Re: Przystań w Varhelu - czas Nefalimów
: Pon Lis 28, 2011 8:25 pm
Medard znużony był czekaniem na odpowiedź któregokolwiek z rozmówców, którzy poczęli się rozłazić niczem robactwo po śmietnisku. Gers jak zwykle medytował nad entym dzbanem miodu i kurzył fajeczkę nabita sobie jeno wiadomymi ingrediencjami, wiedźma Jen gdzieś się oddaliła nie mówiąc nikomu ani słóweczka na pożegnanie. Do tego pilne sprawy państwowe nie cierpiały zwłoki - nawet tutaj jakiś elf, psia jego mać, przyniósł ważną wiadomość o znaczeniu militarnym. Nie powierza się byle komu nadzoru nad tak istotnymi aspektami działalności monarchii.
Med pożegnał Klivien, po czym zmierzał w kierunku wyjścia, by zobaczyć, jakie to ważkie sprawy wyrwały go z oberży. ani chwili spokoju.
Wąpierz uregulował jeszcze należność za wychlany miód, zostawił tez smokowatemu niemały napiwek, coby się łuskonośny nie trudził z odnajdywaniem poszczególnych biesiadników. Książę zabrał tobołki, z którymi zawędrował do karczmy, wsiadł na swego nietypowego wierzchowca i ruszył przed siebie. W niewielkim oddaleniu posuwały się szyki zbrojnych. Włochate słoniska stawiały ociężale wyglądające nogi, powodując niemały hałas. Przed kolosami paradowały doborowe oddziały czarnych husarzów upstrzonych kruczymi pióry, elfi wielbłądnicy i tancerze ostrzy. Gdzieniegdzie przemykał zwiad Nefalimów złożony z lamnicy pod dowództwem oficera dosiadającego drapieżnego nielota. Za ta całą hałastrą leniwie sunęły trebusze i jaszczyki z aprowizacją.
Kolumnada przesuwała się w dość szybkim tempie, tak, iż następnego dnia przekroczyła granice księstwa, sięgając celu - na rubieżach Karnsteinu właśnie postawiono garnizon graniczny - Drakchenfelis. Medard odłączył się od tych manewrów i z kilkunastoosobową grupą husarzy ruszył do Demary. Życie to nie bajka...
Med pożegnał Klivien, po czym zmierzał w kierunku wyjścia, by zobaczyć, jakie to ważkie sprawy wyrwały go z oberży. ani chwili spokoju.
Wąpierz uregulował jeszcze należność za wychlany miód, zostawił tez smokowatemu niemały napiwek, coby się łuskonośny nie trudził z odnajdywaniem poszczególnych biesiadników. Książę zabrał tobołki, z którymi zawędrował do karczmy, wsiadł na swego nietypowego wierzchowca i ruszył przed siebie. W niewielkim oddaleniu posuwały się szyki zbrojnych. Włochate słoniska stawiały ociężale wyglądające nogi, powodując niemały hałas. Przed kolosami paradowały doborowe oddziały czarnych husarzów upstrzonych kruczymi pióry, elfi wielbłądnicy i tancerze ostrzy. Gdzieniegdzie przemykał zwiad Nefalimów złożony z lamnicy pod dowództwem oficera dosiadającego drapieżnego nielota. Za ta całą hałastrą leniwie sunęły trebusze i jaszczyki z aprowizacją.
Kolumnada przesuwała się w dość szybkim tempie, tak, iż następnego dnia przekroczyła granice księstwa, sięgając celu - na rubieżach Karnsteinu właśnie postawiono garnizon graniczny - Drakchenfelis. Medard odłączył się od tych manewrów i z kilkunastoosobową grupą husarzy ruszył do Demary. Życie to nie bajka...