[Żelazna Twierdza] Przed koronacją.
: Pon Lip 30, 2012 2:08 pm
***Trzy tygodnie do koronacji***
Minęły dwa długie tygodnie od ostatnich wydarzeń. Sprawy z ucztą i koronacją trzeba było przesunąć, tak , że owa uroczystość miała odbyć się w drugiej połowie lata, a zostało do niej trzy tygodnie. Cała burza, którą wywołała zdrada Daetha powoli zaczynała cichnąć. Zamek znów stała się w miarę spokojnym miejscem. Nadal nie było wiadomo nic na temat Eileen i jej syna. Ostatnia grupa zwiadowców została wysłana w góry i jeszcze nie wróciła. Król bowiem podejrzewał, że Daveth mógł mieć w górach jakąś twierdzę i zamknąć ich w niej, zakładając, że mówił prawdę.
Rada też miała już swoje sprawy. Edgar stał się zdecydowanie spokojniejszy i bardziej pokorny, przez swój występek. Odbyło się też jego ślubowanie posłuszeństwa wobec króla i królowej. Dzięki łaskawości anielicy, przysporzyła ona sobie wiernego sługę. Nie można było zaprzeczyć, że Edgar ma do niej największy szacunek z całej rady. Żona Edgara, lady Ariviel została wezwana do królowej, kiedy ta wydobrzała. Ponieważ dowódca wojsk martwił się o jej stan zdrowia, królowa postanowiła zająć się ciężarną elfką. Okazało się jednak, że nie ma się czym martwić. Ariviel była po prostu zmęczona ciążowymi dolegliwościami. Nic więcej.
Ronan nadal ciągnął niebezpieczny romans z Tris, o czym wiedział już cały dwór. Mieszkańcy zamku zdążyli już poznać wybuchowy charakter wiedźmy i co niektórzy zastanawiali się jak będzie wyglądał układ jej i Ronana, a raczej ile potrwa. Meiben szlajał się po zamku w poszukiwaniu rozrywki, ponoć spotykał się z jedną z dwórek królowej, ale jak na razie była to tylko plotka. Nairn i Diego za to mieli sporo pracy. Jak do tej pory świątynia nie była miejscem do którego dworzanie uczęszczali codziennie. Owszem, wierzono w Najwyższego, ale nawet król nie przychodził codziennie na modlitwę. Teraz było inaczej. Każdego dnia na modły przychodziła królowa i jej osiem dwórek. Świątynia zawsze musiała więc być czysta i przygotowana na przyjście królowej. Oprócz tego rozkazano by w świątyni zawsze stały świeże kwiaty. A o całość musieli dbać właśnie Nairn i Diego. Diego był młodym, sympatycznym klerkiem, o zawsze rozczochranych, ciemnych włosach. Nair z chęcią wyręczał się młodzikiem w przygotowaniach świątyni.
Odkąd Briget oddalono od króla i wysłano do Elice, lord Raibert miał dwie regularne kochanki, która była właśnie Briget i Sophie, nadworna medyczka. Plotka głosiła nawet, że ponoć Raibert je obie sprowadza do łoża i nie jest tak, jak wszyscy myślą, że kobiety nie wiedzą o sobie. Musiał być w tym cień prawdy, bo kiedy plotka rozeszła się po zamku Sophie i Briget wcale nie zaczęły siebie unikać, a Raibert nadal chodził tak samo zadowolony, jak wcześniej.
Alaja w końcu wydobrzała, ale nie pozwolono jej wrócić do pracy. Okazało się również, że jej najlepszy przyjaciel – Ferr, siedzi z nią kiedy tylko może. Ferr zwykle starał się czuwać przy królu, ale odkąd Alaja została zraniona, kiedy tylko mógł biegał i siedział przy medyczce. Wszyscy wiedzieli, że Alaja i Ferr są przyjaciółmi. Medyczka od zawsze rozmawiała w zasadzie tylko z nim, inni nie mogli nawet liczyć na dłuższą rozmowę z nią. Zwierzała się tylko Ferrowi.
Wszystko powoli zaczynało wracać do normy… Z wyjątkiem małżeństwa króla…
Niara przez kilka dni od jej zasłabnięcia leżała w łożu i nie wychodziła z komnaty. Przyznała królowi rację, że powinna odpocząć. Dopiero, kiedy czuła się naprawdę dobrze zdecydowała się wstać. Wtedy też przyjęła w swoich komnatach lady Ariviel. Anielica była jednak bardzo milcząca, tak wobec swoich dwórek, poddanych, jak wobec króla. Niewiele mówiła, wymieniała grzeczności, ogółem jednak chodziła smutna i przygnębiona. Codziennie udawała się przynajmniej na godzinna modlitwę do świątyni razem ze swoimi dwórkami. Przechadzała się samotnie po ogrodzie, znikała na długie godziny w parku, jednak tam towarzyszyła jej obstawa złożona z czterech strażników. Ponoć przechadzała się pomiędzy drzewami, albo przesiadywała na łące. Któregoś dnia, zaraz, gdy nastał świt królowa zjawiła się na zamkowej strzelnicy, w męskim stroju, kazała sobie przynieść łuk i strzały, a potem przez kilka godzin, aż do południa strzelała do tarczy, zupełnie jakby chciała się wyładować.
Któregoś dnia do zamku wrócił Selenrai, ale nie sam. Przyprowadził ze sobą śnieżnobiałą klacz imieniem Andromeda. Powiedział Niarze, że teraz to ona będzie jej towarzyszką. Była śliczna, młoda i bardzo sympatyczna. Ponadto była cudownym koniem, wytrzymałym, silny i… magicznym. Andromeda miała świetlistą, srebrną grzywę i ogon, poza tym miała też nigdy się nie zestarzeć. Anielica musiała przyznać, że Andromeda była naprawdę pięknym koniem. Było jej jednak przykro, że Selenrai odchodzi. Nic jednak nie mogła na to poradzić.
Następnego dnia, od odejścia Selenraia i przybycia Andromedy anielica znów wstała przed świtem i gdy tylko słońce wzeszło wyjechała na przejażdżkę ze swoją nowa klaczą. Oczywiście towarzyszyli jej zbrojni i część dwórek. Z królem jednak tego dnia się nie widziała, tak jak poprzedniego. W ogóle wyglądało na to, że go unika. Nie wyprowadziła się z jego komnaty, ale nie dawała się dotknąć. Mimo względnego spokoju nic nie było tak jak powinno. Kolejne dni minęły podobnie. Królowa miała trochę obowiązków, zaczęli zjeżdżać się dygnitarze i ambasadorowie z różnych stron, już na koronację. Musiała ich przyjąć, więc przez jakiś czas była zajęta.
Tego dnia królowa nie miała wyznaczonych obowiązków, więc w zasadzie mogła robić to, na co miała ochotę. Był piękny, słoneczny dzień. Promienie letniego słońca grzały mocno otaczając swoim blaskiem zamek i przyległe do niego ogrody. Anielica, jak to się zdarzało ostatnio bardzo często zamiast w zamku przebywała w zamkowym parku. Razem z nią rzecz jasna wyszły dwórki, ale tylko dwie i dwóch strażników. Od czasu zamachu wszędzie miała obstawę. Oprócz nich za królową włóczył się też beżowy chart imieniem Edward, ten sam, który kilka tygodni wcześniej kradł jedzenie z kuchni. Anielica przeszła przez cały park, aż w końcu dotarła do małej, mocno osłonecznionej łąki, tej samej na której siedziała pierwszego dnia z królem. Gdy tylko królowa się zatrzymała i usiadła na łące, zatrzymały się też dwórki i strażnicy. Towarzyszyła jej Liria, jasnowłosa, młoda dziewczyna i Ariana, najstarsza z dwórek królowej, rudowłosa kobieta, o zielonych, pięknych oczach i przerażających bliznach zdobiących jej twarz. Ariana jako jedyna nosiła rozpuszczone włosy, żeby choć trochę zakryć szpecące blizny na jej oku i policzku.
Królowa widząc, zatrzymujące się dwórki dała im znać, że mogą kawałek odejść i schować się w cieniu. Podobnie postąpiła ze strażnikami, nie chciała ich mieć tak blisko siebie. Wystarczyło żeby obserwowali z trochę dalszej odległości.
Edward, który do tej pory szedł sobie za królową teraz rozłożył się koło Niary. Anielica siedziała z podkulonymi nogami, jej biała suknia ładnie zakrywała wszystko to, co powinno zostać ukryte. Rzecz jasna miała gorset, mocno zasznurowany, ale suknia przynajmniej nie miała długich rękawów. Jej włosy zapleciono dziś w prosty, długi warkocz, ale głowę jak zwykle zdobił diadem. Nie miała jednak jak co dzień dużej kolii, czy naszyjnika, zamiast tego jej szyję zdobił prosty, szeroki łańcuszek z wisiorkiem od króla. Na dłoniach natomiast miała szeroki pierścień z zaślubin i mniejszy, ten którym w teorii król powinien poprosić ją, by została jego żoną.
Edward leżał obok anielicy, ale był wyraźnie zmęczony słońce, które na niego padało. Dlatego nagle wstał, obszedł kobietę i położył się z drugiej strony.
- Gorąco ci, co? – odezwała się kobieta. Pies podniósł głowę, przesunął się i położył jej pysk na kolanach.
- Możesz iść do cienia, jeśli chcesz – Edward pisnął i wcisnął mokry nos w jej dłoń.
- Nie jestem smutna i nie zostawisz mnie samej – pies zamknął oczy, pisnął raz jeszcze i najwidoczniej nie miał zamiaru się ruszyć, bo lepiej ułożył sobie pysk na jej kolanach. Anielica siedziała teraz głaszcząc zwierzaka, bo jasnej sierści.
- Wiesz, że musisz się teraz opiekować Szafirką – mówiła do zwierzęcia.
- Nie możesz być dla niej nie miły, ona jest teraz zmęczona, w końcu ma trzy małe kociaki.
Minęły dwa długie tygodnie od ostatnich wydarzeń. Sprawy z ucztą i koronacją trzeba było przesunąć, tak , że owa uroczystość miała odbyć się w drugiej połowie lata, a zostało do niej trzy tygodnie. Cała burza, którą wywołała zdrada Daetha powoli zaczynała cichnąć. Zamek znów stała się w miarę spokojnym miejscem. Nadal nie było wiadomo nic na temat Eileen i jej syna. Ostatnia grupa zwiadowców została wysłana w góry i jeszcze nie wróciła. Król bowiem podejrzewał, że Daveth mógł mieć w górach jakąś twierdzę i zamknąć ich w niej, zakładając, że mówił prawdę.
Rada też miała już swoje sprawy. Edgar stał się zdecydowanie spokojniejszy i bardziej pokorny, przez swój występek. Odbyło się też jego ślubowanie posłuszeństwa wobec króla i królowej. Dzięki łaskawości anielicy, przysporzyła ona sobie wiernego sługę. Nie można było zaprzeczyć, że Edgar ma do niej największy szacunek z całej rady. Żona Edgara, lady Ariviel została wezwana do królowej, kiedy ta wydobrzała. Ponieważ dowódca wojsk martwił się o jej stan zdrowia, królowa postanowiła zająć się ciężarną elfką. Okazało się jednak, że nie ma się czym martwić. Ariviel była po prostu zmęczona ciążowymi dolegliwościami. Nic więcej.
Ronan nadal ciągnął niebezpieczny romans z Tris, o czym wiedział już cały dwór. Mieszkańcy zamku zdążyli już poznać wybuchowy charakter wiedźmy i co niektórzy zastanawiali się jak będzie wyglądał układ jej i Ronana, a raczej ile potrwa. Meiben szlajał się po zamku w poszukiwaniu rozrywki, ponoć spotykał się z jedną z dwórek królowej, ale jak na razie była to tylko plotka. Nairn i Diego za to mieli sporo pracy. Jak do tej pory świątynia nie była miejscem do którego dworzanie uczęszczali codziennie. Owszem, wierzono w Najwyższego, ale nawet król nie przychodził codziennie na modlitwę. Teraz było inaczej. Każdego dnia na modły przychodziła królowa i jej osiem dwórek. Świątynia zawsze musiała więc być czysta i przygotowana na przyjście królowej. Oprócz tego rozkazano by w świątyni zawsze stały świeże kwiaty. A o całość musieli dbać właśnie Nairn i Diego. Diego był młodym, sympatycznym klerkiem, o zawsze rozczochranych, ciemnych włosach. Nair z chęcią wyręczał się młodzikiem w przygotowaniach świątyni.
Odkąd Briget oddalono od króla i wysłano do Elice, lord Raibert miał dwie regularne kochanki, która była właśnie Briget i Sophie, nadworna medyczka. Plotka głosiła nawet, że ponoć Raibert je obie sprowadza do łoża i nie jest tak, jak wszyscy myślą, że kobiety nie wiedzą o sobie. Musiał być w tym cień prawdy, bo kiedy plotka rozeszła się po zamku Sophie i Briget wcale nie zaczęły siebie unikać, a Raibert nadal chodził tak samo zadowolony, jak wcześniej.
Alaja w końcu wydobrzała, ale nie pozwolono jej wrócić do pracy. Okazało się również, że jej najlepszy przyjaciel – Ferr, siedzi z nią kiedy tylko może. Ferr zwykle starał się czuwać przy królu, ale odkąd Alaja została zraniona, kiedy tylko mógł biegał i siedział przy medyczce. Wszyscy wiedzieli, że Alaja i Ferr są przyjaciółmi. Medyczka od zawsze rozmawiała w zasadzie tylko z nim, inni nie mogli nawet liczyć na dłuższą rozmowę z nią. Zwierzała się tylko Ferrowi.
Wszystko powoli zaczynało wracać do normy… Z wyjątkiem małżeństwa króla…
Niara przez kilka dni od jej zasłabnięcia leżała w łożu i nie wychodziła z komnaty. Przyznała królowi rację, że powinna odpocząć. Dopiero, kiedy czuła się naprawdę dobrze zdecydowała się wstać. Wtedy też przyjęła w swoich komnatach lady Ariviel. Anielica była jednak bardzo milcząca, tak wobec swoich dwórek, poddanych, jak wobec króla. Niewiele mówiła, wymieniała grzeczności, ogółem jednak chodziła smutna i przygnębiona. Codziennie udawała się przynajmniej na godzinna modlitwę do świątyni razem ze swoimi dwórkami. Przechadzała się samotnie po ogrodzie, znikała na długie godziny w parku, jednak tam towarzyszyła jej obstawa złożona z czterech strażników. Ponoć przechadzała się pomiędzy drzewami, albo przesiadywała na łące. Któregoś dnia, zaraz, gdy nastał świt królowa zjawiła się na zamkowej strzelnicy, w męskim stroju, kazała sobie przynieść łuk i strzały, a potem przez kilka godzin, aż do południa strzelała do tarczy, zupełnie jakby chciała się wyładować.
Któregoś dnia do zamku wrócił Selenrai, ale nie sam. Przyprowadził ze sobą śnieżnobiałą klacz imieniem Andromeda. Powiedział Niarze, że teraz to ona będzie jej towarzyszką. Była śliczna, młoda i bardzo sympatyczna. Ponadto była cudownym koniem, wytrzymałym, silny i… magicznym. Andromeda miała świetlistą, srebrną grzywę i ogon, poza tym miała też nigdy się nie zestarzeć. Anielica musiała przyznać, że Andromeda była naprawdę pięknym koniem. Było jej jednak przykro, że Selenrai odchodzi. Nic jednak nie mogła na to poradzić.
Następnego dnia, od odejścia Selenraia i przybycia Andromedy anielica znów wstała przed świtem i gdy tylko słońce wzeszło wyjechała na przejażdżkę ze swoją nowa klaczą. Oczywiście towarzyszyli jej zbrojni i część dwórek. Z królem jednak tego dnia się nie widziała, tak jak poprzedniego. W ogóle wyglądało na to, że go unika. Nie wyprowadziła się z jego komnaty, ale nie dawała się dotknąć. Mimo względnego spokoju nic nie było tak jak powinno. Kolejne dni minęły podobnie. Królowa miała trochę obowiązków, zaczęli zjeżdżać się dygnitarze i ambasadorowie z różnych stron, już na koronację. Musiała ich przyjąć, więc przez jakiś czas była zajęta.
Tego dnia królowa nie miała wyznaczonych obowiązków, więc w zasadzie mogła robić to, na co miała ochotę. Był piękny, słoneczny dzień. Promienie letniego słońca grzały mocno otaczając swoim blaskiem zamek i przyległe do niego ogrody. Anielica, jak to się zdarzało ostatnio bardzo często zamiast w zamku przebywała w zamkowym parku. Razem z nią rzecz jasna wyszły dwórki, ale tylko dwie i dwóch strażników. Od czasu zamachu wszędzie miała obstawę. Oprócz nich za królową włóczył się też beżowy chart imieniem Edward, ten sam, który kilka tygodni wcześniej kradł jedzenie z kuchni. Anielica przeszła przez cały park, aż w końcu dotarła do małej, mocno osłonecznionej łąki, tej samej na której siedziała pierwszego dnia z królem. Gdy tylko królowa się zatrzymała i usiadła na łące, zatrzymały się też dwórki i strażnicy. Towarzyszyła jej Liria, jasnowłosa, młoda dziewczyna i Ariana, najstarsza z dwórek królowej, rudowłosa kobieta, o zielonych, pięknych oczach i przerażających bliznach zdobiących jej twarz. Ariana jako jedyna nosiła rozpuszczone włosy, żeby choć trochę zakryć szpecące blizny na jej oku i policzku.
Królowa widząc, zatrzymujące się dwórki dała im znać, że mogą kawałek odejść i schować się w cieniu. Podobnie postąpiła ze strażnikami, nie chciała ich mieć tak blisko siebie. Wystarczyło żeby obserwowali z trochę dalszej odległości.
Edward, który do tej pory szedł sobie za królową teraz rozłożył się koło Niary. Anielica siedziała z podkulonymi nogami, jej biała suknia ładnie zakrywała wszystko to, co powinno zostać ukryte. Rzecz jasna miała gorset, mocno zasznurowany, ale suknia przynajmniej nie miała długich rękawów. Jej włosy zapleciono dziś w prosty, długi warkocz, ale głowę jak zwykle zdobił diadem. Nie miała jednak jak co dzień dużej kolii, czy naszyjnika, zamiast tego jej szyję zdobił prosty, szeroki łańcuszek z wisiorkiem od króla. Na dłoniach natomiast miała szeroki pierścień z zaślubin i mniejszy, ten którym w teorii król powinien poprosić ją, by została jego żoną.
Edward leżał obok anielicy, ale był wyraźnie zmęczony słońce, które na niego padało. Dlatego nagle wstał, obszedł kobietę i położył się z drugiej strony.
- Gorąco ci, co? – odezwała się kobieta. Pies podniósł głowę, przesunął się i położył jej pysk na kolanach.
- Możesz iść do cienia, jeśli chcesz – Edward pisnął i wcisnął mokry nos w jej dłoń.
- Nie jestem smutna i nie zostawisz mnie samej – pies zamknął oczy, pisnął raz jeszcze i najwidoczniej nie miał zamiaru się ruszyć, bo lepiej ułożył sobie pysk na jej kolanach. Anielica siedziała teraz głaszcząc zwierzaka, bo jasnej sierści.
- Wiesz, że musisz się teraz opiekować Szafirką – mówiła do zwierzęcia.
- Nie możesz być dla niej nie miły, ona jest teraz zmęczona, w końcu ma trzy małe kociaki.