Dwór AnapsecheteGoście w burzową noc.

Wielkie dworzyszcze, zdecydowanie zbyt wielkie dla jednej osoby - a jednak tylko ona jedna tu mieszka. Wzniesione na szczycie wzgórza Uteri, skąd z jednej strony rozciąga się widok na błękitną panoramę miasta Efne, a z drugiej - na rozległe, tętniące dziką magią pustkowia Pustyni Nanher. Dwór ów został zbudowany z modrzewiowego drewna, przy pomocy magii i pracy nieumarłych sług. Srebrzysty dach dworzyszcza skrzy się w świetle niczym drogocenny klejnot, przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi z dołu. Pod budynkiem znajduje się cały rozległy system piwnic, komór, korytarzy, a w nich - skarbiec, nieduży loszek i krypty, gdzie swoje schronienie ma rzesza służących Pani Anapsechete ożywieńców.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Drake z zainteresowaniem wysłuchał historii tego dworu i rozluźnił się na moment. Obawiał się bowiem, że dom ten stał tu już, gdy pani Anapsachete się doń wprowadziła. To z kolei mogłoby oznaczać, że nie ma ona nad nim pełnej kontroli, a w każdej chwili może ich zaskoczyć jakieś pradawne, potężne zaklęcie. Z drugiej strony to samo mogła przygotować pani domu, sądząc po jej aurze jest potężnym magiem. Sam nie wiedział, która opcja jest pozytywniejsza. Nie chcąc zgłębiać się w szczegóły, porzucił te rozważania.

- Gadający oręż? - zapytał z niedowierzaniem. - Nie, mój miecz nigdy niczego mi nie powiedział... chyba. Przynajmniej niczego sobie nie przypominam i nie wydaje mi się, żeby miał swój, znaczy swoją duszę czy coś w tym rodzaju. Ale jestem tylko poszukiwaczem przygód, nie znam się na artefaktach. - wykrzywił usta w minie oznaczającej zadumę, wzrokiem mierzył czarodziejkę. - A legendę opowiedział mi pewien mój stary znajomy. Był to mag, choć nie taki jak pani, ech... nie wiem jak to wytłumaczyć. Na pewno był śmiertelny i żyłby dość krótko gdyby nie magia. Nie mam pojęcia gdzie teraz przebywa. I czy jeszcze żyje.

Widząc po raz trzeci martwego sługę, Drake'owi przestało już się zbierać na wymioty, a strach ograniczał się do zimnego dreszczu na plecach. Kiedy stąd wyjdę, mało co mnie zdziwi. Znaczy - jeśli stąd wyjdę. Bo wbrew pozorom Drake obawiał się o własne życie, choć nie tak bardzo jak Arien. Ufał magiczce coraz bardziej, sądził, że jeżeli jej niczym nie urazi ta nie będzie miała powodu żeby zmienić go w jednego z jej poddanych. Spojrzał na przyniesione przekąski. Może nie ufał jej aż tak? Chwilę zastanawiał się, czy nie są aby zatrute, doszedł do wniosku, że chyba lepiej nie sprawdzać. Podziękował mówiąc, że napchał się w karczmie.

Nagle usłyszał grzmot. A za oknem ujrzał... serce zaczęło bić jak bęben, odgrywało bliżej nieokreślony rytm, choć nie równy to bardzo dynamiczny. Do szeroko otwartych oczu wpadła mu kropla zimnego potu. Oparł się wygodniej o sofę i opanował oddech. Już dobrze, to tylko twoja wyobraźnia. Tylko... wyobraźnia. Tam niczego nie ma, a nawet jeśli to nie mają szans dostać się do tego domu.

Przecież służą właścicielce domu, mogą tu wejść kiedy ona zachce. - odrzekła mu w myślach racjonalna część umysłu.

Spojrzał na Ariena. Ten to już chyba zwariował. Widać było po nim, że się boi, trzęsie się jak mokry kurczak, oddycha nierówno, nerwowo porusza to ręką, to nogą. Wzrok lata mu jak szalony, starając się wyłapać następną anomalię, by w porę ostrzec resztę ciała. Drake westchnął tylko. Mięczak. Ale młodzik, można mu wybaczyć. Nagle zrobiło mu się go trochę szkoda, chciałby go jakoś pocieszyć. Nie wiedział jak, każdy ruch mógłby odebrać opacznie, jak to zwykle się robi w takim stanie. Toteż nie zrobił nic.

Wnet do sali wparowała kolejna osoba. Zombiak? Nie, to właściciel tej dziwnej aury, choć strachu napędził mu trzykrotnie bardziej niż nieumarli. Kolega po fachu? A może uczeń? Albo wspólnik? Nawet nie chciał myśleć, do czego zdolni byliby dwaj czarodzieje. Może to na niego czekała? Sądził, ze skoro ich jeszcze nie zabiła to już nie będzie chciała, ale nie! Ona chce się podzielić nami z tym całym... Zerricusem. Obłęd opanował Drake'a. Patrzył, ale nie widział. Słyszał, ale nie słuchał. Siedział na fotelu, lecz czuł się, jakby tonął w lepkiej mazi. A w głowie jedna myśl - że zaraz ta iluzja pięknego domu pryśnie, a oni znajdą się w jakiejś strasznej sali tortur. Albo gorzej...

I nagle wszystko wróciło do normy, kiedy Ana wygoniła Zerra. Okazało się, że to przybłęda, błędny mag szukający gościny w burzową noc. To znaczy, że nie są w zmowie? Nie był już niczego pewny, jego dotychczasowa idea o tym, że nie jest w niebezpieczeństwie zniknęła bezpowrotnie. Nie słuchał czarodziejki przez pewien czas. W głębi duszy - choć już się uspokoił i zaczął myśleć racjonalnie - rozważał wszelkie możliwości jak dalej potoczy się historia. Zobaczył, jak kobieta wykonuje jakiś dziwny, nie wiem, rytuał przebijając martwe ćmy szpilką. Gdy je wypuściła z rąk, pofrunęły niczym żywe.

Poruszył się, przetarł czoło. Zauważył, że od czasu wejścia maga jego ciało ani twarz nie wykonały żadnego ruchu. Ucieszył się, że podświadomie nie ukazywał strachu, poza ciężkim oddechem i wpatrzonym w punkt wzrokiem. Czuł się, jakby przed chwilą się obudził.
Awatar użytkownika
Aure
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pół-elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aure »

Czarodziejka wygoniła przemoczonego mężczyznę. Aure spojrzała za nim z rozpaczą. Tak chciałaby pójść razem z nim. Wrócić do głośnej, zatłoczonej karczmy. Zamiast tego została w tej przerażającej posiadłości.
Drgnęła, gdy zdała sobie sprawę, że Anapsechete coś do niej mówi. Skupiła się, by pojąć sens płynących słów. Czarodziejka spytała o czary, a później zaproponowała wino z ziołami lub ciepłe łóżko.
Aure pokręciła żywo głową. Nie wypiłaby ani kropli żadnego płynu podanego jej w tym domu. Chętnie natomiast by się położyła, lecz wiedziała, że i tak by nie zasnęła. Zresztą, za bardzo się bała, żeby chociażby wstać z kanapy.
Kątem oka dostrzegła, że Drake przetarł dłonią czoło. Może był zmęczony? Zmęczonego wroga łatwiej pokonać. Największym problemem było jednak to, że pół-elfka nie potrafiła walczyć. Może...
- Czary...? - wyrwało się Aure. - Mogłabym się nauczyć?
Dziewczyna bała się, lecz jednocześnie wiedziała, że nie ma nic do stracenia. Mogła nawet coś zyskać. Wystarczyło to odpowiednio rozegrać.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Doprawdy? A jak się nazywał ten pański przyjaciel, jeśli wolno wiedzieć? Kto wie, może to nasz wspólny znajomy?

- "Mogłabym"? - Czarodziejce nie umknęła językowa wpadka istotki o różowych włosach. Zaśmiała się. Zmrużyła badawczo oczy i nagle zaczęła się nad czymś wyraźnie zastanawiać. - Ależ *mogłabyś*! - odpowiedziała i roześmiała się ponownie, pozornie ignorując sprawę, ale jednocześnie delikatnie akcentując żeńską formę czasownika. - A interesuje cię to, naprawdę? Oczywiście taka nauka to proces żmudny i niełatwy, ale jeśli ktoś jest wystarczająco zdeterminowany, to może osiągnąć zdumiewająco wiele. Ponadto ma się rozumieć, że nie każdy ma talent do magii. *Musiałabyś* to sprawdzić.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Drake, pochłonięty rozmyślaniem, nie zauważył błędu Ariena. Dotarło to do niego dopiero, gdy czarodziejka poczęła się zeń naśmiewać. Zmarszczył brwi, po czym parsknął z cicha i uśmiechnął się, patrząc na "koleżankę" obok. Zaraz jednak przeszła mu ochota na żarty, kiedy pojął, że magiczka chce nauczyć go tkać magię. Prawdziwą, magiczną magię. Znowu zlał go zimny pot. Czy to tylko pretekst, żeby użyć magii? Chce nas trzymać w niewiedzy do samego końca! A może po prostu jest dobroduszną kobietą, która chce nauczyć młodego chłopca czarować - wyjaśniła mu jego racjonalna część umysłu. W sumie, to sam też chętnie nauczyłby się kilku sztuczek, nawet najprostszych. Niestety, próbował już, i okazało się, że jest kompletnym antytalentem w tej dziedzinie.
- Mój przyjaciel zowie się Ermand Płomiennooki. Dużo podróżował, nierzadko spotykaliśmy się na szlaku to tu, to tam. Ostatni raz widziałem go na Wyspie Syren tej wiosny, jeszcze śniegi gdzieniegdzie topniały. Wtedy to opowiedział mi o legendzie tego miecza. Kto wie, może dalej tam przebywa, wiem, że czegoś szukał, niepewnym jest czego. - spojrzał z zaciekawieniem w piękne, ciemnozielone oczy czarodziejki - Znasz go? O pani? - dodał w pośpiechu zapominając o grzecznościowym tytule.

Burza rozszalała się na dobre. Ciężkie krople deszczu dudniły niczym dziesiątki wojennych bębnów nakładając na siebie różne rytmy, tworząc kakofonię. W nierównych odstępach czasowych dochodził ich grzmot poprzedzany zwykle fioletowymi, jasnymi błyskawicami. On jednak już tam nie patrzył. Wolał nie widzieć już tego, co - miał nadzieję - znajduje się jeszcze w ogrodzie (a nie w domu). Rozcinany przez dach wiatr wył jak opętana kobieta widząc śmierć swego kochanka. A może to nie wiatr...? Nie, to na pewno wichura. Nie ma innej możliwości. Po prostu nie ma.
Awatar użytkownika
Aure
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pół-elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aure »

Jej twarz oblał rumieniec. Speszona spuściła oczy, wlepiając spojrzenie w swoje kolana.
- Chciałem powiedzieć "mógłbym"... - mruknęła pod nosem.
Była zła na siebie, że wyrwało jej się coś takiego. A tak się pilnowała!
- Jak miałbym to sprawdzić?
Była zaciekawiona i mocno zaintrygowana "magią". Nigdy nie myślała, że mogłaby nauczyć się nią posługiwać, a teraz miała ku temu okazję.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Ermand? Ermand Płomiennooki? Oo, tak się składa, że słyszałam o nim trochę. Nie poznaliśmy się nigdy osobiście, ale, o ile pamiętam, szkolił się on swego czasu u sławetnego Dardanusa z Fargoth, który przed wielu wielu laty był i moim nauczycielem. Dardanus opowiadał mi o swoim zdolnym uczniu, noszącym właśnie to miano. Pamiętam również, jak narzekał, iż mimo drzemiącego w nim olbrzymiego talentu Ermand jest bardziej pochłonięty kolekcjonowaniem mitów i podań, niż uczciwym zgłębianiem magii na takim poziomie, na jakim by mógł... Pewnie wciąż goni za legendami. Na Wyspie Syren krążyło ich od zawsze wiele, to żyzna ziemia dla kogoś takiego jak on. Choćby mityczny posążek złotej rybki czy koralowa korona syreniej księżniczki... Słyszał pan o nich?

Anapsechete zadumała się na parę chwil. Wspomnienie starego Dardanusa powróciło do niej niespodziewanie, owiewając duszę Pradawnej jakąś nostalgią. Trochę zatęskniła do tych czasów, kiedy siedziała zamknięta w wieży nauczyciela, odcięta od wszelkich prawdziwych problemów i niebezpieczeństw, gdzie jedyną jej troską - gdy dzisiaj na to spojrzeć, to tak błahą - było przebrnięcie przez kolejną starożytną księgę z absolutnie nieprzydatnymi inkantacjami.

Teraz Ana była jednak zbyt dojrzała, by móc prowadzić takie życie - doskonale o tym wiedziała. Natomiast gdyby sama miała ucznia? Dlaczego nie? Gdyby nawet okazał się niezbyt zdolny, zawsze to jakaś rozrywka... Kobieta popatrzyła na Aure. Ciekawe, czy ta zabawna istotka ma choćby szczątkowy zmysł magiczny...

- Wiesz co? Sprawdzimy to w bardzo prosty sposób. - Czarodziejka wstała na chwilę i przyniosła ze stolika pod oknem aksamitny woreczek. - W tym woreczku są kamyki z wyrytymi runami - literami elfickiego alfabetu. Obejrzyj je sobie najpierw dokładnie, dotknij każdego z nich i spróbuj zapamiętać to, co z nich emanuje - poleciła, rozsypując przed "chłopcem" śnieżnobiałe płaskie kamyczki ze złotymi zawijasami pisma elfów. Jeden kamyk potoczył się ze stukiem po stole i spadł na posadzkę, jednak Ana zdawała się tego nie zauważyć.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Wtem gospodyni ponurego dworzyszcza zastygła w bezruchu. Jej twarz stężała dziwnie, a w jej oczach zaczaił się obłęd, który nie umknął uwadze jej gości i wyzwolił w nich zbierające się już od dłuższego czasu pokłady lęku.

Oboje, Aure i Drake, krzyknęli ze strachu, kiedy Czarodziejka gwałtownie wstała. Jej ciało było napięte i naprężone jak struna. Jej piękne loki, wiedzione jakąś obcą siłą, uniosły się powoli, otulając głowę kobiety miękkim, turkusowym obłokiem. Na końcach jej palców - dłonie trzymała uniesione - tańczyły blade iskry, przypominające pioruny. Anapsechete zaczęła mówić coś w nieznanym im - a być może także i jej samej - języku, który brzmiał okrutnie szorstko, ostro i niemal fizycznie kaleczył uszy oraz umysły słuchaczy. Jasne było, że kobieta widzi właśnie rzeczy, które nie pochodzą z tego świata. Rzeczy, o których strach śnić. Rzeczy, których nie ogląda się nawet w najgłębszych, najczarniejszych czeluściach Otchłani.

Drake i Aure nie zastanawiali się ani chwili dłużej - decyzję o ucieczce z tego chorego miejsca oboje podjęli w jednej sekundzie. Szalejąca za oknami burza i czające się w ogrodzie istoty o bladych obliczach zdawały się niemalże przyjazne i zachęcające w porównaniu z tym, co działo się tutaj. Ostatnim obrazkiem, jaki ujrzeli odwracając się jeszcze w drzwiach przez ramię, była Czarodziejka upadająca na posadzkę jak marionetka z jarmarcznych przedstawień, której przecięto sterujące nią sznurki i rozpaczliwie usiłująca zaczerpnąć powietrza, jak gdyby pochłaniały ją fale niewidzialnego morza. Żadne z nich nie pomyślało jednak nawet, żeby jej pomóc.

Plątaninę ciemnych korytarzy, w których straszyły ich pociemniałe portrety z złoconych ramach i wyciągnięte ku nim rozczapierzone dłonie mosiężnych kandelabrów, przebyli tak szybko, jak potrafi tylko ktoś skrajnie przerażony. Szczęśliwie nie natknęli się ani na nieumarłego kamerdynera, ani na żadną inną "żywą" duszę. Opuścili modrzewiowy dwór i wzgórze Uteri w strugach deszczu, czując, że cudem umknęli czemuś, co mogło zakończyć ich wędrówkę po Alaranii w sposób niekoniecznie szybki, lecz na pewno bolesny.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Dyffryn pośpiesznie wydukał zaklęcie, nie mając wiele czasu na obliczanie należytych koordynatów. Przy odrobinie szczęścia nie wyląduje na dnie oceanu lub w środku wulkanu. Skupił moc i tuż przed nim otworzył się portal. W samą porę, gdyż już słyszał ciężki bieg goniącej go bestii, dzikiego demona jakich wiele w Otchłani. Nawet nie oglądał się za siebie, tylko czym prędzej wskoczył w jaśniejący czerwienią owal. Poczuł ciąg znajomych mu wrażeń, wielkie zawirowanie w organiźmie, naprzemienne napady ciepła i zimna, przemykające przed oczami świetliste rozbłyski i nagle zapadające ciemności, wszystko dopełnione ogłuszającymi dźwiękami podobnymi do świstu przemykającego wiatru. Liber Infernalis milczała, jednak Dyffryn czuł w sobie jej obecność. Jakby spokojnie śpiącą i odpoczywającą po ciężkim dniu. Sięgnął lekko do niej i dosłownie przytulił się myślowo, czerpiąc uspokajającą rozkosz z obecności mrocznych sił. Wtem poczuł jak moc dosłownie chwyta go za nogi i ciągnie z powrotem do Otchłani. Krzyknął bezgłośnie, gdyż przestrzeń którą przemierzał nie znała pojęcia naturalnego dźwięku. Szturchnął kilka razy śpiącego w nim demona, chcąc rozbudzić go, ten jednak spał w najlepsze. Dyffryn nie mając innego wyjścia, sięgnął rozpaczliwie ku światowi materialnemu. Poczuł nagły przypływ mocy, dziwnej, jednakże niewątpliwie pochodzącej stamtąd dokąd podążał. Moc pulsowała złem, była jednak inna niż szalejące siły piekieł. Bez namysłu i z nadzieją uczepił się jej przepływu jak rzep psiego ogona i powędrował w kierunku jej źródła. Siła, która ciągnęła go z powrotem jednak nie słabła, dalej uczepiona jego ciała. Niech szlag trafi te demony! Dyffryn wolał nie wypowiadać kolejnych inkantacji podróżując przez połacie szalejącej mocy. Mogłoby to doprowadzić do jego anihilacji lub przerwania tunelu tworzonego w czasoprzestrzeni przez portal. Korzystając z napływu mocy, ciągnął więc demona za sobą, mając nadzieję że ten odpuści nim Dyffrynowi uda się przeniknąć do świata materialnego.
Miał niezwykłe szczęście. Nieznana moc zwiększyła natężenie i wysłała potężny impuls, który przemknął o włos mijając dryfującego Dyffryna, za to zderzając się z ciągnącą go do tyłu mocą. Nagłe zelżenie przeciwdziałającej teleportacji mocy, pociągnęło demonologa naprzód z taką siłą, że wypadł z portalu jak z procy i wyrżnął w jakąś płaską, solidną powierzchnię. Demona jednak odrzuciło z powrotem do Nieświata.
Uratowany!
Powoli pozbierał się z podłogi, na którą upadł odbity od ściany jakiegoś domostwa i chwycił swoje juki, słysząc znajomy dźwięk potłuczonego szkła. Szlag! Uderzenie potłukło najwidoczniej jego aparaturę alchemiczną. Ale cóż, ważne że uszedł z życiem...
Dopiero teraz rozejrzał się po pomieszczeniu do którego trafił. Zastał go dość ponury widok, choć przyznać trzeba elegancki. Najbardziej specyficzna była jednak Aura panująca w tym miejscu. Tak jak czuł wcześniej, zła i przepełniona bólem, jednakże inna, bardziej związana z tym światem, aniżeli z Otchłanią.
Nekromancja.
Dyffryn nie znał się na sztukach nekromantycznych, ale mając styczność z różnymi zakazanymi szkołami magii, umiał rozpoznać charakteryzującą magię śmierci aurę. Zaciekawiło go jednak, co było źródłem mocy która pomogła mu przedostać się do świata materialnego. Dopiero po chwili zobaczył leżącą na wznak kobietę, wcześniej zasłaniała mu ją stylowa kanapa. Kobieta była zbyt ładna na stereotypową wiedźmę, jej lokum zbyt eleganckie. Dyffryn delikatnie kryjąc swoją obecność za magicznym całunem, delikatnie sięgnął myślami ku niej, chcąc zbadać jej aurę i dowiedzieć się z kim ma do czynienia. Zachował przy tym czujność, w końcu być może wcale nie są tu sami. Jednocześnie wysłał malutki impuls w stronę śpiącego demona, jeszcze raz, i znowu bezskutecznie, próbując go dobudzić.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Aura, jaką wyczuł Dyffryn, świadczyła iż ma on do czynienia z istotą żyjącą już wiele lat, w dodatku na wskroś przepełnioną magią. Nie chodziło tu jedynie o sztuki nekromanckie, którymi kobieta się parała i których eteryczne echo rozbrzmiewało w całym budynku, ale o to, że magia w naturalny sposób stanowiła część jej jestestwa. Najwyraźniej nie była ona po prostu ludzką czarownicą, lecz należała do długowiecznej rasy Czarodziejów. Kolejne rzeczy, jakie przybysz zdołał odczytać, to determinacja, piekielna determinacja i głęboko zakorzeniona i przesycająca duszę kobiety rozpacz.

Ana leżała na podłodze, z twarzą wtuloną w dywan. Jeszcze przed chwilą coś zażądało od niej mocy, a ona wiedziała, że nie powinna opierać się temu żądaniu. Poprzez niewidzialne nici posłała tak wielki impuls energii, na jaki tylko było ją stać i modliła się w duchu, aby to wystarczyło.

Żyła, a więc wystarczyło.

Moc, jaką posłała ku temu, kto żądał, pozwoliła odepchnąć próbującą przedrzeć się przez wyrwę w czasoprzestrzeni istotę z samego chyba dna Otchłani, zarazem podając jakby pomocną dłoń temu, kto przed ową istotą uciekał.

Krwawoczerwony blask zalał na chwilę całą komnatę, a potem zgasł, zaś ciemność, którą po sobie pozostawił, zdawała się odrobinę mroczniejsza niż przedtem. Jak gdyby znikający portal wessał w siebie część światła z tego świata. Z hukiem i trzaskiem ktoś wypadł z przejścia między światami, lecz kiedy Anapsechete zerwała się na równe nogi i rozejrzała nieprzytomnie, jej oczy nie ujrzały nikogo. Nie było już nawet tej dwójki, która jeszcze niedawno z nią tu siedziała i gawędziła - jak przez mgłę Czarodziejka przypomniała sobie ich nagłą ucieczkę. Głupcy i niewdzięcznicy.
Mimo wszystko wyczuwała czyjąś obecność. Wciąż jeszcze brakowało jej tchu i z trudem chwytała w płuca powietrze. Była blada jak trup i osłabiona. Złapała się oparcia kanapy, żeby nie upaść.

- Nie wiem, kim jesteś, ale zawdzięczasz mi swoje marne istnienie! - wykrzyknęła w pustkę, a jej głos, mimo stanu w jakim była, zabrzmiał dostojnie i godnie.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Dyffryn poczuł wyraźny odblask czystej magii w aurze otaczającej kobietę. Prawdopodobnie była więc Czarodziejem. Nie była to bowiem aura nemoriańska ani w jakikolwiek sposób związana z Otchłanią, czy tym bardziej z Piekłami. Podlana była bowiem odrobiną ludzkich uczuć i desperacką, zdeterminowaną rozpaczą. Podobna aura często otaczała niektórych nekromantów, zwiedzionych ku mrocznym sztukom przez przywiązanie do bliskich im osób, w tych tajemnych i występnych arkanach szukających metody na przywrócenie zmarłych ukochanych do życia. Tak mogło, lecz nie musiało być w tym wypadku.

Niewiele miał czasu do namysłu, gdyż kobieta wstała, powoli i ostrożnie, podpierając się na kanapie, ale jednak w pełni świadomości. Wygląda na to, że to ona posłała ten potężny impuls. Musiała być więc silną magiczką, choć nawet ją widać obezwładniła taka ilość mocy. Sam fakt, że dała radę ją zmobilizować jednak o czymś świadczył. Po chwili kobieta wykrzyknęła, w stronę całkowicie przeciwną do faktycznego miejsca pobytu demonologa, ale niewątpliwie w słowach skierowanych do niego. A więc wiedziała o jego obecności. Trzeba przyznać, że jej głos brzmiał dumnie, miał w sobie wiele stanowczości, widać było iż nie należy z tą kobietą zadzierać. Nie widząc sensu w ukrywaniu się, demonolog wyszedł więc z cienia. Ana zobaczyła przed sobą mężczyznę w czarnej, powłóczystej szacie. Był smukły i wysoki, a rozświetlające pokój raz po raz błyskawicę ukazały jej kościaną maskę, skrytą w cieniu obszernego kaptura. Jeśli w tej chwili sięgnęłaby do aury nieznajomego, jako doświadczona Czarodziejka, wyczułaby w niej coś bardzo niepokojącego i mrocznego, jednakże skrzętnie zakrytego, jakby niewidzialnym, myślowym kocem. Bez subtelnego włamania się do umysłu przybysza, albo gwałtownego sforsowania tej bariery, nie sposób było stwierdzić czegokolwiek więcej.
- Poradziłbym sobie. - Dyffryn odparł beznamiętnie, głębokim i mile wibrującym, całkiem przyjemnym dla ucha głosem. Był tego pewny, choć nie zaprzeczał że nieoczekiwana pomoc wcale mu tego nie ułatwiła. Ale to i tak nie był powód, by się do tego przyznawać. - Gdzie jestem?
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Gdzie? W moim domu - odparła gospodyni, odwracając się gwałtownie w tę właściwą stronę. Opadła miękko na jasnozielony jedwab kanapy, nie czując się na siłach dłużej stać. Wciąż była roztrzęsiona, lecz próbowała nie dać tego po sobie poznać. Z każdą chwilą oddychało jej się łatwiej. - Niedaleko stąd jest miasto Efne i Pustynia Nanher, jeśli cię to interesuje - dodała jeszcze, a jej głos nadal był władczy, choć nieprzesadnie donośny. - Lepiej spróbuj wykrzesać z siebie słowo podziękowania i przedstaw się, uciekinierze z innego wymiaru.

Anapsechete, mrużąc fioletowe oczy, zmierzyła wzrokiem postać przybysza. Zafrapowała ją ta kościana maska na jego twarzy. Czyżby miał aż tak potworne oblicze, że zmuszony był je ukrywać? Zarazem nie uszedł jej uwadze przyjemny, głęboki głos Dyffryna - na jego dźwięk przeszył ją krótki dreszcz, którego nie nazwałaby jednak niemiłym. Nie sięgała do aury mężczyzny, bo nigdy nie znała się dobrze na ich czytaniu - niejasne wrażenie niepokoju i czegoś potwornego narzuciły jej się jednak same. Przez moment dobiegło ją też jakby echo szeptów, na przemian ekstatycznych i bolesnych, i strzęp jakiejś kuszącej, pętającej umysł melodii, wszystko to jednak zdawało się mocno przytłumione. Celowo?
Czarodziejka siedziała tak, w swej długiej czarnej sukni, z turkusowymi lokami rozrzuconymi na oparciu kanapy, i w zamyśleniu czekała na odpowiedź ze strony mężczyzny, bezwiednie obracając w palcach podniesiony z podłogi kamyczek. Widniała na nim złota elficka runa "mnervynn" - co znaczy "zagadka". Na palcu kobiety migotał zielony kamień, oczko kunsztownego pierścienia, w którym raz po raz rozbłyskało światło błyskawicy. Burza nie chciała odejść.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Uśmiechnął się lekko, bynajmniej nie przyjaźnie, choć niedostrzegalnie, bo za swoją maską. Nie pofatygował się by pomóc kobiecie w jakikolwiek sposób, obserwował jak ciężko podciąga się i siada na kanapie. Jej głos z każdą chwilą był coraz wyraźniejszy, widać szybko odzyskiwała siły. Efne? Cóż. Demonolog nie miał tu żadnego interesu, ale to lepiej niż jakieś pustkowie. Choć musiał przyznać, że wylądował w dość osobliwym miejscu. Zdecydował jednak, że się przedstawi, w końcu cóż powie jej jego imię, jedno z wielu jakie mu nadano?

- Jestem Dyffryn - rzekł, a wokół aura nieco zagęściła się i ściemniała, jakby samo jego imię było przesiąknięte mocą, ale i podłością oraz złem. Wrażenie jednak rychło zanikło. Demonolog obserwował kobietę bez zbędnego zachwytu, od dawna nie interesowały go dziewki. Musiał jednak przyznać, iż była ona całkiem urodziwa, choć też nietypowa ze względu na kolor swoich włosów. Nie omieszkał zwrócić uwagi na klejnocik, którym się bawiła. W świetle błyskawicy dostrzegł na nim elficki znak, jednakże nie umiał go odczytać, nigdy nie uczył się ani języka, ani pisma tego ludu, którym zresztą gardził. Bardziej zainteresował go więc pierścień na palcu, przypominający osławione nemoriańskie pierścienie, dzięki którym władali oni potężną magią. Czyżby więc jednak Nemorianka? Nie, niemożliwe. Całkowicie nie ta aura, a i pierścień, choć Dyffryn nie miał pojęcia do czego służy, nie zostawiał w niej wyraźnego odbicia.
- Poradziłbym sobie - dodał po chwili milczenia, wciąż nie mając zamiaru za nic dziękować. Nie chciał jednak jej zbytnio urazić, gdyż musiał przyznać, iż rozmowa z praktykującą nekromantką mogła zapowiadać się ciekawie. - Ale nie zaprzeczam, że nieoczekiwana pomoc mi to przemile ułatwiła. Kim więc jesteś, pani tego domu? - zapytał, o dziwo bez wielkiej ironii.

W głębi duszy, Dyffryn nagle poczuł budzącą się obecność Jego. Nie była jeszcze wyraźna, jednak wyczuł że demon już nie śpi. Na powitanie szturchnął go lekko myślami, przytulając jak ukochaną osobę. Oj tak, nadzwyczaj dziwna była to relacja, człowieka i ukrytego w nim demona, posłańca potężnej Liber Infernalis. Jej aura, skrzętnie skryta w wirach astralnych, nie przebijała się przez przepływ nekromantycznych mocy okalający to miejsce. Ale demonolog czuł jej obecność, przerażającą dla innych, a dla niego kuszącą i kojącą, działającą na niego jak narkotyk. Był wszak jej wybrańcem. Czarodziejka nie mogła tego widzieć, ale Dyffryn z rosnącej przyjemności aż zmrużył oczy i westchnął cichutko.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Kobieta widziała już w swoim długim życiu tyle mroku i śmierci, że ponura aura bijąca od Dyffryna nie działała na nią zbyt mocno - choć bez wątpienia dostrzegała ją i odczuwała, jednak bardziej jako ostrzeżenie, nakazujące zachować czujność. Tak, on sam tak bardzo jej nie przerażał, natomiast to, co podążało za nim, co ledwo udało się odepchnąć od portalu... Ana wiedziała, że jeśli zamknie oczy, to powrócą do niej te obrazy, te wizje, tak bardzo odległe i obce, których potworności żadne słowa nie są w stanie oddać. Czy jeszcze kiedyś będzie w stanie spokojnie zasnąć?

- Anapsechete Nehemia Hetepsechemui - przedstawiła się swoim pełnym mianem. - Z krwi Czarodziejów. - Wyprostowała się i odrzuciła kamyczek na stół. Splotła dłonie, usiłując nadać sobie pozór absolutnego spokoju. - Przed czym więc uciekałeś, Dyffrynie? I dlaczego wylądowałeś akurat na środku mojego salonu? Przypadek?

Tu Ana zmarszczyła lekko brwi. Sama nie teleportowała się nigdy, pomijając tych kilka nieudanych prób podczas edukacji magicznej u Dardanusa, ale, próbując się nauczyć, czytała dużo teorii. Wedle jej wiedzy nawet stworzony spontanicznie portal nie prowadził naprawdę w miejsce tak do końca przypadkowe. Pomimo pozornej losowości, zawsze coś musiało ukierunkować tworzącą przejście moc, przyciągnąć ją tam, gdzie tworzącego wiodły myśli, wspomnienia, marzenia, lęki... Świadome lub nie. Lub przeznaczenie.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Demon przeciągnął się i odpowiedział na powitanie, lekko łaskocząc zmysły Dyffryna. Był nieco zaciekawiony obecną sytuacją i pokusił się nawet o zapytanie co się stało. Demonolog dał Mu dostęp do swoich najświeższych wspomnień, by zaspokoić jego ciekawość. Cały czas uważnie słuchał Czarodziejki, podczas gdy demon zarechotał w jego umyśle, rozbawiony widać całą sytuacją, zmaganiami i strachem Dyffryna, które towarzyszyły jego astralnej podróży.

Bowiem faktycznie była to Czarodziejka. Tak jak demonolog przypuszczał, w gruncie rzeczy jednak, ta pradawna rasa rzadko oddawała się mrocznym sztukom. Jako naturalnie długowieczni i mniej skłonni do ulegania pokusom, rzadko pociągały ich zwodnicze obietnice potęgi oferowanej przez nekromancję lub magię demonów. Choć jeśli już zgłębiali te tajniki, to byli w nich nie mniej wprawni niż w tradycyjnie uprawianych przez siebie dziedzinach. Siedząca przed nim kobieta także sprawiała wrażenie starej (według ludzkich kryteriów) i potężnej, choć też znacznie zagubionej pośród własnych mocy. Coś w niej jednak było takiego, że nawet Dyffryn nie nazwałby jej niegodnym potęgi słabeuszem.
- W dużej mierze przypadek, Anapsechete. - potwierdził jej słowa. Imię miała dość karkołomne do zapamiętania od razu, jednakże Dyffryn nie miał w zwyczaju używać zdrobnień. - Nie miałem możliwości dokładnie określić miejsca otwarcia portalu i przywabił mnie, spowodowany zapewne przez ciebie, wir magii. Szczerze mówiąc nie było zbyt wiele czasu do namysłu. - Uśmiechnął się lekko.
Nie uznał za celowe nadmienić, gdzie był i przed czym uciekał. Pomijając fakt, iż sam nie znał miana tej dziwnej bestii, ta wiedza nie była kobiecie w żaden sposób potrzebna. Po co się ujawniać?
- Stylowo tu - pochwalił jej gust, zresztą szczerze. - Choć ponuro. Ale może to i lepiej? - zamilkł na chwilę.
Pomyślał, że nie będzie owijał sytuacji w bawełnę. Następne jego słowa zabrzmiały:
- Na pewno dla nekromantki. - Zaśmiał się, nie do końca przyjaźnie, lecz też nie kpiąco. Raczej obojętnie.
Awatar użytkownika
Salena
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Ghoul
Profesje:

Post autor: Salena »

Rozmowę przerwał tej dwójce dość głośny łomot gwałtownie otwieranych drzwi oraz głuche uderzenie ciała o podłogę. Gdyby raczyli zwrócić swoją uwagę na to niespodziewane zjawisko, obydwoje ujrzeliby przy drzwiach drobną blondynkę w stroju służki. Minęła krótka chwila, zanim wykonała jakikolwiek ruch, sprawiając przez ten czas wrażenie, jakby ten jakże zwracający uwagę upadek był dla niej w skutku śmiertelny. Najpierw podniosła się na kolanach i łokciach, by powoli podnieść się na nogi. Skórę miała przeraźliwie bladą, a oczy nie mogły należeć do zwykłego śmiertelnika, chyba że po naprawdę głębokiej traumie. To dziewczę jednak wyglądało jedynie na poirytowane.
- Przeklęte buty... - rzekła szorstko, otrzepując sukienkę z kurzu. Chwila... na podłodze było szkło. I chyba nawet jeden odłamek wbił się jej w poduszeczkę palca serdecznego. Zmarszczyła brwi, ale nie była aż tak oderwana od rzeczywistości, by nie zauważyć, że właśnie wpadła w tarapaty. Jej aktualna pani w końcu miała nietypowego gościa, który nie wyglądał zbyt przyjaźnie.
- Ja wcale nie podsłuchiwałam! - zaznaczyła od razu by nikt nie miał wątpliwości. - Byłam w drodze, by zapytać, czy przypadkiem nie chcą państwo herbaty, ale potknęłam się! Pewnie o dywan albo... nieistotne! Może... może tutaj posprzątam? Pani, jakie jest pani ży... o! - Dziewczynka zwróciła uwagę na wygląd nieznajomego. Czarne szaty, kościana maska... jej ciekawość wzięła w tym momencie górę. Podeszła do niego krok.
- Interesujące. Ta maska to magiczna, czy po prostu by zasłaniać pana b...ardzo doświadczone lico? - Niespecjalnie przejmowała się tym, że mógł jej zrobić krzywdę. Doskonale wiedziała, jak może się bronić. Ale ale, krwawiła z palca, dlatego zaraz potem wyjęła odłamek z niego i ulokowała w swoich ustach, patrząc ciekawskim wzrokiem na przybysza. Chyba... gdzieś go widziała... a może jej się wydawało...
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Saleno! Co ty wyprawiasz?! - Podniesiony i ostry ton Czarodziejki miał doprowadzić do porządku jej nową służącą, ale, jak Ana zdążyła już zauważyć, rzadko kiedy to na nią działało. Istne utrapienie z tym młodym ghoulem. - Nie zaczepiaj mojego gościa. Nie ruszaj tego szkła. Tak, przynieś mi herbaty. Nie. Wina. Prędko, nie ociągaj się, dziewczyno!

- Wracając do naszej rozmowy... Lepiej czy nie? Być może lepiej. - Anapsechete wzruszyła ramionami. Nie robiła wielkiej tajemnicy z tego, czym się zajmowała. - Ale powiedziałeś to w taki sposób, jakby nekromancja była tu zakazana i paranie się nią trzeba było trzymać w sekrecie przed całym światem... A chyba tak nie jest? Jeśli tak, to chyba nikt nie miał dotąd odwagi przyjść tu i mi o tym powiedzieć - rzekła i również roześmiała się.

Jej śmiech, podobnie jak Dyffryna, nie był specjalnie przyjazny, raczej sugerował dyskretnie, co zrobiłaby z kimś, kto ośmieliłby się uczynić coś podobnego. Mieszkańcy Efne nie przepadali za nią, ale ponure legendy, które opowiadano o "czarownicy ze wzgórza Uteri", która porywa dzieci, zakłóca spokój umarłych i robi mnóstwo innych ohydnych rzeczy, napawały ich chyba pewnym lękliwym szacunkiem i odstraszały od robienia głupich rzeczy.

- A więc, Dyffrynie, nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Przed czym uciekałeś, gdzie i dlaczego? Chyba mam prawo wiedzieć, co to za istota o mały włos nie przyprawiła mnie o pomieszanie zmysłów i śmierć w męczarniach. A ty chyba nie masz powodu, by to przede mną ukrywać.
Zablokowany

Wróć do „Dwór Anapsechete”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość