Strona 1 z 3
[Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 2:27 am
autor: Darogan
Przez miasto maszerowała małą grupa zbrojnych, nie zatrzymywana przez nikogo, mimo dziwnych płaszczy z symbolem róży na nich. Prowadził ją Darogan. Po przebyciu z armiami długiej drogi, nadszedł czas na zaopatrzenie i odpoczynek dla rycerstwa. Wcześniej jednak, nim tak liczne siły zbrojne wkroczyły do miasta, został wysłany emisariusz z prośbą o zgodę na zatrzymanie się w owych murach. Władza miasta z początku ostrożnie patrząca na to, zgodziła się jednak ugościć podróżników spod sztandaru róży, choć zapewne nie spodziewała się że będzie ich aż tylu. Dlatego też postępowanie rycerzy było bacznie obserwowane przez straż miasta.
- Lordzie Daroganie, miasto wydaje się dość niebezpieczne dla naszego dłuższego przebywania w nim, dlatego radzę szybko zakupić potrzebne zaopatrzenie i ruszyć w drogę powrotną przez bramy - do Darogana rzekł jeden z jego kapitanów, na co ten odpowiedział spokojnym i ciepłym głosem:
- Tak się stanie, kapitanie Uridos, jednak dobrze by było, byśmy ostali się na jedną noc tutaj. Nasi ludzie i tak są już zmęczeni nie mówiąc już o wierzchowcach. A podróż magicznymi bramami nie sprzyja, jak dobrze wiecie. Jednak chciałbym już wrócić do przystani, zmęczenie i mnie już wielkie bierze.
- Tak jak nas wszystkich, panie.
- Owszem, no cóż, kapitanie, proszę wyznaczyć grupy patrolowe i niech nikt nie chodzi po tym mieście samotnie. Ja sam zostanę z dwunastoma mymi strażnikami.
- Twa wola, Lordzie Daroganie - po tych słowach kapitan oddali się od swego pana, a Darogan otoczony dwunastką swych najznamienitszych rycerzy ruszył w głąb miasta. Mimo to że miał swą eskortę, nawet i bez niej nic raczej mu nie groziło, wszędzie na mieście było widać przedstawicieli rycerstwa róży, magów, łowców i rycerzy. A także gdzieniegdzie potężne wilki...
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 2:41 am
autor: Villemo
Rozglądała się przez chwilę i nadal trudno jej było uwierzyć, że mieszkanie demona znajduje się w mieście. To było raczej niespotykane. Przynajmniej Villemo uważała, że są lepsze kryjówki niż duże miasta. Choć z drugiej strony, w mieście były tysiące emanacji, dzięki którym szło ukryć tę jedyną. Tak czy siak, Villemo mimo zdziwienia ucieszyła się, że nie znalazła się pośrodku jakiegoś magicznego, nieznanego lasu, a pośród ludzi w dużym, jak jej się wydawało, mieście. Co prawda nie miała pojęcia, czy to czasem nadal nie Demara, gdziekolwiek jednak była, musiała znaleźć sobie jakieś schronienie na noc.
Idąc jedną z długich uliczek pomiędzy starymi kamienicami zauważyła, że wśród ludu panuje jakieś dziwne poruszenie. Miała tylko nadzieję, że demon przeniósł ją do innego miasta i że nie jest ono związane z nią. Zachowawczo naciągnęła na głowę kaptur i otuliła Raię mocniej płaszczem, dziewczynka nadal spała i to dość spokojnie, zważywszy na to, że często podróżowały, chyba przyzwyczaiła się do sypiania w matczynych ramionach.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 11:54 am
autor: Darogan
Nagle obok Vilemo przeszły dwie przekupki rozmawiające ze sobą dość głośno o tym co się aktualnie dzieje w mieście.
- Ja ci mówię, Deris, źle to widzę, wpuszczają jakąś obcą armię do miasta, a co jeżeli teraz ci sięgną po broń? Wszak się nie obronią nasi chłopcy.
- Myślę, Clouri, że gdyby chcieli, już by to uczynili, ale dziwne - nigdzie nie widziałam takich najmitów, wszyscy mają też ten sam symbol na płaszczach.
- Tak, ciekawe co jednak oznacza, że jedni mają błękitną, inni czarną, a jeszcze inni czerwoną tę różę.
- Może to jakaś hierarchia? - Nagle dyskusje kobiet przerwała przechodząca grupa rycerzy, którzy kierowali się ku karczmy miejskiej, Villemo mogła już dostrzec, co tak naprawdę się dzieje. Do miasta przybyło rycerstwo róży. Co nie do końca zadowoliło jego mieszkańców, z obawy przed tym, czym jest owa grupa.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 12:40 pm
autor: Villemo
"Nie..." - pomyślała Villemo. - "Czyli to jednak Demara?" - pytała samą siebie. Póki nie usłyszała rozmowy dwóch kobiet miała nadzieję, że może jednak znajduje się w innymi mieście, ale płaszcze róży i zalewająca miasta fala rycerzy oznaczała dla niej, że ciągle jest w stolicy Drivii. Za późno było na ucieczkę z miasta, słońce już zachodziło i z pewnością bramy miały zostać niedługo zamknięte. Musiała szybko znaleźć jakąś małą karczmę, by się w niej ukryć. Nie mogła przecież teraz pójść do gospody pełnej ludzi, musiała znaleźć coś lepszego, najlepiej jakąś małą karczemkę, do której nikt nie przychodzi. Naciągnęła kaptur płaszcza tak, by przechodnie nie widzieli jej twarzy. Im mniej osób ją widzi, tym dla niej lepiej. Wcześniej chciała znaleźć karczmę, której odgłosy słyszała, ale teraz po prostu nie mogła tego zrobić. Chodzenie po głównej ulicy również nie należało do najroztropniejszych pomysłów, dlatego Villemo skręciła w pierwszą wąską uliczkę, którą zauważyła. Tutaj rozmowy przechodniów cichły, przed sobą miała długą, wąską uliczkę, prowadząca prawdopodobnie aż do murów miasta. Ruszyła naprzód, mając nadzieję, że znajdzie tu jakieś ciche schronienie dla siebie i małej.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 12:57 pm
autor: Darogan
Nim dotarła jednak do końca ulicy, jej oczom ukazało się obwieszczenie władzy miasta, które miało wyjaśnić mieszkańcom obecną sytuację jaka nastała w mieście.
Do mieszkańców i podróżnych w Valladon
Na dzień lub dwa, na terenie miasta zatrzyma się tak zwane rycerstwo róży, przybyli tu w pokojowych zamiarach.
Uzupełnią swój prowiant, wypoczną i ruszą w dalszą drogę.
Dlatego władze miasta proszą o należytą gościnę dla tych podróżników, w karczmach i na straganach miejskich.
Owe rycerstwo prowadzone jest przez niejakiego Darogana, dlatego wszelkie skargi dotyczące zachowania owych rycerzy można kierować do niego lub w razie braku porozumienia do władz miasta.
Owego jegomościa można spotkać w głównym budynku miejskim, gdzie został ugoszczony, lub gdzieś na terenie miasta.
Wszelkie inne zapytania proszę kierować bezpośrednio do władz miasta.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 2:19 pm
autor: Villemo
Villemo nie mogła uwierzyć własnym oczom. Czuła się całkowicie zagubiona, teraz naprawę nie wiedziała gdzie jest i co się wokół niej dzieje. Skoro w mieście znajdowało się rycerstwo pod dowództwem Darogana, nie mogła być w Demarze... Tak, więc gdzie była? I czemu znalazła się akurat tutaj... Przecież to właśnie od niego powinna trzymać się z daleka, od niego powinna uciec. Nie przeżyłaby narażając rycerstwo i lorda na kolejne niebezpieczeństwo... Może powinna była zostać u demona... Ale teraz było już za późno, podjęła taką, a nie inną decyzję i nie miała już odwrotu. Mogła mieć tylko nadzieję, że przez tę jedną noc jej nie odnajdą.
Uliczka nadal była pusta, najwyraźniej nikt późnym popołudniem się tu nie zapędzał. Kroki Villemo rozbrzmiały na brukowanej drodze, odbijając się echem od budynków. Przeszła jeszcze kawałek starając się zapomnieć o obwieszczeniu. Dopiero kiedy była już przy samych murach, zauważyła niewielki szyld z napisem "Mała gospoda". Cóż... nazwa niezbyt oryginalna, ale chyba właśnie tego szukała. Zatrzymała się na chwilę przy drzwiach do karczmy. Odwróciła się gwałtownie... ale nikogo innego nie było w pobliżu. Po krótkiej chwili otwarła drzwi do przybytku i weszła do środka.
Karczma faktycznie była mała, jedna ława przy ścianie, długi stół, i trzy mniejsze stoliki po bokach. To wszystko. Dalej widać było ladę, za którą stał karczmarz, a po prawej stronie dostrzegła długi, ciemny korytarz prowadzący zapewne do pokoi. W karczmie siedziało zaledwie kilku gości, wszyscy zajmowali długą ławę przy ścianie. Wyglądali na dość milczących. Villemo nawet nie spojrzała w ich stronę, nie chciała, by któryś z nich zobaczył jej twarz. Szybkim krokiem podeszła do karczmarza i poprosiła o pokój. Niestety, karczma nie miała już wolnych pokoi, a jednym miejscem jakie mógł jej zaproponować stary gospodarz była stajnia, a właściwie jej strych. Villemo, w czarnym, podartym już płaszczu, z pewnością nie wyglądała na kogoś, kto narzekałby na nocleg w stajni. Rzecz jasna, nigdy nie widziała swojej córki w takich warunkach, ale sama ona mogła spać nawet z końmi, byle tylko jej nie odnaleziono. Zgodziła się więc bez wahania. Poprosiła jeszcze tylko starego karczmarza o mleko dla małej, po czym udała się za nim na tyły starej kamienicy, w której podwórzu znajdowała się stara, drewniana stajnia.
Budynek był niewielki. Maksymalnie mogło się w nim pomieścić pięć, może sześć koni. Dach stajni był dziurawy, a i ściany nie wyglądały na nowe. Dziewczyna podziękowała cicho gospodarzowi i udała się do środka. Równie stara co cała stajnia drabina, prowadząca na strych budynku, nie napawała optymizmem. W środku znajdowały się cztery konie, zamknięte w boksach, wszędzie dookoła porozrzucane było siano, pod ścianami stały stare beczki. W jednym z rogów budynku Villemo zobaczyła też stertę worków, a tuż obok nich stos wszelkiego rodzaju rupieci. Villemo nie myśląc wiele przeszła przez budynek i zaczęła wdrapywać się na strych budynku. Drabina trzeszczała pod wpływem każdego ruchu dziewczyny, a Villemo zaczęła się poważnie bać o maleństwo śpiące na jej rękach. Na szczęście obie szybko znalazły się na górze. Cały strych wypełniony był sianem, którego zapach mieszał się nieprzyjemnie z zapachem starych desek i końskich odchodów. Nemorianka postanowiła nie myśleć o tym, jak zareaguje jej córka kiedy się obudzi, to było zbędne zmartwienie, którym nie powinna się w tej chwili przejmować.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 3:09 pm
autor: Darogan
Powoli zapadał już wieczór, na ulicy widzianej z okna strychu nie było już widać wielu przechodniów, ani tym bardziej rycerzy róży. Których tak kobieta unikała. Zdawać by się mogło, że osiągnie swój cel i uniknie ich do końca ich pobytu w mieście. Jednak gdzieś w zupełnie innej części miasta, dwie postacie rycerstwa dyskutowały ze sobą na pewien temat...
- Według wieści jakie otrzymujemy, ostatni łowcy wysłani przez upadłą kobietę zbliżają się ku naszym pozycjom. Co jest dość dziwne, wszak oni polowali na tę całą Villemo, a to znaczyłoby, że musi być gdzieś w pobliżu.
- Jesteś tego pewien, magu? Może warto by powiadomić Darogana o tym?
- Jestem pewien, zawsze pojawiali się w jej pobliżu, ale co do powiadamiania, wstrzymałbym się z tym. Jeżeli faktycznie jest gdzieś w okolicy, sama się ujawni zapewne.
- O ile dożyje kolejnego dnia, gdy łowcy ją dorwą.
- Bez obawy, całe miasto jest pod naszą obserwacją, jeżeli tylko odczuje się ich egzystencje, będziemy wiedzieć gdzie szukać.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 3:34 pm
autor: Villemo
Była zmęczona, ale raczej nie wyglądało na to by tej nocy mogła zasnąć. Po strychu biegały myszy, a Villemo nie zamierzała narażać Rai na ich ugryzienia. Ułożyła z siana niewielki stos i położyła na nim śpiącą dziewczynkę, po czym zdjęła swój płaszcz i przykryła nim dziecko. Niestety sama została teraz w nocnej koszuli, którą miała na sobie, kiedy została zawładnięta przez iluzję. Wcześniej pewnie zastanawiałaby się dlaczego jej ubranie zostało zmienione, teraz jednak nie miała raczej na to czasu.
Słonce zgasło już na dobre, a na strychu zapadł mrok, przez małe okienko wpadały teraz tylko nikłe promienie wschodzącego księżyca. Villemo położyła się obok córki i przykryła sianem. Nawet nie chciała myśleć, jak będzie wyglądała następnego dnia. Strych nie był szczególnie wygodny, ale przynajmniej dostarczał schronienia dla niej i Rai. Rzecz jasna zdawał się też być doskonałą kryjówką, Villemo nie sądziła bowiem, by rycerze zapuszczali się do starych, miejskich stajni, a przynajmniej nie bez dobrego powodu.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Śro Lip 20, 2011 3:49 pm
autor: Darogan
Noc zapowiadała się spokojnie, miasto powoli zasypiało. Jedynie gdzieniegdzie maszerowały patrole miejskiej straży. A także sformowana straż rycerstwa róży, która bardziej dbała o bezpieczeństwo swych przedstawicieli, niżeli bezpieczeństwo samego miasta.
Jednak spokój nocy przerwał nagły skowyt wilków, co zaalarmowało rycerzy, coś niedobrego zbliżało się ku miastu.
Jak się okazało po czasie, pod mury miasta przybył jeden z łowców, już przedostatni z tych, co zostali wysłani.
Na spotkanie postaci pod strażą sam Darogan ruszył. Łowca popełnił poważny błąd, ukazał się sam przeciw całej armii rycerstwa, i szybko zakończył się jego żywot. Lecz czemu tak postąpił?
- Nie podoba mi się to, Panie, przybył tu od tak, by dać się zabić? - kapitan podzielił się swą obawą ze swym lordem.
- Gdyby to była zasadzka...
- A może to była próba odwrócenia naszej uwagi od czegoś?
- Tylko od czego, wszak Villemo jest daleko stąd.
- Owszem, ale nie mamy też żadnej wieści od wysłanej grupy, i tak naprawdę nie wiemy czy im się powiodło.
- Nie wiem, przyjacielu, o świcie wyśle się zwiadowców by sprawdzili dokładnie miasto, teraz trzeba się mieć na baczności...
A wszystko to mogła ujrzeć sama Villemo, okno z stajni sięgało na bramę, na bramę przy której znalazło się rycerstwo z Daroganem na czele, mogła więc i jego ujrzeć. Lecz wydawał się z dala jakiś inny, niegdyś noszący czarną jak noc zbroję, dziś w zbroi o białawej barwie i długim białym płaszczu...
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Czw Lip 21, 2011 12:08 am
autor: Villemo
Mogła to ujrzeć... ale nie ujrzała. Nie chciała. Słysząc dziwne odgłosy przesunęła się tak, by siano zakryło prawie całe jej ciało. Jedną ręką cały czas otaczała Raię, która smacznie spała. Villemo błagała w duchu, by mała nie obudziła się i nie zaczęła płakać, płacz dziecka na pewno by ją wydał. Coś działo się przy murach miasta i Villemo dokładnie mogła to słyszeć. Armia robiła straszny hałas, a noc tylko go potęgowała. Kiedy Raia poruszyła się niespokojnie, Villemo spojrzała na nią, a jej wzrok błagał, by się nie budziła.
- Śpij malutka... śpij... - szepnęła do dziewczynki. Ta jednak usłyszawszy głos matki zamiast zasnąć zaczęła się przebudzać. Maleństwo ziewnęło przeciągle i zaczęło otwierać swoje małe oczka. "Nie..." - pomyślała Villemo.
- Śpij maleństwo, śpij... - powtarzała ciągle. Ale maleństwo wcale nie chciało spać. I tak cud, że nie obudziła się wcześniej. Dziewczynka ziewnęła po raz kolejny i wyciągnęła małe łapki, najprawdopodobniej w poszukiwaniu mamy. Villemo podniosła się i pochyliła nad córeczką. Dziewczynka zaczęła dotykać twarzy matki maleńkimi dłońmi.
- Tak, malutka, mama jest przy tobie, tylko nie płacz, proszę, słoneczko - szeptała uśmiechając się. Niestety dziewczynka tego nie widziała. Na strychu było zbyt ciemno i mimo, że słyszała głos matki, mimo, że jej rączki czuły jej obecność z jakichś tylko sobie znanych powodów zaczęła płakać.
Villemo zacisnęła zęby. Kiedy tylko Raia zaczęła płakać szybko wzięła ją na ręce, zaczęła kołysać ją i mówić do niej spokojnym głosem. Dziewczynka jednak chyba nie miała zamiaru się uspokoić, a wręcz przeciwnie, jej płacz z pewnością mogła usłyszeć cała okolica. Villemo pośpiesznie zanurzyła kawałek tkaniny płaszcza w kubku z mlekiem, które dostała od karczmarza.
- Pij maleńka i nie płacz już, proszę - szeptała podając córce wilgotny skrawek materiału. Dziewczynka początkowo zaczęła ssać tkaninę nasączoną w mleku, ale bardzo szybko uznała, że jednak płacz i wydanie mamy będzie dużo bardziej ciekawe, niż uspokojenie się i napełnienie brzuszka.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pią Lip 22, 2011 2:51 pm
autor: Darogan
W cichą noc płacz dziecka uniósł się z strychu stajni. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, skąd dochodził.
Jeden z rycerzy którzy byli najbliżej zainteresował się tym, bo co dziecko miałoby robić na strychu stajni?
Na wszelki wypadek, gdyby to była jakowa pułapka zastawiona przez innego łowcę, poprosił by dwóch jego towarzyszy ruszyło z nim.
Po zaledwie paru krokach znalazł się z towarzyszami pod stajnią, gdy nagle ku nim wyszedł karczmarz.
- Panowie, nie przejmujcie się, proszę, tam na górze jest kobieta z małym dzieckiem, nie miałem gdzie jej ugościć, a bardzo noclegu potrzebowała, więc poprosiła by przynajmniej w stajni móc się przespać - rzekł do rycerzy karczmarz, lekko zakłopotany tym że pozwolił kobiecie z dzieckiem spać w stajni.
- Mości karczmarzu, naprawdę nie macie odpowiedniejszych warunków dla niewiasty z dzieckiem? - zapytał jeden z rycerzy.
- Mamy, ale wszak to ostatni mój pokój dla specjalnych gości, mimo że mój przybytek nie jest bogato zdobiony, mam też właśnie coś dla bogatego kupca, a niewiasta nie wyglądała raczej na taką, niestety ale muszę dbać o interesy, panowie. - Rycerz jedynie pokręcił głową na słowa karczmarza, po czym wyjął z małej sakwy garść monet i podał je właścicielowi przybytku. - Dajcie jej ten pokój, niech przynajmniej dziecko nie męczy się w takich warunkach.
- Tak się stanie, Panie - po tych słowach karczmarz ruszył do stajni by powiadomić Villemo o tym co się wydarzyło.
A w miedzyczasie rycerze strudzeni nocną potyczką wkroczyli do karczmy. Był wśród jednak ktoś, kto mógł poznać kobietę, wierny towarzysz Darogana, Anois...
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pią Lip 22, 2011 3:30 pm
autor: Villemo
Villemo nadal próbowała uspokajać córkę. Usłyszała jednak, że stare drzwi stajni skrzypnęły przeraźliwe. Ktoś wszedł do środka. Nie mogła już nic na to poradzić. Usłyszeli ją. Po raz kolejny zacisnęła zęby, prawdopodobnie teraz będzie musiała stawić czoła rycerzom. Postanowiła zejść na dół, zanim zostanie tam sprowadzona. Raia ciągle płakała, ale teraz jakby ciszej. Zanim jeszcze stary karczmarz zdążył się odezwać, Villemo wzięła na ręce płacząca Raię, zarzuciła na plecy płaszcz i zaczęła schodzić w dół, po starej drabinie.
Tak jak wcześniej szczeble drewnianej drabiny skrzypiały przy każdym ruchu kobiety. Kiedy była w połowie drogi, drabina zaczęła trząść się, jakby pod wpływem ciężaru chciała się rozpaść. Villemo zatrzymała się w połowie drogi. Nie martwiła się o siebie, ale o Raię. Mimo całej mocy jaką w sobie nosiła, dziewczynka nie potrafiła jej jeszcze wykorzystać, pod tym względem była tylko nieświadomym dzieckiem, które spadając z takiej wysokości mogło nie przeżyć. Niemorianka przełknęła ślinę i gdy tylko drabina przestała się trząść ruszyła dalej, w dół. Powoli postawiła stopę na kolejnym drewnianym szczeblu... I wtedy usłyszała trzask łamiącego się drewna.
Nie zdążyła utrzymać równowagi, stopa zsunęła jej się niżej, nie znalazła podparcia, a Villemo spadła z hukiem na ziemię, uderzając plecami o twarde klepisko. Jedyne co zdążyła zrobić, to objąć obiema rękami Raię, by dziewczynka wylądowała na matce, a nie na ziemi. Villemo jęknęła czując ogromny ból w plecach, jakby coś wbiło jej się w płuca. Raia rozpłakała się jeszcze bardziej niż wcześniej. Villemo zamroczyło, a jedyne o czym mogła myśleć to to, by nie wypuścić Rai z rąk.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pią Lip 22, 2011 3:51 pm
autor: Darogan
Kolejny hałas dobiegający z stajni już skutecznie zwabił do niej rycerzy róży.
- Co tam się dzieje? - rzekł Anois do swych towarzyszy i ruszyli w jej stronę, prawie zderzając się z karczmarzem.
- Panie, kobieta spadła z drabiny z dzieckiem! - karczmarz zakrzyknął w stronę rycerza przerażony wydarzeniem. Anois od razu wysłał jednego ze swych towarzyszy po uzdrowiciela, by jak najszybciej udzielić pomocy w razie takiej konieczności. Po dotarciu do stajni Anois nie mógł uwierzyć własnym oczom kogo właśnie w niej widzi, to Villemo. Poszukiwana przez rycerstwo kobieta i jej dziecko. Bez wahania od razu wysłał drugiego towarzysza do Darogana, by ten dowiedział się kto znajduje się w mieście. Sam natomiast stanął na straży kobiety i jej dziecka, oczekując przybycia uzdrowiciela i swego lorda.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Sob Lip 23, 2011 12:35 am
autor: Villemo
Villemo wiedziała, że teraz nie ma już odwrotu, że będzie musiała stawić czoła tak Daroganowi, jak całemu rycerstwu. A tak bardzo chciała od nich uciec, wiedziała, że prędzej czy później znów sprowadzi na kogoś niebezpieczeństwo i ten fakt ją przerażał. Niestety w tej chwili nie bardzo mogła o tym myśleć. Chwila zamroczenia minęła, niestety ból w plecach się spotęgował. Teraz, kiedy mogła już widzieć zauważyła nad sobą ludzi z pochodniami. Słyszała głosy mężczyzn, ale zanim ktokolwiek zdążył jej pomoc postanowiła sama się podnieść. Jedną ręką ciągle obejmowała płaczącą Raię, a drugą podparła się by unieść ciało do pozycji siedzącej. Jak się okazało to wcale nie było proste, a kiedy tylko zaczęła się podnosić poczuła, że nie może oddychać, a ból w plecach wzmaga się.
- Nic mi nie jest - wyjąkała ledwo dosłyszalnie.
- Nie wzywajcie medyka - dodała, nie zdając sobie sprawy, że zebrani w tej chwili widzieli już wystający z jej pleców kawałek starych, zardzewiałych wideł. Metal musiał wbić się Villemo głęboko pod skórę, z jej pleców wystawał spory kawałek metalowych wideł które już dawno przestały spełniać swoją funkcję, a teraz były tylko niebezpiecznie ostrym kawałkiem zardzewiałego metalu. Villemo czuła ból w plecach, miała problemy z oddychaniem, ale nie sądziła, że z jej pleców wystaje metalowy przedmiot.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 24, 2011 11:26 am
autor: Darogan
Po krótkim dość czasie przybył uzdrowiciel który miał obejrzeć rany, jednak to co ujrzał nie było dla niego zbyt miłym widokiem.
- Będzie potrzeba wiele ziół i wygodnego łoża - burknął od razu do zgromadzonych, po chwili dodając - Oraz mnóstwo opatrunków.
Spojrzał ponownie na kobietę zakłopotany, poszedł do niej powoli i przykucnął, wyciągając z sakwy jakąś tłustą maść .
- Pani, będę musiał ci pomoc, ale może to nieco zaboleć, dlatego proszę byś zagryzła coś dość silnie i dała wyjąć z siebie to coś. Ta maść pomoże usunąć ten przedmiot z pani. - Uzdrowiciel mówił do niej, jak by sam nie wiedział jak jej przekazać, że zaraz odniesie wielki ból przy wyciąganiu wideł z jej ciała. Machnął ręka ku osobom będącym w pomieszczeniu by przytrzymali kobietę na czas usunięcia ostrego przedmiotu, po czym rozdarł jej ubranie w miejscu rany i posmarował maścią dość tłustą. Po wszystkich tych przygotowaniach, szybko i sprawnie wyjął z ciała kobiety ostrza wideł, od razu po tym biorąc się za opatrzenie rany i złagodzenie bólu jaki mógł przy tym kobiecie towarzyszyć.
Choć nie miał ułatwionego zadania przez to, że niewiasta dziecię w dłoniach trzymała, to jednak udało mu się wszystko sprawnie zrobić, i to tak, by kobieta nie musiała dziecięcia z rąk wypuszczać.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 24, 2011 1:17 pm
autor: Villemo
"Nic mi nie będzie..." - pomyślała ze złością Villemo. Bolało, że ledwo mogła oddychać, ale najchętniej nie dałoby się dotknąć nikomu. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić czy powiedzieć, już było po wszystkim. Nikt normalny nie zachowałby przytomności w takiej sytuacji. Cóż, Villemo daleko było do normalności. Co zaś się tyczy medyka, jeżeli miasto miało tylko takich podrzędnych, to współczuła mieszkańcom. Kto mądry wyciąga pacjentowi z pleców kawałek metalu w śmierdzącej stajni, kiedy pacjent siedzi, a na rękach ma dziecko... Cóż... widać ten akurat medyk do mądrych nie należał. To już Villemo lepiej znała się na medycynie niż on. Może i była silna, ale nie aż tak, mimo wszystko wyjmowanie z pleców metalowego przedmiotu, zwłaszcza na siedząco, kiedy jej mięśnie były spięte, bolało tak, że miało ochotę wyć. Nie dała nawet rady utrzymać Rai, ręce same jej opadły, a dziecko wylądowało na jej kolanach. Dobrze, że Villemo nie straciła przytomności, medyk chyba nie zdawał sobie sprawy, że gdyby zemdlała z bólu, po raz kolejny wylądowałaby na plecach. Aż dziw, że kobieta mimo całego bólu i zmartwień miała ochotę udusić medyka i wykrzyczeć mu, że chyba jest podrzędnym znachorem, a nie uzdrowicielem i współczuje wszystkim, których leczył.
Wiedziała już, że teraz nie ma już szans nadal się ukrywać, z pewnością połowa armii już wiedziała co się dzieje. Jedynym sposobem było dać sobie pomóc, a potem po prostu odejść. Jeśli chodzi o pomoc, to rycerze zaiste mieli dobre chęci, ale słabo im to wychodziło.
- Macie tu jakieś kobiety, do diaska? - wycharczała.
- Bo obawiam się, że sama nie dam rady zająć się dzieckiem... a... a... - mówiło jej się co raz gorzej i czuła, że to bardzo ją wyczerpuje, zwłaszcza, że każdy głębszy oddech powodował ból.
- A rycerze chyba słabo znaj... znają się na dzieciach.
- I zabierzcie tego medyka i niech się więcej do nikogo nie zbliża, bł...błagam...
- Ju... u... ż odejdź - wyjąkała w stronę kiepskiego uzdrowiciela.