[Posąg Lodowego Smoka] Powrót do korzeni.
: Sob Kwi 19, 2014 9:27 am
Słońce grzało potulnie płyty skalne przełęczy. Promienie ciepła obejmowały wyżyny, góry, liczne rozpadliny, resztę świata przyćmiewając cieniem zachodzącej gwiazdy. Galanoth spokojnym krokiem przemierzał drogę wyrytą zaraniem dziejów, towarzyszyło mu niezidentyfikowane poczucie kontaktu z historią wykraczającą rozumienie śmiertelnika. Stopy stawiane na nierównym trakcie wiodły go przez pasma starych, głęboko zakorzenionych drzew przysłaniających grzbiety wysokich gór. W powietrzu czaił się spokój i wszechobecna cisza. Jakby nigdy nic się tutaj nie działo...
Pogoda dopraszała się o użytek. Pomarańczowy talerz tonął na horyzoncie, wpijał się w przestrzeń praktycznie nienaruszoną przez głupich, egoistycznych ludzi. Śladem ich działalności uczyniono kamienie, gigantyczne posągi o przerażających, acz dumnych posturach. Galanoth poprawił poły płaszcza. Przyglądając poszczególnym wcieleniom bestii, sprowadzając wzrok do postaci chłonnika wrażeń, nie potrafił oprzeć się pokusie, że wcześniej widział większość z wyrzeźbionych smoków. Karty ksiąg i archiwa z obfitością szczegółów opowiadały o losach Gór Druidów, o bitwach i porażkach, sekretach i magii, o Smokach, które dawniej królowały nad koronami lasów oraz wyżyn.
Elf mijał poszczególne obeliski pamięci. Niektóre z nich wzbudzały strach, inne śmiech, większość rozpadała się ogryzana zębem czasu. Prawieczne istoty obserwowały go martwym, skamieniałym wzrokiem, wyciągniętymi łapskami i pazurami w każdej chwili, gdyby były żywe, zdołałyby rozszarpać rycerza w ciągu tysięcznej sekundy. Szybciej niż mrugnięcie okiem.
Galanotha jednak nie interesowała sama przechadzka ani spacer wzdłuż Smoczej Przełęczy. Myślał wyłącznie o jednej jedynej rzeczy, którą miał nadzieję spotkać na drugim końcu przejścia. W końcu, po kilku minutach, dostrzegł sylwetkę Glaciusa strzegącą wyjścia.
Był to smok monumentalny i pełen szczegółów posągu. Łuski przypominające zbite warstwy lodu rozróżniały go od innych, podobnych sobie braci i sióstr. Zrogowaciałe opancerzenie tworzyło misterny wzór pokrywające pysk wraz z tułowiem. Krótka, lecz gruba szyja podtrzymywała globus rozwartych szeroko szczęk, zębów jak sople. Skrzydła natomiast, gotowe do lotu, przypominały lotki nietoperza, lecz zdecydowanie większe, wytrzymalsze. Glacius prezentował to, o czym Daleka Północ zapomniała lata temu, a jego spojrzenie, niespokojne i chłodne, równało się zamieci i zniszczeniu.
Pogoda dopraszała się o użytek. Pomarańczowy talerz tonął na horyzoncie, wpijał się w przestrzeń praktycznie nienaruszoną przez głupich, egoistycznych ludzi. Śladem ich działalności uczyniono kamienie, gigantyczne posągi o przerażających, acz dumnych posturach. Galanoth poprawił poły płaszcza. Przyglądając poszczególnym wcieleniom bestii, sprowadzając wzrok do postaci chłonnika wrażeń, nie potrafił oprzeć się pokusie, że wcześniej widział większość z wyrzeźbionych smoków. Karty ksiąg i archiwa z obfitością szczegółów opowiadały o losach Gór Druidów, o bitwach i porażkach, sekretach i magii, o Smokach, które dawniej królowały nad koronami lasów oraz wyżyn.
Elf mijał poszczególne obeliski pamięci. Niektóre z nich wzbudzały strach, inne śmiech, większość rozpadała się ogryzana zębem czasu. Prawieczne istoty obserwowały go martwym, skamieniałym wzrokiem, wyciągniętymi łapskami i pazurami w każdej chwili, gdyby były żywe, zdołałyby rozszarpać rycerza w ciągu tysięcznej sekundy. Szybciej niż mrugnięcie okiem.
Galanotha jednak nie interesowała sama przechadzka ani spacer wzdłuż Smoczej Przełęczy. Myślał wyłącznie o jednej jedynej rzeczy, którą miał nadzieję spotkać na drugim końcu przejścia. W końcu, po kilku minutach, dostrzegł sylwetkę Glaciusa strzegącą wyjścia.
Był to smok monumentalny i pełen szczegółów posągu. Łuski przypominające zbite warstwy lodu rozróżniały go od innych, podobnych sobie braci i sióstr. Zrogowaciałe opancerzenie tworzyło misterny wzór pokrywające pysk wraz z tułowiem. Krótka, lecz gruba szyja podtrzymywała globus rozwartych szeroko szczęk, zębów jak sople. Skrzydła natomiast, gotowe do lotu, przypominały lotki nietoperza, lecz zdecydowanie większe, wytrzymalsze. Glacius prezentował to, o czym Daleka Północ zapomniała lata temu, a jego spojrzenie, niespokojne i chłodne, równało się zamieci i zniszczeniu.