Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Poszukiwania czas zacząć

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Bądźmy szczerzy, z armią truposzów i innych tego typu urokliwych stworzonek to on jeszcze przyjemności nie miał.
Popatrzył dosyć skołowany po całym zamieszaniu, otwierając szeroko oczy, jednak widząc, że Aithne sobie radzi, poczuł prawdziwą ulgę. Potem natomiast trochę się zmieszał, zauważywszy, jaką radość dziewczynie sprawia zabijanie tych potworów. Przez chwilę zastanawiał się, czym jest jej miecz, bo niczego takiego do tej pory nie widział, ale wtedy jakiś kościotrup spróbował odciąć mu głowę, dlatego młodzieniec został zmuszony do wzięcia czynnego udziału w walce.
Dobył broni i zaatakował, jednocześnie przywołując zaklęcie, które zatrzęsło ziemią pod stopami kilkunastu istot. To zdecydowanie ułatwiło dobicie ich, dlatego gwałtownie szeregi wroga się uszczupliły. Tylko, ku ich nieszczęściu, zaraz znów się uzupełniły, co młody mag podsumował wściekłym sapnięciem. Nie był najlepszy w walce bronią, wolał czarami, ale przy takiej ilości wroga potrzeba co najmniej magii na poziomie mistrza, zdecydowanie. On takowej nie posiadał.
Nie podobało mu się, że wrogowie nie posiadają umysłów. Byłoby łatwiej, na tej dziedzinie znał się najlepiej, tymczasem pozostawała tylko magia ziemi i powietrza, które nie były jego najmocniejszą stroną. Nie chcąc jednak marudzić, przywołał podmuch wiatru i nakierował go na kilka truposzów, by zwalić je z nóg. Nie będą takie szkarady po świecie chodzić, o.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne pasował ten obrót sytuacji z Sheridanem. Nie zamierzała się tak od razu ujawniać, no przecież to głupota, tajemnicy skrzydeł strzegła bardzo mocno i dokładnie, teraz wiedziała o nich... tylko Anabde.
Z większą złością wbiła miecz w ciało potwora, a Ashar'carre rozerwał je na strzępy z równą furią, jakby podzielał uczucia właścicielki. Upadła zgrzytnęła zębami i powróciła do walki, chcąc już, by bitwa się skończyła. Nie mogła już patrzeć na te ohydne gęby, zresztą nie działo się nic ciekawego, tylko latający Łowca przyniósł trochę rozrywki.
Zabiła kilka kolejnych istot, jedna harpia odłączyła się od stada i na nią pikowała, jednak Aithne się zanadto tym nie przejęła, płynnym ruchem uniosła miecz, a czarna mgła w kontakcie z ciałem zrobiła już swoje. Na ziemię posypały się kolejne nędzne resztki tego, co niegdyś było prawie żyjącą istotą, Upadła tymczasem stała już znaczny kawałek dalej, pozbywając się następnych wrogów.
Wtedy dostrzegła, że Anabde ma poniekąd kłopoty. Zastygła, patrząc na otoczoną nerkomantkę, i poczuła znajomą pustkę w środku, jakby nic jej ta scena nie obchodziła. Jednak przed każdą burzą najpierw następuje cisza, prawda? Aithne pomyślała, że jej przyjaciółce może się coś stać. Wraz z tą myślą uświadomiła sobie, że kolejnej utraty już by nie przeżyła, to byłoby zbyt wiele, nie wybaczyłaby sobie już nigdy.
Wspomniano kiedyś, że Aithne nie powinno się doprowadzać do ostateczności. Trzeba się z tym całkowicie zgodzić, bo zdesperowana, przerażona Aithne staje się wrogiem śmiertelnie niebezpiecznym i zdolnym do każdego poświęcenia. A nosiła w sobie dużo siły, siły wystarczająco dużo, by poważnie zaszkodzić.
Krzyknęła z furią, wbijając Ashar'carrego w ziemię, a mgła, pobudzona nagłą potęgą - potęgą nie fizyczną, lecz psychiczną - która została przelana na miecz, wgryzła się w glebę, rozrywając ją krzywymi korytarzami, jakby chciała wywołać trzęsienie ziemi. Te szczeliny jednak wystarczyły, by niektóre trupy wpadły do rozpadliny lub chociaż straciły równowagę.
Potem natomiast nastąpił rozbłysk czarnego światła, który rozszedł się potężną falą od Aithne na promień piętnastu metrów, dosłownie zmiatając ze swojej drogi wszystko, co było wrogo do nich nastawione. Istoty zamieniły się w pył, zaraz porwany przez wiatr, a czające się w większej odległości potwory cofnęły się zaskoczone.
Magia pustki uwolniona na poziomie mistrzowskim potrafiła posiać przerażające spustoszenie, zwłaszcza kiedy tą potęgą operowała niestała i wybuchowa Aithne.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

W jednej chwili przeklinała los, rozglądając się z niejakim przerażeniem dookoła, otoczona przez paskudne mordy jeszcze paskudniejszych potworów. A w następnym momencie balansowała na piętach, usiłując nie stracić równowagi. Misja się powiodła, stanęła pewnie na całej stopie i otworzyła szerzej oczy, zaskoczona tym, co zobaczyła. Znaczy, nie, żeby nie było: nigdy nie wątpiła w potęgę Aithne. Ale to było jednak pewnym zaskoczeniem, zwłaszcza, że nie trwało dłużej niż minutę.
Zdecydowana większość potworków uległa zniszczeniu, a te, którym udało się uciec spod zasięgu mocy Aithne, uciekały z podkulonymi ogonami. Było jeszcze kilkanaście takich, których nie zraził ten pokaz mocy i nadal usiłowały upolować sobie obiad. Nie stanowiły żadnego zagrożenia, tak nieliczne. Anabde uśmiechnęła się mimowolnie, patrząc na stojącą piętnaście metrów dalej przyjaciółkę. Ostatnia z ożywionych przez nekromantkę harpii zaskrzeczała, zawinęła ogonem i powróciła do atakowania swoich współbratymców. Zeżarła dwa, nim sama została zabita.
- Nie mogłaś tak wcześniej? - fuknęła na Aithne, ruszając w jej stronę. Po drodze zatrzymała się przy jednym z powalonych potworów: tym razem był to nietypowy, skrzydlaty jaszczur, nieco większy od harpii i zdecydowanie potężniej zbudowany. Ożywienie tego stwora zajęło Anabde nieco więcej czasu - i z powodu rozmiarów istoty, i z powodu zmęczenia. W końcu ciemnozielony potwór otworzył wielkie, bezdennie czarne oko i rozprostował skrzydła, by zgodnie z mentalnym rozkazem wzlecieć w powietrze i rozpocząć walkę. Rudowłosa wyprostowała się, jeszcze raz spojrzała na Aithne i uniosła kącik ust w krzywym uśmiechu. Kątem oka zauważyła, że zostały już tylko trzy potwory: jednym z nich właśnie zajmował się niedawno ożywiony jaszczur, drugi zaskrzeczał, odskakując od Ariene, a trzeci wzbił się w powietrze, tańcząc z Sheridanem.
- I jeszcze raz odstaw taki numer. Z tym uciekaniem. - powiedziała, mrużąc szare oczy i gromiąc przyjaciółkę spojrzeniem.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

No i to by było na tyle. W sumie dobrze, już go te potwory zaczęły nudzić. Przeszył ostatniego mieczem, po czym wylądował na ziemi, chowając broń, podczas gdy Ariene dobijała jeszcze jednego. Widząc, że Errian wylądował na bruku, złapał chłopaka za fraki i podniósł z powrotem do pionu, wspaniałomyślnie nie komentując jego nieporadności w większych walkach. Taktycznie pozwolił również Anabde popsioczyć na Aithne, bo co się będzie wtrącał.
Przyłożył znów dwa palce do czoła i chwilę później stał w swojej ludzkiej formie, strzepując z koszuli jakieś nędzne resztki potworów. Westchnął, podszedł do gniadej klaczy i sprawdził, czy nie stało się jej nic poważnego. Potem natomiast przeniósł wzrok na pozostałych, opierając się o łopatkę wierzchowca i postanowił poczekać na wynik debat.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne uniosła głowę i popatrzyła ponurym, przeszywającym wzrokiem na Anabde, jakby teraz chciała ją zabić. Z wyraźnym trudem się wyprostowała, oddychając przez zaciśnięte zęby. Jej twarz pobladła jeszcze bardziej niż zwykle.
- Nigdzie... nie... uciekałam - wycedziła, nie odrywając wzroku od przyjaciółki, po czym napięła mięśnie i szarpnęła za swój miecz, chcąc go wydostać z ziemi.
Musiała włożyć w to dużo siły, dlatego udało się dopiero za drugim razem, Ashar'carre wyszedł z gleby z cichym zgrzytem. Kiedy tylko Aithne podołała temu zadaniu, nagle straciła równowagę, zatoczyła się na drżących nogach, ale jakoś utrzymała równowagę. Nie spodziewała się, że będzie po tym aż tak słaba, zupełnie jakby wykorzystała całą swoją energię magiczną... jednak było warto. Wsunęła miecz do osłonki przytroczonej do pasa, spróbowała się wyprostować, po czym osunęła się na kolana, łapiąc świszczący oddech.
Ai!, zawołała stojąca kawałek dalej Faryale, ruszając kłusem do swojej przyjaciółki.
- Zostaw! - warknęła Aithne, obrzuciwszy klacz lodowatym spojrzeniem. - W porządku. Nic mi nie jest. Zostaw - powtórzyła nieco łagodniej i kaszlnęła ochryple, opuszczając głowę.
Faryale zatrzymała się, pochylając łeb, i nastawiła uszy, przyglądając się upadłej z troską. W jej czarnych oczach wyraźnie malowało się zmartwienie. Nie podeszła jednak bliżej nie chcąc denerwować dziewczyny.
Nie forsuj się więcej, poprosiła tylko.
- Nie potrzebuję matki - prychnęła Aithne, kładąc ręce na kolanach.
Nie wmawiaj sobie kłamstw, potrzebujesz bardzo wiele. Wiesz, o czym mówię, parsknęła z irytacją, potrząsając łbem.
- Niczego nie potrzebuję! - krzyknęła, pochylając niżej głowę, i przy kolejnym ataku kaszlu zaczęła pluć krwią. Z irytacją otarła usta, wpatrując się w ziemię. - Jeśli ktoś chce jeszcze na mnie ponarzekać, teraz jest idealna chwila - oznajmiła pozostałym, wspierając się jednocześnie na rękach by wstać.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Errian burknął coś niezrozumiałego do Sheridana, kiedy ten go postawił jak wywrócony mebel, potem jednak zwrócił spojrzenie na Aithne, od strony której dobiegały coraz głośniejsze wypowiedzi. Chwilę wodził wzrokiem od Anabde do rudej, ale zaraz zrozumiał, że rozmowa nie toczy się między nimi, że Aithne mówi... do kogoś innego. Ale do kogo? Jedyną istotą, jaka do niej ruszyła, była... Faryale? Mówiła do konia? I to tak, jakby prowadziła z nim dialog?
Potem usłyszał to, co gadała, i aż nim wstrząsnęło, kiedy zrozumiał sens tych słów. Zacisnął zęby i ruszył do niej stanowczym krokiem, nawet nie zwróciwszy uwagi na fakt, że Anabde mogła chcieć coś Aithne odpowiedzieć. Teraz liczyła się złość, jaką w nim wywołała, nic więcej. Dopadł do niej, chwycił jej ramię i poderwał ją do pionu nadzwyczaj nieczule, mrużąc przy tym oczy.
- Przestań chrzanić, do jasnej cholery! - krzyknął, łapiąc ją na tyle wygodnie, by móc nią beztrosko potrząsać jak workiem kartofli. - Myślisz, że co, że to wszystko było tylko dlatego, że się nudziliśmy? - warknął, szczerząc w złości zęby. - Zrozum wreszcie, zakuty, rudy łbie, że się martwiliśmy! Rozumiesz?! Poszłaś w cholerę jak ostatnia kretynka, w niebezpieczne miasto, ryzykując życie, to chyba normalne, że się martwiliśmy, prawda?! - zawołał na koniec, znów nią potrząsając.
Nienawidził takiego gadania od rzeczy. Po prostu nienawidził, a już nie potrafił tego ścierpieć zwłaszcza u niej.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Nie spodziewała się tego. Zachowanie Erriana ją zszokowało, a po chwili wywołało u niej gniew, jednak była już tak osłabiona, że nie mogła za wiele zdziałać. Zakrztusiła się krwią, po czym wykrzywiła zezłoszczona usta, wbijając w niego przeszywający wzrok. Co on sobie wyobrażał? Że skoro widział ją raz słabą, to teraz mógł wszystko? Niech się wypcha, arystokrata jeden, nie potrzebowała ani jego, ani jego rad, ani niczego. Na pewno nie od niego.
Martwił się, pewnie. To była robota, liczyły się pieniądze, skoro postąpiła pochopnie, mogli dać jej zginąć, więcej pieniędzy dla nich do podziału. Gdyby tylko nie była taka słaba, pokazałaby co myśli o takim pomiataniu nią jak szmatą! Ale nie miała siły nawet na to, by go uderzyć, szlag by to.
Zmrużyła oczy, wiedząc już, co powinna powiedzieć, by nie dać wyjść na światło dziennej tej małej tajemnicy o ostatniej nocy i by znów stać się tą Aithne, którą zawsze i wszędzie była. Bez przywiązań, bez zobowiązań.
Ai, nie, odezwała się wtedy Faryale; może przeczytała odpowiedź w myślach przyjaciółki, a może tak świetnie ją znała, że się tego domyśliła. Nieważne.
- W takim razie na cholerę się martwiliście? - syknęła, mrużąc oczy. - Następnym razem opuśćcie ten punkt programu i od razu łatwiej będzie wykonać porządnie robotę.
Aithne, jesteś niereformowalna.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Otworzył szerzej oczy, patrząc na nią dość pustym wzrokiem, jakby nie dotarło do niego to co powiedziała. Potem mocniej zacisnął ręce na jej ramionach, pochylając groźnie głowę. O co jej chodziło? Dlaczego się tak zachowywała, jak ostatnia kretynka, jakby była wszechmocna i wszechsilna, jakby ze wszystkim mogła sobie sama poradzić? Nie mogła, wcale nie mogła, nie radziła sobie z samą sobą, skąd więc ta samoobrona? Ta durna samoobrona na poziomie jakiegoś żałosnego gówniarza.
Nie zdążył się opanować. Jej słowa tak go rozjuszyły, że po prostu na krótką chwilę przestał myśleć. A potem jego otwarta dłoń z głuchym plaśnięciem uderzyła w jej policzek, jakby miał podświadomie nadzieję, że ją tym otrzeźwi. I tym razem jej nie przytrzymał.
- Mówiłaś, że strach jest żałosny - warknął, patrząc na nią ze złością. - Ale wiesz, co teraz jest naprawdę żałosne? Twoje ucieczki. Jesteś żałosna, bo uciekasz przed całym światem i swoimi słabościami. Ogarnij się - rozkazał zimnym, wyjątkowo lodowatym głosem, wpatrując się w nią jeszcze chwilę bezlitośnie.
Potem odwrócił się i ruszył po swojego karego ogiera, chcąc sprawdzić czy zwierzę jest gotowe do dalszej drogi.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Zachwiała się na nogach i z powrotem wylądowała na ziemi otwierając szeroko oczy. Wbiła wzrok w ziemię, w milczeniu słuchając słów Erriana, choć wyglądała, jakby nic do niej nie docierało. Tylko przyłożyła dłoń do czerwonego, piekącego policzka, jakby chciała ukryć ślad po uderzeniu przed całym światem.
Nie powiedziała nic, kiedy chłopak odwrócił się i odszedł, nie popatrzyła za nim, kiedy jego nogi zniknęły z jej pola widzenia, nadal gapiła się w bruk, jakby czekała na kolejny cios albo następne karcące słowa. Wreszcie, po nieznośnie długiej chwili, otarła usta z krwi, trochę ją rozmazując na twarzy, odsunęła rękę od policzka, uprzednio delikatnie go potarłszy i wyciągnęła ramię w górę jak dziecko proszące o podniesienie.
Dopiero wtedy Faryale ruszyła się z miejsca i podeszła do dziewczyny. Opuściła łeb, pozwalając się objąć za szyję i pomagając Aithne wstać. Popatrzyła na nią z troską. Nawet nie drgnęła, kiedy upadła oparła się na niej całym ciężarem ciała, nie ufając drżącym nogom. Stuliła tylko uszy, zerkając na nią jak kurczowo zaciskała dłoń na swojej szmaragdowej spince.
Maleńka, szepnęła łagodnie, dotykając pyskiem czerwonego policzka. Nie powinien był, ale... ma dużo racji, mruknęła, przyglądając się jej uważnie.
Aithne nic nie powiedziała, nieprzerwanie ściskając w dłoni spinkę i patrząc w ziemię.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

To był szok. Wpatrywała się tępo to w plecy odchodzącego Erriana, to w siedzącą na ziemi przyjaciółkę i zastanawiała się czy to wydarzyło się naprawdę. Zaraz jednak ogarnęła ją wściekłość; zmrużyła stalowe oczy i zacisnęła dłoń w pięść. Może i miał rację, ale to nie daje mu prawa do uderzenia kobiety! A już na pewno nie kobiety będącej przyjaciółką Anabde Sasare.
Ruszyła w stronę przyjaciółki i już wyciągnęła dłoń by jej pomóc, gdy ubiegła ją Faryale. Zatrzymała się więc i przyglądała Aithne dłuższą chwilę. Nie za bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić - z jednej strony miała wrażenie, że jej obowiązkiem jest pomóc rudowłosej. Z drugiej zaś - należało jej się. Była bezmyślna, przesadnie dumna i uparta, a na dodatek zupełnie niereformowalna. Anabde zagryzła wargę, nagle poczuła się dziwnie bezradna. Człowiek zawsze staje się bezradny kiedy obdarzy kogoś uczuciem i przywiązaniem, przecież to wiedziałaś, głupia! Sama sobie powtarzałaś, że nie warto mieć przyjaciół, że relacje międzyludzkie (i nie tylko) są bezsensowne.
Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze.
- Nie możemy tu zostać. - zauważyła, stawiając te kilka kroków dzielących ją od Aithne. Jak jej pomóc by znowu nie uniosła się dumą? Ach, pieprzyć humorki upadłej, naprawdę. Jakoś się musi przetransportować w inne miejsce, a jedyną możliwą opcją jest podróż na grzbiecie konia. - Chodź, podrzucę cię. - zaproponowała cicho, tak by inni nie usłyszeli. Przecież ruda sama nie wsiądzie, nie ma tyle siły. Potem zerknęła w mądre oczy siwej klaczy, jakby szukała u niej pomocy. Faryale, czasami tylko ty wiesz jak się z nią obchodzić, ratuj.
Tymczasem Lantano, którego wodze nadal tkwiły w rękach panny Sasare (przecież nie mogła go puścić, ten ogier jest nienormalny), otrząsnął się z szoku bitwy. Postawił uszy i zarżał cichutko do Faryale, by następnie przypomnieć sobie kto tu jest ogierem i kopnąć przednią nogą z kwikiem. Anabde odwróciła się i pacnęła go otwartą dłonią w noc, na co ten poderwał łeb w górę, ale dał sobie spokój z cyrkowaniem.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Dantcill
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nieumarły - Widmo
Profesje:

Post autor: Dantcill »

"Niewystarczająco ich przepłoszyłem? No cóż. Chyba nie wiedzą z kim mają do czynienia..." Najwyraźniej sługi wychodzące z ziemi nie były dostatecznym znakiem, że należałoby się stąd wynosić. Ale i na takie problemy znajdzie się rada. Można przecież pokazać się im osobiście. Pycha okazała się zbyt duża, nie dało jej się okiełznać. Wkrótce Dantcill jej uległ...

Gdy cała grupa, czy raczej to co z niej pozostało, zebrała się w jednym miejscu (to naprawdę był cud), wyszedł z ukrycia. Nie, nie tak po prostu wyleciał zza krzaka jak poparzony. Choć było dość wcześnie, w mniej niż dwa pacierze zrobiło się nienaturalnie ciemno i chłodno. Niebo poczerniało. W oddali widać było promyki słońca, ale w miejscu gdzie stali poszukiwacze artefaktu było po prostu ciemno i tyle. Efekt na pierwszy rzut oka zdawał się nienormalny, wywołany czyjąś... wolą. I te kościotrupy wychodzące zewsząd. Nie, one też nie miały prawa tak sobie odpoczywać w okolicy i nagle błyskotliwie wpadły na pomysł by rozprostować to i owo. W dodatku ich klatki piersiowe płonęły. W środku znajdował się zielony płomień, delikatnie dymił. Ożywieńcy mozolnie zbliżali się w kierunku jeźdźców, by w krótkim czasie ich otoczyć. Wtedy pojawił się on.

- Drżyjcie, płaczcie, kryjcie się... - rozbrzmiał echem głos znikąd. W mgnieniu oka przed zebranymi wyłoniła się dziwna postać. By opisać jej fizyczność potrzeba byłoby dłużej chwili, której nie mieli, bowiem zjawa przemówiła ponownie. - Jak śmiecie stąpać po mojej ziemi?! Ziemi Namiestnika Śmierci, Pana Umarłych, Władcę Plugastwa i Arcynekromanty? Gorzko pożałujecie dnia swych narodzin. Potępiam wasze czyny, wasze cele, wasze życia. Obdarzę was wieczną śmiercią... - wysyczał zjadliwym tonem. Wszystkie tytuły zmyślił oczywiście, ale musiał zadbać o otoczkę, a poza tym ostatnio polubił kłamstwo. Zdawać by się mogło, że zawiesił swe błyszczące ślepia na wszystkich osobach jednocześnie. "Odpłynął" dwa-trzy metry do tyłu i krążył w powietrzu, a nieumarli zacieśniali krąg klekocząc raz po raz piszczelami. Siejąc grozę i pogardę dla marnych egzystencji w Opuszczonym Królestwie.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Czemu to rude rozczochrane, nawet jak było do czegoś przydatne, to ostatecznie i tak zawaliło?
Sheridan obserwował widmo czujnie, napięty, gotowy do błyskawicznej reakcji, umarlakami się zanadto nie przejmując. Tak sobie teraz pomyślał, że jeśli ktokolwiek jeszcze ukrywał potężne umiejętności, to właśnie nadszedł czas by się z nimi odkryć, bo mogą się przydać. Wykrzywił ze złością usta, słuchając gadania tego czegoś półmaterialnego. Rozpada się to-to, charczy, jęczy, straszy, irytujące i kiczowate. Co to, że niby mają zrobić w gacie od ciemniejszego oświetlenia i chłodu w powietrzu?
- Przestań chrzanić od rzeczy, z łaski swojej - zaproponował, uśmiechając się leniwie i bezczelnie, po czym się wyprostował, przymrużając oczy. - Tandetne gadki zachowaj dla przygodnych poszukiwaczy skarbów.
Zmrużył gniewnie oczy kiedy jeden z umarlaków podszedł za blisko. Odepchnął go falą mocy, wymruczawszy pod nosem odpowiednie zaklęcie. Jak oni dzisiaj dotrą do tego artefaktu, to on chyba raz jeden w życiu będzie miły i postawi wszystkim kolejkę najdroższego alkoholu.
Dla rudego rozczochranego soczek niskoprocentowy.
- Te, rude rozczochrane, a nie możesz tak ich teraz przypadkiem wysadzić? Zawsze musisz wszystko w rezultacie spieprzyć? - zwrócił się do niekwestionowanej ulubienicy grupy.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene westchnęła. No szlag by to jasny trafił, tym to się nigdy nie znudzi, prawda? Będą tak długo mendzić, aż szlag jasny ich trafi, no naprawdę. A nawet jak ich zabijesz, to i tak uciekną. Zabici. Żeby sczyściło to widmo, nie ma kogo nękać, tylko prawych poszukiwaczy artefaktu?
Ze słowami Sheridana w duchu się zgodziła, jednak jednocześnie pomyślała, że jeśli będą zmuszeni wysłużyć się kochaną Aithne, to byłaby w stanie ją zregenerować. Kosztem własnej energii, a i pewnie energii innych ochotników. Tylko nijak było o tym teraz rozmawiać, bo tak jakoś niezręcznie przy tych trupach.
- Nie żebym narzekała, ale ten dzień jest do dupy - skwitowała tak, jak na panią szlachciankę przystało, i uniosła jeden z trzymanych sztyletów na wysokość oczu, czujnie obserwując zachowanie wroga.
Upewniła się jeszcze, że wszyscy wyglądają na żywych i wypuściła powietrze przez nos, skupiając się by od razu wykorzystać swój pełen potencjał kiedy tylko zacznie się walka. Te trupy nie słyszały nigdy o przerwach? Nawet królowie robili sobie przerwy w czasie wojen, bili się na wiosnę i lato, a jesień i zimę spali w zamkach. To było nieczyste zagranie, oni grali uczciwie.
Jak tak sobie obserwowała te coraz ciekawsze potwory i wspominała te, które już zabili, poczuła nagle irytację.
- Jak on sobie z dupy wyciągnie smoka, to ja wychodzę - zastrzegła lojalnie.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

W pierwszej chwili Errian przeciągnął wymownie dłonią po twarzy, załamując się nad tym wszystkim.
- Idę z tobą - mruknął zaraz, unosząc brew, kiedy przyglądał się tym nowym-starym atrakcjom.
Co tu dużo mówić, nie tylko on się zirytował jak pojawiły się nowe trupy. Obdarzył widmo pełnym dezaprobaty spojrzeniem, jakby chciał mu wytknąć, że to nieładnie być takim nachalnym, jednak zaraz znów zainteresował się ich obecną sytuacją, a nie pieprzącą od rzeczy kupą szmat.
Nie żeby ona groźna nie była, czy coś, ale chyba nasza urocza gromadka pod wezwaniem dotarła już do momentu "Wszystko Mnie Wisi", to jest naprawdę nic nie mogło jej ani przerazić, ani zszokować, ani sprawić by zaczęli wrzeszczeć. Chyba że skaczący Sheridan w różowym stroju puchatego króliczka, rozsypujący dokoła kwiatki z wiklinowego koszyczka i biegnące za nim owieczki.
Ta wizja była tak przerażająca i okrutna dla młodego maga, że aż się wzdrygnął, wytrzeszczając oczy.
- O stary - wymamrotał i potrząsnął głową.
Powaga, Errian, powaga, jeszcze cię Aithne nie zabiła, to zginiesz z ręki widma w starej sukience. To się nazywa życie na krawędzi, mógł wtedy zrezygnować i nie stawać w jej obronie przy tym cholernym barze.
Mądry... eee... Alarańczyk po szkodzie.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne spojrzała na widmo Wzrokiem Który Zabijał Bardzo Boleśnie. Przeraźliwa gadka nie zrobiła na niej wrażenia, w swoim życiu słyszała gorsze tandety, może i aparycja nowego towarzysza była z deka odrzucająca, ale jej to generalnie zwisało i latało tam, gdzie już nie dosięgała. Wszystko jej zwisało i latało. Została opieprzona, spoliczkowana, sponiewierana, straciła przyjaciela i generalnie miała wszystko w dupie. Nie bawmy się w delikatne określenia - miała wszystko w dupie.
Z tym widmem na czele. Przenośnie, oczywiście.
- Gdybym nie miała cię w dupie tak bardzo, jak mam cię teraz, razem z resztą świata, to kopnęłabym cię w ten zad i wysłała w jakieś tropiki, żebyś podziwiał swoją falującą kieckę od dołu - burknęła, jak zawsze promienna i urocza. - Ale mam cię w dupie tak bardzo, że nawet mi się nie chce. Daj mi pięć minut, a zrobię z twoich pupilków komplet mielonych z dokładnie posiekaną surówką - zaproponowała, kładąc dłoń na Ashar'carrem.
Jeśli ktoś myślał, że Aithne, z racji wyczerpania i podłego samopoczucia, podwinie pod siebie ogon, to naprawdę ma ograniczone możliwości pojmowania.
- A ty się, Sheridan, zamknij, bo twoją mordę przebuduję w następnej kolejności, czarnuchu cholerny - warknęła jeszcze, bo nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

W pierwszej chwili miała ochotę się roześmiać. Histerycznie. Chciała siąść na ziemi, śmiać się, umierając przy tym z bólu brzucha (rozbolałego od zbyt dużej dawki śmiechu, rzecz jasna) i płacząc (też ze śmiechu). To był jeden wielki cyrk, no naprawdę. I to tandetny. Gdyby nie to, że właśnie znajdowali się w środku Opuszczonego Królestwa, owianej mroczną legendą dziury i azylu dla wszystkiego, co jest zbyt straszne i potworne, by żyć w innych miejscach, prawdopodobnie wykpiłaby marne przedstawienie i poszła do właściciela teatrzyku, żądając zwrotu pieniędzy.
I prawdopodobnie udzieliłby jej się desperacko żartobliwy nastrój towarzyszy. Wykpiłaby Sheridana, którego tak ładnie obraziła przed chwilą Aithne, zareagowała na deklarację Ariene. Tylko że ona jako jedyna skupiła się na aurze nieznajomego. W końcu musiała rozpoznać kumpla po fachu, tak? No właśnie. Dlatego chciała przeczytać jego aurę - i zrobiła to by dojść do niepokojących wniosków.
Generalnie, to mogą teraz zacząć krzyczeć i uciekać. Albo paść na ziemię i udawać martwych - na niedźwiedzie działa, to może i na nieznajomego jegomościa będzie to sposób. Bo jeżeli chcą z nim walczyć... Życzę powodzenia.
- Nie żebym narzekała, ale nie zapowiada się na poprawę. - powiedziała, odnosząc się do pięknego, wyjątkowo kulturalnego komentarza Ariene na temat dzisiejszego dnia. Obróciła głowę w bok, by znaleźć się oko w oko (oko w oczodół?) z przeuroczym nieumarłym. Nawet nie próbowała przejąć nad nim kontroli, przeciwnik był zbyt silny. Uśmiechnęła się do truposza ładnie, bo cóż innego jej pozostało, po czym bezceremonialnie odsunęła go od siebie końcem trzymanego w dłoni sztyletu. Potem wróciła spojrzeniem do fruwającej sukienki, czekając na rozwój wydarzeń. Będzie jeszcze pieprzył od rzeczy, czy przejdzie do rozrywania ich na kawałeczki?
Nienormalni winni trzymać się razem.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości