Ekradon ⇒ [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek nie dotarła nawet do ń w wyrazie "koń", gdy zobaczyła w oczach Sjansa, że popełniła błąd - gdyby drwal mógł, pewnie by ją udusił albo złapał się za głowę ze słowami "ale żeś palnęła". Elfka nie wiedziała, że żąda zbyt wiele, zupełnie nie znała tych ziem. Może gdyby była faktyczną księżniczką, byłaby lepiej zorientowana w sytuacji sąsiednich królestw, a tak, musiała nieustannie improwizować. I właśnie odbiło się to na niej czkawką. Miała już naprawdę dość udawania Aroli, jako Skowronek mogła dać Cryfowi w mordę i zrugać go tak, że zapomniałby jak się mówi we wspólnym, wtedy wszyscy byliby zadowoleni. Jako księżniczka tylko coraz bardziej pogrążała siebie i resztę drużyny. "Dlaczego ja wlazłam na tamtą belkę? Ba, dlaczego ja dałam się wcisnąć w tę sukienkę?", zapytała samą siebie w przelotnej chwili zwątpienia.
Elfka prawie się wzdrygnęła, gdy do rozmowy wtrącił się potężny głos Cryfa. Brodaty rycerz tonem nieznoszącym sprzeciwu wydał jeden krótki rozkaz: wymarsz. To trochę skołowało Skowronka: do tej pory ustalenia były zgoła inne. Zerkała ukradkiem na mężczyzn, którzy znowu ustalali wszystko i negocjowali nad jej głową. Nie miała już siły skakać, by móc się wtrącić. Jednak Skowronek siedzący gdzieś głęboko pod warstwą pudru z elfiej królewny przyznał odrobinę (odrobinę!) racji Ulce - politykowanie śmierdziało, a dyplomacja była koronkowym dodatkiem do zbroi, ładnym, ale niezbyt przydatnym. Przynajmniej w jej ocenie myślącego narzędzia do usuwania niepasujących argumentów, w tym również członków rodziny.
Skowronek zmrużyła lekko oczy, gdy patrzyła na Sjansa. A ten czemu znowu chrząka wymownie? Co znowu zrobiła nie tak?! No chyba, że to nie było na nią, może chodzi mu o resztę drużyny w postaci Ily'ego i Ważki. "A swoją drogą... Gdzie jest Botan? Długo go nie ma, znając nasze szczęście pewnie wplątał się na zewnątrz w jakieś kłopoty i właśnie zbiera po mordzie, a my będziemy musieli go ratować i znowu wymyślać jakąś absurdalną historię. Kiedy wymyślą, by wydać Arolę za mąż za jakiegoś lokalnego chłopaka, by umocnić więzi między oboma królestwami?", gdybała sobie elfka, już sama nie do końca przekonana, czy się śmiać czy też płakać. Chciała po prostu stąd wyjść, opuścić Bagna i dotrzeć do Ekradonu, do wielkiego, śmierdzącego i zatłoczonego miasta, gdzie czuła się jak w domu, bo tam wiedziała komu trzeba zejść z drogi, komu się przymilić, komu dać w łapę, a komu wystarczy "zamigać" krótkim gestem "Jestem Przyjaciółką".
"Nosz kurwa!", przeklęła w myślach elfka, gdy Cryf znowu pod niechętnie zachowywanymi pozorami uprzejmości chciał przydzielić jej eskortę aż do Ekradonu. Przecież gdyby to zrobił, cała sprawa by się rypła! Na tym odludziu mogła sobie udawać kogo chciała z dowolnym skutkiem, ale w stolicy kraju mowy nie było, ktoś od razu spostrzegłby, że jest zwykłą nieokrzesaną dziewką w przebraniu, na dodatek niezbyt drogim i dokładnym. Już nie wspominając o tym, że na pewno zostałaby zdemaskowana w pałacu - wystarczył kolor jej oczu, by domyślić się, że nie należy do rodziny królewskiej, bo jakkolwiek złote tęczówki wyglądają ładnie i bogato, nie są typowe dla jej rasy, a cóż to za elfia księżniczka, która wygląda jak mieszaniec? O przejściu przez ziemie Styfinga pod sztandarem motyla wolała nawet nie myśleć. Już zaczęła kombinować jak by tu przekonać Cryfa do zmiany decyzji, lecz szybko dotarło do niej, że to by nic nie dało - rycerz był na nią obrażony i mogłaby sobie gadać cokolwiek, i tak by jej nie posłuchał. Niezbyt wesoła sytuacja.
- Dziękuję za troskę - zapewniła w końcu elfka, kłaniając się lekko bratu Sjansa. Brzmiała, jakby naprawdę była mu wdzięczna. - Bardzo doceniam ten gest.
Skowronek prostując się zerknęła tylko, czy Cryf chociaż zaszczycił ją spojrzeniem, czy też właśnie dziękowała ścianie. Zdecydowała, że już gorzej być nie może i najwyżej będzie improwizować. Ona nie miała już żadnej siły, by przekonać obrażonego rycerza do zmiany decyzji.
Elfka prawie się wzdrygnęła, gdy do rozmowy wtrącił się potężny głos Cryfa. Brodaty rycerz tonem nieznoszącym sprzeciwu wydał jeden krótki rozkaz: wymarsz. To trochę skołowało Skowronka: do tej pory ustalenia były zgoła inne. Zerkała ukradkiem na mężczyzn, którzy znowu ustalali wszystko i negocjowali nad jej głową. Nie miała już siły skakać, by móc się wtrącić. Jednak Skowronek siedzący gdzieś głęboko pod warstwą pudru z elfiej królewny przyznał odrobinę (odrobinę!) racji Ulce - politykowanie śmierdziało, a dyplomacja była koronkowym dodatkiem do zbroi, ładnym, ale niezbyt przydatnym. Przynajmniej w jej ocenie myślącego narzędzia do usuwania niepasujących argumentów, w tym również członków rodziny.
Skowronek zmrużyła lekko oczy, gdy patrzyła na Sjansa. A ten czemu znowu chrząka wymownie? Co znowu zrobiła nie tak?! No chyba, że to nie było na nią, może chodzi mu o resztę drużyny w postaci Ily'ego i Ważki. "A swoją drogą... Gdzie jest Botan? Długo go nie ma, znając nasze szczęście pewnie wplątał się na zewnątrz w jakieś kłopoty i właśnie zbiera po mordzie, a my będziemy musieli go ratować i znowu wymyślać jakąś absurdalną historię. Kiedy wymyślą, by wydać Arolę za mąż za jakiegoś lokalnego chłopaka, by umocnić więzi między oboma królestwami?", gdybała sobie elfka, już sama nie do końca przekonana, czy się śmiać czy też płakać. Chciała po prostu stąd wyjść, opuścić Bagna i dotrzeć do Ekradonu, do wielkiego, śmierdzącego i zatłoczonego miasta, gdzie czuła się jak w domu, bo tam wiedziała komu trzeba zejść z drogi, komu się przymilić, komu dać w łapę, a komu wystarczy "zamigać" krótkim gestem "Jestem Przyjaciółką".
"Nosz kurwa!", przeklęła w myślach elfka, gdy Cryf znowu pod niechętnie zachowywanymi pozorami uprzejmości chciał przydzielić jej eskortę aż do Ekradonu. Przecież gdyby to zrobił, cała sprawa by się rypła! Na tym odludziu mogła sobie udawać kogo chciała z dowolnym skutkiem, ale w stolicy kraju mowy nie było, ktoś od razu spostrzegłby, że jest zwykłą nieokrzesaną dziewką w przebraniu, na dodatek niezbyt drogim i dokładnym. Już nie wspominając o tym, że na pewno zostałaby zdemaskowana w pałacu - wystarczył kolor jej oczu, by domyślić się, że nie należy do rodziny królewskiej, bo jakkolwiek złote tęczówki wyglądają ładnie i bogato, nie są typowe dla jej rasy, a cóż to za elfia księżniczka, która wygląda jak mieszaniec? O przejściu przez ziemie Styfinga pod sztandarem motyla wolała nawet nie myśleć. Już zaczęła kombinować jak by tu przekonać Cryfa do zmiany decyzji, lecz szybko dotarło do niej, że to by nic nie dało - rycerz był na nią obrażony i mogłaby sobie gadać cokolwiek, i tak by jej nie posłuchał. Niezbyt wesoła sytuacja.
- Dziękuję za troskę - zapewniła w końcu elfka, kłaniając się lekko bratu Sjansa. Brzmiała, jakby naprawdę była mu wdzięczna. - Bardzo doceniam ten gest.
Skowronek prostując się zerknęła tylko, czy Cryf chociaż zaszczycił ją spojrzeniem, czy też właśnie dziękowała ścianie. Zdecydowała, że już gorzej być nie może i najwyżej będzie improwizować. Ona nie miała już żadnej siły, by przekonać obrażonego rycerza do zmiany decyzji.
Cryf Ulka mocnym akcentem zakończył naradę, po czym nie czekając na niczyją zgodę postanowił udać się do swoich obowiązków. Opuszczając jadalną salę, brat Sjansa zdążył jeszcze zaszczycić zebranych tryumfującym spojrzeniem człowieka, do którego należało ostatnie zdanie. Być może rozmowa nie potoczyła się według oczekiwań wojownika, ale sam fakt iż przynajmniej na jej końcu postawił na swoim, znacznie poprawił nastrój Cryfa. Drwal nie miał wątpliwości, że władca Mglistych Bagien poradzi siebie z zadaniem, którego się podjął. Co więcej poradzi sobie bez pomocy kogokolwiek z drużyny Sjansa. Mając jasno wytyczony cel, starszy Ulka z pewnością ponowi przesłuchać swoich jeńców, a za parę godzin będzie wiedział więcej o Wylęgarni Styfinga, niż drwal kiedykolwiek zdołałby usłyszeć. Następnie zaś przesunie to miejsce do historii.
Tymczasem Sjans nie zamierzał dotrzymywać żadnej z obietnic deklarowanych przed bratem. Przede wszystkim ich prawdziwy cel podróży znajdował się daleko od elfickich lasów. Po drugie, wykorzystując zamieszanie spowodowane wymarszem wojsk, drwal planował wydostać z obozu Ilego, Ważkę i Botana oraz jeśli to tylko możliwe opuścić to miejsce bez dodatkowej eskorty. Zwłaszcza, że miarą Ulki drobna obstawa równie dobrze mogła oznaczać trzydziestu zbrojnych.
- Wychodzimy – rzekł Sjans do pozostałych gdy tylko Cryf zamknął za sobą drzwi. - Ily, znajdź Botana. Weźmiemy te ich przeklęte konie i spróbujemy czmychnąć z obozu nim ktokolwiek się zorientuje. Starajcie się wyglądać naturalnie, nie rzucać się w oczy i zachowywać się tak jakbyście wykonywali polecenia Cryfa, które w żaden sposób nie powinno obchodzić postronnych.
- Mamy wyjechać niepostrzeżenie mając przy boku sztandar jaki zorganizuje nam niedźwiedź? – spytał krawiec.
- Na leśne duchy, jakim znów sztandar? – dziwił się Sjans.
- Ten, po który wysłałeś Botana.
- Niby ja? – Drwal nie przypominał sobie takiego faktu. Był przekonany, że młody niedźwiedź przechadza się po obozie, przyglądając się rycerzom, o których do tej pory słyszał tylko w opowieściach. Nie wierzył by ktokolwiek mógł być tak szalonym by pchać się tu w niepotrzebne kłopoty. Poza tym niby jaką chorągiew miałby zorganizować Botan? Herb Ulki był tylko jeden, a przecież niedźwiedź nie będzie kradł miejscowych proporców.
Pochłonięty rozmyślaniami o chłopaku Thara, Sjans niemal wpadł na młodego żołnierza stojącego pod drzwiami. Po samym spojrzeniu młodzieńca przystrojonego w motyle barwy, drwal zrozumiał, że jego plan właśnie wziął w łeb.
- Lordzie Sjansie, księżniczko. Nazywam się Brys Fydlon, polecono mi dopilnować, abyście bezpiecznie opuścili obóz, a także towarzyszyć wam w dalszej części podróży – zakomunikował młodzieniec składając przy tym dworski ukłon. Ulka zgrzytnął zębami na samo słowo „lord”. Pokrewieństwo z dowódcą sprawiło, iż zyskiwał popularność w oczach podwładnych Cryfa, a wieści o Skowronku najwyraźniej rozeszły się błyskawicznie. – Raczcie udać się za mną. Wasz oddział już czeka.
- Yyy… wprowadzono cię w błąd młody człowieku. Ustaliłem z bratem, iż nie potrzebuję dodatkowej eskorty – spróbował Sjans będąc przekonanym, iż Fydlon nie będzie w stanie szybko potwierdzić tej informacji.
- Kapral Dargil ostrzegał mnie, że powiesz coś takiego, mój panie – odpowiedział niczym nie wzruszony wojak. – Kazał również przekazać osobistą prośbę, abyś nie odrzucał pomocy starych przyjaciół.
- Stary Dargil? Chcesz powiedzieć, że wciąż doradza Cryfowi? – zdziwił się Sjans. Dargil podobnie jak bracia Ulka, wywodził się z Mglistych Bagien, a Cryf zabrał go z sobą jako swojego mentora. Siwy mężczyzna uchodził za doświadczonego żołnierza już w czasach gdy Sjans i Cryf okładali się drewnianymi kijami. Drwal nie potrafił przypomnieć sobie wieku wojownika, pamiętał za to, że Asets zgodził się oddelegować zaufanego człowiek w służbie najstarszemu z synów, głównie dlatego iż Dargil zwykł radzić mądrze i rozważnie, potrafiąc przy tym nieco zahamować porywczy temperament młodego lorda. Stosunkowa niska pozycja Dargila w wojskowej hierarchii, wskazywała na to iż wraz z wzrostem statusu Cryfa, rozsądne rady i dodatkowe sumienie przestało być Ulce potrzebne.
- Dlaczego kapral nie zjawił się tu osobiście? – spytał Sjans.
- Wydaje mi się, iż właśnie próbuje zapobiec powieszeniu waszego młodego towarzysza – wytłumaczył Brys.
Tymczasem Sjans nie zamierzał dotrzymywać żadnej z obietnic deklarowanych przed bratem. Przede wszystkim ich prawdziwy cel podróży znajdował się daleko od elfickich lasów. Po drugie, wykorzystując zamieszanie spowodowane wymarszem wojsk, drwal planował wydostać z obozu Ilego, Ważkę i Botana oraz jeśli to tylko możliwe opuścić to miejsce bez dodatkowej eskorty. Zwłaszcza, że miarą Ulki drobna obstawa równie dobrze mogła oznaczać trzydziestu zbrojnych.
- Wychodzimy – rzekł Sjans do pozostałych gdy tylko Cryf zamknął za sobą drzwi. - Ily, znajdź Botana. Weźmiemy te ich przeklęte konie i spróbujemy czmychnąć z obozu nim ktokolwiek się zorientuje. Starajcie się wyglądać naturalnie, nie rzucać się w oczy i zachowywać się tak jakbyście wykonywali polecenia Cryfa, które w żaden sposób nie powinno obchodzić postronnych.
- Mamy wyjechać niepostrzeżenie mając przy boku sztandar jaki zorganizuje nam niedźwiedź? – spytał krawiec.
- Na leśne duchy, jakim znów sztandar? – dziwił się Sjans.
- Ten, po który wysłałeś Botana.
- Niby ja? – Drwal nie przypominał sobie takiego faktu. Był przekonany, że młody niedźwiedź przechadza się po obozie, przyglądając się rycerzom, o których do tej pory słyszał tylko w opowieściach. Nie wierzył by ktokolwiek mógł być tak szalonym by pchać się tu w niepotrzebne kłopoty. Poza tym niby jaką chorągiew miałby zorganizować Botan? Herb Ulki był tylko jeden, a przecież niedźwiedź nie będzie kradł miejscowych proporców.
Pochłonięty rozmyślaniami o chłopaku Thara, Sjans niemal wpadł na młodego żołnierza stojącego pod drzwiami. Po samym spojrzeniu młodzieńca przystrojonego w motyle barwy, drwal zrozumiał, że jego plan właśnie wziął w łeb.
- Lordzie Sjansie, księżniczko. Nazywam się Brys Fydlon, polecono mi dopilnować, abyście bezpiecznie opuścili obóz, a także towarzyszyć wam w dalszej części podróży – zakomunikował młodzieniec składając przy tym dworski ukłon. Ulka zgrzytnął zębami na samo słowo „lord”. Pokrewieństwo z dowódcą sprawiło, iż zyskiwał popularność w oczach podwładnych Cryfa, a wieści o Skowronku najwyraźniej rozeszły się błyskawicznie. – Raczcie udać się za mną. Wasz oddział już czeka.
- Yyy… wprowadzono cię w błąd młody człowieku. Ustaliłem z bratem, iż nie potrzebuję dodatkowej eskorty – spróbował Sjans będąc przekonanym, iż Fydlon nie będzie w stanie szybko potwierdzić tej informacji.
- Kapral Dargil ostrzegał mnie, że powiesz coś takiego, mój panie – odpowiedział niczym nie wzruszony wojak. – Kazał również przekazać osobistą prośbę, abyś nie odrzucał pomocy starych przyjaciół.
- Stary Dargil? Chcesz powiedzieć, że wciąż doradza Cryfowi? – zdziwił się Sjans. Dargil podobnie jak bracia Ulka, wywodził się z Mglistych Bagien, a Cryf zabrał go z sobą jako swojego mentora. Siwy mężczyzna uchodził za doświadczonego żołnierza już w czasach gdy Sjans i Cryf okładali się drewnianymi kijami. Drwal nie potrafił przypomnieć sobie wieku wojownika, pamiętał za to, że Asets zgodził się oddelegować zaufanego człowiek w służbie najstarszemu z synów, głównie dlatego iż Dargil zwykł radzić mądrze i rozważnie, potrafiąc przy tym nieco zahamować porywczy temperament młodego lorda. Stosunkowa niska pozycja Dargila w wojskowej hierarchii, wskazywała na to iż wraz z wzrostem statusu Cryfa, rozsądne rady i dodatkowe sumienie przestało być Ulce potrzebne.
- Dlaczego kapral nie zjawił się tu osobiście? – spytał Sjans.
- Wydaje mi się, iż właśnie próbuje zapobiec powieszeniu waszego młodego towarzysza – wytłumaczył Brys.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Elfka zacisnęła wargi, by nie splunąć w stronę Cryfa, gdy ten bezczelnie uśmiechnął się z wyższością - “moje na wierzchu”, nie musiał nawet tego mówić, on całym sobą to krzyczał. ”Co za gnojek, doprawdy. Nie wierzę, że on i Sjans są braćmi, musieli jednego z nich podmienić w kołysce”, przemknęło elfce przez myśl, gdy za lordem dowódcą zatrzasnęły się drzwi. Spojrzała na drwala, starając się przy tym, by w jej wzroku nie było widać ani zmęczenia, ani irytacji. On już i tak wyglądał na wystarczająco sponiewieranego słowną utarczką z bratem. Czy jej się zdawało, czy Sjans wręcz odetchnął, gdy z pola jego widzenia zniknął Cryf?
- To jest najlepszy plan jaki słyszałam od rana - oświadczyła, gdy drwal zarządził szybkie i stosunkowo dyskretne opuszczenie tego nieszczęsnego obozu. Sama myślała o czymś podobnym, chociaż liczyła się też z tym, że trzeba będzie ogon zgubić gdzieś po drodze. - Chodźmy nim Cryf zdąży kogoś do nas oddelegować...
Skowronek już szła w stronę drzwi, lecz przystanęła, gdy odezwał się Ily. Fakt, ten sztandar mógł trochę skomplikować im życie, ale przecież na pewno dałoby się ugłaskać Niedźwiedzia, by rozstał się ze swoją zdobyczą w imię większego dobra, Sjans na pewno by go przekonał. Tym bardziej, że teraz był tak przezabawnie zaskoczony, że wydał taki rozkaz - "Co? Ja?", elfka aż się uśmiechnęła widząc jego minę.
- Nie chcę się wcinać między wódkę a zakąskę, ale tak: ty - poparła słowa Ily’ego. - Kazałeś mu znaleźć największy i najładniejszy proporzec w obozie…
Elfka przerwała zdanie w połowie, zamknęła usta i uśmiechnęła się słodko. Sjans i tak już wystarczająco mocno przeżywał i rozmowę z Cryfem i ten nie do końca przemyślany rozkaz, może więc lepiej, by go złośliwie nie dołowała - wszak to on był mózgiem tej całej misji, jeśli się zbyt mocno zirytuje i obrazi, wszystko może popsuć się jeszcze bardziej niż już do tej pory dało radę. "Ciekawe, czy w którymkolwiek momencie żałował, że wyszedł tego ranka z domu?", przemknęło jej przez myśl.
Gdy zafrapowany drwal minął ją w drodze do wyjścia, elfka przez moment jeszcze stała w miejscu i tylko odprowadzała go wzrokiem, po czym ruszyła za nim. Prawie wpadła na jego plecy, gdy gwałtownie zatrzymał się w progu, z zainteresowaniem wyjrzała zza jego ramienia. "No to tyle w kwestii dyskretnego opuszczenia imprezy... Więc trzeba będzie ich zgubić po drodze", pomyślała z niezadowoleniem, lecz gdy chłopak przywitał się z nią i Sjansem, ona z uprzejmym uśmiechem skinęła mu głową, nie okazując swojej niechęci. Rozmowę jednak zostawiła drwalowi, nie pchała się do przodu, bo i tak już zbyt wiele do tej pory napsuła, a z pewnością nie powiedziałaby nic ponad to, co miał do powiedzenia Ulka. Zaraz zresztą zrozumiała, że i tak nic by nie wskórała, gdyż zaczęły padać nazwiska, które jej nie mówiły absolutnie nic, za to Sjans zdawał się wiedzieć na ten temat wszystko. Niech więc się wykaże. Skowronek stała za jego plecami i cierpliwie czekała jak rozwiąże się sytuacja, gdy nagle usłyszała nowinę, pod której wpływem jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a szczęka opadła o pół palca. Zaraz pozbierała zęby do kupy i wkroczyła na scenę wydarzeń.
- Co?! - zawołała zaskoczona, wychodząc zza pleców Sjansa. Jeśli jej oburzenie było jedynie udawane, wychodziło jej to znakomicie, na dodatek zachowała ostatnie resztki dobrego wychowania, które powinno cechować księżniczkę - nie przeklinała i nie złapała nieszczęsnego Brysa za kołnierz, chociaż bez przebrania z pewnością by tak zrobiła.
- Chcą powiesić Botana? - dopytywała się, nie czekała jednak na żadną dłuższą odpowiedź. - O nie, nie ma mowy! To już jest przesada. Lordzie Sjansie, idę po mojego rycerza i tylko lojalnie uprzedzam, że już nie będę miła! Gdzie go próbują powiesić, pokaż mi - rozkazała Brysowi, ciągnąc go za łokieć w kierunku wyjścia z baszty.
- Oni są wszyscy popieprzeni - irytowała się na głos, ale za to pod nosem i po elficku, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. W pośpiechu poprawiała odzienie i włosy, co dodatkowo uniemożliwiało zrozumienie jej złorzeczeń. - Jasna cholera, żeby swojego wieszać… Czy ja zawsze muszę sobie wykrakać? Muszę?! - pytała samą siebie mając w pamięci, jak raptem chwilę temu zastanawiała się, czemu jej olbrzym tak długo nie wraca i wtedy gdybała, czy nie trzeba go będzie ratować. Cóż, trzeba. Elfia księżniczka ocali przed powieszeniem miejscowego młodzieńca - to tak jakby któryś z żołnierzy Cryfa miał ciągoty do pisania ballad i szukał tematu, ten będzie jak znalazł. ”Niech tylko nie wyjdzie, że wykrakałam sobie ten kawałek ze ślubem…”, pomyślała jeszcze Skowronek, chociaż i to by ją nie zdziwiło.
- To jest najlepszy plan jaki słyszałam od rana - oświadczyła, gdy drwal zarządził szybkie i stosunkowo dyskretne opuszczenie tego nieszczęsnego obozu. Sama myślała o czymś podobnym, chociaż liczyła się też z tym, że trzeba będzie ogon zgubić gdzieś po drodze. - Chodźmy nim Cryf zdąży kogoś do nas oddelegować...
Skowronek już szła w stronę drzwi, lecz przystanęła, gdy odezwał się Ily. Fakt, ten sztandar mógł trochę skomplikować im życie, ale przecież na pewno dałoby się ugłaskać Niedźwiedzia, by rozstał się ze swoją zdobyczą w imię większego dobra, Sjans na pewno by go przekonał. Tym bardziej, że teraz był tak przezabawnie zaskoczony, że wydał taki rozkaz - "Co? Ja?", elfka aż się uśmiechnęła widząc jego minę.
- Nie chcę się wcinać między wódkę a zakąskę, ale tak: ty - poparła słowa Ily’ego. - Kazałeś mu znaleźć największy i najładniejszy proporzec w obozie…
Elfka przerwała zdanie w połowie, zamknęła usta i uśmiechnęła się słodko. Sjans i tak już wystarczająco mocno przeżywał i rozmowę z Cryfem i ten nie do końca przemyślany rozkaz, może więc lepiej, by go złośliwie nie dołowała - wszak to on był mózgiem tej całej misji, jeśli się zbyt mocno zirytuje i obrazi, wszystko może popsuć się jeszcze bardziej niż już do tej pory dało radę. "Ciekawe, czy w którymkolwiek momencie żałował, że wyszedł tego ranka z domu?", przemknęło jej przez myśl.
Gdy zafrapowany drwal minął ją w drodze do wyjścia, elfka przez moment jeszcze stała w miejscu i tylko odprowadzała go wzrokiem, po czym ruszyła za nim. Prawie wpadła na jego plecy, gdy gwałtownie zatrzymał się w progu, z zainteresowaniem wyjrzała zza jego ramienia. "No to tyle w kwestii dyskretnego opuszczenia imprezy... Więc trzeba będzie ich zgubić po drodze", pomyślała z niezadowoleniem, lecz gdy chłopak przywitał się z nią i Sjansem, ona z uprzejmym uśmiechem skinęła mu głową, nie okazując swojej niechęci. Rozmowę jednak zostawiła drwalowi, nie pchała się do przodu, bo i tak już zbyt wiele do tej pory napsuła, a z pewnością nie powiedziałaby nic ponad to, co miał do powiedzenia Ulka. Zaraz zresztą zrozumiała, że i tak nic by nie wskórała, gdyż zaczęły padać nazwiska, które jej nie mówiły absolutnie nic, za to Sjans zdawał się wiedzieć na ten temat wszystko. Niech więc się wykaże. Skowronek stała za jego plecami i cierpliwie czekała jak rozwiąże się sytuacja, gdy nagle usłyszała nowinę, pod której wpływem jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a szczęka opadła o pół palca. Zaraz pozbierała zęby do kupy i wkroczyła na scenę wydarzeń.
- Co?! - zawołała zaskoczona, wychodząc zza pleców Sjansa. Jeśli jej oburzenie było jedynie udawane, wychodziło jej to znakomicie, na dodatek zachowała ostatnie resztki dobrego wychowania, które powinno cechować księżniczkę - nie przeklinała i nie złapała nieszczęsnego Brysa za kołnierz, chociaż bez przebrania z pewnością by tak zrobiła.
- Chcą powiesić Botana? - dopytywała się, nie czekała jednak na żadną dłuższą odpowiedź. - O nie, nie ma mowy! To już jest przesada. Lordzie Sjansie, idę po mojego rycerza i tylko lojalnie uprzedzam, że już nie będę miła! Gdzie go próbują powiesić, pokaż mi - rozkazała Brysowi, ciągnąc go za łokieć w kierunku wyjścia z baszty.
- Oni są wszyscy popieprzeni - irytowała się na głos, ale za to pod nosem i po elficku, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. W pośpiechu poprawiała odzienie i włosy, co dodatkowo uniemożliwiało zrozumienie jej złorzeczeń. - Jasna cholera, żeby swojego wieszać… Czy ja zawsze muszę sobie wykrakać? Muszę?! - pytała samą siebie mając w pamięci, jak raptem chwilę temu zastanawiała się, czemu jej olbrzym tak długo nie wraca i wtedy gdybała, czy nie trzeba go będzie ratować. Cóż, trzeba. Elfia księżniczka ocali przed powieszeniem miejscowego młodzieńca - to tak jakby któryś z żołnierzy Cryfa miał ciągoty do pisania ballad i szukał tematu, ten będzie jak znalazł. ”Niech tylko nie wyjdzie, że wykrakałam sobie ten kawałek ze ślubem…”, pomyślała jeszcze Skowronek, chociaż i to by ją nie zdziwiło.
Sjans zdążył poznać Skowronka na tyle by wiedzieć, że elfka jest zdolna wczuć się w rolę i bezbłędnie odegrać niemal każdą postać, jednak w żaden sposób nie był w stanie ocenić czy obecny wybuch emocji stanowił element gry aktorskiej, czy też rzekoma księżniczka rzeczywiście straciła panowanie nad sobą. Skowronek rzuciła się na ratunek Botanowi, popychając przed sobą zupełnie skołowanego Brysa, nie robiąc sobie nic z jego protestów i prób załagodzenia sytuacji.
- Ależ Wasza Wysokość, proszę, zwolnij. Nie jestem upoważniony b ... , znaczy nie możemy... zapewniam, że... - usiłował tłumaczyć Fydlon, ale kolejne szarpnięcia nie pozwoliły mu kończyć raz zaczętego zdania. Drwal miał co robić by w ogóle utrzymać tempo jakie narzuciła elfka, za to podążający za nim Ily i Gyneid bawili się w najlepsze. Plotka o rzekomym romansie Skowronka i niedźwiedzia nagle przybrała na sile zyskując całkiem nowe znaczenie. Przynajmniej ta para mogła poszczycić się wybornym samopoczuciem w sytuacji, w której Sjans niemal umierał od nadmiaru stresu i ciągłych obaw.
Na całe szczęście Skowronek wkrótce musiała się zatrzymać i dopuścić wreszcie Brysa do głosu. Elfka uczyniła to, gdy tylko cała grupa opuściła basztę. "Przynajmniej nie będziemy biegać jak szaleńcy po całym obozie", pomyślał Sjans. Na zewnątrz panował chaos jaki zwykle powstaje przy wymarszu wojska. Żołnierze w pośpiechu zwijali swoje prowizoryczne obozy, szykowali się do drogi starając się znaleźć dla siebie właściwie miejsce w formującej się kolumnie. Dla drwala scena wyglądała tak, jakby każdy z nich biegał bez ładu, byle tylko sprawiać wrażenie, że coś robi i pozostaje w ruchu.
Skowronek usiłowała wymusić od Fydlona wskazania miejsce rzekomej egzekucji, ale najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, iż zwraca się do młodzieńca w języku elfów, przez co ten ostatni raczył ją jedynie tępym spojrzeniem.
- No gadaj wreszcie człowieku, chyba nie muszę ci tłumaczyć jak ważna jest dla mojego brata księżniczka Arola! – wrzasnął Sjans usiłujący przekrzyczeć panujący wokół zgiełk. Upodobania Cryfa do dam z wysokich rodów z całą pewnością były znane wśród jego podwładnych, a szczegółów tego co zaszło na naradzie Brys na pewno nie znał.
- Tędy – zdecydował się wreszcie żołnierz. – Twój rycerz, miłościwa pani, zaczął się awanturować, usiłował ukraść jeden z proporców, zbezcześcił go, nabijając na jego czubku niedźwiedzi łeb i domalowując na płótnie obrzydliwe symbole – w pośpiechu tłumaczył młody żołnierz.
- Co namalował? – Koniecznie chciał dowiedzieć się Ily, który pchany ciekawością niemal wpadł na plecy drwala. Przynajmniej mieli pewność, że Fydlon mówił o ich Botanie.
- Motyla plującego ogniem oraz niedźwiedzia pożerającego elfkę.
Ważka parsknęła śmiechem.
- Pożerającego?
- A na koniec wdał się w bójkę z żołnierzami powalając siedmiu chłopa zanim reszta zdołała go obezwładnić – kontynuował Brys.
- Siedmiu? I wy nazywacie się rycerzami – wtrącił się Ily.
Młody żołnierz w końcu doprowadził swoich towarzyszy do niewielkiego namiotu, w którym Sjans ujrzał Dargila i obozowego medyka klęczących nad Botanem. Stary wojak wstał na widok przybyszy.
- Przykro mi, lordzie Ulka, skatowali go nim zdążyłem zapobiec wypadkowi. To niezwykle twardy chłopak. Przy tylu ciosach ile zdołał zebrać, normalny człowiek dawno miałby rozbitą czaszkę i pogruchotaną większość kości, ale i tak wątpię by…
Krzyk medyka nie pozwolił żołnierzowi skończyć przekazywania złych nowin. Sjans raz jeszcze spojrzał w kierunku miejsca, w którym powinien leżeć martwy niedźwiedź. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczył Botana klęczącego nad powalonym żołnierzem i okładającego go serią ciosów.
- Ależ Wasza Wysokość, proszę, zwolnij. Nie jestem upoważniony b ... , znaczy nie możemy... zapewniam, że... - usiłował tłumaczyć Fydlon, ale kolejne szarpnięcia nie pozwoliły mu kończyć raz zaczętego zdania. Drwal miał co robić by w ogóle utrzymać tempo jakie narzuciła elfka, za to podążający za nim Ily i Gyneid bawili się w najlepsze. Plotka o rzekomym romansie Skowronka i niedźwiedzia nagle przybrała na sile zyskując całkiem nowe znaczenie. Przynajmniej ta para mogła poszczycić się wybornym samopoczuciem w sytuacji, w której Sjans niemal umierał od nadmiaru stresu i ciągłych obaw.
Na całe szczęście Skowronek wkrótce musiała się zatrzymać i dopuścić wreszcie Brysa do głosu. Elfka uczyniła to, gdy tylko cała grupa opuściła basztę. "Przynajmniej nie będziemy biegać jak szaleńcy po całym obozie", pomyślał Sjans. Na zewnątrz panował chaos jaki zwykle powstaje przy wymarszu wojska. Żołnierze w pośpiechu zwijali swoje prowizoryczne obozy, szykowali się do drogi starając się znaleźć dla siebie właściwie miejsce w formującej się kolumnie. Dla drwala scena wyglądała tak, jakby każdy z nich biegał bez ładu, byle tylko sprawiać wrażenie, że coś robi i pozostaje w ruchu.
Skowronek usiłowała wymusić od Fydlona wskazania miejsce rzekomej egzekucji, ale najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, iż zwraca się do młodzieńca w języku elfów, przez co ten ostatni raczył ją jedynie tępym spojrzeniem.
- No gadaj wreszcie człowieku, chyba nie muszę ci tłumaczyć jak ważna jest dla mojego brata księżniczka Arola! – wrzasnął Sjans usiłujący przekrzyczeć panujący wokół zgiełk. Upodobania Cryfa do dam z wysokich rodów z całą pewnością były znane wśród jego podwładnych, a szczegółów tego co zaszło na naradzie Brys na pewno nie znał.
- Tędy – zdecydował się wreszcie żołnierz. – Twój rycerz, miłościwa pani, zaczął się awanturować, usiłował ukraść jeden z proporców, zbezcześcił go, nabijając na jego czubku niedźwiedzi łeb i domalowując na płótnie obrzydliwe symbole – w pośpiechu tłumaczył młody żołnierz.
- Co namalował? – Koniecznie chciał dowiedzieć się Ily, który pchany ciekawością niemal wpadł na plecy drwala. Przynajmniej mieli pewność, że Fydlon mówił o ich Botanie.
- Motyla plującego ogniem oraz niedźwiedzia pożerającego elfkę.
Ważka parsknęła śmiechem.
- Pożerającego?
- A na koniec wdał się w bójkę z żołnierzami powalając siedmiu chłopa zanim reszta zdołała go obezwładnić – kontynuował Brys.
- Siedmiu? I wy nazywacie się rycerzami – wtrącił się Ily.
Młody żołnierz w końcu doprowadził swoich towarzyszy do niewielkiego namiotu, w którym Sjans ujrzał Dargila i obozowego medyka klęczących nad Botanem. Stary wojak wstał na widok przybyszy.
- Przykro mi, lordzie Ulka, skatowali go nim zdążyłem zapobiec wypadkowi. To niezwykle twardy chłopak. Przy tylu ciosach ile zdołał zebrać, normalny człowiek dawno miałby rozbitą czaszkę i pogruchotaną większość kości, ale i tak wątpię by…
Krzyk medyka nie pozwolił żołnierzowi skończyć przekazywania złych nowin. Sjans raz jeszcze spojrzał w kierunku miejsca, w którym powinien leżeć martwy niedźwiedź. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczył Botana klęczącego nad powalonym żołnierzem i okładającego go serią ciosów.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek w końcu mogła sobie kimś pomiatać, a na dodatek tym kimś był młody żołnierz, zdawało się więc, że tak łatwo mu nie odpuści i nigdy nie pozwoli mu dokończyć zdania. Biedakowi wyraźnie brakowało śmiałości, skoro nie potrafił się jej przeciwstawić. Wcale nie szarpała go aż tak mocno, gdyby miał jaja, postawiłby na swoim. No tak, ale on był przekonany, że ma do czynienia z księżniczką, pewnie stąd to zachowanie.
- No to gdzie teraz? - drążyła temat, gdy już wyszli przed basztę. Nadal trzymała Brysa za łokieć, więc biedak nie mógł nawet próbować ucieczki.
- Pośpiesz się, nie mamy czasu - upomniała go. Dopiero w tym momencie podniosła wzrok na twarz Fydlona i zorientowała się, że chłopak gapi się na nią jak ciele w malowane wrota. Ależ gafa, tak się zapędziła, że zapomniała mówić we wspólnym. Całe szczęście jak zawsze Sjans uratował sytuację, potrząsając Brysem, by ten się ocknął i w końcu zaprowadził ich w miejsce, gdzie rzekomo mieli powiesić Botana. Elfka pozwoliła sobie na lekko sceptyczny grymas, gdy usłyszała argument jakim posłużył się drwal - zupełnie jakby ją i Cryfa łączyły jakieś romantyczne relacje. Aż dreszcz ją przeszedł na samą myśl, że miałaby “mieć przyjemność” z tym brodaczem, któremu najchętniej wbiłaby nóż pod żebra.
Skowronek znowu podniosła wzrok na Fydlona. Słuchała go z olbrzymią uwagą i bardzo nieprzeniknionym wyrazem twarzy, chociaż w duchu się gotowała. ”Matko i córko, co on najlepszego narobił!”, przeklinała w myślach. Tak, nie było wątpliwości, że to Botan, bo tylko on mógł mieć takie pomysły. Skowronek aż musiała odwrócić wzrok, bo wizja tego, co Blewog wysmarował na sztandarze była dla niej zbyt abstrakcyjna i nie wiedziała czy się śmiać, czy płakać. Co to w ogóle za dziwny fetysz z niedźwiedziem pożerającym elfkę? Skowronkowi prawie para z uszu poszła od tych domysłów, a też niewiele brakowało, by jej policzki pokryły się rumieńcem będącym wyrazem złości, upokorzenia i swego rodzaju zawstydzenia jednocześnie, a może jeszcze czegoś, czego w tym momencie nie potrafiła nazwać.
- O Matko naturo… - westchnęła łapiąc się za głowę, gdy zobaczyła Botana leżącego jak kłoda i pochylającego się nad nim medyka. Była z niego bardzo dumna, że powalił tylu żołnierzy gołymi rękami, ale teraz mieli z tego same kłopoty. Ba, pytanie brzmiało, czy niedźwiedź w ogóle się z tego wykaraska? Był silny i może trochę zbyt głupi, by byle co go mogło powalić, ale to już powoli przestawało być “byle co”. Wystarczyło jednak na moment oko z niego spuścić, by znowu wrócił do bójki! Skowronek nawet nie zorientowała się, gdy role się odwróciły i Blewog znokautował medyka, który chciał go tylko obejrzeć. Zdecydowała się wkroczyć, by niedźwiedź nie zatłuł nieszczęśnika na śmierć, bo tylko trupa tu jeszcze brakowało.
- Botan! - zawołała go. Śmiało wybiegła przed grupę mężczyzn i złapała Niedźwiedzia za rękę, którą ten okładał swoją nieszczęsną ofiarę. Specjalnie starała się złapać go za dłoń albo nadgarstek, gdyż w tym miejscu było wiele punktów, które wystarczyło lekko uścisnąć, by spowodować ogromny ból. Botan jednak gdy raz ruszył, trudno go było zatrzymać, czego Skowronek powinna być świadoma po tym, jak próbowała powstrzymać jego szarżę na Chrumoli. Na moment najwyraźniej o tym zapomniała i dzięki temu młody Blewog szarpnął nią i pozbawił równowagi. Elfka była dość wygimnastykowana i teoretycznie nie powinna się przewrócić, ale może wcale nie powinna walczyć o utrzymanie równowagi? Wszak upadając pociągnęła go za rękę (tak, nadal go trzymała, zawzięta) i przynajmniej uderzył pięścią w ziemię, a nie w twarz swojej ofiary. A kobiecy okrzyk zaskoczenia razem z niezbyt wybitną siłą ładnie pasował do elfiej księżniczki, więc wszystko pasowało.
- Botan, przestań! - odezwała się po raz kolejny elfka, z dołu patrząc na pogrążonego w bitewnym amoku niedźwiedzia. Zaraz się poderwała i z wprawą dziewczyny wychowanej w półświatku wkroczyła między obu walczących, rozpychając się między nimi łokciami by ich rozdzielić. Bez wątpienia ktoś z zewnątrz jej pomógł, w przeciwnym razie nie dałaby rady opanować Botana, ale ważne, że się udało. Skowronek odetchnęła z irytacją, po czym szybko wstała i przygładziła sukienkę oraz włosy, wracając do roli damy.
- Przepraszam - powiedziała, po czym zrobiła krótką przerwę, by nabrać oddechu. Mówiła do starszego mężczyzny, z którym chwilę wcześniej rozmawiał Sjans. - Przepraszam za tę całą sytuację. I za bójkę i za proporzec. Proszę, nie róbmy z tego afery, to nie czas na to, lord dowódca zarządził wymarsz, a nam jest śpieszno, by dotrzeć do Ekradonu. Jeśli… Jeśli wszyscy uczestnicy tej bójki żyją, pozwólcie, bym to ja zajęła się karygodnym zachowaniem członka mej świty, z pewnością zrozumie, na czym polegał jego błąd. Nie mieszajmy w to lorda dowódcy.
Skowronek stała bardzo elegancko wyprostowana i oszczędnie gestykulowała. Na koniec jednak skłoniła się lekko - koronowane głowy nie kłaniały się tak szybko byle komu, widać więc jak bardzo jej zależało na załatwieniu sprawy po cichu. Przecież gdyby Cryf dowiedział się o tym całym bezczeszczeniu sztandaru i bójce, to by ją chyba zeżarł...
- No to gdzie teraz? - drążyła temat, gdy już wyszli przed basztę. Nadal trzymała Brysa za łokieć, więc biedak nie mógł nawet próbować ucieczki.
- Pośpiesz się, nie mamy czasu - upomniała go. Dopiero w tym momencie podniosła wzrok na twarz Fydlona i zorientowała się, że chłopak gapi się na nią jak ciele w malowane wrota. Ależ gafa, tak się zapędziła, że zapomniała mówić we wspólnym. Całe szczęście jak zawsze Sjans uratował sytuację, potrząsając Brysem, by ten się ocknął i w końcu zaprowadził ich w miejsce, gdzie rzekomo mieli powiesić Botana. Elfka pozwoliła sobie na lekko sceptyczny grymas, gdy usłyszała argument jakim posłużył się drwal - zupełnie jakby ją i Cryfa łączyły jakieś romantyczne relacje. Aż dreszcz ją przeszedł na samą myśl, że miałaby “mieć przyjemność” z tym brodaczem, któremu najchętniej wbiłaby nóż pod żebra.
Skowronek znowu podniosła wzrok na Fydlona. Słuchała go z olbrzymią uwagą i bardzo nieprzeniknionym wyrazem twarzy, chociaż w duchu się gotowała. ”Matko i córko, co on najlepszego narobił!”, przeklinała w myślach. Tak, nie było wątpliwości, że to Botan, bo tylko on mógł mieć takie pomysły. Skowronek aż musiała odwrócić wzrok, bo wizja tego, co Blewog wysmarował na sztandarze była dla niej zbyt abstrakcyjna i nie wiedziała czy się śmiać, czy płakać. Co to w ogóle za dziwny fetysz z niedźwiedziem pożerającym elfkę? Skowronkowi prawie para z uszu poszła od tych domysłów, a też niewiele brakowało, by jej policzki pokryły się rumieńcem będącym wyrazem złości, upokorzenia i swego rodzaju zawstydzenia jednocześnie, a może jeszcze czegoś, czego w tym momencie nie potrafiła nazwać.
- O Matko naturo… - westchnęła łapiąc się za głowę, gdy zobaczyła Botana leżącego jak kłoda i pochylającego się nad nim medyka. Była z niego bardzo dumna, że powalił tylu żołnierzy gołymi rękami, ale teraz mieli z tego same kłopoty. Ba, pytanie brzmiało, czy niedźwiedź w ogóle się z tego wykaraska? Był silny i może trochę zbyt głupi, by byle co go mogło powalić, ale to już powoli przestawało być “byle co”. Wystarczyło jednak na moment oko z niego spuścić, by znowu wrócił do bójki! Skowronek nawet nie zorientowała się, gdy role się odwróciły i Blewog znokautował medyka, który chciał go tylko obejrzeć. Zdecydowała się wkroczyć, by niedźwiedź nie zatłuł nieszczęśnika na śmierć, bo tylko trupa tu jeszcze brakowało.
- Botan! - zawołała go. Śmiało wybiegła przed grupę mężczyzn i złapała Niedźwiedzia za rękę, którą ten okładał swoją nieszczęsną ofiarę. Specjalnie starała się złapać go za dłoń albo nadgarstek, gdyż w tym miejscu było wiele punktów, które wystarczyło lekko uścisnąć, by spowodować ogromny ból. Botan jednak gdy raz ruszył, trudno go było zatrzymać, czego Skowronek powinna być świadoma po tym, jak próbowała powstrzymać jego szarżę na Chrumoli. Na moment najwyraźniej o tym zapomniała i dzięki temu młody Blewog szarpnął nią i pozbawił równowagi. Elfka była dość wygimnastykowana i teoretycznie nie powinna się przewrócić, ale może wcale nie powinna walczyć o utrzymanie równowagi? Wszak upadając pociągnęła go za rękę (tak, nadal go trzymała, zawzięta) i przynajmniej uderzył pięścią w ziemię, a nie w twarz swojej ofiary. A kobiecy okrzyk zaskoczenia razem z niezbyt wybitną siłą ładnie pasował do elfiej księżniczki, więc wszystko pasowało.
- Botan, przestań! - odezwała się po raz kolejny elfka, z dołu patrząc na pogrążonego w bitewnym amoku niedźwiedzia. Zaraz się poderwała i z wprawą dziewczyny wychowanej w półświatku wkroczyła między obu walczących, rozpychając się między nimi łokciami by ich rozdzielić. Bez wątpienia ktoś z zewnątrz jej pomógł, w przeciwnym razie nie dałaby rady opanować Botana, ale ważne, że się udało. Skowronek odetchnęła z irytacją, po czym szybko wstała i przygładziła sukienkę oraz włosy, wracając do roli damy.
- Przepraszam - powiedziała, po czym zrobiła krótką przerwę, by nabrać oddechu. Mówiła do starszego mężczyzny, z którym chwilę wcześniej rozmawiał Sjans. - Przepraszam za tę całą sytuację. I za bójkę i za proporzec. Proszę, nie róbmy z tego afery, to nie czas na to, lord dowódca zarządził wymarsz, a nam jest śpieszno, by dotrzeć do Ekradonu. Jeśli… Jeśli wszyscy uczestnicy tej bójki żyją, pozwólcie, bym to ja zajęła się karygodnym zachowaniem członka mej świty, z pewnością zrozumie, na czym polegał jego błąd. Nie mieszajmy w to lorda dowódcy.
Skowronek stała bardzo elegancko wyprostowana i oszczędnie gestykulowała. Na koniec jednak skłoniła się lekko - koronowane głowy nie kłaniały się tak szybko byle komu, widać więc jak bardzo jej zależało na załatwieniu sprawy po cichu. Przecież gdyby Cryf dowiedział się o tym całym bezczeszczeniu sztandaru i bójce, to by ją chyba zeżarł...
Sjans zupełnie nie miał pojęcia jak powinien zareagować na zaistniała sytuację. Ily i Ważka wykazali przynajmniej na tyle przytomności umysłu by spróbować pomóc Skowronkowi okiełznać rozszalałego niedźwiedzia. Oboje zresztą przypłacili swój chwalebny czyn zbierając solidne lanie i lądując boleśnie na ziemi. Tymczasem drwalowi nie pozostało nic innego niż tępo przyglądać się bójce. Miał tylko nadzieję, że Skowronek wiedziała więcej o zwyczajach panujących wśród elfickiej rodziny królewskiej niż wszyscy ludzie znajdujący się w obozie Cryfa razem wzięci. On sam nie mógł wykluczyć tego, iż wdawanie się w drobne potyczki i turlanie po ziemi razem z rosłymi mężczyznami, nie jest przypadkiem zwykłą rozrywką księżniczki. Jakkolwiek absurdalnie by do brzmiało.
Sądząc po minie Dargila, stary kapral musiał mieć podobne wątpliwości. Z przedstawienia urządzonego przez Skowronka, wynikały przynajmniej dwie korzyści. Po pierwsze jakimś cudem udało się uspokoić Botana i zmusić go do racjonalnego myślenia. Co prawda wpływ elfki na zachowanie niedźwiedzia działał niczym suche drzewo wrzucone do ogniska plotek, ale to ostatnie było tylko i wyłącznie problemem rzekomej księżniczki. Po drugie, rzecz znacznie ważniejsza, swoim zachowaniem nieco aroganckim, manifestującym niezależność i przekonaniem, że z racji swojej pozycji wszystko jej wolno, Skowronek utwierdziła Brysa w twierdzeniu, że rzeczywiście cieszy się specjalnymi względami lorda dowódcy. A mając za sobą rzekome poparcie Cryfa Ulki mogli dowolnie manipulować decyzjami podejmowanymi przez Fydlona.
- Przestańcie u licha! – wściekał się młody żołnierz. – Wszczynanie awantur i burd na terenie obozu jest karygodne i niedopuszczalne. Zamierzam zgłosić to niezwłocznie do dowódcy. Postawię was przed sądem. Wszystkich.
- Panie kapitanie, polecono nam wyruszyć niezwłocznie. Nie powinniśmy zawracać teraz głowy lordowi, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ten zapalczywy młodzieniec nie należy do naszego garnizonu – próbował łagodzić sprawę Dargil.
- Nic mi nie jest – wtórował kapralowi medyk, z wysiłkiem zbierający się z ziemi. – To tylko drobne nieporozumienie. Jestem przekonany, że nie ma czego rozdmuchiwać.
- Co? Próbujecie mi wmówić bym złamał regulamin? Niedoczekanie! – protestował Brys, który okazał się dowódcą owego oddziału. Jak się okazało dowódcą niezwykle sumiennym i skrupulatnie trzymającym się paragrafów. Na szczęście Skowronek już wcześniej dała mu odczuć co się dzieje w sytuacji gdy wydarzenia nie rozgrywają się po myśli księżniczki, przez co gdy tylko odzyskała dumę i dworskie maniery, natychmiast ostudziła zapał młodego kapitana. Będący w rozterce Fydlon nie miał pojęcia jak powinien zareagować na słowa Skowronka. Na szczęście wyręczył go kapral.
- To dla nas wielki zaszczyt księżniczko móc eskortować cię w tej trudnej podróży. Przygotowaliśmy konie. Lord dowódca oddelegował naszą piątkę do twojej dyspozycji. Od tej chwili, do odwołania przez ciebie, nasz honor, lojalność i życie oddane zostają na twoje usługi. – Skłonił się kapral.
Drwal poczuł się dumnie. Od razu rozpoznał w stary wydze człowieka z Mglistych Bagien. Dargil posiadał nie tylko nienaganne maniery, a nadto umiał wpływać na swoich przełożonych. Mowa kaprala w równym stopniu przeznaczona była dla Skowronka co Brysa, sugerująca mu jakie jest jego miejsce w szeregu.
- Sjans, on nie może w takim stanie jechać. Ma złamany obojczyk i przynajmniej dwa żebra – oznajmiła Gyneid, która zdążyła zająć się opatrywaniem Botana. W czasie gdy Ważka poddawała niedźwiedzia medycznym oględzinom, Ily usiłował wypytywać młodego o wszystkie pikantne szczegóły naniesione przez niego na sztandarze. – Jazda na koniu tylko ten stan pogorszy.
- Bzdura, niedźwiedź może wszystko – protestował Botan.
- Kapitanie – odezwał się Sjans. – Księżniczka nie zechce zostawiać tu żadnego ze swoich podwładnych. Powinieneś zorganizować niewielki wózek do przewożenia rannych. Z całą pewnością macie takie w obozie. – Drwal odetchnął z ulgą, jako iż wydawało mu się, że właśnie rozwiązał problem podróży wierzchem.
- Lord Cryf wyraził się jasno co wolno nam zabrać – uciął Fydlon.
- W takim razie będę musiał wrócić do brata i poprosić go o wyznaczenie eskorty, która zapewni księżniczce dokładnie to czego potrzebuje. Wasza wysokość, czy zechciałabyś pani udać się wraz ze mną…
- Nie… czekajcie – zawahał się kapitan. – Nie możemy opóźniać wymarszu. Coś wymyślimy – dodał pośpiesznie Brys po czym wrzasnął wściekle na Dargila. – Co tak stoisz głupku!? Natychmiast załatw tu coś by przewiesić tego wielkoluda!
- Pani. – Dargil skłonił się nieznacznie przed Skowronkiem, milcząco przepraszając ją za to, iż na chwilę musi opuścić towarzystwo, po czym ignorując złość kapitana, spokojnym krokiem odszedł w kierunku zagród dla koni.
Sądząc po minie Dargila, stary kapral musiał mieć podobne wątpliwości. Z przedstawienia urządzonego przez Skowronka, wynikały przynajmniej dwie korzyści. Po pierwsze jakimś cudem udało się uspokoić Botana i zmusić go do racjonalnego myślenia. Co prawda wpływ elfki na zachowanie niedźwiedzia działał niczym suche drzewo wrzucone do ogniska plotek, ale to ostatnie było tylko i wyłącznie problemem rzekomej księżniczki. Po drugie, rzecz znacznie ważniejsza, swoim zachowaniem nieco aroganckim, manifestującym niezależność i przekonaniem, że z racji swojej pozycji wszystko jej wolno, Skowronek utwierdziła Brysa w twierdzeniu, że rzeczywiście cieszy się specjalnymi względami lorda dowódcy. A mając za sobą rzekome poparcie Cryfa Ulki mogli dowolnie manipulować decyzjami podejmowanymi przez Fydlona.
- Przestańcie u licha! – wściekał się młody żołnierz. – Wszczynanie awantur i burd na terenie obozu jest karygodne i niedopuszczalne. Zamierzam zgłosić to niezwłocznie do dowódcy. Postawię was przed sądem. Wszystkich.
- Panie kapitanie, polecono nam wyruszyć niezwłocznie. Nie powinniśmy zawracać teraz głowy lordowi, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ten zapalczywy młodzieniec nie należy do naszego garnizonu – próbował łagodzić sprawę Dargil.
- Nic mi nie jest – wtórował kapralowi medyk, z wysiłkiem zbierający się z ziemi. – To tylko drobne nieporozumienie. Jestem przekonany, że nie ma czego rozdmuchiwać.
- Co? Próbujecie mi wmówić bym złamał regulamin? Niedoczekanie! – protestował Brys, który okazał się dowódcą owego oddziału. Jak się okazało dowódcą niezwykle sumiennym i skrupulatnie trzymającym się paragrafów. Na szczęście Skowronek już wcześniej dała mu odczuć co się dzieje w sytuacji gdy wydarzenia nie rozgrywają się po myśli księżniczki, przez co gdy tylko odzyskała dumę i dworskie maniery, natychmiast ostudziła zapał młodego kapitana. Będący w rozterce Fydlon nie miał pojęcia jak powinien zareagować na słowa Skowronka. Na szczęście wyręczył go kapral.
- To dla nas wielki zaszczyt księżniczko móc eskortować cię w tej trudnej podróży. Przygotowaliśmy konie. Lord dowódca oddelegował naszą piątkę do twojej dyspozycji. Od tej chwili, do odwołania przez ciebie, nasz honor, lojalność i życie oddane zostają na twoje usługi. – Skłonił się kapral.
Drwal poczuł się dumnie. Od razu rozpoznał w stary wydze człowieka z Mglistych Bagien. Dargil posiadał nie tylko nienaganne maniery, a nadto umiał wpływać na swoich przełożonych. Mowa kaprala w równym stopniu przeznaczona była dla Skowronka co Brysa, sugerująca mu jakie jest jego miejsce w szeregu.
- Sjans, on nie może w takim stanie jechać. Ma złamany obojczyk i przynajmniej dwa żebra – oznajmiła Gyneid, która zdążyła zająć się opatrywaniem Botana. W czasie gdy Ważka poddawała niedźwiedzia medycznym oględzinom, Ily usiłował wypytywać młodego o wszystkie pikantne szczegóły naniesione przez niego na sztandarze. – Jazda na koniu tylko ten stan pogorszy.
- Bzdura, niedźwiedź może wszystko – protestował Botan.
- Kapitanie – odezwał się Sjans. – Księżniczka nie zechce zostawiać tu żadnego ze swoich podwładnych. Powinieneś zorganizować niewielki wózek do przewożenia rannych. Z całą pewnością macie takie w obozie. – Drwal odetchnął z ulgą, jako iż wydawało mu się, że właśnie rozwiązał problem podróży wierzchem.
- Lord Cryf wyraził się jasno co wolno nam zabrać – uciął Fydlon.
- W takim razie będę musiał wrócić do brata i poprosić go o wyznaczenie eskorty, która zapewni księżniczce dokładnie to czego potrzebuje. Wasza wysokość, czy zechciałabyś pani udać się wraz ze mną…
- Nie… czekajcie – zawahał się kapitan. – Nie możemy opóźniać wymarszu. Coś wymyślimy – dodał pośpiesznie Brys po czym wrzasnął wściekle na Dargila. – Co tak stoisz głupku!? Natychmiast załatw tu coś by przewiesić tego wielkoluda!
- Pani. – Dargil skłonił się nieznacznie przed Skowronkiem, milcząco przepraszając ją za to, iż na chwilę musi opuścić towarzystwo, po czym ignorując złość kapitana, spokojnym krokiem odszedł w kierunku zagród dla koni.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek powiodła wzrokiem po twarzach Sjansa, Brysa i Dargila, aby wyczytać z nich co myślą i jaka jest sytuacja - czy po swoim nagłym zrywie nie straciła zbyt wiele jako księżniczka. Oczywiście patrzyła na nich z dumnie podniesioną głową, by nie myśleli sobie, że speszyła się nieprzystającym do niej zachowaniem - zupełnie jakby wszystko było pod kontrolą i tak właśnie miało być, dokładnie to planowała. A to, że musiała zadrzeć głowę, by w ogóle na nich patrzeć, to zupełnie inna sprawa.
Swym zachowaniem Fydlon zarobił dużego minusa u Skowronka i jeszcze większy u Aroli - przeklęty służbista myślał, że wszystkie rozumy pozjadał i że on tu przypadkiem rządzi! O niedoczekanie! Ona i Sjans mieli tu najwięcej do powiedzenia przez wzgląd na swoje (w przypadku Skowronka rzekome) urodzenie i relacje łączące ich z lordem dowódcą (równie rzekome co to pierwsze). Na dodatek elfka była święcie przekonana, że Brys się jej chyba trochę boi, dlatego nie zamierzała sobie żałować. To, jak dobitnie powtórzył “wszystkich” poczytała jako słowa kierowane pod swoim adresem i oczywiste było, że ich nie podaruje. W innym ubraniu z pewnością podkasałaby rękawy, w tej suknie jednak to sobie darowała i od razu ruszyła w jego stronę, jakby zamierzała młodemu żołnierzowi dać w pysk. Jednak jako że Dargil próbował wszystko załatwić polubownie, ona nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. Z wdziękiem swoją szarżę przemieniła w zwykłe kilka kroków, które zrobiła by lepiej słyszeć i być bliżej centrum wydarzeń, na Fydlona jednak łypała co chwilę wzrokiem rasowej zołzy. Całe szczęście wszystko układało się znakomicie, wszyscy zgromadzeni w namiocie nie wyłączając pobitego medyka byli skłonni pójść im na rękę, przymknąć oko na bójkę i jak najszybciej wypchnąć ich z obozu, co było słuszne i logiczne - to łagodziło trochę niezadowolenie Przyjaciółki. Brys miał jednak cały czas klapki regulaminu na oczach i twardo obstawał przy swoich racjach. ”Niech mnie ktoś trzyma, bo mu zaraz ślepia wydrapię!”, irytowała się podszywana księżniczka w myślach. Gdy jednak w końcu zabrała głos, mówiła bardzo uprzejmie, dystyngowanie i z tą drobną dozą pokory, która jeszcze przystoi księżniczce. A na koniec spojrzała Fydlonowi w oczy w dość nieprzyjemny sposób, by nie zapomniał, jak wcześniej bał się przy niej dokończyć zdanie. Co za gnojek, doprawdy…
Wystarczyła jedna sylaba z ust kaprala Dargila, by Skowronek skupiła na nim całą swoją uwagę, dość nieelegancko ignorując Brysa. Maniery starszego mężczyzny były naprawdę najwyższych lotów i po raz pierwszy elfka zastanowiła się, czy przypadkiem to on - zwykły kapral - nie będzie osobą, która przejrzy ich drobną mistyfikację. Dlatego w rozmowie z nim pilnowała się stokroć bardziej, aby trzymać plecy prosto i używać ładnych słów w pięknie ułożonych zdaniach. Jego deklarację i ukłon przyjęła z lekkim skinieniem głowy zadowolonej monarchini, dołożyła do tego nawet zdawkowy gest dłonią.
- Cieszy mnie, że lord Cryf Ulka oddelegował do mej świty tak znakomitych wojowników - rzuciła grzecznościową formułką. W słowach Dargila dopatrywała się haczyka, który mogłaby wykorzystać, wszak kapral jasno powiedział “do odwołania przez ciebie”, więc mógł mieć pewność, że daleko razem nie ujadą. Elfka zamierzała spławić ich przy pierwszej nadarzającej się ku temu okazji. Zastanawiała się przy tym, czy pięć osób obstawy to nie jest przesada, w końcu to praktycznie drugie tyle co do tej pory.
Skowronek obróciła wzrok na Gyneid i Botana, a w jej oczach widać było cień troski. Z jednej strony była zaskoczona, że Niedźwiedziowi cokolwiek jest, bo zdawał się być twardy jak skała, ale z drugiej strony, bił się z połową garnizonu, więc i tak mogli chyba mówić o szczęściu.
- Ily, daj mu chociaż na moment spokój - powiedziała tylko, bo chyba nikt poza łucznikiem nie chciał znać szczegółów tego arcydzieła. A Skowronek ze względu na noszoną właśnie maskę księżniczki nie chciała ich znać cztery razy bardziej.
- Naturalnie - zgodziła się momentalnie gdy tylko Sjans poprosił ją o towarzyszenie podczas następnej rozmowy z Cryfem i cieszyła się tylko w duchu na widok białego jak kreda oblicza Fydlona. Jedno zdanie, a ile mogło zmienić. Brys zaraz dostał małpiego rozumu i zrobił jak mu zagrali, tylko biedny Dargil oberwał przy tym rykoszetem. Skowronek przyzwalająco skinęła mu głową, gdy ją przeprosił wychodząc.
- Bardzo zależy mi na tym, byśmy opuścili obóz w komplecie i jak najszybciej to możliwe - zwróciła się do Fydlona. - Doceniam, że tak staracie się mi to umożliwić, lord Cryf z pewnością wysoko was ceni za taką zaradność.
Elfka uśmiechnęła się nikle, by podkreślić, że to był komplement. Może odrobina cukru i wizja zadowolonego dowódcy trochę zmobilizuje Brysa, by nie był taką jęczybułą.
Swym zachowaniem Fydlon zarobił dużego minusa u Skowronka i jeszcze większy u Aroli - przeklęty służbista myślał, że wszystkie rozumy pozjadał i że on tu przypadkiem rządzi! O niedoczekanie! Ona i Sjans mieli tu najwięcej do powiedzenia przez wzgląd na swoje (w przypadku Skowronka rzekome) urodzenie i relacje łączące ich z lordem dowódcą (równie rzekome co to pierwsze). Na dodatek elfka była święcie przekonana, że Brys się jej chyba trochę boi, dlatego nie zamierzała sobie żałować. To, jak dobitnie powtórzył “wszystkich” poczytała jako słowa kierowane pod swoim adresem i oczywiste było, że ich nie podaruje. W innym ubraniu z pewnością podkasałaby rękawy, w tej suknie jednak to sobie darowała i od razu ruszyła w jego stronę, jakby zamierzała młodemu żołnierzowi dać w pysk. Jednak jako że Dargil próbował wszystko załatwić polubownie, ona nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. Z wdziękiem swoją szarżę przemieniła w zwykłe kilka kroków, które zrobiła by lepiej słyszeć i być bliżej centrum wydarzeń, na Fydlona jednak łypała co chwilę wzrokiem rasowej zołzy. Całe szczęście wszystko układało się znakomicie, wszyscy zgromadzeni w namiocie nie wyłączając pobitego medyka byli skłonni pójść im na rękę, przymknąć oko na bójkę i jak najszybciej wypchnąć ich z obozu, co było słuszne i logiczne - to łagodziło trochę niezadowolenie Przyjaciółki. Brys miał jednak cały czas klapki regulaminu na oczach i twardo obstawał przy swoich racjach. ”Niech mnie ktoś trzyma, bo mu zaraz ślepia wydrapię!”, irytowała się podszywana księżniczka w myślach. Gdy jednak w końcu zabrała głos, mówiła bardzo uprzejmie, dystyngowanie i z tą drobną dozą pokory, która jeszcze przystoi księżniczce. A na koniec spojrzała Fydlonowi w oczy w dość nieprzyjemny sposób, by nie zapomniał, jak wcześniej bał się przy niej dokończyć zdanie. Co za gnojek, doprawdy…
Wystarczyła jedna sylaba z ust kaprala Dargila, by Skowronek skupiła na nim całą swoją uwagę, dość nieelegancko ignorując Brysa. Maniery starszego mężczyzny były naprawdę najwyższych lotów i po raz pierwszy elfka zastanowiła się, czy przypadkiem to on - zwykły kapral - nie będzie osobą, która przejrzy ich drobną mistyfikację. Dlatego w rozmowie z nim pilnowała się stokroć bardziej, aby trzymać plecy prosto i używać ładnych słów w pięknie ułożonych zdaniach. Jego deklarację i ukłon przyjęła z lekkim skinieniem głowy zadowolonej monarchini, dołożyła do tego nawet zdawkowy gest dłonią.
- Cieszy mnie, że lord Cryf Ulka oddelegował do mej świty tak znakomitych wojowników - rzuciła grzecznościową formułką. W słowach Dargila dopatrywała się haczyka, który mogłaby wykorzystać, wszak kapral jasno powiedział “do odwołania przez ciebie”, więc mógł mieć pewność, że daleko razem nie ujadą. Elfka zamierzała spławić ich przy pierwszej nadarzającej się ku temu okazji. Zastanawiała się przy tym, czy pięć osób obstawy to nie jest przesada, w końcu to praktycznie drugie tyle co do tej pory.
Skowronek obróciła wzrok na Gyneid i Botana, a w jej oczach widać było cień troski. Z jednej strony była zaskoczona, że Niedźwiedziowi cokolwiek jest, bo zdawał się być twardy jak skała, ale z drugiej strony, bił się z połową garnizonu, więc i tak mogli chyba mówić o szczęściu.
- Ily, daj mu chociaż na moment spokój - powiedziała tylko, bo chyba nikt poza łucznikiem nie chciał znać szczegółów tego arcydzieła. A Skowronek ze względu na noszoną właśnie maskę księżniczki nie chciała ich znać cztery razy bardziej.
- Naturalnie - zgodziła się momentalnie gdy tylko Sjans poprosił ją o towarzyszenie podczas następnej rozmowy z Cryfem i cieszyła się tylko w duchu na widok białego jak kreda oblicza Fydlona. Jedno zdanie, a ile mogło zmienić. Brys zaraz dostał małpiego rozumu i zrobił jak mu zagrali, tylko biedny Dargil oberwał przy tym rykoszetem. Skowronek przyzwalająco skinęła mu głową, gdy ją przeprosił wychodząc.
- Bardzo zależy mi na tym, byśmy opuścili obóz w komplecie i jak najszybciej to możliwe - zwróciła się do Fydlona. - Doceniam, że tak staracie się mi to umożliwić, lord Cryf z pewnością wysoko was ceni za taką zaradność.
Elfka uśmiechnęła się nikle, by podkreślić, że to był komplement. Może odrobina cukru i wizja zadowolonego dowódcy trochę zmobilizuje Brysa, by nie był taką jęczybułą.
Sjans bardzo szybko przypomniał sobie dlaczego nigdy nie miał ambicji by zostać władcą Mglistych Bagien. Liczba problemów do rozwiązania zdawała się rosnąć dwa razy szybciej niż liczba potencjalnych uczestników wyprawy, a co gorsze sam Ulka mógł tylko czekać i bezczynnie przyglądać się jak jego towarzysze walczą z piętrzącymi się przed nimi trudnościami. Drwal miał ochotę wyć z złości. Oczekiwanie na Dargila i jego powrót z końmi, dłużył mu się niemiłosiernie. W tym czasie Sjans przyglądał się panującemu w obozie chaosie i krzątaninie żołnierzy. Ily, Ważka i medyk z oddziału Brysa, usiłowali nastawić złamany obojczyk Botana, szarpiąc się z młodzieńcem niczym z prawdziwym niedźwiedziem. Drwal pomyślał, że jeśli tak dalej im pójdzie to wkrótce zamiast jednego rannego będą mieli trzech kolejnych.
- Lordzie Ulko, nie powinieneś pobłażać takim występkom. Twój człowiek nie tylko zbezcześcił sztandar, obrażając najwyższe wartości, ale również nie okazał szacunku, rzucając się z pięściami na dostojnych rycerzy. – Nie dawał za wygraną Fydlon, szukający wsparcia dla swoich tez w postaci Sjansa. – Powinieneś…
- Botan jest obecnie w służbie księżniczki, jeśli chcesz go ukarać musisz zwrócić się bezpośrednio do niej. Chyba, że wolisz zaczekać z tym aż nasza wyprawa się skończy, a pani Arola zwolni go z obowiązku – uciął drwal, obiecując sobie jednocześnie, że jeśli Brys będzie tak głupi by dalej drążyć temat, to on sam spuści niedźwiedzia z smyczy.
Kapitan oddziału z trwogą spojrzał w kierunku Skowronka. Dwukrotnie otworzył usta starając się dobrać w słowa to co leżało mu na sercu, jednak nie odważył się odezwać. Magia elfki działała na niego podobnie jak na Botana, chociaż w nieco odmienny sposób.
Nareszcie nadjechał Dargil prowadzący ze sobą wierzchowce i niewielki powóz. Staremu wojakowi towarzyszyło dwóch pozostałych żołnierzy przydzielonych księżniczce jako eskorta. Oboje byli wysocy niczym drzewa, jednak zasadniczo różnili się sylwetką i budową ciała. Ponury masywny brodacz stał z tyłu z posępną miną wpatrując się w żołnierzy szykujących się do walki. Bez trudu można było stwierdzić, że obecna wyprawa jest mu wielce nie w smak. Za tu chudzielec w przewieszonym przez plecy olbrzymim rogiem aż promieniał z zachwytu. Cały czas wpychał się przed kaprala tak że Dargil deptał mu po piętach.
Zadowolony Brys niemal od razu zaczął ustawiać swoich podkomendnych we właściwym szyku. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, by jego oddział poruszał się inaczej niż w przepisowej kolumnie. Zgodnie z wykładnią wojskowej musztry, chudzielec miał jechać jako pierwszy, potem sam Fydlon obok Skowronka, za nimi Sjans z Dargilem, kompani drwala przypadły miejsce na wozie, natomiast całość formacji mieli zamykać medyk i rosły brodacz. Brys krzyczał na wszystkich w czym wtórował mu Botan domagający się głośno miejsca na wierzchowcu, najlepiej przy boku księżniczki.
- Niedźwiedź nie będzie siedział na wozie niczym stara baba. Musi chronić elfkę. Jeśli koń go nie posłucha to niedźwiedź urwie mu łeb.
- Niedźwiedź będzie zapieprzał za nami pieszo jeśli za chwilę nie posadzi swojego upartego dupska na wozie! - Nie wytrzymał Sjans. - Bez gadania! Nie obchodzi mnie kto co chce! W tym tempie nie wyjedziemy stąd jeszcze przez tydzień!
- Musicie założyć płaszcze – oświadczył niewzruszony Brys. – W swoich łachmanach wyglądacie jak banda obszarpańców. Lord Ulka podarował je wam by podnieść rangę tej wyprawy.
Sjans aż kipiał z gniewu. Był pewien, że jeśli za chwile nie opuści obozu, znokautuje Brysa rozwiązując tym samym problem udziału kapitana w wyprawie. Zaciskając zęby, wyrwał jeden z wojskowych płaszczy trzymanych przez chudzielca i nie bez trudu wsiadł na konia. Najwyraźniej zwierzę wyczuwało jego nastrój, gdyż postanowiło dodatkowo nie podgrzewać atmosfery i zachować spokój. Drwal spojrzał na Dargila. Nie miał pojęcia, kiedy to jego brat zamienił mądrych doradców na takich, którzy w ogóle nie udzielają rad, lecz ograniczają się tylko i wyłącznie do wykonywania zadań. Niewzruszony sytuacją kapral przytrzymywał klacz Skowronka za uzdę, spokojnie czekając aż księżniczka zajmie miejsce w siodle.
Wkrótce wszyscy zajęli wyznaczone im przez kapitana miejsca. Jak się okazało, nie był to jednak koniec katuszy dla Sjansa.
- Czas podnieść proporce i zadąć w rogi. Oddział nie może opuścić obozu bez stosownego sygnału i oddania honorów władcy –zakomunikował Brys.
- Lordzie Ulko, nie powinieneś pobłażać takim występkom. Twój człowiek nie tylko zbezcześcił sztandar, obrażając najwyższe wartości, ale również nie okazał szacunku, rzucając się z pięściami na dostojnych rycerzy. – Nie dawał za wygraną Fydlon, szukający wsparcia dla swoich tez w postaci Sjansa. – Powinieneś…
- Botan jest obecnie w służbie księżniczki, jeśli chcesz go ukarać musisz zwrócić się bezpośrednio do niej. Chyba, że wolisz zaczekać z tym aż nasza wyprawa się skończy, a pani Arola zwolni go z obowiązku – uciął drwal, obiecując sobie jednocześnie, że jeśli Brys będzie tak głupi by dalej drążyć temat, to on sam spuści niedźwiedzia z smyczy.
Kapitan oddziału z trwogą spojrzał w kierunku Skowronka. Dwukrotnie otworzył usta starając się dobrać w słowa to co leżało mu na sercu, jednak nie odważył się odezwać. Magia elfki działała na niego podobnie jak na Botana, chociaż w nieco odmienny sposób.
Nareszcie nadjechał Dargil prowadzący ze sobą wierzchowce i niewielki powóz. Staremu wojakowi towarzyszyło dwóch pozostałych żołnierzy przydzielonych księżniczce jako eskorta. Oboje byli wysocy niczym drzewa, jednak zasadniczo różnili się sylwetką i budową ciała. Ponury masywny brodacz stał z tyłu z posępną miną wpatrując się w żołnierzy szykujących się do walki. Bez trudu można było stwierdzić, że obecna wyprawa jest mu wielce nie w smak. Za tu chudzielec w przewieszonym przez plecy olbrzymim rogiem aż promieniał z zachwytu. Cały czas wpychał się przed kaprala tak że Dargil deptał mu po piętach.
Zadowolony Brys niemal od razu zaczął ustawiać swoich podkomendnych we właściwym szyku. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, by jego oddział poruszał się inaczej niż w przepisowej kolumnie. Zgodnie z wykładnią wojskowej musztry, chudzielec miał jechać jako pierwszy, potem sam Fydlon obok Skowronka, za nimi Sjans z Dargilem, kompani drwala przypadły miejsce na wozie, natomiast całość formacji mieli zamykać medyk i rosły brodacz. Brys krzyczał na wszystkich w czym wtórował mu Botan domagający się głośno miejsca na wierzchowcu, najlepiej przy boku księżniczki.
- Niedźwiedź nie będzie siedział na wozie niczym stara baba. Musi chronić elfkę. Jeśli koń go nie posłucha to niedźwiedź urwie mu łeb.
- Niedźwiedź będzie zapieprzał za nami pieszo jeśli za chwilę nie posadzi swojego upartego dupska na wozie! - Nie wytrzymał Sjans. - Bez gadania! Nie obchodzi mnie kto co chce! W tym tempie nie wyjedziemy stąd jeszcze przez tydzień!
- Musicie założyć płaszcze – oświadczył niewzruszony Brys. – W swoich łachmanach wyglądacie jak banda obszarpańców. Lord Ulka podarował je wam by podnieść rangę tej wyprawy.
Sjans aż kipiał z gniewu. Był pewien, że jeśli za chwile nie opuści obozu, znokautuje Brysa rozwiązując tym samym problem udziału kapitana w wyprawie. Zaciskając zęby, wyrwał jeden z wojskowych płaszczy trzymanych przez chudzielca i nie bez trudu wsiadł na konia. Najwyraźniej zwierzę wyczuwało jego nastrój, gdyż postanowiło dodatkowo nie podgrzewać atmosfery i zachować spokój. Drwal spojrzał na Dargila. Nie miał pojęcia, kiedy to jego brat zamienił mądrych doradców na takich, którzy w ogóle nie udzielają rad, lecz ograniczają się tylko i wyłącznie do wykonywania zadań. Niewzruszony sytuacją kapral przytrzymywał klacz Skowronka za uzdę, spokojnie czekając aż księżniczka zajmie miejsce w siodle.
Wkrótce wszyscy zajęli wyznaczone im przez kapitana miejsca. Jak się okazało, nie był to jednak koniec katuszy dla Sjansa.
- Czas podnieść proporce i zadąć w rogi. Oddział nie może opuścić obozu bez stosownego sygnału i oddania honorów władcy –zakomunikował Brys.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
W czasie gdy Sjans użerał się z Fydlonem i jego rozdmuchaną potrzebą sprawiedliwości, Skowronek zainteresowała się raczej tym, jak pozostała trójka radziła sobie z Botanem. Nie pomagała im, bo już i tak wcześniej się wygłupiła, gdy tak wpadła między niego i medyka próbując ich rozdzielić. Teraz po prostu stała i się przyglądała, pozwalając, by reszta brudziła sobie ręce za księżniczkę. W końcu tak postępują koronowane głowy - wszyscy robią wszystko za nich. Niech więc sobie radzą sami, we trójkę powinni dać radę rannemu Botanowi. ”Chociaż może nie”, pomyślała elfka, gdy Niedźwiedź bez większego wysiłku odepchnął od siebie żołnierza Cryfa, aż ten się nogami nakrył. Nie przyjrzała się niestety, którą ręką to zrobił, bo jeśli tą, przy której miał złamany obojczyk, to może naprawdę nie było sensu tego nastawiać - najwyraźniej uraz nie przeszkadzał tak bardzo młodemu Blewogowi, więc leczenie go na siłę mijało się z celem. Ale co tam, jak trzeba to trzeba.
- Botan - zwróciła się do niego, chociaż Niedźwiedź chyba jej nie słyszał. - Uspokój się i pozwól im robić swoje, musisz być w dobrej kondycji, skoro chcesz być moim rycerzem…
Skowronek jednym uchem nasłuchiwała, co też Fydlon próbuje wymóc na Sjansie. Musiała przyznać, że trochę ją to frapowało - teoretycznie, jako księżniczka, powinna pociągnąć członka swej świty do odpowiedzialności, gdyż jego czyny były karygodne. Problem polegał na tym, że nie miała zielonego pojęcia, jak się postępuje w takich sytuacjach - przecież nie wtrąci go do lochu ani nie da mu samodzielnie po pysku, gdyby był żołnierzem to może mogłaby go chociaż na niby zdegradować. Uznała, że w stosownej chwili zapyta o to Sjansa, niby w celu skonsultowania jak postępuje się u nich w takiej sytuacji, “bo u nas w Adrionie…”. Tak, to mogło być całkiem niezłe. Całe szczęście drwal wyratował ją z opresji i dzięki swojej niezawodnej retoryce na moment ostudził gniew Brysa. Skowronek jakby w tym momencie poczuła na sobie spojrzenie Fydlona, obróciła się i skrzyżowała z nim wzrok. Biedak, prawie dostał zawału. Ciekawe, czy bardziej bał się księżniczki czy Cryfa, z którym to ponoć ona miała być w dobrych stosunkach.
Powrót Dargila fałszywa księżniczka przywitała z westchnieniem ulgi - “nareszcie”. Przez moment sprawiała wrażenie skłonnej porwać konia i wyruszyć bez całej reszty na karku, ale jak na członka królewskiego rodu przystało opanowała się i poczekała, aż wszystko zostanie przygotowane. Fydlon, który w końcu trafił na przyjazny sobie grunt regulaminów i schematów, poustawiał wszystkich błyskawicznie i z zapałem, chociaż Skowronek ani przez moment nie pozwoliła, by młody żołnierz ją pogonił - stosowała się, ale w swoim tempie. W którymś momencie zresztą wszyscy zainteresowali się czym innym - przedstawieniem, jakie urządził Botan. Księżniczka westchnęła lekko.
- Będziesz jechał na wozie - odezwała się stanowczym tonem, popierając stanowisko Sjansa. - I nie urywaj łbów żadnym koniom!
Skowronek po raz kolejny pożałowała, że nie tak dawno przyjęła od Niedźwiedzia urwany łeb bestii Styfinga - może gdyby tego nie zrobiła, Botan nie chciałby dekapitować wszystkiego jak leci. Szalona logika, jaką kierowali się niektórzy mieszkańcy Bagien niestety nadal była dla niej zbyt trudna do pojęcia.
Elfka podeszła do przygotowanej dla niej klaczy. Już idąc uniosła lekko rąbek sukni. W tej spódnicy nie miała szans dosiąść wierzchowca okrakiem, musiała więc jak na księżniczkę przystało usiąść po damsku. By jej się to udało, potrzebowała pomocy jakiegoś mężczyzny, co wcale nie obnażało jej braków, a świadczyło wręcz o wychowaniu na dworze - Skowronek widywała arystokratki na konnych przejażdżkach, zawsze jakiś fircyk oferował jej pomocną dłoń. Ona również wyciągnęła rękę do Dargila w znaczącym geście "pomóż mi". Jakoś dała radę dosiąść swojego wierzchowca i na moment skupiła się na tym, by osłonić nogi, bo nie wypada, by księżniczka podczas przejażdżki świeciła bladymi łydkami.
- Jeśli taki jest wasz protokół, zatrąbcie, lecz miejcie na względzie, że czas nas nagli i ograniczcie się do niezbędnego minimum - zastrzegła elfka takim tonem, jakby jej słowo było święte i nie spodziewała się żadnych dyskusji. Dumnie wyprostowała się w siodle i ruszyła razem z resztą.
- Botan - zwróciła się do niego, chociaż Niedźwiedź chyba jej nie słyszał. - Uspokój się i pozwól im robić swoje, musisz być w dobrej kondycji, skoro chcesz być moim rycerzem…
Skowronek jednym uchem nasłuchiwała, co też Fydlon próbuje wymóc na Sjansie. Musiała przyznać, że trochę ją to frapowało - teoretycznie, jako księżniczka, powinna pociągnąć członka swej świty do odpowiedzialności, gdyż jego czyny były karygodne. Problem polegał na tym, że nie miała zielonego pojęcia, jak się postępuje w takich sytuacjach - przecież nie wtrąci go do lochu ani nie da mu samodzielnie po pysku, gdyby był żołnierzem to może mogłaby go chociaż na niby zdegradować. Uznała, że w stosownej chwili zapyta o to Sjansa, niby w celu skonsultowania jak postępuje się u nich w takiej sytuacji, “bo u nas w Adrionie…”. Tak, to mogło być całkiem niezłe. Całe szczęście drwal wyratował ją z opresji i dzięki swojej niezawodnej retoryce na moment ostudził gniew Brysa. Skowronek jakby w tym momencie poczuła na sobie spojrzenie Fydlona, obróciła się i skrzyżowała z nim wzrok. Biedak, prawie dostał zawału. Ciekawe, czy bardziej bał się księżniczki czy Cryfa, z którym to ponoć ona miała być w dobrych stosunkach.
Powrót Dargila fałszywa księżniczka przywitała z westchnieniem ulgi - “nareszcie”. Przez moment sprawiała wrażenie skłonnej porwać konia i wyruszyć bez całej reszty na karku, ale jak na członka królewskiego rodu przystało opanowała się i poczekała, aż wszystko zostanie przygotowane. Fydlon, który w końcu trafił na przyjazny sobie grunt regulaminów i schematów, poustawiał wszystkich błyskawicznie i z zapałem, chociaż Skowronek ani przez moment nie pozwoliła, by młody żołnierz ją pogonił - stosowała się, ale w swoim tempie. W którymś momencie zresztą wszyscy zainteresowali się czym innym - przedstawieniem, jakie urządził Botan. Księżniczka westchnęła lekko.
- Będziesz jechał na wozie - odezwała się stanowczym tonem, popierając stanowisko Sjansa. - I nie urywaj łbów żadnym koniom!
Skowronek po raz kolejny pożałowała, że nie tak dawno przyjęła od Niedźwiedzia urwany łeb bestii Styfinga - może gdyby tego nie zrobiła, Botan nie chciałby dekapitować wszystkiego jak leci. Szalona logika, jaką kierowali się niektórzy mieszkańcy Bagien niestety nadal była dla niej zbyt trudna do pojęcia.
Elfka podeszła do przygotowanej dla niej klaczy. Już idąc uniosła lekko rąbek sukni. W tej spódnicy nie miała szans dosiąść wierzchowca okrakiem, musiała więc jak na księżniczkę przystało usiąść po damsku. By jej się to udało, potrzebowała pomocy jakiegoś mężczyzny, co wcale nie obnażało jej braków, a świadczyło wręcz o wychowaniu na dworze - Skowronek widywała arystokratki na konnych przejażdżkach, zawsze jakiś fircyk oferował jej pomocną dłoń. Ona również wyciągnęła rękę do Dargila w znaczącym geście "pomóż mi". Jakoś dała radę dosiąść swojego wierzchowca i na moment skupiła się na tym, by osłonić nogi, bo nie wypada, by księżniczka podczas przejażdżki świeciła bladymi łydkami.
- Jeśli taki jest wasz protokół, zatrąbcie, lecz miejcie na względzie, że czas nas nagli i ograniczcie się do niezbędnego minimum - zastrzegła elfka takim tonem, jakby jej słowo było święte i nie spodziewała się żadnych dyskusji. Dumnie wyprostowała się w siodle i ruszyła razem z resztą.
Wbrew wszelkim przeciwnościom eskorcie księżniczki udało się wreszcie opuścić obóz, a Sjans mógł wreszcie zająć się planowaniem tego, w jaki sposób pozbyć się niechcianej części osób wchodzących w skład nowej drużyny. Niestety drwal szybko przekonał się, że nie potrafi wykonywać kilku czynności jednocześnie. Sama walka o utrzymanie się na końskim grzbiecie i zachowaniu przy tym treści swojego żołądka była wystarczająco karkołomna by skutecznie uniemożliwić snucie jakichkolwiek intryg. Ulka przez cały czas pochylał się do przodu, rozpaczliwie chwytając się grzywy wierzchowca i próbując sprawić by ten nie zbaczał za bardzo z prostej drogi. Podejrzewał, że jadący na wozie Ważka, Ily i Botan maja niezłą zabawę przyglądając się jego wyczynom. Świadomość, że był najlepszym jeźdźcem z całej czwórki wcale nie poprawiała Sjansowi nastroju.
Za to Fydlon był w doskonałym humorze. Jadąc obok Skowronka, czuł się ważny, a jednocześnie postanowił sobie za obowiązek umilić księżniczce podróż jakąś ciekawa opowieścią. Najlepiej taką, która przedstawi w dobrym świetle jego lorda.
- Byłem kiedyś w elfickim królestwie – zaczął Brys. – Swego czasu lord Cryf ujął elfickiego zbiega, a jako iż poczucie sprawiedliwości bliskie jest jego sercu, wysłał mnie z misją dyplomatyczną do Danae, po to by jeńca skazały odpowiednie władze. Wiele się z tej wyprawy dowiedziałem i zaiste zdobyłem sporo cennych doświadczeń. Ba, dane mi było nawet stanąć do pojedynku z miejscowych rycerzem. Oczywiście była to tylko walka pokazowa, jako że w przeciwnym wypadku…
Sjans nie był w stanie słyszeć dalszej części wypowiedzi młodego kapitana, gdyż jego koń niebezpiecznie zbliżył się do krawędzi zarośli. Na szczęście Dargil przybył mu z pomocą chwytając za uzdę wierzchowca Ulki. Stary wojak miał na tyle taktu, by nie komentować umiejętności jeźdźca, za to nie omieszkał podzielić się z nim inną z swoich wątpliwości.
- Jednej rzeczy nie potrafię zrozumieć Sjans – zaczął kapral. – Z tego co zdążyłem się zorientować podróż księżniczki ma charakter nieoficjalny i stanowi, jakby to rzec, jej własną inicjatywę. Dziwię się w związku z tym, że pani Arola zdecydowała się w wyprawie tej używać swojego imienia i oficjalnie komunikować o swojej pozycji społecznej. Znaczy się rozumiem przez to, że skoro lord Cryf o niej wie, to wkrótce będzie wiedział cały Ekradon, jak również każdy w Szepczącym Lesie.
- Nie mam pojęcia. Jej spytaj – krótko odpowiedział Sjans cały czas skupiony bardziej na manewrowaniu swoim zwierzęciem.
- Proszę o wybaczenie miłościwa pani - Dargil zwrócił się do Skowronka. - Chciałem tylko zasugerować, że dużo bezpieczniej byłoby podróżować księżniczce pod oficjalnym sztandarem Danae. Chorągwie z motylem nie są tu zbyt popularne. Wprawdzie lord Styfing nie zaryzykuje otwartego ataku, ale żołnierzy łatwo jest przebrać za zwykłych zbójców, a następnie odciąć się od ich czynów.
- Bzdura, ci tchórze nie odważą się nawet na nas spojrzeć – uciął Fydlon.
Drwal zdecydował nie angażować się w obecną dyskusję. Miał wystarczająco własnych problemów, a dodatkowo wściekał się na to, że nie przychodzi mu na myśl żaden pomysł wyeliminowania niepożądanego towarzystwa. Najprawdopodobniej będzie musiał zwrócić się w tej sprawie do Skowronka, Ilego lub Ważki.
Nagle z tyłu kolumny doszedł go wrzask Gyneid i przekleństwo rycerza upadającego z konia.
- Botan, nie! – krzyczał Ily. Masywny brodacz z drużyny Brysa z trudem podnosił się z ziemi, natomiast jego wierzchowiec leżał na niej bez ruchu, obficie krwawiąc z prawego boku.
- Niedźwiedź nie będzie tolerował takich obelg! Odetnie ci jaja i wsadzi do zakłamanej gęby! – groził syn Thara.
- Zapłacisz mi za to wieśniaku! – odciął się żołnierz dobywając miecza.
Sjans nie miał pojęcia co jest przyczyną sporu. Próbował interweniować lecz jego przerażony wierzchowiec zainteresowany był tylko tym, by jak najszybciej oddalić się od miejsca bójki. Zwierzę poniosło, a drwal zdążył tylko przekląć w myślach spadając z siodła.
Za to Fydlon był w doskonałym humorze. Jadąc obok Skowronka, czuł się ważny, a jednocześnie postanowił sobie za obowiązek umilić księżniczce podróż jakąś ciekawa opowieścią. Najlepiej taką, która przedstawi w dobrym świetle jego lorda.
- Byłem kiedyś w elfickim królestwie – zaczął Brys. – Swego czasu lord Cryf ujął elfickiego zbiega, a jako iż poczucie sprawiedliwości bliskie jest jego sercu, wysłał mnie z misją dyplomatyczną do Danae, po to by jeńca skazały odpowiednie władze. Wiele się z tej wyprawy dowiedziałem i zaiste zdobyłem sporo cennych doświadczeń. Ba, dane mi było nawet stanąć do pojedynku z miejscowych rycerzem. Oczywiście była to tylko walka pokazowa, jako że w przeciwnym wypadku…
Sjans nie był w stanie słyszeć dalszej części wypowiedzi młodego kapitana, gdyż jego koń niebezpiecznie zbliżył się do krawędzi zarośli. Na szczęście Dargil przybył mu z pomocą chwytając za uzdę wierzchowca Ulki. Stary wojak miał na tyle taktu, by nie komentować umiejętności jeźdźca, za to nie omieszkał podzielić się z nim inną z swoich wątpliwości.
- Jednej rzeczy nie potrafię zrozumieć Sjans – zaczął kapral. – Z tego co zdążyłem się zorientować podróż księżniczki ma charakter nieoficjalny i stanowi, jakby to rzec, jej własną inicjatywę. Dziwię się w związku z tym, że pani Arola zdecydowała się w wyprawie tej używać swojego imienia i oficjalnie komunikować o swojej pozycji społecznej. Znaczy się rozumiem przez to, że skoro lord Cryf o niej wie, to wkrótce będzie wiedział cały Ekradon, jak również każdy w Szepczącym Lesie.
- Nie mam pojęcia. Jej spytaj – krótko odpowiedział Sjans cały czas skupiony bardziej na manewrowaniu swoim zwierzęciem.
- Proszę o wybaczenie miłościwa pani - Dargil zwrócił się do Skowronka. - Chciałem tylko zasugerować, że dużo bezpieczniej byłoby podróżować księżniczce pod oficjalnym sztandarem Danae. Chorągwie z motylem nie są tu zbyt popularne. Wprawdzie lord Styfing nie zaryzykuje otwartego ataku, ale żołnierzy łatwo jest przebrać za zwykłych zbójców, a następnie odciąć się od ich czynów.
- Bzdura, ci tchórze nie odważą się nawet na nas spojrzeć – uciął Fydlon.
Drwal zdecydował nie angażować się w obecną dyskusję. Miał wystarczająco własnych problemów, a dodatkowo wściekał się na to, że nie przychodzi mu na myśl żaden pomysł wyeliminowania niepożądanego towarzystwa. Najprawdopodobniej będzie musiał zwrócić się w tej sprawie do Skowronka, Ilego lub Ważki.
Nagle z tyłu kolumny doszedł go wrzask Gyneid i przekleństwo rycerza upadającego z konia.
- Botan, nie! – krzyczał Ily. Masywny brodacz z drużyny Brysa z trudem podnosił się z ziemi, natomiast jego wierzchowiec leżał na niej bez ruchu, obficie krwawiąc z prawego boku.
- Niedźwiedź nie będzie tolerował takich obelg! Odetnie ci jaja i wsadzi do zakłamanej gęby! – groził syn Thara.
- Zapłacisz mi za to wieśniaku! – odciął się żołnierz dobywając miecza.
Sjans nie miał pojęcia co jest przyczyną sporu. Próbował interweniować lecz jego przerażony wierzchowiec zainteresowany był tylko tym, by jak najszybciej oddalić się od miejsca bójki. Zwierzę poniosło, a drwal zdążył tylko przekląć w myślach spadając z siodła.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek odetchnęła w myślach, gdy tylko cała grupa zostawiła za sobą pechowe obozowisko Cryfa. Teraz mogło być już tylko lepiej… Chyba. Jeszcze pozostało pozbycie się balastu w postaci czwórki żołnierzy spod sztandaru motyla, ze szczególnym uwzględnieniem Fydlona, gdyż elfka była bliska, by ukręcić mu łeb. Nie dawała tego jednak po sobie poznać. Jadąc obok słuchała go z uprzejmą uwagą, co jakiś czas się uśmiechając albo rzucając grzecznościowe “doprawdy?”. Jego historia była dla niej jednak nużąca, już stokroć bardziej wolała podsłuchiwać co też działo się z tyłu. Raz zerknęła przez ramię, by sprawdzić co z resztą, zrobiła to w dość naturalny sposób, nie sprawiając przy tym wrażenia osoby nerwowej. Przy okazji poprawiła się w siodle - do tej pory konia dosiadała po damsku tylko kilka razy w życiu i trochę teraz żałowała, że wcześniej nie skupiła się na nauce tej karkołomnej sztuki. Nie, by sobie nie radziła - póki jechali tak spokojnie wystarczyło siedzieć w miejscu i kołysać się w rytm jego kroków, to było akurat łatwe, gdy już złapało się dobrą pozycję.
- O, z którym rycerzem się pojedynkowaliście? - zapytała, jakby liczyła, że padnie imię jakiegoś jej znajomego.
Skowronek lekko przechyliła głowę, niby nadal zasłuchana w opowieść Brysa, ale w rzeczywistości podsłuchująca rozmowę za sobą. Dargil od początku wzbudzał w niej niepokój jako osoba zbyt inteligentna, wolała więc go pilnować. I nie pomyliła się. Słyszała co prawda strzępki jego słów, ale była z nich w stanie złożyć ogólny sens wypowiedzi: kapral już zwęszył podstęp. Elfka musiała już kombinować nad bajeczką, którą mu wciśnie, by nie zdemaskować się całkowicie. Chętnie po prostu ukręciłaby mu łeb, ale chyba Sjans lubił tego gościa, nie będzie więc zabijać jego kolegi. Było zresztą wysoce prawdopodobne, że zgon Dargila dramatycznie pogorszyłby poziom intelektualny całe społeczeństwa Mglistych Bagien. Może będzie się dało go wciągnąć w ten spisek? Nie, by im pomagał, po prostu by wiedział i z tego względu się nie wtrącał.
- Och… - Skowronek obróciła swój wzrok z zabawiającego ją rozmową Fydlona na kaprala, który właśnie się do niej zwrócił. Jego maniery rozczulały udawaną Arolę, gdyż do tej pory większość osób - z Cryfem na czele - zupełnie nie wiedziała, jak się do niej zwracać.
- Słyszałam o napiętych stosunkach między Ulkami i Styfingami, zawierzyłam jednak osądowi lorda Cryfa… - zaczęła się tłumaczyć, gładko i bez zająknięcia. Dalej miały paść ubrane w piękne słowa tłumaczenia, że niestety nie chowa swojego własnego sztandaru pod spódnicą i sugestia, by w takim razie może darować sobie jakiekolwiek symbole, jednak znowu ktoś jej przerwał. Tym razem była to wrzawa na samym końcu pochodu, wysoki krzyk Ważki i gniewne okrzyki mężczyzn. Elfka obróciła się gwałtownie i nawet uniosła się lekko w strzemionie, by zobaczyć co też tam się działo. Widok martwego konia sprawił, że jej oblicze pobladło, a szczeka lekko opadła. Nie, by mdlił ją widok zdechłych zwierząt, ale jakim cudem ubili tego wierzchowca? I czemu?! Rozpętała się kolejna mała wojna domowa z udziałem - oczywiście - Botana. Och, jak Skowronek miała dość tego chłopaka! Już ściągała cugle swojej klaczy, by ją zawrócić i wkroczyć między walczących, lecz zdenerwowanie konia, którego dosiadał Sjans, udzieliło się też jej wierzchowcowi. Elfka ściągnęła wodze na ile mogła, ale i tak by nie zrobić sobie krzywdy zeskoczyła z jego grzbietu. Już z poziomu ziemi ogarnęła sytuację, dostrzegając akurat moment, gdy drwal leciał na spotkanie z ziemią.
- Osz… - jęknęła, zasłaniając usta dłonią. - Fydlon, biegnij sprawdzić, czy nic się mu nie stało!
Po tych słowach elfka podkasała kieckę i ruszyła krokiem pełnym furii na tył orszaku.
- Schowaj ten miecz! - wykrzyczała rozkaz wkraczając w sam środek zamieszania, po czym obróciła się w stronę Botana, unosząc rękę w ostrzegawczy geście. - Nic nikomu nie będziesz ucinał! Uspokój się i siadaj! I tak mam jeszcze z tobą do pogadania za to, co wydarzyło się w obozie, więc rób co mówię! A teraz wytłumaczcie mi, co to za zamieszanie, o co poszło.
Nie było wątpliwości, że to był rozkaz - w roli despotki Skowronek odnajdywała się perfekcyjnie. Jej chłodne spojrzenie przeskakiwało po wszystkich osobach dramatu w oczekiwaniu na zwięzłą odpowiedź. Jeśli się jej nie doczeka, będzie każdego wywoływała osobiście.
- O, z którym rycerzem się pojedynkowaliście? - zapytała, jakby liczyła, że padnie imię jakiegoś jej znajomego.
Skowronek lekko przechyliła głowę, niby nadal zasłuchana w opowieść Brysa, ale w rzeczywistości podsłuchująca rozmowę za sobą. Dargil od początku wzbudzał w niej niepokój jako osoba zbyt inteligentna, wolała więc go pilnować. I nie pomyliła się. Słyszała co prawda strzępki jego słów, ale była z nich w stanie złożyć ogólny sens wypowiedzi: kapral już zwęszył podstęp. Elfka musiała już kombinować nad bajeczką, którą mu wciśnie, by nie zdemaskować się całkowicie. Chętnie po prostu ukręciłaby mu łeb, ale chyba Sjans lubił tego gościa, nie będzie więc zabijać jego kolegi. Było zresztą wysoce prawdopodobne, że zgon Dargila dramatycznie pogorszyłby poziom intelektualny całe społeczeństwa Mglistych Bagien. Może będzie się dało go wciągnąć w ten spisek? Nie, by im pomagał, po prostu by wiedział i z tego względu się nie wtrącał.
- Och… - Skowronek obróciła swój wzrok z zabawiającego ją rozmową Fydlona na kaprala, który właśnie się do niej zwrócił. Jego maniery rozczulały udawaną Arolę, gdyż do tej pory większość osób - z Cryfem na czele - zupełnie nie wiedziała, jak się do niej zwracać.
- Słyszałam o napiętych stosunkach między Ulkami i Styfingami, zawierzyłam jednak osądowi lorda Cryfa… - zaczęła się tłumaczyć, gładko i bez zająknięcia. Dalej miały paść ubrane w piękne słowa tłumaczenia, że niestety nie chowa swojego własnego sztandaru pod spódnicą i sugestia, by w takim razie może darować sobie jakiekolwiek symbole, jednak znowu ktoś jej przerwał. Tym razem była to wrzawa na samym końcu pochodu, wysoki krzyk Ważki i gniewne okrzyki mężczyzn. Elfka obróciła się gwałtownie i nawet uniosła się lekko w strzemionie, by zobaczyć co też tam się działo. Widok martwego konia sprawił, że jej oblicze pobladło, a szczeka lekko opadła. Nie, by mdlił ją widok zdechłych zwierząt, ale jakim cudem ubili tego wierzchowca? I czemu?! Rozpętała się kolejna mała wojna domowa z udziałem - oczywiście - Botana. Och, jak Skowronek miała dość tego chłopaka! Już ściągała cugle swojej klaczy, by ją zawrócić i wkroczyć między walczących, lecz zdenerwowanie konia, którego dosiadał Sjans, udzieliło się też jej wierzchowcowi. Elfka ściągnęła wodze na ile mogła, ale i tak by nie zrobić sobie krzywdy zeskoczyła z jego grzbietu. Już z poziomu ziemi ogarnęła sytuację, dostrzegając akurat moment, gdy drwal leciał na spotkanie z ziemią.
- Osz… - jęknęła, zasłaniając usta dłonią. - Fydlon, biegnij sprawdzić, czy nic się mu nie stało!
Po tych słowach elfka podkasała kieckę i ruszyła krokiem pełnym furii na tył orszaku.
- Schowaj ten miecz! - wykrzyczała rozkaz wkraczając w sam środek zamieszania, po czym obróciła się w stronę Botana, unosząc rękę w ostrzegawczy geście. - Nic nikomu nie będziesz ucinał! Uspokój się i siadaj! I tak mam jeszcze z tobą do pogadania za to, co wydarzyło się w obozie, więc rób co mówię! A teraz wytłumaczcie mi, co to za zamieszanie, o co poszło.
Nie było wątpliwości, że to był rozkaz - w roli despotki Skowronek odnajdywała się perfekcyjnie. Jej chłodne spojrzenie przeskakiwało po wszystkich osobach dramatu w oczekiwaniu na zwięzłą odpowiedź. Jeśli się jej nie doczeka, będzie każdego wywoływała osobiście.
Upadek z konia nie był bolesny. Jeśli w ogóle istniał jakiś element sztuki jeździeckiej, którą Ulka opanował do perfekcji, to właśnie umiejętność bezpiecznego upadania z wierzchowca. W skutek tego ucierpiała jedynie duma Sjansa. Na szczęście dzięki wydarzeniom rozgrywającym się wokół wozu niewiele osób zwróciło na ten fakt uwagę. Wyjątkiem okazał się Dargil, który zatrzymał się by pomóc drwalowi wstać z ziemi.
- Nie powinna robić tego sama. – Zaniepokojony kapral wskazał na Skowronka usiłującą rozdzielić skaczących sobie do gardła mężczyzn. Od większości z nich elfka była mniejsza przynajmniej o głowę, a w ogólnym uniesieniu, krzykach i padających zewsząd oszczerstwach, jej głosowi trudno było się przebić. Dodatkowo działanie rzekomej księżniczki skutecznie niweczył stojący u jej boku Brys, który skutecznie zagłuszał jej przemowę, wrzeszcząc najgłośniej z wszystkich, dopominając się sprawiedliwości i ukarania Botana.
- Ona już tak ma. Będzie próbowała ujarzmić gniazdo szerszeni nie licząc się z konsekwencjami. I wydaje mi się, że nawet nieźle się przy tym bawi. Najlepiej zrobimy pozwalając jej działać – wyjaśnił Sjans, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie rozwieje tym wątpliwości Dargila. Kapral w dalszym ciągu nie był zadowolony. Wstydził się postępowania swoich podwładnych, a patrząc na zachowanie zwierzchnika, gotów był zapaść się pod ziemię. Tymczasem Fydlon brylował wśród całego harmidry, podgrzewając awanturę. Mody kapitan potraktował gniew księżniczki jako oznakę, iż ta w pełni popiera jego roszczenia w związku z koniecznością wymierzenia niedźwiedziowi kary i teraz co chwila domagał się stosownych rozliczeń.
- Tak nie może być! To atak wymierzony bezpośrednio w naszego lorda i władców Ekradonu! Nie puścimy tego płazem! To bydle jest nieobliczalne, niebezpieczne i nie do ujarzmienia! Pojmać go, wychłostać i natychmiast powiesić! – krzyczał Brys wymachując swoim mieczem we wszystkie strony. Ponieważ sam kapitan nie zastosował się do poleceń Skowronka, dwójka jego podwładnych również nie złożyła broni. Jedynie młody medyk wyeliminował się z walki, jako że jego żołądek nie był w stanie znieść widoku rozbebeszonego wierzchowca. Ku zdziwieniu Sjansa tym, który dla odmiany posłuchał elfki był Botan. Niedźwiedź rozsiadł się wygodnie na ziemi i spokojnie czekał na to co będzie dalej. Wystarczająco dal się już poznać swoim przeciwnikom by ci mimo całego zgiełku trzymali się od niego na dystans. Z drugiej strony Ily i Ważka robili wszystko by podgrzać atmosferę. Drwal dostrzegł błysk w oku łucznika i szelmowski uśmiech jego dziewczyny. Nagle zaczął podejrzeć, że hultaje specjalnie prowokują burdy, by znaleźć sposób na pozbycie się towarzystwa.
- Bando prostaków, ledwo chwila grzejecie się przy boku arystokratki i już uważacie się za kogoś ważnego! – wygrażał żołnierz Cryfa.
- Może i jesteśmy dzikusami, ale przynajmniej nie potrzebujemy nikogo kto za nas myśli i decyduje kiedy i gdzie się wysrać – odcinał się Ily.
- Świniopasy! - wtrącił się chudy chorąży.
- Skoro tak ci się marzą orgie z niedźwiedziem to czemu stoisz i śmiejesz się jak koński zad do bata? Nie widzisz, że Botan czeka? – podburzała Gyneid.
Sjans z irytacją drapał się po głowie. Czyżby to miał być ten wspaniały pomysł jego ludzi? Pozabijać się wzajemnie? Mimo wszystko nie chcąc podważać autorytetu Skowronka postanowił czekać aż elfka rozwiąże problem po swojemu lub pozwoli by zajęła się para najstarszych wiekiem.
- Nie wierzę, że to się dzieje – podsumował Dargil. – Jak oddział ma utrzymać dyscyplinę skoro jego dowódca drze się jak stara przekupa?
- Nie powinna robić tego sama. – Zaniepokojony kapral wskazał na Skowronka usiłującą rozdzielić skaczących sobie do gardła mężczyzn. Od większości z nich elfka była mniejsza przynajmniej o głowę, a w ogólnym uniesieniu, krzykach i padających zewsząd oszczerstwach, jej głosowi trudno było się przebić. Dodatkowo działanie rzekomej księżniczki skutecznie niweczył stojący u jej boku Brys, który skutecznie zagłuszał jej przemowę, wrzeszcząc najgłośniej z wszystkich, dopominając się sprawiedliwości i ukarania Botana.
- Ona już tak ma. Będzie próbowała ujarzmić gniazdo szerszeni nie licząc się z konsekwencjami. I wydaje mi się, że nawet nieźle się przy tym bawi. Najlepiej zrobimy pozwalając jej działać – wyjaśnił Sjans, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie rozwieje tym wątpliwości Dargila. Kapral w dalszym ciągu nie był zadowolony. Wstydził się postępowania swoich podwładnych, a patrząc na zachowanie zwierzchnika, gotów był zapaść się pod ziemię. Tymczasem Fydlon brylował wśród całego harmidry, podgrzewając awanturę. Mody kapitan potraktował gniew księżniczki jako oznakę, iż ta w pełni popiera jego roszczenia w związku z koniecznością wymierzenia niedźwiedziowi kary i teraz co chwila domagał się stosownych rozliczeń.
- Tak nie może być! To atak wymierzony bezpośrednio w naszego lorda i władców Ekradonu! Nie puścimy tego płazem! To bydle jest nieobliczalne, niebezpieczne i nie do ujarzmienia! Pojmać go, wychłostać i natychmiast powiesić! – krzyczał Brys wymachując swoim mieczem we wszystkie strony. Ponieważ sam kapitan nie zastosował się do poleceń Skowronka, dwójka jego podwładnych również nie złożyła broni. Jedynie młody medyk wyeliminował się z walki, jako że jego żołądek nie był w stanie znieść widoku rozbebeszonego wierzchowca. Ku zdziwieniu Sjansa tym, który dla odmiany posłuchał elfki był Botan. Niedźwiedź rozsiadł się wygodnie na ziemi i spokojnie czekał na to co będzie dalej. Wystarczająco dal się już poznać swoim przeciwnikom by ci mimo całego zgiełku trzymali się od niego na dystans. Z drugiej strony Ily i Ważka robili wszystko by podgrzać atmosferę. Drwal dostrzegł błysk w oku łucznika i szelmowski uśmiech jego dziewczyny. Nagle zaczął podejrzeć, że hultaje specjalnie prowokują burdy, by znaleźć sposób na pozbycie się towarzystwa.
- Bando prostaków, ledwo chwila grzejecie się przy boku arystokratki i już uważacie się za kogoś ważnego! – wygrażał żołnierz Cryfa.
- Może i jesteśmy dzikusami, ale przynajmniej nie potrzebujemy nikogo kto za nas myśli i decyduje kiedy i gdzie się wysrać – odcinał się Ily.
- Świniopasy! - wtrącił się chudy chorąży.
- Skoro tak ci się marzą orgie z niedźwiedziem to czemu stoisz i śmiejesz się jak koński zad do bata? Nie widzisz, że Botan czeka? – podburzała Gyneid.
Sjans z irytacją drapał się po głowie. Czyżby to miał być ten wspaniały pomysł jego ludzi? Pozabijać się wzajemnie? Mimo wszystko nie chcąc podważać autorytetu Skowronka postanowił czekać aż elfka rozwiąże problem po swojemu lub pozwoli by zajęła się para najstarszych wiekiem.
- Nie wierzę, że to się dzieje – podsumował Dargil. – Jak oddział ma utrzymać dyscyplinę skoro jego dowódca drze się jak stara przekupa?
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek nie wiedziała, że Dargil z daleka obserwuje jej zachowanie z nieskrywanym niepokojem - była zbyt zajęta tym, co działo się wkoło niej. Ludzie, których do jej eskorty przydzielił Cryf jakby się szaleju najedli - jeden darł się przez drugiego i wszyscy biegali wkoło jak pomyleńcy, wymachując przy tym bronią. W tych szalonych okolicznościach elfkę aż rozczulił widok Botana, który jak stał, tak usiadł sobie na ziemi i miał wszystko w nosie - tylko on się słuchał! Na bogów, czy naprawdę księżniczki mają aż tak mało do powiedzenia? Tylko przez to, że była dość kieszonkową kobietą, ci potężni chłopi z bagien zdawali się jej nie zauważać - to bardzo bolało jej przyjacielską dumę. Co gorsza nie mogła sprawy rozwiązać po swojemu, właśnie przez to, że udawała koronowaną głowę. Gdyby tylko mogła odpuścić sobie tę maskaradę, dałaby po mordzie jednemu i drugiemu (Fydlonowi by jeszcze poprawiła) i postawiła ich przed wyborem: uspokoić się albo spieprzać, używając przy tym bardzo dobitnego języka. Cały czas nie dawało jej spokoju, jakim cudem tutejsza ludność każde jej zachowanie interpretuje na swoją korzyść, jak im wygodnie. W końcu wcale nie powiedziała, że zamierza kogokolwiek wieszać, chciała tylko wiedzieć o co poszło. Tylko na razie nie było sposobu, by dowiedzieć się w tego w cywilizowany sposób - ze swoim wzrostem Skowronek niewiele mogła.
Elfka w końcu postąpiła tak, jak czyniła to do tej pory: stanęła w miejscu i po prostu czekała. W jej spojrzeniu widać było ślad niezadowolenia, ale poza tym była całkiem cierpliwa. Nie mogła żadnego z tych żołnierzy szarpać za ubranie - może wcześniej zdarzyło jej się ciągnąć za rękaw Fydlona, ale wtedy nie wkładała w to zbyt wiele siły i nie wymagało to specjalnej techniki, a teraz musiałaby pokazać, że umie złapać delikwenta za kołnierz i go w tej pozycji przytrzymać. Musiała czekać… Chociaż w tym tempie oba wrogie obozy miały się wkrótce pozabijać. Skowronek lekko zmarszczył brwi, spoglądając na Ily’ego i Ważkę, którzy szczodrze dolewali oliwy do ognia. O co mogło im chodzić? Oboje zdawali się być na tyle rozsądni, by nie rozsierdzać niepotrzebnie żołnierzy Cryfa. Możliwości były więc dwie: albo źle ich wcześniej oceniła - co z perspektywy spotkań z innymi mieszkańcami Mglistych Bagien nie było wcale takie nieprawdopodobne - albo ci coś kombinowali. Tylko co? Gdyby wiedziała, mogłaby ich jakoś wspomóc, ale w tej sytuacji nie miała bladego pojęcia jak postąpić. Musiała więc dalej próbować porozstawiać tę bandę narwańców po kątach, chociaż przeczuwała, że to daremny trud.
- Zastanów się co mówisz! - zwróciła się ostro do Fydlona. - Botan nie do ujarzmienia?! Jakoś to nie on wymachuje mieczem jak wariat! Wystarczyło jedno zdanie i jest z nim spokój.
Na dowód swych słów elfka wskazała Blewoga, który siedział nadal nic sobie nie robił z przekrzykującego się tłumu. Po tym krótkim geście udawana księżniczka sapnęła przez nos z irytacją.
- Nie mam czasu na kłótnie i przepychanki - oświadczyła kapitanowi cedząc słowa przez zęby. - Jak tak zależy wam na bójce, to zawróćcie, zdążycie jeszcze dołączyć do waszego lorda. A jeśli niespieszno wam wracać, ogarnijcie to zamieszanie i ruszamy.
Skowronek nawet nie czekała na ewentualną ripostę Fydlona - obróciła się na pięcie i podkasawszy i tak już ubłoconą spódnicę poszła do swojej klaczy. Idąc napotkała spojrzenia Dargila i Sjansa, temu drugiemu spojrzała w oczy i nieznacznie pokręciła głową, jak wtedy, gdy mówi się "mam już tego dość".
- Pomóżcie mu - powiedziała, trudno było przy tym orzec, czy to prośba, czy rozkaz. Elfka liczyła po prostu, że rozsądek drwala pozwoli na ujarzmienie Ily'ego i Ważki, a kapral wpłynie na swego kapitana, wszak ponoć kiedyś był doradcą Cryfa, może jeszcze ma coś do powiedzenia. Ona umywała od tego ręce. Gdy reszta skakała sobie do gardeł udawana księżniczka dotarła do swojego wierzchowca, który jakby nigdy nic szczypał zieleninę przy drodze, po czym bez niczyjej pomocy, zadzierając jednak spódnicę aż nad kolano, dosiadła go po damsku - chociaż do tego przydawało się to, jak wygimnastykowana była.
Elfka w końcu postąpiła tak, jak czyniła to do tej pory: stanęła w miejscu i po prostu czekała. W jej spojrzeniu widać było ślad niezadowolenia, ale poza tym była całkiem cierpliwa. Nie mogła żadnego z tych żołnierzy szarpać za ubranie - może wcześniej zdarzyło jej się ciągnąć za rękaw Fydlona, ale wtedy nie wkładała w to zbyt wiele siły i nie wymagało to specjalnej techniki, a teraz musiałaby pokazać, że umie złapać delikwenta za kołnierz i go w tej pozycji przytrzymać. Musiała czekać… Chociaż w tym tempie oba wrogie obozy miały się wkrótce pozabijać. Skowronek lekko zmarszczył brwi, spoglądając na Ily’ego i Ważkę, którzy szczodrze dolewali oliwy do ognia. O co mogło im chodzić? Oboje zdawali się być na tyle rozsądni, by nie rozsierdzać niepotrzebnie żołnierzy Cryfa. Możliwości były więc dwie: albo źle ich wcześniej oceniła - co z perspektywy spotkań z innymi mieszkańcami Mglistych Bagien nie było wcale takie nieprawdopodobne - albo ci coś kombinowali. Tylko co? Gdyby wiedziała, mogłaby ich jakoś wspomóc, ale w tej sytuacji nie miała bladego pojęcia jak postąpić. Musiała więc dalej próbować porozstawiać tę bandę narwańców po kątach, chociaż przeczuwała, że to daremny trud.
- Zastanów się co mówisz! - zwróciła się ostro do Fydlona. - Botan nie do ujarzmienia?! Jakoś to nie on wymachuje mieczem jak wariat! Wystarczyło jedno zdanie i jest z nim spokój.
Na dowód swych słów elfka wskazała Blewoga, który siedział nadal nic sobie nie robił z przekrzykującego się tłumu. Po tym krótkim geście udawana księżniczka sapnęła przez nos z irytacją.
- Nie mam czasu na kłótnie i przepychanki - oświadczyła kapitanowi cedząc słowa przez zęby. - Jak tak zależy wam na bójce, to zawróćcie, zdążycie jeszcze dołączyć do waszego lorda. A jeśli niespieszno wam wracać, ogarnijcie to zamieszanie i ruszamy.
Skowronek nawet nie czekała na ewentualną ripostę Fydlona - obróciła się na pięcie i podkasawszy i tak już ubłoconą spódnicę poszła do swojej klaczy. Idąc napotkała spojrzenia Dargila i Sjansa, temu drugiemu spojrzała w oczy i nieznacznie pokręciła głową, jak wtedy, gdy mówi się "mam już tego dość".
- Pomóżcie mu - powiedziała, trudno było przy tym orzec, czy to prośba, czy rozkaz. Elfka liczyła po prostu, że rozsądek drwala pozwoli na ujarzmienie Ily'ego i Ważki, a kapral wpłynie na swego kapitana, wszak ponoć kiedyś był doradcą Cryfa, może jeszcze ma coś do powiedzenia. Ona umywała od tego ręce. Gdy reszta skakała sobie do gardeł udawana księżniczka dotarła do swojego wierzchowca, który jakby nigdy nic szczypał zieleninę przy drodze, po czym bez niczyjej pomocy, zadzierając jednak spódnicę aż nad kolano, dosiadła go po damsku - chociaż do tego przydawało się to, jak wygimnastykowana była.
Irytacja Skowronka była niemalże namacalna. O dziwo elfka potrafiła z całej tej sytuacji wyjść z twarzą i zachowaniem godności, tak jakby rzeczywiście należała do rodziny królewskiej. Tego ostatniego drwal nie mógł być pewien, za to doskonale zdawał sobie sprawę, że jego cierpliwość i umiejętności samokontroli dawno już poddały się w konfrontacji z bandą awanturników. W życiu każdego dowódcy przychodzi taki moment, w którym czas rządzić twardą ręką. Na szczęście Sjans miał przy sobie potężnego sojusznika i w odróżnieniu od Skowronka zdecydowany był skorzystać z jego pomocy. Ulka gestem nakazał Dargilowi by ten eskortował księżniczkę, a jemu pozostawił brudną robotę. Następnie podszedł do młodego niedźwiedzia i przekrzykując pozostałych zakomunikował:
- Botan! Od tej chwili mianuję cię moim zastępcą, osobistym gwardzistą księżniczki oraz dowódcą naszego oddziału. Jeśli którakolwiek z tych przekup odezwie się raz jeszcze nie zapytana o zadanie, rozwal jej łeb – nakazał Ulka.
Blewog promieniał z dumy. Sama nominacja sprawiła, że przybyło mu wzrostu. Niedźwiedź wstał i spojrzał groźnie na swoich podwładnych, jasno dając do zrozumienia, że traktuje ów rozkaz zupełnie poważnie. Ily i Ważka natychmiast zamilkli, zbierając się do dalszej podróży tak jakby całe zajście nie miało miejsca. Niestety w tak licznej grupie zawsze znajdzie się idiota, który nie dostrzeże zagrożenia nawet brodząc w nim po kostki.
- Cooo? Pokrewieństwo z lordem nie daje ci prawa decydować o tym kto… argh… - Chudy zwiadowca nie dokończył swojej myśli. Topór Botana wbił mu się w czaszkę tak głęboko, iż skutecznie wyleczył chorążego z wszelakich wątpliwości. Żołnierz osunął się martwy na ziemię.
„Stado baranów” – pomyślał Sjans – „przecież to Botan, jak można było w ogóle pomyśleć że będzie z kimkolwiek dyskutował”.
Tymczasem Fydlon trząsł się jak w febrze nie będąc w stanie wypowiedzieć ani słowa. Ramiona zaczęły mu ciążyć, a broda poruszać się mimowolnie. Błagalnym wzrokiem spoglądał w kierunku księżniczki, usiłując przekonać ją do przerwania tego szaleństwa.
- Zbieramy się. Tak jak wspomniała Arola, straciliśmy tu już dość czasu. Straciliśmy też dwa dobre konie, więc chwilowo kapitanie Blewog będziecie musieli kontynuować podróż na wozie. Przy najbliższej okazji zorganizujemy ci wierzchowca – powiedział Sjans, dając Botanowi kolejny powód by ten zaprezentował światu swój uśmiech. Ulka pomógł wstać medykowi, po czym sam niezgrabnie wdrapał się na wierzchowca, na którym wcześniej jechał chorąży. Tak jak drwal podejrzewał, Brys nie ruszył za grupą, pozostając na miejscu. Kapitan najwyraźniej potrzebował więcej czasu na dojście do siebie i zrozumienie tego co się stało. A może czekał aż odległość między nimi będzie na tyle duża, iż znowu poczuje się bezpieczny.
- To morderstwo! Lord Cryf dowie się o wszystkim! Zapłacicie za swoje… o nie… - Fydlon, a także i Botan, nagle uświadomili sobie, że rozkaz drwala cały czas obowiązuje. Niedźwiedź zeskoczył z wozu i rzucił się w pogoń za Brysem. Przerażony kapitan nawet nie pomyślał o tym by skorzystać ze swojego konia. Uciekając, Fydlon porzucił nawet swoją broń.
- Pomocy! Księżniczko! Błagam cię, zrób coś! – wrzeszczał Fydlon biegając wokół kolumny jeźdźców, cały czas utrzymując dystans kilku metrów przed Botanem. Ily i Gyneid pokładali się z śmiechu.
- Sytuacja opanowana. Prawie – wyjaśnił Sjans. – Wybacz, księżniczko, ale wśród nas są tylko dwie osoby mogące zatrzymać niedźwiedzia w amoku, a ja jestem zbyt kiepskim jeźdźcem by dogonić piechura. Oczywiście moglibyśmy ich tak zostawić, ale szkoda męczyć Botana.
- Botan! Od tej chwili mianuję cię moim zastępcą, osobistym gwardzistą księżniczki oraz dowódcą naszego oddziału. Jeśli którakolwiek z tych przekup odezwie się raz jeszcze nie zapytana o zadanie, rozwal jej łeb – nakazał Ulka.
Blewog promieniał z dumy. Sama nominacja sprawiła, że przybyło mu wzrostu. Niedźwiedź wstał i spojrzał groźnie na swoich podwładnych, jasno dając do zrozumienia, że traktuje ów rozkaz zupełnie poważnie. Ily i Ważka natychmiast zamilkli, zbierając się do dalszej podróży tak jakby całe zajście nie miało miejsca. Niestety w tak licznej grupie zawsze znajdzie się idiota, który nie dostrzeże zagrożenia nawet brodząc w nim po kostki.
- Cooo? Pokrewieństwo z lordem nie daje ci prawa decydować o tym kto… argh… - Chudy zwiadowca nie dokończył swojej myśli. Topór Botana wbił mu się w czaszkę tak głęboko, iż skutecznie wyleczył chorążego z wszelakich wątpliwości. Żołnierz osunął się martwy na ziemię.
„Stado baranów” – pomyślał Sjans – „przecież to Botan, jak można było w ogóle pomyśleć że będzie z kimkolwiek dyskutował”.
Tymczasem Fydlon trząsł się jak w febrze nie będąc w stanie wypowiedzieć ani słowa. Ramiona zaczęły mu ciążyć, a broda poruszać się mimowolnie. Błagalnym wzrokiem spoglądał w kierunku księżniczki, usiłując przekonać ją do przerwania tego szaleństwa.
- Zbieramy się. Tak jak wspomniała Arola, straciliśmy tu już dość czasu. Straciliśmy też dwa dobre konie, więc chwilowo kapitanie Blewog będziecie musieli kontynuować podróż na wozie. Przy najbliższej okazji zorganizujemy ci wierzchowca – powiedział Sjans, dając Botanowi kolejny powód by ten zaprezentował światu swój uśmiech. Ulka pomógł wstać medykowi, po czym sam niezgrabnie wdrapał się na wierzchowca, na którym wcześniej jechał chorąży. Tak jak drwal podejrzewał, Brys nie ruszył za grupą, pozostając na miejscu. Kapitan najwyraźniej potrzebował więcej czasu na dojście do siebie i zrozumienie tego co się stało. A może czekał aż odległość między nimi będzie na tyle duża, iż znowu poczuje się bezpieczny.
- To morderstwo! Lord Cryf dowie się o wszystkim! Zapłacicie za swoje… o nie… - Fydlon, a także i Botan, nagle uświadomili sobie, że rozkaz drwala cały czas obowiązuje. Niedźwiedź zeskoczył z wozu i rzucił się w pogoń za Brysem. Przerażony kapitan nawet nie pomyślał o tym by skorzystać ze swojego konia. Uciekając, Fydlon porzucił nawet swoją broń.
- Pomocy! Księżniczko! Błagam cię, zrób coś! – wrzeszczał Fydlon biegając wokół kolumny jeźdźców, cały czas utrzymując dystans kilku metrów przed Botanem. Ily i Gyneid pokładali się z śmiechu.
- Sytuacja opanowana. Prawie – wyjaśnił Sjans. – Wybacz, księżniczko, ale wśród nas są tylko dwie osoby mogące zatrzymać niedźwiedzia w amoku, a ja jestem zbyt kiepskim jeźdźcem by dogonić piechura. Oczywiście moglibyśmy ich tak zostawić, ale szkoda męczyć Botana.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek umiała rozgraniczyć kto nadepnął jej na odcisku, a kto był jej sprzymierzeńcem, dlatego też Dargil nie oberwał rykoszetem, gdy się do niej zbliżył, chociaż gdyby był to jeden z reszty żołnierzy Cryfa, z pewnością usłyszałby coś niemiłego. Kaprala elfka uraczyła zmęczonym spojrzeniem i po prostu zignorowała. Usiadła wygodnie w siodle i poprawiła sobie spódnicę, po czym skierowała klacz z powrotem na drogę. Z wysokości obserwowała, co też dzieje się z tyłu pochodu i jak Sjans zamierza poradzić sobie z tym cyrkiem szaleńców. Jego plan uznała za co najmniej przewrotny. Może wręcz przerażający. Botan u władzy nie mógł wróżyć niczego dobrego, jego myśli krążyły po jego własnych, równie prostych co nietypowych, torach i ona osobiście nie zdecydowałaby się na nic takiego, ale skoro drwal uznał to za dobre rozwiązanie, niech i tak będzie. Byle nie obróciło się to przeciwko nim. Elfka przelotnie zerknęła na Dargila, by przekonać się, co o takim fortelu myślał sobie kapral, ale nie zdążyła niczego zauważyć, gdy rozegrał się dramat - pyskujacy żołnierz Cryfa szybko i efektownie pożegnał się z życiem. Skowronek zasłoniła usta dłonią - chwilę docierało do niej, co właśnie się wydarzyło. ”Narzędzie terroru pierwszej próby”, przemknęło jej przez myśl, gdy patrzyła na bladego jak ściana Fydlona. No tak, Sjans dał wszak Blewogowi przyzwolenie na rozwalanie łbów komu popadnie, ale nikt pewnie nie spodziewał się, że mówi poważnie. Sama księżniczka nie umiała się przyzwyczaić do tego typu zachowania, chociaż coraz szybciej się otrząsała.
- Tutejsi ludzie naprawdę nie przestają mnie zadziwiać - westchnęła pod nosem do samej siebie, pilnując się, by mówić po elficku, bo to dobrze wyglądało.
Arola obróciła swojego wierzchowca w kierunku, w którym wcześniej zmierzali, udając przy tym, że nie dostrzega wzroku Fydlona. Teoretycznie powinna zareagować, teoretycznie członek jej świty dopuścił się tego dnia kilku morderstw, zbezczeszczenia sztandaru i jeszcze kilku przestępstw, a ona nie wyciągała w stosunku do niego żadnych konsekwencji, a wręcz właśnie został on awansowany na dowódcę. Ona nie miała jednak ani siły, ani ochoty babrać się teraz w to wszystko. Wzrok miała spuszczony i widać było, że jest zmęczona, chociaż okazywała to bardziej, niż w rzeczywistości odczuwała. Gdy wszyscy w końcu ruszyli, ona podniosła wzrok, rozejrzała się po całej świcie i również pogoniła swoją klacz, wydając przy tym charakterystyczne klaśnięcie językiem. Zawołanie Fydlona sprawiło, że się wzdrygnęła. Zaraz obróciła się przez ramię i oparła dłoń o zad swego wierzchowca, by nie zjechać z siodła prosto w błoto.
- O-o - wyrwało jej się w tym samym momencie, gdy Brys i Botan doszli do tych samych wniosków. Chwilę później nastąpił komiczny pościg w błocie i elfce naprawdę trudno było powstrzymać śmiech - w jej oczach widać było wesołość, a usta zaciskała z całych sił, byle tylko nie parsknąć. Ileż by dała, by w tym momencie móc śmiać się razem z Ilym i Ważką. Na ziemię szybko sprowadził ją głos Sjansa. Obróciła na niego wzrok i odetchnęła, by się uspokoić. Skinęła pojednawczo głową.
- Zgadzam się z tobą - powiedziała. Tak sprawnie jak tylko mogła obróciła swoją klacz i pogoniła ją do bardzo lekkiego kłusu, jedną ręką przytrzymując się łęku by nie spaść.
- Botan. Botan! - zawołała olbrzyma, gdy już się z nim zrównała. Przechyliła się lekko w jego stronę, spostrzegając przy tym, że chociaż siedzi w siodle, wcale nie patrzy na niego aż tak z góry. - Botan, zostaw go, wracaj na wóz i nie opóźniajmy już. Kapitan Fydlon jest zmęczony i zestresowany, nie zapanował nad sobą. Tym razem mu odpuść.
Elfka uśmiechnęła się delikatnie do Blewoga, by przekonać go do zmiany decyzji “na piękną twarz”.
- Fydlon! - zwróciła się do kapitana, prostując się w siodle. - Złap swojego wierzchowca, pozbieraj broń i dołącz. Czekam na ciebie na przedzie.
Skowronek poczekała, by upewnić się, że mężczyźni jej wysłuchają, cały czas trzymała lejce w pogotowiu, by w razie czego skierować swoją klacz w bok i zastawić Botanowi drogę do Brysa. Liczyła się z tym, że w takim wypadku pewnie straciłaby wierzchowca, ale było to lepsze niż rzucać się na Niedźwiedzia jak wtedy, gdy szarżował na Chrumoli.
- Tutejsi ludzie naprawdę nie przestają mnie zadziwiać - westchnęła pod nosem do samej siebie, pilnując się, by mówić po elficku, bo to dobrze wyglądało.
Arola obróciła swojego wierzchowca w kierunku, w którym wcześniej zmierzali, udając przy tym, że nie dostrzega wzroku Fydlona. Teoretycznie powinna zareagować, teoretycznie członek jej świty dopuścił się tego dnia kilku morderstw, zbezczeszczenia sztandaru i jeszcze kilku przestępstw, a ona nie wyciągała w stosunku do niego żadnych konsekwencji, a wręcz właśnie został on awansowany na dowódcę. Ona nie miała jednak ani siły, ani ochoty babrać się teraz w to wszystko. Wzrok miała spuszczony i widać było, że jest zmęczona, chociaż okazywała to bardziej, niż w rzeczywistości odczuwała. Gdy wszyscy w końcu ruszyli, ona podniosła wzrok, rozejrzała się po całej świcie i również pogoniła swoją klacz, wydając przy tym charakterystyczne klaśnięcie językiem. Zawołanie Fydlona sprawiło, że się wzdrygnęła. Zaraz obróciła się przez ramię i oparła dłoń o zad swego wierzchowca, by nie zjechać z siodła prosto w błoto.
- O-o - wyrwało jej się w tym samym momencie, gdy Brys i Botan doszli do tych samych wniosków. Chwilę później nastąpił komiczny pościg w błocie i elfce naprawdę trudno było powstrzymać śmiech - w jej oczach widać było wesołość, a usta zaciskała z całych sił, byle tylko nie parsknąć. Ileż by dała, by w tym momencie móc śmiać się razem z Ilym i Ważką. Na ziemię szybko sprowadził ją głos Sjansa. Obróciła na niego wzrok i odetchnęła, by się uspokoić. Skinęła pojednawczo głową.
- Zgadzam się z tobą - powiedziała. Tak sprawnie jak tylko mogła obróciła swoją klacz i pogoniła ją do bardzo lekkiego kłusu, jedną ręką przytrzymując się łęku by nie spaść.
- Botan. Botan! - zawołała olbrzyma, gdy już się z nim zrównała. Przechyliła się lekko w jego stronę, spostrzegając przy tym, że chociaż siedzi w siodle, wcale nie patrzy na niego aż tak z góry. - Botan, zostaw go, wracaj na wóz i nie opóźniajmy już. Kapitan Fydlon jest zmęczony i zestresowany, nie zapanował nad sobą. Tym razem mu odpuść.
Elfka uśmiechnęła się delikatnie do Blewoga, by przekonać go do zmiany decyzji “na piękną twarz”.
- Fydlon! - zwróciła się do kapitana, prostując się w siodle. - Złap swojego wierzchowca, pozbieraj broń i dołącz. Czekam na ciebie na przedzie.
Skowronek poczekała, by upewnić się, że mężczyźni jej wysłuchają, cały czas trzymała lejce w pogotowiu, by w razie czego skierować swoją klacz w bok i zastawić Botanowi drogę do Brysa. Liczyła się z tym, że w takim wypadku pewnie straciłaby wierzchowca, ale było to lepsze niż rzucać się na Niedźwiedzia jak wtedy, gdy szarżował na Chrumoli.
Dalsza podróż przebiegła w atmosferze ciszy i ponurych spojrzeń. Nikt z członków wyprawy nie miał odwagi sprawdzić osobiście czy rozkaz wydany Botanowi nadal pozostaje aktualny, a wzajemna niechęć, pretensje i oskarżenia były niemal namacalne. Brylował w tym Fydlon, który jawnie manifestował swoje niezadowolenie. Właściwie trudno było określić, które z targających nim uczuć jest najsilniejsze. Kapitan oddziału jechał z boku, raz za razem rzucając gniewne spojrzenie w kierunku Skowronka. Wprawdzie Brys był wdzięczny elfce za ocalenie jego skóry, ale z drugiej zaś strony nie ukrywał rozczarowania i pogardy w stosunku do rzekomej księżniczki, oskarżając ją o sposób w jaki Arola traktowała członków swojej świty. Jedna rzecz była pewna. W tym składzie nie dało się dłużej podróżować.
Drwal również był w kiepskim nastroju. Wściekał się na głupotę Fydlona, nadmierną dociekliwość Dargila oraz na siebie samego, za to iż pozwolił, by to Ily zabrał się za rozwiązywanie kwestii pozbycia się niechcianego towarzystwa. Na szczęście przynajmniej w tej ostatniej sprawie Sjansowi udało się coś wymyślić. Co więcej Ulka wpadł na pomysł jak zrobić to bezkrwawo i w sposób, w którym wszyscy będą zadowoleni. W jego planie kluczową role odgrywała elfka. Skowronek powinna zniknąć im z oczu, pozostawiając informacje na przykład o tym, że brzydzi się okrucieństwem ludzi i zdecydowała się samotnie wrócić do domu, a owa wiadomości winna w pierwszej kolejności trafić do Fydlona. Drwal nie miał wątpliwości, że Brys natychmiast skorzystał by z okazji i ruszył w pogoń za uciekinierką, nie informując o tym ani Ulki, ani nikogo z jego podwładnych. W ten sposób Brysowi udałoby się doprowadzić do sytuacji, w której jedyną świtą księżniczki byliby ludzie Cryfa. A w czasie gdy kapitan podążałby fałszywym tropem, Sjans i pozostali mogliby spotkać się z elfką w umówionym zawczasu miejscu.
Pozostawało tylko znaleźć sposób na przekazanie owego planu do tej, która miała go wykonać.
- Słyszycie tego ptaka? – zapytał głośno Sjans. – Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale to chyba „skowronek”. Tyle lat spędzonych w lasach, a nigdy nie udało mi się dojść do tego, czemu służy śpiew tych ptaków. Może mogłabyś księżniczko rozwiać moje wątpliwości? Podejrzewam, że ów jazgot czy jak kto woli śpiew, ma sprawić by towarzysz naszego ptaszka wiedział gdzie znajduje się jago druga połówka i aby oboje mogli odnaleźć się w dowolnej chwili. Ale problem polega na tym, że jeśli otwarcie przekazuje wieści o tym gdzie jestem, to zwracam na siebie również uwagę drapieżników. Czyżby chodziło o barwę głosu i specyficzne echo? Coś co pozwala Skowronkowi precyzyjnie identyfikować przedstawicieli swojego gatunku, a jednocześnie wprowadza w błąd innych potencjalnie zainteresowanych. Bo niby kto z was potrafi powiedzieć gdzie siedzi nasz ptaszek? Nawet jeśli wszyscy doskonale go słyszymy.
Brys prychnął niezainteresowany tematem, a Dargil skomentował to krótko, iż od dawna żyje w mieście i nie zna się na ptakach.
- Wracając do naszej sprawy. Powinniśmy wkrótce znaleźć miejsce na rozbicie obozu. Kapralu pojedźcie do najbliższej osady, zobaczcie czy da się tam wynająć gospodę i wysondujcie jakie są nastroje mieszkańców. Najlepiej weź ze sobą Ily'ego – rozkazał Ulka.
Drwal również był w kiepskim nastroju. Wściekał się na głupotę Fydlona, nadmierną dociekliwość Dargila oraz na siebie samego, za to iż pozwolił, by to Ily zabrał się za rozwiązywanie kwestii pozbycia się niechcianego towarzystwa. Na szczęście przynajmniej w tej ostatniej sprawie Sjansowi udało się coś wymyślić. Co więcej Ulka wpadł na pomysł jak zrobić to bezkrwawo i w sposób, w którym wszyscy będą zadowoleni. W jego planie kluczową role odgrywała elfka. Skowronek powinna zniknąć im z oczu, pozostawiając informacje na przykład o tym, że brzydzi się okrucieństwem ludzi i zdecydowała się samotnie wrócić do domu, a owa wiadomości winna w pierwszej kolejności trafić do Fydlona. Drwal nie miał wątpliwości, że Brys natychmiast skorzystał by z okazji i ruszył w pogoń za uciekinierką, nie informując o tym ani Ulki, ani nikogo z jego podwładnych. W ten sposób Brysowi udałoby się doprowadzić do sytuacji, w której jedyną świtą księżniczki byliby ludzie Cryfa. A w czasie gdy kapitan podążałby fałszywym tropem, Sjans i pozostali mogliby spotkać się z elfką w umówionym zawczasu miejscu.
Pozostawało tylko znaleźć sposób na przekazanie owego planu do tej, która miała go wykonać.
- Słyszycie tego ptaka? – zapytał głośno Sjans. – Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale to chyba „skowronek”. Tyle lat spędzonych w lasach, a nigdy nie udało mi się dojść do tego, czemu służy śpiew tych ptaków. Może mogłabyś księżniczko rozwiać moje wątpliwości? Podejrzewam, że ów jazgot czy jak kto woli śpiew, ma sprawić by towarzysz naszego ptaszka wiedział gdzie znajduje się jago druga połówka i aby oboje mogli odnaleźć się w dowolnej chwili. Ale problem polega na tym, że jeśli otwarcie przekazuje wieści o tym gdzie jestem, to zwracam na siebie również uwagę drapieżników. Czyżby chodziło o barwę głosu i specyficzne echo? Coś co pozwala Skowronkowi precyzyjnie identyfikować przedstawicieli swojego gatunku, a jednocześnie wprowadza w błąd innych potencjalnie zainteresowanych. Bo niby kto z was potrafi powiedzieć gdzie siedzi nasz ptaszek? Nawet jeśli wszyscy doskonale go słyszymy.
Brys prychnął niezainteresowany tematem, a Dargil skomentował to krótko, iż od dawna żyje w mieście i nie zna się na ptakach.
- Wracając do naszej sprawy. Powinniśmy wkrótce znaleźć miejsce na rozbicie obozu. Kapralu pojedźcie do najbliższej osady, zobaczcie czy da się tam wynająć gospodę i wysondujcie jakie są nastroje mieszkańców. Najlepiej weź ze sobą Ily'ego – rozkazał Ulka.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości