[Karczma "Perła Południa"] Poznanie niskiego towarzysza
: Wto Maj 27, 2014 5:51 pm
Inultus znowu gościł w Valladonie. Po spotkaniu z wojowniczym krasnoludem Fûthergiem i jego towarzyszem, odbył wraz z nimi krótką podróż do Ekradonu, gdzie się rozstali. Minotaur zabawił tam kilka dni, wykonał jedno proste zlecenie, które polegało na pozbawieniu życia kilku bandytów. Postanowił je wykonać z prostego powodu - chciał, aby zwróciły mu się koszty podróży, ponadto przypływ gotówki nikomu jeszcze nie zaszkodził.
Tak czy siak, aktualnie znowu jest na Równinie Andurii, w tym oto wielkim mieście, pełnym przeróżnych ras, przygód i osobliwości. Jakoś go zawsze do Valladonu ciągnęło, nie wiedział czemu, po prostu to miasto miało w jego sercu swoje specyficzne miejsce.
Stuknął kuflem o stół, opróżniwszy go uprzednio. Relaksował się w karczmie, gdyż już jutrzejszego dnia wyruszał na misję - służył jako dowódca ochrony karawany pewnego bogatego kupca, handlującego między innymi kamieniami szlachetnymi. Zapłata miała być godna, stąd Inultus uznał, że nie ubędzie mu czci ni honoru, jeśli się tegoż zadania podejmie. Było już dość późno, gości jednak wcale nie ubywało, a minotaur zawsze lubił popatrzeć sobie na indywidua pojawiające się w tym mieście. W pobliżu niego siedział jakiś siwiutki, stary jak świat dziadek, być może Pradawny czy jakiś mag, jak zgadywał Inultus. Przy innym stoliku miejsce zajmowała kilkuosobowa grupa elfów, zaś w rogu sali, o ile wzrok naturianina nie mylił, można było dostrzec zasuszonego licha.
Minotaur kiwnął głową karczmarzowi w podziękowaniu za kolejny kufel piwa. Pojawienie się napitku idealnie zgrało się z wydarzeniem, które skutecznie zepsuło humor Inultusowi. Sam nigdy nie dyskryminował nikogo ze względu na rasę - wszyscy przecież pochodzą od Matki Natury, a na pewno nie było jej celem wywyższyć któreś rasy ponad inne - a nawet jeśli miała taki zamiar, to nie nam było decydować, która jest tą wywyższoną, a która nie.
Przemyślenia te i zmianę nastroju spowodowało pewne wydarzenie, mające miejsce w sali karczemnej. Kilku durnowatych, zapewne zbyt podpitych oszołomów rasy ludzkiej zaczęło obrażać w niewybrednych słowach pewnego spokojnego krasnoluda, jego matkę, ród, a także poddając w wątpliwość jakąkolwiek przydatność jego istnienia dla świata. Inultus najchętniej sam wstałby i powybijał zęby pijakom, ale został uprzedzony przez ofiarę obelg. Krasnolud zerwał się szybkim ruchem, po czym kilkoma szybkimi, ale potężnymi ciosami powalił pięciu przeciwników. Pogarda wobec idiotów została zastąpiona podziwem dla szybkości, sprawności i umiejętności walki krasnoluda. Minotaur przyznał przed samym sobą, że sam nie zrobiłby tego lepiej. No, może trochę, ale krasnoludowi niewiele brakowało - pomyślał z lekkim rozbawieniem Inultus. Sam akt przemocy ze strony krasnoluda był tak szybki, iż nawet nie cała sala karczemna się zorientowała, cóż się wydarzyło. Z braku lepszego zajęcia, postanowił, że pozna lepiej osobnika. Przez głowę przeleciała mu także myśl, ażeby zatrudnić krasnoluda do ochrony karawany. Sam kupiec pozostawił mu w tym względzie wolną rękę, pozwalając w razie czego wynająć kogoś wartościowego. Złapawszy w trójpalczastą łapę kolejny kufel piwa, ruszył powoli przez karczmę, garbiąc się dość mocno, coby rogami nie zawadzać o sufit. Waleczny Nord siedział ponownie przy stoliku, popijając złocisty napój. Wyglądał, jakby nic się nie zdarzyło, jakby siedział w tej pozycji dobre kilka godzin. Nie czekając dłużej, Inultus postawił przed krasnoludem kufel piwa, po czym zasiadł na wolnym krześle przy stole Norda.
- Witaj, krasnoludzie. Napij się na mój koszt. To była dobra walka - rzucił minotaur krótkimi, jakby wyciosanymi słowami. Krasnolud zmierzył go wzrokiem, popatrzył chwilę, po czym kiwnął głową i znowu spuścił wzrok na stół, przechylając co jakiś czas kufel. Minotaur póki co nie przerywał ciszy i siedział wraz ze swym małomównym towarzyszem, gdyż ten nie wyraził sprzeciwu co do miejsca zajmowanego przez Inultusa.
- Jutro wyrusza karawana. Potrzebujemy ludzi do ochrony. Jeśli chcesz, możesz się załapać, dobrze płacą - minotaur przeszedł w końcu do meritum, uznawszy, ze przyszedł na to czas. Spojrzał badawczo na Norda, ciekaw, co ten odpowie.
Tak czy siak, aktualnie znowu jest na Równinie Andurii, w tym oto wielkim mieście, pełnym przeróżnych ras, przygód i osobliwości. Jakoś go zawsze do Valladonu ciągnęło, nie wiedział czemu, po prostu to miasto miało w jego sercu swoje specyficzne miejsce.
Stuknął kuflem o stół, opróżniwszy go uprzednio. Relaksował się w karczmie, gdyż już jutrzejszego dnia wyruszał na misję - służył jako dowódca ochrony karawany pewnego bogatego kupca, handlującego między innymi kamieniami szlachetnymi. Zapłata miała być godna, stąd Inultus uznał, że nie ubędzie mu czci ni honoru, jeśli się tegoż zadania podejmie. Było już dość późno, gości jednak wcale nie ubywało, a minotaur zawsze lubił popatrzeć sobie na indywidua pojawiające się w tym mieście. W pobliżu niego siedział jakiś siwiutki, stary jak świat dziadek, być może Pradawny czy jakiś mag, jak zgadywał Inultus. Przy innym stoliku miejsce zajmowała kilkuosobowa grupa elfów, zaś w rogu sali, o ile wzrok naturianina nie mylił, można było dostrzec zasuszonego licha.
Minotaur kiwnął głową karczmarzowi w podziękowaniu za kolejny kufel piwa. Pojawienie się napitku idealnie zgrało się z wydarzeniem, które skutecznie zepsuło humor Inultusowi. Sam nigdy nie dyskryminował nikogo ze względu na rasę - wszyscy przecież pochodzą od Matki Natury, a na pewno nie było jej celem wywyższyć któreś rasy ponad inne - a nawet jeśli miała taki zamiar, to nie nam było decydować, która jest tą wywyższoną, a która nie.
Przemyślenia te i zmianę nastroju spowodowało pewne wydarzenie, mające miejsce w sali karczemnej. Kilku durnowatych, zapewne zbyt podpitych oszołomów rasy ludzkiej zaczęło obrażać w niewybrednych słowach pewnego spokojnego krasnoluda, jego matkę, ród, a także poddając w wątpliwość jakąkolwiek przydatność jego istnienia dla świata. Inultus najchętniej sam wstałby i powybijał zęby pijakom, ale został uprzedzony przez ofiarę obelg. Krasnolud zerwał się szybkim ruchem, po czym kilkoma szybkimi, ale potężnymi ciosami powalił pięciu przeciwników. Pogarda wobec idiotów została zastąpiona podziwem dla szybkości, sprawności i umiejętności walki krasnoluda. Minotaur przyznał przed samym sobą, że sam nie zrobiłby tego lepiej. No, może trochę, ale krasnoludowi niewiele brakowało - pomyślał z lekkim rozbawieniem Inultus. Sam akt przemocy ze strony krasnoluda był tak szybki, iż nawet nie cała sala karczemna się zorientowała, cóż się wydarzyło. Z braku lepszego zajęcia, postanowił, że pozna lepiej osobnika. Przez głowę przeleciała mu także myśl, ażeby zatrudnić krasnoluda do ochrony karawany. Sam kupiec pozostawił mu w tym względzie wolną rękę, pozwalając w razie czego wynająć kogoś wartościowego. Złapawszy w trójpalczastą łapę kolejny kufel piwa, ruszył powoli przez karczmę, garbiąc się dość mocno, coby rogami nie zawadzać o sufit. Waleczny Nord siedział ponownie przy stoliku, popijając złocisty napój. Wyglądał, jakby nic się nie zdarzyło, jakby siedział w tej pozycji dobre kilka godzin. Nie czekając dłużej, Inultus postawił przed krasnoludem kufel piwa, po czym zasiadł na wolnym krześle przy stole Norda.
- Witaj, krasnoludzie. Napij się na mój koszt. To była dobra walka - rzucił minotaur krótkimi, jakby wyciosanymi słowami. Krasnolud zmierzył go wzrokiem, popatrzył chwilę, po czym kiwnął głową i znowu spuścił wzrok na stół, przechylając co jakiś czas kufel. Minotaur póki co nie przerywał ciszy i siedział wraz ze swym małomównym towarzyszem, gdyż ten nie wyraził sprzeciwu co do miejsca zajmowanego przez Inultusa.
- Jutro wyrusza karawana. Potrzebujemy ludzi do ochrony. Jeśli chcesz, możesz się załapać, dobrze płacą - minotaur przeszedł w końcu do meritum, uznawszy, ze przyszedł na to czas. Spojrzał badawczo na Norda, ciekaw, co ten odpowie.