Strona 6 z 12
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Czw Lut 25, 2016 9:43 am
autor: Escrim
Escrim, podobnie jak Gavin, nie chciała marnować czasu na dalsze rozmowy. Wstając od stołu, życzyła Siwcowi powodzenia, po czym wraz z Peu udała się w stronę portu. La Tranchte wciąż czuła ból przy każdym pokonanym kroku, a towarzyszący jej Frisson nie stanowił wielkiego wsparcia na wypadek ewentualnych problemów. Kapitan miała nadzieję iż sam mundur Straży Królewskiej zagwarantuje im bezpieczeństwo. W końcu nawet w najgorszych dzielnicach miasta, przestępcy mieli szacunek do Gwardii, starając się unikać niepotrzebnej konfrontacji.
Wizyta na nabrzeżu pokazała iż dwójka strażników nie specjalnie nadaje się do powierzonego im zadania. Escrim widziała statek piracki niemal w każdym zacumowanym okręcie. Wszystkie mijane fluity, piniasy i galeony, wydawały jej się podejrzane, do tego stopnia iż wkrótce uznała iż cała flota korsarzy znalazła się w Arturonie. Co gorsza nigdzie nie widziała ani jednej jednostki pod banderą królestwa. Natomiast Peu okazał się jedynym człowiekiem na świecie który chorował na chorobę morską, jeszcze zanim znalazł się na pełnych wodach.
Informację jakie uzyskali w kwaterze obsługi portu okazały się jeszcze gorsze. Na wieść o kradzieży Łzy Oceanów ogłoszono całkowitą blokadę miasta. Na szczęście oficjalne pismo nie mówił nic o Katrennie.
- Posłuchaj tego, to jest najlepsze – czytał Arcan Landin, sympatycznie wyglądający zarządca przystani który był jednocześnie kuzynem La Tranchte – wszystkie, trzy razy podkreślono słowo „wszystkie”, jednostki Królewskiej Floty mają opuścić port i zablokować linię brzegową Arturonu. Żaden okręt nie ma prawa opuścić miasta do czasu odwołania powyższego rozporządzenia. Statki przybywające do stolicy mają zostać zatrzymane i dokładnie skontrolowane, natomiast straż z portowa ma rozkaz przeprowadzić inspekcję żaglowców cumujących w porcie. Beczkę soli dla posranego urzędasa który wymyślił ten rozkaz. Czy ktoś tam na górze w ogóle wie ile mamy ludzi? Ośmioro. Natomiast każdy kupiecki okręt najmuje po pięćdziesięciu ochroniarzy dla przewożonych przez siebie towarów. Już teraz podnoszą się szmery i protesty.
- Podejrzewam iż zablokowali również drogi lądowe. – Wtrąciła Escrim.
- Zablokowali swoje mózgi. – Kontynuował Arcan - Jesteśmy biurokratami którzy mają to nieszczęście iż naszą takie same niebieskie mundury co wy. Sprawdzamy towary , liczymy je i wystawiamy stosowne pisma zezwalające na handel lub wywóz produktów z miasta. Jedyną bronią jaką posługują się moi ludzie to urzędowe pieczątki. Mam ich z tym wysłać przeciw pałkom, siekierom i wściekłemu tłumowi?
Przed niewielką kwaterą zarządcy rzeczywiście zbierał się coraz większy tłum niezadowolonych kupców. Raz za razem dochodziły stamtąd krzyki oburzonych kapitanów.
- Co to do licha ma znaczyć? Mamy umowę handlową! Żądam wypełnienia jej warunków. W ten sposób Arturon traktuje swoich sojuszników!?
- Kto zapłaci mi za straty spowodowane przymusowym postojem!
- Do kroćset, przewożę owoce. Za kilka dni wszystko zgnije i jedyne co będę mógł to wywalić ten syf na wasze kolorowe nabrzeże.
Atmosfera w porcie robiła się coraz gorętsza. Escrim szybko zrozumiała iż nie uda jej się skontaktować z kapitanem Bluntem i załogą ponurego wdowca, a co gorsza przebywając tu nieświadomie naraziła się na niebezpieczeństwo.
- Oczywiście ta banda zaślepionych chciwością pajaców nie pójdzie wrzeszczeć przed pałac królewski tylko awanturuje się przeciw temu kto ogłosił im nie swój rozkaz. – Ponuro zakończył Landin. – Mam nadzieję iż przybyłaś tu z całym swoim oddziałem by zapobiec niechybnej rzezi.
- Cały mój oddział to ci których teraz widzisz. - Podsumowała Escrim.
- No to popłynęliśmy. Jak nic przeciągną nas pod kilem zanim zdążymy wymówić słowo rum. – Podsumował Arcan - A wiesz, w dalszej części rozkazu jest informacja o tobie. Masz natychmiast wracać do dowództwa i złożyć raport.
- Może powinieneś wyjść do tych ludzi, wyjaśnić im co zaszło i spróbować nieco uspokoić wzburzony tłum.
- Już próbowałem. A w zamian oni chcieli odgryźć mi rękę.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Wto Mar 15, 2016 1:25 pm
autor: Gavin
Odchodząc z powrotem do pokoju gwardii, zastanawiał się, jak poradzi sobie z zadaniem Siwiec i Peu. O jedno mógł być całkowicie spokojny, a było to bezpieczeństwo Escrim. Wiedział, że na trudne zadanie nie może jej pozwolić z racji na jej stan zdrowia. Jednak wiedział, że ona przez swoją brawurę nie będzie chciała pozostać bezczynna. Ucieszył się zatem, że zaproponowała tak idiotyczną akcję, jak przejście się po nadbrzeżu. Był przecież pewien, że piraci nie zacumowaliby w widocznym miejscu. Ale od znalezienia ich kryjówki była Jaqueline. Żałował tylko, że nie mógł pójść z kapitan na ten jakże przyjemny spacerek. Naprawdę, właśnie w tym momencie, poczuł okropne zniechęcenie, jak i zmęczenie. Nie spał od dawna, cały czas był zajęty "ratowaniem świata". Z uśmiechem pomyślał, że płaszcz, który miał na sobie furkocze na wietrze jak peleryna bohatera. Od tego skojarzenia przychodziły mu na myśl nowe, aż zalała go fala marzeń i wspomnień, i przestał na jakiś czas myśleć o zadaniu, nie mogąc się skupić...
Kiedy wreszcie trafił do kwatery, mężczyzn tam nie było. Gavin oprzytomniawszy zrzucił z siebie torbę i płaszcz, biorąc się za "zamówienia" dla Siracka. Jeśli chce wypaść wiarygodnie, nie mógł sobie pozwolić na przyjście z pustymi rękoma.
Walczył również ze swoim zmęczeniem, próbując pobudzić się jakoś naparem z kawy. Jednak pracując przy ziołach, czyli czymś wyuczonym, co robił niemalże automatycznie, znowu jego myśli nasuwały mu różne obrazy. Co jakiś czas przewijał się przez nie Wiktor, Peu, księżniczka, Escrim, Jasmin, syrena, król, Escrim, Sirack... i Escrim. Podświadomie martwił się o nią, nawet bardziej, niż o księżniczkę. Chyba dlatego, że była jego pacjentką. Uratował ją i wolał nie musieć robić tego ponownie.
Od tego wszystkiego jego głowa mimowolnie zaczęła lecieć na stół. Zajmował się proszkowaniem ziół, które dodał do wywaru. Tak, teraz chwila przerwy, musi się podgotować... Można złożyć głowę na ramieniu...
Czarodziej nie był pewny, jak długo trwała jego drzemka, aż obudziło go pukanie w okno. Zerwał się na równe nogi.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Czw Mar 17, 2016 11:26 am
autor: Escrim
Protesty wywołane blokadą portu były dla Escrim wyjątkowo niekorzystną sytuacją, a widmo eskalacji zamieszek jeszcze ten stan pogarszały. Paradoksalnie rozporządzenie, które miało umożliwić schwytanie rzekomego złodzieja, dawało piratom większe pole do działania. Panujący wokół chaos i ogólny bałagan ułatwiały dyskretne usunięcie się z oczu i ucieczkę z miasta. La Tranchte zdecydowała, że musi coś z tym zrobić.
- Ja z nimi porozmawiam – zakomunikowała Arcanowi.
- Jeśli chcesz. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy dobrowolnie pchają się na pierwszą linię. Mam nadzieję, że będzie to długa przemowa i przykuje ich uwagę na tyle, ile ja potrzebuję na ewakuację z tego miejsca. – Uśmiechnął się Landin.
Kapitan wyszła z kwatery strażników z zamiarem przemówienia do poirytowanych handlarzy. Samo jej pojawienie się wywołało wzrost oburzenia, dodatkowe krzyki, protesty i rzucane zewsząd groźby. Escrim zaczęła mówić spokojnie i cicho, mając świadomość, że w tym zgiełku i tak nikt jej nie usłyszy.
- Szanowni państwo, przepraszamy za zaistniałe trudności. Dla nas są one równie niedogodne co dla was, więc staramy się zrobić wszystko, by sprawę jak najszybciej zakończyć. Dlatego też chciałabym prosić was o odrobinę cierpliwości i współpracę – La Tranchte liczyła na to, że dla kupców najważniejsza będzie chęć zysku, a mając nadzieję na zminimalizowanie obecnych strat, zdecydują się jej wysłuchać. Wkrótce wśród zgromadzonych dały się słyszeć krzyki „cisza” i „zamknąć ryje”, co pozwoliło kapitan kontynuować swoje wystąpienie.
- Przypominam iż zgodnie z umowami handlowymi jesteście zobowiązani do przestrzegania prawa obowiązującego na ziemiach i wodach przybrzeżnych Arturonu. Chcemy, by nasza współpraca przynosiła korzyści dla obu stron. Dlatego też informuję, że każdy statek, którego kapitan pozwoli na przeprowadzenie rewizji, dostanie stosowny glejt, który umożliwi mu spokojne opuszczenie terytorium królestwa. Jestem pewna, że uwiniemy się z tym szybko i w ciągu kilku godzin większość z was będzie już daleko w morzu – Zakończyła Escrim.
Pomysł kapitan nie wszystkim przypadł do gustu, ale chociaż przynajmniej połowa zabranych zaakceptowała go bez słowa sprzeciwu od razu deklarując gotowość udostępnienia swoich okrętów. Dzięki temu La Tranchte mogła podzielić zebranych na tych, którzy jej zdaniem mieli coś do ukrycia. Pozostawało tylko pytanie czy ogólna niechęć zebranych wynikała z ich niezbyt uczciwych interesów, czy faktu posiadania na pokładzie pirackiego arsenału.
- To trochę nadinterpretacja wydanego rozkazu – Podsumował Arcan stając u boku kapitan.
- Spokojnie. Żaden z nich nie ma „Łzy”, a trzymanie ich tutaj to najprostsza droga do buntu. – Wyjaśniła Escrim.
- Skąd wiesz że nie mają klejnotu?
- Ponieważ wiem, gdzie on jest.
Swoim zwyczajem Landin zachował spokój, udając ze temat w ogóle go nie interesuje. Być może zresztą rzeczywiście tak było. Nadzorca rzadko kiedy wykazywał ciekawość w sprawach, które jego zdaniem dotyczyły kogoś innego.
- Po co zatem zadawać sobie trud na przeszukiwania? Zachowujemy pozory sumiennych i podporządkowanych władzy? – Dociekał Arcan.
- Nie o to chodzi. Chcę rzeczywiście sprawdzić te statki, ale nie pod kątem tego czy gdzieś tam znajduje się skradziony klejnot, lecz po to, by przekonać się, czy rzekome handlowe jednostki rzeczywiście nimi są.
- A czym niby miałyby być? Olbrzymią balią gdzie, król urządza sobie kąpiel z syrenami? – Zakpił nadzorca – Nie mam nic przeciwko pozbyciu się stad tej hołoty i wyprawieniu ich w rejs, ale radzę się zastanowić czy rzeczywiście chcesz pchać się na pokład tych, którzy najchętniej zabiliby cię samym wzrokiem.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Pią Mar 18, 2016 3:29 pm
autor: Gavin
- Gavinie, to ja – syknęła czarnowłosa dziewczyna, ponownie stukając w okno. Wspięła się po ścianie, siedziała na parapecie okna i zaglądała do środka pomieszczenia.
- Jaqueline… wystraszyłaś mnie trochę – burknął, rozglądając się. Miał szczęście, że nie spał długo, ponieważ wywar gotował się na ogniu. W najlepszym przypadku wyparowałby i nieco przypalił garnek, w najgorszym mógłby wybuchnąć niezły pożar. Zwłaszcza, że czarodziej nie czuł ognia. – Tak szybko przynosisz wieści? – spytał, otwierając okiennice.
Dziewczyna zgrabnie wskoczyła do środka. Zanim zaczęła mówić, uważnie omiotła wzrokiem pomieszczenie i z ciekawością zerknęła na wystawione na stole instrumenty alchemiczne. Powąchała miksturę, która gotowała się na jednym z palników.
- Mmm, przyjemny zapaszek… - mruknęła, siadając przy stole naprzeciw Gavina.
Czarodziej cierpliwie czekał, zanim szpieg się odezwie.
- Eh, nie poflirtujesz ze mną, co? – spytała zawiedzionym głosem, zakładając nogę na nogę i kręcąc wokół palca kosmyk włosów. – Skusiłbyś się…
- Mówiłem, nie. Nie podobasz mi się.
Jaqueline fuknęła.
- Do rzeczy – powiedział sucho Gavin.
Dziewczyna westchnęła.
- Są w zatoce w wiosce portowej niedaleko miasta. Nie wiem, ilu, nie wiem, czy ta wasza ślicznotka też tam jest – powiedziała obojętnie. - Byłabym w stanie was tam zaprowadzić. Dzisiaj wieczorem, może jak popiją, postaram się ustalić, co zamierzają zrobić, żeby odzyskać Łzę.
- Dzięki – powiedział, nie patrząc na nią. Zaczął zajmować się na powrót mieszaniem ziół.
- Oh, ale czy mógłbyś chociaż…
- Nie – uciął. Zrezygnowana dziewczyna wyszła przez okno, zgrabnie zeskakując z parapetu na niższe piętra i, w końcu, na bruk ulicy.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Nie Mar 20, 2016 4:04 pm
autor: Escrim
Zgodnie z przewidywaniami Arcana przeszukiwania kolejnych statków nic nie dawały. Młody nadzorca od razu skreślał kolejne jednostki, obalając podejrzenia La Tranchte na temat rzekomego wykorzystywanie ich do celów pirackich. Najczęściej swoje wywody Landin opierał na nieodpowiedniej konstrukcji statku. Za ciężki, za wolny, zbyt duże zanurzenie, zbyt kruchy kadłub, nie te nadburcie. Arcan zawsze znajdował coś co przekreślało nadzieję Escrim na odnalezienie poszukiwanych przez nią zbiegów, a koronnym argumentem wykorzystywanym przez niego wówczas gdy inne zawiodły było stwierdzenie „znam go od dziesięciu lat, niemożliwe by nagle przestawił się na piractwo”. Przy okazji kuzyn pani kapitan nie omieszkał głośno komentować co myśli o pomyśle La Tranchte.
- Piracka galera, tu w porcie? Paranoja. Jakimże skończonym przygłupem musiałby być ich kapitan by zdecydować się na taki krok? Chyba tylko taki który zamiast rumu pije sepię z ośmiornic.
- Wiem że to trochę naciągana historia – broniła się Escrim – ale jeśli nawet piratów nie ma tu osobiście, to przecież skądś muszę czerpać informacje o tym co dzieje się porcie i całym mieście. Być może któryś z tych handlarzy jest na ich usługach? Udziela im informacji, a także kwateruje tą część załogi która dla potrzeb misji przebywa w mieście. Przecież korsarze nie mogą ot tak wynająć kilku kwater w okolicznych gospodach, nie wspominając już o tym że gdzieś muszą się spotykać celem omówienia bieżących problemów.
- Jasne, te skąpe łachudry gotowi są sprzedać własną matkę, żonę i córkę jeśli tylko ktoś zaoferuje odpowiednia cenę, ale pewne interesy po prostu się nie kalkulują biorąc pod uwagę zbyt duże ryzyko. – Tłumaczył Landin gdy wraz z la Tranchte wchodzili na pokład okrętu zwanego „Słoną Damą”.
Zniecierpliwiona i zniechęcona niepowodzeniami Escrim, wysłała Peu do centrum miasta, po to by ten zorientował się jak radzi sobie Gavin. Kapitan łodzi na której się znaleźli, otyły łysy człowiek z całym szeregiem złotych zębów zdobiących jego uśmiech, zaprowadził przedstawicieli prawa do swojej kajuty.
- Nie zajmiemy ci dużo czasu. Chcemy tylko zajrzeć do dziennika pokładowego, sprawdzić listę przewożonych towarów i rzucić okiem na to co masz w swojej ładowni. – Wyjaśnił Arcan.
- Obawiam się że będziemy musieli zmienić trochę harmonogram dnia. – Szyderczo zaśmiał się kapitan, zatrzaskując drzwi za parą strażników. W kajucie poza ich czwórką znajdowało się kilku uzbrojonych członków załogi. – Nigdzie nie pójdziecie i niczego nie będziecie sprawdzać. Dacie mi od razu glejt pozwalający ominąć blokadę w zatoce, a może zastanowimy się wówczas na temat szansy ujrzenia przez was kolejnego wschodu słońca.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Pon Mar 21, 2016 6:47 pm
autor: Gavin
W tym momencie Gavin skończył już tworzyć trucizny dla Siracka i odpoczywał, leżąc w półśnie na łóżku. Usłyszał, jak Peu niezdarnie wchodził po schodach. Następnie drzwi ze skrzypnięciem się otworzyły. Czarodziej nie miał ochoty wstawać z łóżka.
- Gavinie, jak ci idzie?
- W porządku, skończyłem zamówienie… - mruknął ociężale. – Muszę teraz cierpliwie czekać na jakieś wiadomości od moich ziomków… - powiedział, powoli siadając na łóżku. - A jak wam poszło?
- No cóż, lud nie jest do końca zadowolony z sytuacji na nadbrzeżu. Wszystkie statki są przeszukiwane, a kapitan wszystkiego pilnuje… Niezły tłum się tam zebrał, można się było łatwo zgubić, ej, nie wydaje ci się, że łatwo byłoby tam nakraść? Lepiej nie bierz nic cennego, mogliby tam cię zjeść żywcem…
- ZOSTAWIŁEŚ ESCRIM SAMĄ!? – krzyknął, wstając gwałtownie, niemalże spadł z łóżka. Niezgrabnie pobiegł chwytając płaszcz i torbę, schodząc po schodach tak, że jeden fałszywy ruch, a poleciałby na łeb na szyję na dół.
- Ale… czekaj! – krzyknął za nim młody gwardzista, próbując go dogonić.
- Na nadbrzeżu na pewno nie ma statku pirackiego, ja wiem, gdzie się znajduje! Właśnie dostałem informację… ale to nie znaczy, że tam, gdzie jest teraz kapitan, jest bezpiecznie… przecież oni szukają właśnie jej… piraci szukają Escrim… przecież wiedzą, kim jest, była w młynie… myślą, że ona ma Łzę! – wykrzykiwał, kiedy zbiegał po schodach. Z kilku ostatnich stopni zeskoczył. Peu szybko go dogonił.
- No tak, ale… przecież nic jej się nie stanie…
- Ona ma świeżo założone szwy! Jeden większy wysiłek, i jej życie wisi na włosku… - krzyknął, łapiąc go za ramię i wzlatując.
- Na Prasmoka, postaw mnie na ziemię! – krzyknął szermierz.
- Postawię, jak już będziemy na miejscu – powiedział czarodziej, starając się nie upuścić wierzgającego się Peu.
Na miejscu spostrzegł, jak wielki rozgardiasz panuje na nadbrzeżu. Oczywiście, chodził już o własnych nogach. Mało kto znał jego umiejętności magiczne i wolał się nimi nie chwalić. Ale za to co drugi bardziej podejrzany handlowiec zagadywał go po drodze, kiedy razem z Peu próbował przedrzeć się przez tłum.
- Podratujesz przed tą rewizją, co, Gavinie?
- Weź ustaw się z Jaqueline na tamten proch z przemytu…
Do paru z nich coś szepnął, ale większość z nich zbywał, chcąc jak najszybciej znaleźć Escrim.
- Gdzie była ostatnim razem!? – wrzasnął do Peu, z rozdrażnienia i z faktu, że przy porcie było tak głośno, że żeby się zrozumieć, trzeba było mówić podniesionym głosem.
- T-tam… w tamtym m-miejscu… - wskazał pokład okrętu „Słonej Damy”.
Cholera, nie znam tych ludzi – pomyślał czarodziej.
- Idziemy, tylko nie daj się zauważyć – powiedział do Peu, kierując się w stronę zacumowanego okrętu, w którym znajdowała się Escrim.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Śro Mar 23, 2016 11:13 am
autor: Escrim
Kołysanie pod stopami oraz nasilający się szum morza pozwolił Escrim domyślić się, że statek, na którym ich więziono, wypływał z portu. Sytuacja Landina i kapitan nie wyglądała dobrze. Wprawdzie Arcan podpisał żądany przez handlarza glejt, jednak gest ten niewiele pomógł przedstawicielom prawa. La Tranchte nie mogła wykluczyć, że zbiry zwietrzyli podstęp. Zaraz po tym jak nadzorca portu głośno i wyraźnie poinformował wszystkich, że za mało mu płacą by zgrywał bohatera i przekazał dokumenty poświadczające przeszukanie statku, Escrim i Arcan zostali związani i zaprowadzeni do niewielkiej kajuty pod pokładem.
- Myślisz, że można im ufać? - Spytał Landin.
- Nie. – Krótko odpowiedziała La Trachte. Kapitan podejrzewała, że jako jeńcy mają służyć przestępcom w formie zabezpieczenia, na wypadek gdyby same papiery nie przekonały przedstawicieli królewskiej floty do przepuszczenia ich okrętu przez stworzoną zaporę. W rzeczywistości Arcan nie miał uprawnień do wypisywania takich dokumentów. Wszystkie wcześniejsze zaświadczenia wystawiała Escrim, jako przedstawicielka szlachty i wyżej postawiona w hierarchii straży. Dwójce schwytanych pozostawała nadzieja, że ewentualny patrol królewskiej floty, który natknie się na okręt przestępców, zauważy ów błąd i zdecyduje się podjąć bardziej stanowcze kroki.
Istniała tez niewielka szansa na to, że ktoś w porcie zorientował się w uprowadzeniu przedstawicieli prawa i w poczuciu obowiązku zgłosi to do odpowiednich służb. Jednak w takim przypadku zorganizowanie ekspedycji ratunkowej w najlepszym przypadku zajmie kilka godzin.
- Byłem pewien, że będziesz wrzeszczeć, drapać i rzucisz się na tych łotrów z gołymi rękoma. – Podsumował Arcan.
- Jeszcze nie teraz. – La Tranchte zdecydowała się nie wspominać towarzyszowi niedoli iż jest ranna, a samo mówienie i poruszanie się sprawia jaj ból. – Póki co zmierzamy w dobrym kierunku. Zależało mi na tym by spotkać się z kapitanem Bluntem i załogą Ponurego Wdowca, a skoro w porcie nie miałam na to szans, to pozostaje liczyć na łut szczęścia i na to, że natkniemy się na nich na morzu.– Rozmyślała Escrim. Dodatkowe nadzieje kapitan wiązała z Peu, Gavinem i Dorlandem. Dziękowała losowi, że w porę wysłała młodego gwardzistę do jego kwatery. Przez chwilę zastanawiała się nad tym jak też radzi sobie medyk. Zapewne w całości pochłonięty jest teraz pracą nad duplikatem klejnotu i dłubaniem przy nim tymi swoimi malutkimi narzędziami. La Tranchte pomyślała, że długie wpatrywanie się w tak delikatne przedmioty musi być szkodliwe dla oczu. Może powinna powiedzieć Gavinowi by częściej robił sobie przerwy w pracy? Albo samej owe przerwy wymuszać?
- A co z tą szalupą, którą nasz „gospodarz” obiecał nam, gdy już będzie po wszystkim? – Przerywał jej rozmyślania Landis, snując kolejne rozważania.
-Zapomnij. Nic nam nie dadzą, a raczej będą patrzeć jak na tym zarobić. Musimy radzić sobie sami. Rusz się i pomóż mi pozbyć się tych więzów. Czas spróbować odzyskać element zaskoczenia.- Escrim zdawała sobie sprawę, że nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu ich położenie było złe. - Blunt jest na tyle szalony, że prawdopodobnie w ogóle nie będzie rozmawiał z naszym kapitanem i od razu pośle tą „słoną damę” na dno. Wolałabym wówczas mieć wolne ręce.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Czw Mar 31, 2016 4:39 pm
autor: Gavin
Eeh, nie wierzgaj się tak... - wymruczał Gavin w stronę Peu, który siedział mu na baranach. Czarodziej już wystarczająco denerwował się tym, że musi tracić kolejne pokłady energii na jakieś bzdurne latanie. Jednak nie było innej możliwości, jeśli chcieliby obserwować to, co dzieje się w kajutach. W żadnej z nich czarodziej nie mógł dojrzeć Escrim, przez to wściekał się jeszcze bardziej.
- Przestań tak ruszać tymi nogami! - syknął. - Dlaczego kapitan została uwięziona? Czyżby to właśnie była załoga tych piratów z młyna?...
- Nie, Gavinie, to są chyba jacyś lewi handlowcy... Kapitan zażądała rewizji każdego statku znajdującego się w porcie, więc byli i tacy, którzy kręcili na to nosem, no wiesz...
Po prostu wspaniale - pomyślał czarodziej. Naprawdę nie miał ochoty ani czasu, aby zaznajamiać się z kolejnym ze środowisk przestępczych. Był wpływową osobą, ale korzystając ze swojej pozycji tak często, jak robił to teraz było już nazbyt ryzykowne. Gavin głupim człowiekiem nie był.
- Widzisz cokolwiek? Może tobie jest tam lepiej coś dojrzeć?
- Nie, ale proszę, stańmy już na jakimś stabilnym gruncie! - zajęczał gwardzista. - Poza tym chyba...
.. chyba zamierzają wyruszyć z portu - dopowiedział sobie w myślach Gavin. Trzeba było działać jak najszybciej. Póki co, byli niewidoczni, jednak latanie za statkiem, który oddalał się od zatoki byłoby bardzo rzucające się w oczy. Dodatkowo nie utrzymałby się tak długo w powietrzu.
- chyba mam chorobę powietrzną! - dokończył Peu, jęcząc żałośnie.
Kiedy na statek zaczęli wchodzić jacyś ludzie, szybko wskoczył na pokład razem z szermierzem.
- Au, co ty... - Peu nie zdążył wygłosić swojej skargi, ponieważ Gavin czym prędzej schował go w szmatkach i linach, które leżały na deskach pokładowych.
- Cii. Ani. Słowa. - syknął, wstając szybko i odwracając się w stronę ludzi na statku. Obawiał się, że go pojmą, widząc, że jest kimś obcym. Postanowił walczyć, przy okazji próbując ułatwić dostęp Peu do innych miejsc na statku ułatwiając mu poszukiwanie Ecrim, więc zbierał w sobie energię magiczną...
- Ej, ty, nowy, majtek! - jakiś gruby handlowiec o gburowatej twarzy zwrócił się do alchemika. - Zasuwaj ze szmatą i szczotą! Nie za to pozwalamy ci zostać na "Słonej damie", psie w dupę...! - przeklął, rzucając w jego stronę wiadro pełne wody do szorowania pokładu, już nie pierwszej świeżości. Przy tym zmoczył jego całego, wylewając całą zawartość. Wywołało to śmiech u grubego mężczyzny i dwóch jego przydupasów. Następnie weszli oni z powrotem do niższych szalup.
- No pięknie... - szepnął, patrząc na swoją zmoczoną koszulę. Usłyszał tylko chichot Peu, a sam po raz kolejny poczuł falę zdenerwowania. Jednak momentalnie się opanował i zaczął wydawać rozkazy gwardziście:
- Zamienimy się ubraniami. Kiedy zobaczą mężczyznę w stroju gwardzisty będą myśleli, że zbiegł jeden z tych, których mieli pojmać. Wtedy znajdę się tam, gdzie kapitan. A ty zostaniesz na pokładzie i będziesz szorować statek.
- Ale, ale, ale...!
- Wiem, że chcesz pomóc, i bardzo pomożesz. Przysłuchuj się wszystkiemu, co mówią ludzie na tym statku. Ja dam radę się szybko uwolnić jeśli mnie zwiążą, tak samo później uwolnię resztę. Teraz trzeba tylko czekać na rozwój wypadków. No już, rozbieraj się - powiedział, zrzucając przemoczoną koszulę. - Szybko.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Nie Kwi 03, 2016 12:31 pm
autor: Escrim
Delikatnie przygryzając język, Eskrim siłowała się z zamkiem przy drzwiach celi w której więziono ją i Arcana. Swego czasu Rainie pokazał kapitan jak radzić sobie z prostymi mechanizmami. Wystarczyło tylko skupić się na niewielkiej dźwigni oraz blokującej ją zapadce i voila. W teorii wszystko powinno być proste, lecz przy złośliwych komentarzach patrzącego ci na ręce Landina, nawet najbardziej błahe sprawy przysparzały trudności.
- Na pewno się na tym znasz? – Spytał Arcan po kwadransie nieudanych prób.
- Dawno już bylibyśmy na zewnątrz, gdyby nie pewna osoba, przez którą nie potrafię się skupić. – Odpowiedziała La Tranchte.
- A skąd niby u przedstawiciela prawa umiejętności czysto złodziejskie? – Nie dawał za wygraną nadzorca portu, ignorują przy tym złośliwe komentarze na swój temat. Escrim zaczęła liczyć w myślach, mając na dzieję, że to pomoże jej się skoncentrować. „Raz, dwa, trzy, cztery…” – Była przekonana, że jeśli Arcan za chwilę się nie zamknie, będzie musiała zdzielić go w łeb.
- Jeśli chcesz walczyć z przestępczością musisz wiedzieć, jak ten świat funkcjonuje. – Wycedziła przez zęby. – Może zamiast gapić się na mnie, poszukaj czegoś, co posłuży nam do obrony.
- Ciekawe, co takiego nasz szanowny kapitan ma do ukrycia. Niewiele jest towarów zabronionych w Arturonie, a na część z nich nałożone są gigantyczne cła. Jak myślisz, o co może chodzić? Niewolnicy? Przemyt klejnotów? A może jakieś podejrzane alchemiczne trutki? Albo broń? O to, to by było coś wielkiego. Broń dla buntowników chcących obalić obecnego monarchę. – Ekscytował się Landin tuż nad uchem La Tranchte. – Oczywiście przy moim szczęściu najpewniej będzie chodziło o sprzedaż rozrzedzonego wina.
- Nie obchodzi mnie to. - Escrim zaczęła szarpać wytrychem na wszystkie strony. Im dużej mocowała się z zamkiem tym mniej starczało jej cierpliwości. Żałowała niezmiernie,że nie ma przy niej Gavina. Przy swoich zdolnościach, drobnych dłoniach, o których kapitan nie mogła przestać myśleć, oraz wprawie w posługiwaniu się niewielkimi przedmiotami, medyk poradziłby sobie z upartymi drzwiami w kilka sekund. No i miała by w nim oparcie oraz realną pomoc, a nie tylko paplaninę bez sensu. – Poza tym nie zamierzam zgadywać. Sama go zapytam.
- Jak to zapytasz? Myślałem, że jak tylko stąd wyjdziemy, wyskakujemy przez burtę i w te pędy płyniemy do brzegu? Właśnie chciałem powiedzieć, że za chwilę możemy być zbyt daleko od portu na taki manewr i że mogłabyś się po…
- Nie mam zamiaru puścić wolno kogoś kto łamie prawo. Już samo porwanie przedstawiciela królewskiej gwardii kwalifikuje się na stryczek, a tu dodatkowo mamy nielegalne interesy. – Stanowczo stwierdziła kapitan.
- Ale… ale… to niebezpieczne, poza tym oni i tak wpadną w ręce floty Arturonu.
Nareszcie. Metaliczny trzask i skrzypnięcie drzwi, oznajmiły Escrim iż właśnie odniosła sukces. Pierwszy z wielu po jakie będzie musiała sięgnąć na drodze ku wolności. Na szczęście handlarze byli tak pewni siebie iż nawet nie raczyli wystawić straży przy ich celi.
- Dobra. Teraz ruszamy. Po cichu. Jak chcesz możesz spróbować swojego manewru z ucieczką wpław. Mam tylko nadzieję że pływasz szybciej niż bełt wystrzelony z kuszy i szalupa pełna mściwych zbirów. – Wyjaśniła kapitan.
- Wiesz co? Właśnie postanowiłem, że jednak chciałbym zostać bohaterem. – Przemyślał sprawę Arcan podążając za La Tanchte w głąb korytarza.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Pią Kwi 08, 2016 4:40 pm
autor: Gavin
Gavin w ubraniach Peu nie wyglądał wcale aż tak źle… jednak był nieco wyższy i rękawy stroju gwardzisty były nieznośnie za małe. Ze zniecierpliwieniem zaczął je obciągać, klnąc pod nosem. Nigdy nie był wielkim geniuszem w szpiegowaniu, bał się, że jego przypuszczenia wobec oprawców nie będą słuszne. Wrzucą go w miejsce, w którym nie będzie nawet śladu pani kapitan. Wtedy z wydostaniem się i znalezieniem reszty drużyny będzie się wiązała utrata jego resztek zasobów energii, duży hałas, a także osłabienie. Jeśli on i Escrim, która nadal jest ranna, będą niedysponowani, a Siwiec i Dorland zajmują się wykradzeniem kosztowności ze skarbca, ich największą siłą będzie jedyny w pełni sprawny gwardzista, Peu i Rainie.
Jednak był pewien, że Peu idealnie sprawdzi się w roli majtka-do-pomiatania. Nieco koślawo szło mu szorowanie pokładu – rozlewał wodę z wiadra, ręce mu się trzęsły, wiercił się jak wariat. Gavin spodziewał się, że nie widząc w nim żadnego zagrożenia członkowie załogi będą mówić wszystko, co im tylko ślina na język przyniesie.
Zatem nie ociągając się i nadal przeklinając za krótkie rękawy, ruszył za grubym mężczyzną w dół tam, gdzie znajdowały się kajuty. Nie chciał zostać zdemaskowany tak szybko, a choć bezszelestne chodzenie nie było dla niego łatwym zadaniem, jednak włożył w to na tyle dużo wysiłku, że udało mu się pozostać niezauważonym i przy pierwszej lepszej okazji zniknąć w bocznym korytarzu.
Wtedy usłyszał, jakby trzaskanie drzwiami, coś tam się ruszało… Czarodziej pomyślał, że to jacyś członkowie załogi Słonej Damy, więc przylgnął do przeciwległej ściany, mając nadzieję nie zostać zdemaskowanym tak prędko. Jednak minęła go blondynka, jak na jego gust idąc zdecydowanie za szybko niż powinna, biorąc pod uwagę jej rany. Zaszedł ją od tyłu, obejmując ją mocno i zasłaniając usta dłonią, żeby nie krzyknęła.
- To ja, Gavin, proszę, bądź cicho – szepnął jej do ucha. Dopiero wtedy zauważył, że ktoś z nią jest.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Nie Kwi 10, 2016 2:50 pm
autor: Escrim
Escrim i Arcan powoli posuwali się wzdłuż korytarza, ostrożnie przeszukując kolejne pomieszczenia. Jak dotąd mieli szczęście nie natrafiając na nikogo kto mógłby zdradzić ich ucieczkę. Wszyscy członkowie załogi prawdopodobnie przebywali na pokładzie, zajęci przy pracach związanych z wyprowadzeniem statku na pełne wody. La Tranchte miała zamiar dostać się do kajuty kapitana i aresztować oszusta. Niestety jedyna droga do osobistej kwatery dowódcy prowadziła przez pokład na którym krzątało się kilkunastu mężczyzn. Escrim gorączkowo usiłowała znaleźć rozwiązanie problemu pokonania tego dystansu, a tymczasem Landin starał się zorganizować im jakąś broń. Ku radości namiestnika portu, parze zbiegów udało się trafić do okrętowej kuchni. Miejsce to stanowiło nie tylko okazję do uzbrojenia się w wszelakie noże i inny asortyment bojowy, ale dodatkowo stwarzało wiele możliwości by na jakiś czas odwróci uwagę załogi.
- Potrzebujemy czegoś czym zajmiemy marynarzy na czas potrzebny by przebiec przez pokład. – Głośno rozważała Escrim. – Może udałoby się ściągnąć ich tutaj, wzniecić nieco dymu by wywołać alarm, albo…
- Potrzebujesz dywersji? Więc zamiast snuć bezsensowne plany zdaj się w tej kwestii na kogoś kto się na tym zna. – Odpowiedział Arcan, ciągnąc z sobą pijanego kucharza.
- Na sztychy i pchnięcia, co ty wyprawiasz? – Przeraziła się kapitan straży, przekonana iż jej towarzysz za chwilę obudzi członka załogi.
- Pijacka solidarność nie pozwala mi zostawić tego nieszczęśnika samemu sobie. Biedak musi się trochę przewietrzyć. – Odpowiedział Landin, pospiesznie wkładając na siebie strój kuchty. – No co? Nie patrz tak na mnie. Nigdy nie byłaś w sztok zachlana?
- Niby co to ma do rzeczy? – Oburzyła się Escrim. Zamiast powstrzymać szalony plan Arcana, gwardzistka zajęła się obroną swojego imienia. – Byłam głupia chcąc udowodnić Rainie i reszcie że w niczym im nie ustępuję, a poza tym nigdy nie słyszałam o czymś takim jak pijacka solidarność. - Tłumaczyła dziewczyna przyglądając się przez szparę w drzwiach jak Arcan prowadzi kuchtę pod ramieniem, radośnie machając w stronę mijanego członka załogi.
Nagle do uszu La Tranchte doszedł okrzyk przerażania, chlupot ciała wrzucanego do wody, a następnie gwar wśród załogi, z gorączkowym „człowiek za burtą” na czele. Landin właśnie zapewnił im pożądaną dywersję. Jego plan był głupi, jednak Escrim nie zamierzała marnować czasu na rozważania o etyczności takiego rozwiązania. Zdecydowała się od razu pobiec w kierunku kajuty kapitana. Niestety pokonała ledwie kilka metrów gdy ramie jakiegoś mężczyzny pociągnęło ją do tyłu.
Kapitan zaczęła szarpać się w wszystkie strony i kopać stojącego za nią napastnika gdy niespodziewanie usłyszała znajomy głos. Gawin. Escrim wydawało się niemożliwe by medyk zjawił się tu na „Słonej Damie”. Uspokoiwszy się na chwilę, dziewczyna obejrzała się przez ramię, spoglądając wprost w oczy czarodzieja. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo stęskniła się za widokiem jego twarzy. W jednej chwili była gotowa wyznać Gawinowi wszystko co czuje i jak bardzo brakowało jej silnego ramienia medyka.
Ramienia przez które teraz ujrzała Arcana jak zamachuje się w stronę czarodzieja olbrzymim kawałkiem mrożonej wołowiny. La Tranchte usiłowała ostrzec Gawina, a także wytłumaczyć krewniakowi iż ma do czynienia z sojusznikiem, jednak z dłonią medyka na swoich ustach, kapitan zdołała wydobyć z siebie jedyne „upbstf”.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Pon Kwi 11, 2016 7:34 pm
autor: Gavin
To chyba nie był dobry wybór… - pomyślał, kiedy kątem oka dostrzegł mrożoną wołowinę, która zmierzała na spotkanie trzeciego stopnia z jego głową. Zdołał zrobić unik, a raczej – trzy czwarte uniku, schylając się wraz z Escrim w ramionach. Jednak koło ucha dostało mu się kawałem mięsa, przez co upadł na ramię na ziemię. Jednak trzymał kapitan tak, że nie stała jej się żadna krzywda, upadła na jego ciało.
- Nic ci się nie stało? – powiedział, usuwając z jej ust rękę. Przez chwilę trzymał jej dłonie na głowie, początkowo przy upadku, z obawy, żeby jej nie potłukła – jednak później ociągał się nieco ze wstaniem i wypuszczeniem jej z ramion. W końcu jednak stanął na nogi, pozwalając i jej stanąć swobodnie. Odezwał się wtedy do urzędnika:
- Jestem waszym sojusznikiem. Ty musisz być tym urzędnikiem, który zajmował się robieniem porządków na nadbrzeżu? Czu mógłbyś mi opowiedzieć o tym, jak to wyglądało, zanim się tu znaleźliście?
____
Peu uczynnie szorował pokład. Gavin chyba miał szczęście, nikt tak dobrze jak on nie wcielił się w rolę majtka. Z zawzięciem machał szczotką po pokładzie, jakby był zdenerwowany nową pracą. Bo w zasadzie… był nią zdenerwowany właśnie.
Plątał się pod nogami każdego pirata, który pojawiał się na głównym pokładzie. Próbował dosłyszeć jakąkolwiek ciekawą wymianę zdań, coś istotnego, w końcu też chciał się przydać w drużynie. Było to dla niego o tyle ważne zadanie, o ile czuł, że pomaga w odnalezieniu kapitan. Może i wolałby pójść za czarodziejem, jednak on nie dał mu nawet czasu na to, żeby powiedzieć swoje zdanie w tej kwestii.
Mruknął coś pod nosem na jego temat.
Na pokład okrętu przybyli kupcy, w tym ten gruby, który był tu już wcześniej. Peu ukrył się za linami, nie chcąc rzucać się w oczy. W końcu jeszcze jakiś czas temu „majtek” wyglądał inaczej. Zresztą, gwardzista zastanawiał się, kiedy pojawi się ten „prawdziwy”… Będzie niezły bigos. A mówiąc o jedzeniu… chyba jednak choroba morska chciałaby coś powiedzieć…
- Tak, ta wymiana handlowa się, cholera, nie zrealizuje. Wywęszą przeszmuglowane materiały i po interesie. Mówiłem, bezwzględny odwrót.
- Ale nie posunąłeś się za daleko chwytając tę strażniczkę? Już wystarczająco ją wystraszyłeś…
- Żeby mnie później ścigała cała flota królewska!? Czyś ty oszalał!? Zresztą, słyszałem pogłoski, co tam szumi w mieście. Księżniczkę porwali. Nikt się w tym chaosie nie zorientuje, że pani kapitan zniknęła z przyczyn… mniej naturalnych.
- Księżniczka!? To stąd to całe zamiesza—
Wielki chaos zapanował kiedy okazało się, że ktoś jest za burtą. Peu podbiegł do krawędzi burty, żeby zobaczyć, co się dzieje. To był jakiś gruby mężczyzna, w czapce kucharskiej… tylko skąd on…
- Ej, ty! Kim ty tak w ogóle jesteś!? – wokół ogólnej wrzawy odezwał się głos jednego z kupców, a jego palec wskazywał na Peu.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Śro Kwi 13, 2016 10:27 am
autor: Escrim
W jaki sposób Gavin znalazł się na statku? Czemu nie zajmuje się realizacją ustalanych wcześniej zadań? Skąd wytrzasnął strój królewskiego gwardzisty i dlaczego mając do wyboru cały arsenał niebezpiecznych narzędzi kuchennych, Arcan zdecydował się tłuc ich kawałkiem mięsa? La Tranchte miała w głowie dziesiątki pytań i spraw które powinna wyjaśnić, a jednocześnie brakło jej czasu by zadać chociaż jedno z nich. Kapitan pospiesznie spojrzała w kierunku pokładu. Wciąż mieli szansę, by wykorzystać zamieszanie wywołane przez Landina. Większość załogi zajęta była próbą wyłowienia kuchty, który w tajemniczych okolicznościach wypadł za burtę, a dokładniej rzecz ujmując marynarze zajęci byli przyglądaniu się działaniom tych nielicznych, którzy faktycznie usiłowali udzielić pijaczynie jakiejś pomocy. Dodatkowo panujący chaos pogłębiał spór o jakiegoś podrzędnego majtka.
- Później to sobie wyjaśnicie. Teraz musimy spróbować dostać się do kajuty kapitana. – Na szczęście dla stróżów prawa, niefortunny wypadek kucharza absorbował załogę, a jednocześnie nie był na tyle ważny, by przykuć uwagę dowódcy okrętu. Handlarz nie zainteresował się sprawą, pozostając w swoim gabinecie, czyli miejscu, gdzie Escrim mogła go dopaść bez zbędnych świadków.
Dziewczyna nie czekała na zgodę czy ewentualne protesty towarzyszy. Od razu rzuciła się biegiem przez pokład, trzymając się burty przeciwnej do tej przy której trwała akcja ratunkowa. Marynarze usiłowali zluzować żagle by nie zwiększać odległości miedzy okrętem a topielcem, a jednocześnie spuszczano szalupę mającą wyłowić nieszczęśnika.
Jeden z nich, najwyraźniej dużo bardziej ogarnięty od pozostałych, zagrodził Escrim drogę. La Tranchte nie zamierzała wdawać się w pogawędki. Zdzieliła łysego mężczyznę pięścią w twarz i wyminęła go w pełnym biegu. Podążający za nią Landin poprawił cios kapitan w dalszym ciągu używając porcji wołowiny jako broni. Dalsza drogę pokonali bez przeszkód z impetem wdzierając się do kajuty kapitańskiej, gdzie pogrążony w namyśle kupiec studiował jakieś księgi.
- Koniec żartów handlarzu! – Krzyknęła Escrim. – Jesteś aresztowany za napad na przedstawiciela prawa oraz działalność na szkodę Królestwa! – Gwardzistka nie miała pojęcia jakiego rodzaju przestępstwa miałby dopuścić się kapitan, ale skoro zdecydował się na ucieczkę i aresztowanie jej osoby, to śmiało mogła założyć iż był winny.
Przestraszony mężczyzna zerwał się z krzesła?
- Jak? … Co wy tu robicie? Yyy… - widok Gavina i Arcana ostatecznie sprawił iż kupcowi zabrakło ochoty do walki. – Nie uda wam się! Moi ludzie rozszarpią was na strzępy. Poza tym nie macie prawa mnie sądzić! – Wykrzyknął mężczyzna, chcąc zwrócić na siebie uwagę marynarzy. Landin od razu wziął się za barykadowanie drzwi. Jak większość kapitanów, ich handlarz również nie ufał swojej załodze i podjął wiele starań by na wszelki wypadek móc odgrodzić się od niej solidnymi zamkami. Działanie te obróciły się obecnie przeciw niemu, jako że uniemożliwiły natychmiastowe wtargnięcie kogokolwiek do kajuty.
- Dla porządku, wciąż jesteśmy na wodach przybrzeżnych Arturonu więc nasze działania są jak najbardziej zgodne z prawem. A co pierwszej z twoich wątpliwości, będziemy jeszcze mieli okazję o niej porozmawiać. – Spokojnie wyjaśniła Escrim. – A teraz opowiesz nam grzecznie, co za niecne interesy prowadzisz w porcie? – Dodała kapitan zabierając się za przeszukiwanie gabinetu kupca.
- Niczego wam nie powiem! I nic tu nie znajdziecie. Prędzej czy później moim podwładni dostaną się tu do środka, a wtedy skończycie z kamieniem przywiązanym do stóp! – Groził dowódca okrętu.
- Powątpiewasz w nasze umiejętności prowadzenia przesłuchań? – zdziwiła się Escrim, nie przestając zaglądać do kolejnych szuflad. – Gavinie, czy mógłbyś wyjaśnić temu miłemu panu, jak ważna jest dla nas ta informacja?
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Wto Kwi 19, 2016 7:20 pm
autor: Gavin
Gavin zastanawiał się, jak wobec całego zamieszania na pokładzie radzi sobie Peu. Jednak nawet nie miał zbytnio okazji do zawracania sobie tym głowy, zważywszy na to, że tak szybko kapitan gnała przed siebie. Czarodziej był zły na to, że Escrim biegnie mimo założonych szwów, w dodatku sam czuł się zmęczony. Miał tylko nadzieję, że cała energia magiczna, którą włożył we wcześniejsze czary się w jakimś stopniu zdążyła odnowić. Oddychał głośno przez nos, dotrzymując kroku swoim nowym towarzyszom. Nie wiedział, dokąd biegnie kapitan; miał wiele pytań, tak samo pewnie, jak i ona do niego, jednak nie było czasu na ich zadawanie. Zdążył już poznać ją na tyle, że wiedział, że jest niesamowicie inteligentną i bystrą kobietą. Zaufał jej więc i po prostu za nią podążył.
Escrim w końcu znalazła kajutę kapitana i rzeczywiście – był on tam w środku, mimo poruszenia na pokładzie. Gavin wpatrywał się surowym wzrokiem w niego. Zauważył, że jest to człowiek o surowym spojrzeniu mokrych, jakby rybich oczu, z zapadniętymi policzkami i dodatkowym podbródkiem. Trudno było odgadnąć jego wiek, jednak jego postawa nie wróżyła, że ma dobre zamiary. Surdut dziwnie odznaczał się na jego szyi, a marynarka z trudem dopięta próbowała zamaskować jego pokaźny brzuch. To znaczyło, że kapitan tego statku był bogatym człowiekiem. To chyba prawdopodobne, że dorobił się majątku z niezbyt legalnych źródeł. Zwłaszcza, że był w stanie porwać kapitana gwardii królewskiej. Oh, Gavin był pewien, że za to zapłaci.
Pozwolił Escrim prowadzić cały dialog z tym człowiekiem, jako kapitan potrafiła mówić tak silnym i przekonującym głosem, że jego wkład byłby zbyteczny. Ale w momencie, kiedy poprosiła go o uprzejme wytłumaczenie temu sympatycznemu panu, gdzie jest jego miejsce, na jego twarzy pojawił się uśmieszek wyższości i satysfakcji. Momentalnie w dłoniach rozniecił płomienie, robiąc przy tym naprawdę niezłe wrażenie – ogień był duży, co rusz wybuchał mu nad dłońmi, a iskry wesoło latały po pomieszczeniu.
- Kim są twoi podwładni? – powiedział zaskakująco spokojnym głosem, jednak jego surowy wzrok zdradzał, że nie można było przy nim poczuć się zbyt bezpiecznie. Kapitan statku żachnął się, jednak w jego wzroku widać było dużą obawę. Nie powiedział jednak ani słowa, widocznie siłując się z myślami.
- Mam gdzieś twój okręt, mogę sprawić, że spłonie. Jestem niewrażliwy na ogień. A moich towarzyszy mogę odesłać w bezpieczne miejsce. Decyduj się, zaryzykujesz życiem? – powiedział, równie opanowanym głosem co wcześniej.
- Zastanawiam się, co mogło skłonić cię do użycia tak drastycznych środków, jak porwanie kapitan straży – mówił jak do dobrego znajomego, z nutką rozbawienia i szczerego zaskoczenia w głosie. Przechadzał się przy tym po kajucie, już bez ogników w dłoniach, i oglądał wszystko, co leżało na wierzchu. – Hah, czyżby nie na rękę było ci zarządzenie kapitan odnośnie przeszukania towarów? Nie znajdziemy tu nic, powiadasz? – dodał, chwytając w dłoń pierścień z dziwnym symbolem leżący na biurku. – Ładny.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Czw Kwi 21, 2016 12:04 pm
autor: Escrim
Escrim przysłuchiwała się rozmowie Gavina z dowódcą okrętu, kontynuując jednocześnie swoje poszukiwania. Zaskoczył ją fakt iż medyk, zamiast próby szantażu, od razu przeszedł do zwykłych gróźb. La Tranchte powątpiewała w to że taka metoda okaż się skuteczna. Skoro i tak nad handlarzem wisiała groźba stryczku, to samo przyznanie się do winy niewiele mu pomoże. Z drugiej strony ona na pewno nie była skłonna pójść na jakiekolwiek ustępstwa, czy też proponować kupcowi jakiejś ugody. Mogłaby próbować blefować by zdobyć interesujące ją informacje ale niestety dla siebie, Escrim nie była dobra w tego typu gry. Obawiała się tylko iż zastraszony i zdesperowany mężczyzna, chwyci za ukryty w rękawie nóż i rzuci się na kogoś z nich. Poza tym w chwili obecnej bardziej interesował ją fakt wydostania się z pokładu Słonej Damy niż sam proces i osądzenie winnego.
Plan La Tranchte dostania się do tej kajuty, od początku zakładał coś więcej niż zdobycie zakładnika który przynajmniej chwilowo gwarantował jej i Arcanowi bezpieczeństwo. Z tego co Escrim wiedziała na temat żeglugi, na każdym statku znajduje się cos dzięki czemu załoga może nadać sygnał do innych okrętów znajdujących się w pobliżu. Jakieś flary z kolorowym dymem lub lustra wyposażone w odpowiednie przysłony do generowania różnej długości błysków. Zwykle rozwiązań tych używano do wezwania pomocy, ale przecież równie dobrze można by przy ich pomocy ściągnąć na siebie uwagę Królewskiej Floty.
- No gdzie to jest. – Mówiła do siebie Escrim. Kapitan musiała się pospieszyć zanim załoga zorientuje się co zaszło, a sprawy na pokładzie zaczną się komplikować.
Obawy kapitan szybko się ziściły. Już po kilku minutach ktoś zaczął dobijać się do drzwi, a chwilę później sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej.
- Mamy waszego człowieka żołnierzyki! – Doszedł ich głos z zewnątrz. – Poddajcie się, albo nakarmimy nim rekiny!
„Jakiego znów człowieka?” - Zastanawiała się Escrim, a tymczasem zastraszony przez Gavina handlarz, odzyskał pewność siebie. Wieści że jego ludzie panują nad sytuacją, dodała mężczyźnie wiary i animuszu do działania.
- Zdaje się że za szybko ogłosiliście swoje zwycięstwo. – Zaśmiał się handlarz. – Niczego się ode mnie nie dowiecie, a jeśli tylko zechcę skończycie tak samo jak ten gnojek którego mają moi chłopcy.
- Na tępą klingę, o kim on mówi? – Usiłowała dowiedzieć się Escrim spoglądając pytająco na Gavina. Gwardzistce nareszcie udało się znaleźć race świetlne oraz wyrzutnie. Gabinet kupca miał okna po obu burtach więc z wystrzeleniem sygnału alarmowego nie powinni mieć problemu.
- Arcanie, chyba czas wezwać kawalerię. Uczynisz mi honor odpalając pierwszą salwę? – Zdecydowała La Tranchte. Mimo gróźb z strony kupca i jego załogi, wciąż mieli kilka atutów w swoich rękach.
Re: Dwa oblicza obowiązku.
: Pią Kwi 22, 2016 4:38 pm
autor: Gavin
Kapitan statku burknął, przez co jego drugi podbródek śmiesznie zadrgał, a on sam zrobił się purpurowy na twarzy z oburzenia. Zerkał tymi swoimi rybimi oczami ze zdenerwowaniem po kolei na wszystkich intruzów; aż w końcu utkwił swoje przerażone ślepia na pierścieniu, który trzymał w dłoniach Gavin.
Czarodziej gwizdnął, jakby oglądał jakiś ciekawy okaz rzadkiego ptaka czy minerału. Owszem, ten pierścień jest ciekawy i rzadki... Patrząc po symbolu, to cudeńko było elfim dziełem, w dodatku mogło mieć paręset lat... Ulala, czyżby ci ludzie grabili stare elfie sarkofagi i zatopione miasta?
- Załatwmy tę sprawę inaczej. Dogadajmy się. Nie musimy od razu przechodzić do agresywnych czynów, prawda? Zwłaszcza, że...
Jednak te pertraktacje zostały zakłócone najpierw przez dochodzące zza drzwi dudnienia butów biegnących w ich kierunku ludzi. Osz cholera... Tego nie przewidziałem - syknął w myślach Gavin.
Najpierw usłyszał zza drzwi groźby, już w następnej chwili spostrzegł, jak handlarz śmieje się triumfalnie.
- Tak samo, jak oni mają naszego gwardzistę, my mamy ciebie - kapitanie, więc nic nie możecie zrobić naszemu człowiekowi! - krzyknął, na tyle głośno, że ludzie zza drzwi również go usłyszeli.
Pochwalił w myślach posunięcie Escrim, która zaalarmowała ich położenie odpalając race. Och, tak inteligentna kobieta... uśmiechnął się pod nosem.
- Skoro my mamy ciebie, a wy macie naszego gwardzistę, oboje możemy straszyć siebie nawzajem, prawda? - zaczął spokojnie. - Lepiej omówmy to powoli, bez pośpiechu, zastanówmy się, co najlepiej zadziała na naszą korzyść - powiedział, wskazując wzburzonemu handlarzowi krzesło, na którym dopiero co siedział, nim zerwał się z niego. Ten potulnie na nim usiadł, zgromiony surowym, ale spokojnym spojrzeniem czarodzieja.
- Niedługo zjawią się tu ludzie, którzy zarekwirują twoje towary, a ciebie w najlepszym przypadku wsadzą do więzienia razem z całą twoją załogą, niezależnie od tego, ile szkód zdołasz nam do tego czasu wyrządzić. Możemy cię przed tym w... pewnym stopniu uchronić, nie tyle co ze względu na to, że przetrzymujecie naszego gwardzistę; a dlatego, że możecie nam się przydać...
Gavin zaczekał, aż kolejna fala emocji - które widocznie rozlewały się na twarzy handlarza, co widać było po kolorze jego policzków - i opadnie, tak, by móc korzystnie zakończyć te pertraktacje. Kiedy kapitan statku zdołał ochłonąć, burknął w stronę czarodzieja:
- Masz mi coś do zaoferowania? - w jego tonie głosu pozostawała nutka wyższości, chyba tylko dlatego, żeby próbować samego siebie przekonać, że ma jeszcze jakieś szanse na bycie w wyższej pozycji w tej sytuacji.
- Wiem, gdzie znajduje się ukryta zatoka, w której jest nasz wróg. Przetrzymuje on pewną ważną personę, a wasz statek jest idealnie - niemalże niczym okręt piracki - przystosowany do walk okrętowych. W dodatku masz na pokładzie wielu ludzi, którzy mogliby nam posłużyć za najemników. Jeśli tylko zgodzisz się na taką współpracę, pozwolimy wam stąd odpłynąć bezpiecznie - tym razem.
Po chwili głuchej ciszy, która nastąpiła w kabinie kapitana, Gavin rzucił jeszcze:
- Droga Escrim, chciałabyś jeszcze coś dodać?