[Okolice miasta] Kamień głupców
: Pią Paź 11, 2013 7:11 pm
Phelan podążał za „Leśną Panią”, nie licząc przebytej odległości i straconego czasu. Zapominając kompletnie o ważnej misji, o przyjaciołach oraz całym bożym świecie. Ważne było to , że przed, nim szła istota stawiana przez elfy na równi z bogami, reszta nie miała znaczenia. Młodzieniec nie mógł odrywać wzroku od pięknego widziadła, a to wyprowadzało go coraz dalej od starych kompanów. Niebieskowłosy w miarę upływu czasu stracił prawie wszystkie siły, coraz częściej przystawał, potykał się i tracił równowagę, po czym w efektowny sposób upadał jak długi. A upadał tylko po, to by za chwilę zerwać i podążać dalej za „boginią”. W końcu poczuł, że zamiast nóg ma dwie grudy z brązu, upadł na klęczki skrajnie wyczerpany. Ledwo łapiąc oddech, powiedział:
-Pa… pani… proszę… odpocznijmy chwilkę… nie mam… nie mam siły już iść.
Zjawa odwróciła się do szermierza i posłała mu dziwne spojrzenie. Dziwne to najtrafniejsze określenie, bo nigdy przedtem elf nie widział takiego smutku pomieszanego z bólem. Kobieta, jeżeli można ją tak nazwać, podeszła do długouchego, przyjrzała mu się ostatni raz i znikła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Jedyne, co pozostało po tej nie zwykłej istocie to polne kwiaty, które wyrosły tam, gdzie stała. Po tym jak czar prysł, a młodzieniec mimowolnie usiadł na trawie. Po chwili poczuł wielkie zmęczenie, tak jakby nie spał kilka dni. Nie myślał o niczym innym, tylko o śnie i odpoczynku. Usiadł pod drzewem i zasnął.
Obudził go chłód poranka, Phelan otworzył oczy i ziewnął. Objął sennym wzrokiem najbliższe otoczenie. Wszędzie rosły najróżniejszej maści drzewa i krzaki, miękki mech obejmował podłoże, jedynym elementem, jakby niepasującym do otoczenia były drobne kwiaty o białych płatkach. Przyglądać się, im, młodzieniec poczuł dziwny dreszcz. Wszystko sobie przypomniał. Początek podróży, uratowanie przez Dalayię, później postaci Akkatosha i Lendanisa, walkę z bandytami, a na końcu „Leśną Panią”. Nie mógł jednak przywołać wspomnień dotyczących wędrówki, do miejsca, w którym obecnie się znajdował. Nie potrafił określić odległości, jaką go dzieli od przyjaciół ani, ile czasu stracił na uganianie się za dziwną istotą. Nie wiedział nawet, jaki był dzień tygodnia, to samo tyczyło się miejsca pobytu. Jedno jednak było pewne, długouchy był głodny, bardzo głodny. Wstał powoli, mięśnie bolały go niemiłosiernie, zauważył, że chyba ma zakwasy. Ten fakt zdziwił go najbardziej oraz dał mu do myślenia. Od, kiedy został strażnikiem, ćwiczył regularnie, nawet po skończeniu służby, więc nie miał z bólem mięsni. Naprawdę ciężkie i długotrwałe ćwiczenia sprawiały u niebieskowłosego problemy z ruszaniem się, a to mogło znaczyć, że był pod działaniem czaru dłużej niż, jak przypuszczał, kilka godzin. Phelan schylił się delikatnie po swoją torbę podróżną, która leżała kilka metrów od miejsca, w którym spał. Po tym jak zajrzał do wnętrzna przedmiotu, serce młodzieńca zamarło. W środku bagażu było wszystko prócz… Innisa. Elf poczuł jak serce podchodzi mu do gardła, nie wierzył w to , co widział.
- Nie to niemożliwe… nie mogłem go zgubić. Gdzieś tu jest na pewno. – wymamrotał sam do siebie.
Rozejrzał się dookoła i wykrzyknął kilka razy imię pupila. Stał w napięciu nasłuchując, z daleka dało się słyszeć odgłos zbliżającego się zwierzęcia. Nie był to jednak Innis, a coś znacznie większego…
-Pa… pani… proszę… odpocznijmy chwilkę… nie mam… nie mam siły już iść.
Zjawa odwróciła się do szermierza i posłała mu dziwne spojrzenie. Dziwne to najtrafniejsze określenie, bo nigdy przedtem elf nie widział takiego smutku pomieszanego z bólem. Kobieta, jeżeli można ją tak nazwać, podeszła do długouchego, przyjrzała mu się ostatni raz i znikła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Jedyne, co pozostało po tej nie zwykłej istocie to polne kwiaty, które wyrosły tam, gdzie stała. Po tym jak czar prysł, a młodzieniec mimowolnie usiadł na trawie. Po chwili poczuł wielkie zmęczenie, tak jakby nie spał kilka dni. Nie myślał o niczym innym, tylko o śnie i odpoczynku. Usiadł pod drzewem i zasnął.
Obudził go chłód poranka, Phelan otworzył oczy i ziewnął. Objął sennym wzrokiem najbliższe otoczenie. Wszędzie rosły najróżniejszej maści drzewa i krzaki, miękki mech obejmował podłoże, jedynym elementem, jakby niepasującym do otoczenia były drobne kwiaty o białych płatkach. Przyglądać się, im, młodzieniec poczuł dziwny dreszcz. Wszystko sobie przypomniał. Początek podróży, uratowanie przez Dalayię, później postaci Akkatosha i Lendanisa, walkę z bandytami, a na końcu „Leśną Panią”. Nie mógł jednak przywołać wspomnień dotyczących wędrówki, do miejsca, w którym obecnie się znajdował. Nie potrafił określić odległości, jaką go dzieli od przyjaciół ani, ile czasu stracił na uganianie się za dziwną istotą. Nie wiedział nawet, jaki był dzień tygodnia, to samo tyczyło się miejsca pobytu. Jedno jednak było pewne, długouchy był głodny, bardzo głodny. Wstał powoli, mięśnie bolały go niemiłosiernie, zauważył, że chyba ma zakwasy. Ten fakt zdziwił go najbardziej oraz dał mu do myślenia. Od, kiedy został strażnikiem, ćwiczył regularnie, nawet po skończeniu służby, więc nie miał z bólem mięsni. Naprawdę ciężkie i długotrwałe ćwiczenia sprawiały u niebieskowłosego problemy z ruszaniem się, a to mogło znaczyć, że był pod działaniem czaru dłużej niż, jak przypuszczał, kilka godzin. Phelan schylił się delikatnie po swoją torbę podróżną, która leżała kilka metrów od miejsca, w którym spał. Po tym jak zajrzał do wnętrzna przedmiotu, serce młodzieńca zamarło. W środku bagażu było wszystko prócz… Innisa. Elf poczuł jak serce podchodzi mu do gardła, nie wierzył w to , co widział.
- Nie to niemożliwe… nie mogłem go zgubić. Gdzieś tu jest na pewno. – wymamrotał sam do siebie.
Rozejrzał się dookoła i wykrzyknął kilka razy imię pupila. Stał w napięciu nasłuchując, z daleka dało się słyszeć odgłos zbliżającego się zwierzęcia. Nie był to jednak Innis, a coś znacznie większego…