Szepczący Las[Ranek, niedaleko miasta, pobudka] Goście...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

[Ranek, niedaleko miasta, pobudka] Goście...

Post autor: Stayer »

Cieszył się z jak mniemał dzisiejszego powrotu do swojej chatki w szepczącym lesie. Znajdowała się ona w miarę odosobnionym miejscu. Nie była ona może wiele dni od najbliższego miasta, jednak też wychodząc z miasta zaraz do niej się nie trafiało. Pół dnia drogi dość szybkim krokiem dzieliło ją od najbliższego traktu, a z dobrym koniem i o ile całą wędrówkę rozpoczęło się rankiem, to nawet tego samego dnia można było już znaleźć się w mieście przed zachodem słońca. Łucznik razem ze swoim wierzchowcem właśnie w tyle znajdowali się w mieście. Stayer nie musiał jakoś specjalnie gonić swojego wierzchowca, by w ciagu jednego dnia znaleźć się w mieście. Wystarczyło średnie tempo, ale mimo wszystko stale utrzymywane by trafić do miasta przed zmrokiem. A, że znał drogę już na pamięć - to szło mu to trochę szybciej, zresztą... praktycznie nikt nie wiedział o istnieniu jego chatki. Niewielka, ukryta w lesie... Kto by o czymś takim wiedział?

No, ale wracając do tematu. Łucznik nie wracał teraz z najbliższego miasta, tylko troszkę dalszą drogę miał za sobą, więc ostatecznie chociaż miał nadzieję na dotarcie do domku przed zmrokiem nie udało się. Zmrok złapał go jakieś parę godzin od drogi do chatki.
Nie mając wielkiego wyboru rozpalił ognisko. Konia nawet nie uwiązywał, dobrze wiedział, że go nie opuści. Było to na prawdę inteligentne zwierzę, które myślało nie raz za niego, więc się o niego nie martwił. Zresztą, w razie czego wierzchowiec znał drogę do chatki, gdyby ostatecznie z jakichkolwiek przyczyn zdarzyła się sytuacja w której byliby rozdzieleni, mógł być pewien, że wierzchowiec trafi do chatki... A dalej... W razie czego mógłby sobie poradzić. Ale to tylko takie rozmyślenia w głowie łucznika. Miał nadzieję, że nigdy do tego nie nastąpi. Zlustrował uważnym spojrzeniem okolicę. Położył łuk w zasięgu ręki, przekąsił coś na kolację i ułożył się do snu.


******



Ocknął się dość późno, jak na niego, niewiele brakowało do południa, jakaś... Godzina? Może dwie? No ale nic. Zabrał się do pakowania swojego niewielkiego dobytku, dogasił ognisko, które już swoją drogą za noc prawie się wypaliło. Bezwietrzna noc wcale nie sprzyjała szybkiemu jego się spaleniu, więc teraz z rana jedynie się żarzyło, jedynie momentami zamieniając się w niewielkie płomienie, które i tak szybko wracały do poprzedniego stanu. Rozejrzał się, słysząc trzask łamanych gałęzi, od razu odwrócił się w tamta stronę podnosząc łuk i uważnie doszukując się cudzej sylwetki.
- No, pokaż się! - Rzucił spokojnym tonem.
Visas
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Visas »

Biegła ile sił w nogach. Straż nieznanego jej miasta, w którym została na noc włamując się do spleśniałych domostw, w celu łatwego rabunku, mając świadomość o zamożności tychże rodzin - rzucając się na bogate posiadłości mogła by umrzeć szybko, a na dodatek przed każdymi z wrót stał typowy strażnik - w rękach halabardy czy topory, dobrze zbudowani, czekający na, na nic. Sam ich wygląd odstraszał potencjalnych złodzieji. W jednym z mieszkani uwiła sobie gniazdko w piwnicy, na stercie słomy i obok stojącego posągu rycerza, nad którym wisiała tabliczka zawierającą treść: "Obiekt Dekoracyjny". Układając się do stanu snu, zatapiając się w mglistych, nicościwych marzeniach, przebudziła się gwałtownie, zdając sobie z czegoś sprawę. Ledwie dostrzegła informację nad obiektem, musiała się mocno wysilić by zobaczyć chociażby literkę. Momentalnie osłabła na widok pogłębiającej się bieli, ale chwilę później odzyskała równowagę. Podeszła trzymając rękoma ściany blisko niej aby nie upaść - światło księżyca nie docierało do tych podziemi. Wymacała starannie sztywnego rycerza, myśląc, że czegoś się dowie, "Ah tak, pozłacana zbroja z szafirowymi nogawicami. Heh, bynajmniej marną ich podróbą, choć i tak ich ... ilość wskazuje na bogaczy" Doskonale wiedziała z czym ma do czynienia, bowiem niegdyś "królewicze" wciskali jej tandetne badziewa, jakie nazywali "diamenty, topazy, rubiny"... Tak czy siak wycofywała się po omacku do piwniczych, zardzewiałych drzwi, szukając wyjścia z tego brudnego miejsca.
  - Tam! To ona się tu włamała!
  - Zatrzymaj się albo zginiesz! - miała dość sił, by pokonać mierne jednostki strażnicze, i dużo wigoru. A że był już chłodny poranek, dostrzegła emanacje tych nędznych ludzi za miedziaka. Doskoczyła do pierwszego, wbjając mu sztylety w szyje, i odcinając po chwili głowę. Drugi rzucił się dosłownie na wojowniczkę, tak, że złamał sobie nos. Ta niczym harpia skoczyła mu na plecy wyrywając kręgosłup biedaczyku. Gdyby jeszcze miał lepszą zbroję... Pozostało na zewnątrz dwóch osiłków, rzucających nożami, uciekającą dachami Visas. Zatrzymała się, i wciąż unikała ostrych narzędzi, wyciągając zza pleców swoje cacuszko. Zawirowała w sposób trąby powietrznej doskakując na głowy wojowników. Zeskoczyła po sekundzie i była już za ich plecami, a Ci nie zdążyli się obrócić - zdekapitowano im głowy ową bronią. Nagle podbiegła chmara strażników, z których jednego zabiła. Było ich mnóstwo, nie zdołała poradzić sobie z taką armią. Biegła między domami, taranując przechodniów, i niszcząc szerokie stragany. Chyba jak jej wskazywały kontury, dotarła do pólnocnej bramy, obok której stał sierżant. Nie wachała się - niczym żywy taran znokautowała go czaszką. Dokończyła pracę, nabijając na długi miecz innego, najwyraźniej szlachcickiego szermierza, który wyjmując szable się potknął. Mając w powietrzu truchło, rzuciła nim jak głazem w zwłoki przełożonego. Biegła ile sił w nogach...

Patrząc za siebie czy na pewno ich zgubiła, westchnęła z ulgą dreptając przed siebie. Dokładnie nie wiedziała dokąd zmierzać - od wygnania snuje się po wielkich miastach, co rusz kogoś okradając. Celu nie miała też postanowionego, robiła to, co los jej sprawił. Nie zamierzała jednak spać w lesie, a do cywilizacji było jej daleko. Nie mając wyjścia, szukała dogodnej kupki liści, i wysokiego drzewa. Nie miała pewności, czy aby na pewno tak postąpić - w nocy zobaczy mniej niż co za dnia, a jak ktoś ją zabije, a ona będzie słodko spać? Albo dzikię zwierzę rozszarpie? Poświęcając myśli tym scenariuszom, parę metrów od niej wyłoniły się tygrysy! Zastanawiała się, czy ma przewidzenia, tygrysy tutaj? Było ich pięcioro, każde raczej nastawione wrogo do człowieka, jakby zaraz miały się rzucić. Zachowywała niezmierny spokój, oczękując reakcji bestii. Wszystkie naraz zaryczały hucznie, skacząc na osobliwość, którą była Visas. Ta nie omieszkała od odwdzięczenia się zawoływaniem, ale to było mniej istotne. Pierwsza bestia wierzgała, kiedy ostrze wbijało się delikatnie w ciało, brudząc jedynie trawę. Drugi i trzeci byli zaś bardzo agresywni, jeden z nich aż ugryzł ją w nogę. Nie jęknęła, a skręciła kark podnoszonemu tygrysowi, który wił się w agonii. Kolejnemu odcieła głowę, rozbryzgując czewona maź po wszystkim wokół. Ostatnia dwójka walczyła zaciekle, dopóki Visas nie zmiażdzyła im głów, i zadając cios w klatkę piersiową. Miejsce to wyglądało jakby przeszedł przez nie Śmierć, pełne krwi i ciał.
  - Ładne z was futerko by było.
Położyła się pod rozłożystym dębem i usnęła. Zapadł już zmrok. Obudziła się nad ranem, strasznie krwawiąc. Chciało jej się krzyczeć, ale się powstrzymała, czołgając się między bujnymi gęstwinami. Już dochodziło południe, a ona wciąż ranna, czekała na śmierć. Wstała powoli, wchodząc w niezwykle zielone krzaki, łamiąc przy tym gałązki. Przeraziła się słysząc męski głos, nakazujący jej ujawnienie. Spokojnie, tworząc strumyk krwi wyszła zza nich dostrzegając istotę człowieka.
  - Chciałeś to masz. O to i jestem, zadowolony? - w pogotowiu miała swój miecz w razie ataku tajemniczego jegomościa. Nigdy nie wiadomo, co takiemu do głowy przyjdzie, i to jeszcze w środku lasu.
Awatar użytkownika
Rivien
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rivien »

Jako, iż kolejne, jak zawsze nudne przyjęcie w arystokratycznym gronie dobiegło końca, należało wrócić jakoś do domu. Co prawda Elisia znajdowała się na północ od Meot, lecz kto by się tym nadto przejmował? Zawsze wybierała okrężną drogę, byleby powrócić do swojej siedziby jak najpóźniej. Czekałaby tam na nią jedynie rutyna, w której skład wchodziło zgrywanie grzecznej i potulnej, wysoko urodzonej panny, którą poderwać próbowałby kolejny, zadufany w sobie, najpewniej jeszcze wyżej urodzony książę. Czy nikt tam nie mógł zrozumieć, że nie miała zamiaru brać z jakimkolwiek tamtejszym osobnikiem ślubu? Dopiero zrzucenie z konia za pomocą kopii uświadamiało niektórym z napaleńców ów fakt, co było chyba najradośniejszym elementem tamtejszego bajzlu.

***


Zażywała popołudniowej przejażdżki po Szepczącym Lesie. Ubrana była raczej przeciętnie: solidne, skórzane buty, ciemne spodnie. jasna tunika oraz ciemnozielony płaszcz. Oczywiście nie była w pełni bezbronna, przy pasie miała swój miecz, zaś po drugiej stronie nóż. Potrafiła zrobić użytek z owych broni, a zwłaszcza tej pierwszej. Może i była damulką, ale w odróżnieniu od typowej panny, umiała walczyć.
Zboczyła nieco z trasy, w zasadzie to przypadkowo. Nie, nie podpadało to pod zgubienie się, a raczej coś w stylu: zobaczę, co tam jest. Udało jej się nawet wychwycić czyjeś słowa. "Pokaż się" - tyle tylko zdołała usłyszeć. Początkowo sądziła, że były one skierowane do jej osoby, lecz odległość między nią a tajemniczym mężczyzną była stosunkowo długa.
Zatrzymała wierzchowca, zeskoczyła z niego i dobyła swego ostrza. Nie była pewna zamiarów nieznajomego, a z ciekawości postanowiła zobaczyć, co się tam działo. Zakradła się i wyszła na tyły dwójki nieznajomych. Jedna z nich, kobieta, krwawiła i to dość obficie.
- Co ci się stało? - spytała, mając na oku łucznika. Nie wyglądał on na winnego obrażeń kobiety, a przynajmniej tak podpowiadała jej intuicja. Mimo wszystko, stanowiłby on większe zagrożenie., w razie mania złych zamiarów.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

Na jego twarzy, w chwili kiedy już mógł obejrzeć nieznajomą od razu wymalowało się zdziwienie, które szybko przeszło w niemą troskę. No cóż... Cały łucznik. Od razu opuścił łuk. Nie wiedział, jak nieznajoma zareaguje gdyby od razu do niej podszedł - oczywiście z zamiarem jakiejś pomocy. Dopatrzył się oczywiście trzymanego w pogotowiu miecza. Ale wiedział, że ta trzymała go raczej w razie potrzeby pomocy, a nie ataku. Była na tyle ranna, co widać było po krwi, że musiałaby być niespełna rozumu, by chcieć z nim walczyć. Tym bardziej, że miała ranną nogę. A on należał do zwinniejszych osób, no i miał łuk - zachowanie dystansu przy rannej przeciwniczce nie było problemem, a z racji umiejętności w strzelaniu, cóż... Nie miałby najmniejszego problemu przy unieruchomieniu przeciwniczki. Ale był pewien, że nie ma takiej potrzeby, zresztą... Charakter nie pozwoliłby mu na to.
Odłożył łuk na ziemię i uniósł delikatnie dłonie do góry, pokazując brak złych zamiarów.
- Nic Ci nie zrobię, jesteś ranna, pomogę Ci. - Rzucił powoli, po czym miał już zrobić pierwszy krok w jej kierunku, gdy za plecami usłyszał ruch, a po chwili kolejną osobę. Rzucił tam krótkie spojrzenie, widząc kolejną kobietę. Ta z kolei nie wyglądała ani na ranną, ani też mającą złe zamiary. Cholera jasna, co to znowu jest. Jakaś zmowa? Nadal trzymając ręce w górze stanął tak, by móc w każdej chwili odwrócić się do jednej z nich. Zdawał sobie sprawę, że nieznajoma kobieta trzymająca miecz go obserwowała. Ale - przynajmniej takie miał wrażenie. Nie wydawało się jej, by to on był winny ranom drugiej.
- Trzeba jej pomóc. - Rzucił do niej, po czym trzymając wciąż ręce na widoku cofnął się ku jukom leżącym nieopodal, powoli do nich sięgnął czując na sobie uważne spojrzenie, po czym wyciągnął manierkę z czystą wodą, prócz tego sięgnął po małą torbę, z której znowu wyciągnął bandaż.
- Jest ranna, osłabiona, trzeba ją opatrzyć. - Rzucił jeszcze raz, po czym trzymając w ręce taki ekwipunek odwrócił się do niej plecami i zwrócił się do rannej kobiety.
- Nie mam złych zamiarów - powiedział to już wcześniej, tylko teraz innymi słowami. Teraz powoli ruszył ku rannej kobiecie.
Visas
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Visas »

Wciąż trzymała srebrny miecz, nie zbaczając wzroku z mężczyzny. "Że też nie wziełam ostrza szafirowego lub złotego, głupie strzeżone katakumby.", przeklinała swoje cholerne, "brzydkie" narzędzie ataku. Jednakże jak na razie, spełniało swój znakomity cel, - zabijanie, nie tyle krwi na mieczu widział by prawdziwy najemnik. Inni właśnie tak ją określali - żądna pieniędzy kreatura, która ukatrupi choćby dziecko dla zarobku. Wspomina mile pewną grupkę gówniarzy, którzy drwili z kobiety, rzucali w nią czym popadnie - kamienie, cegły, skały!, bez oczekiwanego rezultatu, żaden obiekt nie tknął nawet jej kurtki. Dobyła z pięknie zdobionej pochwy swoje sztylety, które nazywa, jak lubi "Zabójcy Śmierci". Kazała młodzieńcom stanąc w szeregu, nie wiedzieli co się szykuje, ona miała diabelski plan. Odsuneła się na chodnik by z bezpieczne odległości obserwować przyszłe zdarzenie - a przynajmniej kontury oprawców. Zza pleców chłopców słychać było głośne dźwięki, w jednej chwili z bachorów zostały wielkie plamy krwi, po stratowaniu tabuna słonii. Według niej to było tak cudne, że pocałowała wszystkie te zwierzęta. "Szkoda, "tatusiu", że nie mogłeś zobaczyć, jak Twoja córeczka wywęszyła idealny moment aby ich tam postawić. Hihi, ustawili się jak brygada żolnierska. Tfu! - pluneła na kruche ciała, i odeszła, jak zwykle była to robić w sposób arystokratyczny. Później dochodziło południe, słońce  niemiłosiernie grzało powodując, że niektóre gady uciekały do wody, tudzież oceanu, znajdującego się nie daleko od miasteczka. Dla niej to idealna pora, aby opalić zgrabne nóżki i ponętne, bajeczne ciało. Bynajmniej sama tak siebie oceniała, chołota ludzka miała inne zdanie na ten temat, w dodatku przypiekała się w toples. Ni z tąd, ni z owąd, na leżącą kobietę spadł marmur - no prawie. Lecący upadły anioł upuścił ów material na miejsce, gdzie leżakowała, i śmiał się z tego. Zdążyła odczuć niebezpieczeństwo, stając na nogi rzucając się ku trawie. Sięgneła po swych "Zabójców, rzuciła nimi tak, aby przecieły skrzydła piekielnemu. Ten spadł z hukiem na cieńki grunt, gruchotając kośćmi. Trzymając w rękach prawie że czyste ostrza, podeszła do ofiary, w wiadomym celu. Ze złością na twarzy kopnęła go w twarz, pięć razy, łamiąc nos i żuchwę. Zawył z bólu, ta go przedrzeźniała, rycząc ze śmiechu jak opętana, nie zawachała się uczynić kolejnego kroku. Upadły wstawał ledwie powoli, sięgając po swą broń białą, lecz panienka odcieła mu szybko i bezboleśnie rączki. W tym momencie zlizywała krew, sączącą się po "uwolnionych dłoniach" delektując się substancją ciekłą. Zabierała się właśnie za wyrywanie mu czarnych, puszystych włosów, kiedy na ziemię powalił ją jakieś chuchriradło z nożem do masła w ręce. Miarka się przebrała, dostała spazm, wiła się po ziemi jak wężowa pacjentka szpitala dla umysłowo chorych.
  - Nie rób mu krzywdy, żądna krwi bestio! - na te słowa, jak uzdrowiona wstała, skierowała swe zimne dłonie w stronę człowieka. Prosiła go o to, aby zajął się tym aniołkiem, a ona sowicie gi wynagrodzi. Bzdury. Ponownie czekała na Ten moment, gdy z wyrafinowanym podejściem do mordu, pozbędzie się tego szkarłatnego pomiotu.
  - Co... nie! Lepiej się odsuń, mam nóż i nie zawacham się go użyć! - starała się nie wybuchnąć śmiechem, tylko z żałością patrzyła na biednego, tak słabego mężczyznę. Zatańczyła radośnie wokół niego, aż przeszła do deseru - wbiła mu sztylety w oczodoły, tak by przeszły go na wylot. Martwy upadł na jasną posadzkę, wylewając z śliczną maź. Tak cieszył ją ten widok, że zrobiła salto podwójne. "Nie zapomniałam o Tobie, upadły aniele", wyrwała z ciężki chodnik, i zrzuciła go mu na łeb. Teraz wiedział jak to jest, sam chciał tego dokonać na ślepej, niedorozwinięty głupiec. Nie mogła obyć się oczywiście bez trofeum, co to to nie. Wydarła najdłuższe pióro ze latawic, schowała za kurtkę, i już jej tam nie było. "I znów się nie opaliłam, cóż, znajdzie się inne miejsce."

Jej wyostrzony słuch dosięgł i kobiecego głosu, tak czystego, spokojnego i pięknego, jak najlepszej śpiewaczki z anielskiego chóru. Zaniepokoił ją dziwny smak aury kobiety, wyczuwalny, ale ledwo, jakby osoba ta ją skrywał, więc bacznie obserwowała. Nie widziała teraz zbyt dobrze szczegółów dla niej istotny, co wywołało dreszcze i zimno. Bała się, ranna i wycieńczona, dwoje istot, możliwość że umrze... Nie uspokoiła jej także gestykulacja męskiego osobnika, wiedziała że coś pokazuje, ale nie dane był jej tego zobaczyć. O ziemię obił się drewniany przedmiot, mający zapewne zmylić ją, że odstawia broń, zapewnić fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Puste słowa żeńskiej postaci i męskiej nie trafiły do jej umysłu, sądziła, że to pułapka z której nie ucieknie, zginie marnie. Opatrzyć?! Myślała, że się popłaczę, nie chciała by já dotykano, na pewno chcieli ją związać i później torturować lub zamordować. Skuliła się jak żółw łkając, myśląc, że to koniec. "Nie mam złych zamiarów", akurat. Wykrwawiała się co raz bardziej, robiłoi jej się słabo, umierała. Moment nie minął i starała się na klęczkach uciec, bezskutecznie. Zemdlała, a jej krew objęła spory obszar dookoło jej delikatnego ciała.
Awatar użytkownika
Rivien
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rivien »

Swą uwagę skupiła bardziej na kobiecie, która nie wyglądała na taką, że przyjęłaby od nich jakąkolwiek pomoc. Anielica zdawała sobie sprawę z tego, że wkrótce nie będzie miała ani wyboru, ani prawa głosu. W obecnym stanie nie dałaby rady przejść choćby i pięciu metrów, o ile w ogóle dałaby radę wstać. Straciła zbyt dużo krwi.
- Bez wątpienia - odparła mężczyźnie, po czym schowała miecz do pochwy. W najbliższym czasie raczej nie będzie przydatną rzeczą, bo na jakąkolwiek walkę się raczej nie zanosiło, chociaż nigdy nie wiadomo. Nieznajoma sama się do takiego stanu raczej nie doprowadziła, więc istniała szansa, że sprawca mógł cały czas podążać za ofiarą.
- Ciekawe kto ją tak urządził... - powiedziała, chyba bardziej do siebie.
Z chwilą, gdy anielica zrobiła pierwsze kroki ku niej, kobieta najzwyczajniej w świecie straciła przytomność. Utrata sporej ilości krwi dała o sobie znać, a to oznaczało, że bez rychłej pomocy umrze, a Rivien była zbyt miła, by się temu ot tak przyglądać.
Mimo wszystko, nie będą jej opatrywać w krzakach. Ze względu na to, że niebianka miała zarówno łagodny dotyk jak i nieco siły w rączkach, powoli i ostrożnie przeniosła ją w miejsce bardziej odpowiadające wszelkim zabiegom medycznym. Przez cały ten czas obchodziła się z nią niemalże jak z jajkiem.
- Kim jesteś? - spytała łucznika chwilę po tym, jak odstawiła ranną na stabilniejszy grunt. Zawsze to lepiej byłoby zwracać się do siebie po imieniu, czy też pseudonimie, jeśli personalia był czymś, co musiało pozostać w tajemnicy. Jako, iż to on dzierżył opatrunki, dalsze działania tymczasowo pozostawały w jego gestii.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

Na prawdę, trzeba było jej pomóc, natychmiast. Zdawał sobie sprawę, że od wykrwawienia do śmierci daleko nie było. Kiedy nieznajoma straciła przyjemność, od razu opuścił ręce, mając zamiar przenieść ją w miejsce w którym mógłby jakoś zatamować upływ krwi, ale druga z kobiet go uprzedziła. Aż zdziwił się, kiedy podniosła tą nieprzytomną i bez większych problemów ją przeniosła. No mimo wszystko - kobiety były raczej... Delikatne, i chociaż zdarzały się wyjątki, to większość, jak widać - do której nieznajoma się nie zaliczała, raczej dałaby to zrobić łucznikowi, który by się tym zajął. Zdał sobie sprawę, że ta schowała też swój miecz do pochwy, więc jak widać uwierzyła mu, co znaczyło, że nie widziała w nim potencjalnego przeciwnika. I dobrze, nie miał zamiaru znowu z nikim walczyć, przynajmniej... Przynajmniej w najbliższym czasie miał dość wrażeń.
Przyklęknął przy ułożonej na w miarę stabilnym gruncie nieprzytomnej kobiecie, kładąc obok opatrunki i manierkę z wodą. Usłyszał w tej samej chwili za sobą pytanie. Odwrócił się w jej stronę.
- Nazywam się Stayer - powiedział krótko po czym skinął głową i wrócił wzrokiem do tej nieprzytomnej. Nie to, że nie chciał z nią rozmawiać, czy coś. Po prostu nie chciał się rozpraszać przy opatrywaniu, którego znał jedynie podstawy. Nie chciał popełnić żadnego błędu.
- Przytrzymaj jej nogę, może się wyrywać. - rzucił cicho w kierunku stojącej kobiety która po chwili przyklęknęła i w miejscu w którym pokazał trzymała niewiastę, po czym delikatnie i powoli podwinął nogawicę leżącej dziewczyny, tak, by widział całą ranę. Wiele raczej tutaj nie mógł zrobić. Wziął manierkę z wodą i ostrożnie oblał ranę wodą, i wytarł ją delikatnie kawałkiem szmaty którą w międzyczasie wyciągnął z torby. Następnie ranę obwiązał dokładnie bandażem, co miało zatamować szybki upływ krwi. Szmatą obwiązał mocno miejsce trochę wyżej rany, by ograniczyć dopływ krwi. Więcej nie był w stanie zrobić. Ignorował lekkie wyrywanie się kobiety, bo ta klękająca obok pewnie ją przytrzymywała.
- Gotowe, tyle mogę zrobić. Teraz może jedynie leżeć... A nam zostaje ją pilnować. - O ile nieznajoma w ogóle nie miała zamiaru od razu pójść kontynuować swojej drogi, podróży, czy czegokolwiek tam. Sam nie wiedział, rzucił jej krótkie spojrzenie.
Visas
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Visas »

  Idealne, krystalicznie czyste morze. W tafli jej dwie elfickie twarze, z których wycieka czarna substancja, z boku bioder obojga wystaje spiralowy, okryty dratwą miecz zwieńczony szlifowanym diamentem. Ich oczy wlepione w punkt jeziora spoczywał teraz na kamiennym kręgu, położonym kilka stóp od nich. Poruszali się bez nóg, lecz niczym zjawy przemknęły przez cieńką, trochę poczerniałą palisadę, powoli opuszczając się ku ziemii, tudzież zakażonego gruntu. Widziała teraz innego osobnika, mierzącej około 170 centymetrów wzrostu, a może więcej. Jasna karnacja, i lekko spieczone darem słońca ciało, szczupła sylwetka. Czuła w niej krew szlachcicką, była szczęśliwa, ogarnęła ją niezmierna euforia, ale się niepokoiła. Za sobą poczuła woń mężczyzny, brudu i gnoju, niespokojnego pozoru uprzejmości i życzliwości. Słyszała szybkie bicie serca, i oddech godny dzikiej kuny, nie bała się, jedynie towarzyszyło jej uczucie raju. Kobieta która wówczas stała w miejscu, biegła do kukurydzianych pól, które chwile potem zamieniły się w czerń, jakby uderzyła w nie asteroida. Mężczyzna natomiast o kruczo czarnych włosach, zielono - białym płaszczu i niebiańskiej harfię, porwał ją na plecy, i uciekł w nieskończoną przepaść dzielącą utopijne dzielnice od postapokaliptycznych rejonów nieznanego świata. Schodząc po schodach zanikających z każdym jej delikatnym krokiem, na bosych nogach, odnalazła wielką halę o beżowych ścianach i zniszczonej ogniem podłodzę. Na pięknie ozdobionym podeście, z którego czuć winno obrzydliwy smog, dumnie stała ta sama kobieta, śpiewając pewnie w języku smoczym, a obok niej tańczyły wdzięcznie mniejsze postacii, ich rozpoznanie nie było moźliwe ze względu na nałożone na siebie grube kaptury. Nagle przemawiając głosem strasznie demonicznym, kobieta próbowała porwać senną w czeluści piekła. Facet stojący na marmurze obserwał to zdarzenie, po czym wystrzelił w senną z kuszy.
Jej wszystkie zmysły jakby powróciły. Obudzona, a raczej odzyskawszy przytomność, otworzyła lekko jedne oko. Dwoje "wybawców stało plecami do niej, więc skorzystała z okazji i próbowała się podnieść, ale przyniosł to jeszcze większy ból. Uciskające bandaże z pewnością nie były przyjemne, ale ocaliły ją. Ocalili ją sprzed kosy śmierci. "O co tutaj chodzi? Chcą mnie wyleczyć, żeby... wykorzystać?" w głowie chodziły jej przeróżne myśli np. o targach niewolników, taka osoba kosztowała by naprawdę wiele. W razie czego chwyciła po sztylety chowając je pod plecy, w razie gdyby waćpan postanowił ją jeszcze raz tknąć. Dziwnie było, jej to przyznać, ale ufała pięknej kobiecie. W jednej chwili otworzyła oczy i zajęknęła, czekała co zrobią w tej sytuacji.
Awatar użytkownika
Rivien
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rivien »

- Rivien - przedstawiła się pokrótce, gdy tylko Stayer zabrał się za opatrywanie rannej dziewczyny. Wychwyciła fakt, iż nie był on w tym najlepszy, lecz robił to na tyle starannie, by anielica nie musiała go poprawiać. Ona sama nie była w tych czynnościach jakoś wybitnie dobra, lecz mogła się założyć, iż szło by jej to lepiej aniżeli łucznikowi. Na szczęście nie było innych wykrwawiających się osób, na których mogłaby to udowodnić. Poza tym, tu chodziło o ratowanie życia a nie idiotyczne zawody.
Zrobiła też to, o co ją poprosił, przytrzymała nogę "pacjentki", co by nadto nie wierzgała. Biorąc pod uwagę dostępne, a raczej prowizoryczne medykamenty, zrobił wszystko tak jak należy. Obmył ranę, przetarł, a następnie zabandażował oraz ograniczył dopływ krwi do kończyny. W tym czasie nic się nie odzywała, by nie rozpraszać go zanadto.
- Jak myślisz, z czym się borykała, że tak skończyła? - spytała, próbując jakoś podtrzymać, a raczej nawiązać rozmowę. Jasne też było, że póki co, najbliższy czas spędzi w tym miejscu. - I jeśli można, co robisz w tej dziczy, Stayerze? - w międzyczasie jej rumak począł skubać sobie trawkę nieopodal właścicielki.

W czasie, gdy rozmawiali, kątem oka spostrzegła, że nieznajoma ocknęła się. Mogła dać sobie głowę uciąć, że próbowała wstać, co w jej stanie było niewskazane. Usiadła tuż obok niej, po prawej stronie, po czym delikatnie ułożyła swoją rękę na jej ramieniu.
- Jak się czujesz? - spytała kobietę, swym jak zawsze miłym dla ucha głosem. Nie spodziewała się czegoś w stylu: wspaniale, bo to było po prostu niemożliwe.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

No co prawda to prawda. Stayer znał się na tyle na tym, by potrafić zrobić zrobić jedynie prowizoryczny opatrunek mający na celu bardziej podtrzymanie przy życiu, mając na celu zyskanie czasu koniecznego do przetransportowanie rannej osoby do najbliższego możliwego medyka, czy kogokolwiek znającego się na leczeniu ran.
- Po ranie mogę stwierdzić, że coś ją ugryzło. A to coś nie było małym zwierzęciem. Tylko nie wiem co to mogło być... - Osobiście w życiu spotkał się jedynie raz w życiu z tygrysem, ale na szczęście nie doszło do żadnej rany, wykorzystując swój łuk i umiejętności po prostu wykorzystał dzielący ich dystans do uśmiercenia zwierzęcia zanim to zdołało do niego podejść. Było to na tyle niezłym wyczynem, zważając, że wystarczyły mu na to dwie strzały. Pierwsza po minimalnym chybieniu jednie drasnęła pysk zwierzęcia, ale już druga która trafiła idealnie między ślepia, skutecznie unieszkodliwiało zwierzę - krótko mówiąc, uśmiercając je.
- Ogółem jestem myśliwym, łowcą, tropicielem, zależnie od sytuacji. A tym razem po prostu zmierzałem do swojej chatki, która jest nawet niedaleko stąd, jakąś godzinę, może dwie drogi stąd. Zmierzałem do niej, ale ostatecznie zapadł zmrok i nie zdążyłem. - Powiedział szczerze, nie widząc żadnego powodu do nieszczerości.
- A Ty, co robiłaś w tej okolicy, Rivien? - Zapytał, unosząc pytająco brew, no powiedzmy, że w jego oczach nie wyglądała na jakąś łowczynię, czy osobę która dużo czasu spędzała w dziczy. Mhm, może po prostu przypadkiem zboczyła z traktu, który swoją drogą był dość blisko stąd.

Kiedy Rivien usiadła obok nieprzytomnej kobiety poczynił to samo, obserwując uważnie twarz przed chwilą jeszcze nieprzytomnej kobiety.
Nie odzywał się, na razie niech odpowie ta którą jeszcze przed chwilą opatrywał. W sumie... Dość ważną kwestią było jej samopoczucie, albo raczej odczucia co do rany na nodze.
Visas
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Visas »

Patrzyła jak na idiotkę, która śmiała jej osobę zapytać o samopoczucie, i to w jakże bezczelny sposób, czy ona myślała o tym, że powstanie jakby nigdy nic, chwyci za "ozdobne" bronice i ucieknie do miasta w zamiarze tańca na scenie? Już przygotowana na sarkastyczną odpowiedź, obok niej usiadł również przedstawiciel męskiej społeczności, z pięknymi, piwnymi oczętami, uczucie tonięcia w tych pięknościach ogarnęło jej całe ciało, i duszę, jeszcze nigdy tego nie czuła. Wyobrażała sobie romantyczne tańce, przepyszne kolacje we dwoje, spacery po czerwonym dywanie, oglądanie na polanie zachodu słońca, a to wszystko u boku tego "dzikuska" jak go w myślach nazwała. Zaraz... A nie myślała czasem o księciu Sinderze? Ah tak, niestety. No cóż, przyzwyczajona do dworskich książąt, w których się podkochiwała, nie dostrzegła syfu człowieczyzny, wręcz zbierało jej się na wymioty, widząc taką ludzką prostotę.
- Znakomicie, genialnie! Aż z radości zatańczę szczęścia. - starała się to wypowiedzieć naden sarkastycznie, ale nie zdołała przemówić na tyle głośno, by było to usłyszalne. A może. - A jak myślisz, z nogi cieknie mi krew jak z kuny Mestherlowej, to czuje się chyba nie najlepiej. Sam ten opatrunek nie wiele mi pomógł, a piecze jak cholera.
Wodząca wzrokiem na leśniczego, złowrogo spojrzała. - Obyś choć trochę się znał na medycynie, bo nie ręcze za siebie.
Powolutku, choć efektywnie wstawała, i w tym momemcie, była w pozycji siedzącej.
Awatar użytkownika
Rivien
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rivien »

- Jestem tu przejazdem - odparła na wcześniejsze pytanie Stayera, nim ranna kobieta zdążyła jej odpowiedzieć. W jej mniemaniu, nie musiał wiedzieć tego, iż jako, przynajmniej w teorii, wysoko urodzona dama, zboczyła z drogi powrotnej do domu, gdyż nie chciała zbyt szybko wrócić do monotonnego życia na dworze. Na dłuższą metę nie odpowiadało jej ono wcale, ale innej alternatywy nie miała. Przynajmniej mogła brać udział w turniejach rycerskich, a to już coś...
Odpowiedź dziewczyny nieco ją zaskoczyła. "Charakterna, wręcz pyskata, nie ma co." - pomyślała anielica. Miała dobry słuch, więc zdołała usłyszeć to, co "mruczała" pod nosem.
- Strasznie marudzisz - skwitowała krótko. Jej również zdarzyło się mocno oberwać, lecz nie sypała sarkazmami na lewo i prawo z tego powodu. - Gdyby nie ten niewiele pomagający opatrunek, własnie wykrwawiłabyś się na śmierć - dodała po chwili, a raczej stwierdziła fakt.
- Jesteś mu winna podziękowanie za uratowanie życia - rzekła, po czym usiadła jakieś półtora metra, na lewo od niej. - W co się wpakowałaś, że skończyłaś w takim stanie? - spytała z ciekawości.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

W sumie, na prawdę nie musiał wiedzieć nic więcej. Chociażby tego, że Rivien jest taką wysoko urodzoną damą. No po prostu nie potrzebował takiej wiedzy... Co nie zmieniało faktu, że go to zainteresowało, ale widząc, że ta nie kontynuuje dalej, zdał sobie sprawę, że ta albo ukrywa przed nim swoją tożsamość. Lustrował przez chwilę jej twarz, próbując coś wypatrzeć, rozpoznać jakąś cechę szczególną. Wywnioskował jedno - nie była to zwykła kobieta, w sensie nie pracowała jak wiele biednych kobiet. Zdecydowanie należała do osób bogatszych, co wnioskował po ogólnym jej zarysie. Jakaś arystokratka? Mhm, trochę bardziej opalona niż arystokratki które zwykł widzieć - a takich wiele nie było... Bo i kiedy? Jeżeli je widział to tylko krótko, ale wszystkie miały cechę upodabniającą ją do pozostałych - delikatność i blada skóra. Niekoniecznie wszystkie były piękne - ale Rivien zdecydowanie należała do tych arystokratek ( bo tak już sobie to zakodował, że jest arystokratką ) które był obdarowane niebagatelną urodą.
Mruknął coś pod nosem do siebie po słowach kobiety. Dosłyszał to bez większych problemów. A groźby nie wziął nawet na poważnie
Po słowach młodej arystokratki rzucił jej krótkie dziękujące spojrzenie, no co? W jego mniemaniu miała rację, a on sam jakoś nie miał ochoty na kłótnię z ranną. Z racji tego - że jest ranna, no i po prostu dlatego, że nie lubi się kłócić.
Obserwował uważnie jak przysiadła, samemu przy tym nawet nie drgnął. Wpatrywał się uważnie raz w twarz, a raz na nogę siedzącej teraz kobiety. W sumie... W sumie, też był ciekaw, co ostatecznie się jej przydarzyło, więc czekał na odpowiedź na pytanie Rivien.
Visas
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Visas »

Zapomniane wokół szum liści i wiatru drzew przeobraził się w litanię modłów to tego stopnia, którego jej wyostrzone uszy zaczęły ją boleć z głosów dochodząch od ust kobiety i leśnego. Przeważały głównie te, każące ślepej uciekać jak najdalej. Zastanawiając się co odpowiedzieć na pytanie dobrodziejki uciekała wzrokiem po okolicy chwytając sztylety rękami do tyłu i cudem podnosząc się na nogach. Patrząc obojgu w oczy rzekła.
- Przykro mi, nie mam czasu, poradzę sobie z tą raną. Ale dziękuje - wymachiwała wdzięcznie rękoma i kuśtykając odszedła w stronę zachodzącego słońca.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

Cóż... Cała sytuacja wydała się jakaś dziwna. Raczej nie spodziewał się tego, że ta tak po prostu wstanie i odejdzie. No w życiu by tego nie przewidział, wstał, drapiąc się po karku. W sumie... Ostatecznie podziękowała, jak miło.
- Nie ma za co... - Mruknął, odprowadzając ją wzrokiem, sam nie wiedział dlaczego za nią nie ruszył.Ale coś mu podpowiedziało, że da sobie radę, co nie zmieniało faktu, że całość była na prawdę dziwna... Wzruszył jednak ramionami, nie miał siły nad tym rozmyślać. Popatrzył na Rivien, spodziewał się tego, że ta też była zdziwiona, może wręcz nawet wstrząśnięta tym wydarzeniem, ale akurat miała odwróconą twarz tak, że nie był w stanie tego ocenić.
- Nie wiem jak Ty, ale to było co najmniej nienormalne... - Stwierdził, po czym rozejrzał się, zaczął powoli zbierać swoje rzeczy, w sumie dużo tego nie rozłożył, więc długo mu to zająć nie mogło.
- Miło było Cię poznać, Rivien, ale muszę kontynuować swoją podróż. - Powiedział, kiedy był już gotów.
- Trakt, z którego jak domniemam zboczyłaś, jest tam - Rzekł, dłonią wskazując w sumie stronę z której tutaj wcześniej przyszła, ale nie mógł się powstrzymać od tej rady.
- Żegnaj. - Rzucił jeszcze i kiedy już był gotowy do drogi dosiadł swojego konia, skinął jeszcze jej głową i ruszył w swoją drogę...


[ Ciąg dalszy : Stayer ]
Awatar użytkownika
Rivien
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rivien »

Zachowanie kobiety co najmniej ją zdziwiło. Jeszcze przed chwilą ledwo dała radę usiąść, a teraz postanowiła po prostu odejść... Czyżby anielica nie doceniła jej... upartości? No cóż, nie mogła jej od tak zatrzymać, bo to prawo jej nie przysługiwało. Ostatecznie była to tylko i wyłącznie jej decyzja.
- Żegnaj i powodzenia - odparła, obserwując przez chwilę, czy aby zaraz z powrotem nie straci przytomności, co na szczęście nie miało miejsca. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie.
Cała ta sytuacja była dla niej dziwna, lecz nie nienormalna, jak to określił łucznik. Może po prostu nie potrafiła przyjąć pomocy od nieznajomych? Znała parę osób, które miały to w charakterze. Ponad połowa z nich nie miała później niczego do powiedzenia w tej sprawie...
- Ja tam jestem w stanie ją do pewnego stopnia zrozumieć... - odparła Stayerowi. - Dziękuję za wskazówkę i do widzenia - dodała chwilę później, po czym ruszyła w dalszą drogę.

Ciąg dalszy: Rivien
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości