyglądał nadal tak samo jednak to co widział, wpłynęło na jego postrzeganie rzeczywistości. Cała pamięć wróciła. Wiedział skąd pochodzi, kim jest, był. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Dziury w pamięci zniknęły całkowicie. Moc też wróciła. A raczej została obudzona i wzmocniona. "Wszystko teraz będzie inaczej. A raczej tak jak powinno być." Włożył do ust wykreowaną wykałaczkę i nałożył na głowę kapelusz.
- Chyba pora się stąd wynosić. - Rzucił krótko zerkając przez ramię na wyłamane wcześniej drzwi. - Dobrze się już czujesz? - Spytał podchodząc do szermierza o eterycznych skrzydłach. - Nie masz nic przeciwko, że kilka z nich sobie pożyczyłem? - pokazał mu pęczek czarnych piór. - Nie chce peszyć ale... Albo się stąd zwijamy, albo czeka nas kolejna potyczka. - Rzekł dziarsko. Tym razem wiedział, że poradzi sobie nie z jednym ale ze znacznie większą ilością lichy jeśli było by trzeba. Na decyzję nie zostało wiele czasu gdyż tętent stóp całej armii zbliżał się niepokojąco i był coraz lepiej wyczuwalny. A dobiegał zza ogromnych wrót, w których wcześniej stał Lokstar.
- Czas utorować sobie drogę przez masę kościstych tyłków. - Sapnął gdy zobaczył pierwszych wpadających do sali umarlaków. - Tym razem panowie przodem. - Dodał z uśmiechem poprawiając okulary i naciągając rękawiczkę.
Walka z Lichami trwała jeszcze dobre kilkanaście minut. One same zdawały się mnożyć niczym głowy hydry. Na miejscu każdego pojawiało się dwóch lub on sam składał się w całość. Walka była co najmniej nie do wygrania. Groziła raczej śmiercią. Najlepiej obrazował ten obrót sprawy drugi upadły. Ten o czarnych skrzydłach. Walczył z niezliczoną ilością przeciwników, a jego ruchy były niezrównanie szybkie. Wszystko jednak przybierało zły kierunek. Na domiar złego, coś wielkiego się zbliżało. I na pewno nie było to po ich stronie.
Potężna ściana runęła, a w miejscu gdy niegdyś stała zionęła potężna dziura. W samym środku wyrwy stanął potężnej postury smok.
- Na pradawnego... - Przyglądał się z przerażeniem i jednocześni podziwem wielkiemu, skrzydlatemu jaszczurowi. Próbował wymyślić jak odwrócić jego uwagę od reszty. Skupił się na smoku. Pióro w klatce piersiowej dziwnie zadrżało. "Czyżby reagowało na piekielnych?! Czy na smoka?"
- Nie ważne... - Rzucił krótko i wrócił do swojego zadania. - Odwróćmy uwagę bestii... - Uśmiechnął się, a z jego ciała wybiegła jego podobizna. Ruszyła pędem w stronę atakującego gada. A on zwrócił się ku niej. "Działa..." Ucieszył się Lokstar. Smok próbował dosięgnąć celu łapami ale nie nadążał. Nie mogąc go trafić podjął inną taktykę.
- O nie... - Smok podniósł łeb. Do końca nie wiedział co to oznacza ale domyślał się, a to było jeszcze gorsze. Nie zdążył wypowiedzieć słowa. Potężna kula, a raczej ściana ognia przewędrowała po grocie. Kątem oka ujrzał jak skrzydła znikają pod wodą w jeziorze. "Ale wymyślił. Przynajmniej on jest bezpieczny." Ogień wędrował za klonem, którego Loki instynktownie kierował do ucieczki. Niestety kończyło się miejsce a dalej stały syrena z dziewczyną. Loki zrobił jedyny możliwy ruch. Pozwolił płomieniom pochłonąć jego podobiznę. Gdy płomień zgasł razem z nim zgasły też kostury większości zdechlaków, po których zostały zwęglone kości i popiół. Niestety to nie był koniec. Gad obrócił głowę i ujrzał demona. Tego prawdziwego. "Chyba czas zejść ze sceny..." Rzucił luźną myśl, patrząc jak wielki pradawny zmierza w jego kierunku.
- Co chcesz się pobawić? - Zadrwił Loki. - No to chodź. - Dziwił się sam sobie, że nie mógł poradzić sobie z jednym Lichem, a nie czuł strachu przed tak ogromnym stworzeniem jakie teraz stało przed nim. "No dobra, jakie mamy opcje? Przed smok, za - liche. No ładnie." Po chwili jednak, zauważył, że piekielny nie wypływa. "No jasne... Uciekł! Nie mógł sobie poradzić, to użył skrzydeł żeby dać dyla." - Zostawił nas na pastwę losu i tych tu! - Dokończył głosem przepełnionym żalem i wściekłością.
Po niedługim czasie Piekielny o czarnych skrzydłach wyrwał z wody. Coś dziwnego z nim było... Wyglądał... inaczej... Mimo to po krótkiej chwili w amoku wrócił do walki. Rzucił się na smoka. Raz za razem próbując się do niego zbliżyć nie dając się trafić. "Przysługa za przysługę" Nie miał czasu na przejmowanie się tym, że to nie ten upadły uratował mu skórę. Po raz kolejny Loki spróbował klona. Tym razem efekt był mniej spektakularny jednak również udany. Smok nie mogąc zdecydować się kogo atakować raz po raz dawał się trafić ostrzem. Szermierz nie miał szans ujrzeć iluzji. Smok jednak wyraźnie wyglądał na otępiałego przez zaistniałe zamieszanie. Po kilku minutach walki postanowił się wycofać. Wracając do swojej kryjówki, wilki gad strącił ogonem tony kamieniu zasypując tym samym wejście. "Przynajmniej jego mamy z głowy." Reszty zdechlaków też już nie było. Nie wiedział, kto ich załatwił, ważne, że było po nich.
Zaraz po walce demon przyjrzał się nieco swoim nowym towarzyszom. "Co mu się stało?" Opuścił okulary. Jego skrzydła jakby zmieniły formę. Wyglądały jakby same pióra gęsto przy sobie unosiły się, zawieszone w jakieś aurze czy czymś podobnym. Było to pierwsze co rzuciło się w oczy Lokstarowi. Nie miał czasu jednak przyjrzeć się czy zaszły jakieś inne zmiany. Nie interesowało go to też zbytnio.
Zamaskowany szermierz wylądował obok syreny i dziewczynki. Chciał je zabrać ale coś poszło nie tak. Nie był w stanie podnieść się po upadku, który nastąpił po próbie wzniesienia się z rudowłosą. Poczuł, że musi jakoś pomóc skrzydlatemu. W przeciwnym razie nigdy nie wydostaną się na powierzchnię. Podszedł do nich ostrożnie. Widział na co stać każdego z upadłych, ale nie wiedział na co stać syrenę i czym może go zaskoczyć ta potężna dziewczynka. W zasadzie stawką było życie, więc nie było co przebierać w manierach czy innych gestach. Podszedł i przyjrzał się leżącemu i wijącemu się z bólu wojownikowi.
- Nie wygląda to dobrze... - Przyjrzał się i nie wiedział na początku jak zareagować. Czuł za to, że coś się zbliża. - Nie mamy dużo czasu. Sądząc bo drżeniu ziemi mniej niż nam się wydaje. - Zabrzmiał bardzo poważnie. Nawet bardziej niż nam się wydaje. Jego słowa natomiast były kierowane jakby w pustkę. Nie patrzył na nikogo. Bacznym okiem przyjrzał się, czy może szermierz nie jest ranny. Nic... Dopiero gdy chciał go dotknąć poczuł gorąco. W dodatku jakaś energia emanowała z okolic głowy. - Co to u licha jest? - Odsłonił ucho. Kolczyk, którego nie dało się dotknąć. Biła od niego tak potężna magia, moc, że nawet Lokstar był wstanie wyczuć ją bez większych problemów. Zmysł magiczny miał ale nie był on wykształcony dość dobrze, a mimo to czuł, że to od tego bije ta energia.
- W najlepszym wypadku taki nadmiar mocy zniszczy go... - Nie było to na rękę uwiezionym w podziemiach. - A gdyby tak... - Spojrzał po ciele upadłego. Jego skrzydła nadal pokryte anielskimi piórami, choć czarnymi, były jakby niematerialne. Eteryczna poświata utrzymywała je na swoim miejscu. Przejechał po nich dłonią. "Tutaj też czuć tą magię." Zamyślił się po czym spojrzał na swoje piórko przy spodniach i pstryknął palcami. Spojrzał na twarz skręconą w grymasie bólu i wyrwał jedno pióro. Po krótkim impulsie dodatkowej dawki cierpienia, która jednak zdawała się być niczym w porównaniu do dotychczasowej męki, na twarzy pojawiła się lekka ulga. Widząc jaki efekt przyniosło wyrwanie jednego pióra nie omieszkał wyrwania całej garści na raz. Co ciekawe pozostałe pióra rozłożyły się równomiernie w miejscu ubytku, pozostawiając jednorodną powierzchnię jakby nigdy nic się w tym miejscu nie stało. Z końca każdego pióra widoczna była jakby wewnętrzna aura. W każdym z nich była część mocy. Loki czuł to doskonale. To samo czuło też pióro w piersi. Rozgrzało się. Nie parzyło ale wyraźnie dawało o sobie znać. "O co tym razem chodzi?"
Lokstar delikatnie wyrywał kolejne pióra aż do momentu, gdy czarnooki był wstanie się pozbierać. Udało się zebrać całkiem pokaźną kolekcję piór. Niektóre jednak pod wpływem tej potężnej mocy rozpadły się uwalniając ją w postaci świecącej mgły rozwiewającej się w powietrzu. Część piór natomiast zdołała przejąc uwolnioną moc. W tym to jedno białe zawieszone na łańcuszki przy spodniach. Pojawił się na nim jeden czarny prążek. Reszta aby nie zginęła czekała w eterycznej torbie. Runy na niej świeciły od magii w niej ukrytej. "A to ci ciekawostka" Zerknął na znaki umieszczone na ramieniu.
Szermierz wyglądał na "uleczonego". Przynajmniej na razie. Emanacje energetyczna zmalała i przestała być tak przytłaczająca. W sumie, nie wiedział skąd wpadł na pomysł o wyrywaniu piór. Cieszył się w duchu, że był to trafny pomysł.
Nagle poczuł coś dziwnego. Wszystkie anielskie pióra "wypadły" z torby, a że była ona tak zaprojektowana, pojawiły się one wszystkie w dłoni. Jednak było z nimi coś nie tak. Loki jeszcze raz przyjrzał się jednemu z nich. Zadrżało. "Przecież to niemożliwe." Po czym zemdlał.
Poczuł jakby odlatywał. Nie nie umierał. Czuł jakby jakaś ciepła woda obmywała jego stopy i zanurzał się w niej coraz głębiej, a owa woda była coraz gorętsza. Gdy ciepło dotarło do głowy Ujrzał jakby czas się cofał. Musiał usiąść by się nie przewrócić. Zrobiło mu się słabo. Wizja była realistyczna a przypominała puszczony od tyłu film z urwanymi fragmentami rozmów. Im dalej się cofał tym szybciej film się cofał. Widział swoje życie jako demon, jaskinię w której otrzymał nowe ciało, anielicę. Znów skok w przeszłość i chwilowe zatrzymanie w kolejnym fragmencie. Pojedynek z aniołem. Wszystko widział jednak jakby z trzeciej osoby. Mógł wszystkiemu się przyjrzeć. Życie jako piekielny nie bardzo go zachwyciło. Raczej napełniło strachem. Znów przeskok. Walka z Łowcą dusz. Kolejny skok w przeszłość. Pogoń za chłopakiem i karty. Wszystkie najciekawsze sytuacje były zatrzymywane na kilka chwil i dalej się cofał. Widział wszystko począwszy od narodzin aż do chwili obecnej ale od końca. Gdy widział swoją matkę zaraz po porodzie cała historia w mgnieniu oka przewinęła się do chwili obecnej.
Loki leżąc na ziemi nagle łapczywie nabrał powietrza. Ocknął się. Usiadł podpierając się jedną ręką za plecami. Nie wiedział ile go nie było. Ani tego czy w ogóle go nie było, a może mu się wydawało, że to widział? Nadmiar magii w okolicy, rany... Czuł za to, że napełnia go nowa magia, nowa moc, której nigdy wcześniej nie czuł.
- Co to było? - Spojrzał na ubranie. Wypalone wzory na ubraniu. Na piersi czarny wzór, który rozchodził się od pióra, do lewej ręki, na tors i twarz do oka. Symbole zaczęły się cofać w kierunku pióra. Część czarnych piór upadłego została wchłonięta przez pióro anioła umieszczone wieki temu w piersi. Reszta zwyczajnie uwolniła swoją moc i zmieniła się w zwykłe, czarne anielskie pióra, które mimo wszystko nadal przechowywały szczątkowe ilości mocy. Spojrzał po towarzyszach. Zmienił się jego sposób patrzenia. Wyglądał nadal tak samo jednak to co widział, wpłynęło na jego postrzeganie rzeczywistości. Cała pamięć wróciła. Wiedział skąd pochodzi, kim jest, był. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Dziury w pamięci zniknęły całkowicie. Moc też wróciła. A raczej została obudzona i wzmocniona. "Wszystko teraz będzie inaczej. A raczej tak jak powinno być." Włożył do ust wykreowaną wykałaczkę i nałożył na głowę kapelusz.
- Chyba pora się stąd wynosić. - Rzucił krótko zerkając przez ramię na wyłamane wcześniej drzwi. - Dobrze się już czujesz? - Spytał podchodząc do szermierza o eterycznych skrzydłach. - Nie masz nic przeciwko, że kilka z nich sobie pożyczyłem? - pokazał mu pęczek czarnych piór. - Nie chce peszyć ale... Albo się stąd zwijamy, albo czeka nas kolejna potyczka. - Rzekł dziarsko. Tym razem wiedział, że poradzi sobie nie z jednym ale ze znacznie większą ilością lichy jeśli było by trzeba. Na decyzję nie zostało wiele czasu gdyż tętent stóp całej armii zbliżał się niepokojąco i był coraz lepiej wyczuwalny. A dobiegał zza ogromnych wrót, w których wcześniej stał Lokstar.
- Czas utorować sobie drogę przez masę kościstych tyłków. - Sapnął gdy zobaczył pierwszych wpadających do sali umarlaków. - Tym razem panowie przodem. - Dodał z uśmiechem poprawiając okulary i naciągając rękawiczkę.