Dwór AnapsecheteTowarzystwo w modrzewiowym dworze.

Wielkie dworzyszcze, zdecydowanie zbyt wielkie dla jednej osoby - a jednak tylko ona jedna tu mieszka. Wzniesione na szczycie wzgórza Uteri, skąd z jednej strony rozciąga się widok na błękitną panoramę miasta Efne, a z drugiej - na rozległe, tętniące dziką magią pustkowia Pustyni Nanher. Dwór ów został zbudowany z modrzewiowego drewna, przy pomocy magii i pracy nieumarłych sług. Srebrzysty dach dworzyszcza skrzy się w świetle niczym drogocenny klejnot, przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi z dołu. Pod budynkiem znajduje się cały rozległy system piwnic, komór, korytarzy, a w nich - skarbiec, nieduży loszek i krypty, gdzie swoje schronienie ma rzesza służących Pani Anapsechete ożywieńców.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Towarzystwo w modrzewiowym dworze.

Post autor: Ana »

Lato dobiegało końca. Choć za dnia bywało jeszcze ciepło, nawet upalnie, to jednak upały te nie były już takie... takie prawdziwe, przekonujące, jak te dwa czy trzy miesiące temu. Miały w sobie raczej jakiś rozpaczliwy odcień powolnego umierania, ostatniego tańca przed śmiercią. Poranki i wieczory były już zupełnie chłodne, a kładąc się zimną rosą na zielonych trawach porastających wzgórza zapowiadały niebawem mające już nadejść pierwsze mrozy.

Czarodziejka Anapsechete, rozstrojona psychicznie od czasu gdy jej dom w dziwnych okolicznościach nawiedził, a później w atmosferze wrogości i pogardy opuścił niejaki Dyffryn, dla uspokojenia nerwów wędrowała po wzgórzach całymi dniami. Wystawiała swą bladą twarz do słońca, łapczywie chwytając jego ostatnie promienie.

Tego dnia również robiła to samo, aż do późnego popołudnia, kiedy to cień, duży, ciemny, wilgotny, zasłał dolinę u stóp wzgórza Uteri, potem miękko otulił drzewo, pod którym spała od lat córeczka Any i pomału wspiął się aż drzwi jej dworu. Wtedy nekromantka wróciła do domu, zjadła samotnie kolację, podaną przez milczącą, martwą służącą, przez chwilę poczytała coś... i znowu wyszła. Te wędrówki, owszem, uspokajały ją, ale to nie wszystko.

Anapsechete od paru tygodni gościła w swoim dworze pewnego mężczyznę. Zrodził się między nimi jakiś dziwny, niepisany i nienazwany nawet słowem układ. Część czasu spędzali razem, ale żadne z nich nie siedziało drugiemu bez przerwy na głowie - czegoś takiego Ana z pewnością by nie zniosła. Często bywało tak, że nie widzieli się przez wiele godzin, chadzali swoimi ścieżkami, nawet posiłki jadali oddzielnie, o różnych porach - tak jak dzisiaj. Żadnemu z nich jednak chyba to nie przeszkadzało. Chwile, które za to spędzali później w swoim towarzystwie swą intensywnością rekompensowały to wszystko zupełnie. Vaxen - bo tak się nazywał ów gość - otrzymał do swojej dyspozycji komnatę, z której okna widać było w oddali pustynię. Często jednak zdarzało mu się sypiać w innym pokoju, skąd rozciągał się widok na błękitne miasto Efne, i budzić się u boku kobiety o fiołkowych oczach.

Chłód padł już na łagodnie zieleniejące szczyty, powietrze zrobiło się wręcz zimne i kłujące. U stóp wzgórza czernił się las, a nad nim snuły się leniwie mgły, zmieszane z paroma pasmami sinego dymu - w dolinie było kilka chat, sterczących samotnie wśród pól nieopodal boru.

Tam właśnie zmierzała czarodziejka. Tam spodziewała się go spotkać.

W jej ruchach znać było niecierpliwość. Turkusowe loki powiewały na wietrze, co chwilę przesłaniając oblicze kobiety, zastygłe w dziwnej zadumie i skupieniu. Czarna suknia, w którą była odziana, wlokła się po lodowatej rosie, ciemną sylwetą odcinając się od tych mgieł, które jak gęsto tkany welon opadły na dolinę.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Przebywał tu już od kilku dni. Jednak czuł się, jakby ktoś odebrał mu wolną wolę. Był otępiały, snuł się po wszystkich pomieszczeniach i kątach. Najwięcej czasu spędzał w podziemiach, gdzie wilgotne, zatęchłe i zimne powietrze dawało pewnego rodzaju rozkosz i ukojenie. To nie było zwykłe przebywanie. Vaxen odwiedzał lochy by kontemplować. Analizował wszystko. Od początku aż do chwili obecnej. W międzyczasie odbywał relaksujące sparingi z ożywieńcami pałętającymi się po korytarzach i kryptach pod dworem.

        Powód wizyty Vaxena nie był nawet jemu znany. Nie pamiętał jak się tu znalazł. Inna sprawa, że postanowił tu pozostać nie ze względu na swoje przemyślenia, acz z powodu mieszkanki owego pałacu. Była bowiem wprost niezwykłą kobietą. Była wyjątkowa. Niespotykana. Piękna. Nie spędzali wprawdzie ze sobą zbyt wiele czasu, jednak nie przeszkadzało im to późnymi wieczorami w sypialni Any. I choć Vaxen chętnie poznałby bliżej swego gospodarza, nigdy nie miał okazji albo odwagi aby o to poprosić. Więc nie wychylał się, starał się nie wchodzić w drogę pannie o oczach niczym fiołki. Czy to przez jej aurę, którą niespecjalnie starała się ukrywać, czy to przez hordy nieumarłych, których Vax nienawidzi, chodzących po podziemiach... Trudno stwierdzić. Było po prostu w niej coś nieuchwytnego. Pociągającego, a jednocześnie przerażającego. Upadły podświadomie czuł niebezpieczeństwo, od którego powinien uciekać, a jednocześnie miał coraz większą ochotę iść do komnat Anapsechety mając nadzieję, że spotka ją tam ponownie, jak gdy bywał już z nią tam sam na sam.

        Siedział pod drzewem tuż przy ścieżce do małej wioski. Cień gruszy dawał schronienie przed wczesnojesiennym słońcem. I mimo pory dnia, było dość chłodno. Vaxenowi było na prawdę zimno w samym płaszczu. Nie zamierzał jednak wracać. Za wcześnie. Wróci dopiero około północy, gdy będzie pewny, iż czarodziejka będzie spać. Vaxen więc obserwował po prostu ludzi przechadzających się między chatkami. Obserwował jak istoty gorsze od niego znajdowały sens w życiu. Jak nieustępliwie starały się osiągać najmniejsze cele: wrócić do domu, zebrać zboże, wypiec chleb. To takie proste.

        "Może powinienem się ustatkować...? - myśl ta przebiegła przez umysł Skrzydlatego, potknęła się, została na chwilę, poodbijała się w jego głowie, po czym natychmiast czmychnęła. I tyle. Vaxen wydobył oba miecze z pochw na plecach, jednym z nich strącił niedojrzały owoc gruszy, aby zatopić oba ostrza w miękkiej ziemi. Zawiał chłodny wiatr. Anioł obserwował swoją broń długo. Co jest w niej takiego specjalnego, iż tylko z jej pomocą jest w stanie cokolwiek zdziałać? Czy nie może pomóc sobie samemu, tak jak kiedyś pomagał wszystkim wkoło?

        Nagle go natchnęło. Nabrał ochoty na spędzenie więcej czasu z turkusowo-włosą dziewczyną. Nie podniósł się jednak z miejsca. Dalej siedział na wilgotnej od rosy ziemi. Na rękojeść prawego oręża Upadłego spadł pierwszy pożółkły liść.
-A więc witaj najmniej lubiana z pór roku. Jesień. Chybia miałem urodziny w jesień. Któż by to spamiętał... - szeptał sam do siebie Vaxen. Wydobył z gruntu prawą klingę i chwycił ją ostrzem w dół. Rozpostarł skrzydła.
-Czas zaczynać... - wyszeptał i zbliżył miecz do nasady opierzonej prawej kończyny. Wtedy właśnie poczuł jej woń. Nie aurę. Zapach. Przyleciał wraz z chłodnym wiatrem dokładnie zza Czarnookiego. Schował skrzydła, acz pozostał z nagim mieczem w dłoni. Dopiero teraz poczuł jej aurę. Aurę, na zapach, na smak której normalnie byłby gotowy zabić. Ale nie tym razem. Serce zadrżało. Odwrócił się i ujrzał Anę zmierzającą ścieżką w kierunku wioski. Odetchnął.

        Vaxen poczuł się spragniony, a ponieważ zostawił swoje rzeczy w pokoju z widokiem na Pustynię Nanher, musiał przeboleć tą niedogodność. Pustynia... Ile się tam zdarzyło... "Może powinienem znów zapuścić się w komnaty Zatopionego Miasta...? zdązył pomyśleć nim stanęła przed nim nekromantka.
-Dobry wieczór, my lady - rzekł szarmancko uśmiechając się tajemniczo. Wskazał miejsce na trawie obok siebie - Usiądziesz ze mną? - zapytał i podał dziewczynie niedawno strąconą gruszkę.
Ostatnio edytowane przez Darshes 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: ort
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Podmuch zimnego wiatru strącił kilka kolejnych liści, które zatańczyły w powietrzu pomiędzy Vaxenem i nekromantką, by po paru chwilach opaść na wilgotną trawę. Anapsechete przez moment obserwowała w zadumie ich wirujący pląs, nie zwracając jakby uwagi na swojego towarzysza. Zaraz jednak ocknęła się z tego zamyślenia. Skinęła głową na powitanie. Odgarnęła turkusowy obłok loków z twarzy. Wyciągnęła dłoń po podarek, nie usiadła jednak.

- A więc to tu się przede mną kryjesz? - zapytała cicho i łagodnie, mrużąc oczy. Z jej twarzy nie dało się wyczytać ani wieku, ani intencji, z jaką wypowiedziała te słowa, ani zamiarów, z jakimi tu przyszła. - Dlaczego tu siedzisz? Piękniej tu, niż w moim dworze?

Wciąż stała nad nim, a jej suknia łopotała na wietrze jak czarny żagiel. Żagiel okrętu, którym płyną sami umarli. Woń kadzideł i goździkowych perfum pomału przesycała strzępy mgły, jakie otaczały Anę. Nie spuszczając wzroku z Vaxena, kobieta uniosła ku swej twarzy wonną, złocistą gruszkę. Przyjrzała się jej, dotknęła policzkiem jej chropowatej skórki, ugryzła kawałek. Pachniała słodko i tak też smakowała. Kropelka soku popłynęła po wiotkim nadgarstku i smukłych palcach niewiasty, kiedy ta podała nadgryziony owoc siedzącemu u jej stóp mężczyźnie, by i on skosztował.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Nie zdołał wyczytać z głosu i oblicza dziewczyny, w jakim celu tu przybyła. Albo sama nie wiedziała czego tu szuka. Wbił dzierżawione w dłoni ostrze w ziemię obok drugiego i wyciągnął rękę w stronę owocu. Jednak nim dosięgnął gruszki, na włosy Any spadł wściekle zielony liść. Zupełnie nie pasował do swoich pożółkłych, zbrązowiałych lub czerwonych braci. Dłoń Vaxa zmieniła kierunek z gruszki na owy liść. Delikatnie zmiótł go z czubka głowy znajomej i dopiero wtedy sięgnął do delikatnej, smukłej dłoni Any oblanej słodkim sokiem. Podziękował skinieniem głowy.
-Przed nikim się nie kryję. - odpowiedział Brunet i wgryzł się w szorstką skórkę. Miąższ, w przeciwieństwie do zewnętrznej warstwy gruszki, był miękki, wręcz rozpływał się w ustach. Vaxen kontynuował, gdy tylko połknął kawałek. - Może tylko przed samym sobą. - rzekł i podał owoc Nekromantce. Zapach goździków przesycał powietrze odbierając dech w piersiach Upadłego.

        Stali tak oboje nie patrząc na siebie. Jednak z każdą sekundą i z każdym oddechem odurzający zapach Anapsechety coraz bardziej zmuszał Skrzydlatego do spojrzenia na rozmówczynię. Chciał obserwować jej turkusowe włosy opadające kaskadą, niczym wodospad, na ramiona. Chciał podziwiać jej ametystowe oczy tak długo, aż te zaczną w podobny sposób patrzeć na niego. Jednak nie zrobił tego. Powstrzymywał się jeszcze przez kilka milczących sekund przerywanych cichymi westchnieniami jesiennego wiatru. W końcu odwrócił się i napotkał spojrzenie Any. Nie mógł tak pozostać w bezruchu.
-Twój dwór jest piękny. Piękniejszy niż wszystko wokoło. Nie zrozum mnie źle, jednak nie mogę spędzać czasu więcej niż potrzeba w mym własnym pokoju. To przez Pustynię. Ona mnie woła. Wybacz. - postarał się na przyjazny uśmiech obnażając dwa rzędy śnieżnobiałych zębów. Wydobył zza pazuchy maskę i przyjrzał się jej.
-Większość czasu spędzam w podziemiach. - rzekł nie odrywając wzroku od złotego pioruna namalowanego poprzez prawy oczodół. Po kolejnych kilku chwilach schował maskę z powrotem. Nie powinien jej jeszcze zakładać. Jeszcze będzie czas.

        Przeniósł spojrzenie na wioskę. Było późne popołudnie. Teraz poza pragnieniem, Vaxen poczuł również głód. Nie jadł nic od wczesnego rana. Pora obiadu dawno minęła. Nadbiegł kolejny podmuch wiatru, tym razem jednak o wiele zimniejszy, a przez rozmówczynię Anioła przebiegł dreszcz chłodu. Vaxen zdjął płaszcz odkrywając nagi tors. Zarzucił odzienie na ramiona Any. Uśmiechnął się.
-Chodźmy do środka. Tu jest zbyt zimno na spacery. Chyba idzie burza. - spojrzał na wielką, czarną chmurę sunącą leniwie znad Pustyni Nanher. Na myśl o deszczu przypłynęły wszystkie wspomnienia. Oczy Upadłego rozszerzyły się w niemym bólu. Na chwilę zmieniły kolor: z głębokiej czerni na ciepły błękit. Trwało to zaledwie kilka sekund. Po chwili wszystko wróciło do normy.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Roześmiała się krótko, kiedy Upadły oddał jej swój płaszcz. Owinęła się jednak skwapliwie czarną tkaniną.

- Lato minęło. Już nie czas, żeby chodzić tak półnago. Chcesz umrzeć na zapalenie płuc i zasilić moją nieumarłą świtę?

Czasami Any trzymały się takie ponure, nekromanckie żarty... Choć w zasadzie trudno powiedzieć, ile w tym było żartu, ile groźby, a ile nadziei. Czarodziejce przemknęła przez głowę krótka, bardzo króciutka myśl, co by było, gdyby Vaxen faktycznie został w jej dworze na wieczność, zmuszony służyć jej, dopóki wszystkie gwiazdy nie spadną z nieba... Zaraz jednak odegnała te dziwnie kuszące obrazy i ponownie odgryzła kawałeczek wonnego owocu, koniuszkiem języka zlizując spływający po dłoni sok.

- Idźmy więc. Dość tych spacerów na dziś - zgodziła się Ana, pozwalając Vaxenowi wziąć się pod ramię, po czym ruszyli z powrotem w kierunku dworu.

Suknia nekromantki była mokra już do kolan, wieczorna rosa okazała się bezlitosna także dla skórzanych trzewików. Robiło się coraz zimniej, lecz Ana starała się nie zwracać na te drobiazgi uwagi i bawić swojego gościa jak należy.

- Mój dom ma wiele komnat - podjęła, nawiązując do poprzedniego tematu. - Wiesz przecież - szepnęła, przez sekundę dotykając ustami jego ucha - że wystarczy jedno słowo, a natychmiast rozkażę sługom przenieść twoje rzeczy do każdej, której tylko zapragniesz... Co w takim razie robisz w podziemiach? Co masz na myśli, mówiąc o pustyni? A ta maska...? Po cóż ci ona? Pokaż ją, nie zdążyłam się przyjrzeć... Zaraz!

W tym momencie Anapsechete sięgnęła za pazuchę pożyczonego płaszcza, spodziewając się znaleźć tam ową maskę. Choć widziała ją tylko przez moment, bardzo się nią zainteresowała. A teraz pragnęła przypatrzeć się jej dokładnie. Ciekawiło ją też, jak prezentowałaby się na jego twarzy w wątłym blasku gwiazd, w komnacie z łożem o koronkowej pościeli. Chyba miałoby to sobie coś przerażającego. Dziwnego. Obcego. Ale spodobała jej się ta myśl.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Nie zabraniał jej przeglądać swoich rzeczy. Nie znajdzie wśród nich nic specjalnego. Dlatego nie przeszkadzało Vaxowi, gdy Ana sięgnęła po maskę by się jej przyjrzeć. Jednocześnie wstrzymał się z wyjaśnieniami, aby Nekromantka miała czas obejrzeć przedmiot. Zaintrygowało jednak Bruneta spojrzenie dziewczyny. Wyrażało coś więcej niż ciekawość. Anapsechete oczyma wyobraźni kreowała coś, czego Vaxen nie był w stanie dostrzec. Postanowił, iż zapyta ją przy najbliższej okazji.

        Skierowali swe kroki w stronę dworu. Zapadał zmrok, więc rosa stała się wręcz nieznośna. Czarna suknia Any łopotała na wietrze. Była cała mokra. Upadły podniósł znajomą na ręce tak, aby było jej wystarczająco wygodnie. Chciał ją zanieść do sypialni. Powstrzymywał się dzielnie. Nie widział w tym momencie we wzroku Czarodziejki ani cna zakazu. Nie była zaborcza. Dawała się ponieść. Gdy dziewczyna straciła zainteresowanie maską znajdowali się tuż przed wrotami dworzyszcza.
- O lochy nawet nie pytaj. Sam do końca nie potrafię stwierdzić w jakim celu tam przebywam. - odpowiedział wreszcie na poprzednie pytanie. Postawił Anę na ziemi i otworzył wrota puszczając ją przed sobą. Kontynuował po chwili: - Na Pustyni kryje się wielka potęga, którą chcę posiąść. Wtedy... Sam nie wiem. - Nachylił się nad jej ucho - Nie ma jednej takiej komnaty, w której chciałbym spędzać noce. Wszystkie są idealne, gdy znajdujesz się tam ze mną ty. - powiedział to szeptem tak cichym, jakby bał się, iż nieumarli by usłyszeli, co oczywiście było bezpodstawne. Niestety Vaxen żywił do ożywieńców urazę, niechęć, wręcz obrzydzenie. Tak samo niegdyś sądził o nekromantach, szybko jednak zmienił zdanie w dniu, kiedy poznał Anę.

        - Maskę znalazłem niedawno. Nie jest zbyt cenna, postanowiłem ją jednak zachować. Jest dość przerażająca, w przeciwieństwie do mojej twarzy. Może dzięki niej zacznę budzić respekt. - dopowiedział już na głos prowadząc właścicielkę fiołkowych oczu do jej garderoby. Nagle Piekielny coś sobie uświadomił.
- No nie. Wybacz mi, muszę wrócić pod gruszę. Zostawiłem tam swoją broń. Za chwilę wrócę do twoich komnat, my lady. Poczekaj na mnie i zmień suknię. Ta zupełnie przemokła. - ostatnie zdanie wypowiedział ze szczerą czułością i troską, po czym przelotnie pocałował Anapsechete w usta i wybiegł na dwór pozostawiając swój płaszcz na barkach Czarodziejki.

        Była już noc. Na zewnątrz rozpętała się potężna burza. Pioruny raz za razem uderzały w iglice wierz dworu rozbłyskując niebo zimnym, białym światłem. Deszcz falami ulewy uderzał o dachy, glebę i zziębniętego Vaxa. Ten jednak ani na chwilę nie zwolnił kroku, tylko nieprzerwanie gnał pod drzewo. Zastał tam swoje ostrza wbite w ziemię, jednak obok nich ktoś stał. Na początku wydawał się nieznajomy. Skrzydlaty, w tym momencie nieuzbrojony (choć wcale nie bezbronny) zatrzymał się przed mężczyzną. Facet w wieku późno-średnim, pierwsze siwe włosy oklapły od strug deszczu. Zdawał się jakby nie zauważać Czarnookiego, ten jednak niezrażony stanął bliżej. Sylwetka i rysy twarzy upiornie rozświetlane przez błyskawice zaczynały kogoś przypominać.
- To te ostrza sobie kiedyś wykułeś. - mężczyzna powiedział, a jego głosa ledwo przebiły się przez grzmot. Nagle Vaxen uświadomił sobie okropną rzecz: właśnie rozmawia z własnym ojcem, tym samym, którego niegdyś zamordował z zimną krwią. Oczy rozszerzyły się w niemym przerażeniu i przybrały kolor ciepłego błękitu. Nikt jednak nie był w stanie tego zauważyć. - Byłeś wtedy taki dumny ze swych młodzieńczych zdolności. Chciałeś być baronem. Los chciał inaczej - ciągnął swoje słowa upiór. Duch. Cokolwiek, to nie mógł być prawdziwy ojciec Vaxena.

        Upadły stał tak w bezruchu w rzęsistych strugach deszczu. Nie odzywał się, nie był w stanie. Dopiero kroki miękko zapadające w przemokniętą glebę wyrwały go z otępienia. Tym razem usłyszał głos kobiety. Znał ten głos. To była jego matka. Tego głosu by nie pomylił. Tym samym głosem cieszyła się mówiąc Wróciłeś synku, gdy Piekielny czarnym wzrokiem i srebrnymi ostrzami przeszył ją na wylot. Umarła wtedy, był tego pewny. Aura matki, jak i ojca, zniknęła nim ich syn opuścił rodzinny dwór.
- Nie zabierzecie mnie ze sobą. - twardo stwierdził Vax odzyskując możliwość mówienia. Nie zmienił jednak pozycji. Matka podeszła bliżej ojca stając tuż przed Vaxem. Skrzydlaty nie był w stanie się powstrzymać, aby sprawdzić, czy zjawy są materialne. Dotknął sukni matki. Tą samą ma obecnie w swojej torbie, w pokoju z widokiem na Pustynię. Suknia okazała się materialna, podobnie jak wszystko inne.
- Kto mówi, że chcemy cię gdziekolwiek zabrać, synku. - powiedziała łagodnie matka.

        "To nie to. To się nie dzieje. Tak nie może być. Oni nie żyją. Nie mają prawa. Nie... Nie... Nie!"

        - Na nas czas, podobnie jak na dusze wszystkich, których zabiłeś. - ojciec zabrał głos spoglądając na swego syna. Anioł bał się. Pierwszy raz w życiu się bał. Nie swoich rodziców. Bał się utracić moc, siłę. Był pewny, iż jego energia płynie z dusz pokonanych przeciwników uwięzionych w klingach mieczy. Tymczasem miało mu to zostać odebrane. Matka, jakby czytając jego myśli spojrzała na niego życzliwym spojrzeniem. Takim samym obdarowuje się naiwne dzieci.
- Twoja siła płynie stąd. Z serca. - to powiedziawszy dotknęła lewej piersi Vaxa. Przez ciało Upadłego przebiegł dreszcz. Było bardzo zimno, w dodatku padał deszcz, jednak to nie z tego powodu. To dłoń matki. Była lodowata.

        Vaxen bał się czegoś jeszcze. Iż Anapsechete jednak za nim przyjdzie i ujrzy tę osobliwą scenę. Nie, tego należy uniknąć. Czarny odwrócił głowę w stronę dworu, nikogo jednak nie zauważył, albo było zbyt ciemno. Gdy z powrotem odwrócił wzrok na rodziców, zamiast nich wisiały w powietrzu dwa niebieskie ogniki, natomiast nad obiema rękojeściami wbitych mieczy unosiły się ich na pęczki.. Mimo strug wody lejących się z nieba nie gasły. Po chwili bujania się na potężnym wietrze wzleciały wszystkie w górę, aż wreszcie zniknęły z zasięgu wzroku Upadłego. Chłopak chciał jeszcze przez chwilę ich gonić, jednak zrezygnował z tego pomysłu. Wyciągnął obie klingi z grząskiego gruntu. Wydawały się o wiele lżejsze, choć to mogło być tylko bezpodstawne uczucie. "Ana na pewno się już zorientowała. Za długo mnie nie ma..." pomyślał Vax chowając obie bronie do pochw na plecach, jednak nie ruszył się z miejsca. Oczy nadal pozostawały błękitne. Stał tak jeszcze przez wiele minut.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

W pustej jadalni przy wielkim stole na Vaxena czekał przyrządzony chwilę temu posiłek. Srebrna, kunsztownie zdobiona zastawa świadczyła o zamożności gospodyni. Czarne perły wielkości przepiórczych jajek, którymi wysadzony był stojący tu kielich - już tylko o jej ekstrawagancji... Zupa rakowa - przysmak królów, złote jabłka, nadziewane mięsnym farszem, a do tego zielone, ziołowe wino - różne rzeczy mógł Vaxen myśleć o tutejszej nieumarłej służbie, ale talentów kulinarnych nie mógł im odmówić.

Tylko jedna rzecz była deprymująca - ta cisza, ta pustka, ta samotność. Ta wielka jadalnia z olbrzymim stołem, gdzie niemal nigdy nie przebywała więcej niż jedna osoba. To upiorne echo, jakie niosło się po sali, kiedy widelec upadł na talerz albo kiedy odsuwane krzesło stuknęło o podłogę. No i jeszcze te ciche, bezwolne postaci, które czaiły się bez przerwy we wszystkich kątach, nawet jeśli się ich nie widziało, gotowe w każdej chwili służyć. Kto wie, do czego poza usłużnością były jeszcze zdolne? Kto mógł być pewien?

Cisza otulała jak śmiertelny całun w zasadzie cały dwór. Tylko odległy odgłos trzaskającego płomienia kazał Vaxenowi przejść ciemnym korytarzem do salonu.

Tam, na miękkim dywanie, leżała Ana, beznamiętnie patrząc w malowany sufit i grzejąc się przy ogniu, który buchał z rozpalonego po raz pierwszy w tym sezonie kominka. Być może kobieta wspominała ów przelotny pocałunek Upadłego, a może rozmyślała o sprawach dużo poważniejszych. O miłości, śmierci i wszystkich tych dziwnych związkach pomiędzy nimi. Trudno powiedzieć, co konkretnie nadawało temu obrazkowi ów od razu wyczuwalny, choć subtelny ton dekadencji...

Kobieta przebrała się w międzyczasie w szeroką, luźną, spływającą z jednego ramienia koszulę z cienkiego jedwabiu. Miała ona piękny, szlachetny odcień złamanej bieli oraz długie i wąskie rękawy, zapinane na małe guziczki i nachodzące aż na dłonie. Biała, prosta szata - a jednak była w tym jakaś zadziorność, która nie pozwalała uznać Any w tym stroju za wcielenie dziewczęcej skromności i niewinności. Koszula kończyła się parę centymetrów nad miejscem, gdzie zaczynały się zielone jak wiosenna trawa pończochy, przewiązane na udach koronkowymi tasiemkami. Ponadto pewne drobne, acz bez wątpienia śliczne szczegóły świadczyły o tym, że poza pończochami kobieta o turkusowych włosach nie założyła wiele pod spód.

Kominek, choć rzeźbiony w fantastyczne i raczej dość makabryczne kształty stworów z samej chyba Otchłani, obłożony został białym kamieniem o lekko różowawym odcieniu, który był odrobinę przejrzysty, dzięki czemu lekko przepuszczał światło i rzucał ciepły poblask na twarz nekromantki, dodając jej młodzieńczego uroku. Nie, żeby bez tego wyglądała staro - ale podlotkiem nikt by jej nie nazwał. Zbyt wiele było powagi i smutku w tych jej ametystowych oczach. To enigmatyczne oblicze równie dobrze mogło mieć lat trzydzieści, co i trzysta.

- Moi służący byli kiedyś ludźmi, wiesz? Niektórzy zresztą bardzo porządnymi. Mógłbyś okazywać im mniej pogardy - rzekła na powitanie nekromantka bez wyrzutu czy złości, zupełnie bezbarwnym tonem, nie odwracając się nawet do Vaxena. - Długo cię nie było - dodała. Dopiero teraz na niego spojrzała.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Wrócił do środka po dłuższym czasie. Prawdopodobnie była północ, Upadły nie mógł być tego jednak pewny. Zjadł doskonałą kolację i posiedział jeszcze trochę w ciszy jadalni. Tu i ówdzie przeszedł powolnym krokiem nieumarły, Vax nie zwracał na nich uwagi. Myślał o swoich rodzicach. Obrazy z powrotu do rodzinnego domu przeskakiwały mu przed oczyma. Krew. Mnóstwo krwi. Tak piękny, szkarłatny kolor błyszczący srebrem w błyskawicach burzy. W porównaniu do własnego dworu, Anioł nie miał wątpliwości, że tutaj jest nadzwyczaj cicho i... Samotnie. Ana przebywa tu całymi dniami otaczana przez zmarłą służbę. Acz jest tu sama. Ta przenikająca cisza piszcząca w uszach oraz spotęgowana szumem oddalonej burzy... Choć może burza rozpętała się dokładnie nad nim, zaraz za wysoko położonym dachem? Wypił całą butelkę wina i ruszył powolnym krokiem w kierunku sypialni Anapsechete, jednak nie zastał tam jej. Jedynie intensywny, odurzający zapach jej perfum wypełniał pomieszczenie.

        Usłyszał trzask polan w ogniu. Dobiegał z salonu. A więc zapewne rozpaliła kominek, aby schronić się przed chłodem wieczora. Vaxen zawahał się przed sekundę, chciał znaleźć się jak najdalej tego miejsca; skierował się jednak na swoje szczęście do salonu. Była bowiem jedna osoba, która trzymała go tu, nie wbrew jego woli, ale to dzięki niej dało się znieść towarzystwo ożywieńców. Czarodziejka. Poza tym przecież nie może zostawić jej znowu samotnie w tym wielkim domostwie.

        Spotkał ją na miękkim dywanie przed rozpalonym kominkiem. Żar płomiennych języków docierał aż do samych drzwi. Ana, ubrana w coś w rodzaju koszuli nocnej, chyba nawet nie zauważyła przybycia Piekielnego - tak bynajmniej Vax sądził przez pierwsze parę minut, gdy napawał się widokiem Nekromantki. Biały materiał nie starał się za bardzo skrywać ciała kobiety. Wręcz celowo je ukazywał. Dziewczyna była stokroć piękniejsza w krwistym blasku ognia. Nie, żeby ogólnie miała być nieurodziwa - wręcz przeciwnie! Teraz jednak wyglądała tak ponętnie, że Vaxen poczuł coś, przed czym całe życie się bronił: zauroczenie.

Jednego nie można Skrzydlatemu odmówić - ma świetne podejście do kobiet, wie jak rozmawiać, jak uwieść. Nie potrafi jednak samego siebie z takiego stanu wyciągnąć, może jedynie brnąć głębiej. Nigdy nie był zakochany, nawet zauroczony, zawsze czuł coś bardziej na pozór pożądania, pragnienia fizyczności. A powinien się wystrzegać miłości. Niestety... Nie mógł.

        Ana odezwała się pierwsza. Jej beznamiętny głos rozniósł się cichym echem po korytarzu i po głowie Czarnookiego. Chwila nastąpiła, zanim Panicz oderwał się od własnych marzeń na temat miękkiego dywanu i właścicielki dworu. Zamknął wrota salonu i podszedł bliżej paleniska. Gdy spojrzała na niego swymi ametystowymi oczami, odbijającymi blask ognia, gorące postanowienie Vaxena na temat zauroczenia legło w gruzach. Nie potrafił jej po prostu skłamać. Nie mógł powiedzieć, że został dłużej na deszczu, żeby popatrzeć na las. Nie mógł również dać jej wymijającej odpowiedzi. Nie mógł.

        -Wydarzyło się coś, czego nigdy się nie spodziewałem. - powiedział spokojnie głaszcząc ją po ramieniu. Patrzył jej w oczy, acz obawiał się, że dziewczyna wyczyta z - obecnie błękitnych - oczu za dużo. Nie powinna wiedzieć wszystkiego. A wydawało się, jakby znała Upadłego lepiej niż on sam. Jakby wiedziała wszystko, co do tej pory się mu przytrafiło. Mogło być w tym wiele prawdy. - Spotkałem rodziców. Sam ich zabiłem, a dzisiaj ich spotkałem. - przestał wodzić dłonią po miękkim materiale i odwrócił błędne, szaroniebieskie spojrzenie do ognia. Do oczu napłynęły mu łzy. Szybko zamknął oczy próbując je zdusić w sobie. Udało się.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Tutaj w okolicy niejeden może spotkać swoich dawno nieżyjących rodziców - rzuciła Czarodziejka, i to wcale nie żartobliwie. Była poważna. Śmiertelnie. A nawet trochę dumna. - Miejski cmentarz w Efne jest w zasadzie pusty, wiesz? Co jakiś czas paru głupców się skrzykuje i zmierza ku moim wrotom z żelazem i pochodniami... Samozwańczy stróże spokoju i godności umarłych... - kobieta prychnęła pogardliwie. - Ale ci wszyscy zmarli mają tu przecież o wiele lepiej, niż tam, w zimnej ziemi, wśród robactwa. Prawda?

Ana usiadła i popatrzyła uważnie w oczy Vaxena. Jasne, błękitne oczy... Dziwne, zapamiętała je jako czarne. A może ciemnobrązowe? Może zielone jak woda z zarośniętym stawie? A może nawet nie jego oczy jej się teraz przypomniały? To już tyle lat. Tylu ludzi. Tyle oczu. Kto umiałby spamiętać ich wszystkich i oddzielić w pamięci poszczególne istnienia z wartkiej rzeki czasu? Rzeki, która w dodatku płynie coraz prędzej i prędzej, rozmywając w swym silnym nurcie wszystkie mniej ważne wspomnienia i zdradliwie porywając wreszcie i te najistotniejsze, których utraty nigdy by się nie podejrzewało. Zupełnie jak w tej wiejskiej piosence, którą śpiewała często babka Any:

"Płynął strumyk przez zielony las,
a na brzegu leżał stukilowy głaz.
Płynął strumyk, minął jakiś czas,
stukilowy głaz gdzieś zginął,
strumyk płynie tak jak płynął..."


Nekromantka, zatopiona w rozważaniach o upływie czasu i naturze pamięci, zanuciła bezwiednie kawałek tej piosenki, chwaląc w myślach trafność spostrzeżeń owego ludowego poety, który całe wieki temu spisał ją ku uciesze gawiedzi. Z premedytacją zignorowała wzmiankę o morderstwie. Nie chciała myśleć o swoim kochanku jako o matko- i ojcobójcy. Celowo wyparła te słowa ze świadomości. Zapytała tylko, nieco zaniepokojona i zmieszana:

- A więc twoi rodzice są jednymi z moich ożywieńców...?
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Łzy, powstrzymane pod zamkniętymi powiekami drażniły go. Kiedyś już sobie obiecał - żadnych ludzkich uczuć. Gorąco starał się w tym postanowieniu wytrwać. Niestety - nic nie wskazywało na to, ażeby Upadły był w stanie mówić o tych jakże przeciętnych, zwyczajnych dla Piekielnych, wspomnieniach. Nienawidził samego siebie i może w tym leżała cała tego przyczyna...?

        "To nie byli twoi rodzice... Tylko przypadkowi ludzie, którym zostałeś zesłany..." - próbował samego siebie przekonać. Odsuną od siebie te chwilowe wahanie i ukłucie sumienia. Gorzkie łzy wyparowały, a oczy stały się ponownie czarne.
- Nie, nie są Twoimi ożywieńcami. Żyli daleko stąd. To były duchy. Wydostały się. Moja siła... słabnie - rzucił swoje ostrza w palenisko kominka tak, aby rękojeści znajdowały się poza zasięgiem jęzorów ognia. Klingi zaczęły powoli się czerwienić. Vaxen wpatrywał się w to jak zahipnotyzowany wsłuchując się w piosenkę Any.

        Ostrza, wrzucone do ognia, wylądowały jedno na drugim. W momencie zetknięcia z żarem rozgrzały się nienaturalnie szybko. Metal rozpływał się, ale nie rozlewał po drewnie. Wyglądało to tak, jakby oba ostrza... łączyły się? To chyba dość trafne określenie zważywszy na to, co się stało z bronią Upadłego. Gdy żar zespolił obie bronie Czarnooki jednym kiwnięciem ręki ugasił kominek i wyciągnął broń. Brunet, równie zdziwiony, co zaintrygowany, spostrzegł, iż nie tylko rękojeść, ale i samo ostrze powstałego miecza było zimne, jakby wyjęte z jeziora wysoko w górach. W dodatku stało się czarne, matowe, ze szkarłatną pręgą biegnącą wzdłuż - od tsuby po sam czubek. Sama tsuba była w kształcie jakby nie ukończonej, odwróconej swastyki. Całość wykonana w odcieniach czerni i czerwieni robiła ogromne wrażenie. Broń okazała się być o wiele cięższa od pierwowzorów, w dodatku o wiele dłuższa, niemal półtora metra czystego, śmiercionośnego metalu! Teraz, w mrocznym świetle błyskawic, miecz miał wyraźny kształt katany. Vaxen nie krył zdumienia, zwłaszcza gdy odkrył, iż pochwy na jego plecach również uległy przeistoczeniu. Teraz miał jedną, ogromną sayę koloru czarnego z dwoma srebrnymi pasami obiegającymi u góry i u dołu pokrowiec oraz jednym, złotym pasem wzdłuż. Na twarzy Anioła, zamiast zdziwienia, zaczął pojawiać się uśmiech.

        - A więc jednak nie jestem słabszy, a silniejszy! Matka miała rację. Moc nie płynie z broni, a z serca. - nim Vax zorientował się, że wypowiedział to na głos, było za późno aby ugryźć się w język. Starał się tylko nie dać po sobie poznać, że nie chciał tego mówić. Spojrzał na Anę mając nadzieję, iż wyczyta w jej twarzy coś, co by sugerowało, iż to ona i jej czary dokonały tego przemienienia. Pierwszym skojarzeniem, jakie nasunęło się Piekielnemu był motyl powstający z gąsienicy.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Zwariowałeś - oświadczyła z zupełną pewnością nekromantka, widząc jak Vaxen ładuje swoje miecze do ognia. Na wszelki wypadek odsunęła się od kominka i nie spuszczała z mężczyzny wzroku. - Zwariowałeś!

Po tej dziwnej przemianie Vaxen mógł wyczytać z twarzy czarodziejki jedynie pytania - żadnych odpowiedzi, na które miał pewnie nadzieję. Uniesione brwi, zaciśnięte usta, szeroko otwarte oczy - całe oblicze Anapsechete zamieniło się jak gdyby w wielki znak zapytania. Zniknął ciepły poblask ognia - bez niego wciąż była ładna, ale dużo bardziej widać było jej zmęczenie i smutek. I niezrozumienie.

- Słuchaj... Słuchaj! Co ty wyprawiasz? Lepiej powiedz, zanim... Nie, ty zwariowałeś! Zimno mi, rozumiesz? Rozpal ten kominek natychmiast z powrotem! - zażądała, jakby była nie potężną magiczką, a przeciętną, zrzędliwą babą. I jakby rzeczony kominek był teraz naprawdę rzeczą najbardziej godną uwagi. - No i wytłumacz mi, co to za czary! - zreflektowała się po chwili. - Co to ma znaczyć?!

Rodzaj magii, jaki dało się tu w tej chwili wyczuć, był nekromantce zupełnie obcy. Obcy tak bardzo, że nie potrafiła go pojąć, nie umiała przyporządkować go do kategorii swego umysłu, które odpowiadały za posługiwanie się czarodziejską mocą. Do tego wygaszone już palenisko z jakiegoś powodu oddało chyba całe ciepło na stopienie i przeobrażenie broni tego mężczyzny. Wobec tego naprawdę zrobiło się zimno. Bardzo zimno.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Wyciągnął ostrze z popiołu.Ana okazała się równie zdziwiona, co Czarny. Nie podobało mu się to. W powietrzu czuć było ową nieprzebitą aurę nieznanej magii. Ale dla Vaxena ten odór kojarzył się z jednym: zdechlaki. Podobny swąd unosił się nad Doliną Umarłych. Zwłaszcza w okresach przesilenia nieumarłych. Wtedy właśnie smród jest najsilniejszy, bo trupy wygrzebują się spod ziemi na migrację. Pewnie wyjeżdżają na wakacje do ciepłych krajów... albo po prostu zmieniają miejsce pochówku.

        Oglądał z uwagą ostrze wodząc koniuszkami palców od tsuby po czubek czarnej, matowej stali. Od katany biła moc, ale nie ta sama, która wcześniej dobiegała z dwóch mniejszych mieczy. Teraz ta moc była nieprzenikniona, nie dało się jej odczytać, zrozumieć ani nauczyć. To było na tyle mistyczne, że pierwszym odruchem, gdy usłyszał pretensje Any, było nawrzeszczenie na nią. Ale to nie ona była temu winna. Wiedziała tyle samo co Brunet, może nawet mniej.

        Kiwnięciem dłoni rozpalił ponownie ogień. Gorący żar dmuchnął ciepłym powietrzem w stronę kochanków. Gęsia skórka pokryła ramiona Any, a przez plecy Upadłego przebiegł dreszcz. Przysiadł się bliżej Czarodziejki i objął ją lewym ramieniem starając się oprzeć jej głowę na swoim barku.
-Nie mam pojęcia co się tu stało. Ale kogo to obchodzi? - powiedział szeptem do jej ucha i pocałował ją w szyję. Jednocześnie, wolną ręką odłożył miecz na bok.

        Ciepło kominka powoli, acz stanowczo rozgrzewało Vaxena i Anę.
Ostatnio edytowane przez Darshes 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: ort
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Czarodziejka poddała się pieszczotom Vaxena, miękko opadając na jego ramię... ale tylko na chwilę. Krótką chwilę, której nie umiała sobie odmówić. Zaraz potem zesztywniała i zmarszczyła brwi. W jej oczach zdawał się huczeć ten sam płomień, który właśnie z powrotem buchnął w wygaszonym jeszcze przed chwilą kominku.

- Zaraz zaraz, moment! Mnie obchodzi! - wykrzyknęła. - Takimi odpowiedziami możesz sobie zbywać głupiutkie panienki-prostaczki z okolicznych wiosek, jak ci się zachce je chędożyć, ale nie mnie! Nie zapominaj, kim jestem! Bez słowa wyjaśnienia igrasz z jakimiś niepojętymi nawet dla mnie mocami, i to w moim własnym domu, i pytasz, "kogo to obchodzi"?! Jak ja mam zachować spokój? Natychmiast mów...

Nie mogła się powstrzymać, sama sobie przerwała w pół słowa, przyciągnęła do siebie gwałtownie kochanka i pocałowała go. Ale że przy tej okazji wcale jeszcze nie złagodniała, bo wciąż targały nią emocje, to nie był to pocałunek z rodzaju czułych i delikatnych, podobnych muśnięciu różanego płatka czy motylich skrzydeł. O, z całą pewnością nie.

- ...natychmiast mów, co ty, do wszystkich diabłów, wyrabiasz! - dokończyła, chwytając mężczyznę za włosy tak, by na pewno zupełnie jednoznacznie pojął, jak bardzo zależy jej na szybkiej i satysfakcjonującej odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Nie wiedział co powinien odpowiedzieć. Sam nie miał pojęcia co i jak się tu stało. Przypominało Czarną Magię. Ale Vax nie potrafił nawet w najmniejszym stopniu się nią posługiwać. W sumie nie wiedział nawet za bardzo o jej istnieniu. Nigdy się nie interesował mocą magiczną - miał ją od momentu, gdy go stworzono i tego się trzymał. Owe wątpliwości próbował wyrazić swoim spojrzeniem.
        -Gdybym wiedział co się tu dzieje, chętnie bym poinformować cię o tym. To twoja posiadłość. - głos wojownika stał się beznamiętny, niemal oziębły. I choć doskonale wiedział, że Ana to wyczuje, nie zmienił tonu - Aura przypomina nieumarłych.
        Westchnął nim Ana go pocałowała. Gwałtownie ukazany upust emocji wstrząsnął Upadłym. "Jak się teraz zachować" zastanawiał się. I mimo, iż nie zdążył odwzajemnić pocałunku (który skończył się tak szybko, jak zaczął, czego Vaxen bardzo żałował) starał się pokazać swą bezradność uśmiechem. Niestety, jednym uśmiechem wszystkiego się nie naprawi. Uciec też nie można, za często już wymigiwał się od problemów. "Chyba wreszcie dorastam" - pomyślał - "o ile ktoś nieśmiertelny może dorosnąć".
        -Powiedz, co ty o tym myślisz. Może razem dojdziemy, co to było. - poprosił czarodziejkę sięgając ponownie po ostrze i podając je kochance rękojeścią w jej stronę. W tym momencie Anioł był tak odkryty, że wystarczyło aby Ana chwyciła katanę i popchnęła ją do przodu. Ostrze zanurzyłoby się w ciele Pierzastego bezszelestnie.
        Miecz emanował energią. Nie magią, a energią. Niezwykle podobną do energii życiowej. Zupełnie, jakby nie był przedmiotem, a istotą, co oczywiście było irracjonalne. Vaxenowi jednak ta życiowa energia bardziej kojarzyła się z powstałymi z grobu - zatęchła, nieludzka i mordercza. Tak, jakby oręż był całkowitym przeciwieństwem Piekielnego.
        Ogień w kominku zaczął dogasać. Wszak płonął wyłącznie dzięki magii, cały żar i drewno zniknęło w chwili przeobrażenia. Czarny wstał więc, muskając Anapsechetę, pogrzebaczem zmącił popiół w palenisku, dorzucił kilka kawałków drzewa i ponownie rozpalił. Pomieszczenie rozświetliła czerwono-żółta poświata. Chłopak odwrócił się i ruszył z powrotem na miejsce obok dziewczyny. Zauważył ukradkiem, że sukienka, którą Ana ma na sobie jest praktycznie zupełnie zbędna - nic nie zasłania, a wydaje się być dość niewygodna. Brunet nie podzielił się jednak swoją uwagą z rozmówczynią.
Ostatnio edytowane przez Darshes 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: ort
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Kolejne godziny upływały leniwie na rozmowach przy kominku. Ana i Vaxen bardzo miło spędzali czas. Zupełnie zatracili się w swoim towarzystwie, nie zwracali uwagi na to, co działo się wokół nich. Ogień, który podtrzymywany był jeszcze długo, powoli wypełnił całe pomieszczenie przyjemnym ciepłem, nie było potrzeby ponownego dokładania ognia. Słabnące płomienie rzucały emanowały coraz bledszym światłem. Ciemność powoli ogarniała ich, sprawiała wrażenie ciężkiej i stygnącej. Kochanków ogarnęła senność. Senność, która przyszła znikąd i bezceremonialnie przerwała ich przyjemne spotkanie.
Vaxen po przebudzeniu zastał jedynie popiół w kominku. Ana zniknęła gdzieś, zapewne w zakamarkach domostwa. Upadły postanowił opuścić miejsce i ruszyć naprzód. Rozpocząć nową przygodę.

Ciąg dalszy: Ana
Zablokowany

Wróć do „Dwór Anapsechete”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości