Strona 1 z 1

[W gąszczu] Ołtarz króla monstrów

: Śro Lip 17, 2013 5:42 pm
autor: Hela
Babcię i chłopca ogarnął mrok. Ścieżki, po których nie deptał nikt z żyjących, stały się niebezpieczne do szczętu. Przerażony Snor, dziedzic całego majątku swych rodziców, pan na nikomu nie znanej ilości ziem, wtulił swą dziecięcą twarzyczkę w fałdy szorstkiego materiału spódnicy swej opiekunki. Przez chwilę szli w zupełnych ciemnościach, jednak później stara kobieta zapaliła sporej wielkości pochodnie. Niestety ulotne płomienie nie zapewniły bezpiecznej jasności, ale pozwalały ujrzeć stwory, buszujące w roślinach. Snorri widział jak po prawej stronie zapłonęły wielkie żółte ślepia, a szczecina na pysku ociekała ciemną mazią. Hela, jednakowoż, nie zauważyła nic, wędrowała dalej z kamienną twarzą, jakby ich bezcelowemu trudowi przyświecał jakikolwiek cel.
Chwilę potem Snorri zobaczył pełzające w stronę twarzy kobiety macki, a na każdej z nich znajdowała się mała główka z miliardem wężowych oczek. Gdy ślepia potwora zamykały się, ukazywały się miliardy małych paszczęk. Hela, jednakowoż, nie zauważyła nic, wędrowała dalej z kamienną twarzą, jakby ich bezcelowemu trudowi przyświecał jakikolwiek cel.
Kolejnym stworem była gigantyczna mysz, której tułowie okazało się jednak być wielkim odwłokiem pająka. Bestia nie obserwowała ich, ani nie starała się stwierdzić ich wartości spożywczej. Zwierze, o dziwo, starało się ukraść babciną torbę. Raz mysi pisk było słychać z prawej, raz z lewej strony. Cień raz przybliżał się, raz oddalał. Hela, jednakowoż, nie zauważyła nic, wędrowała dalej z kamienną twarzą, jakby ich bezcelowemu trudowi przyświecał jakikolwiek cel.
Ale gdy tylko myszopająk powziął właściwą próbę rabunku, bez ostrzeżenia kobieta złapała delikwenta za futrzasty kłęb, zgięła w pół, przełożyła przez kolano i zaczęła uderzać z całe siły w pajęczy odwłok, wołając przy tym zapalczywie:
- Czo msój bojtliczek nachabić prahnął! Tera ja przeklepie mazak mantylepie. I se znać bedzie, że i ja klempa, ano!Ja wyświcie jego!
I biła tak z całej siły, jak to kiedyś swoje dzieci, gdy chciała je posłuszeństwa nauczyć. Gdy stwór napłakał się swymi mysimi oczami został wypuszczony z babcinego uścisku. Przysiadł grzecznie obok chłopca i powiedział ludzkim głosem:
- Przeto biba w nasz chata. Chichrać sę, ne porutać bzy mi się i mym bajstrukom! A mnie w deń biby lepetryka łobzdobała!
Babcia zdziwiła się nie tyle, że potwór płakał w zaroślach i mówił ludzkim głosem, iż w święto potworów został tak potraktowany ile to, że mówił w jej języku, co nie zdarzało się prawie nigdy. Użaliła się nad swym kamratem po gwarze, więc wyjęła z torebki pieniążek, by włożyć go do tej prawej, mysiej łapy, mówiąc:
- Ne mamlistaj, miej tu glajcarzyk i se dzietkom makagigi lajsnij.
Nie wiadomo jakim dzieciom i jakie słodycze za ludzkie pieniądze mógł kupić stwór, ale uradował się bardzo i wyrzekłszy, że szczęściem było dla niego ich spotkać, rozwinął nietoperze skrzydła i odfrunął w stronę pełni księżyca. Dało się słyszeć jeszcze z oddali:
- Kiratiolon, sem ja!
W ten sposób, babcia i jej podopieczny postanowili ułożyć się do snu w noc pełni, kiedy to stwory miały swoje święto. Snorri, jednak nie zasnął, wiedział, że nie miałoby to sensu, bo coś lub ktoś ich zaraz obudzi. Czuł to niezaprzeczalnie, ta noc nie była taka jak wszystkie inne.