Pałac Dziewięciu Wież ⇒ [Sala Kominkowa] Spotkanie po latach.
[Sala Kominkowa] Spotkanie po latach.
Amelia nie udała się na ucztę po turnieju. Po pierwsze była zmęczona, a po drugie chciał trochę pobyć z dziećmi. Nie widziała córek od długiego czasu, a kiedy już przybyły do pałacu miała mnóstwo obowiązków związanych z organizacją turnieju, w końcu miała pomóc z tym Elestilowi. Oczywiście Eohaid nie był zadowolony z faktu, że jego jego siostra ucieka i nie chcę brać udziału w zabawie, ale Amelia miała na ten temat swoje zdanie i nie zamierzała go zmieniać. Poza tym nadal była pod wpływem ostatnich wydarzeń związanych z chorobą małej Sol, naprawdę bała się, że dziewczynka umrze, dlatego teraz chciała spędzać z nią więcej czasu. Była wdzięczna bogom, że jej córeczka nadal żyje i ma się już dobrze.
Amelia siedziała przy kominku, na jej kolanach spał, jak zwykle z resztą leniwy kocur o wdzięcznym imieniu Fiołek. Na przeciw niej usiadła Astrid, która z powagą czytała w tej chwili jakąś książkę, prawdopodobnie z resztą na prośbę swojej matki. Amelia bowiem chciała, żeby jej córki były dobrze wykształcone. Niedaleko nich na drewnianej podłodze siedziała także mała Sol bawiąca się drewnianymi figurkami, które kształtem w większości przypominały konie. Amelia z radością przyglądała się obu córką głaszcząc przy tym uroczego, choć chyba najbardziej leniwego na świecie kota.
Amelia siedziała przy kominku, na jej kolanach spał, jak zwykle z resztą leniwy kocur o wdzięcznym imieniu Fiołek. Na przeciw niej usiadła Astrid, która z powagą czytała w tej chwili jakąś książkę, prawdopodobnie z resztą na prośbę swojej matki. Amelia bowiem chciała, żeby jej córki były dobrze wykształcone. Niedaleko nich na drewnianej podłodze siedziała także mała Sol bawiąca się drewnianymi figurkami, które kształtem w większości przypominały konie. Amelia z radością przyglądała się obu córką głaszcząc przy tym uroczego, choć chyba najbardziej leniwego na świecie kota.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Orian był na początku uczty, przywitał się z wszystkimi co ważniejszymi gośćmi jednak nie w jego planach było pozostanie tutaj. Zdecydowanie nie lubił takich uczt, a i wiele już razy musiał spędzać na nich czas. Tym razem postanowił nie zostawać tam długo. Kiedy skończyły się główne toasty i powitania, wyszedł niby na ogród. Jedynym sensownym wyjściem było przejście przez ogród i izbę kominkową po przeciwnej stronie pałacu. Tak że uczynił, cichcem wychodząc na ogród. O tej porze była tam prawie idealna cisza, po za kilkoma parami zakochanych którzy przemierzali wąskie żwirowe drogi i zagajniki cicho rozmawiając. Z dużym spokojem przeszedł przez pierwsze ścieżki, przed nim otworzył się placyk z kamienną fontanną. Skręcił w boczną część , przekroczył zagajnik niskich krzewów dzikich róż i zobaczył palące się światło w izbie kominkowej. Zatrzymał się zaskoczony, nie spodziewał się tam raczej nikogo spotkać. Zimny wiatr zaszeleścił wśród krzewów, niosąc zapach wilgoci i niedalekiego deszczu. Zresztą zaraz usłyszał daleki pomruk zbliżającej się burzy. Na chwilę zagłuszył on szybką taneczną muzykę z komnaty gdzie trwała uczta.
Owinął się szczelniej płaszczem i ruszył do przodu, pokonał ostatnie metry, zwolnił jednak tuż przy samej izbie by kryjąc się w cieniu dojrzeć kto jest w środku izby. Spojrzał przez szybę do środka. Ujrzał młodą dziewczynę, pochłoniętą lekturze, w blasku ognia jej włosy zdawały się jasne i piękne. Mniejsza siedzącą na prawo od jasnowłosej bawiła się drewnianymi konikami. Była znacznie młodsza i ciemnowłosa z radością pokazywała coś trzeciej z kobiet, którą jednak widział od tyłu. Zdecydował że wejdzie, przywita się , wypadało chociażby ze względy na jego pozycję i odejdzie do swoich komnat. Otworzył zatem duże, ciężkie drzwi od izby kominkowej i wszedł do środka.
- Dobry wieczór nadobnym białogłową - mówił to spokojnym, głębokim niskim głosem. Podszedł na tyle blisko by mogły mu się dokładnie przyjrzeć i skłonił się nisko w pas. Końcówki jego wyjątkowo zdobnego płaszcza koloru ciemnogranatowego, zamiotły podłogę. Zalśniły dwa naszyjniki na jego szyi w tym jeden, który bardzo, bardzo dawno temu dostał od swojej jedynej miłości Amelii. Cechą najbardziej wyróżniająca go z tłumu, był niezwykle krótki, zdobiony na głowicy dwoma głowami smoków miecz. Miecz ten był podarunkiem od Eohaida za jego lojalność i nigdy się z nim nie rozstawał.
- A panie nie spędzając wieczoru na uczcie ? - dopiero teraz podniósł wzrok i zamurowało go. Osobą której dotąd nie widział była sama księżna Amelia. Zastygł w bezruchu, spoglądając w jej piękną twarz, czas nie był dla niej surowy, wciąż była tak samo piękna jak zwykle. " Przecież ona ma męża, stąd młode córki... ona m córki " - w jego umyśle właśnie ta myśl uderzyła go najmocniej. To nie była jego Amelia, nigdy nie dane im to było, ale... to była jego ukochana... jego...
- Amelia - wyszeptał cicho, głębokim łagodnym głosem, jaki tylko ona znała.
Owinął się szczelniej płaszczem i ruszył do przodu, pokonał ostatnie metry, zwolnił jednak tuż przy samej izbie by kryjąc się w cieniu dojrzeć kto jest w środku izby. Spojrzał przez szybę do środka. Ujrzał młodą dziewczynę, pochłoniętą lekturze, w blasku ognia jej włosy zdawały się jasne i piękne. Mniejsza siedzącą na prawo od jasnowłosej bawiła się drewnianymi konikami. Była znacznie młodsza i ciemnowłosa z radością pokazywała coś trzeciej z kobiet, którą jednak widział od tyłu. Zdecydował że wejdzie, przywita się , wypadało chociażby ze względy na jego pozycję i odejdzie do swoich komnat. Otworzył zatem duże, ciężkie drzwi od izby kominkowej i wszedł do środka.
- Dobry wieczór nadobnym białogłową - mówił to spokojnym, głębokim niskim głosem. Podszedł na tyle blisko by mogły mu się dokładnie przyjrzeć i skłonił się nisko w pas. Końcówki jego wyjątkowo zdobnego płaszcza koloru ciemnogranatowego, zamiotły podłogę. Zalśniły dwa naszyjniki na jego szyi w tym jeden, który bardzo, bardzo dawno temu dostał od swojej jedynej miłości Amelii. Cechą najbardziej wyróżniająca go z tłumu, był niezwykle krótki, zdobiony na głowicy dwoma głowami smoków miecz. Miecz ten był podarunkiem od Eohaida za jego lojalność i nigdy się z nim nie rozstawał.
- A panie nie spędzając wieczoru na uczcie ? - dopiero teraz podniósł wzrok i zamurowało go. Osobą której dotąd nie widział była sama księżna Amelia. Zastygł w bezruchu, spoglądając w jej piękną twarz, czas nie był dla niej surowy, wciąż była tak samo piękna jak zwykle. " Przecież ona ma męża, stąd młode córki... ona m córki " - w jego umyśle właśnie ta myśl uderzyła go najmocniej. To nie była jego Amelia, nigdy nie dane im to było, ale... to była jego ukochana... jego...
- Amelia - wyszeptał cicho, głębokim łagodnym głosem, jaki tylko ona znała.
Astrid podniosła głowę zaskoczona nadejściem obcego mężczyzny, spojrzała pytająco na matkę. Nie miała pojęcia kim jest, była młoda i nie dane jej było często rozmawiać z mężczyznami, zwłaszcza starszymi. Teraz, kiedy była z matką, nie musiała na szczęście nic odpowiadać. Sol zareagowała nieco inaczej. Przestraszyła się i podbiegła do mamy, przyklęknęła przy niej i objęła ją za kolana. Z mroku nagle wyłoniła się jakaś obca postać, mała miała prawo się wystraszyć.
- Mamo? - zapytała i spojrzała na nią przestraszona. Amelia pogłaskała dziewczynę po głowie chcąc ją uspokoić. Fiołek podniósł głowę i spojrzał na nowo przybyłego. O dziwo nie poszedł na powrót spać, zastygł w takiej pozycji spoglądając na Oriana fioletowymi ślepiami, które w półmroku i blasku ognia wydawały się jeszcze intensywniejsze. Dopiero po chwili do Amelii dotarło, kto wszedł do sali. Odwróciła się i uśmiechnęła pogodnie, to jedyne co mogła zrobić. Czuła się tak jakby nagle wszystko wróciło, starała się panować nad swoimi emocjami, ale nie umiała. Choć przecież nie widzieli się prawie dwadzieścia lat. Wszystko się zmieniło, miała córki, dom, swoje życie. Radziła sobie, nie potrzebowała nikogo, nauczyła się tak żyć. Bez marzeń, bez wspomnień i tęsknot, nauczyła się żyć tym co ma tu i teraz. A w tej chwili wróciła do niej cała przeszłość o jakiej myślała, że zapomniała.
- Nie bój się Sol - powiedziała łagodnie do córki nadal głaszcząc ją po ciemnych włosach.
- Białogłowy jeszcze za młode są by bywały na ucztach - rzekła w jego stronę, mając rzecz jasna na myśli swoje córki.
- Z to Ty chyba powinieneś tam być? Więc co Cię sprowadza tutaj? - zapytała, spokojnie, jak gdyby nie widzieli się przez kilka godzin, jak gdyby nic się nie zmieniło. Nie umiała inaczej. Nie umiała udawać, że się nie znają, że są dla siebie obcy. Nie umiała być oficjalna. Z pewnością oboje byli zaskoczeni tym spotkaniem, Amelia też, ale nie umiała nie zapytać go wprost, taka już była. Mogła bawić się w podchody i etykietę, ale nie z nim.
- Mamo? - zapytała i spojrzała na nią przestraszona. Amelia pogłaskała dziewczynę po głowie chcąc ją uspokoić. Fiołek podniósł głowę i spojrzał na nowo przybyłego. O dziwo nie poszedł na powrót spać, zastygł w takiej pozycji spoglądając na Oriana fioletowymi ślepiami, które w półmroku i blasku ognia wydawały się jeszcze intensywniejsze. Dopiero po chwili do Amelii dotarło, kto wszedł do sali. Odwróciła się i uśmiechnęła pogodnie, to jedyne co mogła zrobić. Czuła się tak jakby nagle wszystko wróciło, starała się panować nad swoimi emocjami, ale nie umiała. Choć przecież nie widzieli się prawie dwadzieścia lat. Wszystko się zmieniło, miała córki, dom, swoje życie. Radziła sobie, nie potrzebowała nikogo, nauczyła się tak żyć. Bez marzeń, bez wspomnień i tęsknot, nauczyła się żyć tym co ma tu i teraz. A w tej chwili wróciła do niej cała przeszłość o jakiej myślała, że zapomniała.
- Nie bój się Sol - powiedziała łagodnie do córki nadal głaszcząc ją po ciemnych włosach.
- Białogłowy jeszcze za młode są by bywały na ucztach - rzekła w jego stronę, mając rzecz jasna na myśli swoje córki.
- Z to Ty chyba powinieneś tam być? Więc co Cię sprowadza tutaj? - zapytała, spokojnie, jak gdyby nie widzieli się przez kilka godzin, jak gdyby nic się nie zmieniło. Nie umiała inaczej. Nie umiała udawać, że się nie znają, że są dla siebie obcy. Nie umiała być oficjalna. Z pewnością oboje byli zaskoczeni tym spotkaniem, Amelia też, ale nie umiała nie zapytać go wprost, taka już była. Mogła bawić się w podchody i etykietę, ale nie z nim.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło w jej stronę, podchodząc bliżej.
- Tak jakby.. uciekłem - zażartował cicho.
- Takie uczty nie są dla mnie - rzekł powoli.
- Córki są Twoje ? Jak ma się mąż ? - z żalem ściskającym serce zadał to pytanie. Co nieuniknione to nieuniknione, musiał zdać to pytanie. Czuł dziwną suchość w gardle. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu i usiadł na wolnym krześle.
- Bardzo dawno cię nie widziałem, co się działo do tego czasu ?
Mówił spokojnie, choć widziała lekkie drżenie jego prawej dłoni, opartej o poręcz krzesła. Nie umiał udawać że widząc ją teraz, widząc ją piękną, zapomniał o wszystkim. Czuł niezwykłą radość która wypełniała jego serce.
- Tak jakby.. uciekłem - zażartował cicho.
- Takie uczty nie są dla mnie - rzekł powoli.
- Córki są Twoje ? Jak ma się mąż ? - z żalem ściskającym serce zadał to pytanie. Co nieuniknione to nieuniknione, musiał zdać to pytanie. Czuł dziwną suchość w gardle. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu i usiadł na wolnym krześle.
- Bardzo dawno cię nie widziałem, co się działo do tego czasu ?
Mówił spokojnie, choć widziała lekkie drżenie jego prawej dłoni, opartej o poręcz krzesła. Nie umiał udawać że widząc ją teraz, widząc ją piękną, zapomniał o wszystkim. Czuł niezwykłą radość która wypełniała jego serce.
Jej perlisty, pogody śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu, kiedy usłyszała jego odpowiedź. No tak, mogła się spodziewać, że uciekł. Z resztą, ona sama uciekła z uczty, a raczej w ogóle na nią nie poszła, wolała pobyć z dziewczynkami. O dziwo pytanie o męża Amelii chyba bardziej od Oriana zasmuciło małą Sol. Znała już pojęcia, a fakt, że nie miała ojca powodował u niej nagły smutek. Co dziwniejsze nigdy go nie znała, ale póki żył, jakby świadomość, że jest sprawiała, że dziewczynka czuła się inaczej. Bardzo długo nie potrafiła zrozumieć, że nigdy nie pozna ojca, że on nigdy nie wróci, że nigdy go nie zobaczy. Wcześniej jakby żyła marzeniami. Co prawda kiedy zginął była bardzo mała, ale później kiedy pytała o niego matkę, nie rozumiała, dlaczego nigdy nie będzie mogła go zobaczyć, skoro zawsze był w jej opowieściach i marzeniach. Najwidoczniej mała bardzo potrzebowała choćby świadomości, że gdzieś jest. Inaczej było z Astrid, ona znała ojca, kochała go, bardzo przeżyła jego śmierć, ale też bardzo szybko doszła do siebie, prawdopodobnie dlatego, że widywała go zbyt rzadko.
Mała Sol spojrzała na matkę smutnym wzrokiem. Amelia wiedziała o co chodzi. Jeszcze raz pogładziła córkę po włosach.
- Astrid, zabierz małą, powinna już spać - rzekła spokojnie do starszej córki. Astrid wstała odkładając książę i podeszła do młodszej siostry.
- Chodź Sol - chwyciła małą i podniosła ją z podłogi. Mała Sol wstała posłusznie, ale nie poszła od razu z siostrą. Przytuliła się jeszcze mocno do Amelii na dobranoc. Kobieta objęła dziewczynkę i pocałowała ją w czoło.
- Dobranoc mamo - powiedziała dziewczynka dźwięcznym głosikiem, po czym odsunęła się od Amelii. Podobnie uczyniła Astrid, pochyliła się jeszcze nad matką by ta mogła ją objąć.
- Dobranoc mamo - rzekła i druga z córek. Astrid wzięła Sol za rękę i poprowadziła w stronę wyjścia z komnaty.
- Dobranoc - odpowiedziała jeszcze Amelia.
- Przepraszam za małą - rzekła w stronę mężczyzny, kiedy dziewczynki opuściły komnatę.
- Ona... - zaczęła, ale przerwała na chwilę.
- Mój mąż nie żyje, a ja nie umiem wytłumaczyć małej, że nigdy nie zobaczy ojca. Nigdy go nie zen znała, ale żyła opowieściami, kiedy zginął nie potrafiła pojąć, że ojciec nigdy nie wróci. Ciągle to przeżywa, więc wszyscy starają się omijać ten temat. Była bardzo mała kiedy to się stało, myślałam, że Astrid przeżyje to bardziej, tymczasem Sol... Brakuje jej świadomości, że ojciec gdzieś jest i nikt nie umie jej w tej kwestii pomóc... niestety - rzekła smutno i poważnie.
- Jak widzisz - zaczęła odpowiadać na jego drugie pytanie - urodziłam dwie córki, mam na głowie ich wychowanie i wychowanie leniwego kota - zażartowała głaszcząc Fiołka, który o dziwo nadal nie powrócił do swojego ulubionego zajęcia, czyli snu, a jedynie patrzył nadal na mężczyznę.
- Poza tym przyjechałam pomóc Eohaidowi. Naprawdę nie wiem jak on to robi, ale czasem mam wrażenie, że naprawdę nie umie rodzić sobie z kobietami, nawet tak cierpliwymi jak Calisi. Więc póki co muszę zostać i pomóc mu w sprawach państwa, żeby miał więcej czasu, dla ciężarnej żony, poza tym większość obowiązków zrzucił swego czasu na Elestila, a ten z kolei też chciałby zająć się swoją damą. Ktoś to musi wszystko ogarnąć, żeby Ci dwaj mieli czas nie tylko na politykę i turnieje.
- A jak się ma Twoja rodzina? - zapytała w końcu. Nie wierzyła w bajki. Musiał mieć rodzinę, minęło dwadzieścia lat, nie możliwym było, że jest sam.
Mała Sol spojrzała na matkę smutnym wzrokiem. Amelia wiedziała o co chodzi. Jeszcze raz pogładziła córkę po włosach.
- Astrid, zabierz małą, powinna już spać - rzekła spokojnie do starszej córki. Astrid wstała odkładając książę i podeszła do młodszej siostry.
- Chodź Sol - chwyciła małą i podniosła ją z podłogi. Mała Sol wstała posłusznie, ale nie poszła od razu z siostrą. Przytuliła się jeszcze mocno do Amelii na dobranoc. Kobieta objęła dziewczynkę i pocałowała ją w czoło.
- Dobranoc mamo - powiedziała dziewczynka dźwięcznym głosikiem, po czym odsunęła się od Amelii. Podobnie uczyniła Astrid, pochyliła się jeszcze nad matką by ta mogła ją objąć.
- Dobranoc mamo - rzekła i druga z córek. Astrid wzięła Sol za rękę i poprowadziła w stronę wyjścia z komnaty.
- Dobranoc - odpowiedziała jeszcze Amelia.
- Przepraszam za małą - rzekła w stronę mężczyzny, kiedy dziewczynki opuściły komnatę.
- Ona... - zaczęła, ale przerwała na chwilę.
- Mój mąż nie żyje, a ja nie umiem wytłumaczyć małej, że nigdy nie zobaczy ojca. Nigdy go nie zen znała, ale żyła opowieściami, kiedy zginął nie potrafiła pojąć, że ojciec nigdy nie wróci. Ciągle to przeżywa, więc wszyscy starają się omijać ten temat. Była bardzo mała kiedy to się stało, myślałam, że Astrid przeżyje to bardziej, tymczasem Sol... Brakuje jej świadomości, że ojciec gdzieś jest i nikt nie umie jej w tej kwestii pomóc... niestety - rzekła smutno i poważnie.
- Jak widzisz - zaczęła odpowiadać na jego drugie pytanie - urodziłam dwie córki, mam na głowie ich wychowanie i wychowanie leniwego kota - zażartowała głaszcząc Fiołka, który o dziwo nadal nie powrócił do swojego ulubionego zajęcia, czyli snu, a jedynie patrzył nadal na mężczyznę.
- Poza tym przyjechałam pomóc Eohaidowi. Naprawdę nie wiem jak on to robi, ale czasem mam wrażenie, że naprawdę nie umie rodzić sobie z kobietami, nawet tak cierpliwymi jak Calisi. Więc póki co muszę zostać i pomóc mu w sprawach państwa, żeby miał więcej czasu, dla ciężarnej żony, poza tym większość obowiązków zrzucił swego czasu na Elestila, a ten z kolei też chciałby zająć się swoją damą. Ktoś to musi wszystko ogarnąć, żeby Ci dwaj mieli czas nie tylko na politykę i turnieje.
- A jak się ma Twoja rodzina? - zapytała w końcu. Nie wierzyła w bajki. Musiał mieć rodzinę, minęło dwadzieścia lat, nie możliwym było, że jest sam.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Moja rodzina ? - powiedział to powoli, nie uśmiechnął się jak można się było spodziewać. Odwrócił twarz w stronę okna, spoglądając na już ciemne niebo z gwiazdami. Rozbłysło nagle i do ich uszu doszedł cichy pomruk burzy.
- Nie mam rodziny Amelio, mieszkam sam od wielu lat. Mam wiele pracy, zarządzanie księstwem i to południowym nie jest proste. Do tego od niedawna wchodzi w to Nowo Brawen. Jest czym zarządzać, jest wiele spraw, praw do uzupełnienia. Jakoś nie pomyślałem o tym, przez tak długi czas.
Zamilkł bawiąc się przez chwilę srebrnym drobnym naszyjnikiem przedstawiającym słońce, zawieszony na rzemyku.
- Nie wyszłaś jednak za mąż po raz drugi ? Być może wtedy twoja córka zyskała by znów ojca. Co do pomocy Eohaidowi, to jest cóż, wszyscy mu pomagamy, mniej lub bardziej. Dobrze o tym wie. Lirien to wielki kraj i nadal pozostało w nim wiele do zmian. Ogarnięcie i zmiana całego kraj potrwa wiele lat zapewne jeszcze. Zostało wiele sfer do zmian, nie tylko kulturalnych, politycznych czy prawnych. Choć nie jestem pewien czy nazwał bym Eohaida, człowiekiem który nie umie sobie poradzić z kobietami. Choć do żon nie ma zbyt wielkiego szczęścia, tym bardziej zatem zdziwiła mnie wieść że w ogóle znalazł żonę.
- Ale bardzo miło mi znów zobaczyć ciebie, równie piękną jaka jesteś w mojej pamięci - mówił to niezwykle ciepłym głosem, przymrużając zabawnie powieki.
- Nie mam rodziny Amelio, mieszkam sam od wielu lat. Mam wiele pracy, zarządzanie księstwem i to południowym nie jest proste. Do tego od niedawna wchodzi w to Nowo Brawen. Jest czym zarządzać, jest wiele spraw, praw do uzupełnienia. Jakoś nie pomyślałem o tym, przez tak długi czas.
Zamilkł bawiąc się przez chwilę srebrnym drobnym naszyjnikiem przedstawiającym słońce, zawieszony na rzemyku.
- Nie wyszłaś jednak za mąż po raz drugi ? Być może wtedy twoja córka zyskała by znów ojca. Co do pomocy Eohaidowi, to jest cóż, wszyscy mu pomagamy, mniej lub bardziej. Dobrze o tym wie. Lirien to wielki kraj i nadal pozostało w nim wiele do zmian. Ogarnięcie i zmiana całego kraj potrwa wiele lat zapewne jeszcze. Zostało wiele sfer do zmian, nie tylko kulturalnych, politycznych czy prawnych. Choć nie jestem pewien czy nazwał bym Eohaida, człowiekiem który nie umie sobie poradzić z kobietami. Choć do żon nie ma zbyt wielkiego szczęścia, tym bardziej zatem zdziwiła mnie wieść że w ogóle znalazł żonę.
- Ale bardzo miło mi znów zobaczyć ciebie, równie piękną jaka jesteś w mojej pamięci - mówił to niezwykle ciepłym głosem, przymrużając zabawnie powieki.
Zdziwiła się słysząc, że nie ma rodziny. Dziwne, że się nie ożenił, a jedynie zajął pracą, każdy przecież chciał mieć kogoś bliskiego, nie czuć się samotnym mieć do kogo wracać. Dopiero teraz zauważyła, że najwyraźniej nieświadomie bawi się swoim wisiorkiem, w kształcie słońca. Znała ten wisiorek, pewnie, aż za dobrze go znała. Pomyślała o swoim, który teraz wisiał na srebrnym łańcuszku o drobnych ogniwach spuszczony głęboko w dekolt. Jej przedstawiał półksiężyc. Był od niego, tak jak słońce od niej. Pomyślała o tym z sentymentem. Przez chwilę poczuła się tak, jakby nie było tych dwudziestu lat.
- Może masz rację, może i Sol miałby wtedy ojca. Pytanie tylko co ze mną? Jedno małżeństwo z przymusu mi wystarczy. Brand był dobrym mężem, ale nigdy mnie nie kochał, z resztą ja jego też nie. Wiem jakby to wyglądało gdybym uległa naciskowi Eohaida i wyszła znów za mąż, nie każdy jest wierny i dobry, a już na pewno nie taki, za którego wychodzi się "bo tak trzeba", w końcu miałby kochankę, a ja niepotrzebne zmartwienie. Eohaid oczywiście twierdzi, ze siostra arcyksięcia nie może sama wychowywać córek, ja śmiem myśleć inaczej. Naprawdę nie jest mi potrzebny mąż, którego nie będę kochać.
- Widzisz Eohaid jest jaki jest, umie być wojownikiem, umie być władcą, ale on naprawdę słabo radzi sobie z kobietami. Nie mam pojęcia z czego to wynikało wcześniej. Ale teraz naprawdę chciał postąpić głupio. Udało mu się znaleźć żonę, która go kocha, w dodatku nie dlatego, że jest arcyksięciem, ale za to jaki jest. Urodzi mu dziecko, a on chciał popełnić największy błąd w swoim życiu. Nawet Elestil próbował mu wybić z głowy dalsze spotkania z cesarzową. Naprawdę nie wiem co by było gdyby nie wiadomość, że Calisi jest w ciąży. Bądź co bądź to jedyna kobieta, która ma mu dać dziecko. Jednak póki cesarzowa tu jest nie będę spokojna, bo nie wiem co może strzelić do głowy mojemu bratu. A naprawdę lepiej, żeby Calisi nie poroniła tego dziecka, przez jego pomysły. Może i jest arcyksięciem, ale dla mnie zawsze pozostanie bardziej bratem, niż władcą.
- Ty masz swoje problemy i pracę przy zarządzaniu, a ja mam swoje. Tylko, że jak widzisz moje są bardziej natury osobistej niż prawnej. Muszę się zajmować ogłupiałym przez cesarzową bratem. Tantris, która do niedawna chciała jeszcze wrócić do ojczyzny, teraz na szczęście ma swojego adoratora, choć powiem, że zaskoczył mnie ten fakt. Mam dziewczynki i muszę się o nie troszczyć. Zwłaszcza o małą, z Astrid nigdy nie było problemów. Ostatnio Sol bardzo podupadła na zdrowiu, medycy twierdzili, że to już koniec. Dlatego nie było mnie na ślubie Eohiada. Teraz, kiedy mała jest zdrowa, mam ochotę zamknąć ją w komnacie, żeby tylko nic jej się nie stało, żeby znów nie zachorowała. A wiem, że nie mogę.
- W tym państwie jeszcze przez wiele lat będzie sporo do zrobienia. Spadła na mnie część obowiązków Eohaida i Elestila, więc i Lirien stało się moim problemem. Sprawa z góralami jest ciągle nie rozwiązana, co niepokoi nie tylko mnie. Tak jak sytuacja z Brawen. Calisi zakazała Eohaidowi widywania się z cesarzową, oczywiście po wieści, że nosi jego dziecko posłuchał. Jak się można domyślić cesarzowa nie jest z tego faktu zadowolona, kto wie co może zrobić. Z jej temperamentem może nawet zagrozić wojną, co byłoby chyba najgorszym możliwym posunięciem. Ale niestety i to może się stać.
- Może masz rację, może i Sol miałby wtedy ojca. Pytanie tylko co ze mną? Jedno małżeństwo z przymusu mi wystarczy. Brand był dobrym mężem, ale nigdy mnie nie kochał, z resztą ja jego też nie. Wiem jakby to wyglądało gdybym uległa naciskowi Eohaida i wyszła znów za mąż, nie każdy jest wierny i dobry, a już na pewno nie taki, za którego wychodzi się "bo tak trzeba", w końcu miałby kochankę, a ja niepotrzebne zmartwienie. Eohaid oczywiście twierdzi, ze siostra arcyksięcia nie może sama wychowywać córek, ja śmiem myśleć inaczej. Naprawdę nie jest mi potrzebny mąż, którego nie będę kochać.
- Widzisz Eohaid jest jaki jest, umie być wojownikiem, umie być władcą, ale on naprawdę słabo radzi sobie z kobietami. Nie mam pojęcia z czego to wynikało wcześniej. Ale teraz naprawdę chciał postąpić głupio. Udało mu się znaleźć żonę, która go kocha, w dodatku nie dlatego, że jest arcyksięciem, ale za to jaki jest. Urodzi mu dziecko, a on chciał popełnić największy błąd w swoim życiu. Nawet Elestil próbował mu wybić z głowy dalsze spotkania z cesarzową. Naprawdę nie wiem co by było gdyby nie wiadomość, że Calisi jest w ciąży. Bądź co bądź to jedyna kobieta, która ma mu dać dziecko. Jednak póki cesarzowa tu jest nie będę spokojna, bo nie wiem co może strzelić do głowy mojemu bratu. A naprawdę lepiej, żeby Calisi nie poroniła tego dziecka, przez jego pomysły. Może i jest arcyksięciem, ale dla mnie zawsze pozostanie bardziej bratem, niż władcą.
- Ty masz swoje problemy i pracę przy zarządzaniu, a ja mam swoje. Tylko, że jak widzisz moje są bardziej natury osobistej niż prawnej. Muszę się zajmować ogłupiałym przez cesarzową bratem. Tantris, która do niedawna chciała jeszcze wrócić do ojczyzny, teraz na szczęście ma swojego adoratora, choć powiem, że zaskoczył mnie ten fakt. Mam dziewczynki i muszę się o nie troszczyć. Zwłaszcza o małą, z Astrid nigdy nie było problemów. Ostatnio Sol bardzo podupadła na zdrowiu, medycy twierdzili, że to już koniec. Dlatego nie było mnie na ślubie Eohiada. Teraz, kiedy mała jest zdrowa, mam ochotę zamknąć ją w komnacie, żeby tylko nic jej się nie stało, żeby znów nie zachorowała. A wiem, że nie mogę.
- W tym państwie jeszcze przez wiele lat będzie sporo do zrobienia. Spadła na mnie część obowiązków Eohaida i Elestila, więc i Lirien stało się moim problemem. Sprawa z góralami jest ciągle nie rozwiązana, co niepokoi nie tylko mnie. Tak jak sytuacja z Brawen. Calisi zakazała Eohaidowi widywania się z cesarzową, oczywiście po wieści, że nosi jego dziecko posłuchał. Jak się można domyślić cesarzowa nie jest z tego faktu zadowolona, kto wie co może zrobić. Z jej temperamentem może nawet zagrozić wojną, co byłoby chyba najgorszym możliwym posunięciem. Ale niestety i to może się stać.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Wojna, może wybuchnąć ale mi się zdaje że to raczej małe szanse. Cesarzowa raczej wie co się stanie jeśli wypowie nam wojnę. Nasi sojusznicy nadal nas wspomagają. Problem leży gdzie indziej, leży w poddanych. Byłem na ostatnim zjedzie rady Trójkorony, władcy pojedynczych marchii robią co chcą, to powoduje spory burdel w całym systemie administracyjnym. Nie wiem czy Eohaid już sprawdził jakie będzie miał podatki w tym roku, zająłbym się na jego miejscu. Na razie omawiano po za 3 latami kiedy go nie było, wszystkie ważne wydarzenia do których doszło. Już nie mówię o fakcie że wprowadzono kilka bezsensownych praw, powieszono kilkunastu buntowników, doszło do rotacji we władzy, nawet jakieś rody połączyły się bez zgody pozostałych członków rady. Wciąż słychać o procesach między arystokracja, a wojownikami, chyba nigdy nie uda nam się tego pogrzebać. O ile pamiętasz jeszcze zarządczynię marchii zachodniej Rudą, z rodu an Belaqua, na tyle na ile umie stara panować nad sytuacją stara się utrzymać porządek w Lirien. Jej wypędzenie z Astron - oris było poważnym błędem dla Eohaida, zresztą do dziś nie wiem dlaczego. Stracił tylko na tym i on i państwo. Eohaid ostatnio miewa dziwne decyzje. Nie wiem skąd wychodzące, ale mam nadzieje że to się zmieni. Musi ogarnąć całe ten bałagan, jaki się zrobił, nie było w końcu ani jego ani nawet namiestnika przez całe 3 zimy.
Mówił powoli z chęcią opowiadając o różnych zdarzeniach, to chyba głównie było w jego głowie. Jak zwykle jednak mówił ciekawie, zawsze tak było.
Mówił powoli z chęcią opowiadając o różnych zdarzeniach, to chyba głównie było w jego głowie. Jak zwykle jednak mówił ciekawie, zawsze tak było.
- Tak, Eohaid zdecydowanie dziwnie się ostatnio zachowuje. Mam nadzieję, że w końcu zacznie racjonalnie myśleć. Jak na razie nie umie nawet ogarnąć spraw tutaj. Ostatnio miałam mu ochotę powiedzieć, że oszalała do reszty. Nic nie można mu powiedzieć, zwłaszcza na temat cesarzowej, bo wpada w furię. Wyobraź sobie, że uderzył Tantris, gdyby nie Calisi pewnie na tym by się nie skończyło, tylko dlatego, że Tris chciała bronić interesów władczyni. Naprawdę, czasem wydaje mi się, że to co robi to zupełne szaleństwo. Z resztą cały ten długi wyjazd nie był dobrym pomysłem. Jedno co dobre, to to, że przywiózł sobie z niego żonę. Co najdziwniejsze, jakimś cudem Calisi potrafi go utrzymać w ryzach, bądź co bądź ona jedna umiała mu się postawić. Tak czy inaczej, przez jego wyjazd wszędzie jest bałagan i będzie musiał sobie z tym poradzić. Dlatego przez najbliższy czas nie zamierzam stąd wyjeżdżać, ktoś musi przemawiać mu do rozumu gdyby coś strzeliło mu do głowy.
- Co do cesarzowej najlepiej żeby wyjechała, choć to wydaje się wątpliwe, na razie będzie bawić się na turnieju i prośmy bogów, żeby nie przyszło jej do głowy prosić o rozmowę z arcyksiężną, ani z Eohaidem. Tak, zdecydowanie najlepiej żeby jak najszybciej stąd zniknęła - rzekła. Fiołek, który dotąd spokojnie leżał na kolanach Amelii zaczął się wiercić, jakby sam nie wiedział czego chce. W końcu zeskoczył na podłogę i powoli przeszedł w stronę nieznajomego mu mężczyzny. W dodatku usiadł tuż przed nim wlepił w niego swoje fiołkowe ślepia i zaczął miauczeć.
- Fiołek? Co Ty robisz? - Amelia spojrzała z niedowierzaniem na kota, który nigdy wcześniej się tak nie zachowywał.
- Kolejny, który mi szaleje - zażartowała.
- Fiołek, zostaw - rzekła w stronę kota, ale ten jakby zupełnie się tym nie przejął, w dodatku teraz położył przednie łapki na kolanach Oriana. Amelia wstała, żeby zabrać kota.
- Fiołek, co Ci dzisiaj jest - kobieta podeszła do swojego kota i pochyliła się, żeby podnieść go i wziąć na ręce. Pochylając się zza jej dekoltu wysunął się srebrny łańcuszek z wisiorkiem, jakby tego było mało zahaczył się o klamrę przy bucie Oriana i kiedy Amelia chciała się podnieść łańcuszek zerwał się, a wisiorek spadając uderzył o drewnianą podłogę.
- Co do cesarzowej najlepiej żeby wyjechała, choć to wydaje się wątpliwe, na razie będzie bawić się na turnieju i prośmy bogów, żeby nie przyszło jej do głowy prosić o rozmowę z arcyksiężną, ani z Eohaidem. Tak, zdecydowanie najlepiej żeby jak najszybciej stąd zniknęła - rzekła. Fiołek, który dotąd spokojnie leżał na kolanach Amelii zaczął się wiercić, jakby sam nie wiedział czego chce. W końcu zeskoczył na podłogę i powoli przeszedł w stronę nieznajomego mu mężczyzny. W dodatku usiadł tuż przed nim wlepił w niego swoje fiołkowe ślepia i zaczął miauczeć.
- Fiołek? Co Ty robisz? - Amelia spojrzała z niedowierzaniem na kota, który nigdy wcześniej się tak nie zachowywał.
- Kolejny, który mi szaleje - zażartowała.
- Fiołek, zostaw - rzekła w stronę kota, ale ten jakby zupełnie się tym nie przejął, w dodatku teraz położył przednie łapki na kolanach Oriana. Amelia wstała, żeby zabrać kota.
- Fiołek, co Ci dzisiaj jest - kobieta podeszła do swojego kota i pochyliła się, żeby podnieść go i wziąć na ręce. Pochylając się zza jej dekoltu wysunął się srebrny łańcuszek z wisiorkiem, jakby tego było mało zahaczył się o klamrę przy bucie Oriana i kiedy Amelia chciała się podnieść łańcuszek zerwał się, a wisiorek spadając uderzył o drewnianą podłogę.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Orian spojrzał zaskoczony na kota unosząc brew, kiedy kobieta pochyliła się, a łańcuszek się zerwał. Spojrzał w ślad za nim i podniósł go z podłogi. Chciał podać jej naszyjnik, jednak w świetle ognia zalśnił mu on znajomo. Otworzył dłoń i spojrzał na wisiorek przedstawiający półksiężyc z gwiazdami. Uśmiechnął się, nie umiał tego nie zrobić w tej sytuacji. A więc jednak pamiętała o nim, wciąż nosiła ten naszyjnik. W jego sercu pojawiła się słaba nadzieja, uśmiech nie zszedł z jego twarzy, choć uniósł oczy spoglądając na nią.
- Zatem, nadal go nosisz? - patrzył na nią jakby spotkali się po tygodniu rozstania, a nie 20 lat kiedy każdy z nich miał inne życie. Z żalem wyciągnął dłoń by go jej oddać.
- To sentyment czy, coś więcej? - mówił spokojnie i łagodnie chcąc znać prawdę.
- Zatem, nadal go nosisz? - patrzył na nią jakby spotkali się po tygodniu rozstania, a nie 20 lat kiedy każdy z nich miał inne życie. Z żalem wyciągnął dłoń by go jej oddać.
- To sentyment czy, coś więcej? - mówił spokojnie i łagodnie chcąc znać prawdę.
Amelia poczuła się postawiona w niezręcznej sytuacji. Minęło dwadzieścia lat... co mu miała powiedzieć? Na dobrą sprawę nie chciała mu go pokazywać właśnie dlatego. Z resztą mało kto wiedział, że ona nadal go nosi, prawie zawsze był schowany. Chodziło o to żeby był, nie o to, żeby każdy go widział.
Fiołek, który tego wieczoru zachowywał się naprawdę dziwnie wyswobodził się z rąk Amelii i uciekł na podłogę. Kobieta wystawiła dłoń by odebrać wisiorek z ręki Oriana. Miała wrażenie, że stoją zdecydowanie zbyt blisko siebie. Jednak dystans jaki był między nimi, kiedy siedzieli sprawiał, że łatwiej jej się rozmawiało. Poza tym teraz naprawdę nie wiedziała co odpowiedzieć na jego pytanie.
- Tak, noszę - powiedziała powoli podnosząc na niego wzrok. Pewnie gdyby faktycznie była o te dwadzieścia lat młodsza zarumieniła by się, ale teraz wszystko było inne. Na ustach Amelii pojawił się tylko nieznaczny uśmiech, jakby chciała pozostać poważna. Za to jej piwne oczy zalśniły dawnym blaskiem, jak mógł oglądać, kiedy jeszcze byli dziećmi. Zmrużyła je lekko patrząc na niego spod rzęs.
- Pewnie gdyby ktoś zapytał mnie o to wczoraj powiedziałabym, że to tylko pamiątka, ale dzisiaj... mam wrażenie, że jest zdecydowanie czymś więcej, niż tylko tęskną pamiątka dawnych czasów. Czasem po prostu mam wrażenie, że minęły dwa tygodnie, nie dwadzieścia lat - nastała chwila niezręcznego milczenia.
- Ty też nosisz swój, mogłabym Cię zapytać o to samo. Dlaczego?
Fiołek, który tego wieczoru zachowywał się naprawdę dziwnie wyswobodził się z rąk Amelii i uciekł na podłogę. Kobieta wystawiła dłoń by odebrać wisiorek z ręki Oriana. Miała wrażenie, że stoją zdecydowanie zbyt blisko siebie. Jednak dystans jaki był między nimi, kiedy siedzieli sprawiał, że łatwiej jej się rozmawiało. Poza tym teraz naprawdę nie wiedziała co odpowiedzieć na jego pytanie.
- Tak, noszę - powiedziała powoli podnosząc na niego wzrok. Pewnie gdyby faktycznie była o te dwadzieścia lat młodsza zarumieniła by się, ale teraz wszystko było inne. Na ustach Amelii pojawił się tylko nieznaczny uśmiech, jakby chciała pozostać poważna. Za to jej piwne oczy zalśniły dawnym blaskiem, jak mógł oglądać, kiedy jeszcze byli dziećmi. Zmrużyła je lekko patrząc na niego spod rzęs.
- Pewnie gdyby ktoś zapytał mnie o to wczoraj powiedziałabym, że to tylko pamiątka, ale dzisiaj... mam wrażenie, że jest zdecydowanie czymś więcej, niż tylko tęskną pamiątka dawnych czasów. Czasem po prostu mam wrażenie, że minęły dwa tygodnie, nie dwadzieścia lat - nastała chwila niezręcznego milczenia.
- Ty też nosisz swój, mogłabym Cię zapytać o to samo. Dlaczego?
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Orian uśmiechnął się tylko na chwilę w jej stronę, zaraz spoważniał wstając z miejsce. Podał jej wisiorek, chwycił za drobną dłoń i lekko przyciągnął.
- Jak mam ci odpowiedzieć. Nie pojąłem nigdy żadnej kobiety za żonę, ponieważ nadal cię kocham. Nie minęły dwa, ani trzy lata, wiele rzeczy się zmieniło, my się zmieniliśmy, ale tak właśnie się stało. Przyrzekliśmy sobie jako dzieci że będziemy się kochać i nie umiałem odwzajemnić uczuć żadnej z kobiet.
Spojrzała na nią i słysząc swoje własne słowa poczuł że brzmią jak jakaś głupota, że to nie możliwe. Sam sobie miał ochotę wyśmiać się w twarz. Gdzieś w nim wszystko zastygło, zamarzło, serce przestało bić zamieniając się w bryłę lodu. Był zmieszany tymi słowami jakie powiedział, był żałosny. Poczuł że już na niego czas, że czekał tyle czasu chcąc to powiedzieć ale to było głupie. Ona miała męża, dzieci, ostatniej rzeczy jaką jej brakowało w życiu to przyczłapania się jego. Nagle, ot tak, miała go pokochać ? Nie, to było nie możliwe.
- Wybacz moje słowa... - wyszeptał cicho - chyba już czas na mnie.
Skłonił jej się i obrócił. Spartaczył i rozmowę i jej zakończenie uciekając jak dziecko.
- Jak mam ci odpowiedzieć. Nie pojąłem nigdy żadnej kobiety za żonę, ponieważ nadal cię kocham. Nie minęły dwa, ani trzy lata, wiele rzeczy się zmieniło, my się zmieniliśmy, ale tak właśnie się stało. Przyrzekliśmy sobie jako dzieci że będziemy się kochać i nie umiałem odwzajemnić uczuć żadnej z kobiet.
Spojrzała na nią i słysząc swoje własne słowa poczuł że brzmią jak jakaś głupota, że to nie możliwe. Sam sobie miał ochotę wyśmiać się w twarz. Gdzieś w nim wszystko zastygło, zamarzło, serce przestało bić zamieniając się w bryłę lodu. Był zmieszany tymi słowami jakie powiedział, był żałosny. Poczuł że już na niego czas, że czekał tyle czasu chcąc to powiedzieć ale to było głupie. Ona miała męża, dzieci, ostatniej rzeczy jaką jej brakowało w życiu to przyczłapania się jego. Nagle, ot tak, miała go pokochać ? Nie, to było nie możliwe.
- Wybacz moje słowa... - wyszeptał cicho - chyba już czas na mnie.
Skłonił jej się i obrócił. Spartaczył i rozmowę i jej zakończenie uciekając jak dziecko.
Amelia poczuła się jeszcze bardziej zaskoczona i zakłopotana. Co miała mu powiedzieć, że też go kochała, że nigdy nie kochała męża, że nie potrafiła zapomnieć, mimo tak wielu lat rozłąki? Przecież to było szaleństwo, tak z jej strony, jak z jego. Ona miała dzieci, on swoją pracę, politykę, swoje życie. I co, teraz nagle wszystko miało być jak dawniej? Westchnęła w duchu. Może właśnie tak miało być - pomyślała. Skoro zmieniło się wszystko, a to jedno pozostało takie samo przez tyle lat - może właśnie tak miało być. Amelia poczuła, że teraz naprawdę stoją zbyt blisko siebie. Jej wisiorek zawisł teraz pomiędzy ich złączonymi dłońmi. Za oknem zagrzmiało mocniej, błysnęło i w końcu zaczęło padać. Deszcz tłuk w okna i teraz w komnacie było słychać tylko jego stukot i trzask palącego się w kominku ognia.
- Zaczekaj... - powiedziała spokojnie, nie puściła jego ręki, teraz to ona pociągnęła go, żeby nie wychodził.
- Nie możesz mówić mi takich rzeczy i uciekać. Przez piętnaście lat mojego małżeństwa nawet przez chwilę nie umiałam pokochać mojego męża. Ciągle nosze wisiorek od Ciebie, jak myślisz, dlaczego? Jak myślisz, dlaczego od pięciu lat wychowuje dzieci sama i nie zamierzam wychodzić za mąż? Może dlatego, że przez ostatnich dwadzieścia lat moje myśli ciągle zaprząta jeden człowiek.
- Zaczekaj... - powiedziała spokojnie, nie puściła jego ręki, teraz to ona pociągnęła go, żeby nie wychodził.
- Nie możesz mówić mi takich rzeczy i uciekać. Przez piętnaście lat mojego małżeństwa nawet przez chwilę nie umiałam pokochać mojego męża. Ciągle nosze wisiorek od Ciebie, jak myślisz, dlaczego? Jak myślisz, dlaczego od pięciu lat wychowuje dzieci sama i nie zamierzam wychodzić za mąż? Może dlatego, że przez ostatnich dwadzieścia lat moje myśli ciągle zaprząta jeden człowiek.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Zatrzymał się w półkroku, odwrócił i spojrzał na nią. Lód powoli odpuszczał, a on przestawał czuć się głupio.
- Ja, myślałem że wyjdę na głupka, że tylko ja to czuję... ale to idiotyczne kochać kogoś 20 lat. Szczególnie że nie widzieliśmy się przez ten czas, ty masz dzieci i wszystko jest inaczej. Ale cieszę się że ty też to czujesz.
Nie uśmiechnął się, ale w jego oczach pojawiła się nadzieja. Puścił w końcu jej dłoń, ale nie poruszył się ani na krok.
- To co zrobimy z naszym problemem? Może poznamy się? Zostanę tutaj i dowiemy się o sobie tego co chcemy i zobaczymy co szczęście przyniesie.
Mówił to poważni, patrząc na nią i zastanawiając się co ona myśli.
- Ja, myślałem że wyjdę na głupka, że tylko ja to czuję... ale to idiotyczne kochać kogoś 20 lat. Szczególnie że nie widzieliśmy się przez ten czas, ty masz dzieci i wszystko jest inaczej. Ale cieszę się że ty też to czujesz.
Nie uśmiechnął się, ale w jego oczach pojawiła się nadzieja. Puścił w końcu jej dłoń, ale nie poruszył się ani na krok.
- To co zrobimy z naszym problemem? Może poznamy się? Zostanę tutaj i dowiemy się o sobie tego co chcemy i zobaczymy co szczęście przyniesie.
Mówił to poważni, patrząc na nią i zastanawiając się co ona myśli.
- Oczywiście masz rację. Z resztą wiem to. I tak to szaleństwo, choć nie powiedziałabym, że problem. Nie wiem co zrobimy. Nie mam pojęcia. To nie ja decyduję, wiesz o tym. Ja mam dwie córki i cokolwiek dotyczy mnie, będzie dotyczyć także i ich. Ty jesteś sam, masz prawo robić co zechcesz, ja biorę odpowiedzialność za dwie inne istoty. Gdybym była sama pewnie wszystko byłoby inaczej, ale nie jestem - rzekła poważnie.
- Ale... - położyła swoje drobne dłonie na jego piersi - naprawdę nie chcę żebyś teraz wyjeżdżał. Żebyśmy znów nie widzieli się dwadzieścia lat - nagle za oknem usłyszeli groźny grzmot, a niebo przecięła srebrna wstęga błyskawicy. Amelia aż drgnęła odwracając na moment głowę w stronę okna. Nie lubiły burzy. Bała się jej. Od zawszę. Już kiedy była dzieckiem chowała się, kiedy była burza. Teraz pozbyła się lęku na tyle, że mogła normalnie funkcjonować, ale czas kiedy za oknem grzmiało nie napawał jej szczególnie dobrym nastrojem.
- Ale... - położyła swoje drobne dłonie na jego piersi - naprawdę nie chcę żebyś teraz wyjeżdżał. Żebyśmy znów nie widzieli się dwadzieścia lat - nagle za oknem usłyszeli groźny grzmot, a niebo przecięła srebrna wstęga błyskawicy. Amelia aż drgnęła odwracając na moment głowę w stronę okna. Nie lubiły burzy. Bała się jej. Od zawszę. Już kiedy była dzieckiem chowała się, kiedy była burza. Teraz pozbyła się lęku na tyle, że mogła normalnie funkcjonować, ale czas kiedy za oknem grzmiało nie napawał jej szczególnie dobrym nastrojem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wilkołak
- Profesje:
- Kontakt:
Orian spojrzał na nią z troską, kiedy drgnęła. Objął ją, chroniąc blisko siebie.
- Ze mną nie musisz się niczego bać... nawet burzy. Pamiętasz jak jej się bałaś kiedy wracaliśmy ze spaceru - objął ją, opierając lekko swój podbródek o jej głowę. Wspominał bardzo, bardzo dawne czasy, wciąż żywe w jego umyśle.
- Wracaliśmy upalnym latem i wtedy lunęło. Była niezwykła burza, schowaliśmy się wśród drzew z tyłu ogrodu Twoich rodziców, w naszej altance. A ty prawie płakałaś z lęku, przesiedzieliśmy tak przytuleni do siebie wiele godzin. Do świtu, martwiłem się wtedy żebyś nie przemokła, żebyś się nie rozchorowała.
Uśmiechnął się przytulając do niej policzek.
- Amelio wszystko zależy od Ciebie, to ty musisz chcieć. Wiem masz dzieci, ale one mogą się przyzwyczaić, może polubimy się, może... coś z tego wyjdzie. Bo ja nie zamierzam wyjechać.
Trwał tak, przytulony do niej, patrząc w ciemne chmury zapowiadające ulewę.
- Ze mną nie musisz się niczego bać... nawet burzy. Pamiętasz jak jej się bałaś kiedy wracaliśmy ze spaceru - objął ją, opierając lekko swój podbródek o jej głowę. Wspominał bardzo, bardzo dawne czasy, wciąż żywe w jego umyśle.
- Wracaliśmy upalnym latem i wtedy lunęło. Była niezwykła burza, schowaliśmy się wśród drzew z tyłu ogrodu Twoich rodziców, w naszej altance. A ty prawie płakałaś z lęku, przesiedzieliśmy tak przytuleni do siebie wiele godzin. Do świtu, martwiłem się wtedy żebyś nie przemokła, żebyś się nie rozchorowała.
Uśmiechnął się przytulając do niej policzek.
- Amelio wszystko zależy od Ciebie, to ty musisz chcieć. Wiem masz dzieci, ale one mogą się przyzwyczaić, może polubimy się, może... coś z tego wyjdzie. Bo ja nie zamierzam wyjechać.
Trwał tak, przytulony do niej, patrząc w ciemne chmury zapowiadające ulewę.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości