Strona 7 z 7

Re: [Menaos] Załatwmy to jak ludzie cywilizowani

: Nie Lis 11, 2018 9:54 pm
autor: Dérigéntirh
        Dérigéntirh kucał przy Sanayi, która na swoich kolanach trzymała wstrząśniętego panterołaka i drżał od emocji; tak wzruszająca scena zdecydowanie potrafiła poruszyć nawet wiekowe, smocze serce, które przecież już tak wiele doświadczyło. Może to przez to, że czuł po części, iż to on jest winny? To, że alchemiczka trzymała się w takiej sytuacji... czuł ten ciężar, który spoczął na jej barkach zupełnie, jakby dotyczył go samego – a przecież to nie było jego życie, fakt? Dzięki widokowi tak mężnie znoszącej to kobiety, byle tylko utrzymać przy nadziei Creviego, poczuł, jak wzrasta w nim motywacja; czuł też komórki panterołaka, całe jego ciało desperacko walczące o przetrwanie w obliczu tak ostatecznej siły. To pomogło mu dojść do koncepcji, która była ich ostatnim ratunkiem. Dosyć szalona. Spodziewał się, że alchemiczka słysząc o panaceum stwierdzi, że zwariował chcąc wykorzystać legendarny materiał. Jednakże bardziej teraz jej zależało na tym, aby panterołak znalazł się w bezpiecznym miejscu. Zareagowała gwałtownie i poddenerwowany Dérigéntirh nieco się przestraszył. Wciąż oczekiwał usłyszenia, że to jego wina; sam przecież tak uważał.
        Sam także chciał działać szybko, ale musiał przy tym zachować względy bezpieczeństwa; zamierzał przeteleportować na bardzo daleką odległość całą ich trójkę, przy czym jedną osobę dotkniętą niszczycielskim zaklęciem. Jeżeli wziąć pod uwagę także emocje, które targały smokiem, to podobny magiczny skok stawał się ryzykowny. Dlatego też położył dłonie na ramieniu Sanayi oraz klatce piersiowej panterołaka, a następnie zamknął oczy i odetchnął, zbierając myśli i określając docelową lokalizację. Kiedy otworzył oczy, te zabłysnęły magią, a cała ich trójka zniknęła z pokoju.

Ciąg dalszy: Dérigéntirh, Sanaya