Strona 1 z 1

[W pobliżu Nanadan-Ther]W pogoni za wizją samej siebie.

: Nie Maj 22, 2011 3:37 pm
autor: Miriamele
        Galopowała w świetle księżyca i miała dziwne wrażenie, że im szybciej jedzie tym szybciej ucieka widmowa postać jej samej. Wyśniona postać. Elfce wydawało się, że podróż statkiem z Gersenem odbyła się w innym życiu. A tak naprawdę... przed paroma tygodniami. Jednak wspomnienie tego snu było tak wyraźne, jakby śnił jej się wczoraj. Wątpiła, by ktokolwiek zapomniał czegoś takiego.
        Coraz bardziej oddalała się od twierdzy. W końcu, gdy wjechała w mały lasek, zagajnik, widmowa postać zaczęła zwalniać. Miriamele zeskoczyła ze spienionego konia i uwiązała go do drzewa, kontynuując pogoń o własnych siłach. Wybiegła na małą polankę stanowiącą centrum lasku tylko po to, by zobaczyć, że postać się rozwiewa, znika. Zawiedziona, opadła na kolana w wysokiej trawie. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że płuca palą ją z wysiłku, że bolą ją setki zadrapań, których istnienia wcześniej nie zauważyła.
        A potem wyczuła magię. Silną magię.
- Miriamele! Miriamele? - odległe wołanie skłoniło ją do podniesienia głowy. Przed nią zbierały się wichry, powietrze kształtowało dobrze znaną jej postać.
- Miriamele, jesteś tu, dziecinko - ojcowski uśmiech rozjaśnił twarz Elfa. - Jak dobrze cię widzieć całą i zdrową.
- Ojcze... - odparła drżącym głosem. Nie widziała go ponad dwadzieścia lat, ale nic się nie zmienił. Ożyły w niej wszystkie wspomnienia z lat dziecięcych.
- Cii... Posłuchaj - widmowa postać usiadła na trawie koło niej. - To już ostatnia szansa. Jeśli odmówisz, nigdy nie będziesz mogła powrócić do Kryształowego Królestwa.
- Jakie są warunki? - spytała. Spochmurniała - jej ojciec robił wszystko, by umożliwić jej powrót do domu, a ona za każdym razem mu odmawiała. Widziała, jaki był zawiedziony. Czuła się winna za jego smutek.
- Musisz... Musisz tylko przeprosić, kochanie. Tylko przeprosić.
- Publicznie?
Cisza. Widziała, jak się zbiera na odwagę.
- Tak. Ale proszę! - dodał szybko. - Zastanów się dobrze.
Westchnęła.
- Nie zrobie tego. Wiesz o tym.
- Tak. Niestety. Wiem - zasmucił się.
- Powiedz im, że przepraszam - powiedziała po chwili. Zdziwił się. - Ale nie wrócę. Nigdy.
- Dobrze, kochanie.
Trwali przez chwilę w ciszy, która stała się nieznośna.
- Muszę już znikać. Żegnaj, córeczko - uśmiechnął się smutno. Po policzkach Miriamele popłynęły łzy, gdy widmowa postać się rozwiała.
- Żegnaj, tato.

Ciąg Dalszy: Miriamele