Strona 1 z 1
[Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Wto Gru 27, 2011 9:26 pm
autor: Aileen
Kilka dni po po spotkaniu z demonem, Aileen obudziła się rano, mając obok siebie jedynie Bzurę. Badhorn i jego "pies" zniknęli. Elfka poczekała kilka godzin w nadziei że się zjawią. Niestety, nikt się nie pojawił.
Nieprawdą jest, jakoby Aileen nie miała żadnego pojęcia o Opuszczonym Królestwie. Miała nędzne, szczątkowe, fragmentaryczne, ale jednak - pojęcie. Rzeka Nefari skręcała na północ i gdzieś dalej znajdowało się miasto - Rododendronia, o ile ją pamięć nie myliła. A może Rapsodia? Gdyby trzymać się rzeki, zapewne w końcu by tam dotarły. Zapewne, bowiem po drodze leżały ruiny Nemerii - miejsce, którego nie powinno odwiedzać się w pojedynkę. Elfka powzięła ryzykowną decyzję o podróży na południowy zachód. Była nadzieja że po drodze znajdzie się jakaś wioska, a jeśli nawet nie - prędzej czy później trafi się na szlak kupiecki. Aileen nie wiedziała jednak, jak wielka jest ta równina.
Minęły dwa tygodnie, wedle słonecznej rachuby czasu. Elfka miała jednak wrażenie, że minął co najmniej miesiąc. Niemiłosierny skwar zmusił je do podróżowania głównie nocami. Po drodze minęły kilka zrujnowanych wsi, których jednak Aileen nie miała ochoty zwiedzać. Z jednej z nich wypłoszył je wyjątkowo nieprzyjemny pomruk wygłodniałego stwora, przejeżdżając przez kolejną przez cały czas miało się wrażenie, jakby ktoś obserwował każdy ich ruch. Na pewno nie była to bezpieczna okolica. Dwa tygodnie podróży i ani jednej żywej duszy. Pustkowia zapewniały niewiele pokarmu, a wiele roślin było śmiertelnie trujących. Aileen pobladła i zmizerniała, przez większość czasu obywała się bez jedzenia wyłącznie dzięki magii. Powoli traciła nadzieje że wydostaną się z tych równin żywe. Prawdopodobnie, gdyby nie Bzura, już dawno by ją straciła. Klacz zdecydowanie lepiej znosiła trudy podróży i ciepły klimat niż elfka.
Aileen zerwała się zaniepokojona, słysząc tupot. Kilka stepowych łań uciekło w popłochu, gdy spostrzegły pasącą się Bzurę. Obserwowały je z daleka, strzygąc uszami. Elfka westchnęła i owinęła się starannie płaszczem, teraz już porządnie ukurzonym. Zapadał zmierzch, na zachodzie różowiła się jeszcze słoneczna łuna. Bzura trąciła łbem duży kwiat przypominający tubę. Krzaki pod którymi ukryła się elfka obwieszone były podobnymi.
~ Wygląda apetycznie... - klaczka kichnęła, gdy pyłek dostał się jej do nosa. Elfka mruknęła coś w odpowiedzi, ziewając. Bzura urwała kwiat i trzymając go w zębach zabierała się do pożarcia go. Sekundę później elfka otworzyła jej siłą pysk, wyrwała kwiat i rzuciła go na ziemię.
~ Mało brakowało... - powiedziała, wyciągając manierkę z wodą. ~ Jeszcze chwila i byłoby bardzo źle.
~ O czym ty...? - prychnęła Bzura i zanim zdążyła dokończyć, elfka wlała jej do pyska połowę objętości manierki. Zakrztusiła się i kichnęła raz jeszcze.
~ Te krzaki to bieluń, trucizna. Zbieraj się, wyruszamy.
Aileen zebrała swój dobytek i otrzepała płaszcz z kurzu. Chwilę później Bzura szła raźno przed siebie, depcząc suche zielsko. Po pewnym czasie ni stąd ni zowąd zerwała się się do galopu, prawie fundując elfce bliskie spotkanie z ziemią. Podróżowały w spokoju kilka godzin. Aileen śpiewała cicho elficką pieśń o dawnych czasach gdy nagle Bzura się zatrzymała, strzygąc uszami. Elfka rozejrzała się zaniepokojona, ale niczego nie dostrzegła. Po minucie oczekiwania Bzura ruszyła ostrożnie stępa, wciąż nasłuchując. Ciszę przerywał jedynie wiatr, świszczący po uschłych badylach. Aileen przestała się już temu dziwić. Kilkukrotnie przezorność Bzury ratowała ją przed spotkaniem z czymś zębatym, dziobatym i głodnym.
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Wto Gru 27, 2011 10:54 pm
autor: Cillian
Cillian może i nie był ani zębaty, ani dziobaty, ale był strasznie głodny. Głodny jakiś przygód. Chciał po prostu, by coś się działo. A kiedy wyczuł obecność Aileen w Opuszczonym Królestwie rzucił wszystko to, co planował i zniknął. Co prawda ówcześnie rozdając połowę swojego ekwipunku biednym... znaczy się, "potrzebującym", ale nie miał czasu, by wszystko na powrót zbierać.
Na miejscu pozostawił Demencję, coby się nie wydało (przynajmniej nie od razu), że znowu zniknął. Zabrał ze sobą naprędce osiodłaną Bryzę i udał się... w pogoń? Cwałował przez równiny tak szybko, jak inni mogliby tylko o tym pomarzyć. Pędził na spotkanie z elfką, choć ona nic o tym nie wiedziała. Minął Ostatni Bastion i kierował się magicznym zmysłem. Ślad za Aileen nie był wyraźny, wręcz przeciwnie. Ten fakt zaniepokoił Czarodzieja. Nie było o co się martwić, w tych okolicach elfka mogła jedynie umierać z głodu, lub umierać... tak po prostu.
Zwolnił. Zatrzymał się na wzniesieniu, gdzie towarzyszyło mu wstające Słońce. Widział stamtąd zarysy postaci szpiczastouchej, choć ona mogła nie widzieć jego. "Elfy mają chyba dobry wzrok... a jak mnie nie zobaczy, to ją trzasnę piorunem, to powinno zwrócić jej uwagę we właściwym kierunku" - pokrzepił się tą myślą i jej podobnymi, z wyraźnym uśmiechem. Odpakował lizaka, chyba też chętnie by coś przekąsił. Na razie wiózł ze sobą tylko słodycze... ciekawe, czy Aileen lubi słodycze?
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Śro Gru 28, 2011 1:27 pm
autor: Aileen
Bzura po chwili uznała, że nie ma się czego obawiać. Przeszła do lekkiego kłusa. Aileen wciąż jednak miała przeczucie, że ktoś je obserwuje.
~ Zatrzymaj się. - szepnęła.
Wzrok elfki przyciągnął podejrzany kształt na szczycie pobliskiego wzniesienia. Promienie świtu odebrały mu wszelki kolor, jednakże, elfka miała pewność, że ów kształt jest w rzeczywistości jeźdźcem. Obie zastygły bez ruchu. Kimkolwiek był jeździec, bez wątpienia je obserwował. Elfka poprawiła szary płaszcz, upewniając się, ze okrywa ją całą.
~ Co robimy? - pytała zaniepokojona Bzura.
Elfka nie odpowiedziała, miast tego wysłała swe zmysły na spotkanie aury nieznajomego. Odległość była spora, ale spodziewała się wyczytać choćby podstawowe informacje.
Aura jeźdźca była... dziwna. Jakby znajoma, a jednocześnie nieuchwytna i mętna, niczym obraz w krzywym i w dodatku zaśniedziałym zwierciadle.
~ To mag! - syknęła elfka i wzniosła barierę wokół swego umysłu. Co na pustkowiach robił samotny mag? Może zaniósł go tu przypadek, pech, albo też... szukał elfki? Nie znała jednakże nikogo, kto mógłby jej szukać w takim miejscu. Niemniej jednak, pojawienie się nieznajomego mogło świadczyć, że w okolicy jest jakieś miasto. Aileen dotknęła umysłu jeźdźca. Nie znalazła w nim emocji sugerujących wrogie zamiary względem elfki. Bzura ruszyła powoli w kierunku wzniesienia, w razie potrzeby gotowa do natychmiastowej ucieczki. Elfka tymczasem ponownie dotknęła umysłu nieznajomego, opuszczając jednocześnie swoją barierę.
- Kim jesteś i co sprowadza cię w to miejsce? - zapytała.
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Śro Gru 28, 2011 7:27 pm
autor: Cillian
- Głupi, mały elf. Nieładnie tak wkradać się do cudzej głowy! - Czarownik zaśmiał się szczerze, wietrząc zęby (jak zwykle zresztą). W końcu sam przy pierwszej lepszej okazji wierci dziury w umyśle losowych ludzi. Ot tak, by sobie poprawić humor. Ten telepatyczny przekaz utwierdził go w przekonaniu, że znalazł osobę, której szukał. Bryza zaciekawiona sytuacją spoglądała w kierunku kłusującej Bzury. Poznała koleżankę. Zarżała, stanęła na tylnych łapach (co o mało nie skończyło się śmiercią Aratka, ale po co roztrząsać takie niuanse) i obróciła o sto osiemdziesiąt stopni. - Już już, spokojnie. Nie bądź taka dzika, bo nas zdekonspirujesz, maleńka - Illy wyszeptał jej do ucha jeszcze kilka niezrozumiałych słów, na co klaczka parsknęła tylko i zaczęła namiętnie skubać trawę, jakby to miała być ostatnia rzecz w życiu, jaką zrobi...
~ Dostałem zlecenie na elfidrańską wiedźmę, podobno mogę znaleźć ją w tych rejonach. Wiesz, że to niebezpiecznie rozmawiać z nieznajomymi? - urwał kontakt i zdusił w sobie chęć tarzania się po ziemi ze śmiechu. Miał nadzieję, że jej nie wystraszył. Oby ciekawość okazała się silniejsza od zdrowego rozsądku, w przeciwnym wypadku będzie chyba musiał rzucić się za nią w pogoń... znowu.
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Śro Gru 28, 2011 8:30 pm
autor: Aileen
Bez żadnego powodu koń maga nagle stanął dęba, prawie zwalając go z siodła. Bzura przystanęła w miejscu i efektownie pokazała nieznajomemu (czy raczej jego koniowi) zęby. Z tej odległości Aileen spostrzegła, że jeźdźcem jest młodzieniec o nietypowej, na pewno nie ludzkiej urodzie. Koń też nie był zwykły, elfka poznała w nim wierzchowca godnego najwyższego elfiego dostojnika z Kryształowego Królestwa. Tylko raz w życiu widziała podobną klacz i nie spodziewała się nigdy więcej oglądać podobnej. A nie-elf który dosiada elfickiego wierzchowca nie może być byle czarodziejem z byle mieściny.
- Dostałem zlecenie na elfidrańską wiedźmę, podobno mogę znaleźć ją w tych rejonach. Wiesz, że to niebezpiecznie rozmawiać z nieznajomymi? - odpowiedział mag. Elfka wyraźnie poczuła, że ten z trudem powstrzymuje się od śmiechu. Poczuła irytację. Miała dziwne przeczucie, że gdzieś już tą osobę widziała.
- Nikt cię do rozmowy nie zmu... - mruknęła Aileen, ale nie zdążyła dokończyć, bowiem resztę jej słów zagłuszyło rżenie Bzury.
~ Aileen, to jest Bryza! - zarżała Bzura, tupiąc głośno o wyschniętą ziemię. Biała klacz przestała gryźć trawę i wpatrywała się spokojnie elfkę, przeżuwając wystające z pyska badyle.
~ Co? Ale... Bryza była...
~ Była kara, no i co z tego! Choćby zrobiła się fioletowa w żółtą kratkę i z purpurową grzywą, zawsze bym ją poznała. - paplała uradowana Bzura. Elfka zajrzała do umysłu białej klaczy i... przekonała się że Bzura miała rację. Nadszedł czas by uwierzyć w życie pozagrobowe czy też miała przed sobą kogo innego, a jedynie na koniu Arathaina? Bzura tymczasem podeszła do Bryzy i obie przyjaciółki poczęły się witać. Aileen zerknęła na jeźdźca który uśmiechał się wielce z siebie zadowolony. Jak na niedoszłego trupa wyglądał bardzo żywo.
- Jeszcze do niedawna tej klaczy dosiadał pewien stary czarodziej o imieniu Arathain. Rozsypał się w proch, gdy rytuał, przeprowadzony przez... khm... rozkładające się truchło, okazał się klęską. - zaczęła elfka, bacznie przyglądając się młodzieńcowi. Ten także nie spuszczał jej z oka a przy tym wyglądał tak, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.
- Możesz mi wytłumaczyć jakim cudem przeżyłeś? - zapytała po chwili
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Czw Gru 29, 2011 12:53 am
autor: Cillian
"Te same blond kłaki! Tu nie ma mowy o pomyłce... znalazłem ją. Tylko co ona tutaj robi?" Czarodziej w zasadzie nie miał przygotowanego żadnego planu na tę chwilę, ale chciał się pobawić z elfką, nim odkryje jego tożsamość. Niestety, musiałby chyba zjeść wpierw jej wierzchowca, bo nim Arathain powitał znajomą, jej klaczka poinformowała ją o przeoczonym, drobnym szczególe. Mag rozważał przez moment, czy warto udawać rozczarowanego takim obrotem spraw, ale trudno winić tak przebiegłego wierzchowca. Może jeszcze wyjdzie na niego. Tymczasem umierał powstrzymując salwy uśmiechu szturmującego od jakiegoś czasu jego gardło...
- Ach! Prochy, truchła... Stwórca mi świadkiem, nie przeżyłem. Ktokolwiek pragnął mojej śmierci, chciałbym mu tylko powiedzieć... to głupio zabrzmi... chciałbym mu tylko powiedzieć, że nie wystarczy mnie zabić, bym mógł umrzeć. - Zwlekał z odpowiedzią na jej pytanie dość długo. Zdążył rozsiodłać Bryzę, uściskać długouchą, starając się nie uronić żadnej męskiej łzy, później zorganizował ognisko, a za pomocą magii sprawił, że pojawiły się dwie, porządne, drewniane ławeczki z pni. W tym czasie Ithlinnë oswajała się z czymś, co docierało do niej z wyraźnym problemem. Właśnie spotkała starucha (tak jakoś nie wygląda, ale to nic), który niegdyś ocalił jej życie przed Wieżą. Później widziała, jak ginął. To wszystko udało jej się zanotować w głowie z łatwością. Ale przekonanie się do tego, że teraz rozmawia z tą samą osobą, która w dodatku potrafi powiedzieć śmierci "Wybacz, nie mam teraz na ciebie czasu, wpadnij później!" skutkowało jedynie gęsią skórką. Kim "On" był?! A tak nawiasem, śliczny poranek, zaprawdę...
Klepiąc bryzę po szyi nie przestawał się uśmiechać. Nabierał w tym wprawy. Nie, nie w klepaniu... w uśmiechaniu się. Przy niektórych trudno było mu przestać.
- Teraz dosiada jej Cillian - zwrócił się do Aileen, spoglądając na nią wymownie. Chyba pojęła, o co dokładnie mu chodzi. Bryza w mig porwała gdzieś swoją koleżankę i obie powędrowały w swoją stronę, szukając jeszcze bardziej zielonego i świeższego posiłku. - Mam ci wiele do powiedzenia, moje dziecko. Nie wiem niestety, od czego zacząć. Jakieś pomysły? - kontynuował rozmowę wykonując kilka kroków przed siebie. Później kilka następnych... Uniósł do góry głowę, wiatr o nijakiej temperaturze targał mu włosy za cel stawiając sobie chyba wyrzeźbienie lica młodzieńca według własnego widzimisię. Trzymając kostur w prawej ręce zachwycał się widokiem. - Trudno zaprzeczyć, że w tej dziurze częściej można spotkać zdechlaków, niż żywych, ale... są tu pewne miejsca, które swym surowym pięknem wprawiają mnie w taki nastrój, że bez wahania zostałbym tu zatrzymując czas. I gdzie nie pójdziesz, jak oszałamiającego krajobrazu nie ujrzysz, nagle przypomnisz sobie o tych polach zieleni, ciszy, łagodnym zefirku i wszechogarniającej pustce. Zgodzisz się z tymi filozoficznymi farmazonami? - zapytał czekając, aż do niego dołączy.
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Czw Gru 29, 2011 5:12 pm
autor: Aileen
Co za... dziwak - mruknęła Aileen, patrząc jak Arathain usiłuje rozpalić ognisko. Słońce powoli rozjaśniało nizinny krajobraz, budząc drobne zwierzęta. Elfka westchnęła i odgarnęła włosy z twarzy. Czarodziej od początku był wyjątkowo ekscentryczny, ale teraz... teraz trudno jej było uwierzyć, że rozmawia z tą samą osobą. Sam fakt, że stał przed nią żywy i w dodatku młodszy o kilka wieków był zjawiskiem niepojętym. Na własne oczy widziała, jak zginął. Kim teraz był? Czarodziejem, czy też kimś innym? Nie został jednym z Przemienionych, tego była pewna.
Minęło trochę czasu, nim Arathain raczył odpowiedzieć na pytanie. Odpowiedź nie rozwiała wątpliwości Aileen, natomiast myśli w jej głowie osiągnęły jeszcze większy stopień splątania niż wcześniej. Znowu westchnęła, zdjęła z siebie płaszcz, złożyła go i położyła na torbie. Arathain nie przestawał się uśmiechać, a w tym uśmiechu było coś, co powoli zaczynało elfkę drażnić. Zapewne duży wpływ na jej samopoczucie miało dwutygodniowe błąkanie się po pustkowiach...
- Filozoficzne farmazony? - Elfka zerknęła na otaczający ją krajobraz. Słońce zalało ciepłym światłem trawiaste równiny, spomiędzy skał wypełzały zaspane jaszczurki a gromada ptaków-ziarnojadów radośnie pruła dzioby z pobliskiego powykrzywianego drzewa.
- Po kilku tygodniach podróży przestajesz zwracać uwagę na takie rzeczy. Zależy ci jedynie, by przeżyć i by się stąd wydostać - odpowiedziała. - Choć, przyznaję, te miejsca, które nie są trapione suszą ni silnym wiatrem są nad wyraz piękne. - powiedziała. Zazwyczaj pytanie elfa o piękno natury kończy się półgodzinnym wywodem na ten temat, tym razem jednak elfka miała ważniejsze sprawy do omówienia.
- Może zacznij od pierwszej rzeczy, którą rozumiesz przez powiedzenie "mam ci wiele do powiedzenia"? - zapytała po chwili, lekko się uśmiechając.
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Pon Sty 30, 2012 11:45 pm
autor: Cillian
Cillian zasępił się okrutnie, kolejny raz zmuszając Aileen, by stoczyła zacięty bój z cierpliwością. Kapelusz wylądował ponownie na jego głowie, jednak jego właściciel nadal trwał w zadumie. Zamknął oczy i pozwolił, by wiatr szarpał się z mlecznymi szatami, w końcu odwrócił się w stronę elfki z uśmiechem na twarzy (powinien już dostać Wiecznego Drętwiaka od tego uśmiechu), mlasnął cichutko wyciągając z buzi lizaka i podparł się brodą na kosturze.
- Nie dziś, Aileen, nie dziś... będąc w takim miejscu jak to, właśnie w tym momencie, uświadomiłem sobie ile rzeczy chciałbym jednocześnie zrobić. Cóż, teoretycznie mógłbym... muszę sobie wreszcie zacząć ustalać jakieś priorytety. Szarlotka! - wybuchł nagle, aż cukierka upuścił. Aratek - zaszyfrowany to typ, a komiczny bardzo, zwłaszcza w pewnych momentach.
Zdezorientowaną długouchą bezceremonialnie przytulił, wpierw zbliżając się do niej przy pomocy teleportacji, miast jak normalny człowiek (Aratek jest Czarodziejem, do chole... wki!), a następnie podarował zaproszenie do Wieży stwierdzając, że jeśli w najbliższym czasie znowu się nie spotkają, sam ją znajdzie.
Bryza w niedługim czasie przyprowadziła swoją koleżankę. Z pewnością wymieniły się informacjami na temat najbardziej soczystych traw w Alaranii, czy coś... Czarownik nawet jej nie osiodłał, razem z klaczą zamienili się w mydlaną bańkę i z momentem jej pęknięcia byli bardzo daleko stąd...
Ciąg dalszy: Kryształowe Królestwo
Re: [Okolice Ostatniego Bastionu] Dotrzeć gdziekolwiek
: Śro Lut 01, 2012 11:11 pm
autor: Aileen
Spoglądała z niedowierzaniem na mydlaną bańkę, która następnie pękła. Bzura zastrzygła uszami.
- Ty... Poczekaj, jak ja cię znajdę to... to... ZAMORDUJĘ! - wrzasnęła, grożąc powietrzu, które przed chwilą było czarodziejem. Bzura obserwowała z lekkim zdziwieniem swoją towarzyszkę, doprowadzoną do szewskiej pasji. Nigdy nie zrozumie tych humanoidów, denerwują się o byle co...
Po około godzinie Aileen zdecydowała się ruszyć choć trochę dalej, byleby opuścić to miejsce. Klaczka szła raźno przed siebie, rozglądając się uważnie i nic sobie nie robiąc z humorów elfki.
~ Wyglądasz, jakbyś widziała, dokąd iść. - mruknęła Aileen po kilku chwilach.
~ Bo wiem.
~ Skąd? - zapytała zdziwiona
~ Bryza mi powiedziała. Nie uwierzysz ile ona wie o świecie, mówiła że... - rozgadała się klaczka, dumna że wyprowadziła i siebie i elfkę z tarapatów. Elfka nie przerywała jej monologu, nagle uwolniona od wszelkich czarnych myśli.
Wieczorem dostrzegły na horyzoncie słabo pobłyskujące jasne punkciki. Bystre oczy elfki wypatrzyły miasto na wzgórzu.
~ Ostatni Bastion. - powiedziała Bzura. - Odpocznijmy, nie mam siły iść dalej.
Elfka zeskoczyła z jej grzbietu. Nie było z czego rozbijać obozu, ogniska też wolała nie rozpalać, więc po prostu przeszła się po okolicy, szukając czegoś jadalnego. Spędziły noc spokojnie, elfka pozwoliła sobie nawet na dłuższy sen. Rano, wypoczęte, wyruszyły w dalszą drogę.
Ciąg dalszy:
Aileen