Strona 7 z 19

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Czw Lip 18, 2019 4:32 pm
autor: Aldaren
        Obserwowanie Mitry, badanie każdej, nawet najmniejszej reakcji z jego strony, zwłaszcza mimiki twarzy było dla wampira czystą przyjemnością, bo choć poznawał mężczyznę przed sobą coraz lepiej, to nadal pozostawał dla niego prawdziwą zagadką. A już w szczególności miło się patrzyło na jego aktorskie próby, odgrywanie urażonego, czy tak jak teraz nadanie sobie iście diabelskich cech. Chociaż w sumie i bez tego rogi podtrzymywały nekromancie aureolę. Aldaren uśmiechnął się z rozbawieniem na tę myśl. Coś mu się wydawało, że Mitrze akurat nie przypadła by do gustu.
        Wesołość ta, jednak zeszła mu zaraz z twarzy, gdy usłyszał odpowiedź ukochanego i był gotów już westchnąć zawiedziony, że na tym ich przekomarzanki się zakończą, lecz ten ton pobrzmiewający w jego wypowiedzi... Aż miał od nich dreszcze. Biorąc pod uwagę jego głupkowaty wyszczerz, w którym obecnie obnażał swoje kły można by się zastanawiać, czy ciarki, które po nim przeszły były spowodowane strachem, czy może jednak jakimiś niestworzonymi perwersjami, a o te prędzej można było posądzić właśnie skrzypka, niż niewinnego, cnotliwego niebianina. A przynajmniej w tej chwili, bo jak się później okazało mogło to stwierdzenie nie być do końca prawdą.
        - Uh, no wiesz co? - wziął głęboki wdech, przykładając rękę do swojego serca, z rozczarowaniem i zdziwieniem wymalowanymi na twarzy. - Myślałem, że nigdy nie będę musiał być o ciebie zazdrosny, a tu się okazuje, że ledwo zaczęliśmy być parą, a ty już mnie z jakimś miernym grajczydłem zdradzasz? - jęknął melodramatycznie z istną rozpaczą w głosie, mocno opadając na oparcie krzesła, które nie było najlepszym dla niego rekwizytem do tej sceny, ale już trudno się mówi. Trzeba brać co dają.
        Zaraz jednak się poważnie zmobilizował, jakby ktoś przestawił odpowiedni przełącznik w jego umyśle i oczy krwiopijcy niemal dosłownie zapłonęły ogniem gniewu, nie wspominając już o czającej się w ich głębi żądzy okrutnego, satysfakcjonującego mordu. Nabzdyczony i wściekły wampir zakasał niebezpiecznie rękawy i chwycił zamaszyście widelec jakby to z jego pomocą miał dokonać swojej zemsty.
        - Pokaż no mi go tylko, a zmuszę go, by zagrał ostatnią melodię swojego życia. W końcu jestem zarozumiałym lordem, do stu piorunów! Nie zwykłem się dzielić! - wyrzucił z siebie niemal operowym tonem, brakowało tylko tego by się podniósł i jedną nogę postawił na stole jakby co najmniej wzywał do bitwy całą swoją armię. Paląc się od iście aktorskiej pasji nabrał powietrza, by rzec piękniejszym językiem coś jeszcze bardziej podniosłego, ale zachłysnął się powietrzem i w jednej chwili cała jego wizualna potęga jaką się napompował, uleciała niczym z przedziurawionego balonu. Opanowując jednocześnie kaszel i rozbawienie, podniósł ręce w akcie poddania i nimi machnął uważając na stół.
        - Dobra, już dobra! Poddaję się! - wydusił z siebie przez śmiech, ocierając z kącików oczu łzy, które wywołane były i wizją śmierci przez uduszenie (albo raczej własną głupotę) i rozbawieniem z tegoż powodu (również własnej głupoty). Grunt, że było zabawnie.

        Sytuacja jaka nastała po porównaniu Mitry do przygotowanego przez niego posiłku, była dla obu strasznie krępująca, co nawet ślepy by zauważył. Dobrze, że Mitra nie był przez to zły, choć wcale nie podejrzewał go o to. Bo czym tu się gniewać? Bardziej się obawiał, że nekromanta zamknie się w sobie kompletnie, albo spanikuje i zdystansuje jak na przykład wtedy, gdy wampir go po powrocie z zaskoczenia pocałował. Uh... straszne wspomnienie. Co prawda po tym i tak wszystko skończyło się dobrze... Ale to wszystko co było pomiędzy było prawdziwą torturą dla skrzypka. A jak źle musiał się wtedy czuć Mitra, który brzydził się i bał bliskości przez takie sytuacje, przez bycie traktowanym przedmiotowo. Przynajmniej tak się lazurowookiemu wydawało, bo blondyn nigdy nie mówił za wiele na ten temat, tyle tylko, że został skrzywdzony, bo dla wszystkich liczyło się tylko to, że był półaniołem.
        Na szczęście atmosferę udało się uratować i obecnie wszystko miało się znów ku lepszemu. Nawet starania nieumarłego zostały docenione, acz nadal wspomnienie żenującego komplementu wywoływało w nim mały dyskomfort. Najważniejsze jednak, że wszystko było już dobrze, a nekromanta, nieświadomie podsuwał okazje, by jeszcze naprawić naprawione.
        - Bo taka jest prawda - odpowiedział poważnie, przełykając to co miał obecnie w ustach i zaraz się czule uśmiechnął. - Mówię o kimś idealnym. Taki właśnie jesteś w moich oczach. A żeby o kimś innym? Tego jakoś sobie nie przypominam - odparł rezolutnie z niewinnym wyrazem twarzy.
        Może i wypowiedział to zbyt szybko, jakby bez przemyślenia, a przez to jego wypowiedź mogła zostać uznana za zwykłe zlekceważenie tematu, ale emocje w niej pobrzmiewające powinny być jednoznacznym dowodem na to, że mówił szczerze i naprawdę w swoje słowa wierzył. Aldaren Mitrę kochał całym swoim martwym sercem, w sumie mógłby powiedzieć, że jak jeszcze nikogo wcześniej. Ani Lorelin, ani Fausta, czy tego przeklętego Gregeviusa.
        Miłość jaką ich darzył, a jaką darzy nekromantę jest zupełnie bez porównania. Uczucie wobec tamtych dwóch było po prostu specyficzne, więc w sumie oni nie wpasowują się do tego równania. Ale teraz widział, że nawet swojej pierwszej miłości nie kochał tak jak Mitrę, choć miał z nią syna. W tamtym przypadku wydawało się to po prostu mechaniczne, jakby kierowane nie uczuciem (choć ono również było i to szczere), a bardziej naturalnymi instynktami, by spłodzić i wychować potomka, wybudować dom, zasiać drzewo... W przypadku błogosławionego to uczucie wydaje się być czystsze, bo nie ma w nim żadnego przymusu nawet naturalnego, a zwykłe szczere uczucie podyktowane sercem zagłuszającym zdrowy rozsądek.
        Tak, Mitra był dla niego kimś naprawdę idealnym i byłby nim dalej, nawet jeśli w tej chwili zaczął by zabijać niewinnych nawet dla własnej przyjemności, acz w takim przypadku skrzypek starałby się ze wszystkich sił zawrócić go z tej ścieżki, nawet gdyby sam miał przy tym zginąć (ale już tak na dobre, przebity na przykład srebrnym kołkiem). Dla dobra ukochanego zrobił by bez wahania po prostu wszystko.

        Łagodnie, acz rozbawiony komentarzem Mitry, zwrócił mu uwagę, że to co powiedział mogło być dość nieprzyjemnym porównaniem zważywszy, że niektóre wampiry, faktycznie hipnotyzowały swoje ofiary nim zatopiły kły w ich szyjach. A siedząc w towarzystwie jednego i jawnie uznając siebie za ofiarę... Cóż w towarzystwie kogoś innego nekromanta mógłby źle skończyć. Na szczęście Aldaren był wyrozumiały dla swojego ukochanego, no i rozumiał do czego się odnosił. Mimo wszystko dla sprostowania postanowił zapewnić Mitrę, że nigdy go nie skrzywdzi. Cały czas w końcu nękały skrzypka wspomnienia z tego jak ukąsił blondyna i nie były to wcale miłe wspomnienia, bo nie tylko zraził do siebie nekromantę, ale również omal nie umarł. Nie tylko przez atak na siebie srebrnym, rytualnym sztyletem, ale przez związki srebra, nawet w szczątkowej ilości znajdujące się w jego krwi, w czym Faust maczał swoje paluchy. Oczywiście teraz wiedział, że krew niebianina nie była już "zatruta", ale jednak wspomnienie niebezpieczeństwa w jego głowie pozostało i skutecznie powstrzymywało wampira przed marzeniem o posoce swojego lubego.
        Mitra jednak jakoś dziwnie się zachowywał po tym, jak Aldaren mu oświadczył, że z jego strony mu nic nie grozi. Wydawał się jakby zawstydzony, ale czym? Nieumarły przyglądał się przez moment jak Mitra się bije z własnymi myślami, przechylił przy tym głowę z kwaśną miną, nic kompletnie nie rozumiejąc i obawiając się czy znów nie powiedział czegoś źle. Dostrzegając jednak ten rumieniec, z początku się zdziwił, a po tym uśmiechnął pod nosem łobuzersko. W jego oczach mieniło się rozbawienie. Tak, właśnie się domyślił przez co niebianin mógł się tak psychicznie miotać i było to nawet całkiem zabawne. Przyjemne do oglądania. Wątpił jednak by zdołał się zgodzić na to, co obecnie zapewne przeszło blondynowi przez głowę, nawet jeśli ten by go o to prosił. Może i Aldaren tego pragnął, w końcu krew ukochanej osoby jest najsmaczniejsza, najbardziej odżywcza i sycąca, ale mimo wszystko, będzie chyba potrzebował sporo czasu by się rzeczywiście do tego w którymś momencie przekonać.
        Spojrzał z miłością na ukochanego, gdy ten odchrząknął i lekko się uśmiechnął w milczeniu dokańczając swoją porcję. Jego komplement sprawił mu naprawdę wielką przyjemność, choć wampir wcale tego nie potrzebował. Do pełni szczęścia wystarczyła mu jedynie bliskość ukochanego, cała reszta była jedynie miłymi dodatkami, bo najważniejszy był Mitra.

        - Czyli tu jest pies pogrzebany - powiedział z uśmiechem, podnosząc na blondyna spojrzenie. - Niestety w większości, gdy zapraszany jestem na bal mam grać, ale nigdy nie zdarzyło mi się na takich przyjęciach grać tak, jak tutaj, dla ciebie na przykład. Tam robię jedynie za tło i podkład do walca. Rzeczywiście jestem dość często oblegany, ale jedynie w przerwach między kolejnymi utworami, więc i tak za wiele zrobić nie mogę - wyjaśnił nie tracąc pogodnego wyrazu twarzy, który zaraz zrobił się bardziej czuły. - Już nie będę brał w żadnych udział, więc możesz być spokojny, że jak i moja muzyka, będziemy należeć tylko do ciebie - mruknął z miłością.
        Niestety i na ulicach Maurii można było spotkać wgapiające się w młodego lorda kobiety, o które Mitra mógłby być zazdrosny, ale nie chciał mu tego uświadamiać, bo po cóż martwić wrażliwego niebianina. Szczególnie, że blondyn naprawdę nie miał być o co zazdrosny, bo dla krwiopijcy liczył się tylko on i nikt więcej.
        Obserwowanie jak Mitra się zajada ulubionym daniem, przywodziło miłe wspomnienia jak to Aldaren sam niekiedy bez umiaru pałaszował ogromne ilości jedzenia, a po tym choć usatysfakcjonowany, umierał przez pełen żołądek i nic nie był w stanie przed kilka godzin robić, niż tylko leżeć odwłokiem do góry. Co prawda obecnie głupio mu było, że zjadł tak niewiele, choć nekromanta w przygotowanie posiłku włożył tyle serca, ale z drugiej strony czy faktycznie to źle, że mało zjadł? Więcej tych frykasów zostało dla niebianina, który zdawał się być bardzo rad z takiego stanu rzeczy.
        Zaraz gdy tylko dostrzegł, że partner już więcej w siebie nie wciśnie, jak przyczajony na swoją ofiarę kot, Aldaren zerwał się z miejsca by służyć pomocą i posprzątać po kolacji i jej przygotowywaniu, lecz Mitra zdawał się przewidzieć sytuację i być w tej kwestii równie czujnym, czego dowodem było to, jak od razu kazał nieumarłemu zaprzestać swych działań.
        - Ale... - chciał się jakoś wytłumaczyć, odpowiednio wyargumentować, że przecież to tylko pięć minut, lecz ton głosu blondyna, jego wzrok i to jak przytrzymywał ręce skrzypka, skutecznie przekonały grajka do usłuchania jego prośby i zostawienia brudnych naczyń manekinom.
        - Rób tak dalej, a zacznę mieć wyrzuty sumienia, gdy będę zmuszony żeby gdzieś wyjść - mruknął z rozbawieniem, ale kompletnie urzeczony urokiem i staraniami błogosławionego, którego pogładził pieszczotliwie po włosach, a po tym nieco się pochylił, by pocałować go w głowę.
        Faust zapewne się teraz w grobie przewraca (oczywiście metaforycznie, bo jego prochy przeminęły z wiatrem), przez to jak uległy jest jego wychowanek i spadkobierca, biorąc pod uwagę to, że Mitra wcale nie musiał za bardzo się starać czy długo przekonywać wampira, by ten spełnił jego wolę. Ale w końcu Aldaren był gotów zrobić dla niego wszystko i w każdej chwili, więc nie było czemu się dziwić. Poza tym wizja wspólnego spędzenia czasu na kanapie w salonie... Aż nazbyt kusząca, by z niej nie skorzystać.

        Przeszedł z blondynem do salonu, zostawiając całą zastawę tak jak był gdy obaj skończyli jeść. Nastrój kierujący w tej chwili Mitrą udzielił się również wampirowi, który choć ograniczał bliskość fizyczną (pamiętając, że ma do czynienia z Mitrą), sunął za nim niczym cień. Na kanapie usiadł najpierw blondyn, a dopiero po tym, jakby z lekkim ociąganiem skrzypek i to też wcale nie biodro przy biodrze. Był nieco spięty, bo cały czas walczył z sobą by nie zrobić, czy nie powiedzieć nic głupiego co zniszczyłoby cały nastrój, ale gdy został przyciągnięty przez ukochanego, którego dłoń zaczęła tonąć w jego włosach, po prostu jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zaczął się relaksować.
        - Rozpieszczasz mnie... - zamruczał z czystą przyjemnością jak kot, opierając głowę na ramieniu drobniejszego mężczyzny, acz uważał przy tym by za mocno go nie obciążać. Chciał być tak głaskany wszędzie i zawsze, trzymać w objęciach tego jedynego przez całą wieczność i tak również umrzeć. Ale to był Mitra... Nie mniej jednak miło było sobie pomarzyć.
        Zastanawiał się przez moment nad tym, co nekromanta kombinował, albo jaki był jego cel, bo przecież jak nieumarły miałby po tym wszystkim grać? Żeby to zrobić potrzebował przestrzeni i na pewno nie pozycji siedzącej, a po takim relaksie raczej wątpił by chciało mu się wstawać i opuszczać niebianina. W sumie... Miał nawet pomysł co zrobić żeby było nawet jeszcze przyjemniej. Dość ryzykowne, ale Mitrze powinno się spodobać. Przynajmniej taką miał nadzieję, bo nic złego nie zamierzał.
        Chwilę jeszcze się wahał, oddając się pieszczotom błogosławionego, z zamkniętymi oczami wsłuchując się w przepiękny, kojący rytm jego serca. W końcu odetchnął głęboko, biorąc się w garść i otwierając oczy, by spojrzeć na ukochanego z lekkim napięciem w oczach. Wampir uciekł spod głaszczącej go dłoni, prostując się na siedzisku i wyciągnął w bok jedną rękę jakby chciał objąć blondyna, kładąc dłoń na jego ramieniu po przeciwnej stronie niż siedział krwiopijca. Lekko się nad nim pochylił by pocałować go w głowę.
        - Chciałbym jeszcze chwilę przy tobie spędzić, miałbyś coś przeciwko? - szepnął mu do ucha, starając się zachować łagodny, zrelaksowany ton głosu, w czym nie pomagało to jaki był na powrót spięty. Miał szczerą nadzieję, że jego pomysł się uda i nekromanta nie będzie miał mu za złe tego, co nieumarły zamierzał.
        - Proszę, zaufaj mi i wybacz - uprzedził, nim nieco mocniej ścisnął ramię niebianina by go na siebie popchnąć i z przygarniętym do własnej piersi blondynem, położyć się płasko na kanapie, będąc wyciągniętym na całą długość.
Odetchnął głęboko i puścił leżącego na nim Mitrę, by przeczesać tą dłonią jego złote kosmyki. Drugą rękę wsuniętą miął między głowę, a oparcie na łokcie od ich obecnego siedziska.
        - Chciałbym tak z tobą chwilę poleżeć, jeśli jednak... nie jest to dla ciebie komfortowe... nie trzymam cię - mruknął wyjałowionym z wszelkiego życia tonem, jakby ten roześmiany i wiecznie wygłupiający się wampir i ten leżący na kanapie byli zupełnie innymi osobami. - Wiesz... Mógłbyś mnie w tej chwili po prostu zignorować i pomyśleć, że jestem materacem jeśli to by w czymś pomogło - podpowiedział zakłopotany, odwracając głowę, by uniknąć zapewne przerażonego spojrzenia ukochanego.

        Późniejszy koncert po prostu musiał się odbyć, choćby się paliło i waliło Aldaren nie mógłby z niego zrezygnować, bo ten zobowiązany był nawet podwójną obietnicą. Raz, że obiecał nekromancie zagrać po obiadokolacji, dwa, że zobowiązał się do grania mu co wieczór. Dla lazurowookiego nie był to żaden problem, bo kochał grać i sprawiać przyjemność ukochanemu mężczyźnie. Zwłaszcza, że dość często jeszcze dla samego siebie w nocy potrafił grać, gdy nie mógł zasnąć, albo musiał o czymś pomyśleć, co prawda dzisiejszej nocy raczej nic takiego nie będzie miało miejsca, ale mówi się trudno. Nie była to przecież ostatnia noc w jego nieżyciu. Na pewno nie zostawiłby Mitry samego na tym łez padole, no i jeszcze musiał rozkręcić szpital.
        - Nie ma problemu - odpowiedział od razu z uśmiechem, gdy sięgał po skrzypce, a chwilę po tym zajął miejsce na przeciwko blondyna szykując się do grania.
        Zawiesił się jednak na moment z miną jakby zjadł coś niedobrego. Nie, by nie miał żeby urządzić niebianinowi drugi koncert, po prostu... nigdy nie zdarzyło mu się grać nic typowo wesołego. Prywatnie rzadko miał powody do radości, przynajmniej do momentu aż nie spotkał Mitry, a nawet jeśli, to radość była raczej przelotna i gdy tylko sięgał po skrzypce, wydobywał z nich iście melancholijne tony. Na balach też raczej nie do pomyślenia by grać coś do czego by nie można było tańczyć klasycznego walca. Oczywiście za młodu słyszał i uczył się różnego rodzaju melodii, ale... nie mógł przecież zapchać blondyna, tak zwanym odgrzewanym kotletem.
        Ze smutkiem i głębokim zamyśleniem przesunął smyczkiem po krwawych strunach, które zaledwie przed chwilą się wytworzyły (gdy podnosił instrument, specjalnie dłonią zawadził o tę zdradziecką, niewidzialną zadrę, na której zawsze się skaleczy, by kilka kropel krwi po wsiąknięciu wytworzyło brakujące struny), jakby pierwszy raz trzymał to dziwactwo w dłoniach i sprawdzał jak się z tego korzysta. Jego wzrok to spoczywał nieruchomo na gryfie, to szukał inspiracji wędrując po pokoju. Za każdym razem, gdy spojrzał na Mitrę, jego twarz się rozpogadzała i wykwitał na niej subtelny uśmiech. Mitra był obecnie jedyną i pierwszą od bardzo długiego czasu radością jego życia, ale była to radość niosąca w sobie wiele goryczy, nie mógłby zagrać o nim czegoś radosnego nie zawierając w tym tragicznej przeszłości jaką niebianin nosił. Kolejnych kilka jęków wydobyło się z misternie rzeźbionego kawałka drewna, ale skrzypek wydawał się już znacznie bardziej rozpogodzony.
        W pewnym momencie stanął jakby bardziej rozluźniony, pewniej przytulił brodę i część lewego policzka do instrumentu i wolno przyłożył smyczek do strun, jakby leniwie, przymykając oczy. Wziął wdech i... po prostu popłynął z muzyką. Dynamiczną od pierwszych chwil, ale wcale nie brutalną jak mogłoby się zdawać. Smyczek płynnie, a zarazem delikatnie przesuwał się po strunach, a palce Aldarena na gryfie po prostu tańczyły. Sam wampir jakby bardziej żywy się wydawał przy tej melodii i cały aż promieniał radością. Z różnych rodzajów uśmiechu na jego twarzy łatwo można było wywnioskować, że dobrze się przy tym bawił, jak nigdy wcześniej.
        Grając teraz nie był już taki śmiertelnie poważny i sztywny, jak przy wcześniejszych razach i nawet w pewnym momencie otworzył skrzące się z rozbawienia oczy, które utkwione były w nekromantę. Co też się, choćby przy poprzednim utworze nie zdarzyło. Najtrudniej było nieumarłemu zacząć, ale jak widać, teraz po prostu dał się ponieść muzyce i w ogóle nie myślał o tym jak i co gra. To było dla niego zabawą, o której z tego co można było wywnioskować, nawet nie miał pojęcia. Jego muzykę można było przyrównać do festynowej, czy nawet karczemnej, bądź żeglarskiej. Takiej, którą dość często się gra, gdy nagle wybucha jakaś burda. Energiczna i zabawna, wcale nie agresywna jak na przykład melodie wzywające do walki. Nie była jednak odtworzeniem jakiejś już istniejącej, tylko zwyczajnie wampir grając ją obrał takie właśnie schematy. Prawda przy tym była taka, że faktycznie, gdy zaczął ją grać, myślał o swoich starych przyjaciołach z czasów, gdy jeszcze był człowiekiem, spotkania z nimi na piwie i, owszem, samo mordobicie, którego niejednokrotnie to Aldaren był inicjatorem. W pewnym momencie zaczął nawet wybijać rytm obcasami swoich butów, co jeszcze większą moc nadało jego grze. Kilka razy nawet powtórzył tę samą melodię, ale w różnych tonacjach, jakby eksperymentował mając do dyspozycji tylko jeden element. Zakończył nawet pozwalając instrumentowi na dłuższe niż zazwyczaj, jakby roześmiane zawodzenie i wykonując przy tym piruet, po którym płynnie się skłonił od razu trzymając w jednej dłoni skrzypce, a w drugiej smyczek. Mimo skończonego występu oczy nieumarłego nadal nie mogły przestać się śmiać.
        - Do czegoż ty mnie zmusił? - zarzucił przyjacielowi z rozbawieniem i pobrzmiewającą w głosie wdzięcznością. To był jego pierwszy raz, gdy mógł się bawić muzyką, gdy to on miał nad nią władzę, a nie na odwrót.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Sob Lip 20, 2019 10:15 am
autor: Mitra
        Mitra patrzył na Aldarena hardym wzrokiem, lekko mrużąc powieki, jakby rzucał mu wyzwanie albo nie zamierzał dać mu dyskutować. Parsknął.
        - Ja ci dam “miernym”! To najbardziej utalentowany skrzypek na świecie! - oburzył się, ale więcej nic nie mówił, tylko podziwiał to jak skrzypek odgrywał swoje sceny rozpaczy i zazdrości. Kręcił głową i dramatycznie wzdychał, jakby zachowanie ukochanego uważał za niedojrzałe i godne pogardy, ale jego mimika była tak przesadzona, że wiadomo było, że gra razem z nim. Później jednak już nie udawał - był szczerze zaskoczony, gdy Aldaren nagle spoważniał i wstał od stołu. W pierwszej chwili dał się nabrać, ale tylko z początku.
        - Ostrożnie, odłóż ten widelec, bo sobie go w oko wsadzisz - zganił go łagodnie, jakby przemawiał do dziecka. Podszedł, by jakoś go uspokoić, lecz wampir pokonał się sam.
        - Oho, starość nie radość? - skomentował Mitra z chytrym wyrazem twarzy, jakby zaraz miał dodać “moje na wierzchu”. - Usiądź, mój zarozumiały lordzie, nim coś ci strzyknie w plecach. W twoim wieku trzeba się oszczędzać.
        Aresterra podszedł do Aldarena i ostrożnie otarł mu łezkę, która przez ten kaszel spłynęła mu po policzku.
        - A mną nigdy z nikim nie będziesz musiał się dzielić - dodał cicho, nim odszedł od ukochanego by skończyć przerwane przygotowania. Ton głosu nadal miał lekki, choć mówił całkowicie poważnie. Aldaren zresztą z pewnością pamiętał co nekromanta mu powiedział gdy wyznawali sobie miłość: że zaufa tylko raz. Raz, na całe życie.

        ”Taki właśnie jesteś w moich oczach” - te słowa długo brzmiały w głowie Mitry. Nie sępił komplementów, nie o to chodziło, ale było mu miło, że Aldaren powiedział, że jest idealny. I to z takim przekonaniem, bez zastanowienia.
        - Przesadzasz - mruknął jednak skromnie, wgapiając się w swój talerz. On siebie za kogoś takiego nie uważał, bo wiedział jak wiele ma wad. Więcej wad niż zalet. Tak naprawdę w swoich oczach zaletę miał jedną: był dobrym nekromantą. Ale to nie była pora na takie dyskusje, błogosławiony ograniczył się tylko do tego krótkiego protestu, resztę zachowując dla siebie.

        Gdy poruszona została kwestia zazdrości, Mitra bez protestów pokiwał głową - no tak, tu był pies pogrzebany. Nekromanta oczywiście wiedział, że jego ukochany miał ogromne powodzenie i wiele kobiet się za nim obracało czy to ze względu na samą urodę, czy to dodatkowo na sławę muzyka i arystokratyczne pochodzenie. Ale czym innym są rzucane z drugiej strony ulicy spojrzenia, a czym innym bal, na którym będą arystokratki, gotowe podejść i jawnie z Aldarenem flirtować. A pod wpływem jego muzyki na pewno jedna czy dwie więcej się skuszą, bo to było niesamowite. Nie by Mitra nie miał problemów również z tymi dziewczynami na ulicy, ale wiedział, że to już paranoja i starał się jej nie poddawać.
        - Ale jeśli to ze względu na mnie, to nie musisz - zapewnił gorączkowo skrzypka, gdy ten oświadczył, że na bale uczęszczać już nie będzie. - Ufam ci i wiem, że te kobiety by cię nie uwiodły, ale wiem, że by próbowały. Nawet gdybyś nie grał tak jak teraz i tak robisz wielkie wrażenie.
        Mitra wiedział co mówi choćby na własnym przykładzie - Aldaren potrafił go urzec nawet podczas wykonywania prostych codziennych czynności. Nie musiał grać, nie musiał się popisywać, wystarczyło że siedział w fotelu albo coś kroił w kuchni. Gdy się spieszył i szedł ulicą stawiając długie kroki sprawiał takie wrażenie, że ludzie się przed nim rozstępowali. Nie cieszył go tytuł lorda, ale jednak miał wiele charyzmy, która działała na innych.

        Mitra był trochę z siebie dumny, że tak łatwo przyszło mu przekonać ukochanego do zrezygnowania ze sprzątania - nawet było widać to w jego postawie. Słowa jednak zamierzał dotrzymać i gdy wychodzili z kuchni, kątem oka dało się dostrzec manekina, który już zmierzał tam, by posprzątać po kolacji. Później do salonu docierało jeszcze to jak kukła stukała swoimi kończynami o podłogę i meble i jak w zlewie trzaskały myte naczynia. Nie było strasznego łomotu, po prostu odgłosy krzątaniny, jakby w kuchni pracował zwykły służący, tylko noszący drewniaki.
        Do nekromanty te odgłosy praktycznie nie docierały. Trochę przez to, że był do nich przyzwyczajony, a trochę też przez to, że podświadomie cały czas podtrzymywał wydany rozkaz. Głównie jednak był po prostu skupiony na swoim ukochanym i na tych ostatnich chwilach tego dnia, które spędzą razem. Miał tego dnia nastrój na czułości i chciał z tego korzystać, trochę się tym cieszyć. Wydawało mu się, że z każdym dniem było mu łatwiej i był z siebie nawet troszkę dumny, ale nie mówił tego, bo wiedział, że jeszcze wiele pracy przed nim. Starał się jednak sprawić, by Aldarenowi było przy nim miło. Nie umknęło mu to jak skrzypek usiadł obok niego z lekką rezerwą - zaraz to naprawił, przyciągając go do siebie. I trudno wyrazić jak miło mu się zrobiło, gdy ukochany się do niego wtulił i wymruczał swoje zadowolenie.
        - Zasługujesz na to - szepnął w odpowiedzi. - Zasługujesz na znacznie więcej…
        Trochę dziwne - Aldaren jako wampir nawet teraz miał dość chłodną skórę, a jednak przytulanie się z nim sprawiało, że Mitrze robiło się przyjemnie ciepło. Rozgrzewał się od środka i czuł, jakby schodziło z niego napięcie, trochę jak pod wpływem ciepłej kąpieli. Nekromanta mógłby tak spędzić całe godziny i nawet zaczął się zastanawiać, czy jednak nie przekonać Aldarena, że nów poczeka, tajemnicze zakupy poczekają, a oni niech spędzą ten wieczór razem. Jednak…

        Mitra wyczuwał zdenerwowanie Aldarena wręcz jak pies - nie słyszał niczego w jego głosie, ale dostrzegł te subtelne zmiany w jego zachowaniu i ruchach. Udzieliło mu się to. Sam się spiął i patrzył na skrzypka jakby oczekiwał, że ten go zaraz zdenerwuje. W oczach miał jednocześnie pytanie “Co zamierzasz?” i ostrzeżenie “uważaj, bo ugryzę”.
        - Nie mam nic przeciwko - mruknął, patrząc na usta Aldarena. By to zrobić odsunął się lekko, ale właśnie w taki sposób, że widać było, że chciał tylko lepiej widzieć, a nie zachować bezpieczny dystans. Mimo to dało się wyczuć, że był spięty. I że stawił opór, gdy po przeprosinach wampir pociągnął go na siebie. Natychmiast oparł ręce na torsie Aldarena i szerzej rozstawił w pierwszej chwili nogi, aby nie dać się przewrócić, ale po chwili podniósł wzrok na ukochanego i wtedy jego opór stopniał. Bardzo sztywno położył się razem z ukochanym, cały czas trzymając ręce między sobą a nim. Widać było, że zbladł i nie umiał znaleźć się w tej sytuacji. Rozglądał się jakby cały czas sprawdzał co się dzieje i co Aldaren zamierza. Nie był przerażony, raczej zdezorientowany, pewnie trochę zestresowany… Gdyby nie chciał, odsunąłby się albo wstał, ale wyglądało na to, że nie zamierzał, choć sytuacja faktycznie była dla niego średnio komfortowa. Chciał walczyć ze swoimi słabościami. Gdyby nie jego wcześniejszy dobry nastrój, pewnie byłoby mu z tym trudniej - skrzypek dobrze wyczuł chwilę.
        Gdy Aldaren puścił Mitrę, ten spojrzał na niego zza zasłony swoich splecionych na torsie wampira dłoni. Źrenice miał szerokie jak kot, ale nie można było im się zbyt długo przyglądać, bo zaraz zamknął powieki gdy został pogłaskany. Burczał coś, gdy skrzypek mówił.
        - To nie tak działa - poskarżył się na propozycję potraktowania ukochanego jak materac. Nie otwierał oczu i nie ruszał się. Słychać było, że głęboko oddychał, jakby próbował uspokoić oddech, a w nastałej ciszy chyba nawet dałoby się usłyszeć bicie jego serca. Bardzo szybkie bicie. Nie czuł się komfortowo, ale dzięki temu, że Aldaren go nie trzymał, było mu trochę lepiej. Nie minęło wiele czasu, a dostosował swój oddech do ruchów klatki piersiowej ukochanego, widać też było, że napięcie z jego ramion trochę zeszło. Zabrał ręce, którymi do tej pory odgradzał się od ciała wampira, jedną wsunął sobie pod głowę, a drugą wyciągnął, aby leżała obok głowy skrzypka i im obu nie przeszkadzała. Było mu trochę niewygodnie, ale bał się poruszyć - gdy leżał w jednej pozycji było to jeszcze do zniesienia, ale gdyby mieli ocierać się o siebie ciałami, nawet ubranymi… To jeszcze dla niego za wiele.
        - Dość na dziś, Ren - szepnął w końcu, po czym szybko wstał, na koniec głaszcząc jeszcze skrzypka pieszczotliwie po policzku. Wydawało mu się, że naprawdę dobrze poszło. Wiele zniósł, o wiele więcej niż sam się spodziewał. To dobrze wróżyło na przyszłość. Może za kilka dni sam będzie umiał się tak z Aldarenem położyć? No bo przecież tylko razem leżeli, skrzypek go nawet nie dotykał. Do obejmowania się było jeszcze daleko, nie wspominając o pieszczotach, chociaż… Zobaczy się co będzie dalej.
        Mitra uklęknął na kanapie i czekał aż skrzypek również się podniesie, nim ten jednak wstał, nekromanta nachylił się do niego i pocałował go w policzek.
        - Dziękuję - szepnął, gdy się cofał. A później już tylko siedział i nic nie mówił. Nie tłumaczył za co dziękuje i może nawet sam nie umiał tego jasno sprecyzować. Chyba jednocześnie za wiele rzeczy - za to, że przesunął tę granicę i również za to, że zrobił to z takim wyczuciem, że cały czas starał się zapewnić mu komfort. I za to, że był. Bo dzięki niemu Mitra mógł doświadczyć czegoś, czego nigdy nie było mu dane i również przekuć stare złe doświadczenia w dobre, bo takie powinny tak naprawdę być od początku.

        Mitra chyba powoli zaczął rozumieć ten rytuał Aldarena przed graniem. Tak jak poprzednio tak i teraz był dość spięty… Nie! Skupiony. Bardzo intensywnie myślał. Chyba też poprzednim razem tak było, skrzypek próbował ten stres zamaskować sprzątaniem, a nekromanta tak źle go zrozumiał. O jeny, co za wstyd… No ale mógł coś powiedzieć w takim razie, przed czy po, nieważne. Niebianin nie zrobiłby wtedy takiej sceny. Ale teraz już nie było co do tego wracać. Aresterra nie odezwał się więc słowem, wyciągnął się trochę na kanapie i po prostu patrzył. Lekko się podnosił za każdym razem, gdy padło na niego spojrzenie ukochanego - jakby był gotowy odpowiedzieć na każde pytanie czy prośbę. Żadne słowa jednak nie padały, a wzrok skrzypka prześlizgiwał się dalej. Ciekawe… Szukał inspiracji? Mitra nawet nie śmiał go o to pytać, a w każdym razie nie teraz, bo być może wróci do tego tematu po koncercie. Taki miał plan, lecz nie wiedział, że i tak nie będzie pamiętał o tym, by go zrealizować - jego myśli będą pochłonięte zupełnie czym innym.
        Aldaren zaczął grać. Mitra zorientował się chwilę wcześniej, że to ten moment, bo dostrzegł zmianę postawy skrzypka. Nie tylko to, że podniósł skrzypce, ale jakoś tak… Jakby nagle się rozluźnił. Nekromanta aż podniósł się lekko na swoim miejscu, gdy zaczął grać. Patrzył na ukochanego jak zahipnotyzowany, z początku zaintrygowany, a później już rozluźniony. Półleżał na kanapie, z lekko podkulonymi nogami i wspierając się łokciem o podłokietnik. Radosna, dynamiczna melodia zaczęła mu się udzielać - widać było, jak dyskretnie kiwa stopą do rytmu. Skupiał się jednak głównie na słuchaniu i podziwianiu. Był wniebowzięty pokazem. A gdy Aldaren otworzył oczy podczas gry i spojrzał na niego… Aż przeszedł go dreszcz. Uśmiechnął się wtedy lekko, bo cóż, skrzypek miał prawdziwy talent i emocje, które przekazywał w muzyce bardzo się udzielały, sprawiając, że Mitra uśmiechnął się po raz kolejny tego dnia. Jakiś cud, który był oczywiście zasługą tego jak niezwykła osoba pracowała nad tym, by błogosławiony w końcu poczuł czym jest szczęście.
        Gdy Aldaren się skłonił, Mitra z entuzjazmem mu zaklaskał. Wstał i podszedł do muzyka, gdy ten się kłaniał i prawił mu niby wyrzuty. Gdy był już bliżej, objął wampira za szyję.
        - Nie przeproszę cię - oświadczył rezolutnie. - Chyba… nie mam za co, czyż nie? To było piękne, Ren. Przepiękne. Naprawdę…
        Nie dokończył, bo nie umiał znaleźć słów na opisanie tego jak bardzo mu się ten koncert podobał. Serce biło mu mocniej, z werwą i czuł się naprawdę wspaniale. W oczach miał iskierki szczęścia, tak rzadko u niego widywane. I tym razem jednak nie było skrzypkowi dane zbyt długo ich podziwiać, bo nekromanta zamknął oczy i bardzo mocno się do niego przytulił, tak mocno, że prawie by go przewrócił, gdyby tylko był trochę cięższy.
        - Każdy dzień z tobą jest piękniejszy od poprzedniego - wyznał szeptem. Rozluźnił trochę swoje objęcia i spojrzał na Aldarena z tajemniczym wyrazem twarzy. Choć nie, nie takim tajemniczym: widać było jak na dłoni, że podobała mu się ta chwila i bardzo chciałby ją przedłużyć, ale wiedział, że musieli już iść do swoich spraw. Tylko... Tak trudno było mu to powiedzieć, dać sygnał, że pora już skończyć te czułości. By trochę je przedłużyć nachylił się do Aldarena i delikatnie pocałował go w policzek, później zaś w żuchwę i szyję. Przytulił się po raz kolejny.
        - Chyba... musimy iść, prawda? - westchnął w końcu z ociąganiem.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Sob Lip 20, 2019 9:23 pm
autor: Aldaren
        Przekomarzanki z Mitrą były prawdziwą przyjemnością. Co prawda przez moment Aldaren obawiał się o swoje życie, gdy nazwał się miernym muzykiem - był bardziej niż przekonany, że niebianin rzuciłby się mu do oczu za coś takiego - ale na szczęście dane było skrzypkowi to przeżyć i nawet przyjemnie mu było słyszeć jak bardzo blondyn go podziwiał. Nie wyszedł jednak przez to ze swojej roli i dociągnął zaplanowaną przez siebie scenę do końca. A przynajmniej względnie do końca, bo wszystko zostało zniszczone przez jego niezdarne zachłyśnięcie się powietrzem.
        - Więcej... szacunku... młokosie - wysapał obrażony, starając się opanować kaszel i unormować w końcu oddech. - Ja nie wiem... cóż to się porobiło z tą... dzisiejszą młodzieżą. Do czego ten świat zmierza - westchnął z udawanym rozczarowaniem i pokręcił głową. Po tym już bez wygłupów usiadł i pozwolił sobie nałożyć kurczaka z kaszą. Wyszczerzył przy tym swoje zęby w aroganckim uśmiechu i się dumnie napuszył, jakby uznając to za "więcej szacunku" wobec swojej osoby ze strony Mitry. W rzeczywistości dość nieprzyjemnie się czuł będąc obsługiwanym przez swojego ukochanego, ale ten nie dał mu przecież nawet szansy na sprzeciw, no i nekromanta wydawał się być zadowolony, że przygotowane przez niego danie, zostało wampirowi podane tak jak być powinno.
        - Tak jak i ty mną - odpowiedział ze szczerym uśmiechem, po czym podziękował, gdy wszystko już było gotowe i zaczął pałaszować.

        Jedząc w spokoju i rozmawiając obecnie o kwestii zazdrości nekromanty podczas balu, Aldaren nie spuszczał z niego spojrzenia, najpierw zainteresowany tym, czemu Mitra miałby być o niego zazdrosny, a po tym badając jego reakcję po własnej wypowiedzi. Niebianin, choć niewątpliwie nie zamierzał podważać lojalności skrzypka wobec siebie, nie wydawał się do końca przekonany jego słowami. Problem więc nie polegał na tym, że skrzypek byłby na balu, a bardziej chodziło o osoby, które by na ten bal przyszły, bo o ile Aldaren mógł mieć te wszystkie spojrzenia pełne uwielbienia do swojej osoby w nosie, jak również flirty, o tyle nie zmienny pozostawał fakt, że tacy goście na pewno się znajdą i będą chcieli czerpać przyjemność z jego towarzystwa, choćby plącząc mu się pod nogami. I chyba to właśnie to najbardziej mierziło Mitrę. W takim razie rozwiązanie było tylko jedno - przestać uczęszczać na bale. Co prawda pieniądz z tego był nie mały, w końcu to, że na balach grał nie było wcale w ramach wolontariatu, zwłaszcza, że niejednokrotnie był jedynym grajkiem mającym umilić pozostałym gościom czas przez tych kilka dni (mógł się nie zgodzić, ale kochał grać, więc łączył przyjemne z pożytecznym), ale był gotów znaleźć inny sposób zarobku, by nie niepokoić ukochanego.
        - W porządku, w takim razie, nie będę mógł brać w nich udziału przez szpital - odparł lekko, z rozbawieniem w głosie. Skoro pierwszy argument nie przypadł Mitrze do gustu, ten powinien mu skutecznie zamknąć usta w tej sprawie. Jak to dobrze mieć zawsze przygotowaną nie jedną wymówkę, a dwie. Z czego skrzypek zdawał się być obecnie bardzo dumny. Wierzył, że tym sposobem jednocześnie i przekona Mitrę do swojej decyzji i pozbawi go ewentualnych wyrzutów sumienia.
        - Poza tym tak będę mógł cały czas wyłącznie dla ciebie - podsunął jak dobrej jakości kartę przetargową, nie przejmując się przy tym drobną luką - po otworzeniu szpitala i podczas zabiegów czy nauki podopiecznych przytułku i tak nie będzie cały czas tylko nekromanty, bo przecież będzie musiał poświęcić uwagę innym osobom podczas wykonywania swoich obowiązków, ale machnął na to mentalnie ręką, uznając, że zauroczony słowami wampira niebianin nie zwróci na to w tym momencie swojej własnej uwagi.
        - Zaraz... Jak to robię wrażenie nawet jak nie gram? - zapytał zaintrygowany, bo cały czas był przekonany, że to głównie swoją muzyką zyskuje sobie sympatie innych. Co prawda nieco naciągane, bo swoje robiło jeszcze jego przyjazne usposobienie, ale przecież obcy potrafili go zaczepić jeszcze zanim w ogóle się odezwał. Z drugiej strony był to też delikatny podstęp by pociągnąć blondyna za język. Znowu zresztą, ale kto by się przejmował takimi szczegółami?

        - Już mam więcej - odparł czule upajając się słodkim zapachem niebianina i muzyką życia, którą grało jego serce. - Poza tym nierozsądnym jest zadłużać się na starość - dodał łagodnie.
        Stąpał po grząskim gruncie, doskonale to wiedział, dlatego nie mógł powiedzieć Mitrze, że już więcej od nekromanty nie potrzebuje, bo ten już i tak mu wiele dał, mógłby tym zrazić do siebie ukochanego, tak samo odpowiedzią w stylu, że będzie musiał się w zamian postarać, by mu się za to odwdzięczyć należycie. A tak posłużenie się swoim wiekiem, było najbezpieczniejszą według niego odpowiedzią na to, że nekromanta wcale nie musi się aż tak bardzo kłopotać.
        Nie mniej jednak było mu w tej chwili tak dobrze, że byłby gotów w ogóle nie ruszać się z miejsca i spędzić w tej jednej pozycji cały najbliższy tydzień, co najmniej. Jego kark jednak miał do tego pewne obiekcje, przez co w głowie Aldarena zaświtał dość ryzykowny, ale za to wystarczająco przyjemny pomysł (i rozsądny) by go chociaż sprawdzić.
        Może nie najlepiej zaczął z realizacją, bo tylko zestresował Mitrę, sam z resztą był nieco niespokojny, nie mógł się jednak wycofać. Musiał sprawdzić czy taki rodzaj wypoczynku wchodził w ogóle w grę, czy najlepiej było go sobie na zawsze odpuścić. Przeprosił nekromantę przez to, że go zaniepokoił i miał nadzieję, że przez to łatwiej mu blondyn wybaczy, gdy już się przekona co wampir miał w zamyśle.
        I stało się. Objął Mitrę i w końcu się z nim położył. To, jaki spięty był przy tym niebianin, wcale nie napawało krwiopijcy optymizmem, przez co dość szybko go puścił, zaraz jak znaleźli się w pozycji leżącej. Nie chciał go niepotrzebnie denerwować i stawiać w nieprzyjemnej sytuacji. Był już nawet pogodzony z tym, że Mitra zaraz wstanie i tego typu sposoby na lenistwo zostaną bezpowrotnie pogrzebane, jednak blondyn ani się ruszył. Obawiając się, że jednak przegiął i to dość poważnie, zmartwiony pogładził delikatnie Mitrę po włosach, jasno dając mu znać, że może potraktować skrzypka jak materac, albo po prostu zejść, on to zrozumie.
        - Hm? - zapytał zdziwiony, zabierając rękę i ją również wsuwając sobie pod głowę.
        Nie do końca rozumiał o co chodziło niebianinowi, ciężko mu było zrozumieć, że choć blondyn w obecnej sytuacji źle się czuł to jednak nawet przez moment nie starała się z niej wyjść. Aldarena serce od tego bolało, czuł się jakby poddawał ukochanego jakimś okropnym torturom, dla własnej przyjemności z krzywym wyrazem twarzy był gotów ponownie się podnieść i usadzić błogosławionego obok siebie... może dwie, trzy dłonie dalej. Nie zrobił tego jednak, czując jak nekromanta stara się uspokoić i zrelaksować, co było dla niego bardzo trudne. Czy popełniłby jeszcze większy błąd, gdyby ze względu na Mitrę, postanowił teraz z powrotem usiąść, jak na początku gdy zajmowali miejsce na kanapie? Niebianin miał straszne trudności z odnalezieniem się w zaistniałej sytuacji, a Aldaren był na siebie zły, że do tego dopuścił. Odetchnął ciężko zamykając na moment oczy, bo nie mógł już znieść widoku jak jego uparty partner się męczy.
        Nic nie powiedział, gdy Mitra zarządził koniec, może nawet sam poczuł małą ulgę. Podprawił się do wcześniejszej pozycji niemal tak samo szybko co blondyn, ściągając nogi z kanapy i robiąc mu przy tym miejsce by miał gdzie usiąść, bez potrzeby najmniejszego kontaktu fizycznego. Lekko zadrżał i się spiął, gdy Mitra go przelotnie, acz pieszczotliwie pogładził po policzku, co sprawiło, że nieumarły się rozluźnił i lekko uśmiechnął. Odwrócił wzrok na moment w przeciwną stronę niż siedział niebianin i potarł dłonią swój kark. Dziwnie się czuł po tym co zrobił. Dobrze, że mógł łatwo ukryć swoje zakłopotanie, nawet zdradzający je gest, który mógł po prostu usprawiedliwić bolącym karkiem od podłokietnika kanapy. Kolejnym jednak zaskoczeniem było podziękowanie ukochanego, którego w ogóle nie rozumiał. Wydawało mu się przecież, że przez to co zrobił, nekromanta tylko bardziej się męczył i za co tu dziękować? Uśmiechnął się jednak pogodnie, byleby tylko nie psuć względnie miłej jeszcze atmosfery, jaka wypełniała salon, gdy siadali na kanapie.
        - Nie masz za co Mitro - odparł z czułością i zaraz po tym wstał z kanapy by zacząć w końcu obiecany koncert, na który drobniejszy mężczyzna jeszcze bardziej zasłużył.
        Czy można było płacić za wyrządzone krzywdy muzyką? Na to wyglądało. Czy była to satysfakcjonująca forma odszkodowania? Jak dla wampira niezbyt wystarczająca, ale pewnie nekromanta miałby inne zdanie na ten temat. Zwłaszcza, że zaraz zaproponował w jakiej tonacji chciałby usłyszeć muzykę.

        Koncert się udał. Mitra wydawał się być zadowolony, a Aldaren pierwszy raz dobrze się bawił grając. Wcześniej gra sprawiała mu jedynie wyrafinowaną przyjemność i była dla niego ukojeniem, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że mógłby sobie pozwolić na takie wygłupy. Na to, by uznać ją jako pewnego rodzaju zabawę. Cóż, człowiek podobno uczy się przez całe życie, jak widać członków jego rasy również się to tyczyło. Był Mitrze wdzięczny, że dzięki niemu skrzypek odkrył ten nowy sposób zabawy.
        - Aż tak ci się podobało, że masz zamiar mnie udusić? - zapytał zaczepnie, odsłaniając w rozbawieniu swoje kły. - To boję się nawet pomyśleć, co by było, gdyby się nie podobało.
Przytulił partnera z pełnym miłości uśmiechem na twarzy, nieco cofając nogę, by nie polecieć z nim na ziemię, tak gwałtownie i tak mocno niebianin do niego przywarł, że równowagę mogli stracić w każdej chwili.
        - Bo jesteś słońcem mojego... mojej egzystencji - odpowiedział, jakby dokańczając wypowiedź ukochanego, w którego włosy wtulił policzek.
        Widząc spojrzenie niższego mężczyzny, nie podejrzewał go o wykonanie jakiś śmiałych działań, odbierając jego wzrok jako po prostu rozentuzjazmowany skrzypcowymi popisami sprzed chwili, albo, że lubił się tulić i w objęciach wampira czuł się po prostu dobrze.
        Uśmiechnął się do niego czule. Miał zamiar ucałować go w czoło i cofnąć się, by zwrócić Mitrze jego komfortową przestrzeń osobistą, lecz blondyn go uprzedził, a przy tym mocno zaskoczył, gdy kilka razy ucałował skórę nieumarłego. Po ciele wampira przeszedł dreszcz, wywołany pocałunkiem na jego szyi, po którym się łagodnie uśmiechnął i pogładził niebianina go głowie, obejmując drugą ręką, gdy ten znów się do niego przytulił.
        - Niestety - westchnął z niechęcią w pełnym błogości głosie. - Ale przecież świat się zaraz nie kończy, a ja o ile gospodarz pozwoli, miałbym zamiar wrócić tu i się przespać jak już wszystko załatwię - powiedział z delikatną nutą rozbawienia, by żartem nieco ułatwić to chwilowe rozstanie. Ujął policzek Mitry i pocałował go w czoło, by po tym spojrzeć mu w oczy z bezgraniczną miłością i oddaniem. - Wrócę jak najszybciej. Zrobię tylko te zakupy i jestem z powrotem w domu - obiecał, chyba pierwszy raz nie podkreślając, że to dom wyłącznie Mitry.
        Przytulił go jeszcze i skierował do wyjścia z salonu. Na przedpokoju poderwał z wieszaka swój płaszcz, który założył niemal jednym, pełnym gracji ruchem i życząc Mitrze dobrej nocy, wyszedł na ogarnięte mrokiem nocy i wilgotnym, jesiennym chłodem ulice Maurii. Nad organizacją swoich planów nie zastanawiał się jakoś szczególnie, bo tak jak obiecał Mitrze, nie zamierzał zajmować się już niczym innym niż tylko załatwieniem kwestii związanej ze składnikami w Katakumbach, odpuszczając sobie odwiedziny powstającego szpitala. Dzięki temu mógł od razu skierować swoje kroki do tajemnego przejścia prowadzącego do podziemnego, wyjętego spod prawa miasta.
        Kłopotami w zamku się nie przejmował zbytnio, gdyż Xargan w miarę doszedł już do siebie po tym jak zostało mu spuszczone manto przez ulotnego włamywacza i nadzorował obecnie prace robotników... drzemiąc pod drzewem. Poza tym bardziej przydatne i tak okazały się zaklęcia zabezpieczające oraz gargulce, które skutecznie przepędziły dwójkę wampirów, byłych podwładnych Fausta, którzy chcieli albo utrudnić prace nad szpitalem, albo przeszukać posiadłość pod kątem łatwych do sprzedania kosztowności. Przemierzając ulice miasta zastanawiał się jaki ma pożytek z tego demonicznego durnia i przez moment nawet myślał o tym, jak Faustowi się udało sprawić, że Zabor, choć niezbyt sympatyczny, był jego najlepszym doradzą i prawą ręką.
        Wszedł do jednego z zaułków niedaleko wieży Demarigona, przez wybitą w ścianie dziurę, zasłoniętą wiecznie jakimiś skrzyniami i beczkami, wszedł do starego krematorium, gdzie za jednym z trzech wielkich pieców było ukryte iluzją i zapieczętowane zejście do podziemnego miasta. Aldaren przyłożył do z pozoru zwykłej szpary w kruszącej się ścianie sygnet Fausta i upewniając się, że nikt go nie obserwuje wszedł do pieca, gdzie pojawiły się strome, przypalone schody prowadzące na dół. Ich stanowi w sumie nie było się co dziwić, bo piec był zazwyczaj używany tak jak na to wskazywała jego nazwa, co było przy okazji dodatkowym zabezpieczeniem przed odkryciem, bo nikt o zdrowych zmysłach, nie szukałby przecież jakiegokolwiek wejścia w krematoryjnym piecu, który już sam w sobie trzymał na odległość nazbyt ciekawskich.
        Podziemne miasto, Katakumby, wypełnione były dość klaustrofobicznymi tunelami, w których szło się pogubić, zwłaszcza w panującym tu, niemalże lepkim i ciężkim półmroku, który zdawał się przytłaczać sobą nawet porozstawiane we wnękach ścian świece i pochodnie. Oprócz szczurów, wilgoci i duszącej stęchlizny uważać trzeba było również na szczątki, te względnie martwe i porozrzucane jak śmieci po ziemi, jak i sporadycznie przemieszczające się i patrolujące tunele. Na czyj rozkaz ożyły? Tego nikt nie wiedział, tak samo jak tego, kto włada tym podziemnym miastem pełnym dezerterów, najemników i wszelkiej maści przestępców. Było to królestwo pozbawionych jakiejkolwiek moralności istot, których przez swoje uczynki nie można było już nazwać ludźmi. Łatwiej było wymienić jakich ras tu nie było. Na pewno nie było w Katakumbach żadnych niebian i syren czy trytonów. Po części było to spowodowane tym, że Mauria sama w sobie była rzadko odwiedzana przez tego typu istoty, ale nawet jeśli, niebian i tak nie spodziewałby się tu nigdy spotkać.
        Chwilę mu zajęło przemierzanie wąskich tuneli, aż w końcu nie dotarł do podziemnego, ogromnego krateru, w którym pobudowane były skromne domostwa i sklepy, ze skór, złomu czy drewna. Wszędzie, gdzie się nie spojrzało, tam ktoś cię obserwował, nie ważne czy była to istota ludzka, szczur, czy jakiś potwór. Ich wzrok zawsze był podobny - strach przemieszany z żądzą mordu i ciekawością. Wampir westchnął ciężko, nie zwracając na nie uwagi - w przeciwnym wypadku łatwo mogły się poczuć sprowokowane i zaatakować - parł do przodu, aż w końcu nie dotarł do dwóch sklepów będących celem jego podróży. Za sto złotych gryfów udało mu się zdobyć mączkę kostną licha i sztabkę srebra, a w drugim już za dużo mniejszą cenę (za wszystko ledwo czterdzieści trzy gryfy zapłacił) nabył czosnek, smocze oko i anielskie pióra. Chwilę patrzył na magicznie zakonserwowane ślepie, którego źrenica zwężała się i rozszerzała, a samo oko uważnie rozglądało się po najbliższej okolicy. Nie było więc wątpliwości co do "świeżości" smoczego ślepia, choć był to niepokojący widok, nawet jak dla skrzypka, który w życiu już swoje przecież widział. Włożył ostrożnie słoik z ruszającym się okiem do torby i omijając szerokim łukiem dzielnicę z żywymi trofeami i egzotycznymi niewolnikami, udał się do tutejszego kowala, który miał ze sztabki i części mączki stworzyć bransoletkę (dając szkaradnemu nordyjczykowi szansę by się artystycznie wyżyć - potrafił tworzyć dzieła sztuki), która zachowała by właściwości srebra, ale wyglądałaby jak zwykła ozdoba z kości. Jego brat nemorianin (na bank jedno z nich było adoptowane!) natomiast miał dzięki pozostałym zakupionym przez Aldarena składnikom sprawić, by tworzywo, z którego bransoletka została stworzona jak również jej magiczne właściwości, w ogóle nie były wyczuwalne, nawet dla mistrzów w tej dziedzinie. Przede wszystkim chciał zatuszować te niefizyczne elementy, przez które ktoś mógłby rozpoznać, że te kości były na przykład licha, czy jest to po prostu przykrywka dla śmiertelnego dla wampirów srebra. Właśnie do tego miał służyć czosnek, pióra anioła i smocze oko. Pióra miały dodatkowo chronić przed złem, a oko wzmacniać magię zawartą w ozdobie. Nekromancką magię, która była efektem zastosowania mączki z kości licha, a nie zwykłej. Inaczej ta błyskotka nie miałaby właściwości wzmacniających magię z dziedziny śmierci. Miał nadzieję, że jego prezent się spodoba Mitrze. W końcu nie dość, że miałby się dzięki niemu stać silniejszy, to jeszcze bransoletka by go chroniła przed wampirami, gdyby nekromanta miał kłopoty, a Aldarena nie byłoby w pobliżu.
        - Tu macie zaliczkę, reszta przy odbiorze. Dajcie z siebie wszystko - powiedział przyjaźnie na do widzenia bo bracia nie byli wcale tacy źli jak reszta tutejszych mieszkańców. Po prostu dokonali w życiu kilka, dość piętnujących wyborów, Ale nic poza tym. Dlatego zajmowali się tu rzemiosłem. Byli w stanie zrobić wszystko i o nic nie pytali.
        Podobno ojciec Fausta nauczył ich robić meble z kości, albo innych ozdób ze szczątków i miękkich tkanek ciała. Aż się nie dobrze na samą myśl robiło, ale przynajmniej Aldarenowi przysługiwały u nich zniżki na wyroby, jako głowy rodu Van der Leeuw, no i dzięki szemranym interesom Fausta mógł w tym światku zaopatrywać się w składniki zabronione, albo nie sprowadzane w ogóle do Mrocznych Dolin.
        Nim opuścił Katakumby sprawdził jeszcze kilka z tutejszych antykwariatów, czy nie ma nic ciekawego w zakresie anestezjologi, po czym z dwoma książkami, oprawionymi w skórę, w której pochodzenie nie chciał wnikać, wyszedł ze starego krematorium.
        Zmierzając z drugiego końca miasta do domu Mitry zastanawiał się, która mogła być już godzina i czy nekromanta uporał się ze swoimi sprawami i już śpi, czy jeszcze nie. Podejrzewał, że na pewno spędził pod ziemią ze dwie godziny, przez co bardziej przychylał się do opcji, że Mitra jeszcze pracował. Nie zadowalała go ta opcja, bo niebianin jak nikt inny potrzebował odpoczynku, zwłaszcza po dzisiejszym dniu, bo nie oszukujmy się, wampir go psychicznie wymęczył, poza tym nie chciałby mu przeszkadzać przez przypadek w pracy. A przede wszystkim chyba, nie będzie mógł pod postacią kruka przysiąść na parapecie po drugiej stronie okna od jego pokoju i poobserwować jak jego ukochany śpi. A od rana to planował, w końcu przemógł się w sobie. Trudno, choć w tej kwestii może to i lepiej, bo jeszcze Mitra by go wyrzucił na zbity pysk, gdyby się o tym dowiedział.
        Daleko niestety nie zaszedł, ledwo dwie ulice, gdy na jego drodze stanął podobny do wilkołaka ze skrzydłami i obdartą z mięśni i skóry czaszką demon, z dodatkową parą rąk. Aż za dobrze wampirowi znany. Skrzypek cofnął się spinając ciało gotowe do walki, czemu dowodzić miały płonące dłonie. Zaraz się jednak zreflektował i ogień zgasł, on za to układał już w głowie odpowiednią formułkę na unieruchomienie demona. Zabor wybuchnął złowrogim, warczącym śmiechem, nie przestał się zbliżać do Aldarena.
        - Ani kroku dalej, bo wrócisz tam skąd przybyłeś - rozkazał hardo wampir, skupiając swoją moc, którą zaraz uwolnił przez wyciągniętą w stronę ogara rękę.
        - Nie wysilaj się tak, bo ci jeszcze żyłka pęknie - zawarczał, całkowicie ignorując zaklęcie nieumarłego i zatrzymał się właśnie niecałe dwa sążnie od niego.
        - Co?! Ale...
        - Nieudacznik zawsze pozostanie nieudacznikiem, zwłaszcza taki, który nie ma ani pragnień demonologa, ani jego serca, ani charakteru - odparł z pogardą, chełpiąc się niepokojem, jaki ogarnął skrzypka.
        - Kłamiesz! Jestem demonologiem i zaraz ci to...
        - Udowodnisz, przywołując tą mierną imitację demona? Nie nazywaj demonem, tego, czego sam się wyparłeś. Nie rób takiej głupiej miny. Z demona on ma tylko ciało, które z resztą ty mu stworzyłeś. Myślisz, że gdyby był prawdziwym demonem, mógłbyś go tak łatwo odesłać, nawet gdybyś miał odpowiednie umiejętności, albo, że słabłby razem z tobą, tylko dlatego, że znajdujecie się z daleka od siebie? Nie rozśmieszaj mnie! Pozwoliłeś swojej świadomości podzielić się na dwoje, a później by mieć spokój podświadomie wyparłeś ją z siebie, przekazałeś osobowość, której sam mieć nie chciałeś, wyzbyłeś się drapieżnej natury, nadałeś fałszywe imię i stworzyłeś sztuczne wspomnienia. Twór z twojej głowy, część ciebie, której się wyrzekłeś, nie może być demonem, nawet jeśli podzielisz swoją duszę na dwoje i jedną część wepchniesz w ciało jakiegoś demona. Nie jest to żadnym osiągnięciem demonologicznym, sam siebie oszukałeś! Czy może być lepszy dowód na to jak żałosny jesteś, szczeniaku? - wycharczał znów wybuchając śmiechem.
        Aldaren nie był w stanie nic zrobić, stał tylko osłupiały nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Jak mógł w to uwierzyć skoro to z pomocą demonów udało mu się wynieść Mitrę z tamtych ruin i doprowadzić do Maurii. Ale przecież teraz jego zaklęcia z kręgu demonów, w żaden sposób nie wpływały na Zabora, nawet jak chciał wzmocnić ogara. Kompletnie nic! Przełknął ślinę i jeszcze się cofnął, aż jego plecy nie natrafiły na ścianę.
        - Więc po to się tu pojawiłeś? By powiedzieć mi o tym, że Xargan to wcale nie jest demon? Faust cię przysłał? - zapytał z gniewem, który miał zastąpić jego niepokój. Jeśli okazałoby się, że Faust żyje... Mitra byłby w niebezpieczeństwie, a cała praca Aldarena związana ze szpitalem poszłaby na marne.
        - Dawno cię chyba nie było na cmentarzu z tego co słyszę. Nie, twój Mistrz już nie istnieje, a miecz, który od niego dostałeś, w którym była część jego duszy zamienił się w proch - odparł ze wzruszeniem ramion. Ta informacja chyba jeszcze bardziej przeraziła lazurowookiego. - Uprzedzając twoje pytanie: bo mogę tu być, nawet z własnej woli. Tym się różnią demony od twojego żałosnego alter ego, które uwierzyłeś, że jest jednym z nas. Ale powiem ci coś. - Zbliżył się do Aldarena, kładąc mu jedną z łap na ramieniu i się pochylając by jego pysk znalazł się na wysokości ucha wampira. - Przyszedłem też spłacić swój dług - wysyczał, a skrzypek w tym momencie skrzywił się w wyrazie boleści, choć oczy przez zaskoczenie otworzyły mu się szeroko. Czuł ogromny ból promieniujący od lewego boku, przez który nie usłyszał nawet pojedynczego, delikatnego stuknięcia, gdy sztylet przeszedł na wylot i oparł się swoim czubkiem o ścianę za krwiopijcą.
        - Teraz jesteśmy kwita. Ty mnie uwolniłeś spod jarzma Fausta, dzięki tobie mogłem odzyskać dawne siły i postać oraz wrócić do domu, ja w zamian zapewniam, że więcej się już nie spotkamy, a przy tym daruję ci życie. O ile przeżyjesz.
        Zaśmiał się podstępnie nie wyjmując ostrza tak, jak je wbił w bok skrzypka, tylko zamiast tego pociągnął je z całej siły w swoje prawo rozcinając okrutnie skórę i mięśnie brzucha, niemalże o włos od jakichkolwiek narządów wewnętrznych w ogóle ich nie naruszając, ale zostawiając nieumarłego z paskudną, głęboką raną. Z gardła wampira wydobył się niemalże zwierzęcy krzyk, który co najmniej było słychać w promieniu jednej czwartej stai. Lekko rozsunął nogi i oparł się twardo o ścianę kamienicy, by tylko nie upaść na ziemię. Przyłożył dłoń do palącej i intensywnie krwawiącej rany, gdy ostrze z przyprawiającym o mdłości łoskotem upadło na ziemię.
        Zabor przestał się śmiać. Zdawał się być zawiedziony.
        - Oh, nie. Jak mogłem dać się tak oszukać! To ostrze było tylko posrebrzane?! Patrz co żeś narobił! Cała powłoka z ostrza przez ciebie zeszła. Ale... - uśmiechnął się przebiegle i wyrwał słaniającemu się na nogach Aldarenowi torbę, w której miał książki o tym jak można było zastosować magię umysłu w anestezjologi i drugą jak wykorzystać trucizny i jad w medycynie, po czym doszczętnie je zniszczył, zamieniając w kupkę popiołu. - I jesteśmy kwita. Trzymaj się szczeniaku. - Poklepał go po ramieniu i zniknął za rogiem następnego budynku.
        - Zapłacisz... za to... - wysapał z czystą wściekłością w szkarłatnych, jak uciekająca z jego boku krew oczach.
        Starał się zwalczyć ból, a drżącą, lepką od własnej posoki rękę wsunął pod materiał koszuli, by przypalić ją bezpośrednio, a nie przez ubranie, które zapaskudziłoby tylko niepotrzebnie ranę. Najbliższą okolicę przeszył kolejny zduszony z trudem krzyk młodego lorda, coraz więcej świateł w oknach się zapalało. Nie mógł tak stać i dać się komuś znaleźć. Bo jak to? Medyk, który buduje szpital, sam potrzebuje medyka i to z jakiejś zwykłej domowej kliniki, która jest zarówno kuchnią, gabinetem weterynaryjnym, miejscem imprez z sąsiadami i rzeźnią.
        Zaciskając zęby i nadal przyciskając dłoń do rany, choć ta już dzięki magi nie krwawiła, zaczął sunąć ulicami w stronę domu Mitry. Było to najbliższe schronienie, w którym mógłby się w przyzwoitych warunkach poskładać, choć istniało ryzyko, że niestety nekromanta się o wszystkim dowie. Ale nie miał innego wyboru. Zamek był za daleko, za del Amerdą nie przepadał, zresztą z wzajemnością (ten mógłby jeszcze dodatkowo powiedzieć o wszystkim Mitrze), a nawet jeśli to elf zająłby się nim najpewniej przed swoim domem, choć w sumie zapewne różnicy nie było między warunkami panującymi w jego baraku, a na ulicy. A Nihima zaczęła by od razu panikować i wezwałaby pomoc... z resztą do niej miał o dziesięć minut dłuższą drogę.
        Idąc, potykał się o własne nogi i co jakiś czas musiał przystanąć, żeby złapać oddech i zwalczyć mroczki, które mu się tworzyły przed oczami. Jeśli nie padnie w połowie drogi to będzie dobrze. Od razu też dał Xarganowi listę zadań do wykonania na cito. W pierwszej kolejności miał w pokoju wampira na poddaszu wyjąć z biurka nic z igłą oraz wziąć niewielką sakwę na zioła z kilkoma flakonikami w środku i jak najszybciej przybiec do domu nekromanty. Po drodze kupując spirytus. Skrzypek natomiast w tym czasie używając brudnej od krwi dłoni narysował misterny okrąg z kilkoma symbolami wewnątrz, dzięki któremu udało mu się przywołać jakiegoś podrzędnego demona, z którego pomocą dotarł w końcu na miejsce.
        Pytania Xargana zignorował i pomijając wszelką etykietę wszedł do kamienicy nekromanty jak do siebie. Machnął manekinom ręką by wiedziały, że to tylko on i poganiając surowym tonem Xargana, udał się z jego pomocą najpierw na piętro, gdzie był już tak słaby, że przewrócił się na schodach, a po tym na drugie i do pokoju, który został mu użyczony. Opiłki srebra w ranie nie tylko wywoływały potworny, niekończący się ból, one uniemożliwiały jej regenerację. Musiał się ich najpierw pozbyć, ale... musiałby nie tylko otworzyć ranę, ale i ją dokładnie oczyścić, może nawet wycinając fragmenty rany, z których nie byłby w stanie wyjąć opiłków. Wątpił by starczyło mu na to sił, w każdej chwili mógł stracić przytomność.
        - W skrzynce... przy barku... - wysapał krzywiąc się paskudnie przy zrzucaniu z siebie płaszcza i koszuli. - Krew...
        Wyrzucił na łóżko całą zawartość torby z nowymi ubraniami jakie dziś sobie kupił, po czym podarł i porozcinał na kilka kawałków dwie lniane koszule. Ze swojej alchemicznej sakwy wyjął dwa rdzawe listki, postrzępione na krawędziach włożył sobie do ust i popił zgniło-żółtą zawartością jednego z flakoników. Nożyk do roślin z tej samej torby dwa razy przelał spirytusem, którym następnie obficie zdezynfekował ranę. Niestety to było ostatnią czynnością jaką obecnie zrobił, gdyż ból jaki w tym momencie przeszył jego ciało, pozbawił go przytomności, ledwo nawet zdołał zdusić krzyk przez szmatkę wciśniętą w zęby. Nie miało to jednak już większego znaczenia, skoro stracił przytomność i był tak słaby, że nie wiele zdołałby zrobić.
        Xargan chwilę się tłukł szukając odpowiedniej butelki, więc gdy przybył na górę, skrzypek już leżał nieprzytomny. Zaklął siarczyście i jedną z pociętych koszul po prostu owinął ranę, by skrzypek mógł się nią zająć jak nieco odzyska sił. Co prawda nie było to wcale takie łatwe, ale co innego demon miał zrobić. Dostał jasny rozkaz, że Mitra ma o niczym nie wiedzieć. Kilka plam krwi na schodach od piętra, na których skrzypek się wywalił, czy te na framudze, o którą się oparł gdy wchodził do domu wcale tego zadania nie ułatwiały, ale Xargan miał zamiar jak najlepiej wywiązać się ze swojego zadania. Czatował więc na korytarzu po drugiej stronie drzwi od pokoju Aldarena i... drzemał w najlepsze.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Nie Lip 21, 2019 11:53 am
autor: Mitra
        Mitra westchnął, jakby nie miał już siły kłócić się z upartym wampirem. Patrzył na niego z czułością, ale jednocześnie z lekkim zmęczeniem. Wiedział, że te bale były dla Aldarena ważne. I to nie przez to, że lubił w nich brać udział, a przez to, że jako arystokrata miał pewne obowiązki. Nie mógł odmawiać, żeby nie zrobić sobie wrogów. Ale… Na pewno o tym wiedział. Nie było zresztą sensu kłócić się po próżnicy, wrócą pewnie do tego, gdy nadejdzie pierwsze zaproszenie dla młodego lorda van der Leeuwa.
        - No chyba naprawdę nie muszę ci tego mówić - prychnął Mitra, gdy skrzypek nagle zdawał się być szczerze zaskoczony tym, że sama jego obecność robi odpowiednie wrażenie. - Jesteś przystojny, sympatyczny, masz wiele charyzmy, naprawdę wiele. Ludzie chcą przebywać w twoim towarzystwie, bo podświadomie wiedzą, że masz wiele do zaoferowania… Ren, naprawdę, to nie twoja muzyka jest najważniejsza, a ty sam.
        Mitra nie myślał nawet o tym, że ukochany może chcieć go w ten sposób pociągnąć za język - był przekonany, że to jego wrodzona skromność nie pozwala mu dostrzec własnych zalet, więc to on musi mu je wymienić, aby mógł je docenić.

        Już po koncercie Mitra był w tak dobrym humorze, że odpuścił Aldarenowi komentarz do jego głupiego tekstu o duszeniu, choć w przeciwnym razie pewnie by się obraził. Nawet teraz trochę się zawahał czy się nie wycofać, ale odpuścił. Nie było co się boczyć, bo przecież to drobiazg w porównaniu do tego pięknego koncertu… Naprawdę pod wpływem tej muzyki zebrało mu się na czułości i miał wielką potrzebę, by podziękować ukochanemu i zapewnić go o swoich emocjach, choć nawet nie potrafił ubrać ich w słowa. Aldaren chyba jednak wiedział co czuł Mitra.
        - Mmm… Słońce dla wampira? - wymruczał, gdy skrzypek tak go nazwał. - Nie jestem pewny, czy to komplement - dodał, ale nie gniewał się, raczej droczył. I żeby wampir nie pomyślał, że go uraził, dał mu buziaka na załagodzenie sytuacji.

        - Do zobaczenia, Ren - zwrócił się do niego, gdy już szykował się do wyjścia. - Uważaj na siebie, proszę - dodał, bo wiedział, że tam gdzie wampir się wybierał wcale nie było bezpiecznie. Nie odwodził go od tego, bo ufał jego ocenie, ale i tak trochę się martwił… Słusznie, jak się wkrótce okaże, choć niebezpieczeństwo wcale nie będzie czekało na młodego lorda w Katakumbach, a na ulicach miasta.
        Po wyjściu Aldarena Mitra chwilę stał i gapił się na drzwi, po czym jakby trochę oszołomiony wrócił na kanapę i tam się położył, w tej samej pozycji, w której wcześniej leżał ze swoim ukochanym. Nie myślał chyba wtedy o niczym konkretnym, ani nie o tym co było, ani o tym co będzie. Nie planował. Po prostu… Rozkoszował się powidokiem niedawnych chwil. Jakby spodziewał się, że długo do tego nie wrócą i będzie musiał sycić się tym wspomnieniem. Absurd. Przecież co takiego mogło się stać?
        Mitra nie wylegiwał się nadmiernie - podniósł się z kanapy pewnie nim jeszcze Aldaren dotarł do wejścia do Katakumb. Jakby bez przekonania, zamyślony, udał się do zejścia do piwnicy. Zatrzymał się jednak przed samymi drzwiami. Spojrzał na wyjście ze swojego domu, później zaś w górę, jakby próbował wzrokiem przebić sufit kilku kondygnacji. Zacisnął usta. Bił się z własnymi myślami - wcześniej miał pomysł jak mógłby się odwdzięczyć Aldarenowi za jego koncert, ale teraz nie był co do tego przekonany. Pomysł w pierwszej chwili brzmiał dobrze, ale tylko tak długo, jak nie porównało się skali obu przedsięwzięć. Warstwa emocjonalna… Mitra nie był przekonany czy to wystarczy. Pomyślał jednak, że być może lepsza taka nieudolna próba niż zupełne zbagatelizowanie tematu. Wytłumaczy się najwyżej Aldarenowi po fakcie.
        Aresterra zawrócił sprzed drzwi do piwnicy i wspiął się na górę. Minął piętro, na którym znajdowała się jego sypialnia i poszedł wyżej. Stanął przed wejście do pokoju swojego ukochanego - swojego dawnego pokoju tak swoją drogą - i chwilę jeszcze się wahał. Głupio było tak tu myszkować… Ale przecież nie ruszy żadnej rzeczy należącej do skrzypka. W środku znajdowały się wszak nadal jego własne rzeczy z czasów młodości i to po nie przyszedł… W końcu zdecydował się wejść. Szedł jednak miękko jakby się skradał. Nawet się nie rozglądał, jakby w ten sposób chciał uszanować prywatność Aldarena - zmierzał prosto do wykuszu okiennego i znajdującego się tam pulpitu do malowania. Wampir chyba nawet się nim nie zainteresował, bo wszystko leżało tak jak było to zostawione przez błogosławionego jakieś… dwadzieścia lat temu. Dzięki temu Mitra szybko odnalazł to czego szukał. Zdjął z wierzchu pierwsze dwa szkicowniki nawet nie interesując się ich zawartością i sięgnął po kolejny. Tam kartkował chwilę powstałe szkice aż znalazł to czego szukał. Wyrwał stronę i złożył ją na cztery, a szkicownik odłożył na miejsce i przykrył pozostałymi, tak jak leżały do tej pory. Spojrzał na wyrwaną kartkę, zaciskając wargi jakby jeszcze się wahał czy nie zrezygnować albo jednak czegoś nie poprawić. W końcu jednak zdecydował się niczego nie zmieniać. Podszedł do łóżka swojego ukochanego i odłożył kartkę na poduszce, po czym wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Nie wiedział, że Aldaren nie zobaczy tego podrzuconego drobiazgu, bo gdy wróci nad ranem, lekki papier zsunie się z posłania i poleci pod łóżko.
        Co było na kartce? Autoportret Mitry. Ostatnia ludzka twarz, jaką namalował nim zupełnie odciął się od ludzi i zaczął nosić maskę. Narysowane na papierze oblicze błogosławionego było uchwycone lekko bokiem, ale ze wzrokiem utkwionym w widzu - Mitra malował je siedząc na wprost pulpitu i zerkając na swoje odbicie w szybie kątem oka, stąd ten kąt. Widać było, że na tym portrecie miał trochę mniej lat niż teraz. Gdyby był człowiekiem, można by szacować, że jakieś cztery lata młodszy. Miał łagodniejsze rysy, bardziej przyjazne, nie takie spięte, choć w oczach już rysowała się aktualna czujność.
        Dlaczego nie narysował czegoś nowego? Z dwóch powodów. Chciał dać ukochanemu swój portret, by w razie czego towarzyszył mu w czasie ewentualnej rozłąki. Po drugie: teraz jedyną osobą, którą był w stanie rysować, był sam Aldaren. A jego portret chciał narysować na spokojnie, tak jak się należy - nie byle jaki szkic tylko pełnowymiarowy rysunek z odpowiednimi cieniami, z tłem. Najlepiej w pozycji gdy grał - teraz, gdy błogosławiony już to widział, nie mógł przepuścić takiej okazji. Aż widać było jak wzrok mu łagodniał, gdy przypominał sobie te dwa dzisiejsze koncerty - miały się one stać nowymi wyjątkowymi wspomnieniami, które zawsze trochę podniosą go na duchu.
        Teraz jednak musiał wziąć się w końcu do pracy - dochodziła północ, a on chciał mieć wszystko gotowe i zapięte na ostatni guzik, by nie przegapić tego idealnego momentu. Jak tonący brzytwy łapał się tej myśli, że nów pozwoli mu ruszyć dalej przy tej mordędze nad otwarciem grymuaru. Frustrujące było to, że do tej pory nawet nie wiedział, czy to wszystko co wycierpiał w międzyczasie było cokolwiek warte - czy to, że sekwencja ruchów zamka się wydłużała świadczyło o tym, że był coraz bliżej jego otwarcia, czy wręcz przeciwnie, zatrzaskiwał go coraz bardziej. Czasami naprawdę żałował, że tak szybko poddał się chęci zemsty na Krazenfirach. Może dałby radę się z nimi ułożyć… Nie, wykluczone: jedyne co by ich satysfakcjonowało wiązałoby się z krzywdą Aldarena, a na to na pewno by się nie zgodził. Ale gdyby ich zmusić… ”Nie ma co gdybać”, uciął swoje domysły Mitra, gdy w końcu otworzył drzwi do piwnicy i zaczął schodzić na dół.

        To ostatnie co pamiętał. Nagle wszystkie myśli i wspomnienia się urwały, a on obudził się leżąc na posadzce w swojej piwnicy, gdzie pracował nad otwarciem grymuaru. Było mu zimno i był cały obolały - to pewnie skutek spania na kamiennej posadzce. Z jękiem obrócił się na plecy i rozprostował z pozycji embrionalnej, w której był skulony. Czuł się fatalnie… Fizycznie i psychicznie. W głowie miał pustkę, ale wiedział, że to nie była naturalna pustka - że nie zemdlał, a doszło do czegoś, co odebrało mu wspomnienie ostatnich… godzin? Może ledwie minut… A może wręcz dni. Nie wiedział, nie umiał tego ocenić. Od chwili zejścia do piwnicy miał w głowie zupełną ciemność… I tylko przemożne uczucie, że stało się coś złego. Jak… Jak wtedy gdy Aldaren przeniósł go na kanapę, gdy zasnął przy biurku, tylko jakieś dziesięć razy gorzej. To go przerażało, było to jednak przerażenie rosnące gdzieś głęboko w środku, takie, które kotłowało się i wykańczało, ale nie znajdowało ujścia na zewnątrz.
        Nekromanta po chwili z jękiem podniósł się do pozycji siedzącej. Mięśnie rwały go z bólu, był to więc trudny wyczyn. Nie jednak tak wyczerpujący, jak nagłe torsje, które nim targnęły. Ledwo zdołał obrócić głowę, by nie zwymiotować na siebie żółcią i flegmą. Żołądek miał pusty, więc najwyraźniej minęło sporo czasu… Ale to wcale nie poprawiło jego nastroju, ba, nawet tego nie zarejestrował. Bolały go mięśnie brzucha, a mdlący, kwaśny zapach wymiocin wywoływał kolejne odruchy wymiotne.
        W pewnym momencie, walcząc z własną słabością, Mitra kątem oka dostrzegł leżący na wyciągnięcie ręki grymuar. Zamknięty, z zamkiem w pozycji wyjściowej. Czyli… Nawet nie zaczął? Co się stało? Co się działo przez te godziny i dlaczego tego nie pamięta? I dlaczego wywołuje to w nim tak straszne przerażenie… Był roztrzęsiony. Nie tylko przez to, że było mu zimno i wszystko go bolało, ale przez to, co mogło się stać. Co na pewno się stało, a on nie miał o tym najmniejszego wspomnienia…
        Błogosławiony wiedział, że nie ma już szans cokolwiek tej nocy osiągnąć. Północ nadeszła i minęła, a on nie miał na nic sił… Był na siebie zły i przez niemoc jaka go ogarnęła chciało mu się płakać i wyć. Normalnie zdemolowałby pewnie pracownię ze złości, ale teraz nie miał siły nawet na to. Powoli podniósł się na klęczki, a później do pozycji stojącej. Stękając zrobił kilka kroków, by rozruszać zastałe mięśnie. Później zaś rozpoczął mozolny marsz w górę, by opuścić piwnicę. Wejście po schodach stanowiło dla niego prawie heroiczny wyczyn, ale udało się, a co więcej rozgrzał się dzięki temu na tyle, że szło mu się naprawdę łatwiej. Zatrzymał się jednak na parterze i rozejrzał jakby nie poznawał tego miejsca.
        - Ren? - zapytał w przestrzeń. Tak bardzo chciałby go teraz mieć przy sobie. Potrzebował pocieszenia, potrzebował jego bliskości by przekonać się, że będzie dobrze. Jego ukochany jednak jeszcze nie wrócił z nocnej eskapady, musiał więc radzić sobie sam. Poszedł więc na górę. Oszołomiony zupełnie bezmyślnie powlókł się do łazienki, gdzie zrzucił z siebie ubrania i wziął szybką, bardzo gorącą kąpiel, która prawie parzyła. Cały czas miał pustkę w głowie, jakby go pobito. Jedyne na czym się skupiał, to powoli ustępujący ból całego ciała - gdy wyszedł w końcu z wody dokuczały mu jedynie plecy i stawy biodrowe. Wziął na to jednak solidną dawkę środków przeciwbólowych, po czym udał się do swojej sypialni. Zerknął tęskno w górę mijanych schodów, ale zaraz spuścił wzrok i wszedł do pokoju, gdzie przebrał się zupełnie bezmyślnie i padł na łóżko, zasypiając chyba wcześniej niż jego głowa dotknęła poduszki… Zapadł w ciężki sen bez snów, w którym organizm rozpaczliwie starał się zregenerować.

        Obudził go łomot. Nie od razu otworzył oczy. Jęknął, poprawiając się w pościeli i wyżej naciągając kołdrę, praktycznie po sam czubek głowy. W pierwszej chwili pomyślał, że to Żabon harcuje na korytarzu, bo już mu się to kiedyś zdarzało, ale nie miał ochoty wstawać by go zrugać. Postarał się po raz kolejny zasnąć. Udało mu się, lecz był to sen bardzo płytki, przez co cały czas słyszał kolejne dźwięki gdzieś na granicy świadomości. Nie przejmował się nimi… Tak długo, jak nie zaczął kojarzyć, że to co słyszał było krokami dwóch osób i żadna z nich nie była manekinem. Nie spodziewał się co prawda, że mógłby to być włamywacz, ale… Aldaren z kimś? I ten łomot? To było… dziwne. Niepokojące. Nekromanta zaraz szeroko otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Plecy już tak mu nie dokuczały, tak samo biodra, więc bez większych problemów wstał i wyszedł na korytarz.
        Widok krwi sprawił, że Mitrę zaraz zalała adrenalina - momentalnie się rozbudził.
        - Ren?! - zawołał wyraźnie zaniepokojony. Wszystkie manekiny natychmiast ruszyły się ze swoich miejsc i zaczęły poruszać niby bez ładu i składu, ale tak naprawdę przeszukiwały dom, dwa zaś podążyły za swoim panem, który wspiął się na górę przeskakując po dwa stopnie.
        - Xargan! - Mitra od razu pomyślał o tym, że musiało stać się coś bardzo złego, bo demon miał zakaz wchodzenia do tego domu, więc jeśli spał pod drzwiami Aldarena, musiało się coś stać. To wcale nie poprawiło Mitrze nastroju. Tak samo jak fakt, że demon nie chciał go wpuścić do środka.
        - To mój dom i nie zabronisz mi widzieć się z Aldaren! - warknął na niego Mitra. Był bardzo zdeterminowany, by dostać się do środka i nawet nie myślał w tym momencie o tym, że stał przed Xarganem w samej koszulce z krótkim rękawem i w spodniach sięgających ledwie połowy łydek. W życiu nie pokazałby się tak ubrany nikomu obcemu, a demonowi nie ufał wcale bardziej niż przypadkowemu przechodniowi, ale… Tu chodziło o Aldarena.
        - Zejdź mi lepiej z drogi, bo nie ręczę za siebie - warknął ostrzegawczym tonem.
        Manekiny, które w międzyczasie zdążyły dotrzeć na piętro, stały w pobliżu, gotowe do interwencji na jedno skinienie Mitry.
        - Wpuść mnie do środka! - zażądał po raz kolejny błogosławiony. - Niech cię szlag, Xargan, widzę, że coś się stało, pozwól mi tam wejść i mu pomóc. Albo przekonać się, że jest w porządku. Krew nie bierze się znikąd.
        Mitra próbował prośbą i groźbą, ale nie za długo - jeśli demon się upierał, nekromanta zaprzągł do pracy dwa manekiny, którym rozkazał odciągnąć Xargana od drzwi, względnie bez robienia mu krzywdy. Względnie, bo jednak najważniejszy był w tej chwili skrzypek, do którego ten cholernik bronił mu wejścia.

        - Ren…
        Mitra po awanturze pod drzwiami wpadł do pokoju wampira i aż go za gardło ścisnęło, gdy dojrzał go leżącego na łóżku, rannego i nieprzytomnego. Zaraz podbiegł i nachylił się nad nim, przyklękając jednym kolanem na posłaniu. Bardzo sprawnie pozbył się opatrunku, który był przesiąknięty krwią i nadal lepki, bo założono go na tyle niedawno, że nie zdążył zaschnąć i się przylepić.
        Nekromanta jęknął widząc rozległą ranę ciętą, która na dodatek nosiła znamiona nadpalenia i infekcji, jakby wcale nie była świeża tylko kilkudniowa. Aresterra nie poddał się jednak panice. Zaraz wydał rozkaz, aby manekin, który ma najbliżej, przyniósł mu z piwnicy jego apteczkę i jeszcze kilka skrzyneczek.
        - Spokojnie, Ren, będzie dobrze - zwrócił się do ukochanego czule głaszcząc go po głowie, bo widział jak powieki zaczęły mu drgać jakby odzyskiwał przytomność. - Wszystko będzie dobrze…
        Niebianin po raz kolejny zaczął oglądać ranę. Zdawało mu się, że coś błysnęło w jednej z ran i próbował się do tego dostać palcami, ale nie chciał przy tym robić krzywdy Aldarenowi, więc gdy to okazało się niemożliwe, odpuścił. Po raz kolejny pogłaskał skrzypka po włosach zapewniając go o tym, że będzie dobrze.
        - Jestem przy tobie - powiedział, całując go w czoło.
        Po chwili pojawił się manekin z apteczką i skrzynkami leków od Mitry. Nekromanta natychmiast sięgnął po przyniesione rzeczy i wyciągnął spomiędzy nich zakrzywioną chirurgiczną pęsetę, której używał nie tak dawno do wyciągania odłamków tynku z dłoni ukochanego.
        - Postaram się by nie bolało, wytrzymaj - zwrócił się do ukochanego nim zaczął. Nie kłamał, był bardzo delikatny, ale jednocześnie starał się działać szybko i gdy tylko uchwycił odłamek, wyciągał go jednym szybki ruchem.
        - Przepraszam, nie mam czasu cię znieczulić. Wybacz mi, Ren - zwrócił się do wampira, znowu całując go w czoło. - Muszę usunąć spaleniznę… Wypij to…
        Mitra podał Aldarenowi eliksir na bazie opioidów, który dobrze działał na śmiertelników i miał nadzieję, że również na wampiry. Był zdecydowany i bardzo zdeterminowany - starał się dwa razy bardziej niż w szpitalu, bo przecież chodziło o jego ukochanego. Po podaniu mu leku przeciwbólowego dał sobie jednak chwilę, by ten zaczął działać. W tym czasie trzymał Aldarena za dłoń, a drugą głaskał go po głowie, wzrokiem zaś wodził od rany do jego twarzy. Wyglądał na bardzo spokojnego, jakby nic się nie działo, ale w jego wnętrzu wręcz się gotowało. Martwił się o Aldarena i niepokoiło go skąd wzięła się ta rana. Co zaszło? Kto mu to zrobił? No i czym jemu uda się ją wyleczyć… Starał się jak mógł, ale od dawna się tym nie zajmował. Co prawda tego typu rany były dla niego codziennością, ale ile lat temu. Całe szczęście ręce pamiętały więcej od niego - gdy już brał się do pracy, a one same poruszały się w odpowiednim rytmie, wykonując każdą niezbędną czynność perfekcyjnie. Głowa mogła się martwić, one robiły swoje.
        - Ren… Teraz może boleć. Wybacz mi - ostrzegł i przeprosił, nim zabrał się za usuwanie spalonej tkanki. Jeśli bolało, jeśli wampir się miotał, Mitra nie miał dla niego litości i nie przerywał zabiegu - przytrzymywał go kolanem albo własnym ciałem, ale kontynuował. Starał się jednak wszystko robić jak najszybciej, nie tracąc jednak na precyzyjności. Usuwał spaloną tkankę i wszelkie opiłki - srebra, jak się domyślał - które tylko znalazł. Było przy tym sporo krwi i to go martwiło, ale… Musiał. Po prostu musiał. A uzupełnieniem braków zajmie się później. Najpierw rana…
        Gdy Mitrze zdawało się, że już wszystko było oczyszczone, ścisnął brzegi rany i spróbował złączyć je magią. Jego zaklęcia działały jednak słabo - pewnie przez to, że rzucał je na nieumarłego - a rozcięcie było bardzo rozległe, musiał więc sięgnąć po igłę. Serce mu się krajało, że musiał po raz kolejny sprawić ukochanemu ból, ale naprawdę nie było innego wyjścia. Cały czas starając się podgonić proces leczenia czarami, zaczął szyć. Szwów całe szczęście nie było dużo, choć z początku wyglądało to dramatycznie.
        - Gotowe - westchnął w końcu, odrzucając starym zwyczajem zużyte narzędzia na ziemię. Tak robiono w lazarecie, bo nie było czasu by odkładać je na miejsce i potem zastanawiać się czy przypadkiem nie wzięło się jakiegoś zainfekowanego skalpela do ręki. To co leżało na ziemi wkopywało się odruchowo pod łóżka i potem gdy był już spokój wyciągało, by to co się jeszcze do czegoś nada doprowadzić do porządku, a resztę wyrzucić.
        Mitra był po zabiegu zmęczony, ale względnie zadowolony. Jego biała koszulka i spodnie były ubrudzone krwią, tak samo zresztą jak ręce i trochę twarz (przecierał przedramieniem czoło i zostawił na nim krwawą smugę), ale on nie zwracał na to większej uwagi. Delikatnie obmył ukochanemu brzegi rany, ale nie bandażował jej - niech oddycha. Później odszedł kawałek, by w dzbanku i misie, które były w pokoju, umyć ręce i przemyć twarz. Zaraz wrócił do Aldarena i przysiadł obok niego na posłaniu.
        - Przepraszam, Ren - szepnął do niego. - Tak bardzo cię przepraszam…
        Mitra nachylił się do wampira i głaszcząc go po policzku, pocałował go w czoło.
        - Będzie dobrze - dodał szeptem. - Odpoczywaj…
        Dało się poznać, że niebianin nagle jakby doznał olśnienia. Jego dłoń głaszcząca wampira po twarzy nieco zwolniła, a on zerknął zamglonym wzrokiem w stronę rany. Aldaren potrzebował regeneracji, a wampiry najlepiej regenerowały się dzięki krwi. Nie zastanawiał się nad tym, co przyszło mu do głowy. To było najlepsze, co mógł zrobić. To było jedyne, co mógł zrobić. Bez słowa komentarza sięgnął po czysty skalpel i naciął nim skórę na swoim nadgarstku. Głęboko na tyle, aby krew z rany płynęła obficie, ale nie uszkodzić sobie za mocno naczyń.
        - Ren, pij - zwrócił się do wampira, podając mu swój pocięty nadgarstek. - Proszę cię, pij. Musisz się zregenerować. Zrób to dla mnie - dodał czułym, proszącym głosem. Zależało mu. Cholernie mu zależało. I jeśli będzie trzeba, zmusi ukochanego, by napił się jego krwi.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Nie Lip 21, 2019 11:59 pm
autor: Aldaren
        Odpowiedź nekromanty nieco go zaskoczyła. Jak to nie musi mu tego mówić? Co to w ogóle miało znaczyć? Na szczęście nie musiał ponownie prosić o wyjaśnienie tego, gdyż nekromanta po chwili zaczął wymieniać. Za przystojnego się ani trochę nie uważał, zwłaszcza przez tę jasną bliznę z prawej strony twarzy, ale pojęcie piękna i brzydoty było indywidualną, bo to co jednemu się podobało, u innego mogło wywoływać odrazę. Co do pozostałych cech wymienionych przez Mitrę, czy chciał czy nie, musiał się zgodzić by nie wyjść na kłamcę. Sympatyczny, albo po prostu miły był z natury, lubił być przecież w towarzystwie innych, a przyjaźń przecież trudno zaskarbić sobie strachem czy agresją. Polemizował by na temat charyzmy, bo ona wynikała jedynie z jego pozycji społecznej, zapewne gdyby ją utracił wraz z całym majątkiem już wcale nie byłby taki charyzmatyczny. Poza tym Mitra sam to powiedział, inni lubili być w towarzystwie skrzypka, bo liczyli na to, że coś dzięki temu zyskają. Przyjęcie takiej teorii nie napawało optymizmem, zwłaszcza gdyby do tego samego worka wrzucić również Mitrę, w końcu to jego słowa były. Na szczęście prawda była inna, niebianin nigdy niczego od wampira nie oczekiwał, prócz samej jego obecności i wsparcia, ale czy rzeczywiście? Z resztą nie ważne tak długo, jak błogosławiony chciał z nim być. Nic więcej nie miało znaczenia, liczył się tylko Mitra.

        - Myślę, że z ust wampira, który tęskni za byciem człowiekiem - podjął, przypominając łagodnie, że nie był krwiopijcą od urodzenia i nigdy nie chciał nim nawet być. - ...Może to być największy na świecie komplement. Nie będę cię przecież porównywał do krwi - dodał zaraz i się uśmiechnął z delikatnym niesmakiem.Po pierwsze porównanie kogoś do krwi było obrzydliwe, po drugie... Czy gdyby się tego podjął nie zdegradowałby nieświadomie Mitry do roli swojej ofiary? Tak, kategorycznie nie miał zamiaru zmieniać swojego zdania na temat tego, że Mitra był jego słońcem. Nawet gdyby nekromanta się przez to na niego pogniewał czy obraził. W końcu dał wampirowi powód i siłę by żyć dalej.

        - Nie masz się o co martwić, wrócę nim się obejrzysz - zapewnił z prawdziwą beztroską w głosie. Bardzo wierzył w swoje słowa, bo w ogóle nie zakładał, że miałoby mu się coś złego przytrafić, przecież już tyle razy schodził do Katakumb i nigdy mu się nic nie stało. Czego więc się tu bać? Niebezpieczeństwo jednak może czaić się wszędzie, nawet we własnym domu, jedyne czego można być pewnym, to tego, że zawsze uderzy w najmniej spodziewanym momencie. O czym Aldaren miał się przekonać na własnej skórze. Szkoda, że o tym nie wiedział, mógłby wtedy inaczej dobrać słowa by nie wyjść na kłamcę, ale człowiek uczy się całe życie, a najlepiej na własnych błędach.

        Kilka godzin później, już po dramatycznej sytuacji jaka spotkała Aldarena, wampir siedział w poprzek łóżka, plecami oparty o ścianę, coby wygodniej było mu się zająć raną, choć i tak nie było to wcale łatwe. Dłonie mu drżały i lepiły się od krwi, to mu tylko utrudniało działanie, podobnie jak zamazujący się wzrok no i otępiający, niemalże doprowadzający do szaleństwa ból. Musiał zdezynfekować ranę i jej okolice, nim zdejmie skorupę przypalonej skóry, tkanki mięśniowej i krwi. Nieprzyjemne zadanie go czekało, któremu musiał podołać dla własnego dobra, ale nie był pewien czy mu się uda przez to jak słaby był. Mimo wszystko wziął przed tym środek przeciwbólowy oraz wzmacniające organizm listki Śnieżnego Tralis ze swojej saszetki alchemicznej... ale nie miało to w sumie żadnego znaczenia jak się zaraz okazało, gdy tylko polał ranę spirytusem i jego ciało przeszył nieporównywalny z niczym, okropny, palący ból, który zaraz nieco ustąpił, gdy wampir stracił przytomność.

        Xargan wywiązywał się wzorowo ze swojego zadania. Czujnie jak tygrys na polowaniu warował pod drzwiami do pokoju wampira, a to, że z rzadka zdarzyło mu się zachrapać, to już mało znacząca kwestią. Spał w najlepsze, szczerząc się głupkowato i... w sumie na brodę spływała mu ślina z prawej strony... lepiej nie wnikać co mu się śniło. Mina mu jednak zrzedła, gdy najpierw usłyszał skrzypienie desek, niezbyt delikatnie stawiane kroki na schodach, a po tym wykrzyczane swoje imię. Otworzył z niezadowoleniem jedno oko, mlaszcząc przy tym i zamierzając ponownie jak najszybciej się przespać, ale widząc nad sobą niebianina, raczej wątpił, że uda mu się wrócić zaraz do drzemki.
        - Przejścia jak widzisz nie ma, proszę się oddelegować z powrotem na dół. Wstęp tylko dla zaproszonych - ziewnął szeroko ukazując gębę pełną trójkątnych jak u rekina zębów.
        - Mógłbyś przestać się drzeć w końcu? Niektórzy, szanowani obywatele tego miasta chcieliby sobie pospać w spokoju, a te twoje wrzaski martwych pobudzą - warknął w odpowiedzi, a kiedy dotarło do niego jaki żart mogło to stanowić, zaraz prychnął ze śmiechu.
        Słysząc groźbę nekromanty, jego dzikie, złote oczy błysnęły niebezpiecznie, a demon wstał z ziemi, nadal plecami opierając się o drzwi. Spojrzał groźnie na blondyna, krzyżując ręce na piersi i szczerząc kły z pogardą.
        - Uważaj, bo się zlęknę. Takie niewieście chucherko nie jest w stanie mi nic zrobić - prychnął i odepchnął stanowczo Mitrę, nie jednak na tyle mocno by do przewrócić, ale zrobił to wystarczająco dosadnie. - Zmiataj do swojego łóżka i daj innym pospać - dodał jakby jego gest sprzed chwili nie został przez niebianina odpowiednio zrozumiany.
        - Nie ma takiej opcji - odparł powoli tracąc cierpliwość. - Krew była moja, a Aldaren śpi. Dziękuję za uwagę i dobranoc! - rzucił z gniewem zaciskając pięści, a zaraz się skrzywił i skupił całą swoją uwagę na manekinach.
        Z tymi zaraz zaczął się szarpać, a po tym z uśmiechem psychopaty roztrzaskiwać je na setki elementów. Pochłonięty zabawą z kukłami zapomniał o Mitrze, który starał się pomóc wampirowi, nim demon uporał się z obstawą nekromanty na tym piętrze. Wściekły, że jego sen został przerwany i będzie się jeszcze musiał tłumaczyć skrzypkowi z niewykonanego rozkazu, choć nic nie zrobił (no właśnie), wkroczył do pokoju Aldarena gotów Mitrę wyrzucić za drzwi i się zabarykadować, ale widząc kiepski stan w jakim znajdował się nieumarły, po prostu stanął w pewnej odległości za plecami błogosławionego i obserwował, nie mając pojęcia co miałby niby teraz robić.
        - Mit...ra...? - wysapał ze zdziwieniem, gdy udało mu się podnieść powieki. Zaraz jednak dostrzegł strojącego za nim demona, na którego skarcił od razu spojrzeniem, ale po chwili zacisnął zęby i się skrzywił dusząc w sobie jakiekolwiek odgłosy dowodzące tego jak cholernie go bolało. Chciał zasłonić ranę ręką i udawać, że nic się nie stało, ale niebianin był szybszy. Powstrzymał go i zaczął oglądać ranę.
        Skrzypek chciał się kłócić, że blondyn wcale nie musi się o niego martwić i sam sobie poradzi, może nawet wyprosić go z pokoju i kazać zapomnieć, w ostateczności potraktować magią umysłu... ale szczerze nie miał na nic w ogóle siły. Westchnął ciężko, zaraz się krzywiąc i dał się na płasko ułożyć na łóżku.
        - Zo...staw... - wydusił z siebie nawet kilkakrotnie, starając się przy tym unikać pełnego troski i niepokoju spojrzenia ukochanego, który chyba nawet go nie słuchał. Ale kiedy został pocałowany w czoło... opuściła go chęć walki i nie mając większego wyboru poddał się jego chęci pomocy, po prostu mu na nią pozwalając. W końcu nic dobrego by z tego nie wynikło, gdyby zaczął utrudniać Mitrze pracę.
        Nawet najmniejszy ruch, a co za tym idzie również każdy oddech, wywoływał ogromny ból, przede wszystkim przez spalonego, zasklepionego al'a strupa, który nie był przecież tak elastyczny jak ciało i przy unoszeniu się i opadaniu brzucha wampira podczas oddychania po prostu naciągał skórę dokoła rany, nie tylko wywołując straszny dyskomfort, ale również właśnie podrażniając uszkodzone ciało. Sam doskonale rozumiał, że tej skorupy trzeba się pozbyć, bo obecnie więcej szkodzi niż pomaga, z resztą własnoręcznie chciał się tym zająć nim stracił przytomność, ale miał nadzieję, że Mitra nie był na niego zły za dołożenie mu roboty i zmartwień tym nadpaleniem własnego ciała. W chwili kiedy to zrobił najważniejsze przecież było dla wampira natychmiastowe zatamowanie krwotoku, bo inaczej nie dałby rady dowlec się aż na to piętro.
        Cały czas nieco zamglonym wzrokiem patrzył to na poczynania Mitry, to tępo w sufit używając wszystkich sił jakie mu pozostały by tylko zachować przytomność. Pokręcił głową, gdy nekromanta zaczął go przepraszać i się tłumaczyć, wampir doskonale go rozumiał i nie miał do niego absolutnie żadnego żalu. Co prawda nie w smak było krwiopijcy, że mimo wszystko błogosławiony i tak się dowiedział o jego ranie, ale za to mógł być zły wyłącznie na siebie, że jednak nie dał rady samemu się pozszywać oraz na Xargana, który zawalił po całości. Naprawdę miał z jego powodu więcej kłopotów niż pożytku. Może... rzeczywiście nie był demonem i wypadałoby się go po prostu pozbyć, nawet jako drugiej połowy swojej duszy. Skoro według Zabora, Xargan był stworzony z tego wszystkiego, do czego Aldaren nie chciał się przyznać jako cech swojej osobowości, to na cóż mu odzyskanie tej złej połowy. Cóż przynajmniej będzie miał o czym myśleć jak już stanie na nogi, póki co... był tak strasznie słaby i senny...
        - Wiem... - westchnął i się skrzywił, patrząc na Mitrę łagodnie, jakby chciał mu przekazać by wcale się nie zadręczał.
        Wypił posłusznie, choć z wyraźnym dyskomfortem podany eliksir, który najpewniej miał załagodzić nieco ból. Oprócz tego, że specyfik był paskudny w smaku, nie mógł jednoznacznie określić jego składu, więc nie wiedział czy zadziała, czy może zaszkodzi, biorąc jednak pod uwagę, że wcześniej Aldaren wypił swoją miksturę, zwiększona dawka środków przeciwbólowych, choć innego typu powinna dać jakieś efekty. Znaczy te pożądane efekty. Na razie i tak musieli czekać, dać medykamentowi czas się wchłonąć do krwiobiegu.
        - Nie martw się... Zapłaci za to... - wysapał przez zaciśnięte zęby z niemalże płonącą w oczach żądzą zemsty. W ten sposób on i Zabor mieli być niby kwita? Nie doczekanie! Wampir odpłaci mu się i to z nawiązką. Demon jeszcze pożałuje, że z krwiopijcą zadarł. Nie zamierzał mu odpuścić.
        Na ostrzeżenie Mitry kiwnął lekko głową by oszczędzać siły, westchnął i postarał się względnie rozluźnić by jakoś to znieść... Nie dało się. Spiął się od razu jak Mitra zaczął i nawet z początku udawało mu się to całkiem nieźle znieść. Co prawda zaciskał strasznie mocno zęby, a dłonie na pościeli, lekko wygięty w łuk, ale za długo to nie potrwało, zaledwie jedną trzecią całej rany w miarę przetrwał, ale gdy tylko niebianin zbliżył się do tej najgorszej, środkowej części, wtedy już zaczęły się problemy. Aldaren nie tylko nie mógł już dużej dusić w sobie tego jak bardzo go bolało, nie tylko wił się i wyrywał na łóżku, byleby Mitra już go zostawił, ale... nie bardzo kontrolując swoje odruchy odepchnął niebianina, ze specyficznego rodzaju gniewem w oczach - dziwna mieszanina wrogości, strachu, skruchy i błagania, niemalże jak u poważnie rannego zwierzęcia, które jednocześnie szuka pomocy, ale i się przed nią zwyczajnie z bólu broni. Xargan w tym momencie wsparł nekromantę by ten się nie przewrócił, a po tym tak jak mógł przytrzymał wampira, którego sam niebianin również musiał jakoś unieruchamiać, by dokończyć to co zaczął. Zwłaszcza, że podczas jego szarpania się, zwęglona skorupa niemal cała odeszła, z czym niestety z drugiej strony wiązał się dość obfity krwotok, nawet jak na wampira.
        To było chyba najgorszą częścią zabiegu, gdyż od razu, gdy tylko rana była już dokładnie oczyszczona, Aldaren się wyraźnie uspokoił. Zmordowany był przy tym bliski ponownej utraty przytomności, a na Mitrę patrzył wzrokiem jakby proszącym o dopicie, ale się już przynajmniej nie miotał i pomoc Xargana była zbędna. Przez odbierający zmysły ból sprzed chwili, był tak otępiały, że niemalże nie zareagował w ogóle na przejście przez nekromantę do kolejnego etapu i zasklepienie magią rany. Ciało wampira pokrywała delikatna warstewka potu, lekko drżał po wzięciu głębszego wdechu, choć mimo to oddech miał i tak płytki. Cały czas przy tym gapił się niewidzącym wzrokiem w sufit. Podczas szycia kilkukrotnie skrzywił się paskudnie, czy nawet syknął, kiedy targnęły nim silniejsze torsje, ale zniósł to bez większych problemów, balansując na granicy świadomości.
        Przeniósł osłabiony przeniósł mętne spojrzenie na ukochanego, gdy ten oświadczył, że już po wszystkim i zaraz przymknął oczy, widząc, że nekromanta od niego odchodzi. Odetchnął głębiej, jakby w westchnieniu, przykładając ostrożnie dłoń do bolącej rany. Mordęga. Ale może faktycznie sobie na to zasłużył. Co nie zmieniało faktu, że Zabor tego pożałuje.
        Słysząc, że błogosławiony jednak do niego wraca, otworzył oczy i utkwił je w nim, by zaraz złapać go delikatnie za dłoń i zmusić się do słabego zawadiackiego uśmiechu, w którym uniósł jeden ze swoich kącików ust, gdzie błysnął w nikłym świetle wampirzy kieł.
        - Jeśli przy umierających... też miałeś taką minę... to ja nie wiem... jak mogli odchodzić... szczęśliwi - burknął zaczepnie, może trochę złośliwie, ale nic innego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy. Myślał tylko o tym by trzymać niebianina przy sobie i po prostu pójść spać.
        Jego przeprosin w ogóle nie słuchał, bo przecież to nie błogosławiony mu to zrobił, nie miał za co przepraszać. Po chwili westchnął z całkowitą rezygnacją, gdy został pocałowany w czoło i obserwował blondyna z nutą zawodu w spojrzeniu. Rozumiał jednak, że nekromanta nie mógł spędzić tu nocy, nie było by mu wcale wygodnie, o ile dałby radę zmrużyć oko. Nie zatrzymywał go więc, sądząc, że niebianin zaraz zostawi go samego i pójdzie do swojego pokoju.
        - Zajmę się śladami prowadzącymi do kamienicy - burknął Xargan, choć nie wiadomo po co skoro i tak nikt go nie słuchał, po czym zostawił niebianina i wampira samych.
        Krwiopijca znów się lekko uśmiechnął, chciał jakoś rozweselić ukochanego, ale nie miał na to ani granika siły. Nie mógł się też z nim kłócić, więc po prostu przymknął oczy starając się zasnąć. Choć przez tę chwilę upajał się przy tym delikatnymi pieszczotami blondyna, a zwłaszcza jego obecnością. Odprężył się przy tym wyraźnie i nawet cicho zaczął mruczeć, lecz zaraz przestał jak tylko Mitra zabrał swoją dłoń.
        - Ja jeszcze... nie śpię... - wyburczał z udawanym wyrzutem, chcąc nieco rozweselić partnera, ale zaraz zamilkł widząc jego dość niepokojący wyraz twarzy. - Mitra...? - wezwał go, nie wiedząc co nekromanta kombinuje, choć zaraz się tego dowiadując. I wcale nie wydawał się być zadowolony z rozwiązania tej zagadki.
        Coś zapulsowało skrzypkowi z tyłu głowy, poczuł nagłą suchość w gardle i ogromny głód, a jego oczy nabrały szkarłatnego koloru, niemal brutalnie wpatrując się w uciekającą po ręce nekromanty krew z rozcięcia jakie sobie właśnie zrobił. W pierwszej chwili nie tylko chciał przyjąć zaoferowany poczęstunek, ale w pełni skorzystać z najbliższego źródła, zaspokajając swój głód przez jego opróżnienie, jednakże niemal w tej samej chwili dopadły go wspomnienia z pierwszego razu gdy napadł na Mitrę. Skrzywił się z nieufnością w oczach i zakłopotany oraz lekko rozdrażniony, odwrócił głowę w jawnym proteście.
        - Obiecałem... Nie zrobię ci tego... - wydusił z siebie cicho, ze ściśniętym gardłem.
        Nigdy nie powinno dojść do takiej sytuacji. Chyba jednak najlepiej by było gdyby postanowił pójść do zamku, albo karczmy Nihimy. Jego luby nie musiałby wtedy się ranić i igrać z dziką, nieprzewidywalną naturą wampira. Jeśli nie daj Prasmoku, zdarzy się ponownie taka sytuacja, bez zastanowienia wybierze inne rozwiązanie. Teraz niestety musiał się zmierzyć z przykrymi konsekwencjami obecnie podjętej decyzji.
        - Nie mogę... - dopowiedział zaraz, zaciskając pięści i walcząc z przemożną chęcią skorzystania, skoro dają...
        Był jednak słaby, a w prośbach Mitry zaczął słyszeć jeszcze większą desperację i rozpacz, może również gniew wywołany traconą cierpliwością. Nekromanta zaciął się bez mrugnięcia okiem, zdawać by się nawet mogło, że z wprawą... Aż strach było myśleć, czy nie okaleczy się bardziej, byleby tylko zmusić wampira do skorzystania z tego działającego w przypadku wampirów cuda, lekarstwa. Nie chciał doprowadzać ukochanego do ostateczności, więc w końcu, zmuszony do tego wbrew swojej woli, skrzypek spełnił wolę błogosławionego.
        Z bólem podniósł się do pozycji na wpół siedzącej i z niechęcią, pełen obaw ujął delikatnie rękę nekromanty, przytrzymując ją sobie pod spodem. Wahał się i widać było, że cały czas się wzbraniał przed spiciem krwi niebianina, na którego nawet nie spojrzał odkąd został zmuszony do napicia się jego krwi. Nie miało znaczenia, że było to dla dobra wampira. Takie działania mogły się źle skończyć, biorąc pod uwagę problemy z łaknieniem Aldarena.
        Odetchnął głęboko i najpierw powiódł ostrożnie koniuszkiem języka po skórze blondyna, nie zbaczając z krwawego szlaku zostawionego przez krople, które z rany wypłynęły jako pierwsze, by ostatecznie mógł polizać delikatnie ranę i przytknąć do niej łagodnie usta w skromnym pocałunku. To kategorycznie wystarczyło by obudzić w skrzypku krwiopijcę, czego dowodem było mocniejsze zaciśnięcie swoich palców na podtrzymywanej ręce, choćby tylko przez kilka uderzeń serca. Zaraz jednak poluźnił chwyt, jedynie kciuk przyciskając do rany nekromanty, by już nie krwawiła, a przynajmniej nie tak bardzo. Oczywiście był w tym zawarty jasny przekaz, że wampir tymi dwoma łyczkami chciał to kategorycznie zakończyć. Co prawda kły go świerzbiły, by tylko zanurzyć się w miękkiej tkance i na kilku łykach nie poprzestać, ale nie mógł mu tego zrobić. Za bardzo kochał niebianina by go tak skrzywdzić, zwłaszcza, że aż za dobrze pamiętał jak skończyła inna jego ukochana osoba, której krew spijał.
        - Dziękuję. Wystarczy - powiedział raczej sztywno, cały był spięty i nadal unikał spojrzenia Mitry. - Kazałem Xarganowi przynieść butelkę... z krwią... nim przyszedłeś - wspomniał, nie rozwijając czego tak naprawdę oczekiwał od Mitry swoją wypowiedzią. Oczywiście miał na uwadze, że Mitra mógł się po tym źle poczuć, może nawet odrzucony, ale w tej kwestii naprawdę wolał już przyjąć na siebie gniew i obrazę błogosławionego, niż go krzywdzić. Zwłaszcza, że blondyn tyle dla niego zrobił... To wampir powinien mu ofiarować jakąś zapłatę, nie na odwrót.
        - Zajmij się proszę tą raną... - polecił patrząc gdzieś w bok. prawą dłonią trzymając lekko i jakby osłaniając ranę na swoim boku. Może i robił z siebie obecnie ostatniego palanta i niewdzięcznika, ale liczyło się dla niego wyłącznie dobro Mitry.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Pon Lip 22, 2019 9:23 pm
autor: Mitra
        Mitra poczuł przyjemne ukłucie w sercu. Faktycznie, nie pomyślał o tym, że Aldaren mógł odnosić się do swojego życia jako śmiertelnik i w gruncie rzeczy były to naprawdę piękne słowa... Aż z wrażenia zmiękły mu nogi.
        - Jesteś wyjątkowy - szepnął skrzypkowi nie potrafiąc lepiej wyrazić tego jak się teraz czuł. Jedyne czego teraz pragnął to sprostać tym nadziejom i pięknym słowom…

        Nie było takiej siły, która powstrzymałaby Mitrę przed wejściem do pokoju Aldarena, a na pewno nie zamierzał dać się zatrzymać Xarganowi z jego błyskotliwymi odzywkami. Nie dał się zbić z pantałyku żarcikami o budzeniu umarłych ani tym jak został przez demona nazwany, choć w innych okolicznościach skończyłoby się to z pewnością źle. Teraz jednak był gotów nawet osobiście rzucić się na Xargana, jeśli to byłby jedyny sposób, by dostać się do wampira. Tylko to się liczyło. Do prywatnej zemsty wróci ewentualnie po wszystkim…
        - Nie wciskaj mi ciemnoty, nie jestem ślepy! - wydarł się nekromanta, gdy demon próbował mu wmówić, że to jego krew na schodach. Powstrzymał się jakimś sposobem od wyzwania go.
        Rozmowa weszła jednak na taki poziom, że słowa straciły sens. Mitra poszczuł manekiny na Xargana i wszedł do sypialni Aldarena. To, że demon szybko uporał się z kukłami nie miało na razie większego znaczenia... Liczył się tylko Aldaren i jego zły stan. Dobrze, że Xargan był podobnego zdania i się nie wtrącał, bo wtedy Mitra by go chyba zabił. Na korytarzu jeszcze się ograniczał, ale teraz, gdy zobaczył biednego skrzypka... Nigdy nie pozwoliłby się wyrzucić. Musiał działać.
        - To ja - zapewnił, gdy wampir z niedowierzaniem wezwał go po imieniu. - Spokojnie, zajmę się tobą.
        Nie zważał na niemrawe protesty, później najwyżej go przeprosi, ale ta rana wymagała odpowiedniego zajęcia się nią i to szybko, bo wyglądała na bardzo poważną. Ani myślał gniewać się przy tym na Aldarena, nawet jeśli mogłoby się wydawać, że sknocił coś w trakcie wcześniejszego zabezpieczania swojej rany. Zrobił to co na ten moment mógł i co wydawało mu się najrozsądniejsze. Tak naprawdę przypalenie zatamowało krwotok i może tylko dzięki temu udało mu się dotrzeć do domu, a nie… Nie. Mitra nie mógł myśleć o takich ewentualnościach, bo wtedy się zdekoncentruje, a nie mógł sobie na to pozwolić.
        - Nie wątpię - odpowiedział z przekonaniem Aldarenowi, gdy obiecywał zemstę za to co mu zrobiono. Bardzo chciałby wiedzieć kto go tak urządził i dlaczego oraz najlepiej gdzie ten typ mieszkał… Zabiłby go za to co zrobił jego ukochanemu. Ale nie teraz, teraz ważniejsze było opatrzenie tej paskudnej rany. Nie mógł jednak nie zauważyć, że została ona zadana nie dość, że srebrnym narzędziem, to jeszcze tak by wywołać duże zniszczenia, ale nie zabić od razu - narządy były nietknięte. Ktokolwiek to zrobił, znał się na robocie… Mitra też jednak wiedział co robi, szanse były więc wyrównane.
        Trudno zrobiło się dopiero gdy doszło do usuwania spalonej tkanki, choć nekromanta starał się działać szybko i pewnie, użył środków przeciwbólowych i miał najlepszy, najostrzejszy skalpel. Było ciężko, ale nie poddawał się, choć bolało go serce gdy widział cierpiące oblicze ukochanego. Nie zraził się, gdy został odepchnięty. Trochę zirytował się, że musiał przerwać, gdy było już bardzo blisko końca tej mordęgi dla obojga, ale nie okazał Aldarenowi gniewu.
        - Wytrzymaj jeszcze chwilę - poprosił, wracając do niego. Nie zwrócił uwagi na to, jak Xargan go złapał, inaczej pewnie odstawiłby scenę, ale teraz miał inne priorytety. I nawet poczuł wdzięczność dla demona za to, że pomógł mu przytrzymać miotającego się skrzypka. Nie zdradził się jednak słowem - był skupiony na robocie.

        Mitra przysiadając przy Aldarenie zupełnie nie pomyślał o tym, by go dotknąć. Był spięty, nadal martwił się jego stanem. Gdy jednak to wampir pierwszy złapał go za dłoń, nekromanta z zaangażowaniem odwzajemnił ten gest, jakby sam również potrzebował takiego wsparcia. W istocie tak było, choć Aresterra nie chciał się do tego przyznać. Musiał być silny, bo to nie on tu cierpiał, nie on był ranny. Dlatego poczuł się nieswojo na myśl, że Aldaren może próbować go pocieszać. To nie tak miało działać, to nie w tę stronę powinno się odbywać. Zaraz jednak przyszło mu do głowy, że być może skrzypek nie tyle pocieszał jego, co siebie - uśmiechem próbował złagodzić ból.
        - Nie wiem, Ren - odpowiedział szeptem Mitra, gdy wampir zarzucił mu zbolałą minę. Czy jakąś tam, po prostu nie poprawiającą nastroju. Postarał się ją zmienić, bo wcześniej nawet nie panował nad tym jakie grymasy robił, a nie chciał martwić swojego ukochanego. Dlatego też zachował dla siebie uwagę, że być może wcale nie umierali szczęśliwi, bo przecież nigdy ich o to nie pytał. Nie chciał się kłócić, to nie była pora na to. By nie wracać do tego tematu znowu zaczął głaskać Aldarena po głowie i twarzy. Przeprosiny wyszły same z siebie, powodowane widokiem tego jak zbolały był skrzypek. Mitrze źle było z tym jak bardzo go wymęczył, choć jednocześnie wiedział, że nie miał innego wyjścia, bo liczył się czas. I tak starał się jak najbardziej oszczędzić mu bólu... Szkoda, że tak wyszło. Miał o to do siebie żal i strasznie go to gryzło. Do tego mógł dodać jeszcze wyrzuty sumienia, że nie zareagował od razu. W końcu od momentu, gdy usłyszał pierwszy łomot, aż do chwili, gdy połączył fakty, minęło tyle czasu... Był beznadziejny. I nie usprawiedliwiało go wcale to jak źle się czuł i jak bardzo zmęczony był. W lazarecie nie mógł sobie pobłażać i w szpitalu też nie będzie mógł, bo kiedyś skończy się to tym, że pacjent nie przeżyje. A teraz... To samo mogło spotkać jego ukochanego. Sens jego życia. Jak miał sobie wybaczyć?
        Wyjście Xargana wbrew pozorom dotarło do Mitry i co więcej, poczuł on wdzięczność do demona za to, że w końcu wyczuł chwilę i zostawił ich samych. Nawet jeśli nie to było jego pierwotnym zamiarem, ważne, że go nie było. Że byli sam na sam i błogosławiony mógł zająć się swoim ukochanym, czuwać nad nim tak długo, jak będzie trzeba. Nie wiedział, że Aldaren obawiał się, że on zaraz wyjdzie, bo wtedy by go chyba zrugał - jak mógłby wyjść, gdy tu leżał jego ranny ukochany? Nie ma mowy! Nawet gdyby musiał spać na ziemi obok jego łóżka, nieważne, odrobina niewygody nie była tak zła, jeśli mógłby przy nim dzięki temu zostać. Zresztą nie trzeba będzie posuwać się do takich ekstremów. Na razie póki co błogosławiony był tak nakręcony, że nie było nawet mowy o tym, aby zasnął, więc mógł po prostu siedzieć. Nerwy jednak powoli go opuszczały - była to głównie zasługa Aldarena, który swoim mruczeniem i tym jak się rozluźnił trochę uspokoił niebianina. Ten z czułości pocałował go w czoło, wcale nie na do widzenia, nie spodziewając się przy tym, że wampir otworzy oczy i zorientuje się w tym, że błogosławiony coś kombinuje. Mitrze jego pomysł wydawał się za to doskonały. Nie robił tego z przymusu ani ze strachu, po prostu tego chciał - zdrowie i życie Rena było dla niego najważniejsze, a to poświęcenie zdawało się niewielkie. Fakt, że nie wziął w tym momencie pod uwagę problemów skrzypka z łaknieniem, ale chyba nawet gdyby wziął je pod uwagę, nie cofnąłby się. Poczuł jednak wahanie gdy dostrzegł wyraz twarzy Aldarena - zdegustowany, spięty, zły. Zaczął zasłaniać się obietnicą.
        - Ale ja tego chcę - zapewnił go łagodnie. - Nie łamiesz żadnej obietnicy... Proszę, pij.
        Mitra był zdeterminowany, uparty. Ofiarowywał Aldarenowi swoją krew z pełnym zaufaniem i miłością i nie umiał się pogodzić z odmową. Raz, że to chodziło o jego zdrowie, które dla obu powinno być ważne, a dwa: to było jak odmowa spędzenia wspólnej nocy mimo obopólnych chęci. Po prostu wywoływało żal i wrażenie zdradzonego zaufania. Zgoda jednak wcale nie ucieszyła Mitry - widział, że Aldaren nie robił tego z przekonaniem, a przez to, że poczuł się zmuszony. Ociąganie, niechęć - miał to wyrysowane na twarzy aż zbyt wyraźnie. I gdyby nie wyższe priorytety, nekromanta by się wycofał. Było mu trochę przykro, że zmusił skrzypka do czegoś, na co absolutnie nie miał ochoty, ale musiał, po prostu musiał. Bez krwi jego regeneracja mogłaby nie zadziałać albo przy odrobinie szczęścia działać, tylko bardzo wolno. Udawał więc, że wszystko jest w porządku i nie widzi tego ociągania i grymasów, choć serce go od tego bolało. Nie wycofał się jednak. Niepodciętą ręką pomógł wampirowi się podnieść i później podał mu ranny nadgarstek, w napięciu oczekując tego co miało nastąpić...
        Swojej reakcji się jednak nie spodziewał. Gdy Aldaren powiódł językiem po jego skórze, zlizując krew, a później wodząc nim po ranie, ciało nekromanty przeszedł lekki dreszcz, który jednak błyskawicznie narósł, gdy Aldaren złożył usta na ranie i lekko zaczął ją ssać. Mitra jęknął w sposób niezwykle jednoznaczny, zwłaszcza gdy patrzyło się przy tym na wyraz jego oczu i to jak poruszył się niespokojnie, zaciskając palce wolnej dłoni na pościeli. Nakręciło go to. To straszne, ale przez to nawet trochę żałował, że jego ukochany nie napił się więcej. Przyjemność błyskawicznie jednak odeszła w niepamięć, zastąpiona troską. To już? Naprawdę tyle Aldarenowi wystarczyło? To brzmiało jak absurd zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt ile krwi stracił przy zabiegu. Aresterra gapił się więc na niego zdezorientowanym wzrokiem. Machinalnie przejął od niego uciskanie własnej rany, czekając na jakieś wyjaśnienia. Wzmianka o butelce krwi szybko go jednak otrzeźwiła i podsunęła odpowiednie wnioski. Aldarenowi bardzo zależało na dotrzymaniu danego słowa i pewnie nie chciał skrzywdzić błogosławionego, nawet jeśli chodziło o jego własne dobro... Mitra nie powinien mieć do niego o to żalu, ale jednak trochę go to bolało. Robił jednak dobrą minę do złej gry.
        - Oczywiście - mruknął nieobecnym głosem, gdy Aldaren poprosił go o zajęcie się swoją raną. Obrócił się lekko bokiem, jakby się wstydził i wtedy użył czarów, aby szybko zasklepić nacięcie, które w gruncie rzeczy nie było głębokie. Nie tak bardzo, jak rana skrzypka...
        Później Mitra bez dodatkowej zachęty sięgnął po butelkę, na którą wcześniej nie zwrócił uwagi i odkorkował ją. Odruchowo powąchał co jest w środku i gdy upewnił się, że to krew, przysunął się do Aldarena.
        - Mogę ci pomóc? - zapytał z troską. Nie zamierzał poić Aldarena, jeśli ten uzna, że może sam, ale chciał mu chociaż podtrzymać ciężką butelkę albo głowę... To drugie nawet bardziej, po prostu po to by móc go dotknąć. Jeśli jednak wampir się nie zgodził, Mitra po prostu siedział obok. W jego oczach widać było tylko troskę, żadnych negatywnych emocji czy złości. Palcami wolnej ręki wodził po miejscu, gdzie niedawno się pociął. Po miejscu, na którym nadal czuł dotyk języka i ust Aldarena... To uczucie było miłe, ale teraz przyćmiewało je to, co działo się tu i teraz.
        - Ren... - zagaił Mitra, na wzór swojego ukochanego ze zdenerwowaniem masując sobie kark. - Czy... przeszkadzałoby ci, gdybym tu z tobą został do rana?
        Błogosławiony podniósł na wampira proszący wzrok.
        - Nie musimy leżeć razem - mruknął. - Wiem, że to łóżko nie jest dwuosobowe... Ale pozwól mi z tobą chociaż posiedzieć i potrzymać cię za rękę.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Wto Lip 23, 2019 7:27 pm
autor: Aldaren
        Aldaren ani trochę nie był pocieszony sytuacją w jakiej obecnie się znalazł. Tak samo jak tym, że przez niego, Mitra zerwany został ze snu. Może i obecnie nie przejawiał zmęczenia, ale jeśli obecna pora nie była jednoznaczna z tym, że każdy normalny śmiertelnik powinien być pogrążony w głębokim, błogim śnie, podkrążone i lekko napuchnięte oczy nekromanty, powinny być najlepszym dowodem na to, że jak nikt inny potrzebował odpocząć. A nie zajmować się głupim, żałosnym wampirem, który nawet takim draśnięciem nie potrafi się zająć jak należy. I on jeszcze budował szpital... Zaczęły go dopadać wątpliwości czy to rzeczywiście dobry pomysł, skoro sobą nie umie się zająć i ochronić, a co dopiero innych. Jakby się nad tym zastanowić i uwierzyć słowom Zabora, to wychodziło na to, że demon zrobił mu tak naprawdę przysługę. W końcu skoro jest nieudolnym demonologiem, o czym się przecież przekonał, to może medykiem również... czego dowodziłoby to, że to Mitra musiał się nim zająć.
        Skrzywił się z bólem i gniewem, zaciskając pięść na pościeli. To nie był najlepszy moment na rzucenie wszystkiego, a tym bardziej na przejmowanie się opinią demona, który od samego początku, przez niemal pięćset lat nie krył się ze swoją wrogością wobec skrzypka. Aldaren na każdym kroku był przez niego upokarzany i obrażany, kilkakrotnie miał przez ogara na tyle poważne kłopoty, że omal nie zakończył swojej egzystencji. Zabor nie był więc wiarygodnym źródłem jeśli chodziło o ocenę poziomu własnych umiejętności. Ale... W takim razie dlaczego żadne z zaklęć z dziedziny demonów na niego nie działało? I czym rzeczywiście był Xargan? Bo to co demon mówił o upiorze rzeczywiście poddaje w wątpliwość to, że rogaty blondyn jest pobratymcem Zabora. Dobranie się ogarowi do skóry było bardziej niż pewne. Najpierw wampir wyciągnie z niego wszystkie potrzebne informacje, a po tym odda się bez opamiętania słodkiej zemście. Jeszcze mu pokaże jak bardzo się mylił nazywając skrzypka nieudacznikiem!
        - Zos...taw... - wydukał dosadniej, gdy Mitra go oglądał i poruszył się na łóżku próbując się podnieść, co niestety nie było już takie proste po znalezieniu się w tej pozycji. Syknął z bólu i przycisnął dłoń do nadpalonego boku, odpuszczając na ten moment podniesienie się. Spod zwęglonego strupa, a nawet spomiędzy pęknięć na nim sączyła się leniwie, acz nieustannie ropa, krew i płyn będący mieszanką tych obu. No i przez to sztywne cholerstwo zdawało mu się, że rana bolała go jeszcze bardziej, nawet przy najdrobniejszym ruchu jakim było unoszenie się klatki piersiowej kiedy oddychał, ale jak miał niby zaprzestać?
        Był zmęczony i rozdrażniony. Jedynie na Mitrę nie był zły w tym wszystkim, bo przecież niebianin nic nie zrobił, chciał mu tylko pomóc. Natomiast to Xargan ponosił lwią część winy za to, że nekromanta był obecnie w tym pokoju, a nie w swoim łóżku. Będzie musiał się poważnie rozmówić z... demonem, gdy odzyska już siły.

        Nie można było nagrodzić Aldarena cukierkiem dla wzorowych pacjentów, choć starał się raczej nie utrudniać, a przynajmniej nie świadomie, gdy już pogodził się z tym, że Mitra nie odstąpi go na krok póki nie załata odpowiednio wampira. Najgorszy zapewne dla obu stron i tak był moment, w którym błogosławiony musiał się pozbyć zwęglonej skorupy. Po tym na szczęście było już z górki, choć raczej żadne z nich tego tak nie odbierało. Skrzypek walczył z konsekwencjami otępiającego bólu sprzed chwili, zwłaszcza z nierównym oddechem i wiszącą nad nim ponowną utratą przytomności, a Mitra był po prostu wykończony. Zapewne również psychicznie, czego dowodem była jego zbolała mina. Aż serce się wampirowi krajało, gdy patrzył na ukochanego w takim stanie, choć raczej powinno być na odwrót. Nie to jednak było obecnie najważniejsze.
        Zaczął powoli dochodzić do siebie po zabiegu. Złość również mu odpuszczała, jej miejsce zastępowało rosnące pragnienie poprawienia humoru partnerowi i to bez znaczenia w jaki sposób, byle by tylko blondyn przestał się martwić. Cóż... pierwsza próba się nie powiodła, zdawało by się nawet, że nekromanta zasępił się jeszcze bardziej. Nie mógł mu mieć tego za złe, bo zmartwienie błogosławionego było zrozumiałe, nawet można by rzec - naturalne. Nie zmieniało to jednak faktu, że ciężko nieumarłemu było patrzeć na to jak ciężko na sercu było w obecnej chwili nekromancie, zwłaszcza, że w pamięci nadal miał to jaki był szczęśliwy jeszcze tych kilka godzin temu, zanim wampir wyszedł z domu. Właśnie! Czy poprzednie zachowanie niebianina nie wynikało z tego, że mógł coś podświadomie przeczuwać? Takie rzeczy są w ogóle możliwe? Z resztą nie ważne. I tak niewiele by to obecnie zmieniło.
        - Hej... - zaczepił siedzącego przy nim mężczyznę ze słabym uśmiechem na twarzy, starając się nie tracić go z twarzy nawet gdy rana mocniej go zabolała. - Nie wiem czym... się tak nadal martwisz... ale uśmiechnij się... - starał się mówić na jednym wdechu, ale niestety i tak musiał robić pauzy. I choć ciężko było mu rozmawiać, to jednak zawsze było to dużo przyjemniejsze od martwej ciszy. - Bo wiesz... jestem martwy... i gorzej już nie będzie - zarzucił drętwym, nawet jak na siebie, żartem, po którym wyszczerzył w rozbawieniu zęby, przez chwilę się śmiejąc, dopóki nie skrzywił się paskudnie, łapiąc za bolący bok, jakby to miało coś pomóc. Naprawdę będzie musiał przysiąść i popracować nad jakimiś skutecznymi środkami przeciwbólowymi i znieczulającymi.
        W prawdzie Mitra potrafił ukoić jego ból, albo chociaż sprawić by skrzypek o nim nie myślał aż tak bardzo, samą swoją obecnością, ale przecież nie mógł trzymać go przy sobie cały czas, nie mógł na nim wiecznie polegać, bo co jakby nekromanta był potrzebny gdzie indziej albo był na tyle zajęty, że po prostu nie mógłby z wampirem bezczynnie siedzieć niewiadomo ile. Poza tym raczej mało prawdopodobne, że obecność niebianina na kogoś innego podziałała by tak samo. Czy Aldaren by mu w ogóle na coś takiego pozwolił? Wątpił. Mitra był tylko i wyłącznie jego i teraz się tym zwyczajnie rozkoszował. Co prawda wolałby znajdować się w innej sytuacji, albo chociaż nie czuć takiego bólu, ale to już trudno.
Był odprężony i cicho mruczał z zadowoleniem, jak duży kot, gdy był głaskany przez niebianina. Nawet zaczynał zasypiać, dopóki Mitra nie zabrał dłoni z jego głowy. Obserwował go czujnie, nie wiedząc co blondyn zamierzał zrobić, a później to już wiadomo jak się sprawy potoczyły. Wtedy też się przekonał, że dla niego może być coś jeszcze gorszego niż bycie martwym - patrzenie jak jego ukochany się przez niego okalecza.
        To co Mitra zrobił i czego oczekiwał od wampira wcale nie było takie łatwe jakby się mogło wydawać. Fakt, dość znaczącym w obecnej sytuacji było to, że skrzypek wcześniej się opił krwi i zaspokoił głód, a po drugie był osłabiony, więc dlatego nie rzucił się od razu na nekromantę jak zwierze. Niestety, kochał niebianina, pragnął go całym sobą i przez to istniało zagrożenie, że może jednak zaatakować. W sumie był nawet tego bliski, ale... te przykre wspomnienia... Nie chciał znów widzieć takiego wyrazu na twarzy Mitry, nie chciał być znów ugodzony ostrzem jego nienawiści i strachu. W końcu znalazł skuteczne lekarstwo zapobiegające niekontrolowanemu oddaniu się żądzy krwi, ale czy naprawdę musiał je odkryć takim kosztem?
        Zamarł zaskoczony słowami Mitry. Albo raczej szczerością i zaufaniem w nich pobrzmiewających. No i jeszcze ten zbolały wzrok, który przybierał na sile z każdą odmową nieumarłego, jakby co najmniej nekromanta ofiarował mu swoje serce, a skrzypek go raz za razem odrzucał. Szybko dostrzegł, że w ten sposób rani ukochanego, może nawet bardziej niż jakby go faktycznie ugryzł, nie mógł więc dłużej na to pozwolić. Paskudnie się czuł, że został do tego zmuszony, ale przyparty do muru, co miałby innego zrobić. Z pomocą blondyna poprawił się na łóżku i przyjął sączącą się z rozcięcia na jego nadgarstku krew.
        Zlizując jej krople i spijając nieco, bezpośrednio z rany, był bardzo spięty jakby na szpilkach siedział. Cały czas używał wszystkich sił by nie stracić kontroli, cały czas ze sobą walczył. Na dreszcz, który przeszył Mitrę, wampir w ogóle nie zareagował. Wolał go zignorować, bo rozumiał jak potworne i obrzydliwe było to co właśnie robił, że każdy by dostał od tego dreszczy ze strachu (jak zinterpretował te, które zawładnęły blondynem), ale jego jęk... Aldaren po usłyszeniu go był tak zaskoczony, że po prostu musiał spojrzeć na nekromantę. Widząc jednak wyraz jego twarzy od razu przestał już pić przyciskając swój kciuk do rany by już tak obficie nie krwawiła i nie nęciła więcej czerwonookiego skrzypka, na którego bladej twarzy wykwitł delikatny rumieniec. Był... dziwnie się czuł w zaistniałej sytuacji. Nie spodziewał się, że Mitra tak mógłby zareagować. Rozumiał, że inni, ale Mitra? Przecież w ruinach... on...
        Nie miał najmniejszego pojęcia co o tym myśleć, był zdezorientowany i zmęczony, a im dłużej się nad tym zastanawiał tym bardziej wydawało się to nieprawdopodobne. Ostatecznie uznał to za majaki spowodowane znaczną utratą krwi, którą dopiero miał odnowić. Przykro mu po części było z przyjęcia takich wniosków, bo miał żałosną jak on sam nadzieję na to, że może kiedyś... Ale wydawało się to jedynie tak abstrakcyjnym pragnieniem... W przeciwieństwie do powtórki tego co stało się w kryptach. Takiego scenariusza jednak bardziej by się spodziewał. Przez to dość chłodno polecił Mitrze zajęcie się raną i wspomniał o butelce z krwią. Zaraz jednak bił się z samym sobą za to jak paskudnie potraktował ukochanego i to w podzience za jego starania. Skrzywił się, a zaraz po tym westchnął, zakłopotany odwracając na moment wzrok, póki nie usłyszał jak nekromanta odkorkowuje butelkę.
        Uśmiechnął się jakby się do tego zmuszał, choć chciał posłać ukochanemu szczery uśmiech i zaintrygowany poczynaniami blondyna zobaczył jak ten wącha co jest w środku. Jego działania rozbawiły nieco skrzypka, który znów zdawał się być bardziej odprężony, jak chwilę przed tym nim Mitra zmusił go do napicia się swojej krwi.
        - Myślę, że to nie twoje gusta... - mruknął, nie odrywając od blondyna swojego czerwonego spojrzenia. - Może i wytrawna... ale tak gorzka...że przyprawia o mdłości - powiedział, lekko pochmurniejąc, choć nie tracąc uśmiechu. - Najgorsza trucizna na świecie... - westchnął i z drobnymi trudnościami się poprawił by jakoś tę truciznę wypić.
        Krew Fausta nigdy nie była dobra, ale przez to, że był mistrzem Aldarena, zawsze skrzypka do niej ciągnęło, była jego narkotykiem i w sumie nawet po śmierci Starszego nadal nie jest w stanie jej sobie odmówić. W końcu więzy krwi, nawet te wampirze obowiązują przez całą wieczność, nie zważając nawet na śmierć. Krew Mitry natomiast, nawet doprawiona srebrem, była jak ambrozja, jak zakazany owoc, którego skosztowanie mogło skrzypkowi przynieść jedynie rozpacz. I tak by zapewne było gdyby się od niej uzależnił tak jak kiedyś od krwi Fausta. Ten jednak był starym wampirem i młodszy krwiopijca nie mógł mu w żaden sposób wtedy zaszkodzić. Niestety w przypadku Mitry mogłoby to się nie skończyć za dobrze. Nekromanta musiał mu to wybaczyć i choć spróbować zrozumieć.
        - Hm? - spytał wyrwany z rozmyślań i zaraz się uśmiechnął lekko, wyciągając dłoń po butelkę. - N...
Widząc jak dłoń mu drży i pewnie nie jest do końca władna, prychnął z niedowierzaniem i zdegustowanym rozbawieniem.
        - Chyba mi się przyda - zaśmiał się uważając na szwy i drapiąc się zakłopotany po potylicy. - Tylko... Czy mógłbyś na to nie patrzeć? Wiem, że to obrzydliwe... - poprosił, lekko spięty i zażenowany faktem, że nekromanta będzie musiał przy tym być. Był tym bardzo skrępowany i nie obchodziło go wcale to, że Mitra skoro mieszkał w Maurii od dłuższego czasu, mógł nie raz widzieć pijące krew wampiry, ale Aldaren był bardziej niż pewien, że niebianin z żadnym nie musiał mieszkać. Nie tak jak w tym przypadku. Dlatego wolał, by błogosławiony nie był świadkiem. Nie chciał by blondyn się go brzydził.
        Oczywiście przyjął zaoferowaną przez Mitrę pomoc, bo widział ile to dla niego znaczyło i nie mógł i w tym przypadku odtrącić wyciągniętej przez niego dłoni. Nie był jednak dzieckiem i miał swoją godność, więc o ile dość męczące było dla niego utrzymanie się w pozycji siedzącej bez opierania się o nic plecami i musiał tu w pełni polecać na Mitrze, o tyle z butelką nie miał takiego problemu, wystarczyło, że nekromanta w razie czego asekurował by naczynie nie wypadło wampirowi z ręki. Zwłaszcza patrząc na to jak krwiopijca łapczywie pił, nie zważając nawet na to, że stróżki krwi uciekały mu kącikami ust i spływały po brodzie, a po tym po gardle i kontynuowały swoją wędrówkę w stronę pościeli. W sumie już i tak była brudna, ale co sobie o nim pomyśli niebianin. Przecież właśnie wyżłopał całą butelkę krwi jak jakiś łachmaniarz nadużywający alkoholu. Dobrze, że wcześniej poprosił nekromantę o odwrócenie wzroku albo chociaż zamkniecie oczu, ale czy on... Nie! Nie mógł tak myśleć o Mitrze, bo jaki to związek gdy jedno nie ufa drugiemu i jest wobec niego podejrzliwy. Jeśli Mitra to widział to cóż, mówi się trudno nic się z tym już nie da zrobić. Dobrze by jednak było by się chociaż nie przyznawał do tego skrzypkowi, bo jak ten miałby mu później zaufać w dużo ważniejszej kwestii?
        Po opróżnieniu butelki z krwią czuł się już nieco lepiej. Wciąż był zmęczony i palił go i na zmianę rwał bok, ale było to już dużo łatwiejsze do zniesienia. Problem polegał jedynie na tym, że chciał się jeszcze napić, a rana na oko się w ogóle nie zmieniła, nawet się lekko nie zasklepiła, nie mniej jej zagojenie było już tylko kwestią paru dni, a nie tygodni, czy miesięcy. Miał tylko nadzieję, że nie będzie mu zbyt dokuczać przy codziennych zadaniach i że Mitra go puści na spotkanie z lordem Turillim. Wypadałoby się też z jakimś demonologiem spotkać i zapytać czy to co Zabor mówił o Xarganie mogłoby być prawdą. Czy jest prawdą.
        - Boli cię? - zapytał z troską i wyrzutami sumienia, bo przecież to przez niego Mitra się zranił, widząc jak nekromanta może nawet nieświadomie, wodzi palcami po miejscu gdzie jeszcze przed chwilą miał cienką rankę.
        - Słucham cię - powiedział zaraz i przekrzywił lekko głowę, gdy spięty blondyn potarł dłonią swój kark. Słysząc jego pytanie czerwone oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a usta lekko otworzyły. Nie to żeby był zaskoczony takim pytaniem, w zupełności je rozumiał, bo gdyby Mitra był ranny... w sumie gdy był ranny... Ugh! Zły przykład, bo przecież on go wtedy zostawił samego w pokoju! Skrzywił się lekko, zły na siebie przez to wspomnienie, ale zaraz skupił swoje z pozoru drapieżne w tej chwili spojrzenie.
        - Czyli nie mam co liczyć na to, że się przytulisz - westchnął z zawiedzionym wyrazem twarzy, po wysłuchaniu go do końca - skoro tylko chcesz mnie potrzymać za rękę - dokończył co miał na myśli i się wyszczerzył, jak to on w chwilach, gdy bawił się w łapanie Mitry za słówka. - Daj mi tylko zrzucić i zmienić tą pościel - odpowiedział, po czym się skrzywił gdy zsunął się z łóżka i wstał, trzymając się przy tym za bok. Stał przez moment całkiem nieruchomo, lekko pochylony z przymkniętymi oczami. Zakręciło mu się w głowie i potrzebował chwili by się z tym uporać i nie runąć na ziemię, tak jak na schodach, gdy się tu wspinał. Stanął w końcu dużo pewniej, wyprostował się na ile ból i szwy mu pozwoliły i spojrzał na pociętą koszulę, którą przez przypadek nadepnął. - Znów będą mnie czekały zakupy - powiedział jakby do siebie i westchnął. Nie było się w końcu czemu dziwić skoro koszulę i płaszcz, które miał dziś na sobie nie tylko były zniszczone od krwi i ostrza noża, ale również przez niego samego, bo przecież nie dałby rady z taką raną ich normalnie zdjąć. Nadawały się więc tylko do śmieci, tak samo jak te, lniane, które dziś kupił, a z których na szybko porobił opatrunki. No i Mitrze wypadałoby komplet pościeli odkupić.
        - Pomożesz mi? Wątpię bym dał radę się schylić, chyba że wolisz zejść na dół na kanapę, będzie ci wygodniej - zaproponował przechodząc kawałek, by obejść nekromantę i zgarnąć przewieszoną przez oparcie fotela kamizelkę, którą zaraz, choć z trudnościami, założył. Doskonale pamiętał jak nieswojo się Mitra z rana czuł, gdy wampir wbiegł do kuchni nagi od pasa w górę, choć nie zrobił tego umyślnie. Co prawda ramiona wciąż miał gołe, a to dla niebianina mogło być wciąż za dużo odsłoniętego ciała, ale jedyna ocalała koszula jaka mu została była zakładana przez głowę i wątpił by w swoim obecnym stanie dał radę ją na siebie założyć, a bardzo liczył się dla niego komfort Mitry, dlatego musiała wystarczyć chociaż ta jedwabna kamizelka.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Śro Lip 24, 2019 8:26 pm
autor: Mitra
        Mitra nie zdawał sobie sprawy z tego, że robił aż tak zbolałą minę. Martwił się, tak, strasznie się martwił. Działał metodycznie i bez zawahania, jego zdenerwowanie nie wpływało na jego skuteczność, ale w środku był bardzo niespokojny. Wcześniej nigdy mu się to nie zdarzyło, nie było osoby, do której by się tak emocjonalnie przywiązał, aby jej stan go obchodził. Nawet przy umierającym Sarazilu siedział bez żalu, a później sam przygotował go do pogrzebu, bez emocji jakby były to pierwsze lepsze zwłoki. No dobrze, może z lekką nostalgią - w końcu żyli pod jednym dachem wiele lat i byli do siebie przyzwyczajeni, a oprócz chorej fascynacji niebiańskim pochodzeniem swojego ucznia stary nekromanta bywał znośny. O Aldarena jednak naprawdę się martwił, obchodził go zarówno jego stan, jak i samopoczucie, chciał oszczędzić mu bólu i cierpienia. W tych warunkach to nie było jednak możliwe, a niemoc z tym związana ściskała Mitrę za serce. Naprawdę nie chciał robić skrzypkowi krzywdy. Dlatego też nie miał najmniejszego żalu o to, że jego ukochany się krzywił, protestował, nawet za to, że go odepchnął. I tak długo wytrzymał. Szkoda, że nie dłużej, bo byli już naprawdę przy końcu, ale błogosławionemu nawet przez myśl nie przeszło, by go za to rugać. Wolał wręcz przeprosić - w końcu to on ten ból spowodował, nawet jeśli zrobił to w dobrej wierze.
        A mimo to później Aldaren się uśmiechał, śmiał i rzucał swoimi czerstwymi żartami. Mitrę ujęło to za serce i faktycznie sprawiło, że poczuł się lepiej. A gdy ukochany poprosił go o uśmiech, skromnie spuścił wzrok i faktycznie spróbował się uśmiechnąć - delikatnie i nieśmiało, ale dla Aldarena mógł to zrobić. Później zaś parsknął.
        - Zdrowie może nadal szwankuje, ale widzę, że humor już ci się poprawił - skomentował, choć równie dobrze mógł to samo powiedzieć o sobie.

        Mitra zerknął znad butelki na Aldarena nie ukrywając swojego zaskoczenia. Jakim cudem krew miałaby mu posmakować? Sprawdzał tylko czy to na pewno to, a nie na przykład zwykłe wino... Ach no tak - to po prostu kolejny objaw poczucia humoru skrzypka. Ciekawe tylko czy te słowa o paskudnym smaku krwi były tylko dla podkreślenia dramatyzmu, czy naprawdę była ona tak paskudna. Jeśli to drugie, to powstawały dwa nowe pytania: dlaczego skrzypek ją w ogóle pił i... jak smakowała krew Mitry? Nekromanta był tego bardzo ciekawy, ale nie miał śmiałości o to zapytać. Nie wiedział o tym jak na wampiry działała krew ukochanej osoby, o tym jak słodka, cenna i uzależniająca była. Spodziewał się, że mogła smakować lepiej, bo ponoć nastrój ofiary miał wpływ na smak krwi, a zakochanie jako coś pozytywnego powinien go naprawdę poprawiać... Ale to tylko domysły.
        - Mógłbym - przyznał łagodnie, gdy Aldaren po przyjęciu propozycji pomocy poprosił go o to, aby nie patrzył. Nie miał z tym większego problemu, nie fascynowało go to, a skoro Aldaren miał się krępować, błogosławiony nie zamierzał być w stosunku do niego złośliwy. Dziwne tylko, że wcześniej nie miał problemu, by przy nim pić... Ale nie było co tego roztrząsać. Nie odbierał tego wcale jako oznakę braku zaufania. Dostrzegał jedynie pewien problem w tym jak będzie mógł mu przy tym pomagać... Ale jakoś sobie poradzą. Nie musieli się już wszak spieszyć. Mitra przysunął się więc do ukochanego i na spokojnie pomógł mu usiąść, bacząc by nie dotykać rany ani nie naciągać szwów. Gdy już go podniósł, usiadł tak, aby Aldaren mógł się oprzeć o jego bark. Sam lekko go podtrzymywał, a jedną rękę wyciągnął przed siebie, aby asekurować butelkę z krwią przed ewentualnym upadkiem, gdyby skrzypek jej nie utrzymał. Nic nie mówiąc i nie czekając na żaden sygnał, gdy tylko uznał, że nic więcej nie może zrobić, zamknął oczy i lekko obrócił głowę, aby zapewnić wampirowi trochę większy komfort przy posilaniu się. Nie korciło go, by otworzyć oczy. Może niczego nie obiecywał, ale i tak jego zapewnienie było bardzo wiążące - chodziło wszak o Aldarena i jego zaufanie. Siedział więc spokojnie i czekał aż ten się posili. Charakterystyczne westchnienie towarzyszące odjęciu pustej butelki od ust uznał za sygnał, że może już otworzyć oczy, co też ostrożnie uczynił i zaraz zabrał ukochanemu z ręki butelkę. Wyglądał jakby wcale nie zrobiło na nim wrażenia to ile krwi na raz wlał w siebie Aldaren - uznał, że tyle potrzebował i kropka. Nie widział w ukochanym uzależnionego, nawet jeśli faktycznie nim był.
        - Lepiej trochę? - upewnił się tylko, w tym czasie nieświadomie głaszcząc swój nadgarstek.
        - Co? - Był wyraźnie zaskoczony pytaniem Aldarena. Dopiero po chwili zrozumiał, że to jak dotykał miejsca niedawnego zranienia mogło być tak interpretowane. Zaraz ze skrępowaniem spuścił wzrok. - Nie, prawie nie poczułem…
        Mitra nie kłamał. Choć rana była dość głęboka i niejedna osoba zwijałaby się z bólu czując coś takiego, on, cóż, miał wprawę i znał to uczucie. Stres i determinacja zrobiły zaś swoje i zadziałały trochę jak znieczulenie. A on wspominał zupełnie inne, przyjemniejsze doznania…
        - Wszystko w porządku - zapewnił czułym tonem, patrząc Aldarenowi z przekonaniem w oczy. - Nie masz czym się przejmować.
        Nie miał śmiałości, by przyznać się do tego, co naprawdę wspominał, choć wampir mógł się tego tak naprawdę domyślać, zwłaszcza, że dość poprawnie rozszyfrował ten jęk, który wyrwał się z jego ust.

        - Ja… Przecież… - dukał, gdy wampir sprytnie złapał go za słowo z tym przytulaniem się. Poddał się jednak i sapnął gdy dotarło do niego, że to był kolejny z tych czerstwych żartów. Najważniejsze, że nie zamierzał go wygonić.
        Mitra rozejrzał się po okolicy łóżka Aldarena. Westchnął - małe pobojowisko. Podarte ubrania, rozrzucone narzędzia, opatrunki, krew… Nie, spanie w tym otoczeniu nie zapowiadało się ani trochę przyjemnie.
        - Jeśli jesteś w stanie to chodźmy - zgodził się z jego propozycją. - Tu jest… Okropnie. Chodźmy, będę cię asekurował.
        To powiedziawszy Mitra przysunął się do wampira i razem z nim, spokojnie, w jego tempie, zaczął iść w stronę drzwi z pokoju. Po wyjściu na korytarz skrzywił się lekko widząc roztrzaskane na kawałeczki manekiny.
        - On ma to posprzątać - oświadczył sucho, po czym odwrócił się od tego w gruncie rzeczy niezbyt przyjemnego widoku i asekurując Aldarena zaczął schodzić z nim na dół. Kroki stawiał ostrożnie, by bosą stopą nie nastąpić na jakąś drzazgę, ale robił to bez patrzenia pod nogi, skupiając się przede wszystkim na każdym kolejnym kroku swojego ukochanego. W połowie schodów zerknął jednak w dół i dopiero wtedy dostrzegł jaki był brudny. Pomyślał, że dobrze byłoby się umyć albo chociaż przebrać, ale zaraz odsunął tę myśl. Później, najwyżej później.
        Powoli dotarli na pierwsze piętro i zaczęli zakręcać, by zejść na parter. Mitra jednak spojrzał czujnie najpierw na swojego ukochanego, później na schody, a później na drzwi nieopodal. Znowu obrócił wzrok na Aldarena.
        - Ren… - zwrócił się do niego nekromanta, odrobinę się odsuwając. Gdy jednak zrobił krok w bok, sięgnął jednocześnie do wampira i złapał go za dłoń. Pociągnął go ostrożnie w swoją stronę, jakby go zachęcał.
        - Chodź - powiedział cicho, łagodnie, niemal… kusząco. - Nie ma sensu schodzić aż na parter. Połóżmy się u mnie…
        Mitra nie znosił sprzeciwu, nie było opcji, by wampir jednak zaciągnął go na dół, na kanapę. Idąc tyłem pociągnął go w stronę swojej sypialni, nie patrząc za siebie sięgnął w stronę klamki i otworzył drzwi, a następnie przekroczył próg.
        W sypialni nekromanty stało dwuosobowe łóżko, co mogło trochę dziwić, bo ani on ani Sarazil nie mieli nigdy z kim go dzielić. Mitra miał krótki epizod, gdy próbował się do niego na drugą połowę wepchać Żabon, ale szybko został tego oduczony. Tak więc błogosławiony spał sam - widać to było choćby po tym, że tylko jedna część pościeli była pomięta, reszta zaś gładka.
        Po wejściu do pokoju błogosławiony zamknął za nimi drzwi i puścił dłoń swojego ukochanego. Szybko podszedł do łóżka i odrzucił drugą część narzuty, by odsłonić całą kołdrę, po czym wrócił do Aldarena i znowu złapał go za rękę, jakby wolał go prowadzić, by skrzypek się nie rozmyślił i nie zwiał. Wyglądał na bardzo przejętego tą sytuacją, odrobinę też zawstydzonego, cały czas patrzył na oblicze ukochanego jakby nie chciał przeoczyć żadnej reakcji. W końcu podprowadził go do samego łóżka i delikatnie, kładąc mu drugą dłoń na ramieniu, obrócił go by mógł usiąść.
        - Ostrożnie… - mruknął, cały czas go asekurując, bo wiedział, że z taką raną położenie się może być dla wampira wyjątkowo wymagające. Pomagał mu jednak tak długo, aż nie zajął wygodnego dla siebie miejsca. Wtedy przyklęknął na jedno kolano i z czułością pocałował go w czoło.
        - Zaraz do ciebie przyjdę, tylko się przebiorę - usprawiedliwił się, wymownie łapiąc za brzeg swojej ubrudzonej krwią koszulki. - Nie będzie mnie tylko chwilę…
        To powiedziawszy Mitra wręcz czmychnął z sypialni, lekkim truchtem dopadając do drzwi i wychodząc, w progu jeszcze obracając się, by z czułością spojrzeć na Aldarena. Był cichy jak kot, gdy tak chodził boso po swoim domu, a ubrany w biel przypominał zjawę… Dobrze, że nie miał kto się tu go wystraszyć. Zresztą, na korytarzu przebywał ledwie chwilę, a i w łazience długo nie zabawił. Zrzucił tylko z siebie pobrudzone krwią ubrania, zmył te plamy, które dostrzegł na swojej skórze i po przebraniu się w czystą bieliznę zaraz z niej wyszedł. No, może nie tak zaraz. Zatrzymał się jeszcze, by spojrzeć na swoje oblicze w lustrze. Nie spodobało mu się to co zobaczył: podkrążone oczy, blade wargi. Jak nic widać było, że wymęczyła go ta noc… Ale to nic, ważne, że Aldarenowi już nic nie groziło. I… Że… Spędzą tę noc wspólnie? Kto by przypuszczał. Nagle Mitrę naszły lekkie wątpliwości. Czym innym było to jak leżeli na kanapie, a czym innym spanie w jednym łóżku… Ale z drugiej strony nie musieli się nawet dotykać: jeśli nie będzie umiał poradzić sobie z tą bliskością obróci się na drugi bok i tak zaśnie. Aldaren na pewno zrozumie. A przynajmniej będą razem, błogosławiony będzie mógł go pilnować, a obojgu będzie wygodnie. Tak, Mitra był przekonany, że to najlepsze możliwe wyjścia. Drżały mu co prawda ręce, ale był pewny, że to mieszanina zmęczenia, schodzącej adrenaliny i lekkiego zdenerwowania przekraczaniem kolejnej granicy. Po prostu wszystko na raz. Ale będzie dobrze…
        Z tą myślą Mitra wrócił do sypialni. Zerknął, jakby najpierw się upewniał, czy Aldaren nadal tam jest, po czym znowu po cichutku dotarł do łóżka i wślizgnął się na miejsce obok ukochanego.
        - Jak się czujesz? - zapytał szeptem. Widać było, że chciał jeszcze o coś zapytać, ale coś się kręcił i wyraźnie nie umiał zacząć.
        - Chyba nie tak sobie wyobrażałeś to jak tu trafisz… - zagaił cicho. Cóż, on na pewno wyobrażał sobie, że ich pierwsza noc w tej sypialni będzie nieco inna. Nie by imaginował sobie Prasmok wie co, ale na pewno nie to, że Aldaren będzie ciężko ranny dochodził do siebie, a on sam będzie ledwo żywy z bólu i ze zdenerwowania.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Czw Lip 25, 2019 2:17 pm
autor: Aldaren
        Mitra zapewne nie miał nawet pojęcia jak bardzo skrzypek ucieszył się w duchu, gdy faktycznie poprawił mu się humor, a nawet podjął żart wampira. Niby błahostka, ale w obecnej sytuacji, widząc jak bardzo niebianin jest strapiony tym, że Aldaren był ranny, był szczęśliwy, gdy udało mu się nieco rozluźnić blondyna. A nawet skłonić do wspólnej słownej przepychanki, bo jakby nie patrzeć komentarz błogosławionego zaliczał się raczej do tych kąśliwych, a to zdawało się jeszcze bardziej rozbawić krwiopijcę. To było prawie jak znak na to, że Mitra choć przez moment zapomniał o przykrym szczególe, a skupił się na czymś przyjemniejszym. Tak zapewne było w tym przypadku, bo wątpił by Mitra byłby na tyle okrutny, tym bardziej wobec nieumarłego, by rannemu, konającemu w samotności i potwornych męczarniach (odrobina aldarenowego dramatyzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła) rzucać takimi przytykami. W prawdzie słowa nekromanty były czystą esencją jego charakteru, ale za to właśnie go kochał.
        - I vice versa - zaśmiał się, dopóki zbyt gwałtowne ruchy znów nie wywołały bólu promieniującego od lewego boku. Jego dobry humor jednak się od tego nie popsuł. - Oczywiście mam na myśli jedynie poprawę humoru. Nie dopuszczę do tego, by z twoim zdrowiem było coś nie tak - dodał tonem jakby zakopywał (nieistniejący) topór wojenny, na pewno na ten moment odpuszczał dalsze droczenie się. Postanowił zamiast tego po prostu jak najdłużej upajać się uśmiechem i nieco bardziej rozluźnionym Mitrą. W życiu już i tak za dużo przykrości go spotkało i wampir nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby nie udało mu się odegnać tych trosk, jakie zawładnęły blondynem wyłącznie przez to, że nieumarły był ranny.
        - Z tego co pamiętam przerabialiśmy to przed moim wyjazdem, gdy zniszczyłem twoją ścianę, ale... - zamilkł na moment, zaraz się ciepło uśmiechając, gdy dokończył: - ...naprawdę cieszę się, że jesteś i dziękuję, że się tak o mnie troszczysz.
        W prawdzie nie było to tym co chciał tak naprawdę powiedzieć, ale tak było dużo lepiej. Dla Mitry oczywiście. On tak bardzo się starał mimo własnego zmęczenia. Nie było sensu podcinać mu skrzydeł. Nie prośbą, by się nie martwił. Przecież to było jedynie najlepszym wyznacznikiem tego ile wampir dla niego znaczy. W sumie z drugiej strony Aldaren również by nie potrafił się o nekromantę nie martwić, gdyby to mu się coś stało. Tym bardziej, że martwił się o niego w kryptach Thulle, gdy się okazało, że błogosławiony nie ma władzy w połowie ciała, wtedy jednak udało im się przekuć wzajemną wrogość w pozytywną znajomość, a po tym przyjaźń. Wtedy już był mocno poruszony stanem blondyna, więc co by było teraz, gdy wyznali sobie miłość. Cóż... skrzypek podejrzewał, że szybko zostałby wyrzucony za drzwi przez swoją nadopiekuńczość i spowodowaną tym również nachalność. Miał jednak nadzieję, że nie będzie się musiał nigdy przekonać o prawdziwości swoich przypuszczeń. Prędzej samemu by umarł i to nawet w najokrutniejszych męczarniach jakie tylko Prasmok mógłby wyśnić, niż pozwolił by to Mitrę tak pokiereszowano.

        Widząc ogromne zdziwienie jakie rysowało się na twarzy niebianina, Aldaren nie był w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu jaki wpełzł mu na lico przez ten obraz. Mitra naprawdę sądził, że wampir pozwoliłby mu od tak spróbować tego paskustwa? Po jego tru... Po trupie jego trupa! Po pierwsze nie podejrzewał, by nekromanta był do czegoś takiego zdolny, choćby przez zwykłą ciekawość i wymówką nawet nie byłoby to, że i tak był jakoś tam spaczony (w końcu fascynowała go śmierć, a przynależał przecież do rasy stworzonej ze światłości, nawet jeśli tylko w połowie). Po prostu coś takiego nie pasowało mu do ogólnej postaci Mitry. Po drugie krwi Fausta już na pewno nie dałby mu spróbować i nie chodziło tu wcale o jej okropny smak. Moc, którą w sobie miała mogła uzależnić każdego, nawet zwykłego człowieka, albo doprowadzić go do szaleństwa, bo nieraz tak się zdarzało, że we krwi mogły być zakodowane wspomnienia, pragnienia, czy myśli osoby, do której należała. Dość popularne w końcu było w mrocznym, przestępczym półświatku, by z krwi co bardziej znaczących wampirów w kraju robić narkotyki. Bardzo drogie i bardzo szkodliwe.
        Z tego co gdzieś kiedyś wyczytał, podobno w czasach wojennych wampirza krew nie tylko podnosiła siłę żołnierzy, ale również witalność. Były przypadki, że jeszcze długo po otrzymaniu śmiertelnego ciosu, który z miejsca by zabił najbardziej wytrzymałego człowieka na Łusce, ktoś potrafił dalej walczyć i zabijać. A z tym nawet najbardziej pacyfistyczny rekrut nie miał problemu po zażyciu takiego specyfiku. Straszne czasy, ale obecne wcale nie są lepsze choć panuje względny spokój, będący jedynie kwestią czasu. Najgorsze, że im więcej czasu upłynie, tym bardziej zmyślne, brutalniejsze i bardziej śmiercionośne będą nowe rodzaje broni, albo w ogóle samego zabijania. Aldaren miał szczerą nadzieję, że los się nad nim zlituje i nie będzie go już wtedy na tym świecie.
        Odrzucił jednak od siebie te myśli, gdy Mitra zgodził się nie patrzeć na wampira, gdy ten będzie pił krew z butelki.
        - Dziękuję - uśmiechnął się ciepło, pełen miłości i wdzięczności. Widać było, że odetchnął z ulgą.
        Z początku myślał, że Mitra mógłby go nie zrozumieć i w ogóle się na to nie zgodzić, skoro wcześniej wampir się nie chciał kryć z tym jak się posilał, ale na samym początku nie mieli takiej relacji jaka była miedzy nimi obecnie. Szczerze skrzypek gardził wtedy nekromantą i chciał go do siebie za wszelką cenę zniechęcić, dlatego nie krył się z łapczywym opróżnianiem swojej menzurki mając nadzieję, że odstraszy tym blondyna, albo przynajmniej zdobędzie tym sposobem autorytet. Z drugiej strony skąd Mitra miałby mieć pewność, że wtedy w tej piersiówce była krew. Podczas kilku kolejnych razy po prostu o tym nie myślał, by się kryć z tym, że się pożywiał, bo były wtedy sprawy dużo ważniejsze od tego. A gdy już ich relacja się ociepliła starał się pić wtedy gdy Mitra nie patrzył, czyli gdy miał pewność, że nie ma nekromanty w pobliżu. No a po tym to spożywał krew albo rozcieńczoną wodą, albo w potrawie bądź kieliszku jak zwykłe wino. Nie bezpośrednio z butelki i nie jako danie główne, co miało miejsce właśnie w obecnym przypadku. Gdyby ją sączył z kieliszka do obiadu, nie miałby z tym takiego problemu jak w tej chwili. Miał tylko nadzieję, że Mitrze nie będzie to przeszkadzać i wybaczy mu tę zapewne spóźnioną prośbę.
        Za pomoc w poprawieniu się i podtrzymanie,by nie obciążać za bardzo rany przez pozycję siedzącą, Aldaren był Mitrze niezmiernie wdzięczny i zaczął się intensywnie zastanawiać nad tym, jak mógłby mu się za to odwdzięczyć, choć zaraz gdy zaczął pić, całkiem wyleciało mu to z głowy zastąpione jedynie palącym w gardle pragnieniem zaspokojenia głodu.
        Gdy ten został nieco zmniejszony, a butelka opróżniona do ostatniej, gęstej kropli, odstawił ją, otarł brodę i zlizał czerwone smugi ze swojej dłoni, jakby nie mógł pozwolić by cokolwiek się zmarnowało. Było mu mało, chciałby więcej, najlepiej świeżej i ciepłej, czego nie mógł oczekiwać w przypadku tej butelkowanej, ale nie mógł się temu poddać. Jedynym źródłem pod kłami był przecież Mitra, a mu nie mógł zrobić czegoś takiego. Poza tym znów miałby problemy z opamiętaniem się, gdyby teraz uległ swojemu uzależnieniu.
        Na pytanie błogosławionego nie miał szansy odpowiedzieć od razu, z resztą przez samego siebie, gdyż dostrzegł jak ten przesuwa palcami po miejscu gdzie niedawno blondyn się rozciął, intensywnie przy tym o czymś myśląc. Aldarenowi od razu przyszło do głowy, że jego ukochanego mogła po prostu boleć tamta rana, po której obecnie nie było nawet śladu. Albo to wampir sprawił mu ból, może za szybko pijąc, może zbyt łapczywie, a może nieświadomie użył przy tym zębów. To byłoby strasznie, gdyby okazało się prawdą, bo przecież skrzypek tak się starał by nie skrzywdzić niebianina. W sumie to zamyślenie nekromanty mogło wiązać się z tym, co wampir robił nim faktycznie zaczął pić. To jak przesunął językiem po jego skórze, niczym w namiętnej i delikatnej pieszczocie... Nekromanta mógł przez to brzydzić się lazurowookiego, albo uznać to co zrobił za swego rodzaju molestowanie go, bo przecież czy nie mógł przyjąć naciętego nadgarstka jak normalny wampir - od razu i wbijając pod skórę kły bez większego zastanowienia? Aldaren czułby się z tym co prawda jeszcze gorzej, ale może Mitrze by to tak nie dokuczało.
        - Rozumiem - mruknął lekko się uśmiechając, lecz ze wstydem wbił wzrok w podłogę. - Chciałbym, byś już więcej nie musiał się dla mnie tak poświęcać wbrew sobie. I starałem się nie zrobić większej krzywdy niż jakby komar cię ukąsił, ale... najwidoczniej... - wybełkotał rozmasowując z zakłopotaniem kark, bo myślał że to "prawie nic nie poczułem" odnosiło się do jednak uczucia choćby lekkiego bólu, który wampir sobie ubzdurał, że wywołał.
        - No skoro tak mówisz - odparł nieco się rozluźniając, widząc spojrzenie ukochanego. Odpuścił, bo nie miał sił się kłócić, zapewne tak jak i Mitra. Nie mógł jednak sprawy tak zostawić i zaraz sobie coś przypomniał. Uśmiechnął się do niego ciepło i wyciągnął dłoń po jego rękę. - Daj i nic się nie martw. Znam pewne zaklęcie, które podobno potrafi uśmierzyć ból. Co prawda nie wiem, czy faktycznie działa, ale... widziałem je wiele razy - powiedział łagodnie, choć w głosie pobrzmiewała mu ledwo słyszalna nutka goryczy. Pochwycił ostrożnie rękę nekromanty, z której krwią został poczęstowany i z troską pocałował delikatnie miejsce, które jeszcze chwilę temu było rozcięte. Po tym puścił ją i uśmiechnął się z prawdziwą miłością, odrobiną nadziei i ciekawością.
        - I jak? - spytał, niemal jak dziecko naiwnie wierząc, że to faktycznie było jakieś bardzo potężne zaklęcie, które działało.
        Niezależnie od miejsca, w którym był, lat i wieków, które upłynęły niemal zawsze spotykał się z tym, że jeśli dziecko bawiąc się na ulicy zrobiło sobie jakąś krzywdę i płakało, zaraz wybiegała do niego kobieta, najpewniej matka, przytulała, głaskała i mówiła, że wszystko będzie dobrze, ale dopiero gdy pocałowała zranione miejsce, płacz rzeczywiście przemijał, a twarz małego nicponia w mig się rozpromieniała. On osobiście nie miał takich doświadczeń, nie miał rodziców, nawet ich nie pamiętał, a od Fausta nie było co liczyć na takie czułości, ale gdy któregoś razu spytał o to jakieś dziecko, to mu odpowiedziało, że to właśnie magiczne zaklęcie, które zawsze działa. I teraz miał okazję to sprawdzić.
        W tym wszystkim zapomniał o pełnym troski pytaniu Mitry, ale w sumie odpowiedź na nie i tak raczej nie była potrzebna, patrząc na zapał wampira i to jak się ożywił. Nie był już taki zmizerniały, dostał zastrzyk nowej energii.

        Słysząc komentarz Mitry, oceniający najbliższą okolicę łóżka jednym, dosadnym słowem, Aldaren odwracając lekko głowę, zaczął rozmasowywać sobie kark. Zaraz jednak prychnął cicho i krótko się roześmiał, uważając na świeże szwy i obolałą ranę.
        - Teraz rozumiem, dlaczego niektóre wampiry preferują sypianie w trumnach, jak w starych legendach - rzucił rozbawiony. Go nigdy do takiego sposobu spania nie ciągnęło, trumny kojarzyły mu się tylko i wyłącznie ze śmiercią oraz pochówkiem, na pewno nie z poręczną, przenośną sypialnią. W prawdzie zdarzało mu się odpoczywać w kamiennych sarkofagach w krypcie pod zamkiem, gdy potrzebował przede wszystkim uciec od wszystkiego, odpocząć od Fausta, czy uciec przed Zaborem. Nigdy jednak nie czuł się komfortowo i praktycznie jeszcze bardziej był po tym zmęczony psychicznie.
        Gdy Mitra się do niego przysunął, by pomóc mu zejść do salonu na parterze, tak by skrzypek się przy tym za bardzo nie męczył, uśmiechnął się z wdzięcznością i czułością do niego, rozkoszując się jego bliskością. Podejrzewał, że przez tych kilka dni, póki rana się nie podgoi tak, że nie będzie obawy o jej ponowne otworzenie się, raczej nie miał co liczyć na trzymanie Mitry w objęciach, gdy blondyn się do niego przytuli. Dlatego starał się czerpać jak najwięcej przyjemności z asekuracji błogosławionego. To będzie cud, gdy skrzypek wytrzyma te dni pełne męczarni i nie oszaleje.
        - Na Prasmoka! Co tu...? - spytał zaskoczony widokiem roztrzaskanych manekinów, zaraz po wyjściu z pokoju na korytarz. Słowa nekromanty, choć zbyt ogólne, dostarczyły Aldarenowi wszelkich odpowiedzi na jego niedokończone pytanie. Od razu też przekazał Xarganowi nowe zadanie.
        - Przepraszam cię za niego - westchnął lekko poirytowany tym, że jak tak dalej pójdzie to przez upiora... demona... alter ego... ugh! Przez Xargana, czymkolwiek był, skrzypek w końcu zbankrutuje. Co prawda to on wydał mu polecenie trzymanie Mitry z dala, ale nie kazał mu zamieniać manekinów nekromanty w kupę wiórów i wykałaczek. Z drugiej strony dobrze, że padło na manekiny, a nie na błogosławionego, inaczej wampir nigdy by sobie nie wybaczył.
        - Zajmie się tym, jak tylko zajmie się ludźmi generała Turilliego - wyjaśnił, nie wdając się jednak w szczegóły. Nie było sensu martwić Mitrę, że przez ślady i zapach krwi wampira wysokiego rodu straże wezmą sobie na priorytet znalezienie i ukaranie sprawcy tego całego zamieszania.
        - "Podobno posłali już po ciebie do zamku, będziesz miał chwilę spokoju, bo nikt nie wie, gdzie się gnieździsz. Jednak osobiście strażą bym się nie przejmował. Co innego szczurami Fausta, które powychodziły ze swych zatęchłych nor, wietrząc łatwą okazję na zemstę, spicie krwi swojego dawnego pana, a może i nawet zajęcie twojego miejsca, jako głowy rodu" - zrelacjonował demon, usuwając za pomocą magii ognia ślady, które Aldaren zostawił po sobie zmierzając do domu niebianina.
        "Czyli jednak ten podstępny sukinpies chce się mnie na dobre pozbyć..." - pomyślał, schodząc z Mitrą ze schodów, krzywiąc się przy tym co jakiś czas, gdy postawił cięższy krok niż zamierzał. Kłopotów będzie co nie miara, a on na chwilę obecną ani nie miał sił, ani pomysłu, jak się z tym uporać.
        - "Póki jesteś ranny staraj się nie wychodzić z domu, a przynajmniej nie samemu" - polecił, co bardzo zaskoczyło skrzypka, tak, że widać to było na jego twarzy. - "Nie obrażaj mnie. Obchodzisz mnie tyle co śnieg sprzed tysiąca lat, ale jeśli ty zginiesz, ja razem z tobą, a wierz mi, że wolałbym jeszcze trochę się nacieszyć tym światem" - warknął oburzony Xargan. Jeszcze czego?! Że on niby miałby się martwić o taką żenującą imitację wampira?! Niedoczekanie!
        Aldaren westchnął, odcinając się od demona, co w obecnej sytuacji mogło również zostać uznane jako westchnienie ulgi, gdy w końcu zeszli ze schodów. Podpierając się o poręcz, skręcił, gotów do dalszej wędrówki na dół, ale odstąpienie od niego Mitry skutecznie go zatrzymało. Spojrzał pytająco na ukochanego nie rozumiejąc o co mu chodzi.
        - Mitra? - spytał zaskoczony, gdy został przez niego złapany za dłoń i lekko pociągnięty. Musiał postąpić krok i puścić poręcz, bo inaczej albo za bardzo naciągnął by ranę, albo straciłby równowagę. Żadna z tych opcji nie wydawała mu się przyjemna. Ale to i tak nic w porównaniu z obecną niepewnością jego partnera. Słysząc jednak jego ton i jeszcze to spojrzenie... Wampir zaniemówił, czując jakby zaraz miały mu zmięknąć nogi. Nie zdążył przy tym ani zapytać co miał na myśli, ani zaprotestować, gdy blondyn wyjaśnił, że lepiej będzie pójść do jego pokoju. Nie był pewien czy to dobry pomysł, bo przecież teraz byli parą i wspólne leżenie w jednym łóżku... Mitry łóżku!
        - Jesteś tego pewien? Bo wiesz... ja dałbym radę zejść... - powiedział uśmiechając się serdecznie, acz wyraz twarzy miał nieco zakłopotany.
        Nie powstrzymywał jednak ukochanego przed zaciągnięciem się do jego sypialni, nie starał się też zmienić jego decyzji. Prawda była taka, że nawet po części się cieszył, bo nie był pewien czy rzeczywiście udałoby mu się jeszcze zejść na dół, no i jeśli nekromanta uśnie (a we własnej sypialni na pewno będzie mu dużo łatwiej), to na łóżku będzie mu dużo wygodniej niż na kanapie.
        Przeszedł z nim przez drzwi i stanął po wejściu do pokoju z boku, jak to ciele nie mając pojęcia co robić i będąc w sumie nieco zakłopotanym zaistniałą sytuacją. Był to w końcu pierwszy raz, gdy wszedł do jego pokoju odkąd są parą i ich relacja się ogromnie zmieniła, w porównaniu do tej, która między nimi była, kiedy pierwszy raz przekroczył próg tej sypialni. Za długo jednak nie mógł o tym myśleć, bo zaraz znów został złapany za rękę i poprowadzony do łóżka. Pojawiło się w wampirze dziwne napięcie i był coraz mniej pewny czy to na pewno dobry pomysł. Przecież... Jak niebianin mógł poddać go tak wielkiej próbie, przecież jeden mały błąd i skrzypek wszystko zniszczy, wszystkie te miłe chwile i jego starania przestałyby mieć jakiekolwiek znaczenie. Będzie trudno, ale musiał to znieść, nie było innej opcji. Widząc jednak, że nekromanta wcale nie robił tego specjalnie, z niecnym planem poddania próbie silnej woli nieumarłego, i że mu samemu nie jest zbyt komfortowo w obecnej sytuacji, rozluźnił się nieco, a na pewno przestał tak bardzo denerwować. Uśmiechnął się czule tym swoim pokrzepiającym grymasem, zapewniającym, że wszystko będzie dobrze. Dał się posadzić na łóżku, zdjął buty i z pomocą blondyna położył się płasko. Stęknął z uczuciem ulgi, trzymając się za ranę, gdy w końcu udało mu zająć wygodną pozycją. Oddech znów miał nieco nierówny, zmiana pozycji z powrotem na leżącą wiele go kosztowała, ale już miało być tylko lepiej, zwłaszcza, gdy patrzyło się na ten jego uśmiech pełen wdzięczności i prawdziwego uwielbienia. Oczy wampira powoli zaczynały odzyskiwać dawny, bez porównania dużo łagodniejszy kolor.
        - Spokojnie już się zabieram do ucieczki - rzucił zadziornie z rozbawieniem i z miłością obserwował ukochanego aż całkiem nie zniknął za drzwiami. Cieszył się, że ugryzł się w język nim walnął, że do twarzy Mitrze w czerwonym, albo nim w ogóle się zdradził z tym, że widok umorusanego krwią nekromanty działał na niego dziwnie podniecająco.
        Wtedy się skrzywił i podciągnął nieco kamizelkę, która przez cały ten czas chłonęła w swój gruby materiał wysięk z rany. Nie był duży, bo wampir nie czuł by mu ropa spływała na biodro, ale non stop się leniwie sączyło. Kusiło skrzypka czy jej jednak nie potraktować ogniem, ale na wspomnienie zdzierania wcześniejszego spalonego strupa przeszył go nieprzyjemny dreszcz. Póki co starczyło mu takich atrakcji na najbliższych kilka naście lat. Co prawda to co mówił Xargan o podwładnych Fausta czających się na skrzypka mogło poważnie utrudnić trzymanie się tych planów, ale Aldaren był pewien, że demon przesadzał i tylko sobie z niego żartował. Tak jak z tamtą paczką w zamku.
        Poprawił materiał kamizelki i położył prawą rękę przedramieniem na swoich oczach, lewą trzymając na brzuchu i podświadomie osłaniając ranny bok. Oddał się w objęcia ciemności panującej w pokoju, ale wszechobecny zapach Mitry, najbardziej wyrazisty właśnie na łóżku działał wręcz odprężająco na krwiopijcę, który zapomniał już o swoim głodzie. Z jednym okiem zasłoniętym ręką, a drugim wpatrzonym niezbyt przytomnie w sufit nad łóżkiem, chciał przemyśleć to co mówił Zabor, że Xargan może wcale nie być demonem, a wampir nadal jest miernym demonologiem, który na pewno nie zagrozi temu ogarowi. Niestety zamiast tego dopadły go wspomnienia sprzed kilkunastu lat i uświadomił sobie, że to będzie pierwszy raz, gdy z kimś będzie dzielił łóżko. Nie żeby to było coś złego, ale... miał mieszane uczucia. Cieszył się, że będzie mógł być tak blisko Mitry przez noc, możne nawet uda mu się zobaczyć jak nekromanta śpi, ale była w nim też masa obaw z serii tych: "a co jeśli..."
        Zamknął lazurowe oko i powoli zaczął usypiać, poddając się zmęczeniu, lecz wtedy usłyszał odgłos otwieranych drzwi, a po tym kroki. Otworzył lekko oko, nie zdejmując ręki ze swojej twarzy i odetchnął głęboko, jakby przez dłuższy czas wstrzymywał oddech. Mruknął niczym rozleniwiony kot, któremu przerwano leżenie na słońcu i się lekko skrzywił, na wpół przytomny. Zdjął rękę z oczu i starał się podsunąć, by usiąść i oprzeć się o poduszki i wezgłowie łóżka, ale przez nasilający się ból zrezygnował z tego. Najwidoczniej środki przeciwbólowe coś zadziałały wcześniej, ale obecnie zaczęły odpuszczać.
        - Jakbym przeszedł przez cały układ pokarmowy smoka - zażartował odwracając głowę w stronę ukochanego. Sięgnął po jego rękę i położył ją na swoim sercu. - Nie masz się jednak o co martwić. Ono nie przestanie bić dopóki jesteś obok mnie, dopóki ty żyjesz - zapewnił z ogromną powagą mimo czułego uśmiechu.
        - Wiesz... wcześnie to ty byłeś poszkodowany - przypomniał lekko rozbawiony tą analogią, myśląc, że Mitrze chodziło o samo znalezienie się w tym pokoju. - Nie spodziewałem się jednak, że kiedykolwiek będę tu leżał, a już na pewno nie w takim stanie - roześmiał się krótko, bo zaraz dotarło do niego jak mogło to zabrzmieć. Wyprostował głowę i znów zaczął wpatrywać się w sufit, jego rysy mimo uśmiechu, nieco stężały. - Nie chciałbym, by przeze mnie dopadły cię wspomnienia tych wszystkich złych rzeczy jakie spotkały cię kiedyś. To fakt, chciałbym cię porwać w wir namiętności i razem z tobą dostąpić do tego mistycznego tańca dwojga oddanych sobie bezgranicznie ciał, serc i dusz, ale nie za tak potworną cenę, nie jeśli miałbym cię przy tym stracić. - W trakcie jak to mówił, jego głos robił się coraz cichszy, aż ostatnia część nie zmieniła się w szept, albo z pozoru nic nie znaczące mruknięcie pod nosem. Westchnął i na moment zamknął oczy by tylko nie dać się ponieść emocjom, które je lekko zeszkliły.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Pią Lip 26, 2019 10:40 pm
autor: Mitra
        Mitra nie kłócił się. Z czułością pogłaskał Aldarena po wierzchu dłoni i nie odezwał się słowem, że nie musi go tak pilnować i chronić… I że tak naprawdę teraz, w tym momencie z jego zdrowiem było coś nie tak. Do tego jednak bał się przyznać. I to nie tylko przez to, że byłby to dowód na jego nieudacznictwo, bo zrobił sobie krzywdę w trakcie zajmowania się magią, a przez to, że z jakiegoś powodu samo wspomnienie swojego przebudzenia wywoływało w nim przerażenie. Bał się, że nie byłby w stanie o tym powiedzieć. Dlatego zachował to dla siebie w nadziei, że to kwestia zmęczenia i do rana przejdzie. Wtedy przestanie go boleć, odzyska jasność myśli i na pewno wspomnienia również wrócą. Tak… Na pewno tak będzie…
        - Zawsze będę się o ciebie troszczył, bo jesteś dla mnie bardzo, bardzo ważny - przyznał cicho, ale z przekonaniem. - I przyciągasz kłopoty jak magnes opiłki - dodał, zerkając chytrze na wampira.

        - Ale ja nie zrobiłem niczego wbrew sobie - oświadczył Mitra łagodnie, ale z pewnym zaskoczeniem, jakby nie spodziewał się, że taka myśl mogła w ogóle pojawić się w głowie skrzypka. - I nie zrobiłeś mi krzywdy, byłeś bardzo delikatny, to ani trochę nie bolało. Nie masz o co się martwić - zapewnił czułym tonem.
        Mitra od razu dostrzegł zmianę w wyrazie twarzy ukochanego, a znał go już na tyle, że wiedział, że ten coś kombinuje, nie przeszkadzał mu w tym jednak. Patrzył na to jak Aldaren ujął go za rękę i ani na chwilę nie spuszczał z tego wzroku. Nie wyrywał się, jego mięśnie były rozluźnione, ale zawsze ten wzrok zdradzał brak przyzwyczajenia do kontaktu fizycznego. Jakby nie rozumiał tego uczucia, dopiero je poznawał, badał i sprawdzał, czy nic mu się nie stanie. Teraz jeszcze na dodatek sprawdzał, czy na jego odsłoniętym nadgarstku nie został żaden ślad po cięciu, lecz skóra wyglądała na nienaruszoną i tylko brunatna smuga rozmazanej krwi świadczyła o tym, że kiedykolwiek coś takiego się wydarzyło. To i to nieustępujące wspomnienie dotyku języka i warg...
        Wieść o tym, że mowa była o jakimś zaklęciu, sprawiła, że w oczach Mitry pojawiła się ciekawość. Zdawało mu się, że Aldaren w kwestii leczenia był tradycjonalistą i nie znał takiej magii, ale może to było jakieś pojedyncze zaklęcie... Czekał więc co też jego ukochany zaprezentuje. On jednak nie rzucił żadnych czarów, a zwyczajnie z czułością pocałował miejsce, z którego nie tak dawno pił. Spowodował tym samym kolejny dreszcz w ciele błogosławionego, ale tym razem słabszy.
        - Jak ręką odjął - zapewnił z radością skrzypka, gdy ten zapytał o efekt swoich działań. On sam nigdy nie widział takiego całowania ran, ale sama czułość była na tyle miła, że zrobiło mu się lepiej. Delikatnie zabrał Aldarenowi swoją rękę i uniósł ją do oczu, jakby podziwiał efekt leczniczej magii. Wyglądał przy tym naprawdę wiarygodnie, można było podejrzewać, że uwierzył w zabiegi wampira.
        - Dziękuję - odezwał się jeszcze. Od razu przyszło mu do głowy, że gdyby miał więcej śmiałości, mógłby odwdzięczyć się wampirowi w ten sam sposób. Niechętnie musiał jednak z tego zrezygnować, ale powód był jednak ważny: wiedział jak by wyglądało to, jakby zaczął go całować po brzuchu. Zbyt dwuznacznie: Aldaren mógłby wyciągnąć błędne wnioski, on musiałby się mocno spiąć by nie dostać ataku paniki, a oboje byliby na pewno skrępowani. Więcej szkody niż pożytku.

        Opuszczenie sypialni skrzypka (tak, Mitra już myślał o tym pokoju nie jako o swojej byłej sypialni, ale o pokoju swojego ukochanego) sprawiło mu pewną ulgę. Wydawało mu się, że w czystym otoczeniu łatwiej im będzie odpocząć - obojgu, bo oboje tego potrzebowali. Z początku nie było jednak kolorowo - widok roztrzaskanych manekinów u obojga wywołał negatywną reakcję.
        - Zamierzałem się do ciebie dostać wszelkimi sposobami - mruknął oględnie, tak dla formalności, choć Aldaren i bez tego domyślił się już co zaszło. I od razu zaczął za tego bałwana przepraszać.
        - Hm, ty nie masz za co przepraszać - zauważył. - To nie twoja wina, że Xargan jest taki… ekhm, ekspresyjny - zakończył nieco kwaśno. Był zły na demona za to jak potraktował jego manekiny, bo wiedział ile go pracy teraz będzie kosztowało, by zakląć nowe… I ile będzie musiał za nie przy okazji zapłacić. Zaczął się wręcz zastanawiać nad tym czy są mu w ogóle potrzebne, ale niestety, co najmniej jednego musiał dorobić. Zajmie się tym jednak dopiero gdy będzie po wszystkim. Czymkolwiek to wszystko by było, bo na ten moment nie był w stanie określić czy chodziło mu po prostu o to, że sam wypocznie i posprząta, że Aldaren dojdzie do siebie, czy że skończą z tym szpitalem. Nie no, to ostatnie było bez sensu. Zresztą, nie ma co gdybać: ważniejsze było tu i teraz. Mitra zaraz skupił wszystkie swoje myśli na asekuracji ukochanego. Bardzo się pilnował, by nawet odrobinę nie naruszyć jego rany i jej nie nadwyrężyć, dlatego starał się kierować każdym krokiem ukochanego. Propozycja pójścia do jego sypialni była tego konsekwencją, choć wcale nie wynikała jedynie ze względów praktycznych. Spanie w jednym łóżku było zbyt intymne, by tak je z tego wszystkiego odrzeć.
        - No chodź - ponaglił Aldarena, gdy ten zapytał, czy jest tego pewny. Był. Nie przeszłoby mu to przez gardło, gdyby się wahał. Denerwował się, bo przecież to było dla niego zupełnie nowe i bardzo znaczące, ale nie zamierzał się cofnąć. To trochę jak… z pierwszym razem. Jakimkolwiek tak naprawdę - mieszanina pragnienia i niepewności wynikającej z braku doświadczenia.
        Mitra nawet nie spodziewał się, że ukochany mógłby go podejrzewać o stawianie go przed jakąś próbą. Przecież nawet gdyby błogosławiony był właśnie napalony jak Pokusa w seminarium nie śmiałby tak wykorzystać skrzypka, który był przecież ciężko ranny i zmuszanie go do igraszek byłoby torturą, której nie zagłuszyłaby nawet najbardziej wyrafinowana przyjemność…
        - Mmm… uważaj, krzaki pod oknem są kłujące - odpowiedział zaczepnie, gdy wampir zagroził, że ucieknie. Żartami chciał zagłuszyć to jak oboje byli zmaltretowani. Cieszył się jednak z tego, że wszystko w miarę dobrze się skończyło. Również z tego, że spędzą razem noc, choć tu do głosu często dochodził niepokój i niepewność, które jednak starał się zagłuszyć. Niepokój narastał, gdy Mitra był sam, ale złagodniał, gdy znowu zobaczył swojego ukochanego i mógł się obok niego położyć.
        - Nie forsuj się - skarcił go szeptem błogosławiony, dbając, by jego ukochany pozostał w pozycji wygodnej do odpoczynku i snu, a nie do rozmowy. Widział, że Aldaren ledwo się trzymał i w jego stanie wskazany był spokój i odpoczynek sprzyjające relaksowi… A nekromancie też by się to przydało. Nie odzyskał sił po tym co stało mu się w piwnicy, nadal odczuwał związany z tym ból, a na dodatek dopiero teraz czuł olbrzymi stres, jaki go ogarnął w związku z raną swojego ukochanego. Był pewny, że jak tylko zamknie oczy to zaśnie, ale chciał jeszcze chwilę spędzić ze skrzypkiem zachowując pełnię świadomości. Dlatego zagaił rozmowę. A gdy mówił, przysunął się do wampira bliżej niż na wyciągnięcie ręki, choć nie wtulił się w jego bok. Chciał na niego wygodnie patrzeć.
        Mitra wyglądał na zaskoczonego, gdy Aldaren wziął go za rękę i położył ją na własnej klatce piersiowej, lecz jego późniejsze piękne słowa o tym, że to serce będzie zawsze bić dla błogosławionego wywołały nikły uśmiech czułości na jego twarzy.
        - Więc będzie biło zawsze - oświadczył. Nie wnikał w to, że jego żywot będzie krótszy, niż żywot skrzypka, że minie jeszcze ze sto lat i jego nie będzie… Bo być może tak się nie stanie. Był wszak nekromantą, a ci niejednokrotnie stawali się liszami. Mitra nie słyszał co prawda o liszu-niebianinie, ale może akurat on będzie pierwszy. Jeśli dzięki temu będzie mógł żyć kolejne lata przy boku Aldarena… Na pewno postara się to zrobić.
        Aresterra nie zabrał ręki nawet gdy wampir puścił jego dłoń. Zostawił rękę tak jak leżała i przysunął się jeszcze odrobinę, jak dzikie zwierzątko, które dopiero oswajało się z bliskością. Zagaił o tym jak dziwnie się złożyło, że wylądowali razem w jednym łóżku, choć nic nie miało póki co między nimi dojść i później obserwował reakcje skrzypka. Nie wiedział czego się spodziewać, chyba nawet specjalnie to zrobił, by go sprowokować. Chciał znać jego zdanie, pragnienia. Z początku wyglądał na lekko rozczarowanego, bo jednak kategoryczność, z którą Aldaren przyznał się do tego, że nie spodziewał się, że kiedykolwiek będą spali razem, trochę go przybiła. Ulżyło mu za to na wieść, że jednak tego pragnął. Ulżyło, a później zaraz poczuł wyrzuty sumienia. Ot, taka mieszanka wybuchowa nastrojów.
        - Kiedyś będziemy mogli się kochać - powiedział szeptem, mówiąc brutalnie wprost o tym, co Aldaren nazwał tak pięknie. Jeszcze trochę przysunął się do wampira, ale nie patrząc na niego, tylko gdzieś w ścianę. - I kiedyś opowiem ci co mnie spotkało… O ile będziesz chciał o tym wiedzieć. Ale kiedyś. Nie dziś, jeszcze nie dziś. Ale obiecuję, że to się stanie i że postaram się, by było warto czekać - dodał, podnosząc kontrolnie spojrzenie na skrzypka.
        - Dziękuję, że tak masz na uwadze moje uczucia - wyszeptał. - Jesteś… Naprawdę pierwszy. Jestem ci za to bardzo wdzięczny - dodał przez lekko ściśnięte gardło. To chyba przez to zmęczenie był teraz tak emocjonalny.
        - Nigdy nie chciałbym cię stracić - kontynuował szeptem. - Nie chcę byś kiedyś nie mógł mnie już więcej znieść… Chciałbym być… normalny. Ale to nie jest takie proste - westchnął z rezygnacją. Znowu coś go ścisnęło za gardło i skulił się pod wpływem tych emocji. Zaraz jednak westchnął, na powrót się rozluźniając.
        - Ren... - odezwał się po chwili szeptem. - Czy to twoje tajemne zaklęcie lecznicze działa również na odległość? - upewnił się i nim wampir mu odpowiedział, podciągnął się lekko w jego stronę i dał mu całusa w usta.
        - Chociaż odrobinę mniej boli? - zapytał z taką samą nadzieją, jak wcześniej pytał go skrzypek. Jego wzrok tylko na chwilę uciekł w dół, na pozszywaną ranę, ale przez resztę czasu był wpatrzony w oblicze wampira. Dało się zauważyć, że póki co Mitra nie poruszał tematu tego kto i dlaczego zaatakował Aldarena… Ale to nie znaczyło, że jego to nie interesowało i co więcej, że zamierzał odpuścić. Po prostu na razie czekał na lepszy moment, by się odezwać. Teraz jego ukochany był wymęczony i dochodził do siebie. Wrócą do tego tematu rano. Na razie…
        - Odpocznij, Ren. Będę przy tobie czuwał. Dobranoc - dodał, całując go w policzek.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Sob Lip 27, 2019 7:50 pm
autor: Aldaren
        - Ja przyciągam kłopoty?! - jęknął z oburzeniem i może byłby przy tym wiarygodny, gdyby nie ten figlarny uśmieszek, który wkradał mu się na usta, a który tak bardzo skrzypek starał się powstrzymywać. - Poczekaj niech no tylko bok przestanie mnie boleć - zagroził łagodnie, tym razem już nie powstrzymując radosnego grymasu na twarzy. Można by się więc zacząć zastanawiać czy wampir miał ze swoją groźbą na myśli coś złego, czy raczej dobrego, o ile groźby mogą być dobre.

        Słysząc zapewnienie ukochanego, a raczej szczerość pobrzmiewającą w jego głosie, widać było jak bardzo Aldarenowi ulżyło. Nie był już na siebie zły, przygnębienie uleciało z niego w eter, a przede wszystkim nie miał już wyrzutów sumienia, że skrzywdził blondyna. Choć te nadal pozostały, ale dotyczyły głównie tego, że Mitra się przez niego zranił, by wampir mógł napić się nieco świeżej krwi i przyspieszyć regenerację rany. Co prawda nawet po wypiciu całej butelki z krwią jego mistrza, rozcięcie się nie zagoiło, ale w sumie nie było się czemu dziwić skoro było głębokie i zadane śmiercionośną dla wampirów bronią. Nie mniej była to już jedynie kwestia kilku dni i skrzypek znów powróci do pełni sił.
        Może i Mitra powiedział, że picie przez Aldarena jego krwi w ogóle go nie bolało, jednakże lazurowooki widział, że coś jest na rzeczy, inaczej przecież niebianin z takim zamyśleniem nie pocierałby drugą ręką zranionego miejsca na swoim nadgarstku. Oczywiście łatwiej byłoby zapytać i od razu rozwiać wszelkie wątpliwości, zamiast snuć niestworzone domysły, jednakże skrzypek nie zamierzał pytać skoro do tej pory nekromanta nie zdradził przyczyny takiego zachowania, każdy miał w końcu prawo do tajemnic. Mimo wszystko i tak postanowił jakoś wynagrodzić błogosławionemu to, że pozbawił go kilku łyków krwi. Między innymi również temu miało służyć jego zaklęcie.
        Po pocałowaniu blondyna w nadgarstek, przyglądał się mężczyźnie z nadzieją i po części ciekawością, bo na prawdę nie miał pojęcia czy to zaklęcie faktycznie działało. Czy to w ogóle było jakieś zaklęcie. W sumie wywołało widoczne działanie, bo Mitra lekko zadrżał, ale o tym czy efekt był taki jaki podobno miał być, o tym miał się dopiero przekonać.
        Radość wampira była niezmierna, gdy błogosławiony oświadczył, że już wszystko w porządku. Dla Aldarena było to coś niezwykłego, bo gdy uczył się podstaw magii, o czymś takim nigdzie nie było wzmianki, a z tego co zaobserwował na ulicach miast, w których był, to stosowane ono było jedynie wobec dzieci przez ich opiekunki. Nie mógł jednak jednoznacznie stwierdzić, że działało tylko na dzieci, bo nie wiedział, czy czasem w zaciszu domowym wobec mężów, czy innych członków rodziny, starszych, nie było to praktykowane. Skoro jednak na Mitrę zadziałało, to pewnie nie miało większego znaczenia kto na kim tej magii stosował.
        - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł szczęśliwy, że Mitrze już nie doskwiera rana sprzed chwili. Nie wiedział jednak o czym niebianin myślał - by zastosować tę samą sztuczkę wobec wampira - i w sumie dobrze, że nie miał o tym pojęcia, bo mogłoby to wprowadzić zakłopotanie. Aldaren pokazując ukochanemu to zaklęcie w ogóle nie liczył na to, że zostanie ono użyte również na nim, najważniejsze było to, że sprawił niebianinowi przyjemność. Tylko tyle i aż tyle.

        - Pewnie masz rację - zgodził się bez większego entuzjazmu, zastanawiając się czy faktycznie to nie jego wina, że Xargan jest jaki jest. Bo to, że manekiny zostały roztrzaskane jednak przez wampira i jego rozkaz, nie było co do tego wątpliwości. No i w sumie za to właśnie przepraszał, co prawda nie wyjaśnił za co Mitrę przeprasza, ale skoro ten stwierdził, że nie lazurowooki nie ma za co, to faktycznie nie było tematu. A przynajmniej Aldaren wolał go nie podejmować, by uniknąć kłótni.
        Słysząc odpowiedź odnośnie tego, czy nekromanta jest pewny, że chce noc spędzić ze skrzypkiem, ten nie dopytywał już więcej i nie opierał, po prostu dał się zaprowadzić do sypialni ukochanego i posadzić na jego łóżku, na którym zaraz zajął wygodą pozycję, by rana jak najmniej mu doskwierała. Najlepiej co prawda byłoby na prawym boku, ale nie mógł w tej chwili odwrócić się do Mitry plecami to byłaby oznaka braku szacunku i blondyn mógłby się obrazić, a tego krwiopijca nie chciał. Później też raczej kiepskim pomysłem byłoby przyjęcie takiej pozycji, bo leżałby całym sobą zwrócony w stronę niebianina, co mogłoby go krępować. W końcu pierwszy raz spędzą przy swoim boku całą noc i to jeszcze w ten sposób. Poza tym może i ze względu na ranę byłaby to najlepsza pozycja, ale czy rzeczywiście mu byłoby wygodnie? Leżąc dłuższy czas na boku mogą kończyny ścierpnąć jeśli będą źle ułożone, albo biodro może go później boleć. Przez to postanowił jednak leżeć cały czas na plecach najmniej komplikacji się z tym wiązało, nawet jeśli część zszytego rozcięcia na boku będzie pod nim.
        - Oh, przynajmniej będę miał miękkie lądowanie - podjął zaczepkę z uśmiechem na twarzy, a po tym patrzył jak Mitra opuszcza na moment swoją sypialnie zostawiając nieumarłego samego w ciemności wypełniającej pomieszczenie.
        Może i dość krótko niebianina nie było, ale i tak w tym czasie wymęczony wampir zaczął powoli usypiać, nie tylko poddając się własnemu wyczerpaniu, ale również wszechobecnemu tu mrokowi, który zaczął go porywać w swoje objęcia niczym kochanka. Słysząc jednak, że Mitra wrócił, od razu otworzył oczy i chciał się poprawić by usiąść, lecz słowa ukochanego zaraz go powstrzymały. Westchnął lekko i obrócił głowę w jego stronę, by patrzeć na niego ze skromnym uśmiechem, pełnym czułości.
        - Więc będzie biło zawsze - powtórzył z prawdziwym szczęściem w głosie. Mógłby oczywiście stwierdzić, że dlatego Mitra nie ma się czym martwić, ale zamiast tego wolał się po prostu rozkoszować tą chwilą, otaczającym ich spokojem i tą względną bliskością niebianina, który jednak co rusz zmniejszał odległość między nimi. Aldaren udawał, że w ogóle tego nie widzi, ale strasznie g korciło by objąć partnera, przytulić go do siebie i tak usnąć. Nekromancie jednak mogłoby się to nie spodobać, bo jak to tak spędzić całą noc tak blisko siebie. Jeśli Mitra będzie na to gotowy, sam przecież się do wampira przytuli, nie potrzebował do tego żadnej zgody, natomiast pośpiech ze strony skrzypka mógł wszystko zepsuć.
        W pewnym momencie wyjął prawą rękę spomiędzy siebie i niebianina, by było blondynowi dużo wygodniej, i położył ją sobie na brzuchu, lewą kładąc na materacu przy sobie. Uśmiechnął się z miłością do mężczyzny obok, gdy ten nie zamierzał zabrać swojej dłoni z jego klatki piersiowej, nawet jeśli nieumarły już jej nie trzymał. Bardzo dużo to dla krwiopijcy znaczyło i był Mitrze za to wdzięczny. Miło by było gdyby Mitra się do niego przytulił, ale Aldarenowi w zupełności wystarczy do pełni szczęścia to, że niebianin zechce trzymać na nim swoją dłoń przez resztę nocy. Niby głupie pragnienie, ale poszkodowany wampir mógł sobie takiego życzyć. W razie czego zawsze mógł zrzucić winę na osłabienie.
        Choć wiedział, że raczej swoją odpowiedzią bardziej urazi blondyna niż go zadowoli, to jednak mówił szczerze, z prawdziwym oddaniem i troską. Chciał jak najbardziej dosadnie uświadomić ukochanego, że jest gotowy do wszelkiego rodzaju poświęceń, bo najważniejszy dla niego był Mitra i bycie z nim. Chciał zaznaczyć, że to co czuje do nekromanty nigdy się nie zmieni, nawet jeśli nigdy nie dojdzie między nimi do bardziej zmysłowej bliskości. Aldaren już wcześniej miał tego świadomość, że przez to, co niebianina spotkało, prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł sobie pozwolić na większe czułości względem niego i zawsze będzie jakiś dzienny limit, ale był na to gotowy wyznając mu miłość.
        Wampir się jakby wzdrygnął, a na pewno zesztywniał jak trup, gdy Mitra nazwał po imieniu to o czym on mówił używając metafor. Wpatrzył się intensywnie w sufit z wstępującym na twarz rumieńcem. Dobrze, że było ciemno inaczej byłoby dość niezręcznie.
        - Na ciebie zawsze warto czekać, w końcu czekałem na ciebie prawie pięćset lat - wyznał z czułością, rozluźniając się i odwracając głowę by spojrzeć na ukochanego.
        Szczerze mówiąc wolał nie poznawać przeszłości ukochanego, ciekawiło go co się przytrafiło niebianinowi, to owszem, ale tylko dlatego, że miałby łatwiejsze zadanie z przekonaniem Mitry do tego, że wcale nie musi się bać bliskości, a dotyk drugiej osoby może prócz bólu, wywoływać również przyjemność. Jednakże... niezależnie od motywacji, to nadal będzie zmuszanie błogosławionego do rozdrapywania starych ran, do ponownego przeżywania tamtych, zapewne strasznych, chwil. Nawet najlepsze chęci i cele nie były warte takiej ceny, zwłaszcza, że go tak ogromnie kochał.
        Słuchał go z czułym uśmiechem, ale w pewnym momencie jego rysy stały się bardziej surowe. Słowa ukochanego tknęły go do żywego. Nie zważając na swoją ranę, przewrócił się na bok, frontem do Mitry i położył dłoń na jego policzku, kiedy się skulił.
        - Ale ty jesteś normalny, nie pieprz więcej takich głupot - powiedział może zbyt ostro, ale jak inaczej miał się zachować, gdy bardziej niż bok zabolało go serce od słów nekromanty. - Bym nie mógł cię więcej znieść musiałbyś być irytujący jak Xargan, albo przetrzymywać mnie w lochu, przykutego ciężkimi łańcuchami do zimnej ściany całymi tygodniami, torturować i gwałcić, a po tym zostawić obdartego z wszelkiej godności i upokorzonego w samotności i ciemności na kolejnych kilka godzin, by za jakiś czas znowu przyjść jakby nigdy nic i powtórzyć wszystko od nowa tylko i wyłącznie po to by wpoić mi, że nic nie znaczę, bo to ty jesteś panem, że tylko twoje słowo się liczy, a dla sprzeciwu nie będzie litości - dodał, niemal zawarczał z ogniem w oczach, ale zaraz westchnął i przytulił go z czułością, krótko, do siebie.
        Skrzywił się, trzymając za bok, gdy ponownie przewracał się na plecy. Przez głowę przeleciała mu niezliczona ilość razy, gdy tak właśnie został potraktowany przez Fausta za to, że postanowił zażyć nieco wolności, działać na własną rękę, czy po prostu mu się sprzeciwić jeśli jego rozkaz gryzł się z naturą skrzypka.
        - Masz trudne zadanie żeby doprowadzić do tego, że nie mógłbym cię znieść, ale mam nadzieję, że nie będzie cię korciło podjęcie się go. Wierz mi, naprawdę kochałbym cię nadal tak samo, nawet gdybyś stwierdził, że nie mam co liczyć na bardziej zmysłową relację między nami. W obecnym stanie też mi jest bardzo dobrze... no może z wyjątkiem tej rany, przez nią za cholerę nie wiem jak się położyć - zaśmiał się wyraźnie rozluźniony, a nawet jakby to co przed chwilą powiedział, ten jego chwilowy wybuch nie miał w ogóle miejsca. Miał nadzieję, że Mitrze nie przyjdzie do głowy snuć takich insynuacji.
        - Hah, wybacz, że cię nastraszyłem... - dodał jeszcze zaraz, lekko zakłopotany, mając nadzieję, że zostanie mu to wybaczone, choć on osobiście bałby się zostawać dłużej przy takim gwałtowniku. Cóż... jak już wcześniej Mitrze skłamał - dałby radę jakoś się doczłapać do salonu na kanapę, albo do swojego tymczasowego pokoju. Najwyżej wybrałby się na spacer do Nihimy, gdyby Mitra zamierzał go wyrzucić za jego karygodne zachowanie.
        - C-c... - Spojrzał na niego nie wiedząc o co mu konkretnie chodzi z tym pytaniem, lecz nie mógł się o to dopytać, bo zaraz Mitra zamknął mu (i to dosłownie) usta, więc zamiast pytania, ze strony wampira wydobyło się jedynie błogie mruczenie.
        - Już nic nie boli - zapewnił rozbawiony tą sytuacją. W prawdzie czuł jakiś tam dyskomfort w okolicach rany, ale przez to jak został zaskoczony oraz jaką przyjemność niebianin mu sprawił, w ogóle nie myślał o ranie i bólu, co przełożyło się na to, że w tym momencie nie zwracał na niego uwagi.
        - Pewnie nie przekonam cię byś usnął ze mną, prawda? - westchnął, choć na jego twarzy widniał pełen miłości uśmiech. W odpowiedzi pocałował ukochanego w czoło. - Dobrej nocy mój kochany Mitro - mruknął i pozwolił swoim powiekom opaść, poddając się zmęczeniu. Otulony mrokiem i zapachem swojego ukochanego, ukołysany spokojnym biciem jego serca zasnął niemal natychmiast.

        Przez pewien czas spał spokojnie jak dziecko, lecz nad ranem pojawiły się koszmary z demonami, które obróciły się przeciw niemu albo które na jego rozkaz rozszarpywały na strzępy Mitrę. Jeden był wspomnieniami z Thulle, gdy przywołał dla nekromanty demoniczną lochę-kołyskę i w której blondyn został złożony. Niestety i demon strażnik i świnia zaczęły wariować i się z wampira szydzić jak ten pierwszy przywołany w kryptach przez Aldarena demon podobny do Żabona, z tym, że świnia naśmiewając się z nieudolności skrzypka zamknęła swój grzbiet, więżąc w środku niewinnego nekromantę i zabijając go na miejscu, podczas gdy demon strażnik uniemożliwiał mu rzucenie się blondynowi z pomocą, zmuszając do patrzenia jak jego ukochany ginie w okrutnych mękach.
        Zerwał się ze snu oblany potem i prawie spadając z łóżka, gdy spanikowany starał się zorientować gdzie jest i co się stało. Odetchnął kilka razy głęboko i zerknął na śpiącego smacznie Mitrę. Przez moment jego niepokój jeszcze wzrósł bo myślał, że jakimś sposobem, wbrew woli Mitry, zmusił go do wspólnego spania i go przy tym wykorzystał, ale zaraz ból w boku zmusił go do racjonalniejszego myślenia. I przypomniał o okolicznościach, które doprowadziły do tego, że leżał z Mitrą w łóżku.
        Westchnął cicho, uspokajając się przy tym, tylko po to by nie obudzić ukochanego. Ostatnia noc dla nich obu była strasznie wyczerpująca, przez co jeszcze bardziej nie miał serca by go budzić. Zerknął w stronę okna - zaczynało robić się jasno. Ułożył się znowu, zwrócony w stronę niebianina, któremu delikatnie zgarnął kosmyki włosów z jego pięknej twarzy. Był taki spokojny i bezbronny kiedy spał... Mógłby taki widok zastawać codziennie po przebudzeniu się, nawet z najgorszego koszmaru, który odszedł przez to szybko w niepamięć. Po części cieszył się, że został zbudzony przez koszmar inaczej pewnie przespał by ten cudny, iście niebiański obraz.
        Pocałował ukochanego w czoło, uważając by go nie obudzić i wyczołgał się z łóżka, nie mogąc ponownie zasnąć i nie chcąc przeszkadzać blondynowi w odpoczynku. Poza tym nie miał pewności czy nie zrobiłby niczego głupiego, wykorzystując po prostu to, że jego partner spał. Co było dość prawdopodobne biorąc pod uwagę to, jak podniecająco zadziałał na nieumarłego widok śpiącego uroczo, uroczego Mitry. Śpiącego mitraśnie, mitraśnego Mitry. Prychnął cicho pod nosem rozbawiony tą myślą i zaraz ulotnił się z jego sypialni.
        W pierwszej kolejności udał się do łazienki, by się odświeżyć, po czym zszedł na dół by przygotować jakieś śniadanie dla swojego niebianina. Minął obojętnie śpiącego na kanapie Xargana i stanął w kuchni, zastanawiając się co by tu przygotować na śniadanie, biorąc pod uwagę to, że nekromanta może obudzić się w każdej chwili, jak i również za kilka godzin. Nie miał za specjalnie pomysłu, a żeby wertować swoją ulubioną książkę kucharską, nie miał czasu. Zdecydował się na przygotowanie smażonych na głębokim oleju ziemniaków oraz jajek sadzonych, ale brakowało mu do tego dania jeszcze czegoś. Poszedł więc do salonu, gdzie dość brutalnie (zrzucając z kanapy) obudził Xargana, wcisnął mu w dłoń złotego gryfa i kazał kupić świeży jogurt i garść żurawiny oraz pestek słonecznika. Miał przy tym w głębokim poważaniu marudzenie demona, który mimo wszystko poszedł na zakupy, więc wampir w spokoju mógł się zająć przygotowywaniem śniadania dla lubego...
        - "Nie zapomnij o mnie!" - warknął zaraz telepatycznie upiór.
        ...I śniadania dla Xargana.
        Obrał, umył i pokroił w cienkie krążki ziemniaki, które pozostawił do obeschnięcia z wierzchu, po czym rzucił na rozgrzany olej, zabierając się za jajka. W miedzy czasie wrócił demon z potrzebnymi składnikami, które po prostu wampir ze sobą połączył. Może nie użył całego słonecznika i żurawiny, bo byłoby za dużo, ale na pewno się nie zmarnują. Przesypał je do małych słoiczków i zostawił na blacie kuchennym. Można je przecież zawsze z doskoku podjadać. Po piętnastu minutach wszystko było już gotowe i czekał, aż jego luby zejdzie na dół. Pół godziny minęło, gdy przykrył gotowe dla blondyna śniadanie, by żaden robal (nie ważne czy insekt, czy Żabon, bądź Xargan) się do tego nie dobrał. Dał porcję upiorowi, coby się w końcu zamknął i jedną dla żabiego demona, by nie czaił się na jedzenie dla Mitry. Po tym pozmywał po swoim gotowaniu, zabrał od upiora resztę, wziął jeszcze jednego gryfa do kieszeni i uszykował się do wyjścia. Skoro niebianin spał to czemu by nie wykorzystać tego i nie kupić sobie nowych koszul. W końcu chwila moment i będzie z powrotem w jego domu.
        - Ne szamieszasz chypa iszcz szam - wybełkotał demon z pełnymi ustami, nie ruszając się z kanapy, którą znowu obległ.
        - Zamierzam. Mam nadzieję, że ty zostaniesz tutaj i nie pobrudzisz Mitrze mebli. Poza tym nie rozmawia się z pełnymi ustami - odparł wampir gotów już wyjść, ale plątający się pod nogami Żabon utrudniał to zadanie. Najwidoczniej już skończył i domagał się jeszcze albo wietrzył okazję na jeszcze. Czuł, że Aldarenowi coś jest i może jeśli go zatrzyma, to Mitra da mu coś ekstra. Akurat z tym demonem skrzypek wiedział jak sobie poradzić.
        - Jeśli będziesz grzeczny i nie zjesz tego co jest dla Mitry na stole, dam ci zajęczą tuszkę, co ty na to?
        Mięso jest mięso, więc odpowiedzi małej szkarady nie trzeba było się nawet domyślać. Tym bardziej, że raczej skromnie zarządzający pieniędzmi nekromanta nigdy by nie kupił upierdliwemu zwierzakowi zająca. Kurczaka, czy kawałek kiełbasy owszem, ale na pewno nie całego zająca.
        - W takim razie do zobaczenia - pożegnał się z uśmiechem i wyszedł.
        Niezadowolony Xargan, zeżarł niemal na raz swoją porcję i zaraz pobiegł za nieumarłym, ignorując jego protesty. Dobrze, że przynajmniej Żabon został i z niecierpliwością czekał na swojego zająca - krwiopijca był w tym momencie na drugim miejscu.

        Kiedy Xargan dogonił w końcu wampira od razu postanowił przemówić mu do rozumu, że wychodzenie samemu w takim stanie i jeszcze wiedząc, że żądne zemsty niedobitki powstałe z krwi Fausta zechcą się na niego zaczaić jest wysoce nierozważne. Nawet bardziej niż nierozważne. Aldaren jednak obrał sobie za punkt honoru ignorowanie demona, więc ten doprowadzony do ostateczności postanowił wyprowadzić najcięższe działa jakimi dysponował, byleby tylko do skrzypka w końcu dotarło, że znalazł się obecnie w nieciekawej sytuacji i wychodzenie bez obstawy jest proszeniem się o guza, albo raczej srebrny kołek w serce:
        - Właśnie dowodzisz tego, ile tak naprawdę znaczy dla ciebie ten nekromanta.
        Było to jak dolanie oliwy do ognia, bo tylko rozsierdził tym skrzypka, lecz do szarpaniny nie doszło. Xargan niezbyt delikatnie, choć się starał, pociągnął krwiopijcę do uliczki między kamienicami i przyparł go do ściany jednej z nich. Gdy oburzony opanował falę bólu jaką to wywołała i już chciał się wydrzeć na niego, upiór zasłonił mu usta i uciszył przykładając palec do swoich ust, po czym zerknął przez ramię na przechodzący patrol strażników.
        - Więcej rozwagi i zacznij w końcu myśleć, jeśli nie chcesz tego dnia, albo przynajmniej połowy, spędzić u Turilliego na przesłuchaniu. Jeśli do tego dojdzie, to szlag trafi twoją zemstę, albo przelana zostanie krew osób postronnych - syknął i zaraz puścił, gdy "zagrożenie" minęło. - W paradę ci wchodził nie będę daj mi chociaż być swoim cieniem, nic więcej.
        - I właśnie dlatego twierdzę, że jesteś irytujący - westchnął ciężko. - Nie mogłeś mi powiedzieć, że idą straże i trzeba się schować? - warknął wściekły na demona, który jedynie wzruszył ramionami i stwierdził, że zobaczył ich w ostatniej chwili i nie było czasu na wyjaśnienia. Cóż, już niech wampir straci.

        W pierwszej kolejności przeszedł się na stragany, z pomocą Xargana unikając straży i dawnych sług Fausta, tych starszych i silniejszych, który nie musieli się za specjalnie ukrywać za dnia. Odwiedził tych samych sprzedawców z ubraniami co wczoraj i kupił trzy koszule zapinane na guziki, do tego jedną jedwabną kamizelkę, czarną w granatowe wzory wyglądające jak pnącza.
        Później skierowali się do Nihimy by Aldaren mógł się przemyć pod prysznicem i ubrać w świeże, nie zakrwawione ubrania. Gdy tylko przekroczyli próg Trupiej Główki, wampirza karczmarka od razu dopadła do lazurowookiego i zaciągnęła go na zaplecze, przed którym czekał Xargan. Na tę chwilę do obsługiwania gości wyznaczyła jedną ze swoich podwładnych.
        - Podwładni generała Turilliego kilka godzin temu tu byli i o ciebie wypytywali. Powiedziałam, że jesteś w zamku, to tylko odpowiedzieli, że stamtąd wracają... - powiedziała rozgorączkowanym głosem, gdy już byli sami na zapleczu, które wypadałoby raczej nazwać jej prywatnym pokojem w karczmie. - Aldarenie, w coś ty się wpakował, a po drugie, gdzie ty się podziewasz? Nie ma z tobą w ogóle kontaktu, chyba że komuś się poszczęści i spotka cię na ulicach miasta.
        - Odpowiedzi na oba twoje pytania nie powinny cię interesować - odparł dość chłodno, zaraz łagodniejąc przypomniawszy sobie w jakiej sprawie tu zaszedł. - Mógłbym się u ciebie wykąpać? - odpowiedział jakby nigdy nic.
        - Czemu nie możesz tego zrobić tam gdzie się ukrywasz? Z resztą... Proszę, wiesz jak tam... - zamilkła w końcu orientując się, ze ciemny zaciek na lewej nogawce jego spodni, wcale nie jest tandetną ozdobą.
        - Byłbym wdzięczny, gdybyś mi pomogła i nie zadawała póki co pytań. Obiecuję wszystko ci wyjaśnić, gdy tylko sprawa ucichnie. Wiedzieć powinnaś jedynie, że to prywatne porachunki i ja jestem ofiarą, nie napastnikiem. Chodź do tej łazienki i pomóż mi się rozebrać - powiedział dość władczym tonem, mając jedynie nadzieję, że wampirzyca choć trochę się uspokoi i będzie usatysfakcjonowana, jeśli choć odrobinę mu pomoże podczas kąpieli nawet jeśli nadal nic nie będzie wiedzieć.
        Dwa razy nie trzeba było jej powtarzać. Aldaren był przystojny, już pomijając fakt, że to jedna z głównych cech wampirów, ale potrafił przyćmić inne swoją urodą i to trzeba przyznać, nie mogła więc nie skorzystać z okazji zobaczenia jego ciała w pełnej krasie i dotknięcia go, wiedząc nawet, że żadne uczucie nigdy się między nimi nie narodzi, prócz tego cechującego dobrych przyjaciół. Poza tym jak już wcześniej zostało wspomniane, Nihima ceniła swoją neutralność polityczną, dlatego, nawet jeśli Aldaren by się jej oświadczył, musiałaby odmówić, choć z ciężkim sercem.
        - Weź nóż i po prostu ją rozetnij - zaproponował wampir, gdy dostrzegł z jaką ostrożnością starała się rozpiąć jego kamizelkę.
        - Co ty wygadujesz? Przecież to dobra kamizelka! - oburzyła się, ale przynajmniej już szybko uporała się z jego górną częścią garderoby i aż ją zatkało, gdy zobaczyła jego zaczerwieniony i lekko spuchnięty, zszyty bok.
        - Ostrze pokryte łatwo rozpadającym się srebrem, dlatego to tak wygląda - wyjaśnił wzdychając ciężko.
        Skrzywił się i lekko schylił by pozbyć się reszty ubrania. Wszedł pod prysznic kilka kroków dalej i uważając na ranę, z pomocą byłej służącej dał radę się w całości umyć, nie czując ani skrępowania, ani nic, mimo że był nagi i szorowany przez kobietę w jej azylu. Nihima była jednak do tego rodzaju pomocy jedyną z jego znajomych właśnie przez swoją neutralność, choć wiedział o jej uczuciach do siebie, nawet jeśli ona nigdy by się do tego otwarcie nie przyznała i choć preferowała do zaspokojenia własnych żądz kobiety.
        Gdy było już po wszystkim i właśnie zapinał ostatnie guziki czystej i nowej (jak reszta jego obecnego stroju), białej koszuli z delikatnie kremowymi egzotycznymi wzorami (podobnymi do tribali), podziękował jej i poprosił o butelkę z krwią, płacąc z góry, lecz karczmarka nie dość, że pieniędzy nie przyjęła, to jeszcze nadstawiła mu własną szyję. Nie miał czasu na kłótnie i szczerze dużo bardziej wolał ciepłą krew prosto z żył niż tą butelkowaną, nawet jakby ją podgrzać do odpowiedniej temperatury - to po prostu nie było to samo. Raz jeszcze jej podziękował, tym razem po posiłku i obiecując, że będzie już na siebie uważał, dołączył do Xargana, z którym opuścił karczmę. Rana już praktycznie nie bolała, nie jątrzyła się i opuchlizna zmalała, ale większych zmian jakoś nie było.
        Po drodze do domu Mitry zahaczyli jeszcze o stragan alchemiczny i kilka z żywnością. Oprócz produktów na obiad i kolację, kupił jeszcze obiecanego zająca dla Żabona i po niecałych dwóch godzinach od wyjścia w końcu wrócili. Zdaje się, że dochodziła właśnie jedenasta.
        Nie słysząc Mitry, nie widząc też, żeby schodził na dół - jego śniadanie było nietknięte - postanowił przygotować mu do jedzenia coś jeszcze, co z odgrzanym śniadaniem będzie stanowiło dość sycący obiad. Dał małemu demonowi obiecane truchełko uszatego gryzonia do jedzenia i zabawy, a po umyciu rąk przystąpił do pieczenia ciasta, które raczej można było uznać za chleb z serem, szybką i chrzanem - pamiętał, że Mitra uwielbia ostre jedzenie. Odrobinę wodorowęglanu sodu, kupionego u jednego z alchemików, wymieszał z mąką, a następnie wbił jajka i dolał wody. Całość wymieszał dokładnie, dodał odrobinę oleju, przyprawy oraz starty już chrzan, cały czas mieszając i na koniec dodał do tego pokrojoną drobno wędzoną polędwicę oraz pokruszony ser. Nie wiedział czy Mitra ma takie rzeczy, wiec przy okazji kupił jeszcze specjalną blachę do pieczenia, wąską, lecz długą i wysoką jak do pasztetu, gdzie przełożył ciasto i wrzucił już do rozgrzanego dzięki swojej magii piecyka. Po godzinie wyjął ciasto i cały "bochenek" przełożył na osobny talerz do ostygnięcia i by w spokoju sobie poczekał na przybycie Mitry. Swój wypiek również zabezpieczył przed niechcianymi darmozjadami i gdy doprowadził kuchnię do porządku, a nekromanty nadal ni widu, ni słychu, poszedł do swojego pokoju by tam posprzątać. Przypomniał sobie przy tym, że zapomniał kupić nowego kompletu pościeli dla ukochanego i odkupić zniszczone manekiny, więc wysłał w tym celu Xargana.
        Gdy nie miał już co robić, zmartwiony udał się po cichu do pokoju ukochanego i z rozbawieniem pokręcił lekko głową widząc, że ten nadal mitraśnie śpi. Położył się obok niego, na miejscu gdzie spał przez całą noc i pogładził go delikatnie po policzku, po tym po szyi i ramieniu. Ujął jego dłoń, ucałował delikatnie jakby należała do jakiegoś wielkiego monarchy i przyłożył sobie do policzka, jakby się do niej przytulał. Zamknął oczy i rozkoszował się obecną chwilą, która mogłaby trwać wiecznie.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Nie Lip 28, 2019 2:33 pm
autor: Mitra
        - Hm? No dobrze, zobaczymy - mruknął z przekorą Mitra, gdy Aldaren zaczął mu się odgrażać w kwestii robienia kłopotów. Z nim nie można było się nudzić, naprawdę.

        To o czekaniu przez pięćset lat… Mitra aż podniósł na Aldarena świecące czułością oczy. Było mu bardzo miło i jednocześnie troszkę nieswojo. Jak to… Przecież… Przecież Ren miał żonę. I na pewno nie na tyle dawno, by mówić o czekaniu przez pięćset lat. No i jeszcze był tamten anioł, którego Mitra uznał za przeszkodę do tego, by mogli być razem. To tylko piękne słowa czy faktycznie coś głębszego? Aż głupio było pytać. Ale…
        - Mówisz tak jakbym był pierwszy - mruknął lekko zawstydzony tym, że w ogóle to porusza, ale jednak ciekawość w nim zwyciężyła. Pomyślał zresztą, że może lepiej pytać niż żyć w domysłach. Już wcześniej poczuł ulgę, gdy poruszył temat, którego z początku nie zamierzał. Okazało się, że chociaż faktycznie mieli prawo do swoich sekretów, nie musieli robić ich z każdej drobnej rzeczy.
        Nastrój tego wieczoru pociągnął Mitrę do zwierzeń i odsłonięcia niektórych swoich lęków i myśli. Nie wiedział jednak, że powie o jedno słowo za dużo i Aldaren zareaguje tak gwałtownie. Gdy poczuł jego dłoń na swoim policzku i usłyszał ten ostry ton, skulił się jeszcze bardziej. Nie spodziewał się, że go tak rozgniewa i cóż, bał się, że faktycznie przeholował, choć wcale nie chciał źle. Bał się spojrzeć na Aldarena, by nie sprowokować go spojrzeniem, bo to właśnie przez jedno nieodpowiednie spojrzenie spotkało go całe zło, jakiego w życiu zaznał. Gdyby nie to, już dawno po prostu by nie żył... Nie ruszając się nawet o włos i nie zdradzając swoich myśli słuchał ostrej tyrady wampira, a im dalej ona postępowała, tym bardziej Mitra nie mógł tego znieść. Domyślił się, że skrzypek nie hipotetyzował - że faktycznie to wszystko przerobił na własnej skórze. Nekromancie zrobiło się słabo na myśl, że ktoś mógł Aldarena tak potraktować i… jednocześnie zrobiło mu się wstyd. Użalał się nad sobą, a tymczasem to skrzypek przeszedł więcej, miał znacznie gorsze doświadczenia. Był żałosny… I może teraz miał okazję ku temu, by wziąć się w garść i pokazać Aldarenowi, że jednak wszystko w porządku, nawet jeśli tak nie było.
        Mimo swojego postanowienia, Mitra jęknął gdy został przez wampira przytulony. Tak, jego wybuch trochę go przeraził. Nie odwzajemnił uścisku, ale może przez to, że Aldaren przyblokował mu ręce przy ciele. Później jednak trochę się rozluźnił, gdy skrzypek odezwał się swobodniejszym tonem, przeprosił i nawet zażartował. Nastrój jednak całkowicie i bezpowrotnie minął, więc nekromanta trochę z ciężkim sercem, ale uznał, że pora iść spać. I tylko by wampir nie miał wyrzutów sumienia i by trochę złagodzić gorzki smak, jaki pozostawiła po sobie niedawna scena, Mitra wpadł na pomysł z wykorzystaniem leczniczego całusa. Całe szczęście na Aldarena ta “magia” podziałała równie dobrze, co wcześniej na niego.
        - No faktycznie, nie przekonasz - zgodził się lekko nekromanta. - Ale nie martw się, nie jestem śpiący. Kolorowych snów - pożyczył mu jeszcze tuż przed zaśnięciem, nie zdając sobie niestety sprawy, że to była raczej klątwa a nie dobra wróżba.
        Mitra nie był jednak z żelaza. Miał za sobą intensywny dzień oraz intensywną i bardzo nerwową noc. Z początku jednak trzymał się dzielnie. Gdy Aldaren zamknął oczy, uważnie mu się przyglądał, wspierając głowę na jednej ręce. Martwił się o niego, dlatego z niejaką ulgą przyjął to, jak oddech jego ukochanego wyrównał się, uspokoił - znak, że skrzypek usnął. To dobrze, bo nekromanta trochę się martwił, czy z bólu skrzypek da radę się wystarczająco rozluźnić. No i jeszcze to jak go przed chwilą sam zdenerwował… Spokojny sen był bardzo ważny przy rekonwalescencji - wtedy organizm skupiał się na regeneracji, nie zawracając sobie głowy innymi sprawami. No i przynajmniej Aldaren nie cierpiał… Mitra co sobie przypomniał jak wygląda jego rana, czuł napad mdłości, smutek, złość i niepokój. Jak ktoś mógł mu coś takiego zrobić? Dlaczego? Jak dobrze, że skończyło się tylko na takiej ranie, bo… Niewiele tak naprawdę brakowało, by skończyło się znacznie gorzej. Bardzo blisko były ważne narządy, naczynia. Co jeśli Aldaren nie umiałby dojść do domu? Ale… Doszedł, ale nawet nikt nie powiadomił Mitry o tym co zaszło. Gdyby sam się nie przebudził, dopiero rano dowiedziałby się o wszystkim. Musiał coś wymyśleć… Zastanawiał się, czy nie zakląć manekinów tak, by bardziej zwracały uwagę na skrzypka - żeby nie tylko spełniały jego polecenia, ale również pilnowały jego stanu. Tylko jak to zrobić? To nie były istoty rozumne i co gorsza nie miały zmysłów. Posiadały pewien substytut wzroku, działający chyba bardziej jak magiczny odpowiednik echolokacji, którą posługują się nietoperze i to był ich jedyny zmysł, o ile tak można było to nazwać. Nie poczułyby zapachu krwi, nie dostrzegły rany, to zbyt subtelne… Mitra musiałby im wpoić zachowania osoby rannej, chorej, na które by reagowały przywołaniem go. Będzie musiał wymyślić zbiór takich zasad. Ale nie teraz, nie dziś…
        Choć było ciemno, Mitra cały czas patrzył na śpiącego Aldarena. Podciągnął się lekko na posłaniu i oparł głowę o wezgłowie łóżku. Nie chciał zasnąć, bo nadal martwił się o stan swojego ukochanego. Żałował, że Aldaren ubrał tę kamizelkę, a on go od tego nie odwiódł albo chociaż nie poprosił go, by ją rozpiął przed snem - mógłby wtedy kontrolować stan rany. Z drugiej strony… Mitra przypomniał sobie to jak wampir wpadł w połowie rozebrany do kuchni i właśnie wyobraził go sobie w takim stanie. O ranie na moment zapomniał, myślał tylko tym, że skrzypek był naprawdę pięknie wyrzeźbiony i gdyby tak leżał obok niego… Czuł się dziwnie nakręcony. To z jednej strony mu przeszkadzało, bo nie przywykł do takich myśli i naprawdę było mu wstyd, ale z drugiej strony dzięki temu odzyskał trochę sił i dzięki temu mógł dłużej czuwać.
        W końcu jednak ścierpł mu kark. Położył się więc z powrotem na łóżku i przysunął do Aldarena. Dyskretnie, z pewnym wahaniem ujął go za dłoń i wsunął palce między jego palce. Skrzypek podświadomie odpowiedział na ten gest delikatnym uściskiem, co wywołało na twarzy Mitry delikatny, czuł grymas.
        - Kocham cię, Ren - szepnął, podnosząc wzrok na śpiące oblicze ukochanego. - Jesteś dla mnie najdroższy na świecie… Jesteś całym moim światem…
        Nekromanta nie puścił ręki wampira. Co więcej, z czasem przytulił się do niej, jakby nie miał śmiałości, by przytulić się tak normalnie. Z jednej strony tego potrzebował… A z drugiej przez to zrobiło mu się błogo, sennie… Zrelaksował się i to był jego błąd. Usnął, choć obiecał czuwać. Nic już jednak nie mogło zagrozić Aldarenowi, więc może i jemu należał się odpoczynek.
        Gdy kilka godzin później Aldaren zerwał się z koszmaru, Mitra już go nie trzymał. Ruch wampira sprawił jednak, że nekromanta przez sen powiódł niemrawo wokół siebie ręką i dopiero, gdy jego palce dotknęły palców skrzypka, zatrzymał się. Nie złapał go jednak, tylko jakby upewnił się, że jest obok i to mu wystarczyło. Nie reagował na to, jak wampir odgarnął mu włosy z twarzy, choć w każdej innej sytuacji pewnie już by się zerwał. Teraz jednak czuł, że to znajome dłonie, te ukochane, więc nie było powodu do niepokoju. Spał tak głęboko, że nawet nie poczuł, gdy Aldaren wymknął się z łóżka, a później nie był świadomy, że opuścił dom.

        Mitra nie budził się przez kolejne mijające godziny. Nie miał żadnych snów, a w każdym razie żadnego z nich nie zapamiętał. Już nie szukał obok siebie Aldarena, może nawet dobrze, bo gdyby go nie znalazł, pewnie by się obudził a wtedy nie wiadomo, czy ogarnęłaby go panika, złość, czy gorycz. Dobrze jednak, że nadal spał - choć długo wytrzymał (a może właśnie dzięki temu), był wykończony i musiał się zregenerować, by móc przez resztę dnia funkcjonować.

        Mitra nadal głęboko spał, gdy Aldaren wrócił do jego sypialni. Leżał na boku, skulony, z rękami przy piersi. Oddychał przez rozchylone usta, co jakiś czas głęboko wzdychając, jakby ten sen był dla niego jednak męczący. Nawet jednak nie zareagował na to, że wampir się przy nim położył, a później zaczął go głaskać. Pewnie po przebudzeniu nie będzie nawet świadomy tego, że skrzypek trochę pozwolił sobie na pieszczoty bez jego zgody. No i dobrze. Bez oporu pozwolił, by Aldaren wziął go za rękę i ją sobie przyciągnął, a później układał jak chciał. Gdy jednak została złożona na policzku wampira, jej palce nagle się poruszyły, subtelnie, ale zauważalnie.
        - Nnn, Ren… - mruknął przez sen nekromanta. Nie otwierając oczu, pewnie nadal śpiąc, przysunął się do skrzypka i wtulił się w niego. Co prawda nie objął go, a wolną rękę nadal trzymał przy sobie, ale był tak blisko, tak wpraszał się w objęcia, że żal nie skorzystać. Co więcej można było mieć pewność, że robił to może podświadomie, ale z własnej woli: w końcu rozpoznał kto go dotykał.
        O prawdziwości tych podejrzeń można było przekonać się chwilę później. Mitra leżąc tak przez pewien czas w objęciach ukochanego odetchnął jakoś tak jakby nieco inaczej, a później powieki zaczęły mu drżeć. Rozchylił powieki i jeszcze mocno sennym spojrzeniem rozejrzał się, niemal od razu ogniskując wzrok na twarzy ukochanego.
        - Dzień dobry - szepnął, głaszcząc Aldarena dłonią, która nadal leżała na jego policzku. Później westchnął i ponownie zamknął oczy. Poruszył się, jakby nie spał wcale aż tak wygodnie jak na to wyglądało. Znowu czuł ból pleców, ale na razie nie było źle.
        - Długo nie śpisz? - upewnił się, znowu podnosząc wzrok na Aldarena. Teraz wzrok miał już przytomniejszy i mógł mu się przyjrzeć.
        - Och… - mruknął, dostrzegając, że jego ukochany był w innych ubraniach, niż te w których się kładł. - Widzę, że długo… Mogłeś mnie obudzić - burknął lekko nadąsany, ale zaraz fochy mu minęły, gdy przypomniał sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. - Jak twoja rana? Boli? Jak się czujesz?
        Nagle Mitra jakby zapowietrzył się swoimi pytaniami. Spuścił wzrok i lekko zacisnął usta, ale zaraz odzyskał rezon.
        - Mogę ją zobaczyć? - upewnił się, a gdy to mówił, lekko wyswobodził się z ramion ukochanego i podniósł do pozycji siedzącej. Poruszał się ostrożnie, jakby był zesztywniały albo po prostu jeszcze trochę zaspany. Gdy siedział, rozkosznie się przeciągnął, wyciągając ręce nad głowę. Stęknął, odwracając się do wampira. Nim ten udzielił mu pozwolenia na obejrzenie rany, położył mu dłoń na torsie i lekko zmusił, aby położył się na plecach, bo najwyraźniej zakładał, że uzyska zgodę na oględziny.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Nie Lip 28, 2019 4:01 pm
autor: Aldaren
        Aldaren miał lekkie wyrzuty sumienia, gdy w tak niecny sposób wykorzystał to, że jego luby miał twardy sen - pozwolił sobie na odrobinę pieszczot, nawet jeśli było to tylko pogłaskanie blondyna, to jednak zrobił to bez jego wiedzy. Mitra nie byłby zadowolony, gdyby o tym się dowiedział i dlatego dopadły wampira wyrzuty sumienia. Nie mógł się jednak powstrzymać, zwłaszcza, że wciąż dopadały go niechciane fragmenty z jego koszmaru i brutalne słowa Xargana, jakoby miało skrzypkowi w ogóle nie zależeć na nekromancie. Po prostu musiał go dotknąć, upewnić się, że nie jest to sen, chciałby też mieć pewność, że to nie jest ostatni raz kiedy mógł go pogłaskać i zobaczyć śpiącego. Leżeć obok niego.
        Westchnął ciężko wtulając policzek w leżącą na nim dłoń Mitry. Był przybity tym, że jego następne wyjście z domu mogło być ostatnim, a może jeszcze bardziej martwił się, że ci co na niego polują mogą się w końcu zainteresować niebianinem i będzie przez to w niebezpieczeństwie z winy skrzypka. Nie chciał by tak się stało i zrobiłby wszystko by tylko zapewnić ukochanemu bezpieczeństwo! Zaraz jednak odegnał od siebie te myśli i wyraźnie się rozluźnił, po tym jak palce błogosławionego poruszyły się na skórze nieumarłego.
        - Jestem tu - zapewnił od razu czułym szeptem, po czym objął delikatnie i przytulił do siebie blondyna, po tym jak on się do niego zbliżył i nieznacznie przywarł. Puścił wtedy jego dłoń leżącą na policzku krwiopijcy i przymknął oczy upajając się jego cudownym zapachem.
        - Witaj najdroższy - przywitał się z pełnym miłości uśmiechem. Nadal obejmując go delikatnie, ale w taki sposób, że mógł się w każdej chwili z jego ramion wyswobodzić i to bez większego trudu, wtulił policzek w jego dłoń, lekko nim pocierając jak domagający się pieszczot kot.
        - Wiesz... - zaczął lekko zakłopotany, lecz zaraz zostało mu przerwane. Parsknął cicho z rozbawieniem - Wcale nie tak długo, nie przejmuj się - skłamał, ale w dobrej wierze, poza tym czas dla wampirów inaczej płynął, więc czy rzeczywiście, coś co było dla niego mgnieniem oka, mogło być długim odcinkiem czasu? W takim wypadku w ogóle nie skłamał i tego wolał się trzymać. - Nie miałem serca cię budzić, wydawałeś się w nocy taki zmaltretowany, a ja jeszcze sprawiłem ci kłopoty. Należał ci się porządny wypoczynek - powiedział z radością mając nadzieję, że udzielił zadowalającej odpowiedzi. A przynajmniej, że dzięki niej Mitra nie będzie za bardzo marudził. Nawet jeśli nabzdyczony był niezwykle uroczy.
        - Hah, raną się już tak nie przejmuj - rzucił z rozbawieniem, lecz widząc jego troskę uśmiechnął się ciepło i pogładził go swoją dłonią po włosach. - Już prawie nie boli, a na pewno nie tak bardzo jak wczoraj. Ja czuję się natomiast świetnie - odpowiedział na jego pytania. Widać było, że chciał coś dodać, ale Mitra zadał następne. - Wiesz, to... Źle spałeś? - zapytał podnosząc się do pozycji siedzącej wraz z nim. Był zaskoczony tym, że Mitrze mogło być niewygodnie, skoro tak długo spał, ale na twarzy wampira widoczna była również troska.
        Zaraz jednak się rozluźnił, jak oczarowany obserwując jak niebianin się przeciągał. Można by uznać, że patrzył na niego maślanym wzrokiem, dopóki nekromanta nie położył mu dłoni na torsie od czego wampira przeszedł przyjemny dreszcz, a z gardła wydobyło się niekontrolowane mruknięcie. Nie chciał by Mitra ją oglądał i się martwił, ale jak mógł się kłócić, gdy zaraz został popchnięty lekko by się położyć. Westchnął ciężko widząc, że raczej nie wygra, więc bez buntów leżał spokojnie, nawet podciągnął koszulę, by wystawić ranę na widok i ułatwić Mitrze do niej dostęp. Aldaren natomiast lekko zawstydzony, z delikatnymi rumieńcami patrzył gdzieś w bok.
        - Śniadanie... znaczy obiad już ci przygotowałem - mruknął skrępowany, jakby nie wiedział co powiedzieć.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Nie Lip 28, 2019 4:57 pm
autor: Mitra
        Co za piękne przebudzenie… W ramionach ukochanego, słuchając tak miłych, czułych słów. Chyba najmilszy poranek w życiu Mitry. Przyjemność trwała jednak krótko - tylko tak długo, aż nekromanta nie przypomniał sobie o tym co wydarzyło się w nocy. Nie poddał się całkowicie panice, ale nie było mu już tak błogo, jak w tych pierwszych chwilach po otwarciu oczu.
        - Mam nadzieję, że chociaż wypocząłeś, a nie zrywałeś się specjalnie? - drążył temat tego, że Aldaren wstał przed nim. Łyknął jego zapewnienia, że wcale nie był to aż tak długi czas, bo w sumie dlaczego miałby mu nie wierzyć? Założył, że być może w międzyczasie skrzypek tylko zdążył się umyć i przebrać. Później dołoży jeszcze do listy zrobienie śniadania, ale nadal będzie to krócej niż w rzeczywistości, bo nie wliczał to wycieczki na miasto i wszystkiego, co się z tym wiązało.
        Wampir niby nalegał, aby nie przejmować się jego stanem, lecz błogosławiony był nieustępliwy. Dopytywał i chciał ją obejrzeć, by samemu przekonać się o tym, że wszystko jest w porządku. Tak się w tym zapamiętał, że prawie przeoczył pytanie ukochanego o to jak sam spał. Zdawał się być zaskoczony.
        - Dlaczego pytasz? - zapytał, nie kryjąc swojego zdziwienia. - Nie, spałem jak kamień, spokojnie. Wiem, miałem cię pilnować, ale… No nie dało rady - podsumował ze skruchą, nim wrócił do meritum.
        Mitra gdy skupił się na temacie rany Aldarena trochę zapomniał się z całą resztą. Nie panował nad tym jaki wpływ na wampira miały jego gesty, trochę nie myślał o tym, co on czuł i jak mu się to kojarzyło. Że są parą, leżą w jednym łóżku, a dotyk nie był już tak jednoznaczny, jak wtedy gdy byli względem siebie obcy… Chciał zobaczyć tę ranę, zależało mu na tym, bo martwił go jego stan.
        Aldaren potulnie poddawał się woli Mitry, który pchnął go na posłanie i nim nekromanta w ogóle o tym pomyślał, sam podciągnął koszulę. Błogosławiony nie powstrzymał wyrazu zaskoczenia, jaki pojawił się na jego twarzy. Zaraz jednak wyraz jego oblicza złagodniał i nawet ośmielił się on dotknąć rany i szwów.
        - Wygląda bardzo dobrze - powiedział cicho. - Wręcz świetnie. Nie wiem czy wieczorem nie zdejmę ci sznit, bo wygląda na to, że nie są już potrzebne - oceniał, dalej mówiąc cicho. Nachylił się i dotykał brzucha Aldarena z nikłym uśmiechem zadowolenia. Mruknął ciche “yhm” na wieść o posiłku, ale myślami był gdzie indziej. Cieszył się, że jego ukochany miał się już tak dobrze i rana tak ładnie się goiła. Zaraz jednak jego uwaga się rozproszyła, zaczął zwracać uwagę na otoczenie i… Dotarło do niego jak nachylał się nad rannym, jak go dotykał i jak wyglądała ta sytuacja z boku. Aldaren jęknął wcześniej tak sugestywnie, a teraz patrzył gdzieś w bok, jakby był spięty. Do Mitry od razu dotarło, co mogło mu przeszkadzać.
        - Och… - zreflektował się, od razu się prostując. - Przepraszam, nie chciałem… Rana wygląda dobrze, naprawdę, cieszę się, że najgorsze za nami. Możesz się ubrać…
        Nim Mitra skończył mówić, już odsunął się od wampira i zszedł z łóżka, patrząc gdzieś w bok. Czuł się nieswojo, a ból sprawiał, że irytował się jeszcze mocniej. Sytuacja zrobiła się idiotyczna, a jedyny sposób na rozwiązanie tego impasu, jaki przychodził błogosławiony do głowy, to niestety ucieczka.
        - Idę się umyć i zaraz do ciebie dołączę przy śnia… obiedzie - zreflektował się szybko. - Niech to szlag, pół dnia przespałem - warknął z irytacją, wychodząc z sypialni.
        A jednak gdyby mógł, pospałby jeszcze z godzinę albo dwie. Nie był specjalnie wypoczęty, a teraz na dodatek był zły na siebie, że przez niego Aldaren czuł się nieswojo. Próbował sam siebie przekonać, że nie było wcale tak źle i nie powinien tak strasznie reagować, ale było już za późno. Właśnie zniknął za drzwiami łazienki i już nie mógł wrócić, by całą sytuację wyjaśnić. Przez to był na siebie tym bardziej wściekły. Z irytacją pozbył się ubrań i w pierwszej kolejności spłukał się cały razem z włosami zimną wodą. To go trochę otrzeźwiło i ostudziło jego złość. Mógł spokojnie wziąć kąpiel. Ciepłą, wręcz prawie gorącą, ale potrzebował tego, by mięśnie mu się trochę rozluźniły. I by wypłukać z siebie głupie myśli. Gdy te jednak nie chciały go opuścić, zamknął oczy, nabrał głęboko tchu i zanurzył się razem z głową. Siedział tak, aż prawie się nie udusił i wtedy gwałtownie się wynurzył. Głęboko oddychając rozejrzał się po łazience, jakby nie rozpoznawał tego miejsca. Uznał, że koniec pieszczenia się samemu ze sobą. Wyszedł i pobieżnie się osuszył. Wziął prochy przeciwbólowe, które na czczo powinny działać szybko i skutecznie, po czym ubrał się i jeszcze z wilgotnymi włosami poszedł do kuchni.

        - Jeny, aż na piętrze pachnie… - skomentował, gdy wszedł do kuchni, nawet mocno ciągnąc przy tym nosem, upajając się zapachem jedzenia. - Co to? - upewnił się, jak po sznurku podchodząc do miejsca, gdzie był schowany jeszcze ciepły bochenek z szynką i serem. Dostrzegł też stojący na stole talerz z ziemniakami i jajka oraz miseczkę z deserem i aż zaniemówił. Gdy trwał w takiej ciszy, na korytarzu dało się słyszeć kroki manekinów, które poruszone wolą swojego pana udały się na piętra, by sprzątać. Mitra nie wiedział, że Aldaren wcześniej sam ogarnął swoją sypialnię i nawet nie sprawdził, czy Xargan zajął się drzazgami, na które poprzedniej nocy przemienił dwoje sług błogosławionego.
        - Gotujesz dla mnie jak dla króla - ocenił starania wampira, gdy już odzyskał mowę. - Dziękuję - dodał, całując Aldarena w policzek, po czym usiadł na swoim miejscu, by zabrać się za jedzenie. Choć nie był pewny wytrzymałości swojego brzucha po wczorajszych wymiotach (całe szczęście proszki już działały, więc nie czuł bólu mięśni), nie mógł się powstrzymać przed jedzeniem. A mimo to jeszcze chwilę zwlekał.
        - Ren… - zagaił do swojego ukochanego. - Mógłbyś mi powiedzieć co zaszło w nocy? Kto ci to zrobił? - zapytał, patrząc czujnie w oczy skrzypka.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Nie Lip 28, 2019 10:26 pm
autor: Aldaren
        Szczęściem dla Mitry było to, że Aldaren nie miał pojęcia ile przyjemności sprawił tym, że zamiast czekać na ukochanego na dole, położył się przy nim znów i nawet go objął gdy ten się do niego wtulił. Gdyby miał tego świadomość zapewne nekromanta szybko wlepiłby mu zakaz zbliżania się na mniej niż sążeń długości albo więcej już by go nie wpuścił do swojego pokoju, w najgorszym wypadku wyrzucając biednego wampira z kamienicy. Inaczej do tego czasu starałby się co dzień leżeć obok blondyna przed jego obudzeniem się, by co dzień móc mu taką przyjemność sprawić. Na szczęście zapowiadało się, że w najbliższym czasie będzie to jednorazowy przypadek.
        - Czuję się jak nowo narodzony. - Wyszczerzył się radośnie, byleby Mitra już się tak nie martwił. - Po prostu nie mogłem już dłużej spać i nie chciałem ci przeszkadzać w wypoczynku, więc wstałem. Do niczego się nie zmuszałem - zapewnił szczerze. Chwilę po tym jak to powiedział się zastanowił, ale taka była prawda. Usypiając wczoraj nie miał ułożonego misternego planu, by wcześniej się obudzić, a po prostu został obudzony z przyczyn niezależnych od siebie i mając masę czasu, po prostu postanowił go jakoś produktywnie wykorzystać, by nie przyszły mu z nudów głupie pomysły do głowy, których po przebudzeniu się Mitry mógłby gorzko żałować.
        - Kiedy się przeciągałeś, wydawałeś się być zesztywniały... przepraszam jeśli przeze mnie spałeś w niewygodnej pozycji. - odpowiedział ze skruchą, spuszczając nieco wzrok. - I cieszę się, że jednak usnąłeś nawet jeśli później po mnie. Jestem szczęśliwy, że mogłem spędzić z tobą tę noc - dodał podkreślając słowo "tę", będąc bardziej niż świadom, że był to jednorazowy incydent.
        Zaraz przyszło mu do głowy, że skoro przez te pół nocy Mitra jakoś w miarę spokojnie przespał - nie czuł by się rzucał czy burczał przez sen - to może był zesztywniały przez to jak się wtulił do wampira, a on przytulając go, pozbawił blondyna możliwości zmiany pozycji na wygodniejszą i oto był tego efekt.
To by się też zgadzało pod tym względem, że jakoś wcześniej Mitra spokojnie spał, a obudził się dopiero po tym jak krwiopijca go przytulił. Wychodziło na to, że Zabor miał rację - Aldaren był beznadziejny. Xargan również miał rację, mówiąc, że nie zależy skrzypkowi na niebianinie, w przeciwnym wypadku przecież przewidziałby, że przytulenie do siebie niebianina, może skończyć się jego dyskomfortem spowodowanym zesztywnieniem. To było przygnębiające, że wszyscy wokoło wiedzieli o nieumarłym więcej niż on sam o sobie, że mieli rację uświadamiając mu, że nie jest wcale taki dobroduszny jakiego zgrywa.
        Nie dał jednak po sobie poznać, że jakieś nieprzyjemne mary zatruwają jego myśli, więc skupił się na tym co tu i teraz. W prawdzie to skończyło się dość dwuznacznym działaniem ze strony Mitry, tłumaczącego się zerknięciem na ranę, ale mimo wszystko czarne myśli dzięki temu odsunięte zostały na bok, przez niekontrolowaną falę przyjemności rozlewającą się po ciele skrzypka.
        Miło mu już było od tego, że mógł leżeć tak blisko Mitry, że mógł patrzeć jak ten się budzi i nawet trzymać go w tym czasie w ramionach. Kiedy jednak nekromanta go dotknął, zmuszając wampira do położenia się, pod jego skórą wybuchł ogień, który przybrał jednoznacznie na sile, gdy blondyn przesunął palcami po jego nagiej skórze, wrażliwej wokół rany. Co prawda cicho przy tym syknął, ale wcale nie wyglądał jakby sprawiło mu to ból, w tym negatywnym i raczej mało przyjemnym znaczeniu. Czego dowodem powinno być to, że zdawał się jeszcze bardziej zaczerwienić, prócz wzroku wbitego we wszystko inne dokoła tylko nie Mitrę. Szumiało mu w głowie, a słowa niebianina zdawały się przytłumione i zniekształcone, jakby skrzypek znajdował się co najmniej pod wodą. W sumie obecnie rzeczywiście się topił. We własnym pożądaniu. Oczywiście wiedział, że Mitra nie celowo go tak torturował, nie wystawiał go na żadną próbę, ani do niczego nie zamierzał doprowadzić, oglądał tylko zwyczajnie ranę, jak to każdy medyk z powołania. W prawdzie był trochę za blisko, trochę za bardzo się pochylił, ale nie miał złych intencji. Aldaren obecnie był wyłącznie jego pacjentem i nikim więcej.
        - Dobrze... - mruknął pod nosem, gdy Mitra oświadczył, że wieczorem usunie z rany szwy. Cały czas starał się wytrzymać tę drażniącą jego żądzę bliskość.
        - Nie, to ja przepraszam... Wiedziałem, że chcesz TYLKO zerknąć na ranę... - westchnął ciężko zły na siebie jak się przez tą chwilę zachowywał i jak niekomfortowo musiał się przez to niebianin poczuć.
        - Mitro... - wezwał go, by za wszelką cenę wyjaśnić mu, że to nie jego wina, że to wszystko skrzypek, ale nie dostał szansy, gdy blondyn rzucił informacją, że idzie się umyć. Westchnął ponownie, a po tym skonfundowany obserwował jak jego ukochany wychodzi w pośpiechu z pokoju. No proszę, Aldaren ledwo poczuł się lepiej i już schrzanił miłą atmosferę zrażając do siebie niebianina. I jak tu robić sobie jakiekolwiek nadzieje na to, że kiedyś będą się kochać, cytując słowa nekromanty z nocy.
        Nie mając co tak siedzieć, jak ostatni przygłup w sypialni lubego, krwiopijca wstał z łóżka, poprawił koszulę i przeczesując włosy dłonią, wyszedł z jego pokoju. Na korytarzu spojrzał z wyrzutami sumienia w stronę drzwi od łazienki, zza których docierał do niego odgłos puszczanej wody, po czym udał się na dół do salonu, gdzie postanowił poczekać na błogosławionego.
        Akurat dobrze się złożyło, że Xargana jeszcze nie było, więc nie musiał go zwalać z kanapy, czy besztać za to, że ze względu na to, iż w tym mieszkaniu są jeszcze dwie inne osoby, a kanapa nie należy do niego, wypadałoby nie rozwalać się po całej jej długości i zostawić miejsce również dla reszty domowników. Usiadł na niej wygodnie zerkając w stronę skrzynek z książkami i zastanawiając się, czy w tym czasie co Mitra się kąpał, nie przewertować kilku, lecz Żabon szybko mu w tym przeszkodził, mając w przeciwieństwie do swojego pana o wiele lepszy humor tego dnia, a nawet chęć na psoty i pieszczoty. Wykorzystał fakt, że Aldaren miał miękkie serce i władował mu się na kolana, by być głaskanym. By w końcu czyjaś uwaga została mu w pełni poświęcona.
        Kiedy jednak Mitra zszedł na dół i z progu się odezwał, Żabon jak na niewypowiedziany rozkaz oraz obietnicę, zeskoczył z kolan wampira i plaskającym, skaczącym galopem, omal nie wywracając się na zakręcie, wparował do kuchni, mając nadzieję na to, że blondynowi coś "przez przypadek" spadnie z talerza na ziemię dla umierającego z głodu, małego demona (jakby dopiero co nie uporał się z dwunasto-funtowym zającem).
        - Zwykły chleb z szynką i serem - odpowiedział Aldaren, zaraz dołączając do ukochanego w kuchni. Z jego słów można by uznać, że chodziło mu o pospolite kanapki, a nie chleb z upieczonymi wewnątrz siebie kawałkami szynki i serem.
Przełożył bochenek na drewnianą deskę do krojenia, wziął do niego nóż i zaraz postawił na stole, gdzie stał już talerz z ziemniakami i jajkiem przykryty pokrywką od garnka.
        - Mam nadzieję, że będzie smakować. Chleb jest z chrzanem - uprzedził z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Co chcesz do picia? - spytał, a zaraz pokręcił głową z rozbawieniem, gdy Mitra stwierdził, że Aldaren gotował dania niezwyczajne, jak dla króla. - Dla księcia bym się zgodził, na króla niestety jesteś jeszcze stanowczo za młody, za bardzo kudłaty i za mało pomarszczony, za szczupły i stanowczo za mało wąsaty - wymienił z figlarnymi iskierkami w oczach, pokazując mu zadziornie język.
        - Nie ma za co dziękować, nie mieli na straganie świeżego chleba, a ty się nie budziłeś, więc mając chwilę czasu postanowiłem ci coś upiec z sercem od siebie - odpowiedział pogodnie, nie orientując się w ogóle, że właśnie zdradził się, że oprócz śniadania i kąpieli, zrobił jeszcze wypad na miasto. - Smacznego - życzył ukochanemu z ciepłym uśmiechem, stawiając przed nim coś do picia i zajął miejsce naprzeciw niego, jedynie z kieliszkiem gęstego, czerwonego z pozoru wina.
        Niestety ze swoimi życzeniami, by posiłek mu smakował trochę się pospieszył, bo niebianinowi nie pozwalała przystąpić do jedzenia w spokoju pewna nieprzyjemna kwestia związana z jego ukochanym. Wampir słysząc jego pytanie nieco spochmurniał, poważniejąc. Spostrzegł jak nekromanta się w niego intensywnie wpatruje i nie mogąc znieść tego żądającego odpowiedzi spojrzenia, uciekł wzrokiem gdzieś w bok podczas przedłużającej się ciszy. Zaczął przy tym rozmasowywać swój kark z zakłopotaniem i widać było, że intensywnie myślał czy mówić o tym ukochanemu czy jednak lepiej nie.
        - Nie chce ściągać na ciebie swoich kłopotów... - zaczął, lecz zaraz westchnął z rezygnacją. Nikt nie wiedział, gdzie Aldaren się obecnie znajduje, więc nekromanta był względnie bezpieczny w swoim domu. Poza tym Mitra już i bez tego miał zły dzień, więc lepiej faktycznie było mu powiedzieć o tym co zaszło, by uniknąć prawdopodobnych nieprzyjemności. Spojrzał w stronę salonu, czy Xargan jeszcze nie wrócił.
        - Zabor... - odpowiedział w końcu. Sięgnął po kieliszek z krwią i zmoczył usta, biorąc drobny łyczek dla zwilżenia gardła. - Powiedział, że tylko wyrównuje rachunek. Ja mu pomogłem uwolnić się od Fausta, więc on mnie nie zabije. Zaskoczył mnie kiedy opuściłem gardę. Nie wiem czemu się nagle pojawił w mieście skoro znów jest wolny, ale nie mogę pozwolić by się bez żadnej kontroli pałętał po ulicach - dodał i spojrzał niepewnie, nieco zbolałym wzrokiem na blondyna. Przede wszystkim nie chciał, by demon dopadł niebianina, bo jak zostało wampirowi udowodnione - obecnie nie był dla ogara żadnym zagrożeniem.

Re: [Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

: Pon Lip 29, 2019 8:07 pm
autor: Mitra
        Mitra odetchnął z wyraźną ulgą. Już zdążył poznać Aldarena na tyle, że wcale by się nie zdziwił, gdyby wampir specjalnie zerwał się przed nim, aby zrealizować jakiś swój plan, w którym nie chciał z tego czy innego powodu angażować błogosławionego. Dał tego dowód poprzedniego dnia, gdy tak się dąsał o to śniadanie, które sam chciał przyrządzić…
        - O… - Mitra nawet nie spodziewał się, że Aldaren wyciągnął takie wnioski na podstawie tego jak się przeciągał. Czujna bestia. - Nie, z tobą spało mi się bardzo wygodnie… Naprawdę - rzucił szybko, bo jakoś skrzypek wydawał mu się nieprzekonany. - Wiesz… przez to właśnie zasnąłem. Gdy spałeś i położyłem się obok ciebie, czułem przy sobie twoje ciało, łatwiej mi było usnąć. Zresztą to była całkiem przyjemna pobudka: w twoich ramionach… Wiesz, to nie będzie ostatnia taka noc - dodał jeszcze, bo usłyszał ten mocny akcent. Nie padły jednak żadne konkrety, bo na ten moment Mitra nie ufał sam sobie i swojemu osądowi i nie był wcale pewny, czy dotrzyma w takim nastroju do wieczora. Gdy jednak myślał o kolejnej nocy w jednym łóżku… Nie wywoływało to w nim dyskomfortu. W istocie spanie razem było przyjemne… Wykańczało jedynie to skrępowanie następujące przed zaśnięciem i po przebudzeniu się. Gdy leżało się razem w jednym łóżku nawet niewinne gesty nabierały nowego wymiaru i głębi, w których Mitra jeszcze się nie odnajdywał. Nie z braku zaufania, a przez własne przeżycia z przeszłości.
        - Może to przez to, że byłem zmęczony i spałem jak kłoda - odparł w końcu lekko, by zamknąć temat jego boleści, które przecież wcale tak poważne nie były, by robić z nich jakikolwiek problem.

        Mitra wychodząc na korytarz słyszał jak wampir go wezwał, ale już się nie wracał. Głupio mu było, że doprowadził do takiej sytuacji. Nie miał nic złego na myśli, żadnych niecnych zamiarów, a wyszło wręcz przeciwnie… ”Gdybym był normalny nie byłoby problemów”, wyrzucał sobie zrzucając z siebie ubranie w łazience. ”Gdybym był normalny po prostu bym tam został i miział się z Renem, kochalibyśmy się… Ale nie. Nie mogę… Do stu kręgów piekieł, nie potrafię. Nieważne jak bardzo bym chciał… Wszystko przez moje cholerne fobie. I niech on mi nie wmawia, że wszystko jest w porządku, bo nie jest!”, irytował się, wracając do starego frontu, choć jeszcze poprzedniego wieczoru obiecywał sobie, że się z tym upora. Coraz mocniej utwierdzał się jednak w przekonaniu, że nie da rady sam. Potrzebowałby pomocy… Ale…
        Palący ból w płucach na moment wyparł wszelkie złe myśli z jego głowy. Zimna woda, ból, panika - to zawsze skutkowało, gdy dopadały go demony. To albo… Ale nie mógł. Aldaren był na parterze. ”Pora do niego wracać…”, uznał, gramoląc się z wanny.

        W kuchni już wszystko było po staremu: rozmawiali ze sobą z czułością, żartowali. Nie było śladu po niezręczności, która dopadła ich w sypialni, a Mitra nawet nie myślał wracać do tego myślami. Dobrze mu było tak jak było teraz. Zresztą był tak głodny, że niestety w jego głowie zostało miejsce tylko na myślenie o posiłku i towarzystwie swojego ukochanego, który tak się dla niego postarał.
        - O to ciekawe - mruknął z zainteresowaniem, gdy wampir wspomniał, że dodał chrzan do chleba. Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszał, ale już się spodziewał, że przypadnie mu to do gustu. Lubił, gdy jedzenie trochę paliło go w język i Aldaren najwyraźniej miał to na uwadze, gdy komponował swój wypiek.
        - Nie powiem, że taki zwykły - poprawił wampira. - Jest świeży, inny i przede wszystkim zrobiony przez ciebie, dla mnie. Na pewno będzie doskonały.
        Gdy skrzypek wytknął mu tak bezczelnie fizjonomiczne braki do zostania królem, Mitra teatralnie ściągnął usta, jakby się obraził, po czym jednak zaraz jego twarz się rozpogodziła.
        - Ale to znaczy, że mam szczęście, bo nigdy żadna koronowana głowa cię nie ściągnie na swój dwór, byś dla niego gotował - oświadczył niby chytrze odbijając piłeczkę. Z zadowoleniem zasiadł do stołu, lecz nagle zamarł. Spojrzał na wampira mrużąc przy tym znacząco oczy i już było wiadomo, że złapał trop.
        - Momencik - mruknął. - Na jakim straganie ty byłeś? - zapytał, po czym westchnął kręcąc głową. - Ren, najdroższy, oszczędzaj się trochę. W nocy zostałeś ciężko ranny, a za dnia poszedłeś na targ, by kupić chleb? Jeśli po coś więcej nawet nie mów! Nie chcę wiedzieć, bo wtedy musiałbym cię ochrzanić jak niesfornego pacjenta, którym z pewnością jesteś - zastrzegł. - Obiecaj mi, że będziesz się oszczędzał, dobrze? Jak będziesz się stosował do zaleceń lekarza to obiecuję, że lekarz ci to bardzo pięknie wynagrodzi - dodał niskim, mruczącym tonem, jakby go kusił.

        Mitra nieustępliwie wpatrywał się w Aladrena i czekał na odpowiedź. Jednak z racji tego, że był głodny, a jedzenie pachniało wręcz obłędnie, nie mógł za długo czekać aż zacznie jeść. Patrząc na swojego ukochanego, po omacku zaczął rwać sobie upieczony przez niego nietypowy chleb i kęsy wkładał sobie do ust. Już przy pierwszym szerzej otworzył oczy - widać było, że ostrość dania zrobiła na nim wrażenie. Nie wypluł jednak, a po przeżuciu przełknął i z zadowoleniem pokiwał głową, po czym sięgając po drugi kęs znowu zaczął gapić się na skrzypka. Sapnął, a w jego oczach widać było nieme pytanie “poważnie?”, gdy wspomniał, że nie chce go wciągać we własne kłopoty. Już miał szybko przełknąć, by wytknąć mu, że jako para powinni się wspierać i niech nie opowiada głupot, ale wtedy padło słowo-klucz, które zapoczątkowało całą historię. Mitra przestał jeść słuchając.
        - Szlag… - mruknął, gdy już wiedział o wszystkim. Z demonem nie miał za wiele do czynienia, ale pamiętał jaka to była bestia. No i że był to podwładny Fausta a nie Aldarena, a choć błogosławiony mocno wierzył w to, że jego ukochany był potężnym demonologiem, jednocześnie trochę wątpił, by był silniejszy od swojego nieżyjącego już mistrza. Zakładał, że byli na podobnym poziomie, różnił ich jednak charakter. Nie powiedział tego jednak na głos, bo po pierwsze nie chciał robić mu przykrości, a po drugie: wcale nie miał co do tego pewności. Było to zresztą nieistotne.
        - Chcesz się zemścić i go załatwić - stwierdził, nie zapytał. W jego głosie nie było nagany ani zaskoczenia, bo z jakiegoś powodu wydawało mu się to wręcz oczywiste.
        - Mógłbyś… Poczekać ze dwa dni zanim do tego przystąpisz? - upewnił się tylko, sięgając nad stołem do dłoni Aldarena i z czułością łapiąc go za jedną z nich. - Nie zabronię ci tego, spokojnie. Rozumiem. Chciałbym jednak, byś odzyskał najpierw siły po tamtym ataku. Tylko tyle - dodał, bo naprawdę uważał, że to nie była wygórowana prośba.