Kowal był niepewny tego co robi, więc Villemo musiała przejąć sprawy w swoje ręce.
- Jestem zmęczona - powiedziała głośno.
- Chcę iść do pokoju - zrobiła smutną minę, zmęczonej, biednej i kruchej kobiety. Nie musiała się bardzo starać. Po kilku dniach drogi, cała trójka była brudna i zmęczona. Mieli brudne ubrania, włosy, płaszcze były całe od błota. Dziewczynka śpiąca na ramieniu Gerald była blada i miała sińce pod oczami. Cała trójka wyglądała na wykończonych.
- Ja się państwem zajmę - nagle do uszu "rodziny", dobiegł delikatny, kobiecy, wręcz słodki głos. Vi odwróciła się w jego stronę. Z zaplecza karczmy wyszła nagle szczuplutka, młoda dziewczyna, o lichych, jasnych włosach, zaplecionych w warkocz. Wycierała właśnie dłonie w brudny, szary fartuch. Miała podłużną, chuda twarz, kościste dłonie i niezwykle szczupła talię. Jednak to co przykuwało uwagę, to jej uśmiech. Młoda kobieta miała nieco żółte zęby, ale to nie przeszkadzało, by uśmiechała się do nich szeroko i szczerze. Widać było po niej, że całe życie ciężko pracuje, ale też z daleka biła od niej życzliwość.
- Przepraszam za męża, on... jest już zmęczony - powiedziała delikatnie. Gruby karczmarz mruknął coś tylko i usiadł na swoim zydelku za kontuarem. Wyglądał na znacznie starszego od dziewczyny, choć to może ona wyglądała tak młodo? Vi nie była w stanie tego ocenić. Dziewczyna weszła na chwilę za kontuar i zaczęła szukać dla nowych gości klucza.
- Oo, ten będzie dobry - uśmiechnęła się.
- Ale my już mamy pokój - odparła demonica.
- Och, mogę zobaczyć - szarowłosa wyciągnęła dłoń po klucz, Vi podała mu go. Dziewczyna spojrzała na zawieszony przy kluczu numerek.
- Oj, ten nie. Grand, państwo są z dzieckiem, nie możesz dawać im tego pokoju - kobieta oddała klucz mężowi, który znów coś tylko mruknął. Wyglądało na to, że nie jest zmęczony, tylko po prostu pijany.
- Jeszcze raz przepraszam, dam państwu inny pokój. Proszę, proszę - wyszła zza kontuaru i zaczęła ich prowadzić - pokaże państwu.
Szarowłosa, bo tak już w myślach nazywała ja Vi, chwyciła za duży świecznik, który stał na kontuarze i poprowadziła rodzinę schodami na górę. Przeszli przez długi korytarz, do samego jego końca, gdzie znajdowały się drzwi. Kobieta otworzyła je i wpuściła całą trójkę do pokoju.
Karczmarka natychmiast po wejściu zapaliła wszystkie świecie jakie znajdowały się w pomieszczeniu. Oczom kowala i Nemorianki ukazała się bardzo schludna, dość duża, drewniana izba. Na przeciw drzwi znajdowały się dwa duże okna, które gospodyni natychmiast zasłoniła, ciemnogranatowymi kotarami. Drewniana podłoga była doskonale pozamiatana i wyszorowana. Okna, nim zostały zasłonięte, aż lśniły w blasku zapalonych świec. Pokój był tak wysprzątany, że Villemo, aż nie mogła w to uwierzyć. W lewym kącie pokoju, niedaleko okna, przysunięte do ściany, stało duże, drewniane łoże, w tej chwili bez pościeli, a obok niego, spora, rzeźbiona,
drewniana kołyska. Nomorianka widząc to poczuła ulgę. W końcu jej dziecko będzie mogło się wyspać i odpocząć. Na prawo od drzwi stały dwa, wielkie, drewniane kufry, w których podróżni mogli rozłożyć swoje ubrania. Dalej znajdował się stół i cztery krzesła. Na ścianach wisiały półki, na który stały, teraz już zapalone świece. Wyglądało na to, że są one zamontowane specjalnie po to, by zapalone świece ładnie oświetlały pomieszczenie. Pomiędzy kołyską, a łóżkiem stał drewniany, malutki stolik, na którym również, w tej chwili znajdowała się zapalona, gruba świeca.
- Zaraz państwu pościele - odezwała się Szarowłosa - i przyniosę strawę.
- Zapewne chcą się państwo umyć. Zajmę się tym. O tam, w rogu - wskazała prawy kąt pokoju - jest balia, miska, dzban i lustro.
Dopiero teraz Vi dostrzegła, że faktycznie lewa strona pokoju, sam kąt jest urządzony jakby na kształt łaźni, a od reszty pokoju oddziela go drewniany, rzeźbiony parawan. Faktycznie stała tam drewniana balia, stojak z miską, dzbanem i lustro zawieszone na ścianie.
- Pójdę po pościel - świadczyła gospodyni i wyszła. Jednak nim Vi i kowal zdążyli się "rozgościć", Szarowłosa była już z powrotem, w dodatku nie sama.
Do pokoju weszła karczmarka, jej mąż i mniej więcej trzynastoletnia dziewczynka. Karczmarka niosła na rękach białe, świeżo wykrochmalone pościele. Za nią szedł jej mąż, niosąc poduszki i pierzyny, a dalej dziewczynka. Wysoka, jasnowłosa, o chudej twarzy, kropla, w krople podobna do karczmarki. To musiała być jej córka. Najmłodsza niosła tacę z jedzeniem, od razu udała się do stołu i postawiła tam wszystko to co przyniosła. Była duża miska z gęstą zupą. Świeży, pachnący chleb, kozi ser, pokrojone w plastry pieczone mięso, pomidory, dwie kolby gotowanej kukurydzy, masło i dzban z winem. Dziewczynka rozłożyła wszystko na stole, po czym zniknęła za drzwiami pokoju, by po chwili wrócić z drugą tacą. Tym razem przyniosła im dzban z mlekiem, trzy drewniane kubki, drewniane sztućce i dwie puste miseczki. Z jedzenia natomiast, dziewczynka doniosła jeszcze trzy jabłka, kubeczek z borówkami, gotowane mięso, które było chyba wyjęte z rosołu, bo wokół niego na talerzu znajdowały się też gotowane marchewki. Była też pasta rybna, zrobiona ze gotowanej ryby, masła i soli. Wyglądało na to, że przyniesiono i te potrawy, które karczmarka zrobiła z tego co zostało z całego dnia. Vi patrząc na stół pełen jedzenia, aż sama poczuła się głodna, w tej chwili, po takiej podróży to była ogromna uczta.
W czasie kiedy dziewczynka przynosiła jedzenie, jej rodzice zajęli się ścieleniem łoża i kołyski. Tak właściwie to zajęła się tym tylko Szarowłosa, jej mąż, przyniósł jedynie wszystko co było potrzebne i zniknął. Gospodyni pościeliła łoże dla małżeństwa, Gruby, miękki siennik nakryła miękkim kocem z owczej wełny, a na niego zarzuciła, śnieżnobiałe, pachnące prześcieradło. Dużą, puchata pierzynę, zrobioną z gęsiego puchu, włożyła w białą poszewkę, która na górze miała
wyhaftowane czerwone drobne kwiatki, a wokół nich zielone listka. Podobnie wyglądały dwie poduszki, też były haftowane, w dodatku na brzegach miały szerokie,
białe falbany. Pościel, którą karczmarka założyła dla dziecka i włożyła do kołyski, była jeszcze piękniejsza. Ta miała wyhaftowane na poduszeczce i małej pierzynce, fioletowe kwiatki, które Villemo przypominały
kwitnące bzy. Nemorianka była urzeczona tym jak gospodyni ich ugościła. Dawno nie czuła się tak dobrze. kiedy Szarowłosa chciała przygotować kąpiel Vi delikatnie odmówiła. Nie miała siły na leżenie w balii. Poprosiła tylko od dwie misy z ciepłą wodą, żeby ona, kowal i Raia mogli się umyć. Karczmarka, wyszła z pokoju, poszła zapewne grzać wodę dla gości. W tym czasie Vi i kowal zostali sami. Nemorianka odebrała od Gerlada Raię. Położyła ją na łóżku, rozebrała, namoczyła kawałek białej szmatki, którą znalazła wiszącą na balii, w zimnej wodzie z dzbana, który stał pod lustrem i obmyła malutka dziewczynkę. Umyła jej pyszczek, rączki i nóżki. Nie chciała by maleństwo spało w czystej pościeli brudne. Potem założyła córeczce koszulę, którą woziła ze sobą i która kryła się w jukach Shiry. A na koniec włożyła maleństwo do kołyski. Położyła jej małą główkę na poduszce i przykryła ja pierzyną. Pochylona nad dzieckiem nie mogła przestać się uśmiechać.
- Moje maleństwo... - powiedziała cicho odgarniając czarne loki z czoła Rai.
- Śpij, jesteś bezpieczna. Mama Cię chroni.