Strona 1 z 1

[Ołtarz] Krótki odpoczynek

: Wto Sie 11, 2009 8:02 pm
autor: Xena
W jej głowie szalały myśli i potworna żądza krwi. Latała nad gęstwiną leśną wsłuchując się w słabe bicie zwierzęcych serc, lecz po chwili usłyszała coś mocniejszego.

Pikowała ostro w dół i zanurzyła się w morzu zieleni. Tym co wywołało tak mocne bicie, był jakiś człowiek w średnim wieku. Co on tu robi ? Miała ochotę się zabawić, więc przemieniła się w wampirzycę. Po chwili była za nim i położyła szponiastą dłoń na jego ramieniu. Przeszył go zimny dreszcz, a krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach. Obrócił szybko głowę, lecz zastał tam tylko niczym nie poruszone gałęzie i powietrze. Błyskawicznie zaszła go od tyłu i szepnęła mu do ucha
- Dobranoc kochany... - następnie zatopiła w nim zimne i ostre jak najtwardsza stal kły. Krew wypełniła gardło niczym ogień, który pali siano. Człowiek, który był taki silny i pełny życia przed chwilą teraz leżał na ziemi niczym worek ziemniaków i martwym szklanym wzrokiem spoglądał za swoją duszą, która właśnie wydostała się z ciała i podążała, tam gdzie wstępu nie ma żaden śmiertelnik.

Otarła wierzchniem dłoni brodę, po której obficie spływała krew. Poczuła aurę tego miejsca i dopiero teraz zauważyła stary zarośnięty kamienny głaz poorany korzeniami i mchem. Podeszła bliżej była zadziwiona jego mocą. Szybko pokonała strome schodki i znalazła się na dość szerokim podeście, na którym stał kamienny blok. Dostrzegła na nim rdzawe zaschłe zacieki i ten swoisty zapach - krew.

Siadła opierając się plecami o jeden z jego boków i zaczęła badać historię tego miejsca. Jej oczy uciekły w głąb czaszki. Już wiedziała co się tu działo, oddawanie czci demonowi wojny, które zwało się Remer. Kochał świeże narządy i żeby było jeszcze milej każdy wyciągał z innego człowieka. Każdą kość, każdą żyłkę, każdy mięsień wszystko z innego przedstawiciela tej rasy. Szybko wróciła do swego miejsca. Otwarła torbę i wyjęła z niej księgę Dazer Ker. Zajęła się lekturą.

: Czw Sie 13, 2009 5:25 pm
autor: Xena
Znów usłyszała bicie serca. Rozejrzała się i zauważyła wiewiórkę, która spacerowała po gałęzi, obserwowała ją i była zauroczona ruchami tegoż zwierzęcia, chodź nie wiele gorzej się od niej poruszała. Przeciągnęła się i ruda zwierzynka czmychnęła w las. Zamknęła księgę i położyła na nią zimną dłoń. Czuła spływającą po niej moc. Odchyliła głowę do tyłu. Gdyby nie to, że wiatr poruszał lekko jej włosami, można powiedzieć by, że jest z tego samego kamienia co ołtarz i siedzi tam jako jego strażniczka. Zamknęła oczy i zapadłą w czujną drzemkę.

Obudziła się i poczuła głód, zaczęła przemierzać zalesienie w postaci nietoperza i usłyszała tylko słabe pikanie mysiego serca. Złapała ją i zatopiła długie i śmiertelnie ostre kły w jej małym ciele. przysiadła na gałęzi zwisającej nad ołtarzem i delektowała się smakiem mysiej krwi. Zatrzepotała skrzydłami i z jej malutkiego pyszczka wypadły suche bezkrwiste zwłoki. Oblizała się i zwiesiła na gałęzi, wsłuchiwała się w leśną gęstwinę, codzienne życie jeleni, saren, myszy, ptaków. Czekała na coś nie wiedziała na co. Złożyła skrzydła i zamknęła małe nietoperze ślepia. Chciała jednoczyć się z naturą w powiewach słabego wietrzyku w tym ciemnym miejscu, gdzie promienie słoneczne zostały zatrzymane w koronach zielonych, starych drzew. Nie lubiła siedzieć w jednym miejscu, słońce zaszło już za horyzont. Wzbiła się w powietrze pełne gwiazd i wieczornego powietrza.

Ciąg dalszy: Karczma