Strona 7 z 7

Re: Przystań w Varhelu - czas Nefalimów

: Pon Lis 28, 2011 8:25 pm
autor: Medard
Medard znużony był czekaniem na odpowiedź któregokolwiek z rozmówców, którzy poczęli się rozłazić niczem robactwo po śmietnisku. Gers jak zwykle medytował nad entym dzbanem miodu i kurzył fajeczkę nabita sobie jeno wiadomymi ingrediencjami, wiedźma Jen gdzieś się oddaliła nie mówiąc nikomu ani słóweczka na pożegnanie. Do tego pilne sprawy państwowe nie cierpiały zwłoki - nawet tutaj jakiś elf, psia jego mać, przyniósł ważną wiadomość o znaczeniu militarnym. Nie powierza się byle komu nadzoru nad tak istotnymi aspektami działalności monarchii.
Med pożegnał Klivien, po czym zmierzał w kierunku wyjścia, by zobaczyć, jakie to ważkie sprawy wyrwały go z oberży. ani chwili spokoju.
Wąpierz uregulował jeszcze należność za wychlany miód, zostawił tez smokowatemu niemały napiwek, coby się łuskonośny nie trudził z odnajdywaniem poszczególnych biesiadników. Książę zabrał tobołki, z którymi zawędrował do karczmy, wsiadł na swego nietypowego wierzchowca i ruszył przed siebie. W niewielkim oddaleniu posuwały się szyki zbrojnych. Włochate słoniska stawiały ociężale wyglądające nogi, powodując niemały hałas. Przed kolosami paradowały doborowe oddziały czarnych husarzów upstrzonych kruczymi pióry, elfi wielbłądnicy i tancerze ostrzy. Gdzieniegdzie przemykał zwiad Nefalimów złożony z lamnicy pod dowództwem oficera dosiadającego drapieżnego nielota. Za ta całą hałastrą leniwie sunęły trebusze i jaszczyki z aprowizacją.
Kolumnada przesuwała się w dość szybkim tempie, tak, iż następnego dnia przekroczyła granice księstwa, sięgając celu - na rubieżach Karnsteinu właśnie postawiono garnizon graniczny - Drakchenfelis. Medard odłączył się od tych manewrów i z kilkunastoosobową grupą husarzy ruszył do Demary. Życie to nie bajka...

Re: Przystań w Varhelu - czas Nefalimów

: Czw Gru 01, 2011 9:19 pm
autor: Felippe
Felippe z rozbawieniem obserwował, jak Naya z radością dziecka, które dostało ulubionego cukierka wylądowała po swoich powietrznych manewrach. Nie dziwiło go to z resztą. Sam, mimo tego, że przywykł do świata ludzi, ich gwarnego, miejskiego życia, odurzającej siły alkoholu i gryzącego oczy dymu, najbardziej na świecie cenił sobie to poczucie wolności, które mogło pojawić się tylko podczas lotu. W końcu był dzieckiem natury, był maiem podmuchu. Myśląc o tym zdał sobie sprawę, że spędził już w Varhelu sporo czasu. Przybył do tego miasta, by zawitać w kilku karczmach, niestety z jednej musiał pędem wybiec, a w drugiej spędził nie więcej niż kilka minut. Nie mniej jednak wyprawa zdawała się zaliczać do tych raczej udanych. Nie często poznawało się przecież księcia Karnstainu, znawcę artefaktów, czy równie piękną, co zabójczą, hmm... Jen. Nigdy wcześniej Felippe nie spotkał też przedstawiciela, a w tym wypadku przedstawicielki, własnego rodzaju. A na dodatek miód z "Wyleniałego kuroliszka" był zaiste przedni, o czym chłopak przekonał się dopijając zawartość dzbana. Były też te mniej przyjemne sytuacje, ale Felippe wolał nie wspominać wielbłądzich rzygów, czy girland z flaków jakichś drani.
Chłopak odstawił puste już naczynie na jedną ze skrzyń. Wstał i uśmiechnął się do Nayi.
- Cieszę się, że czujesz się już lepiej. Na mnie już czas, więc uważaj na siebie - powiedział z uśmiechem do swojej towarzyszki i odszedł powolnym krokiem. Kiedy znalazł się na obrzeżach miasta zaczął biec, a dotarłszy do portu wbiegł na jeden z pomostów i skoczył w stronę morza. Marynarze obserwujący go kręcili głowami i stukali się w czoło, dopóki nie zobaczyli, że ciemnowłosy wylądował na chmurze i zniknął z pola widzenia lecąc sobie na niej, jak na powietrznej łodzi. Mai zaśmiał się w duchu wyobrażając sobie ich miny. Niestety nie mógł ich zobaczyć, wolał z resztą obserwować ciemniejące niebo.

Re: Przystań w Varhelu - czas Nefalimów

: Nie Sty 08, 2012 8:30 am
autor: Naya
Pomachała na pożegnanie i usiadła na skrzynkach z powrotem. Chyba czekała na to aż wyjdą z karczmy. Ale czy oni w ogóle wyjdą? Po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że już prawie nikogo nie ma z ich grupy w karczmie. Zaraz.. czy ona przypadkiem nie przysnęła? Nie zamierzała spędzić nocy w mieście. Wzbiła się w powietrze na swoich skrzydłach i odleciała do jakiegoś lasu, aby przeczekać noc. Może jeszcze kiedyś odwiedzi to miejsce? Licho wie, co jeszcze zgotował nam los.