[Okolice i nie tylko] Zabawę czas zacząć!
: Wto Kwi 02, 2013 7:44 pm
Mimo iż było niedługo po wschodzie słońca, El nie czuła się z tego powodu zmęczona. Wręcz przeciwnie! Poranki najbardziej lubiła, albowiem pierwsze promienie słońca dawały jej tyle energii, by wystarczyło na cały dzień zabawy. Zapowiadał się piękny dzień. Nie gorący, ale też nie chłodny, w sam raz na spędzenie dobrych kilkunastu godzin na otwartej przestrzeni. Tak więc dziewczyna zabrała swoje manatki spod drzewa, pod którym spała jak niemowlę i żwawym krokiem ruszyła do miejsca, gdzie przebywał jej czterokopytny przyjaciel, a mianowicie na niewielkiej polance z trawą niemalże do pasa. Oczywiście na gwizdnięcie koń nie zareagował, tak więc zmuszona była do przedzierania się przez chaszcze. Długi czas minął zanim dotarła do Erydana, leżącego sobie beztrosko, niczym sarenka, i skubiącego źdźbła trawy jakby od niechcenia.
- Wstawaj, ogierze. - Rzuciła swoje rzeczy obok siodła i ogłowia, które spoczywały blisko metr od konia. - Nie będziemy się lenić przez cały dzień, nie wypada.
Erydan spojrzał na nią ze zrezygnowaniem, bijącym z brązowych oczu zwierzęcia. Dziewczyna prychnęła.
- Pff, nie to nie. Ja nie zmuszam. - Pochwyciła torbę i pelerynę. - Ja idę, a ty... Róbta co chceta, koniu. Poradzę sobie.
Zarzuciła torbę na ramię, pelerynę przerzuciła przez drugie ramię i ruszyła pewnym krokiem przez łąkę, nie oglądając się za siebie. Jednak po kilku chwilach, gdy już dochodziła do skraju lasu, do jej uszu doszedł tętent kopyt, a zaraz potem Erydan zagrodził jej drogę z groźnym parsknięciem. Oczywiście parsknął jej prosto twarz, bo czemu nie... Wytarła się rękawem kaftana, po czym zawróciła i wzięła ze sobą przy okazji sprzęt do jazdy konnej. Siodło było ogromnie ciężkie, niech je piorun trzaśnie, ale za to z ogłowiem problemu nie było. Potykając i zabijając się o własne nogi, wróciła do zwierzęcia i rzuciła na ziemię to ciężkie cholerstwo zwane siodłem.
- Nie dziwię się, że tego nie lubisz. Ale wiesz, jesteś silniejszy ode mnie, tak więc takie piętnaście kilo nie może ci chyba aż tak przeszkadzać, co?
Nie czekając na reakcję Erydana, zarzuciła siodło na jego grzbiet, a następnie założyła mu tranzelkę na głowę. Pomyliłam kolejność. Ale, kto na to patrzy? - pomyślała, a po chwili wskoczyła na siodło bez używania do tego strzemion i pochwyciła wodze.
- No, kolego - wyszeptała tajemniczo, bardziej mówiąc do siebie, niż do konia. - To teraz droga po horyzont jest nasza.
Przyłożyła łydki do boków konia i po chwili ruszyli galopem, klucząc między drzewami.
- Łuuuuhuuuuu! - wykrzyknęła uradowana El, rozpościerając ręce, jakby chciała wzlecieć w powietrze.
Chcąc rozładować nieco energii, chwyciła się przedniego łęku siodła, wyjęła nogi ze strzemion, przerzuciła jedną nogę nad szyją gnającego ogiera i usiadła bokiem. Po tej sekwencji wykonała jeszcze jedną, odchylając się do tyłu i unosząc nogi, które po chwili przechyliły się ku głowie dziewczyny, tak więc jechała w dosyć dziwnej pozycji, jakby miała zaraz fikołka do tyłu zrobić i wylądować na ziemi. Ale nie, jechała w tej pozycji przez dobre kilkadziesiąt sekund, dopóki stwierdziła, że krew zaczyna jej do mózgu napływać. W związku z tym usiadła normalnie i pociągnęła lekko za wodze, by dać towarzyszowi chwilę odpoczynku.
- Jak ja dawno tego nie robiłam! - Promieniująca jakoby słoneczko El, uśmiechała się od ucha do ucha.
W nagrodę za wytrwałość ogiera, poklepała go po szyi i oznajmiła, że przy najbliższym postoju da mu dużą marchew i nie będzie go męczyła przez najbliższe kilka dni z ekstremalnymi jazdami.
Dojechała do miasta. Cywilizacja! Bez większych rozmyślań przejechała przez bramę. Słońce wisiało już wysoko na niebie, które było w kolorze szafiru, zero chmur, wesołe śpiewy ptaków. Idealnie. - pomyślała, rozglądając się dookoła. Zauważyła, że dosyć spora liczba ludzi ma na sobie odzienie z wyższych półek, są ładnie uczesani i noszą się z niemałą godnością. Zaś ona, rozczochrana, w lekko podartym kaftanie i nieco zgarbiona. Tak nie przystoi. Wyprostowała się, uniosła dumnie głowę, zebrała Erydana. Tak, teraz o wiele lepiej wyglądała, pomimo iż nadal miała szopę zamiast włosów, a jej ubranie było wymięte i pełno było w nim mchu i trawy. Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. Powróciła do swojej postawy i popuściła wodze, by Erydan mógł wyciągnąć głowę jak żyrafa i dotykać chrapami podłoża. Nieco niezgrabnie się prezentowali na tle wymuskanych osobistości, ale jakoś to przeżyją. A gdyby tak rozruszać nieco to towarzystwo? - rzuciło jej się na myśl, a oczy jej zabłysły. Sięgnęła dłonią dyskretnie do torby i wyjęła dwa małe potworki, które jakby niechcący upuściła na ziemię. Po chwili zabawki ruszyły w tłum i rozległ się wielki wrzask. Ludzie zaczęli biegać, krzyczeć, przewracać się, popychać się nawzajem, a to wszystko za sprawą tych małych szkrabów z trąbkami zamiast zwykłych głów.
El śmiała się do rozpuku, nie mogąc się powstrzymać. Była zmuszona do chwycenia się łęku siodła, albowiem bała się, że z niego spadnie. No, takiego ubawu to już od zarania dziejów nie miała!
- Wstawaj, ogierze. - Rzuciła swoje rzeczy obok siodła i ogłowia, które spoczywały blisko metr od konia. - Nie będziemy się lenić przez cały dzień, nie wypada.
Erydan spojrzał na nią ze zrezygnowaniem, bijącym z brązowych oczu zwierzęcia. Dziewczyna prychnęła.
- Pff, nie to nie. Ja nie zmuszam. - Pochwyciła torbę i pelerynę. - Ja idę, a ty... Róbta co chceta, koniu. Poradzę sobie.
Zarzuciła torbę na ramię, pelerynę przerzuciła przez drugie ramię i ruszyła pewnym krokiem przez łąkę, nie oglądając się za siebie. Jednak po kilku chwilach, gdy już dochodziła do skraju lasu, do jej uszu doszedł tętent kopyt, a zaraz potem Erydan zagrodził jej drogę z groźnym parsknięciem. Oczywiście parsknął jej prosto twarz, bo czemu nie... Wytarła się rękawem kaftana, po czym zawróciła i wzięła ze sobą przy okazji sprzęt do jazdy konnej. Siodło było ogromnie ciężkie, niech je piorun trzaśnie, ale za to z ogłowiem problemu nie było. Potykając i zabijając się o własne nogi, wróciła do zwierzęcia i rzuciła na ziemię to ciężkie cholerstwo zwane siodłem.
- Nie dziwię się, że tego nie lubisz. Ale wiesz, jesteś silniejszy ode mnie, tak więc takie piętnaście kilo nie może ci chyba aż tak przeszkadzać, co?
Nie czekając na reakcję Erydana, zarzuciła siodło na jego grzbiet, a następnie założyła mu tranzelkę na głowę. Pomyliłam kolejność. Ale, kto na to patrzy? - pomyślała, a po chwili wskoczyła na siodło bez używania do tego strzemion i pochwyciła wodze.
- No, kolego - wyszeptała tajemniczo, bardziej mówiąc do siebie, niż do konia. - To teraz droga po horyzont jest nasza.
Przyłożyła łydki do boków konia i po chwili ruszyli galopem, klucząc między drzewami.
- Łuuuuhuuuuu! - wykrzyknęła uradowana El, rozpościerając ręce, jakby chciała wzlecieć w powietrze.
Chcąc rozładować nieco energii, chwyciła się przedniego łęku siodła, wyjęła nogi ze strzemion, przerzuciła jedną nogę nad szyją gnającego ogiera i usiadła bokiem. Po tej sekwencji wykonała jeszcze jedną, odchylając się do tyłu i unosząc nogi, które po chwili przechyliły się ku głowie dziewczyny, tak więc jechała w dosyć dziwnej pozycji, jakby miała zaraz fikołka do tyłu zrobić i wylądować na ziemi. Ale nie, jechała w tej pozycji przez dobre kilkadziesiąt sekund, dopóki stwierdziła, że krew zaczyna jej do mózgu napływać. W związku z tym usiadła normalnie i pociągnęła lekko za wodze, by dać towarzyszowi chwilę odpoczynku.
- Jak ja dawno tego nie robiłam! - Promieniująca jakoby słoneczko El, uśmiechała się od ucha do ucha.
W nagrodę za wytrwałość ogiera, poklepała go po szyi i oznajmiła, że przy najbliższym postoju da mu dużą marchew i nie będzie go męczyła przez najbliższe kilka dni z ekstremalnymi jazdami.
Dojechała do miasta. Cywilizacja! Bez większych rozmyślań przejechała przez bramę. Słońce wisiało już wysoko na niebie, które było w kolorze szafiru, zero chmur, wesołe śpiewy ptaków. Idealnie. - pomyślała, rozglądając się dookoła. Zauważyła, że dosyć spora liczba ludzi ma na sobie odzienie z wyższych półek, są ładnie uczesani i noszą się z niemałą godnością. Zaś ona, rozczochrana, w lekko podartym kaftanie i nieco zgarbiona. Tak nie przystoi. Wyprostowała się, uniosła dumnie głowę, zebrała Erydana. Tak, teraz o wiele lepiej wyglądała, pomimo iż nadal miała szopę zamiast włosów, a jej ubranie było wymięte i pełno było w nim mchu i trawy. Nie, to zdecydowanie nie dla mnie. Powróciła do swojej postawy i popuściła wodze, by Erydan mógł wyciągnąć głowę jak żyrafa i dotykać chrapami podłoża. Nieco niezgrabnie się prezentowali na tle wymuskanych osobistości, ale jakoś to przeżyją. A gdyby tak rozruszać nieco to towarzystwo? - rzuciło jej się na myśl, a oczy jej zabłysły. Sięgnęła dłonią dyskretnie do torby i wyjęła dwa małe potworki, które jakby niechcący upuściła na ziemię. Po chwili zabawki ruszyły w tłum i rozległ się wielki wrzask. Ludzie zaczęli biegać, krzyczeć, przewracać się, popychać się nawzajem, a to wszystko za sprawą tych małych szkrabów z trąbkami zamiast zwykłych głów.
El śmiała się do rozpuku, nie mogąc się powstrzymać. Była zmuszona do chwycenia się łęku siodła, albowiem bała się, że z niego spadnie. No, takiego ubawu to już od zarania dziejów nie miała!