Zachodnie obrzeża pustyni
: Wto Lut 04, 2014 9:34 pm
I tak to już było, że los nie uznawał równości. Dla jednych przeznaczona była praca w polu, dla innych przewodzenie wielkim armiom, podczas gdy jeszcze inni marnowali swój talent w obskurnej chacie, w miejscu zapomnianym przez większość bóstw, jak i ludzi. Wielu godziło się na taką kolej rzeczy, większość po prostu narzekała na to, co ich spotkało i nie robiąc nic w kierunku zmiany, przeklinali wszystko dookoła, aż osiągnęli wiek starczy, kiedy to czasami rozumieli swój błąd. Pozostawała jednak nieliczna garstka osobników, którzy mimo umiejętności, mocy i wszelakich cnót, nie wybierali ambitnej ścieżki, w której to wspinaliby się na szczyty sławy i bogactwa. Pozostawali nieznanymi osobistościami dla wielkich tego świata, a zarazem bardzo rozpoznawalni wśród plebsu i maluczkich. Baltazar, bo o nim mowa, wykorzystywał swoje niecodzienne zdolności do pomagania słabym, których życie przemijało bez uwagi świata. Wędrowny czarodziej, dziwak, osobnik zupełnie niepasujący do świata, w którym przyszło mu żyć. Wiele przypisano mu określeń, w lwiej części zresztą prawdziwych, jednak tylko nieliczni znali jego główny tytuł - Biały Nekromanta. Tytuł najczęściej nierozumiany, przez co budzący grozę i wyjątkowo skrajne uczucia, szczególnie wśród mniej bystrych ludzi, którym poprzysiągł pomagać. Na tyle tajemniczy, że nawet wielkie umysły Alaranii, nie musiały słyszeć o tej organizacji. I dobrze. Nie dbali oni o rozgłos. Swoje cele zazwyczaj ukrywali pod różnego rodzaju przykrywkami. I tak też czynił Baltazar...
W zimnej, szarej izbie, rozległo się potrójne pukanie o drewnianą podłogę. Huk zwiastował możliwość przyjścia kolejnego petenta. A okazała się nią, wcale niebrzydka wieśniaczka po pełnych kształtach. Na twarzy rumieniec dojrzał do kolory ostrej papryki, co niemal od razu dało magowi znać, że nie będzie to sprawa nadnaturalna. A przynajmniej taką miał nadzieję.
- Bo jo... tego... znoczy powitać... - Zaczęła bardzo elokwentnie, starając się zaakcentować powitanie poprzez ukłon, połączony z machaniem rękami i dygnięciem. Jednym słowem, nie wyszło jej za bardzo. - I ten... bo jo.. w takiej tego. - To była już trzecia godzina przyjmowania interesantów, przez co nawet Baltazarowi puszczały nerwy. Biedaczysko westchnęło, po czym znużonym głosem rzuciło wprost.
- No mówże dziewko. Nikt cię i tak nie usłyszy, a jak kto by podsłuchiwał to mu ręka uschnie. - I wtedy dało się słyszeć trzaski drewnianej i wysłużonej podłogi, mówiące o bardzo szybkiej ucieczce gdzieś za ścianą. Kobiałka spojrzała w tę stronę i nieco nabrała pewności siebie. Jednak dopiero kolejne poganianie poskutkowało i zmusiło ją do gadania.
- Bo jo kropki mam na tu! 0! - I wskazała miejsce palcem, wskazującym nigdzie indziej jak między nogi. Czarodziej bez zastanowienia, niemal natychmiast zabrał się do swej pracy.
- Wiesz czym jest irie... - Wróć! Czasem zapominał, że nazwy roślin różnią się zupełnie od tego jak nazywają je zwykli chłopi, dlatego szybko się poprawił, a jego słowa ruszyły innym torem. - Znasz taką roślinę, co ma trzy liście, na górze czerwoną kulkę i rośnie przy krzewach. - Dziewczyna od razu pokraśniała, zadowolona, że jednak zrozumiała co do niej mówi szanowny, wielki, światły człowiek. Potrząsnęła pyszczkiem na potwierdzenie i słuchała dalej.
- Zerwiesz dziesięć listków, zmielesz i zalejesz gorącą wodą. Odczekaj pół dnia i potem wcieraj po trochu przez parę dni. To wszystko. - I tak własnie wyglądała praca naszego bohatera. Na dziś jednak był już koniec i mógł w spokoju zarządzić fajrant. Drzwi do izby się zamknęły i nikt już go nie niepokoił. Starszy mężczyzna westchnął raz jeszcze, po czym ułożył się wygodniej na swym posłanku. Praca dla ludu skończyła się, jednak teraz miał do wykonania zadania daleko wykraczające poza pojęcie zwykłego człowieka. Czas zatrzymał się...
CDN.
W zimnej, szarej izbie, rozległo się potrójne pukanie o drewnianą podłogę. Huk zwiastował możliwość przyjścia kolejnego petenta. A okazała się nią, wcale niebrzydka wieśniaczka po pełnych kształtach. Na twarzy rumieniec dojrzał do kolory ostrej papryki, co niemal od razu dało magowi znać, że nie będzie to sprawa nadnaturalna. A przynajmniej taką miał nadzieję.
- Bo jo... tego... znoczy powitać... - Zaczęła bardzo elokwentnie, starając się zaakcentować powitanie poprzez ukłon, połączony z machaniem rękami i dygnięciem. Jednym słowem, nie wyszło jej za bardzo. - I ten... bo jo.. w takiej tego. - To była już trzecia godzina przyjmowania interesantów, przez co nawet Baltazarowi puszczały nerwy. Biedaczysko westchnęło, po czym znużonym głosem rzuciło wprost.
- No mówże dziewko. Nikt cię i tak nie usłyszy, a jak kto by podsłuchiwał to mu ręka uschnie. - I wtedy dało się słyszeć trzaski drewnianej i wysłużonej podłogi, mówiące o bardzo szybkiej ucieczce gdzieś za ścianą. Kobiałka spojrzała w tę stronę i nieco nabrała pewności siebie. Jednak dopiero kolejne poganianie poskutkowało i zmusiło ją do gadania.
- Bo jo kropki mam na tu! 0! - I wskazała miejsce palcem, wskazującym nigdzie indziej jak między nogi. Czarodziej bez zastanowienia, niemal natychmiast zabrał się do swej pracy.
- Wiesz czym jest irie... - Wróć! Czasem zapominał, że nazwy roślin różnią się zupełnie od tego jak nazywają je zwykli chłopi, dlatego szybko się poprawił, a jego słowa ruszyły innym torem. - Znasz taką roślinę, co ma trzy liście, na górze czerwoną kulkę i rośnie przy krzewach. - Dziewczyna od razu pokraśniała, zadowolona, że jednak zrozumiała co do niej mówi szanowny, wielki, światły człowiek. Potrząsnęła pyszczkiem na potwierdzenie i słuchała dalej.
- Zerwiesz dziesięć listków, zmielesz i zalejesz gorącą wodą. Odczekaj pół dnia i potem wcieraj po trochu przez parę dni. To wszystko. - I tak własnie wyglądała praca naszego bohatera. Na dziś jednak był już koniec i mógł w spokoju zarządzić fajrant. Drzwi do izby się zamknęły i nikt już go nie niepokoił. Starszy mężczyzna westchnął raz jeszcze, po czym ułożył się wygodniej na swym posłanku. Praca dla ludu skończyła się, jednak teraz miał do wykonania zadania daleko wykraczające poza pojęcie zwykłego człowieka. Czas zatrzymał się...
CDN.