Turmalia[ Centrum ] Rebelia w Turmalii

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax przekrzywił głowę tak samo jak Setian, a mało pochlebne słowa, które padły pod jego adresem, przyjął bez cienia emocji na twarzy. ”Zrzędzi jak mój ojciec. Gdybym był tak samo rozsądny, jak wszyscy mężczyźni z mojego rodu, w ogóle by mnie tu nie było. Siedziałbym w Efne z bolącym kręgosłupem, w towarzystwie żony równie nudnej i efemerycznej, co moja matka i upijał się do nieprzytomności, bo nie miałbym nic ciekawszego do roboty. Od tego właśnie przez te lata uciekałem, od bezbarwnych dni i nudnych nocy, które spędzałbym samotnie, mimo bycia żonatym. Naturalną koleją rzeczy jest to, że będę pakował się w kłopoty, aby jakoś przełamać rutynę.”
        - Chyba lepiej dla ciebie, bym właśnie taki był - zauważył. Znowu patrzył w ten wyzywający sposób, trwało to jednak dość krótko. Gdy Setian zaczął swoją opowieść, Jorge przesunął swój kufel na bok i przysunął się odrobinę, aby na pewno wszystko słyszeć. Z reguły skupiał wzrok na swoim rozmówcy, czasami jednak zdarzało mu się zerknąć gdzieś w bok, głównie wtedy, gdy zarejestrował jakiś nietypowy ruch, ktoś wszedł albo zaszurał głośno krzesłem. Wyglądał na odrobinę zawiedzionego, gdy padło zastrzeżenie o nieudzielaniu zbyt prywatnych informacji, ale nie skomentował tego ani nie wywracał oczami - może kiedyś się tego wszystkiego dowie. Nie wtrącał się w wypowiedź Setiana, czekając na odpowiedni czas do zadawania pytań. Gdy jednak ten nadszedł, szermierz długo milczał, podparł czoło dłonią i patrzył w blat. Chciałby wiedzieć, dlaczego Setian zabił tamte osoby, dla niego miało to spore znaczenie, ale przeczuwał, że i tak się tego nie dowie, a już na pewno nie teraz. ”Jakiś powód musiał istnieć, mogła to być zemsta, samoobrona, zazdrość, element walki politycznej - nie wiem o nim nic, co pozwalałoby na chociażby luźne spekulacje. Pytanie, jaki cień padłby na moje życie, gdybym wpuścił go do swojego domu - był zwykłym mordercą, potworem na jakiego pozował, czy może było jakieś drugie dno. Wbrew pozorom miałem trochę do stracenia, nie tylko z rzeczy materialnych, bo o to zawsze średnio dbałem. Nikt mi jednak nie zagwarantuje, że ci, którzy ścigają Setiana, w ogóle zapytają o moje powiązania z nim przed poderżnięciem mi gardła. Ech, Carax, dlaczego mimo wszystko perspektywa przyjęcia go pod swój dach tak bardzo cię kręci?” W końcu szermierz podniósł wzrok, nabrał głębokiego wdechu i zaczął mówić.
        - No tak - westchnął. - Nie przedstawiłeś siebie w najlepszym świetle, ale wierzę, że to z grubsza obiektywna opinia. Ja twojego postępowania nie będę oceniał, raz, że sam nie jestem wzorem cnót wszelakich, dwa, powiedziałeś mi tylko, co zrobiłeś, a nie dlaczego. Przedstawiłeś jednak wprost, jakie ryzyko ponoszę. Mogę zaryzykować, w końcu nie narażam nikogo oprócz siebie.
        Carax spojrzał na Setiana uważnie, upijając przy tym łyk ze swojego kufla - był ciekaw jego reakcji. "Pewnie spodziewał się, że łatwo pójdzie, w końcu ma o mnie dość niskie mniemanie", uznał po chwili zastanowienia. Myśl o tym, że jednak ktoś postronny może przez jego decyzje ucierpieć, zupełnie wyparł - nie było w jego otoczeniu osoby, na której życiu by mu specjalnie zależało, a nawet jeśli takowa by się znalazła, nie przypuszczał, aby prześladowcy Setiana bawili się w jakieś gierki, teraz, gdy ich "zwierzyna" zdecydowała się po prostu na nich poczekać.
        - Lanie powiedziałeś, że żaden Alarańczyk nie nauczy się szermierki z twojego kraju... - zauważył, zawieszając końcówkę zdania, jakby było to niedokończone pytanie. W kontekście wielokrotnie wspominanych wspólnych treningów wolał upewnić się, czy wtedy były to tylko przechwałki, czy szczera prawda.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Szatyn w spokoju poczekał na to aż szermierz przetworzy wszystko co od niego usłyszał, po czym wysłuchał odpowiedzi. Odpowiedzi, która tak naprawdę nie była niczym konkretnym, a przez to została bardzo szybko zbyta przez wojownika. Kiedy jednak Jorge napomknął o szermierce, Gotlandczyk spojrzał na niego uważniej i zmrużył oczy.
- Chcesz się nauczyć mojego fechtunku? – Zapytał przekrzywiając głowę w prawo, oczywiście cały czas rejestrując przy tym otoczenie. Miał podzielną uwagę, co było bardzo przydatne jeśli chodziło o chociażby takie sytuacje – rozmowa i jednoczesne nasłuchiwanie. – Czy zadałeś to pytanie z czystej ciekawości? Bo jeśli pragniesz ją opanować, to dlaczego? Twój styl walki jest na takim poziomie, że nie musisz szkolić się w nowym. Poza tym mój różni się całkowicie od twojego, przez co musiałbyś zaczynać całkowicie od zera, gdyż nie połączyłbyś tych dwóch sztuk, nie tym razem. A chyba lepiej zostać przy tym co wypracowałeś latami ciężkiej pracy, niż zaryzykować i rozpocząć trening czegoś, co może ci się nie udać? Owszem, powiedziałem Lanie, że nikt się nie nauczy i to prawda, przynajmniej w pewnym kontekście. Nikt bowiem nie nauczy cię tej sztuki, musiałbyś żyć w mym kraju i trafić do klanu, co jest praktycznie niemożliwe. A kogoś takiego jak elf nigdy by nie przyjęli.
W naszym królestwie ludzie inaczej są wychowywani niż tutaj, tam nawet prosty rolnik potrafi coś więcej niż machać ręką jak cepem w trakcie bójki. Jesteśmy państwem militarnym, urodzonym do walki. Nie wiem nawet, czy podołałbyś treningom fizycznie, oczywiście nie ujmując twej kondycji, jednak u nas standardy są inne. Ale to tylko próżne gadanie, jak już mówiłem, nikt kto zna naszą szermierkę, nie przekaże ci jej.
Setian celowo nic nie wspomniał o tym, że on sam mógłby - bądź też nie – przekazać mu te tajniki, gdyż nie uważał, by było to konieczne. Zresztą nie wątpił, że jeśli szermierz będzie bardzo oczekiwał odpowiedzi na jakieś pytanie, to po prostu zada je wprost.
Szatyn przeniósł wzrok z towarzysza na karczmę, co rusz obserwując wkraczanie kolejnych ludzi do gospody. O dziwo, mimo iż dzisiaj akurat tutaj trunek był za darmo, wielu mieszkańców już na wstępie ledwo stało na nogach. W pewnym momencie do środka wtoczyło się na pierwszy rzut oka koło dziesięciu pokaźnie wstawionych mężczyzn, z czego każdy z nich był mocnej budowy – innymi słowy, „szeroki w barach”. Gotlandczykowi wystarczył jeden rzut oka, by ocenić, iż jeżeli się nie pospieszą, to będą kłopoty. Ledwie grupa zauważyła siedzących przy jednym ze stołów niby-strażników, a już rozległy się głośne śmiechy, prowokujące słowa, wyzwiska oraz kpiące pokazywanie palcami.
W pewnej chwili mężczyźni ruszyli swymi „tanecznymi” krokami w ich kierunku, po drodze wpadając na każdego kto nie uciekł im z drogi – w takim wypadku kończyło się to dla niego bolesnymi popchnięciami w kierunku stołów.
Szatyn mruknął cicho, jak gdyby do siebie, po czym przeniósł z powrotem wzrok na szermierza.
- Jeżeli nadal nie chcesz problemów, to lepiej byśmy jak najszybciej stąd wyszli.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax zachowywał się bardzo swobodnie, gdyby ktoś patrzył na niego z boku, uznałby, że ten ma pełne prawo siedzieć tu w zbroi strażnika i pić zasłużone po ciężkiej służbie, darmowe piwo. Nie do końca jednak odpuścił sobie zachowanie czujności - co jakiś czas omiatał wzrokiem pomieszczenie, a już na pewno rejestrował każde otwarcie drzwi wejściowych, co nie było specjalnie trudne, w końcu za każdym razem słychać było dźwięk zawieszonego na framudze dzwonka.
        - Z ciekawości - rozwiał od razu wątpliwości Setiana. Sam nie był do końca przekonany, czy chciałby uczyć się nowej, zupełnie odmiennej szermierki, z początku wydawało mu się to dobrym pomysłem, z czasem jednak pojawiły się wątpliwości. Od małego był uczony klasycznej, alarańskiej szermierki, która pod sam koniec została wzbogacona o kilka charakterystycznych ruchów opracowanych przez Muero. Konsekwentnie pod tym kątem kształtował ciało i przyzwyczajenia, nie wiedział więc, czy podołałby nowemu wyzwaniu, a jak już by mu się udało, to czy nie zanieczyściłby swojego, do tej pory perfekcyjnego, stylu. Gdyby tego typu gafa zdarzyła mu się podczas pokazu albo oficjalnego pojedynku, miałby poważne kłopoty i pewnie nie skończyłoby się tylko na dywaniku u lady Arriette - ktoś, kto popełnia błędy, nie może nauczać, w końcu Żurawie słynęły z dokładności i sumienności. To były argumenty przeciw, które skutecznie zagłuszały entuzjazm towarzyszący zetknięciu się z czymś nowym, nieznanym i egzotycznym. "Pewnie i tak nie raz i nie dwa razy zdarzy mi się oglądać Setiana w akcji, przynajmniej zaspokoję swoją ciekawość", uznał ostatecznie.
        - Podejrzewam, że nawet gdybym chciał nauczyć się szermierki z twojego kraju, a ty zgodziłbyś się zostać moim nauczycielem, nie starczyłoby nam na to czasu - zauważył. - Nie wiem, jak to jest u was, ale mnie opanowanie fechtunku na poziomie, który by mnie zadowalał, zajęło pół życia, a i tak nadal sobie nie odpuszczam. Twoi rodacy nie dadzą nam tyle czasu, co? Cha, na pewno nie, skoro byłeś tam kimś, wysłali za tobą najzajadlejsze psy. Zresztą, czcze gadanie: wolę zostać przy tym, co mam, przynajmniej w kwestii szermierki.
        Jorge zasalutował Setianowi kuflem i napił się. Zerknął w stronę drzwi, gdy po raz kolejny usłyszał zawieszony na framudze dzwonek. Nie był specjalnie zdziwiony stanem, w jakim byli napływający do karczmy goście - pewnie przed wyjściem z domu uraczyli się jakimś mocnym alkoholem własnej produkcji, przekonani, że w karczmie dostaną tanie szczyny. Gdyby nie fakt, że dzisiaj wszyscy pili za darmo, przyczyną takiego stanu rzeczy mogłaby też być zwykła oszczędność - Carax z doświadczenia wiedział, jak drogie może być upicie się tylko alkoholem zakupionym w karczmie, gdy był młodszy również należał do tych, którzy przychodzili na spotkanie już wstępnie podpici. Niemniej nigdy nie był agresywny, a ta nowa grupa strażników właśnie na takich wyglądała - pijani i szukający zaczepki, czy też raczej kogoś do skucia gęby, w końcu oni byli bohaterami, nie mogli oberwać.
        W odpowiedzi na słowa Setiana, szermierz jedynie skinął głową i odstawił kufel na bok. Zachowywał się równie swobodnie, co do tej pory, nie patrzył w stronę nadchodzących pijaków, aby ich nie sprowokować. Niby przypadkiem kluczył między stołami tak, aby nie wejść w paradę szukającym zaczepki strażnikom i już wydawało mu się, że jakoś się wywiną. Niestety nie było tak różowo. Wystarczyła chwila, aby jeden z pijaków złapał szermierza za ramię.
        - A wy gdzie? - zapytał, a ton jego głosu sugerował, że każda odpowiedź będzie zła.
        - Po dziewczyny! - odpowiedział mu bez zastanowienia Carax. Był przy tym tak zadowolony, jakby wypił co najmniej cztery razy tyle, ile jego rozmówca i zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie drażni lwa. - Ma być wino, śpiew i kobiety, to nasz dzień! Wrócimy z koleżankami, wtedy dopiero będzie zabawa!
        Jorge w roli pełnego entuzjazmu i zupełnie nieświadomego zagrożenia pijaka sprawdzał się całkiem dobrze, cóż się dziwić, po prostu na trzeźwo odtwarzał to, jak zachowuje się po kielichu. Zamaszyście gestykulując, zdołał oswobodzić rękę i wycofywał się w stronę drzwi. Tymczasem pijany strażnik najpierw przetrawiał zdobyte informacje, aby po chwili stwierdzić, że chyba szermierz ma rację i jego misja jest na tyle istotna, że można go puścić. Jego koledzy nie wyglądali na specjalnie przekonanych, nadal złowieszczo łypali na Caraxa i Setiana, ale póki co nie ruszyli w ich stronę. "Łaskawe opary alkoholowe, nie rozwiewajcie się zbyt szybko i nie ułatwiajcie im podejmowania decyzji, już naprawdę nie mam ochoty walczyć tego dnia", prosił w duchu Jorge, cały czas wycofując się z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Już praktycznie dotarli do drzwi.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Setian bez wahania ruszył za Jorgem, starając się nie zderzyć z nadciągającym zagrożeniem. Nie to, że się ich bał, gdyż był to absurd – choć nie zakładał, by zaraz wszystkich położył, przewaga liczebna była druzgocąca, a on był wojownikiem, lecz nie Bogiem. Na szczęście żaden z prawdopodobnych awanturników go nie dosięgnął, lecz jak widać to by było na tyle jeśli chodziło o dzień dzisiejszy. Jorge nie miał takiego szczęścia i szybko został zmuszony do wymyślenia na poczekaniu odpowiedzi która zadowoliłaby pytającego i pozwoliła ruszyć niby-strażnikom dalej. Odpowiedzi, która nie istniała, a bynajmniej tak sądził Setian, zdążając już zakląć w myślach i przygotować się na prawdopodobieństwo bójki której chcieli uniknąć. Kiedy szlachcic odpowiedział pijaczynie, melmaro zmrużył oczy, a na jego wargach pojawił się kpiący uśmiech. Jak bardzo by nie chciał, musiał przyznać, że to co zrobił Jorge było… genialne, po prostu. Najprawdopodobniej była to jedyna bezpieczna odpowiedź i to właśnie nią się posłużył. Sam Gotlandczyk mimo swego doświadczenia w życiu by na coś takiego nie wpadł i wszystko byłoby mniej przyjemne. „Sprytu odmówić mu nie można, znakomicie wybrnął z sytuacji. Chociaż… Może po prostu potrafi lepiej wczuć się w pijanego rozmówcę, ze względu na własne doświadczenie jeżeli chodzi o kieliszek?
Mimo wiecznej dyscypliny melmaro często znajdowali czas, by usiąść razem przy ognisku, rozkoszować się jadłem, pieśniami, muzyką i dobrym trunkiem. Powody zawsze się znalazły, a jedynym warunkiem było to, by co najmniej połowa klanowiczów była w gotowości, w razie ataku – który nie miał prawa nadejść, jednak czujności nigdy zbyt wiele – będąc w pełni gotowymi stanąć do walki. Setian nie znał Gotlandczyka który odmawiałby brania udziału w czymś takim, najczęściej wojownicy szaleli z radości, że w tak przyjemny sposób odpoczną po trudach codzienności. Jedynie on nigdy nie uczestniczył w tych klanowych zabawach, za każdym razem będąc pogrążonym w ciężkich treningach lub stającym w cieniu, gdzie był niewidoczny dla innych, i obserwujących swoich braci. Za każdym razem przysłuchiwał się ich wesołym pieśniom i opowiadaniom, tym jak niektórzy chwalili się pozostałym, że już niedługo spotkają się z rodziną, gdyż mają przepustki. A on? Nie potrafił się bawić, nie potrafił do nich dołączyć. Mimo więzi głoszonej przez tradycję klanu, nie mógł nie widzieć tego jak bardzo się od nich różnił, jak oni sami różnili się od niego. Nie miał rodziców, nigdy nie posiadał prawdziwego domu, nie zaznał czegoś takiego jak szczęście…
Szatyn potrząsnął głową, pozbywając się napływających do niego myśli. Mimo całego swojego jestestwa oraz dążenia do bycia tym kim jest, wciąż był tylko człowiekiem, kimś kogo łatwo zniszczyć. Uodpornił się w bardzo dużym stopniu, jednak żadna ludzka istota nie była niezniszczalna, nie ważne jak bardzo by tak uważała. Wojownik miał uczucia, nie był pozbawionych ich zwierzęciem. Miał, jednak skutecznie zagłuszał, pozostawiając jedynie nienawiść. To nią się karmił, z niej czerpał siłę, tonął w azylu, odcinając się od tego co było stałą jego życia – bólu, samotności, smutku, cierpienia. Nigdy nikomu by się do tego nie przyznał – nie zrobił tego nawet przed swoją byłą -, ale on czuł, posiadał uczucia których nie udawało mu się całkowicie wyplenić, dowody człowieczeństwa przebijające się od czasu do czasu i zalewające jego umysł.
Z niewiadomych przyczyn tak działo się i tym razem, gdyż mimo starania, nie potrafił przestać o tym myśleć, czując jak w jego ciało wlewają się kolejne porcje negatywnych uczuć. Chcąc jak najszybciej uciec z otoczenia tak wielu ludzi, ludzi pozornie szczęśliwych, melmaro przyspieszył kroku, jeszcze szybciej lawirując między stołami. Na szczęście i jemu i szlachcicowi udało się opuścić karczmę bez problemów.
Wojownik z ulgą powitał chłodne powietrze, unosząc głowę do góry i chłonąc je łapczywie, jednak wciąż nie mógł od siebie odpędzić tego czego najbardziej nienawidził – własnej słabości.
Potrzebował odsapnąć, odprężyć się. Nauczył się już, że najszybszym sposobem ponownego zapomnienia jest przemoc, wyżycie się na kimś, pobicie go lub zlikwidowanie. Jednak teraz nie mógł tego robić, nie wypadało, a świadectwo tego więziło go w klatce, uwięzi która powodowała w nim agresję i chęć wyrwania się.
Szybkimi krokami podszedł do ściany jednego z domostw i oparł się o nią plecami, zamykając oczy i oddychając głęboko.
- Nie podchodź. – Odezwał się kierując swe słowa do Jorge, zakładając, że jest w pobliżu. Nie chciał, by ktoś teraz był przy nim, potrzebował samotności, poczucia tego, że ktoś się go boi, że ktoś go nienawidzi, wyrzuca mu to jakim jest potworem. Tak, jedynie takie rzeczy poza skrzywdzeniem innego człowieka były w stanie przywrócić mu spokój myśli. Teraz jeszcze mimo wszystko postanowił sam pozbyć się wspomnień, chociażby poprzez próbę nakierowania myśli na inny tor.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge zrobił jeszcze tyłem dwa kroki i już mógł położyć dłoń na klamce. Wychodząc zaśmiał się głośno, odrzucając do tyłu głowę - to dobrze pasowało do roli, jaką grał, a poza tym był w bardzo dobrym humorze, że udało im się opuścić karczmę bez zwracania na siebie uwagi i bez niepotrzebnej walki. Gdy jednak był już z Setianem sam na ulicy, odetchnął głęboko, a z jego twarzy zniknął głupawy uśmieszek, zastąpiony wyrazem ulgi. ”Na łuski Prasmoka, tam w środku faktycznie było tak gorąco, czy to ja się tak spociłem?”, przemknęło mu przez myśl, gdy chłodny powiem od morza wywołał u niego nagły dreszcz. Dawno nie miał tak pełnego wrażeń dnia. Oddychał głęboko, jak stojący obok melmaro. Gdy Carax na niego spojrzał, zdawało mu się, że w twarzy szatyna dostrzega dziwne emocje - strach, może gniew, tego nie był pewien, było za ciemno. Niemniej zaskoczyło go to - powinien być zadowolony, prawda? W końcu udało im się wymknąć bez wszczynania burdy i mogli spokojnie opuścić to przeklęte miasto. Rebelia dobiegła końca, nikt nie powinien ich zaczepiać, nikt nie powinien utrudniać przekroczenia bramy, to nie było coś, przez co ma się zły humor.
        - Do… - zaczął. Miał zamiar zapytać, czy Setian dobrze się czuje, ten jednak nie pozwolił mu dokończyć - gwałtownie odsunął się i oparł o jeden z budynków. Carax zrobił krok w jego stronę, zatrzymał się jednak w miejscu - skoro melmaro nie chciał, by podchodził, dostosował się do tej prośby. W jego głosie było słychać zdecydowanie i złość, nie wyglądał też przy tym na chorego, nie było więc sensu mu nadskakiwać. Jorge odsunął się dwa kroki w tył i usiadł pod ścianą, nie spuszczając mimo wszystko wzroku z Setiana. ”Dziwnie wygląda, powinienem go o to zapytać? Może lepiej nie. Gotów się jeszcze wściec, że traktuję go jak dziecko...”. Carax bez słowa siedział i czekał, póki co im się nie spieszyło. Gdy jakiś mijający ich mężczyzna dziwnie spojrzał na melmaro, później zaś na szermierza, ten tylko uśmiechnął się przepraszająco, wskazał na swojego towarzysza i wykonał gest dłonią przy szyi, który sugerował, że ten przeholował z alkoholem. Nieznajomego “wyjaśnienia” usatysfakcjonowały na tyle, aby dał im spokój i poszedł w swoim kierunku. ”Niesamowite, jak wiele ludzie są w stanie wybaczyć pijakowi - tylko tego dnia co najmniej trzy razy w ten sposób wywinęliśmy się od kłopotów”, przemknęło przez myśl szermierza.
        - Nie chcę wyjść na upierdliwego - zagaił, gdy Setian zaczął już trochę spokojnie oddychać, a rysy jego twarzy nieco złagodniały. - Ale chyba powinniśmy się ruszyć. W środku siedzi grupa pijanych strażników, którzy już raz chcieli nam przefasonować twarze, wolałbym już na nich nie wpaść.
        Dla podkreślenia swoich słów szermierz wstał z ziemi i otrzepał okurzony pancerz, szerokim gestem wskazał kierunek, w którym powinni się udać. Nie proponował rozmowy, mogli iść i milczeć, jeśli melmaro miał jeszcze potrzebę poukładania czegoś w głowie. Zachowywał się coraz dziwniej, co zaczynało lekko drażnić Caraxa, przekonywał jednak sam siebie, że to pewnie kwestia ciężkiego dnia, buzującej w żyłach adrenaliny. Może gdy już opuszczą Turmalię, będą mogli chwilę odpocząć, może wtedy Setian zacznie zachowywać się normalnie. "Nie", odpowiedział sobie zaraz Jorge "To nie będzie takie proste. W tym duecie to ja jestem tym beztroskim, mnie nikt nie chce wbić noża w plecy, nikt nie zmusił mnie do ucieczki. Nie wiem, ile jeszcze sekretów przede mną skrywa, jakie mroczne myśli kłębią się mu teraz w głowie. I chyba przyjdzie mi do tego po prostu przywyknąć".
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Uspokój się, głupcze!” W świadomości Setiana rozbrzmiał donośny głos nietolerujący sprzeciwu, swym natężeniem powodujący brak możliwości skoncentrowania się na czymkolwiek innym. „Będziesz się teraz mazał, jak jakiś dzieciuch?” „Nie mażę się.” Odpowiedział agresywnie szatyn, zaciskając gniewnie dłonie, w wyniku czego usłyszał śmiech. „Barrrdzo dobrze, zdenerwuj się, gniewem przezwycięż tą słabość. Nie jesteś sam, obok masz Jorge który stoi i patrzy się na ciebie jak na dziwoląga, zaczyna wątpić w to, czy dawanie ci miejsca treningu jest dobrym pomysłem, może jesteś zwykłym słabeuszem, który nic mu nie pokaże? Niedługo nadejdzie ostateczne rozstrzygnięcie, oni nadchodzą, są już niedaleko, muszą być. Dopiero po tym możesz zniknąć i się w samotności rozkleić, ale tak się nie stanie, a wiesz dlaczego? Bo mordując swych braci zaznasz spokoju, to da ci radość, bo taki już jesteś. Jesteś mordercą, potworem, którego prawdziwe ja to zło, śmierć i zniszczenie. Tamta miłość była czymś co cię osłabiło, nie widzisz tego? Czy przed zakochaniem się tonąłeś w smutkach, czułeś ból? Na srebrny księżyc, nie! Nie czułeś, bo byłeś twardy, a teraz? Teraz jesteś żałosny. Uspokój się i ruszaj dalej, albo zostań tu i płacz, dzieciaku.
Nie jestem dzieciakiem!” Gdyby to co działo się w szatynie miało ujście na zewnątrz, teraz najpewniej rozległby się przepełniony furią ryk, który zburzyłby wszystkie mury miasta. Wojownik nie wiedział już, czy ten cały głos był jego własnym, tak usilnie starającym się go uspokoić, czy czyimś obcym, to nie miało teraz znaczenia. Ważne, że zabieg ten faktycznie przyniósł efekty i Setian mógł oddychać spokojniej, korzystając z coraz większej czystości umysłu. Chcąc wrócić w pełni do normalnego funkcjonowania, wojownik powiedział sobie, że kiedy tylko zdarzy się okazja, zabije kogoś i wszystko się ułoży.
- Mogliby wyjść, z chęcią bym ich przywitał – mruknął Setian, jednak nie był pewien czy szermierz to usłyszał. Najprawdopodobniej tak. – Masz rację, chodźmy już.
Gotlandczyk jeszcze jeden raz zaczerpnął powietrza, po czym podszedł do Jorge. Spodobało mu się to, że ten miał odwagę mu przerwać i przypomnieć o tym co mieli do zrobienia, wykazując się ostrożnością i rozwagą. To bardzo duży plus, za co melmaro postanowił go nagrodzić.
- Zanim ruszymy, powiem ci kilka rzeczy, które zajmą mało czasu, a się przydadzą. – Setian upewnił się, że stoją w na tyle oświetlonym miejscu, by wszystko było odpowiednio widoczne i uśmiechnął się kpiąco. – Nie wiem czy wiesz, ale nie zawsze uderzenia pięścią są najgroźniejsze, czasami lepiej posłużyć się otwartą dłonią. Jeżeli mam ci coś tłumaczyć, to przy pokazywaniu, dlatego musisz zaufać mi na tyle, by stać spokojnie.
Melmaro pokazał szermierzowi swoje dłonie, po czym zwinął je w tak zwaną łódkę, to jest trzymając palce razem wygiął je lekko do przodu. Delikatnie przyłożył je jednocześnie do uszu Jorge, w sposób taki, że ich otwory znalazły się przy środkowej przestrzeni.
- Nic nie poczułeś, gdyż po prostu przyłożyłem ci dłonie – zaczął objaśniać wojownik, jednocześnie formułując dłonie szlachcica w odpowiedni sposób i przykładając do swoich uszu, by ten wiedział jak dokładnie trzeba to zrobić. – W rzeczywistości jest to naprawdę solidne uderzenie, którego nie używaj jeśli nie walczysz na poważnie. Jak to działa? W uszach znajduje się coś, co pełni swego rodzaju rolę równowagi, dzięki czemu stoimy. Najważniejszym czynnikiem jest gwałtowne wtłoczenie powietrza do środka, przez co można kogoś pozbawić, a już na pewno uszkodzić, słuchu. Dobrze zrobione zaowocuje nawet i wstrząsem mózgu, a już na pewno obezwładni przeciwnika na tyle, byś mu spokojnie skręcił kark.
- Teraz następna rzecz, do jej stosowania potrzebny jest spokój podczas walki. Ogólnie, pamiętaj – kiedy twym orężem jest ciało, najważniejszy jest spokój i chłodne myślenie. Zresztą… To jest kluczowe podczas każdej walki. W każdym bądź razie jeżeli nie potrafisz zrobić skutecznego uniku – a nie wiem jak z tym stoisz, ja ci jeszcze o nich nie mówiłem – to warto nawet przyjąć taki cios na twarzy, byle dłonią dosięgnąć szyi delikwenta. I pamiętaj, nie rób tego co znaczna większość, a co jest podstawowym błędem.
Mówiąc to, szatyn chwycił wojownika za szyję i ścisnął, jednak delikatnie, a później jego dłonią pokazał gdzie uderzyć, by się oswobodzić z czegoś takiego, to jest w bok nadgarstka od strony kciuka.
- Jak widzisz, jest to bardzo nieefektywna metoda, którą stosują amatorzy. Tutaj nie obejmujesz całości. Dłoń składasz tak jak w przypadku ciosu w uszy, tyle, że teraz bardziej 0 tworzysz swego rodzaju szczypce, po czym wbijasz palce i kciuk w obie strony krtani. – Gotlandczyk tradycyjnie pokazał to na Jorge, kostki wyginając do tyłu, przez co jego dłoń faktycznie przypominała szczypce. – Przydatne są tutaj paznokcie. Ściskasz mocniej i automatycznie przeszkadzasz mu w oddychaniu, zaczyna się szamotać i panikować. Ściśnij naprawdę mocno, a długo nie pożyje.
Setian odsunął się o dwa kroki od towarzysza i spojrzał na niebo.
- A teraz jak już mówiłeś wcześniej, najwyższa pora byśmy wreszcie ruszali.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax nie dosłyszał nadziei, jaką wyraził Setian albo po prostu puścił ją mimo uszu, nie chcąc powodować napięć. Spokojnie opuścił rękę i nie ruszając się z miejsca patrzył na melmaro, gdy ten podszedł i zaproponował udzielenie kilku rad na przyszłość. ”Nie wiem, co jest gorsze, moje spojrzenie czy jego uśmiech, za jedno i drugie można dostać w zęby od bardziej nerwowej osoby”, przemknęło Caraxowi przez myśl, gdy na twarzy Setiana po raz kolejny pojawił się ten jego ironiczny grymas. Szermierz domyślił się, że melmaro zależało na dobrym oświetleniu, dlatego nie cofnął się, chociaż z początku miał taki zamiar - takie pokazy na środku ulicy mogły zostać źle zrozumiane przez postronne osoby. Na razie jednak nikt nie zmierzał do karczmy, mieli więc chwilę czasu.
        - Pozwoliłem ci zademonstrować na sobie skręcanie karku, wątpię, byś teraz miał mi pokazać coś gorszego - zauważył, gdy Setian poprosił go o zachowanie spokoju, później zaś stał i słuchał bez wtrącania się. W żaden sposób nie zareagował na wzmiankę o nieskuteczności ciosów pięścią - nie był zaskoczony tą nowiną, ale czekał na rozwinięcie kwestii. Jego dłonie drgnęły w odruchu, który kazał mu powtórzyć ułożenie rąk Setiana. Równie odruchowe było to, że zamknął oczy przy demonstracji pierwszego ciosu. Nie bał się, że oberwie, w końcu ruchy melmaro były spokojne i delikatne, wolał jednak nie prowokować. Zdawało mu się, że załapał ogólny zamysł pokazu, a to, jak Setian pokierował jego rękami dodatkowo go w tym utwierdziło. Zadowolony słuchał dalej. ”Spokój, tak, coś o tym wiem. Nerwy to zły doradca, sprawiają, że działa się zbyt impulsywnie, niedokładnie, chaotycznie. Tę lekcję już odebrałem”, przypomniał sobie. Teraz, po latach treningu, nauczył się mistrzowsko panować nad nerwami w perspektywie nadchodzącej walki, wcześniej jednak bywało różnie. Szybko wpadał w gniew, nie lubił, gdy ktoś był lepszy od niego, działał bardzo nerwowo i robił przez to bez liku błędów. To była pierwsza lekcja, którą odebrał od Kostadinowa, poprzedzona oczywiście nauczką odpowiednią do popełnionego grzechu pychy - nauczyciel boleśnie uświadomił go, co oznacza utrata panowania nad sobą w trakcie pojedynku. “Twój przeciwnik patrzy i wyciąga wnioski. Gdy jesteś nerwowy, uznaje, że się go boisz. Gdy zaś jesteś spokojny, to on zaczyna myśleć, że ma kłopoty. A gdy masz przed sobą większą grupę, spokój pozwoli ci uniknąć błędów, które oni mogliby wykorzystać, sprawi, że będziesz panował nad sytuacją i nie będziesz musiał myśleć nad swoimi ruchami, one wykonają się same” - tak wtedy powiedział.
        Jorge zamrugał dwukrotnie, wracając ze świata wspomnień do rzeczywistości. Nie stracił wątku i nie był zaskoczony, gdy Setian złapał go za szyję. Zapamiętał pokazany mu cios, który pozwalał na uwolnienie się z takiego chwytu, chociaż gdy się nad tym głębiej zastanowił, sam zrobiłby to inaczej, w mniej techniczny a bardziej nieczysty sposób. Cóż mógł rzec, był jednym z amatorów, o których wspominał Setian, radził sobie jak umiał. Z reguły starał się nie prowokować bójek, gdy nie miał broni pod ręką, a jeśli już do takiej doszło, zależało mu tylko na wyjściu cało z sytuacji, bez względu na koszta.
        Nim Setian zarządził koniec pokazu i ruszenie się z miejsca, Carax chciał jeszcze raz sobie wszystko powtórzyć, powstrzymał się jednak - do karczmy zaczęli schodzić się kolejny klienci, przed nimi lepiej się nie popisywać.
        - Chodźmy - przytaknął, ruszając się z miejsca. - Dzięki.

        Karczmarz nie kłamał, mówiąc, że tej nocy wszyscy strażnicy mają wychodne - Jorge i Setian po drodze do bram miasta nie minęli ani jednego patrolu. Owszem, grupy strażników się zdarzały, byli oni jednak rozluźnieni i radośni, na pewno nie na służbie. Carax pozdrawiał niektórych z nich, gdy uznawał, że wymaga tego sytuacja - wszak byli to teoretycznie jego towarzysze broni, nie mógł ich minąć bez słowa, zwłaszcza w tak radosną noc. Całe szczęście, nikt nie zapraszał ich do wspólnej zabawy, nie szukał też guza, każdy szedł w swoją stronę. Bramy zaś były niestrzeżone, zamknięto je na noc i pozostawiono bez ochrony. Carax już przeklął w myślach, ale na razie nie wypowiadał na głos tych najgorszych przypuszczeń. Całe szczęście, jego podejrzenia sprawdziły się tylko po części - gdy podeszli bliżej, okazało się, że na wszystkie spusty zamknięte są jedynie główne skrzydła bramy, pozostawiono zaś otwartą furtkę, przez którą w nocy wpuszczano zbłąkanych wędrowców. Jorge zaśmiał się pod nosem: takie postępowanie było jego zdaniem stanowczo zbyt beztroskie. Był pewien, że chociaż tutaj spotkają jakiś stróżów, ale najwyraźniej entuzjazm władz miasta był silniejszy, niż zdrowy rozsądek. I dobrze dla nich.
        - Najlepiej odejść dzisiaj jak najdalej, choćby oznaczało to całą noc bez snu, zgodzisz się ze mną? - zagaił Setiana, nim przekroczyli bramy.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Setiana odrobinę bawiło zachowanie Jorge podczas jego „wykładów” i pokazów. Szlachcic przypominał mu jego samego, kiedy był dzieckiem i słuchał nauczycieli w miastowej szkółce rycerskiej. Bez ruchu, z niepewnością, wahaniem, może nawet cząsteczką strachu? Starając się zapamiętać wszystko jak najdokładniej. Tym co najbardziej ich różniło, były najprawdopodobniej powody godzenia się. Szermierz wyglądał szatynowi na kogoś, kto pragnie poznać nowe sposoby walki z ciekawości, by potrafić więcej w razie potrzeby. Jednak przede wszystkim na pierwszy plan wychodziła ta jego niezdrowa ciekawość. A Gotlandczyk? On po prostu pożądał siły, szkolił się, by pewnego dnia stać się potężnym wojownikiem, który będzie mógł ukarać ludzi którzy go skrzywdzą. Zdecydowanie, gdyby instruktorzy wiedzieli czym kieruje się chłopak, co siedzi w jego wnętrzu, nigdy nie zaczęliby go szkolić, nigdy nie stworzyliby adepta na tyle doświadczonego, by został zauważony przez Gotland, nigdy nie doprowadziliby do powstania tak niebezpiecznego człowieka.
- Nie dziękuj dopóki nie zobaczysz, że coś pomogło. – Skwitował spokojnie melmaro i ruszył wraz z towarzyszem w stronę bram miasta. Wojownik nie brał na poważnie słów karczmarza, przynajmniej nie w całości, gdyż z jego słów wynikało jasno, że praktycznie wszyscy strażnicy porzucić mieli służbę i oddać się odpoczynkowi oraz zabawom. „Takim postępowaniem wystawiliby wszystkich mieszkańców na niebezpieczeństwo, przecież miasto byłoby otwarte dla każdego, zdobycie go zajęłoby kilka godzin, a melmaro jeszcze mniej… Nie wiem jakie stosunki ma Alarania z państwami ościennymi, ale u mnie byłoby to nie do pomyślenia, nie można ignorować względnego spokoju, wróg zawsze będzie, często jednak niewidoczny.
Lecz kiedy wojownik na własne oczy ujrzał praktycznie puste uliczki miasta, a jedynymi grupami strażników byli ludzie zmierzający w stronę karczmy, na jego wargach pojawił się pełen pogardy uśmiech, a on sam odezwał się do Jorge.
- Cóż za ślepi głupce. Świętując marne zwycięstwo nad rebelią i zapanowanie na swoim własnym podwórku, wystawiają wszystkich na niebezpieczeństwo z zewnątrz. Jeżeli nikt nie zaatakuje miasta, to Turmalia będzie miała naprawdę dużo szczęścia. Coś takiego jest wręcz niedopuszczalne. Pierwszy raz masz okazję oglądać coś takiego, czy w Alaranii podejmowanie decyzji narażających wszystkich na niebezpieczeństwo jest pełnoprawną normą?
Wojownik nie miał nic przeciwko temu, by to akurat Jorge za każdym razem pozdrawiał żołdaków lub wymieniał z nimi dwa, trzy zdania, a wręcz mu to odpowiadało. Szatyn wolał być tym mrukiem, cichym i nie zwracającym uwagi większej niż konieczna na resztę ludzi.
Dotarcie do samej granicy miasta, a tak dokładniej do bramy zajęło im stosunkowo niedużo czasu, a widok otwartych na oścież odrzwi w połączeniu z brakiem jakiejkolwiek straży sprawił, że Setian kolejny raz pogardliwie parsknął.
- Żałosne…
Jednak mimo całego absurdu postępowania władz, wojownicy powinni być im wdzięczni, gdyż dzięki ich głupocie droga na wolność otwarła się przed nimi na oścież, odejmując konieczność kombinowania i stres, że coś może pójść nie tak, a oni sami zostaną zdemaskowani.
- Tak, zostawmy już to miasto za sobą, tak samo jak to co się tutaj wydarzyło. – Szatyn najchętniej już teraz pozbyłby się założonej zbroi, jednak lepiej było oddalić się na odległość w jakimś stopniu gwarantującą bezpieczeństwo i dyskrecję, gdzieś gdzie bez wahania będą mogli z powrotem stać się sobą. Przechodząc przez mini-bramę, Gotlandczyk odwrócił się jeszcze i omiótł ostatni raz miasto wzrokiem. Jego obecność tutaj nie trwała długo, a mimo to zdążył już zabić kilkoro ludzi.
- Kiedy po raz pierwszy zabiłeś człowieka? – Zapytał melmaro, kiedy przekroczyli już upragnioną granicę i znaleźli się poza murami miasta. Swoją drogą był ciekawy odpowiedzi Jorge. Przypuszczał, że ten doskonale to pamięta, zresztą… Większość istot rozumnych i w pełni świadomych pamięta swoje pierwsze zabójstwo. Czy zrobiło to na nim wrażenie? Jakie emocje wyzwoliło? Strach? Radość? Dumę? Obrzydzenie? Gotlandczyk czekając na odpowiedź przykrzywił lekko głowę na chwilę, wracając zaraz do normalnej pozycji, gdyż ciągle szli, oddalając się coraz bardziej od Turmalii.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax zaśmiał się, słysząc pełną oburzenia uwagę Setiana.
        - Nie, to nie jest popularna praktyka - przyznał. - Mnie również to dziwi, gdy mówiłeś o zwolnieniu ze służby całej straży byłem pewien, że to skrót myślowy. Okazuje się, że jednak nie. Jak to się mówi? Gdy kota nie ma, myszy harcują? Jeśli faktycznie nikt nigdzie nie pełni warty, to rano mogą tu się dziać rzeczy gorsze, niż podczas tej krótkiej rebelii i nie mam tu na myśli zagrożenia z zewnątrz: na miejscu jest wystarczająco dużo ment, które teraz poczują się bezkarne…
        Jorge nie kontynuował pesymistycznego opisu miasta, który rysował się w jego wyobraźni. Zdawało mu się jednak, że wie, co tu się zacznie dziać po północy, gdy wszyscy strażnicy będą już mieli solidnie w czubie - kradzieże, włamania, morderstwa, no bo w końcu nikt nie patrzy, nikt nie karze. Ci, którzy powinni panować nad porządkiem, leżą upici w rynsztokach albo sami szukają zaczepki. A ta garstka trzeźwych, która może się ostanie, co będzie mogła zrobić? To będzie jak tamowanie chusteczką krwotoku z urwanej nogi, daremny trud. Ale to nie ich sprawa, oni już powinni być w tym czasie daleko stąd.
        Aż do bramy obaj szli w milczeniu, tylko Jorge czasami się odezwał, aby zamienić dwa słowa z mijającymi go ludźmi. Nie wiedział, co myśli o tym Setian, czy uważa, że za bardzo zwracają na siebie uwagę i nie pochwala tego, czy też po prostu na ten moment oddał mu inicjatywę. Uznał jednak, że gdyby coś było nie tak, z pewnością już by się o tym dowiedział, dalej więc grał swoją rolę, między kolejnymi kwestiami milknąc i nie próbując zagaić rozmowy.
        Gdy już szczęśliwie opuścili Turmalię, szermierz pozwolił sobie odetchnąć - mógł przysiąc, że powietrze poza jej murami jest zupełnie inne i dopiero teraz może spokojnie nabrać go w płuca. Chętnie zdjąłby z siebie przebranie i poczuł na skórze chłód nocy, ale na razie wolał nie dać się ponieść euforii - zrobi to, gdy nie będzie już widział murów Turmalii.
        - Co to za pytanie? - parsknął zaskoczony szermierz, gdy Setian zapytał o jego pierwsze zabójstwo, po chwili jednak widać było, że spoważniał i nad czymś chwilę myśli. - Miałem siedemnaście lat. Nie jestem z tego dumny, to była głupia śmierć, której można było uniknąć. Pewnie interesują cię szczegóły?
        Carax zamilkł na moment. Dobrze pamiętał tamten moment i emocje, jakie czuł, w trakcie jak i wtedy, gdy już było po wszystkim. Ba, przede wszystkim to, co działo się po tym, sam akt był jakimś niezdrowym w jego mniemaniu odruchem.
        - W tamtym czasie akurat walczyłem dwiema broniami, sztyletem i rapierem. Walka zapowiadała się w sumie niewinnie, pojedynek do pierwszej krwi. Z tym, że obaj byliśmy niezwykle wściekli. Zdawało mi się, że wygrałem, krew się polała, spuściłem gardę. Mój przeciwnik był jednak innego zdania, zupełnie mnie zaskoczył i zaatakował. Zareagowałem impulsywnie, zbiłem jego broń rapierem i zadałem cios sztyletem. Jeden skuteczny, nie podniósł się już po nim. Teraz pewnie walka zakończyłaby się inaczej, ale wtedy jeszcze wiele mi brakowało do aktualnego poziomu wyszkolenia, fizycznie i psychicznie. Z początku nie dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłem, zaskoczyło mnie, jak łatwo jest komuś odebrać życie. Nigdy nie sprawiało mi to przyjemności i chociaż od tamtej pory wielokrotnie musiałem przelać krew, nigdy do tego tak do końca nie przywykłem… Nie mam pewnie co liczyć na podobne wyznanie z twojej strony?
        Carax nie zamierzał naciskać, ale chciałby usłyszeć, jak to było w przypadku Setiana - on już wcześniej postawił sprawę jasno, określił siebie jako potwora i mordercę, ale czy zawsze tak było? To kwestia wychowania czy nawyku? "Pewnie po trochu i tego i tego. Może gdybym był wychowywany jak on, w kraju o wojskowym charakterze, może wtedy łatwiej bym to przełknął. Gdybym więcej zabijał, też pewnie z czasem zacząłbym to traktować jako coś normalnego... Ale wolałbym, by tak się nie stało. Dobrze mi z moimi wyrzutami sumienia", przyznał sam przed sobą. Czekając na odpowiedź melmaro, odpiął drażniące go karwasze i rzucił je w krzaki przy drodze.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Gotlandczyk w ciszy i skupieniu słuchał tego co mówił Jorge, z ciekawością przysłuchując się barwie jego głosu oraz interpretując słowa, próbując tym samym zgadnąć co wtedy szermierz musiał czuć, a na końcu porównując z samym sobą.
- Nie możesz? – Szatyn uśmiechnął się niezauważalnie. – Ależ skąd, mości szlachcicu, z chęcią ci opowiem, skoro tak bardzo cię to ciekawi. Zresztą… Co „nie”? Pierwsze życie przepuściłeś między palcami w wieku siedemnastu lat, nieumyślnie, podczas pojedynku, po części na skutek braku całkowitej kontroli emocjonalnej? Jeżeli chcesz wiedzieć jak było ze mną, w porządku, mogę ci opowiedzieć. Ja pierwszy raz pozbawiłem człowieka życia w wieku piętnastu lat, a tak dokładniej w umówionym dniu mającym być moimi piętnastymi urodzinami. Do tamtej chwili walczyłem z ludźmi więcej razy niżbym potrafił zliczyć, niejednokrotnie doprowadzałem do stanu bardzo ciężkiego, jednak zawsze działo się to podczas walki, a ja… Hm… Chyba od małego nie mam w sobie litości dla wroga i umysłowej bariery, która nakazywałaby mi w danym momencie przerwać. Przestaję, kiedy uznam, że nadszedł tego czas. Jednak kiedy musiałem po raz pierwszy odebrać życie… Zawahałem się i… Wtedy się porobiło. – Szatyn uśmiechnął się na wspomnienie dawnych czasów, a tamtejsze wydarzenia stanęły mu przed oczami, jak gdyby było to wczoraj.
- W moim klanie jest taki zwyczaj, że każdy uczeń który będzie miał piętnaście lat, musi zabić pojmanego wroga klanu, jeńca. Zawsze odbywa się to w dzień urodzin, sprawdzając tym samym czy adept jest na odpowiednim poziomie utrzymującym normę, a jak nie – to ile mu brakuje. Mi się trafił pochwycony podczas walk tubylec z plemienia Warrqo, jeden z lepiej wyszkolonych, dlatego podczas tego wszystkiego pilnował mnie mój nauczyciel.

Szatyn ścisnął mocniej miecz w dłoni i spojrzał na swojego nauczyciela, ze względów bezpieczeństwa zajmującego miejsce po jego prawej. Zazwyczaj nic takiego nie miało miejsca, lecz domniemaną ofiarą Setiana był nad wyraz doświadczony buntownik, stąd nie można było ryzykować. Tubylec znajdował się na kolanach, jednak nie był niczym skuty, śmierć w łańcuchach traktowana była jako poniżająca, nie tylko dla samego zakutego, ale również dla egzekutora. A kto jak kto, ale melmaro byli dumni, ceniący sobie honor ponad wszystko.
- Zetnij mu głowę. – Oświadczył stanowczo melmaro przewodni, obrzucając swojego ucznia tym jego surowym spojrzeniem. – Zabij wroga klanu i pokaż, że jesteś gotowy do prawdziwego szkolenia.
- Tak, zabij mnie! – Tubylec spojrzał na chłopaka i wybuchnął śmiechem. Był to dojrzały, rosły mężczyzna, o kilkudniowym zaroście, długich, czarnych włosach i ognistym spojrzeniu. Nie pochylał głowy, cały czas był wyprostowany, z dumnie wypiętą piersią. – Zabij mnie, kiedy klęczę na kolanach i jestem bezbronny, mając opiekuna przy boku, pokaż jaki to jesteś męski, mały wojowniku.
Pogardliwy śmiech tubylca rozlegał się w całej sali, niezakłócany niczym trwał i trwał. Setian jeszcze mocniej ścisnął rękojeść i zmrużył oczy. Przy sobie miał nauczyciela, ale nie znaczyło to, że było ich tylko trzech. Na kamiennym balkonie pozycję zajmowało kilkunastu następnych Gotlandczyków – tych którzy nie otrzymali żadnych misji -, w tym najważniejsi przedstawiciele klanu.


- Stałem tam, ściskając jak najmocniej się dało miecz, będąc obiektem wielu spojrzeń, kimś od kogo wymagało się konkretnej rzeczy, jednak ja nie mogłem się skupić na niczym poza tubylcem, jego dumną postawą i pogardliwym śmiechem. Nie bał się śmierci, do samego końca był oddany swoim ideałom, gardzący przeciwnikami.

- Nie słuchaj tego plugastwa! – Rozkazał nauczyciel, przejawiając w głosie rosnące zniecierpliwienie. – Zabij go, już!
Szatyn przełknął ślinę, walcząc z całkowitym odrętwieniem. „Praktycznie każdy przechodzi próbę, każde z tych dzieciaków z którymi mam do czynienia daje radę, a ja? Jestem od nich lepszy w każdym względzie, obawiają się konfrontacji ze mną, lecz w piętnaste urodziny udowadniają swoją wartość. Mam być gorszy? Przecież nie obchodzi mnie ludzkie życie, dlaczego się waham?”
- Zabij! – Ryknął melmaro, a Setian odruchowo ruszył do przodu, unosząc w górę miecz i opuszczając go w kierunku szyi buntownika, jednak w połowie uderzenia serce zabiło mu mocniej, a w głowie rozległ się jego śmiech. Skonfundowany próbował postąpić krok do tyłu, zatrzymać rękę, jednak pęd robił swoje. Jedynym co się chłopakowi udało, było zmienienie trajektorii w ten sposób, by trafić tuż obok tubylca. Nagle ten korzystając z okazji złapał szatyna za rękę, pociągnął z całych sił, przez co dosłownie rzucił uczniem, pochwycił jego miecz i wstał, przyjmując pozycję i wpatrując się w melmaro przewodniego, który błyskawicznie dobył miecza.


- Nie potrafiłem tego zrobić. – Szatyn wzruszył ramionami. – Nie potrafiłem wyjaśnić przyczyn swej słabości. W chwili ataku się zawahałem i go oszczędziłem, przez co zostałem rozbrojony, a raczej śmiało można powiedzieć – dałem oręż do ręki niebezpiecznemu wrogowi klanu. Wywiązała się walka, mój nauczyciel i ja – mimo wszystko wciąż w znacznym stopniu ujmujący pozostałym dwóm doświadczeniem – oraz melmaro znajdujący się na balkonie, widzący moją klęskę, jednak nie zamierzający schodzić na dół, wierzący w mojego nauczyciela.
Ostatnie zdanie szatyn wypowiedział głosem sugerującym koniec opowieści, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie było w tym co powiedział momentu pozbawienia kogoś przez niego życia. Gotlandczyk po prostu postanowił, że to na tyle zdradzania samemu z siebie swojej przeszłości, a jeśli Jorge zechce poznać ciąg dalszy, to o niego najzwyczajniej w świecie poprosi.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax zrobił kilka młynków nadgarstkami i wyłamał palce po uwolnieniu rąk z krępującego je żelastwa. Spojrzał na Setiana, lekko ściągając przy tym brwi - odniósł wrażenie, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom, pochodzenie szermierza wyraźnie go uwiera, gdyż po raz kolejny nawiązał do niego, jakby miała to być obelga. Jorge przez moment rozważał, czy nie naprostować jego toku rozumowania, porzucił jednak ten pomysł - szkoda strzępić sobie język.
        - O, wiesz, wcześniej mówiłeś, że nie będziesz dzielił się ze mną swoją biografią, to wolałem przyjąć, że i tego mi nie zdradzisz - wyjaśnił wypowiedziane przed chwilą przypuszczenia. Resztę przełknął bez słowa i po prostu słuchał. Po jego minie widać było jednak, że historia Setiana go zaskakuje. A może wywołuje niesmak? To akurat ciężko było stwierdzić - szermierz patrzył pod nogi albo przed siebie, w twarzy widocznej jedynie z profilu ciężko jest wyczytać cokolwiek, zwłaszcza nocą. ”Szalony kraj, szaleni ludzie. Z tego co mówi Setian wynika, że całe ich życie to tylko walka i zabijanie. Nic dziwnego, że tak źle myśli o Alaranii, skoro tutaj wojownicy to tylko niewielki odsetek społeczeństwa, a reszta poobcinałaby sobie palce, łapiąc miecz nie z tej strony… Cha, wystarczyłoby popatrzeć na Iriana. Intelektualista, który z pewnością jest lepiej wykształcony ode mnie, ale nie dałby rady sam się obronić. Jakim cudem bracia mogą być tak różni?", zastanawiał się Carax. Pamiętał ten krótki okres czasu, gdy razem mieszkali w Efne - Irian nie miał wtedy nawet dziesięciu lat, ale był o niebo poważniejszy, niż jego starszy brat, dobrze się uczył, a guwernera słuchał jak świnia grzmotu. Pewnie obraziłby się za użycie w stosunku do niego takiego określenia, wszak nazwanie kogokolwiek świnią jest uwłaczające, lecz Jorge nie znajdował lepszego określenia - te otwarte szeroko usta, nieobecne spojrzenie niebieskich oczu i delikatne włosy nad czołem, które kręciły się jak u bobasa, wszystko idealnie pasowało. Jednak czegokolwiek szermierz nie mówiłby o swoim bracie, szanował go i byłby w stanie skoczyć dla niego w ogień, nie pozwoliłby też nikomu używać w stosunku do Iriana słów, jakimi sam go raczył, gdy nie było świadków. Co dla wielu osób mogłoby być zaskakujące, bracia utrzymywali kontakt po tym, jak Nicolo wyklął swojego pierworodnego, chociaż ich wymiana listów była sporadyczna i bardzo dyskretna - Jorge nie chciał robić kłopotów nowemu dziedzicowi.
        Chociaż myśli Caraxa niespodziewanie uciekły w kierunku Efne, cały czas nadążał za tym, co mówił do niego Setian. Nadążał i był coraz bardziej zaskoczony, co było widać we wzroku, jaki utkwił w melmaro na zakończenie jego historii. Nie chodziło o to, w jak swobodny sposób szatyn mówił o zabijaniu i jak nie krył się z tym, że nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia - już wcześniej mówił, że jest potworem i kilkakrotnie zdążył już te słowa potwierdzić. Dziwne było jednak to, jak nagle urwał snutą historię.
        - Zwyczaje twojego kraju są dla mnie dość zaskakujące - przyznał Carax spokojnym głosem. - Ale nie oceniam. Niemniej nie odpowiedziałeś jeszcze na pytanie, chętnie poznałbym ciąg dalszy, o ile zechcesz mi go wyjawić.
        W głosie szermierza nie było słychać przekory, nie droczył się - dowie się, co było dalej, to dobrze, nie - to trudno. Najwyżej zapyta o to później.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Setian dostrzegał zachowanie szermierza podczas jego opowieści, to jak ten był skupiony i chłonął jego słowa, fatycznie zainteresowany tematem. Kiedy wyraził swoją krótką opinię oraz powiedział, że z chęcią usłyszy dalszą część – czego Setian się spodziewał -, melmaro uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Mylisz zwyczaje kraju ze zwyczajami klanu, Jorge. Ale masz rację, nie odpowiedziałem na pytanie, nie byłem pewien czy historia zaciekawi cię na tyle, że będziesz chciał usłyszeć jej resztę. Lecz skoro jednak masz takie życzenie, to chyba mogę kontynuować, czyż nie? Odbiegając od tematu, mam nadzieję, że doskonale wiesz gdzie idziesz, bo chyba nie muszę ci przypominać, że prowadzisz.
Gotlandczyk spojrzał na niebo, było już pełne świetlistych gwiazd, wśród których królował księżyc. Zbliżała się pełnia, a w połączeniu z delikatnymi podmuchami wiatru oraz chłodnym, orzeźwiającym powietrzem – całość prezentowała się naprawdę wybornie.
- Rozpoczęła się walka między dwoma doskonałymi wojownikami, a mimo całej glorii melmaro, nie można było powiedzieć, że tubylec rażąco ustępował mojemu nauczycielowi. Był pełen wigoru i zapału, karmił się chęcią ucieczki, ukaraniem swoich zwycięzców, pokazaniem, że jednak tak nie jest. A ja? Co ja mogłem zrobić? To nie był trening, tutaj łatwo można było zginąć, była to swoista… Lekcja w terenie, jeśli wiesz co mam na myśli.

- Setian, odsuń się! – Krzyknął przewodni do nastoletniego chłopaka, jednocześnie wyginając się tak jak tylko mógł do tyłu i jednocześnie dołu, prawie kładąc się na plecach. Manewr ten był efektownym unikiem, po którym Gotlandczyk odepchnął się jedną z dłoni od posadzki i wyprowadził kopnięcie na udo przeciwnika, zmuszając go do odskoczenia i umożliwienia przeciwnikowi powstanie. Wojownik przybrał klanową pozę, po czym rzucił się do ataku. Tubylec tym razem musiał poradzić sobie w odwrotnej roli, tj. jako broniący się. Na jego twarzy nie było widać już śladu rozbawienia i pogardy, teraz było jedynie zacięcie i wielkie skupienie. Głupotą jest nie doceniać przeciwnika, a walczący zdecydowanie głupcami nie byli. Walka była równa, nie było strony dominującej, nikt nie przeważał, nie wygrywał.

- Dopiero wtedy tak naprawdę przekonałem się dlaczego nasze szkolenia były tak intensywne, że mimo tego co się o nas mówiło, mimo niekończącej się tradycji i chwalebnej historii, nie jesteśmy bogami jeśli chodzi o walkę. Owszem, zaliczamy się do samej elity, jednak wciąż możemy trafić na równego sobie, a skoro równi nam istnieją, to czemu nie mają istnieć wojownicy lepsi? Tutaj potyczka była wyrównana, nie było podziału, było tylko wyszkolenie, motywacja i charakter.

Nastolatek stał jak zamurowany, obserwując walczących żołnierzy. Jego uszom dobiegały nawoływania znajdujących się na balkonie melmaro, by uciekał i się do nich przyłączył, jednak Setian to całkowicie ignorował. W jego głowie toczyła się teraz prawdziwa burza myśli, ciałem targały intensywne emocje, a on pewien był tylko jednego – zhańbił się, i to w stopniu takim, że nie był pewien czy kiedykolwiek ludzie o tym zapomną. Nie wiedząc co zrobić, postanowił spróbować się opanować i zacząć z uwagą śledzić walkę, próbując poczynić przydatne spostrzeżenia.
- Jeszcze tutaj jesteś?! Uciekaj stąd, to nie zabawa!

- Kiedy mi powiedział, że to nie jest zabawa, dotarło do mnie, że nawet mój własny nauczyciel, ktoś kto najlepiej znał moją wolę walki, potencjał i możliwości, zwątpił we mnie i uznał, że jestem niegotowy do takiego poziomu. Świadomość ta mną wstrząsnęła, ale tego chyba nie muszę ci mówić. Po twoim poziomie widzę, że miałeś dobrego nauczyciela, a co za tym idzie – ty sam byłeś dobrym uczniem. Z pewnością potrafisz sobie wyobrazić to uczucie, może nawet i ty go doświadczyłeś.

Walka skupiająca się na obserwacji przeciwnika i strategicznym wyprowadzaniu ciosów była już przeszłością. Teraz potyczka była całkowicie bezpośrednia, dwaj wojownicy naprzeciwko siebie, dwa miecze pędzące w zawrotnym tempie, dwa życia, z czego jedno w każdej chwili mogło przepaść. Tubylec okazał się znacznie groźniejszym przeciwnikiem niż mogli przypuszczać, dodatkowo nie widać po nim było ani krzty zmęczenia. Dziwnym jest, że udało się go pojmać, a pewnym, że w walce na froncie nie pokazał się z tak dobrej strony, gdyż informacja o tym od razu doszłaby do nauczyciela Setiana. Teraz buntownik walczył tak, jakby w jego ciało wstąpiły siły ciemności, ofiarowując mu swą siłę. Przewodni dawał z siebie wszystko, pokazując całą swą maestrię, jednak kiedy wyprowadził kolejny klanowy atak, stosując zaskakującą sztuczkę akrobatyczną, przeciwnik po prostu przełamał jego obronę brutalną siłą, a potężnym kopniakiem posłał Gotlandczyka na posadzkę, pozbawiając go miecza i szykując się do zadania kończącego ciosu. Setian zareagował instynktownie, w dodatku oręż odbił się od podłogi w stronę nastolatka, który błyskawicznie go chwycił i trzymając oburącz, wszedł między buntownika, a swego nauczyciela, blokując cios znad głowy. Cios tak silny, że szatyn został wręcz odepchnięty do tyłu, jednak udało mu się ustać i nie wypuścić broni.

- Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś tak walczącego, jak gdyby był opętany, wykazywał się nadludzką siłą, a nagle znalazłem się naprzeciwko niego, mogłem spojrzeć w górę, na jego twarz. Za sobą miałem jedynie nauczyciela ze złamanymi żebrami, a na balkonie melmaro którzy rzucili się do biegu, by tutaj wpaść, jednak wiadomo było z góry, że nie zdążą.
Setian na chwilę przestał mówiąc, łapiąc więcej powietrza i zaczynając rozwiązywać elementy swojej zbroi.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        - Mój błąd - przyznał Carax, ze zrozumieniem kiwając głową. - Ale na przyszłość zwrócę na to uwagę. A drogą się nie przejmuj, panuję nad sytuacją, w końcu to moje strony.
        Szermierz nie drążył specjalnie tematu, aby nie wybijać Setiana z rytmu i żeby nie musiał na nowo łapać wątku swojej historii. Dobrze się go słuchało, mówił barwnie i dość szczegółowo, czego Carax się w gruncie rzeczy z początku nie spodziewał - myślał, że usłyszy krótką historię, raptem dwa, może trzy zdania, po których padnie zdecydowane "niech ci to wystarczy" albo coś w tym guście. Nie, żeby mu to przeszkadzało, w końcu zawsze czas szybciej mija, gdy można z kimś porozmawiać, a nie idzie się w nieznośnym milczeniu. Zwłaszcza nocą, gdy nagle wszystkie krzaki zaczynają mieć oczy, a każdy trzask gałązki może przyprawić o zatrzymacie serca. Jorge nie należał do bojaźliwych, więc nie podskakiwałby co chwila, ale nie zaprzeczał przy tym, że należy do tych, którzy wolą zająć myśli czymś innym, niż tworzeniem nieistniejących zagrożeń.
        Carax co jakiś czas kiwał głową, zgadzając się z kolejnymi zdaniami Setiana. Wiedział, co miał na myśli, gdy mówił o "lekcji w terenie", on sam po prostu powiedziałby "żarty się skończyły" - nagle okazuje się, że zagrożenie jest realne i nie ma miejsca na błędy, trzeba spiąć pośladki i pokazać, co się potrafi, nie popełniać błędów, bo te mogą kosztować o wiele więcej, niż nawet najgorsze siniaki zdobyte podczas treningu. Zgadzał się również ze słowami o tym, jak nauczyciele potrafią lepiej ocenić możliwości swoich uczniów, niż oni sami - to znał z autopsji. Kostadinow na samym początku nauki musiał przypomnieć Caraxowi, gdzie jest jego miejsce, później również raz czy dwa razy mu się to zdarzyło - chociaż uważał, że Jorge najlepiej uczy się pokory dostając solidny łomot, kilkakrotnie zwyczajnie zabronił mu się narażać, gdyż przeciwnik zrobiłby z niego krwawą miazgę. Co tu dużo gadać, nauka pod skrzydłami Kostadinowa nie ograniczała się tylko do szermierki, polegała również na ukształtowania charakteru młodego szermierza, czym nikt wcześniej porządnie się nie zajął. Skutki tego zaniedbania widać było do tej pory, w postaci zbyt swobodnego prowadzenia się Caraxa, który przez wzgląd na swoją pozycję nie powinien pozwalać sobie na niektóre swoje wybryki - niestety, jakkolwiek stary Żuraw był doskonałym nauczycielem, nie był niestety cudotwórcą.
        Setian po raz kolejny zrobił przerwę w swojej historii, Carax jednak nie zaczął od razu nalegać na dalszy ciąg. Również zabrał się za zdejmowanie ostatnich elementów pancerza, jakie jeszcze miał na sobie - każdy zdjęty kawałek żelastwa odrzucał w krzaki, w różnych kierunkach, aby nie tak łatwo było je znaleźć. Chociaż, kto by ich tam szukał, po rebelii i pijańskiej nocy pewnie pozostaną o wiele poważniejsze straty, niż kilka ukradzionych kompletów zbroi i kilku strażników, którzy zginęli w dziwnych okolicznościach.
        - Kontynuuj - poprosił w końcu Jorge, gdy obaj odzyskali pełną swobodę ruchów. Sam po raz kolejny tego dnia zabrał się za dopasowywanie pasa z szablą, który wcześniej musiał poluzować, by pasował do zbroi, a teraz na nowo go ściągał. Dla świętego spokoju sprawdził, czy nadal ma kopertę dla swoich zwierzchników. Całe szczęście wiadomość znajdowała się za paskiem, w miejscu, w którym ją schował, chociaż była już porządnie wymięta. "Trudno", uznał Jorge "Nie mogą ode mnie wymagać, bym przyniósł im śliczny, gładki jak stół liścik, skoro sam wyglądam, jakby mnie stado psów dopadło". Carax spojrzał na Setiana. "Poprawka: obaj wyglądamy, jakby dopadło nas stado psów. Na dodatek wściekłych".
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

Miejsce wydało się szatynowi być na tyle bezpieczne, że postanowił już całkowicie zdjąć z siebie wyposażenie żołdaka i się go pozbyć. Pomysł Jorge przyjął z aprobatą i on sam również „rozsypał” uzbrojenie miejskiego strażnika. Bycie z powrotem w „swojej skórze” przyjął z ulgą. Teraz miał do dyspozycji pełną swobodę, bez zbędnych ograniczeń mógł korzystać ze swojego wachlarza umiejętności, a to powodowało w nim stoicki spokój.
- Walkę pamiętam bardzo dobrze, jak gdyby zdarzyła się wczoraj. Najpewniej to jeden z tych momentów w naszym życiu, które zapamiętujemy na zawsze. Teraz już nie odczuwam czegoś takiego jak strach, jednak wtedy wciąż mimo wszystko byłem dzieckiem. Bałem się, tak. Bałem się w chwili kiedy tak przed nim stałem, bałem się jego, a już najbardziej śmierci. Czy zależało mi na życiu? Niekoniecznie… Aczkolwiek umieranie jest czymś szczególnym, nie sądzisz? W każdym bądź razie do tej pory pamiętam to ogromne zdziwienie, kiedy wraz z ponownym zderzeniem kling cały strach… Przepadł. Został jedynie przerażający wręcz spokój, determinacja i wola zwycięstwa. Świadomość, że się nie boję napełniła mnie swego rodzaju dumą, dziką radością która pchała mnie naprzód.

- Odważny z ciebie małolat. – Buntownik uśmiechnął się kpiąco do Setiana, wyprowadzając kolejny atak, znów zblokowany. – Umiesz walczyć, jednak nie uda ci się uratować swego mistrza, a już tym bardziej siebie. Dzisiejszego dnia nastanie święto, święto przelania gotlandzkiej krwi.
- Setian, uciekaj, nasi bracia już tutaj biegną, zatrzymam go na tyle, byś zdołał się między nimi skryć, uciekaj! – Wyjęczał przewodni, plując krwią na posadzkę. Najwyraźniej co najmniej jedno ze złamanych żeber uszkodziło mu narządy wewnętrzne.
- Nie zostawię cię, nauczycielu. Gotlandczycy nie porzucają swoich, jesteśmy rodziną! – Początkowo nastolatek mówił spokojnym głosem, jednak przy kolejnym zablokowaniu ciosu i siłowaniem się o utrzymanie pozycji, wykrzyczał resztę ze wściekłością. Walka typowo szermiercza nie miała tutaj powodzenia, nie patrząc już na kwestię wyszkolenia – dorosły mężczyzna znacznie przerastał go możliwościami czysto fizycznymi, więc należało spróbować wykorzystać atut w postaci zręczności i szybkości. Szatyn nagle wycofał dłoń, puszczając na siebie ostrze przeciwnika, samemu pochylając się i wykonując kopnięcie, trafiając przy tym kolanem w żebra. Dorosły warknął wściekle i zamachnął się mieczem „na odlew” w stronę ucznia melmaro, jednak ten coś takiego spokojnie uniknął
.

- Moment w którym udało mi się zadać mu cios, cios skuteczny i przede wszystkim taki, który odczuł, był momentem przełomowym w naszej walce. Po wszystkim mój nauczyciel powiedział mi, że zauważył w moich oczach coś czego nie widział od dawna, to jest szczery ogień walki, niosący się wysoko w górę, taki od którego bił żar. Stwierdził, że „jestem urodzony do walki”, bowiem zadziwiająco trafnie interpretowałem każdy ruch buntownika i obmyślałem na niego strategię. To zastało mi po dziś dzień, stale rozwijane i kształtowane. No, ale mniejsza. Wracając do pojedynku, poza fechtunkiem zacząłem używać walki wręcz. Właśnie przez tamto wydarzenie zacząłem poświęcać tak dużo czasu i sił na rozwijanie walki bez broni.

Nastolatek przyczajony czekał aż buntownik wyprowadzi cios, po czym rzucił się nagle w bok, przeturlał, a kiedy dorosły rzucił się w jego kierunku, kopnął go w łydkę. Trafił, jednak różnica fizyczna między nimi była zbyt duża, by wyrządził mu większą krzywdę, więc zmuszony został do odturlania się i jak najszybszego powstania. Dostrzegł już to, że buntownik tak bardzo polega na swej sile, że zwyczajnie zaczyna się męczyć. Może udało mu się zachować siłę w walce z przewodnim, jednak nikt nie był niezniszczalny, prawda?
- Uważaj! – krzyknął, a raczej wydał z siebie przerywany odgłos nauczyciel, widząc jak przeciwnik szatyna rzuca się ostro do przodu. Setian nie miał szans na ucieczkę, zdołał jedynie ciąć przeciwnika w ramię, w dodatku powierzchownie, po czym został przygnieciony przez przeciwnika do ściany, otrzymując potężne uderzenie w twarz.


- Przyparł mnie wtedy solidnie do muru, to był moment kryzysowy, a jednocześnie najważniejszy, kluczowy. Mogłem wtedy zginąć tak jak jeszcze ani razu podczas potyczki, byliśmy zbyt blisko siebie, a on był bardziej postawny, silniejszy. Jeśli jeszcze raz trafiłby mnie pięścią, najpewniej już bym nie wstał, przynajmniej nie o własnych siłach. Czasu było mało, a ja musiałem się oswobodzić. Cóż, pozostawało zagrać nieczysto.

Walczący siłowali się jeszcze przez chwilę, jednak to Setian znajdował się w gorszej pozycji. Szatyn rejestrował ruchy buntownika, widział jak jego dłoń z mieczem powoli się prostuje, robi sobie miejsce na uderzenie. Młody Gotlandczyk ze wszystkich sił starał się trzymać jego ręce, unieruchomić je, jednak był zbyt słaby. Tym razem tubylec postanowił użyć kolana, zadając tym pokaźną dawkę bólu chłopakowi i zyskując jeszcze większą swobodę. Setian myślał gorączkowo, wiedząc, że ważą się jego losy, kiedy wpadł na pewien pomysł. Metoda odrażająca, oby jednak okazała się skuteczna. Uderzając przeciwnika w biodro i łapiąc jego szyję, chłopakowi udało się sprawić, by buntownik się pochylił. Korzystając z tego, Setian błyskawicznie wysunął głowę w kierunku głowy rywala, jednak nie zderzył się z nią, a z całej siły wgryzł zębami w nos tubylca, powodując u tego ryk bólu, wierzganie i puszczenie chłopaka. Szatyn korzystając z okazji błyskawicznie odskoczył od człowieka, wypluwając to co nagromadziło mu się w ustach, oraz sprzedając mocny kopniak w krocze buntownika, jeszcze bardziej go dekoncentrując. Korzystając ze swej przewagi, Gotlandczyk ciął mieczem w kierunku trzymającej broń ręki, przez co buntownik stracił oręż, ale i dłoń – ta trzymała się bowiem na ostatnich włóknach, po czym postąpił krok naprzód i z impetem przebił tubylcowi klatkę piersiową.

- Mimo niehonorowej i ohydnej sztuczki, udało mi się wygrać i zachować życie. – Setian wzruszył ramionami. – To tyle jeśli chodzi o moje pierwsze zabójstwo.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax słuchał dalszego ciągu historii, przewidując, że tym razem usłyszy ją do końca - wszak ile można przedłużać? Nie zdziwiło go wyznanie, że w tamtym momencie Setian odczuwał strach przed swym przeciwnikiem, przed śmiercią, bardziej nie chciało mu się wierzyć w ten fragment, w którym zapewniał, że teraz nie odczuwa strachu. To nie mogła być prawda - każdy się czegoś boi. Śmierci, bólu, pająków, czegokolwiek. ”Jeśli jednak faktycznie nie odczuwa strachu, to jest bardzo niebezpieczny - większość osób, gdy nie docierają do nich logiczne argumenty, można zaszantażować, położyć na szali ich życie, życie bliskich albo dobre imię. W jego przypadku traci się tę ostatnią kartę przetargową. Ciekawe, czy taki jest sam z siebie, czy to szkolenie w klanie aż tak wyprało mu mózg?”, gdybał Jorge. A co do umierania… Owszem, jest czymś szczególnym, ale na pewno nie jest przyjemne - to akurat Carax wiedział z autopsji, już kilka razy zdarzyło mu się otrzeć o śmierć, raz nawet było bardzo blisko, wtrąciła się jednak jakaś dobra dusza i uratowała głupiego grzesznika.
        Jorge ze zrozumieniem mruknął “yhm” - tak, sam po takich doświadczeniach pewnie zacząłby intensywniej trenować walkę wręcz. O ile by przeżył, ma się rozumieć - Setian już wtedy umiał pewnie sporo, to była kwestia doszlifowania umiejętności. I naturalnego talentu, który jego nauczyciel opisał z taką poetycką dokładnością.
        - Tak… - mruknął szermierz, gdy opowieść dobiegła już końca. - Niesamowita historia, mówię szczerze. Dobrze by się prezentowała, gdyby kiedyś jakiś bard chciał ułożyć o tobie pieśń.
        W głosie Caraxa nie było przekory ani kpiny - tak jak zapewniał, mówił szczerze. No bo czyż nie miał racji? Każdy bard połasiłby się na historię, gdzie młody chłopak w tak ważnym dniu popełnia błąd, który może go kosztować życie, a na koniec udaje mi się wygrać i jeszcze uratować przy tym życie swojemu nauczycielowi, który wcześniej nie podołał silniejszemu przeciwnikowi. Setian oczywiście patrzył na wszystko jak wojownik, znał swoje potknięcia i przyczyny takiego a nie innego obrotu rzeczy, ale o tym większość osób i tak zapomni. Jak to się mówi: liczy się efekt.
        - Ciekaw jestem, jak zareagowali melmaro, którzy obserwowali twoją próbę - podjął szermierz. - Chętnie usłyszałbym też coś więcej o twoim nauczycielu.
        Czyżby Jorge przeciągał strunę? Może, niewykluczone, ale dlaczego miałby nie spróbować? Sam nie miałby oporów, aby odpowiedzieć na podobne pytania i tak jak w porcie ugryzł się w język przed wymienieniem nazwiska swego mistrza, tak teraz by je podał. W końcu i tak prędzej czy później by padło, najpóźniej po dotarciu do Valladonu, gdy Carax byłby zmuszony złożyć wizytę w szkole, byłoby to więc przyspieszenie nieuniknionego.
Awatar użytkownika
Setian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Setian »

- Bard? – Setian przekrzywił lekko głowę w prawo. – Ależ żaden bard nie usłyszy o moim istnieniu, chyba, że coś zrobię naprawdę źle.
Melmaro z ciekawością obserwował reakcję wojownika na jego historię. Końcowego podsumowania się nie spodziewał, a już tym bardziej tego, że było wypowiedziane z powagą, szczerze. Wszakże który kawałek jego historii nadawał się do śpiewania przed tłumami pijanych ludzi? Szatyn nie potrafił tego zrozumieć, dla niego była to po prostu walka, punkt zwrotny w jego życiu oraz wspomnienie jednej z największych porażek, czegoś co napawało go wstydem i co najprawdopodobniej nigdy nie minie.
- Melmaro, nauczyciele? Uważaj, bo się uzależnisz od tego co mnie dotyczy. – Powiedział złośliwie Gotlandczyk, jednak po chwili wzruszył ramionami. Teraz, jako już wyklęty-melmaro, prawdopodobnie nawet nie mógł nazywać siebie tak jak się zwał, gdyż pozbawiony został wszelkich oficjalnych funkcji, nie musiał utrzymywać żadnych tajemnic, mógł mówić co mu się żywnie podobało. – Jak zareagowali? Za to jak się zachowałem chcieli mnie wyrzucić z klanu, a przynajmniej dać mi taką chłostę, bym zapomniał kim jestem. Jedynie wstawiennictwo mojego nauczyciela uchroniło mnie od kary. Oczywiście mój „wyczyn” również nie poszedł w niepamięć. Stałem się, można tak powiedzieć, sławny w klanie, każdy się na mnie gapił kiedy przechodziłem, a moi rówieśnicy już w ogóle nie chcieli stawać przeciwko mnie w szranki. Uważam, że powinienem otrzymać karę, zhańbiłem się i to tak jak jeszcze chyba nikt. Tam nie jest tak jak w szkole czy gdzieś, gdzie każdy jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek. Tam nikogo nie obchodzą twoje wyczyny, liczą się suche dane, twoja stała skuteczność, procent powodzenia, rozwój, wyniki egzaminów. A co się tyczy mojego nauczyciela... Zmarł następnego dnia na skutek przewlekłych obrażeń, nie dało się go uratować. Złamane żebra przebiły mu płuca i doprowadziły do olbrzymich zniszczeń wewnętrznych. Pewnie chcesz wiedzieć co się stało ze mną, tak? Zostałem przydzielony komuś innemu, jednak w nowej grupie byłem traktowany jak obcy, trzymano się ode mnie z daleka, nawet nauczyciel pokazywał wyraźnie, że jestem uczniem przypisanym, a nie jego prawdziwym. Czy obwiniałem się za śmierć mentora? Ależ oczywiście, w końcu to była moja wina i nic tego nie zmieni. Wydarzenie tamto zapoczątkowało odrzucanie mnie i uświadomienie, że jestem bardzo cenny jako wojownik, jednak niepotrzebny jako towarzysz do biesiad.
Szatyn wzruszył ramionami i poprawił pochwę z mieczem, podążając za Jorge w kierunku tylko mu znanym.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości