OpowiadaniaParyż

Opowiadania waszego autorstwa o dowolnej tematyce.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Paryż

Post autor: Aphrael »

Hm, to tutaj to zaledwie prolog. Nie będzie dalszej części, od razu uprzedzam, jednak chcę usłyszeć opinię co do stylu, nie do treści. Akcji żadnej się nie należy spodziewać, jeno przydługie opisy - ot, prolog czegoś większego, czego jednak nie będzie. Mam nadzieję, że się spodoba, ale w innym razie liczę na szczerą krytykę. Dziękuję :)
Ach, i uprzedzam, iż główny bohater z założenia jest postacią idiotyczną i można go określić mianem: ciota z przerostem ego.



Paryż. Miasto przesadnego romantyzmu, wyolbrzymionej poezji i wyimaginowanego piękna. Fałszywie otwarty na łatwowiernych turystów, oferując bogactwa wychwalane niczym ósmy cud świata, nie daje tak naprawdę niczego, prócz jedynie z założenia pięknych widoków. Przemilczane kłamstwa, fałszywe półprawdy snujące się leniwie starymi uliczkami, brakowanymi zapomnianymi marzeniami, podważają realność rutynowej rzeczywistości. Zagubiony w labiryncie różnych odmian samotności prowadzę imitację życia towarzyskiego, by nie zatracić się w kłamstwach i kuszących iluzjach tej przeklętej metropolii.

Nienawidzę tego miasta. Pomysł przeprowadzenia się tu od samego początku był błędem, biletem w jedną stronę do mojego prywatnego piekła. Chociaż zaczynało się raczej niewinnie.

Oto ja, szumnie zwący się poetą, przybyłem do ostoi spokoju, Nieba na Ziemi, natchnienia setek pokoleń artystów, by pokazać swój geniusz wielkiemu światu. Nie myślałem wtedy o tym, że jestem jednym z wielu mi podobnych, dzielących to marzenie, przekonany o własnej wielkości. Niestety życie nie bywa łaskawe dla takich egocentrycznych dupków, o czym miałem okazję wkrótce się przekonać.
Jako wzrastająca chluba Paryża miałem zamieszkać w kamienicy pod numerem trzynastym, chociaż przeczyła temu mosiężna cyfra trzy nad drzwiami. Kto wie, co się stało z jedynką. Kamienica była stara, jeśli liczyć od ostatniego remontu, ale stała pewnie, wciśnięta między sklepik z bliżej nieokreśloną zawartością a dawno zamknięty urząd pocztowy. Okolica niezbyt ciekawa i nie zapewniająca ni zalążka weny, jednak z poddasza roztaczał się iście czarujący widok na Więżę Eiffla, będącą nie lada inspiracją, symbolem ludzkiego geniuszu i człowieczej wielkości. A to, iż wynajem kamienicy dzielił się między mnie i drugiego lokatora nie stanowiło problem, ponieważ takiego (chwilowo) nie posiadałem. Jak się okazało, bardzo chwilowo.

Zwiastunem apokalipsy okazał się być oschły list przysłany przez uroczych właścicieli trzynastej kamienicy. W zwięzłych słowach kończyli moją samowolkę i zamykali mnie w czterech ścianach sypialni, zmuszając dodatkowo do uprzątnięcia łazienki, kuchni i salonu, które odtąd miałem dzielić ze współlokatorem. Nie podobało mi się, że musiałem ograniczyć swoje królestwo do jednego pokoju – i to tego mniejszego! - ale nie miałem prawa narzekać. Mimo to chodziłem naburmuszony i zdecydowałem zrobić współlokatorowi Piekło na Ziemi, żeby jak najszybciej się wyniósł i pozostawił mnie i moje wiersze w spokoju, na który przecież zasługiwałem z całym moim wspaniałym geniuszem.

I oto zjawił się: niewysoki nastolatek o rysach twarzy zbyt ostrych, by uznać je za bardzo przystojne. Do tego ta mina, pełna bezbrzeżnej pogardy dla całego świata albo wręcz lodowatej obojętności zwykłej zatwardziałym egocentrykom. Sterczące rude włosy, niedbale przerzucony przez ramię plecak, koszula w czerwono-czarną kratę i wielkie, odrobinę zabłocone glany. Z niesmakiem zauważyłem nabijaną ćwiekami obrożę okalającą jego szyję. Prezencja wulgarnie stylizowana na punka, nastoletniego buntownika, ot co. Już lepiej trafić nie mogłem.

Nie przywitał się. Stanął w drzwiach i zlustrował uważnie hol, po czym przeniósł pogardliwy wzrok na mnie. Zniesmaczony przekroczył próg, wyminął mnie i wszedł po schodach. Przeszedł przez piętro i wszedł do ostatniego, pustego pokoju będącego zarazem ową drugą sypialnią. Zza zatrzaśniętych drzwi dobiegła dziwna muzyka, pełna ostrej gitary, ogłuszających bębnów i agresywnych wrzasków. Nie rozpoznałem zespołu. Zawsze gardziłem tym gatunkiem.

Stałem w holu, jakby nie zdolny do najmniejszego ruchu, choćby mrugnięcia powieką. Chyba Bóg dostrzegł moje zuchwałe plany stworzenia małego Piekła i w przypływie ironii zesłał mi jakiegoś demona rodem z najczarniejszych czeluści. Jakby role w moim małym przestawieniu niespodziewanie się zamieniły. A może zmienili się tylko aktorzy..?
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości