Pałac Dziewięciu Wież ⇒ [Komnaty arcyksięcia] List.
[Komnaty arcyksięcia] List.
Turniej i uczta po nim zmęczyły ciężarną Calisi niesamowicie. Wieczorem zasnęła tak twardo, że nawet nie wiedziała kiedy Eohaid kładł się do łoża. Rano wstała jednak wcześnie, choć czuła się trochę połamana i nadal zmęczona, to nie chciała już leżeć. Ubrała się więc, umyła, a nawet zjadła śniadanie. Dbała o siebie teraz wyjątkowo. Dziecko które nosiła było dla niej najważniejsze. Kochała te nienarodzoną istotę całym swoim sercem już teraz. Uważała więc na siebie. Jadła regularnie, starała się wysypiać i nie denerwować. Chyba nie przeżyłaby gdyby coś miało stać się maleństwu. Jedyne czemu się dziwiła to temu, że tak szybko się zaokrągla. Cóż jednak, może dziecko zamierzało być wyjątkowo duże.
Siedziała teraz w komnacie obok izby sypialnej. Chciała poczytać książkę usiadła więc wygodnie we wnęce przy oknie i spojrzała na padający za oknem deszcz. Miała rozpuszczone włosy i nie była przygotowana do wyjścia z pałacu. Zastanawiała się czy tego dnia nadal będzie trwał turniej, czy ze względu na pogodę przełożony zostanie on na dzień następny. Już miała otworzyć książkę kiedy do drzwi komnaty ktoś zapukał. Po chwili do izby weszła młoda służka, podeszła do Calisi i dała jej kawałek złożonego pergaminu. Calisi podziękowała dziewczynie i pozwoliła wyjść.
Zdziwiła się. Nie miała pojęcia cóż to może być. Kiedy otwarła list nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nagłówek adresowany był nie do "Calisi", a do "kochanej córki". Już to nie wróżyło dobrze. Data w górnym rogu mówiła, że list został wysłany kilka tygodni temu. List był od znienawidzonego przez Calisi ojca. Tak naprawdę nie było w nim nic konkretnego, poza jedną istotną informacją, a mianowicie, że zamierza ją odwiedzić w nowej ojczyźnie wraz z żoną. Z każdą linijką listu Calisi czuła, że słabnie. Nie chciała go tu, nie spodziewała się. Myślała, że skoro wysłał ją tak daleko zapomni o niej, o tym, że w ogóle istnieje i da jej spokój. Przecież tego właśnie chciał. Zupełnie nie rozumiała powodów jego przyjazdu. Nie było racjonalnego wyjaśnienia jego pojawienia się w Lirien. Nie było. Calisi poczuła jak krew odpływa jaj z rąk, a oddech staje się szybszy. Nie chciała go widzieć... już nigdy.
Siedziała teraz w komnacie obok izby sypialnej. Chciała poczytać książkę usiadła więc wygodnie we wnęce przy oknie i spojrzała na padający za oknem deszcz. Miała rozpuszczone włosy i nie była przygotowana do wyjścia z pałacu. Zastanawiała się czy tego dnia nadal będzie trwał turniej, czy ze względu na pogodę przełożony zostanie on na dzień następny. Już miała otworzyć książkę kiedy do drzwi komnaty ktoś zapukał. Po chwili do izby weszła młoda służka, podeszła do Calisi i dała jej kawałek złożonego pergaminu. Calisi podziękowała dziewczynie i pozwoliła wyjść.
Zdziwiła się. Nie miała pojęcia cóż to może być. Kiedy otwarła list nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nagłówek adresowany był nie do "Calisi", a do "kochanej córki". Już to nie wróżyło dobrze. Data w górnym rogu mówiła, że list został wysłany kilka tygodni temu. List był od znienawidzonego przez Calisi ojca. Tak naprawdę nie było w nim nic konkretnego, poza jedną istotną informacją, a mianowicie, że zamierza ją odwiedzić w nowej ojczyźnie wraz z żoną. Z każdą linijką listu Calisi czuła, że słabnie. Nie chciała go tu, nie spodziewała się. Myślała, że skoro wysłał ją tak daleko zapomni o niej, o tym, że w ogóle istnieje i da jej spokój. Przecież tego właśnie chciał. Zupełnie nie rozumiała powodów jego przyjazdu. Nie było racjonalnego wyjaśnienia jego pojawienia się w Lirien. Nie było. Calisi poczuła jak krew odpływa jaj z rąk, a oddech staje się szybszy. Nie chciała go widzieć... już nigdy.
Eohaid wrócił nad ranem, uczta trwała na całego. Prawdziwa Lirieńska uczta, nie mogła skończyć się trzeźwością. Część z niej przespał w bocznej izbie, do której pomagając sobie nawzajem zwlekł się wraz z przyjacielem. Tam przespali część nocy i dopiero nad ranem Eohaid obudził się i czym prędzej zawlókł do żony. Był zmęczony i to na tyle że kiedy dotknął poduszki, prawie natychmiast zasnął, chrapiąc głośno. Obudził się jak mu się zdawało za wcześnie, długo trwało nim powoli, otworzył oko. Kleiło się, łeb bolał go tak że chciało mu się wyć, a myśli zwolnione były jak mucha w smole. Długo leżał czując że śmierdzi dniem wczorajszym. Dlatego w końcu podniósł się powoli, usiadł na łóżku. Świat lekko zadrżał, ale zatrzymał się. Wstał idąc bardziej nie wyspany i wczorajszy niż nietrzeźwy. Przeszedł przez izbę wychodząc do kolejnej, na szerokim parapecie okrytym skórami siedziała jego żona. Uśmiechnął się do niej, wygrzebując się z grubej przeciągniętej potem i piwem tuniki.
- Dzień dobry kochanie - miał chrypiący i nie przyjemny głos, nie jak zwykle aksamitny i głęboki.
Służący niosący balie pojawili się po chwili, zaraz za nimi szły kobiety z dzbanami parującej wody. Służba arcyksięcia świetnie znała jego rozkład dnia, jak również wiedziała kiedy przyjść i czym się zająć. Eohaid dał znać by kobiety pomogły oswobodzić mu się z ubrania, reszta dolewała już wody do bali.
- Dzień dobry kochanie - miał chrypiący i nie przyjemny głos, nie jak zwykle aksamitny i głęboki.
Służący niosący balie pojawili się po chwili, zaraz za nimi szły kobiety z dzbanami parującej wody. Służba arcyksięcia świetnie znała jego rozkład dnia, jak również wiedziała kiedy przyjść i czym się zająć. Eohaid dał znać by kobiety pomogły oswobodzić mu się z ubrania, reszta dolewała już wody do bali.
Humor poprawił się jej gdy tylko zobaczyła Eohaida. Uważała, że wygląda zabawnie. Miała nawet ochotę się roześmiać, ale powstrzymała się. Jedyne co zrobiła to uśmiechnęła się pod nosem. Nie zapomniała o liście, który przecież martwił ją ogromnie, ale złożyła go i położyła na szerokim parapecie. Spojrzała na służki, które pomagały Eohaidowi się rozebrać i odesłała je ruchem głowy. Nie były potrzebne, ktoś inny wolał dzisiaj mu w tym pomóc. Służba nalewająca wody do balii uwinęła się w zaskakującym tempie i para arcyksiążęca szybko została sam na sam. Calisi podeszła do Eohaida i zaczęła ściągać jego tunikę. Teraz już nie mogła się powstrzymać i zachichotała cicho.
- Wyglądasz okropnie i chrapiesz, ale i tak Cię kocham - wspięła się nawet na place i uśmiechając się pocałowała go w policzek, mimo, że był nieogolony i śmierdział winem.
- Wyglądasz okropnie i chrapiesz, ale i tak Cię kocham - wspięła się nawet na place i uśmiechając się pocałowała go w policzek, mimo, że był nieogolony i śmierdział winem.
Eohaid nie umiał się nie uśmiechnąć, głowa lekko opadła mu w dół, kiedy chciał pokiwać nią na znak że zgadza się ze słowami żony. Oparł się o jej czoło dla wygodny. Ona dla odmiany pachniała jak zwykle, słodkim pociągającym zapachem.
- Wiem, czuję się okropnie - podrapał się w brodę - Czy mi się zdaje czy trochę zarosłem - zażartował.
Pozbył się wreszcie tunik, zostały mu już tylko spodnie, postanowił jednak wcześniej zadbać o polerowany kawałek metalu i specjalny krótki sztylet. Obydwie rzeczy położył obok bali. W końcu oswobodził się już z reszty rzeczy i z przyjemnością zanurzył w toń ciepłej wody. Oparł się mocno o brzeg bali i zamknął oczy.
- I co ja bym bez ciebie zrobił moja kochana - wyrzekł powoli. - Moja piękna Calisi...
- A pokażesz mi brzuszek - powiedział zdrobniale, od nie dawna co dzień nim wstał dotykał jej brzucha, delikatnie kładł dłoń na jej skórze i czekał. Zwykle po chwili całował go i wstawał, czasami czekał jednak. Jak tłumaczył to żonie, czekał na dziecko, żeby się poruszyło tam w środku, żeby mógł je wyczuć.
- Wiem, czuję się okropnie - podrapał się w brodę - Czy mi się zdaje czy trochę zarosłem - zażartował.
Pozbył się wreszcie tunik, zostały mu już tylko spodnie, postanowił jednak wcześniej zadbać o polerowany kawałek metalu i specjalny krótki sztylet. Obydwie rzeczy położył obok bali. W końcu oswobodził się już z reszty rzeczy i z przyjemnością zanurzył w toń ciepłej wody. Oparł się mocno o brzeg bali i zamknął oczy.
- I co ja bym bez ciebie zrobił moja kochana - wyrzekł powoli. - Moja piękna Calisi...
- A pokażesz mi brzuszek - powiedział zdrobniale, od nie dawna co dzień nim wstał dotykał jej brzucha, delikatnie kładł dłoń na jej skórze i czekał. Zwykle po chwili całował go i wstawał, czasami czekał jednak. Jak tłumaczył to żonie, czekał na dziecko, żeby się poruszyło tam w środku, żeby mógł je wyczuć.
- Oj tak zdecydowanie zarosłeś niedźwiedziu - zaśmiała się - i nie dziwię się, że czujesz się okropnie, potraktowałeś się wczoraj pewnie wszystkimi rodzajami trunków jakie znam i jakich nie znam - dodała nadal się uśmiechając. Naprawdę uważała, że wygląda zabawnie, nie była zła, w takim stanie po prostu ją bawił.
- Myślę, że byś beze mnie zginął - zażartowała, przysiadając na brzegu balii i uśmiechając się do niego szczerze. Teraz chyba faktycznie zapomniała na chwilę o liście.
- Brzuszek? Mówiłam Ci kochanie, ono jest jeszcze za malutkie żeby je czuć. Poza tym, nie wiem czy sobie zasłużyłeś. Nie rozebrałeś mnie, nie zaprosiłeś do kąpieli, chyba sobie nie zasłużyłeś na takie nagrody - zaśmiała się.
- Myślę, że byś beze mnie zginął - zażartowała, przysiadając na brzegu balii i uśmiechając się do niego szczerze. Teraz chyba faktycznie zapomniała na chwilę o liście.
- Brzuszek? Mówiłam Ci kochanie, ono jest jeszcze za malutkie żeby je czuć. Poza tym, nie wiem czy sobie zasłużyłeś. Nie rozebrałeś mnie, nie zaprosiłeś do kąpieli, chyba sobie nie zasłużyłeś na takie nagrody - zaśmiała się.
Wojownik usiadł w bali, spoglądając na kobietę nieco bardziej trzeźwym wzrokiem.
- Ale jeszcze mogę cię zaprosić i rozebrać.
usiadł w bali blisko brzegu gdzie siedziała. Odgarnął bardzo długie włosy do tyłu głowy.
- Arcyksiężno Calisi czy zechcesz potowarzyszyć mi w mojej podróży po o to tym nieznanym lądzie zwanym balia ? - zazartował, w między czasie odwiązał zgrabnym ruchem jej rzemyki.
- Będzie miło, i przyjemnie. A Brzuszka i tak chce dotknąć, muszę powiedzieć przyszłemu władcy Lirien że jestem przy nim, jestem tutaj.
Pomógł jej oswobodzić się z sukni I podał dłoń kiedy wchodziła. Pocałował ją namiętnie, napawając się słodkich smakiem jej ust.
- Co czytałaś kochanie nim weszłem ? - pocałował jej brzuszek, gładząc dłonią.
- Ale jeszcze mogę cię zaprosić i rozebrać.
usiadł w bali blisko brzegu gdzie siedziała. Odgarnął bardzo długie włosy do tyłu głowy.
- Arcyksiężno Calisi czy zechcesz potowarzyszyć mi w mojej podróży po o to tym nieznanym lądzie zwanym balia ? - zazartował, w między czasie odwiązał zgrabnym ruchem jej rzemyki.
- Będzie miło, i przyjemnie. A Brzuszka i tak chce dotknąć, muszę powiedzieć przyszłemu władcy Lirien że jestem przy nim, jestem tutaj.
Pomógł jej oswobodzić się z sukni I podał dłoń kiedy wchodziła. Pocałował ją namiętnie, napawając się słodkich smakiem jej ust.
- Co czytałaś kochanie nim weszłem ? - pocałował jej brzuszek, gładząc dłonią.
Balia była na tyle duża, że Calisi mogła usiąść okrakiem na jego udach, tak by mogli patrzeć sobie w twarz. A przede wszystkim by Eohaid mógł mieć przed sobą jej "brzuszek". On naprawdę kochał to dziecko. I nawet nie dało mu się wytłumaczyć, że ono jest teraz naprawdę zbyt malutkie by można było coś czuć. Calisi czasem zastanawiała się jak to będzie, kiedy faktycznie będzie można czuć, jak dziecko kopie. Eohaid z pewnością będzie wtedy bardzo zadowolony. Cóż, skoro zachowywał się w ten sposób po takiej uczcie oznaczało, że prawdopodobnie w końcu wróciła jego stara osobowość.
- Ja też je kocham - powiedziała uśmiechając się i patrząc na jego dłoń położoną na jej brzuchu.
- I myślę, że ono już wie, że ma kochającego tatę, który jest przy nim i zawsze będzie. Ja też bym chciała żeby już było je czuć - oparła swoje czoło o jego.
- Wyobrażam sobie, że będzie miało takie malutkie rączki i nóżki i na pewno będzie podobne do Ciebie kiedy się urodzi - rzekła i dopiero teraz dotarło do niej jej ostatnie pytanie. Westchnęła głośno i oparła głowę o jego ramie.
- List. Od ojca... napisał, że zamierza przyjechać... błagam Cię, nie wpuszczaj go w granicę tego państwa. To nie jego kraj, nie chcę go widzieć, nie rozumiem po co w ogóle chce przyjechać...
- Ja też je kocham - powiedziała uśmiechając się i patrząc na jego dłoń położoną na jej brzuchu.
- I myślę, że ono już wie, że ma kochającego tatę, który jest przy nim i zawsze będzie. Ja też bym chciała żeby już było je czuć - oparła swoje czoło o jego.
- Wyobrażam sobie, że będzie miało takie malutkie rączki i nóżki i na pewno będzie podobne do Ciebie kiedy się urodzi - rzekła i dopiero teraz dotarło do niej jej ostatnie pytanie. Westchnęła głośno i oparła głowę o jego ramie.
- List. Od ojca... napisał, że zamierza przyjechać... błagam Cię, nie wpuszczaj go w granicę tego państwa. To nie jego kraj, nie chcę go widzieć, nie rozumiem po co w ogóle chce przyjechać...
- Albo będzie podobny bardziej do Ciebie, będzie miał twoje oczy, mądrość i włosy - pocałował ją w czoło - mądrości i spokój po Tobie by mu się przydała.
Polał jej ciało pachnącymi olejkami, które w Lirien stanowiły coś bez czego nie da się obyć. Nie było wiadomo do końca kto jest produkuje, ale zachwycały cały pałac i stały się nieodzownym elementem Astron-oris, a przynajmniej kąpieli w tymże mieście.
Kiedy oparła się o niego, mokrą dłonią pogładził ją po włosach.
- Nie mogę go nie wpuścić, to Twój ojciec, nie wypada politycznie i osobiście to uczynić. Gdyby był moim poddanym wtedy sprawa wyglądała by inaczej, ale jest sojusznikiem. Moja niezgoda oznaczać będzie wojnę. - rzekł powoli poważnie, całując ją w skroń.
Odchylił głowę do tyłu, odsłaniając grdykę i spoglądając w sufit nad nim. Nawet na boku szyi widniała mniejsza niż na reszcie ciała blizna.
- Jakbyśmy nie mieli już widna przyszłej wojny, to kwestia czasu i znów wybuchnie wojna z cesarstwem, wszyscy o tym wiemy. Jeszcze tylko nie ostrzymy broni. och, gdyby tylko była tutaj osoba która rozwiązałaby ten konflikt , ale wypędziłem ją już dawno temu, zresztą z poważnych powodów. Choć ona miała dryg i naturę intrygantki do takich rzeczy.
Mówił cicho przygarniając do siebie żonę, by oparła się o niego. Gładził jej włosy przygryzając wargę co znaczyło tylko tyle że go to trapi że waha się i zastanawia.
Polał jej ciało pachnącymi olejkami, które w Lirien stanowiły coś bez czego nie da się obyć. Nie było wiadomo do końca kto jest produkuje, ale zachwycały cały pałac i stały się nieodzownym elementem Astron-oris, a przynajmniej kąpieli w tymże mieście.
Kiedy oparła się o niego, mokrą dłonią pogładził ją po włosach.
- Nie mogę go nie wpuścić, to Twój ojciec, nie wypada politycznie i osobiście to uczynić. Gdyby był moim poddanym wtedy sprawa wyglądała by inaczej, ale jest sojusznikiem. Moja niezgoda oznaczać będzie wojnę. - rzekł powoli poważnie, całując ją w skroń.
Odchylił głowę do tyłu, odsłaniając grdykę i spoglądając w sufit nad nim. Nawet na boku szyi widniała mniejsza niż na reszcie ciała blizna.
- Jakbyśmy nie mieli już widna przyszłej wojny, to kwestia czasu i znów wybuchnie wojna z cesarstwem, wszyscy o tym wiemy. Jeszcze tylko nie ostrzymy broni. och, gdyby tylko była tutaj osoba która rozwiązałaby ten konflikt , ale wypędziłem ją już dawno temu, zresztą z poważnych powodów. Choć ona miała dryg i naturę intrygantki do takich rzeczy.
Mówił cicho przygarniając do siebie żonę, by oparła się o niego. Gładził jej włosy przygryzając wargę co znaczyło tylko tyle że go to trapi że waha się i zastanawia.
- Mój ojciec nie ma nawet armii, całe życie siedzi zakopany w pergaminach handlowych. Nie zagrozi Ci wojną. On i jego kilka wiosek nie jest w stanie zrobić nic. On czegoś chce i to z pewnością czegoś konkretnego, ja to wiem. Tylko jeszcze nie wiem czego. Nie przyjeżdża tu bez powodu. Albo coś się stało i szuka azylu, albo po prostu chce uprzykrzyć mi życie. Uprzedzam Cię, że jeśli spróbuje zrobić komuś krzywdę sama wygnam go z tego kraju.
- Przez całe życie bił mnie i upokarzał. Nie dam się więcej uderzyć, ani jemu, ani nikomu innemu. Nie ma do mnie w tej chwili żadnych praw. Gorzej z Trianą, trzeba ją stąd zabrać zanim się zjawi. Nie wierzę, że wpadł na pomysł by uciekła tutaj i jej szuka, ale jeśli ją znajdzie to ją zabierze. Nie dlatego, że jest jego córką, ale dlatego żeby ją zgnębić. Znów zamknie ją w lochu. Za dobrze go znam, za dobrze, on na pewno czegoś chce...
- To przeze mnie? Wojna z cesarstwem? Cesarzowa aż tak się wściekła, że grozi wojną? Nie wierzę... Czy wszystko, zawsze musi układać się w ten sposób... Czy nie mogłoby być choć przez chwilę po prostu dobrze.
- Przez całe życie bił mnie i upokarzał. Nie dam się więcej uderzyć, ani jemu, ani nikomu innemu. Nie ma do mnie w tej chwili żadnych praw. Gorzej z Trianą, trzeba ją stąd zabrać zanim się zjawi. Nie wierzę, że wpadł na pomysł by uciekła tutaj i jej szuka, ale jeśli ją znajdzie to ją zabierze. Nie dlatego, że jest jego córką, ale dlatego żeby ją zgnębić. Znów zamknie ją w lochu. Za dobrze go znam, za dobrze, on na pewno czegoś chce...
- To przeze mnie? Wojna z cesarstwem? Cesarzowa aż tak się wściekła, że grozi wojną? Nie wierzę... Czy wszystko, zawsze musi układać się w ten sposób... Czy nie mogłoby być choć przez chwilę po prostu dobrze.
Eohaid otworzył oczy siadając i poprawiając się w bali. Spojrzał na Calisi.
- Skarbie, nic nie dzieje się przez Ciebie. Nie jesteś niczemu winna, zrozum to - pocałował ją.
- Kochamy się, mamy syna, nie ma nic wspanialszego niż to... nasz spokój już jest i będzie trwał już zawsze.
Objął ją mocno ramionami.
- A ojcem się nie martw. Zadbamy o to by nie wyrządził krzywdy ani Tobie, ani Trianie. Jeśli trzeba ukryjemy ją bezpiecznie po za pałacem, gdzie nikt nie zrobi jej krzywdy. A nawet gdyby Twój ojciec wiedział o niej i chciał ją wywieść to moje państwo, zadbam by do tego nie doszło. A ty jesteś królową tego miejsca, jesteś panią którą kochają wojownicy, jeśli obrazi ciebie, staną za Tobą wojownicy i ja. Nie masz się czego obawiać. Ani przez chwilę.
- Skarbie, nic nie dzieje się przez Ciebie. Nie jesteś niczemu winna, zrozum to - pocałował ją.
- Kochamy się, mamy syna, nie ma nic wspanialszego niż to... nasz spokój już jest i będzie trwał już zawsze.
Objął ją mocno ramionami.
- A ojcem się nie martw. Zadbamy o to by nie wyrządził krzywdy ani Tobie, ani Trianie. Jeśli trzeba ukryjemy ją bezpiecznie po za pałacem, gdzie nikt nie zrobi jej krzywdy. A nawet gdyby Twój ojciec wiedział o niej i chciał ją wywieść to moje państwo, zadbam by do tego nie doszło. A ty jesteś królową tego miejsca, jesteś panią którą kochają wojownicy, jeśli obrazi ciebie, staną za Tobą wojownicy i ja. Nie masz się czego obawiać. Ani przez chwilę.
- Nie znasz go. Czasem wydaje mi się, że ona naprawdę jest szalony. Nie może wywołać wojny sam, ale może zrobić wiele krzywd. Uwierz mi, znam go i wiem, że jego chory umysł jest zdolny do wszystkiego. Już nie pamiętasz jaka byłam kiedy mnie zabrałeś? I tego co Ci powiedziałam? Nie pamiętasz jak uchylałam się za każdym razem kiedy chciałeś mnie dotknąć? Nie umiałam nawet mówić Ci po imieniu. Uwierz mi mój ojciec może i jest szalony, ale potrafi manipulować słabszymi od siebie, więc zrozum, że się go boję.
- Chce mieć swoich wojowników - rzekła nagle - kiedy ojciec się zjawi chce mieć wojowników, którzy będą mnie pilnować. Tak żeby nie mógł się do mnie zbliżyć, nie chcę się z nim widzieć sam na sam. Nigdy. A Triane trzeba zabrać z pałacu. Nie będę ryzykować. Zamknął ją w lochu, lepiej żeby nie przypominała sobie tego co zrobił. Teraz przynajmniej jest szczęśliwa. Nie narażę jej na spotkanie z tym człowiekiem.
- Chce mieć swoich wojowników - rzekła nagle - kiedy ojciec się zjawi chce mieć wojowników, którzy będą mnie pilnować. Tak żeby nie mógł się do mnie zbliżyć, nie chcę się z nim widzieć sam na sam. Nigdy. A Triane trzeba zabrać z pałacu. Nie będę ryzykować. Zamknął ją w lochu, lepiej żeby nie przypominała sobie tego co zrobił. Teraz przynajmniej jest szczęśliwa. Nie narażę jej na spotkanie z tym człowiekiem.
- Dobrze Skarbie, dostaniesz wojowników. Poproszę Ellestilla by on i jego 6 ludzi towarzyszyła ci od dnia dzisiejszego aż do wyjazdu na twojego ojca. Mają cię nie odstępować na krok, bez Twojego wyraźnego nakazu. Będziesz mogła chodzić gdzie zechcesz, a oni zajmą się Twoim bezpieczeństwem. Poproszę również aby moim ludzie obserwowali Twojego ojca, od kiedy przekroczy granice Astron-oris.
Co do Twojej siostry, może wyjechać w raz z Tantris tymczasowo w inne miejsce, można ją dać na jeden z dworów moich zaufanych poddanych, jest wiele miejsc gdzie można ją ukryć. O nią nie musisz się martwić. Po za tym być może Twój ojciec jest szalony, ale też ja się o nie boję. To on mieszka pod moich dachem, ja tutaj jestem panem, nie on.
Co do Twojej siostry, może wyjechać w raz z Tantris tymczasowo w inne miejsce, można ją dać na jeden z dworów moich zaufanych poddanych, jest wiele miejsc gdzie można ją ukryć. O nią nie musisz się martwić. Po za tym być może Twój ojciec jest szalony, ale też ja się o nie boję. To on mieszka pod moich dachem, ja tutaj jestem panem, nie on.
- Minie trochę czasu zanim ojciec się zjawi, po dacie wysłania listu stawiam, że nie zjawi się tu wcześniej niż za miesiąc, może dłużej. Na razie nie trzeba mi ochrony, ale jak tylko wjedzie w granice tego państwa będę jej chciała. Wtedy też wyślę się Trianę gdzieś z dala od pałacu. Myślę, że Tris będzie jej dobrą towarzyszką, ale mnie będziesz musiał zostawić wtedy jakiegoś innego medyka - Calisi mówiła z sensem i myślała racjonalnie, ale naprawdę martwił ją przyjazd ojca, zwłaszcza teraz, kiedy była w ciąży.
- Na razie nie będę nic mówić Trianie, niech cieszy się jeszcze turniejem, powiem jej po nim. Nie będę jej od razu martwić. Ale Tantris muszę uprzedzić, że istnieje możliwość wyjazdu Triany - westchnęła.
- Naprawdę martwię się tą sytuacją. Nie podoba mi się to.
- Na razie nie będę nic mówić Trianie, niech cieszy się jeszcze turniejem, powiem jej po nim. Nie będę jej od razu martwić. Ale Tantris muszę uprzedzić, że istnieje możliwość wyjazdu Triany - westchnęła.
- Naprawdę martwię się tą sytuacją. Nie podoba mi się to.
Wojownik zmarszczył brwi, zastanowił się, dłuższy czas patrzył na żonę obserwując refleksy słonecznych promyków. Na chwilę bowiem wyszło słońce, mocne choć leniwe. Jej jasna skóra wyglądała pięknie dzisiejszego dnia, wyraźnie zaokrąglony brzuch dodawał jej uroku. Eohaid poczuł lęk o nią, kochał ją, pociągała go, i zaczął się bać o nią i to mocno. Zaczął zastanawiać się jak bardzo tak naprawdę jego kraj, pałac, jest chronione. Większość dawnych wojowników i ludzi dbających o bezpieczeństwo pałacu, zniknęła krótko po zamachach. Eohaida wszystkich wyrzucił w strasznym amoku nieufność. Znał na szczęście dwa miejsca gdzie Triana, Calisi i jego dziecko mogły być się schronić.
- Pojedziesz do Twierdzy w górach słonecznych. Wyjedziesz tam wraz z Tantris, Trianą i sporą częścią dworu. Nie chcę aby Tobie, mojemu synowi lub Twej siostrze coś się stało. Wyjedzie z Tobą również kasztelan, namiestnik zostanie tutaj. Tam spędzicie bezpiecznie zimę, nie ma się czego tam, bać. A ja postaram się do tego czasu wyrzucić z stąd twego ojca. W twierdzy będzie gościć was jeden z moich ludzi, zresztą będziesz miała w tym misję, pragnę być sprawdziła jak funkcjonują tamtejsze grody, książę, jak blisko znajdują się górale kto tam rządzi... wszystko to czego ja nie wiem, będziesz skarbie moimi oczami, uszami i wargami. Masz prawo rozkazywać w moim imieniu i pytać o wszystko o co ja bym pytał i musiałoby zostać mi to pokazane.
Mówił szybko, bez możliwości sprzeciwu, choć starał się by jego ton głosu, był spokojny i opanowany. Nie chciał się z nią kłócić znów, po prostu kochał ją na tyle że musiał chronić jak najlepiej umiał.
- Pojedziesz do Twierdzy w górach słonecznych. Wyjedziesz tam wraz z Tantris, Trianą i sporą częścią dworu. Nie chcę aby Tobie, mojemu synowi lub Twej siostrze coś się stało. Wyjedzie z Tobą również kasztelan, namiestnik zostanie tutaj. Tam spędzicie bezpiecznie zimę, nie ma się czego tam, bać. A ja postaram się do tego czasu wyrzucić z stąd twego ojca. W twierdzy będzie gościć was jeden z moich ludzi, zresztą będziesz miała w tym misję, pragnę być sprawdziła jak funkcjonują tamtejsze grody, książę, jak blisko znajdują się górale kto tam rządzi... wszystko to czego ja nie wiem, będziesz skarbie moimi oczami, uszami i wargami. Masz prawo rozkazywać w moim imieniu i pytać o wszystko o co ja bym pytał i musiałoby zostać mi to pokazane.
Mówił szybko, bez możliwości sprzeciwu, choć starał się by jego ton głosu, był spokojny i opanowany. Nie chciał się z nią kłócić znów, po prostu kochał ją na tyle że musiał chronić jak najlepiej umiał.
- Eohaid - powiedziała spokojnie - posłuchaj... Nie wiem o jakiej twierdzy mówisz, ale jeśli jest ona dalej niż tuż poza granicami Astron-oris to nie mogę tam wyjechać. To dla mnie zbyt daleko. Jestem w ciąży, nie mogę podróżować całymi dniami i tłuc się przez kraj, zwłaszcza teraz, jesienią. Pada, wieje, nie mogę ryzykować chorobą. Jeśli stracę to dziecko... nie przeżyję. Poza tym czy na pewno chcesz żeby sprawdzała jak wyglądają sprawy z góralami? Nie sądzę żebym nadawała się do tego w tym stanie. I nie wiem czy pamiętasz, ale miesiąc temu wyszłam za mąż i nie uśmiecha mi się spędzać pół roku z dala od ojca mojego dziecka. Jeśli wyjadę to nie wrócę tu na wiosnę, będę musiała urodzić dziecko tam, a i potem nie będę mogła wrócić od razu. Podchodzisz do tego zbyt radykalnie. Są dwory w stolicy, jak i wokół niej, które nie odmówią gościny arcyksiężnej. Choćby dwór Elestila, w którym czuje się bezpiecznie. Nie chodzi o to, żeby wywozić mnie i zamykać w twierdzy, a jedynie o to by Triany nie było w pałacu. Martwię się przyjazdem ojca - owszem, nawet bardzo, najchętniej nie wpuściłabym go w ogóle do Lirien, ale jak sam mówiłeś tego zrobić nie mogę. Boję się tego co może wymyślić, ale to nie znaczy, że muszę uciekać poza stolicę.
Arcyksiążę dłuższą chwilę myślał, wahał się i zastanawiał nad słowami kobiety.
- W zasadzie masz racje, moja droga. Zbyt radykalnie do tego podchodzimy, ale nadejdą lata takiej zimy. Przepowiedziano mi to, iż za mojego panowania przyjdzie zima która zmusi nas do ucieczki w góry. Kiedy wszystkie plony pokryje lód, zwierzęta padną z głodu, drapieżniki rozszarpywać będą...- zamilkł kręcąc głową.
- Ciągle zastanawiam się kiedy ta zima nadejdzie, próbuję być czujny. Oczywiście kochanie, pojedziesz wraz z siostrą do dworku Ellestilla, to w zasadzie dobre, ciepłe i spokojne miejsce. A będziesz blisko mnie, jakby się coś działo. No i on będzie bezpieczny.
Pocałował brzuch i pogładził go po wierzchu.
- Szkoda że trzeba na niego czekać aż tak długo... - rozmarzył się gładząc wciąż Calisi po brzuchu.
- W zasadzie masz racje, moja droga. Zbyt radykalnie do tego podchodzimy, ale nadejdą lata takiej zimy. Przepowiedziano mi to, iż za mojego panowania przyjdzie zima która zmusi nas do ucieczki w góry. Kiedy wszystkie plony pokryje lód, zwierzęta padną z głodu, drapieżniki rozszarpywać będą...- zamilkł kręcąc głową.
- Ciągle zastanawiam się kiedy ta zima nadejdzie, próbuję być czujny. Oczywiście kochanie, pojedziesz wraz z siostrą do dworku Ellestilla, to w zasadzie dobre, ciepłe i spokojne miejsce. A będziesz blisko mnie, jakby się coś działo. No i on będzie bezpieczny.
Pocałował brzuch i pogładził go po wierzchu.
- Szkoda że trzeba na niego czekać aż tak długo... - rozmarzył się gładząc wciąż Calisi po brzuchu.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość