Topielica obudziła się na brzegu jeziora i na moment struchlała, nim jeszcze świadomość zdołała do niej powrócić. Przez ułamek sekundy była przekonana, że wszystko, co jej się przydarzyło od czasu gdy powróciła do "życia" było tylko majaczeniem i że tak naprawdę nigdy nie ruszyła się znad tej okropnej, zimnej, głębokiej wody, która z jakiegoś powodu wyrzuciła jej ciało na brzeg.
Ale nie, to nie było to jezioro.
Tu było zbyt baśniowo i pięknie, nawet teraz, w środku bezksiężycowej nocy. Żabi chór rechotał w szuwarach, a setki gwiazd obijały się w gładkiej, nieruchomej tafli jak drobne kryształki na aksamitnej sukni ze straganu zamożnego kupca.
Cóż, poza tym, był z nią nieumarły mag, który chyba musiał ją tu przynieść na własnych kościstych rękach - Aishele nie była bowiem w stanie przypomnieć sobie, w jaki sposób i kiedy przebyła drogę od wylotu jaskini aż tu. A jakoś przebyć musiała.
No i kruk, wierny kruk, kołujący w powietrzu nad głową swojej małej pani.
Aishele usiadła na ziemi i popatrzyła niemądrze na nekromantę w purpurze, który mamrotał coś pod nosem i chyba zajęty był wyciąganiem nitek życiodajnej energii z drobnych zwierzęcych istnień, kręcących się na swoją zgubę po okolicy. Odchrząknęła i pociągnęła maga za skraj szaty.
- Ktoś tu mówił coś o jakimś... smoku? Zaraz, co się stało z Gardenią, gdzie jest ten smok...? Ach, ładnie tu. - Rzeczywiście, okolica była tak urocza, że aż nieumarła czuła się tutaj jakby nie na miejscu.
Kryształowe Jezioro ⇒ [Gdzieś przy brzegu] Udręki topielicy
Przypadkowa podróż portalem wydawała się mu wiecznością. Przerażająca była niepewność dokąd ów portal go zaprowadzi. W końcu jednak wylądował gdzieś w środku lasu. Nie znał się na tym, ale musiało to chyba znaczyć, że portal był wypaczony lub źle skonstruowany. Zresztą nie miało to w tym momencie znaczenia. Ważne, że przeżył i jeśli chciał dożyć jeszcze późnej starości to musiał przejmować się tym teraz. Rozejrzał się po lesie. Mógł to być ten sam las lub zupełnie inny. Nie był wykształcony, aby stwierdzić to po florze. Jedno nie ulegało wątpliwości. Była noc, a on był strasznie wycieńczony ostatnimi wydarzeniami. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Dlatego postanowił się przespać. Owinął się płaszczem, oparł głowę o pień drzewa i zamknął oczy.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
Nieumarły mag, indywiduum z samej swej natury mało rozmowne, pochłonięty był akurat bez reszty uzupełnianiem rezerw energii, nadszarpniętych poważnie przez Gardenię, w skutek czego Aishele nie otrzymała od niego żadnej odpowiedzi. Tylko rechotanie żab i cykanie świerszczy... Topielica uznała wobec tego, że da mu spokój i poczeka. Otaczająca ją przyroda zdawała się sama zachęcać do zarzucenia wszelkiego pośpiechu.
Kryształowa toń jeziora była ciemna i doskonale gładka, a schylające się ku wodzie smukłe gałęzie drzew zdawały się ją czule głaskać. Miękka trawa była usiana brylancikami nocnej rosy, podobnie jak zamknięte na noc kielichy kwiatów... a kwiatów było tu mnóstwo, w dziesiątkach rodzajów, odmian i kolorów. A może to tylko wrażenie, jakie odniosła mała nieumarła po tylu dniach - tygodniach, latach? - wędrowania po zalanych deszczem Mrocznych Dolinach? Aishele coraz wyraźniej czuła, jak ogarnia ją jakaś przedziwna błogość, będąca chyba przypisana od zarania dziejów do tej sielskiej krainy i przesycająca wszystko wokoło. Dziewczyna wstała i przeszła kilka kroków, rozkoszując się aksamitną miękkością mchu pod swymi bosymi stopami i wdychając żywiczną woń sosen. W ogóle odczuwała tutaj wszystko dużo intensywniej niż kiedykolwiek - zapachy, kolory, dźwięki... Dlaczego przedtem tego wszystkiego nie zauważała? Pochyliła się nad spokojną taflą i ujrzała swoje odbicie, wyraźnie i czysto, niczym w prawdziwym srebrnym zwierciadle. Ze smutkiem musiała przyznać, że jej twarzyczka, pokryta kurzem i brudnymi zaciekami łez, z głębokimi cieniami wokół oczu i wiecznie sinymi ustami, przedstawiała się dosyć żałośnie. Nachyliła się więc ostrożnie nad wodą i zmyła brud. Potem wyplątała z włosów zwiędłe mauryjskie rumianki, a zamiast nich zatknęła sobie za uchem białoróżowy pąk lilii wodnej.
- Ej, ty! Chodź! - topielica zawołała do swojego kruka, instynktownie ściszając zaraz głos, by nie zakłócić sennego milczenia tego czarownego miejsca. Ptaszysko jednak poleciało gdzieś wysoko i daleko, za nic mając sobie jej polecenia. Dziewczyna westchnęła i po chwili namysłu wyciągnęła z torby swój prowizoryczny dziennik. Popatrzyła w niebo i przy bladym świetle gwiazd, ewidentnie psując sobie oczy, zaczęła pisać.
"Dzień nie wiem który, straciłam rachubę... Po to miałam pisać, żeby nie stracić, żeby mieć się czego trzymać... ale zagubiłam się i znów nic nie wiem.
Deszcz już nie pada. Ale w Dolinie Umarłych pewnie pada, tylko mnie tam już nie ma. Jestem w pięknym lesie. Z magiem-szkieletem szukałam ciała pani Gardenii na polecenie Megdara. Ale ona jednak żyje, znalazła się sama, a smok jej nie zjadł. Chyba jestem chora. Nie wiem, dlaczego smok miał ją zabić, ale byliśmy w jaskiniach, gdzie mieszkają smoki, no i ona też tam była, to znaczy wcześniej, a my poszliśmy po nią. Pewnie Megdar kazał jej coś im zabrać i to dlatego. Miesza mi się w głowie od czasu naszego powrotu z Maurii, gdzie razem z Ak-harinem rozmawialiśmy w imieniu Króla Megdara z trójką przywódców miasta, żeby udzielili mu wsparcia wojskowego. W mieście ktoś mnie zaczepił, ale pani Gardenia zrobiła z nim jakąś straszną rzecz, a potem wracaliśmy do Doliny Umarłych i... Nie wiem, co to było, nie rozumiem, ale jak gdyby zostało we mnie do dziś. W wieży Megdara działy się straszne rzeczy, ale to nie moja wina! Chmara robactwa zjadła, po prostu zjadła człowieka, który chciał mi pomóc... Ale ja nie chciałam! Jestem chora.
To nieważne. Teraz jesteśmy nad jeziorem. Pani Gardenia kazała znaleźć smoka-szkieleta i wracać do Megdara.
Nie chcę wracać.
Nie chcę."
Topielica przestraszyła się, gdy zdała sobie sprawę z tego, co napisała. Szybkim, histerycznym gestem zamknęła, zwinęła i schowała głęboko plik kartek ze swoją bazgraniną, zupełnie jakby Król Licz patrzył jej cały czas przez ramię i zaraz miał ukarać jej nieposłuszeństwo. Nawet tak drobne i pozbawione realnego znaczenia, jak ta ledwo uświadomiona i instynktownie przelana na papier myśl: "Nie chcę wracać do Megdara". Bo jakąż siłę sprawczą mogła mieć jej wola? W pewnej chwili zdało się dziewczynie, że wymalowane na jej nadgarstku znamię zapłonęło żywym ogniem. Całkiem możliwe, że Licz wszystko widzi, wszystko słyszy, wszystko wie i karze najmniejszą nieposłuszną myśl. Ale może to tylko karmiona lękiem fantazja? Tak czy inaczej, topielica w bezsensownym odruchu zwierzęcego strachu zerwała się z miejsca i pobiegła w las.
Las nie był straszny. Przeciwnie - przestronny, zielony, pachnący, nieprzebyty i dostojny, był jak dobra matka, która w swych opiekuńczych, zielonych ramionach da schronienie każdemu... Jak widać, ze schronienia tego skorzystała już jakaś istota, a topielica poczuła z nią jakąś wspólnotę, pokrewieństwo. Kiedy Aishele zobaczyła śpiącą pod drzewem postać, ufnie podeszła bliżej, też oparła głowę o drzewo i skulona zasnęła obok. Uznała, że skoro ten ktoś tu śpi, to na pewno nie ma się czego bać. Zresztą, nic dookoła nie świadczyło o żadnym zagrożeniu. Nie szukajmy logiki w zachowaniu wystraszonej nieumarłej.
Kryształowa toń jeziora była ciemna i doskonale gładka, a schylające się ku wodzie smukłe gałęzie drzew zdawały się ją czule głaskać. Miękka trawa była usiana brylancikami nocnej rosy, podobnie jak zamknięte na noc kielichy kwiatów... a kwiatów było tu mnóstwo, w dziesiątkach rodzajów, odmian i kolorów. A może to tylko wrażenie, jakie odniosła mała nieumarła po tylu dniach - tygodniach, latach? - wędrowania po zalanych deszczem Mrocznych Dolinach? Aishele coraz wyraźniej czuła, jak ogarnia ją jakaś przedziwna błogość, będąca chyba przypisana od zarania dziejów do tej sielskiej krainy i przesycająca wszystko wokoło. Dziewczyna wstała i przeszła kilka kroków, rozkoszując się aksamitną miękkością mchu pod swymi bosymi stopami i wdychając żywiczną woń sosen. W ogóle odczuwała tutaj wszystko dużo intensywniej niż kiedykolwiek - zapachy, kolory, dźwięki... Dlaczego przedtem tego wszystkiego nie zauważała? Pochyliła się nad spokojną taflą i ujrzała swoje odbicie, wyraźnie i czysto, niczym w prawdziwym srebrnym zwierciadle. Ze smutkiem musiała przyznać, że jej twarzyczka, pokryta kurzem i brudnymi zaciekami łez, z głębokimi cieniami wokół oczu i wiecznie sinymi ustami, przedstawiała się dosyć żałośnie. Nachyliła się więc ostrożnie nad wodą i zmyła brud. Potem wyplątała z włosów zwiędłe mauryjskie rumianki, a zamiast nich zatknęła sobie za uchem białoróżowy pąk lilii wodnej.
- Ej, ty! Chodź! - topielica zawołała do swojego kruka, instynktownie ściszając zaraz głos, by nie zakłócić sennego milczenia tego czarownego miejsca. Ptaszysko jednak poleciało gdzieś wysoko i daleko, za nic mając sobie jej polecenia. Dziewczyna westchnęła i po chwili namysłu wyciągnęła z torby swój prowizoryczny dziennik. Popatrzyła w niebo i przy bladym świetle gwiazd, ewidentnie psując sobie oczy, zaczęła pisać.
"Dzień nie wiem który, straciłam rachubę... Po to miałam pisać, żeby nie stracić, żeby mieć się czego trzymać... ale zagubiłam się i znów nic nie wiem.
Deszcz już nie pada. Ale w Dolinie Umarłych pewnie pada, tylko mnie tam już nie ma. Jestem w pięknym lesie. Z magiem-szkieletem szukałam ciała pani Gardenii na polecenie Megdara. Ale ona jednak żyje, znalazła się sama, a smok jej nie zjadł. Chyba jestem chora. Nie wiem, dlaczego smok miał ją zabić, ale byliśmy w jaskiniach, gdzie mieszkają smoki, no i ona też tam była, to znaczy wcześniej, a my poszliśmy po nią. Pewnie Megdar kazał jej coś im zabrać i to dlatego. Miesza mi się w głowie od czasu naszego powrotu z Maurii, gdzie razem z Ak-harinem rozmawialiśmy w imieniu Króla Megdara z trójką przywódców miasta, żeby udzielili mu wsparcia wojskowego. W mieście ktoś mnie zaczepił, ale pani Gardenia zrobiła z nim jakąś straszną rzecz, a potem wracaliśmy do Doliny Umarłych i... Nie wiem, co to było, nie rozumiem, ale jak gdyby zostało we mnie do dziś. W wieży Megdara działy się straszne rzeczy, ale to nie moja wina! Chmara robactwa zjadła, po prostu zjadła człowieka, który chciał mi pomóc... Ale ja nie chciałam! Jestem chora.
To nieważne. Teraz jesteśmy nad jeziorem. Pani Gardenia kazała znaleźć smoka-szkieleta i wracać do Megdara.
Nie chcę wracać.
Nie chcę."
Topielica przestraszyła się, gdy zdała sobie sprawę z tego, co napisała. Szybkim, histerycznym gestem zamknęła, zwinęła i schowała głęboko plik kartek ze swoją bazgraniną, zupełnie jakby Król Licz patrzył jej cały czas przez ramię i zaraz miał ukarać jej nieposłuszeństwo. Nawet tak drobne i pozbawione realnego znaczenia, jak ta ledwo uświadomiona i instynktownie przelana na papier myśl: "Nie chcę wracać do Megdara". Bo jakąż siłę sprawczą mogła mieć jej wola? W pewnej chwili zdało się dziewczynie, że wymalowane na jej nadgarstku znamię zapłonęło żywym ogniem. Całkiem możliwe, że Licz wszystko widzi, wszystko słyszy, wszystko wie i karze najmniejszą nieposłuszną myśl. Ale może to tylko karmiona lękiem fantazja? Tak czy inaczej, topielica w bezsensownym odruchu zwierzęcego strachu zerwała się z miejsca i pobiegła w las.
Las nie był straszny. Przeciwnie - przestronny, zielony, pachnący, nieprzebyty i dostojny, był jak dobra matka, która w swych opiekuńczych, zielonych ramionach da schronienie każdemu... Jak widać, ze schronienia tego skorzystała już jakaś istota, a topielica poczuła z nią jakąś wspólnotę, pokrewieństwo. Kiedy Aishele zobaczyła śpiącą pod drzewem postać, ufnie podeszła bliżej, też oparła głowę o drzewo i skulona zasnęła obok. Uznała, że skoro ten ktoś tu śpi, to na pewno nie ma się czego bać. Zresztą, nic dookoła nie świadczyło o żadnym zagrożeniu. Nie szukajmy logiki w zachowaniu wystraszonej nieumarłej.
Topielicę obudził uścisk na szyi. Gdy otworzyła oczy, ujrzała zmęczoną twarz młodzieńca, w której mogła poznać szaleńca, którego ujrzała we śnie w wieży. Kucał przed nią i trzymał ją za szyję, a w lewej ręce trzymał znalezionego kija, który był gotowy, aby uderzyć ją w głowę.
- Kim jesteś? - zapytał.
***
To zmysł wojownika kazał Silverenowi obudzić się, gdy tylko poczuł czyjąś obecność w otoczeniu. Cały czas był ścigany przez strażników więzienia, więc nie mógł sobie pozwolić na brak czujności. Obudził się więc, lecz nie otworzył oczu, nie dał po sobie tego poznać. Jakie było jego zdziwienie, gdy postać ta usiadła obok niego i... zasnęła. Czekał aż jej oddech się wyrówna, aby mieć pewność, że śpi. Delikatnie wstał i namacał na ziemi jakiegoś kija. Kucnął przed postacią i powoli zbliżył rękę do jej szyi. Widział, że jest to młoda dziewczyna. Co młoda dziewczyna robi sama w lesie o tej porze i do tego zasypia przy nieznajomym? Gdy dotknął jej szyi, poczuł, że jest wilgotna. Kąpała się przed chwilą? Czy może jakiś rodzaj nieumarłego? Jeśli tak, to nie najlepiej, nie mam broni, nie mam szans, pomyślał, ale może uda mi się ją chociaż ogłuszyć tym kijem... Zacisnął dłoń na szyi, aby ją wybudzić.
- Kim jesteś? - zapytał.
***
To zmysł wojownika kazał Silverenowi obudzić się, gdy tylko poczuł czyjąś obecność w otoczeniu. Cały czas był ścigany przez strażników więzienia, więc nie mógł sobie pozwolić na brak czujności. Obudził się więc, lecz nie otworzył oczu, nie dał po sobie tego poznać. Jakie było jego zdziwienie, gdy postać ta usiadła obok niego i... zasnęła. Czekał aż jej oddech się wyrówna, aby mieć pewność, że śpi. Delikatnie wstał i namacał na ziemi jakiegoś kija. Kucnął przed postacią i powoli zbliżył rękę do jej szyi. Widział, że jest to młoda dziewczyna. Co młoda dziewczyna robi sama w lesie o tej porze i do tego zasypia przy nieznajomym? Gdy dotknął jej szyi, poczuł, że jest wilgotna. Kąpała się przed chwilą? Czy może jakiś rodzaj nieumarłego? Jeśli tak, to nie najlepiej, nie mam broni, nie mam szans, pomyślał, ale może uda mi się ją chociaż ogłuszyć tym kijem... Zacisnął dłoń na szyi, aby ją wybudzić.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
Aishele powoli zanurzała się w spokojną toń. Towarzyszyły jej śpiewne zawodzenia postaci, których twarzy nigdy nie mogła dojrzeć, a z góry sfruwał na jej nieruchome ciało deszcz wonnych, śnieżnobiałych płatków. Spowijająca ją jasna sukienka powoli nasiąkała wodą, robiła się coraz cięższa i cięższa, delikatnie lecz nieubłaganie ciągnęła w dół... Wtem dziewczynie gwałtownie zabrakło tchu i zaczęła się dusić.
*
Sen, jak zawsze ten sam, sen o spadaniu w cichą i chłodną głębinę, tym razem nie zdążył wyśnić się do końca, bo coś go przerwało. Ktoś.
*
Trudno odpowiedzieć na zadane pytanie sensownie i pełnym zdaniem, kiedy na szyi ma się zaciśnięte dłonie potencjalnego dusiciela, dlatego przebudzona brutalnie dziewczyna zdołała wycharczeć tylko jedno nieskładne słowo:
- Ni... khh... khhmm... nikim..!
Tylko jej skurczona w grymasie strachu twarz, niezdrowo blada, z dużymi, niewinnymi oczami koloru mętnej wody, wyrażała wszystko, co Aishele chciała w tej chwili krzyknąć, a nie miała jak: pierwsze, odruchowe, choć w jej przypadku cokolwiek nonsensowne "nie zabijaj mnie!", a także: "dlaczego na mnie napadasz?", "myślałam, że to bezpieczne miejsce", "nie celuj we mnie kijem", "puść mnie" oraz "nic złego nie zrobiłam". Silv mógł zauważyć, że łapczywie chwytające powietrze usta dziewczyny były najzupełniej sine - czyżby poddusił ją nieco za mocno?
Musiało minąć kilka sekund, żeby topielica uświadomiła sobie niejasno, że skądś zna tę twarz. Nie od razu jednak skojarzyła skąd.
Sen, jak zawsze ten sam, sen o spadaniu w cichą i chłodną głębinę, tym razem nie zdążył wyśnić się do końca, bo coś go przerwało. Ktoś.
Trudno odpowiedzieć na zadane pytanie sensownie i pełnym zdaniem, kiedy na szyi ma się zaciśnięte dłonie potencjalnego dusiciela, dlatego przebudzona brutalnie dziewczyna zdołała wycharczeć tylko jedno nieskładne słowo:
- Ni... khh... khhmm... nikim..!
Tylko jej skurczona w grymasie strachu twarz, niezdrowo blada, z dużymi, niewinnymi oczami koloru mętnej wody, wyrażała wszystko, co Aishele chciała w tej chwili krzyknąć, a nie miała jak: pierwsze, odruchowe, choć w jej przypadku cokolwiek nonsensowne "nie zabijaj mnie!", a także: "dlaczego na mnie napadasz?", "myślałam, że to bezpieczne miejsce", "nie celuj we mnie kijem", "puść mnie" oraz "nic złego nie zrobiłam". Silv mógł zauważyć, że łapczywie chwytające powietrze usta dziewczyny były najzupełniej sine - czyżby poddusił ją nieco za mocno?
Musiało minąć kilka sekund, żeby topielica uświadomiła sobie niejasno, że skądś zna tę twarz. Nie od razu jednak skojarzyła skąd.
Silveren zwolnił uścisk, aby dziwna dziewczyna mogła nabrać tchu, lecz nadal trzymał tak, aby nie mogła się podnieść. Po chwili, wciąż trzymając kija nad jej głową, zapytał jeszcze raz:
- Kim jesteś? Co tutaj robisz? Gdzie w ogóle jesteśmy? I...
Wojownik zawiesił się nagle, bo przyjrzał się uważnie dziwnej dziewczynie i ujrzał w niej jakieś podobieństwo. Podobieństwo do kogoś, kogo już wcześniej widział. Niedawno.
- ...skąd cię znam? - dokończył pytanie.
- Kim jesteś? Co tutaj robisz? Gdzie w ogóle jesteśmy? I...
Wojownik zawiesił się nagle, bo przyjrzał się uważnie dziwnej dziewczynie i ujrzał w niej jakieś podobieństwo. Podobieństwo do kogoś, kogo już wcześniej widział. Niedawno.
- ...skąd cię znam? - dokończył pytanie.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
- Znasz mnie?! - Oczy skulonej dziewczyny otworzyły się szeroko.
Przez chwilę, przez bardzo krótką chwilę, w głowie Aishele kołatała się pełna nadziei myśl, że może ten mężczyzna znał ją, kiedy jeszcze żyła, może ją pamiętał, może był przyjacielem albo kimś bliskim - te oczy przecież, takie niebieskie, podobne do czyichś, powracających w snach - i teraz powie albo zrobi coś, co pozwoli jej odzyskać wspomnienia i tożsamość... Na bogów, na to właśnie czekała, tego szukała!
Ale nie, bogowie nie lubią nieumarłych i topielic nie spotykają cuda. Taka już chyba przeklęta dola dziewczyny, że jej nadzieja zawsze okazuje się jedynie ułudą. Już wiedziała, skąd kojarzy tę twarz. Sam fakt spotkania człowieka ze snu był na pewno niesamowity, ale gorycz rozczarowania zgasiła nawet jej zdumienie.
- Jestem Aishele, znaczy tak mam na imię - odparła z rezygnacją w głosie na pierwsze z pytań. - Jesteśmy w lesie - dodała z zaskakującą przenikliwością umysłu. - Tam niedaleko jest wielkie jezioro. I wejście do jaskiń smoków. Zabierz ten kij... Już... już wiem, skąd mnie znasz. Śniłeś mi się. To znaczy, ja ci się śniłam. To znaczy... No wiesz. - Popatrzyła na niego porozumiewawczo, a ton, którym to oznajmiła, był stosunkowo beztroski i sugerował Silverenowi, że powinien faktycznie wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. - Rozumiesz.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- No i, no i... przyszłam tutaj znad jeziora, bo... tu jest tak ładnie jakoś. Bezpiecznie. Zobaczyłam, że tu śpisz, więc pomyślałam, że skoro się nie boisz, to mi też nic nie grozi. Nie chcę wracać do Megdara, chcę tu zostać - wyrwało jej się w tej paplaninie. Przestraszyła się własnych nieostrożnych słów i zamilkła speszona. - A ty? Kim jesteś?
Gdzieś ponad nimi, w ciemności, wśród nocnych chmur kołował nieumarły kruk.
Przez chwilę, przez bardzo krótką chwilę, w głowie Aishele kołatała się pełna nadziei myśl, że może ten mężczyzna znał ją, kiedy jeszcze żyła, może ją pamiętał, może był przyjacielem albo kimś bliskim - te oczy przecież, takie niebieskie, podobne do czyichś, powracających w snach - i teraz powie albo zrobi coś, co pozwoli jej odzyskać wspomnienia i tożsamość... Na bogów, na to właśnie czekała, tego szukała!
Ale nie, bogowie nie lubią nieumarłych i topielic nie spotykają cuda. Taka już chyba przeklęta dola dziewczyny, że jej nadzieja zawsze okazuje się jedynie ułudą. Już wiedziała, skąd kojarzy tę twarz. Sam fakt spotkania człowieka ze snu był na pewno niesamowity, ale gorycz rozczarowania zgasiła nawet jej zdumienie.
- Jestem Aishele, znaczy tak mam na imię - odparła z rezygnacją w głosie na pierwsze z pytań. - Jesteśmy w lesie - dodała z zaskakującą przenikliwością umysłu. - Tam niedaleko jest wielkie jezioro. I wejście do jaskiń smoków. Zabierz ten kij... Już... już wiem, skąd mnie znasz. Śniłeś mi się. To znaczy, ja ci się śniłam. To znaczy... No wiesz. - Popatrzyła na niego porozumiewawczo, a ton, którym to oznajmiła, był stosunkowo beztroski i sugerował Silverenowi, że powinien faktycznie wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. - Rozumiesz.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- No i, no i... przyszłam tutaj znad jeziora, bo... tu jest tak ładnie jakoś. Bezpiecznie. Zobaczyłam, że tu śpisz, więc pomyślałam, że skoro się nie boisz, to mi też nic nie grozi. Nie chcę wracać do Megdara, chcę tu zostać - wyrwało jej się w tej paplaninie. Przestraszyła się własnych nieostrożnych słów i zamilkła speszona. - A ty? Kim jesteś?
Gdzieś ponad nimi, w ciemności, wśród nocnych chmur kołował nieumarły kruk.
Silv puścił jej gardło i wstał. Odszedł kilka kroków i spojrzał w dal, w ciemność.
Pierwsza rzecz, o której pomyślał, to fakt, że rzeczywiście widział ją w swoim śnie. Tylko jako młodą, ładną dziewczynę. A teraz jest obślizgła, mokra i... nieżywa. Jest topielicą. Widywał już różne rzeczy podczas swojego hulaszczego życia, ale o topielicach jedynie słyszał. Najgorsze jest to, że jeśli straciła pamięć, a to bardzo możliwe przy przejściu ze świata żywych do zmarłych, to nawet mogła nie zdawać sobie sprawy ze stanu rzeczy. A do tego musiała mieć jakiegoś... alfonsa. Nie wiedział, jak się nazywa władców nieumarłych, ale był to ktoś na modłę alfonsa właśnie. Medgar? Nie chce do niego wracać, więc pewnie nieciekawy gość. Druga rzecz to to, że niedaleko są wejścia do pieczar smoków. To znaczy, że nadal jest w tym samym wymiarze, w tym samym świecie, nawet w tym samym lesie. Więc nadal musiał dostać się do najbliższego miasta. Tylko czy portal przeniósł go w stronę Valladonu i Ekradonu, czy może wręcz przeciwnie, w stronę Nandan-Ther? Miałby wielkiego pecha... Ale wspomniała o wielkim jeziorze... czyli okolice Kryształowego Jeziora. Mógł dostać się do Danae, a stamtąd ruszyć konno do Valladonu. Tak, to był dobry pomysł, ale w Danae mogli już na niego czekać... Nie miał wyboru, i tak długo nie przetrwa w lesie bez broni i pożywienia. A więc miał już cel. Odwrócił się do czekającej pod drzewem topielicy.
- Witaj, Aishele. Jestem Silv. Możesz zaprowadzić mnie do Danae? - Podał jej rękę, nie bez małego obrzydzenia, aby pomóc jej wstać.
Chwilę później usłyszał szelest i natychmiast spojrzał w tamtą stronę. Pogoń za nim wciąż trwała, więc musiał być uważny. I tym razem miał rację. Pomiędzy drzewami zobaczył wojaków w uniformach straży więziennej. W tej sytuacji Aishele go nie interesowała, zresztą... lepiej było dla niej, żeby nie zobaczyli jej w jego obecności. Cofnął wyciągniętą rękę i wziął nogi za pas. Słysząc szelest krzaków, trąconych przez wojownika, straż ruszyła w pogoń w jego stronę.
Ciąg dalszy: Silveren
Pierwsza rzecz, o której pomyślał, to fakt, że rzeczywiście widział ją w swoim śnie. Tylko jako młodą, ładną dziewczynę. A teraz jest obślizgła, mokra i... nieżywa. Jest topielicą. Widywał już różne rzeczy podczas swojego hulaszczego życia, ale o topielicach jedynie słyszał. Najgorsze jest to, że jeśli straciła pamięć, a to bardzo możliwe przy przejściu ze świata żywych do zmarłych, to nawet mogła nie zdawać sobie sprawy ze stanu rzeczy. A do tego musiała mieć jakiegoś... alfonsa. Nie wiedział, jak się nazywa władców nieumarłych, ale był to ktoś na modłę alfonsa właśnie. Medgar? Nie chce do niego wracać, więc pewnie nieciekawy gość. Druga rzecz to to, że niedaleko są wejścia do pieczar smoków. To znaczy, że nadal jest w tym samym wymiarze, w tym samym świecie, nawet w tym samym lesie. Więc nadal musiał dostać się do najbliższego miasta. Tylko czy portal przeniósł go w stronę Valladonu i Ekradonu, czy może wręcz przeciwnie, w stronę Nandan-Ther? Miałby wielkiego pecha... Ale wspomniała o wielkim jeziorze... czyli okolice Kryształowego Jeziora. Mógł dostać się do Danae, a stamtąd ruszyć konno do Valladonu. Tak, to był dobry pomysł, ale w Danae mogli już na niego czekać... Nie miał wyboru, i tak długo nie przetrwa w lesie bez broni i pożywienia. A więc miał już cel. Odwrócił się do czekającej pod drzewem topielicy.
- Witaj, Aishele. Jestem Silv. Możesz zaprowadzić mnie do Danae? - Podał jej rękę, nie bez małego obrzydzenia, aby pomóc jej wstać.
Chwilę później usłyszał szelest i natychmiast spojrzał w tamtą stronę. Pogoń za nim wciąż trwała, więc musiał być uważny. I tym razem miał rację. Pomiędzy drzewami zobaczył wojaków w uniformach straży więziennej. W tej sytuacji Aishele go nie interesowała, zresztą... lepiej było dla niej, żeby nie zobaczyli jej w jego obecności. Cofnął wyciągniętą rękę i wziął nogi za pas. Słysząc szelest krzaków, trąconych przez wojownika, straż ruszyła w pogoń w jego stronę.
Ciąg dalszy: Silveren
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
Danae? Aishele nie odpowiedziała ani słowem, zadziwiło ją natomiast niespodziewane uczucie, jakie ta nazwa wywołała w jej duszy. Potężna, wszechogarniająca wściekłość. Już od długiego czasu nie było jej dane odczuć tak silnej emocji, jak ta niewytłumaczalna furia i chęć... zemsty! Wspomnienie wiążące się z tym miastem nie ujawniło się jeszcze jej świadomości wystarczająco jasno, aby dało się je rozpoznać, skonkretyzować, nazwać, a topielica sama nie przeczuwała jeszcze, że może się ono stać kluczem do przypomnienia sobie utraconego dawno życia... Tymczasem, wiedziona dziwnym, prawie że zwierzęcym instynktem, w chwili gdy w krzakach zaszeleściły czyjeś kroki, uciekła, gorąco pragnąc zrobić komuś krzywdę.
Ciąg dalszy: Aishele
Ciąg dalszy: Aishele
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość