Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Poszukiwania czas zacząć

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene odetchnęła cicho widząc, że Errian i Aithne mają się dobrze. Przynajmniej częściowo, bo młodzieniec nie prezentował się zbyt szczęśliwie, raczej jak siedem nieszczęść. Nie wstydziła się ulgi, jaką odczuła, jednak też nie okazała jej otwarcie - i wcale nie musiała jej specjalnie maskować, częściowe tłumienie uczuć było dla niej codziennością, elementem pracy.
A praca wzywała, podczas gdy oni marnowali czas w gospodzie. Musiała wymyślić jak zlokalizować artefakt. Artefakty zazwyczaj ukrywane były w lochach, podziemiach, jakichś skomplikowanych labiryntach gdzie dojścia do skarbca broniły pułapki. Ona sama nie znała magii żywiołów, jednak mogłaby zdefiniować, którego z artefaktów w Nemerii szukają, jeśli ktoś zachował list od zleceniodawcy. Magią Emocji z pewnością nacechuje poszukiwany przez nich przedmiot.
Nieco uspokojona ułożonym w głowie planem popatrzyła na pozostałych słysząc, że Anabde odpowiada na pytanie Aithne. Prawdę mówiąc, ucieszyła się, że to nie ona musiała przekazać wieści. Trochę się bała reakcji ich niekwestionowanej ulubienicy, dziewczyna była bardzo impulsywna i wbrew pozorom wrażliwa.
Teraz wpatrywała się w Aithne uważnie, starając się wyczytać z jej oczu co zaraz zrobi.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Errian przez chwilę miał straszną ochotę zabić Aithne za to co zrobiła, jednak brakowało mu sił dlatego ograniczył się do cichego jęku i przymknięcia oczu w nadziei, że jeśli to zrobi to po pęknięciu się czaszki one pozostaną na swoim miejscu. Nie usłyszał jednak żadnego stuknięcia upadających kości, dlatego doszedł do wniosku, że najwyraźniej jego głowa nadal jest tam gdzie być powinna. Niepewnie uchylił powieki, westchnął cicho i popatrzył skołowany na Anabde.
Potrzebował dłuższego czasu na zrozumienie co też dziewczyna właśnie powiedziała, ale kiedy to do niego dotarło, otworzył szerzej oczy i wyprostował się sztywno. Jak to: Larkin zniknął? Jak to: Revelin i Arathain nie wrócili? Co, po prostu wzięli i przepadli, ziemia się rozstąpiła i ich pochłonęła? Jak to się stało, że nikt tego nie zauważył w nocy prócz Ariene, że nikt nie poszedł im na ratunek? Czemu w ogóle dokądkolwiek wychodzili nocą w Nemerii?
I wtedy uświadomił sobie, jakim to ciosem może być dla Aithne. Obejrzał się na dziewczynę z niepokojem, bojąc się co zobaczy, kiedy na nią spojrzy, w jej oczy, na jej twarz. Wczoraj w nocy przekonał się, jaka jest delikatna, mimo że zarzeka się, iż nie jest, dlatego zwyczajnie się zmartwił. On sam do towarzyszy podróży nie był nawet minimalnie przywiązany, jeśli porównać to do zaufania i więzi, jaką z Larkinem miała Aithne.
To będzie ciężki dzień.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne patrzyła na Anabde. Po prostu stała nieruchomo i na nią patrzyła, w jej oczach nie było już ani strachu, ani podejrzliwości, nie było tam właściwie nic. Zupełnie jakby przyjaciółki nie usłyszała. I jakby nie widziała nikogo więcej, bo wpatrywała się tylko w Anabde, jakby stały tu same, tylko one i słowa, które między nimi padły.
Potem poruszyła ustami, jakby chciała coś powiedzieć, przez jej twarz przemknął dziwny cień, w oczach coś się pojawiło. Było to trudne do zdefiniowania, mieszanka wielu uczuć, jednak mieszanka bardzo blada, dlatego prawie nieczytelna. Aithne drgnęła, jej ramiona się napięły, przeniosła ciężar ciała na palce.
Larkin. Zaginął. Larkin zaginął. Tylko te dwa słowa kołatały się w jej umyśle. Nie liczył się Revelin czy Arathain, nie liczyło się to, że Ariene szukała ich całą noc, nie liczyło się nic, prócz tych dwóch słów.
Ruszyła. Postawiła dwa pierwsze kroki, a potem rzuciła się biegiem do drzwi, i nie było już w gospodzie nikogo kogo by widziała. Dopadła do towarzyszy stojących w przejściu, odepchnęła kogoś ze swojej drogi, ktoś próbował ją przytrzymać, dlatego wyszczerzyła zęby i bez wahania uderzyła pięścią w brzuch tej osoby, zaraz odtrącając ją z przejścia mocnym ciosem z ramienia. Wypadła na zewnątrz, przystanęła na chwilę, rozglądając się po otrząsającej się z mroków nocy Nemerii, po czym bez wahania skoczyła znów do biegu, ruszając w opuszczone miasto.
Dopiero teraz poczuła rozpacz jaka urosła w jej piersi, rozgaszczając się tam. Aithne popełniła jeden z niewybaczalnych błędów, przed jakim tak pieczołowicie się chroniła - obdarzyła kogoś uczuciem i się przywiązała. A teraz płaciła za to cenę, bo przecież wiedziała, że pewnego dnia go straci, to się zawsze tak kończyło. Jednak nie myślała, że ten pewny dzień nadejdzie już, teraz, że tym pewnym dniem będzie dziś. Nie mogła, nie potrafiła się z tym pogodzić.
Przerażenie dodało jej skrzydeł, gnała przed siebie jak oszalała, rozglądając się w panice dokoła i oddychając ze świstem przez zaciśnięte zęby. Była wytrzymała, mogła biec tak wystarczająco długo, by w końcu znaleźć przyjaciela.
- Larkin! - wrzasnęła, mając nadzieję, że jej odpowie.
Odpowiedziało echo, prześmiewczo deformując jego imię.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Nie przystoi kobiecie przekleństwo, które padło w tej chwili z ust stojącej na progu Anabde. Szare oczy śledziły sylwetkę rudowłosej postaci do chwili gdy ta zniknęła za pierwszym lepszym budynkiem. Chwila ta, trzeba przyznać, nie trwała długo; Aithne miała niezłe tempo biegu. Właśnie dlatego nekromantka nie pobiegła za nią - wiedziała, że i tak jej nie dogoni, a dalsze rozdzielanie się w ich obecnej sytuacji było po prostu głupie. Wystarczy, że Aithne była głupia - głupia, bo lekkomyślna, wrażliwa i wybuchowa. I za to ją kochała, ale też te cechy przyjaciółki kiedyś doprowadzą obie panie do grobu.
Przymrużyła powieki, po czym obróciła się w stronę nadal stojących w karczmie towarzyszy. W tej samej chwili musiała wyciągnąć w bok ramię, by zagrodzić drogę ucieczki Errianowi. Uniosła brew ku górze, patrząc na mężczyznę, który najwidoczniej chciał pobiec za uciekającą Aithne. Zastanawiające. Ale to nie czas na takie tematy, trzeba jak najszybciej upierdliwą upadłą znaleźć, nim coś jej się stanie.
- Idę do stajni.- zakomunikowała zebranym nie siląc się na tłumaczenie dlaczego właśnie tam. Miała tylko nadzieję, że zrozumieją delikatną sugestię: skoro mamy się nie rozdzielać, to łaskawie ruszcie moim śladem. Nie czekała jednak na nich, przekroczyła próg i skręciła w stronę pseudo-stajni, w której to zostawili swoje wierzchowce poprzedniego wieczoru.
Drzwi budynku na szczęście nadal były zamknięte; Anabde cały czas bała się, czy coś nie wdarło się do stajni i nie pożarło koni. Dla niej byłoby to gorsze niż zaginięcie Revelina i Arathaina, których los delikatnie mówiąc mało ją przejmował. Otworzyła zaryglowane drzwi i, z pewnym trudem, otworzyła je. Natychmiast skupiła na sobie spojrzała kilku par oczu, Lantano nawet zarżał przyjaźnie na widok właścicielki. Nekromantka natychmiast skierowała się do jedynego konia w stajni, który nie stał zamknięty w boksie: Faryale. Poprzedniego wieczoru Aithne poprosiła ją, by została w budynku i pilnowała wierzchowców; teraz siwa klacz przeniosła bystre spojrzenie na Anabde, stawiając uszy.
- Larkin wczoraj zniknął. Przed chwilą powiedziałam o tym Aithne, a ona wybiegła z karczmy i udała się cholera wie gdzie. Będziesz potrafiła ją znaleźć, nim zrobi coś jeszcze głupszego, prawda? - mało ją interesowało, że mówi do konia. W tej klaczy coś było - przynajmniej tak uparcie twierdziła Aithne, a Anka jej wierzyła - i była ostatnią deską ratunku. Siwa parsknęła w odpowiedzi i przysiadła na zadzie, by w następnej sekundzie wygalopować ze stajni. Zdawało się, że kobyła rzeczywiście zrozumiała słowa Anabde i wiedziała co robi.
Anabde za to chwyciła wczoraj pozostawioną przy boksie tranzelkę i zaczęła w pośpiechu siodłać Lantano. Wierzchem będzie łatwiej znaleźć przyjaciółkę, bo szybciej, zresztą i tak nie zostawiłaby już koni na pastwę zamieszkujących Opuszczone Królestwo potworów. W chwili, kiedy dopinała popręg, coś ją tknęło. Opuściła strzemię, chwyciła wodze i zatrzymała się przy drzwiach boksu swojego konia, rozglądając się uważnie na boki.
- Gdzie jest Lutee? - mruknęła w zastanowieniu, mrużąc szare oczy. W stajni nie było konia Larkina.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Sheridan musiał przyznać, że reakcja Aithne go nieco zaskoczyła. Spodziewał się raczej jakiejś histerii, zalania się łzami, wyklinania na wszystkich i obrzucania kogoś winą, a tymczasem wybrała aktywne, stanowcze działanie. Inna sprawa, że oczywiście bezdennie głupie i nieodpowiedzialne, jednak to raczej nikogo nie dziwi i dziwić nie będzie.
Łowca westchnął ciężko, wcisnął ręce do kieszeni i ruszył w ślad za Anabde, w milczeniu przyznawszy rację jej decyzji. Dogonić Aithne miała szansę co najwyżej Ariene z ich towarzystwa, ale Ariene znajdowała się w stanie tragicznym, więc nawet nie było co tego proponować. A wierzchem przynajmniej się nie spocą.
Zachowanie Erriana natomiast nie do końca go zaskoczyło. Zauważył już, że młodzieniec patrzy na rude rozczochrane inaczej niż na cały tabun, z którym podróżowali - trochę maślane, cielęce oczka, jeśli mu się zdarzyło zamyślić. Może obserwacja błędna i pochopna, ale chyba się chłopak w coś wpakował. To będzie śmieszne.
Kiedy wszedł do stajni, mruknął coś cicho pod nosem, na co odezwała się radosnym rżeniem jego klacz. Tak, oto istota na tym świecie - najpewniej jedyna, która reagowała na niego entuzjazmem i zwykłym szczęściem. Dziwne, prawda? A jednak, najwyraźniej ten koleś posiadał jakieś uczucia wyższe, skoro gniada się do niego przywiązała.
- Cześć, śliczna - zamruczał niskim głosem i przeciągnął dłonią po czole zwierzęcia, delikatnie ją drapiąc pod grzywką. - Musimy się zbierać, czeka rude rozczochrane do okiełznania - zakomunikował, pozwolił wierzchowcowi trącić się pyskiem, po czym sprawnie zabrał się do siodłania klaczy.
Na pytanie Anabde rozejrzał się krótko, marszcząc czoło.
- Najwyraźniej ulotnił się razem z właścicielem - podsumował zwięźle, wyprowadzając gniadą z jej stanowiska, czy czymkolwiek było to, gdzie stała w nocy.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene stęknęła głucho i potarła swój brzuch, w myślach złorzecząc charakterowi Aithne. Ta to dopiero była w gorącej wodzie kąpana, a jeszcze jak targały nią emocje, to żywioł nie do zatrzymania. Że też próbowała ją powstrzymać, głupia. No cóż, trudno, brzuch przeżyje, przynajmniej nie dostała w głowę, to jakiś plus.
Widząc, że Errian gotów jest ruszyć za Aithne do biegu, nawet mimo wyraźnego zakazu Anabde, chwyciła go za ramię i pociągnęła do stajni, woląc osobiście dopilnować, żeby nie zrobił niczego głupiego. Nie miała teraz głowy, żeby zastanawiać się, skąd u niego ta reakcja, zwłaszcza że Anabde i Sheridan byli już na miejscu, a Aithne zniknęła wśród budynków.
Mogłaby za nią pobiec, ale rozdzielenie na mniejsze grupki skończyłoby się zapewne tragicznie. Dlatego poprowadziła towarzysza prosto do stajni i dopiero za progiem go puściła.
- Siodłaj konia - poleciła krótko, samej dopadając do Jutrzenki.
Klacz parsknęła, zastrzygła uszami i spojrzała zainteresowana na amazonkę, jednak nie kręciła się ani jej nie podgryzała widząc, że to poważna sytuacja.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Errian poczuł irytację. Przez ból głowy i ogólne niezadowolenie jakoś się ta irytacja przebiła. Najpierw Anabde nie pozwoliła mu zatrzymać Aithne, potem Ariene pociągnęła go do stajni, no przecież nie był dzieckiem, poradziłby sobie! A Aithne nie powinna iść sama, mogło jej się coś stać, a gdyby on...
Potknął się po drodze, przez co jego głowa eksplodowała, dlatego też wątek myśli się urwał. Pobiegł posłusznie za dziewczyną uznawszy, że to starcie przegrał, jednak dwukrotnie się obejrzał przez ramię. Domyślał się, jak musiało to nią wstrząsnąć, nie powinna być sama. Po prostu... Zmarszczył czoło, zorientowawszy się, o czym właściwie myśli. Co mu tak zależało? To duża dziewczynka.
Kiedy Ariene go puściła, odruchowo skierował się do swojego wierzchowca, nie odzywając się słowem. Sam siebie skołował i przestał ogarniać, jaki ma stosunek do całej sytuacji, dlatego też skupił się na siodłaniu swojego ogiera, marszcząc czoło. Świat oszalał, a na czele tego świata Aithne, która sama pobiegła w nawiedzone miasto.
Szybko dokończył siodłanie, nagle dostawszy jakby skrzydeł.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne była ślepa i głucha na wszystko. Biegła przed siebie, od czasu do czasu wołając Larkina. Kilkakrotnie się potknęła i wpadła na stare ściany, jednak zaraz się od nich odpychała i ruszała dalej. Coś w jej głowie cichutko szeptało, że to nie ma najmniejszego sensu, że powinna przestać go szukać. Ale on przecież gdzieś tu był, na pewno czekał, był, nie odszedł, został, nie mógł zaginąć. Dlatego nadal biegła, choć zaczynało brakować jej tchu, co jakiś czas wrzeszczała jego imię, ale odpowiadało tylko echo.
Zorientowała się, że za jej plecami rozbrzmiewa tętent kopyt, dopiero kiedy ten się do niej znacząco zbliżył. Zignorowała go jednak, nawet się nie zastanowiwszy, czy to wróg, czy przyjaciel. To nie było ważne. Musiała go znaleźć, jakoś, jakkolwiek, musiała.
Wtedy wybiegła przed nią siwa klacz, zagradzając drogę. Aithne zahamowała ostro, wpadła na Faryale i zachłysnęła się powietrzem, zszokowana. Czemu ona ją powstrzymywała? Zresztą teraz nie czas na to, teraz musiała go szukać!
Aithne!, krzyknęła klacz, tuląc uszy i znów zastawiła jej drogę nie pozwalając na ruszenie dalej. Opamiętaj się!
- Puść mnie - warknęła niskim głosem, odpychając się od przyjaciółki i próbując ją ominąć.
Faryale w odpowiedzi objęła ją szczelnie szyją, unieruchamiając, i stanęła twardo na czterech nogach. Aithne szarpnęła się bez przekonania, czując zalewającą ją niemoc. Coraz wyraźniej rozumiała, że Larkina już nie ma, ale mimo to chciała go szukać. Musiała go znaleźć. Nie mogła pozwolić mu tak po prostu odejść.
- Puść mnie - poprosiła błagalnie, starając się odepchnąć od siebie klacz.
Nie. Będę cię trzymała tak długo, aż ktoś cię znajdzie i uspokoi, odparła stanowczo, mocniej oplatając upadłą szyją.
- Ja muszę... - zaczęła słabo, uderzając ręką w jej łopatkę.
Faryale nie odpowiedziała, stuliła tylko uszy i parsknęła wściekła, przytupując nogami. Aithne pomyślała, że mogłaby użyć skrzydeł albo magii, by uciec. Nie chciała jednak krzywdzić klaczy, dlatego też się poddała, czekając jak skazaniec na rozwój wydarzeń.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Przywitanie Sheridana z gniadą klaczą obserwowała ze zdziwieniem, które później przerodziło się w delikatny uśmiech o dziwnym zabarwieniu. Jakby... zwycięskim? Nie, to złe słowo, ale coś w tym uśmiechu było. Nie było za to czasu, dlatego nie zastanawiała się dłużej i wyprowadziła Lantano przed stajnię. Ogier oczywiście musiał dać popis swoich umiejętności dlatego zarżał, kopnął w ścianę i podniósł się o kilka centymetrów żeby nikt nie miał wątpliwości jaki to on jest straszny i groźny. Jego zachowanie Anabde skomentowała pełnym pobłażliwości uśmiechem; pogłaskała ogiera po szyi i zgrabnie wskoczyła w siodło, chwytając pewniej wodze, bo siwek oczywiście ruszył bez komendy amazonki. Zatrzymał się, przegryzł ze złością wędzidło i machnął ogonem, nie mogąc zrozumieć dlaczego ma czekać. Rudowłosa odwróciła się w siodle i zerknęła wgłąb stajni, zastanawiając się czy czekać na towarzyszy, czy nie. Ponieważ z tego co zaobserwowała, kończyli siodłać, siadła przodem w kierunku jazdy i przyłożyła mocniej łydki do boków wierzchowca. Lantano tylko na to czekał, ruszył zadowolony energicznym stępem.
- Gdzieś się podziała, małpo? - mruknęła pod nosem, patrząc przed siebie i próbując sobie przypomnieć w którą stronę skręciła jej przyjaciółka. Odtworzyła w myślach wspomnienie sprzed kilku minut i skierowała wierzchowca w prawo, skręcając za rozwalającym się jednopiętrowym budynkiem. Za sobą usłyszała odgłos kopyt stawianych na bruku; wiedząc, że towarzysze już wsiadają na konie, poczuła się wolna do ruszenia wyższym chodem. Już po chwili kłusowała spokojnie przed siebie, rozglądając się uważnie dookoła w poszukiwaniu rudej czupryny.
I jakoś kompletnie zapomniała o chłodzie, który dokuczał jej niecałe pół godziny temu. Temperatura na zewnątrz nie zmieniła się, ale aktualne zdarzenia i związane z nimi nerwy sprawiały, że nie było jej zimno. Nawet o tym nie myślała. Myślała tylko o jednym: jak najszybciej znaleźć Aithne.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Sheridan sprawnie wsiadł na gniadą - dobra, może i klacz go uwielbiała, może i on okazywał jej uczucia wyższe, ale dla niego nadal była tylko "śliczną", imienia natomiast nie otrzymała, cóż - i pojechał za Anabde i jej ogierem, zastanawiając się, czy dziewczyna wie, gdzie szukać Aithne. Bez trudu mógł ją zlokalizować, ale... no, nie chciało mu się. Musiałby przywołać magię, wypowiedzieć zaklęcie, ukierunkować moc, na cholerę tyle zachodu w sprawie rudego rozczochranego?
Obejrzał się za siebie słysząc tętent kopyt innych wierzchowców, a widząc, że to tylko pozostali do nich dołączyli, siadł prosto w siodle. Mogliby ten czas przeznaczyć na szukanie artefaktu chociażby, może wrzucą Aithne do jakiejś piwnicy, żeby nic jej się nie stało podczas ich nieobecności, znajdą co znaleźć mają i Anabde ją sobie wypuści, jeśli zatęskni? Nie? Ech, no tak.
Rozejrzał się dokoła, przyglądając się otoczeniu. Budynki były w opłakanym stanie, ale każdy z nich mógł kryć wejście do podziemi lub nawet sam artefakt. W niektórych warstwa kurzu sięgała pewnie kilku metrów, pod taką zaporą wszystko dało się schować. Zastanowił się, czy nadal ma list ze zleceniem, ale przypomniał sobie, że chyba użył go jako podpałki w podróży. No, może ktoś inny ma, to dokładnie sprawdzą czy nie napisano tam czegoś dokładniejszego na temat artefaktu.
Niech to rude rozczochrane przyjdzie albo od razu zginie i przepadnie, wszystkim życie ułatwi.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene chwilę zaczekała na Erriana, a kiedy i on był gotowy, by ruszyć, pogoniła Jutrzenkę za Anabde i Sheridanem. Klacz parsknęła i pokłusowała energicznie, doganiając pozostałych towarzyszy. Dziewczyna usadowiła się wygodniej w siodle, odetchnęła i jęknęła, kiedy głowa znów ją niemiłosiernie zabolała.
- Szlag by to - warknęła pod nosem.
Skupiła się na zaklęciu jakiego chciała użyć, przymknęła oczy i przyłożyła dłoń do czoła, odcinając się na krótką chwilę od całego świata. Wokół jej ręki pojawiła się złocista poświata która delikatnie otoczyła jej głowę. Zaraz potem ból minął, a ona poczuła się zdecydowanie o wiele lepiej - może nie jak nowo narodzona, ale wystarczająco dobrze by już nie umierać.
Opuściła ramię, uśmiechnęła się lekko, ale zaraz zmarszczyła czoło, obserwując jakiś dziwny cień, który na nią padł. Przekrzywiła głowę, uniosła brew, kontemplując kształt, jakby się rysował coraz większy, teraz obejmując także sylwetkę Jutrzenki. I wtedy klacz stuliła uszy i zadrżała wyraźnie, co w końcu przekonało Ariene, by się odwrócić i zadrzeć głowę.
Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w to, co właśnie złożyło kościste skrzydła - jakim cudem to latało, skoro nie posiadało żadnych piór? - i runęło wprost na nią, zamierzając porwać w wielkie, na pewno ostre szpony. Nawet nie krzyknęła, instynkt zadziałał sam, wyrzuciła nogi ze strzemion, obróciła się w siodle plecami do grzbietu i w ostatniej chwili dobyła sztyletu, blokując atak.
Stwór o ludzkiej twarzy zaskrzeczał wściekły i spróbował sięgnąć kościstą mordą do szyi Ariene, jakby chciał jej odgryźć głowę, ale dziewczyna przywołała do ręki pulsar energii i cisnęła nim w ryj bestii, strącając istotę znad siebie. Jutrzenka zarżała nerwowo, zarzucając łbem.
- Jasna cholera, co to było? - warknęła wiedźma, łapiąc oddech.
To coś, czymkolwiek było, przypominało kilkusetletnią harpię. Bardzo kilkusetletnią. Ariene rozejrzała się dokoła mając wrażenie, że nagle zrobiło się zimniej a to nigdy dobrze nie wróżyło. Cienie między budynkami wydłużyły się, a szare niebo przybrało barwę popieli jakby ukrywało swoje oblicze przed masakrą jaka miała się tu rozegrać.
Ziemia zadrżała, spod gleby wystrzeliły szponiaste łapska, jedno z nich chwyciło nogę Jutrzenki z taką siłą, że klacz z głośnym kwikiem przewaliła się na ziemię, gubiąc amazonkę. Dziewczyna przeturlała się po bruku, dobywając broni, zerwała się z miejsca i skoczyła na wypełzające spod ziemi powyginane szkielety, ostrza sztyletów zabłysły purpurowym światłem.
Kiedy pogruchotała te bezczelne chodzące kości, uwalniając swoją klacz, kiedy przyklękła przy jej ranie i pospiesznie, trochę niezdarnie ją uleczyła, obejrzała się na pozostałych, kątem oka obserwując przemykające wśród budynków cienie. Cienie z pewnością nie nastawionych przyjaźnie istot.
- Żyjecie? - spytała, marszcząc czoło, w jej głosie nie został nawet ślad wcześniejszego ciepła, zupełnie jakby odezwała się inna osoba.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
Najwidoczniej mógł.
Kiedy Ariene została zaatakowana, jadący kawałek za nią Errian ściągnął wodze swojego konia, zatrzymując go. Ogier przytupał nogami w miejscu, zarzucając łbem, stulił uszy i uniósł się trochę nad ziemię, wyrażając swój bunt wobec pchania go w takie przerażające miasta, w których atak następuje i z powietrza, i z ziemi.
Potem chłopak sięgnął po swój miecz, który nosił zawsze przytroczony do siodła, jednak nie zdołał go chwycić, bo ubiegła go jakaś koścista łapa. Errian wytrzeszczył oczy na istotę wspinającą się na grzbiet jego ogiera po pokrowcu na miecz, zamrugał, po czym najzwyczajniej w świecie zasadził kopa buciorem prosto w kościstą mordę istoty, strącając ją na ziemię. Wierzchowiec parsknął wściekle i wierzgnął, przez co młodzieńcem nieprzyjemnie szarpnęło.
Odniósł wrażenie jakby ktoś zagrał w kości jego mózgiem i czaszką.
Sapnął, stęknął, chwycił rękojeść miecza i jakoś go wyjął, szykując się do walki. Ponieważ jednak najbliższy potwór znajdował się poza zasięgiem ostrza, bo w górze, szybując groźnie nad swoimi ofiarami, Errian doszedł do wniosku, że miecze to jednak poronione wynalazki. Potem uniósł dłoń, skupił się, marszcząc czoło, i przywołał podmuch, który cisnął karykaturą szanującej się harpii o ścianę pobliskiego budynku.
Na pytanie Ariene odpowiedział dopiero po jakiejś chwili, kiedy udało się mu przekonać ogiera, by nie uciekał i nie porzucał go gdzieś po drodze, na ten przykład.
- Mniej lub więcej, a najmniej moja głowa - zakomunikował, krzywiąc się wymownie.
Co tam potwory, co tam nawiedzona Nemeria, kac jednak był najgorszym wrogiem.
Wtedy dostrzegł kołujące jakiś kawałek dalej inne harpiopodobne stwory, jeden z nich oderwał się od stada i runął ku ziemi, najpewniej do ataku. Rozległ się skrzek, istota wróciła krzywo na poprzednią pozycję, machając zawzięcie skrzydłami. Errian poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Aithne - mruknął cicho, skręcił konia w dobrą stronę i rzucił go w galop.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne zmarszczyła czoło. Wydało się jej, że słyszy coś w górze, jakby cichy szum i... chichot? Cóż znowu za chichot? Skrzekliwy, chrypliwy, nieprzyjemny dla ucha, ale bardzo cichy. Oparła ręce na szyi Faryale, rozglądając się najpierw dokoła, bo szybciej może zaatakować to, co podeszło blisko niż to, co musi jeszcze spaść.
Powietrze było cięższe, dokoła zapanował nienaturalny półmrok, Upadła dostrzegła ruszające się wśród budynków cienie. Ach tak, czyli przyszli i po nich. Cudownie. Uśmiechnęła się dziko, delikatnie odpychając od siebie klacz, z takim brakiem przekonania, jakby już jej na tym zupełnie nie zależało.
Aithne..., zaczęła cicho Faryale i chyba sama nie wiedziała czy chce przyjaciółkę powstrzymać, czy ostrzec przed wyłaniającym się niemalże spod ziemi rojem dziwnych istot.
- To nie zajmie długo - uznała Aithne, uwalniając się od klaczy i stając prosto na szeroko rozstawionych nogach. Jej granatowe oczy błysnęły niepokojącym obłędem, kiedy przeczesywała wzrokiem półmrok.
Ai, to nie wygląda dobrze, mruknęła Faryale, tuląc uszy i machając ze świstem ogonem. Cofnęła się kilka kroków, wyraźnie zaniepokojona i czujna.
- Proszę cię - prychnęła kpiąco upadła i przeciągnęła się z cichym pomrukiem. - Postaraj się nie dać się zranić, resztę zostaw mi - zdecydowała, przymrużając oczy.
W takim razie ty postaraj się nie zginąć, do jasnej cholery, zdenerwowała się klacz, rozglądając się dokoła z niepokojem, bo to naprawdę nie wyglądało dobrze, wcale a wcale.
- Nie zamierzam dać się zabić - oznajmiła lekkim tonem Aithne, unosząc głowę, by spojrzeć na pikującą do niej harpię.
Płynnym ruchem dobyła Ashar'carrego, srebrne ostrze błysnęło w półmroku i zatopiło się w kości miednicznej istoty, szczerbiąc ją boleśnie. Upadła odepchnęła potwora, uniemożliwiając mu sięgnięcie mordą do jej twarzy, i uśmiechnęła się z zimną satysfakcją, patrząc, jak harpia koślawo wzlatuje z powrotem w górę, skrzecząc żałośnie.
- A więc potańczmy - zamruczała śpiewnie, dotykając palcami klingi tuż przy rękojeści.
Przeciągnęła nimi wzdłuż ostrza, a śladem jej opuszków miecz pokrywał się czarną, swobodnie falującą mgłą, która tylko pogłębiła półmrok panujący dokoła. Aithne uniosła Ashar'carrego na wysokość oczu i zastygła, spoglądając to na naziemne stwory, to na te powietrzne. A gdy pierwsze hybrydy ruszyły, ruszyła i ona, z pełnym obłędu śmiechem zatapiając ostrze swojej broni w ich ciałach, kościach i wszystkim innym, co mogły posiadać.
Czarna mgła rozrywała je na strzępy z pełnymi satysfakcji chrupnięciami i mlaśnięciami, jakby głodowała od bardzo długiego czasu i teraz wreszcie mogła się najeść.
Aithne była w swoim żywiole.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Gdy usłyszała hałas, natychmiast obróciła się do tyłu - nie zdążyła zareagować, bo i Ariene i Errian sami poradzili sobie ze swoimi problemami. Później w mgnieniu oka Jutrzenka wylądowała na ziemi, ale i w tym przypadku czarnowłosa opanowała sytuację, nim Anabde chociażby pomyślała o tym jak może pomóc. Opóźniona reakcja była mocno związana z ciągle męczącym kobietę kacem; też sobie potwory wybrały dzień na atakowanie.
- Żyjemy - mruknęła krótko na pytanie Ariene, rozglądając się bystrze dookoła. Maksymalnie się skoncentrowała zmuszając wszystkie zmysły do pracy na zwiększonych obrotach. I zauważyła wyraźnie zainteresowane czymś (kimś?) stado harpii dokładnie w tym samym momencie, w którym Errian ruszył nagle galopem. Dotarło do niej to, co chwilę wcześniej wydedukował białowłosy, więc niewiele myśląc ruszyła jego śladem.
Pieprzona Aithne, zawsze ściągnie na siebie jakieś kłopoty.
Lantano pochylił łeb, pędząc ile sił w nogach śladem ogiera Erriana. Pokazał klasę, prześcigając konia po kilkunastu metrach, to jednak go nie zatrzymało - odważnie galopował w stronę rudowłosej upadłej i jej klaczy, które już pokazały się w zasięgu wzroku. Nie można powiedzieć, by Aithne sobie nie radziła - wręcz przeciwnie, zdawała się bawić całą sytuacją. Ale potworów przybywało, pojawiały się kolejne i kolejne. Anabde rozejrzała się dookoła, aż wreszcie jej wzrok odnalazł to, czego szukała - zabitą harpię, która nie została rozerwana na strzępy i znajdowała się w jednym kawałku. Nie zastanawiając się dłużej dziewczyna skręciła konia w stronę zwłok i zatrzymała gwałtownie, gdy tylko znaleźli się na ich wysokości. Zeskoczyła z siodła i kucnęła przy potworze, sprawdzając, czy faktycznie nie żyje. Na jej szczęście tak właśnie było, dlatego przyłożyła palce wskazujący i środkowy do czoła istoty, przymykając na chwilę powieki. Wystarczyła niedługa chwila skupienia, by harpia otworzyła przerażające, martwe oczy i podniosła się. Lantano drgnął, obserwując stworzenie pełnymi strachu oczyma, ale uspokojony głosem właścicielki nie uciekł. Dziewczyna poklepała go po szyi i wskoczyła na siodło, podczas gdy ożywiony przez nią potwór wzbił się w powietrze z przerażającym skrzekiem. Już w następnej chwili harpia zaszarżowała na swych nadal żywych pobratymców, rozrywając gardła i szarpiąc skrzydła.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Ale to śmieszne - gdzie jest rude rozczochrane, tam i kłopoty.
Sheridan westchnął ciężko, zawrócił gniadą i skierował ją w ślad za Anabde i Errianem, wywróciwszy oczami. Po co ta panika, po co wzburzenie, przecież to ledwie garstka potworów! Oczywiście, trochę zamieszania narobiły, ale nie dramatyzujmy. Położył dłoń na rękojeści miecza, wyrzucając nogi ze strzemion, kiedy dostrzegł, że już niedaleko do centrum walki, gdzie szalała w najlepsze Aithne, a Anabde coś tam sobie ożywiała. Errian także już zsiadał na ziemię, najpewniej zaraz dołączy Ariene - świetnie, może się szybciej uwiną.
- Teraz uważaj, śliczna - mruknął krótko, klepnął klacz w szyję, a potem energicznie przerzucił nogi nad szyją wierzchowca, w skoku dobywając swojego półtoraka.
Ostrze wbiło się w czerep najbliższej gadziny i roztrzaskało ją na pół ku wielkiej uciesze łowcy. Sheridan wyszczerzył zęby zadowolony, wyprostował się, zakręcił mieczem młynka, a potem przystąpił do walki, niszcząc potwory i mniejsze stworki tak niedbale, jakby pozbywał się ledwie natrętnych much.
W pewnym momencie zaczął miarowo mruczeć pod nosem zaklęcie, jego głos nikł wśród klekotu atakujących ich kości i innych rozpadających się dziwacznych hybryd, jednak w końcu nastąpił jasny rozbłysk i kilka istot w promieniu pięciu metrów zostało rozerwanych na strzępy. Sheridan uśmiechnął się bardzo zadowolony i zadarł głowę, spoglądając na harpie, z którymi walczyła ta ożywiona przez Anabde.
Ponieważ tak na dobrą sprawę prócz Aithne, Anabde oraz Faryale (ale wyciągnięcie tego z niej graniczyło z cudem) nikt nie wiedział o pierzastych dodatkach rudego rozczochranego, Sheridan poczuł się niekomfortowo. Zdawało się, że jest jedynym latającym, a atmosfera wyraźnie się zagęściła, ponieważ nadleciały nie tylko kolejne harpie, ale także jaszczurkowate cosie i jeszcze kilka krzywych potworów, których zdefiniować nie był w stanie.
- Pieprzyć to - warknął przez zaciśnięte zęby i przymknął oczy, przykładając palec wskazujący złączony ze środkowym do czoła.
W następnej chwili na plecach chłopaka rozpostarły się szerokie błoniaste skrzydła, zadrżały na podmuchach wiatru i powoli opadły, jakby nieco speszone tym, że się pojawiły. I tak ciemne już włosy Sheridana pociemniały jeszcze bardziej, przybierając czarny kolor, ale jedną z większych zmian dało się zaobserwować w jego karnacji - skóra także stała się czarna. Kiedy otworzył oczy, okazało się, że one pozostały takie same, nie licząc źrenic, które teraz były pionowe.
- Szkoda, że nie macie niczego smacznego, jak na przykład jakąś małą duszyczkę - zamruczał, szczerząc wyraźnie ostre kły, a potem odepchnął się od ziemi, uderzając skrzydłami o powietrze.
Szybko dotarł do swojej pierwszej ofiary i zatopił w niej klingę miecza.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene spojrzała za pozostałymi, upewniła się, że Jutrzenka jest w stanie ją unieść i pogalopować za towarzyszami, po czym wskoczyła na jej grzbiet i krótkim, treściwym poleceniem głosowym pogoniła do szybkiego tempa, biorąc jednak pod uwagę kontuzję jaką klacz poniosła chwilę temu.
Dlatego też na miejsce dotarły jako ostatnie. Ariene wyjęła sztylety, wcisnęła je pod pachy, a potem zeskoczyła w galopie z Jutrzenki, przeturlała się po ziemi i precyzyjnie wykopała w łapy jednego z potworów, przewalając go. Jak tylko upadł, wbiła mu jedną ze swojej broni w mordę, przekręciła bezlitośnie, po czym już skakała do następnego, tnąc jednocześnie z dwóch stron. Kiedy zauważyła, że ktoś - coś - próbuje ją zajść od tyłu, cisnęła w tego cosia pulsarem energii, który rozerwał go na strzępy. Chwilę potem wspierała się na czerepie innej bestii, wypalając w czaszce zaklęcie, odpychała się od niego i skakała na kolejnego wroga, przygważdżając go do ziemi.
Na chwilę przerwała serię błyskawicznych zabójstw, śledząc wzrokiem... lecącego Sheridana. To było dziwne. Znaczy tak, odczytała z jego aury, że jest łowcą dusz, jednak jakoś tak... nie potrafiła go sobie wyobrazić w oryginalnej formie. No i do tej pory nie wierzyła tak do końca, żeby łowcy potrafili latać, ale jeśli mają takie skrzydła, to w sumie jak tu nie latać.
Zaraz powróciła do przerwanej walki, bo przecież potwory się same nie zabiją, prawda? A ona dawno nie walczyła, więc była okazja, by poćwiczyć i trochę się pogimnastykować przed szukaniem artefaktu.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości