Tymczasem Tilgor spał. I śnił. Za zamkniętymi oczyma ujrzał piękną boginię przenajświętszych wód. Miała długie do ziemi włosy w kolorze słomy i powplatane w kosmyki drobne muszelki. Tilgorowi serce zabiło szybciej. Jaka ona była piękna! Duże chabrowe oczy teraz śmiały się do niego, natomiast ładne dłonie machały mu. Postać aż podskoczyła na jego widok, głośno coś krzycząc. Tryton uświadomił sobie, że to do niego woła. To był najpiękniejszy uśmiech, jaki widział.
Nereida była coraz bliżej swego domu. Poczuła zmęczenie, ale nie zwalniała kroku. Dzień był ładny, niebo czyste i nie zanosiło się na pogorszenie pogody. Powietrze jednak było dziwnie ciężkie. Bolały ją trochę głowa i mięśnie nóg. Nie wiedziała, czy to przez zmęczenie, czy jakiś czar. Wszystko to możliwe i nic jej nie mogło zdziwić. Różne dziwy chodzą wszak po świecie.
Wtem usłyszała nagle czyjś głos dochodzący zza drzewa:
- Przepraszam, panienko... - odezwał się mocno zachrypnięty głos. Enitia podeszła bliżej i ujrzała wynędzniałego staruszka, tak wychudzonego, że zrobiło jej się go żal. Natychmiast zapragnęła mu pomóc. Uniosła dłoń na znak, że starzec nie musi dokańczać. Ze swojego plecaka wyciągnęła bukłak z czystą, świeżą wodą i bochenek chleba. Podała to staruszkowi. Zatopił swoje słabe i zepsute zęby w pieczywie, oblizując się i popijając łapczywie wodą. Wziął kruchą dłoń nereidy i złożył nań suchy pocałunek.
- Nawet nie wiem, jak ci dziękować, o pani. Gdyby nie twoje dobre serce, pewnie bym tu zmarł... Jak mogę ci się odwdzięczyć? - sapnął starszy mężczyzna i spojrzał z wdzięcznością na Enitię.
- Ależ nic pan nie musi dawać - zaprotestowała i uśmiechnęła się słabo. - Najważniejsze, że panu nic nie jest.
- Czyżby... - Podrapał się po siwej brodzie starzec. - To dlaczego masz oczy takie smutne, droga dziecino?
Enitia uciekła wzrokiem od staruszka. Spuściła głowę i przyznała z cicha:
- Bo się zakochałam... - zaczęła nieśmiało.
- To chyba powód do radości, prawda? - zdziwił się staruszek.
- Niezupełnie... Nigdy go już nie zobaczę. Tęsknię za nim.
- Rozumiem - zamyślił się mężczyzna i spojrzał badawczym wzrokiem na Enitię. - Wyglądasz mi na dobrą dziewczynę. Chyba będę mógł ci pomóc.
Tryton obudził się zlany potem od stóp do głów. Okazało się, że spał na mchu i znajdował się na pobliskiej łące. Był całkiem niedaleko Enitii, bo tylko jakieś dziesięć, najwyżej piętnaście kilometrów stąd. Jednak skąd mógł o tym wiedzieć? Nagle zdał sobie sprawę, że istota, o której śnił, to właśnie Enitia. Jęknął głośno, podniósł się z niewygodnego legowiska i szedł przed siebie... nie wiadomo dokąd.
Enitia wraz ze starcem imieniem Kleofas udali się do jej domu. Starzec nie mógł dopuścić, żeby ktoś usłyszał ich rozmowę. Nereida zapewniła go, że tutaj nikt ich nie usłyszy. Jej dom znajdował się na samym początku Wiszących Domów i w odległości około pięciuset metrów nie stał żaden sąsiedni budynek.
Starzec uśmiechnął się troskliwie do nereidy i ofiarował jej wiązkę światła uformowaną w kulkę. Po tym, jak dziewczyna zapoznała się z tajemniczą magią, rzekł poważnie:
- Ta kulka wskaże ci lokalizację twojego ukochanego. Tylko uważaj, nie możesz używać jej częściej niż dwa razy dziennie, inaczej się przegrzeje i zepsuje. Nawet magia ma swoje ograniczenia.
- Więc będę mogła zobaczyć Tilgora? - ucieszyła się Enitia, nie dowierzając. - I ta kulka pokaże mi, gdzie on teraz jest?
- Dobrze zrozumiałaś i nie musisz dziękować. Gdybyś mnie kiedyś potrzebowała, wystarczy, że zastukasz w kulkę trzy razy, a zjawię się najszybciej, jak to możliwe. - I zniknął niespodziewanie.
Nereida długo siedziała nieruchomo na krześle w jadalni. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Jeśli Kleofas nie kłamał, mogła dowiedzieć się, gdzie przebywa Tilgor. Wzięła do rąk złocistą wiązkę światła i wejrzała weń. Po paru chwilach w odbiciu ukazała się twarz Tilgora. A później to, dokąd teraz zmierza.
Niewiele myśląc, Enitia wyruszyła w drogę prawie że pędem.