[Zlecenie na szlaku] - Wypadek i starcie w jaskini.
: Śro Sie 24, 2011 1:50 am
Comeda szła spokojnym krokiem wzdłuż nierównomiernego kamiennego tunelu. Jego wysokość sięgała może dwóch rosłych ludzi, a szerokość pięciu. Wraz z każdym krokiem było coraz ciemniej, aż w końcu po kilku minutach zapanował całkowity mrok. Zdaje się, że narzuciła trochę szybsze tempo, gdyż zostawiła swoich towarzyszy z tyłu. Stawiała pewne, aczkolwiek ostrożne kroki, gdyż w tej nieprzeniknionej ciemności mimo swej zdolności, nie zauważyłaby dziury w którą mogłaby trafić. Na razie nie zapowiadało się nic ciekawego. Tunel zawijał się i skręcał, lecz można było spokojnie przejść nie schylając się, czy wspinając. Jedynym minusem było kroczenie po omacku, ale to się w końcu zmieniło...
Kiedy droga przestała w końcu skręcać, a tunel zdawał się być prosty, zobaczyła w oddali niebieską poświatę. Zmrużyła oczy aby się lepiej przyjrzeć, lecz z tej odległości dostrzeżenie szczegółów nie było możliwe. No, ale posuwała się sukcesywnie naprzód. Oprócz tego była jeszcze jedna rzecz, na którą należało zwrócić uwagę. Odczuwała na swojej twarzy powiew, który lekko podnosił jej pojedyncze kosmyki włosów do góry. Było to dziwne. Powiew oznaczał, że tunel ten miał wylot, tworzący przeciąg, lecz w takim razie powinien być on odczuwalny zaraz po wejściu, jak nie przed. No nic...
Po kilku chwilach kroczenia w ciszy znalazła się w jamie oświetlanej przez jaskrawoniebieską barierę, która będąc po środku pieczary falowała lekko pod wpływem lekkich powiewów wiatru. Zachowywała się jak wielka, rozciągnięta bańka mydlana. Cóż, wyglądało na to że osoba która to stworzyła, albo nie była doświadczona na tyle, aby ukryć swój czar przed zmysłami wzroku, albo też zostawiła efekt specjalnie na widoku, aby odstraszał wszelkie stworzenie. Grunt różnił się tylko tym, że znajdowało się na nim o wiele więcej odłamów skalnych niż przed wejściem. Na przeciwległej ścianie pieczary, nieco po prawej znajdował się kolejny tunel. Czyli więc to miała być ta bariera ochronna? To się zaraz okaże..
Come zbliżyła się spokojnym krokiem do bariery. Trzymając nadal w jednej ręce miecz, stała jeszcze chwilę w milczeniu po czym zamknąwszy oczy, wykonała płynny i stanowczy krok w przód. Magiczna bariera nie zatrzymała jej pod względem fizycznym - pojawiły się na niej okręgi, kiedy przez nią przeszła. Podobnie rzecz się miała z wrzuconym kamieniem do wody. Lecz mimo wszystko była odczuwalna przez ciało. Co konkretnie? Zimno. Przenikliwe zimno, które zdawało się nie reagować na martwe ubranie, tylko na żywą, organiczną tkankę. Z powodu niespodziewanej utraty temperatury elfka poczuła dreszcze. Skórzany pancerz natomiast nie utracił ciepła, które było teraz przez nią wyraźnie odczuwalne..
No, ale mimo tego wszystkiego żyła dalej, a jej umysł nie odnotował żadnych bodźców zmysłowych, które miałyby nastąpić po przekroczeniu magicznej bramy. Postanowiła poczekać na towarzyszy, aby swoją obecnością po drugiej stronie udowodnić im, że przejście jest możliwe. Poza tym nie należało oddalać się aż tak bardzo, ponieważ istniało ryzyko nagłego ataku ze strony wroga, który jeszcze nie wiadomo kim był. Jeżeli by się nie obroniła, oni mogliby nie zdążyć nawet dobiec, gdyby usłyszeli nagłe hałasy..
Tak więc niemowa czekała na nich po drugiej stronie. Oparła cicho miecz na skalnej ścianie i postanowiła rozetrzeć sobie ramiona, aby się ogrzać. Coś zaczęła boleć ją lewa ręką.. Prawdopodobnie skutek małego nadwyrężenia organizmu. Możliwe że magia, której użyła wcześniej Cari aby ją wyleczyć, powoli przestawała działać...
Cóż, nic nie trwa wiecznie...
Kiedy droga przestała w końcu skręcać, a tunel zdawał się być prosty, zobaczyła w oddali niebieską poświatę. Zmrużyła oczy aby się lepiej przyjrzeć, lecz z tej odległości dostrzeżenie szczegółów nie było możliwe. No, ale posuwała się sukcesywnie naprzód. Oprócz tego była jeszcze jedna rzecz, na którą należało zwrócić uwagę. Odczuwała na swojej twarzy powiew, który lekko podnosił jej pojedyncze kosmyki włosów do góry. Było to dziwne. Powiew oznaczał, że tunel ten miał wylot, tworzący przeciąg, lecz w takim razie powinien być on odczuwalny zaraz po wejściu, jak nie przed. No nic...
Po kilku chwilach kroczenia w ciszy znalazła się w jamie oświetlanej przez jaskrawoniebieską barierę, która będąc po środku pieczary falowała lekko pod wpływem lekkich powiewów wiatru. Zachowywała się jak wielka, rozciągnięta bańka mydlana. Cóż, wyglądało na to że osoba która to stworzyła, albo nie była doświadczona na tyle, aby ukryć swój czar przed zmysłami wzroku, albo też zostawiła efekt specjalnie na widoku, aby odstraszał wszelkie stworzenie. Grunt różnił się tylko tym, że znajdowało się na nim o wiele więcej odłamów skalnych niż przed wejściem. Na przeciwległej ścianie pieczary, nieco po prawej znajdował się kolejny tunel. Czyli więc to miała być ta bariera ochronna? To się zaraz okaże..
Come zbliżyła się spokojnym krokiem do bariery. Trzymając nadal w jednej ręce miecz, stała jeszcze chwilę w milczeniu po czym zamknąwszy oczy, wykonała płynny i stanowczy krok w przód. Magiczna bariera nie zatrzymała jej pod względem fizycznym - pojawiły się na niej okręgi, kiedy przez nią przeszła. Podobnie rzecz się miała z wrzuconym kamieniem do wody. Lecz mimo wszystko była odczuwalna przez ciało. Co konkretnie? Zimno. Przenikliwe zimno, które zdawało się nie reagować na martwe ubranie, tylko na żywą, organiczną tkankę. Z powodu niespodziewanej utraty temperatury elfka poczuła dreszcze. Skórzany pancerz natomiast nie utracił ciepła, które było teraz przez nią wyraźnie odczuwalne..
No, ale mimo tego wszystkiego żyła dalej, a jej umysł nie odnotował żadnych bodźców zmysłowych, które miałyby nastąpić po przekroczeniu magicznej bramy. Postanowiła poczekać na towarzyszy, aby swoją obecnością po drugiej stronie udowodnić im, że przejście jest możliwe. Poza tym nie należało oddalać się aż tak bardzo, ponieważ istniało ryzyko nagłego ataku ze strony wroga, który jeszcze nie wiadomo kim był. Jeżeli by się nie obroniła, oni mogliby nie zdążyć nawet dobiec, gdyby usłyszeli nagłe hałasy..
Tak więc niemowa czekała na nich po drugiej stronie. Oparła cicho miecz na skalnej ścianie i postanowiła rozetrzeć sobie ramiona, aby się ogrzać. Coś zaczęła boleć ją lewa ręką.. Prawdopodobnie skutek małego nadwyrężenia organizmu. Możliwe że magia, której użyła wcześniej Cari aby ją wyleczyć, powoli przestawała działać...
Cóż, nic nie trwa wiecznie...