Strona 1 z 1

[Siedziba Arthanala] Pogawędka magów

: Wto Sie 21, 2012 7:04 pm
autor: Arthanal
        Promień księżycowego światła przebił się przez zasłonę chmur, wpadł przez okno do wieży, odbił się refleksem w drobinach proszku, rozsypanego na posadzce okrągłej komnaty. Proszek ów tworzył trzy równe, koncentryczne kręgi, między którymi wyrysowane zostały runiczne symbole, a w których środku leżało ciało. Mężczyzna, na oko trzydziestoletni, żył jeszcze - jego klatka piersiowa poruszała się rytmicznie w górę i w dół. Przy nim stały woskowe świece, rozświetlające mrok nocy. Na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś szykuje się do rytuału.
        Tenże ktoś siedział w obszernym fotelu, tuż poza zasięgiem światła. Mag zdawał się drzemać - przymknąwszy oczy, tkwił niemalże bez ruchu. Nie spał on jednak. Przygotowywał się.
        Księżyc ukazał się na niebie w pełnej krasie, oświetlając teren posiadłości Arthanala. Znajdowała się ona na pustkowiu, przeto nie miała ściśle określonych granic. Na plac nierównego kształtu wdzierała się roślinność, jego granice były zacierane przez piasek z Pustyni Nenher. Mniej więcej w jego centrum wyrastała wysoka, smukła, kamienna wieża, której postawienie zajęło nieumarłym kilka lat. Wszystko to otaczała kopuła - choć niewidzialna, nieustannie iskrząca się drobnymi wyładowaniami energii. Nie była to jedyna ochrona - wewnątrz energetycznej bariery na nieproszonych gości czekał zastęp ożywionych sług Arthanala.
        Nekromanta raptownie poruszył się w swym fotelu, ujął w dłoń swój kostur, po czym podszedł do kręgów, usypanych na podłodze. Zatrzymał się przed pierwszym z nich i rozpoczął rytuał.
        Składał się on właściwie z trzech części. Pierwsza, czyli wyssanie energii z ofiary, nie przedstawiała trudności. Druga, a więc przelanie tejże energii w przedmiot, który ją zmagazynuje, była już nieco trudniejsza, nekromanta i z tym uporał się jednak bez większych problemów - po chwili cała energia życiowa ofiary przeniesiona została do jego kostura. Pozostał ostani krok, najtrudniejszy - przelanie zgromadzonej mocy do swojego ciała.
        Gdyby mag chciał po prostu zregenerować swoje siły, nie byłoby to trudne zadanie, zresztą mógłby czerpać bezpośrednio z ciała ofiary. On jednak miał inny cel - sztucznie odmłodzić swoje ciało, zmusić jego komórki do rewitalizacji. Sięgnął więc po energię, zgromadzoną w kosturze, powoli rozprowadzając ją po całym swoim ciele. Trochę to trwało, w końcu było jednak po wszystkim.
        Po zakończonym rytuale nekromanta udał się do biblioteki. Ciało ofiary zostawił - wkrótce zostało usunięte przez jego sługi. Mag podszedł do pulpitu, na którym spoczywało opasłe tomiszcze. Wkrótce zagłębił się w jego lekturze. Choć było już dobre kilka godzin po północy, mag nie czuł potrzeby snu. Energia, którą otrzymał w rytuale, w zupełności mu wystarczała.

Re: [Siedziba Arthanala] Pogawędka magów

: Wto Sie 21, 2012 11:22 pm
autor: Metatron
Łagodny zapach wonnych świec roztaczał się wkoło jednej z pracowni Metatrona w jego siedzibie. Konkretniej można by powiedzieć, w jednej z nie zrujnowanych pracowni. Można powiedzieć, że pogorzeliska znajdywały się tuż za ścianą gdyby tak proste pojęcie przestrzeni miało w nim miejsca. Jednak jego śwista nie zawracała sobie głowy tak przyziemnymi kwestiami jak co znajduje się za ścianą zamiast tego zajęci byli przenoszeniem ekwipunku i umieszczaniem go w specjalnie przygotowane kręgi teleportacje na metalowych, odlanych z jednej bryły piedestałach. Kilka rzeczy, jak kosz mieniących tęczą się kul czy bryłki metalu noszonego przez wełniane rękawice mogły wzbudzić sensacje. Zielarka natomiast chowała ostatnie rzeczy do fura na lektyce.
Metatron... Cóż on robił? Czuł się lepiej. To pewne. Dużo lepiej. Siedział w lektyce pośrodku głównego kręgu. Najpierw uczynił z sklęcie nawiązujące kontakt z celem w pobliżu, a świata ustawiła się tuż przy lektyce. Tradycyjnie łączył się przez kilka, minimum pięć, pośrednich punktów niekoniecznie lezących na drodze do celu. Następnie powiązał przekaz z kręgami przedmiotów aby mieć je na podorędziu.
Nie aby nie ufał jeszcze bardziej szalonemu uczniowi szalonego nekromanty...
***

...ale nekromanta mógł mu nie ufać. W pobliżu energetycznej bariery osłaniającej siedzibę Arthanala pojawił się symbol. Nie fizyczny bo i ta tylko dla oczu magów miał być skierowany i w takich celach – osobista pieczęć Metatrona lewitowała w powietrzu jako misterny splot okolicznych pływów energetycznych w którym nie tylko liczył się kształt ale również drgania energii, szybkość i tym podobne parama tery, a to wszystko poruszało się mi steranej, acz niewymagającej nakładów mocy sieci zawirowań przestrzeni. Tak przedstawiał się Metatron.
Nekromanta musiał przyjąć i zaakceptować wizytę sadzać po złagodzeniu barier. Kultura magiczna – tego trzymał się stary czarodziej. Pieczęć zniknęła. Pojawienie się Metatrona na lektyce wraz z trzyma osobami jego światy poprzedziła aberracja przestrzenna w bibliotece, punkt węzłowy dla przemieszczenia się.
Stało się. Dwaj tragarze odstawili lektykę, zielarka oparła sięo nią. Zawsze w takich sytuacjach kręciło się jej w głowie. Bracia o wiele lepiej znieśli dzisiejszą podróż, nie licząc trochę zielonego na twarzy Harrieta. Wojownik jednak wziął się w garść, dumnie wystąpił na czoło.
-Witam w imieniu Metatrona Cimcum Chesed bani Notarikon. - Skłonił się sztywnie. Widać, że nie spadało się mu okolica. Sam pradawny w tym czasie jednym gestem wywołał proste zaklęcie tworzące wir energii. Siedziba nekromanty była jednak miejscem magicznym i ta energia napierła a sieć chroniąca maga. Aby zmniejszyć obciążenie wywołał prostym zaklęciem – aby było jawne i nie niepokoił gospodarza – odrzucający zbędną moc wir wokół swej osoby, nie widoczny normalnienie chronił idealnie jak na prostą magię przystało, ale to co się przedostawało był zgarniane przez sieć pływów okalająca pradawnego. Sieć co prawda i w tym wypadku ochroniłaby czarodzieja ale Metatron nie chciał tracić dobrego zdrowia dzisiejszego dnia – jeśli przed dobre zdrowie rozumieć tylko delikatny ból w płucach przy mowie i nie przeszkadzające duszności oraz promieniujące pieczenie i gorąca z korzonków. Wir oczywiście gromadził też nadmiar energii w sobie co było raczej nie wskazane. Trzeba było go wtedy wyładować- zwykle gdy z braku wizualnych śladów wir przeradzał się w zbieraninę światła, a ta następnie zaczęła strzelać tęczowymi błyskawicami.
Douma podał nekromancie list. Nie był napisany osobiście przez czarodzieja, a podyktowany zielarce. Spisał go kilka dni temu, nie wiedział, że dziś będzie poza czarowaniem (co o dziwo było prawie zawsze dostępne, kryształy uwielbiały magię) będzie mógł normalnie mówić. I będzie miał pełna koncentracie.
„Witam. Proszę wybaczyć mi kontakt w taki sposób ale ze względu na mój stan wolę nie wygłaszać dłuższych przemów, a opis sytuacji wymaga takiego środku. Proszę więc o wybaczanie tego uchybienia oraz niezapowiedzianej wizyty.
Przybywam z powodu Pańskiego mistrza. Kiedy jeszcze żył uzyskałem odeń pewny dar bardzo pomocny mi w badaniach. Niestety, na skutek pewnego zbiegu okoliczności straciłem zarówno dar jak i informacje o naturze tego co dostałem.
Wychodzę z prośbą do Pana jako spadkobiercy w sile i wiedzy o powtórzenie ze mną drogi jaką odbyłem z pańskim mentorem w celu możliwego odwykania rzeczy – mam pewne przeczucia, iż owym darem były wyniki pewnych badań. Oczywiście, odpowiednio wynagrodzę stracony czas.”

Re: [Siedziba Arthanala] Pogawędka magów

: Czw Sie 23, 2012 1:05 am
autor: Arthanal
        Kiedy nastąpiła aberracja przestrzeni, nekromanta był już gotowy na przyjęcie gości. Stanął więc mniej więcej na środku biblioteki, przybrał obojętny wyraz twarzy oraz w miarę godną pozę, kostur zaś uchwycił tak, by stał on prostopadle do podłogi. Wydawało mu się, że tak będzie wyglądał dostojnie. W rzeczywistości wyglądał trochę idiotycznie, ale nie było nikogo, kto mógłby to magowi uświadomić - tupy nie są zbyt przydatne, jeśli idzie o wyrażanie jakiejkolwiek opinii.
        Chwilę później w bibliotece zmaterializowała się grupka osób. Nekromanta nie okazał zdziwienia tak na widok maga, jak i jego świty, choć nie spodziewał się ujrzeć paralityka, nie mogącego nawet wstać z lektyki.
        - Witam cię, Metatronie Cimcum Chesedzie bani Notarikon - rzekł, kiedy wojownik skończył prezentację. - Jestem Arthanal, Mistrz Arthanal, zwany też Formierzem. Zaszczytem dla mnie jest móc gościć cię w mej siedzibie.
        Nekromanta urwał, zauważywszy, że Pradawny rzuca czar. Zignorował jednak nieszkodliwe raczej zaklęcie, zajmując się lekturą podanego mu listu. Szybko przebiegł wzrokiem po jego treści, po czym spojrzał na Metatrona.
        - Dawno już nie spotkałem kogoś, kto interesowałby się moim dawnym mistrzem - odezwał się po chwili. - Ufam jednak, że nie żywisz wobec mnie złych intencji, Metatronie Cimcum Chesedzie. Dobrze więc. Pomogę ci w miarę moich możliwości, licząc na to, że sam pogłębię swoją wiedzę. Nie żądam i nie oczekuję innych nagród. Co do tego daru... Nie wiem, jaką wiedzą mógł się podzielić z tobą mistrz Pharacelsus, jednak przez cały czas trwania mojej edukacji u niego zajmował się badaniem istoty śmierci oraz egzystencji po niej. Badania te były rozległe, dotyczyły wielu zagadnień... Niestety, nigdy nie dane było mi się z nimi bliżej zapoznać. Opuściłem wieżę mojego mistrza tak nagle, iż nie zdążyłem zabrać z niej żadnej księgi. Jestem jednak przekonany, że przebieg tych badań musiał być gdzieś spisany.
        Jeśli rzeczywiście tak jest, księga lub księgi, zawierające tenże opis, winny znajdować się w dawnej siedzibie mistrza Pharacelsusa, w Maurii... chyba, że nie chciał, by ktokolwiek miał do nich dostęp. Wtedy sprawa się komplikuje. Mistrz bowiem od czasu do czasu opuszczał miasto. Nie wiem, w jakim celu to czynił, zawsze jednak wracał po około trzech tygodniach nieobecności. Być może ukrywał wtedy wyniki swoich badań w miejscu, o którego istnieniu nikt nie miał pojęcia... Być może spotkał się wtedy z tobą, Metatronie Cimcum Chesedzie. Myślę jednak, że powinieneś przeszukać siedzibę mego mistrza w Maurii, lub też spróbować odnaleźć tę drugą, hipotetyczną. W tym mógłbym ci pomóc - siedzibę tą z pewnością otacza magia, a ja spędziłem z mistrzem Pharacelsusem wystarczająco dużo czasu, by dostrzec jego rękę w tych zaklęciach.

Re: [Siedziba Arthanala] Pogawędka magów

: Czw Sie 23, 2012 6:41 pm
autor: Metatron
Metatron uważał, że człowiek który mieszka niezupełnie sam, a raczej mający tak niesamowitych towarzyszy nie zasługuje na zaufanie. Oczywiście, nie bał się czarnoksiężników wchodził z nimi w układy. Lecz jeśli jakaś istota wolała towarzystwo majaczący, śmierdzących zwłok poruszających się o własnych siłach od na przykład golemów czy bardziej estetycznych sług – nie tylko zmysł estetyki miał upośledzony ale również zdrowy rozsądek. Prostszymi słowami – szaleństwo.
-Wiem co się stało z Pharacelsusem. - Uśmiechnął się z trudem. Nie był to wyraz sympatii. Raczej wyraz starej, zmęczonej ciężarem swego istnienia istoty ale również wagą misji, lecz istoty przebiegłej, spokojnej o swoje interesy. Czarodziejowi nie do końca podobała się wizja dzielenia się wiedzą z taką osobą. Wiedza była niebezpieczna, mogła tworzyć i niszczyć. Temu Metatron wolał dostarczać światu gotowe wynalazki, a także w taki sposób spłaszczać długi wobec takich jegomości. Jednak na słowa nekromanty w umyśle Metatrona przeskoczyła iskra. Mogło to być to. Prawie czuł mrowienie na duszy (i ból kości już z innego powodu).
-Ile Arthanalu potrzebujesz czasu na przygotowanie się?

Re: [Siedziba Arthanala] Pogawędka magów

: Pią Sie 24, 2012 9:21 pm
autor: Arthanal
        - Wiesz, co się stało z Pharacelsusem - powtórzył powoli. - A mimo to przychodzisz do mnie, prosząc o pomoc w odnalezieniu jego zapisków. Mnie, jego mordercę... Jesteś szaleńcem, ale, jak już rzekłem, pomogę ci. Nie potrzebuję wiele czasu na przygotowania. Bądź łaskaw chwilę zaczekać, zaraz wracam.
        Nekromanta opuścił bibliotekę i ruszył w górę po schodach. Po chwili znalazł się w komnacie, w której chwilę wcześniej odprawił rytuał. Ciało ofiary, jak z niezadowoleniem zauważył, wciąż leżało tam, gdzie je zostawił. Zignorował to jednak. Goście czekali.
        Okrążył kręgi, usypane na posadzce i podszedł do sporego kredensu. Otworzył jego drzwiczki, sięgnął po sakwę z rytualnym proszkiem, złapał parę świec, trochę suszonych roślin, po czym wrzucił do wszystko do sakwy podróżnej, zdjętej z haka w pobliżu kredensu. Przerzucił jej pas przez ramię, złapał rytualny sztylet i skierował swe kroki z powrotem do biblioteki.
        - Jestem gotów - rzekł, wchodząc do pomieszczenia. - Możemy ruszać, tylko proszę cię, dopilnuj, byśmy nie znaleźli się w samym środku Maurii. Nie jestem tam zbytnio lubiany.

Re: [Siedziba Arthanala] Pogawędka magów

: Sob Sie 25, 2012 7:13 pm
autor: Metatron
Metatron oczywiście tylko pobieżnie znał lokalizacje siedziby zmarłego maga. Czy miał za złe jego uczniowi wykończenie go? Nie. Proces eliminacji czarnoksiężników świadczył tylko w oczach Metatrona, że świat ma bardziej dobra naturę niż złą. Jegomość zdobywa siłę, władze, wpływy, moc – mijają lata. Przechodzi jego uczeń lub inny mag i zabija go. Zdobywa cześć środków zmarłego lecz nigdy nie cała. W matematycznym rozumowaniu Metatrona pula siły sprawczej czarnoksiężników przez to się zmniejsza. Tak to działało.
Nim Arthanal niewidzialne bariery oznaczające obszar teleportacji drgały identycznie jak cztery pośrednie aberracje przestrzeni oraz docelowy punkt który utworzył już jakiś czas temu. Kiedy nekromanta powrócił, Metatron kończył ostatni, delikatny i w sumie nawet nie zbyt złożony pomimo pewnej komplikacji zaklęcia gest i połączył wszystkie pośrednie aberracje. Ów most służył tylko utrudnieniu wykrywania i daniu czasu na reakcje przy kontrowaniu teleportacji. Czyli w skrócie, kontrolowania teleportacji.
Wnętrze kręgu w którym już cała grupa czekało zadrżało. Na moment przed przeniesieniem świat oddalił się i rozmył...

[Ciąg dalszy: Metatron, Arthanal]