Strona 1 z 1
Rozpadający się fort
: Pon Paź 14, 2013 10:13 pm
autor: Calvari
-Parszywa gnido!!
Poszukiwacz przygód zamachnął się mocno kończąc życie wściekłego przerośniętego wilka.
Kiedy uzbrojony w znalezioną halabardę przybysz po trudnym pojedynku przebił wnętrzności wygłodniałej bestii, jej krew rozlała się na rzeźbione granitowe płyty tworząc wiele niemalże czarnych, ciepłych strumieni. Strumienie cieczy w jednym momencie zmieniły kierunek niczym pod niesłyszalną komendą aby potoczyć się w dół wykrzywionych korzeniami schodów. Miejsce to niegdyś tętniące życiem obróciło się bezpowrotnie w zimną samotnię. Podczas gdy wędrowiec opatrywał swoje rany, słońce powoli ledwo zauważalnie zbliżało się do linii odległego horyzontu barwiąc niebo na coraz ciemniejsze odcienie czerwieni. Późna pora zapewne może wydać się wystarczającym argumentem na szukanie schronienia pośród ścian martwej fortecy, jednak o wiele bardziej niepokojąca była wszechobecna cisza. W miejscu spoczynku wojownika nie rozchodził się absolutnie żaden odgłos. Zjawisko to zdawało się wywierać na odbiorcy nieznośny stres połączony z wrażeniem bycia obserwowanym. Jednak nie było to tylko przeczucie, gdyż spośród zacienionych wrót rzeczywiście wpatrywała się w poszukiwacza jakaś obecność. Ciało zdrętwiałego ze strachu śmiertelnika powoli uniosło się do góry na wysokość półtora metra jakby zawisł na niewidzialnej linie. Z gardła przerażonego człowieka wydostał się krótki, donośny krzyk stopniowo przekształcony w niezrozumiały zachrypnięty bełkot.. Już po chwili znów panowała cisza a nad pozbawionym przytomności nieszczęśnikiem zawisnął cień poszarpanej wiatrem sylwetki upiora.
Re: Rozpadający się fort
: Wto Paź 15, 2013 11:06 am
autor: Elsker
Trudno wyrazić, jak bardzo zmęczona była elfka po przekroczeniu granic tajemniczej krainy, zwanej Alarania. Nie wiedziała dokładnie, dokąd się udać w poszukiwaniu przygód. Znudziło jej się mieszkanie w ciemnej jaskini i czekanie na towarzystwo, którego od jakiegoś czasu bardzo potrzebowała. Po raz pierwszy od dawien dawna czuła, że czyjaś obecność byłaby dla niej pokrzepiająca. Liczyła, że w Opuszczonym Królestwie, krainie dziwnej i niezbadanej przez istoty ziemskie, znajdzie się ktoś godzien jej bytności. Podróżowała razem z koniem, jako że jakiś czas temu wypożyczyła go za niewielką sumę- nie wiedziała jednak, kiedy go zwróci. Koń powoli przyzwyczajał się do niej, nawet ruszał wesoło ogonem, gdy Elsker głaskała go za uchem. Postanowiła jeszcze się z nim nie rozstawać...
Znalazłszy się na terenie Opuszczonego Królestwa, poczęła rozglądać się za czymś, co świadczyłoby o życiu w tym miejscu, lecz na próżno. Wokół nie było żywej duszy. Miała już zawracać, gdy usłyszała jakieś odgłosy i wtem ujrzała przestraszonego człowieka, rzucającego się wte i wewte, jakby go kto ogniem przypalał. W pierwszej chwili chciała podejść bliżej, ale uznała, że powinna się poprzyglądać całej sytuacji z pewnej odległości. Można powiedzieć, że bała się ludzi, a nie chciała ryzykować. Przycupnęła pod krzewem, z którego zerwała trochę malin dla siebie. Z torby wyciągnęła kostkę cukru i poczęstowała nim konia, który odwdzięczył się donośnym rżeniem. Ach, no tak, jej kryjówka została właśnie odkryta, ale nie miała żalu do czworonoga. Zapobiegawczo sięgnęła po sztylet.
Re: Rozpadający się fort
: Wto Paź 15, 2013 11:02 pm
autor: Calvari
Elfka sięgnęła po nóż a gdy ponownie zwróciła swe spojrzenie w kierunku podejrzliwie wykręcającego się z bólu wędrowca okazało się że jego ciało znajdowało się teraz ponad cztery stopy nad ziemią, zdrętwiałe niczym pozbawione życia. Zawinięte w dziurawe rękawice dłonie stopniowo rozluźniły chwyt upuszczając ciężką halabardę, której metaliczny stukot odbił się po murach czterokrotnym echem. Korpus poszukiwacza przygód obracał się teraz powoli niczym wisząca na nitce zabawka służąca do usypiania dzieci. Tuż obok nieszczęśnika swobodnie lewitował tym razem wyraźnie już widoczny upiór. Szaro-blada sylwetka sprawiała wrażenie bezgranicznie pogrążonej w procesie znęcania się nad śmiertelnikiem do czasu gdy przez ciszę przebiło się donośne końskie drżenie.
Nieumarły w powolnym tempie zsunął swe kościste palce z szyi nieszczęśnika wykonując przy tym arystokratyczny gest przypominający poprawienie zsuwających się rękawów, by po chwili obrócić się do źródła dźwięku niemal nie zmieniając przy tym swojej pozycji.
Po czterech minutach bezruchu nowo przybyła doświadczać zaczęła subtelnych halucynacji połączonych z delikatnym stresem co jednak nie miało na nią dużego wpływu jako że miała szczególnie silną wolę.Wtedy właśnie w umyśle wojowniczki rozległ się uprzejmy wręcz podejrzanie ciepły głos:
-Wiem że tu jesteś... Ukrywasz się choć się nie boisz... Bardzo interesujące...
Re: Rozpadający się fort
: Śro Paź 16, 2013 11:41 am
autor: Elsker
Elsker nie wierzyła w duchy. A jednak po owych krótkich halucynacjach oraz głosie w jej głowie, była pewna, że czai się tu jakaś zjawa. Cóż mogła zrobić, nie znała się na duchach, ani tym podobnych widziadłach, była za to urodzoną wojowniczką. Miała przeczucie, że nie przyda jej się ani jej ukochany miecz, ani tym bardziej lichy sztylecik. Włożyła do kieszonki nóż i nasłuchiwała. Obraz dręczonego śmiertelnika zaniepokoił ją na tyle, że podeszła bliżej i wówczas ujrzała unoszący się cień. Czyżby była świadkiem przejmowania przez zjawę ciała? Wolała nie atakować pierwsza, najwyżej ucieknie, gdzie pieprz rośnie - trudno. Z unoszącymi się plamami wolała nie zadzierać, niewiele o nich wiedziała.
- Ej ty! Coś za jeden? - krzyknęła zaniepokojona w stronę zjawy. Nie liczyła, że odpowie, jednocześnie starała się ze wszystkich sił ograniczyć drżenie nóg.
Re: Rozpadający się fort
: Śro Paź 16, 2013 4:31 pm
autor: Calvari
I oto na świeżo zakrwawionych schodach, przed wyraźnie zdziwionym widmem w pozycji gotowości choć niezupełnie pewnie stanęła mroczna elfka. Nieumarły co prawda potrafił wykryć źródło ciepłego, wciąż funkcjonującego życia jednak po raz pierwszy miał on do czynienia z tak zagadkową odmianą elfa. Ciemna karnacja delikatnego odcienia szarości nie była często spotykaną cechą u humanoidów a zdecydowanie żaden z poprzednio widywanych gatunków nie posiadał w oczach czerwonego blasku, który połyskiwał wyraźnie spod ciemnych prostych włosów. Dla Calvariego było to dziwne jednak najbardziej zainteresowała go pewna ledwo dostrzegalna anomalia. Głęboko w sercu nowo napotkanej obecności upiorowi wydało się, iż widzi cząstkę nieokreślonej ciemności. Kimkolwiek była ta wojowniczka, najwyraźniej miała sporo rzeczy na sumieniu.
Przez ponad dziesięć minut mrożące, martwe spojrzenie w milczeniu skanowało Elsker od góry... do dołu... i znowu do góry... i znowu do dołu. W międzyczasie spod drzew okrywających pobliską ścieżkę wyłoniły się dwie bardzo dostojnie ubrane sylwetki. Kapłan dzierżący w dłoniach pozłacany leksykon ubrany był w ascetyczną szatę podobną do tych które noszą inkwizytorzy natomiast twarz jego przysłonięta była czymś w rodzaju ozdobnej przyłbicy. Tuż za nim z głową posłusznie spuszczoną w dół szedł najwyraźniej świeżo święcony zakonny rycerz, jednak nie nosił on na sobie żadnych symboli świadczących o jakiejkolwiek przynależności. Jego ręce spoczywały na długim obosiecznym mieczu którym to podpierał się co drugi krok. W odległości około pięciuset metrów dwójka ta wyraźnie skierowała się w stronę opuszczonego fortu
Re: Rozpadający się fort
: Nie Paź 27, 2013 9:05 am
autor: Elsker
Mroczna elfka stanęła jak wryta na środku ścieżki, wyglądając, jak przestraszona szara mysz. Nim kątem oka dostrzegła dwójkę dodatkowych towarzyszy, poczuła, że ostre zimno przenika ją do szpiku kości. Mimo w miarę łagodnej pogody, nagle zrobiło jej się bardzo zimno. Zjawa patrzyła na nią swoim przerażającym wzrokiem, świdrując przy tym oczami na wszystkie strony. Elsker poniewczasie zrozumiała, że na tej ziemi jest intruzem, jednak zanim przyszło jej do głowy danie drapaka, w jej głowie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Zjawa, nadal wpatrując się przenikliwie, wydała telepatycznie komendę: "Nie ruszaj się stąd!". Elfkę w oka mgnieniu opuściła wrodzona odwaga i spokój. "Daj mi spokój!", wykrzyknęła w myślach coraz bardziej poruszona.
Niecodzienne spotkanie przerwało pojawienie się dwóch towarzyszy. Kapłan wyglądał w oczach Elsker, jak wielki czarnoksiężnik. Pierwszy raz miała styczność z kimś, kto wydał jej się ważny i dostojny. Na co dzień przecież przebywała w dziczy, wśród zwierząt, niekiedy też trafiał się jakiś człowiek. Ludzie przeważnie byli bardzo skorzy do rozmówek, a tego niekiedy nawet aspołeczna wojowniczka niezwykle potrzebowała. Na drugiego towarzysza nie zwróciła uwagi. Zbliżali się do opuszczonego fortu z podniesionymi głowami. Wymówili coś w jej kierunku, jednak nie dosłyszała - z nadmiaru emocji wyłączyło jej się logiczne myślenie, straciła też kontakt z rzeczywistością, pochłaniając się w świecie swoich wyobrażeń i iluzji. Odwróciła się w stronę przybyszy i, chcąc coś wymówić, podniosła dłoń, w celu powitania...
Re: Rozpadający się fort
: Nie Paź 27, 2013 10:37 am
autor: Calvari
-Hej, ty! To nie jest miejsce dla włóczęgi, nie powinno cię tutaj być!- Zachrypniętym niskim głosem oznajmił krzyżowiec wskazując na Elsker uniesionym mieczem dwuręcznym. Ciężkie okute buty trzeszczały donośnie gdy ten mozolnie wspinał się po starożytnych schodach splamionych zakrzepłą już wilczą krwią. Wkrótce jego oczom ukazał się co najmniej podejrzany widok mrocznej elfki kołyszącej się w czymś w rodzaju halucynacyjnego transu na przeciwko wciąż unoszonego niewidzialną siłą nieprzytomnego poszukiwacza przygód. Scena ta mogła teraz być z łatwością interpretowana jako praktykowanie zakazanych sztuk przez odurzoną czarownicę toteż początkowo czysto neutralne nastawienie rycerza przekształciło się we wrogie poczucie obowiązku tępienia czarnej magii. Święcone ostrze błysnęło w świetle zachodzącego słońca, już miało zatopić się w odsłoniętych plecach przerażonej kobiety gdy niespodziewanie...
-Ty niedoszkolony zakuty głupcze!- Stare dłonie inkwizytora błyskawicznie schwytały uniesione przedramię dryblasa zatrzymując cios z użyciem siły której nikt nigdy nie spodziewałby się po osobie tak zaawansowanego wieku.
-Jeśli wciąż będziesz tak bezmyślnie zbliżał się do oznak czarnej magii bez jednoznacznej zgody kapłana to osobiście skrócę cię o głowę twoim własnym mieczem!- Po tych słowach zakonnik dysząc jeszcze z poddenerwowania wyciągnął spod sukna malutkie miedziane kadzidło wypełnione nieznanymi nikomu ziołami. Z pozłacanych, ozdobnych otworów przypominających otwarte smocze szczęki w bardzo powolnym rytmie huśtanego łańcucha wznosił się gęsty nieprzeźroczyście czarny dym. W ten, jak w podmuchu nieodczuwalnego wiatru ciemne obłoki przesunęły się w kierunku lewitującego ciała gdzie to szybko przebarwiły się na kolor głębokiego fioletu. Z reakcji duchownych odczytać można było, iż nie jest to dobry znak jednak zanim zdołali oni cokolwiek zrobić grobową ciszę przerwał świst.
Przedtem spokojnie leząca halabarda poderwała się błyskawicznie po czym równie szybko wylądowała ostrzem głęboko w biodrze mnicha zrzucając go jednocześnie w dół kamiennych schodów. Cokolwiek trzymało Elsker w paranormalnych kleszczach stało się już zbyt słabe na podtrzymywanie chwytu dając jej już całkowitą swobodę. Jej spojrzenie padło teraz na sylwetkę poszukiwacza przygód który o dziwo stał teraz na własnych nogach i spokojnym marszem zszedł z pola widzenia. (z/t)