[Ulice miasta] Poszukiwania wróżbiarki
: Wto Sie 09, 2011 1:53 pm
Od sprawy z szalejącą zarazą w Szepczącym Lesie upłynęło już nieco czasu. Wystarczająco, by Feanturi otrzymał od Rady kolejne zadanie. Było ono dość trudne, ale i od rozwiązania sprawy z zarazą Zwiadowca wiele się nauczył i zyskał również na znaczeniu wśród sobie podobnych. Cóż, osobiście nie przypisywał sobie tak wielkich zasług, jak robiły to inne elfy. Całą robotę wykonała anielica, która zaraz potem - ku jego wielkiemu niepocieszeniu - zniknęła. Feanturii westchnął, zdążył przyzwyczaić się do jej towarzystwa i teraz mu go brakowało. W końcu jednak był Zwiadowcą, a ci zwykle działali sami.
Elf przekradał się teraz ulicami miasta, często korzystając z dachów budynków, gdzie czuł się najpewniej. Nie lubił miast z różnych względów. Po pierwsze nie był przyzwyczajony do przekradania się po nich i czuł się tutaj jakby się świecił i wszyscy mogli go zobaczyć. Po drugie, jak na jego gust żyło tu zdecydowanie za dużo ludzi i innych istot. Jak oni w ogóle się tutaj mieścili? Na szczęście teraz była noc, więc nie było ich zbyt wielu. W końcu nienawidził miast, bo nijak nie potrafił odnaleźć tutaj ludzi. Ślady wróżbiarki za którą podążał zniknęły, zadeptane przez setki innych.
Zwiadowca ułożył się jak mógł najwygodniej na dachu budynku na którym właśnie przebywał, usadawiając się za rzeźbionym rzygaczem, który zasłaniał go przed wzrokiem przemierzających ulice na dole ludzi. Przyglądał się właśnie kolejnemu zbrojnemu patrolowi przemierzającemu miasto. Strażników było więcej niż go uczono. Jak zdołał się zorientować do tej pory, w mieście przebywała jakaś armia - co oznaczało, że właśnie dostał od siebie kolejną misję. Jego obowiązkiem było dowiedzieć się, co się tutaj wyprawia. Powstrzymał się od chęci podrapania się po głowie - ten ruch mógłby zdradzić jego pozycję - i poprzestał na westchnięciu w duchu. Musiał dobrze zastanowić się nad dalszymi krokami.
Elf przekradał się teraz ulicami miasta, często korzystając z dachów budynków, gdzie czuł się najpewniej. Nie lubił miast z różnych względów. Po pierwsze nie był przyzwyczajony do przekradania się po nich i czuł się tutaj jakby się świecił i wszyscy mogli go zobaczyć. Po drugie, jak na jego gust żyło tu zdecydowanie za dużo ludzi i innych istot. Jak oni w ogóle się tutaj mieścili? Na szczęście teraz była noc, więc nie było ich zbyt wielu. W końcu nienawidził miast, bo nijak nie potrafił odnaleźć tutaj ludzi. Ślady wróżbiarki za którą podążał zniknęły, zadeptane przez setki innych.
Zwiadowca ułożył się jak mógł najwygodniej na dachu budynku na którym właśnie przebywał, usadawiając się za rzeźbionym rzygaczem, który zasłaniał go przed wzrokiem przemierzających ulice na dole ludzi. Przyglądał się właśnie kolejnemu zbrojnemu patrolowi przemierzającemu miasto. Strażników było więcej niż go uczono. Jak zdołał się zorientować do tej pory, w mieście przebywała jakaś armia - co oznaczało, że właśnie dostał od siebie kolejną misję. Jego obowiązkiem było dowiedzieć się, co się tutaj wyprawia. Powstrzymał się od chęci podrapania się po głowie - ten ruch mógłby zdradzić jego pozycję - i poprzestał na westchnięciu w duchu. Musiał dobrze zastanowić się nad dalszymi krokami.