Dwór Anapsechete[W domu] Pierwsze przygotowania.

Wielkie dworzyszcze, zdecydowanie zbyt wielkie dla jednej osoby - a jednak tylko ona jedna tu mieszka. Wzniesione na szczycie wzgórza Uteri, skąd z jednej strony rozciąga się widok na błękitną panoramę miasta Efne, a z drugiej - na rozległe, tętniące dziką magią pustkowia Pustyni Nanher. Dwór ów został zbudowany z modrzewiowego drewna, przy pomocy magii i pracy nieumarłych sług. Srebrzysty dach dworzyszcza skrzy się w świetle niczym drogocenny klejnot, przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi z dołu. Pod budynkiem znajduje się cały rozległy system piwnic, komór, korytarzy, a w nich - skarbiec, nieduży loszek i krypty, gdzie swoje schronienie ma rzesza służących Pani Anapsechete ożywieńców.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

[W domu] Pierwsze przygotowania.

Post autor: Ana »

Nadszedł świt - kolejny letni świt w długim jak wieczność życiu Anapsechete Nehemii Hetepsechemui. Pozornie świt ów nie różnił się od miliona innych, jakie Czarodziejka miała już okazję oglądać, a jednak... był inny. Zwiastował bowiem nadejście dnia, od którego wszystko miało zacząć się zmieniać.


Światło poranka pieściło srebrzysty dach dworu, który był domostwem Pradawnej, ożywiało kwiaty w jej ogrodzie, nadawało ciepły odcień smutnym zazwyczaj ścianom z modrzewiowego drzewa i błyskało w czystej wodzie sadzawki w wewnętrznym podwórzu. Kilka promieni wniknęło też bezczelnie do sypialni Anapsechete, by igrając na ślicznej twarzy kobiety zmusić ją do otwarcia fiołkowych oczu i opuszczenia krainy snu.

Czarodziejka wyplątała się z kremowych, wykrochmalonych koronek pościeli i - naga jeszcze zupełnie i bosa - stanęła w oknie, z którego widać było panoramę Efne, by odetchnąć rześkim porannym powietrzem i nacieszyć wzrok. Charakterystyczny błękit miejscowej architektury przetykany był schludnymi prostokątami ogrodów, a miasto, które budziło się zawsze nieco później, było jeszcze nieruchome, wciąż zastygłe w swojej ciszy i urodzie.
Po kilku chwilach kobieta odeszła od okna, porzucając je na rzecz wielkiego zwierciadła nieopodal. Przelotnie spojrzała na swą smutną zawsze twarz, na swoje dziwne, zielononiebieskie włosy, które spływały miękkimi falami na ramiona, a - obróciwszy się nieco - także na zdobiący jej plecy tatuaż, plecionkę z kwiatami jaśminu. Tak, wszystko było na swoim miejscu - trywialne spostrzeżenie, lecz jakże krzepiące. Czarodziejka niespiesznie wciągnęła na nogi zielone niczym wschodząca trawa pończochy, a później - wciąż bez pośpiechu - wdziała białą, przylegającą do ciała suknię. Obciągnęła wąskie rękawy tak, by zachodziły na jej dłonie, potem leniwym ruchem wyjęła jeszcze ze szkatuły pierścień i założyła go na jeden ze swych przepięknych, szczupłych palców.

Ten ostentacyjny niemalże brak pośpiechu był celowy. Bo mimo, iż miał to być dzień w którym wszystko zacznie się zmieniać, Anapsechete jakby odruchowo, jakby podświadomie odwlekała ciągle to, co już dawno postanowiła zrobić. Oczywiście wiedziała, że nie może zrezygnować ze swojego planu - zwłaszcza teraz, gdy pozostały zaledwie dwa miesiące do tej jedynej na kilkaset lat chwili, gdy Mała Królowa, Miecz Bogów i Złota Czara ustawią się na niebiosach w jednej linii, stwarzając doskonałe warunki do odprawienia rytuału. Niemniej kobieta nie chciała się spieszyć. Niewykluczone, że obawiała się trochę.

Kolejne działania odbywały się równie powoli - poranna toaleta, śniadanie spożywane w wielkiej sali jadalnej (och, zdecydowanie zbyt wielkiej jak na jedną osobę), przeglądanie po raz kolejny sterty wyszukanych z najwyższym trudem pergaminów ze wskazówkami odnośnie rytuału... A wszystko w głębokim zamyśleniu i pewnego rodzaju nerwowym napięciu.
Kiedy Czarodziejka skończyła to wszystko, słońce stało już prawie w zenicie. Wtedy zerwała się z miejsca i wybiegła do ogrodu, a stamtąd jeszcze kawałek dalej. Anapsechete udała się tam, gdzie codziennie pójść musiała - na grób swojej malutkiej córeczki.

*


Anapsechete siedziała na łagodnym zboczu wzgórza, i schroniwszy się przed południowym skwarem w cieniu wiekowej akacji rozmawiała ze swoim zmarłym dzieckiem.

- Nie martw się, kruszynko - mówiła cicho Czarodziejka, tak jak każdego dnia od wielu, wielu lat. - Już niedługo do mnie wrócisz, zobaczysz, kotku. Obiecuję, że bardzo niedługo, kochanie - dodała z przekonaniem. Wśród całej łagodności jej głosu brzmiała jakaś nutka, mała, ledwie dostrzegalna nutka zawziętości i chorobliwej determinacji.

Kobieta o turkusowych włosach pochyliła się nad kręgiem kamieni, stanowiącym grobowiec dziewczynki, by położyć nań bukiet pachnących słodko kwiatów lipy i złoty koralik. Mała Ryfka zawsze uwielbiała koraliki.

- Przez jakiś czas nie będę mogła cię odwiedzać, bo będę pewnie daleko stąd. Ale później już zawsze będziemy razem. Wiesz, malutka, znowu mi się śniłaś... - westchnęła. - Znowu... - powtórzyła i zapatrzyła się w rude piaski pustyni, zaczynającej się już u podnóży wzgórza, w dziwne zawirowania, które mogły być zarówno zwykłymi wirami powietrznymi, jak i manifestacją jakiejś dzikiej, zbłąkanej magii.


Czarodziejka posiedziała tak jeszcze chwilę, a później udała się z powrotem do domu, by przygotować się do podróży...
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Delikatny wiatr, niosący woń kwitnących w okolicy lip, poruszył turkusowymi lokami siedzącej w oknie Czarodziejki. Anapsechete przed chwilą zbudziła się z krótkiej, przypadkowej zupełnie drzemki. W śnie znów powróciły do niej szczęśliwe chwile, które mogła spędzić ze swoją małą córeczką. Tak wyraźnie widziała jej małą buzię, zielone oczka, pulchne rączki, które zabawnie wyciągały się po wszystko, co świecące... W uszach dzwoniło jej jeszcze śmieszne gaworzenie maleństwa. Kobieta opuściła powieki, pragnąc przywołać obraz dziecka z powrotem. Niestety - rozpłynął się już na dobre, jak to cały świat snu ma w swym paskudnym zwyczaju.
A dzieciątko znów leżało w zimnej ziemi, zawinięte w kawałek zielonego jedwabiu.

Było już późne popołudnie. Dzień minął Czarodziejce na przygotowaniach do rytuału, a potem bezcelowym kręceniu się po pokojach. Studiując nowo wygrzebaną księgę uświadomiła sobie bowiem dwie rzeczy.

Pierwsza była taka, że brak jej było kilku niezbędnych komponentów. Kluczowych składników. Na bogów, że też autor poprzednio czytanych przez nią pergaminów mógł je pominąć! Być może uznał to za zbyt oczywiste...? Tak to bywało z tymi pradawnymi magami sprzed stuleci...

Drugą sprawą okazało się być to, że ona jedna nie da rady wykonać rytuału. Niezbędny był ktoś do pomocy. Ktoś, kto zna się dobrze na odpowiednich kręgach magii i dysponuje dużą mocą, a ponadto będzie w stanie zrozumieć jej dążenia i nie potępi ich, jak wielu by uczyniło. Był ktoś taki.

Właśnie z tego drugiego powodu Anapsechete siedziała teraz na parapecie, na jej kolanach spoczywała ciężka srebrna szkatułka z ametystem zdobiącym wieko, a na dłoni - wydobyta z owej szkatuły martwa ważka. Czarodziejka pogładziła ją po szafirowo-czarnych skrzydłach koniuszkiem palca i tchnęła w nią drobny okruch magii śmierci. Ważka przebudziła się nagle, błysnęła złotymi oczami jakoś nienaturalnie. Owadzi posłaniec-ożywieniec wysłuchał słów swojej pani:

"Esabielu, przybądź. To ja, Anapsechete Nehemia Hetepsechemui. Potrzebuję twojej pomocy. O szczegółach powiem ci na miejscu. Wierzę, że zrozumiesz i nie odmówisz. Mój dwór leży na wzgórzu, między miastem Efne a pustynią - zobaczysz go z daleka. Przybądź. Proszę."

Czarnoskrzydła ważka z trzepotem skrzydeł zerwała się z białej dłoni Czarodziejki i pofrunęła w dal, wiedziona magicznym instynktem, by odnaleźć tego, do kogo skierowana była wiadomość. Wkrótce zniknęła w błękicie majaczącego w dole miasta.

Anapsechete w oczekiwaniu odstawiła szkatułę na stół i nalała sobie kielich wina. Niewiele innych rzeczy miała już na tę chwilę do zrobienia.
Awatar użytkownika
Esabiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Esabiel »

Szybował wysoko w przestworzach, bowiem tylko tam czuł się bezpieczniej. Ciemność w ogóle mu nie przeszkadzała, przemieszczał się w niej równie sprawnie, jak w dzień. Zapewne podobnie byłoby nawet, gdyby zamknął oczy. Odpowiedni kierunek obrał za pomocą gwiazd i trzymał się jego, aż po dłuższym czasie lotu dotarł niemalże na miejsce. Znacznie zmniejszył wysokość tak, że niemalże ocierał się o wyższe budynki przelatując nad miastem Efne. Po chwili znalazł się już na wzgórzu, niedaleko dworu czarodziejki.

Przez kilka minut wznosił się tuż nad powierzchnią, przyglądając się okolicy. Z małą niepewnością stanął na powierzchni, gdyż ufał bardziej swym skrzydłom, aniżeli nogom. Zrobił kilka kroków w stronę posiadłości, jednakże moment później przystanął w miejscu. Czuł się nieco dziwnie, już chyba zapomniał, jak to jest pomagać komuś. Esabiel najwyraźniej się wahał nad uczynieniem dalszych kroków i usłużeniu Anapsechete. Nawet samo zapukanie w drzwi i wejście do dworu było takie... ludzkie. Kiedy on zatracił wszelkie cechy, nawet dla siebie czuł się obcy. Naprawdę ciężko opisać zmagania wewnętrzne upadłego anioła.

Jednak się przemógł. Westchnął ciężko i podszedł bardzo powoli do drzwi. Następnie zapukał mocno kilka razy. Może nadejście w środku nocy było nietaktowne, ale tak to już jest, gdy się zaprasza upadłego...
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Czarodziejka niemal natychmiast stanęła w drzwiach - i to osobiście, zamiast, jak zwykle, polecić wpuszczenie gościa któremuś ze sług-ożywieńców. Suknię miała białą, oczy odrobinę zamglone, w dłoni kielich - widać zapomniała go odstawić - a wraz z jej pojawieniem się dobiegła Esabiela intensywna woń kadzidlanego dymu. I goździków.
Wiedziała, że to on, choć w gęstym mroku jego postać ledwie dawała się dostrzec. Zupełnie, jakby Esabiel sam był częścią tej chłodnej, nocnej ciemności.

- A więc jesteś. Czekałam. Wejdź - rzekła ze spokojem, czyniąc w stronę Upadłego zapraszający gest.

Anapsechete powiodła gościa przez długi korytarz, oświetlony gdzieniegdzie bladymi ognikami. Miękki dywan tłumił odgłosy ich kroków. Dwór spowijała cisza.

Kiedy dotarli do sali jadalnej, kobieta wskazała Esabielowi krzesło na szczycie wielkiego hebanowego stołu, a sama, zwlekając chwilę z zajęciem miejsca obok, zapytała uprzejmie:

- Jak ci minęła podróż? Życzysz sobie jadła, a może wina?
Awatar użytkownika
Esabiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Esabiel »

Pokierował się odpowiednio, jak wskazała Czarodziejka. W chodzie jego dostrzegalna była iskra dostojeństwa i dumy, iskra pozostała po niegdysiejszym płomieniu świetności. Zasiadł wygodnie na miejscu i swym smutnym spojrzeniem obadał całą salę. Przyzwyczajony do przestworzy, nieco dziwnie się czuł w zamkniętym pomieszczeniu. Jakby ograniczało to jego swobodę i wolność. Gdy padło pytanie ze strony kobiety, ten pogładził dłonią po podbródku, odpowiadając spokojnie.

- Tak jak i setki innych. Częściej jestem wysoko niesiony na swych skrzydłach, aniżeli stoję na twardym gruncie. Mogę więc zatem powiedzieć, że dobrze. - Zrobił tu dłuższą przerwę, bowiem drugie pytanie z jej strony stało się znacznie trudniejsze. Choć jedzenie i picie było mu obojętne, to jednak stwierdził, że jeśli już tu jest, skorzysta z propozycji.

- Tak, owszem - odparł krótko, dając w tej kwestii Anapsechete wolną rękę. Właściwie było mu to całkiem obojętne, co dostanie. Cierpliwie poczekał, jeśli ta zajęła się podaniem mu posiłku i później zapytał. W końcu nie był tu po to, by wymienić uprzejmości.

- Anapsechete... opowiedz mi zatem, w czym i dlaczego potrzebujesz mej pomocy.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Po chwili na stole widniał już półmisek z białym mięsem kurczęcia i jakimiś owocami. Także kielich białego wina stanął przed Upadłym. Przy okazji Czarodziejka nie omieszkała uzupełnić i swojego naczynia, choć wina wypiła tej nocy już niemało. Czuła jednakowoż, że jeśli trochę się oszołomi, to łatwiej przyjdzie jej powiedzieć to, co powiedzieć chce. A raczej - musi.
Westchnęła, położyła dłonie na stole. Światło zamigotało w zielonym oczku widniejącego na jej palcu pierścienia. Czarodziejka przemówiła nie bez trudu, walcząc ze ściśniętym gardłem.

- Posłuchaj, Esabielu... Wiesz, jak to jest, utracić kogoś, kto był dla ciebie... wszystkim? Bez którego życie jest puste i nic, zupełnie nic już nie znaczy? - Chwila milczenia. - Nie wiesz. Nie możesz tego wiedzieć. Nie możesz. Nie byłeś nigdy matką. - Znów milczenie. Anapsechete znała nieco Esabiela i wiedziała trochę o jego przeszłości, z różnych źródeł, nie zawsze całkiem wiarygodnych zresztą, ale brak jej było tej iskry empatii, która pozwoliłaby jej zrozumieć, że inni też mogą odczuwać ból, zupełnie tak samo jak ona. To znaczy - w teorii zdawała sobie z tego sprawę, ale w gruncie rzeczy jakby nie dowierzała. Dlatego, wcale nie celowo, zdarzało jej się wbić komuś szpilę prosto w krwawiące serce i nawet o tym nie wiedzieć. Esabiela wybrała nie dlatego, że interesowało ją jego cierpienie, lecz dlatego, że to on mógł zrozumieć ją.

Zwlekała jak mogła z przejściem do sedna sprawy. Słowa przychodziły jej z coraz większym trudem. Wreszcie, przełknąwszy łyk cierpkiego wina, powiedziała szybko, żeby mieć to za sobą:

- Moja córeczka umarła, bo bogowie się pomylili. Była zbyt mała, zbyt dobra, żeby zasłużyć na śmierć. Ja chcę naprawić ten błąd. Chcę przywrócić do życia moje jedyne dziecko.

Po raz kolejny zapadła cisza. Anapsechete wzięła głęboki oddech, zabębniła palcami w stół i kontynuowała, a w jej fioletowych oczach zaiskrzyła absolutna determinacja i pewność tego, co chce uczynić.

- Do czego byłbyś zdolny, żeby odzyskać utracone szczęście? Posunąłbyś się do magii tak potężnej i tak strasznej, że przekraczającej naturalne... boskie granice życia i śmierci? Wielu widzi w moim zamierzeniu tylko grozę i sprzeciwienie się odwiecznemu porządkowi rzeczy. Niebezpieczną histerię oszalałej kobiety. Wiem jednak, że ty rozumiesz moje cierpienie. Wierzę, że ty... nie potępisz moich dążeń. I wesprzesz mnie w tym, czemu sama nie podołam.
Awatar użytkownika
Esabiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Esabiel »

Kiedy pojawiło się jadło na stole, Esabiel od razu zabrał się za posiłek, bowiem nic nie jadł od wielu dni. Wziął pierwszy kęs mięsa... i nic. Podobnie było również, gdy upił łyk białego wina. Tak naprawdę, Upadły zatracił niemalże w całości swój smak, jedzenie nie sprawiało mu jakiejkolwiek przyjemności. Nawet jeśli posiłek był wyśmienity, nie był w stanie dostrzec jego walorów. Wysłuchał ze spokojem wypowiedzi Czarodziejki, po czym odpowiedział.

- Mylisz się. W mojej pamięci ledwo już sięgam, kiedy to żywot miał dla mnie jeszcze jakiś sens. Nawet jeśli straty w naszych przypadkach całkowicie się różnią, to jednak łączy nas pustka. - Westchnął cicho, po czym dodał. - Jednak nie jestem tu po to, by uświadamiać ci sens mojej straty. Przybyłem tu w innej sprawie.

Nie miał ochoty tłumaczyć swoich uczuć i problemów. Nie oczekiwał zrozumienia i wcale go nie potrzebował. Po co miałby dzielić się z innymi swymi smutkami? Czy to w jakiś sposób zdjęłoby balast niesiony na barkach przez ten cały czas? Nie. Nic by to nie zmieniło. Gdy Ana wyjawiła swój cel, Esabiel przez chwilę milczał, jakby zastanawiając się nad jej zamiarami.

- Kto więc zasługuje na śmierć, a kto nie? Kto powinien to oceniać? Myślisz, że jesteś w stanie całkowicie przywrócić przeszłość? Nic już nie będzie takie samo, jak było kiedyś.

Błądził swym wzrokiem po całej sali, analizując to wszystko. Mimo wcześniejszych pytań, rozumiał jej dążenia. Chciał jedynie, by ta miała możliwość spojrzeć na sprawę z innej strony. Nie był pewien, czy zrealizowanie planu przywróci jej szczęście i sens życia. Ale... mógł się przecież o tym przekonać. Poza tym, dzięki temu mógłby wynieść jakieś wnioski co do samego siebie.

- Z pewnością uczyniłbym wszystko, co możliwe by odzyskać szczęście. Nie mam zamiaru oceniać twoich dążeń. Jeśli naprawdę tego chcesz i jesteś przekonana, że w ten sposób przywrócisz sens życia, wykorzystaj to. Pomogę ci jak tylko będę mógł.

Ku własnego zdziwieniu, nieco przejął się sprawą Czarodziejki. Być może nie chciał, by tak jak on, czuła jedynie ból i bezsens własnego istnienia. Upadły był świadom, że w jego przypadku nie ma już szans na powrót do dawnego szczęścia. Wrota za nim były zamknięte bezpowrotnie.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Czy jestem w stanie? - obruszyła się Czarodziejka. - Ależ oczywiście, że jestem. - Słowa kobiety były niewzruszone i pewne, niczym monumentalne kamienne mury, którymi nic nie ma prawa zachwiać, żaden wicher, oblężenie, ani nawet czas. - Nie wiem, kto zasługuje na śmierć, jednak wiem, kto na nią nie zasługuje. Małe, bezbronne... istoty... Przecież... Ona jeszcze nie zdążyła zobaczyć świata i...

Jej głos drgnął. Zamilkła na moment i zamknęła oczy, by odzyskać panowanie nad sobą, zanim jeszcze zdąży je naprawdę utracić. Chciała wypić trochę wina, ale rozmyśliła się i odstawiła uniesiony już kielich z powrotem na stół. Uniosła ciemne spojrzenie na Upadłego i złapała go za dłoń.

- Esabielu, dziękuję, że się zgodziłeś. Naprawdę... Och. Dziękuję. Wierz mi, to wszystko znaczy dla mnie tak wiele... Jeśli moje dziecko znowu będzie żyło, wtedy... wtedy... wszystko już będzie dobrze. Wszystko się już samo ułoży. Widzisz, teraz mam szansę, która zdarza się tylko raz na setki lat. Niebawem pewne trzy gwiazdy stworzą idealny układ to rytuału, o którym pisze pradawny mag, mistrz sztuki nekromanckiej, Otaha'mildemee z Nemerii, w ostatnim ze swych pism. Dotarłam do niego, znalazłam też mnóstwo notatek i komentarzy innych magów, bardziej nam współczesnych - niezwykle pomocne zważywszy na fakt, że sam mistrz pisał zawile, a ponadto pominął parę istotnych spraw, które dla kogoś żyjącego w jego czasach były może oczywiste, ale... A zresztą... chodź, pokażę ci to, sam zobaczysz!

Anapsechete niespodzianie ożywiła się się całkiem, energicznie wstała z krzesła i pociągnęła Esabiela za sobą w otulony półmrokiem, bo słabo oświetlony korytarz, zmierzając ku swej sypialnej komnacie.
Awatar użytkownika
Esabiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Esabiel »

Skinął głową ze zrozumieniem. Rozmyślał o stracie Anapsechete jak i o swojej. I choć z jednej strony utraty te były niemal identyczne, to jednak znacząco się różniły. Czarodziejka miała nadzieję, ba! Ona nawet wiedziała, albo przynajmniej sądziła, że może przywrócić istnienie ukochanej istoty. W Upadłym najmniejsza iskra nadziei zagasła wiele lat temu.

Spojrzał na nią swymi pustymi oczyma, wysłuchał ze spokojem. Jej działania miały sens i choć niemalże wszystko było mu obojętne, to chciał jej pomóc. Chciał zobaczyć jak udaje jej się przywrócić swój sens życia. Myślał, że będzie to swego rodzaju pokrzepieniem dla jego skamieniałego serca. A może nawet kroplami szczęścia dla morza smutku. "Wszystko już będzie dobrze. Wszystko się już samo ułoży" - powtórzył te słowa w myślach. Brzmiały one dość złudnie i choć w nie wątpił, to mimo wszystko w głębi duszy chciał je podzielać.

- Tak... chodźmy. - Wstał powoli i ruszył tuż za Czarodziejką.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

W drodze minęli jakieś milczące zombie, idące korytarzem w ich stronę. Anapsechete zignorowała ten fakt, choć po paru chwilach przemknęło jej przez myśl, że właściwie to nie powinno go tu być... Ale zaraz znów o tym zapomniała, zaabsorbowana istotniejszymi w tej chwili sprawami.

Pokój pani domu był pogrążony w ciemności. Na klaśnięcie kobiety zapłonęło jednak kilka świec, które, posłuszne jej woli i spętane cienkimi nitkami magii, zalały swym ciepłym blaskiem wnętrze. Przez otwarte okno, wraz z podmuchem chłodnego powietrza nocy, wleciała natychmiast duża, cętkowana ćma, która zaczęła opętańczo krążyć dokoła jednego z płomyków i obijać się skrzydłami o ścianę, czyniąc przy tym dość nieprzyjemny hałas.

Rozgorączkowana Anapsechete sięgnęła do półki pod lustrem i w pośpiechu zebrała porozrzucane tam pergaminy. Pod nimi leżała otwarta księga, której wykaligrafowany przed wiekami tekst został paskudnie zbezczeszczony - pokreślono go obficie pomarańczowym atramentem, a na marginesach dopisano mnóstwo komentarzy. Sprawczynią tego okrutnego wobec leciwej książki procederu była oczywiście sama Czarodziejka, która przestudiowała opis rytuału dogłębnie i to kilkanaście razy. Mogła go już właściwie wyrecytować z pamięci, co do słowa. Łącznie z językowymi ozdobnikami, które ku jej rozpaczy autor, słynny Otaha'mildemee z Nemerii, sobie wyjątkowo upodobał.

- Możesz usiąść tam, na łóżku - zwróciła się do Upadłego, wskazując mu zasłane kremowymi koronkami łoże, bowiem żadnego krzesła ani fotela tu nie było. To znaczy, hm, było jedno. Ale doszczętnie zarzucone książkami i elementami damskiej garderoby, więc się nie liczy. Po paru, może parunastu chwilach kobieta odwróciła się do Esabiela. Zarzuciwszy swą turkusową grzywką, Czarodziejka wręczyła mężczyźnie całą tę stertę papierów, księgę ("Dzieła zebrane czcigodnego Otaha'mildemee Nemeryjskiego") i kazała czytać.
Awatar użytkownika
Esabiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Esabiel »

Podążał korytarzem za Czarodziejką. Rzucił spojrzenie na nieumarłego sługę, którego minęli. Upadły zdążył już zauważyć, że kobieta najwyraźniej lubowała się w magii nekromancji. Czy to właśnie za pomocą tejże sztuki miała zamiar powrócić do życia zmarłą córkę? Hm, prawdopodobnie tak, ale o tym miał się przekonać za kilka chwil.

Gdy znaleźli się już w sypialni, stanął na środku i począł wzrokiem powoli lustrować całe pomieszczenie. Nie skorzystał z jej propozycji spoczęcia na łóżku. Znalazł sobie o wiele bardziej odpowiadające mu miejsce - zasiadł na parapecie przy otwartym oknie. Czuł na plecach i skrzydłach muskający powiew chłodnego wiatru. Podparł dłonią swój podbródek i w takiej oto myślicielskiej postawie wyczekiwał cierpliwie dalszych poczynań ze strony Anapsechete.

Po otrzymaniu papierów i księgi od razu skupił się na lekturze. Z lekko zmarszczonym czołem szybko przesuwał swym wzrokiem po kolejnych słowach, wersetach i stronicach. Ku jego pozytywnemu zaskoczeniu, zapiski Otaha'mildemeea z Nemerii wydawały się przekonywujące. Przeglądał notatki innych magów, później przyjrzał się dokładnie wszystkim wyliczeniom i rysunkom ułożenia gwiazd.

- Kiedy dokładnie gwiazdy przybiorą odpowiedni układ? - zapytał, wciąż wczytując się w pisma. Po chwili przewrócił kolejną kartkę, później kolejną... i jeszcze kolejną. Można było stwierdzić, że Esabiela naprawdę pochłonął plan Czarodziejki.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Dokładnie za szesnaście dni, o godzinie drugiej w nocy, nastąpi koniunkcja trzech gwiazd: Małej Królowej, Miecza Bogów i Złotej Czary. Jak już zapewne wyczytałeś, to ustawienie zdarza się niezmiernie rzadko, raz na setki lat... A umożliwia ono, przy zastosowaniu odpowiednich zabiegów, niebywałą łatwość manipulowania strumieniami energii magicznej i pozwala na dokonanie pewnych, nieosiągalnych zazwyczaj, przemian... przemian w naturze tej energii. Bardzo dokładnie i trafnie wyjaśnia sposób tych przemian sam Otaha'mildemee w jednym z pierwszych przygotowawczych szkiców do opracowania samego rytuału. O, tak, to właśnie to, na co teraz patrzysz - objaśniła Esabielowi kobieta, wskazując palcem starą miniaturę przedstawiającą trzy wspomniane gwiazdy w formie metaforycznej - ulubionej przez dawnych mędrców i alchemików.

Odrobinę wyblakły i zatarty przez wiatry czasu obrazek wyobrażał dziewczynę w przepysznych szatach i królewskiej koronie, dzierżącą w uniesionych rękach otoczone jasną poświatą ostrze. Pod jej stopami widniało spore, obrócone do góry dnem naczynie - zapewne Złota Czara.

Poprzez miecz przepływał strumień światła z nieba, aby przedostając się przez ciało królowej zmienić swą barwę i wylać się na koniec z czary w postaci tęczowego deszczu.

Wyglądało na to, że pradawny Czarodziej był nie tylko mistrzem magii rytualnej, ale i miał zacięcie istnego artysty. Zapewne dawniej miniatura była bardzo kolorowa i ozdobiona obficie złotą farbą, jednak ta musiała się przez ten czas zetrzeć, gdyż zostało po niej jedynie kilka marnych, choć wciąż połyskujących plamek na sukni Małej Królowej i na rękojeści miecza.

Oprócz rysunku, na karcie wyrwanej bez wątpienia prostacko z jakiejś grubej, starej i drogocennej książki można było dopatrzeć się mnóstwa mniejszych szkiców, strzałek i szczegółowych objaśnień, zanotowanych chwiejnym i chaotycznym pismem. A na tym wszystkim - pomarańczowe dopiski Anapsechete.


- Widzisz, tutaj jest wytłumaczone, jak to działa - powtórzyła i postukała palcem w pergamin. - I wszystko byłoby bardzo dobrze, gdyby nie to, że w pewnym momencie... - tu Czarodziejka wyciągnęła ze sterty papierzysk inną kartę, ewidentnie dużo młodszą, mniej zniszczoną od poprzedniej, całą zapisaną bardzo drobnym maczkiem i opatrzoną rozpaczliwym pomarańczowym wykrzyknikiem - ...natykamy się na problem. Mianowicie, czcigodny autor opisu nie wspomniał o kilku rzeczach, bez których rytuał nie ma prawa zadziałać. Problem ten byłby mniejszy, gdybym wiedziała o tym wcześniej... Niestety dopiero kilka dni temu udało mi się rozszyfrować to - oświadczyła, krzywiąc się lekko i potrząsając pergaminem z irytacją. - "Uwagi Isayi Shemlah do Nadzwyczaynego Rytuału, przez Czcigodnego Otaha'mildemee z Nemeryjskich Dolin spisanego", ot co. Całe szczęście, że to znalazłam, inaczej wszystko poszłoby na marne. Lecz nie zmienia to wszystko faktu, że nie uporam się samodzielnie ze zdobyciem potrzebnych mi rzeczy w tak krótkim czasie. Dlatego wezwałam cię wcześniej - westchnęła i zaczekała z dalszymi wyjaśnieniami, aż Esabiel zapozna się z treścią pisma.

Ćma, która miotała się od dłuższego czasu po pokoju, wreszcie dopadła do upragnionego płomienia świecy, lecz nie znalazła tam nic lepszego niż po prostu śmierć. Anapsechete, która obserwowała jej zmagania kątem oka, teraz podniosła ze stolika srebrną szpilkę. Nabiła na nią martwego owada, a po chwili jego małe ciałko dołączyło do kilkunastu mu podobnych wewnątrz ozdobionej ametystem szkatułki.
Awatar użytkownika
Esabiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Esabiel »

Po objaśnieniu niezwykle rzadkiego układu gwiazd przez Czarodziejkę, wpatrywał się jeszcze przez chwilę w rysunki, rozmyślając i gładząc się przy tym po podbródku. Następnie uniósł swe spojrzenie na kobietę i odrzekł ze spokojem.

- Hm, to dobrze. Prezentuję naprawdę wysoki poziom w kontrolowaniu energii magicznej. Mogę podczas rytuału manipulować przepływem mocy, trzymać pieczę nad przelewającą się energią.

Po krótkiej wypowiedzi ponownie skupił się na zapiskach, by jak najlepiej przygotować się do zbliżającego rytuału. Mimo dużego skupienia na treści tekstów, wysłuchiwał kolejnych uwag kobiety. Jak za moment się okazało, na rytuał nie było jeszcze wszystko gotowe. Choć i tak dobrze, że Anapsechete zorientowała się o tym zawczasu, w końcu było jeszcze szesnaście dni.

Westchnął cicho, gdy złośliwy i chłodny powiew próbował wyrwać kartki, które trzymał. Rozpostarł nieco swoje kruczoczarne skrzydła, by przysłonić papiery. A może po prostu chciał poczuć wiatr w skrzydłach, co jako jedyne dawało mu wrażenie bycia wolnym? Po kilku chwilach powrócił wzrokiem na kobietę, skinął głową w jej kierunku.

- Wykonam to, o co mnie prosisz. Co więc konkretnie potrzebujesz do odprawienia rytuału? I czy wiesz, gdzie mógłbym tych komponentów szukać?

Uniósł nieznacznie brew oczekując odpowiedzi. Skoro sam rytuał był wyjątkowy i bardzo skomplikowany, zapewne również wymagał użycia odpowiednich, równie wyjątkowych przedmiotów. Czy zatem ich zdobycie będzie takie trudne?
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Anapsechete bez pośpiechu zamknęła szkatułę i odstawiła ją na stolik. Biała dłoń Czarodziejki przemknęła w pieszczotliwym geście brzegiem śliskiego blatu, później zmięła końcami palców skrawek koronkowej serwety i pogładziła delikatnie krawędź lustra, by wreszcie, sunąc od niechcenia po chłodnej ścianie, spocząć na wierzchu dłoni Esabiela.

- Dobrze, na to liczyłam - powiedziała po prostu.

W zielonym turmalinie jej pierścienia zaświecił przez chwilę malutki skrawek księżyca, a potem zgasł, zasłonięty przez gnające po nocnym niebie chmury... Chmury? Nie, czarnopióre skrzydła Upadłego, tak imponujące, budzące w Czarodziejce mieszaninę szacunku i podziwu, choć były zapewne jedynie smutnymi resztkami dawnej chwały i dostojeństwa.

- Rzeczy, o których mowa, nie są jakimiś niezwykle trudnymi do zdobycia artefaktami. - "Te już mam na miejscu" - roześmiała się w duchu. - Nie będzie trzeba zapuszczać się po nie aż na samo dno Otchłani... - wyjaśniła z bladym uśmiechem. - Ale miałabym problem z dostaniem ich osobiście w tak krótkim czasie. Tutaj, w Efne, już dziś próbowałam, ale niestety bez skutku. Nie lubią mnie tu chyba, czy co. A dalej ciężko jest mi się udać w tak niedługim czasie... Jestem Czarodziejką, tak, a Czarodzieje nie mają z tym zwykle problemu. Niestety, teleportacja bardzo mi szkodzi, a to spore utrudnienie - westchnęła. - Poza tym, mam jeszcze dużo do przygotowania w domu, a boję się, że nie zdążę.

Naprawdę się bała. Choć jej ożywiony głos na to nie wskazywał, choć uśmiechała się dość swobodnie, to gdzieś spod tej maski wyzierały fakty - Czarodziejkę zżerał koszmarny strach, że coś się nie uda. A tego by chyba nie przeżyła... Tak przynajmniej myślała dzisiejszej nocy - czas miał to wkrótce zweryfikować.

- Ale chyba za dużo mówię, a za mało w tym konkretów - dodała przepraszającym tonem.

Spośród kartek wiekowej księgi wyciągnęła jakiś świstek, tym razem już naprawdę dużo mniej wiekowy, a nawet zupełnie świeży, bo nabazgrany ledwo wczoraj. Wyglądało, jakby kobieta chciała odczytać z niego listę brakujących komponentów, lecz tak naprawdę znała ją na pamięć i wydobyła jedynie dla wiadomości czarnoskrzydłego... wspólnika? Czy to było dobre słowo? Tak czy inaczej, Anapsechete wręczyła Esabielowi ten nieduży zwitek pergaminu i zaczęła objaśniać.

- Po pierwsze, potrzebuję dużego zwierciadła w kształcie koła. Jego dokładny promień masz tam zapisany. - No tak, Czarodziejka znała listę na pamięć, ale nie dotyczyło to liczb. - W oryginalnej wersji rytuału nie było o nim mowy, ale my nie mamy lepszego wyjścia. Stary Otaha'mildemee miał bowiem do dyspozycji kolistą sadzawkę... - Nie chciała wchodzić zbytnio w szczegóły, dlatego przemilczała chwilowo, co to była za sadzawka i co się w niej znajdowało. I co ma zamiar w związku z tym przedsięwziąć. - ...no i pełnię księżyca. Niestety tak się składa, że sadzawka nie istnieje od paru wieków, zaś pełni księżyca tej nocy nie będzie. Ale trudno, w takich warunkach ten rytuał też już odprawiano, sadzawkę zastąpimy zwierciadłem, które będzie spełniać tę samą rolę, i nie wpłynie to negatywnie na przebieg rytuału - dodała, pokazując z kolei zapisany złotymi literami pergamin. Było to dzieło dwójki magów z Rapsodii sprzed trzystu piętnastu lat, które prawdopodobnie miało potwierdzać jej śmiały wniosek. Ledwo jednak Esabiel zdążył na niego spojrzeć, już Anapsechete mówiła o kolejnych rzeczach. - Po drugie, kryształ górski. Nie jeden, dużo. Trzysta trzydzieści dwa. - Głos kobiety zadrżał. Tę liczbę pamiętała akurat zbyt dobrze. Jeden kryształ za każdy dzień przeżyty dotąd przez jej ukochaną kruszynkę. - Muszą być absolutnie czyste, możliwie duże i gładko oszlifowane. Żaden z nich nie może mieć nawet jednej ostrej krawędzi. Jak mówiłam, próbowałam tu w mieście, ale miejscowy jubiler chyba ma coś przeciwko mnie, bo odmówił. Podobno nie da się sprowadzić i porządnie oszlifować tylu kamieni przez dwa tygodnie... Nie wiem, ile w tym prawdy. Być może w Elisii albo w Meot mieliby to, czego mi trzeba? A może jeszcze gdzieś dalej. Wierzę, że twoje skrzydła zaniosą cię tam, gdzie potrzeba.

W ostatnich słowach Anapsechete dało się odczuć szacunek i nadzieję. Tak samo, jak w jej oczach, kiedy ułamek sekundy później popatrzyła na Upadłego poważnie spod swej turkusowej grzywki.

- Ach, jest jeszcze trzecia rzecz. Potrzebny jest mi jakiś obiekt silnie związany z Magią Życia. Podobno... - Czarodziejka przygryzła wargę, zastanawiając się, czy nie żąda zbyt wiele. - Podobno w Górach Druidów leży nieduża, prawie zapomniana przez świat świątynia. Urzędujące tam istoty są w posiadaniu... właśnie, opowieści o tym nie są jednoznaczne. Jedni mówią o zabalsamowanym sercu umarłej bogini, które nadal tętni życiem, przelewa żywą krew i czeka na wyznaczony przez Stwórcę dzień powrotu. Inni wspominają o dzbanie, który jest zawsze pełen czystej wody i poi okoliczne stworzenia, dając im wieczną młodość, a inni o wielkim brylancie, który swoim blaskiem uśmierzy każdy ból, zasklepi każdą ranę i wygna z serca każdą zgryzotę. Pewne jest jedno - coś tam z pewnością jest. Nie chcę odbierać świętego przedmiotu, czymkolwiek by on nie był, stróżom tej zagubionej świątyni. Chcę go tylko... pożyczyć. Nie dość, że chcę. Muszę. - Głos Anapsechete stał się znów diabelnie zdecydowany. - Rytuał nie uszkodzi go w żadnym stopniu i zwrócę go, jak tylko będzie po wszystkim... Oni zrozumieją, że to konieczne. Zrozumieją mój ból. Nie odmówią.

Ciąg dalszy: Ana
Zablokowany

Wróć do „Dwór Anapsechete”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości