Pustynia Nanher[Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Ta umowa nigdy nie miała mocy - odpowiedział jej Varal, stając przed synem i jego wybranką. Twarz miał już zaoraną zmarszczkami i śniadą od życia w palącym słońcu. Mimo to w oczach cały czas świeciły iskry, zdradzające, że ten leonid jeszcze nie wybiera się w ostatnią podróż. Widok ich obojga dodatkowo pokrzepił jego serce, wykrzywiając usta w naturalny uśmiech i rozluźniając napięte przez cały ten spór mięśnie.
- Nikt nie ma prawa narzucać sercu swojej woli. Astana jednak myślała inaczej. Nie wiem co nią kierowało, ale ostatnie wydarzenia pokazały, że czegoś się bała. Może władzy, może moich synów, a może zdemaskowania przez Radę i wczesne wypędzenie. Tak czy siak, wasze małżeństwo, o ile można je tak nazwać jest nieważne. Każde z was może wrócić do swojego życia i żyć tak jak chce i z kim chce.

Kiedy skończył, leonid zabrał starszych synów, Lavara i Nathiliona i udał się z nimi do namiotu Rady Starszych, gdzie jej przedstawiciele, razem z synami wodza spotkali się, by podjąć decyzję w sprawie przyszłości Mau. Taril wiedział, że również powinnien tam być, ale teraz miał w głowie kipiejący wulkan myśli. Wciąż trzymając Nani w ramionach, obejrzał się ma główną ulicę, w której dostrzegł ślady Mahiba i Astany, ich ostatnie znaki obecności pośród leonidów. Nie miał pewności, czy znów się spotkają, ale jeśli do tego dojdzie, syn szamanki będzie gotowy, by podjąć z nim walkę. To, że wynik nie doszłego pojedynku i tak był korzystny dla Tara, uświadomiło mu jak dużo poświęcił, by stać się najlepszym wojownikiem w wiosce. Od wydarzeń sprzed piętnastu lat sporo się zmieniło. Najpierw atak, potem stracone dzieciństwo, by polować, nawet szansa na miłość. I choć to ostatnie zawsze miał na wyciągnięcie ręki, coś powstrzymywało go od sięgnięcia po to. Aż do dzisiaj.

- Pamiętasz, jak powiedziałem, że mógłbym ożenić się z tobą bez ingerencji wodza? - spytał, patrząc głęboko w oczy dziewczyny. Przez krótką chwilę widział w nich strach i obawę. O niego, o Mau, o swoją przyszłość. Sporo przeszła i wiedział, że pewne sprawy mogą ją przerosnąć. Nani była wrażliwsza od niego, a mimo to, to on puścił pierwszą łzę, spływającą mu po policzku i zatrzymując się dopiero na powoli zarastającym podbródku. Zmęczenie w końcu wzięło w nim górę. Teraz Taril nie miał już sił na dogłębne i uparte chowanie emocji i uczuć wobec dziewczyny. Wszystko, co mógł, postanowił odkryć.
- Nie mam zamiaru niczego w tych słowach zmieniać - podjął dopiero po chwili, skazując palcem na dzidę, wciąź tkwiącą w słupie. - Mogę obiecać ci bezpieczeństwo, moją miłość, szacunek, wsparcie, szczęście. Jeśli oczywiście mi na to pozwolisz. W przeciwnym razie mogę obiecać to samo, ale nie będąc przy tobie moje życie traci sens. Moje szczęście uciekało mi przez palce, jak woda i kiedy zrozumiałem, że to ty jesteś moim światem, robiłem wszystko, bym to nie ja był szczęśliwy, a właśnie ty. Twoje szczęście moim. Nie mniej chce zapytać jeszcze raz, czy ty...

Przerwało mu ciche chrząknięcie, po którym Taril zobaczył za swoimi plecami starszą już mieszkankę wioski, wysoką leonidkę o czekoladowych, przyprószonych siwizną włosach i pozbawionej dawnej elastyczności twarzy. Stała tak, uśmiechnięta, trzymając w dloniach drewniane puzdro, owinięte aksamitem, a kiedy Taril uklonił się jej z szacunkiem, podeszła i wręczyła mu je, zerkając na Nani i ciepło się uśmiechając.
- Dotrzymuję słowa - powiedziała cicho, odchodząc kilka kroków i stając obok siwobrodego leonida w towarzystwie Varala i jego synów, którzy opuścili już namiot Rady i w ciszy się im przyglądali.
Czując ich wzrok na sobie, Taril nie mógł powstrzymać uśmiechu, lecz szybko odwrócił się do Nani i otworzyl przed nią pudełeczko, w którym spoczywała bransoletka.
- Czy ty, Nani z Mau zgodzisz się zostać moją żoną?
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani nie tego się spodziewała. Chciała po prostu wiedzieć co dalej. Chciała mieć możliwość wyboru, ale to co się stało przerosło jej oczekiwania. Nie taki był plan. Z jednej strony coś ściskało ją w dołku na myśl o Tarilionie w objęciach innej kobiety. Z drugiej teraz niby miała możliwość odstąpienia od zaręczyn. Jadnak nawet jeśli chciałaby to zrobić to jak? Oto wielki wojownik na oczach swojej rodziny i innych świadków prosił o jej rękę. Czy mogła odmówić? A nawet jeśli to co dalej? Czy zostanie głupią starą panną, która nie przyjęła oświadczyn od wielkiego wojownika. Ze stresu i nerwów aż pociemniało jej przed oczyma. Miała tak po prostu się zgodzić, chociaż nie czuła tego samego co on? A co jeśli nigdy nie odwzajemni jego uczuć? Co jeśli w ten sposób go unieszczęśliwi. A jeśli zakocha się w kimś innym, co wtedy? W głowie jej huczało. Miliony pytań przebiegały jej przez umysł. Żadnej pewności, same pytania bez odpowiedzi. Co miała zrobić? Odrzucić oświadczyny i w ten sam sposób upokorzyć Tariliona, czy też przyjąć je z wielką niepewnością. Patrzyła na lwa szeroko otwartymi oczami. Był przystojnym, postawnym mężczyzną o wielkim, dobrym sercu, czego chcieć więcej. Kochał ją, chciał wybudować jej dom, stworzyć z nią rodzinę, dać jej bezpieczeństwo i zaopiekować się nią, a ona się wahała. Czego jej brakowało? Tylko miłości... Przez te parę dni czy była szczęśliwa? Tak, czuła się przy Tarilionie dobrze i bezpiecznie i już przyzwyczaiła się do myśli, że będzie jego żoną, a on jej mężem. Myślała o nich jak o parze nie inaczej. Poczuła, że od nerwów robi jej się słabo. Już chciała powiedzieć „tak” i wyciągnąć rękę w stronę mężczyzny, ale wtedy naprawdę pociemniało jej w oczach. Czuła, że traci panowanie nad ciałem, że odchyla się do tyłu, a potem nie było już nic. Zupełna pustka i ciemność. Leciała w dół bez świadomości i władzy nad ciałem. Zemdlała.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Wnieś ją - powiedział troskliwie ojciec Nani, odgarniając przed Tarilionem płachtę zasłaniającą łukowate wejście do ich domu. W środku było ciepło i przytulnie, ogień w palenisku wesoło trzaskał, rzucając roztańczone cienie na wszystko dookoła. Przez sześć dni bez dachu nad głową Taril zapomniał jak ich jurty, choć małe z zewnątrz były fukcjonalne i wygodne wewnątrz. Zwłaszcza, że leonidzi nie posiadali mebli. Cały wystrój ich domów składał się z porozrzucanych skór, ceramicznych dzbanów i plecionych koszyków, rzadziej pojawiały się skrzynie i drewniane koryta na sprzęt. Mimo to w domu Nani i jej rodziców niczego nie brakowało i wszystko było na swoim miejscu. Nie tak jak u niego, gdzie razem z braćmi dosłownie walczył o wolną przestrzeń.
- Chyba na dziś wystarczy jej wrażeń - dokończył mężczyzna, kiedy Taril z największą ostrożnością kładł Nani na skórach. Wciąż była nieprzytomna i wymykała mu się z objęć, ale wojownik ani myślał, by ją upuścić. - Niech odpocznie, a gdy się obudzi przyjdę po ciebie i porozmawiacie.
- Jeśli mogę - Taril pochylił głowę, jak do przyjęcia kary i wręczył mu puzdereczko z bransoletką. - To chce przy niej zostać.
- Już wiele dla niej zrobiłeś. Odnalazłeś, przeprowadziłeś przez pustynię i przyniosłeś tutaj. Nic jej już nie zagraża, za co jestem ci wdzięczny, ale jedna myśl nie daje mi spokoju.
- Jaka?
- Możesz mieć każdą. - Ojciec Nani długo myślał nad każdym kolejnym słowem, uważnie obserwując oczy wojownika, w których dostrzegł troskę i obawę. - Dlaczego więc moja córka?
- Bo ilekroć spojrzę w jej oczy nie widzę bezbronnej, szarej myszki, chowającej się przed każdym szmerem, które usłyszy w zaroślach. Widzę w nich siebie, swoją odwagę, siłę, determinację. Pod tym względem jesteśmy z Nani do siebie podobni. Mógłbym nawet zaryzykować twierdzenie, że jestem jej dopełnieniem. Tymi cechami, których jej nie brak, ale są głęboko ukryte. Ciężko mi o tym mówić, ale zawsze kiedy na nią patrzyłem, widziałem równego sobie człowieka, który ma coś więcej do zaoferowania niż głupie "tak, zrobię to". I choć wiem, że pewnie mnie nie słyszy, to mogę przysięgę z placu mogę tu powtórzyć i nic się nie zmieni.
- A jeśli Nani cię nie zechce?
- Cóż - powiedział Taril, cofając się do wyjścia. Wir myśli w jego głowie w końcu ustał i patrząc, jak dziewczyna błogo śpi, wojownik rozluźnił ramiona i spojrzał głęboko w oczy jej ojca. - Wtedy odpuszczę, by mogła znaleźć szczęście, lecz nigdy nie zapomnę.
- Dziękuję - powiedział na zakończenie leonid, kładąc bransoletkę obok dziewczyny. - Za wszystko.

Na zewnątrz czekała na Tariliona jeszcze jedna rozmowa, tym razem z ojcem i braćmi. I ku jego zaskoczeniu pierwszy nic nie powiedział, tylko uściskał syna i odszedł w stronę domu. Dwaj leonidzi jednak nie byli tak wyrozumiali, choć mieli na uwadze zmęczenie brata. Mimo to wcisnęli mu w dłoń dwumetrową tykę i wypchnęli na plac, zmuszając do obrony. Stuk drewna o drewno kompletnie uczynił głuchym na inne dźwięki.
- Nie myśl teraz o niej - powiedział w końcu Nathilion, dźgając go w pierś. - Patrz na nas. Na mnie i Lavara. Nie myśl o niej. Zakończyłeś pościg, więc odpocznij.
- To dajcie mi na to szansę - odparł Taril, blokując ich i odpychając w tył, by nabrać powietrza.
Rozmowa z braćmi zawsze wyglądała tak samo. Tyka w dłoń i na plac, prać swoje ciała do utraty sił i fioletowych krwiaków. Tak rozmawiali wojownicy.
- Co teraz zamierzasz? - zapytał Lavar, przenosząc kierunek ataku, na młodszego z braci, tak, by teraz pojedynek toczył się każdy na każdego. - Zmusisz ją, by za ciebie wyszła?
- Nie.
- Opuścisz Mau, by uciec od problemów?
- Nie.
- Więc? - pierwszy zmęczył się Nathilion, kiedy w pewnym momencie musiał bronić się przed Tarilem, bo Lavar stwierdził, że popatrzy na wszystko z boku. Tar był już bowiem w transie, mięsnie wykonywały swoją rolę, odcinając się od mózgu. Pamięć mięśniowa była najlepszym darem od Natury dla wojownika. Wyuczona sekwencja zawsze znajdowała sposób, by nim kierować.
- Zamierzam. Dać. Jej. Szczęście. - wysapał kolejno Taril, posyłając brata na piach i przyciskając jeden koniec tyki do jego szyji.
Pot lał mu się po plecach strumieniami, ramiona i uda paliły z wysiłku, a głowa znów buczała od natłoku myśli.
Mimo to leonid uśmiechnął się szeroko, popatrzył na braci i zaległ na piasku obok nich. Teraz cała trójka siedziała w ciszy, plecami do siebie, rozmawiając na pierwsze z brzegu tematy i patrząc jak chmury sunął po niebie.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Bardzo dużo wydarzyło się wokół niej przez ostatni tydzień, zbyt dużo. Mimo, tego, że miała szansę się wyspać, jej organizm był wycieńczony. Miał dość problemów, dość decyzji, dość stresu i nerwów. Myślała, że kiedy wrócą do wioski będzie jakoś spokojniej, że zobaczy rodziców, przytuli się do matki, obejmie ojca, przywita siostrę i wreszcie będzie naprawdę bezpieczna. Wyobrażała sobie, że zje kolację z rodziną, a potem schowa się w domu i zaśnie spokojnie. Odpocznie, by następnego dnia stawić czoło problemom. Dalej widziała siebie przy boku Tariliona bo tak musiało być. Tymczasem wróciwszy do wioski zastali jeden wielki bałagan. Wódz nie żył, szamanka i jej syn szaleli, rada była w rozsypce, jeden wielki bajzel. W dodatku Taril chciał walczyć z Mahibem, co wydawało jej się niedorzeczne. Zemdlała z nadmiaru wrażeń, z nadmiaru emocji. Jej ciało poddało się. Nie czuła tego jak Tar ją podnosi, nie czuła, że niesie ją do domu. Nie słyszała także rozmowy Tara z jej ojcem. Była wtedy w zupełnie innym świecie. Odpłynęła i zasnęła wyczerpana wydarzeniami dookoła.

Tymczasem rada miała na głowie wielki problem. Musieli wybrać nowego wodza. A nie była to prosta sprawa. Pierwszą kandydaturę wysunęła najmłodsza z rady Lana. Proponując by nowym wodzem został Varal. Jednak sam zainteresowany zaprotestował. Varal był wojownikiem i tym właśnie się czuł, nie chciał przewodzić całej wiosce, nie chciał być wodzem. Nie można więc go było zmusić by przejął ta funkcję. Wszyscy najważniejsi ludzie w wiosce siedzieli właśnie w kręgu w chacie, w której mieszkał wódz. Jego ciało zdążono już wynieść poza wioskę, do jaskiń, gdzie miało czekać na prawidłowy pogrzeb. Rada ustaliła bowiem, że następnego dnia ciało wodza, jak każdego zmarłego mieszkańca zostanie spalone. Na środku wioski zostanie zbudowany stos z drewna, na którym zostanie złożony wódz i spalony, by jego dusza mogła odejść w zaświaty.

Tak czy inaczej choć była już późna noc, rada obradowała.
- Niech któryś z twoich synów zostanie wodzem – odezwał się Himba do Varala.
- To wojownik powinien zarządzać Mau – dodał.
- Nie – wtrąciła się Lana – chcesz wprowadzić tutaj rządy twardej ręki, rozumiem, ale czy naprawdę musimy oddawać władzę wojownikom. Twój najstarszy syn jest mądry, rozważny, dlaczego nie rozważyć jego kandydatury.
- Jestem pasterzem, wojownikiem, opiekunem, ale nie nadaję się na wodza – wtrącił się Umba.
- Varalu, dlaczego tak bardzo opierasz się przed tym wszystkim – odezwała się Isthara.
- Bo nie do mnie należy ta wioska, bo nie ja powinienem nią rządzić. Jestem wojem i wojem chce pozostać. Proponuję, żeby każdy wysunął swoją kandydaturę, omówimy ją i przegłosujemy, ten, który dostanie większość będzie wodzem.
- Nie powinniśmy oddawać rządów młodym – rzekła Lana, choć sama miała ledwo trzydzieści pięć lat.
- Sama jesteś młoda – wypomniała jej Isthara. Lana spojrzała na nią spode łba.
- I właśnie dlatego uważam, że władzę powinien przejąć ktoś starszy. Głosuję na Varala.
- I ja – wtrącił się Himba.
Rozmowy między radą trwały i trwały. Nie potrafili dojść do porozumienia. Kłócili się, poddawali swoje kandydatury w wątpliwość. W normalnej sytuacji każdy komu zaproponowano by bycie wodzem przyjąłby to z rozkoszą, jednak Rada Starszych w Mau była inna. Składała się z ludzi, którzy nie chcieli władzy i to jednocześnie była ich siła i słabość. Najrozsądniej byłoby gdyby rada wybrała kogoś spośród siebie, w końcu byli to najlepsi i najmądrzejsi ludzie w wiosce. Oczywiście kandydatura kobiety nie była brana pod uwagę, zostawał więc Varal, Himba i Umba. A żaden z nich nie chciał przejąć władzy.

Nani obudziła się przed południem. Słońce stało już wysoko na niebie, kiedy otwarła oczy. Miała obolałe ciało i pękała jej głowa. Pierwsza próba podniesienia się do pozycji siedzącej zakończyła się fiaskiem. Nani oparła głowę o ziemię i jeszcze na chwilę przymknęła powieki. Szum w głowie ustał i spróbowała ponownie się podnieść. Udało się. W jej domu nikogo nie było, była sama. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu znajomej twarzy, ale najwyraźniej wszystkich gdzieś wywiało. I nagle dostrzegła obok siebie pudło, a w nim drewnianą, bogato zdobioną koralikami i rzeźbioną bransoletę. Taril... pomyślała. No właśnie wczoraj jej się oświadczył, a ona zamiast odpowiedzieć zemdlała. Zamrugała kilkakrotnie, po czym wyciągnęła rękę by wyjąć bransoletę z pudełka. Była piękna, drewno było lekkie, wyżłobiono nim liście i kwiaty, a pomiędzy nimi znajdowały się turkusowe, czerwone i czarne koraliki, wciśnięte w drewno. Wiedziała co będzie jeśli odważy się ją włożyć. Przez dłuższą chwilę obracała przedmiot w dłoniach, dotykała go, przyglądała się, podziwiała kunszt wykonania. Westchnęła patrząc na ozdobę, po czym wcisnęła ją na rękę. Klamka zapadła.

Podniosła się powoli z posłania równie powoli wyszła ze swojej chatki. Na zewnątrz panował upał, zresztą w środku także, ale Nani była przyzwyczajona do takiej pogody. W pierwszym momencie ostre słońce raziło ją w oczy, jednak jej wzrok szybko przyzwyczaił się do wszechobecnej jasności. Ruszyła w stronę centrum wioski, gdzie spodziewała się spotkać swojego wybranka.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Ciekawe o czym tak rozmawiają? - zagadnął w końcu Nathilion, który jako jedyny z braci siedział teraz na wprost chaty, w której Rada Starszych debatowała nad przyszłym losem Mau. Po tym, jak synowie wodza powiedzieli, że to oni mają podjąć decyzję, członkowie stowarzyszenia prawie wogóle nie opuszczali namiotu, nie mogąc znaleść kompromisu. Co jakiś czas pojedyncze osoby opuszczały jurtę, by odetchnąć świeżym powietrzem i zebrać myśli, po czym wracali do środka i znów energicznie się kłócili, niemal krzyczeli na siebie. Tym sposobem Varal, ojciec wojowników już trzy razy wylądował na zewnątrz ze wściekłym wyrazem twarzy i wracał uspokojony. Do czasu.
- Jeśli chcą oddać ojcu władzę - zaczął Lavar, kładąc się na piasku i żując długie źbło trawy. - To tracą czas. On nie zostanie wodzem. Nie nadaje się.
- A Himba jest za stary - podjął Nathilion. - Jeszcze cztery, pięć lat i przyjdzie go pogrzebać. A jego syn, Umba jest, jak nasz ojciec, wojownikiem. Oni nie zgodzą się przewodzić Mau za nic w świecie.
- To może niech wybiorą kogoś z ludu - powiedział w końcu Taril, siadając obok brata i wpatrując się w płachtę namiotu, za którą zniknęła właśnie Isthara.

Cała trójka rozprawiała między sobą, siedząc pod słupem na głównym placu, kompletnie ignorując przechodzących obok mieszkańców Mau. Po wczorajszym treningu Taril dziękował za chwilę wytchnienia i zasnął jak zabity, z nadzieją, że z samego rana ruszy pod dom Nani i będzie tam na nią czekał. Wielki był jego zawód gdy przed domem czekał Lavar i Nathilion, w ręku trzymający drewniane tyki. Znów wpajali mu rozsądek, lecz tym razem to on byl górą i gdy skończyli, usiedli na placu, odwróceni do świata plecami i komentując wydarzenia w namiocie Rady.
- A kto według ciebie się nadaje? - zapytał Nathilion, szturchając go w łokieć. - Chyba nie ty.
- Nie. Ale Lavar prędzej.
- Ostatnie czego mi trzeba to władza - mruknął pierworodny, przekręcając się na bok. - Mam żonę i syna, córkę w drodze. Nie chce brać się za coś, nie dokończywszy drugiego.
- A ty? - pytanie padło w stronę drugiego.
- Moja żona niedawno zaszła w ciążę, lecz ja na wodza się nie nadaję - odparł Nathilion. - Sam zostań, skoro takiś mądry.
- Dobre sobie - Lavar wybuchnął śmiechem, klepiąc teatralnie otwartą dłonią w piach, lecz zaraz zamilkł, widząc, że mają gościa. Dlatego zamiast podejmować słowny pojedynek, klepnął Nathiliona w bark i wskazał na przeciwległy koniec placu.

- Jak się czujesz? - zapytał Tarilion, nie odwracając głowy. Choć był rozluźniony, nie mógł tak poprostu wyłączyć ostrożności. Za bardzo weszła mu w krew. Kątem oka dostrzegł też, że jego bracia, choć starsi o kolejno dziesięć i pięć lat, czasem zachowują się jak dziesięcioletnie lwiątka. Uwadze Tarila nie uszło, że odeszli tylko na tyle, by móc bezkarnie podsłuchiwać, lecz w tej sytuacji niezbyt go to obchodziło.
- Wystraszyłaś mnie.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

- To ciebie w ogóle da się wystraszyć – zażartowała. Szczerze wątpiła w to, że Taril się wystraszył. Chyba, że mówił w przenośni. Tak czy inaczej, nie wierzyła mu. Był to raczej frazes niż szczera prawda. Po nocy spędzonej w domu rodzinnym czuła coś bardzo dziwnego. Jakby, tęsknotę? Coś ściskało jej serce i sprawiało, że kiedy zobaczyła Tarilona czuła bardzo dziwną radość. Nie rozumiała tego, bo było czymś nowym, czymś różnym od tego co czuła do tej pory. Może po prostu cieszyła się na jego widok? Czy właśnie tak powinna się czuć osoba zakochana? W myślach znów miała wiele pytań, ale starała się je zepchnąć gdzieś do granic podświadomości.

- Dobrze, myślę, że dobrze – odparła – przepraszam za wczoraj. Strasznie dużo na mnie spadło, byłam zmęczona, wykończona. Wyspałam się, odpoczęłam – nie bardzo wiedziała jak mu mu powiedzieć, że zgodziła się zostać jego żona. Miała tak po prostu powiedzieć: hej, wyjdę za ciebie, zdecydowałam?

- A jak ty się czujesz? Spałeś? - spytała i obeszła go dookoła, by stanąć z nim twarzą w twarz. Liczyła na to, że sam zauważy bransoletę. W końcu to, że ją włożyła oznaczało nic innego jak to, że się zgodziła. W razie czego miała plan zamachać mu nią po prostu przed nosem. No bo co innego mogła zrobić?
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Sam jestem zaskoczony - odpowiedział jej żartem, lecz przez cały czas nie zmienił pozycji. Nie wiedział co nim kierowało. Tak bardzo chciał spojrzeć jej w oczy, poczuć jej zapach, objąć ją, ale myśl, że gdy na nią spojrzy ujrzy odmowę była silniejsza. Taril kochał Nani i gdyby ta poprostu powiedziała "nie" usunąłby się z drogi do jej szczęścia. Ale troszczyłby się o nią dalej, tak jak obiecał. Jej i jej ojcu. Związał się przysięgą, której nie mógł tak poprostu zlekceważyć. I nie żałował, bo postąpił zgodnie ze swoim sercem.
- Za nic nie musisz przepraszać - odparł. - Należał ci się odpoczynek. Od Mau, od rodziców, od zmartwień, ode mnie - powiedział z wysiłkiem na koniec, obserwując jak Nani go obchodzi i staje przed nim. Wojownik zmierzył ją od stóp do głów, tylko na moment zatrzymując wzrok na przepasce biodrowej i szarfie, zakrywającej biust. Obie częście garderoby były zmięte, lekko wygniecione i pokryte kurzem. Tym z pustyni. Widać jednak było, że leonidka nie przejmowała się tym za bardzo.
W jej oczach był spokój, twarz miała rozluźnioną, łagodne rysy podkreślały pokręcone loki, koloru czekolady. Rzeczywiście odpoczęła. Taril czuł bijącą od niej siłę i energię.
- Ja również wypocząłem, lecz... - urwał, zamrugawszy szybko oczami, bo coś poraziło jego oczy. Dopiero po minucie wojownik zorientował się, że założona przez Nani bransoletka silnie odbija światło i rzuca długie refleksy.
I wtedy go uderzyło. Nani miała ją na nadgarstku. Wojownik wstał z ziemi i stanął przed nią, jedną rękę kładąc jej w tali, drugą na ozdobionej dłoni.
- Teraz chyba ja zemdleje - zażartował z uśmiechem, nie wiedząc co powiedzieć.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Zaśmiała się perliście słysząc jego słowa. Co jak co, ale on i omdlenie? Co to to nie. Różnych rzeczy można by się po nim spodziewać, ale na pewno nie tego, że z jakiegokolwiek wrażenia mógłby zemdleć.

- Ty i omdlenie? - śmiała się.
- Nie wierzę, że mógł być z jakiegokolwiek powodu stracić przytomność. A już na pewno nie przeze mnie.

- Tak, zgodziłam się – dodała, choć to i tak było jasne. Wyciągnęła do niego rękę i położyła mu na policzku, kciukiem gładząc delikatnie jego skórę. Czy była pewna? Nie, nie była. Ale już zdecydowała. Nie dzisiaj, wcześniej, kiedy podróżując wyobrażała sobie ich wspólne życie. Nawet jeśli się nie zakocha, to wiedziała, że będzie szczęśliwa. Miała tylko wątpliwości, czy on będzie z nią w pełni szczęśliwy. No bo co ona miała w sobie takiego by ją kochać? Była zwyczajną mieszkanką wioski, bez pozycji i bogactwa. Jeszcze kiedy był tutaj Leo była zauważalna, głównie przez jego wybryki. Ale teraz była zwyczajną dziewczyną bez niczego. Nie miała nawet zbyt wielkiego posagu. Ojciec, a właściwie rodzice mieli kilka kóz, matka robiła pledy na krosnach, ale cóż ona, Nani, mogła wnieść do tego małżeństwa? Nie wiele. To Taril był tą połową, która miała coś w sobie. Nie chodziło tu jedynie o pozycję, ale o osobowość. On był wojownikiem, mężnym, znanym poważanym, a ona? Ona była brana za wariatkę i starą pannę, której nikt już nie zechce. Sądziła nawet, że szamanka namówiła, zmarłego już wodza, by Tarila wydał właśnie za nią by umniejszyć jego pozycję w stadzie. On jednak chyba nie tak to postrzegał. Dla niego to było wyróżnienie, że mógł ją poślubić. Z resztą jej też to schlebiało. W końcu kochał ją wojownik, poważany i szanowany, Jednak nie to było dla niej najważniejsze. Najważniejsze było to jak się wobec niej zachowywał. Był dobry, opiekuńczy, troskliwy, a ponad wszystko cenił ją jako człowieka. Owszem widział w niej kobietę, lecz nie tak jak widzieli ją inni. On widział równego sobie partnera, nie podwładną i to stanowiło najwięcej o jego wartości.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Właśnie sprawiłaś, że zostałem najszczęśliwszym leonidem w wiosce - powiedział Taril z uśmiechem, zamykając oczy i całując ją w dłoń. Chciał jak najlepiej zapamiętać ten moment, by w każdej chwili go wspominać, by przypominał mu ile wojownik przeszedł by to osiągnąć i że niczego nie żałuje. Stojąc tak razem z Nani, Taril miał wielką ochotę rzucić się uliczkami Mau i wykrzyknąć dowód miłości na głos. Zamiast tego, przyciągnął dziewczynę bliżej siebie i spojrzał jej głęboko w oczy, ignorując patrzący na nich już spory tłumek gapiów z Lavarem i Nathilionem na czele.
- Wszystkim się zajmę - dodał. - Zbuduję nam dom nad rzeką, kawałek za Mau. Ogromny, z paleniskiem i łóżkiem. Wokół mały ogródek, może własne stado kóz. Jeśli będzie potrzeba, codziennie będę cię zanosić do wioski na rękach. Zadbam o ciebie...

- No już, już - wtrącił Lavar, najstarszy brat Tarila, podchodząc do nich i zamykając ich w niedźwiedzim uścisku swoich długich rąk. - Witamy serdecznie w rodzinie, Nani. Teraz jesteś jedną z nas i choć Tar łamie obecnie kilkadziesiąt serc, to widzimy, że robi to dla wyjątkowej osoby.
- Dzisiaj wszyscy razem zjemy kolację - do rozmowy dołączył Nathilion, wciskając się między nich wszystkich ze szczerym i szerokim uśmiechem na twarzy. - Trzeba jakoś przypieczętować wasz związek. Nasz ojciec da wam błogosławieństwo, a my pomożemy w budowie chaty. W końcu we trzech pójdzie nam o wiele szybciej. Upolujemy kilka bizonów, dzikich lwów...

- Dajcie im odetchnąć - głos, który rozległ się za ich plecami był gruby i stanowczy, a przy tym ciepły i pełen troski. Varal, choć zdawałoby się, że nic już go nie ruszy, na widok wszystkich trzech synów i nowej synowej uronił łzę. - Będzie jeszcze dużo czasu na rozmowy i wspólne posiłki. Nie chcę ci, synu, odbierać tej chwili, ale sprawy naszej wioski obrały inną drogę niż się spodziewałem. Rada chce bym został wodzem i z ich pomocą i dobrą radą przewodził naszej społeczności, ale któryś z was musi zająć moje miejsce jako dowódca wojowników. Oczywiście żadne imię nie padło w namiocie, ale nie trudno się domyślić kto zostanie poproszony o przywódctwo.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Szczęście Tariliona było bardzo budujące. Udzielało się też Nani, która choć nie była zakochana, czuła podobnie. Owszem miała wątpliwości, ale wszystkie rozwiały się, kiedy zobaczyła radość mężczyzny. To jakoś wszystko jej wynagradzało. Może właśnie na tym polegało miłość? Na tym, że widząc radość drugiej osoby też się ją czuło? To było bardzo przyjemne uczucie. Rozlewało się ciepłem od jej serca po całym ciele. Skoro więc teraz było jej tak dobrze, zastanawiała się jak może być, kiedy naprawdę się kocha. Jak zwykle w głowie miała wiele pytań, ale tym razem nie zawracała sobie głowy odpowiedziami. Z resztą nie miała czasu, bo nagle tuż koło nich znaleźli się bracia Tariliona.

Zamknięta przyjaznym uścisku swojej nowej rodziny uśmiechała się wesoło. To było coś czego nie znała i czego się nie spodziewała. Nie sądziła, że ktokolwiek ucieszy się na wieść o ślubie jej i Tariliona. A tu taka niespodzianka. Nani zaśmiała się gromko i wtuliła w ramiona całej trójki.
- Jesteście tacy kochani - wyrzekła. I taka była prawda, bracia Tara, choć czasem narwani i szaleni byli dobrzy. Byli świetnymi wojownikami, ale też wspaniała rodziną. Troszczyli się o siebie i innych, byli mili, choć na swój specyficzny sposób. Między sobą rywalizowali podczas walk treningowych, ale jednocześnie zawsze potrafili podać sobie pomocną dłoń. Cała rodzina Tariliona taka była, pomagała sobie wzajemnie, troszczyła się o siebie i o wioskę. Nani nie mogła by lepiej trafić. Taril był najspokojniejszy z całej trójki i chyba najbardziej podobny był do ojca. Spokojny, nie szukający zwady, pełen tego specyficznego ciepła i dobra w sercu. Nani zdawało się że Taril jest idealnym odbiciem Varala.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Przez kilka następnych dni spotkanie Tariliona w Mau graniczyło z prawdziwym cudem. Leonid, wraz z braćmi przesiadywał od świtu do nocy w pobliżu brzegu Nefari, gdzie, jak obiecał miał stanąć ich nowy, wspólny dom. Jego i Nani. Pracę wojownicy zaczęli od dostarczenia grubociosanych bali, mających być podporą dla dachu i ścian. Wkopane na półtora metra w ziemię, tworzyły okrąg o promieniu dwunastu metrów. Znacznie więcej, niż posiadały namioty w Mau, czy nawet jurta wodza. I choć jego bracia nie szczędzili żartów i docinek na temat tego przedsięwzięcia, łapali się wszystkiego, by wyrobić się na czas. Szczyty postawionych kolumn połączyli linami, w które później wplątali liście palmowe, mające dawać cień i chłód mieszkańcom oraz gością chaty. Na koniec leonidzi postawili ściany, a raczej ulepili je z trzciny, rzecznego mułu i gliny. Wszystko powstawało pod czujnym okiem beduina, którego Taril specjalnie odnalazł i poprosił o przysługę, a zważywszy na zaciągnięty dług, człowiek nie mógł mu odmówić. Cała czwórka pracowała zatem bez wytchnienia, a gdy słońce chowało się za horyzontem, każdy wracał do siebie.

Dla Tarila były to długo wyczekiwane chwile. Każdego wieczoru zakradał się pod okno śpiącej Nani i budził ją, by choć na chwilę usłyszeć jej głos i spojrzeć w oczy. Nie mówił jej o domu, chciał by miała niespodziankę. Zamiast tego wypytywał o jej samopoczucie i zdrowie. Robił to każdej nocy, nie zważając na bóle mięśni i podkrążone z niewyspania oczy. I zawsze żegnał się tak samo, wręczając kwiatek i całując ją w czoło na dobranoc, ku wyraźnemu zadowoleniu jego świeżo upieczonej żony. A rano pracę zaczynał od bladego świtu, z nowym zastrzykiem energii i siły. Z każdym dniem był coraz bliżej końca i kwestia ukończenia budowy to było mrugnięcie powieką.

W międzyczasie Mau przeszło poważną reformę władzy. Varal, ojciec Tarila, Lavara i Nathiliona został oficjalnie mianowany wodzem i w jego rękach spoczywała teraz odpowiedzialność, ale jednocześnie władza nad całą wioską. Wielu uległoby pokusie, ale nie on. Nie wojownik, dla którego życie jednostki było najważniejsze. Wspierany przez Himbę i jego syna, Umbę, stary leonid odbudował reputację wioski, zapewnił jej pokój z beduinami i wznowił handel z wędrownymi kupcami. Do Mau znów zaczęły przyjeżdżać karawany, których dobra znacznie poprawiły poziom życia na pustyni. Leonidzi byli zadowoleni z nowego wodza i nowego kapitana wojowników, Tariliona, stojącego na straży wioski.

- Przyjąłem ofertę Rady - powiedział do Nani, jeszcze tego samego dnia kiedy go wybrano. Nie widział powodów, by jej nie mówić... a raczej widział w tym obowiązek. Nani była już jego towarzyszką życia, choć z oficjalnym ślubem postanowili zaczekać do dnia ukończenia przez niego budowy. Choć szczęśliwy, Taril był cierpliwy, nie polegał jak inni, tylko instynktem i podobnie jak ona, czuł, że lepiej zamknąć jedne sprawy, nim złapie się za kolejne.
- Skoro ojciec został wodzem, ja będę przewodził wojownikom. Rada postanowiła nie robić w tym celu żadnego turnieju, czy głosowania. Nikt nie kwestionuje moich umiejętności, a wygrałem w tym "wyścigu" z Lavarem tylko ze względu na moje opanowanie. Jednak postawiłem warunki. Wielkie Polowanie, na które muszę się wybrać z lwami, na znak przejęcia władzy odłożyłem po naszym ślubie. Nie chcę żeby to odsunęło mnie od ciebie i dlatego chcę cię przeprosić. Domyślam się, że nie tego w pełni oczekiwałaś, że planowałaś spokojne życie na uboczu, a nie w obawie, że mieszam się w sam środek jakiejś wojny. Ale ja tak nie umiem, znaczy chcę żyć z tobą, ale nie porzucę od razu wszystkiego, co wpajano mi siłą do krwi. Dlatego chce cię przeprosić i prosić o błogosławieństwo. Jak mąż, żonę.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Po powrocie do wioski wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zaręczyny, wybór Varala na wodza i Tara na przewodzącego wojowników. Nani nie miała czasu sobie tego poukładać. Były też dobre strony teko wszystkiego. Dzięki temu, że Varal był wodzem Nani i Tarilion nie musieli brać ślubu od razu. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby wodzem był ten staruch na dzień dobry kazałby im brać ślub. Teraz przynajmniej mieli trochę czasu. Niestety nie spędzali go ze sobą. Tar zajął się sprawami wojowników i budową chaty dla nich. Mimo, że chciał to zachować w tajemnicy Nani doskonale wiedziała, co robi. Nie trudno było się domyśleć. W wiosce panowało poruszenie, a nad rzeką stawał właśnie wielki dom, syna wodza. Znacznie większy niż Nani oczekiwała.
Leonidka siedziała przed swoją chatą i przyglądała się krzątaninie jaka panowała w wiosce. Miała pustkę w głowie. Czuła się dziwnie niepewnie. Wtem w jej kierunku zaczęła iść pewna kobieta. Nieco niższa od Nani, bardzo wąska w biodrach, o gęstych kręconych włosach. Astromea, jej siostra. Podeszła do niej i usiadła obok krzyżując nogi.

- Jak się czujesz? - spytała.
- Tak sobie... - odparła.
- Dlaczego, czy coś się stało? Coś o czym nie wiem? - siostra wydawała się autentycznie przejęta, a to nie zdarzało jej się często.
- Myślisz, że robię dobrze wychodząc za Tarila?
- Nie rozumiem... - zdziwiła się Mea.
- Po prostu nie wiem czy dobrze robię. A co jeśli go unieszczęśliwię? Co jeśli się nie zakocham, co jeśli będę tylko ciężarem? Jeśli nie odwzajemnię jego uczuć, będę go oszukiwać.
- A co właściwie do niego czujesz?
- Chciałabym to wiedzieć. Lubię go. Jest kochany, romantyczny, dobry i chce się mną zająć. Kocha mnie.
- Więc czego ci jeszcze potrzeba?
- Miłości.
- To przyjdzie z czasem.
- A co jeśli nie?
- I tak będziesz szczęśliwa. To dobry człowiek. Nie zmusza cię do niczego, sama go wybrałaś. Żeby być szczęśliwym nie zawsze potrzeba wielkiej miłości, czasami lepsza jest dozgonna przyjaźń. Myślę, że to właśnie może was połączyć. Wszystko będzie dobrze, tylko musisz w to uwierzyć - Mea była tego dnia wyjątkowo wyrozumiała. Normalnie roztargniona i pełna pasji, dziś była spokojna i opanowała. W dodatku potrafiła pocieszyć siostrę.
- Pewnie masz rację - uśmiechnęła się Nani.
- Co włożysz? - spytała.
- Gdzie?
- No na ślub!
- Suknię mamy - Nani zaśmiała się wesoło.
- Którą?
- No tą, która ukrywa od bogowie wiedzą od kiedy.
- Nie mów mi, że o niej wiesz - zaśmiała się Astra.
- No jasne, że wiem, od dawna. Szykuje się do mojego ślubu od lat. Schowała ją w skrzyni, bo ja wiem... jak miałam piętnaście lat? Wiem, że matka pielęgnuje ją jak tylko potrafi.
- Cieszysz się? - spytała siostra.
- Cieszę - odparła pewnie Nani.
Rozmawiały jeszcze przez dłuższą chwilę, lecz kiedy zjawił się Tarilion, Mea dyplomatycznie zniknęła.

- Nie gniewam się - rzekła spokojnie.
- Wiem jaką masz naturę, wiem kim jesteś. Jesteś wojownikiem, tak się wychowałeś i się nie zmienisz. A ja nie chcę żebyś zmieniał coś w sobie, nigdy. Jesteś jaki jesteś i takiego cię przyjmuję. Idź na polowanie, nawet przed ślubem. To twój obowiązek. Oczywiście, że wolałabym, byś był bardziej w wiosce niż poza nią, ale nie masz takiej natury. Ty nie zmuszaj mniej do posiadania pięciorga dzieci, a ja nie będę cię tutaj zatrzymywać.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Dziękuję - powiedział Tarilion, ujmując jej dłonie. - I nie martw się, wrócę jeszcze przed pełnią, a potem dokończę dom. O ile ojciec nie zrobi tego za mnie. Obiecał go przypilnować, ale wiesz jaki on jest. Siedzenie w miejscu to dla niego więzienie. W wiosce co chwila komuś pomagał i nawet jako wódz będzie to robić, by tylko nie zmarnieć zamknięty w namiocie.

Później, jak przy każdym rozstaniu Tar ucałował Nani i ruszył wprost do ogromnej, okrągłej jurty, która służyła wojownikom za zbrojownię i miejsce spotkań. Kiedy tylko odsłonił jej wejście, powitało go dwadzieścia ogorzałych twarzy, każda należąca do zaprawionego w bojach wojownika, którzy poprzysięgli bronić Mau przed wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym. Na ich widok mieszkańcy wioski czuli się bezpiecznie, a przeciwnik, nawet gdy zwyciężał, oddawał im szacunek. Widząc ich wszystkich, Taril nie wiedział co powiedzieć, pierwszy raz miał przewodzić na polowaniu, będącym Chrztem Bojowym dla nowych przywódców, których w normalnych okolicznościach wybiera turniej, a najlepszy zawodnik ma dostąpić zaszczytu prowadzenia wojowników przez okres pięciu lat. Zważywszy jednak uwagę na to, kto nim obecnie został, nic nie zmieni się przez dwadzieścia lat. Taril miał bowiem przewodzić do końca swoich dni lub do dnia, w którym ktoś go wyzwie i pokona. Leonid mógł więc być pewny stanowiska, choć nie cieszył się z tego tak jak powinien.

Wciąż myślami był przy Nani i ich wspólnym życiu. Wojownik wiedział, że ślub i dom to tylko obudowa, że prawdziwe małżeństwo może się odbyć bez tego, ale leonid nie chciał występować przeciw tradycji. Nie mniej nurtowały go pytania, czy Nani będzie z nim szczęśliwa i czy na pewno tego chce. On znał już odpowiedź, ale to nie On się teraz liczył. Chciał, by dziewczyna była szczęśliwa i choć mogło to wyglądać na szyt samolubstwa i arogancji, Taril uważał, że tylko on da jej to szczęście.

Z zamysłu wyrwał go Lavar, wciągając brata głębiej w centrum jurty, gdzie na płaskim kamieniu leżała mapa Mau z otaczajacymi ją terenami i trasami emigracyjnymi pustynnych stworzeń.
- Wielkie Polowanie tuż tuż, braciszku - powiedział pierworodny, poklepując go po ramieniu. - Na co idziemy tym razem? Bizony, lwy, hieny, bazyliszek?
- Bizony - stwierdził stanowczo Taril, karcąc spojrzeniem brata za wyciąganie przed zebranymi bazyliszka. Kiedy byli młodsi, całą trójką przekomarzali się który z nich upoluje więcej tych pierzastych wężów, dopóki na własne oczy, z bezpiecznej odległości, zobaczyli, co potrafią. Byli wtedy nad rzeką, by przynieść matce świeżą wodę, kiedy po drugiej stronie karawana beduinów zaczęła miotać się wściekle wśród opadającego kurzu. Kiedy ten opadł młodzi wojownicy ujrzeli bazyliszka, który jednym kłapnięciem dzioba oddzielił nogi od torsu jednego z jeźdźców. Wtedy poprzysięgli sobie, że usunął to zwierzę z listy swoich celów.
- Jedno ze stad przeszło przez Nefari dwa dni temu - zaczął Taril, rysując palcem na mapie kręgi i wskazując drogi, którymi pójdą - i obecnie siedzą nad jej brzegiem, jakieś piędziesiąt trzy mile od rozwidlenia. Zajdziemy je od pustyni, by zepchnąć je ku rzece. Dziesięciu ludzi ze mną, dziesięciu z Lavarem. Jeśli wszystko się uda, stado zamkniemy w wodzie, a wtedy wy je wystrzelacie z łuków. Celujcie tylko w dorodne samice i samców, lecz nie zabijajcie wszystkich. Po osiem sztuk. Mięsa wystarczy nam na dwa, może trzy lata.
- Dobry plan - skomentował Nathilion. - Lecz weź pod uwagę burzę piaskową.
- Kiedy?
- Za pięć dni. Uderzy z zachodu i jeśli jej nie wyprzedzimy, bizony znów przekroczą rzekę i znikną na równinie. Do pełni pozostał tydzień. Proponuję obejść zwierzęta i zaczekać na równinie, po drugiej stronie Nefari, a kiedy burza nadejdzie, same nawiną nam się pod...
- Za długo - urwał Lavar, spoglądając na wojowników. - Obejście ich to cztery dni, a droga powrotna z szesnastoma bizonami na barkach to kolejne osiem. Razem dwanaście. Nie możemy tyle przeciągać.
- Bo?
- Obiecałem Nani, że wrócę przed pełnią - odpowiedział Taril, zaciskając pięści i opierając je na mapie. - Przed, nie Po.
- To tylko pięć dni.
- O pięć za długo. Po za tym nie wiemy, ile potrwa burza.
- Twój plan zakłada, że w dwa dni dogonimy stado i w cztery wrócimy - powiedział Nathilion, wskazując na mapie miejsce polowania, a potem drogę do Mau. - Dzień przed powrotem złapie nas burza i będziemy ją musieli przeczekać w jej centrum. Ryzykujemy pogrzebanie żywcem.
- A twój zakłada cztery dni marszu, dzień czekania na burzę, niewiadomą czekania na jej koniec i osiem dni powrotu. To razem więcej niż dwanaście dni.
- Musisz oddzielić Nani od bycia wojownikiem. - powiedział w końcu Nathilion, kładąc rękę na ramieniu brata. - Rozumiem, że ją kochasz, ale Polowanie jest teraz ważniejsze. Tu chodzi o całe Mau i o to, jak się sprawdzisz.

W namiocie zapanowała grobowa cisza, a jedynym dźwiękiem były równe oddechy wojowników, przypatrujących się trójce braci.
- Ruszamy jutro o świcie- powiedział w końcu Taril, biorąc od brata nóż i wbijając go w mapę. - Zabrać tylko to, co niezbędne. Za piętnaście dni wracamy z dwudziestoma, żywymi bizonami. Po dziesięć z rodzaju.
- Żywymi?
- Chciałeś, bym myślał przyszłosciowo dla Mau, więc myślę - dokończył leonid z uśmiechem. - Sprowadzimy stado do nas, zamkniemy w zagrodach i oswoimy. Pomyślcie tylko - tu zwrócił się do wszystkich mężczyzn w namiocie. - Nikt jeszcze nie próbował, ale wierzę, że nam się uda. Wyczyn godny najlepszych wojowników.
Wszyscy popatrzyli na Tariliona z niedowierzaniem, a później z uśmiechem pokiwali głowami.
- To szaleństwo - powiedział Lavar, oceniając odległości i ich szanse. - Nathilion leć do ojca i powiedz, że potrzebujemy zagrody dla tych wszystkich zwierząt.
- Popierasz to?
- Z miłości człowiek głupieje - skomentował pierworodny krótko i kiedy Nath wyszedł, we dwoje, z Tariliem, przedstawili wojownikom plan działania.

Kiedy było po wszystkim noc już zapadła nas Mau, ale Tarilowi została jeszcze jedna sprawa. Skradając się, niczym do ofiary, leonid podszedł do okna Nani i wrzucił garść żwiru, by zbudzić ją, a nie całą chatę. Chciał się z nią podzielić swoim wariackim pomysłem.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani spędziła dzień z siostrą i jej kociętami. Przez cały czas rozmyślając. Nie mogła się na niczym skupić, była rozkojarzona, nieobecna. Mea kilka razy zwróciła jej nawet uwagę, że nie pilnuje dzieciaków. Pod wieczór dziewczyna poszła do matki. Chciała z nią porozmawiać, ale nie wiedziała od czego zacząć. Ruszyły razem nad rzekę, niosąc na głowach wielkie gliniane dzbany. Były tak bardzo do siebie podobne. Ich twarze różnił tylko wiek. Po matce dziewczyny było widać już upływ czasu, miała zmarszczki na twarzy i na szyi. Zwłaszcza na szyi, jej skóra tam była mocno pomarszczona i sucha. Wysmagana wiatrem i piaskiem. Jednak oczy miały identyczne, te same złote ślepia patrzyły na świat z błyskiem. I choć mama Nani była prostą, spokojną kobietą, to miała w sobie jakąś domieszkę pragnącej przygód lwicy. Po prostu nie było jej dane pożyć, szybko wyszła za mąż i urodziła dzieci, a potem czas po prostu płynął, a jej życie stało się monotonne i skupiło się na byciu matką i dobrą opiekunką domu.

Znalazły się nad rzeką, ale Nani nic nie powiedziała. Nie wiedziała jak zagadnąć matkę.
- Jesteś milcząc - w końcu to starsza kobieta podjęła temat.
- Zwykle mówisz jak najęta, a dziś milczysz - postawiła dzban na brzegu rzeki, ale tak by się nie wywrócił.
- Coś się stało?
Nani spojrzała na matkę. Miała tyle rozterek, tak wiele działo się w jej głowie i sercu. Rozmawiała już dziś z Meą, ale i tak trapiło ją wiele spraw.
- Taril idzie na polowanie - odezwała się w końcu, również stawiając dzban na brzegu.
- Wszyscy idą - odparła matka ze stoickim spokojem.
- Wiem, wiem...
- Martwisz się, że nie wrócić?
- Tak. A co jeśli coś mu się stanie? Jest wojownikiem, wiem to. Ale nie sądziłam, że zostanie ich przywódcą. Teraz każde polowanie będzie prowadzone przez niego. Będzie znikał z wioski na wiele dni i nigdy nie będzie wiadomo, czy wróci. Nie sądziłam, że to tak się potoczy.
- Każdy w wiosce ma swoje miejsce dziecko, on też ma swoje. Każdy z nas ryzykuje, mieszkamy na pustyni, wśród pyłu i piasku. Nawiedzają na burze, najeźdźcy, dzikie zwierzęta. Wszyscy jesteśmy tutaj zagrożeni. Tarilion jest mądrym lwem, będzie też mądrze przewodził. To, czy jest przywódcą, czy nie, nie ma żadnego znaczenia. Jest wojownikiem, jego rola jest ustalona i wiedziałaś to do początku.
- Nie rozumiesz mnie mamo - skwitowała leonidka.
- Rozumiem. To ty nie rozumiesz, że wiedziałaś na co się godzisz. Przywódca, czy nie, wojownik to wojownik. Wolałabyś tego łapiducha, Leo?
- Mamo! - obruszyła się.
- Co? Obie wiemy jaki był. Nigdy nie pojmowałam waszej przyjaźni. Z reszta czy ktokolwiek pojmował? Leo był jaki był, sama się o tym boleśnie przekonałaś. Dobrze się stało, że odszedł. Tak jest dla wszystkich lepiej, a zwłaszcza dla ciebie. Taril da ci spokój i bezpieczeństwo, Leo umiał tylko mówić i bawić się, wszyscy to wiedzieli.
Nani nie odpowiedziała. Nie chciała już o tym mówić. Matka miała rację, Leo był łapiduchem i koniec końców okazał się też draniem. Po prostu zwiał z wioski, by bogato się ożenić i mieć władzę. Nani nie miała ochoty teraz o tym rozprawiać. Nabrały wody i ruszyły z powrotem do wioski. Nim się spostrzegły słońce znajdowało się już nisko nad horyzontem. Nani zmęczona dzisiejszym dniem po prostu poszła spać.

Nie wiedziała ile spała, nie zdawała sobie sprawy jak późno jest. Wtem coś spadło jej na ramię i posypało się po twarzy. Przez chwilę nie mogła dojść do siebie, w końcu jednak zbudziła się i usiadła na swoim posłaniu. Już wiedziała, że to Taril. Po cichutku wymknęła się ze swojej chatki, nie budząc rodziców i wyszła do niego na zewnątrz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Kiedy Nani wyszła na zewnątrz, Taril siedział pod jej oknem ze skrzyżowanymi nogami i głową opartą o ścianę. Oczy miał zamknięte, lecz napięte mięśnie ramion zdradzały, że nie spał. Czuwał, jak zawsze. Spotkanie z wojownikami trochę się przeciągnęło i choć podjęli decyzję, leonid z jakiegoś powodu, idąc pod jej dom, stracił cały entuzjazm. Plan złapania bizonów wydawał się najbardziej korzystny dla całego Mau, ale Tar obiecał jej, że przed pełnią wszystko wróci do normy. Teraz nie wiedział jak postąpić. Całą drogę do niej zbierał myśli, rozważał nawet wzięcie ją ze sobą, ale szybko to porzucił. Nie chciał, by coś jej się stało.

Teraz siedział, oddychając spokojnie i bijąc się z myślami, a gdy Nani usiadła obok niego, położył jej głowę na ramieniu, jak często robił to matce, kiedy miał problem i chciał z nią porozmawiać.
- Nie sądziłem, że tak to będzie wyglądać - zaczął, nie otwierając oczu i wciągając w nozdrza jej zapach. - Ojciec mówił, że to nie łatwe, że jedna decyzja może zrujnować wszystko. Do dziś nie wiem, jak pogodził przywódctwo z małżeństwem. Boje się, że nie dam rady, że źle zrobiłem, zgadzając się na to.

- Piętnaście dni - przecisnęło mu się przez usta, powoli podnosząc powieki. - Chcemy zgonić bizony do Mau i zamknąć w zagrodach, ale burza wszystko komplikuje. Ojciec w tym czasie postawi zagrody, ale to szmat czasu bez ciebie. Nie myślałem, że polowanie mnie odsunie. Gdybym musiał wybierać, zostałbym wojownikiem, nie przywódcą, ale nie wybierałem, wskoczyłem w mrok i teraz najwyraźniej zostaje w tym sam.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani usiadła obok niego, a gdy ten położył jej głowę na ramieniu, pogładziła go po włosach, a potem po twarzy i zaroście. Był jej miły. Cieszyła się, że go widzi. Miała wrażenie, że coś go trapi, ale nie spytała o to od razu. Czuła, że sam zaraz powie jej w czym tkwi problem.
- Nie zostajesz sam. Nigdy nie jesteś sam. Masz mnie. Bez względu na wszystko, ja jestem. Piętnaście dni to nie wieczność. To tylko dwa tygodnie. Jesteś tym kim jesteś. Takie jest życie, mamy swoje miejsce w stadzie. Jedni są niżej, inni wyżej. Ty odpowiadasz za wojowników. Jesteś wojownikiem i wiedziałam o tym. Ja wiem... to wszystko nie jest łatwe, nigdy nie będzie.

Przesunęła się i usiadła na przeciw niego. Siedzieli teraz oboje ze skrzyżowanymi nogami, zwróceni twarzami do siebie. Nani wyciągnęła do niego ręce i położyła mu obie dłonie na policzkach.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała.
- Piętnaście dni to długo, to prawda, ale to nie wieczność. Weźmiecie jurty i burze przeczekacie w namiotach. Zaatakujecie stado, kiedy będzie do tego najlepsza okazja - Nani znała się na polowaniu, z resztą jak większość lwic z wioski. Z resztą nie tylko wojownicy polowali, nie raz nie dwa, to właśnie lwice wyruszyły by polować na zwierzynę. Owszem nie zasadzały się na bawoły, czy bizony, były to raczej gazele i mniejsze zwierzęta, które łatwiej było upolować. Tak, czy inaczej Nani nie była głupia, wiedziała, jak odbywają się polowania i na czym polega ich taktyka.
- Ja nie ucieknę - rzekła.
- Będę tutaj czekać.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość